pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 77 78 79 80 81 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 5,071 do 5,135 z 8,335 ]

5,071

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:

No dobija, u mnie nawet to nie ma o czym mówić, bo nigdy nawet żadnego zalążku związku nie było, a co dopiero związku... Ale jakoś trzeba żyć. Trzeba się przyzwyczaić.

Oj zawsze coś człowieka dobija. Posiadanie partnera czy partnerki nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów. Zawsze będzie kolejny
- a bo wakacji dawno nie było
- a bo nie ma kasy na nowe auto
- a bo nie ma kash na remont
- a bo lodówka się zepsuła
- a bo znajomi się posypali

I tak dalej i tak dalej.
Dobija to, na czhm człowiek się najbardziej skupia.
Trzeba zmienić perspektywę i zamiast tego, co się nie ma, skupić się na tym, co się ma.
Trudne? Tak. Ale to Wasz wybór czy wolicie się taplać w bagienku smutku i rozpaczy czy wolicie robić coś innego.

Ja jakbym męża nie miała to bym podróżowała smile jest tyle miejsc do zobaczenia. Tak to mnie hamuje kasa, kredyt i ciąża. I nie zobaczę wszystkiego, też mnie to dobija czasami. Bo tyle ciekawych rzeczy można doświadczyć zamiast siedzieć i zmieniać pampersy. No i mam płakać, że tracę życie z tego powodu?

Zobacz podobne tematy :

5,072

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Trzeba zmienić perspektywę i zamiast tego, co się nie ma, skupić się na tym, co się ma.

Ej, ale ja się skupiam na tyle ile się da na moich zainteresowaniach i pracy. Chodzę biegać, gram w piłkę, czytam książki, itp., robię to co lubię. I to działa, ale do jakiegoś momentu.

Co do podróżowania - mnie nigdy samemu nie ciągnęło nigdzie. Gdybym miał z kim, to może. Ale tak jakoś nie mam na to motywacji i skupiam się na czymś innym.

5,073

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:
jakis_czlowiek napisał/a:

No dobija, u mnie nawet to nie ma o czym mówić, bo nigdy nawet żadnego zalążku związku nie było, a co dopiero związku... Ale jakoś trzeba żyć. Trzeba się przyzwyczaić.

Oj zawsze coś człowieka dobija. Posiadanie partnera czy partnerki nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów. Zawsze będzie kolejny
- a bo wakacji dawno nie było
- a bo nie ma kasy na nowe auto
- a bo nie ma kash na remont
- a bo lodówka się zepsuła
- a bo znajomi się posypali

I tak dalej i tak dalej.
Dobija to, na czhm człowiek się najbardziej skupia.
Trzeba zmienić perspektywę i zamiast tego, co się nie ma, skupić się na tym, co się ma.
Trudne? Tak. Ale to Wasz wybór czy wolicie się taplać w bagienku smutku i rozpaczy czy wolicie robić coś innego.

.

Co masz na myśli pisząc "coś innego"?

5,074

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Chodziłam i na terapię i do psychiatry, który na szczęście nie przepisywał tylko na sucho leków, ale była i rozmowa, przez te wszystkie lata. Oni wszyscy mówili właśnie dokładnie coś innego niż Loka, że nie ma nic złego w dążeniu do bycia z kimś. Poza tym poznali mnie przez lata i mówili, że dobrze by było gdybym sobie kogoś znalazła. Dodawali też że absolutnie nie mam skłonności do bycia kobietą bluszczem, jestem samodzielna, dobrze zorganizowana i mam hobby, zainteresowania i ciekawe życie. Tu na forum czytam całkiem coś innego i to od osób, które mają udane życie zwiazkiwe i rodzinne.
Nie wiem, może po tym moim pisaniu myślą, że jestem taka sierotka, co to po pracy nie ma co robić, bezradna, która czeka na faceta by uczynił jej życie szczęśliwym i zorganizował jej czas.
Innego wytłumaczenia nie ma. Bo inaczej jak można komuś obcemu pisać takie farmazony, podczas gdy otoczenie od lat mówi coś innego, a przecież znamy się szmat czasu?

5,075

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

kwestia farta.... jak ze wszystkim i wszedzie...   syty nie zrozumie głodnego i tyle...
tez chodzę na terapię, 3 terapeuta i tez nijak nie potrafię zaakceptować pewnych rzeczy... na ktore nie mam za bardzo wpływu, bo to kwestia jak cos sie nie podoba to to zmien, a jak nie to zmien perspektywe jakos albo ...idz na terapię, docen co masz, inni mają gorzej jakby to miało jakoś pomoc.. itp itd..... łatwo się mówi.... możemy sobie pogadac....... hmm

5,076

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Bo inaczej jak można komuś obcemu pisać takie farmazony, podczas gdy otoczenie od lat mówi coś innego, a przecież znamy się szmat czasu?

Nie podchodziłbym aż tak ostro do tego, co Loka napisała. Po prostu każdy ma trochę inne spojrzenie, co nie znaczy, że nie chce pomóc. Z tych osób, co się tu często wypowiadają, to podobne spojrzenie co ja i Ty może mieć Lody Miętowe. Inni mogą co najwyżej próbować wyobrazić sobie to.

5,077 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2022-03-15 14:45:56)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Super Ross, tylko ja nigdzie nie napisałam, że to coś złego szukać kogoś. Nie napisałam też że nie jesteś samodzielna, nie napisałam, że jesteś bluszczem, nie napisałam, że jesteś bezradną sierotką, która czeka aż facet jej zorganizuje czas.
Więc pytanie, która z nas napisała farmazony.

Napisałam, że posiadanie partnera nie rozwiązuje magicznie wszystkich życioeych problemów i że nawet jak człowiek jest w związku, to dalej będą rzeczy dobijające. I że zamiast skupiać się na rzeczach dobijających, warto skupić się na pozytywach.
Ja Ci serio gorąco życzę faceta, Ross, co nie zmienia jednak tego, że bez faceta można żyć normalnie na maxa. Wiadomo, że jest ten brak. No jest. Ale to, że ten brak Cię dobija wynika z Twojej decyzji.

Edit. Jakis_czlowiek, wiesz, to, ze mam męża teraz nie oznacza, że nigdy nie byłam w sytuacji długotrwałego braku faceta. Byłam. Więc nie identyfikuję się z zarzutem, że nie wiem jak to jest, bo wiem. I mam porównanie tego, że jak się ma problemy, to one w związku nie zniknś, tylko wybuchną z całej siły.
Poza tym ja miałam plan na życie jakby facet się nie pojawił. I przepracowałam w sobie ten brak. Opłakałam. Dopiero później poznałam mojego męża.

5,078 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-03-15 14:50:30)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Super Ross, tylko ja nigdzie nie napisałam, że to coś złego szukać kogoś. Nie napisałam też że nie jesteś samodzielna, nie napisałam, że jesteś bluszczem, nie napisałam, że jesteś bezradną sierotką, która czeka aż facet jej zorganizuje czas.
Więc pytanie, która z nas napisała farmazony.

Napisałam, że posiadanie partnera nie rozwiązuje magicznie wszystkich życioeych problemów i że nawet jak człowiek jest w związku, to dalej będą rzeczy dobijające. I że zamiast skupiać się na rzeczach dobijających, warto skupić się na pozytywach.
Ja Ci serio gorąco życzę faceta, Ross, co nie zmienia jednak tego, że bez faceta można żyć normalnie na maxa. Wiadomo, że jest ten brak. No jest. Ale to, że trn brak Cię dobija wynika z Twojej decyzji.

Skąd pomysł,że szukam faceta aby to magicznie rozwiazalo wszystkie problemy, skoro od 10 lat po rozstaniu i 10 lat przed tym, jak byłam w związku( między 20 a 30 rokiem zycia)roblemy rozwiązywałam sama? Wychodzi równo 20 lat.

A dwa, sama też mogłaś żyć samotnie. Po co Ci był ślub, facet, dziecko? Nie mogłaś żyć sama ?
Jeśli można żyć samemu, to czemu zdecydowałaś się na ślub, dziecko, życie razem?

Edit: też przepracowałam bycie sama I życie w planie B co z resztą robię. Od 10 lat nawet za rękę z nikim nie chodziłam.

5,079 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2022-03-15 14:55:01)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Loka, jeśli to zabrzmiało jak zarzut, to przepraszam.

Nie znam historii ludzi na tym forum na pamięć, więc nie wiem co kto przeżył w życiu. Jedynie Lody Miętowe coś wspominała, to pamiętałem.

Chodziło mi tylko o podkreślenie, że ludzie na tym forum starają się pomóc, chociaż niekoniecznie są w tej samej sytuacji, więc mogą mieć inne spojrzenie.

5,080

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:

Loka, jeśli to zabrzmiało jak zarzut, to przepraszam.

Nie znam historii ludzi na tym forum na pamięć, więc nie wiem co kto przeżył w życiu. Jedynie Lody Miętowe coś wspominała, to pamiętałem.

Chodziło mi tylko o podkreślenie, że ludzie na tym forum starają się pomóc, chociaż niekoniecznie są w tej samej sytuacji, więc mogą mieć inne spojrzenie.

Z radami trzeba uważać
Ja właśnie dostawałam rady typu, naucz się żyć sama ze sobą- co kompletnie było nie trafione, bo okazało się, jeszcze podczas terapii, że właśnie umiałam żyć doskonale sama ze sobą.
Potem słyszałam, że facet nie jest od rozwiązywania problemow- nigdy tak o tym nie myślałam, że facet miałby mi rozwiazywac moje problemy, widać osoby piszące  to same miały z tym problem. Nie przyszłoby mi do głowy coś takiego komuś poradzić.
Rady typu  ale możesz podróżować ją też nie zeiedzilam Dubaju i nie płacze nad tym-takie rady dostawałam od osób w małżeństwach,  z dziećmi. Inna samotna mi tego nie napisała.

5,081

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Pomijając oczywiście obecną sytuację za naszą wschodnią granicą, to moim zdaniem naprawde można znaleźć milion różnych rzeczy, które stają się obiektywnie ważniejsze niż posiadanie partnera. Zdrowie(tu akurat Mickiewcz miał rację big_smile), godziwa praca, szacunek wśród ludzi z otoczenia, coś, co ogolnie w życiu czlowieka cieszy..Może się mylę, ale im bardziej osoby, które tak usilnie próbują znaleźć sobie kogoś, to podkreślają, to wydaje się, jakby ich praktycznie nic innego nie cieszyło w życiu. Być może to fałszywe spostrzeżenie, ale to akurat moja subiektywna ocena.
Jeśli ktoś naprawde nie potrafi sobie w życiu poradzić czy może bardziej żyje z dnia na dzień bez perspektyw, bo nie ma partnera, to problemu powinien doszukiwać w sobie a nie w otoczeniu. Tak, jak Loka podkreśla drugi człowiek to nie jest panaceum na wszelkie problemy czy sposób na ułożenie sobie życia. Co więcej, bałbym się mieć obok siebie kogoś, dla którego jestem "całym światem"...

5,082

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ach Ross jak zwykle wszystko jest w stanie tak przekręcić, żeby pokazać w tym swoje njeszczęście i to, że nikt nie jest w stanie jej pomóc big_smile
Że też ja głupia się jeszcze na to nabieram.

Ross, czytanie ze zrozumieniem. Jak ze zrozumieniem przeczytasz mój 1 post z dzisiaj to możemy rozmawiać. Jak nie, to i tak nie ma sensu, bo wyciągasz z kontekstu i robią Ci się rzeczy, których tam nie napisałam.
Z drugiej strony jak sama piszesz, może te rzeczy, które odbierasz jako atak albo przytyk i robisz im nadinterpretację to rzeczy, które Cię bolą?
Ale to już zostawiam Tobie, bo ja tu nie będę wpadać smile

5,083

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Pomijając oczywiście obecną sytuację za naszą wschodnią granicą, to moim zdaniem naprawde można znaleźć milion różnych rzeczy, które stają się obiektywnie ważniejsze niż posiadanie partnera. Zdrowie(tu akurat Mickiewcz miał rację big_smile), godziwa praca, szacunek wśród ludzi z otoczenia, coś, co ogolnie w życiu czlowieka cieszy..Może się mylę, ale im bardziej osoby, które tak usilnie próbują znaleźć sobie kogoś, to podkreślają, to wydaje się, jakby ich praktycznie nic innego nie cieszyło w życiu. Być może to fałszywe spostrzeżenie, ale to akurat moja subiektywna ocena.
Jeśli ktoś naprawde nie potrafi sobie w życiu poradzić czy może bardziej żyje z dnia na dzień bez perspektyw, bo nie ma partnera, to problemu powinien doszukiwać w sobie a nie w otoczeniu. Tak, jak Loka podkreśla drugi człowiek to nie jest panaceum na wszelkie problemy czy sposób na ułożenie sobie życia. Co więcej, bałbym się mieć obok siebie kogoś, dla którego jestem "całym światem"...

Radzę sobie w życiu, nie żyje bez perspektyw,  cieszy mnie milion innych rzeczy,  a mimo tego nie chciałabym kolejnych 20 lat przeżyć sama. Mało tego, jak już pisałam,  plyerapeuci, psychiatra mówili zupełnie coś innego. Pisywałam wtedy na forum a na terapii mówiłam, ze jestem w takim miejscu i ludzie radza mi cieszyć się z tego co nam i nie szukać szczęścia w innych. Psychiatra i terapeuta tylko oczy otwierali ze zdumienia, mówili pani Rossanko, ale te rady pani nie dotyczą, bo pani imię sobie zorganizować życie, rozwiazywC problemy, cieszą panią różne rzeczy i robi oni ciekawe rzeczy w życiu. A to czego pani by chciała, to normalne potrzeby człowieka i nie co z tym walczyć.

5,084

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Ach Ross jak zwykle wszystko jest w stanie tak przekręcić, żeby pokazać w tym swoje njeszczęście i to, że nikt nie jest w stanie jej pomóc big_smile
Że też ja głupia się jeszcze na to nabieram.

Ross, czytanie ze zrozumieniem. Jak ze zrozumieniem przeczytasz mój 1 post z dzisiaj to możemy rozmawiać. Jak nie, to i tak nie ma sensu, bo wyciągasz z kontekstu i robią Ci się rzeczy, których tam nie napisałam.
Z drugiej strony jak sama piszesz, może te rzeczy, które odbierasz jako atak albo przytyk i robisz im nadinterpretację to rzeczy, które Cię bolą?
Ale to już zostawiam Tobie, bo ja tu nie będę wpadać smile

Po co więc ten slub i zakładanie rodziny? Mogłaś żyć sama. Albo do 40 a potem ewentualnie się za kimś rozglądnąć. Albo i nie, albo żyć sama.
Masz męża, dziecko o ole dobrze czytam i radzisz osobie samotnej, która jak pisze w sumie 20 lat z malą przerwą jest sama, żeby nie skupiała się na tym i cieszyła z podróży.
Co to jest wogole za rada?
Może się mylę? Jak sądzą inni forumowicze?

5,085 Ostatnio edytowany przez jakis_czlowiek (2022-03-15 15:59:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ej dziewczyny, ta dyskusja zmierza w złą stronę. Proponuję wziąć oddech i się pogodzić smile

Ross, jeśli o mnie chodzi, to ja Cię bardzo dobrze rozumiem, bo podobny problem mam. A jeśli chodzi o rady Loki, to może nie zgadzam się z nimi, ale też nie uważam je za całkowicie złe. Ciężko jest wejść w 100% w skórę danej osoby, by wiedzieć, co tak dokładnie czuje. Sam mam tak, że często chcę dobrze, a niekoniecznie tak potem wychodzi.

I nie widzę sensu w atakowaniu siebie nawzajem teraz.

5,086

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rzadko, bo rzadko, ale kilka razy zetknąłem się ze stwierdzeniem, że ktoś narzeka z powodu braku partnera, twierdząc jednocześnie, że wolałby być chorym czy niedołęznym, ale być z kimś..
To już wtedy cieżko o rozsądną dyskusję...

5,087 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-15 16:41:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Po co więc ten slub i zakładanie rodziny? Mogłaś żyć sama. Albo do 40 a potem ewentualnie się za kimś rozglądnąć. Albo i nie, albo żyć sama.
Masz męża, dziecko o ole dobrze czytam i radzisz osobie samotnej, która jak pisze w sumie 20 lat z malą przerwą jest sama, żeby nie skupiała się na tym i cieszyła z podróży.
Co to jest wogole za rada?
Może się mylę? Jak sądzą inni forumowicze?

Sądzę rossanko, że niezależnie od tego, jak bardzo pragniesz w swoim życiu obecności drugiego człowieka, jak bardzo pragniesz dzielić swoje życie z kimś we dwoje, a nie iść przez to życie samotnie, tak nie masz wpływu na to, czy spotkasz w tym życiu człowieka, co czuje jak Ty (parafrazuję słowa piosenki Edyty Geppert).
Dlatego dotąd dopóki nie ma w Twoim życiu człowieka, którego tak bardzo pragniesz, żyjesz samotnie, a kiedy w końcu ten człowiek się pojawia i czujecie że jest wam po drodze, idziesz dalej przez życie z tym człowiekiem, no chyba że podejmujesz świadomą, racjonalną i przemyślaną decyzję o tym, że mając wybór wybierasz samotność smile

5,088 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-03-15 16:06:34)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:

(...)Ciężko jest wejść w 100% w skórę danej osoby, by wiedzieć, co tak dokładnie czuje. (...)


Heeh, ta rada zwykle znajduje zrozumienie w tą właśnie stronę, tzn. kiedy osoba zajęta/w szczęśliwym zwiazku pociesza samotną. Natomiast jak osoba sama(nie samotna!) zapewnia, że jej dobrze, to każdy naokoło próbuje ją przekonać, że się myli.. big_smile

5,089 Ostatnio edytowany przez LenaLu (2022-03-15 23:20:54)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A ja dobrze Rossankę rozumiem, o co jej chodzi. Ona nigdzie nie napisała, że panaceum na jej samotność i wszystkie inne problemy byłby mężczyzna w jej życiu. Ona po prostu odczuwa brak czegoś, kogoś i się z tym dzieli. I ma rację, że ktoś kto posiada rodzinę, dzieci czy choćby partnera nie jest w stanie obiektywnie dać wsparcie. Wydaje mi się, że chodzi tu też o to, że coś ją w życiu ominęło bądź omija i stąd ten żal.
Ja tylko dodam od siebie w ramach pocieszenia, że czasem sama robię taki bilans i też nie za fajnie on wyglada. Tylko, że u  mnie wygląda to tak, że ileś związków już było, nawet małżeństwo, a i tak zawsze ląduję w tym samym punkcie.
Wydaje mi się, że ja po prostu jeszcze nie zaakceptowałam możliwości, że mogę nigdy już nie trafić na odpowiedniego mężczyznę ani nie przeżyć fajnej relacji, dlatego ładuję się w relacje bez przyszłości i to samo przyciągam.
Mówi się, że relacja z samym sobą jest najważniejsza, zgadzam się, ale niestety człowiek nie jest stworzony do życia w pojedynkę.

5,090

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanka, co do podróżowania to uważam, że w pojedynkę nie daje tyle frajdy co z kimkolwiek fajnym.

100x bardziej wolałbym wypad ze znajomymi pod namioty niż samemu do Tokio.
Dlaczego? Bo w pierwszym wypadku lepiej bym się po prostu bawił. Chodzenie samemu po mieście i zwiedzanie zabytków w pojedynkę (czy tam samemu ale na zorganizowanej wycieczce) to serio chyba nie dla mnie.

rossanka napisał/a:

Czy nie dobija Was tu czytających to, że jak robicie bilans życia, to jesli chodzi o sprawy uczuciowe ( bo ten temat nie jest o pracy, zainteresiwanuach, hobby itd), jeśli chodzi o te sprawy, czy ktoś ma jeszcze doła, że ma ilestam lat ( ja w tym roku skończę 45), a w podsumowanie wychodzi: wkasna ridzina-brak, dzieci - brak, ilość związków na koncie- jeden ( dawno skonczony), perspektywy na przyszlisc- nie wiadomo, na pewno nie rodzina. Nie dobiją Kogoś to?

Kiedyś mnie dobijało a teraz nie.
Przyjąłem ten stan rzeczy na klatę i nauczyłem się z tym żyć. Trzeba patrzeć też na pozytywne aspekty tego stanu rzeczy.
Jak wybuchnie wojna w naszym kraju i nie będziesz miała dzieci to zobacz ile zmartwień Ci odejdzie, bo byś się katowała psychicznie na zasadzie ,,Boże kochany, oby nie oberwały bombą".
Nie mając męża nigdy nie zostaniesz zdradzona.
No i takie tam.

rossanka napisał/a:

Żałuje, że za tzw młodu nie szalałam, byłam wtedy cicha, grzeczna, spokojna , jak miłość to do grobowej deski, seks najlepiej tylko z jednym przez całe życie i to z miłości- i takie tam bzdury. Koleżanki bawiły się w najlepsze, niektóre puszczały sie  na lewo i prawo.

Ja też żałuję, że w moim całym życiu seksu było (dosłownie) jak na lekarstwo.
Lecz gdybym się cofnął o te 10 lat to i tak dalej by go nie było, bo podróż w czasie nie zmieniłaby faktu, że kobiety mnie nie chciały.
Jak mi pyknie 30stka to naprawdę zacznę chodzić na te prostytutki, bo ,,przymusowa" wstrzemięźliwość seksualna dla zdrowego faceta jest gorzej jak wyrok.

5,091

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Pomijając oczywiście obecną sytuację za naszą wschodnią granicą, to moim zdaniem naprawde można znaleźć milion różnych rzeczy, które stają się obiektywnie ważniejsze niż posiadanie partnera. Zdrowie(tu akurat Mickiewcz miał rację big_smile), godziwa praca, szacunek wśród ludzi z otoczenia, coś, co ogolnie w życiu czlowieka cieszy..Może się mylę, ale im bardziej osoby, które tak usilnie próbują znaleźć sobie kogoś, to podkreślają, to wydaje się, jakby ich praktycznie nic innego nie cieszyło w życiu. Być może to fałszywe spostrzeżenie, ale to akurat moja subiektywna ocena.
Jeśli ktoś naprawde nie potrafi sobie w życiu poradzić czy może bardziej żyje z dnia na dzień bez perspektyw, bo nie ma partnera, to problemu powinien doszukiwać w sobie a nie w otoczeniu. Tak, jak Loka podkreśla drugi człowiek to nie jest panaceum na wszelkie problemy czy sposób na ułożenie sobie życia. Co więcej, bałbym się mieć obok siebie kogoś, dla którego jestem "całym światem"...

Radzę sobie w życiu, nie żyje bez perspektyw,  cieszy mnie milion innych rzeczy,  a mimo tego nie chciałabym kolejnych 20 lat przeżyć sama. Mało tego, jak już pisałam,  plyerapeuci, psychiatra mówili zupełnie coś innego. Pisywałam wtedy na forum a na terapii mówiłam, ze jestem w takim miejscu i ludzie radza mi cieszyć się z tego co nam i nie szukać szczęścia w innych. Psychiatra i terapeuta tylko oczy otwierali ze zdumienia, mówili pani Rossanko, ale te rady pani nie dotyczą, bo pani imię sobie zorganizować życie, rozwiazywC problemy, cieszą panią różne rzeczy i robi oni ciekawe rzeczy w życiu. A to czego pani by chciała, to normalne potrzeby człowieka i nie co z tym walczyć.

Popieram Rossankę
Ktoś, kto nie ma zmysłu obserwacji, nie zrozumie tego. Wszyscy myślą, że osoby, które piszą, że chciałyby znaleźć drugą połówkę to są desperaci albo nudne osoby, co nie potrafią sobie zorganizować wolnego czasu. A to nieprawda. Przecież są single, którzy mają znajomych, pasje, podróżują i lubią to.
Ale człowiek potrzebuje bliskości! Ciężko psychicznie wyrobić będąc całkiem samemu. Czasy szkolne, potem studenckie pół biedy, ale potem się ludzie statkują, zakładają rodziny, które są na 1 planie, a znajomi odchodzą w dal. Nie wiem, czemu ludzie tak usilnie temu zaprzeczają. Nawet terapeuci przyznają, że nawet największy introwertyk potrzebuje kompana, więc co w tym dziwnego? A ludzie, co się nie znają tej tezie zaprzeczają...
Gdyby człowiek był stworzony do samotności to by się rozmnażał partenogenetycznie (dzieworództwo), a że się tak nie rozmnaża, to znaczy, że potrzebuje drugiego człowieka.
Sama jestem introwertyczką i uwielbiam przebywać sama. Długotrwałe przebywanie wśród innych mnie męczy. Jednak czasem mam ochotę się po prostu do kogoś przytulić.
Dlatego ja się nie dziwię, że psychoterapeuta tak powiedział, bo mam dokładnie takie samo zdanie. Potrzeba bliskości to potrzeba jak każda inna. I jak mamy piramidę potrzeb człowieka to potrzeba przynależności też się tam znajduje

5,092

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jak wybuchnie wojna w naszym kraju i nie będziesz miała dzieci to zobacz ile zmartwień Ci odejdzie, bo byś się katowała psychicznie na zasadzie ,,Boże kochany, oby nie oberwały bombą".
Nie mając męża nigdy nie zostaniesz zdradzona.
No i takie tam.

Do mnie te argumenty nie przemawiają
A w ogóle usłyszałam ostatnio od kobiety, dobrej znajomej, wielokrotnie zdradzanej przez męża, poniżanej w towarzystwie, że jest jej mnie żal bo - cytuję - ona nie wyobraża sobie, że musiałaby ścielić łózko dla samej siebie i nie móc się przytulić do starego (sic!). Jako, że godzina była późna, w głowach szumiało, a ona cały wieczór we mnie uwadzała, odparowałam, że ja w łóżku stawiam na higiene i bezpieczeństwo więc przytulam się tylko do psa, ale on nie ma pchieł więc i w łóżku nie ma tłumu smile Nie wiem czy skumała, ale się już nie odezwała do mnie.
To taka pointa do tego, że nie wiadomo czyja samotność jest gorsza, tych którzy sami cierpią w milczeniu czy ci którzy mają wokół siebie niby wszystko a jednak nikogo.

5,093 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-03-16 00:04:20)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lena Błędem jest z pewnością pogląd, żę osoba będąca singlem jest na tyle wyobcowana czy samotna, że nie wychodzi do ludzi ani nie spotyka się ze znajomymi.
Oczywiśćie brak partnera może doskwierać, ale jeśli ktoś stroni od ludzi i czuje się samotny, to niestety obecność drugiej osoby może niespecjalnie zmienić sytuację. Inaczej mówiąc, póki się samemu nie cieszy z życia, ciężko wtedy być dla kogoś partnerem. Nie twierdzę oczywiście, że tak jest w wypadku Rossanki

W moim przypadku akurat jest tak, że kontkaty społęczne i towarzyskie z tymi ludźmi, jakich mam w zupełności wsyatrczają mi do zaspokojenia tych potrzeb, które tak często się przywołuje. Chodzi właśnie o możliwość bycia z kimś, kiedy ma się kogoś bliskiego czy znajomego u boku. Fajnie jest być częścią ekipy, ale na dłuższą metę męczy mnie obecność kogoś blisko, takie uczucie niepokoju, pobudzenia w negatywnym znaczeniu tego słowa. Nawet, jak z jakimś kumplem dawno się nie widziałem a potem nagle miałem czas, powiedzmy 2-3 dni, bo akurat byłem na weekend w mieście, to mi wsyaterczył jeden wieczór na spotkanie a nie całe 3 dni z jednym gościem. Wiem, że to tylko kumpel, ale chodzi mi o analogię.

Natomiast jak sobie robię takie bilanse, to zawsze myślę o tym, co może mnie jeszcze w życiu spotkać a nie o tym, czego nie przeżyłem.
Podróżowanie w pojedynkę? Czemu nie? O ile jest tylko bezpiecznie.. smile

5,094

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Chodziłam i na terapię i do psychiatry, który na szczęście nie przepisywał tylko na sucho leków, ale była i rozmowa, przez te wszystkie lata. Oni wszyscy mówili właśnie dokładnie coś innego niż Loka, że nie ma nic złego w dążeniu do bycia z kimś. Poza tym poznali mnie przez lata i mówili, że dobrze by było gdybym sobie kogoś znalazła. Dodawali też że absolutnie nie mam skłonności do bycia kobietą bluszczem, jestem samodzielna, dobrze zorganizowana i mam hobby, zainteresowania i ciekawe życie. Tu na forum czytam całkiem coś innego i to od osób, które mają udane życie zwiazkiwe i rodzinne.
Nie wiem, może po tym moim pisaniu myślą, że jestem taka sierotka, co to po pracy nie ma co robić, bezradna, która czeka na faceta by uczynił jej życie szczęśliwym i zorganizował jej czas.
Innego wytłumaczenia nie ma. Bo inaczej jak można komuś obcemu pisać takie farmazony, podczas gdy otoczenie od lat mówi coś innego, a przecież znamy się szmat czasu?

Powiem brutalnie
Najgłupsze rady dają ci, którzy tego nie przeszli. "Naucz się żyć samemu" albo "partner nie rozwiąże twoich problemów"- i kto to pisze? Najczęściej ludzie w długich związkach lub zamężni i dzieciaci. Jakoś nie słyszę takich rzeczy od innych singli albo od osób, co były w podobnej sytuacji (bo czytałam wypowiedzi dziewczyn, które borykały się latami z samotnością i nie gadały takich farmazonów)
A potrzeba bliskości to rzecz NORMALNA

5,095

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Patrząc na moje kontakty towarzyskie, to z dwa/trzy razy w tygodniu gram w piłkę ze znajomymi. Raz na miesiąc spotykam się z ludźmi z poprzedniej pracy (kręgle, grill, itp.). W sumie niewiele, ale mi to w miarę wystarcza. Ale jak bardzo bym chciał, to zwykli znajomi nigdy nie zastąpią kogoś bliskiego. Nie pogadam z nimi o jakichś prywatnych rzeczach/problemach. Nie pomogą na to, że budzę się rano i nie mam się do kogo przytulić. Że nie mam z kim pośmiać się podczas filmu. Nawet kurna nie mam się z kim pokłócić xD

Spotkania ze znajomymi, czy różne hobby, nie zmienią tego, że jak idę sobie do sklepu to widzę masę różnych ludzi z drugą połówką i zastanawiam się, co poszło nie tak^^ Ostatnio miałem trening i zaprosiliśmy kilku juniorów, dzieciaki z 16-17 lat może. Praktycznie każdy z dziewczyną przyszedł. Czasem takie coś potrafi dać w kość

5,096 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-03-16 00:27:31)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tylko to prawda!

Jeszcze raz mówię, że akurat nie odnoszę się tutaj do Rosanki, ale ogółu.
Osobom które cały swój świat zamykają w partnerze, tzn. ich życie kręci się wokół partnera. Jak słyszę, żę ktoś mówi: "był/jest całym moim światem, to mi się lampka zapala. Trzeba brać też pod uwagę, że ludzie są różni i nie każdy potrzebuje tak bardzo stereotypowo bliskiej więzi. Widać to często po tym, jak pojawiają się problemy w związku, bo np facet nie spędza tyle czasu z partnerką, ile ONA by oczekiwała. Tymczasem dla niego taki a nie inny tryb jest akurat normalny.
Tak samo jest m.in. z potrzebą bliskości, towarzystwa czy wspólnego spędania czasu.

Za przytulaniem specjalnie nie przepadam, kłócić się nie lubię(nieważne z kim) a widok par jest dla mnie zwyczajnie obojętny.

5,097 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-16 00:51:27)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
YellowStar napisał/a:

Powiem brutalnie
Najgłupsze rady dają ci, którzy tego nie przeszli. "Naucz się żyć samemu" albo "partner nie rozwiąże twoich problemów"- i kto to pisze? Najczęściej ludzie w długich związkach lub zamężni i dzieciaci. Jakoś nie słyszę takich rzeczy od innych singli albo od osób, co były w podobnej sytuacji (bo czytałam wypowiedzi dziewczyn, które borykały się latami z samotnością i nie gadały takich farmazonów)
A potrzeba bliskości to rzecz NORMALNA

Zastanów się chwilę, kto jak to, jeśli nie osoba właśnie w długoletnim związku, może powiedzieć więcej o tym czego można a czego nie można się po związku spodziewać, w tym tego, że partner nie jest lekiem na całe zło? To jest przecież ta osoba, która wie to doskonale z własnego doświadczenia.

Tak, potrzeba bliskości to rzecz normalna. Problem polega na tym, że osoby samotne długie lata i spragnione bliskości drugiego człowieka, bądź nie będące nigdy w długoletnim związku (lub jakimkolwiek związku) mają tendencję do gloryfikowania związku jako takiego, i nie biorą pod uwagę, że związek jest zjawiskiem dynamicznym.

Takie osoby wpadają w pułapkę własnych oczekiwań. Gloryfikują to co jest aktualnie poza ich zasięgiem.


Natomiast nikt nikomu nie odpowie na pytanie, dlaczego jest tak, że przez połowę naszego życia nie spotkaliśmy tej osoby, z którą moglibyśmy układać sobie wspólnie życie.

5,098

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:

Takie osoby wpadają w pułapkę własnych oczekiwań. Gloryfikują to co jest aktualnie poza ich zasięgiem.

Ja tam nic nie gloryfikuję, zdaję sprawę, że związek to nie jest coś idealnego. Tylko że ja nie mam nawet szans tego doświadczyć. Tylko co najwyżej czytam co inni o związkach mówią.

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:

Takie osoby wpadają w pułapkę własnych oczekiwań. Gloryfikują to co jest aktualnie poza ich zasięgiem.

Ja tam nic nie gloryfikuję, zdaję sprawę, że związek to nie jest coś idealnego. Tylko że ja nie mam nawet szans tego doświadczyć. Tylko co najwyżej czytam co inni o związkach mówią.

Wielu rzeczy, których pragniemy w życiu nie mamy szansy nigdy doświadczyć.

5,100

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:

Wielu rzeczy, których pragniemy w życiu nie mamy szansy nigdy doświadczyć.

Jasne, tylko co innego rzeczy trudno dostępne, a takie, co 99% ludzi zna.

5,101 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-16 01:20:04)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:

Wielu rzeczy, których pragniemy w życiu nie mamy szansy nigdy doświadczyć.

Jasne, tylko co innego rzeczy trudno dostępne, a takie, co 99% ludzi zna.

Mówię o własnych potrzebach a nie o wartościowaniu własnego życia przez pryzmat tego, co mają lub znają inni ludzie.

5,102

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Aha, czyli jak mam takie potrzeby jak 99% ludzi, tylko że mi nie wyszło, to znaczy, że chcę się dowartościować? tongue

5,103 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-16 01:34:20)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:

Aha, czyli jak mam takie potrzeby jak 99% ludzi, tylko że mi nie wyszło, to znaczy, że chcę się dowartościować? tongue

Nie wiem, nigdy nie przeglądałam się w obliczy innych ludzi tongue

Do tego wszystkiego związki mi nie wychodzą, więc jeden pies, nie rozdzieram szat tongue Pomogłam?

5,104

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:

Nie wiem, nigdy nie przeglądałam się w obliczy innych ludzi tongue

Do tego wszystkiego związki mi nie wychodzą, więc jeden pies, nie rozdzieram szat tongue Pomogłam?

^^

Idę spać. Dobranoc.

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jakis_czlowiek napisał/a:
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:

Nie wiem, nigdy nie przeglądałam się w obliczy innych ludzi tongue

Do tego wszystkiego związki mi nie wychodzą, więc jeden pies, nie rozdzieram szat tongue Pomogłam?

^^

Idę spać. Dobranoc.

Głowa do góry, wąsy na boki. Więcej wiary w siebie smile

5,106

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
yellow_star napisał/a:

Sama jestem introwertyczką i uwielbiam przebywać sama. Długotrwałe przebywanie wśród innych mnie męczy. Jednak czasem mam ochotę się po prostu do kogoś przytulić.
Dlatego ja się nie dziwię, że psychoterapeuta tak powiedział, bo mam dokładnie takie samo zdanie. Potrzeba bliskości to potrzeba jak każda inna. I jak mamy piramidę potrzeb człowieka to potrzeba przynależności też się tam znajduje

Krąży głupia teoria, że jak tylko ktoś napisze coś w stylu, że chciałbym mieć bliską osobę, być w związku, to zaraz klepana jest formułka, że drugi człowiek szczęścia nie da, że drugi człowiek nie jest od rozwiązywania problemów, że nie należy uzalezniac swojego życia od drugiej osoby (w stosunku do siebie nigdy nie słyszałam takiej formułki w gabinecie na terapii, wręcz odwrotnie, zachęcano mnie do wychodzenia do mężczyzn i próbowania relacji).
Ja się długo złościłam na te słowa, ale teraz mniej, bo one mnie nie dotyczą. One dotyczą osób, które je wypowiadają. Myślę, że osoby to piszące, które na dodatek zazwyczaj są już od dawna w związkach, piszą tu o sobie, bo same były potrzebujące, spodzuewaly sie, że mezczyzna czy kobieta zmieni ich życie, pokona problemy, których sami nie umieli pokonać, wypełni im pustke, która same odczuwały i zorganizuje życie,  czego same również nie umiały.
Nie przyjdzie im do głowy fakt, że ktoś inny ma przez siebie zorganizowane życie, że na codzień sam radzi sobie z problemami, finansowo również, że na codzień ktoś pracuje, poza pracą też nie cierpi na nudę, bo doskonale umie sobie zorganizować czas, a mimo tego chciałby dzielić życie z kimś. Nie przyjdzie im do głowy taka teoria, bo porównują sytuację do swojej, czyli gdy ktoś napisze że chciałby być w związku, to na mur beton jest na codzień nieszczesliwy, nie radzi sobie z życiem i uwaza, że druga osoba misi mu to wszystko ponaprawiać wraz z pojawieniem się w jej życiu. To jest jakiś kosmos normalnie. L psychologowie, psychiatrzy mówili mi coś innego, że to normalna potrzeba, istnieją osoby nieporadne że skolonnoscią do uwieszania się na facecie, ale to nie byłam ja- tak słyszałam.
Mam pomysł, że ten teorie piszą osoby w małżeństwach przez swój pryzmat, że spodziewały się, że mąż czy żona da im szczęście, powypełnia braki i zorganizuje życie. A tu tak się nie stało, więc są sfrustrowane. Nie przyjdzie im do głowy, że to kompletna osoba szuka drugiej kompletnej osoby do życia.

5,107

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
yellow_star napisał/a:

Sama jestem introwertyczką i uwielbiam przebywać sama. Długotrwałe przebywanie wśród innych mnie męczy. Jednak czasem mam ochotę się po prostu do kogoś przytulić.
Dlatego ja się nie dziwię, że psychoterapeuta tak powiedział, bo mam dokładnie takie samo zdanie. Potrzeba bliskości to potrzeba jak każda inna. I jak mamy piramidę potrzeb człowieka to potrzeba przynależności też się tam znajduje

Krąży głupia teoria, że jak tylko ktoś napisze coś w stylu, że chciałbym mieć bliską osobę, być w związku, to zaraz klepana jest formułka, że drugi człowiek szczęścia nie da, że drugi człowiek nie jest od rozwiązywania problemów, że nie należy uzalezniac swojego życia od drugiej osoby (w stosunku do siebie nigdy nie słyszałam takiej formułki w gabinecie na terapii, wręcz odwrotnie, zachęcano mnie do wychodzenia do mężczyzn i próbowania relacji).
Ja się długo złościłam na te słowa, ale teraz mniej, bo one mnie nie dotyczą. One dotyczą osób, które je wypowiadają. Myślę, że osoby to piszące, które na dodatek zazwyczaj są już od dawna w związkach, piszą tu o sobie, bo same były potrzebujące, spodzuewaly sie, że mezczyzna czy kobieta zmieni ich życie, pokona problemy, których sami nie umieli pokonać, wypełni im pustke, która same odczuwały i zorganizuje życie,  czego same również nie umiały.
Nie przyjdzie im do głowy fakt, że ktoś inny ma przez siebie zorganizowane życie, że na codzień sam radzi sobie z problemami, finansowo również, że na codzień ktoś pracuje, poza pracą też nie cierpi na nudę, bo doskonale umie sobie zorganizować czas, a mimo tego chciałby dzielić życie z kimś. Nie przyjdzie im do głowy taka teoria, bo porównują sytuację do swojej, czyli gdy ktoś napisze że chciałby być w związku, to na mur beton jest na codzień nieszczesliwy, nie radzi sobie z życiem i uwaza, że druga osoba misi mu to wszystko ponaprawiać wraz z pojawieniem się w jej życiu. To jest jakiś kosmos normalnie. L psychologowie, psychiatrzy mówili mi coś innego, że to normalna potrzeba, istnieją osoby nieporadne że skolonnoscią do uwieszania się na facecie, ale to nie byłam ja- tak słyszałam.
Mam pomysł, że ten teorie piszą osoby w małżeństwach przez swój pryzmat, że spodziewały się, że mąż czy żona da im szczęście, powypełnia braki i zorganizuje życie. A tu tak się nie stało, więc są sfrustrowane. Nie przyjdzie im do głowy, że to kompletna osoba szuka drugiej kompletnej osoby do życia.

Fajne spostrzeżenie, wiele razy o tym myślałam, że to co piszemy komuś drugiemu, piszemy tak naprawdę do siebie. Wiele razy miałam tak, że potrzebowałam się wygadać, znaleść ulgę w jakiejś sytuacji i okazywało się, że wygadując się komuś wygadywałam się sobie samej, po czym sama czułam jak rodzi się we mnie, dla mnie odpowiedź. Ale faktycznie obecność tej konkretnej osoby w tym pomagała.
Rossanko co to dla ciebie znaczy osoba kompletna ?

5,108

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ajko napisał/a:
rossanka napisał/a:
yellow_star napisał/a:

Sama jestem introwertyczką i uwielbiam przebywać sama. Długotrwałe przebywanie wśród innych mnie męczy. Jednak czasem mam ochotę się po prostu do kogoś przytulić.
Dlatego ja się nie dziwię, że psychoterapeuta tak powiedział, bo mam dokładnie takie samo zdanie. Potrzeba bliskości to potrzeba jak każda inna. I jak mamy piramidę potrzeb człowieka to potrzeba przynależności też się tam znajduje

Krąży głupia teoria, że jak tylko ktoś napisze coś w stylu, że chciałbym mieć bliską osobę, być w związku, to zaraz klepana jest formułka, że drugi człowiek szczęścia nie da, że drugi człowiek nie jest od rozwiązywania problemów, że nie należy uzalezniac swojego życia od drugiej osoby (w stosunku do siebie nigdy nie słyszałam takiej formułki w gabinecie na terapii, wręcz odwrotnie, zachęcano mnie do wychodzenia do mężczyzn i próbowania relacji).
Ja się długo złościłam na te słowa, ale teraz mniej, bo one mnie nie dotyczą. One dotyczą osób, które je wypowiadają. Myślę, że osoby to piszące, które na dodatek zazwyczaj są już od dawna w związkach, piszą tu o sobie, bo same były potrzebujące, spodzuewaly sie, że mezczyzna czy kobieta zmieni ich życie, pokona problemy, których sami nie umieli pokonać, wypełni im pustke, która same odczuwały i zorganizuje życie,  czego same również nie umiały.
Nie przyjdzie im do głowy fakt, że ktoś inny ma przez siebie zorganizowane życie, że na codzień sam radzi sobie z problemami, finansowo również, że na codzień ktoś pracuje, poza pracą też nie cierpi na nudę, bo doskonale umie sobie zorganizować czas, a mimo tego chciałby dzielić życie z kimś. Nie przyjdzie im do głowy taka teoria, bo porównują sytuację do swojej, czyli gdy ktoś napisze że chciałby być w związku, to na mur beton jest na codzień nieszczesliwy, nie radzi sobie z życiem i uwaza, że druga osoba misi mu to wszystko ponaprawiać wraz z pojawieniem się w jej życiu. To jest jakiś kosmos normalnie. L psychologowie, psychiatrzy mówili mi coś innego, że to normalna potrzeba, istnieją osoby nieporadne że skolonnoscią do uwieszania się na facecie, ale to nie byłam ja- tak słyszałam.
Mam pomysł, że ten teorie piszą osoby w małżeństwach przez swój pryzmat, że spodziewały się, że mąż czy żona da im szczęście, powypełnia braki i zorganizuje życie. A tu tak się nie stało, więc są sfrustrowane. Nie przyjdzie im do głowy, że to kompletna osoba szuka drugiej kompletnej osoby do życia.

Fajne spostrzeżenie, wiele razy o tym myślałam, że to co piszemy komuś drugiemu, piszemy tak naprawdę do siebie. Wiele razy miałam tak, że potrzebowałam się wygadać, znaleść ulgę w jakiejś sytuacji i okazywało się, że wygadując się komuś wygadywałam się sobie samej, po czym sama czułam jak rodzi się we mnie, dla mnie odpowiedź. Ale faktycznie obecność tej konkretnej osoby w tym pomagała.
Rossanko co to dla ciebie znaczy osoba kompletna ?

Bo ja wiem. Osoba kompletna to tak całość, odrębna  jednostka. Pamiętam, jak byłam nastolatką, potem młoda kobietą, interesowały mnie sprawy damski- męskie, wtedy też czytałam teorie o dwóch połówkach jabłka, albo dwóch częściach, które gdy na siebie trafią to staną się jednością  Tylko, że ja już wtedy czułam się całym jabłkem. I martwiłam się, że może to znaczy, że nikogo nie potrzebuje, dlatego jestem sama.
Ale chłopaka, potem faceta chciałam mieć tylko jako całe jablko, rozumiesz?

5,109

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Temat "ciągnie się" od prawie 10 lat. Czy ktoś w końcu pozbawił cię złudzeń?

5,110

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
BEKAśmiechu napisał/a:

Temat "ciągnie się" od prawie 10 lat. Czy ktoś w końcu pozbawił cię złudzeń?

Nie wiem.

5,111

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:

Temat "ciągnie się" od prawie 10 lat. Czy ktoś w końcu pozbawił cię złudzeń?

Nie wiem.

To chyba nie ma co się oszukiwać.

5,112

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
BEKAśmiechu napisał/a:
rossanka napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:

Temat "ciągnie się" od prawie 10 lat. Czy ktoś w końcu pozbawił cię złudzeń?

Nie wiem.

To chyba nie ma co się oszukiwać.

Czyli co? Za bardziej prawdopodobna jest III wojna światowa, czy kolejna pandemia, niż to że ja będę w związku kiedyś?

5,113 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-16 13:52:31)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
yellow_star napisał/a:

Sama jestem introwertyczką i uwielbiam przebywać sama. Długotrwałe przebywanie wśród innych mnie męczy. Jednak czasem mam ochotę się po prostu do kogoś przytulić.
Dlatego ja się nie dziwię, że psychoterapeuta tak powiedział, bo mam dokładnie takie samo zdanie. Potrzeba bliskości to potrzeba jak każda inna. I jak mamy piramidę potrzeb człowieka to potrzeba przynależności też się tam znajduje

Krąży głupia teoria, że jak tylko ktoś napisze coś w stylu, że chciałbym mieć bliską osobę, być w związku, to zaraz klepana jest formułka, że drugi człowiek szczęścia nie da, że drugi człowiek nie jest od rozwiązywania problemów, że nie należy uzalezniac swojego życia od drugiej osoby (w stosunku do siebie nigdy nie słyszałam takiej formułki w gabinecie na terapii, wręcz odwrotnie, zachęcano mnie do wychodzenia do mężczyzn i próbowania relacji).
Ja się długo złościłam na te słowa, ale teraz mniej, bo one mnie nie dotyczą. One dotyczą osób, które je wypowiadają. Myślę, że osoby to piszące, które na dodatek zazwyczaj są już od dawna w związkach, piszą tu o sobie, bo same były potrzebujące, spodzuewaly sie, że mezczyzna czy kobieta zmieni ich życie, pokona problemy, których sami nie umieli pokonać, wypełni im pustke, która same odczuwały i zorganizuje życie,  czego same również nie umiały.

W takim razie w jakim innym celu pragniemy związku z drugim człowiekiem, jeśli nie po to, aby być z nim szczęśliwym w tym związku, i mieć to wszystko z czym się związek wiąże to jest i bliskość drugiego człowieka, i jego wsparcie w problemach, po to bo życie z drugim człowiekiem wygląda inaczej (ani gorzej ani lepiej, po prostu inaczej) niż życie w pojedynkę, by mieć życie zorganizowane wspólnie a nie osobno? Związek to jest balans wzajemnego dawania i brania. Ale związek to także czasem zwiedzione nadzieje, rozczarowanie.

Nie bardzo rozumiem dlaczego pisanie przez osoby w związkach jaka jest prawdziwa natura związku ma być odbierane jako fakt, że te związki są nieudane.

5,114

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:
rossanka napisał/a:

Nie wiem.

To chyba nie ma co się oszukiwać.

Czyli co? Za bardziej prawdopodobna jest III wojna światowa, czy kolejna pandemia, niż to że ja będę w związku kiedyś?

Tak.

5,115

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wypowiadałam się w tym wątku juz kilka razy ale co tam spróbuję jeszcze raz tongue
Jestem osobą  w związku, długotrwałym związku,  także pod tym katem moze nie jestem reprezentatywną jednostką do komentowania. Niemniej jednak i mi życie odebralo możliwość doświadczenia czegos co dla większości ludzi jest normą. Nie mam dzieci i raczej na 99% mieć ich nie będę. Mimo to nie wyobrażam sobie życia w którym miałabym się katować tą kwestią. Owszem było parę lat starań smutku, żalu i złości ale wkoncu puściło i dzięki Bogu. Jasne że czasem mam myśl ze mogłabym być już matka dorosłego dziecka, że nie dowiem się jak to jest być w ciąży, itp. Ale to są przebłyski. Pogodziłam się z tym że jest tak jak jest. Nie ma sensu się tym zadręczać bo co to da?? Nie rozumiem idei robienia bilansów na 30 40 czy 50 urodziny i porównywania się ze Zuzia to ma już 2 dzieci a Zdzisia 3. Każdy z nas ma swoje życie i nie powinniśmy się brać pod wspólny mianownik jakiś wymogów na określony wiek. Jeden zaznaje miłości w wieku 20 lat a w wieku 40 jest już po rozwodzie. Inny może do 50 tki nie doczekać się tego jedynego i spotkać go dopiero u progu lat mocno dojrzałych. Co dają Ci Rossanko te bilanse ? Bo dla mnie to tylko sypanie sobą piachem w oczy. Czy te bilanse coś zmieniają realnie? Bo moim zdaniem nic kompletnie. To takie skupianie się na czymś co powoduje że ciezar tego problemu staje się coraz większy. Jak ze szklanką z wodą. Gdy trzymasz ja chwilę to nie czujesz ciężaru ale jeśli zafiksujesz się zeby ją trzymać kilka godzin czy dobę to ręka będzie Ci wkoncu usychać z wysiłku. To samo jest z myśleniem o czymś. Ja wiem ze nie robisz tego codziennie i całodobowo ale to cały czas w Tobie gdzieś w tle siedzi. Ta wyciągnięta ręka z pustym kubkiem związkowym.  Moim zdaniem naprawdę warto już opuścić tą rękę. Bo jeśli masz być kiedyś w związku to i bez myślenia o tym ten związek się zadzieje. A jeśli pisane Ci jest bycie samotną to nawet rozprawka na 1000 stron i podsumowanie każdych 10 lat życia tego nie zmieni. A są niestety osoby którym bycie w związku nie jest pisane. Nie uważam że jest to kwestia pecha tylko różnych rzeczy. Czasem to jakoś defekt w urodzie nie do przejścia dla innych, czasem defekt charakteru który sprawia że są odpychający dla potencjalnych kandydatów, czasem wymagania które nie idą w parze z własnymi możliwościami a czasem jeszcze coś innego. No taka jest brutalna prawda. Prawdopodobnie wielu z nas przynajmniej w jednej dziedzinie życia (jesli nie w kilku) nie zazna czegos co dla innych jest normą.  Zostaje to przyjac do wiadomości i zyc bo co innego?? I chociaz to moze brzmi banalnie i wkurzająco to warto się skupić wtedy na tym co jest, co daje radość. Bo co ma powiedzieć ktoś kto choruje mega ciężko i w młodym wieku jest przykuty do łóżka na zawsze? Jakie bilanse w zestawieniu z innymi ludźmi wyjdą mu na plus? Trzeba na te okoliczności  i możliwości które są i które się ma zastanowić się co więcej mogę dla siebie zrobić żeby byc szczesliwszym, co w tej danej sytuacji daje mi mimo wszystko radość. Inaczej zostaje serio albo zwariowac albo zacząć mieć głupie myśli.

5,116

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
feniks35 napisał/a:

Wypowiadałam się w tym wątku juz kilka razy ale co tam spróbuję jeszcze raz :p
Jestem osobą  w związku, długotrwałym związku,  także pod tym katem moze nie jestem reprezentatywną jednostką do komentowania. Niemniej jednak i mi życie odebralo możliwość doświadczenia czegos co dla większości ludzi jest normą. Nie mam dzieci i raczej na 99% mieć ich nie będę. Mimo to nie wyobrażam sobie życia w którym miałabym się katować tą kwestią. Owszem było parę lat starań smutku, żalu i złości ale wkoncu puściło i dzięki Bogu. Jasne że czasem mam myśl ze mogłabym być już matka dorosłego dziecka, że nie dowiem się jak to jest być w ciąży, itp. Ale to są przebłyski. Pogodziłam się z tym że jest tak jak jest. Nie ma sensu się tym zadręczać bo co to da?? Nie rozumiem idei robienia bilansów na 30 40 czy 50 urodziny i porównywania się ze Zuzia to ma już 2 dzieci a Zdzisia 3. Każdy z nas ma swoje życie i nie powinniśmy się brać pod wspólny mianownik jakiś wymogów na określony wiek. Jeden zaznaje miłości w wieku 20 lat a w wieku 40 jest już po rozwodzie. Inny może do 50 tki nie doczekać się tego jedynego i spotkać go dopiero u progu lat mocno dojrzałych. Co dają Ci Rossanko te bilanse ? Bo dla mnie to tylko sypanie sobą piachem w oczy. Czy te bilanse coś zmieniają realnie? Bo moim zdaniem nic kompletnie. To takie skupianie się na czymś co powoduje że ciezar tego problemu staje się coraz większy. Jak ze szklanką z wodą. Gdy trzymasz ja chwilę to nie czujesz ciężaru ale jeśli zafiksujesz się zeby ją trzymać kilka godzin czy dobę to ręka będzie Ci wkoncu usychać z wysiłku. To samo jest z myśleniem o czymś. Ja wiem ze nie robisz tego codziennie i całodobowo ale to cały czas w Tobie gdzieś w tle siedzi. Ta wyciągnięta ręka z pustym kubkiem związkowym.  Moim zdaniem naprawdę warto już opuścić tą rękę. Bo jeśli masz być kiedyś w związku to i bez myślenia o tym ten związek się zadzieje. A jeśli pisane Ci jest bycie samotną to nawet rozprawka na 1000 stron i podsumowanie każdych 10 lat życia tego nie zmieni. A są niestety osoby którym bycie w związku nie jest pisane. Nie uważam że jest to kwestia pecha tylko różnych rzeczy. Czasem to jakoś defekt w urodzie nie do przejścia dla innych, czasem defekt charakteru który sprawia że są odpychający dla potencjalnych kandydatów, czasem wymagania które nie idą w parze z własnymi możliwościami a czasem jeszcze coś innego. No taka jest brutalna prawda. Prawdopodobnie wielu z nas przynajmniej w jednej dziedzinie życia (jesli nie w kilku) nie zazna czegos co dla innych jest normą.  Zostaje to przyjac do wiadomości i zyc bo co innego?? I chociaz to moze brzmi banalnie i wkurzająco to warto się skupić wtedy na tym co jest, co daje radość. Bo co ma powiedzieć ktoś kto choruje mega ciężko i w młodym wieku jest przykuty do łóżka na zawsze? Jakie bilanse w zestawieniu z innymi ludźmi wyjdą mu na plus? Trzeba na te okoliczności  i możliwości które są i które się ma zastanowić się co więcej mogę dla siebie zrobić żeby byc szczesliwszym, co w tej danej sytuacji daje mi mimo wszystko radość. Inaczej zostaje serio albo zwariowac albo zacząć mieć głupie myśli.

Skupiam się na tym co daje radość.
To, że ktoś jest w młodym wieku przykuty do lozka- staram się tak nie myśleć, bo to szkodliwe, jakoś nie pociesza mnie fakt, że ktoś ma gorzej, raczej dobija, bo skąd wiem, czy mnie to nie czeka.
Z tym, że dziecka nie będę mieć muszę się pogodzić, nie mam na to wpływu, to jeszcze na dodatek mam się pogodzić, że będę sama? Za dużo tego.
Feniks nie możesz miec dziecka a jakbyś nie miała męża jak wyglądaliby Twoje życie? Byłoby lepsze, gorsze, takie samo jak teraz? Co by było? Wyobraź sobie jesteś w teraźniejszości,  dziecka nie masz  wiesz  ze nie będziesz  mieć i partnera nie masz, on nigdy nie istniał? Jak więc wygląda teraźniejszość?
Też się już z wieloma rzeczami pogodziłam. Nie będę noblistą, milionerem, nie zobaczę większości świata, z roku na rok będę mieć coraz gorsze zdrowie. I wygląd. Moje zaburzenia nerwice też nie sądzę aby kiedykolwiek osiągnęły poziom zero. Godz się z tymi rzeczami.
To jeszcze mam się godzić, że będę sama?
Już się sama nabyłam.10 ostatnich lat. Chyba starczy. A przed związkiem kolejne 10 byłam sama.
Przez 20 lat jakoś ochota na związki mi nie przeszła. To nie moje życie.
Pojęcia nie mam, czemu wszyscy ode mnie wieją. A jak nie wieją, to są dla mnie tylko jako koledzy, przecież nie rzucą się na każdego wolnego akurat faceta, xzesc stanowi po prostu grono moich znajomych.

5,117

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Feniks  jeszcze raz przeczytałam, tylko, że to nie działa. Te inne czynności dają mi radość w sferze np zainteresowań, hobby, pracy, znajomych, nauki, zdrowia fizycznego, zadowolenia z różnych codziennych rzeczy, ale nie wpływają na sferę związków. Jakbyś chciała pic, a ktoś mówi picia nie dostaniesz ale możesz iść spać.
Poza tym jak już tu podkreślałam, żaden ślę to żaden terapeuta czy psychiatra, nie dawal takich porad. Raczej mówili, żeby sobie kogoś znaleźć, być otwartym , chyba, że ktoś chce być sam. Psychiatra mówiła na dodatek, że partner bywa, że pomaga w nerwicy. Że odpowiedni człowiek nie idrzuci ale pomoże tylko swoją obecnością, co obserwowała u swoich pacjentów. Terapeuci sami byli w związkach i w życiu nie sugerowali, by pogodzić się z samotności tylko odwrotnie.

5,118

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Feniks, jeszcze jedno. Ale to bez sensu, bo sama jesteś już ile 20 lat w związku? Co innego jakbyś była sama. To tak jak ja bym Ci pisała mając nogi: nie masz nóg, to pogódź się z tym, nie wszyscy mogą mieć nogi.
Co innego o dzieciach Ty nie możesz ich mieć i nie będziesz, piszesz o tym do mnie, ja to rozumiem i tak samo jak Ty już nie ma wyjścia, trzeba się z tym pogodzić.
Ale nie przemawia do mnie część o związkach, bo sama mas, neta a radzisz samotnej by się pogodziła z samotnością  bez sensu to.

Bekasmiechu- sam widzisz jak jest.
Jest rok 2023 i ktoś Ci mowi: cze bardziej prawdopodobne jest że za 10 lat użytkowniczka Rossanka, która rozstała się z kimś w ubiegłym roku będzie za 10 lat w związku I będzie mieć może i dzieci,  czy raczej wariant drugi, ogólnoświatowa pandemia i wojna w Europie? Zobacz jak to niedorzecznie brzmi, a jednak drugi scenariusz stał się rzeczywistością

5,119 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-03-16 16:45:44)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zawsze mnie irytowało, jeśli ktoś mi mówił, że inni naokoło mają to czy tamto. Nie porównywałem się i nie zamierzam porównywać do nikogo.

5,120 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2022-03-16 16:41:11)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

tu chyba nie chodzi o porównywanie co mają inni tylko raczej o potrzebę dzielenia życia z kimś.. bliskim...

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
BEKAśmiechu napisał/a:
rossanka napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:

To chyba nie ma co się oszukiwać.

Czyli co? Za bardziej prawdopodobna jest III wojna światowa, czy kolejna pandemia, niż to że ja będę w związku kiedyś?

Tak.

Bo?
Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ktoś przez całe swoje dotychczasowe życie nie spotkał "tej" osoby, ale przecież nie ma chyba jakiegoś limitu czasowego, do kiedy może to nastąpić.

5,122

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Pojęcia nie mam, czemu wszyscy ode mnie wieją. A jak nie wieją, to są dla mnie tylko jako koledzy, przecież nie rzucą się na każdego wolnego akurat faceta, xzesc stanowi po prostu grono moich znajomych.

Nigdy Cię nie widziałem i nie rozmawiałem z Tobą, więc to co napiszę poniżej może być fałszem.

Czasami jest coś takiego, że człowiek ma w sobie jakąś cechę wyglądu albo cechę charakteru, która sprawia, że płeć przeciwna ucieka najdalej jak się da.
Może masz jakiś tik nerwowy, który odstrasza? Może masz tak wk....ający śmiech, że nie idzie wyrobić? Może masz jakąś brodawkę pod okiem, która wygląda strasznie nieprzyjemnie?

Rozumiesz już o co mi chodzi?

Aczkolwiek pisałaś, że już kiedyś byłaś w związku, więc może u Ciebie wszystko jest jak najbardziej w porządku.

Niektóre kobiety są w stanie zmieniać facetów co tydzień a inne przez 60 lat nigdy nikogo nie znajdą.
Niektórym będzie dane mieć max. 3 partnerów, inna będzie miała max. 1
U każdego to się inaczej układa, u facetów tak samo.

Mój kumpel kiedyś co 2 tygodnie miał nową dziewczynę i już mnie wkurzało to, że myliły mi się imiona, która jak się nazywa itp.
Zaś drugi kumpel, dobija do 40stki i nigdy nikt go nie widział z kobietą (jest hetero).

No tak się układa i tyle wink

5,123

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko  gdzie ja napisalam ze masz się porównywać do przykutego do łóżka i tym pocieszać?? W życiu nie przyszłoby mi to do głowy  zeby się cieszyć z nieszczęścia innych dla poprawy własnego nastroju. Miałam na myśli to ze mając określone mozliwosci każdy z nas powinien skupić się na tym co ma i to doceniac zamiast przykładać linijkę po równości do całej reszty społeczeństwa. Bez sensu zeby przykuty do łóżka robił rozliczenia zyciowe ze nie ma zony dziecka i nie jezdzi na egzotyczne wakacje. Ale może skupić się na swoich pozytywach tj.
tym ze ma np kochających rodziców którzy dbają o niego i jego leczenie, że ma oddanych przyjaciół, że jego rodzinę stać na jego leczenie, że nie podejmie może nigdy pracy ale za to ma czas zeby czytać książki i poszerzać swoją wiedzę itp. Gdyby mial patrzeć na swoje osiągnięcia względem reszty społeczeństwa to popadłby prędko w depresje ktora i tak nie zmieniłaby absolutnie nic w jego sytuacji.  Tak samo nie ma sensu żebyś Ty przykładała miarkę do siebie i innych koleżanek i oczekiwała zbliżonych osiągnięć. Bo może one mają męża i dzieci ale np zmagają się z ciężka  chorobą swoją lub kogoś bliskiego. Może wychowywały się bez rodzica i zawsze będzie im towarzyszył ten brak matki lub ojca. A może nie mają takiego talentu czy możliwości finansowych  jak Ty zeby rozwijać się zawodowo, chodzić na kursy i pielęgnować hobby. Tak samo ja. Ok mam męża ale mam też bardzo upierdliwa chorobę neurologiczna oraz podobnie jak Ty nerwicę. Nie mogę mieć dzieci. Moje relacje  z ojcem były od dzieciństwa trudne i naznaczone jego nalogiem.Co mi da porównywanie się do tych koleżanek które mają męża dzieci,  do lekarza chodzą tylko po witaminy i nigdy nie musiały się zastanawiać jak to jest mieć problemy z równowagą a ich tata był dla nich zawsze oparciem i wzorem tego jaki ma być mężczyzna. Nastroju m to nie poprawi,mojej sytuacji nie zmieni a tylko przysłoni to co w moim życiu jest dobre i wartościowe.  Ja Ci nie mówię ze masz zarzucić szukanie swojej połówki tak jak ja nie wykluczam że istnieje procent szans że jednak przytrafi mi się ciąża. Ale żyje na dzień dzisiejszy tak jakby miało się to nie zadziac, w sensie osiągnęłam spokój na mysl że bezdzietność może okazać się moim przeznaczeniem. Nie wypieram tego tematu,  nie udaje że nigdy tego nie chciałam ale oswoiłam to na tyle ze nie zabiera mi to sensu życia. Tak jak nie zabiera mi go świadomość ze nie zostanę multimilionerką mimo ze milo by było wink

5,124

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
cześka8 napisał/a:

tu chyba nie chodzi o porównywanie co mają inni tylko raczej o potrzebę dzielenia życia z kimś.. bliskim...

No dokładnie, to zdanie jest kwintesencją chyba całych dywagacji.

feniks35 nie chcę zabrzmieć źle, ani sprawić Ci przykrości, ale z brakiem posiadania potomstwa nie musisz mierzyć się sama, masz obok siebie towarzysza, jak mniemam w tym momencie życia najlepszego przyjaciela. Tak jak ross pisze, niejako i jej odebrano szanse na posiadanie potomstwa własnie brakiem kandydata w życiu.

Nie czepiajmy się już tego porównywania do innych. Mnie tez często czegoś brakuje, czuję ukłucie w sercu kiedy widzę zakochane pary, czy starszych ludzi idących pod rękę smile Ale nie zazdroszcze im tylko załuję, że mi to nie dane.

BEKAśmiechu troll czy zwykły złośliwiec?

5,125

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
feniks35 napisał/a:

Rossanko  gdzie ja napisalam ze masz się porównywać do przykutego do łóżka i tym pocieszać?? W życiu nie przyszłoby mi to do głowy  zeby się cieszyć z nieszczęścia innych dla poprawy własnego nastroju. Miałam na myśli to ze mając określone mozliwosci każdy z nas powinien skupić się na tym co ma i to doceniac zamiast przykładać linijkę po równości do całej reszty społeczeństwa.

Dokładnie to robię. Doceniam to, co mam o ciesze sie z tego. Co jednoczesnie nie sprawia, że ciesze się z tego, że jestem sama tyle lat i nie sprawia, że nie chciałabym zmienić tego stanu.


feniks35 napisał/a:

  Tak samo nie ma sensu żebyś Ty przykładała miarkę do siebie i innych koleżanek i oczekiwała zbliżonych osiągnięć. Bo może one mają męża i dzieci ale np zmagają się z ciężka  chorobą swoją lub kogoś bliskiego.

Może. A może to ja zmagałam się z ciężką chorobą osobą kogoś bliskiego, na dodatek bez partnera i dzieci "u boku " jak to się mówi, jak zawsze sama. A wiesz jak ciężko wyjść z dołów bez wsparcia tylko samemu? Dobrze, że teraz istnieją psychologowie i antydepresanty.



feniks35 napisał/a:


Może wychowywały się bez rodzica i zawsze będzie im towarzyszył ten brak matki lub ojca. A może nie mają takiego talentu czy możliwości finansowych  jak Ty zeby rozwijać się zawodowo, chodzić na kursy i pielęgnować hobby.

To nie talent, ale ciężka praca, podczas gdy koleżanki korzystały z rodzinami z last minute, odwiedzając coraz to Grecję czy Chorwację, ja 7 lat nie byłam na urlopie.
To sobie odłożyłam. To i mam na hobby. Coś za coś. A po drodze i szkołę sobie trzeba było jeszcze opłacić. Możliwości finansowe z nieba mi nie spadły. A i tak specjalnych kokosów nie zarabiam. Jak mi się noga powinie, odpukać, to leżę jak długa, nie mam w nikim wsparcia finansowego. Także tego.
Tylko nie myślcie, ze szukam faceta, aby zapewnił mi zaplecze materialne co to to nie. Chociaż to bezpieczniej, w razie czego jest pensja drugiej osoby.



feniks35 napisał/a:


Ok mam męża ale mam też bardzo upierdliwa chorobę neurologiczna oraz podobnie jak Ty nerwicę. Nie mogę mieć dzieci. Moje relacje  z ojcem były od dzieciństwa trudne i naznaczone jego nalogiem.Co mi da porównywanie się do tych koleżanek które mają męża dzieci,  do lekarza chodzą tylko po witaminy i nigdy nie musiały się zastanawiać jak to jest mieć problemy z równowagą a ich tata był dla nich zawsze oparciem i wzorem tego jaki ma być mężczyzna. Nastroju m to nie poprawi,mojej sytuacji nie zmieni a tylko przysłoni to co w moim życiu jest dobre i wartościowe

Coś podobnego jak ja, tylko ja męża nie mam.
To by dopiero było dostać atak lękowy przy facecie, jakąś derealizację, albo coś w tym stylu - z drugiej strony spaliłabym się wtedy ze wstydu.


feniks35 napisał/a:


.  Ja Ci nie mówię ze masz zarzucić szukanie swojej połówki tak jak ja nie wykluczam że istnieje procent szans że jednak przytrafi mi się ciąża. Ale żyje na dzień dzisiejszy tak jakby miało się to nie zadziac, w sensie osiągnęłam spokój na mysl że bezdzietność może okazać się moim przeznaczeniem. Nie wypieram tego tematu,  nie udaje że nigdy tego nie chciałam ale oswoiłam to na tyle ze nie zabiera mi to sensu życia. Tak jak nie zabiera mi go świadomość ze nie zostanę multimilionerką mimo ze milo by było wink


Też nie sądzę, abym została kiedyś milionerką, miło by mi też było. Z brakiem dzieci - też się oswajam, być może nadejdzie jeszcze dzień, w którym oswoję się całkowicie.
To jeszcze mam się pogodzić z tym, ze jestem sama od dekady i będę sama nadal? Trochę za dużo tego hmm

5,126

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

Pojęcia nie mam, czemu wszyscy ode mnie wieją. A jak nie wieją, to są dla mnie tylko jako koledzy, przecież nie rzucą się na każdego wolnego akurat faceta, xzesc stanowi po prostu grono moich znajomych.

Nigdy Cię nie widziałem i nie rozmawiałem z Tobą, więc to co napiszę poniżej może być fałszem.

Czasami jest coś takiego, że człowiek ma w sobie jakąś cechę wyglądu albo cechę charakteru, która sprawia, że płeć przeciwna ucieka najdalej jak się da.
Może masz jakiś tik nerwowy, który odstrasza? Może masz tak wk....ający śmiech, że nie idzie wyrobić? Może masz jakąś brodawkę pod okiem, która wygląda strasznie nieprzyjemnie?

Rozumiesz już o co mi chodzi?
)

I osoby z brodawkami na twarzy, z których wystają włosyi z krzywymi nosami, łysinami, nieżwieżym oddechem, z tikami, z jąkaniem się, alkoholicy, albo tacy, którzy w czasie mówienia plują. czy mają zakola, wystające włosy z nosa, albo obwisły biust do pępka ( to tyle na temat cech zewnętrznych), miewają partnerów.
Nawet takie z okropnym charakterem, marudne, agresywne, leniwe, roszczeniowe, aroganckie, cwane - nie znasz takich żon czy mężów?

5,127

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No to w takim razie nie wiem, może po prostu nie sprzyjają Ci gwiazdy w tym temacie? smile

Albo wróżka zębuszka rzuciła na Ciebie klątwę?

5,128 Ostatnio edytowany przez LenaLu (2022-03-17 00:08:03)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Powiem brutalnie
Najgłupsze rady dają ci, którzy tego nie przeszli. "Naucz się żyć samemu" albo "partner nie rozwiąże twoich problemów"- i kto to pisze? Najczęściej ludzie w długich związkach lub zamężni i dzieciaci. Jakoś nie słyszę takich rzeczy od innych singli albo od osób, co były w podobnej sytuacji (bo czytałam wypowiedzi dziewczyn, które borykały się latami z samotnością i nie gadały takich farmazonów)
A potrzeba bliskości to rzecz NORMALNA

Zastanów się chwilę, kto jak to, jeśli nie osoba właśnie w długoletnim związku, może powiedzieć więcej o tym czego można a czego nie można się po związku spodziewać, w tym tego, że partner nie jest lekiem na całe zło? To jest przecież ta osoba, która wie to doskonale z własnego doświadczenia.

Tak, potrzeba bliskości to rzecz normalna. Problem polega na tym, że osoby samotne długie lata i spragnione bliskości drugiego człowieka, bądź nie będące nigdy w długoletnim związku (lub jakimkolwiek związku) mają tendencję do gloryfikowania związku jako takiego, i nie biorą pod uwagę, że związek jest zjawiskiem dynamicznym.

Takie osoby wpadają w pułapkę własnych oczekiwań. Gloryfikują to co jest aktualnie poza ich zasięgiem.
Natomiast nikt nikomu nie odpowie na pytanie, dlaczego jest tak, że przez połowę naszego życia nie spotkaliśmy tej osoby, z którą moglibyśmy układać sobie wspólnie życie.

Masz rację, ale jeszcze dorzucę od siebie, że często osoby będące w długoletnim związku mają spaczone poczucie i odczucie bliskości. Szczerze to ja w żadnym związku nie miałam zaspokojonej tej potrzeby i też uważam, że mogę mieć spaczone poczucie bliskości, chcieć czegoś nieosiągalnego i niezależnego od innych. Ale rozumiem potrzebę Rossanki, posiadania w swoim życiu bliskiej osoby. Osoby, a zwłaszcza kobiety, które długo są same są postrzegane jako wybrakowane. Mimo, że mogą być atrakcyjne fizycznie, radzić sobie w życiu, mieć pasje, fajnie spędzać czas to i tak sa osądzane, że napewno coś z nimi nie tak. A jeśli do tego nie mają dzieci, żadnej historii życia to są postrzegane trochę jak niepełnosprawne. Ja nie narzekam, ani nie marudzę po prostu tak jest...
A tak na marginesie osoby w długoletnim związku często boją się przyznać, albo po prostu nawet się nad tym nie zastanawiają czy ich potrzeby emocjonalne są w pełni zaspokajane,  po prostu nie ma przestrzeni na pustkę bo nawet jeśli same nie potrafią jej zapełnić to jest ktoś obok. I mówię to z pozycji osoby, która tworzyła kilkunastoletni związek.

5,129 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-17 00:43:07)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
LenaLu napisał/a:

Masz rację, ale jeszcze dorzucę od siebie, że często osoby będące w długoletnim związku mają spaczone poczucie i odczucie bliskości. Szczerze to ja w żadnym związku nie miałam zaspokojonej tej potrzeby i też uważam, że mogę mieć spaczone poczucie bliskości, chcieć czegoś nieosiągalnego i niezależnego od innych. Ale rozumiem potrzebę Rossanki, posiadania w swoim życiu bliskiej osoby. Osoby, a zwłaszcza kobiety, które długo są same są postrzegane jako wybrakowane. Mimo, że mogą być atrakcyjne fizycznie, radzić sobie w życiu, mieć pasje, fajnie spędzać czas to i tak sa osądzane, że napewno coś z nimi nie tak. A jeśli do tego nie mają dzieci, żadnej historii życia to są postrzegane trochę jak niepełnosprawne. Ja nie narzekam, ani nie marudzę po prostu tak jest...
A tak na marginesie osoby w długoletnim związku często boją się przyznać, albo po prostu nawet się nad tym nie zastanawiają czy ich potrzeby emocjonalne są w pełni zaspokajane,  po prostu nie ma przestrzeni na pustkę bo nawet jeśli same nie potrafią jej zapełnić to jest ktoś obok. I mówię to z pozycji osoby, która tworzyła kilkunastoletni związek.

Wskazałaś na jeden dość istotny czynnik bardzo mocno oddziaływujący na psychikę i nastawienie człowieka a mianowicie czy w ogóle ma znaczenie dla niego fakt, jak jest postrzegany przez osoby postronne, przez otoczenie oraz jak to na niego wpływa.
Aktualnie od dłuższego czasu jestem osobą samotną z wyboru, która raczej unika bliskości, zobowiązań na miarę tzw. poważnych związków i ani przez chwilę nie przyszłoby mi do głowy brać pod uwagę to jak mogę być postrzegana z uwagi na styl życia. To jest kompletnie poza mną. W takim momencie, wobec takich argumentów nie tyle zapala mi się czerwona lampka a wręcz wyją wszystkie syreny alarmowe, że coś musi być mocno nie tak z pewnością siebie i samoakceptacją danej osoby jeśli miernikiem jej wartości jako człowieka ma być ocena otoczenia.
Możliwe jest także, że niektóre osoby przykładają z jakiś powodów zbyt wielką wagę do tego jak są postrzegane a samo przekonanie o tym, że w jakiś sposób w ogóle są postrzegane jest z gruntu fałszywe, i stanowi jedynie o pewnego rodzaju przewrażliwieniu.
Sytuacja postrzegania osób samotnych jako osób wybrakowanych, czy wręcz niepełnosprawnych kojarzy mi się tylko i wyłącznie ze spotkaniem rodzinnym w gronie nietaktownych ciotek zadających słynne pytanie: "A kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?".

5,130

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To, co Panna napisała, to jest właśnie klucz do całej sprawy. Mówiąc bardzo szczerze i dosadnie, to naprawdę nic mnie nie obchodzi, jak jestem postrzegany, co do swojego stylu życia. Ocena otoczenia ma minimalny, jeśli nie żadny wpływ na to, jak się czuję.

5,131

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:
LenaLu napisał/a:

Masz rację, ale jeszcze dorzucę od siebie, że często osoby będące w długoletnim związku mają spaczone poczucie i odczucie bliskości. Szczerze to ja w żadnym związku nie miałam zaspokojonej tej potrzeby i też uważam, że mogę mieć spaczone poczucie bliskości, chcieć czegoś nieosiągalnego i niezależnego od innych. Ale rozumiem potrzebę Rossanki, posiadania w swoim życiu bliskiej osoby. Osoby, a zwłaszcza kobiety, które długo są same są postrzegane jako wybrakowane. Mimo, że mogą być atrakcyjne fizycznie, radzić sobie w życiu, mieć pasje, fajnie spędzać czas to i tak sa osądzane, że napewno coś z nimi nie tak. A jeśli do tego nie mają dzieci, żadnej historii życia to są postrzegane trochę jak niepełnosprawne. Ja nie narzekam, ani nie marudzę po prostu tak jest...
A tak na marginesie osoby w długoletnim związku często boją się przyznać, albo po prostu nawet się nad tym nie zastanawiają czy ich potrzeby emocjonalne są w pełni zaspokajane,  po prostu nie ma przestrzeni na pustkę bo nawet jeśli same nie potrafią jej zapełnić to jest ktoś obok. I mówię to z pozycji osoby, która tworzyła kilkunastoletni związek.

Wskazałaś na jeden dość istotny czynnik bardzo mocno oddziaływujący na psychikę i nastawienie człowieka a mianowicie czy w ogóle ma znaczenie dla niego fakt, jak jest postrzegany przez osoby postronne, przez otoczenie oraz jak to na niego wpływa.
Aktualnie od dłuższego czasu jestem osobą samotną z wyboru, która raczej unika bliskości, zobowiązań na miarę tzw. poważnych związków i ani przez chwilę nie przyszłoby mi do głowy brać pod uwagę to jak mogę być postrzegana z uwagi na styl życia. To jest kompletnie poza mną. W takim momencie, wobec takich argumentów nie tyle zapala mi się czerwona lampka a wręcz wyją wszystkie syreny alarmowe, że coś musi być mocno nie tak z pewnością siebie i samoakceptacją danej osoby jeśli miernikiem jej wartości jako człowieka ma być ocena otoczenia.
Możliwe jest także, że niektóre osoby przykładają z jakiś powodów zbyt wielką wagę do tego jak są postrzegane a samo przekonanie o tym, że w jakiś sposób w ogóle są postrzegane jest z gruntu fałszywe, i stanowi jedynie o pewnego rodzaju przewrażliwieniu.
Sytuacja postrzegania osób samotnych jako osób wybrakowanych, czy wręcz niepełnosprawnych kojarzy mi się tylko i wyłącznie ze spotkaniem rodzinnym w gronie nietaktownych ciotek zadających słynne pytanie: "A kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?".

Mi to się wydaje na podstawie własnych doświadczeń, że przechodzi się pewne etapy, w których liczy się opinia innych.
Najpierw jak jest się baaardzo baaardzo młodym, to bardzo duże znaczenie ma, co myślą o mnie koleżanki i inni. Potem w wieku późno nastoletnim następuje udawanie, że mnie to nie obchodzi, co objawia się postawą, że nie będę się przejmować tym, co myślą sobie o mnie inni, robię swoje. Po prostu zagłusza się jakieś tam obawy z tym związane. A potem przychodzi refleksja, że niby po co ludzie mają o mnie myśleć w ogóle, jak mają swoje sprawy. Ludzie w istocie myślą o innych znacznie rzadziej niż sądzimy. A to co myślą zazwyczaj zaraz zapominają pochłonięci codziennością i swoimi sprawami.

Ale fakt, że są ludzie, którzy bezlitośnie wykorzystują osoby, przejmujące się co inni o nich myślą, bo albo nagrodzą i powiedzą coś dobrego albo ukarzą. Najgorzej, że właśnie najczęściej są osoby bardzo bliskie.
Sama od 17 r.ż. byłam w związkach, ale jak się rozpadł mój drugi związek, to poczułam się, jakbym coś robiła nie tak i postanowiłam sobie zrobić roczną przerwę od związków i facetów, żeby zastanowić się, kim ja jestem i czego właściwie chcę. Do końca i tak się to nie udawało, bo jacyś faceci, to zawsze się kręcili ;-). Natomiast bardzo dobrze pamiętam, jak podczas rodzinnej uroczystości, na której byłam bez partnera, moja ciotka puściła do mojego taty uwagę w stylu, źe Magda niby ładna, mądra, a sama :-D Jakbym miała jakiś feler. Za to po odpowiedzi mojego taty został on już na zawsze moim bohaterem :-D

5,132

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MagdaLena1111 napisał/a:
Panna Szlachetnego Rodu napisał/a:
LenaLu napisał/a:

Masz rację, ale jeszcze dorzucę od siebie, że często osoby będące w długoletnim związku mają spaczone poczucie i odczucie bliskości. Szczerze to ja w żadnym związku nie miałam zaspokojonej tej potrzeby i też uważam, że mogę mieć spaczone poczucie bliskości, chcieć czegoś nieosiągalnego i niezależnego od innych. Ale rozumiem potrzebę Rossanki, posiadania w swoim życiu bliskiej osoby. Osoby, a zwłaszcza kobiety, które długo są same są postrzegane jako wybrakowane. Mimo, że mogą być atrakcyjne fizycznie, radzić sobie w życiu, mieć pasje, fajnie spędzać czas to i tak sa osądzane, że napewno coś z nimi nie tak. A jeśli do tego nie mają dzieci, żadnej historii życia to są postrzegane trochę jak niepełnosprawne. Ja nie narzekam, ani nie marudzę po prostu tak jest...
A tak na marginesie osoby w długoletnim związku często boją się przyznać, albo po prostu nawet się nad tym nie zastanawiają czy ich potrzeby emocjonalne są w pełni zaspokajane,  po prostu nie ma przestrzeni na pustkę bo nawet jeśli same nie potrafią jej zapełnić to jest ktoś obok. I mówię to z pozycji osoby, która tworzyła kilkunastoletni związek.

Wskazałaś na jeden dość istotny czynnik bardzo mocno oddziaływujący na psychikę i nastawienie człowieka a mianowicie czy w ogóle ma znaczenie dla niego fakt, jak jest postrzegany przez osoby postronne, przez otoczenie oraz jak to na niego wpływa.
Aktualnie od dłuższego czasu jestem osobą samotną z wyboru, która raczej unika bliskości, zobowiązań na miarę tzw. poważnych związków i ani przez chwilę nie przyszłoby mi do głowy brać pod uwagę to jak mogę być postrzegana z uwagi na styl życia. To jest kompletnie poza mną. W takim momencie, wobec takich argumentów nie tyle zapala mi się czerwona lampka a wręcz wyją wszystkie syreny alarmowe, że coś musi być mocno nie tak z pewnością siebie i samoakceptacją danej osoby jeśli miernikiem jej wartości jako człowieka ma być ocena otoczenia.
Możliwe jest także, że niektóre osoby przykładają z jakiś powodów zbyt wielką wagę do tego jak są postrzegane a samo przekonanie o tym, że w jakiś sposób w ogóle są postrzegane jest z gruntu fałszywe, i stanowi jedynie o pewnego rodzaju przewrażliwieniu.
Sytuacja postrzegania osób samotnych jako osób wybrakowanych, czy wręcz niepełnosprawnych kojarzy mi się tylko i wyłącznie ze spotkaniem rodzinnym w gronie nietaktownych ciotek zadających słynne pytanie: "A kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?".

Mi to się wydaje na podstawie własnych doświadczeń, że przechodzi się pewne etapy, w których liczy się opinia innych.
Najpierw jak jest się baaardzo baaardzo młodym, to bardzo duże znaczenie ma, co myślą o mnie koleżanki i inni. Potem w wieku późno nastoletnim następuje udawanie, że mnie to nie obchodzi, co objawia się postawą, że nie będę się przejmować tym, co myślą sobie o mnie inni, robię swoje. Po prostu zagłusza się jakieś tam obawy z tym związane. A potem przychodzi refleksja, że niby po co ludzie mają o mnie myśleć w ogóle, jak mają swoje sprawy. Ludzie w istocie myślą o innych znacznie rzadziej niż sądzimy. A to co myślą zazwyczaj zaraz zapominają pochłonięci codziennością i swoimi sprawami.

Ale fakt, że są ludzie, którzy bezlitośnie wykorzystują osoby, przejmujące się co inni o nich myślą, bo albo nagrodzą i powiedzą coś dobrego albo ukarzą. Najgorzej, że właśnie najczęściej są osoby bardzo bliskie.
Sama od 17 r.ż. byłam w związkach, ale jak się rozpadł mój drugi związek, to poczułam się, jakbym coś robiła nie tak i postanowiłam sobie zrobić roczną przerwę od związków i facetów, żeby zastanowić się, kim ja jestem i czego właściwie chcę. Do końca i tak się to nie udawało, bo jacyś faceci, to zawsze się kręcili ;-). Natomiast bardzo dobrze pamiętam, jak podczas rodzinnej uroczystości, na której byłam bez partnera, moja ciotka puściła do mojego taty uwagę w stylu, źe Magda niby ładna, mądra, a sama :-D Jakbym miała jakiś feler. Za to po odpowiedzi mojego taty został on już na zawsze moim bohaterem :-D

Ja kobieta słyszy coś takiego to nawet ta mająca najstabilniejsze poczucie własnej wartości zaczyna się zastanawiać, gdzie tkwi haczyk:)

Panna szczerze to ci zazdroszczę tego etapu, naprawdę. Jesteś wolna bo ty wybrałaś, ja cały czas oscyluję między pewnością, że to mój wybór, a niepewnością, że to pewne fatum.
I mnie nawet nie o opinie innych chodzi, ale taką wewnętrzną niespójność, ja sama nie wiem jaka jestem i czego potrzebuję. I wokół mnie tez zawsze pojawia się jakiś mężczyzna, ale nie reprezentujący niczego, czego bym potrzebowała emocjonalnie.

5,133 Ostatnio edytowany przez Panna Szlachetnego Rodu (2022-03-17 22:18:37)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
LenaLu napisał/a:
MagdaLena1111 napisał/a:

Sama od 17 r.ż. byłam w związkach, ale jak się rozpadł mój drugi związek, to poczułam się, jakbym coś robiła nie tak i postanowiłam sobie zrobić roczną przerwę od związków i facetów, żeby zastanowić się, kim ja jestem i czego właściwie chcę. Do końca i tak się to nie udawało, bo jacyś faceci, to zawsze się kręcili ;-). Natomiast bardzo dobrze pamiętam, jak podczas rodzinnej uroczystości, na której byłam bez partnera, moja ciotka puściła do mojego taty uwagę w stylu, źe Magda niby ładna, mądra, a sama :-D Jakbym miała jakiś feler. Za to po odpowiedzi mojego taty został on już na zawsze moim bohaterem :-D

Ja kobieta słyszy coś takiego to nawet ta mająca najstabilniejsze poczucie własnej wartości zaczyna się zastanawiać, gdzie tkwi haczyk:)

W babskiej zazdrości, zawiści?

LenaLu napisał/a:

Panna szczerze to ci zazdroszczę tego etapu, naprawdę. Jesteś wolna bo ty wybrałaś, ja cały czas oscyluję między pewnością, że to mój wybór, a niepewnością, że to pewne fatum.
I mnie nawet nie o opinie innych chodzi, ale taką wewnętrzną niespójność, ja sama nie wiem jaka jestem i czego potrzebuję. I wokół mnie tez zawsze pojawia się jakiś mężczyzna, ale nie reprezentujący niczego, czego bym potrzebowała emocjonalnie.

Mnie nigdy nie zależało na tym, aby być w związku (raczej kierowałam się bardziej w stronę utrzymywania własnej niezależności), a już tym bardziej, aby być w związku, bo co powie otoczenie, bo jak będę postrzegana, bo koleżanki kogoś mają, bo wychodzą za mąż itp. Nie oznacza to, że nie pragnęłam i nie pragnę bycia z drugim człowiekiem, jednak nigdy nie robiłam z tego życiowego celu, priorytetu samego w sobie. Nie wiem, może dlatego, że jakimś tam zainteresowaniem mężczyzn cieszyłam się, raz z wzajemnością innym razem bez wzajemności.

Aktualnie jestem bardzo zrażona do poważniejszych relacji z mężczyznami, wynika to z dotychczasowych doświadczeń, możliwość zaufania została mocno ograniczona. Paradoksalnie, właśnie teraz, kiedy nie chcę, kiedy częściowo boję się i nie chcę narażać świadomie na kolejne rozczarowania, doceniam (i w głębi duszy chciałabym) wartościowego związku. Ale nadal nie jest to moim priorytetem, w tym sensie, że brak związku, nie jest dla mnie czymś, co doskwiera mi w życiu przez sam fakt, że tego w moim życiu nie ma.
Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.

5,134

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lepiej się chyba tego wytłumaczyć nie da big_smile

Związek jako dodatek do życia vs związek jako priorytet sam w sobie(gdzie często z tego wynikają problemy, jak choćby osaczanie, zazdrość itp) to dwie kompletnie różne rzeczy.

5,135 Ostatnio edytowany przez LenaLu (2022-03-17 23:02:04)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
LenaLu napisał/a:

Panna szczerze to ci zazdroszczę tego etapu, naprawdę. Jesteś wolna bo ty wybrałaś, ja cały czas oscyluję między pewnością, że to mój wybór, a niepewnością, że to pewne fatum.
I mnie nawet nie o opinie innych chodzi, ale taką wewnętrzną niespójność, ja sama nie wiem jaka jestem i czego potrzebuję. I wokół mnie tez zawsze pojawia się jakiś mężczyzna, ale nie reprezentujący niczego, czego bym potrzebowała emocjonalnie.

Mnie nigdy nie zależało na tym, aby być w związku (raczej kierowałam się bardziej w stronę utrzymywania własnej niezależności), a już tym bardziej, aby być w związku, bo co powie otoczenie, bo jak będę postrzegana, bo koleżanki kogoś mają, bo wychodzą za mąż itp. Nie oznacza to, że nie pragnęłam i nie pragnę bycia z drugim człowiekiem, jednak nigdy nie robiłam z tego życiowego celu, priorytetu samego w sobie. Nie wiem, może dlatego, że jakimś tam zainteresowaniem mężczyzn cieszyłam się, raz z wzajemnością innym razem bez wzajemności.

Aktualnie jestem bardzo zrażona do poważniejszych relacji z mężczyznami, wynika to z dotychczasowych doświadczeń, możliwość zaufania została mocno ograniczona. Paradoksalnie, właśnie teraz, kiedy nie chcę, kiedy częściowo boję się i nie chcę narażać świadomie na kolejne rozczarowania, doceniam (i w głębi duszy chciałabym) wartościowego związku. Ale nadal nie jest to moim priorytetem, w tym sensie, że brak związku, nie jest dla mnie czymś, co doskwiera mi w życiu przez sam fakt, że tego w moim życiu nie ma.
Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.

W babskiej zazdrości, zawiści?

Dzięki za te słowa.
Wydaje mi się, że kobiety sa swoimi najgorszymi wrogami. Widzę to nawet tutaj na forum, faceci trzymają się razem, mają swój prosty, logiczny front, a baby żeby sobie dopierd...ć i przypodobać facetom. Zero jakiegoś zrozumienia, współczucia, empatii... Straszne to

Posty [ 5,071 do 5,135 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 77 78 79 80 81 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024