bagienni_k napisał/a:Ok, skoro masz takie preferencje, to może warto się rozglądnąć wśród siatkarzy czy koszykarzy, bo jednak dla Ciebie dobry facet to pewnie tak koło 190 cm, a tam odsetek takich facetów jest spory. Idąc ulicą to raczej jest ich mało. Co do postury to akurat się nie dziwię, bo czasami jak widzę facetów w moim wieku albo młodszych, to wyglądają jak tyczki, które boją się wyjść na zewnątrz przy wietrznej pogodzie.
Wiesz, ja w swojej wypowiedzi zaznaczyłam, że na wzrost nie mamy wpływu, więc nie mogę się o to czepiać, wysoki jest spoko, ale sama osobiście się zakochałam w chłopaku, który miał taki sam wzrost co ja- 169 cm, więc nie ma reguły (przynajmniej u mnie), ale nie był chudy, był bardzo proporcjonalny. Nie bałam się, że jak wyjdzie w wietrzny dzień to go zdmuchnie haha
A 173 cm to wcale nie jest mało. Średnio wzrostu u kobiet to 162 cm (jeśli dobrze pamiętam), więc nie masz na co narzekać 
Byle tylko być zadbanym, nie mieć nóg z galarety (żeby nie było- u dziewczyn też tego nie lubię) i będzie super 
bagienni_k napisał/a:Co do młodzieńczej miłości, to akurat w tym zaślepieniu i beztrosce widzę coś, co mnie zniesmacza, ale to raczej kwestia mojego wieku, choć raczej też nie mam za sobą czegoś takiego. W ogóle nie nazwałbym tego miłością, tylko młodzieńczym zadurzeniem, gdzie istotą takiej relacji jest wspólne przeżywanie jedynie pozytywnych i szczęśliwych chwil. Jeśli to przetrwa dłużej i rozwinie się w coś poważnego, to już bym powiedział, że to "normalne" uczucie.
Nie no rozumiem i w sumie to się zgodzę. Nie można nazwać tego wielką miłością, ale to pierwsza miłość, której się nigdy nie zapomni, pierwszy pocałunek, pierwszy seks...co innego, gdy przeżywasz to mając 17-19 lat, a inaczej to przeżywasz mając lat 25. Ja mam lat ile mam i wolałabym patrzeć z zaślepieniem w tą pierwszą miłość w wieku lat nastu niż teraz uczyć się wszystkiego od początku
Znerx napisał/a:Przypadkiem nie zazdrościsz młodym? W końcu Ty nie masz, i nie będziesz miał, takich doświadczeń?
Wiem, że nie do mnie pytanie, ale bardzo mnie kusi. Ja np. zazdroszczę. Całe liceum to była dla mnie nauka i nauka. Nie było żadnej pierwszej miłości i bardzo zazdroszczę licealistom, że coś takiego przeżyli. To jest jakieś doświadczenie w życiu, potem inaczej wchodzisz w świat dorosły. Uczysz się relacji jako młodsza osoba, uczysz się okazywać uczucia. To jest na prawdę cenne doświadczenie. Ja w wieku lat 17-18 byłam gotowa na pierwszy poważniejszy związek, ale nie miałam szczęścia w miłości. Teraz mam 23 lata i jestem już bardziej zamknięta na te sprawy. Nawet nie bardzo lubię, gdy mnie ktoś dotyka. Nie umiem flirtować, nie całowałam się nigdy, o seksie nie wspomnę (chociaż wielu kolesi chciało mnie przelecieć, ale nie byłam zainteresowana nigdy jednorazowymi numerkami). Jestem przez to bardziej zamknięta na ludzi. Niestety tak jest, że im jesteśmy młodsi tym lepiej nam do głowy wchodzą pewne rzeczy- tak mówił mój profesor od fizjologii na uczelni. I to prawda. Jak zaczniesz się uczyć angielskiego w szkole to pójdzie łatwiej, jak masz 40 lat to zdecydowanie gorzej. Co prawda ja nadal jestem młoda i niby mam czas, ale czas leci prędko, a ja od tylu lat liczę, że w końcu kogoś znajdę i z roku na rok jest coraz gorzej. Ja nie mówię, że chcę mieć męża i dzieci od razu. Nie. Chcę mieć tylko chłopka, nawet, gdybym miała się z nim potem rozstać. To też doświadczenie, przeżycie, wspomnienia
Optimal96 napisał/a:Nie ma sensu się wiązać z kimś, kto nam się nie podoba. Skrajności są złe. Zarówno posiadanie ekstremalnie niskiej wagi, jak i bycie otyłym w naturalny sposób nas odrzuca i nie widzę powodu dla którego ktokolwiek miałby brać to co się w życiu przytrafi.
Dokładnie. To już podchodzi nawet pod desperację. Poza tym nawet gdy kogoś kochamy istnieje jakaś szansa, że ktoś inny wpadnie nam w oko, a jak ktoś nam się zupełnie nie podoba, a my się z tą osobą zwiążemy to tak na prawdę jest nawet brak szacunku do tej osoby
Optimal96 napisał/a:Co do znaczenia wzrostu to bym nie przesadzał ale prawda jest taka, że kobiety chciałby mieć partnera przynajmniej w gracach 10 cm wyższego do siebie. Przy wzroście od 175cm w górę może być ciężko ale też nie ma zbyt wielu tak wysokich kobiet.
Ja wyznaję zasadę, że ktoś ma być nie niższy ode mnie i już będzie dobrze, chociaż fakt, że najbardziej komfortowo się czuję przy wyższych chłopakach, ale jak to mówią miłość jest ślepa, rok temu dałabym się pokroić za chłopaka mojego, niezbyt wysokiego wzrostu, a na chłopaku bardzo mi zależało, także to, co dziewczyny mówią, że lubią, a to, w kim się zakochają to też co innego.
I to prawda. Nie ma aż tylu bardzo wysokich kobiet
Gdzieś czytałam, że średni wzrost wśród kobiet to 162 cm. Ja mam 169 i dla mnie chłopak 170 jest przeciętny, ale mam sporo koleżanek 155 cm, więc dla nich taki 170 będzie ideałem, więc pojęcie "zbyt niski" czy "zbyt wysoki" to tylko kwestia perspektywy. Ja najbardziej komfortowo się czuję przy facetach około 182-185 cm, ale to nie znaczy, że takich mających 5cm mniej skreślam. A przy takich powyżej 190 czuję się już dziwnie, ale to też nie znaczy, że ich skreślam. Jak na kimś nam zależy to wzrost nie jest najważniejszy, przynajmniej dla mnie, bo do budowy ciała nie mogę się przyzwyczaić, bo ja jako dziewczyna jestem szczupła, ale mam kobiece kształty i średnio mi się podobają faceci, którzy wyglądają jak patyczaki, ale to tylko mój gust. Wiele koleżanek ma takich chłopaków i nie narzekają
Optimal96 napisał/a:Tutaj niby można nad tym pracować ale dużą rolę odgrywają uwarunkowania genetyczne. Niektórzy mają predyspozycje do budowy masy mięśniowej, inni musieliby włożyć w to o wiele więcej wysiłku. Miałem 2 kolegów pod koniec liceum, właśnie takich wysokich patyczaków, którzy postanowili, że będą chodzić na siłownie i chcą "zrobić masę". Po kilku miesiącach się zniechęcili i im przeszło, bo oczekiwali od razu mega efektów
To się nazywa ektomorficzna budowa ciała. Ektomorficy mogą dużo jeść, dużo ćwiczyć, a i tak będą jak patyki. Mezomorficy mają rozbudowaną tkankę mięśniową. Endomorficy mają więcej tłuszczyku. Jednak to nie jest powiedziane, że się nie da. Trzeba włożyć więcej wysiłku, ale no to trzeba chcieć. Ja jestem endomorfikiem, ale całe życie byłam aktywna fizycznie, więc udało mi się zbudować mięśnie, dlatego jestem trochę krytyczna na tym punkcie, bo wiem, że jest to możliwe, tylko trzeba chcieć
Optimal96 napisał/a:Co z tego, że jestem dosyć duży i dobrze zbudowany jak ciągle się doszukuje mankamentów w proporcjach i jednak chciałbym ważyć kilka kg mniej. Psychika może wszystko odwrócić do góry nogami i w ten sposób nigdy nie będziemy zadowoleni z swojego wyglądu, czy budowy ciała.
No tak, tacy ludzie też są. Co prawda nie znam zbyt wielu takich facetów, ale mam wiele bardzo ładnych koleżanek, które nie wierzą w to, że są ładne, mimo że są piękniejsze niż niektóre miss świata. A one w to nie wierzą.
Optimal96 napisał/a:Z wiekiem traci się spontaniczność i pojawia się kalkulacja, odpowiedzialność, spokojne przemyślenia i ogólnie zwraca się uwagę przyszłość. W wieku kilkunastu lat mało kto się tym przejmuje. Nie mówię, że nigdy się nie zakocham ale też mówienie sobie co roku, że kiedyś się trafi jest bez sensu. Po prostu jest duże prawdopodobieństwo, że za 5 lat będę w tym samym miejscu. Nie ma we mnie zbyt wiele optymizmu ale po prostu nigdy nie miałem styczności z odwzajemnioną miłością.
No i właśnie o tym pisałam wyżej- że miłość np. w liceum jest ciekawa, bo człowiek nie jest już ani małym dzieckiem, więc na coś więcej może sobie pozwolić, ale nie jest też dorosłym, który się musi martwić o obowiązki. Dlatego wydaje mi się, że miłość w tym okresie jest inna, specyficzna. Ludzie nie muszą się martwić, czy zaliczą sesję, czy nie zawalą pracy (kartkówki i sprawdziany to jednak nie to samo), są wakacje i beztroski czas tylko dla siebie tak na prawdę, gdy jeszcze nie znamy życia dorosłego. Byłam młodsza- tak w podstawówce, potem w gimnazjum i liczyłam, że w liceum kogoś sobie znajdę i marzyłam właśnie o tej pierwszej miłości. Nawet pisałam o niej w pamiętnikach. Bardzo mnie bolało, gdy liceum przeminęło, ja tylko z nosem w książkach i nic więcej. Potem, miałam 20 lat to poszłam na studia, na 1 roku poznałam wielu chłopaków, ale to nie to samo, z żadnym nie wyszło. Potem znowu długo nic. Teraz mam lat ile mam i czuję lekką blokadę, jeśli chodzi o relacje z ludźmi.
To prawda, mówienie, że za rok może będzie lepiej nie jest super rozwiązaniem, chociaż mnie osobiście pomaga przetrwać trudny czas. Powtarzam sobie, że gdzieś tam może jest ta osoba, ale biorę pod uwagę też to, że mogę być sama. Dzięki temu jeszcze nie oszalałam albo nie jestem zdesperowana jak niektórzy ludzie w moim otoczeniu
Bardzo mi przykro
Też miałam zawsze tak, że ja się komuś podobałam, to ktoś nie podobał się mi, albo mi się ktoś spodobał, ale albo zajęty albo niezainteresowany. Dlatego zastanawiam się czasem jak to jest, że ludzie z taką łatwością wskakują w związki. Jeden skończyli i już są w następnym. Dla mnie to takie dziwne i niecodzienne, bo ja nawet w jeden nie mogę wejść. A powiedzenie "Nie ten to inny" aż mnie zadziwia, bo ja wiem, że jak nie ten to innego może przez długi czas nie być