rossanka napisał/a:feniks35 napisał/a:Rossanko wydaje mi się, ze Ty sama dla siebie jestes najsurowszym sedzią a ludzie wcale nie postrzegaliby Ciebie jako wariatke. Ja tez mam nerwice lekowa, wyhodowalam sobie to dziadostwo mimo zycia w szczesliwym zwiazku. Inne problemy i stresy mnie niestety na tyle dopadly ze w spadku po sobie zostawily nerwice. Fakt ze moja jest na tyle ujarzmiona, ze schodze z lekow i nie przytrafiaja mi sie te okropne epizody. Mimo to, nawet w okresie kiedy bylam chora mocno objawowo nie wstydzilam sie tej choroby, nie ukrywalam i wiesz co? Wszyscy traktowali mnie i traktuja jak normalna osobę. Pewnie kilka osob uznalo ze to jakies wydziwianie, jake stane lekowe itp? Ale mam gleboko w nozdrzach co sobie mysla. Nikt tak naprawde wazny w moim zyciu nie odsunal sie ani nie okazal nawet minimalnie ze uwaza mnie za wariatke. Nie rozluznily sie zadne znajomosci a wrecz doszly nowe. Moj prywatny maz tez nie wyglada na udreczonego byciem mezem wariatki. Nawet kiedys sobie zazartowalam ze ma psychiczna zone bo wkoncu lecze sie u psychiatry a nie u dermatologa a on na to: Ty nigdy nie bylas psychiczna. Poprostu za duzo roznych rzeczych sie poskladalo i troche Cie wyczerpalo psychicznie ale zawsze myslalas i mowilas trzezwo i absolutnie nigdy nie pomyslalem o Tobie jako o psychicznie chorej. Sama zreszta lekarka podkresla ze nerwica to nie choroba psychiczna tylko zaburzenie. I w sumie zwal jak zwal ale sama wiesz ze nie jestes jakas odklejona od rzeczywistosci osoba tylko kims kto ma poprostu pewne ograniczenia zdrowotne, jak w sumie kazdy z nas. Nie stygmatyzuj sie wiec prosze i badz dla siebie lagodniejsza.
W tym też coś jest . Od czasu, jak miałam 20 lat jakoś tak bałam się, że ktoś mnie odrzuci. Wtedy też(Tak około 20-23) roku życia czułam się najbardziej samotna w życiu. Kolezanki miały kolejnych facetów, a ja byłam sama. Potem zaczynały się zaręczyny, po 30 wysyp ślubów u znajomych , na których chciało mi się płakać.
Możliwe, że wtedy też przyczyną mojej samotności i nieudanych relacji(byłam na dzień dobry odrzucana) była taka, że myślałam o sobie w slowach: ty chciałabyś aby taki facet chciałby być z Tobą? Zastanów się, jesteś gruba , brzydka, nieatrakcyjna, jesteś nieciekawa, nic nie warta, jesteś dnem zupełnym, jaki facet, zejdź na ziemię. Na dodatek masz nerwice, psychicznej nikt nie zechce. Tak wtedy latami myślałam, myślę też, że to mogło się odbijać na moim zachowaniu, ludzie jakoś wyczuwają nastroje innych, więc znajomosci te były z góry skazane na niepowodzenie. Pamiętam też, że myślałam wtedy, że jak jakiś facet w końcu będzie że mną chciał być, a pozna mnie bliżej, to sie rozczaruje widząc moje cechy. Gralam więc inną dziewczynę, co oczywiście skutkowało niepowodzeniem co widzę po latach.
Rossanko, podczytuję ten wątek, choć na pewno nie wszystkie wiadomości. Wiele z tego co piszesz, jest mi bliskie, choć mam męża i dzieci, mam nadzieję, że nie sprawię Ci przykrości pisząc tu. Ale całe lata miałam taki sposób myślenia jak Ty. Samoocena blisko dna, i wcale posiadanie rodziny jej na stałe nie podniosło, tzn na chwilę tak, ale potem znów spadła. Zawsze znajdą się lepsi ode mnie, lepsze matki, lepiej wychowujące dzieci, lepiej urządzające dom, lepiej wyglądające itp itd.
Kiedy byłam sama, miałam straszne kompleksy nt. swojej wagi i braku doświadczeń z mężczyznami. Większość informacji zwrotnych była negatywna, od facetów z netu czy ostrożnie sondowanych znajomych. Jak to, dziewica w takim wieku? bez szans już na faceta. Jak to, taka waga, przy takim wzroście? Dużo za dużo...itp. A jednak znalazłam człowieka, któremu nie przeszkadza to wszystko. Nie można sobie dobierać tylko negatywnych informacji do głowy, to jest taki filtr, który dopiero sama poznaje i w wieku 40 paru lat zdaję sobie sprawę, że siebie nie znam. Zwłaszcza jeśli chodzi o wybór zawodu.
Co do nerwicy, to bardzo demonizujesz, tu właśnie dobrze widać, jak sama, z wyprzedzeniem tworzysz czarne scenariusze. Parę dni temu koleżanka w pracy a propos czegoś, powiedziała - a bo wiesz, ja mam tę nerwicę, to nie lubię ...(czegoś tam). Bardzo mnie pozytywnie zdziwiła, bo wcześniej o tym nie mówiła, choć można się było domyślić po zachowaniu
a tu w zwykłej rozmowie, przyznała się, i to jest ok. To bardzo popularne zaburzenie z którym też się zmagam, moja przyjaciółka również, rozmawiamy o tym, ja chyba też wspomniałam kiedyś o tym w pracy, bo się spóźniłam - miałam atak w nocy, to oczywiście nie był zawał tylko nerwica.
Feniks bardzo dobrze napisała.
EDIT Co Ci chciałam napisać, to - nie poddawaj się. Drąż swój charakter i nie ustawaj w wysiłkach żeby się zrozumieć.