pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 52 53 54 55 56 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3,446 do 3,510 z 8,335 ]

3,446

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
przyczajony_ napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Nic nie sprawia Ci radości czy satysfakcji w życiu, oprócz kontaktu z drugim człowiekiem?

Zdrowa i stała relacja przynajmniej z jedną osobą (to może być przyjaciel/przyjaciółka), sprawia że "wychodzę na świat", wracam do "normalności" i zaczynam żyć swoim życiem, realizować swoje cele itp. Czy druga osoba czuje się przez to osaczona? Cóż byłoby mi bardzo przykro gdyby tak się działo. Czy pragnienie napisania do kogoś bliskiego (jednej osoby) średnio 2 sms-ów dziennie typu "jak Ci mija dzień?", "jak się dziś czujesz?" itp., jest osaczaniem tej osoby?

Szczerze? Dla mnie tak. Gdyby moja przyjaciółka pisała do mnie 2x dziennie z pytaniem jak mija mi dzień, to po kilku tygodniach zaczęłabym ją ignorować, bo by mnie męczyła. A miałam ludzi, którzy tak się zachowywali.

Mam paczkę przyjaciół ze studiów. Mam przyjaciół, z którymi znam się po 10 lat. Czasami nie rozmawiamy ze sobą przez 3-4 miesiące, a potem rozmawiamy intensywniej przez 2 dni. I nie czuć tutaj absolutnie tej nieobecności. Po prostu każdy z nas ma własne życie i tym życiem się zajmuje. Wiadomo,że gdyby potrzebna była pomoc, to zawsze mogłabym do nich napisać. Ale nie muszę pisać codziennie z pytaniem, jak mija im dzień.

Może to jest ten problem, który masz i Ty i Rin. Że chcecie takiego codziennego kontaktu, tymczasem dobrze zbudowana przyjaźń wcale czegoś takiego nie potrzebuje do dobrego działania.

Zobacz podobne tematy :

3,447

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MagdaLena1111 napisał/a:

Ostatecznie, to można sobie wybrać dowolny fragment dowolnej wypowiedzi i zamiast odniesienia do istotnych treci, koncentrować się na wyrwanych z kontekstu fragmentach, bez podjęcia wysiłku zrozumienia partnera w dyskusji. Robisz to notorycznie.

Dokładnie w taki sam sposób odbieram Ciebie.

MagdaLena1111 napisał/a:

Wymieniamy z Loką posty o nauce w związku, co jest wg nas istotne, jak to przebiega, jaką wnosi to wartość w życie i kolejne związki, komu jest w tym łatwiej i od czego to może zależeć i Twój komentarz do tej wymiany: „ Wchodzenia w relacje po to, żeby się czegoś uczyć na tej drugiej osobie, nie popieram”. No ręce opadają. Może warto dopytać, jeśli czegoś nie zrozumiałaś? Brzydka sugestia poza tym w tym była, nie sądzisz?

Warto byłoby nie czepiać się jednego zdania przez całą kilkudniową dyskusję, tylko zauważyć też to, co pisałam później, np:

"ktoś wcześniej pisał, że bycie w związku to umiejętność, której trzeba się nauczyć. Zgodzę się z tym, że jak się jest z kimś, to będąc razem się siebie nawzajem uczy. Ale że niemożliwe jest być z kimś, jeśli się tego nie nauczyło i przez to trzeba wcześniej się na kimś innym uczyć? Może źle zrozumiałam myśl autorki"

LadyLoka napisał/a:

Mam paczkę przyjaciół ze studiów. Mam przyjaciół, z którymi znam się po 10 lat. Czasami nie rozmawiamy ze sobą przez 3-4 miesiące, a potem rozmawiamy intensywniej przez 2 dni. I nie czuć tutaj absolutnie tej nieobecności. Po prostu każdy z nas ma własne życie i tym życiem się zajmuje. Wiadomo,że gdyby potrzebna była pomoc, to zawsze mogłabym do nich napisać. Ale nie muszę pisać codziennie z pytaniem, jak mija im dzień.

U mnie też tak to wygląda wink

3,448

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

przyczajony Nie wiem, co Ci się przydarzyło w życiu. Może rzeczywiście świat Ci się przewartościował i potrzebujesz usilnie prawie na każdym kroku kogoś, kto pomoże Ci się zmierzyć z własnymi słabościami, czy zwyczajnie nada życiu sens. Chociaż powinienem powiedzieć, że nadawanie sensu mojemu życiu przez kogoś innego jest zjawiskiem niepokojącym czy wręcz niebezpiecznym. Jak wspomniałeś, jesteś nastawiony niejako na dawanie, ofiarowywanie komuś swojego czasu, towarzystwa, spełnianiu czyichś  oczekiwań i przyjemności: tylko co mas za to w zamian? Jeśli potrzeba Ci do szczęścia tylko tej ofiarności czy może raczej potrzebie uszczęśliwiania kogoś na siłę, bardzo łatwo możesz wpaść na kogoś, kto będzie w stanie perfidnie to wykorzystać, żerując na Twojej naiwności. Ktoś taki będzie wiedział, że nie trzeba się starać ani robić nic, żeby zjednać sobie Twoją uwagę. Przykładowo, będziesz na czyjeś każde zawołanie, za każdym razem się z tą osobą zgadzając, pokażesz jej, że jesteś słaby i łatwo Tobą manipulować. Nie będziesz szanowany, jako partner, który ma swoje zdanie, ale jako potulny chłopiec na posyłki, który będzie potrafił się poniżyć, byle tylko zatrzymać przy sobie kogoś.
Wygląda to niestety tak, jakbyś koniecznie potrzebował drugiej osoby, jako tego kopa czy bodźca, wyzwalającego u Ciebie chęć do życia czy ochotę do podejmowania wszelkiej aktywności i realizacji celów. Szkopuł właśnie w tym, że nikt nie powinien Ciebie do niczego motywować, tylko powinieneś robić to sam dla siebie, bo sam masz swoje życie w garści i sam nim kierujesz. Nie możesz stwarzać wrażenia, że bez partnera zaczynasz umierać, bo każdy będzie od takiej osoby uciekał. Jeśli już się kogoś rzeczywiście ma, z kim się jest, to wtedy sytuacja może się zmieniać, ale tez nie możesz nikogo zadusić swoją troską, uwagą czy zaangażowaniem. Podobnie jest z potrzebą kontaktu: nie każdy chce czy lubi cały czas się wymieniać wiadomościami a bywa tak, że jeśli partnerzy razem mieszkają czy mają bliski kontakt, to widzą się jedynie wtedy kiedy mogą, niekoniecznie wisząc bez przerwy na telefonie. Ciężko powiedzieć, ile razy dziennie osoby powinny się ze sobą kontaktować, ja na pewno nie należę do takich, którzy muszą, żeby się dobrze poczuć..

3,449

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Rin, użalasz się nad sobą.
Myślałaś kiedykolwiek DLACZEGO nie masz żadnych znajomych? Bo jeżeli jedna osoba by Cię olała albo pięć to byłoby normalne. Ale jeżeli Ciebie olewają wszyscy to problem jest w Tobie, nie w świecie.
O Twoich problemach jsst już na forum trochę i poskładanie 2 do 2 nie jest wielkim problemem.
Zresztą tak szczerze mówiąc to przykładowo, ja nie byłabym w stanie spędzić z Tobą 15min na żywo patrząc na to, co piszesz na forum. Twoje posty są męczące do czytania i każdą sprawę, każdy temat odwracasz tak, żeby mieć możliwość ponarzekania na niesprawiedliwość.

Tak Ci zostawiam do przemyślenia.

A co di tego tekstu, że żeby żyć z kimś trzeba nauczyć się żyć samemu, on jest jqk najbardziej prawdziwy. Bo zanim zbudujesz i przyjaźń z kimś i związek musisz umieć dawać sobie radę sama ze sobą. Musisz, bo inaczej to nie Ty wejdzjesz w toksyczne relacje, tylko Ty będziesz toksycznym człowiekiek dla innych.
Może popatrz dookoła siebie i jednak doceń ludzi, których obok masz, bo nie żyjesz w próżni i nie jest tak, że koło Ciebie nie ma nikogo. Oni tam są tylko to Ty nie potrafisz z nimi nic więcej zbudować.

To prawda, użalam się nad sobą, bo nie mam nawet z kim o tym pogadać.
Nie zrozumiałaś tego, co napisałam. Olały mnie w życiu 2 bliższe mi koleżanki. Zmieniły środowisko, więc kontakt się urwał przy wyjeździe na studia. Zdarza się.
Natomiast do mnie lgnie wiele osób, które mi się żalą, jak to im źle i niedobrze, ale jak ja mam problem to mam sobie z nim radzić sama. Mam dużo znajomych, ale nie mam przyjaciół. Rozumiesz mnie teraz?
"Ale jeżeli Ciebie olewają wszyscy to problem jest w Tobie, nie w świecie."- to prawda. Mam pecha do ludzi, że trafiam na takie środowisko. Mogłabym je zmienić, iść na inne studia np. zawsze kochałam sport, pływanie, chciałam iść na AWF, tam bym na pewno znalazła jakiś bliższych znajomych, bo tam są ludzie z luźnym podejściem do życia, entuzjastyczni z zainteresowaniami i hobby, tylko nie mam pomysłu, co miałabym robić po tych studiach, więc wybrałam studia bardzo ciężkie, na których nie ma pasjonatów, tylko ludzie dużo uczący się, ale są to studia mające perspektywę dobrej pracy i zarobku. I to jest mój problem. Tylko czy mam rzucić dobre studia tylko dlatego, żeby mieć znajomych? To chyba by było bez sensu
"Zresztą tak szczerze mówiąc to przykładowo, ja nie byłabym w stanie spędzić z Tobą 15min na żywo patrząc na to, co piszesz na forum. Twoje posty są męczące do czytania i każdą sprawę, każdy temat odwracasz tak, żeby mieć możliwość ponarzekania na niesprawiedliwość."- rozumiem i szanuję. Twoje posty też są trochę pozbawione empatii z tego co zauważyłam, też bym nie wytrzymała z Tobą 15 minut, dlatego rozumiem, nie każdy może się ze sobą zgrać
A co do powiedzenia "żeby żyć z kimś musisz najpierw się nauczyć żyć samemu" to głupota. Wszyscy specjaliści przyznają, że to nieprawda. Takie farmazony wygadują przeważnie ludzie w związkach z gronem przyjaciół. Nikt samotny takich bredni nie będzie mówił. Ja nigdy nie byłam w poważnym związku, nie miałam bliskich przyjaciół (chociaż dzisiaj przyjaźń chyba nie istnieje) i świetnie wiem, co to znaczy życie samemu. Nikt, kto tego nie przeżył nie będzie wiedział lepiej. A idąc tokiem myślenia tego powiedzenia ludzie w związkach powinni się rozstać, rzucić znajomych, bo przecież nie nauczą się inaczej życia samemu. A to bzdura. Można od najmłodszych lat być w związkach, mieć przyjaciół i potrafić żyć samemu. Natomiast nie czytałam nigdzie, żeby psycholog czy psychiatra cytował to stwierdzenie. Wręcz przeciwnie. Jak trafiłam na jakieś fora medyczne (coś jak abczdrowie) i ktoś pisał, że jest samotny itp. to wypowiedzi specjalistów: psychiatrów i psychologów przeczą temu głupiemu cytatowi. Sami piszą, że człowiek potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem i zacytuję po raz tysięczny "Nawet największy introwertyk potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem". Nikt, żaden z tych specjalistów nigdy nie powiedział "Ogarnij się, naucz się żyć samemu, bo sobie nie radzisz". Wręcz przeciwnie- to właśnie oni mówią, że doświadczenie w relacjach z ludźmi jest ważne, że relacje są ważne. Jak ktoś jest bardzo długo sam, to potem boi się przy drugiej osobie wyrazić swoje zdanie, żeby jej nie obrazić, za bardzo się stara, bo boi się zostać znowu sam. Osoba mająca doświadczenie nie będzie się tego bała. Wniosek? Samotność prowadzi do toksycznych relacji, nie życie między ludźmi. Jednak rozumiem, że jak ktoś nie był nigdy tak na prawdę samotny, że aż płakał z bezsilności to tego nie zrozumie. Syty nigdy głodnego nie zrozumie. Dlatego wiem, że nie wszyscy wiedzą, co to jest samotność

3,450

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Loka Lepiej bym tego nie ujął smile

Jeśli cały czas spotyka się na swojej drodze ludzi, po czym z nikim tak naprawdę nie da się wytworzyć żadnej relacji czy więzi, może właśnie problemu należy szukać w sobie a nie w otoczeniu. Tutaj najprędzej może pomóc specjalista, aby wskazać jakiś kierunek czy przyczynę, dla którego dana osoba trzyma innych na dystans, często nieświadomie. Gdybyś Rin każde spotkanie z nową osobą zaczynała od tego typu wynurzeń, które tutaj prezentujesz, to się nie dziwię, że ciężko Ci znaleźć bratnią duszę. Nie znam osobiście nikogo, kto zaczyna rozmowę, czy to w trakcie spotkania czy telefonicznie od czystego narzekania czy użalania się, jakie to wszystko jest do kitu. Rozmawiając z ludźmi, staramy się skupić przede wszystkim na tych pozytywnych aspektach życia, ciekawych wiadomościach itp.

Człowiek jest niby istotą stadną, ale przecież każdy z osobna musi sobie umieć radzić samemu. Nie da się wypełnić żadnej pustki ani uzupełnić braków w życiu drugim człowiekiem, bo wtedy, często zupełnie nieświadomie, krzywdzimy tą osobę. Choćby osaczając ją czy w jakikolwiek sposób narzucają jej swój styl bycia. Widać często, że osoby mające podobne problemy takie , jak Ty, potrzebują wręcz koniecznie obecności innych osób w sytuacjach życiowych, w jakich pozostali świetnie sobie dają radę sami. Takie odnoszę wrażenie, nie tylko zresztą po Twojej historii, ale także po paru innych. W niektórych przypadkach ekstremalnych dochodzi do tego, że jeśli nie będzie obok żadnej osoby( bardziej w kontekście partnera a nie przyjaciela/znajomego) ani też ktoś nie usłyszy przez dłuższy czas żadnego miłego słowa, to jego poczucie wartości od razu spada do zera. To jest najbardziej niepojęte dla mnie: jak akceptacja siebie czy poczucie wartości ma zależeć od kogoś innego a nie ode mnie.

"Nie znam osobiście nikogo, kto zaczyna rozmowę, czy to w trakcie spotkania czy telefonicznie od czystego narzekania czy użalania się, jakie to wszystko jest do kitu. "- a ja znam. To są właśnie moi znajomi. Oni mi piszą, że mają dosyć życia (ale do psychologa nie chcą iść), piszą że nie chce im się już tyle uczyć, że mają dosyć. To ja ich pocieszam, wspieram. Wśród nich to ja jestem ta dobra dusza, która wszystkich ciągnie do góry.
Loka ma rację. Nikt nie lubi zrzędzących osób. Tylko co ja mam zrobić, jeśli wśród mnie są sami tacy? To ja jestem ta wesoła, uśmiechnięta, która odpowiada za poprawianie nastroju i atmosfery. Dla nich jestem idealną koleżanką. Tylko że ja też potrzebuję kogoś, kto by miał pasje, zainteresowania, lubił żartować. Mnie by nikt nie podejrzewał, że np. mam depresję, a jednak. No wzięłam dziekankę, nie widziałam ludzi z uczelni 2 miesiące i moja mama nawet powiedziała "dziewczyno, ty inaczej wyglądasz. Nie chcę ci tego mówić, ale twoi znajomi ci cały czas trują, jesteś ich lokomotywą, ale oni ciągną cię w dół. Może warto ograniczyć z nimi kontakt?"
"Jeśli cały czas spotyka się na swojej drodze ludzi, po czym z nikim tak naprawdę nie da się wytworzyć żadnej relacji czy więzi, może właśnie problemu należy szukać w sobie a nie w otoczeniu"- to prawda. Mam pecha do ludzi i o tym wiem. Tylko co z tym zrobić? Na obozach i koloniach trafiałam na takich samych ludzi jak ja, którzy z chęcią żartowali, opowiadali o swoich zainteresowaniach. Tak jak ja. Ja bardzo cenię ludzi z zainteresowaniami. Na koloniach nawet jak ktoś miał problem to trzymaliśmy się razem. Bardzo mi tego brakuje. Na studiach wyścig szczurów, nikt nie ma żadnych zainteresowań, nie ma o czym z ludźmi gadać. Moje koleżanki tylko mi trują, jak to im źle w życiu. Mama kilka razy słyszała, jak rozmawiam z nimi w domu przez telefon, dlatego powiedziała to, co zacytowałam wyżej. Tylko czy to moja wina, że staram się być pozytywną osobą, a inni to wykorzystują? No moja mama powiedziała, że oni ewidentnie ciągną mnie w dół, narzekają, że im źle, po czym ja ich pocieszam, im jest lepiej a ja się czuję gorzej.
Dlatego ja nie szukam już problemu w otoczeniu tylko w sobie. Nikt nie lubi narzekających ludzi, a wokół mnie to 90% takich. Ja im starałam się pomóc, jako dobra koleżanka, ale sama mam już dosyć. I to nie jest problem środowiska, tylko mój. To mój problem, że zamiast znaleźć fajnych, przebojowych znajomych to otaczam się właśnie kimś takim.
Tylko nie mam pojęcia, co z tym zrobić. Nie rzucę studiów tylko dlatego, żeby mieć znajomych. Już zaczęłam nawet działać i znalazłam sobie znajomych z sąsiednich uczelni. Są to zupełnie inni ludzie: pozytywni, uśmiechnięci (moi znajomi z pracy) i miło mi się z nimi pracuje. Niestety zmiany mamy tak, że co chwilę z kimś innym, więc ciężko o bliższe relacje, ale sama praca jest super. Tak więc coś ze mną jest ewidentnie nie tak, że nie mogę się odciąć od tych marudnych i zrzędzących znajomych

3,451

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Studiów nie rzucisz, ale poza studiami możesz mieć lultum ludzi, przecież na tym to właśnie polega. Też nieraz w pracy nie miałam super kontaktów z pracownikami, jakoś się jedynie tolerowaliśmy aby praca szła sprawnie, a potem widywałam się ze swoimi znajomymi których lubię, bliskimi.
Troszkę jest tutaj szukanie  dziury w całym.

3,452

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rin, nie żyjesz w pustce, masz kontakt z drugim człowiekiem, masz znajomych. Nie przesadzaj.
Ty po prostu nie rozumiesz tego cytatu o byciu samym po to, żeby umieć być z kimś.
Bo tu nie chodzi o to, żeby teraz rzucić wszystko co masz i przez miesiąc nie kontaktować się ze znajomymi, bo teraz jesteś sama i się siebie uczysz. Chodzi o to, że dopóki będziesz szukać swojego celu życiowego i szczęścia w drugim człowieku, to go nigdy nie znajdziesz, bo drugi człowiek nie jest odpowiedzialny za nasze szczęście. Możesz mieć milion znajomych i być nieszczęśliwa. Możesz mieć super partnera i być nieszczęśliwa, bo Twoje szczęście powinno wynikać z samej Ciebie, a nie z tego, ilu ludzi Cię otacza.
Bo jeżeli Twoje szczęście wypływa z Ciebie, to nie ruszają Cię aż tak bardzo rzeczy, które się dzieją dookoła, bo to Ty jesteś źródłem swojego szczęścia i swojego życia. To Ty jesteś odpowiedzialna za to, jak Twoje życie wygląda.

Twierdzisz, że ten, kto nie był samotny nie wie, jak to jest. A skąd wiesz, że my tutaj też nie byliśmy samotni wcześniej? Skąd wiesz, że pomimo tego, że teraz jestem w związku, nie byłam kiedyś w takiej sytuacji, w jakiej Ty teraz jesteś? Nie masz o tym pojęcia. Serio myślisz, że udzielałabym Ci tu rad sloganami? Nie wzięłabym odpowiedzialności za doradzanie Tobie, gdybym nie miała zielonego pojęcia o tym, jak to jest.
I z tego, że to pojęcie mam, tym bardziej uważam, że najpierw należy zająć się sobą. Inaczej będziesz miała ogromne tendencje do tego,żeby zawłaszczać partnerowi i przyjaciołom każdą wolną chwilę i żeby zrzucić na nich odpowiedzialność za swoje szczęście, a takiej odpowiedzialności nikt na siebie nie weźmie, bo to za dużo dla człowieka.

Z przyjaźniami też jest tak, że musi coś po prostu pstryknąć między ludźmi. Jak nie pstryknie to nie zbudujesz, choćbyś się nie wiem jak starała. Loteria.

Czasami kop w tyłek daje więcej niż głaskanie po głowie. Nawet jeżeli teraz tego nie widzisz.
Ja czasami żałuję, że zmarnowałam masę czasu taplając się w moim własnym poczuciu samotności smęcąc, że nikt mnie nigdy nie pokocha, nikt mnie nie chce, nikt mnie nie zechce, jestem beznadziejna, smutna i ogólnie wszystko co najgorsze. Uważa, że to był ciężki czas, ale potem u mnie w rodzinie nadszedł jeszcze cięższy czas i moje własne problemy zeszły na drugi plan. Z perspektywy czasu widzę, ile rzeczy mogłabym zrobić dla siebie zamiast marudzić i płakać w poduszkę. I żałuję, że nie było nikogo, kto nawet wirtualnie sprzedałby mi takiego kopa, żebym się ogarnęła i po prostu zaczęła coś robić. Już nie mówiąc o tym, że gdybym się nie taplała w takim stanie, to w życiu nie weszłabym w związek, który mnie rozwalił psychicznie.
Więc doskonale sobie zdaję sprawę z tego, gdzie może zaprowadzić człowieka użeranie się nad sobą.

3,453 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-05-02 14:49:15)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Miałam tu coś dopisać, ale jeszcze muszę to przemyśleć ;p

3,454

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Rin, nie żyjesz w pustce, masz kontakt z drugim człowiekiem, masz znajomych. Nie przesadzaj.
Ty po prostu nie rozumiesz tego cytatu o byciu samym po to, żeby umieć być z kimś.
Bo tu nie chodzi o to, żeby teraz rzucić wszystko co masz i przez miesiąc nie kontaktować się ze znajomymi, bo teraz jesteś sama i się siebie uczysz. Chodzi o to, że dopóki będziesz szukać swojego celu życiowego i szczęścia w drugim człowieku, to go nigdy nie znajdziesz, bo drugi człowiek nie jest odpowiedzialny za nasze szczęście. Możesz mieć milion znajomych i być nieszczęśliwa. Możesz mieć super partnera i być nieszczęśliwa, bo Twoje szczęście powinno wynikać z samej Ciebie, a nie z tego, ilu ludzi Cię otacza.
Bo jeżeli Twoje szczęście wypływa z Ciebie, to nie ruszają Cię aż tak bardzo rzeczy, które się dzieją dookoła, bo to Ty jesteś źródłem swojego szczęścia i swojego życia. To Ty jesteś odpowiedzialna za to, jak Twoje życie wygląda.

Twierdzisz, że ten, kto nie był samotny nie wie, jak to jest. A skąd wiesz, że my tutaj też nie byliśmy samotni wcześniej? Skąd wiesz, że pomimo tego, że teraz jestem w związku, nie byłam kiedyś w takiej sytuacji, w jakiej Ty teraz jesteś? Nie masz o tym pojęcia. Serio myślisz, że udzielałabym Ci tu rad sloganami? Nie wzięłabym odpowiedzialności za doradzanie Tobie, gdybym nie miała zielonego pojęcia o tym, jak to jest.
I z tego, że to pojęcie mam, tym bardziej uważam, że najpierw należy zająć się sobą. Inaczej będziesz miała ogromne tendencje do tego,żeby zawłaszczać partnerowi i przyjaciołom każdą wolną chwilę i żeby zrzucić na nich odpowiedzialność za swoje szczęście, a takiej odpowiedzialności nikt na siebie nie weźmie, bo to za dużo dla człowieka.

Z przyjaźniami też jest tak, że musi coś po prostu pstryknąć między ludźmi. Jak nie pstryknie to nie zbudujesz, choćbyś się nie wiem jak starała. Loteria.

Czasami kop w tyłek daje więcej niż głaskanie po głowie. Nawet jeżeli teraz tego nie widzisz.
Ja czasami żałuję, że zmarnowałam masę czasu taplając się w moim własnym poczuciu samotności smęcąc, że nikt mnie nigdy nie pokocha, nikt mnie nie chce, nikt mnie nie zechce, jestem beznadziejna, smutna i ogólnie wszystko co najgorsze. Uważa, że to był ciężki czas, ale potem u mnie w rodzinie nadszedł jeszcze cięższy czas i moje własne problemy zeszły na drugi plan. Z perspektywy czasu widzę, ile rzeczy mogłabym zrobić dla siebie zamiast marudzić i płakać w poduszkę. I żałuję, że nie było nikogo, kto nawet wirtualnie sprzedałby mi takiego kopa, żebym się ogarnęła i po prostu zaczęła coś robić. Już nie mówiąc o tym, że gdybym się nie taplała w takim stanie, to w życiu nie weszłabym w związek, który mnie rozwalił psychicznie.
Więc doskonale sobie zdaję sprawę z tego, gdzie może zaprowadzić człowieka użeranie się nad sobą.

"Rin, nie żyjesz w pustce, masz kontakt z drugim człowiekiem, masz znajomych. Nie przesadzaj."- to prawda, ale to tylko znajomi. Jak coś się dzieje to nie mam u nich wsparcia. Jak oni mają problem to piszą do mnie. Więc to taka znajomość w jedną stronę
"dopóki będziesz szukać swojego celu życiowego i szczęścia w drugim człowieku, to go nigdy nie znajdziesz, bo drugi człowiek nie jest odpowiedzialny za nasze szczęście."- to jest jak najbardziej prawda, ale możesz szukać siebie mając kogoś bliskiego. Nie mówię, że trzeba na kimś wisieć, codziennie rozmawiać. Tylko żeby mieć poczucie, że jeśli będziemy się chcieli czymś pochwalić, pożalić to ktoś nas wysłucha, a nie tylko dzwonienie, kiedy ktoś ma problem, a ja jak mam problem to pretensje, jak to czasem bywa.
"Z przyjaźniami też jest tak, że musi coś po prostu pstryknąć między ludźmi. Jak nie pstryknie to nie zbudujesz, choćbyś się nie wiem jak starała. Loteria. "- oj tak to prawda. Czasem są osoby bardzo miłe, zaprzyjaźnione ze sobą. Czasem dwie wredne osoby, ale łączy je to, że rozumieją się bez słów. Zawsze chciałam kogoś takiego. Myślałam, że kimś takim będzie wcześniej opisana Daria, ale no ona od wielu miesięcy zachowuje się wobec mnie tak, że po spotkaniach z nią czy rozmowach na telefonie wracam wkurzona, bo coś mi zawsze wytknie nieprzyjemnego
"Czasami kop w tyłek daje więcej niż głaskanie po głowie. Nawet jeżeli teraz tego nie widzisz."- też prawda. Niestety ja patrzę ze swojej perspektywy, bo na mnie nie działa metoda kija tylko marchewki. Do mnie właśnie trzeba delikatnie, więc ja też tak podchodzę do ludzi, a wiem, że to przecież sprawa indywidualna
"Twierdzisz, że ten, kto nie był samotny nie wie, jak to jest. A skąd wiesz, że my tutaj też nie byliśmy samotni wcześniej? Skąd wiesz, że pomimo tego, że teraz jestem w związku, nie byłam kiedyś w takiej sytuacji, w jakiej Ty teraz jesteś? Nie masz o tym pojęcia. Serio myślisz, że udzielałabym Ci tu rad sloganami? Nie wzięłabym odpowiedzialności za doradzanie Tobie, gdybym nie miała zielonego pojęcia o tym, jak to jest.
I z tego, że to pojęcie mam, tym bardziej uważam, że najpierw należy zająć się sobą. Inaczej będziesz miała ogromne tendencje do tego,żeby zawłaszczać partnerowi i przyjaciołom każdą wolną chwilę i żeby zrzucić na nich odpowiedzialność za swoje szczęście, a takiej odpowiedzialności nikt na siebie nie weźmie, bo to za dużo dla człowieka."- nie twierdzę tego, bo nie znam życia innych. Po prostu ja w życiu tyle razy czułam się samotna, że właśnie płakałam po nocach. Wykańczało mnie to, że jak np. jakiś nauczyciel w szkole/na uczelni był dla mnie nieprzyjemny to wracałam do domu, zamykałam się i sama musiałam siedzieć z tym problemem. Na studiach trochę lepiej, bo z takich spraw jak prowadzący można wygadać się np. współlokatorkom z mieszkania, które też studiują i często ich znają, ale no są sprawy czasem takie, że tylko bliskie osoby powinny o nich wiedzieć, a nie przypadkowe. Potrafiłam nie przesypiać nocy, przepłakiwać nawet. Na studiach sytuacja się polepszyła, bo no co prawda nie mam bliskich przyjaciół, ale zawsze mam jakiś znajomych choćby moje współlokatorki, z którymi można pogadać, ludzi z grupy, więc trochę lepiej sypiam. Po prostu wiem, że ten cytat się nie sprawdza w życiu. Mnie samotność prawie wykończyła. Uratował mnie wyjazd do ludzi. Już się czuję lepiej. Wiem, że gdybym miała choćby jedną przyjaciółkę i chłopaka to już w ogóle byłoby super. Wiem to, bo znam siebie. I to nie znaczy, że nie umiem żyć sama. Bardzo dobrze radzę sobie sama, bo większość życia jestem samotna. Tylko można żyć i być smutnym oraz żyć i być szczęśliwym. Dążę to tego drugiego. Każdy ma inne priorytety. Dla jednego to będzie dziecko. Dla innego kariera. Dla jeszcze innego przyjaźń. Ciężko jest być szczęśliwym, gdy się nie ma tego, czego się najbardziej pragnie, potrzebuje. Ja mam znajomych, ale no to są właśnie takie marudy. Ja przy nich to nic. Tą Darię tyle razy próbowałam rozweselić, że nie zliczę tego nawet. W każdym razie jak miała jakiś problem to natychmiast telefon do mnie. A ja doradzam np. psychologa, ale nic z tym nie robią. Po czym jak słyszę od większości jakieś czarne scenariusze to na mnie przechodzi ten zły humor, bo ile można słuchać o tym, że życie nie ma sensu.
"Ja czasami żałuję, że zmarnowałam masę czasu taplając się w moim własnym poczuciu samotności smęcąc, że nikt mnie nigdy nie pokocha, nikt mnie nie chce, nikt mnie nie zechce, jestem beznadziejna, smutna i ogólnie wszystko co najgorsze. Uważa, że to był ciężki czas, ale potem u mnie w rodzinie nadszedł jeszcze cięższy czas i moje własne problemy zeszły na drugi plan"- bardzo mi przykro z tego powodu sad Smutna historia. Musiało Ci być bardzo ciężko
"Z perspektywy czasu widzę, ile rzeczy mogłabym zrobić dla siebie zamiast marudzić i płakać w poduszkę. I żałuję, że nie było nikogo, kto nawet wirtualnie sprzedałby mi takiego kopa, żebym się ogarnęła i po prostu zaczęła coś robić."- tak, czasem jest to potrzebne. Ja dzięki temu zrozumiałam, dzięki Wam, że psychoterapeuta to nic złego
Ja piszę po prostu ze swojej perspektywy. Bo jak to określiła mama- ja jestem lokomotywą dla innych, pomagam, oni czują się potem lepiej a ja gorzej. Czytałam w jednej książce psychologicznej, że tacy ludzie mają nawet nazwę- wampiry energetyczne. Po spotkaniu z nimi czujemy się gorzej niż przed. Wiem, muszę się odciąć od zdania rodziców, to prawda, ale akurat w tej kwestii moja mama miała rację, bo sama to odczułam tylko bałam się powiedzieć to na głos.
I przykro mi, że Ty też musiałaś przez to przechodzić sad
Bardzo dobrze Cię rozumiem

3,455 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-05-04 10:30:44)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Loka, bardzo mądry wpis zamieściłaś.
Mam podobne doświadczenia. Póki smęciłam i nie widziałam własnego udziału w sytuacjach, które mnie spotykały, kiepsko sobie radziłam. Dziś jest znacznie lepiej, ośmielę się stwierdzić, że dobrze, choć do pełnego zdrowia (w budowaniu związków, a raczej w wybieraniu partnerów) jeszcze mi trochę brakuje.
Jednak nie doskwiera mi samotność nawet gdy jestem sama. Moje przyjaźnie układają się naturalnie, z facetami radzę sobie znacznie lepiej niż kiedyś. Nawet w obecnej wirusowej sytuacji czuję spokój i względny komfort psychiczny.
Wiem, że póki mam w sobie spokój, ze wszystkim sobie poradzę, jestem swoim wsparciem. Wierzący taką ufność pokładają w Bogu - to też bardzo dobre źródło wewnętrznej siły.

Bardzo często słyszę lub czytam skargi, że "dała(em) mu (jej) wszystko, a zostałem(am) tak podle potraktowany(a)". To po co dawać, jeśli daje się bez radości, interesownie? Lubię dawać, dzielić się, ale gdy czuję, że daję za wiele, że w gruncie rzeczy wcale nie mam na to ochoty - słowem nie robię tego ze szczerego serca - grzecznie (niegrzecznie też się zdarzyło, choć tego akurat nie polecam) odmawiam. Gdy czuję się wykorzystywana, nie idę w to dalej i tyle. Raczej nie mam problemu z dawaniem, bo daję ile chcę i kiedy chcę, mam z tego przyjemność.
Czasami bywało to trudne, raz zostałam mocno wykorzystana, ale uczę się być bardziej stanowcza i nie przepraszać, że żyję.
Odpadło ode mnie niedawno parę emocjonalnych pijawek, ale za objaw zdrowienia uważam, że nie odczuwam wyrzutów sumienia, lecz ulgę.

3,456

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ciekawi mnie w kontekście samotności i budowania sobie pełnego, satysfakcjonującego życia taka sprawa: wiele razy na tym forum radzono cierpiącym z powodu samotności, żeby znaleźli sobie hobby, czymś się zajęli, że inaczej zamęczą potencjalnego partnera emocjonalnym uwieszaniem się na nim.
No, dobrze.
Ale czy hobby bądź pasja mogą zniwelować potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem? Nie chodzi mi już nawet o potrzebę bliskości, ale takie zwykłe "chce się do człowieka" - jak tutaj ktoś to wcześniej ujął?
Załóżmy, że ktoś lubi malowanie, rękodzieło, astronomię, cokolwiek, co właściwie nie wymaga opuszczania swoich czterech ścian? Co wtedy?

3,457

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Manzanita napisał/a:

Ciekawi mnie w kontekście samotności i budowania sobie pełnego, satysfakcjonującego życia taka sprawa: wiele razy na tym forum radzono cierpiącym z powodu samotności, żeby znaleźli sobie hobby, czymś się zajęli, że inaczej zamęczą potencjalnego partnera emocjonalnym uwieszaniem się na nim.
No, dobrze.
Ale czy hobby bądź pasja mogą zniwelować potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem? Nie chodzi mi już nawet o potrzebę bliskości, ale takie zwykłe "chce się do człowieka" - jak tutaj ktoś to wcześniej ujął?
Załóżmy, że ktoś lubi malowanie, rękodzieło, astronomię, cokolwiek, co właściwie nie wymaga opuszczania swoich czterech ścian? Co wtedy?

Niech zgadnę. smile Zapisać się na jakieś kursy z tego co dana osoba lubi. Czy to malowanie, czy rękodzieło. Chodzić na jakieś wernisaże żeby zobaczyć co i jak tworzą inni. Może pójść na jakieś studia podyplomowe z czegoś co się lubi i co nie sprawia kłopotu. Możliwości poznawania ludzi o tych samych zainteresowaniach są.

3,458

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Też jest istotne to że jak ma sie swoje zainterosownaia to człowiek się na nich skupia a nie zadręcza drugiej osoby bo ta pierwsza nie ma co ze sobą robić.

3,459

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wydaje mi się, że to bardzo zależy od tego, ile tak naprawę każdy człowiek jest w stanie przeznaczyć na kontakt z drugą osobą? Inaczej mówiąc przy jak częstym kontakcie czuje się wystarczająco komfortowo? Kiedy zaś przestaje ten komfort odczuwać? Pewnie nawet u jednej pary może się to zmieniać w czasie, ale powiedzmy porównując dwoje różnych ludzi, zapytalibyśmy się ile czasu lubią spędzać z partnerem? Każdy zapewne odpowie inaczej a jeśli ma się jeszcze w życiu coś do roboty, poza kontaktem z drugą połówką, to zwykle czas, który musimy jej poświęcić jest mocno ograniczony. Jeśli zaś osoba nie ma się absolutnie czym innym zajmować, poza spędzaniem czasu z partnerem, to tego partnera zwyczajnie zamęczy...W takim wypadku dobrze pewnie wygląda, jak partnerów łączy coś wspólnego i mogą razem się w tym udzielać.

3,460

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

może to jest tak jak z układem słonecznym w którym jesteśmy słońcem i inne planety mają swoje ustalone oddalenie. Ktoś może być bardzo blisko i może go brakować na co dzień- tu raczej damsko- męskie kontakty  czy przyjażnie w młodości, z innymi spotykasz się raz na czas i w niczym to nie osłabia serdecznego kontaktu. Jakoś się to samo układa. Nie żyjemy w próżni i ciągle jakiś ludzi spotykamy w życiu, raczej trudno zaprzyjażnić się na siłę, bo tak sobie postanowimy- po prostu coś ludzi połączy i dobrze się czują w swoim towarzystwie, więc to kontynuują.  Nie mam przyjaciółek  z którymi muszę koniecznie mieć codzienny kontakt. tu mam podobnie jak Bagiennik czy Lady Loka.
Wydaje mi się też, że jak się chce zdobyć nowych przyjaciół czy nawiązać znajomości, to trzeba zastosować metodę otwartych drzwi- czyli możesz wejść, ale Cię nie nagabuję byś wszedł, nie obrażam, że nie wchodzisz.
Inna sprawa to czas, styl życia w którym coś się dzieje i własna inicjatywa: czyli sama też mopgę kogoś zaprosić do swojego świata, czy coś zorganizować. Jak chcę.

3,461

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Pasja nie służy pozyskiwaniu grona przyjaciół, ale radości i przyjemności. Rozwija i sprawia, że chce nam się żyć. A to świetnie pomaga znosić życie bez partnera, jednocześnie zwiększając szansę pozyskania przyjaciół, wyjście do ludzi.
Zupełnie inaczej rozmawi się z kimś, kto oprócz smęcenia, jakie to beznadziejne i samotne ma życie, jest w stanie coś innym zaoferować, czymś zaciekawić, porwać. Kto jest taki fajny i ciekawy.
Uprawianie jakiejkolwiek pasji w sposób instrumentalny, interesowny zaprzecza zupełnie idei pasji

3,462

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Pasja nie służy pozyskiwaniu grona przyjaciół, ale radości i przyjemności. Rozwija i sprawia, że chce nam się żyć. A to świetnie pomaga znosić życie bez partnera, jednocześnie zwiększając szansę pozyskania przyjaciół, wyjście do ludzi.
Zupełnie inaczej rozmawi się z kimś, kto oprócz smęcenia, jakie to beznadziejne i samotne ma życie, jest w stanie coś innym zaoferować, czymś zaciekawić, porwać. Kto jest taki fajny i ciekawy.
Uprawianie jakiejkolwiek pasji w sposób instrumentalny, interesowny zaprzecza zupełnie idei pasji

O to, to dokładnie! smile Złoto i platyna w jednym smile
Chyba, że znajdujemy partnera akurat w trakcie realizowania tej pasji czy też nawiązujemy przyjaźnie, jako efekt uboczny a nie z góry zamierzony..

3,463

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No, właśnie ja sobie nie wyobrażam zapisywania się na, dajmy na to, jakikolwiek kurs w nadziei, że tam się kogoś pozna czy poderwie. Miałam taką koleżankę-singielkę dość obsesyjnie owładniętą rozdrażnieniem i smutkiem z powodu braku mężczyzny u boku. Trudno się z nią gawędziło, bo uparcie nawiązywała do tego tematu. Wiadomo, człowiek wraca do tego, co go boli, ale było to momentami troszkę męczące.
Dziś moja koleżanka jest już w szczęśliwym (mam nadzieję) związku smile

Mam parę zainteresowań, ale nie mogę nazwać żadnego z nich pasją.

3,464

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Manzanito, a czy posiadanie pasji jest obowiązkowe? Nie widzę nic złego w tym, o czym napisalaś w ostatnim zdaniu. Drazni mnie snobizm nakazujacy koniecznie miec pasję. Zwykle zainteresowania są spoko smile

3,465

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

O to chodzi, że zapisujesz się, bo chcesz się rozwijać, a nie po to, żeby znaleźć sobie partnera/partnerkę smile od takiego typu ludzi inni uciekają, bo widzą desperację smile

Są rzeczy, które się robi w domu, ale zawsze można je robić też poza domem. Moim ostatnim odkryciem są kluby książki. Jeszcze tylko brakuje mi klubu szydełkowania big_smile

3,466 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2020-05-05 07:13:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata mam podobnie jak Ty. Dla mnie okazja do spotkania, poznania kogos jest kwestia otwartosci na to a nie jakis specjalnych okolicznosci, szukania na sile. Rowniez nie uwazam, ze pasja i to z gory okreslona to jakis obowiazek. Ja sama nie mam w sumie zadnej. Praca, dom, czasem poczytam, czasem poslucham muzyki albo poogladam jakies filmiki na tematy urodowe, troche pogrzebie w moim miniogrodku. I tyle...Nic z tego nie mogę nazwac pasją i zadna z tych czynnosci nie odbywa się przy akompaniamiencie osob trzecich. Mimo to nie mam problemu z poznawaniem ludzi. Poznaje ich wszedzie nawet lezac w szpitalu, gdzie raczej nie idzie się z nastawieniem na ubogacanie kontaktow towarzyskich. A mimo to nawiazuja sie i czesc z nich przetrwala latami. Czyli mozna, tylko ze jak ktos nie ma w sobie nawet iskry pozytywnego nastawienia tylko wiecznie malkontenctwo to się potknie o przyjazn/fajną znajomosc a jej nie zauwazy albo i faktycznie nie znajdzie zyczliwej duszy bo nikt raczej nie szuka znajomych po to zeby ich wieczniw terapeutyzowac. No chyba ze ma misje bycia samarytaninem.
EDIT: Jedna z osob, ktore sie w tym watku wypowiadaly kiedys dawno temu korespondowala ze mna prywatnie na mailu. Wymienialysmy sie wiadomosciami przez jakis moment dosc regularnie i.... Nagle cisza. No i tak sobie myslę, ze gdybym to ja byla w sytuacji ze potrzebuję kogos zyczliwego do pogadania, nawet wirtualnie, to bym taka szanse wykorzystala. No co mi szkodzi, zawsze to cos. Nie twierdze ze jestem taka zaje... sta, ze kontakty ze mna to "must have", mam tez swoje grono znajomych i nie narzekam na niedobor. Chodzi jednak o to, ze odnoszę wrazenie ze niektore osoby czekaja nie wiem na co. Chyba ze ktos je wezmie za reke i powie Ty bedziesz moja kolezanka, znajoma, przyjaciolka (co jest malo realne) a jak zycie im daje okazje nawet na cien znajomosci (ktora przeciez nie wiadomo jak sie rozwinie) to machaja reka i mowia łeeee to i tak się nie uda i idą dalej marudzic ze nie maja jak i gdzie kogos poznac hmm I na bank to samo tyczy sie relacji romantycznych tych osob.

3,467

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Manzanito, a czy posiadanie pasji jest obowiązkowe? Nie widzę nic złego w tym, o czym napisalaś w ostatnim zdaniu. Drazni mnie snobizm nakazujacy koniecznie miec pasję. Zwykle zainteresowania są spoko smile

Ja nie twierdzę, że brak pasji jest czymś złym i obowiązkowo należy ją mieć. Osobiście, dla samej siebie - chciałabym odnaleźć takie hobby, które faktycznie by mnie fascynowało, pochłaniało, dawało pozytywną energię.
Zajmowałam się paroma rzeczami,  ale ponieważ motywacja do nich pochodziła z zewnątrz (co sama sobie niedawno uświadomiłam), naturalną koleją rzeczy w pewnym momencie one zeszły na dużo dalszy plan i straciły dla mnie urok.

3,468

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

O to chodzi, że zapisujesz się, bo chcesz się rozwijać, a nie po to, żeby znaleźć sobie partnera/partnerkę smile od takiego typu ludzi inni uciekają, bo widzą desperację smile (...)

Otóż to! smile Jeśli ktoś na siłę szuka znajomych a tym bardziej partnera w trakcie takich zajęć, to aż nadto wieje desperacją..A desperację widać u drugiej osoby od razu i jest to jedna z niewielu cech, które powodują błyskawiczny odwrót już na starcie.

3,469

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

O to chodzi, że zapisujesz się, bo chcesz się rozwijać, a nie po to, żeby znaleźć sobie partnera/partnerkę smile od takiego typu ludzi inni uciekają, bo widzą desperację smile (...)

Otóż to! smile Jeśli ktoś na siłę szuka znajomych a tym bardziej partnera w trakcie takich zajęć, to aż nadto wieje desperacją. A desperację widać u drugiej osoby od razu i jest to jedna z niewielu cech, które powodują błyskawiczny odwrót już na starcie.

To prawda. Mam taką koleżankę. Odkąd skończyła 22 lata usilnie szuka chłopaka. Teraz ma 25 i nadal nie była w związku. Niestety dała się wiele razy wykorzystać tym bardziej napalonym facetom, potem płakała, mimo że nie byli to ludzie, po których warto było płakać, ale ona się już zakochiwała w pierwszym lepszym, który zwrócił na nią uwagę. Gość jej mówi wprost, że przeleciał w swoim 24-letnim życiu 80 lasek a ona chyba wzięła to za komplement, że ją też chce zaliczyć.

To bardzo przykre, ale fakt, desperację wyczują potencjalni kandydaci na męża/żonę z daleka, więc w pewnym momencie trzeba odpuścić. Sama nie lubię desperacji. Z resztą, kto lubi?

3,470 Ostatnio edytowany przez illuminati_jews_reptilian (2020-05-06 11:52:52)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:
bagienni_k napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

O to chodzi, że zapisujesz się, bo chcesz się rozwijać, a nie po to, żeby znaleźć sobie partnera/partnerkę smile od takiego typu ludzi inni uciekają, bo widzą desperację smile (...)

Otóż to! smile Jeśli ktoś na siłę szuka znajomych a tym bardziej partnera w trakcie takich zajęć, to aż nadto wieje desperacją. A desperację widać u drugiej osoby od razu i jest to jedna z niewielu cech, które powodują błyskawiczny odwrót już na starcie.

To prawda. Mam taką koleżankę. Odkąd skończyła 22 lata usilnie szuka chłopaka. Teraz ma 25 i nadal nie była w związku. Niestety dała się wiele razy wykorzystać tym bardziej napalonym facetom, potem płakała, mimo że nie byli to ludzie, po których warto było płakać, ale ona się już zakochiwała w pierwszym lepszym, który zwrócił na nią uwagę. Gość jej mówi wprost, że przeleciał w swoim 24-letnim życiu 80 lasek a ona chyba wzięła to za komplement, że ją też chce zaliczyć.

To bardzo przykre, ale fakt, desperację wyczują potencjalni kandydaci na męża/żonę z daleka, więc w pewnym momencie trzeba odpuścić. Sama nie lubię desperacji. Z resztą, kto lubi?

Tak się zapytam z ciekawości, gdzie jest ta granica między okazywaniem zainteresowania a desperacją?

3,471

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mówiąc zupełnie szczerze, to współczuję taki zdesperowanym osobom z jednego powodu: zdają się kompletnie nie dostrzegać faktu, że ich działania i sposób zachowania wywołują reakcje całkowicie przeciwną do zamierzonej. Zresztą może niektóre zachowania ciężko desperacją nazwać, ale i tak nie sprzyjają zawieraniu czy utrzymywaniu nowych znajomości, szczególnie błyskawiczne tempo w jakim niektóre osoby się angażują emocjonalnie w relacje. Jeśli po dosłownie kilku(!) spotkaniach i/lub tygodniach znajomości, ktoś twierdzi, że jest w związku, powinna zacząć wyć u drugiej osoby syrena alarmowa smile

3,472

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Po kilku tygodniach znajomości  wiele  osób jest  w związku  i nie widzę  w tym nic  dziwnego.
Jaką różnica między  okazaniem zainteresowania  a desperacją? W słuchaniu  albo nie słuchaniu  sygnałów  drugiej  strony  Po prostu.  Czyli jak kobieta reaguje  odpowiednio możesz  po miesiącu  wyznać  uczucia i żadna  to desperacja

3,473

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
illuminati_jews_reptilian napisał/a:
Rin Trine napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Otóż to! smile Jeśli ktoś na siłę szuka znajomych a tym bardziej partnera w trakcie takich zajęć, to aż nadto wieje desperacją. A desperację widać u drugiej osoby od razu i jest to jedna z niewielu cech, które powodują błyskawiczny odwrót już na starcie.

To prawda. Mam taką koleżankę. Odkąd skończyła 22 lata usilnie szuka chłopaka. Teraz ma 25 i nadal nie była w związku. Niestety dała się wiele razy wykorzystać tym bardziej napalonym facetom, potem płakała, mimo że nie byli to ludzie, po których warto było płakać, ale ona się już zakochiwała w pierwszym lepszym, który zwrócił na nią uwagę. Gość jej mówi wprost, że przeleciał w swoim 24-letnim życiu 80 lasek a ona chyba wzięła to za komplement, że ją też chce zaliczyć.

To bardzo przykre, ale fakt, desperację wyczują potencjalni kandydaci na męża/żonę z daleka, więc w pewnym momencie trzeba odpuścić. Sama nie lubię desperacji. Z resztą, kto lubi?

Tak się zapytam z ciekawości, gdzie jest ta granica między okazywaniem zainteresowania a desperacją?

Na przykład ktoś Ci okazuje zainteresowanie: zaprasza Cię na kawę, rozmawia z Tobą, poświęca czas na pisanie z Tobą
Desperacja natomiast jest wtedy, gdy druga strona daje wyraźnie do zrozumienia, że nic od nas nie chce, a my i tak biegamy za tą osobą, zapraszamy ją gdzieś ciągle z naszej inicjatywy, przekładamy nasze spotkania ze znajomymi lub obowiązki, żeby tylko zobaczyć się z tą drugą osobą. A przecież trzeba mieć też swoje życie i swoich znajomych, a nie przekładać wszystkiego, żeby tylko dana osoba zgodziła się z nami spotkać.
Dodatkowo taki desperat traktuje każdą nowo poznaną osobę płci przeciwnej jako potencjalnego kandydata na męża/żonę.
Np. ta koleżanka wyżej opisana nie ma kolegów. Albo z kimś chodzi albo niech spada. Zakochuje się w pierwszej lepszej osobie, a potem płacze. I tak cały czas. Gość jej nie szanuje, mówi, że zalicza laski dla zabawy, ona się mu poddaje a potem płacze. Dodatkowo na każdym spotkaniu gada tylko o facetach
To desperacja, przynajmniej dla mnie

3,474 Ostatnio edytowany przez illuminati_jews_reptilian (2020-05-06 15:31:09)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:

Na przykład ktoś Ci okazuje zainteresowanie: zaprasza Cię na kawę, rozmawia z Tobą, poświęca czas na pisanie z Tobą
Desperacja natomiast jest wtedy, gdy druga strona daje wyraźnie do zrozumienia, że nic od nas nie chce, a my i tak biegamy za tą osobą, zapraszamy ją gdzieś ciągle z naszej inicjatywy, przekładamy nasze spotkania ze znajomymi lub obowiązki, żeby tylko zobaczyć się z tą drugą osobą. A przecież trzeba mieć też swoje życie i swoich znajomych, a nie przekładać wszystkiego, żeby tylko dana osoba zgodziła się z nami spotkać.
Dodatkowo taki desperat traktuje każdą nowo poznaną osobę płci przeciwnej jako potencjalnego kandydata na męża/żonę.
Np. ta koleżanka wyżej opisana nie ma kolegów. Albo z kimś chodzi albo niech spada. Zakochuje się w pierwszej lepszej osobie, a potem płacze. I tak cały czas. Gość jej nie szanuje, mówi, że zalicza laski dla zabawy, ona się mu poddaje a potem płacze. Dodatkowo na każdym spotkaniu gada tylko o facetach
To desperacja, przynajmniej dla mnie

Dobrze że jednak nie jestem desperatem tongue bo jednak mam swoją godność i się nie narzucam dziewczynie gdy straciła mną zainteresowanie. Może czasem mam problem ze zwierzaniem się i bycie zbyt szczerym, co może je okropnie odpychać. Trudno taki już najwidoczniej jestem, i nie potrafię udawać kogoś innego.

3,475 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-06 15:07:17)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:

(...) Desperacja natomiast jest wtedy, gdy druga strona daje wyraźnie do zrozumienia, że nic od nas nie chce, a my i tak biegamy za tą osobą, zapraszamy ją gdzieś ciągle z naszej inicjatywy, przekładamy nasze spotkania ze znajomymi lub obowiązki, żeby tylko zobaczyć się z tą drugą osobą. A przecież trzeba mieć też swoje życie i swoich znajomych, a nie przekładać wszystkiego, żeby tylko dana osoba zgodziła się z nami spotkać. Dodatkowo taki desperat traktuje każdą nowo poznaną osobę płci przeciwnej jako potencjalnego kandydata na męża/żonę.
Np. ta koleżanka wyżej opisana nie ma kolegów. Albo z kimś chodzi albo niech spada. Zakochuje się w pierwszej lepszej osobie, a potem płacze. I tak cały czas. Gość jej nie szanuje, mówi, że zalicza laski dla zabawy, ona się mu poddaje a potem płacze. Dodatkowo na każdym spotkaniu gada tylko o facetach
To desperacja, przynajmniej dla mnie

To jest właśnie dla mnie obraz desperacji w najczystszej postaci, w jakiej tylko można sobie wyobrazić. Potencjalny partner jest absolutnym centrum Wszechświata i każda wolna chwila MUSI być mu poświęcona. Brak jakichkolwiek innych zajęć, zero znajomych, połączone z traktowaniem niemal każdej osoby płci przeciwnej jako partnera. Do tego narzucanie się, konieczność ciągłego kontaktu i niemożność zrezygnowania za żadne skarby ze spotkania z wybrankiem. Niestety bycie blisko z kimś takim, zazwyczaj się szybko kończy, nawet jeśli ta druga strona jest w 100 % uczciwa. Po jakimś czasie taki partner czuje się tak osaczony, że nie wytrzymuje tej presji i odchodzi. Swoją drogą, jeśli nawet taki desperat ma jakiś nielicznych znajomych, to jak ci wysłuchują ciągle na jeden i ten sam temat( związki, faceci/kobiety, rozstania, randki itp.), to po pewnym czasie też maja dość przebywania z tą osobą.

3,476

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Możecie nazywać mnie też desperatem ponieważ nie potrafię cieszyć się życiem bez kontaktu z drugim człowiekiem - proszę bardzo, przyznaję się, na razie nie znalazłem sposobu żeby to zmienić.
Ale kiedy posądzacie mnie (bagienni_k) że koncentruję i opieram swoje życie całkowicie wokół innej osoby, że jakakolwiek osoba jest mi potrzebna aby wypełniać cały mój świat itp. - z tym się absolutnie nie zgodzę, próbowałem to wyjaśnić ale chyba nie zrobiłem tego wystarczająco jasno.

Zapytam Was zatem, piszecie szanowni forumowicze i forumowiczki jak to wspaniali jesteście, że potraficie żyć bez partnera czy partnerki i że nie potrzebujecie drugiej osoby, a jednocześnie jesteście mężami, żonami, macie dzieci, przyjaciół, rodzinę, sąsiadów, znajomych z pracy... - i jeszcze długo wymieniać -  z którymi utrzymujecie kontakt. Ile tygodni i miesięcy potrafilibyście wytrzymać bez takiego kontaktu? czy nadal uważalibyście wtedy że jesteście niezależni i żyjecie tylko dla siebie, a każdy kto potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem to jakiś desperat? Sądzę że najedzony głodnego nie zrozumie.

Rin Trine napisał/a:

Np. ta koleżanka wyżej opisana nie ma kolegów. Albo z kimś chodzi albo niech spada. Zakochuje się w pierwszej lepszej osobie, a potem płacze. I tak cały czas. Gość jej nie szanuje, mówi, że zalicza laski dla zabawy, ona się mu poddaje a potem płacze. Dodatkowo na każdym spotkaniu gada tylko o facetach. To desperacja, przynajmniej dla mnie

Żal mi tej osoby, bo to niekoniecznie musi być jej własna wina. Uważam że Twojej koleżance przydałby się facet, który odpowiedzialnie nauczy ją i dowartościuje wystarczająco aby zasklepić wszystkie jej "dziury", które też nie wzięły się z nikąd. Tego się nie da powiedzieć tak z mostu, "weź ogarnij się", "masz sam/sama wszystko czego potrzebujesz", to nie zadziała. Dopiero kiedy jest się wystarczająco blisko z taką osobą, można po pierwsze zrozumieć jej uwarunkowania (błędne schematy myślenia/działania), po drugie można dotrzeć do niej od serca i w odpowiedni sposób rozbroić te miny. Mówię z własnego doświadczenia, byłem w relacji z taką osobą i myślę że dużo się nauczyła.

3,477

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

przyczajony Akurat ja jestem od dłuższego czasu singlem i bezdzietnym, zatem zwyczajnie przywykłem do tego stanu :)Człowiek wyrobił sobie pewne nawyki, które ciężko zmienić. Nie uważam się za jakiegoś odludka, chętnie przebywam w gronie znajomych czy przyjaciół, ale nie potrzebuje tego kontaktu tak często i regularnie, jak niektórzy przeciętni zjadacze chleba smile
Zależy też, co dokładnie rozpatrujemy: partnerstwo/związek czy otwartość i swoboda w kontaktach z ludźmi razem oraz nawiązywanie przyjacielskich relacji?

3,478

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
przyczajony_ napisał/a:

Żal mi tej osoby, bo to niekoniecznie musi być jej własna wina. Uważam że Twojej koleżance przydałby się facet, który odpowiedzialnie nauczy ją i dowartościuje wystarczająco aby zasklepić wszystkie jej "dziury", które też nie wzięły się z nikąd. Tego się nie da powiedzieć tak z mostu, "weź ogarnij się", "masz sam/sama wszystko czego potrzebujesz", to nie zadziała. Dopiero kiedy jest się wystarczająco blisko z taką osobą, można po pierwsze zrozumieć jej uwarunkowania (błędne schematy myślenia/działania), po drugie można dotrzeć do niej od serca i w odpowiedni sposób rozbroić te miny. Mówię z własnego doświadczenia, byłem w relacji z taką osobą i myślę że dużo się nauczyła.

To prawda. Dziewczyna jest po prostu ze wsi, i to takiej serio małej wsi, kilkaset mieszkańców, tam poglądy są staroświeckie, ona według niektórych starszych babć czy dziadków to już starą panną jest. Ona sama na początku roku akademickiego mi powiedziała "No wiesz Kasia, nieważne jakby dziewczyna wykształcona nie była, czego nie osiągnęła, bo wszyscy ją oceniają przez pryzmat wyjścia za mąż  i urodzenia dzieci". Wiem, że w małych miejscowościach, nie tylko na wsiach, w małych miasteczkach też. Dopiero w większych miastach ludzie są trochę bardziej ogarnięci. Dlatego nie dziwię się, że ma coś takiego wpojone.
Widać to, że ona nie jest szczęśliwa. Ona ma koleżanki, ja też ją lubię, ale no od kilku lat jej głównym tematem są faceci. Ma już wymarzony pierścionek zaręczynowy, suknię ślubną, nawet piosenkę na pierwszy taniec wybraną.  Widać to, że ona sama jest po prostu nieszczęśliwa.
W sumie to trochę jej się nie dziwię, przy czym ja nie chcę mieć nigdy dzieci, facet nigdy nie był najważniejszym osiągnięciem w moim życiu, a mimo to czasem patrzę z zazdrością na zakochane pary, a ona jest starsza o 2,5 roku ode mnie, chciałaby mieć 2-3 dzieci i rodzinę, bo to jej marzenie, więc ja wyobrażam sobie, jak to musi ją boleć. Ona po prostu nie będzie szczęśliwa, dopóki kogoś nie znajdzie i tyle. No niestety dziewczyna ma bardzo dużego pecha. Jest na dobrych studiach, jest na prawdę bardzo ładna, zabawna. Nie wiem, czemu ma takiego pecha do facetów, bo to super dziewczyna. I tak jak pisałam- będzie szczęśliwa dopiero wtedy, gdy kogoś sobie znajdzie

3,479

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jezu, to jakaś abstrakcja..Szczególnie te dokładne plany, związane choćby z suknią czy pierścionkiem. W ogóle cały scenariusz na życie gotowy, ale kto się zgodzi na takie coś?
Mówmy zresztą po imieniu: wyreżyserowany spektakl, który taka dziewczyna stawia przed facetem a ten pierwszą rzeczą, o której to: " Ukryta kamera, czy co?" Przypuszczam, że ta dziewczyna ma takie podejście, że chce wszystko mieć zaplanowane, to raz a po drugie dlatego, że nie czerpie satysfakcji z NICZEGO poza relacją z facetem, więc siłą rzeczy pewnie zadręcza go ciągle swoim towarzystwem i potrzebą kontaktu.

3,480 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-05-07 17:45:50)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Jezu, to jakaś abstrakcja..Szczególnie te dokładne plany, związane choćby z suknią czy pierścionkiem. W ogóle cały scenariusz na życie gotowy, ale kto się zgodzi na takie coś?
Mówmy zresztą po imieniu: wyreżyserowany spektakl, który taka dziewczyna stawia przed facetem a ten pierwszą rzeczą, o której to: " Ukryta kamera, czy co?" Przypuszczam, że ta dziewczyna ma takie podejście, że chce wszystko mieć zaplanowane, to raz a po drugie dlatego, że nie czerpie satysfakcji z NICZEGO poza relacją z facetem, więc siłą rzeczy pewnie zadręcza go ciągle swoim towarzystwem i potrzebą kontaktu.

Suknia czy pierscionek i dokladne wyobrazenie to sa rzeczy normalne. To sa marzenia, tak samo jak sobie czlowiek dom swoj wymarzony wyobraza.
Suknie jaka chce to wiedzialam zanim meza poznalam i to jakis czas.

Co do desperacji to ludzie maja alergie na to czesto. Sama mialam stalkera, ktorego zachowanie wynikalo miedzy innymi z desperacji. Jak ja nim gardzilam, malo kim tak gardze. Dla mnie to byl jakis robal na ziemi, karaluch. To jest tak zalosne, ze odczuwam silny cring na mysl o nim. Nie wiem jak on mogl myslec, ze ja bede nim serio zainteresowana.

3,481

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Jezu, to jakaś abstrakcja..Szczególnie te dokładne plany, związane choćby z suknią czy pierścionkiem. W ogóle cały scenariusz na życie gotowy, ale kto się zgodzi na takie coś?
Mówmy zresztą po imieniu: wyreżyserowany spektakl, który taka dziewczyna stawia przed facetem a ten pierwszą rzeczą, o której to: " Ukryta kamera, czy co?" Przypuszczam, że ta dziewczyna ma takie podejście, że chce wszystko mieć zaplanowane, to raz a po drugie dlatego, że nie czerpie satysfakcji z NICZEGO poza relacją z facetem, więc siłą rzeczy pewnie zadręcza go ciągle swoim towarzystwem i potrzebą kontaktu.

Suknia czy pierscionek i dokladne wyobrazenie to sa rzeczy normalne. To sa marzenia, tak samo jak sobie czlowiek dom swoj wymarzony wyobraza.
Suknie jaka chce to wiedzialam zanim meza poznalam i to jakis czas.

Co do desperacji to ludzie maja alergie na to czesto. Sama mialam stalkera, ktorego zachowanie wynikalo miedzy innymi z desperacji. Jak ja nim gardzilam, malo kim tak gardze. Dla mnie to byl jakis robal na ziemi, karaluch. To jest tak zalosne, ze odczuwam silny cring na mysl o nim. Nie wiem jak on mogl myslec, ze ja bede nim serio zainteresowana.

No tak, to takie marzenia, więc to jeszcze zrozumiałe, chociaż ona gada o tym cały czas. Widzimy się z dziewczynami w tym roku po sesji zimowej, puszczamy muzykę, nagle ta dziewczyna wypaliła "O, tą piosenkę będę mieć jako pierwszy taniec na swoim ślubie". Potem idziemy przez miasto, tutaj nagle reklama jubilera "Taki bym chciała pierścionek zaręczynowy". Nie byłoby w tym nic złego, ale od niej słyszę to dosyć często.

Współczuję takiej sytuacji, jaką miałaś. A co robił ten facet? Tak z ciekawości pytam? Bo ciekawa jestem, jak się zachowuje zdesperowany facet. Raz takiego miałam na studiach, to próbował się umówić dosłownie z każdą dziewczyną na roku. Startował dosłownie do KAŻDEJ. Wszystkich zaczęło już to śmieszyć

3,482

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

I powagę sytuacji, w jakiej taka osoba się znajduje nie zrozumie nikt oprócz niej samej. Racze spotykam na swojej drodze ludzi, którzy potrafią gadać w kółko o tym samym( sam do nich należę smile ), ale raczej nie jest nigdy związane ze zmianą stanu cywilnego - ot, po prostu pasja czy zainteresowanie, niezależnie od płci wieku, czy statusu związku.
Poza tym takie planowanie trąci nieco dziecinadą, takie bujanie w obłokach 2 km nad ziemią, nie widząc, że można się tą ziemią twardo zderzyć.

3,483

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

I powagę sytuacji, w jakiej taka osoba się znajduje nie zrozumie nikt oprócz niej samej. Racze spotykam na swojej drodze ludzi, którzy potrafią gadać w kółko o tym samym( sam do nich należę smile ), ale raczej nie jest nigdy związane ze zmianą stanu cywilnego - ot, po prostu pasja czy zainteresowanie, niezależnie od płci wieku, czy statusu związku.
Poza tym takie planowanie trąci nieco dziecinadą, takie bujanie w obłokach 2 km nad ziemią, nie widząc, że można się tą ziemią twardo zderzyć.

Ale gadanie o zainteresowaniach to bardzo pozytywna cecha! Ja bardzo cenię ludzi, którzy mają swoje pasje i zainteresowania. Pewnie też dlatego, że w moim otoczeniu nie ma zbyt wielu takich osób, dla większości zainteresowania to netflix i simsy. Dlatego jak ktoś ma może nawet nie pasje, wystarczą zwykłe zainteresowania, np. sport, języki to już się ceni
Marzenia typu ślub, dom, dzieci też są okej, póki się nie myśli o tym obsesyjnie. No ja co widzę tą koleżankę to słyszę o facetach. Ona sama przyznała, że jakby jej facet kazał, to by siedziała w domu, nie pracowała i wychowywała dzieci. Nawet jej ktoś powiedział już oburzony, że po co w takim razie studiuje, bo na jej miejsce mógł wejść ktoś, kto chciał to studiować
Ja jej słucham, nie wnikam w dyskusje. Kiedyś, jak ją odwiedziłam rok temu, siedziałyśmy z nią i jej współlokatorką w jej pokoju, ja przyniosłam jej notatki, które od niej pożyczyłam, rozkładałam je, ona gadała, jak to czuje się nieszczęśliwa, bo nie ma faceta, ja tylko tak jęknęłam "ehhh", a ona do mnie z pretensjami "No i przez takich jak ty mam zaniżone poczucie własnej wartości!". A ja nawet nic nie powiedziałam, po prostu miałam dość tego biadolenia o tym, jak facet jest jedynym sensem życia.
Ja rozumiem osoby samotne, bez znajomych, partnera. Tak, że nie ma się do kogo odezwać. To faktycznie boli. Ale ona akurat ma znajomych, mieszka z bliską przyjaciółką, z którą dogadują się dobrze, jest na końcu studiów, więc już nie ma tyle stresu co ci na początku, tak więc ona ma frustracje spowodowane tylko brakiem faceta. Tego nie rozumiem. I ona cały czas o tym gada

3,484

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Jezu, to jakaś abstrakcja..Szczególnie te dokładne plany, związane choćby z suknią czy pierścionkiem. W ogóle cały scenariusz na życie gotowy, ale kto się zgodzi na takie coś?
Mówmy zresztą po imieniu: wyreżyserowany spektakl, który taka dziewczyna stawia przed facetem a ten pierwszą rzeczą, o której to: " Ukryta kamera, czy co?" Przypuszczam, że ta dziewczyna ma takie podejście, że chce wszystko mieć zaplanowane, to raz a po drugie dlatego, że nie czerpie satysfakcji z NICZEGO poza relacją z facetem, więc siłą rzeczy pewnie zadręcza go ciągle swoim towarzystwem i potrzebą kontaktu.

Suknia czy pierscionek i dokladne wyobrazenie to sa rzeczy normalne. To sa marzenia, tak samo jak sobie czlowiek dom swoj wymarzony wyobraza.
Suknie jaka chce to wiedzialam zanim meza poznalam i to jakis czas.

Co do desperacji to ludzie maja alergie na to czesto. Sama mialam stalkera, ktorego zachowanie wynikalo miedzy innymi z desperacji. Jak ja nim gardzilam, malo kim tak gardze. Dla mnie to byl jakis robal na ziemi, karaluch. To jest tak zalosne, ze odczuwam silny cring na mysl o nim. Nie wiem jak on mogl myslec, ze ja bede nim serio zainteresowana.

No tak, to takie marzenia, więc to jeszcze zrozumiałe, chociaż ona gada o tym cały czas. Widzimy się z dziewczynami w tym roku po sesji zimowej, puszczamy muzykę, nagle ta dziewczyna wypaliła "O, tą piosenkę będę mieć jako pierwszy taniec na swoim ślubie". Potem idziemy przez miasto, tutaj nagle reklama jubilera "Taki bym chciała pierścionek zaręczynowy". Nie byłoby w tym nic złego, ale od niej słyszę to dosyć często.

Współczuję takiej sytuacji, jaką miałaś. A co robił ten facet? Tak z ciekawości pytam? Bo ciekawa jestem, jak się zachowuje zdesperowany facet. Raz takiego miałam na studiach, to próbował się umówić dosłownie z każdą dziewczyną na roku. Startował dosłownie do KAŻDEJ. Wszystkich zaczęło już to śmieszyć

Ten facet czytal kazdy gest jako zainteresowanie w jego strone. I to nie tylko gest, ale wszystko ogolnie co robilam poza moja znajomoscia z nim. Jak przytulilam przyjaciela, to dlatego zeby w nim zazdrosc wzbudzic, jak wstawilam zdjecie z kims to zeby go prowokowac i tak dalej.

3,485

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
Rin Trine napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Suknia czy pierscionek i dokladne wyobrazenie to sa rzeczy normalne. To sa marzenia, tak samo jak sobie czlowiek dom swoj wymarzony wyobraza.
Suknie jaka chce to wiedzialam zanim meza poznalam i to jakis czas.

Co do desperacji to ludzie maja alergie na to czesto. Sama mialam stalkera, ktorego zachowanie wynikalo miedzy innymi z desperacji. Jak ja nim gardzilam, malo kim tak gardze. Dla mnie to byl jakis robal na ziemi, karaluch. To jest tak zalosne, ze odczuwam silny cring na mysl o nim. Nie wiem jak on mogl myslec, ze ja bede nim serio zainteresowana.

No tak, to takie marzenia, więc to jeszcze zrozumiałe, chociaż ona gada o tym cały czas. Widzimy się z dziewczynami w tym roku po sesji zimowej, puszczamy muzykę, nagle ta dziewczyna wypaliła "O, tą piosenkę będę mieć jako pierwszy taniec na swoim ślubie". Potem idziemy przez miasto, tutaj nagle reklama jubilera "Taki bym chciała pierścionek zaręczynowy". Nie byłoby w tym nic złego, ale od niej słyszę to dosyć często.

Współczuję takiej sytuacji, jaką miałaś. A co robił ten facet? Tak z ciekawości pytam? Bo ciekawa jestem, jak się zachowuje zdesperowany facet. Raz takiego miałam na studiach, to próbował się umówić dosłownie z każdą dziewczyną na roku. Startował dosłownie do KAŻDEJ. Wszystkich zaczęło już to śmieszyć

Ten facet czytal kazdy gest jako zainteresowanie w jego strone. I to nie tylko gest, ale wszystko ogolnie co robilam poza moja znajomoscia z nim. Jak przytulilam przyjaciela, to dlatego zeby w nim zazdrosc wzbudzic, jak wstawilam zdjecie z kims to zeby go prowokowac i tak dalej.

To współczuję, musiało to być bardzo denerwujące
To faktycznie był desperat. Bardzo zakochany desperat. Aż strach z takim wchodzić w związek.
Kiedyś na jakimś babskim portalu czytałam, jak dziewczyna opisywała, że jej koleżanka zakochała się w facecie. I dokładnie to samo: zdobywała jakieś bilety na koncert, byle go wyciągnąć, zapraszała go na spotkania, a jak się dał, to dzień wcześniej musiała odwiedzić fryzjera i kosmetyczkę. On jej wiele razy dawał do zrozumienia, że ona jest co najwyżej jego koleżanką, ale nic do niej nie docierało. Pewnego dnia przyszła do tej dziewczyny zaryczana, okazało się, że chłopak wrzucił na fb zdjęcia z wakacji w ciepłych krajach z nową dziewczyną z jakimś romantycznym dopiskiem. I autorka artykułu powiedziała, że jest prawie pewna, że on miał na celu dać do zrozumienia tej jej koleżance, że nic między nimi nie będzie, ona sama to jej tłumaczyła. Dziewczyna najpierw przyznała rację, ale minęło kilka dni, wróciła do autorki tekstu i stwierdziła, że on to zrobił specjalnie, żeby ona była zazdrosna. I znowu się koło zaczęło.
W sumie to współczuję takim ludziom, bo to trochę upokarzające, ale z drugiej strony zazdroszczę, że potrafili się aż tak zakochać...

3,486

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:

Ale gadanie o zainteresowaniach to bardzo pozytywna cecha! Ja bardzo cenię ludzi, którzy mają swoje pasje i zainteresowania. Pewnie też dlatego, że w moim otoczeniu nie ma zbyt wielu takich osób, dla większości zainteresowania to netflix i simsy. Dlatego jak ktoś ma może nawet nie pasje, wystarczą zwykłe zainteresowania, np. sport, języki to już się ceni
Marzenia typu ślub, dom, dzieci też są okej, póki się nie myśli o tym obsesyjnie. No ja co widzę tą koleżankę to słyszę o facetach. Ona sama przyznała, że jakby jej facet kazał, to by siedziała w domu, nie pracowała i wychowywała dzieci. Nawet jej ktoś powiedział już oburzony, że po co w takim razie studiuje, bo na jej miejsce mógł wejść ktoś, kto chciał to studiować
Ja jej słucham, nie wnikam w dyskusje. Kiedyś, jak ją odwiedziłam rok temu, siedziałyśmy z nią i jej współlokatorką w jej pokoju, ja przyniosłam jej notatki, które od niej pożyczyłam, rozkładałam je, ona gadała, jak to czuje się nieszczęśliwa, bo nie ma faceta, ja tylko tak jęknęłam "ehhh", a ona do mnie z pretensjami "No i przez takich jak ty mam zaniżone poczucie własnej wartości!". A ja nawet nic nie powiedziałam, po prostu miałam dość tego biadolenia o tym, jak facet jest jedynym sensem życia.
Ja rozumiem osoby samotne, bez znajomych, partnera. Tak, że nie ma się do kogo odezwać. To faktycznie boli. Ale ona akurat ma znajomych, mieszka z bliską przyjaciółką, z którą dogadują się dobrze, jest na końcu studiów, więc już nie ma tyle stresu co ci na początku, tak więc ona ma frustracje spowodowane tylko brakiem faceta. Tego nie rozumiem. I ona cały czas o tym gada

Dokładnie o to mi chodziło! Jeśli tylko ktoś rozprawia o swoich pasjach czy "słabościach", jeśli tylko robi to niezależnie od swojego stanu związkowego, wyznania, koloru skóry itp tongue To wręcz dowód na to, że widzisz coś pozytywnego w życiu, czerpiąc z tego radość lub/i dzieląc się tą radością z innymi. Samemu cieszy mnie widok czy obcowanie z ludźmi, którzy akurat okazują satysfakcję z zajmowania się czymś w życiu, kiedy nie czerpią z tego żadnych, materialnych choćby, korzyści. Natomiast takie zachowanie, jak u jednego czy drugiego opisanego "wielbiciela/lki" to ni innego, jak czysta obsesja. Obsesja, która po pewnym czasie niszczy i unicestwia wręcz zarówno obiekt westchnień, jak i samego adoratora. Przypadek z tymi biletami i wyjazdem na wakacje jest chyba rzeczywiście autentyczny, bo nawet podawał go kiedyś pewien coach, piszący właśnie o obsesyjnym zakochaniu. Zastanawia mnie jak tacy ludzie radzą sobie ze sprawami zawodowymi czy zwykłymi przyziemnymi rzeczami, kiedy jedyne, co widza i o czym myślą, to to, jak znaleźć i za wszelką cenę zatrzymać przy sobie partnera.

3,487

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

No tak, to takie marzenia, więc to jeszcze zrozumiałe, chociaż ona gada o tym cały czas. Widzimy się z dziewczynami w tym roku po sesji zimowej, puszczamy muzykę, nagle ta dziewczyna wypaliła "O, tą piosenkę będę mieć jako pierwszy taniec na swoim ślubie". Potem idziemy przez miasto, tutaj nagle reklama jubilera "Taki bym chciała pierścionek zaręczynowy". Nie byłoby w tym nic złego, ale od niej słyszę to dosyć często.

Współczuję takiej sytuacji, jaką miałaś. A co robił ten facet? Tak z ciekawości pytam? Bo ciekawa jestem, jak się zachowuje zdesperowany facet. Raz takiego miałam na studiach, to próbował się umówić dosłownie z każdą dziewczyną na roku. Startował dosłownie do KAŻDEJ. Wszystkich zaczęło już to śmieszyć

Ten facet czytal kazdy gest jako zainteresowanie w jego strone. I to nie tylko gest, ale wszystko ogolnie co robilam poza moja znajomoscia z nim. Jak przytulilam przyjaciela, to dlatego zeby w nim zazdrosc wzbudzic, jak wstawilam zdjecie z kims to zeby go prowokowac i tak dalej.

To współczuję, musiało to być bardzo denerwujące
To faktycznie był desperat. Bardzo zakochany desperat. Aż strach z takim wchodzić w związek.
Kiedyś na jakimś babskim portalu czytałam, jak dziewczyna opisywała, że jej koleżanka zakochała się w facecie. I dokładnie to samo: zdobywała jakieś bilety na koncert, byle go wyciągnąć, zapraszała go na spotkania, a jak się dał, to dzień wcześniej musiała odwiedzić fryzjera i kosmetyczkę. On jej wiele razy dawał do zrozumienia, że ona jest co najwyżej jego koleżanką, ale nic do niej nie docierało. Pewnego dnia przyszła do tej dziewczyny zaryczana, okazało się, że chłopak wrzucił na fb zdjęcia z wakacji w ciepłych krajach z nową dziewczyną z jakimś romantycznym dopiskiem. I autorka artykułu powiedziała, że jest prawie pewna, że on miał na celu dać do zrozumienia tej jej koleżance, że nic między nimi nie będzie, ona sama to jej tłumaczyła. Dziewczyna najpierw przyznała rację, ale minęło kilka dni, wróciła do autorki tekstu i stwierdziła, że on to zrobił specjalnie, żeby ona była zazdrosna. I znowu się koło zaczęło.
W sumie to współczuję takim ludziom, bo to trochę upokarzające, ale z drugiej strony zazdroszczę, że potrafili się aż tak zakochać...

Problemem Twojej kolezanki nie jest to, że Ona
zaprasza, pokazuje,  że jej zależy,  czy że chodzi przed  ramką do kosmetyczki i fryzjera bynajmniej. 
Ona szuka  nie tan gdzie powinna,  powinna  szukać  mężczyzn  a nie chłopców  i wśród  osób bardziej pewnych  siebie, co z wiekiem  też się wiąże  Prawdopodobnie  wśród 35  latkow  znalazlaby  łatwiej  mężczyznę:)
Proponuję  podnieść  sobie poprzeczkę  a nie obniżać. Mężczyzna  nie poczuje  się zagrożony  jej inicjatywą,  nie będzie  się  z nią porozumiewal  za pomocą  facebokowych wpisów. Możesz  jej to przekazać ode mnie. smile
Żadna desperacja. Pukanie  nie do tych drzwi.:)

3,488

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

Ale gadanie o zainteresowaniach to bardzo pozytywna cecha! Ja bardzo cenię ludzi, którzy mają swoje pasje i zainteresowania. Pewnie też dlatego, że w moim otoczeniu nie ma zbyt wielu takich osób, dla większości zainteresowania to netflix i simsy. Dlatego jak ktoś ma może nawet nie pasje, wystarczą zwykłe zainteresowania, np. sport, języki to już się ceni
Marzenia typu ślub, dom, dzieci też są okej, póki się nie myśli o tym obsesyjnie. No ja co widzę tą koleżankę to słyszę o facetach. Ona sama przyznała, że jakby jej facet kazał, to by siedziała w domu, nie pracowała i wychowywała dzieci. Nawet jej ktoś powiedział już oburzony, że po co w takim razie studiuje, bo na jej miejsce mógł wejść ktoś, kto chciał to studiować
Ja jej słucham, nie wnikam w dyskusje. Kiedyś, jak ją odwiedziłam rok temu, siedziałyśmy z nią i jej współlokatorką w jej pokoju, ja przyniosłam jej notatki, które od niej pożyczyłam, rozkładałam je, ona gadała, jak to czuje się nieszczęśliwa, bo nie ma faceta, ja tylko tak jęknęłam "ehhh", a ona do mnie z pretensjami "No i przez takich jak ty mam zaniżone poczucie własnej wartości!". A ja nawet nic nie powiedziałam, po prostu miałam dość tego biadolenia o tym, jak facet jest jedynym sensem życia.
Ja rozumiem osoby samotne, bez znajomych, partnera. Tak, że nie ma się do kogo odezwać. To faktycznie boli. Ale ona akurat ma znajomych, mieszka z bliską przyjaciółką, z którą dogadują się dobrze, jest na końcu studiów, więc już nie ma tyle stresu co ci na początku, tak więc ona ma frustracje spowodowane tylko brakiem faceta. Tego nie rozumiem. I ona cały czas o tym gada

Dokładnie o to mi chodziło! Jeśli tylko ktoś rozprawia o swoich pasjach czy "słabościach", jeśli tylko robi to niezależnie od swojego stanu związkowego, wyznania, koloru skóry itp tongue To wręcz dowód na to, że widzisz coś pozytywnego w życiu, czerpiąc z tego radość lub/i dzieląc się tą radością z innymi. Samemu cieszy mnie widok czy obcowanie z ludźmi, którzy akurat okazują satysfakcję z zajmowania się czymś w życiu, kiedy nie czerpią z tego żadnych, materialnych choćby, korzyści. Natomiast takie zachowanie, jak u jednego czy drugiego opisanego "wielbiciela/lki" to ni innego, jak czysta obsesja. Obsesja, która po pewnym czasie niszczy i unicestwia wręcz zarówno obiekt westchnień, jak i samego adoratora. Przypadek z tymi biletami i wyjazdem na wakacje jest chyba rzeczywiście autentyczny, bo nawet podawał go kiedyś pewien coach, piszący właśnie o obsesyjnym zakochaniu. Zastanawia mnie jak tacy ludzie radzą sobie ze sprawami zawodowymi czy zwykłymi przyziemnymi rzeczami, kiedy jedyne, co widza i o czym myślą, to to, jak znaleźć i za wszelką cenę zatrzymać przy sobie partnera.

Dokładnie. Uwielbiam, gdy ktoś z wielkim zaangażowaniem opowiada o tym, czym się interesuje. Pasja to nie musi być od razu sport czy podróże. Jeśli np. jest dziewczyna, która kocha stylizację paznokci, zna się na tym, jest w tym dobra to co za problem? Albo facet, który świetnie zna się na motoryzacji... to wszystko to są zainteresowania i to się ceni.
U mnie ludzie tylko narzekają, a ja chcąc nie chcąc muszę tego słuchać. I wieczne jęczenie. Nie ma wokół mnie zbyt dużo entuzjastycznych osób, którzy mają ambicje i pozytywne nastawienie.

Z tymi biletami to często podawany przykład. No jak na siłę ktoś się chce przypodobać. Z jednej strony trochę to żałosne zachowanie, ale z drugiej to bardzo przykre, że ta dziewczyna się tak zakochała bez wzajemności i ciągle za nim latała.
Jak radzą sobie tacy ludzie w sprawach zawodowych? Ta moja koleżanka opisana wyżej właśnie średnio sobie radzi. U nas na studiach od połowy 3 roku można iść do pracy, bo już jest więcej wolnego czasu, nie ma codziennie wejściówek i kolokwiów. Jest dużo ofert pracy dla studentów z małą liczbą godzin, ale nie. Ona jest już na 5 roku, od 2 lat mogła pracować jako kelnerka czy sprzedawca, ale nie. Ona codziennie ogląda seriale i filmy. Przegląda fejsa ludzi z uczelni śledząc, co oni robią, spekulując, obgadując. Nie wiem co to jej daje, ale serio tak jest. Zamiast się zająć czymś pożytecznym to ona jest na utrzymaniu rodziców i zajmuje się tym co opisałam linijkę wyżej. A jak sobie będzie potem radzić jako stomatolog? Nie mam pojęcia, ale średnio to widzę. Chociaż z drugiej strony bardzo mi jej szkoda, bo ona jest na prawdę ładną dziewczyną. Powiedziałabym, że ponad przeciętnie ładna, jest jej czego zazdrościć w wyglądzie, a nie miała nigdy faceta i kompletnie tego nie rozumiem. Po prostu jeśli chodzi o sprawy sercowe i znajomych to chyba trzeba mieć po prostu szczęście i tyle

3,489

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jest gdzieś granica między nieskutecznym poszukiwaniem partnera a ustawicznym czy wręcz obsesyjnym traktowaniem tej kwestii. Taka osoba robi się dla otoczenia irytująca, bo jeśli o niczym innym nie potrafi rozmawiać ani się niczym innym zajmować, do tego bije od niej ten pesymizm i frustracja, to pomóc może chyba tylko specjalista. Sam bym chyba skisnął, gdybym miał bez przerwy tego wysłuchiwać. Nie wiem, czy jest powód doszukiwać się wad w obiektach westchnień, bo przecież co by się zmieniło, gdyby nawet nagle( czy też nie nagle: ) ) taka osoba znalazła partnera? Wiadomo, że to żadna gwarancja, ale można się spodziewać, że taka osoba będzie dość uciążliwym towarzyszem życia, jeśli poza związkiem i partnerem mało co ją interesuje. I akurat wygląd może nie mieć tutaj znaczenia, kiedy ktoś Cię osacza i oplątuje jak bluszcz.

Przykład tej dziewczyny z biletami i wakacjami to już raczej przypadek skrajny, bo to totalne zafiksowanie na punkcie jednego człowieka. Nie ma co mieć przecież pretensji, że ten facet nie był zainteresowany - zdarza się smile Nie będzie przecież z dziewczyną na siłę wbrew sobie. Ile razy przeciętna osoba potrzebuje usłyszeć, że nic z wymarzonego związku nie będzie, aby osobie odpuścić? Takie usilne przymilanie się czy naskakiwanie robi się zwyczajnie niesmaczne.

3,490 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-05-09 17:49:49)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:

Ona codziennie ogląda seriale i filmy. Przegląda fejsa ludzi z uczelni śledząc, co oni robią, spekulując, obgadując. Nie wiem co to jej daje, ale serio tak jest.

Może to samo jej to daje, co Tobie, Rin Trine? Też niemal w każdym poście kogoś obgadujesz, oceniasz, krytykujesz...
Bardzo łatwo jest kogoś oceniać. A przecież nie wiesz nic o tej dziewczynie, co ona tam w środku przeżywa. Może ogląda te seriale, żeby zapomnieć, nie myśleć o swoich smutkach czy rozczarowaniach sercowych? Każdy sobie radzi inaczej. Może ona akurat w ten sposób? Nie wiesz tego. Nie wszyscy są tak silni emocjonalnie, jak Ty.
A tak przy okazji - ja osobiście seriali nie lubię. Ale dlaczego inni nie mogą lubić? Dlaczego na tej podstawie mam kogoś oceniać, że jest gorszy, a ja lepsza? Nie rozumiem.
A filmy? W czym jest lepsze zainteresowanie pływaniem od zainteresowania kinem światowym? Za filmy dostaje się Oscary przyznawane przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej. I wiele innych nagród.
Edit: Netflixa nie mam, więc nie wiem, co tam grają ;p

3,491

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jak ja stać  by nie pracować a tylko studiować,  to nie ma obowiązku zapełnić  każdej chwili.
Może celebrować  święty spokój, seriale, szukać  męża  i realizować SWÓJ  a nie czyjs  plan na życie.

3,492

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hej, mam nadzieje ze odnalazłaś swoją drugą połówkę?
Pozdrawiam

3,493

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:

Może to samo jej to daje, co Tobie, Rin Trine? Też niemal w każdym poście kogoś obgadujesz, oceniasz, krytykujesz...

No nie zrozumiałaś, o co mi chodziło.
Po pierwsze- brzydzę się obgadywaniem. Obgadują wszystko i wszystkich moje wyżej wymienione znajome. Dlatego mam ich dosyć, powoli ograniczam kontakt, bo ja nienawidzę obgadywania. Obgadywanie to znak, że ktoś nie ma własnych zainteresowań i własnego życia tylko narzeka na wszystko co ich otacza- to opisuje właśnie moje koleżanki. A ja muszę tego wysłuchiwać i jak płaczą to pocieszać.
Czemu mi zarzucasz, że ja wszystkich obgaduję, skoro mnie nie znasz? Rozmawiałaś ze mną kiedyś? Obgadywałam koleżankę w gimnazjum, bo zaszła mi za skórę, ale skończyłam z tym, ludzie są mi obojętni, kompletnie obojętni. Może sama tak robisz, więc oceniasz wszystkich przez pryzmat obgadywania? Bo to jedyne, co mi przyszło do głowy czytając to

umajona napisał/a:

Bardzo łatwo jest kogoś oceniać. A przecież nie wiesz nic o tej dziewczynie, co ona tam w środku przeżywa. Może ogląda te seriale, żeby zapomnieć, nie myśleć o swoich smutkach czy rozczarowaniach sercowych? Każdy sobie radzi inaczej. Może ona akurat w ten sposób? Nie wiesz tego. Nie wszyscy są tak silni emocjonalnie, jak Ty.

Wcale nie jestem silna psychicznie, a jakoś jeszcze staram się funkcjonować, wychodzić do ludzi.
Na pewno ogląda filmy i seriale, żeby zapomnieć o smutkach i troskach. Praktycznie każdy z nas tak robi. Ja też w ramach odstresowania się oglądam filmy i seriale prawie codziennie. Nie ma tu nic odkrywczego. I nie mówię, że to jest coś złego, tylko ona to robi CAŁY CZAS i to jedyne, co robi prócz chodzenia na zajęcia. Zamiast iść do pracy (bo nie ma dużo nauki teraz) to ona woli bulić od rodziców i siedzi codziennie przed kompem oglądając netflixa. A jakby poszła do pracy, może by poznała ciekawych ludzi, może nawet faceta i przestała cały czas o tych facetach gadać. Zanim ją poznałam myślałam, że to ja jestem nawiedzona jeśli chodzi o facetów, a ona jest dużo lepsza.

umajona napisał/a:

A tak przy okazji - ja osobiście seriali nie lubię. Ale dlaczego inni nie mogą lubić? Dlaczego na tej podstawie mam kogoś oceniać, że jest gorszy, a ja lepsza? Nie rozumiem.
A filmy? W czym jest lepsze zainteresowanie pływaniem od zainteresowania kinem światowym? Za filmy dostaje się Oscary przyznawane przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej. I wiele innych nagród.

A gdzie ja napisałam, że jest ktoś gorszy? .
I mylisz pojęcia. I to bardzo. Jak ktoś się interesuje kinem światowym, zna historię kina, wybitne dzieła, twórców, aktorów to jest to jak najbardziej zainteresowanie, ale samo wykupienie i odpalenie netflica nie jest żadnym wielkim hobby. Jest to po prostu forma spędzenia wolnego czasu. Coś jak grill z rodziną. I ja właśnie mówię tu o siedzeniu przed kompem i oglądaniu tego, nie o pasji. Sport też można oglądać w TV i wtedy też średnio ma sięto do zainteresowań (chyba że ktoś bardzo dużo wie na ten temat, to też co innego). Gdyby dziewczyna interesowała się historią kinematografii, dziełami, twórcami i sama chodziła np. do teatru lub była nawet w kółku teatralnym to ja absolutnie bym się nie mogła przyczepić. Bo to jest forma sztuki, a sztuka to też pasja, ale odpalić komputer i cda potrafi każdy, prawda? Ja rok temu w wakacje pracowałam w cinema city i więcej wiedziałam o świecie filmów niż ona, bo musiałam to wiedzieć do pracy, a nie uważam się za pasjonata kinematografii.
Więc tak, sport, podróże, motoryzacja, sztuka itp. są na pewno pasje. I nie można tego porównać do oglądania cda czy youtube
Moja koleżanka ma dużo pucharów i medali z pływania, włożyła mnóstwo pracy, czasu i wysiłku, żeby to osiągnąć i twoje porównanie tego do oglądania netflixa jest po prostu.... słabe. Nie sądziłam nawet, że ktoś to może w ogóle porównać. Powiedziałabym nawet, że to jest obrażanie osób, które ciężko pracują na swój sukces.

bagienni_k napisał/a:

Jest gdzieś granica między nieskutecznym poszukiwaniem partnera a ustawicznym czy wręcz obsesyjnym traktowaniem tej kwestii. Taka osoba robi się dla otoczenia irytująca, bo jeśli o niczym innym nie potrafi rozmawiać ani się niczym innym zajmować, do tego bije od niej ten pesymizm i frustracja, to pomóc może chyba tylko specjalista. Sam bym chyba skisnął, gdybym miał bez przerwy tego wysłuchiwać. Nie wiem, czy jest powód doszukiwać się wad w obiektach westchnień, bo przecież co by się zmieniło, gdyby nawet nagle( czy też nie nagle: ) ) taka osoba znalazła partnera? Wiadomo, że to żadna gwarancja, ale można się spodziewać, że taka osoba będzie dość uciążliwym towarzyszem życia, jeśli poza związkiem i partnerem mało co ją interesuje. I akurat wygląd może nie mieć tutaj znaczenia, kiedy ktoś Cię osacza i oplątuje jak bluszcz.

Przykład tej dziewczyny z biletami i wakacjami to już raczej przypadek skrajny, bo to totalne zafiksowanie na punkcie jednego człowieka. Nie ma co mieć przecież pretensji, że ten facet nie był zainteresowany - zdarza się smile Nie będzie przecież z dziewczyną na siłę wbrew sobie. Ile razy przeciętna osoba potrzebuje usłyszeć, że nic z wymarzonego związku nie będzie, aby osobie odpuścić? Takie usilne przymilanie się czy naskakiwanie robi się zwyczajnie niesmaczne.

A to prawda. Ja też choćbym widziała najprzystojniejszego faceta na świecie, dla którego byłabym jedyną rozrywką, nic nie miałby ciekawego do zaoferowania, bo nic by go nie interesowało to też na dłuższą metę jest to uciążliwe, bo partner takiej osoby potem czuje presję, że to on musi wymyślać rozrywki drugiej osobie (ja raz się tak czułam właśnie przy jednym chłopaku).
Ja tej dziewczyny nie widuję za często. Fakt, że to gadanie o facetach jest uciążliwe, ale i tak nie jest tak marudna jak moje koleżanki z roku, wręcz przeciwnie- jest pozytywną osobą i to w niej cenię. Tylko no ona nie ma większych zainteresowań. Pytałam ją o hobby, to nic nie odpowiedziała, za to widząc ile ja rzeczy robię to była wręcz w szoku, że tak się da, że można mieć wiedzę na tyle tematów.
Wydaje mi się, że jak ona znajdzie tego pierwszego, to jej to przejdzie, zobaczy, że związek to nie tylko słodkie chwile, że to też kompromisy i współpraca i może jej przejdzie

3,494 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-05-09 23:32:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rin Trine napisał/a:

Obgadywanie to znak, że ktoś nie ma własnych zainteresowań i własnego życia tylko narzeka na wszystko co ich otacza- to opisuje właśnie moje koleżanki. A ja muszę tego wysłuchiwać i jak płaczą to pocieszać.
Czemu mi zarzucasz, że ja wszystkich obgaduję, skoro mnie nie znasz? Rozmawiałaś ze mną kiedyś?

Nie zarzucam Ci, że wszystkich obgadujesz. Jak słusznie zauważyłaś, nie znam Cię.
Zwróciłam tylko uwagę, że prawie w każdym poście pisanym na tym forum kogoś oceniasz i krytykujesz.
I nie porównuję zdobywania medali w jakiejkolwiek dziedzinie do oglądania Netflixa.

3,495

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
umajona napisał/a:
Rin Trine napisał/a:

Obgadywanie to znak, że ktoś nie ma własnych zainteresowań i własnego życia tylko narzeka na wszystko co ich otacza- to opisuje właśnie moje koleżanki. A ja muszę tego wysłuchiwać i jak płaczą to pocieszać.
Czemu mi zarzucasz, że ja wszystkich obgaduję, skoro mnie nie znasz? Rozmawiałaś ze mną kiedyś?

Nie zarzucam Ci, że wszystkich obgadujesz. Jak słusznie zauważyłaś, nie znam Cię.
Zwróciłam tylko uwagę, że prawie w każdym poście pisanym na tym forum kogoś oceniasz i krytykujesz.
I nie porównuję zdobywania medali w jakiejkolwiek dziedzinie do oglądania Netflixa.

Napisałam wcześniej, że moje koleżanki są marudne, przez co ciężko z nimi wytrzymać- to nie jest obgadywanie tylko to jest fakt. No nie napiszę, że "one są głupie, bo tak", ale nie chcę pisać też nic dokładnie, więc to tyle
Obgadywania tutaj nie widzę

3,496

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie obgadujesz, ale jednak obgadujesz big_smile nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że inni mają inaczej? Wszyscy muszą funkcjonować w świecie tak jak Ty? Bo jak nie pracują na studiach to są źli?

Ja na licencjacie nie pracowałam, a na magisterce miałam 1/10 etatu koło domu, bo była potrzeba w gabinecie. Moi rodzice nie widzieli potrzeby, żebym pracowała na etat czy na pół etatu i jakoś dałam radę wyjść na ludzi. Studia skończyłam, dobrą pracę dostałam od razu po studiach. Pierwszy awans w pracy pół roku później i potem już tylko lepiej. Da się.

Wiesz, że są ludzie, którzy zarabiają recenzując seriale? Cały dzień siedzą przed netflixem i mają z tego kasę.

Rin, jesteś roszczeniowa i oceniająca względem innych. Masz gdzieś opibie tych ludzi, nie wgłębiasz się w to, jakie mają zainteresowania, styl i tryb życia, w jakiej sferze chcą się rozwijać. Porównujesz ich do siebie i obgadujesz tutaj na całego, bo Ci coą w nich nie pasuje. Ale nie bierzesz pod uwagę tego, że każdy jest inny. Mogłabyś mieć siostrę bliźniaczkę jednojajową, a też nie musiałybyście mieć tych samych zainteresowań.

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jesteście chyba trochę przewrażliwieni, bo dla mnie wyrzucenie z siebie że ma się dość paru osób to chyba nie jest obgadywanie? Poza tym nie wiem gdzie niby oczekuje że każdy ma funkcjonować jak ona?

Rin Trine napisał/a:

Bo to jest forma sztuki, a sztuka to też pasja, ale odpalić komputer i cda potrafi każdy, prawda? Ja rok temu w wakacje pracowałam w cinema city i więcej wiedziałam o świecie filmów niż ona, bo musiałam to wiedzieć do pracy, a nie uważam się za pasjonata kinematografii.

Wiesz jednak że na tych platformach są dostępne różne rzeczy, i tak samo można to podciągnąć pod zainteresowania o których można długo rozmawiać/pisac? Co prawda nie jest to pasja jak podałaś przykład dziewczyny co pływa, to się znajduje mimo wszystko szczebelek niżej niż to.

3,498

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
illuminati_jews_reptilian napisał/a:

Jesteście chyba trochę przewrażliwieni, bo dla mnie wyrzucenie z siebie że ma się dość paru osób to chyba nie jest obgadywanie? Poza tym nie wiem gdzie niby oczekuje że każdy ma funkcjonować jak ona?

Jestem przekonana, że nikt by na to uwagi nie zwrócił i nikt by nic nie powiedział, gdyby Rin sama nie powiedziała, że jej koleżanki są takie be, bo obgadują inne wink
a sama to robi tutaj. Hipokryzja i tyle.

3,499

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Co do pracy na studiach, to mam może dziwne skrzywienie, patrząc na pokolenie młodsze od siebie, ale widzę dwa wyjścia: albo praca albo studia, jeśli mówimy oczywiście o studiach dziennych. Ja rozumiem, wszystko się da, granice są po to, żeby je przekraczać, ale osobiście sądzę, że nie zawsze warto aż tak wybiegać przed szereg. Zawsze się oczywiście znajdzie ktoś ambitny, kto stwierdzi, że grzechem jest samo to, że człowiek nie chce zająć się wieloma rzeczami naraz, chociaż są przecież inne możliwości, ale to już ich problem. Nie każdy musi przez całe życie gonić swój własny ogon...
Akurat sam nie musiałem pracować, ale szczerze mówiąc, to poza pomocą finansową z domu, wolałem wziąć kredyt studencki, niż marnować jeszcze czas, poświęcając go na pracę dorywczą. Stwierdziłem, że lepiej już ten czas spożytkować ile się da na studia czy zajęcia dodatkowe. Innym słowem, jak nie muszę( bo mam za co żyć) to nie idę do pracy. Chodzi tu w tym wszystkim o to, że panuje chyba jakiś trend, poza indywidualnymi potrzebami, że student POWINIEN pracować w trakcie studiów. Jeśli już, to prędzej zakręciłbym się w swoje własnej branży. Szczerze mówiąc, nie żałuje żadnej minuty poświęconej na rozwijanie się, które musiałbym przeznaczać na stanie za barem czy roznoszenie ulotek. Jeśli już musiałbym pracować, to odłożyłbym studia na następny rok. Może niektórzy uważają wzięcie pieniędzy od rodziców na jakąś ujmę na honorze, ja stwierdziłem, że po prostu wybieram: albo idę do pracy albo na studia dzienne. Prosty wybór, więcej spokoju i mniej stresu na głowie, można wtedy całą uwagę skupić na tym, na czym człowiekowi zależy najbardziej.

Zatem owa koleżanka, jeśli nie musiała( bo miała za co żyć) to wcale nie musiała do tej pracy się tak wyrywać. Choć z drugiej strony zajęcie się czymś, mogło ją oderwać na chwilę od ciągłego narzekania na brak faceta w życiu.

3,500

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Bagienniku, ja myślę, że to takie właśnie myślenie "starszych", że ta praca na studiach to muszą być ulotki albo kawiarnie, bary itd. Tymczasem ja w mojej pierwszej pracy mialam bardzo dużo studentów dziennych. A pracowałam w korpo. Więc to też zależy. U nas akurat było bardzo prostudenckie podejście i wszyscy mogli sobie dowolnie żonglować godzinami, byle w tygodniu się zmieścić z taką ilością, jaką mieli w kontrakcie i nie wpaść w pracę w godzinach nocnych. Gdybym wcześniej wiedziała, że taka możliwość jest, to jak najbardziej bym z niej skorzystała.
Ja na ostatnich latach miałam zajęcia codziennie, ale w takich głupich godzinach jak 13/14, więc byłam przekonana, że niczego nie dorzucę do takich godzin, bo jak pracować, kiedy zahacza się o właściwie wszystko, co mogłoby być. Bo to ani ranna zmiana, ani popołudniowa, a nocne nigdy mnie nie kręciły.

Tak jak teraz patrzę w przeszłość to gdybym pracowała na studiach, miałabym dużo więcej kasy odłożonej na własne mieszkanie. Nie jestem nic w plecy, ale miałabym więcej. Może pojechałabym na wypaśniejsze wakacje.
Ale to jest zawsze coś za coś. Ja na studiach miałam czas dla siebie, czas na rozwój, brałam udział w gościnnych wykładach, wydarzeniach studenckich i innych tego typu rzeczach. Gdybym pracowała, pewnie byłabym zbyt zmęczona na dodatkowe angażowanie się.
No i ja nie musiałam pracować w trakcie. Moja siostra jest teraz na 4 roku swoich studiów i też jedyne co robi to wakacyjne praktyki. Moi rodzice nie mają z tym problemu. A ja osobiście nie uważam, żeby któraś z nas była gorsza przez to, że zamiast zapierniczać po zajęciach do pracy, wolałyśmy odpocząć i poczytać książkę albo pooglądać netflixa.

3,501

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No cóż, sam miałem do czynienia raczej z takimi dorywczymi pracami, natomiast jeśli ktoś już ląduje w korpo to spodziewam się, że to może właśnie studenci na jakiś praktykach, stażach itp.

Właśnie, wszystko się rozbija o to, co dla kogo jest priorytetem. Mówiąc "coś za coś" bez wahania wybrałbym właśnie czas dla siebie, samorozwój angażowanie się w jakieś zajęcia związane mniej lub bardziej ze studiami. Wolę zwolnić trochę bieg, niż wiecznie zapie*rzać jak ten chomik w kółku, tracąc cenny czas na coś, co jest właściwie tylko zdobywaniem funduszy. I pewnie gdyby nie czas poświęcony na dodatkowe zajęcia czy aktywności, człowiek nie zdobyłby tego doświadczenia, które mu pozwoliło zacząć wtedy pracę w zawodzie. Zresztą pierwotnie finansowo miałem ciężko i planowałem sobie zrobić przerwę po maturze, aby trochę podreperować budżet. No, ale okazja się trafiła, że rodzice sprzedali mieszkanie i zaoferowali pomoc. Miałem nie skorzystać? Tutaj niestety niektórzy przejawiają trochę dziwne myślenie, że branie pieniędzy od rodziców jest swego rodzaju ujmą czy grzechem. Tylko właściwie dlaczego? Jeśli tylko przeznaczam to na pożyteczny i rozsądny cel, to mam się honorem unosić i za żadne skarby świata nie przyjmować tej kasy czy przynajmniej jej części? Jeśli nawet dochód ze sprzedaży mieszkania przeznaczę na wkład w swoje własne to i tak, żeby móc za co studiować pójdę najpierw do roboty a potem dopiero na uczelnię. Nie mam zamiaru ciągnąć dwóch srok za ogon, kiedy się chce poświęcić czas całkowicie dla jednej opcji.

3,502

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
illuminati_jews_repti napisał/a:

Jesteście chyba trochę przewrażliwieni, bo dla mnie wyrzucenie z siebie że ma się dość paru osób to chyba nie jest obgadywanie? Poza tym nie wiem gdzie niby oczekuje że każdy ma funkcjonować jak ona?

Po prostu nie przeczytali do końca lub ze zrozumieniem tego, co napisałam. Przeczytali pojedyncze linijki i wypowiadają się na cały temat, a on jest bardzo obszerny.
Napisałam tylko, że jestem osobą, która ma wiele zainteresowań i cenię ludzi, którzy również mają zainteresowania i to nieważne jakie- mogą to być nawet motory, chętnie o tym posłucham smile
LadyLoka zasugerowała, że każdy ma mieć- rzekomo według mnie- takie same jak ja, nawet siostra biźniaczka- nie mam pojęcia, skąd ona to wzięła, bo ja absolutnie tego nigdzie nie pisałam- wręcz przeciwnie: pisałam, że nawet stylizacja paznokci czy motoryzacja może być pasją, jeśli ktoś to lubi i się tym interesuje.
I to całe "obgadywanie" przeze mnie zaczęło się tak, że ktoś (chyba też Lady Loka) napisała, że ja ciągle tylko marudzę i ona nie wytrzymałaby z taką osobą, więc dla jasności wytłumaczyłam, że moje narzekanie wynika stąd, że to ja zawsze pełnię funkcję osoby wysłuchującej i pomagającej, a moi znajomi tylko narzekają, jak im źle w życiu. To ta zaś naskoczyła na mnie, że ja obgaduję ludzi. To jest bez sensu, bo to wygląda tak, jakby sugerowała, że jestem całym złem z tego świata


Lady Loka napisał/a:

Nie obgadujesz, ale jednak obgadujesz big_smile nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że inni mają inaczej? Wszyscy muszą funkcjonować w świecie tak jak Ty? Bo jak nie pracują na studiach to są źli?

Ja na licencjacie nie pracowałam, a na magisterce miałam 1/10 etatu koło domu, bo była potrzeba w gabinecie. Moi rodzice nie widzieli potrzeby, żebym pracowała na etat czy na pół etatu i jakoś dałam radę wyjść na ludzi. Studia skończyłam, dobrą pracę dostałam od razu po studiach. Pierwszy awans w pracy pół roku później i potem już tylko lepiej. Da się.

Wiesz, że są ludzie, którzy zarabiają recenzując seriale? Cały dzień siedzą przed netflixem i mają z tego kasę.

Rin, jesteś roszczeniowa i oceniająca względem innych. Masz gdzieś opibie tych ludzi, nie wgłębiasz się w to, jakie mają zainteresowania, styl i tryb życia, w jakiej sferze chcą się rozwijać. Porównujesz ich do siebie i obgadujesz tutaj na całego, bo Ci coą w nich nie pasuje. Ale nie bierzesz pod uwagę tego, że każdy jest inny. Mogłabyś mieć siostrę bliźniaczkę jednojajową, a też nie musiałybyście mieć tych samych zainteresowań.

"obgadywać- mówić o kimś za czyimiś plecami, z reguły fałszywie i pogardliwie; oczerniać, szkalować"
Wklejam definicję, żeby wszystko było jasne. Podam jeszcze na przykładzie.
Nie napisałam:"Jan Kowalski jest gruby i cały czas je czekoladę, Kasia Mucha nie goli nóg i ma włosy długości metra, Bartek Nowak jest głupi, bo nie zna tabliczki mnożenia, więc chodźcie się z nich pośmiać" (nazwiska i zdarzenia wymyślone). Napisałam za to:"Mam koleżki, które oczekują ode mnie cały czas pomocy, cały czas narzekają i mam przez to gorszy humor, bo ile można słuchać narzekania" (z resztą napisałam to, bo zarzuciłaś mi marudzenie, więc dla jasności dodałam, że są lepsze przypadki ode mnie). Rozumiesz teraz?
A wiesz, co jest najlepsze? Wśród tych moich narzekających koleżanek są właśnie te, które obgadują wszystkich jak leci dokładnie tak, jak opisałam to wyżej. Ja słucham i zmieniam temat, bo np. obgadują osobę, z którą wiedzą, że ja trzymam. Potrafią tą osobę żywcem hejtować. A ja nie chcę tego słuchać. I to już jest bardzo słabe, ale muszę je jednak lubić, skoro coś mnie przy nich trzyma (albo fakt, że nie mam nikogo innego). Do mnie zawsze docierają jakieś plotki, o których się dowiaduję jako jedna z ostatnich, bo ludzie wiedzą, że ja tego nie cierpię, więc nawet już nie próbują
Także no nie wstrzeliłaś się z tym obgadywaniem nie powiem

Czemu jak ktoś nie pracuje na studiach, to od razu zły? Sama przez ostatnie 2 lata nie pracowałam, bo nie było nawet czasu. Ale jak ktoś ma za dużo wolnego czasu to w czym problem? Szczególnie, że ta osoba narzeka cały czas na to samo.

A co mnie to obchodzi, że ktoś recenzuje seriale? Ja mówię o konkrecie, a nie o całym świecie. Ankiety też można wypełniać za pieniądze, jeśli już wchodzimy w to tak głęboko. Możemy też być blogerami i vlogerami. Jak się na tym zarabia to super. Jak się nie zarabia też super, bo TV to super rozrywka, tylko trochę słabo, jeśli to jedyna rozrywka (wiem, bo dla mnie też to była kiedyś jedyna rozrywka)

Ja> piszę o tym, że cenię ludzi z zainteresowaniami, pasjami i chętnie o tym z nimi rozmawiam
Lady Loca> "Masz gdzieś opibie tych ludzi, nie wgłębiasz się w to, jakie mają zainteresowania, styl i tryb życia, w jakiej sferze chcą się rozwijać. "
No przyznam, że brzmi to trochę śmiesznie, bo jest dokładnie na odwrót: kocham gadać z ludźmi o ich zainteresowaniach, tylko trzeba najpierw takie mieć big_smile

Piszesz, że to ja jestem roszczeniowa- okej, szanuję zdanie, ale wieje mi tu hipokryzją

bagienni_k napisał/a:

Co do pracy na studiach, to mam może dziwne skrzywienie, patrząc na pokolenie młodsze od siebie, ale widzę dwa wyjścia: albo praca albo studia, jeśli mówimy oczywiście o studiach dziennych. Ja rozumiem, wszystko się da, granice są po to, żeby je przekraczać, ale osobiście sądzę, że nie zawsze warto aż tak wybiegać przed szereg. Zawsze się oczywiście znajdzie ktoś ambitny, kto stwierdzi, że grzechem jest samo to, że człowiek nie chce zająć się wieloma rzeczami naraz, chociaż są przecież inne możliwości, ale to już ich problem. Nie każdy musi przez całe życie gonić swój własny ogon...
Akurat sam nie musiałem pracować, ale szczerze mówiąc, to poza pomocą finansową z domu, wolałem wziąć kredyt studencki, niż marnować jeszcze czas, poświęcając go na pracę dorywczą. Stwierdziłem, że lepiej już ten czas spożytkować ile się da na studia czy zajęcia dodatkowe. Innym słowem, jak nie muszę( bo mam za co żyć) to nie idę do pracy. Chodzi tu w tym wszystkim o to, że panuje chyba jakiś trend, poza indywidualnymi potrzebami, że student POWINIEN pracować w trakcie studiów. Jeśli już, to prędzej zakręciłbym się w swoje własnej branży. Szczerze mówiąc, nie żałuje żadnej minuty poświęconej na rozwijanie się, które musiałbym przeznaczać na stanie za barem czy roznoszenie ulotek. Jeśli już musiałbym pracować, to odłożyłbym studia na następny rok. Może niektórzy uważają wzięcie pieniędzy od rodziców na jakąś ujmę na honorze, ja stwierdziłem, że po prostu wybieram: albo idę do pracy albo na studia dzienne. Prosty wybór, więcej spokoju i mniej stresu na głowie, można wtedy całą uwagę skupić na tym, na czym człowiekowi zależy najbardziej.

Zatem owa koleżanka, jeśli nie musiała( bo miała za co żyć) to wcale nie musiała do tej pracy się tak wyrywać. Choć z drugiej strony zajęcie się czymś, mogło ją oderwać na chwilę od ciągłego narzekania na brak faceta w życiu.

No dokładnie o to mi chodziło. Wszyscy myślą, że studia dzienne to coś super ciężkiego. U nas na stomatologii owszem, przez pierwsze 3 lata to jest horror. Psychicznie niszczą ludzi, w wakacje praktyki lub odpoczynek od nauki i to jest norma, ale na późniejszych latach już jest w miarę dużo wolnego czasu.
Rok temu miałam współlokatorkę na 4 roku stomatologii. Zajęć miała mniej niż wcześniej (tylko kilka kolokwiów na semestr, mało wejściówek). Zapisała się dodatkowo na zaoczne studia: lingwistyka angielsko-niemiecka, bo chce w przyszłości wyjechać za granicę. Zapisała się na zumbę, żeby mieć trochę ruchu. Jednak dalej jej było mało, to za moją namową poszła do pracy do cinema city, zmiany miała raz w tygodniu, więc idealnie, a z 500 zł jej wpadało. W tej pracy poznała nawet swojego obecnego chłopaka.
Nikt nie karze od razu iść na etat do pracy, ale no jak się nie ma nic pożytecznego do zrobienia to też szkoda tego czasu, bo można w jakiś sposób sobie dorobić.
Wiem z doświadczenia, że jak się ma za dużo wolnego czasu, to się właśnie zaczyna myśleć za dużo. I ona to właśnie ma. Ja też, dlatego ja staram się zapełnić czas jak się da.

3,503

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Osoby, takie jak ta koleżanka, które nie widzą sensu w niczym poza poszukiwaniem partnera, mogą i się czymś tam spróbować zająć, tylko nie wiem czy do końca by się to sprawdziło. Czy to praca czy inne zajęcia, ktoś taki widzi pewnie wszędzie kandydatów na męża/żonę i na siłę zajmując się takim bądź innym zajęciem, niczego konkretnego by nie osiągnął.

Natomiast co do pracy, to akurat mi chodziło o coś innego: niezależnie czy dzienne studia są ciężkie czy też nie, nie widzę sensu tego przymusu pracy, kiedy nie ma takiej bieżącej i pilnej potrzeby. Skoro mam więcej czasu między zajęciami to wolę się angażować choćby w życie studenckie, poszerzać horyzonty, szukając zajęć związanych bardziej ze ścieżką zawodową. Wolę też mieć trochę czasu dla siebie i mniej stresu, niż koniecznie szukać jeszcze opcji, jakby tutaj zarobić. Nie lubię zajmować się zbyt wieloma rzeczami naraz, mało ze sobą powiązanymi, innymi słowy mogę mieć zapełniony grafik po brzegi, ale większość czasu wolę poświęcić na tyle spraw związanych z uczelnią czy zajęciami dodatkowymi, niż jeszcze ganiać za zarobkiem. Pożyteczny czas, to spędzony tak, jak każdy z osobna to widzi i niekoniecznie trzeba od razu go poświęcać na pracę. Ja wiem, że teraz to wszystko trzeba robić szybko, szybciej i jeszcze szybciej, ale na szczęście nie załapałem się na ten etap wiecznego gonienia, więc pewnie, gdybym musiał, to bym najpierw prqacował rok a nawet dwa a potem dopiero studiował - nikt mi broni przy głowie nie trzyma, żeby się całe życie spieszyć...

3,504

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cenisz ludzi z zainteresowaniami, ale te zainteresowania muszą być z listy rzeczy, które Ty traktujesz jako zainteresowania smile wtedy tych ludzi cenisz. Jeżeli zainteresowania nie są z Twojej listy bo są "za proste" (np. seriale), to już tych ludzi nie cenisz.
Mówisz, że nie każdy musi pracować na studiach, a potem mówisz, że jak ktoś ma dużo czasu to przecież powinien pracować, bo inaczej ma za dużo czasu i za dużo myśli. Ale nie każdy ma takie podejście i ja o tym pisałam.

Ja rozumiem, że patrzysz teraz na moje posty przez pryzmat tego, że na pewno się ze mną nie zgodzisz, bo to ja tongue ale przemyśl sobie po prostu jakimi mechanizmami się w życiu kierujesz. Bo ja z moimi przyjaciółkami jestem w stanie porozmawiać i o simsach i o serialach na netflixie i o polityce i o ekonomii światowej. Człowiek potrzebuje czasami pierdoły na odstresowanie się po długim dniu, a do tego dobre są simsy albo seriale. Ty tak naprawdę nie wiesz, jak świat odbiera ta Twoja koleżanka, o której mówisz, że ma za dużo czasu i mogłaby iść do pracy, a nie ciągnąć od rodziców i oglądać netflixa codziennie. Ale może akurat ona tego potrzebuje? Może ma gorszy czas? Może coś przeżywa? Może to jest jej sposób na odcięcie się od rzeczywistości, bo ma gorszy nastrój? Może ma depresję? Może, może, może. Nie oceniaj innych ludzi Rin.
Ja też miałam w życiu taki czas, kiedy seriale miałam odpalone cały czas jak tylko byłam w domu, bo nie byłam w stanie znieść ciszy. A zainteresowania są różne. Jeden może się interesować kolorowankami dla dorosłych, a inny łucznictwem sportowym, ktoś będzie uczył się robić super makijaże i wzorki na paznokciach, a jeszcze inny może znać wszystkie możliwe rodzaje dinozaurów i czytać o nich w każdej wolnej chwili. Zainteresowania to coś dla nas. To nie przymus, to coś, co ma nas cieszyć, sprawiać nam radość i pozwalać nam mieć coś od życia. Więc jeżeli ktoś stwierdza, że na ten moment chce oglądnąć wszystkie seriale, na które wcześniej nie miał czasu, to dlaczego my to mamy oceniać? Uwielbiam układać puzzle, a zawsze mam wyrzuty sumienia, kiedy to robię, bo dla mojej mamy jest to marnowanie czasu. Ocenami można kogoś bardzo skrzywdzić. Nawet nieświadomie.

Twierdzisz, że nikogo nie obgadujesz?
Obgadywanie to mówienie o kimś za jego plecami. Proszę bardzo, masz tu przykłady takiego obgadywania, oceniania, krytykowania i marudzenia, o którym tutaj piszemy:

moje koleżanki są marudne, przez co ciężko z nimi wytrzymać

Zamiast iść do pracy (bo nie ma dużo nauki teraz) to ona woli bulić od rodziców i siedzi codziennie przed kompem oglądając netflixa.

Zanim ją poznałam myślałam, że to ja jestem nawiedzona jeśli chodzi o facetów, a ona jest dużo lepsza

Ona jest już na 5 roku, od 2 lat mogła pracować jako kelnerka czy sprzedawca, ale nie. Ona codziennie ogląda seriale i filmy. Przegląda fejsa ludzi z uczelni śledząc, co oni robią, spekulując, obgadując. Nie wiem co to jej daje, ale serio tak jest. Zamiast się zająć czymś pożytecznym to ona jest na utrzymaniu rodziców i zajmuje się tym co opisałam linijkę wyżej. A jak sobie będzie potem radzić jako stomatolog? Nie mam pojęcia, ale średnio to widzę.

Odkąd skończyła 22 lata usilnie szuka chłopaka. Teraz ma 25 i nadal nie była w związku. Niestety dała się wiele razy wykorzystać tym bardziej napalonym facetom, potem płakała, mimo że nie byli to ludzie, po których warto było płakać, ale ona się już zakochiwała w pierwszym lepszym, który zwrócił na nią uwagę. Gość jej mówi wprost, że przeleciał w swoim 24-letnim życiu 80 lasek a ona chyba wzięła to za komplement, że ją też chce zaliczyć.

Nie wiem jak Ty uważasz, ale dla mnie to są idealne przykłady obgadywania i krytykowania. Wiadomo, że w internecie to inaczej wygląda, bo jak powiesz, że Aśka jest głupia, to nikt z nas nie będzie wiedział, kim jest Aśka. Ale dosyć wprost wyrażasz się na temat tego, jak bardzo beznadziejnych w Twojej opinii masz ludzi dookoła Ciebie.
Myślałaś kiedyś o tym, że oni wyczuwają to, jaką masz o nich opinię i dlatego nikt z nich nie chce mieć z Tobą bliższej relacji? Wykorzystują Cię żeby sobie ponarzekać i się wygadać do Ciebie, bo im na to pozwalasz, ale żadne z nich nie chce niczego głębszego z Tobą, bo Ty po prostu nimi gardzisz.

3,505

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Akurat o odmienności czy zróżnicowaniu zainteresowań nie ma co się za bardzo rozwodzić, bo jest ich zapewne tyle, ile jest ludzi na świecie smile No, może trochę mniej smile

Jednak warto czasami pamiętać, że są chwile, kiedy mamy ochotę się totalnie zresetować ,aby tylko zostawić na chwilę bieżące problemy. Człowiek nie myśli i nie zajmuje się niczym konstruktywnym, ale raczej próbuje znaleźć rozrywkę w czymś, co raczej nie jest odbierane, jako zbyt poważne czy rozwojowe. W trakcie nawału pracy czy nauki, stresu obowiązków, nawet oglądanie takich seriali może być chwilowym odprężeniem, swoistą odskocznią od jednostajnych bodźców, które odbieramy. Mi się  dość często zdarza np oglądać jakieś głupkowate programy lub filmiki dla samego śmiechu i wywołania poczucia luzu, choć przez chwilę smile

3,506

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Dokładnie.
Poza tym jak człowiek słyszy o zainteresowaniach to wydaje mu się, że powinien nagle mieć jakieś wielkie pasje typu "po pracy chowam się w piwnicy, gdzie w tajnym laboratorium szukam leki na raka" albo coś w tym stylu.
A zainteresowania i pasje mogą być naprawdę bardzo proste i trywialne, że aż jak się ktoś nas pyta o nasze zainteresowania, to nawet nam to do głowy by nie przyszło smile dlatego dopiero jak się człowieka lepiej poznaje, to widać dokładniej to, jaki jest i to, czym się interesuje.

3,507

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Osoby, takie jak ta koleżanka, które nie widzą sensu w niczym poza poszukiwaniem partnera, mogą i się czymś tam spróbować zająć, tylko nie wiem czy do końca by się to sprawdziło. Czy to praca czy inne zajęcia, ktoś taki widzi pewnie wszędzie kandydatów na męża/żonę i na siłę zajmując się takim bądź innym zajęciem, niczego konkretnego by nie osiągnął.

Natomiast co do pracy, to akurat mi chodziło o coś innego: niezależnie czy dzienne studia są ciężkie czy też nie, nie widzę sensu tego przymusu pracy, kiedy nie ma takiej bieżącej i pilnej potrzeby. Skoro mam więcej czasu między zajęciami to wolę się angażować choćby w życie studenckie, poszerzać horyzonty, szukając zajęć związanych bardziej ze ścieżką zawodową. Wolę też mieć trochę czasu dla siebie i mniej stresu, niż koniecznie szukać jeszcze opcji, jakby tutaj zarobić. Nie lubię zajmować się zbyt wieloma rzeczami naraz, mało ze sobą powiązanymi, innymi słowy mogę mieć zapełniony grafik po brzegi, ale większość czasu wolę poświęcić na tyle spraw związanych z uczelnią czy zajęciami dodatkowymi, niż jeszcze ganiać za zarobkiem. Pożyteczny czas, to spędzony tak, jak każdy z osobna to widzi i niekoniecznie trzeba od razu go poświęcać na pracę. Ja wiem, że teraz to wszystko trzeba robić szybko, szybciej i jeszcze szybciej, ale na szczęście nie załapałem się na ten etap wiecznego gonienia, więc pewnie, gdybym musiał, to bym najpierw prqacował rok a nawet dwa a potem dopiero studiował - nikt mi broni przy głowie nie trzyma, żeby się całe życie spieszyć...

No tak to prawda. Jak ktoś nigdy nie był w związku, a przeżył ćwierć wieku to chcąc nie chcąc myśli o tym. Wiem na swoim przykładzie. W liceum było ze mną bardzo źle, nawet chciałam w pewnym momencie iść na jakiś łatwiejszy kierunek na politechnikę, żeby męża znaleźć. Totalna desperacja. Teraz jest już zdecydowanie lepiej, nieporównywalnie lepiej, nauczyłam się żyć sama ze sobą, teraz to nawet lubię, ale mimo to pojawia się często taka ciekawość: Jakby to było być w związku? Jakie to uczucie? Jak to wygląda?
I dlatego mówię o zainteresowaniach i pracy, bo jak człowiek ma za dużo wolnego, to różne rzeczy się dzieją, np. ja już nie ubolewam nad tym, że jestem sama, czasem pojawia się ciekawość, ale nie widzę w każdym facecie potencjalnego kandydata na męża, ale przez tą kwarantannę od połowy marca mam za dużo wolnego czasu i mam myśli typu:"w sumie Karol nie jest zły", "Może założyć tindera?", "Czemu nigdy mi nie wychodzi w sferze związkowej?!". Gdy mam uczelnię/pracę/cokolwiek innego to mam czym głowę zająć, a teraz jestem zbyt rozluźniona i mi głupoty w głowie

Z tą pracą wiem, o co chodziło, ale zamyśliłam się i napisałam o czymś innym, wybacz
Nie no masz rację. Jeśli studiujesz, chodzisz na kółka naukowe, rozwijasz pasje, zainteresowania, spotykasz się ze znajomymi czy nawet chodzisz na imprezy to to wszystko jest okej i nie neguję tego. Tylko w przypadku tej dziewczyny, ona mieszka w bloku tuż koło uczelni. Codziennie wygląda przez okno obserwując sąsiadów. Nie znam jej sąsiadów osobiście, ale doskonale od niej wiem, który ma jakie auto, kiedy je zmienił, kto sprowadza do domu tabuny kobiet, kto z kim sypia, kto wyjechał na weekend do domu. Raz szłam na zajęcia, przechodziłam koło jej bloku i dostałam smsa, że "Nie do twarzy Ci w tej fryzurze". Aż mnie zmroziło, bo nie wiedziałam, że można tak obserwować ludzi. Ma też założone fake konto na tinderze: zalogowana jest jako facet, przegląda, kto z uczelni i jej znajomych w okolicy ma tindera, ich zdjęcia i opisy, potem robi zdjęcia ich profili i się z nich śmieje. Wszystko to w przerwie na reklamę przy kolejnym filmie. Nawet jej współlokatorka, która jest całkiem ogarnięta powiedziała jej, żeby coś zrobiła z życiem, ale no ona nie chce. A potem płacze, że nie ma faceta. A wyszłaby do ludzi, właśnie do pracy, jak nie interesuje się niczym to może i by poznała kogoś fajnego
W tym sensie to piszę

Lady Loka napisał/a:

Cenisz ludzi z zainteresowaniami, ale te zainteresowania muszą być z listy rzeczy, które Ty traktujesz jako zainteresowania smile wtedy tych ludzi cenisz. Jeżeli zainteresowania nie są z Twojej listy bo są "za proste" (np. seriale), to już tych ludzi nie cenisz.
Mówisz, że nie każdy musi pracować na studiach, a potem mówisz, że jak ktoś ma dużo czasu to przecież powinien pracować, bo inaczej ma za dużo czasu i za dużo myśli. Ale nie każdy ma takie podejście i ja o tym pisałam.

Ja rozumiem, że patrzysz teraz na moje posty przez pryzmat tego, że na pewno się ze mną nie zgodzisz, bo to ja tongue ale przemyśl sobie po prostu jakimi mechanizmami się w życiu kierujesz. Bo ja z moimi przyjaciółkami jestem w stanie porozmawiać i o simsach i o serialach na netflixie i o polityce i o ekonomii światowej. Człowiek potrzebuje czasami pierdoły na odstresowanie się po długim dniu, a do tego dobre są simsy albo seriale. Ty tak naprawdę nie wiesz, jak świat odbiera ta Twoja koleżanka, o której mówisz, że ma za dużo czasu i mogłaby iść do pracy, a nie ciągnąć od rodziców i oglądać netflixa codziennie. Ale może akurat ona tego potrzebuje? Może ma gorszy czas? Może coś przeżywa? Może to jest jej sposób na odcięcie się od rzeczywistości, bo ma gorszy nastrój? Może ma depresję? Może, może, może. Nie oceniaj innych ludzi Rin.
Ja też miałam w życiu taki czas, kiedy seriale miałam odpalone cały czas jak tylko byłam w domu, bo nie byłam w stanie znieść ciszy. A zainteresowania są różne. Jeden może się interesować kolorowankami dla dorosłych, a inny łucznictwem sportowym, ktoś będzie uczył się robić super makijaże i wzorki na paznokciach, a jeszcze inny może znać wszystkie możliwe rodzaje dinozaurów i czytać o nich w każdej wolnej chwili. Zainteresowania to coś dla nas. To nie przymus, to coś, co ma nas cieszyć, sprawiać nam radość i pozwalać nam mieć coś od życia. Więc jeżeli ktoś stwierdza, że na ten moment chce oglądnąć wszystkie seriale, na które wcześniej nie miał czasu, to dlaczego my to mamy oceniać? Uwielbiam układać puzzle, a zawsze mam wyrzuty sumienia, kiedy to robię, bo dla mojej mamy jest to marnowanie czasu. Ocenami można kogoś bardzo skrzywdzić. Nawet nieświadomie.

Tu nie ma żadnej listy. Moja mama się interesowała filmami i serialami, tylko jej interesowanie się nie polegało na siedzeniu przed TV z paczką czipsów i butelką wina. Ona zna historię kina, historię filmu, może dużo powiedzieć o najbardziej znanych aktorach czy reżyserach. Za czasów studenckich regularnie chodziła z moim tatą do teatru. Sama była statystką w 2 filmach. Także no nie porównujmy takiej osoby do laski, która ogląda serial za serialem, nie wiedząc nawet, kto w nim gra, bo to obraza dla fanów kinematografii

Wyobraź sobie, że to, że Ty jesteś w stanie porozmawiać o simsach, netflixie polityce czy ekonomii to nie jest nic wyjątkowego. U nas większość osób o tym rozmawia i nie ma z tym problemu. Sęk jest w tym, żeby być elastycznym i rozmawiać o wszystkim, nie tylko o pojedynczych rzeczach wink

Tak, też kocham kino. Kocham filmy. Co weekend coś oglądam (lub prawie codziennie jak teraz), ale w życiu bym nie powiedziała, że to jakaś moja pasja czy zainteresowanie. To po prostu forma odpoczynku. Czemu tak ciężko to zrozumieć?

"Ty tak naprawdę nie wiesz, jak świat odbiera ta Twoja koleżanka, o której mówisz, że ma za dużo czasu i mogłaby iść do pracy, a nie ciągnąć od rodziców i oglądać netflixa codziennie. Ale może akurat ona tego potrzebuje? Może ma gorszy czas? Może coś przeżywa? Może to jest jej sposób na odcięcie się od rzeczywistości, bo ma gorszy nastrój? Może ma depresję? Może, może, może. Nie oceniaj innych ludzi Rin."- nie no pewnie, ja mam jej nie oceniać (bo przecież ja tu tak to nałogowo robię, haha), ale jak Ty mnie tu oceniasz, gadasz jakieś głupoty o tym, że obgaduję ludzi to już jest okej? Problem w tym, że ja ją znam osobiście i wiem o niej sporo, a Ty nie znasz mnie wcale, a oceniasz. Co tu jest nie tak?

"To nie przymus, to coś, co ma nas cieszyć, sprawiać nam radość i pozwalać nam mieć coś od życia. Więc jeżeli ktoś stwierdza, że na ten moment chce oglądnąć wszystkie seriale, na które wcześniej nie miał czasu, to dlaczego my to mamy oceniać?"- oczywiście, że nie mamy tego oceniać, nawet nie wypada. Tylko niech ktoś nie rozgaduje, że jego pasją jest np. oglądanie gry o tron, a jak zapytasz o pierwszą lepszą rzecz to ktoś nie wie. Ja kiedyś byłam wręcz uzależniona od seriali, ale no bałabym się powiedzieć, że to moje zainteresowanie, bo ludzie np.uprawiający sport, pasjonaci motoryzacji itp. wyśmialiby mnie. Jestem na fb w grupie o wspinaczce. Nie wspinałam się nigdy, ale ciekawiło mnie to przez długi czas. Jeden chłopak też się wykłócał, że leżenie przed TV to jego pasja aż dostał bana i tyle w temacie

Lady Loka napisał/a:

Nie wiem jak Ty uważasz, ale dla mnie to są idealne przykłady obgadywania i krytykowania. Wiadomo, że w internecie to inaczej wygląda, bo jak powiesz, że Aśka jest głupia, to nikt z nas nie będzie wiedział, kim jest Aśka. Ale dosyć wprost wyrażasz się na temat tego, jak bardzo beznadziejnych w Twojej opinii masz ludzi dookoła Ciebie.
Myślałaś kiedyś o tym, że oni wyczuwają to, jaką masz o nich opinię i dlatego nikt z nich nie chce mieć z Tobą bliższej relacji? Wykorzystują Cię żeby sobie ponarzekać i się wygadać do Ciebie, bo im na to pozwalasz, ale żadne z nich nie chce niczego głębszego z Tobą, bo Ty po prostu nimi gardzisz.

Powiem Ci, że nie zaskoczyłaś mnie, byłam pewna, że się do tego przyczepisz big_smile
Nie, to nie są idealne przykłady obgadywania. Takie przykłady podałam wyżej.
Dla przypomnienia wkleję tu jeszcze raz definicję
"obgadywać- mówić o kimś za czyimiś plecami, z reguły fałszywie i pogardliwie; oczerniać, szkalować"
Nie mówię o kimś za jego plecami, bo nie znacie tej osoby. Opisałam tylko fragment nawiązujący do rozmowy. Nie ma tu nic fałszywego, pogardliwego, nie ma oczerniania i szkalowania. Tak więc przykłady nietrafione
Gdybym widziała Cię twarzą w twarz i bym powiedziała "Ej, Basia Nowak to ostatnio się tak roztyła, je tylko te słodycze i je i nic z tym nie robi" to byłoby chamskie, ale nie znasz ani mnie, ani tej osoby, nie wiesz o kim mówię, podałam ją jako przykład nawet bez dokładnego opisu, tylko ogólny.
Twierdzisz więc, że każdy na tym forum udzielając się w wątkach np. o relacjach w rodzinie obgaduje ich? No niestety tak to nie działa. Wiem, że umajona zaczęła tak gadać, ale trzeba mieć też swoje zdanie, chociaż ja może jakaś dziwna jestem

I masz rację, ktoś mógł wyczuć to, że ja już mam dosyć tego narzekania. Mało tego, ja im to wiele razy mówiłam "Idź do psychologa/psychiatry, bo potrzebujesz pomocy". Nie posłuchał nikt. Tylko skoro by to niby wyczuli, to po co cały czas do mnie przychodzą?
"Wykorzystują Cię żeby sobie ponarzekać i się wygadać do Ciebie, bo im na to pozwalasz, ale żadne z nich nie chce niczego głębszego z Tobą, bo Ty po prostu nimi gardzisz."- to jest trochę bez sensu. Jak ci źle i smutno to raczej idziesz do kogoś, komu ufasz, a nie kogo nie lubisz. Poza tym piszesz taki oksymoron, bo z tego, co napisałaś wynika, że to oni gardzą mną, a nie ja nimi, a napisałaś na odwrót. Jeśli masz na myśli, że mną gardzą, to tak, też to zauważyłam. Niestety mam miękkie serce, przez to, że sama kiedyś przechodziłam depresję mam w sobie dużo empatii, bo nie życzę nikomu, żeby tak cierpiał. Dlatego np. jak coś się dzieje, to do mnie przylatuje jedna koleżanka, zwierza mi się, płacze, ja ją pocieszam, ale np. oczekując na zajęcia czy gdziekolwiek indziej nie trzyma ze mną tylko ze swoją współlokatorką (mieszkają razem w akademiku), której się boi, a wiem to, bo wielokrotnie mówiła, że "Muszę już iść, bo obiecałam Gosi, że będę o 18 i się obrazi, jak się spóźnię". Mną tak trochę poniewiera, bo wie, że mam miękkie serce, a szanuje współlokatorkę, która obraża się o byle co (przy czym nie wie o połowie jej problemów). Jak to się mówi "Jak ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardy tyłek" i coś w tym jest

Lady Loka napisał/a:

Dokładnie.
Poza tym jak człowiek słyszy o zainteresowaniach to wydaje mu się, że powinien nagle mieć jakieś wielkie pasje typu "po pracy chowam się w piwnicy, gdzie w tajnym laboratorium szukam leki na raka" albo coś w tym stylu.
A zainteresowania i pasje mogą być naprawdę bardzo proste i trywialne, że aż jak się ktoś nas pyta o nasze zainteresowania, to nawet nam to do głowy by nie przyszło smile dlatego dopiero jak się człowieka lepiej poznaje, to widać dokładniej to, jaki jest i to, czym się interesuje.

To samo napisałam wcześniej, a ty zaprzeczasz, po czym piszesz dokładnie to samo.
Zainteresowania są przeróżne, bo każdy człowiek jest inny- to nic odkrywczego.
Ja cenię ludzi, którzy mają właśnie zainteresowania i pasje. Czemu? Bo takie osoby przeważnie są entuzjastyczne, mają ambicje i chęci do życia. Przynajmniej w większości przypadków.
Ja jestem marudą, co widać tutaj, ale i tak się hamuję, bo wiem, że jest inne życie niż tylko uczelnia, ale jak ktoś nic nie robi w życiu to potem jest jak jest

bagienni_k napisał/a:

Mi się  dość często zdarza np oglądać jakieś głupkowate programy lub filmiki dla samego śmiechu i wywołania poczucia luzu, choć przez chwilę

Mi też smile
Codziennie siedzę na youtube
Tylko zaznaczam, że nie mówię, że to moja pasja, bo nie jestem youtuberem, ja to tylko oglądam. I to jest właśnie różnica, o której mówię big_smile

3,508

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

że powinien nagle mieć jakieś wielkie pasje typu "po pracy chowam się w piwnicy, gdzie w tajnym laboratorium szukam leki na raka"

Myślę, że normalni ludzie to się nad takimi rzeczami nie zastanawiają. Czy moje "chodzenie na siłownie" jest dostatecznie hobbystycznie czy może nie? Czy mogę mówić, że interesuję się "komiksami", bo mam 2 numery Kaczora Donalda? wink
To chyba jednak domena ludzi trochę zbyt wrażliwych/przewrażliwionych/o niskim poczuciu własnej wartości (niepotrzebne skreślić).

3,509

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Znerx napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

że powinien nagle mieć jakieś wielkie pasje typu "po pracy chowam się w piwnicy, gdzie w tajnym laboratorium szukam leki na raka"

Myślę, że normalni ludzie to się nad takimi rzeczami nie zastanawiają. Czy moje "chodzenie na siłownie" jest dostatecznie hobbystycznie czy może nie? Czy mogę mówić, że interesuję się "komiksami", bo mam 2 numery Kaczora Donalda? wink
To chyba jednak domena ludzi trochę zbyt wrażliwych/przewrażliwionych/o niskim poczuciu własnej wartości (niepotrzebne skreślić).

Tak dosłownie z tym lekiem na raka to może nie, ale znam kilku farmaceutów, którzy właśnie bardzo angażują się w produkcję leków i cały ten przemysł, ale czy ktoś traktuje to jako zainteresowanie? Nie wiem, mogę zapytać, może jeśli robi to z uśmiechem, jeśli sprawia mu to radość, zagłębia się w tym temacie to tak, ale jednak większość z nich twierdzi, że oni muszą się znać na lekach, bo to ich zawód, nie pasja. Co człowiek to opinia

I dokładnie jest tak jak piszesz- wszystko zależy od tego, ile danych rzeczy robimy i jak robimy. Ja jestem w grupie wspinaczkowej na fb, czytałam o tym trochę, oglądałam filmy i filmiki na ten temat, ale no nie mam się za pasjonata, to było bardziej w ramach ciekawostek, żeby wiedzieć więcej i tyle, natomiast poznałam na tej grupie chłopaka w moim wieku, który jest świetny w tej dziedzinie- zna wielu sportowców (jeśli chodzi o wspinaczkę), jeździ po górach nie tylko w Polsce, ale i Europie. Jest instruktorem, pracuje w ośrodku wspinaczkowym (czy jak to się tam nazywa). Pokazywał mi zdjęcia ze swoich wypadów. Jak opisywał te wyprawy oraz generalnie całą tą wspinaczkę to aż było czuć to, że on to kocha. Nie robi tego z musu czy obowiązku, tylko jest to jego druga miłość (po dziewczynie oczywiście wink )
Tu nie chodzi nawet o to, że ktoś musi jeździć po górach w Europie, żeby być pasjonatem. Może też chodzić rekreacyjnie po naszych górach, pagórkach, czy po ścianach wspinaczkowych i nie musi o tym non stop mówić. To też jest pasja.

Gorzej tylko, jeśli ktoś nic nie robi, ciągle marudzi, że życie jest okropne, że nie warto żyć, że życie nie ma sensu i nie zamierza nic z tym zrobić i hejtuje jeszcze ludzi, którzy mają jakiś pomysł na życie. Nawet nie wiem, jak to nazwać

3,510

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie Rin. Dokładnie chodziło mi o to, co napisałam. Ty nimi gardzisz. Oni Tobą? Może, nie wiem. Tu piszę z Tobą, nie z nimi, więc nie oceniam ich postawy.
Z Twoich postów leje się Twoje poczucie wyższości nad nimi. A w ten sposób nigdy nie zbudujesz relacji opartej na wzajemności.
No ale ja się z koniem kopać nie będę smile Twoje życie. Rozkminiaj ile chcesz.

Znerx i właśnie o to chodzi, że niektórzy mają za dużo czasu i rozmyślają nad pierdołami zamiast ten czas na coś lepszego przeznaczyć.

Posty [ 3,446 do 3,510 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 52 53 54 55 56 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024