pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 60 61 62 63 64 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3,966 do 4,030 z 8,335 ]

3,966 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-28 10:32:36)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rumuński, a Ty nie mieszkasz w Polsce? Jeśli tak, to jestem w stanie to zrozumieć. Moja Mama już od lat przebywa za granicą i często mylą jej się słowa polskie z niepolskimi.
Natomiast razi mnie, gdy "krajowi" Polacy tak bardzo dbający o znajomość języków obcych, swój własny mają w nosie.
Mimo iż nie jestem zwolenniczką podziałów między ludźmi na jakieś tam rasy i klasy.
Bez obrazy, proszę.

A tekst sobie przetłumaczyłam na Google smile

Zobacz podobne tematy :

3,967

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Uroki utworów w innym języku  są takie, że ciężko je dosłownie przetłumaczyć big_smile
Jak to się mówi - tłumaczenie może być wierne albo piękne.

Dlatego często produkcje, które cechuje ludowy charakter ciężko przełożyć na język inny niż rdzenny, żeby smaczki językowe pozostały.

PS. Wybacz Piegowata, ale dopiero teraz zauważyłem, że ten wątek poszedł dalej i prosiłaś o przetłumaczenie.

3,968 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-08-28 13:39:30)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lucyfer, właśnie dlatego nigdy nie marzyłam o emigracji. Nie wyobrażam sobie pewnych treści wyrażać w innym języku niż ten, który wyssałam z mlekiem matki.
Z racji zawodu spotykam czasami poetów, również zza naszej wschodniej granicy. Twierdzą oni, że pewne treści wyrazić można jedynie w ojczystym języku. Też tak odczuwam.
Aczkolwiek powtarzam: moim zdaniem podziały na nacje, religie itp są źródłem zła.
Ale mój rodzimy język kocham.

3,969

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Rumuński, a Ty nie mieszkasz w Polsce? Jeśli tak, to jestem w stanie to zrozumieć. Moja Mama już od lat przebywa za granicą i często mylą jej się słowa polskie z niepolskimi.
Natomiast razi mnie, gdy "krajowi" Polacy tak bardzo dbający o znajomość języków obcych, swój własny mają w nosie.
Mimo iż nie jestem zwolenniczką podziałów między ludźmi na jakieś tam rasy i klasy.
Bez obrazy, proszę.

A tekst sobie przetłumaczyłam na Google smile

Mieszkam w Polsce, lecz zawodowo używam głównie języka angielskiego (w mojej branży język polski jest całkowicie bezużyteczny na rynku międzynarodowym)
Gdybym się urodził w Niemczech i nauczyłbym się języka angielskiego to posiadałbym 2 bardzo cenne języki międzynarodowe (niemiecki w stopniu ojczystym + angielski)

Ale jeżeli ktoś się urodzi w Polsce, na Słowacji czy w Czechach i nauczy się angielskiego to będzie znał tylko 1 cenny język międzynarodowy, tak to działa smile (A podobno wszyscy rodzą się z równym startem haha)

Mimo tego bardzo często moje myśli kształtują się w języku angielskim. Myślenie w tym języku jest o wiele prostsze niż w języku polskim (tak mi się wydaje).

3,970 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-08-29 00:45:59)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Lucyfer, właśnie dlatego nigdy nie marzyłam o emigracji. Nie wyobrażam sobie pewnych treści wyrażać w innym języku niż ten, który wyssałam z mlekiem matki.
Z racji zawodu spotykam czasami poetów, również zza naszej wschodniej granicy. Twierdzą oni, że pewne treści wyrazić można jedynie w ojczystym języku. Też tak odczuwam.
Aczkolwiek powtarzam: moim zdaniem podziały na nacje, religie itp są źródłem zła.
Ale mój rodzimy język kocham.


Co jest moim zdaniem latwiejsze w Polskim to pewne rodzaje zartow, w stylu Baski Kwarc. Poniewaz tam duzo zalezy od jezyka.
Wiele z moich zartow jest opartych na tonie starej baby i zmienianiu kolejnosci slow jak rzeczy typu 'prysznic jemu zimny' albo 'ktorz to widzial, kto to pozwala na to?' albo 'ten to jest przeciek' co czesto powtarzam.
Duzo tekstow i sposobu wypowiadania slow wzielam od mojej babci i prababci. Babcia jest z Bialorusi i przekreca Polski, a prababka byla z Niemiec i tez przekrecala Polski.
Moj maz zna niektore z moich tekstow. Poza tym oczywiscie teksty jakie mowie do kotow typu 'ale jestes moja lalunia malutka sliczna!'
Pomiedzy trzema jezykami latwo nam tez rozwiazac wszelki problem typu tlumaczenie wiersza Szymborskiej lub jakis zartow. Dlatego, ze czego nie ma w Angielskim to moze byc w Hiszpanskim. Ulubione Polskie slowo mojego meza to 'buciki'.

Jednak poza tymi granicami to nie widze tej potrzeby. Jezeli chodzi o moje uczucia to latwiej mi je opisac z precyzja po angielsku, a wrecz nie wiem jak mialabym je opisac po Polsku zeby wyszlo dokladnie to co mysle.

3,971

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

doszłam do wniosku, że ja chyba nie chce być w związku. Samej mi lepiej.

W takim razie dlaczego ten temat ma ponad 70 stron? Sama się oszukujesz? smile

Troche bez podstaw ten wniosek wyciagnales. Ma 70 stron bo my tu gadamy tyle o roznych rzeczach, a nie, ze 70 stron ona mowi, ze szuka zwiazku.

Zgadzam sie z Toba, ze czesciowo sama sie oszukuje bo rzeczywiscie, brzmi jakby to byla jakas chora na wirus i musi byc sama bo komus krzywde zrobi.
Rossanko, taka fajna jestes babka i tak myslisz, ze bylabys ciezarem. Szkoda.

Trochę tak jest, bo przez lata myslałam, ze mając nerwicę jestem niejako "skażona" i to mnie bardzo hamowało w kontaktach. W zasadzie nigdy nie pokazywałam zupełnie siebie ale bardzo się pilnowałam i kontrolowałam w znajomościach, czy to byli podobający mi się koledzy ze szkoły., potem ze studiów, spotkań szkoleniowych, kursów i innych miejsc typowych dla dorosłego zawodowego życia.

3,972

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lucyfer666 napisał/a:

Każdy widzi takie odbicie w lustrze, jakie chce widzieć.

Po prostu znam siebie już tyle lat. Mniej więcej wiem, jaka jestem i jakie mam słabe i mocne strony, ale to nic odkrywczego, każdy po czasie tak ma.

Rumuński żołnierz napisał/a:

Jak czytam Twoje wypowiedzi przez te wszystkie lata, wydajesz się być taką sympatyczną kobietą. Niepotrzebnie ciągle się dołujesz tym singielstwem w kółko.

W sumie masz rację , długo już tu piszę, bo chyba od 2013, pomyśleć tylko, że przyszłam napisać parę postów. Nawet nie znałam tego forum wcześniej.

Piegowata napisał/a:

No właśnie, Rossanko, dajesz się lubić, więc masz coś do zaoferowania.
Nie myśl o sobie tylko jako o ciężarze dla kogoś.

Uwierz, to dziadostwo, nawet jak mam okresy względnego spokoju, lubi w pewnym momencie wyjść. W przeszłości zawsze się bałam, że to będzie obciążenie dla partnera, albo się będzie martwił.
Albo oddalimy sie przez to od siebie , bo tego nie rozumie nikt, kto sam tego nie miał.
Gdybym tego nie miała, sama siebie bym nie rozumiała.

3,973

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No, cóż, na nerwicach nie znam się zbytnio.
Rozumowo argumentując, każdego z nas może spotkać choroba i przecież nie ona decyduje o uczuciu ani o wartości danej osoby.
Nie mieści mi się w głowie, jak mogłabym rozpatrywać bliską osobę w kategoriach "obciążenia". Bliskość to również odpowiedzialność za to, co się oswoiło. Wielkie i patetyczne słowa, ale pełne słuszności.
Nieobce mi są myśli o chorobie jako obciążeniu, bo i ja mam swoje problemy. Raczej specjalnie już miłości nie szukam, ale wiem, że jeśli mnie ktoś zaakceptuje, to taką, jaka jestem. PP mój Sjogren ani niezbyt idealny wygląd, ani huśtawki nastrojów nie przeszkadzały. Czasem najwyżej na mnie fuknął, gdy za dużo zaczynałam marudzić.

3,974

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

No, cóż, na nerwicach nie znam się zbytnio.
Rozumowo argumentując, każdego z nas może spotkać choroba i przecież nie ona decyduje o uczuciu ani o wartości danej osoby.
Nie mieści mi się w głowie, jak mogłabym rozpatrywać bliską osobę w kategoriach "obciążenia". Bliskość to również odpowiedzialność za to, co się oswoiło. Wielkie i patetyczne słowa, ale pełne słuszności.
Nieobce mi są myśli o chorobie jako obciążeniu, bo i ja mam swoje problemy. Raczej specjalnie już miłości nie szukam, ale wiem, że jeśli mnie ktoś zaakceptuje, to taką, jaka jestem. PP mój Sjogren ani niezbyt idealny wygląd, ani huśtawki nastrojów nie przeszkadzały. Czasem najwyżej na mnie fuknął, gdy za dużo zaczynałam marudzić.

Zauważ, że Sjogren to choroba ciała, nie "psychiczna" gdzie możesz dostać łatkę "wariata" bo leczyłaś się u psychiatry a nawet brałaś psychotropy. I tak jest lepiej niż 30 lat temu, gdy u psychiatry siedziały tylko "czubki", ale jednak ludzie czują dystans na wiadomość"wiesz, leczyłam sie psychiatrycznie".

3,975 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-04 19:37:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Psychotropy bierze się nawet czasem przy "zwykłej" depresji. Moja koleżanka, z inną wprawdzie chorobą somatyczną, też co jakiś czas chodzi do psychiatry żeby nie oszaleć ze stresu.
Na pewno chorym jest trudniej niż zdrowym, ale to nie znaczy, że przez to są zupełnie pozbawieni szans. Często właśnie sami je sobie odbierają z obawy i lęku.

3,976

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

No, cóż, na nerwicach nie znam się zbytnio.
Rozumowo argumentując, każdego z nas może spotkać choroba i przecież nie ona decyduje o uczuciu ani o wartości danej osoby.
Nie mieści mi się w głowie, jak mogłabym rozpatrywać bliską osobę w kategoriach "obciążenia". Bliskość to również odpowiedzialność za to, co się oswoiło. Wielkie i patetyczne słowa, ale pełne słuszności.
Nieobce mi są myśli o chorobie jako obciążeniu, bo i ja mam swoje problemy. Raczej specjalnie już miłości nie szukam, ale wiem, że jeśli mnie ktoś zaakceptuje, to taką, jaka jestem. PP mój Sjogren ani niezbyt idealny wygląd, ani huśtawki nastrojów nie przeszkadzały. Czasem najwyżej na mnie fuknął, gdy za dużo zaczynałam marudzić.

Zauważ, że Sjogren to choroba ciała, nie "psychiczna" gdzie możesz dostać łatkę "wariata" bo leczyłaś się u psychiatry a nawet brałaś psychotropy. I tak jest lepiej niż 30 lat temu, gdy u psychiatry siedziały tylko "czubki", ale jednak ludzie czują dystans na wiadomość"wiesz, leczyłam sie psychiatrycznie".

Rossanko, ale to jest dobry  test, kim ktoś jest.
Czy myślisz, że człowiek, który będzie czuł dystans, obawę, albo Cię zaszufladkuje czy nawet skreśli po takiej wiadomości, to ktoś, z kim w innych rzeczach się dogadasz?
Nie sądzę.

3,977

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Otóż to, Niepodobna!

3,978

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

No, cóż, na nerwicach nie znam się zbytnio.
Rozumowo argumentując, każdego z nas może spotkać choroba i przecież nie ona decyduje o uczuciu ani o wartości danej osoby.
Nie mieści mi się w głowie, jak mogłabym rozpatrywać bliską osobę w kategoriach "obciążenia". Bliskość to również odpowiedzialność za to, co się oswoiło. Wielkie i patetyczne słowa, ale pełne słuszności.
Nieobce mi są myśli o chorobie jako obciążeniu, bo i ja mam swoje problemy. Raczej specjalnie już miłości nie szukam, ale wiem, że jeśli mnie ktoś zaakceptuje, to taką, jaka jestem. PP mój Sjogren ani niezbyt idealny wygląd, ani huśtawki nastrojów nie przeszkadzały. Czasem najwyżej na mnie fuknął, gdy za dużo zaczynałam marudzić.

Zauważ, że Sjogren to choroba ciała, nie "psychiczna" gdzie możesz dostać łatkę "wariata" bo leczyłaś się u psychiatry a nawet brałaś psychotropy. I tak jest lepiej niż 30 lat temu, gdy u psychiatry siedziały tylko "czubki", ale jednak ludzie czują dystans na wiadomość"wiesz, leczyłam sie psychiatrycznie".

Rossanko, ale to jest dobry  test, kim ktoś jest.
Czy myślisz, że człowiek, który będzie czuł dystans, obawę, albo Cię zaszufladkuje czy nawet skreśli po takiej wiadomości, to ktoś, z kim w innych rzeczach się dogadasz?
Nie sądzę.

Być może masz rację. Ale jednocześnie może byc to dobra wymówka, jak nie będę chciała z kimś być, zawsze się mogę tym zasłonic. Taki paradoks.

3,979 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-12 08:10:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cha, cha, Rossanko!
Złapałam kiedyś doła pt. "Jestem stara, chora i brzydka". Z przekąsem zapytałam PP, po co mu taka stara i brzydka, a on mi na to, że lubi brzydkie, a brzydszej ode mnie już nie znajdzie big_smile
Ubawił mnie po pachy!

Ale widzisz, nie dał się spławić.
Coraz bardziej jestem przekonana, że jeśli coś ma być nasze, to będzie.
A jeśli nie, to kto wie, czy nie dzieje się najlepiej jak powinno.

Pożaliła się wczoraj na grupie "sjogrenów" (jest taka na Facebooku, zamknięta dla postronnych) kobieta, mężatka z dziećmi. Co z tego, że jest ten chłop, skoro ona nie ma w nim za grosz oparcia i zrozumienia?
Choroba to niezły test.

Swoją drogą, Rossanko, moja choroba i psychicznie daje popalić, bo zmęczenie bywa niewysłowione, występują też nieraz u chorych komplikacje neurologiczne. Mam lepsze i gorsze dni.
Nieobce mi są Twoje rozterki, ale mam już do tego dystans. Doszłam do tego fajnego dla mnie poczucia, że mojego szczęścia nie warunkuje bycie lub niebycie w związku.
Szczęście czerpię z wielu źródeł, czasem zupełnie małych, ale niezliczonych.

3,980

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Cha, cha, Rossanko!
Złapałam kiedyś doła pt. "Jestem stara, chora i brzydka". Z przekąsem zapytałam PP, po co mu taka stara i brzydka, a on mi na to, że lubi brzydkie, a brzydszej ode mnie już nie znajdzie big_smile
Ubawił mnie po pachy!

Ale widzisz, nie dał się spławić.
Coraz bardziej jestem przekonana, że jeśli coś ma być nasze, to będzie.
A jeśli nie, to kto wie, czy nie dzieje się najlepiej jak powinno.

Pożaliła się wczoraj na grupie "sjogrenów" (jest taka na Facebooku, zamknięta dla postronnych) kobieta, mężatka z dziećmi. Co z tego, że jest ten chłop, skoro ona nie ma w nim za grosz oparcia i zrozumienia?
Choroba to niezły test.

Swoją drogą, Rossanko, moja choroba i psychicznie daje popalić, bo zmęczenie bywa niewysłowione, występują też nieraz u chorych komplikacje neurologiczne. Mam lepsze i gorsze dni.
Nieobce mi są Twoje rozterki, ale mam już do tego dystans. Doszłam do tego fajnego dla mnie poczucia, że mojego szczęścia nie warunkuje bycie lub niebycie w związku.
Szczęście czerpię z wielu źródeł, czasem zupełnie małych, ale niezliczonych.

Pewnie Ci bywa ciężko, ale ktoś z boku powie : Biedna Piegowata, takie choróbsko się jej trafiło, nie jej wina, rózne rzeczy chodzą po ludziach. Z nerwicą usłyszsysz: wariatka, niestabilna emocjonalnie, jak najdalej od ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Spytaj nawet na forum (ja kiedyś spytałam). Prawie wszystkie kobiety skreśliłyby partnera z problemami psychicznymi. Jeden użytkownik miał zonę chorą na nerwicę, i powiedział, ze go to nie odstraszyło. Reszta wydaje mi się, ze prędzej zaakceptowałaby partnera po wypadku bez nogi niż z nerwicą.
To nie moja wina, ze to mam. Zawsze to miałam.

3,981 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2020-09-12 14:37:03)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Zauważ, że Sjogren to choroba ciała, nie "psychiczna" gdzie możesz dostać łatkę "wariata" bo leczyłaś się u psychiatry a nawet brałaś psychotropy. I tak jest lepiej niż 30 lat temu, gdy u psychiatry siedziały tylko "czubki", ale jednak ludzie czują dystans na wiadomość"wiesz, leczyłam sie psychiatrycznie".

Rossanko, ale to jest dobry  test, kim ktoś jest.
Czy myślisz, że człowiek, który będzie czuł dystans, obawę, albo Cię zaszufladkuje czy nawet skreśli po takiej wiadomości, to ktoś, z kim w innych rzeczach się dogadasz?
Nie sądzę.

Być może masz rację. Ale jednocześnie może byc to dobra wymówka, jak nie będę chciała z kimś być, zawsze się mogę tym zasłonic. Taki paradoks.

Ale co tu zasłaniać? Chciałabyś być z człowiekiem, który Cię nie akceptuje i nie rozumie? Po co? Albo niby akceptuje, ale subtelnie daje do zrozumienia, że jesteś taka trochę gorsza i powinnaś się cieszyć, że on Cię chciał, taką zaburzoną? Albo próbuje jakoś tak sobie obrobić twój wizerunek, żeby nie przyjąć tego, co sama o sobie przekazujesz (urojone problemy, przyczyna "tak naprawdę" gdzie indziej i takie tam...). Jest mała liczba opcji. Więzi i poczucia bezpieczeństwa nie zbuduje się z człowiekiem, dla którego jesteśmy ułomni albo nie wiemy, co mówimy, bo tak naprawdę...
Szkoda nerwów.

3,982

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Rossanko, ale to jest dobry  test, kim ktoś jest.
Czy myślisz, że człowiek, który będzie czuł dystans, obawę, albo Cię zaszufladkuje czy nawet skreśli po takiej wiadomości, to ktoś, z kim w innych rzeczach się dogadasz?
Nie sądzę.

Być może masz rację. Ale jednocześnie może byc to dobra wymówka, jak nie będę chciała z kimś być, zawsze się mogę tym zasłonic. Taki paradoks.

Ale co tu zasłaniać? Chciałabyś być z człowiekiem, który Cię nie akceptuje i nie rozumie? Po co? Albo niby akceptuje, ale subtelnie daje do zrozumienia, że jesteś taka trochę gorsza i powinnaś się cieszyć, że on Cię chciał, taką zaburzoną? Albo próbuje jakoś tak sobie obrobić twój wizerunek, żeby nie przyjąć tego, co sama o sobie przekazujesz (urojone problemy, przyczyna "tak naprawdę" gdzie indziej i takie tam...). Jest mała liczba opcji. Więzi i poczucia bezpieczeństwa nie zbuduje się z człowiekiem, dla którego jesteśmy ułomni albo nie wiemy, co mówimy, bo tak naprawdę...
Szkoda nerwów.

Z takim to nie, kto by z resztą chciał być z osobą, której nie pasuje? 
Kiedyś zastanawiałam się, jak by było, jakbym nie miała tego zaburzenia. Pewnie wiele rzeczy potoczyloby się inaczej i być może byłabym teraz w innym miejscu. Może nawet mieszkała w innym kraju.

3,983

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko wydaje mi się, ze Ty sama dla siebie jestes najsurowszym sedzią a ludzie wcale nie postrzegaliby Ciebie jako wariatke. Ja tez mam nerwice lekowa, wyhodowalam sobie to dziadostwo mimo zycia w szczesliwym zwiazku. Inne problemy i stresy mnie niestety na tyle dopadly ze w spadku po sobie zostawily nerwice. Fakt ze moja jest na tyle ujarzmiona, ze schodze z lekow i nie przytrafiaja mi sie te okropne epizody. Mimo to, nawet w okresie kiedy bylam chora mocno objawowo nie wstydzilam sie tej choroby, nie ukrywalam i wiesz co? Wszyscy traktowali mnie i traktuja jak normalna osobę. Pewnie kilka osob uznalo ze to jakies wydziwianie, jake stane lekowe itp? Ale mam gleboko w nozdrzach co sobie mysla. Nikt tak naprawde wazny w moim zyciu nie odsunal sie ani nie okazal nawet minimalnie ze uwaza mnie za wariatke. Nie rozluznily sie zadne znajomosci a wrecz doszly nowe. Moj prywatny maz tez nie wyglada na udreczonego byciem mezem wariatki. Nawet kiedys sobie zazartowalam ze ma psychiczna zone bo wkoncu lecze sie u psychiatry a nie u dermatologa a on na to: Ty nigdy nie bylas psychiczna. Poprostu za duzo roznych rzeczych sie poskladalo i troche Cie wyczerpalo psychicznie ale zawsze myslalas i mowilas trzezwo i absolutnie nigdy nie pomyslalem o Tobie jako o psychicznie chorej. Sama zreszta lekarka podkresla ze nerwica to nie choroba psychiczna tylko zaburzenie. I w sumie zwal jak zwal ale sama wiesz ze nie jestes jakas odklejona od rzeczywistosci osoba tylko kims kto ma poprostu pewne ograniczenia zdrowotne, jak w sumie kazdy z nas. Nie stygmatyzuj sie wiec prosze i badz dla siebie lagodniejsza.

3,984

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
feniks35 napisał/a:

Rossanko wydaje mi się, ze Ty sama dla siebie jestes najsurowszym sedzią a ludzie wcale nie postrzegaliby Ciebie jako wariatke. Ja tez mam nerwice lekowa, wyhodowalam sobie to dziadostwo mimo zycia w szczesliwym zwiazku. Inne problemy i stresy mnie niestety na tyle dopadly ze w spadku po sobie zostawily nerwice. Fakt ze moja jest na tyle ujarzmiona, ze schodze z lekow i nie przytrafiaja mi sie te okropne epizody. Mimo to, nawet w okresie kiedy bylam chora mocno objawowo nie wstydzilam sie tej choroby, nie ukrywalam i wiesz co? Wszyscy traktowali mnie i traktuja jak normalna osobę. Pewnie kilka osob uznalo ze to jakies wydziwianie, jake stane lekowe itp? Ale mam gleboko w nozdrzach co sobie mysla. Nikt tak naprawde wazny w moim zyciu nie odsunal sie ani nie okazal nawet minimalnie ze uwaza mnie za wariatke. Nie rozluznily sie zadne znajomosci a wrecz doszly nowe. Moj prywatny maz tez nie wyglada na udreczonego byciem mezem wariatki. Nawet kiedys sobie zazartowalam ze ma psychiczna zone bo wkoncu lecze sie u psychiatry a nie u dermatologa a on na to: Ty nigdy nie bylas psychiczna. Poprostu za duzo roznych rzeczych sie poskladalo i troche Cie wyczerpalo psychicznie ale zawsze myslalas i mowilas trzezwo i absolutnie nigdy nie pomyslalem o Tobie jako o psychicznie chorej. Sama zreszta lekarka podkresla ze nerwica to nie choroba psychiczna tylko zaburzenie. I w sumie zwal jak zwal ale sama wiesz ze nie jestes jakas odklejona od rzeczywistosci osoba tylko kims kto ma poprostu pewne ograniczenia zdrowotne, jak w sumie kazdy z nas. Nie stygmatyzuj sie wiec prosze i badz dla siebie lagodniejsza.

W tym też coś jest . Od czasu, jak miałam 20 lat jakoś tak bałam się, że ktoś mnie odrzuci. Wtedy też(Tak około 20-23) roku życia czułam się najbardziej samotna w życiu. Kolezanki miały kolejnych facetów, a ja byłam sama. Potem zaczynały się zaręczyny, po 30 wysyp ślubów u znajomych , na których chciało mi się płakać.
Możliwe, że wtedy też przyczyną mojej samotności i nieudanych relacji(byłam na dzień dobry odrzucana) była taka, że myślałam o sobie w slowach: ty chciałabyś aby taki facet chciałby być z Tobą? Zastanów się, jesteś gruba , brzydka, nieatrakcyjna, jesteś nieciekawa, nic nie warta, jesteś dnem zupełnym, jaki facet, zejdź na ziemię. Na dodatek masz nerwice, psychicznej nikt nie zechce. Tak wtedy latami myślałam, myślę też, że to mogło się odbijać na moim zachowaniu, ludzie jakoś wyczuwają nastroje innych, więc znajomosci te były z góry skazane na niepowodzenie. Pamiętam też, że myślałam wtedy, że jak jakiś facet w końcu będzie że mną chciał być, a pozna mnie bliżej, to sie rozczaruje widząc moje cechy. Gralam więc inną dziewczynę, co oczywiście skutkowało niepowodzeniem co widzę po latach.

3,985 Ostatnio edytowany przez Elede (2020-09-13 10:28:03)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
feniks35 napisał/a:

Rossanko wydaje mi się, ze Ty sama dla siebie jestes najsurowszym sedzią a ludzie wcale nie postrzegaliby Ciebie jako wariatke. Ja tez mam nerwice lekowa, wyhodowalam sobie to dziadostwo mimo zycia w szczesliwym zwiazku. Inne problemy i stresy mnie niestety na tyle dopadly ze w spadku po sobie zostawily nerwice. Fakt ze moja jest na tyle ujarzmiona, ze schodze z lekow i nie przytrafiaja mi sie te okropne epizody. Mimo to, nawet w okresie kiedy bylam chora mocno objawowo nie wstydzilam sie tej choroby, nie ukrywalam i wiesz co? Wszyscy traktowali mnie i traktuja jak normalna osobę. Pewnie kilka osob uznalo ze to jakies wydziwianie, jake stane lekowe itp? Ale mam gleboko w nozdrzach co sobie mysla. Nikt tak naprawde wazny w moim zyciu nie odsunal sie ani nie okazal nawet minimalnie ze uwaza mnie za wariatke. Nie rozluznily sie zadne znajomosci a wrecz doszly nowe. Moj prywatny maz tez nie wyglada na udreczonego byciem mezem wariatki. Nawet kiedys sobie zazartowalam ze ma psychiczna zone bo wkoncu lecze sie u psychiatry a nie u dermatologa a on na to: Ty nigdy nie bylas psychiczna. Poprostu za duzo roznych rzeczych sie poskladalo i troche Cie wyczerpalo psychicznie ale zawsze myslalas i mowilas trzezwo i absolutnie nigdy nie pomyslalem o Tobie jako o psychicznie chorej. Sama zreszta lekarka podkresla ze nerwica to nie choroba psychiczna tylko zaburzenie. I w sumie zwal jak zwal ale sama wiesz ze nie jestes jakas odklejona od rzeczywistosci osoba tylko kims kto ma poprostu pewne ograniczenia zdrowotne, jak w sumie kazdy z nas. Nie stygmatyzuj sie wiec prosze i badz dla siebie lagodniejsza.

W tym też coś jest . Od czasu, jak miałam 20 lat jakoś tak bałam się, że ktoś mnie odrzuci. Wtedy też(Tak około 20-23) roku życia czułam się najbardziej samotna w życiu. Kolezanki miały kolejnych facetów, a ja byłam sama. Potem zaczynały się zaręczyny, po 30 wysyp ślubów u znajomych , na których chciało mi się płakać.
Możliwe, że wtedy też przyczyną mojej samotności i nieudanych relacji(byłam na dzień dobry odrzucana) była taka, że myślałam o sobie w slowach: ty chciałabyś aby taki facet chciałby być z Tobą? Zastanów się, jesteś gruba , brzydka, nieatrakcyjna, jesteś nieciekawa, nic nie warta, jesteś dnem zupełnym, jaki facet, zejdź na ziemię. Na dodatek masz nerwice, psychicznej nikt nie zechce. Tak wtedy latami myślałam, myślę też, że to mogło się odbijać na moim zachowaniu, ludzie jakoś wyczuwają nastroje innych, więc znajomosci te były z góry skazane na niepowodzenie. Pamiętam też, że myślałam wtedy, że jak jakiś facet w końcu będzie że mną chciał być, a pozna mnie bliżej, to sie rozczaruje widząc moje cechy. Gralam więc inną dziewczynę, co oczywiście skutkowało niepowodzeniem co widzę po latach.

Rossanko, podczytuję ten wątek, choć na pewno nie wszystkie wiadomości. Wiele z tego co piszesz, jest mi bliskie, choć mam męża i dzieci, mam nadzieję, że nie sprawię Ci przykrości pisząc tu. Ale całe lata miałam taki sposób myślenia jak Ty. Samoocena blisko dna, i wcale posiadanie rodziny jej na stałe nie podniosło, tzn na chwilę tak, ale potem znów spadła. Zawsze znajdą się lepsi ode mnie, lepsze matki, lepiej wychowujące dzieci, lepiej urządzające dom, lepiej wyglądające itp itd.

Kiedy byłam sama, miałam straszne kompleksy nt. swojej wagi i braku doświadczeń z mężczyznami. Większość informacji zwrotnych była negatywna, od facetów z netu czy ostrożnie sondowanych znajomych. Jak to, dziewica w takim wieku? bez szans już na faceta. Jak to, taka waga, przy takim wzroście? Dużo za dużo...itp. A jednak znalazłam człowieka, któremu nie przeszkadza to wszystko. Nie można sobie dobierać tylko negatywnych informacji do głowy, to jest taki filtr, który dopiero sama poznaje i w wieku 40 paru lat zdaję sobie sprawę, że siebie nie znam. Zwłaszcza jeśli chodzi o wybór zawodu.

Co do nerwicy, to bardzo demonizujesz, tu właśnie dobrze widać, jak sama,  z wyprzedzeniem tworzysz czarne scenariusze. Parę dni temu koleżanka w pracy a propos czegoś, powiedziała -  a bo wiesz, ja mam tę nerwicę, to nie lubię ...(czegoś tam). Bardzo mnie pozytywnie zdziwiła, bo wcześniej o tym nie mówiła, choć można się było domyślić po zachowaniu wink a tu w zwykłej rozmowie, przyznała się, i to jest ok. To bardzo popularne zaburzenie z którym też się zmagam, moja przyjaciółka również, rozmawiamy o tym, ja chyba też wspomniałam kiedyś o tym w pracy, bo się spóźniłam - miałam atak w nocy, to oczywiście nie był zawał tylko nerwica.

Feniks bardzo dobrze napisała.

EDIT Co Ci chciałam napisać, to  - nie poddawaj się. Drąż swój charakter i nie ustawaj w wysiłkach żeby się zrozumieć.

3,986

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Elede napisał/a:

Rossanko, podczytuję ten wątek, choć na pewno nie wszystkie wiadomości. Wiele z tego co piszesz, jest mi bliskie, choć mam męża i dzieci, mam nadzieję, że nie sprawię Ci przykrości pisząc tu. Ale całe lata miałam taki sposób myślenia jak Ty. Samoocena blisko dna, i wcale posiadanie rodziny jej na stałe nie podniosło, tzn na chwilę tak, ale potem znów spadła. Zawsze znajdą się lepsi ode mnie, lepsze matki, lepiej wychowujące dzieci, lepiej urządzające dom, lepiej wyglądające itp itd.

Kiedy byłam sama, miałam straszne kompleksy nt. swojej wagi i braku doświadczeń z mężczyznami. Większość informacji zwrotnych była negatywna, od facetów z netu czy ostrożnie sondowanych znajomych. Jak to, dziewica w takim wieku? bez szans już na faceta. Jak to, taka waga, przy takim wzroście? Dużo za dużo...itp. A jednak znalazłam człowieka, któremu nie przeszkadza to wszystko. Nie można sobie dobierać tylko negatywnych informacji do głowy, to jest taki filtr, który dopiero sama poznaje i w wieku 40 paru lat zdaję sobie sprawę, że siebie nie znam. Zwłaszcza jeśli chodzi o wybór zawodu.

Co do nerwicy, to bardzo demonizujesz, tu właśnie dobrze widać, jak sama,  z wyprzedzeniem tworzysz czarne scenariusze. Parę dni temu koleżanka w pracy a propos czegoś, powiedziała -  a bo wiesz, ja mam tę nerwicę, to nie lubię ...(czegoś tam). Bardzo mnie pozytywnie zdziwiła, bo wcześniej o tym nie mówiła, choć można się było domyślić po zachowaniu wink a tu w zwykłej rozmowie, przyznała się, i to jest ok. To bardzo popularne zaburzenie z którym też się zmagam, moja przyjaciółka również, rozmawiamy o tym, ja chyba też wspomniałam kiedyś o tym w pracy, bo się spóźniłam - miałam atak w nocy, to oczywiście nie był zawał tylko nerwica.

Feniks bardzo dobrze napisała.

EDIT Co Ci chciałam napisać, to  - nie poddawaj się. Drąż swój charakter i nie ustawaj w wysiłkach żeby się zrozumieć.

Też mi się wydaje, że mąż i dzieci mogłyby mi "poprawić humor" na chwilę, a potem okazałoby się, że inne dzieci są grzeczniejsze, albo mąż bardziej zorganizowany, czy dom lepiej ustrojony a herbata smaczniejsza i w ładniejszej szklance - właśnie u kogoś. To nie tedy droga.
Mówisz o nerwicy, jakoś paradoksalnie myślę, ze jakbym jej nie miała to bym oszalała. Nie wiem jak to wyjaśnić, to taki jakby jest wentyl bezpieczeństwa.
Może też za dużo o wszystkim myślę, a co ma być to będzie.
Może na luz wrzucić, w sumie nigdy tego nie robiłam, może jest to jakieś wyjście.
No i nie mogę wciąż tworzyć czarnych scenariuszy, to jest bez sensu. Zwykle nastawaiam się, że bedzie to i to, czy tamto, niezbyt pozytywne, a potem okazuje się, ze było zupełnie inaczej, albo nawet nie było tak źle.

3,987

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Czy życie to znaczy być w drodze, czy też osiągnąć swój cel? Co jest istotą?
Ktoś ma jakieś przemyślenia?

3,988

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Czy życie to znaczy być w drodze, czy też osiągnąć swój cel? Co jest istotą?
Ktoś ma jakieś przemyślenia?

Moje pierwsze skojarzenie, to film: "Siła spokoju". Znasz?

3,989

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czy życie to znaczy być w drodze, czy też osiągnąć swój cel? Co jest istotą?
Ktoś ma jakieś przemyślenia?

Moje pierwsze skojarzenie, to film: "Siła spokoju". Znasz?

nie. Ale spokoju też szukam.

3,990

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jest tam rozmowa właśnie na ten temat, który poruszyłaś. Czyli czy życie to znaczy być w drodze, czy osiągnąć cel. Generalnie film nieco filozoficzny, oparty na faktach z życia pewnego sportowca. Polecam smile Nie chciałabym za bardzo spoilerować, bo może ktoś będzie zainteresowany tym filmem, ale jak chcesz, to mogę pokrótce opisać wnioski z tej rozmowy ;p

3,991

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Posłuchajcie piosenki "Pastorałka bezdrożna" Starego Dobrego Małżeństwa.
Na telefonie nie wkleję, niestety.

3,992 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-17 11:06:27)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Umajona, to opisz smile
Mnie bardzo bliskie są słowa wiersza Józefa Barana i zarazem piosenki SDM. Słuchałam tego ponad 20 lat temu z dreszczami na plechach i do dziś mocno "czuję" te słowa.
Nawet życie jest drogą, to ta droga stanowi cel sam w sobie. Przejść ją godnie, świadomie i jak najlepiej, doskonalić się, dojrzewać, siać dobro - to uważam za cel. A czy jest może jeszcze jakiś inny - przekonam się kiedyś.

P.S. No, niestety, tym razem nie dało się inaczej niż pod poprzednim własnym postem sad

P.S. 2 Powołując się na Heraklitowe "Wszystko płynie", życie to zdecydowanie droga, ale droga - patrz: przytoczona piosenka, zresztą teraz mogę spokojnie ją tu wrzucić:

3,993 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-09-17 19:23:34)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Umajona, to opisz smile

Też lubię SDM wink Przy czym nie o każdej porze dnia i nocy, tylko muszę mieć odpowiedni nastrój big_smile
Nawet na ich koncercie byłam smile

Aj, próbowałam opisać tą rozmowę, ale wyszedłby esej, żeby to miało taki sens, jak w tym filmie ;p Generalnie jednak to droga daje szczęście, nie sam cel.

A tak prywatnie od siebie mogę napisać, że uważam, że życie polega na tym, że uczymy się kochać (nie mam na myśli miłości tylko romantycznej, a nawet przede wszystkim tą nieromantyczną). I to jest jego sensem. Ale to już takie moje własne przemyślenia wink

3,994 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-21 08:56:46)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Umajona, ja zawsze powtarzam, że SDM mnie wychowało. Dzisiaj słucham ich rzadziej i głównie na zasadzie sentymentu, ale ten sentyment to już pewnie na zawsze. Znajduję w ich tekstach każdą ludzką sprawę - dosłownie każdą.
Kochać, powiadasz... smile Coś w tym jest. Uczymy się przez całe życie coraz więcej rozumieć, coraz więcej dostrzegać, coraz więcej doceniać i coraz więcej wybaczać. A to przecież miłość.
Więc tak, żyć naprawdę to kochać. W bardzo szerokim (i głębokim) znaczeniu.

3,995

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
umajona napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czy życie to znaczy być w drodze, czy też osiągnąć swój cel? Co jest istotą?
Ktoś ma jakieś przemyślenia?

Moje pierwsze skojarzenie, to film: "Siła spokoju". Znasz?

nie. Ale spokoju też szukam.

ASMR poogladaj big_smile Na mnie dziala.

3,996

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

W pracy wpadła mi w rękę książka "Dobre żony", kontynuacja znanych mi z dzieciństwa "Małych kobietek" Louisy May Alcott. Potrzebowałam takiej lekkiej lektury z ciepełkiem, a pod jej wpływem zachciało mi się obejrzeć ekranizację z 1994 r. Przyjemny film.
No, a dzisiaj odpalę tę "Siłę spokoju". Umajona, dzięki za inspirację.
Po kilku latach jakiejś niemocy intelektualnej wracam do książek i do filmów. Wreszcie jestem w stanie skupić uwagę.

3,997

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:
umajona napisał/a:

Moje pierwsze skojarzenie, to film: "Siła spokoju". Znasz?

nie. Ale spokoju też szukam.

ASMR poogladaj big_smile Na mnie dziala.

O nie, we mnie wywołuje taka agresję, że nie mogę tego słuchac, te dzwięki są za głośnie i za głębokie, nie mogę tego ścierpieć, to jak kara.

3,998

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
rossanka napisał/a:

nie. Ale spokoju też szukam.

ASMR poogladaj big_smile Na mnie dziala.

O nie, we mnie wywołuje taka agresję, że nie mogę tego słuchac, te dzwięki są za głośnie i za głębokie, nie mogę tego ścierpieć, to jak kara.

ASMR działa, ale tylko kiedy nie zawiera ludzkiego głosu. Głosy, szepty i westchnienia mnie irytują...
Oczywiście nie wszystkie z tych dźwięków działają uspokajająco i myślę, że to indywidualne. Ja np. lubię delikatne skrobanie i szelest.

Czymś, czego absolutnie nie trawię, jest muzyka relaksacyjna. White noise jest bardzo OK, ale bez muzyki.

3,999

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

ASMR poogladaj big_smile Na mnie dziala.

O nie, we mnie wywołuje taka agresję, że nie mogę tego słuchac, te dzwięki są za głośnie i za głębokie, nie mogę tego ścierpieć, to jak kara.

ASMR działa, ale tylko kiedy nie zawiera ludzkiego głosu. Głosy, szepty i westchnienia mnie irytują...
Oczywiście nie wszystkie z tych dźwięków działają uspokajająco i myślę, że to indywidualne. Ja np. lubię delikatne skrobanie i szelest.

Czymś, czego absolutnie nie trawię, jest muzyka relaksacyjna. White noise jest bardzo OK, ale bez muzyki.

A ja lubię muzykę.
Albo te kanały, gdzie jest szum deszczu, albo morza.

Ps Wiecie, ze zaczęła się jesień, ale ten czas leci, u Was też tak ciepło? I grzybów pełno.

4,000 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-22 13:47:37)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

A ja lubię muzykę.
Albo te kanały, gdzie jest szum deszczu, albo morza.

Ps Wiecie, ze zaczęła się jesień, ale ten czas leci, u Was też tak ciepło? I grzybów pełno.

O, a ja uwielbiam wszystko, co relaksacyjne.
I te wszystkie szumy deszczu, śpiewy ptaków, muzykę solfeżową i instrumentalną o łagodnym brzmieniu.
O ASMR nie slyszałam, jak żyję, chętnie się z tym zapoznam.
Grzybów u nas ponoć dużo, muszę popracować nad siostrą i wyciągnąć ją do lasu smile
A pogoda-marzenie!
Na rower mam ochotę, ale w tygodniu nie zawsze jest czas. Syn, gotowanie, sprzątanie, ogródek... Z ogródka zebrałam jeszcze wczoraj sporo fasolki szparagowej i po raz enty stwierdziłam, że ta praca daje mi prawdziwy relaks.
Dzisiaj będę ją pracowicie przebierać smile

P.S. Nie znoszę muzyki, radia i tego typu rzeczy w plenerze, nie mogłabym np. biegać ze słuchawkami na uszach i nie słyszeć śpiewu ptaków czy szumu drzew.

4,001

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

A ja lubię muzykę.
Albo te kanały, gdzie jest szum deszczu, albo morza.

Ps Wiecie, ze zaczęła się jesień, ale ten czas leci, u Was też tak ciepło? I grzybów pełno.

O, a ja uwielbiam wszystko, co relaksacyjne.
I te wszystkie szumy deszczu, śpiewy ptaków, muzykę solfeżową i instrumentalną o łagodnym brzmieniu.
O ASMR nie slyszałam, jak żyję, chętnie się z tym zapoznam.
Grzybów u nas ponoć dużo, muszę popracować nad siostrą i wyciągnąć ją do lasu smile
A pogoda-marzenie!
Na rower mam ochotę, ale w tygodniu nie zawsze jest czas. Syn, gotowanie, sprzątanie, ogródek... Z ogródka zebrałam jeszcze wczoraj sporo fasolki szparagowej i po raz enty stwierdziłam, że ta praca daje mi prawdziwy relaks.
Dzisiaj będę ją pracowicie przebierać smile

P.S. Nie znoszę muzyki, radia i tego typu rzeczy w plenerze, nie mogłabym np. biegać ze słuchawkami na uszach i nie słyszeć śpiewu ptaków czy szumu drzew.


Ja nie cierpię, jak ktoś słucha muzyki jadąc na rowerze - młodzież tak jeżdzi, muzyka w uszach, rower i niemal rozjedzie Cię na chodniku. A jak krzykniesz, to nawet nie usłyszy.
Też lubię rower, jezdże od paru ;lat, raz nawet poznałam jednego faceta na rowerze, nawet się chciał ze mną umówić i umówiliśmy się, chociaż nie bardzo mi się podobał, pomyślałam jednak, a co mi tam nie będę wybrzydzać. na domiar złego był za młody.
Stare dzieje.

4,002

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cześć wszystkim,
Jestem przed 40.

Zainteresował mnie ten wątek i temat już parę lat temu jak miałem dużego doła z uwagi na swoją permanentną samotność. Od paru dni znów uczucie dużego przygnębienia do mnie powróciło i tym razem postanowiłem też coś napisać. Z uwagi na to, że parę lat temu czytałem od początku i nie wiem do której strony dotarłem, teraz czytam od końca i natrafiłem gdzieś w połowie na słowa, że gdyby trafiła się opcja bycia z kimś kto również się podoba byłaby to totalna abstrakcja, coś niemożliwego. Mam tak samo, dla mnie to także abstrakcja - coś czego od dawna nie podejrzewam żeby mogłoby się wydarzyć i gdyby nawet do tego doszło to nie mam pojęcia jak bym się zachował. Czy bym się rozpłakał ze szczęścia mimo, że nie potrafię płakać od czasu jak byłem nastolatkiem, czy bym zaczął się bać, że to tylko pomyłka z jej strony, gdyż nie mam pojęcia jak się w takiej sytuacji zachować. Część pisze, że kontakt częsty to osaczenie, część tego pragnie (ja przynajmniej na początku na pewno bym pragnął, ale starałbym się takiej szansy nie zmarnować bo jest duże prawdopodobieństwo, że innej nie będzie, więc miałbym stres co zrobić, żeby nie zepsuć)

Moja sytuacja jest taka, że od zawsze byłem postrzegany przez kobiety jako osoba której nie chcą, zawsze widziałem jak patrzą na innych facetów z którymi aktualnie przebywałem i zawsze chciałem też poczuć jak to jest nie być przezroczystym jako facet, chociaż czasem poczuć się nie gorszy od innych.
Dla mnie takie życie jest tylko jednym niekończącym się cierpieniem.

4,003

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Czy życie to znaczy być w drodze, czy też osiągnąć swój cel? Co jest istotą?
Ktoś ma jakieś przemyślenia?

Mam nadzieję, że to nie w złym tonie opowiadać po dwóch tygodniach (chyba) smile

W drodze, w drodze, w drodze, absolutnie.
Panta rhei, to jest tak bardzo kluczowe.
Ja osobiście może i ubolewam nad tym, że wiele z moich celów, które były istotne, które wręcz wydawały się nadawać wartość mojemu istnieniu w jakimś tam momencie, pozostało niezrealizowanych, ale okoliczności zmieniają się tak szybko, że wydaje mi się, że nie sposób tkwić przy z góry ustalonych celach a potem czerpać satysfakcję z tego, że udało nam się trzy, cztery, siedem punktów w życiu odhaczyć... Ale może to od charakteru zależy. Nie wiem.
Czasem chciałabym wrócić do tego, że przecież to chciałam zrobić, tamto, a potem zdaję sobie sprawę, że dziś jestem już zupełnie innym człowiekiem, zupełnie co innego ma znaczenie.. Co innego się liczy, co innego  jest ważne. A przecież... to było nie do przewidzenia 10, 15, 20 lat wstecz. Dlatego wydaje mi się, że zakładanie celów a priori i przytwierdzanie się do nich jest kompletnie niemożliwe. Ale może to kwestia charakteru, jak pisałam wyżej smile
A mogę spytać, Rossanko, co skłoniło Cię do takich przemyśleń?

P. S. Dziewczyny, bardzo miło mi widzieć, że tu zadeklarowane miłośniczki  SDMu wink muzyka mojej (odległej) młodości smile dziś już nie sięgam, nawet z sentymentu, ale bogactwo przeżyć jakie czerpałam z ich dorobku jest przeogromne.
Myślę, że choć ich muzyki dziś już nie słucham, wrażenia pozostały. Mądrość z niej płynąca, w sensie - z tekstów, też.

4,004 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-30 10:11:18)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mnie kiedyś bardzo zależało na studiach. Zaczęłam, przerwałam, choć nieźle mi szło, potem myślałam, żeby wrócić, może inne zacząć, bo te związane z wykonywanym zawodem to niekoniecznie... Tkwiłam w miejscu, nie wiedząc, jaką podjąć decyzję, a potem przyszły inne sprawy...
Dziś nie uzależniam swojej wartości od wykształcenia, dogaduję się i z doktorami, i z prostymi ludźmi, a na myśl o całodniowych wykładach, na wspomnienie dojazdów do Krakowa i z powrotem, kombinowania noclegów, całodniowego zgiełku i zamieszania, za przeproszeniem w kiszkach mi się przewraca.
Życie to droga i nieustanne zmiany.

Z muzycznych inspiracji ważna jest dla mnie od lat jeszcze Antonina Krzysztoń. Dziś nawet bardziej niż SDM, bo bliskie są mi folkowe brzemienia jej muzyki. A głos cudny.

4,005

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Mnie kiedyś bardzo zależało na studiach. Zaczęłam, przerwałam, choć nieźle mi szło, potem myślałam, żeby wrócić, może inne zacząć, bo te związane z wykonywanym zawodem to niekoniecznie... Tkwiłam w miejscu, nie wiedząc, jaką podjąć decyzję, a potem przyszły inne sprawy...
Dziś nie uzależniam swojej wartości od wykształcenia, dogaduję się i z doktorami, i z prostymi ludźmi, a na myśl o całodniowych wykładach, na wspomnienie dojazdów do Krakowa i z powrotem, kombinowania noclegów, całodniowego zgiełku i zamieszania, za przeproszeniem w kiszkach mi się przewraca.
Życie to droga i nieustanne zmiany.

A mnie dziwi, jak można zestawić wartość człowieka z wykształceniem. Tak jak czasem stawia się pojęcie szczęśliwego życia z pieniędzmi. Co ma piernik do wiatraka? Na tej samej zasadzie można uzależnia wartość człowieka od koloru włosów, albo jego szczescie od pietwszejblitery nazwiska. To są kompletnie rozne rzeczy.

4,006

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross, ja nie zestawiam, ale jednak czułam kiedyś brak czegoś ważnego, a dziś to na ważności bardzo straciło.

4,007

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Ross, ja nie zestawiam, ale jednak czułam kiedyś brak czegoś ważnego, a dziś to na ważności bardzo straciło.

Studia zawsze jak byś jeszcze chciała możesz zrobić. Teraz to nawet zdalnie. Oczywiście zakezy od kierunku. Można też zrobić licencjat, to tylko 3 lata.
Ja mam studia, haha ale i tak pierwsze pytania jak kogoś z dawnych lat spotykam to pytanie, jak Ci się życie ułożyło, czy masz męża, dzieci. Nikt nie pyta czy skonczylam studia. Nawet moja mama jak spotka kogoś dawno nie widzianego i ktoś mnie zna z dzieciństwa nie pyta: czy Rossanka skończyła studia, gdzie pracuje, czy praca sprawia jej radość? Zamiast tego pytają: Bogusiu, co u córki, wyszła za mąż, ma dzieci ? big_smile big_smile big_smile

4,008 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-30 10:21:08)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Na studia trzeba kasy, a ja nią nie śmierdzę.
Teraz zresztą ważniejsza jest edukacja syna smile

A ja zauważam, że kiedyś w rozmowach z koleżankami temat związków był nr 1, a teraz przesunął się na znacznie odleglejszy plan.

4,009

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Na studia trzeba kasy, a ja nią nie śmierdzę.
Teraz zresztą ważniejsza jest edukacja syna smile

A ja zauważam, że kiedyś w rozmowach z koleżankami temat związków był nr 1, a teraz przesunął się na znacznie odleglejszy plan.

Przecież nie mówię, że teraz masz iść na te studia . W przyszłośći, jakbyś odlozyla i jak byś chciała oczywiście . Bo nic na siłę. A syn sie bedzie kształcić swoją drogą, oczywiście też jak będzie chciał.

4,010

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Na studia trzeba kasy, a ja nią nie śmierdzę.
Teraz zresztą ważniejsza jest edukacja syna smile

A ja zauważam, że kiedyś w rozmowach z koleżankami temat związków był nr 1, a teraz przesunął się na znacznie odleglejszy plan.

Przecież nie mówię, że teraz masz iść na te studia . W przyszłośći, jakbyś odlozyla i jak byś chciała oczywiście . Bo nic na siłę. A syn sie bedzie kształcić swoją drogą, oczywiście też jak będzie chciał.

No, tak:)

4,011 Ostatnio edytowany przez rossanka (2020-09-30 21:01:12)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
trx napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czy życie to znaczy być w drodze, czy też osiągnąć swój cel? Co jest istotą?
Ktoś ma jakieś przemyślenia?

Mam nadzieję, że to nie w złym tonie opowiadać po dwóch tygodniach (chyba) smile

W drodze, w drodze, w drodze, absolutnie.
Panta rhei, to jest tak bardzo kluczowe.
Ja osobiście może i ubolewam nad tym, że wiele z moich celów, które były istotne, które wręcz wydawały się nadawać wartość mojemu istnieniu w jakimś tam momencie, pozostało niezrealizowanych, ale okoliczności zmieniają się tak szybko, że wydaje mi się, że nie sposób tkwić przy z góry ustalonych celach a potem czerpać satysfakcję z tego, że udało nam się trzy, cztery, siedem punktów w życiu odhaczyć... Ale może to od charakteru zależy. Nie wiem.
Czasem chciałabym wrócić do tego, że przecież to chciałam zrobić, tamto, a potem zdaję sobie sprawę, że dziś jestem już zupełnie innym człowiekiem, zupełnie co innego ma znaczenie.. Co innego się liczy, co innego  jest ważne. A przecież... to było nie do przewidzenia 10, 15, 20 lat wstecz. Dlatego wydaje mi się, że zakładanie celów a priori i przytwierdzanie się do nich jest kompletnie niemożliwe. Ale może to kwestia charakteru, jak pisałam wyżej smile
A mogę spytać, Rossanko, co skłoniło Cię do takich przemyśleń?

.

Tak.
Do tych przemyśleń skłoniła mnie myśl, że załżmy jest już na przykład za jakiś czas. Niech to będą dwa lata. Załóżmy, że jakimś cudem mam za dwa lata dziecko, n owy dom i mężal. Czyli rodzinę.
Złapałam się na tym, ze pomyślałam wtedy "jak to i to wszystko? I co dalej?". Rozumiesz, jakąś częścią bym się cieszyła, to na pewno, ale już bym to osiągnęła, więc co dalej robić?
Oczywiście nie jest to zbyt optymistyczne myślenie, bo wynika z niego, że posiadanie rodziny, dzieci, męża mnie napędza, a tak chyba nie powinno być w życiu, prawda?
Tak więc cały czas jestem w drodze, ale też w jakimś stopniu trwam w tym co chciałam i chcę - mam bardzo udane życie i wiele szczęśliwych chwil, chociaż sama.
Jest to dla mnie paradoks, a może nie.
Sama nie wiem, czy ma to jakiś sens co piszę.

4,012

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
nowy-stary napisał/a:

Cześć wszystkim,
Jestem przed 40.

Zainteresował mnie ten wątek i temat już parę lat temu jak miałem dużego doła z uwagi na swoją permanentną samotność. Od paru dni znów uczucie dużego przygnębienia do mnie powróciło i tym razem postanowiłem też coś napisać. Z uwagi na to, że parę lat temu czytałem od początku i nie wiem do której strony dotarłem, teraz czytam od końca i natrafiłem gdzieś w połowie na słowa, że gdyby trafiła się opcja bycia z kimś kto również się podoba byłaby to totalna abstrakcja, coś niemożliwego. Mam tak samo, dla mnie to także abstrakcja - coś czego od dawna nie podejrzewam żeby mogłoby się wydarzyć i gdyby nawet do tego doszło to nie mam pojęcia jak bym się zachował. Czy bym się rozpłakał ze szczęścia mimo, że nie potrafię płakać od czasu jak byłem nastolatkiem, czy bym zaczął się bać, że to tylko pomyłka z jej strony, gdyż nie mam pojęcia jak się w takiej sytuacji zachować. Część pisze, że kontakt częsty to osaczenie, część tego pragnie (ja przynajmniej na początku na pewno bym pragnął, ale starałbym się takiej szansy nie zmarnować bo jest duże prawdopodobieństwo, że innej nie będzie, więc miałbym stres co zrobić, żeby nie zepsuć)

Moja sytuacja jest taka, że od zawsze byłem postrzegany przez kobiety jako osoba której nie chcą, zawsze widziałem jak patrzą na innych facetów z którymi aktualnie przebywałem i zawsze chciałem też poczuć jak to jest nie być przezroczystym jako facet, chociaż czasem poczuć się nie gorszy od innych.
Dla mnie takie życie jest tylko jednym niekończącym się cierpieniem.


Kobiety to nie taki znowu cud, nie masz czego żałować smile

Ale poważnie mówiąc, to wiem, ze to może być dołujące, jak latami nie wychodzi, a wychodzi innym naokoło - człowiek się wtedy zastanawia, jak oni to robią, ze się udaje.
Nie dam Ciż zadnej rady, bo sama się na tym nie znam. Ci w szczęśliwych (jak dotąd )małżeńtwach mówią, że to się dzieje samo i nie trzeba tego szukać. Pewnego dnia trafia się odpowiednią osobę.
Tylko, ze oni już trafili, więc i perspektywę mają inną.

4,013

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

(...)
Do tych przemyśleń skłoniła mnie myśl, że załżmy jest już na przykład za jakiś czas. Niech to będą dwa lata. Załóżmy, że jakimś cudem mam za dwa lata dziecko, n owy dom i mężal. Czyli rodzinę.
Złapałam się na tym, ze pomyślałam wtedy "jak to i to wszystko? I co dalej?". Rozumiesz, jakąś częścią bym się cieszyła, to na pewno, ale już bym to osiągnęła, więc co dalej robić?
Oczywiście nie jest to zbyt optymistyczne myślenie, bo wynika z niego, że posiadanie rodziny, dzieci, męża mnie napędza, a tak chyba nie powinno być w życiu, prawda?
Tak więc cały czas jestem w drodze, ale też w jakimś stopniu trwam w tym co chciałam i chcę - mam bardzo udane życie i wiele szczęśliwych chwil, chociaż sama.
Jest to dla mnie paradoks, a może nie.
Sama nie wiem, czy ma to jakiś sens co piszę.

Chyba rozumiem smile Chyba. Nie wiem właściwie czy nie powinno być tak, że posiadanie dziecka i rodziny napędza, na ogół  myślałam w ten sposób, że kluczem jest  znaleźć to coś wewnątrz siebie co sprawi, że będziemy chcieli iść naprzód, nie ważne co to będzie. Jeżeli jest to poświęcenie się rodzinie to ok, jeśli rozwijanie w samotności swoich indywidualnych potrzeb to też ok.

Nie wiem czy dobrze oceniam tzw. ogół, ale mam takie wyobrażenie, że dla większości właśnie osiągnięcie tych kilku punktów jak jakaś szkoła, jakaś praca, potem małżeństwo i potomstwo, no może potem budowa domu, to jest właściwie gwóźdź programu i wystarczy do poczucia spelnienia. I to chyba jest całkiem w porządku.
Inna kwestia, że znam ogrom jednostek bardzo prężnych i kreatywnych, które przy ogromnym zaangażowaniu w życie rodzinne i wychowywanie dzieci mają liczne osiągnięcia w innych sferach, na przykład intelektualnych, swojego życia. Więc tu jakby te dwie koncepcje się łączą ze sobą  - z jednej strony osiągnięcie celu jakim jest rodzina i to na pewno jest wysoko w hierarchii ważności ale poza tym życie w ciągłej drodze w poszukiwaniu nowych wyzwań. To chyba nawet oczywiste w zasadzie o ile ktoś jest osobą twórczą i dynamiczną.

Może Rossanko Twoje myślenie wzięło się z tego, że tak jesteś przyzywczajona do czekania na zrealizowanie tego celu p.t. Rodzina, że zadajesz sobie pytanie - a co będzie jak to się w końcu zrealizuje smile Ale może błędnie zgaduję.

Piegowata'76 napisał/a:

A ja zauważam, że kiedyś w rozmowach z koleżankami temat związków był nr 1, a teraz przesunął się na znacznie odleglejszy plan.

Hehehhe też to zauważyłam. Ot (nieliczne) zalety starzenia się wink

4,014 Ostatnio edytowany przez nowy-stary (2020-10-01 21:09:20)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Może Rossanko Twoje myślenie wzięło się z tego, że tak jesteś przyzywczajona do czekania na zrealizowanie tego celu p.t. Rodzina, że zadajesz sobie pytanie - a co będzie jak to się w końcu zrealizuje smile Ale może błędnie zgaduję.

Ja czasem też o tym pomyślałem, zwłaszcza, że osoby w związkach zdają się ciągle chcieć jeszcze czegoś, nawet czasem mimo udanych związków zdają się być nieco depresyjne. Mimo wszystko pozostaję przy przekonaniu, że udany związek + to co osiągnąłem na innych polach byłby wystarczający, żeby z poczucia nieszczęścia, czuć się szczęśliwy. Co nie zmienia faktu, że również pewnie wtedy dążył bym do jeszcze czegoś więcej.

Piegowata'76 napisał/a:

A ja zauważam, że kiedyś w rozmowach z koleżankami temat związków był nr 1, a teraz przesunął się na znacznie odleglejszy plan.

Hehehhe też to zauważyłam. Ot (nieliczne) zalety starzenia się wink

Wydaje mi się, że to z powodu, że i dla tych osób udany związek jest na pierwszym miejscu i póki go nie mają to siedzi im to w głowie. A potem jak już to zdobyli, to mimo, że dalej ważne, myślą także o czymś czego jeszcze nie mają. Jeśli związek ciągle jest udany, to jestem przekonany, że nie zamieniliby go na osiągnięcie tych innych celów nawet wszystkich łącznie

4,015

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ależ mam koleżanki singielki, z nimi też się już nie gada tyle o facetach. A kiedyś przy każdym spotkaniu trzeba było obgadać kto z kim chodzi Kto kogo zostawił z kim się było na randce. i wcale to nie znaczy że nie chciałoby się być w związku.

4,016

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Ależ mam koleżanki singielki, z nimi też się już nie gada tyle o facetach. A kiedyś przy każdym spotkaniu trzeba było obgadać kto z kim chodzi Kto kogo zostawił z kim się było na randce. i wcale to nie znaczy że nie chciałoby się być w związku.

Ja też w szkole czy na studiach dużo gadałem o dziewczynach, a teraz już nie. Teraz nie gadam, żeby nie sprawiać wrażenia użalającego się no i mi wstyd, że prowadzę takie życie a nie inne. Sama potrzeba kobiety się nie zmieniła, a do tego doszło poczucie zmarnowania czasu.

4,017 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-01 23:40:07)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To żaden wstyd, sam sobie stwarzasz problem.
Na związkach świat się nie kończy. jest jeszcze praca, jakieś zainteresowania jacyś znajomi, rodzina.
To że ktoś chciałby związku nie znaczy że nie potrafi bez niego żyć.

4,018 Ostatnio edytowany przez nowy-stary (2020-10-02 00:10:52)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

To żaden wstyd, sam sobie stwarzasz problem.
Na związkach świat się nie kończy. jest jeszcze praca, jakieś zainteresowania jacyś znajomi, rodzina.
To że ktoś chciałby związku nie znaczy że nie potrafi bez niego żyć.

Ludzie wstydzą się różnych rzeczy, nie koniecznie obiektywnie wstydliwych. Gadanie o kobietach i tak nic mi nie da, więc oszczędność wstydu(nawet urojonego) jest lepszym wyjściem. Po za tym o czym miałbym gadać, że chciałbym się przytulić czasem, jak oni właśnie idą uprawiać seks? Poczułbym jak mało mam, a oni np. litość.
Praca w założeniu nie jest szczęściem samym w sobie, tylko drogą do realizacji innych celów. To tak naprawdę sprzedawanie swojego czasu za możliwość poprawy czasu pozostałego.
Zainteresowania i znajomi są faktycznie fajne, można się czuć dobrze, ale to nie daje szczęścia, co najwyżej zadowolenia.
A przez rodzinę raczej widziałbym moją własną przeze mnie stworzoną. Rodzina która nie była moim wyborem, nie daje mi nawet zadowolenia. Wolę wybrać ludzi z którymi się faktycznie dogaduję niż przebywać z takimi z którymi nie, tylko dlatego, że jest między nami jakieś pokrewieństwo.

4,019 Ostatnio edytowany przez nowy-stary (2020-10-02 01:11:49)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Kobiety to nie taki znowu cud, nie masz czego żałować smile

Ale poważnie mówiąc, to wiem, ze to może być dołujące, jak latami nie wychodzi, a wychodzi innym naokoło - człowiek się wtedy zastanawia, jak oni to robią, ze się udaje.
Nie dam Ciż zadnej rady, bo sama się na tym nie znam. Ci w szczęśliwych (jak dotąd )małżeńtwach mówią, że to się dzieje samo i nie trzeba tego szukać. Pewnego dnia trafia się odpowiednią osobę.
Tylko, ze oni już trafili, więc i perspektywę mają inną.

Dla mnie to jest cud - nie mylić z ideałem. Zresztą dużo bardziej wolałbym kobietę rzeczywistą ze swoimi wadami, niż chodzący ideał. Nawet z wyglądu bardziej podobają mi się zwykłe dziewczyny niż modelki czy miss.
Dołujące jest też to, że większość tego czasu zmarnowałem nawet nie próbując jakąś zdobyć, tylko myśląc o sobie jako o kimś kogo nikt nie chce.
Żeby się to samo działo, to niestety atrakcyjność fizyczna gwałtownie zwiększa na to szanse. Zwłaszcza bycie przeciwnością tej atrakcyjności jak niski wzrost u faceta, gwałtownie takie szansy eliminuje

4,020 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-02 14:42:17)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Eeeech... Następny, który wcale nie jest zainteresowany rozwiązaniem swojego problemu, tylko szukaniem potwierdzenia swoich lamentów sad
Skoro lubisz, nie będę przeszkadzać.

Dodam tylko, że o dziwo, z rodzeństwem czy matką łączy mnie znacznie więcej niż pokrewieństwo. Przebywam z nimi bez przymusu, a za to z przyjemnością.
To my nadajemy znaczenie swojemu życiu i sprawom.

4,021 Ostatnio edytowany przez nowy-stary (2020-10-02 18:32:29)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Eeeech... Następny, który wcale nie jest zainteresowany rozwiązaniem swojego problemu, tylko szukaniem potwierdzenia swoich lamentów sad
Skoro lubisz, nie będę przeszkadzać.

Dodam tylko, że o dziwo, z rodzeństwem czy matką łączy mnie znacznie więcej niż pokrewieństwo. Przebywam z nimi bez przymusu, a za to z przyjemnością.
To my nadajemy znaczenie swojemu życiu i sprawom.

Wręcz przeciwnie, jestem zainteresowany rozwiązaniem, po prostu przedstawiłem co myślę/czuję na dane tematy i jakie mają dla mnie znaczenie. Chyba nie oczekujesz, że ktoś nagle zmieni priorytety, bo ktoś inny uważa np. pracę samą w sobie za coś co do szczęścia się przyczynia. Jestem jak najbardziej otwarty na propozycje zmiany. Przy czym zmiana której chcę dotyczy znalezienia kobiety. Więc jeśli masz na myśli, że nie chcę zastąpić kobiety innymi sprawami, to Ci rację przyznaję. Nie odrzucam innych spraw jako zupełnie nie istotne, tylko są zdecydowanie nie wystarczające.
Nie mam rodzeństwa, a z mamą się nie dogaduję i z nią nie mieszkam - jesteśmy totalnie różnymi osobami.

4,022

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mam pytanie teoretyczne. Przy nowej znajomości kiedy powiedziec o nerwicy?
A w związku? Zatajalibyscie to przed partnerem czy powiedzieli mu o tym? Myślicie że brak powiadomienia może być odebrany jako
A)  prywatna sprawę drugiej osoby, w związku nie trzeba mówić wszystkiego
B) brak zaufania
?

4,023 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-08 10:22:46)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Uważam, że najlepiej, gdy gdy wszystko wyjdzie naturalnie. Nie urządzałabym wykładów, poważnych rozmów, tylko gdy padnie jakieś pytanie, zajdzie potrzeba wyjaśnienia czegoś, powiedzieć jasko i prosto, co jest grane. Poradziła mi kiedyś koleżanka: "jak idziesz do lekarza, to nie mów mu, że do kosmetyczki".
Jak może być odebrany? Tak jak Ty to "nadasz". Nie wyolbrzymiaj, opowiedz jak o... zapaleniu ślepej kiszki wink Sprawa może i nie błaha, ale żyjesz z tym i dajesz radę, to nie czarna ospa.
Pozdrawiam ciepło w ten nieciepły dzień smile

P.S. Ja mam jeszcze jeden sposób obłaskawiania takich problemów:mówię otwarcie, że mi z tym trochę trudno i obawiam się reakcji. Zazwyczaj odpowiedź brzmi: no, coś ty!
A jeśli ktoś nie zaakceptuje, to wiem, że nie zdał "egzaminu". Nie warto żałować.

4,024

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Uważam, że najlepiej, gdy gdy wszystko wyjdzie naturalnie. Nie urządzałabym wykładów, poważnych rozmów, tylko gdy padnie jakieś pytanie, zajdzie potrzeba wyjaśnienia czegoś, powiedzieć jasko i prosto, co jest grane. Poradziła mi kiedyś koleżanka: "jak idziesz do lekarza, to nie mów mu, że do kosmetyczki".
Jak może być odebrany? Tak jak Ty to "nadasz". Nie wyolbrzymiaj, opowiedz jak o... zapaleniu ślepej kiszki wink Sprawa może i nie błaha, ale żyjesz z tym i dajesz radę, to nie czarna ospa.
Pozdrawiam ciepło w ten nieciepły dzień smile

P.S. Ja mam jeszcze jeden sposób obłaskawiania takich problemów:mówię otwarcie, że mi z tym trochę trudno i obawiam się reakcji. Zazwyczaj odpowiedź brzmi: no, coś ty!
A jeśli ktoś nie zaakceptuje, to wiem, że nie zdał "egzaminu". Nie warto żałować.

A jakby to ukryć? Przed rodzicami latami ukrywałam, przed byłym partnerem na początku też, ale do czasu ( rozeszlismy się z innego powodu).

4,025 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-08 10:40:38)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

A jakby to ukryć? Przed rodzicami latami ukrywałam, przed byłym partnerem na początku też, ale do czasu ( rozeszlismy się z innego powodu).

Moim zdaniem niedobry pomysł. Od początku kogoś oszukiwać?
Dziwię się, że udało ci się ukrywać przed rodzicami. No, ale ja też ukryłam przewlekłe zapalenie ucha, bo bałam się, że będą krzyczeć. Wydało się, ale "trochę" za późno. Przez to dziś mam spory niedosłuch.

Notabene, bardzo się tego niedosłuchu wstydziłam na randkach, ale w końcu nauczyłam się ze śmiechem mówić: "Usiądź po mojej prawej stronie, bo na lewe ucho słoń mi nadepnął"  smile

4,026 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-08 10:40:10)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mi się wydaje, że problem leży w tym, jak bardzo ktoś się może poczuć oszukany z tego powodu. Niby to inna kategoria, bo na wiele chorób nie mamy wpływu. Pytanie, jak bardzo wyrozumiały będzie partner i ile jest w stanie znieść, aby móc wspólnie wytrwać i pomóc w potrzebie. Wiele osób najgorzej odczuwa fakt, że zostało oszukanym i okłamanym, niezależnie z jakiego powodu.
Gdzieś w innym wątku było to już chyba poruszane i być możę zależy też od rodzaju choroby.

4,027

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

A jakby to ukryć? Przed rodzicami latami ukrywałam, przed byłym partnerem na początku też, ale do czasu ( rozeszlismy się z innego powodu).

Moim zdaniem niedobry pomysł. Od początku kogoś oszukiwać?
Dziwię się, że udało ci się ukrywać przed rodzicami. No, ale ja też ukryłam przewlekłe zapalenie ucha, bo bałam się, że będę krzyczeć. Przez to dziś mam spory niedosłuch.

Normalnie, niczego nie zauważyli, po latach się przyznałam, jak już miałam te 20pare lat i dopiero objawy mnie uderzyly, że nie dało już tego ukrywać.
Tak, też mi się wydaje, że w związkach jakie by nie były potrzeba szczerości. Inaczej jest to takie niepełne. Też bym chciała, aby druga strona mówiła mi o swoich problemach, może mogłabym pomóc?

4,028

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

A jakby to ukryć? Przed rodzicami latami ukrywałam, przed byłym partnerem na początku też, ale do czasu ( rozeszlismy się z innego powodu).

Moim zdaniem niedobry pomysł. Od początku kogoś oszukiwać?
Dziwię się, że udało ci się ukrywać przed rodzicami. No, ale ja też ukryłam przewlekłe zapalenie ucha, bo bałam się, że będę krzyczeć. Przez to dziś mam spory niedosłuch.

Normalnie, niczego nie zauważyli, po latach się przyznałam, jak już miałam te 20pare lat i dopiero objawy mnie uderzyly, że nie dało już tego ukrywać.
Tak, też mi się wydaje, że w związkach jakie by nie były potrzeba szczerości. Inaczej jest to takie niepełne. Też bym chciała, aby druga strona mówiła mi o swoich problemach, może mogłabym pomóc?

Rossanka wg mnie masz jak najbardziej słuszne podejście do związku. W związku potrzeba szczerości, problemem jest, że nie da się dokladnie określić kiedy należy to powiedziec, myślę, że na pewno nie na pierwszej randce, ale raczej wtedy kiedy już można powiedziec, że jest się w związku. smile Zresztą nerwica to nie jest jakaś straszna choroba, da się z tym żyć, takze spokojnie nie musisz się martwić moja mama ma nerwice natręctw, ale da się spokojnie z nia żyć, po prostu po pewnym czasie człowiek się przyzwyczaja. smile

Również mam podobne zdanie, że partenrzy w związku powinni mówić o swoich problemach, wg mnie po to sie wchodzi w związko, by nie mierzyć się z wszystkim samemu. smile Cześć ludzi jednak czesto nie jest w stanie unieść tego i wtedy czesto druga osoba jest oceniana jako ciężar i czesto konczy się związek... Także najlepiej być zawsze po środku. big_smile

4,029

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
AloneWolf90 napisał/a:
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Moim zdaniem niedobry pomysł. Od początku kogoś oszukiwać?
Dziwię się, że udało ci się ukrywać przed rodzicami. No, ale ja też ukryłam przewlekłe zapalenie ucha, bo bałam się, że będę krzyczeć. Przez to dziś mam spory niedosłuch.

Normalnie, niczego nie zauważyli, po latach się przyznałam, jak już miałam te 20pare lat i dopiero objawy mnie uderzyly, że nie dało już tego ukrywać.
Tak, też mi się wydaje, że w związkach jakie by nie były potrzeba szczerości. Inaczej jest to takie niepełne. Też bym chciała, aby druga strona mówiła mi o swoich problemach, może mogłabym pomóc?

Rossanka wg mnie masz jak najbardziej słuszne podejście do związku. W związku potrzeba szczerości, problemem jest, że nie da się dokladnie określić kiedy należy to powiedziec, myślę, że na pewno nie na pierwszej randce, ale raczej wtedy kiedy już można powiedziec, że jest się w związku. smile Zresztą nerwica to nie jest jakaś straszna choroba, da się z tym żyć, takze spokojnie nie musisz się martwić moja mama ma nerwice natręctw, ale da się spokojnie z nia żyć, po prostu po pewnym czasie człowiek się przyzwyczaja. smile

Również mam podobne zdanie, że partenrzy w związku powinni mówić o swoich problemach, wg mnie po to sie wchodzi w związko, by nie mierzyć się z wszystkim samemu. smile Cześć ludzi jednak czesto nie jest w stanie unieść tego i wtedy czesto druga osoba jest oceniana jako ciężar i czesto konczy się związek... Także najlepiej być zawsze po środku. big_smile

Nerwica natręctw? A co na to tata? Jak się zachował?
Ja mam nerwice lękową Ale inną osobę mogę też wesprzeć, niszczyć mnie nie trzeba, z resztą nie chciałabym.

4,030 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-08 11:26:43)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

O, Alone, dawno Cię nie widzialam
Dla mnie oczywiste jest, że nie rzucę partnera z powodu "głupiej" nerwicy, a nawet w ciężkiej chorobie. Do licha, jest się ze sobą na dobre i na złe. Wierzę, że podobnie myślących ludzi jest więcej.
Oczywiście każdy jest wolnym człowiekiem, więc jeśli ktoś mnie nie zaakceptuje z powodu choroby albo nie dźwignie cięzaru - nic na to nie poradzę. Życie...

Posty [ 3,966 do 4,030 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 60 61 62 63 64 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024