pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 55 56 57 58 59 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3,641 do 3,705 z 8,335 ]

3,641 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-06-01 10:49:52)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata'76, nie sposob jest sie z Toba nie zgodzic. Oczywiscie, w sensie jakims takim jak fizyczne czy doswiadczeniowe czy psychiczne rzeczy to kazdy jest inny.
Jednak w takim znaczeniu tego slowa jakie ja widze w uzyciu (zwazajac na to, ze rozmawiam glownie z Anglikami i Amerykanami) to niestety nie powiedzialabym, ze kazdy jest 'special snowflake'. Jak oni pisza, ze sa 'special' to ja juz widze to: nie maja zadnych talentow, ich cecha charakteru jest bycie 'non binary trans' i ze sa obrazeni przez wszystko.  big_smile Nawet nie wiecie jak ja lubie Polakow i polskie fora czy grupy bo to co ludzie maja w tych glowach w Anglii, Ameryce, Kanadzie i Australii to jest juz tak irytujace.
Ostatnio nawet ja sie narazilam bo nie zgodzilam sie zmienic swojego slownictwa. Mowa byla o ciazy i ktos zaczal rzadac zeby ludzie przestali mowic 'kobieta w ciazy' tylko 'osoba w ciazy' i nie 'karmienie piersia' tylko 'karmienie klatka piersiowa'. Dlaczego? Poniewaz mezczyzni tez moga byc w ciazy. Mezyczyzni trans. Z powodu braku zmiany slownictwa na 'karmienie klatka piersiowa' (breastfeeding to chestfeeding) zostalam zwyzywana z gory na dol, nazwana nazistka i chciano juz pisac petycje wszedzie zebym nigdy nie mogla pracowac. Tak, takie sa nastroje w tej chwili w miejscach gdzie rzadzi 'Polityczna Poprawnosc'. Czasem mam ochote wam opowiedziec co sie wyprawia i wam sie pozalic, ale to az trudno uwierzyc. Bo to co teraz napisalam to jest czubek gory lodowej. Nie mozna nawet mowic o tym, ze ma sie okres bo to obrazliwe dla transkobiet. Wywalono sztuke na temat kobiet 'Vagina monologues' bo jest obrazliwa dla transkobiet, grozono zwolnieniem profesor uniwersytetu bo polajkowala jakis tweet czy tam post na fejsie, ktory byl nie w smak trans kobietom. Babke wywalili z pracy bo powiedziala do faceta z broda 'pan' i odmowila przyznac, ze on jest kobieta. Powiedzenie, ze penis to organ meski moze spowodowac duze problemy, nawet zgloszenie na policje za tzw 'mowe nienawisci'. Lekarze i psychiatrzy sa pod wplywem nacisku spolecznego juz i wiele osob nie jest trans, a lekarze udaja, ze jest bo sie boja utraty pracy. Czesc osob to osoby chore na co innego niz 'Gender dysphoria', a czesc osob ma fetysz.

Dobra, ale juz sie rozgadalam. Co do tej wyjatkowosci to chcialam powiedziec:
Zgadzam sie bardzo z cytatem od Anthonego Hopkinsa:

'Co ja wiem to jest to, ze nie wiem nic.
Teraz jestem kompletnie clueless
Bo przezylem tyle lat, ze zrozumialem, ze moja wiedza jest bez znaczenia.
Ze nie jestesmy wyjatkowi.
Jak tylko zaczniesz wierzyc w terminalna unikatowosc, absolutna wyjatkowosc...
Wtedy twoje zycie jest nie warte zycia.
Bo nie jestesmy wyjatkowi. Jestesmy tylko prochami, na koncu. '

To jest moje tlumaczenie i od razu przepraszam. Poniewaz tlumaczem nie jestem swietnym nawet wlasnych tekstow na Polski, a co dopiero cudzych.
Nie jestem w stanie dobrze czasami przetlumaczyc wydzwieku czy pomyslu zdania bo jest to bardzo inne w angielskim i to samo slowo ma inne znaczenie. Mysle jednak, ze mi sie udalo w miare ok.


rossanka, zawsze mialam takie podejscie do swoich talentow i wygladu. Jednak nie do innych swoich atrybutow i w zwiazku z tymi innymi problemami, wywolujacymi swego czasu straszna i trwajaca cale zycie (od dziecka) nerwice to tak, tak jestem po terapii. Korzystalam z normalnej terapii kiedy bylam nastolatka i pozniej z Jungian Analysis.
Jestem jednak nadal w trakcie drogi zaczetej na terapii.
To nie jest takie proste, bo ja sama zajmuje sie researchem w rozne tego typu zagadnienia i ja wraz z mezem, sami miedzy soba eksperymentowalismy na sobie metody terapeutyczne i tak naprawde glowny powod mojego wyleczenia sie pochodzi od tego. Pochodzi z tych eksperymentow, ktore jednak nadal sa w oparciu o Jungian Analysis. Moglabym tutaj podac kilka przykladow tego jak wygladala moja droga, ale nie wiem czy to byloby przydatne. Moze nawet niektore moje metody sa zadziwiajace, ale nie sa nieznane nawet mainstreamowym psychologom i rzeczywiscie, point jest taki, ze nerwica wyleczona, a teraz zamiatam po niej kurze. O to przeciez chodzi w terapii.

Zobacz podobne tematy :

3,642 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-01 11:05:32)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rozumiem, Winter, Twoje pojmowanie (nie)wyjątkowości, co więcej, zgadzam się z nim.
To, że jesteśmy niepowtarzalni nie czyni nas lepszymi, gorszymi czy jakimiś specjalnymi osobnikami. Aczkolwiek ja z powodu swoich dość niestandardowych doświadczeń przez całe życie czuję się nietypowa - i czasem jest to powód do dumy, a niekiedy do bólu.
Różnimy się od siebie "jak dwie krople czystej wody" - niby takie podobne, a nie ma dwóch jednakowych.
Myśl Hopkinsa głęboka, a jednak poszukujemy czegoś, co nada naszym życiom głębszy sens.
...Wierzę, że jeśli czegoś nie pojmuję - nie muszę. Ktoś może istnieje i wie lepiej. A ja jestem częścią jakiegoś większego sensu.

P.S. Ta dzisiejsza poprawność językowa niezmiernie mnie czasami śmieszy. Z politowniem słuchalam dyskusji, jak określić w dokumencie panią, która sprząta u nas w pracy. Padały takie określenia jak "pracownik gospodarczy", "osoba sprzątająca" - jakby normalna "sprzątaczka" była czymś uwłaczającym. Dla mnie to taki sam zawód jak ekspedientka, księgowa czy bibliotekarka. Takimi ceregielami ludzie sami potwierdzają swój stosunek do pewnych spraw.
Kiedyś zagadnęłam koleżankę, co słychać w naszej wsi (mieszkałam w niej kiedyś), na co ona z oburzeniem: "Nie we wsi tylko w miejscowośc!". Śmiechu warte, co też zresztą zrobiłam.

3,643 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-06-01 11:20:46)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Rozumiem, Winter, Twoje pojmowanie (nie)wyjątkowości, co więcej, zgadzam się z nim.
To, że jesteśmy niepowtarzalni nie czyni nas lepszymi, gorszymi czy jakimiś specjalnymi osobnikami. Aczkolwiek ja z powodu swoich dość niestandardowych doświadczeń przez całe życie czuję się nietypowa - i czasem jest to powód do dumy, a niekiedy do bólu.
Różnimy się od siebie "jak dwie krople czystej wody" - niby takie podobne, a nie ma dwóch jednakowych.
Myśl Hopkinsa głęboka, a jednak poszukujemy czegoś, co nada naszym życiom głębszy sens.
...Wierzę, że jeśli czegoś nie pojmuję - nie muszę. Ktoś może istnieje i wie lepiej. A ja jestem częścią jakiegoś większego sensu.

P.S. Ta dzisiejsza poprawność językowa niezmiernie mnie czasami śmieszy. Z politowniem słuchalam dyskusji, jak określić w dokumencie panią, która sprząta u nas w pracy. Padały takie określenia jak "pracownik gospodarczy", "osoba sprzątająca" - jakby normalna "sprzątaczka" była czymś uwłaczającym. Dla mnie to taki sam zawód jak ekspedientka, księgowa czy bibliotekarka. Takimi ceregielami ludzie sami potwierdzają swój stosunek do pewnych spraw.
Kiedyś zagadnęłam koleżankę, co słychać w naszej wsi (mieszkałam w niej kiedyś), na co ona z oburzeniem: "Nie we wsi tylko w miejscowośc!". Śmiechu warte, co też zresztą zrobiłam.

Tak! To tez jest dobre.
Nie wiedzialam, ze juz nawet nie mozna powiedziec 'wies' big_smile Tak ogolnie to 'na wsi' mi sie bardzo dobrze kojarzy, pozytywnie raczej.
Z kolei mnie zabilo jak moj znajomy zostal mianowany 'menadzer goracych powierzchni' czyli po ludzku 'ten co podgrzewa i czysci toster w kawiarni'

3,644

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Z tym emanowaniem swoją samooceną czy wyjątkowością nie ma co przesadzać. Czy naprawdę jak się idzie np. na basen, to głównym celem jest to, zęby inni podziwiali wspaniałości naszego ciała? Czy może raczej po to, żeby się odprężyć czy zwyczajnie zapewnić sobie zdrową dawkę pożytecznego wysiłku fizycznego? Mogę czuć się wyjątkowy czy po prostu doceniać sam siebie, ale nie muszę tym wszędzie emanować i podkreślać jaki nie jestem zaje**sty! Gdzieś przecież leży ta granica dobrego smaku i jeśli spotykam kogoś, kto na Instagramie chwali się 20 zdjęciami z jednym kostiumie każde zrobione z innego kąta, to juz zaczynam czuć niesmak. Dlatego właśnie sam wolę dbać o swoją kondycję w domowym zaciszu, gdzie spokojnie mogę się skupić na tym, a nie być ciągle rozpraszanym przez tłum ludzi. Gdyby człowiekowi zależało na opinii innych na temat swojej cielesności, to bym kilka razy w tygodniu chodził na siłkę czy basen, po to tylko, aby inni widzieli jaki jestem "wyjątkowy". Dlatego wolę raczej przejść 30 km piechotą czy przejechać 50 na rowerze, niż siedzieć na basenie lub siłce pół dnia. Nie lubię się afiszować ze sobą. Dbam o siebie i swoje zdrowie a nie po to, żeby inni widzieli, jaki jestem "doskonały". Dlaczego? Bo doskonały mogę się czuć TYLKO dla siebie a opinie innych na to NIE WPŁYWAJĄ. Każdy może o mnie mieć zdanie, jakie tylko chce i nie będę na siłę go przekonywał, że jest inaczej smile
Takie ogólne przesłanie smile

To co opisales to nie jest wysoka samoocena tylko niska. Nikt z wysoka samoocena nie idzie na basen z celem by go podziwiano.
Poza tym wie, ze jest podziwiany kiedy jest big_smile
Ja osobiscie nie lubie komplementow na temat wygladu bo nie wiem co odpowiedziec poza 'wiem, dzieki', ale za to lubie inne korzysci plynace. Darmowe kawy, wieksze frytki, otwieranie parasolki nad moja glowa bo pada i tak dalej.


Rin, nie przekroczyla w zadnym razie granicy dobrego smaku i wlasnie do tego sie odwolalam tutaj, ze zaraz osoba w Polszy musi sie tlumaczyc 'ale przeciez mam kompleksy, ale nie sadze, ze jestem idealna'
Czemu nie ma sadzic, ze jest idealna z wygladu?
W koncu cale zycie bedzie w tym ciele?

Jesli chodzi z kolei o wyjatkowosc to powiedzialabym, ze nikt nie jest wyjatkowy. Madrzejszy lub ladniejszy tak, ale nie wyjatkowy.


Co do gustow facetow, to wielu woli drobne kobiety. To jest powszechne.

Dokładnie. Takie pokazywanie czegoś, żeby inni podziwiali to cecha niskiej samooceny. Jest taka kobieta, nazywa się na instagramie mamaginekolog. No i ta mama ginekolog, która nie jest nawet ginekologiem (nie ma specjalizacji) w wielu postach wstawia swoje zdjęcia pisząc, że ludzie jej wmawiają, że nosi rozmiar L, a to nieprawda, bo ma S. I żeby to był jeden post, ale ona ich tyle już dodała o tej tematyce, że aż mi się jej szkoda zrobiło, musi mieć tak duże kompleksy, że wmawia innym takie rzeczy. Raz się podłożyła, bo wstawiła zdjęcie w sukience i podpisała, że to rozmiar S. Dopiero dziewczyna to skomentowała, że widać, ze to kłamstwo, bo ona jest drobniutkiej budowy (i to prawda, było to widać po jej zdjęciach na fb, drobna kobietka) i sama napisała, że ma dokładnie tą samą sukienkę i jej rozmiarówka jest zaniżona, więc jak normalnie nosi S to musiała kupić M, więc to niemożliwe, że kobieta postury Nikoli (mamyginekolog) ma rozmiar S
Nikola to ładna kobieta, ale widać, że usilnie próbuje udowodnić, że jest super zgrabna (jakby rozmiar S miałby być lepszy od L- liczy się postura przecież!), wrzuca wyidealizowane zdjęcia na insta, podpisy. Chce pokazać, jak to ma wspaniałe życie, a widać, że jest tym wszystkim zmęczona.
Dużo ludzi się z niej śmieje, właśnie przez takie udowadnianie na siłę, ale mi jest jej szkoda. Takie rzeczy trzeba przepracować z psychologiem

3,645

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Z tym emanowaniem swoją samooceną czy wyjątkowością nie ma co przesadzać. Czy naprawdę jak się idzie np. na basen, to głównym celem jest to, zęby inni podziwiali wspaniałości naszego ciała? Czy może raczej po to, żeby się odprężyć czy zwyczajnie zapewnić sobie zdrową dawkę pożytecznego wysiłku fizycznego? Mogę czuć się wyjątkowy czy po prostu doceniać sam siebie, ale nie muszę tym wszędzie emanować i podkreślać jaki nie jestem zaje**sty! Gdzieś przecież leży ta granica dobrego smaku i jeśli spotykam kogoś, kto na Instagramie chwali się 20 zdjęciami z jednym kostiumie każde zrobione z innego kąta, to juz zaczynam czuć niesmak. Dlatego właśnie sam wolę dbać o swoją kondycję w domowym zaciszu, gdzie spokojnie mogę się skupić na tym, a nie być ciągle rozpraszanym przez tłum ludzi. Gdyby człowiekowi zależało na opinii innych na temat swojej cielesności, to bym kilka razy w tygodniu chodził na siłkę czy basen, po to tylko, aby inni widzieli jaki jestem "wyjątkowy". Dlatego wolę raczej przejść 30 km piechotą czy przejechać 50 na rowerze, niż siedzieć na basenie lub siłce pół dnia. Nie lubię się afiszować ze sobą. Dbam o siebie i swoje zdrowie a nie po to, żeby inni widzieli, jaki jestem "doskonały". Dlaczego? Bo doskonały mogę się czuć TYLKO dla siebie a opinie innych na to NIE WPŁYWAJĄ. Każdy może o mnie mieć zdanie, jakie tylko chce i nie będę na siłę go przekonywał, że jest inaczej smile
Takie ogólne przesłanie smile

To co opisales to nie jest wysoka samoocena tylko niska. Nikt z wysoka samoocena nie idzie na basen z celem by go podziwiano.
Poza tym wie, ze jest podziwiany kiedy jest big_smile
Ja osobiscie nie lubie komplementow na temat wygladu bo nie wiem co odpowiedziec poza 'wiem, dzieki', ale za to lubie inne korzysci plynace. Darmowe kawy, wieksze frytki, otwieranie parasolki nad moja glowa bo pada i tak dalej.


Rin, nie przekroczyla w zadnym razie granicy dobrego smaku i wlasnie do tego sie odwolalam tutaj, ze zaraz osoba w Polszy musi sie tlumaczyc 'ale przeciez mam kompleksy, ale nie sadze, ze jestem idealna'
Czemu nie ma sadzic, ze jest idealna z wygladu?
W koncu cale zycie bedzie w tym ciele?

Jesli chodzi z kolei o wyjatkowosc to powiedzialabym, ze nikt nie jest wyjatkowy. Madrzejszy lub ladniejszy tak, ale nie wyjatkowy.


Co do gustow facetow, to wielu woli drobne kobiety. To jest powszechne.

Dokładnie. Takie pokazywanie czegoś, żeby inni podziwiali to cecha niskiej samooceny. Jest taka kobieta, nazywa się na instagramie mamaginekolog. No i ta mama ginekolog, która nie jest nawet ginekologiem (nie ma specjalizacji) w wielu postach wstawia swoje zdjęcia pisząc, że ludzie jej wmawiają, że nosi rozmiar L, a to nieprawda, bo ma S. I żeby to był jeden post, ale ona ich tyle już dodała o tej tematyce, że aż mi się jej szkoda zrobiło, musi mieć tak duże kompleksy, że wmawia innym takie rzeczy. Raz się podłożyła, bo wstawiła zdjęcie w sukience i podpisała, że to rozmiar S. Dopiero dziewczyna to skomentowała, że widać, ze to kłamstwo, bo ona jest drobniutkiej budowy (i to prawda, było to widać po jej zdjęciach na fb, drobna kobietka) i sama napisała, że ma dokładnie tą samą sukienkę i jej rozmiarówka jest zaniżona, więc jak normalnie nosi S to musiała kupić M, więc to niemożliwe, że kobieta postury Nikoli (mamyginekolog) ma rozmiar S
Nikola to ładna kobieta, ale widać, że usilnie próbuje udowodnić, że jest super zgrabna (jakby rozmiar S miałby być lepszy od L- liczy się postura przecież!), wrzuca wyidealizowane zdjęcia na insta, podpisy. Chce pokazać, jak to ma wspaniałe życie, a widać, że jest tym wszystkim zmęczona.
Dużo ludzi się z niej śmieje, właśnie przez takie udowadnianie na siłę, ale mi jest jej szkoda. Takie rzeczy trzeba przepracować z psychologiem

Duzo jest na instagramie takich osob. Jest taka dziewczyna Kenna, ona kompletnie edytuje twarz i upiera sie, ze naprawde tak wyglada i jej wlosy nie sa spalone rozjasniaczem i sa magicznie zdrowsze PO rozjasnianiu niz przed big_smile
Tam jest filter ostry, a szkoda bo jest ladna dziewczyna i nie potrzeba jej dziwacznych jakis zmian.

3,646 Ostatnio edytowany przez Misinx (2020-06-01 14:13:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Piegowata'76, nie sposob jest sie z Toba nie zgodzic. Oczywiscie, w sensie jakims takim jak fizyczne czy doswiadczeniowe czy psychiczne rzeczy to kazdy jest inny.
Jednak w takim znaczeniu tego slowa jakie ja widze w uzyciu (zwazajac na to, ze rozmawiam glownie z Anglikami i Amerykanami) to niestety nie powiedzialabym, ze kazdy jest 'special snowflake'. Jak oni pisza, ze sa 'special' to ja juz widze to: nie maja zadnych talentow, ich cecha charakteru jest bycie 'non binary trans' i ze sa obrazeni przez wszystko.  big_smile Nawet nie wiecie jak ja lubie Polakow i polskie fora czy grupy bo to co ludzie maja w tych glowach w Anglii, Ameryce, Kanadzie i Australii to jest juz tak irytujace.
Ostatnio nawet ja sie narazilam bo nie zgodzilam sie zmienic swojego slownictwa. Mowa byla o ciazy i ktos zaczal rzadac zeby ludzie przestali mowic 'kobieta w ciazy' tylko 'osoba w ciazy' i nie 'karmienie piersia' tylko 'karmienie klatka piersiowa'. Dlaczego? Poniewaz mezczyzni tez moga byc w ciazy. Mezyczyzni trans. Z powodu braku zmiany slownictwa na 'karmienie klatka piersiowa' (breastfeeding to chestfeeding) zostalam zwyzywana z gory na dol, nazwana nazistka i chciano juz pisac petycje wszedzie zebym nigdy nie mogla pracowac. Tak, takie sa nastroje w tej chwili w miejscach gdzie rzadzi 'Polityczna Poprawnosc'. Czasem mam ochote wam opowiedziec co sie wyprawia i wam sie pozalic, ale to az trudno uwierzyc. Bo to co teraz napisalam to jest czubek gory lodowej. Nie mozna nawet mowic o tym, ze ma sie okres bo to obrazliwe dla transkobiet. Wywalono sztuke na temat kobiet 'Vagina monologues' bo jest obrazliwa dla transkobiet, grozono zwolnieniem profesor uniwersytetu bo polajkowala jakis tweet czy tam post na fejsie, ktory byl nie w smak trans kobietom. Babke wywalili z pracy bo powiedziala do faceta z broda 'pan' i odmowila przyznac, ze on jest kobieta. Powiedzenie, ze penis to organ meski moze spowodowac duze problemy, nawet zgloszenie na policje za tzw 'mowe nienawisci'. Lekarze i psychiatrzy sa pod wplywem nacisku spolecznego juz i wiele osob nie jest trans, a lekarze udaja, ze jest bo sie boja utraty pracy. Czesc osob to osoby chore na co innego niz 'Gender dysphoria', a czesc osob ma fetysz.

Dobra, ale juz sie rozgadalam. Co do tej wyjatkowosci to chcialam powiedziec:
Zgadzam sie bardzo z cytatem od Anthonego Hopkinsa:

'Co ja wiem to jest to, ze nie wiem nic.
Teraz jestem kompletnie clueless
Bo przezylem tyle lat, ze zrozumialem, ze moja wiedza jest bez znaczenia.
Ze nie jestesmy wyjatkowi.

Winter szokujesz mnie tym co piszesz. Nie wiedziałem, że to wszystko zaczyna nabierać tak karykaturalnych kształtów. A jestem osobą, która generalnie ma sporo sympatii do ludzi LGBT, chociaż nie ma żadnych znajomych gejów, ani lesbijek, o transach nie wspominając. Ale jestem w stanie sobie wyobrazić co ci ludzie, zwłaszcza młodzież w Polsce może przechodzić. Ale to co Ty opisujesz to jakiś hardcore. Przegięcie w drugą stronę. To tak jakbym ja twierdził, że obraża mnie np. pokazywanie koszykówki, bo tam są sami wysocy faceci (albo kobiety) big_smile

Przepraszam, jeśli robię off top.

3,647

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

rossanka, zawsze mialam takie podejscie do swoich talentow i wygladu. Jednak nie do innych swoich atrybutow i w zwiazku z tymi innymi problemami, wywolujacymi swego czasu straszna i trwajaca cale zycie (od dziecka) nerwice to tak, tak jestem po terapii. Korzystalam z normalnej terapii kiedy bylam nastolatka i pozniej z Jungian Analysis.
Jestem jednak nadal w trakcie drogi zaczetej na terapii.
To nie jest takie proste, bo ja sama zajmuje sie researchem w rozne tego typu zagadnienia i ja wraz z mezem, sami miedzy soba eksperymentowalismy na sobie metody terapeutyczne i tak naprawde glowny powod mojego wyleczenia sie pochodzi od tego. Pochodzi z tych eksperymentow, ktore jednak nadal sa w oparciu o Jungian Analysis. Moglabym tutaj podac kilka przykladow tego jak wygladala moja droga, ale nie wiem czy to byloby przydatne. Moze nawet niektore moje metody sa zadziwiajace, ale nie sa nieznane nawet mainstreamowym psychologom i rzeczywiscie, point jest taki, ze nerwica wyleczona, a teraz zamiatam po niej kurze. O to przeciez chodzi w terapii.

To to niefajnie, to z naczy u mnie. Bo też miała i terapie i czytałam mądre ksiązki, ćwiczyłam jogę, okresowo brałam leki, zmieniałam myślenie, dużo rzeczy zrozumiałam, a to dziadostwo nie minęło. ALbo terapia była za słaba, albo niewłaściwa, albo to ja się za mało starałam. Co stres, to zaraz mi niedobrze, wymioty, ucisk w klatce piersiowej albo ogromna kula w gardle i trudności w nabierania tchu. Plus jednak taki, ze już nie panikuję tak bardzo jak to mam (tzn te objawy), bo wiem, że to tylko objawy i nic mi nie będzie. Psychiatra wytumaczył mi co i jak, skąd to się bierze pod względem fizycznym. Ale i tak, co większy stres, to jak na rollercoasterze wszystko wraca. Terapię zaczęłam dopiero po 30, do 30 nie wiedziałam za bardzo o co w tym wszystkim chodzi. Miałam poznawczobehawioralną. Objawy miała i jako 10 latka i nawet chyba 3 latka , 20 latka i po 30 i teraz po 40stce.Myślę, że to też zależy od przypadku, ja jestem pod tym względem "stracona", tzn TO mi nie przejdzie nigdy. Bo nie pamiętam czasu, abym tego nie miała, nie zależnie od wieku.  Co mnie wkurza, nie powiem, bo nikomu nic nie zrobiłam, byłam grzeczna a tu takie coś jak za karę. Leki mogę brać, ale to wszystko wraca po ich odstawieniu, więc nie tędy droga.

3,648

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Zapytałam kiedyś pewnego faceta, który zwierzył mi się z przygodnej nocy z naszą wspólną znajomą: "Nie przeszkadzało ci, że jakiś pasztet z niej (myliłam wtedy znaczenie tego określenia, sądziłam, że pasztet to kobieta tzw. "łatwa")?". A on mi na to: "Z pasztetem bym się nie bzykał"(mając na myśli atrakcyjność).

Może po prostu mężczyznom podoba się większośc kobiet, z większością mogliby pójść do łóżka (pomijając zbyt stare, bo z zbyt młodych to chyba nie ma  smile, oraz już zupełnie nie wyjściowe, np o męskim sposobie bycia, albo  o wadze 150 kg albo całkiem zaniedbane, owłosione, brudne, wygląd bezdomnej ćpunki i tak dalej i tak dalej). Stad pewnie problemy zdrad i tego, że nawet po ślubie czy będąc zw zawiązku oglądają się za innymi kobietami. Może to wynika z libido i z uwarunkowania genetycznego. Wszak w czasach prehistorycznych opłacało się mieć jak najwięcej kobiet i "robi ć" im dzieci, aby rozprzestrzeniać swój materiał genetyczny. Kobiety miały odwrotnie, im się nie opłacało brać byle kogo, tylko musiał być ktoś zdrowy, silny bo to zapewniało zdrowe potomstwo. Czytałam też jednak, ze naturze "opłacało się" też aby preferowani byli mężczyźni, którzy zostają przy kobiecie. Bo jeśli facet był tylko dawcą nasienia, a potem nie opiekował się kobietą w czasie ciąży i po porodzie, nie opiekował się potomstwem, to jego geny ginęły, bo matka z dziecmi nie przeżywała. Przezywały natomiast te, przy których partner został, dbał o nie, przynosił jedzenie i odganiał dzikie zwierzęta i budował schronienie. Coś w tym jest.

3,649

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:

I żeby to był jeden post, ale ona ich tyle już dodała o tej tematyce, że aż mi się jej szkoda zrobiło, musi mieć tak duże kompleksy, że wmawia innym takie rzeczy.

To po co ją obserwujesz?
Btw. jakie trzeba mieć kompleksy, żeby obcemu człowiekowi w internecie wmawiać, że się lepiej wie, jaki rozmiar ubrań nosi xD

3,650

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ktoś się tego (nerwicy) pozbył oprócz Winter Kween, słyszeliście o tym?  Czy jeżeli ma się to od zawsze, jest już się na to skazanym?

3,651 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-06-01 15:25:47)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

rossanka, zawsze mialam takie podejscie do swoich talentow i wygladu. Jednak nie do innych swoich atrybutow i w zwiazku z tymi innymi problemami, wywolujacymi swego czasu straszna i trwajaca cale zycie (od dziecka) nerwice to tak, tak jestem po terapii. Korzystalam z normalnej terapii kiedy bylam nastolatka i pozniej z Jungian Analysis.
Jestem jednak nadal w trakcie drogi zaczetej na terapii.
To nie jest takie proste, bo ja sama zajmuje sie researchem w rozne tego typu zagadnienia i ja wraz z mezem, sami miedzy soba eksperymentowalismy na sobie metody terapeutyczne i tak naprawde glowny powod mojego wyleczenia sie pochodzi od tego. Pochodzi z tych eksperymentow, ktore jednak nadal sa w oparciu o Jungian Analysis. Moglabym tutaj podac kilka przykladow tego jak wygladala moja droga, ale nie wiem czy to byloby przydatne. Moze nawet niektore moje metody sa zadziwiajace, ale nie sa nieznane nawet mainstreamowym psychologom i rzeczywiscie, point jest taki, ze nerwica wyleczona, a teraz zamiatam po niej kurze. O to przeciez chodzi w terapii.

To to niefajnie, to z naczy u mnie. Bo też miała i terapie i czytałam mądre ksiązki, ćwiczyłam jogę, okresowo brałam leki, zmieniałam myślenie, dużo rzeczy zrozumiałam, a to dziadostwo nie minęło. ALbo terapia była za słaba, albo niewłaściwa, albo to ja się za mało starałam. Co stres, to zaraz mi niedobrze, wymioty, ucisk w klatce piersiowej albo ogromna kula w gardle i trudności w nabierania tchu. Plus jednak taki, ze już nie panikuję tak bardzo jak to mam (tzn te objawy), bo wiem, że to tylko objawy i nic mi nie będzie. Psychiatra wytumaczył mi co i jak, skąd to się bierze pod względem fizycznym. Ale i tak, co większy stres, to jak na rollercoasterze wszystko wraca. Terapię zaczęłam dopiero po 30, do 30 nie wiedziałam za bardzo o co w tym wszystkim chodzi. Miałam poznawczobehawioralną. Objawy miała i jako 10 latka i nawet chyba 3 latka , 20 latka i po 30 i teraz po 40stce.Myślę, że to też zależy od przypadku, ja jestem pod tym względem "stracona", tzn TO mi nie przejdzie nigdy. Bo nie pamiętam czasu, abym tego nie miała, nie zależnie od wieku.  Co mnie wkurza, nie powiem, bo nikomu nic nie zrobiłam, byłam grzeczna a tu takie coś jak za karę. Leki mogę brać, ale to wszystko wraca po ich odstawieniu, więc nie tędy droga.

Ja nie mam na mysli mechanizmow radzenia sobie, ani uspokajania sie. Ani rozmyslania.
Terapia jaka ja przeszlam to droga do intergracji z soba. W skrocie terapie opisalabym tak:
Najpierw wyjecie gory lodowej z wody i zobaczenie, ze siedze na tronie zrobionym z klamstw.
Pozniej rozpad WSZYSTKIEGO wszystkich ambicji, marzen, wiezi rodzinnych, wszystkich fundamentalnych wierzen.
Pozniej kompletna obojetnosc na wszystko.
Pozniej rosnaca rozpacz. Najgorsza jaka kiedykolwiek czulam w zyciu.
Pozniej wyjecie z siebie najbrzydszej, najbardziej niechcianej, najbardziej znienawidzonej, najbardziej ukrytej brudnej czesci i wziecie sie z nia za leb.
Ciagle skakanie miedzy starym zyciem i nowymi ruinami.
Ogolnie uczucie jakby sie bylo opetanym przez szatana i rzygalo sie smola przez rok conajmniej.

Nie terapia na zasadzie: Jak sobie poradzic zeby sie nie czuc tak?
Raczej: Wyjme wszystkie ukryte koszmary, pozbede sie wlasnej wartosci i zrealizuje wszystkie leki i zobaczymy co zostanie?

Zaczela sie terapia od interpretacji snow, rozpoznania moich symboli, a pozniej doslownie zaczelo sie to toczyc jak kula sniegowa wszystko.
Rozpoznalam wlasne tabu i inne rzeczy, ktore kryja sie w codziennych sprawach.
Jedna z wielkich pomocy w mojej wlasnej terapii byla Annalise Michel. Nie tylko zainspirowala moje wlasne wyleczenie. Jednak to co mowisz o sobie jest prawda, jezeli mowisz, ze jest za pozno to jest. Nie wiem czy wiesz, ale paru pionierow psychiatrii i psychoanalizy zaczelo jako totalnie 'psychiczni', tak z halucynacjami, powyginani w opetanych pozycjach albo wymiotujacych przy kazdym slowie?
Prawda jest taka, ze czlowiek moze miec epizod nawet bardzo ciezki i nadal pozniej moze wyzdrowiec. Moze nawet slyszec glosy i miec przerozne dziwne jazdy.


Po tym co mowisz nie dziwi mnie, ze nie mozesz sie wyleczyc. I nie ma to zwiazku wielkiego z metoda,a juz predzej z Twoim podejsciem. Brzmisz jak gdybys nie chciala tej choroby swiadomie, ale chciala ja podswiadomie.
Moze dlatego, ze nie chcesz sie rozczarowac. Z drugiej strony skoro masz takie cisnienie na wyleczenie to ciezko to ogarnac.
Ja nie mialam cisnienia na wyleczenie, ja mialam ciekawosc. Ciekawosc to jest sposob na wyleczenie.

Tak swoja droga to znam te objawy i wiem, ze sa meczace. Sama stracilam chwilowo wzrok ze stresu.

Ja zgadzam sie z ta definicja nerwicy:
Jung’s view was that an outbreak of neurosis is purposeful, an opportunity to become conscious of who we are as opposed to who we think we are. By working through the symptoms that invariably accompany neurosis – anxiety, fear, depression, guilt and particularly conflict – we become aware of our limitations and discover our true strengths.
In many cases we have to say, “Thank heaven he could make up his mind to be neurotic.” Neurosis is really an attempt at self-cure. … It is an attempt of the self-regulating psychic system to restore the balance, in no way different from the function of dreams – only rather more forceful and drastic.
I myself have known more than one person who owed his entire usefulness and reason for existence to a neurosis, which prevented all the worst follies in his life and forced him to a mode of living that developed his valuable potentialities. These might have been stifled had not the neurosis, with iron grip, held him to the place where he belonged.
Neuroses, like all illnesses, are symptoms of maladjustment. Because of some obstacle – a constitutional weakness or defect, wrong education, bad experiences, an unsuitable attitude, etc. – one shrinks from the difficulties which life brings and thus finds oneself back in the world of the infant. The unconscious compensates this regression by producing symbols which, when understood objectively, that is, by means of comparative research, reactivate general ideas that underlie all such natural systems of thought.


Dlatego wlasnie ja widzialam nerwice jako szanse, objaw raczej niz chorobe. I u mnie te powody byly dokladnie takie. Nerwica byla jak noz wbity w serce. Zatrzymywala serce, ale z drugiej strony to utrzymywala mnie przy zyciu bo nie czulam, ze sie wykrwawiam. Taka bylam ani to zywa, ani to martwa.
Jednak ja zawsze bylam na drodze ku wyleczeniu, nawet jako dziecko dlatego, ze ja mam bardzo specyficzne zainteresowania, obsesje i sny. Mozna powiedziec, ze klucz mialam w reku.

Misinx  To juz nawet nie LGBT jest, a juz bardziej tzw 'sjws' Bo przeciez teraz lesbijki tez dostaja po dupie i nazywaja je fetyszystkami genitaliow. Dlaczego? Bo jezeli sie nie godza na seks z transkobieta (jesli ma penisa) to znaczy, ze sa zle. Tez teraz non binary rzadza.
Gejom tez sie dostaje. Ogolnie to ja mam znajomych trans, gejow i lesbijki.
Powiem Ci, ze wiele osob trans martwi sie, ze tamci aktywisci zwroca ludzi przeciwko nim  bo robia z nich dziwadla.
Taka jest prawda, juz kazdego to meczy ta cenzura i zakazy i nawet wizyty policji bo sie powiedzialo 'on', a nie  'ona'. Prace mozna stracic. Nawet przez to co tutaj napisalam ktos inny moglby stracic prace.


Zeby troche rozjasnic te ciemne chmury tematu nerwicy to musze powiedziec, ze dzis sie tak usmialam.
Ojczym mojego meza jest takim... No, powiedzialabym wrecz idiota.
On mysli, ze bedzie wynalazca i miliony zarobi. I ma wspanialy pomysl na to 'silnik, ktory bedzie chodzil na wode'
Oczywiscie to mnie smieszy bo wiem, ze sposob w jaki on chce zeby w silniku z wody oddziel sie hydrogen jest wbrew prawom termodynamiki.
I samochod zaden nie pojedzie bo to tak nie dziala.
Z kolei nie to mnie tak rozsmieszylo, ale jego inny genialny wynalazek stulecia. Szampon przeciw wypadaniu wlosow.
Zrobil szampon, sam w domu z keczupu, jajek chyba i jakis tam innych takich wlasnie rzeczy. Cuchnacy i po prostu obrzydliwy i to probowal sprzedac salonom fryzjerskim.
Moja tesciowa powiedziala, ze u siebie w aptece tego nie sprzeda i on stwierdzil, ze jest zazdrosna zwyczajnie.
Ten szampon to kolejny wynalazek po WIELU. Od wykopywania skarbu zakopanego w czasie rewolucji po maszynke rozmiaru dlugopisu co wykrywa z krwi wszystkiego choroby.

Kochani. Milego dnia dla was i szczesliwego dnia dziecka!
Ja dzis bede swietowac pluskajac sie w balii w ogrodzie, piekac pizze i ogladajac 'The Great'.

3,652

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Zapytałam kiedyś pewnego faceta, który zwierzył mi się z przygodnej nocy z naszą wspólną znajomą: "Nie przeszkadzało ci, że jakiś pasztet z niej (myliłam wtedy znaczenie tego określenia, sądziłam, że pasztet to kobieta tzw. "łatwa")?". A on mi na to: "Z pasztetem bym się nie bzykał"(mając na myśli atrakcyjność).

Domyślam się, o co Ci chodzi, ale mimo wszystko to nie wzmocniłoby mojej samooceny, wręcz przeciwnie. Trochę odbieram to w ten sposób, jakby ta znajoma miała się cieszyć i pękać z dumy, że dostąpiła zaszczytu, że ów pan ją przeleciał. Bo przecież to świadczy o tym, że nie jest "pasztetem". Nie, nie czułabym się piękna po takiej przygodnej nocy. Może jestem przewrażliwiona, ale to jest dla mnie uprzedmiotowienie...

A może po prostu nadal nie mogę się pozbierać po lutowych wydarzeniach, dlatego tak się czepiam, choć chyba wiem, co masz na myśli...
Jednak co z tego, że z wyglądu byłam dla niego "śliczna", skoro całościowo okazało się, że jestem dla niego nudnym nikim? Kandydatką wyłącznie na "panienkę na telefon" przylatującą na wezwanie w środku nocy? No co z tego??? Co mi po tej "ślicznej"? Nie chcę wchodzić w szczegóły, w każdym razie od chwili, gdy dotarło do mnie, do czego on zmierza, czuję się zrównana z ziemią i skopana, a nie piękna... W jego oczach, na szczęście nie w swoich. A jednak to rani, tym bardziej, że z mojej strony były uczucia.
Choć jeszcze czasem się uśmiecham na te miłe złudne chwile, to jednak po tym, co mi potem zafundował, wolałabym, żeby on w ogóle nigdy nie zwrócił na mnie uwagi...

3,653

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ale nasmęciłam wczoraj ;p
Zmieniając więc temat - są tu fanki "Ani z Zielonego Wzgorza"? Od kilku dni czytam "Maryle z Zielonego Wzgórza " smile Wypatrzyłam ją na wystawie w księgarni i musiałam mieć big_smile

3,654 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-02 08:03:29)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Eeee tam, Umajona, zaraz "nasmęciłam"... smile

Masz dużo racji, dlatego właśnie napisałam wcześniej, że sam fakt podobania się jeszcze nie gwarantuje udanego życia osobistego. Czasem wręcz przeciwnie, niejedna piękna kobieta skarży się, że traktują ją jak pustą lalkę. Myślę, że warto do wszystkiego mieć pewien dystans. Docenić to podobanie się, ale się nim nie zachłystywać. Sądzę, że osoba o zdrowej samoocenie nie zachłyśnie się, nie wpadnie w samouwielbienie, ale też nie wpadnie w rozpacz, bo akurat ktoś ocenił ją nisko.
Ja jednak skorzystałam na tym spostrzeżeniu: nieprawda, że nikogo nie interesuję, że nikomu się nie podobam. Dobrze to wiedzieć i w to wierzyć.


"Anię z Zielonego Wzgórza" bardzo lubię nie tylko ze względu na urok tej książki i sentyment. Jest pełna życiowej mądrości i prawdy psychologicznej.
Przeczytałam całą serię, ale dziś wracam tylko do pierwszej części. Reszta już wydaje mi się wtórna, a niekiedy nawet naciągana. Faktem jest, że Montgomery, jak wielu pisarzy kontynuowała "Anię" niekoniecznie z potrzeby serca, ale dla zarobku i w odpowiedzi na zapotrzebowanie czytelników. To widać.
"Maryla" może być ciekawym spojrzeniem z innej perspektywy.

Ja się "ambitnie" za Tołstoja wzięłam. Choć całe życie dużo czytałam, zawsze były to mocno indywidualne lektury, klasyka jakoś na uboczu została, więc mam co nadrabiać. Nie ma to jednak jak kawał porządnej literatury. Nie obrażając - strasznie miałkie niektóre współczesne czytadła. Jedno czy dwa mogę dla odprężenia przeczytać, ale lubię, gdy książka coś więcej w człowieku pozostawia.

3,655

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Misinx  To juz nawet nie LGBT jest, a juz bardziej tzw 'sjws' Bo przeciez teraz lesbijki tez dostaja po dupie i nazywaja je fetyszystkami genitaliow. Dlaczego? Bo jezeli sie nie godza na seks z transkobieta (jesli ma penisa) to znaczy, ze sa zle. Tez teraz non binary rzadza.
Gejom tez sie dostaje. Ogolnie to ja mam znajomych trans, gejow i lesbijki.
Powiem Ci, ze wiele osob trans martwi sie, ze tamci aktywisci zwroca ludzi przeciwko nim  bo robia z nich dziwadla.
Taka jest prawda, juz kazdego to meczy ta cenzura i zakazy i nawet wizyty policji bo sie powiedzialo 'on', a nie  'ona'. Prace mozna stracic. Nawet przez to co tutaj napisalam ktos inny moglby stracic prace.

Winter czy ja dobrze pamiętam, że Ty pracujesz w Meksyku ? Meksyk mi się jawił jednak jako bardzo katolicki i przez to bardziej tradycjonalny, ale ja może mam całkowicie mylne pojęcie. Ludzie, którzy robią takie zadymy jak piszesz, to tak naprawdę robią sami przeciwko sobie. Stara zasada mówi, że im "wahadło" odchyla się za bardzo w jedną stronę, to potem wraca też mocno w drugą stronę.

3,656

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

I żeby to był jeden post, ale ona ich tyle już dodała o tej tematyce, że aż mi się jej szkoda zrobiło, musi mieć tak duże kompleksy, że wmawia innym takie rzeczy.

To po co ją obserwujesz?
Btw. jakie trzeba mieć kompleksy, żeby obcemu człowiekowi w internecie wmawiać, że się lepiej wie, jaki rozmiar ubrań nosi xD

Nie obserwuję. Często się z niej śmieją na różnych grupach na fb

"Btw. jakie trzeba mieć kompleksy, żeby obcemu człowiekowi w internecie wmawiać, że się lepiej wie, jaki rozmiar ubrań nosi"- żadne. Gorzej, jak ktoś na siłę próbuje zmienić rzeczywistość na siłę wyszczuplając się w photoshopie

3,657

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

"Maryla" może być ciekawym spojrzeniem z innej perspektywy.

Mi osobiście bardzo się ten pomysł spodobał, żeby napisać książkę o młodości Maryli. Jak by nie było, to przecież singielka ;p Choć miała swoją młodzieńczą, odwzajemnioną miłość smile Jestem dopiero w połowie, więc jeszcze nie wiem, o co się poprztykali z Jankiem i dlaczego im nie wyszło, ale faktem jest, że Maryla nigdy nie wyszła za mąż. W sumie rzadko to się zdarza w książkach/filmach. Zwykle wybiera się inne zakończenia.

3,658

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

I żeby to był jeden post, ale ona ich tyle już dodała o tej tematyce, że aż mi się jej szkoda zrobiło, musi mieć tak duże kompleksy, że wmawia innym takie rzeczy.

To po co ją obserwujesz?
Btw. jakie trzeba mieć kompleksy, żeby obcemu człowiekowi w internecie wmawiać, że się lepiej wie, jaki rozmiar ubrań nosi xD

Nie obserwuję. Często się z niej śmieją na różnych grupach na fb

"Btw. jakie trzeba mieć kompleksy, żeby obcemu człowiekowi w internecie wmawiać, że się lepiej wie, jaki rozmiar ubrań nosi"- żadne. Gorzej, jak ktoś na siłę próbuje zmienić rzeczywistość na siłę wyszczuplając się w photoshopie

Moim zdaniem to też świdaczy, że ktoś ma kompleksy kiedy ktoś próbuje wmówić, że sie lepiej wie jaki rozmiar ubrań nosi

3,659

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

A może po prostu nadal nie mogę się pozbierać po lutowych wydarzeniach, dlatego tak się czepiam, choć chyba wiem, co masz na myśli...
Jednak co z tego, że z wyglądu byłam dla niego "śliczna", skoro całościowo okazało się, że jestem dla niego nudnym nikim? Kandydatką wyłącznie na "panienkę na telefon" przylatującą na wezwanie w środku nocy? No co z tego??? Co mi po tej "ślicznej"? Nie chcę wchodzić w szczegóły, w każdym razie od chwili, gdy dotarło do mnie, do czego on zmierza, czuję się zrównana z ziemią i skopana, a nie piękna... W jego oczach, na szczęście nie w swoich. A jednak to rani, tym bardziej, że z mojej strony były uczucia.
Choć jeszcze czasem się uśmiecham na te miłe złudne chwile, to jednak po tym, co mi potem zafundował, wolałabym, żeby on w ogóle nigdy nie zwrócił na mnie uwagi...

A ja Ci powiem, że dobrze zrobiłaś. i serio mówię. Przynajmniej będziesz miała co wspominać na starość. o, potraktuj to jako przygodę, z drewna nie jesteś. A  jego zdaniem to się nie przejmuj, on chciał tylko przyjem,ności i też miał do tego prawo, co nie znaczy z automatu, że jesteś do niczego, fatalna i bez wartości jako partnerka. Zapomnij o nim i tyle.
Ale podobał Ci się przynajmniej i na siłę niczego nie zrobiłaś, w znaczeniu, ze nie był jakimś ropuchem czy coś. Bardzo dobrze zrobiłaś. Najlepiej jak jest miłośc i porządanie w pakiecie, ale jak jest samo pożądanie, to też można skorzystać tylko trzeba uważać, aby się nie zakochać od razu, no i z dala od żonatych, pamiętaj, żonaty jest niewidzialny.

Winter - tak coś w tym stylu czuję, że jak wyjmę nóż z serca (który co prawda utrudnia mi życie), to się rozpadnę, więc paradoksalnie on musi tam tkwić. Nie wiem, jak jest żyć bez tego, nie mam porównania więc chyba dlatego ciężko mi się tego pozbyć.  Mam znajomego, który ourodzenia nie chodzi. Dla niego to normalne. Jakby teraz medycyna była na takim poziomie, że mógłby chodzić, to chyba szczęście przesłoniłoby przerażenie, bo on nigdy tego nie robił, nie wie jak to jest chodzić. Ja nie wiem, jak to jest nie mieć nerwicy. Ciężko to wytłumaczyć.

Piegowata, mam nadzieję, ze kiedyś będziesz z kimś, szczęśliwa, tak  "na długo", wiem wiem, dobrze Ci samej i nie szukasz, ale pewnego dnia kto wie? smile

3,660

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

"Ania z Zielonego Wzgórza" obok Romea i Julii" oraz Cierpień młodego Wertera" to była lektura, której nie byłem w stanie przełknąć. Mimo najszczerszych chęci nie dałem rady smile Myślę, że z wiadomych powodów smile

W przeżywaniu swoich porażek może pomóc dostrzeżenie pozytywnych jej stron. Umajona liczyłaś od tego gościa na coś poważniejszego, ale on zawiódł całkowicie Twoje zaufanie. Tylko pytanie czy zwodził Cię, oszukiwał, mamił uczuciami, zapewniając o tym, że stworzy z Tobą związek? Czy od razu poinformował Cię, jak widzi Waszą znajomość? Jeśli to ostatnie, to myślę ,że powinnaś tak długo tego w sobie dusić. Nie można za każdym razem przeżywać takiego zawodu, dlatego, że ktoś nas odrzucił. Pod warunkiem, że facet postawił sprawę jasno i od razu wyłożył karty na stół, postąpił wobec Ciebie uczciwie, mówiąc o swoich zamiarach.
Fizyczność jest przecież ważna i nie można zakładać, że kontakt fizyczny w postaci seksu jest wyrazem braku szacunku czy przedmiotowego traktowania samego w sobie. Nie możesz, na podstawie tego, co się stało, wmawiać sobie, że jesteś gorsza.

3,661 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-06-02 20:41:39)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko, o zgrozo na wspomnienie miłych chwil się do siebie uśmiecham wink Pewnie potraktowałabym to jako fajną przygodę, wspomnienia, gdyby nie to, że potem odstawił takie akcje, o których nawet anonimowo nie chcę pisać...
Bagiennik, tu nie chodzi o to, że odrzucił mnie jako dziewczynę, w której można się zakochać. Tym bym się aż tak nie przejmowała, bo tak po prostu bywa. Pewnie jako facet tego nie zrozumiesz, ale dla mnie, jako kobiety, jest to bardzo upokarzające dowiedzieć się, że najchętniej widziałby mnie w roli panienki na telefon... Zresztą to i tak nie wszystko.

To ja nie mogłam przebrnąć przez pilota Pirxa i przez hobbita ;p
Natomiast poza lekturami zaczytywałam się w książkach Edmunda Niziurskiego i, dla odmiany, Krystyny Siesickiej smile A później przyszła pora na Jeżycjadę big_smile

3,662

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ok, bardziej mi chodziło o to odrzucenie, ale teraz widzę w czym rzecz smile

Problem z pojmowaniem niektórych kwestii przez obie płcie wynika z niezrozumienia ci przez drugą stronę, gdyż ta druga strona może wcale tak tego nie pojmować, albo nie widzieć w tym nic złego. Bardzo dobrze, że się nie zgodziłaś, gdyż dla Ciebie byłoby to upokarzające, dla niego zaś wyłącznie czerpaniem przyjemności z wzajemnego fizycznego obcowania ze sobą. Najważniejsze, że masz czystą sytuację i nie pozwoliłaś się skrzywdzić, bo to przecież się nie rozwijało, tylko zostało ucięte od razu, tak? Tą przyjemność niekoniecznie trzeba utożsamiać wyłącznie z zaspokajaniem popędu, bo takowy można zaspokoić w pierwszej lepszej toalecie czy zaułku, ale chyba wiadomo,  ze nie w tym rzecz. Prędzej sama forma czy oprawa potencjalnych spotkań, na zasadzie pogotowia seksualnego, może budzić odrazę.

3,663 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-06-03 04:10:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Misinx napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Misinx  To juz nawet nie LGBT jest, a juz bardziej tzw 'sjws' Bo przeciez teraz lesbijki tez dostaja po dupie i nazywaja je fetyszystkami genitaliow. Dlaczego? Bo jezeli sie nie godza na seks z transkobieta (jesli ma penisa) to znaczy, ze sa zle. Tez teraz non binary rzadza.
Gejom tez sie dostaje. Ogolnie to ja mam znajomych trans, gejow i lesbijki.
Powiem Ci, ze wiele osob trans martwi sie, ze tamci aktywisci zwroca ludzi przeciwko nim  bo robia z nich dziwadla.
Taka jest prawda, juz kazdego to meczy ta cenzura i zakazy i nawet wizyty policji bo sie powiedzialo 'on', a nie  'ona'. Prace mozna stracic. Nawet przez to co tutaj napisalam ktos inny moglby stracic prace.

Winter czy ja dobrze pamiętam, że Ty pracujesz w Meksyku ? Meksyk mi się jawił jednak jako bardzo katolicki i przez to bardziej tradycjonalny, ale ja może mam całkowicie mylne pojęcie. Ludzie, którzy robią takie zadymy jak piszesz, to tak naprawdę robią sami przeciwko sobie. Stara zasada mówi, że im "wahadło" odchyla się za bardzo w jedną stronę, to potem wraca też mocno w drugą stronę.

Ja nie pracuje w miejscu konkretnym. Znaczy, nie pracuje w Meksyku i tak w rzeczywistosci mam zero wspolnego z Meksykiem na zasadzie takiej, ze teraz cale moje zycie to pisanie i online zajmowanie sie. Jestem fizycznie tutaj, ale moje zycie i tak toczy sie gdzie indziej.
Zreszta ja nie stracilabym pracy bo jestem wolnym strzelcem. Z kolei inni na moim miejscu tak.
W przyszlosci mysle o wykladaniu na uni, ale wtedy to juz moze sie skonczyc ta poprawnosc.

3,664

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Skończyłam czytać "Marylę...". Choć wiedziałam, że została panną, to do końca miałam jeszcze nadzieję, że może jednak jej się z Jankiem ułoży big_smile

Ostatnio mam dziwny czas.
Te wszystkie modne od kilku lat przemowy do singielek o samorealizacji i byciu szczęśliwą, wydają mi się być śmiechu warte i drażnią mnie. Jak je słyszę, to mam ochotę gryźć. Kobieto, masz żyć pełnią życia! Nie wolno Ci być smutną, masz być radosna! Nie wolno Ci czuć tęsknoty za miłością!

W prawdzie związku jako takiego nie potrzebuję. Nie tylko nie przeszkadzają mi, ale wręcz lubię samotne wycieczki, wędrówki po górach, wyjścia do kina czy gdziekolwiek indziej. Lubię to, że mogę robić co chcę, kiedy chcę i tak, jak chcę. Znam wszystkie zalety bycia singielką i doceniam je. I różne zwykłe-niezwykłe chwile dnia codziennego też doceniam i mnie cieszą. A jednak czegoś brak... Chciałabym kochać i być kochaną. Szkoda, że nie udało się.

Bardzo proszę mi tu nie jojczeć, że się użalam i narzekam ;p Tak zwyczajnie mi żal, że ominęło mnie młodzieńcze szczęśliwe zakochanie.

Znacie teledysk do piosenki "Telefon" Myslovitz? Lubię go smile Od dawna, a nadal mnie wzrusza...

https://www.youtube.com/watch?v=zzQTYU3ydRY

3,665

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wiesz Umajona, tutaj chodzi trochę o zmianę myślenia, żeby nie stwierdzać, że singielstwo to koniec świata i żeby z tego powodu nie siedzieć w domu i nie ryczeć w poduszkę całymi dniami tylko realizować się inaczej.
Ja mam trochę koleżanek, które są blisko 30tki i nigdy nie miały nikogo, bo nie mają takiej potrzeby. Spełniają się zawidowo, mają ogromne grono znajomych, zawsze znajdzie się ktoś do pojechania na wczasy czy do pójścia na spacer.

Czasy się zmieniają i brak faceta nie jest ujmą na honorze. W związki wchodzą ludzie i po 40 albo po 50tce i też są szczęśliwi. Tylko oni najczęściej zaliczyli ten zwrot myślenia, który sprawił, że przestali być związkowymi desperatami, a skupili się na swoim życiu. Nie mówię, że każda singielka po 50tce znajdzie faceta, bo tak też nie jest, ale z drugiej strony uważam, że jak się aktywnie szuka i jest się przygotowanym.na serię niepowodzeń, dziwnych ludzi, propozycji seksu i odsiewania tych, którzy się nie nadają, to w końcu się znajdzie kogoś, kto do nas pasuje.

Znajomy szukał na tinderze aktywnie 2 lata zanim znalazł tongue

3,666

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Bycie szczęśliwym to nie obowiązek, większość ludzi jednak woli być szczęśliwa niż nieszczęśliwa, więc szuka się na to sposobów.
Ja podjęłam decyzję że nie związek będzie decydował o moim szczęściu. Może je pomnażać, może go przydawać, ale nie nie jest niezbędnym warunkiem.

Co do szukania -  to nie na moją wytrzymałość psychiczną.Mniej kosztów emocjonalnych ponoszę żyjąc "samotnie" niż wciąż się rozczarowując niespełnionymi oczekiwaniami i tracąc czas na nieudane randki.

3,667

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Loka, Piegowata I to właśnie mi się podoba, takie podejście jest chyba najzdrowsze. Zbyt dużo ludzi odczuwa swego rodzaju barki czy kalectwo, będąc singlami, przez co wszystkie pozostałe aspekty życia przestają mieć sens. Osobiście mam bardzo podobne odczucia, jak znajome Loki, nie widzę żadnego/żadnych braków w swoim życiu, które by mi przeszkadzały czy przez które moje życie miałoby być mniej wartościowe. A racji tego, że tychże braków nie odczuwam nie widzę powodu, żeby robić wszystko, aby je uzupełniać. Czasami na spokojnie, jak się zastanowię, to stwierdzam, że poza sukcesem zawodowym i ciekawym życiem, nie potrzebuje nic więcej. Przy znajomych czy nawet na ulicy, ludzie trzymający się za ręce czy okazujący sobie uczucia nie robią na mnie wrażenia. Ludzie zbyt często ulegają też presji otoczenia i czasami wpadają w pułapkę, że koniecznie trzeba mieć przy sobie kogoś, żeby czuć się szczęśliwym. Również, jeśli człowiek nie zakłada od razu, że mu się uda, jest świadomy, że można się pomylić, co do drugiej osoby, to inaczej się patrzy na kwestię związków.

3,668

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

Ostatnio mam dziwny czas.
Te wszystkie modne od kilku lat przemowy do singielek o samorealizacji i byciu szczęśliwą, wydają mi się być śmiechu warte i drażnią mnie. Jak je słyszę, to mam ochotę gryźć. Kobieto, masz żyć pełnią życia! Nie wolno Ci być smutną, masz być radosna! Nie wolno Ci czuć tęsknoty za miłością!

W prawdzie związku jako takiego nie potrzebuję. Nie tylko nie przeszkadzają mi, ale wręcz lubię samotne wycieczki, wędrówki po górach, wyjścia do kina czy gdziekolwiek indziej. Lubię to, że mogę robić co chcę, kiedy chcę i tak, jak chcę. Znam wszystkie zalety bycia singielką i doceniam je. I różne zwykłe-niezwykłe chwile dnia codziennego też doceniam i mnie cieszą. A jednak czegoś brak... Chciałabym kochać i być kochaną. Szkoda, że nie udało się.

Bardzo proszę mi tu nie jojczeć, że się użalam i narzekam ;p Tak zwyczajnie mi żal, że ominęło mnie młodzieńcze szczęśliwe zakochanie.
]

Nie martw się, może jeszcze kogoś znajdziesz w przyszłości, młoda jesteś. A to , że singielki- to jest te wszystkie ich przemowy w internecie, bo pewnie to masz na myśli, że Cię drażnią, to zrozumiałe. Taka singielka z filmiku, jak tylko się jej ktoś trafi, kto jej pasuje, to w try miga porzuci swój stan singielski, na rzecz związkowego. Poza tym rozwijać pasje i mieć hobby można też będąc w związku, co to ma do rzeczy? Będąc z partnerem nie rzucasz przecież od razu szkoły, pracy, znajomych, podyplomówek, kursów, nie przestajesz nagle chodzić na basen ani do kółka krawieckiego. Będąc w związku też nie wszedzie chodzicie razem, możesz sama też iść do kina czy na spacer. To nawet zdrowo nie robić wszystkiego razem.
Dla mnie nie jojczysz, ale troche smutno brzmisz, co rozumiem. Ale jak jest póki co jak jest, to nic na to nie poradzisz. Na razie jesteś sama, może za rok już nie będziesz, może w wieku 40 lat jeszcze będziesz, kto wie.
Mnie to zawsze natomiast dziwoiło, że jeżeli tylko powiedziałam, ze szukam kogoś, że chcę sobie znależć pana męża, to zawsze było , że naucz się sama być ze sobą, bo druga osoba szcześcia Ci nie da. No i koniec dyskusji, bo jak ktoś kogoś szuka, to na  pewno po to , aby druga osoba ją uszczęśliwiła, był tu nawet jeden taki temat na forum. To tak, jakby każdy kto zapisuje się na Sympatię, albo czesto wychodzi, poznaje nowych ludzi szukał sobie kogoś, bo chce aby ta druga osoba dała mu szczęście, bzdury totalne.
Co do vlogerek, które niekajo promują singlostwo, to tak im w tym dobrze, że jak już sobie kogoś znajda, to okazuje się, że przez okres szczęśliwego singlowania, szukały kogoś zawzięcie, ale o tym nie mówiły, także Umajona ja bym nie brała ich przemów na poważnie, co innego internet a co innego prawdziwe życie.
Umajona - a co Co przyszłość przyniesie tego też nie wiesz. Zobacz jeszcze w styczniu kto by przypuszczał, ze będzie wirus i będzie to całe zamieszanie. Nikt tego nie wiedział.

3,669

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Loka, Piegowata I to właśnie mi się podoba, takie podejście jest chyba najzdrowsze. Zbyt dużo ludzi odczuwa swego rodzaju barki czy kalectwo, będąc singlami, przez co wszystkie pozostałe aspekty życia przestają mieć sens. Osobiście mam bardzo podobne odczucia, jak znajome Loki, nie widzę żadnego/żadnych braków w swoim życiu, które by mi przeszkadzały czy przez które moje życie miałoby być mniej wartościowe. A racji tego, że tychże braków nie odczuwam nie widzę powodu, żeby robić wszystko, aby je uzupełniać. Czasami na spokojnie, jak się zastanowię, to stwierdzam, że poza sukcesem zawodowym i ciekawym życiem, nie potrzebuje nic więcej. Przy znajomych czy nawet na ulicy, ludzie trzymający się za ręce czy okazujący sobie uczucia nie robią na mnie wrażenia. Ludzie zbyt często ulegają też presji otoczenia i czasami wpadają w pułapkę, że koniecznie trzeba mieć przy sobie kogoś, żeby czuć się szczęśliwym. Również, jeśli człowiek nie zakłada od razu, że mu się uda, jest świadomy, że można się pomylić, co do drugiej osoby, to inaczej się patrzy na kwestię związków.

Ty tak masz  a ktoś może mieć inaczej. Ktos może się dziwić, że druga osoba jest zrozpaczona, bo nie została aktorem, bo aktorstwo to jest coś, co kocha, podczas gdy dla pierwszej osoby, to nie będzie ważne. Ten kto nigdy nie chciał mieć dzieci nie zrozumie gdy rozpacza osoba, która chciała je mieć, a okazała się bezpłodna.  Obydwie strony mają swoje racje i obydwie nie powinny się do nich nawzajem przekonywać, bo to bez sensu.

3,670

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wiesz rossanko, warto pogodzić się z tym, co od nas nie zależy.
Jak ktoś jest bezpłodny to powinien po prostu w pewnym momencie zaakceptować ten fakt zamiast całe życie płakać, że nie może mieć dzieci.
Ja akurat jestem w sytuacji, w której prawdopodobnie dzieci nie będzie i w pewnym.momencie po prostu musiałam stanąć sama przed tym faktem i jakoś go przyjąć do swojego zycia. Tak, chciałabym dzieci, ale jeżeli nie będzie, to nie będzie to dla mnie tragedia.

Priorytety można zmieniać. Można pracować nad ich zmianą. Zmieniać poglądy, przekonania, siebie.

3,671 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-06-07 14:16:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Poza tym rozwijać pasje i mieć hobby można też będąc w związku, co to ma do rzeczy? Będąc z partnerem nie rzucasz przecież od razu szkoły, pracy, znajomych, podyplomówek, kursów, nie przestajesz nagle chodzić na basen ani do kółka krawieckiego. Będąc w związku też nie wszedzie chodzicie razem, możesz sama też iść do kina czy na spacer. To nawet zdrowo nie robić wszystkiego razem.
(...)
Mnie to zawsze natomiast dziwoiło, że jeżeli tylko powiedziałam, ze szukam kogoś, że chcę sobie znależć pana męża, to zawsze było , że naucz się sama być ze sobą, bo druga osoba szcześcia Ci nie da. No i koniec dyskusji, bo jak ktoś kogoś szuka, to na  pewno po to , aby druga osoba ją uszczęśliwiła, był tu nawet jeden taki temat na forum.

Dokładnie o to chodzi, chyba rozumiemy się bez słów... smile

Bagiennik, super, że Tobie jest fajnie i nie potrzebujesz nic więcej. Ja jednak bym chciała spotkać miłość. I nie wstydzę się tego, choć trzeba pokazywać światu, jaką to się jest och i ach szczęśliwą bez mężczyzny. I na pewno nie dlatego marzę o miłości, że jest presja ze strony otoczenia ;p Tylko dlatego, że chcę.

Loka, pogodzić się z tym, co od nas nie zależy, to jedno. Ale wmawianie komuś, że jego marzenia o miłości są bez sensu i świadczą o jakichś brakach, to drugie. Nikt nie powie kobiecie, która nie może mieć dziecka, że po co jej dziecko.

3,672 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-07 14:34:28)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Wiesz rossanko, warto pogodzić się z tym, co od nas nie zależy.
Jak ktoś jest bezpłodny to powinien po prostu w pewnym momencie zaakceptować ten fakt zamiast całe życie płakać, że nie może mieć dzieci.
Ja akurat jestem w sytuacji, w której prawdopodobnie dzieci nie będzie i w pewnym.momencie po prostu musiałam stanąć sama przed tym faktem i jakoś go przyjąć do swojego zycia. Tak, chciałabym dzieci, ale jeżeli nie będzie, to nie będzie to dla mnie tragedia.

Priorytety można zmieniać. Można pracować nad ich zmianą. Zmieniać poglądy, przekonania, siebie.

Ponownie zgodzę się z Loką w całej rozciągłości smile
Ze szczególnym podkreśleniem wytłuszczonego zdania. Rozpacz to może zbyt duże słowo, raczej rozczarowanie, ale raczej krótkotrwałe, bo jeśli tym aktorem nie zostanę, to nie będę do końca życia siedział
i zamartwiał się, że mi się nie udaje/ło. Za to spróbuję się zająć czymś innym. Tak staram się podchodzić do życia a nie płakać w poduszkę, że coś mi nie wychodzi, zamartwiać się, zastanawiać się ciągle
nade mną, czy jest coś ze ,mną nie tak czy analizować dogłębnie wszystko po kolei na miarę rozwiązywania skomplikowanej zagadki kryminalnej. Mówiąc o brakach miałem na myśli wyłącznie siebie a jak już inni nazywają różne elementy w życiu to już kwestia indywidualna.

rossanka napisał/a:

Poza tym rozwijać pasje i mieć hobby można też będąc w związku, co to ma do rzeczy? Będąc z partnerem nie rzucasz przecież od razu szkoły, pracy, znajomych, podyplomówek, kursów, nie przestajesz nagle chodzić na basen ani do kółka krawieckiego. Będąc w związku też nie wszędzie chodzicie razem, możesz sama też iść do kina czy na spacer. To nawet zdrowo nie robić wszystkiego razem.

Hmm, właśnie bardzo często odnoszę zupełnie inne wrażenie. Również czytając niektóre wątki tutaj na forum. Każdy związek wymaga ograniczeń, znaczących zmian w różnych sferach życia, gdzie indywidualne potrzeby przestają się liczyć, zaś te wspólne( lub raczej partnera) stają się o niebo ważniejsze. Choćby w minimalnym stopniu, ale zawsze to ograniczenie niezależności. Poza tym, jak się ma pewne przyzwyczajenia i nawyki, które sprawiają satysfakcję, to ciężko jest je od razu zmienić.

3,673

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Wiesz rossanko, warto pogodzić się z tym, co od nas nie zależy.
Jak ktoś jest bezpłodny to powinien po prostu w pewnym momencie zaakceptować ten fakt zamiast całe życie płakać, że nie może mieć dzieci.
Ja akurat jestem w sytuacji, w której prawdopodobnie dzieci nie będzie i w pewnym.momencie po prostu musiałam stanąć sama przed tym faktem i jakoś go przyjąć do swojego zycia. Tak, chciałabym dzieci, ale jeżeli nie będzie, to nie będzie to dla mnie tragedia.

Priorytety można zmieniać. Można pracować nad ich zmianą. Zmieniać poglądy, przekonania, siebie.

To całkiem inna rzecz. Gdy dajmy na to ktoś  (już drastycznie niech bedzie), ma usunięte jajniki.  Wiadomo, że nie będzie mieć dzieci.  Logiczne. Naturalnie, że będzie rozpaczal,  ale fizycznie nie będzie możliwe macierzyństwo,  więc ludzki umysł powoli, ale to sobie przyswoi. A np Umajona, tak naprawdę nie wie, czy będzie w związku.  Może tak, może nie.  Drogi ma dwie, więc po co ma się pogodzić z tym, że nigdy nie będzie w związku,  jak może będzie?
W pierwszym przypadku  gdy z powodow fizycznych posiadanie dzieci jest nie możliwe,  korzystne jest pogodzenie się z tym. Ale w przypadku jak nie wiadomo?To tak, jakby całkiem zdrowa 30 letnia kobieta,miała się pogodzić,  że nigdy nie będzie miała dzieci, bez sensu, bo to nie wiadomo.

3,674

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Wiesz rossanko, warto pogodzić się z tym, co od nas nie zależy.
Jak ktoś jest bezpłodny to powinien po prostu w pewnym momencie zaakceptować ten fakt zamiast całe życie płakać, że nie może mieć dzieci.
Ja akurat jestem w sytuacji, w której prawdopodobnie dzieci nie będzie i w pewnym.momencie po prostu musiałam stanąć sama przed tym faktem i jakoś go przyjąć do swojego zycia. Tak, chciałabym dzieci, ale jeżeli nie będzie, to nie będzie to dla mnie tragedia.

Priorytety można zmieniać. Można pracować nad ich zmianą. Zmieniać poglądy, przekonania, siebie.

Ponownie zgodzę się z Loką w całej rozciągłości smile
Ze szczególnym podkreśleniem wytłuszczonego zdania. Rozpacz to może zbyt duże słowo, raczej rozczarowanie, ale raczej krótkotrwałe, bo jeśli tym aktorem nie zostanę, to nie będę do końca życia siedział
i zamartwiał się, że mi się nie udaje/ło. Za to spróbuję się zająć czymś innym. Tak staram się podchodzić do życia a nie płakać w poduszkę, że coś mi nie wychodzi, zamartwiać się, zastanawiać się ciągle
nade mną, czy jest coś ze ,mną nie tak czy analizować dogłębnie wszystko po kolei na miarę rozwiązywania skomplikowanej zagadki kryminalnej. Mówiąc o brakach miałem na myśli wyłącznie siebie a jak już inni nazywają różne elementy w życiu to już kwestia indywidualna.

rossanka napisał/a:

Poza tym rozwijać pasje i mieć hobby można też będąc w związku, co to ma do rzeczy? Będąc z partnerem nie rzucasz przecież od razu szkoły, pracy, znajomych, podyplomówek, kursów, nie przestajesz nagle chodzić na basen ani do kółka krawieckiego. Będąc w związku też nie wszędzie chodzicie razem, możesz sama też iść do kina czy na spacer. To nawet zdrowo nie robić wszystkiego razem.

Hmm, właśnie bardzo często odnoszę zupełnie inne wrażenie. Również czytając niektóre wątki tutaj na forum. Każdy związek wymaga ograniczeń, znaczących zmian w różnych sferach życia, gdzie indywidualne potrzeby przestają się liczyć, zaś te wspólne( lub raczej partnera) stają się o niebo ważniejsze. Choćby w minimalnym stopniu, ale zawsze to ograniczenie niezależności. Poza tym, jak się ma pewne przyzwyczajenia i nawyki, które sprawiają satysfakcję, to ciężko jest je od razu zmienić.

Na przyrzyklad? Zenisz się i od razu przestajesz jeździć na rowerze, a twoja żona wypisuje się z chóru,  w którym śpiewa od 5 lat?
A przyzwyczajenia? Po co je zmieniać,  wystarczy jak twoja  kobieta je akceptuje i nie są one dla niej problemem.,

3,675 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-07 14:54:35)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ale to nie jest ważne smile Ważne jest to, że każdą wolną chwilę, czy powszechnie zwane siły, środki i energię życiową mogę włożyć  w SIEBIE i w SWÓJ samorozwój, nie oglądać się na nikogo i na nic,
czerpać z życia ile się da. Wszystko, co ludzie będący w związkach poświęcają drugiej osobie, mogę dać sobie. Zatem pytanie nie co, ale ile mogę zachować dla siebie. Zamiast jeździć na tym rowerze
powiedzmy te kilka godzin dziennie, mogę zawsze pojeździć dłużej, bo nikt mi nie będzie suszyć głowy i czekać z pretensjami w domu, że nie poświęcam mu wystarczająco dużo czasu.
Może trochę zniekształcony przykład, ale dość mocno obrazuje to, o co mi chodzi.

3,676

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Ale to nie jest ważne smile Ważne jest to, że każdą wolną chwilę, czy powszechnie zwane siły, środki i energię życiową mogę włożyć  w SIEBIE i w SWÓJ samorozwój, nie oglądać się na nikogo i na nic,
czerpać z życia ile się da. Wszystko, co ludzie będący w związkach poświęcają drugiej osobie, mogę dać sobie. Zatem pytanie nie co, ale ile mogę zachować dla siebie. Zamiast jeździć na tym rowerze
powiedzmy te kilka godzin dziennie, mogę zawsze pojeździć dłużej, bo nikt mi nie będzie suszyć głowy i czekać z pretensjami w domu, że nie poświęcam mu wystarczająco dużo czasu.
Może trochę zniekształcony przykład, ale dość mocno obrazuje to, o co mi chodzi.

A może to tak, że jakbyś spotkał odpowiednią osobę,  to nie chciałbyś jedzie dłużej na tym rowerze. Ona nie suszylaby Ci głowy o rower i nie czekała z pretensjami.

3,677

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Wiesz rossanko, warto pogodzić się z tym, co od nas nie zależy.
Jak ktoś jest bezpłodny to powinien po prostu w pewnym momencie zaakceptować ten fakt zamiast całe życie płakać, że nie może mieć dzieci.
Ja akurat jestem w sytuacji, w której prawdopodobnie dzieci nie będzie i w pewnym.momencie po prostu musiałam stanąć sama przed tym faktem i jakoś go przyjąć do swojego zycia. Tak, chciałabym dzieci, ale jeżeli nie będzie, to nie będzie to dla mnie tragedia.

Priorytety można zmieniać. Można pracować nad ich zmianą. Zmieniać poglądy, przekonania, siebie.

To całkiem inna rzecz. Gdy dajmy na to ktoś  (już drastycznie niech bedzie), ma usunięte jajniki.  Wiadomo, że nie będzie mieć dzieci.  Logiczne. Naturalnie, że będzie rozpaczal,  ale fizycznie nie będzie możliwe macierzyństwo,  więc ludzki umysł powoli, ale to sobie przyswoi. A np Umajona, tak naprawdę nie wie, czy będzie w związku.  Może tak, może nie.  Drogi ma dwie, więc po co ma się pogodzić z tym, że nigdy nie będzie w związku,  jak może będzie?
W pierwszym przypadku  gdy z powodow fizycznych posiadanie dzieci jest nie możliwe,  korzystne jest pogodzenie się z tym. Ale w przypadku jak nie wiadomo?To tak, jakby całkiem zdrowa 30 letnia kobieta,miała się pogodzić,  że nigdy nie będzie miała dzieci, bez sensu, bo to nie wiadomo.

U mnie to jest dokładnie tak. Mam 28 lat i nie wiadomi czy będę mogła mieć dzieci. Mam duże wahania hormonów i ciężko jest je ustabilizować. Jest taka możliwość, że zbyt długi czas z wysokimi poziomami sprawił, że nie zajdę w ciążę. Sprawa jest nie do sprawdzenia tak naprawdę. Przynajmniej dopóki nie zacznę się starać o dziecko. Niemniej byłam w sytuacji, w której lekarz powiedział, ze prawdopodobnie to się nie uda.
Więc można powiedzieć, że jednak jest to analogiczna sytuacja do osoby, która jakieś szanse na związek ciągle ma, ale do tej pory się nie udawało.

Ja poświęciłam czas na przemyślenie mojej postawy na wypadek obu scenariuszy. Jednego, w którym się uda i jednego, w którym się nie uda. Pomyślałam, co będę robić w życiu w kazdym z nich i jakie rzeczy będą dla mnie priorytetami.

Zadziwiająco dla mnie, ten scenariusz z brakiem dzieci jest dla mnie nawet bardziej atrakcyjny, chociaż po ślubie przestaniemy się zabezpieczać i zobaczymy jak będzie.

3,678

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Wiesz rossanko, warto pogodzić się z tym, co od nas nie zależy.
Jak ktoś jest bezpłodny to powinien po prostu w pewnym momencie zaakceptować ten fakt zamiast całe życie płakać, że nie może mieć dzieci.
Ja akurat jestem w sytuacji, w której prawdopodobnie dzieci nie będzie i w pewnym.momencie po prostu musiałam stanąć sama przed tym faktem i jakoś go przyjąć do swojego zycia. Tak, chciałabym dzieci, ale jeżeli nie będzie, to nie będzie to dla mnie tragedia.

Priorytety można zmieniać. Można pracować nad ich zmianą. Zmieniać poglądy, przekonania, siebie.

To całkiem inna rzecz. Gdy dajmy na to ktoś  (już drastycznie niech bedzie), ma usunięte jajniki.  Wiadomo, że nie będzie mieć dzieci.  Logiczne. Naturalnie, że będzie rozpaczal,  ale fizycznie nie będzie możliwe macierzyństwo,  więc ludzki umysł powoli, ale to sobie przyswoi. A np Umajona, tak naprawdę nie wie, czy będzie w związku.  Może tak, może nie.  Drogi ma dwie, więc po co ma się pogodzić z tym, że nigdy nie będzie w związku,  jak może będzie?
W pierwszym przypadku  gdy z powodow fizycznych posiadanie dzieci jest nie możliwe,  korzystne jest pogodzenie się z tym. Ale w przypadku jak nie wiadomo?To tak, jakby całkiem zdrowa 30 letnia kobieta,miała się pogodzić,  że nigdy nie będzie miała dzieci, bez sensu, bo to nie wiadomo.

U mnie to jest dokładnie tak. Mam 28 lat i nie wiadomi czy będę mogła mieć dzieci. Mam duże wahania hormonów i ciężko jest je ustabilizować. Jest taka możliwość, że zbyt długi czas z wysokimi poziomami sprawił, że nie zajdę w ciążę. Sprawa jest nie do sprawdzenia tak naprawdę. Przynajmniej dopóki nie zacznę się starać o dziecko. Niemniej byłam w sytuacji, w której lekarz powiedział, ze prawdopodobnie to się nie uda.
Więc można powiedzieć, że jednak jest to analogiczna sytuacja do osoby, która jakieś szanse na związek ciągle ma, ale do tej pory się nie udawało.

Ja poświęciłam czas na przemyślenie mojej postawy na wypadek obu scenariuszy. Jednego, w którym się uda i jednego, w którym się nie uda. Pomyślałam, co będę robić w życiu w kazdym z nich i jakie rzeczy będą dla mnie priorytetami.

Zadziwiająco dla mnie, ten scenariusz z brakiem dzieci jest dla mnie nawet bardziej atrakcyjny, chociaż po ślubie przestaniemy się zabezpieczać i zobaczymy jak będzie.

Czyli jeszcze wszystko może się zdarzyć.  A medycyna idzie do przodu. Jak nie teraz,  to może za 5 lat się uda, albo ciut wiecej? Masz 28 lat i stałego partnera,  nauka stale się rozwija, kto wie co będzie za parę lat. Co innego jakbyś na przykład miała teraz 45 lat, problemy hormonalne i na dodatek brak partnera, wtedy powiedzialabym, że faktycznie kanał. Ale tak, to jakkolwiek masz trudna sytuację,  powiedziałabym jednak, że nie jest jeszcze najgorsza.

3,679

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

A może to tak, że jakbyś spotkał odpowiednią osobę,  to nie chciałbyś jedzie dłużej na tym rowerze. Ona nie suszylaby Ci głowy o rower i nie czekała z pretensjami.

No właśnie ;p
Bagiennik, żadna z nas nie marzy o niewolnictwie, tylko o normalnej zdrowej relacji z drugą osobą. A podobno takie istnieją i są możliwe...

Loka, nie powiem Ci, że znam ileś dziewczyn, które są szczęśliwe bez macierzyństwa. Co więcej, sama póki co nie mam jeszcze instynktu macierzyńskiego, a mimo to nie powiem Ci, że po co Ci dziecko i że Twoje marzenia to przesada. Nie powiem Ci, że bez dziecka możesz się rozwijać, realizować, masz więcej czasu dla siebie, mniej problemów i obowiązków, no i nikt Ci nie płacze po nocach. Nie powiem Ci, że zdrowe emocjonalnie osoby są tak szczęśliwe same ze sobą, że nawet przez myśl im nie przechodzi, że fajnie byłoby być mamą, mieć dziecko...
Mam nadzieję i życzę Ci, że Twoje marzenie się spełni smile A jeśli nie, to że mimo to będziesz umiała być szczęśliwa.

3,680

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ale Umajona, ja to wszystko wiem bo ja jestem pogodzona z tym i jezeli nie będę mieć dzieci to nie będzie to dla mnie koniec świata.

Tak samo mogę urodzić dziecko mając 40 lat i tak samo 50latka moze poznać partnera na życie.

Mój wujek jest w związku z kobietą, która była sama ponad 40 lat. Są szczęśliwi.

Ja nie mówię o tym, żeby sobie twraz wmawiać jakieś rzeczy rylko postawić się w sytuacji, ze ok, nie było faceta przez 30-40 lat (bo sorry, ale dla mnie przed 30tką czy przed 25tką to się guzik wie i ma się ogromne szanse) są duze szanse, ze realnie już go nie będzie, co ja mogę zrobić, żeby czuć się w tej sytuacji dobrze.

3,681

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Ale Umajona, ja to wszystko wiem bo ja jestem pogodzona z tym i jezeli nie będę mieć dzieci to nie będzie to dla mnie koniec świata.

Tak samo mogę urodzić dziecko mając 40 lat i tak samo 50latka moze poznać partnera na życie.

Mój wujek jest w związku z kobietą, która była sama ponad 40 lat. Są szczęśliwi.

Ja nie mówię o tym, żeby sobie twraz wmawiać jakieś rzeczy rylko postawić się w sytuacji, ze ok, nie było faceta przez 30-40 lat (bo sorry, ale dla mnie przed 30tką czy przed 25tką to się guzik wie i ma się ogromne szanse) są duze szanse, ze realnie już go nie będzie, co ja mogę zrobić, żeby czuć się w tej sytuacji dobrze.

Moim zdaniem nic nie można zrobić,  bo w życiu są różne jakby obszary. No obszar pracy, obszar macierzyństwa,  obszar zwiazkowy, obszar pieniężny,  obszar koleżeński. Żaden z nich nie zastąpi innego. Masz kiepska pracę to nA nią nie wpłynie fakt, że masz super koleżanki.  Nie masz dzieci,  obszar pieniężny nie zastąpi ci ich. Jesteś w super związku,  ale mało zarabiasz-związek nie ma na to wpływu.  Jedynie co można zrobić,  to przyjąć,  że jest jak jest, że np nie ma się tych dzieci . A co przyszłość pokaże to już jedną wielką niewiadoma, korony  też nikt nie przewidział.

3,682 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-07 16:28:36)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

A może to tak, że jakbyś spotkał odpowiednią osobę,  to nie chciałbyś jedzie dłużej na tym rowerze. Ona nie suszylaby Ci głowy o rower i nie czekała z pretensjami.

Cały szkopuł w tym, że nie mam takich przemyśleń i nie zaprzątam sobie tym głowy. Ludzi nie unikam, zatem znajomości nawiązuję, ale pozostaje szczęśliwy i usatysfakcjonowany, kiedy te znajomości pozostają na stopie przyjacielsko/koleżeńskiej. Nie myślę, co by było gdyby i co by się zmieniło. Tak samo jak nie zastanawiam się jak to jest "fajnie" kogoś mieć, żyję sobie swoim życiem a na głowie mam inne problemy.

3,683

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:
rossanka napisał/a:

A może to tak, że jakbyś spotkał odpowiednią osobę,  to nie chciałbyś jedzie dłużej na tym rowerze. Ona nie suszylaby Ci głowy o rower i nie czekała z pretensjami.

Cały szkopuł w tym, że nie mam takich przemyśleń i nie zaprzątam sobie tym głowy. Ludzi nie unikam, zatem znajomości nawiązuję, ale pozostaje szczęśliwy i usatysfakcjonowany, kiedy te znajomości pozostają na stopie przyjacielsko/koleżeńskiej. Nie myślę, co by było gdyby i co by się zmieniło. Tak samo jak nie zastanawiam się jak to jest "fajnie" kogoś mieć, żyję sobie swoim życiem a na głowie mam inne problemy.

Zawsze  tak miałeś,  czy się sparzyles  w przeszłości na relacji?

3,684

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Może dla niektórych pewne sfery życia pozostaną niezastąpione, ale pytanie czy dana osoba dostrzega w sobie potrzebę realizacji którejś ze sfer. To jest dla mnie kluczowa sprawa. Jeśli zatem ktoś uzna, że nie potrzebuje się realizować w jakiejś sferze życia, skupia się na innych. Ot cała filozofia..

EDIT: Już od dłuższego czasu mam takie poczucie, może nie od samego początku, ale ładnych parę lat będzie. Znalazłem sens życia w czymś innym i to mnie całkowicie pochłania. Nie mówię, że jestem tak zarobiony i zajęty, żeby nie mieć czasu na nawiązywanie znajomości, ale staram się nie nawiązywać bliższych relacji, żeby się nie angażować w nic poważnego. Nie chcę mieć poczucia, że żyję dla kogoś, poprzez dzielenie swojego życia z kimś.

3,685

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Niekoniecznie. Bo jeden obszar może być większy od innego. To jest kwestia pracowania nad swoimi przekonaniami.

Poza tym to my kreujemy nasze życie. Jak nie podoba mi się coś to to coś zmieniam. Większość rzeczy jesteśmy w stanie zmienić.

3,686

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Niekoniecznie. Bo jeden obszar może być większy od innego. To jest kwestia pracowania nad swoimi przekonaniami.

Poza tym to my kreujemy nasze życie. Jak nie podoba mi się coś to to coś zmieniam. Większość rzeczy jesteśmy w stanie zmienić.

Otóż właśnie to smile Jeden obszar może urosnąć stosunkowo dużo, i przysłonić niejako inne. Tych rosnących może być więcej a nie mających znaczenia choćby tylko jeden. Tak właśnie u mnie jest, przynajmniej widzę to w taki sposób. No, powiedzmy, że w niektórych kwestiach materialnych też nie mam wielkich potrzeb.

3,687

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Może dla niektórych pewne sfery życia pozostaną niezastąpione, ale pytanie czy dana osoba dostrzega w sobie potrzebę realizacji którejś ze sfer. To jest dla mnie kluczowa sprawa. Jeśli zatem ktoś uzna, że nie potrzebuje się realizować w jakiejś sferze życia, skupia się na innych. Ot cała filozofia..

EDIT: Już od dłuższego czasu mam takie poczucie, może nie od samego początku, ale ładnych parę lat będzie. Znalazłem sens życia w czymś innym i to mnie całkowicie pochłania. Nie mówię, że jestem tak zarobiony i zajęty, żeby nie mieć czasu na nawiązywanie znajomości, ale staram się nie nawiązywać bliższych relacji, żeby się nie angażować w nic poważnego. Nie chcę mieć poczucia, że żyję dla kogoś, poprzez dzielenie swojego życia z kimś.

Jak się człowiek parę razy sparzy, to się trochę zahartuje.  Trochę głupio rezygnować po jednym razie.
Loka- na pracę,  czy swój wygląd,  czy hobby masz wpływ ale na relacje nie zawsze.  Np mój ex zwiazek,  mogłam na rzęsach stawać,  a uslyszalam  sajonara,  więc tak zupełnie wszystko od nas nie zależy.

3,688

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie przejmuj sie, masz swoje mieszkanie ? To sie ciesz bo ja mam troche mniej lat a nie mam kompletnie nic w zyciu jedynie nieszczescie o zwiazku juz nie marze nawet

3,689

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hmm, ciężko się jednak dogadać w tych kwestiach osobom mającym tak odmienne podejście smile W takim razie spróbuję po raz ostatni: to nie kwestia odporności na ciosy, spowodowane niepowodzeniami w związkach czy odpuszczania lub nadziei na zmianę. To kwestia świadomego wyboru i rezygnacji, odstawienia czegoś na bok , przedłożenia jednych spraw nad inne. Dochodzisz do wniosku, że nie będziesz przez coś przechodzić i się pakować w relację, nie dlatego, że boisz się odrzucenia czy bliskości, tylko NIE ODCZUWASZ potrzeb, jakie zazwyczaj ludziom daje związek. Ktoś może powiedzieć, że to lęk, ale wolałbym określenie "niechęć" czy "zdegustowanie" do pewnych kwestii związanych z bliskimi relacjami. To coś na zasadzie unikania nieprzyjemnych rzeczy: jeśli za czymś nie przepadasz, starasz się trzymać od tego z daleka. Pewnie gdybym odczuwał takie potrzeby, jak wiele osób tutaj, to pisałbym podobnie i szukałbym rozwiązania.

3,690

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No tak, bo związek i dzieci to są kwestie, w których jesteśmy częściowo zależni od drugiej osoby.

Ale i tak uważam, że jak ktoś się zaprze to w końcu znajdzie. Pytanie tylko czy jest potrzeba wpadać w aż taką desperację. Tylko wtedy się poświęca na to dużo czasu, spotyka z dużą ilością facetów i próbuje coś budować. I wtedy też człowiek zaczyna godzić się na kompromisy. Zamiast wysokiego blondyna bierze się rudego średniego wzrostu itd. No ale znowu, pytanie czy jest to aż taka potrzeba.

3,691

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

No tak, bo związek i dzieci to są kwestie, w których jesteśmy częściowo zależni od drugiej osoby.

Ale i tak uważam, że jak ktoś się zaprze to w końcu znajdzie. Pytanie tylko czy jest potrzeba wpadać w aż taką desperację. Tylko wtedy się poświęca na to dużo czasu, spotyka z dużą ilością facetów i próbuje coś budować. I wtedy też człowiek zaczyna godzić się na kompromisy. Zamiast wysokiego blondyna bierze się rudego średniego wzrostu itd. No ale znowu, pytanie czy jest to aż taka potrzeba.

Tylko to też zależy od ludzi. Nawet desperat może wybrzydzać wbrew pozorom. Jeden będzie chciał być tak bardzo w związku, że weźmie rudego średniego i będzie miał gdzieś, że nic nie czuje, bo będzie liczył się związek, ale są też tacy, którzy poniżej wymarzonego wysokiego blondyna nie zejdą i będą woleli być sami niz z kimś, kto im się nie podoba, ale dalej będą zdesperowani

3,692

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ten pierwszy będzie się czuł nieszczęśliwy a ten drugi w sumie też, bo będzie wiecznie szukał i szukał a wcale prędko nie znajdzie swojego wymarzonego..

3,693

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Ten pierwszy będzie się czuł nieszczęśliwy a ten drugi w sumie też, bo będzie wiecznie szukał i szukał a wcale prędko nie znajdzie swojego wymarzonego..

Dokładnie. Nie ma dobrego wyjścia z sytuacji.
W pierwszym przypadku osoba, na której nam nie zależy będzie nas tylko wkurzać, więc już pomijam, że ranimy i oszukujemy tą osobę, to wykańczamy siebie samego przy okazji.
A drugi będzie chodził sfrustrowany. Będzie obniżał powoli próg, ale mam teorię, że jak ktoś ma mieć pecha w miłości to będzie miał i choćby się bardzo starał to raczej nie wyjdzie

3,694

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Po pewnych swoich doświadczeniach stanowczo wolę być sama niż z kimś, kogo miłości nie potrafię odwzajemnić. Kogo nie kocham, a jedynie może mam nadzieję pokochać. Albo komu wystarcza, że jestem, że on kocha "za dwoje".

3,695

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Po pewnych swoich doświadczeniach stanowczo wolę być sama niż z kimś, kogo miłości nie potrafię odwzajemnić. Kogo nie kocham, a jedynie może mam nadzieję pokochać. Albo komu wystarcza, że jestem, że on kocha "za dwoje".

A to ja od zawsze wolałam być sama, niż z kimś, na kim mi nie zależy.
Zresztą moim marzeniem nie jest status związku czy druga osoba obok do pary, tylko odwzajemnione zakochanie smile A potem może coś więcej... Narazie o tym "więcej" nie myślę.

3,696

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cos co ja nazywam 'romansem' to sa calkiem dobre rozwiazania tez. Jednak nie jezeli ktos marzy o zwiazku z wielka miloscia i tylko o tym.
Chociaz moze tez, ja to widze jako dobre rozwiazanie bo mam charakter odpowieni do tego. Moja prababcia mowila 'do tego to trzeba miec charakter i podejscie'.

3,697

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Po pewnych swoich doświadczeniach stanowczo wolę być sama niż z kimś, kogo miłości nie potrafię odwzajemnić. Kogo nie kocham, a jedynie może mam nadzieję pokochać. Albo komu wystarcza, że jestem, że on kocha "za dwoje".

A to ja od zawsze wolałam być sama, niż z kimś, na kim mi nie zależy.
Zresztą moim marzeniem nie jest status związku czy druga osoba obok do pary, tylko odwzajemnione zakochanie smile A potem może coś więcej... Narazie o tym "więcej" nie myślę.

Dokładnie. Niektórzy (znam takich osobiście) wiążą się z kimś, tylko dla "szpanu" posiadania statusu w związku, albo po prostu nie potrafią żyć samemu.
A przecież męczymy tylko siebie i ranimy i oszukujemy drugą osobę.
Odwzajemniona miłość natomiast na pewno jest niesamowita big_smile

3,698

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To nie jest tak, że jeśli kogoś nie kocham, to mi nie zależy. To po prostu nie jest zdrowa miłość. Czasami to np. rozpaczliwy głód miłości. Czasami myli się miłość z czymś zupełnie innym.
Nie chciałabym drugi raz tak się pomylić, bo to owocuje cierpieniem i dramatem wszystkich uczestników.
Teraz też zbieram siły, by ostatecznie zakończyć coś, co chociaż całkiem było fajne (nawet bardzo), okazało się niezdrowe.

Ach, jakby to fajnie było nie mylić się i nie błądzić!

3,699

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Romans? Byłam przeciwniczką, ale dziś chyba już tak radykalna nie jestem.
Na pewno jednak jestem za obopólną uczciwością i niekrzywdzeniem innych.
Może wdałabym się w romans (może!), ale bez zwodzenia, że to wielka miłość i bez żadnych stałych partnerów w tle.
Ponieważ jednak marzy mi się coś na dłuższy dystans, romansu z premedytacją wolę unikać.

3,700

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Często właśnie ludzie mylą miłość z zakochaniem czy zauroczeniem i przez to pakują się w kłopoty..

3,701

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Często właśnie ludzie mylą miłość z zakochaniem czy zauroczeniem i przez to pakują się w kłopoty..

Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jak można tego nie rozróżnić, ale fakt, to chyba trzeba się wiele razy zauroczyć albo zakochać, chociaż wydaje mi się, że nie jest to trudne do rozróżnienia

3,702

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Często właśnie ludzie mylą miłość z zakochaniem czy zauroczeniem i przez to pakują się w kłopoty..

Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jak można tego nie rozróżnić, ale fakt, to chyba trzeba się wiele razy zauroczyć albo zakochać, chociaż wydaje mi się, że nie jest to trudne do rozróżnienia

Jest to związane z czasem trwania związku. Gdy mijają lata a Ty dalej kupujesz bez okazji tej drugiej osobie prezent i przynosisz sniadanie do łóżka, gdy po 10 latach razem dalej cieszysz sie gdy ja widzisz - to jest miłość. Zakochanie trwa tylko 1-2 lata - góra.

3,703

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Kiedyś usłyszałam zdanie że miłość to akt woli, pewna decyzja. Same uczucia są zmienne, więc nie wystarczą.

3,704

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Będzie nieromantycznie.....
Miłosc to przejecie cudzych obowiązkow np. wsadzenie brudnych garów do zmywsrki czy umycie kibla gdy ukochany/a zle sie czuje, zakochanie to wysłanie mms z serduszkiem.

3,705

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jest to pewne uogólnienie ale zgadzam się z tym. dopiero w trudnych albo po prostu zwykłych "nudnych" momentacH okazuje się co warte jest uczucie.

Posty [ 3,641 do 3,705 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 55 56 57 58 59 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024