pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 48 49 50 51 52 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3,186 do 3,250 z 8,335 ]

3,186

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Nie zmienilabym praktycznie nic, bo moj maz zyje w moim swiecie, to raczej dla niego zycie by sie zmienilo.
Napewno bym sie cieszyla, problem z glowy, ze nie musze sie zastanawiac juz nad tym aspektem zycia.

Weszlam w zwiazek majac nerwice, bedac prawie juz jak opetana przez szatana. Ze szczeka zacisnieta ciagle, ze az moj glos sie zmienial od tego. Z roznymi dziwnymi objawami. Moj maz nadal chcial ze mna byc i rozmowy z nim pomogly mi sie wyleczyc, bo to bylo ciagle wyzwanie w sensie psychologicznym.
Zwiazek ucierpial, oczywiscie, ze tak. Jednak koniec koncow nadal jestesmy razem.
Pewnie, ze mozna wejsc w zwiazek z nerwica. Nie, nie musisz byc wyleczona wczesniej.
I tak, sa ludzie, ktorzy nigdy nie zechca kogos z nerwica. Sa tez ludzie, ktorzy nigdy nie zechca brunetki/blondynki/chudej/grubej/wysokiej/niskiej.
Zawsze beda ludzie, ktorzy nas nie chca.

Hmm to ciekawe. Czyli poznał Cię w okresie zaostrzenia objawów jak rozumiem, a mimo to nie uciekł. To już o czymś świadczy.  Też mi się wydaje , ze powinno sie wspierać, gdy druga strona stara się panować nad objawami, ale kurcze, nie zawsze to wychodzi. A czasem im bardziej je chcesz kontrolować tym bardziej one Cię męczą. Istne szaleństwo. Jedno napędza drugie.
I widzisz, a ja sobie zakodowałam, ze się muszą wyleczyć najpierw no i nie wyszło. Idąc tym tropem to powinnam być już zawsze sama, co oczywiście jest niedorzeczne (tzn takie myślenie)..

feniks35 napisał/a:

Rossanko ja wprawdzie swoja nerwice zdiagnozowalam stosunkowo niedawno ale mysle, ze towarzyszyla mi ona juz od dawna w roznym stopniu. Mimo to mam meza, jego milosc i wsparcie i nie uwazam zeby akurat ta choroba polozyla sie cieniem na naszym zwiazku. Tak jak napisala wyzej Piegowata, w nerwicy chodzi w duzej mierze o wsluchiwanie sie w sposob przesadzony w swoje problemy fizyczne i emocjonalne i nadawanie im sztucznie nadmuchanych rozmiarow. Dlatego ja swoja nerwice staram sie traktowac jako chorobe jak kazda inna, nie epatowac nia ani w stosunku do bliskich ani dalszych znajomych i "nie karmic" tej choroby wlasnym nakrecaniem sie jak to ona moze mi zniszczyc zycie. Naprawde ludzie z gorszymi schorzeniami znajduja szczescie w milosci. Mysle, ze chodzi raczej o to zeby w byciu w zwiazku nie upatrywac lekarstwa na ta przypadlosc. Partner nie ma byc naszym terapeuta, mamy oczywiscie prawo do gorszych momentow ale zwiazek swoja droga a leczenie i praca nad choroba swoja droga.

Nie, tego akurat nigdy nie rozpatrywałam w tych kategoriach, ze partner mnie wyleczy z objawów, choć jak mówiła psychiatra i psycholog -  wsparcie bliskiej osoby może wiele zdziałać. Nie, ze to ma być całkowite lekarstwo na ną przypadłość, ale pomoc, czy nawet bycie obok może dawać wyciszenie. Chodzi mi o to, ze mąż czy żona to nie ma być rodzic-opiekun ale taki ktoś  przy kim jest bezpiecznie i czuje się akceptacje - coś takiego mi chodzi po głowie, oraz porozumienie.
No i widzisz, a dla mnie moja nerwica jest tak jakby rozdmuchana i urosła mi w głowie do gigantycznych rozmiarów,  a patrząc z boku nigdy byś nie powiedziała. A i faktem było, że dużo energii wkładałam w przeszłości w jej ukrywanie -  to bardzo wypala.
A teraz mi wszystko jedno. Tzn to są głupie objawy, ale co poradzę, mam je i co. I tyle. W sumie miałam je po 30, po 20 , jako nastolatka, jako uczennica podstawówki - nie wiem jak to jest tego nie mieć.

Zobacz podobne tematy :

3,187

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wydaje mi się, że ZAWSZE, w mniejszym lub większym stopniu, KAŻDY związek oznacza pewne ograniczenie każdej ze stron. Wszystko dotyczy zapewne koniecznych zmian w życiu osoby samej, jakie z czasem musi podjąć, aby się przystosować do życia we dwójkę, wspólnie z drugą osobą. Każdy posiada inny poziom tolerancji na zmiany i ograniczenia, to nie ulega wątpliwości. Widzimy tutaj, jak często wybuchają na tym tle konflikty, że czasmi się okazuje, iż jedna osoba nie jest w stanie dojrzeć do partnerstwa. Dlatego osoby cechująće się zbyt wielką indywidualnością i niezależnością może się czuć źle w przeciętnie wyglądającym związku.

3,188 Ostatnio edytowany przez Piotr Introwertyk (2019-12-10 22:35:50)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Po namysle co bym robil samotnie do konca zycia - staral sie miec grono przyjaciół,  znajomych wsrod ktorych dobrze sie czuję.
Edit ..juz to nawet robię.

3,189

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Nie zmienilabym praktycznie nic, bo moj maz zyje w moim swiecie, to raczej dla niego zycie by sie zmienilo.
Napewno bym sie cieszyla, problem z glowy, ze nie musze sie zastanawiac juz nad tym aspektem zycia.

Weszlam w zwiazek majac nerwice, bedac prawie juz jak opetana przez szatana. Ze szczeka zacisnieta ciagle, ze az moj glos sie zmienial od tego. Z roznymi dziwnymi objawami. Moj maz nadal chcial ze mna byc i rozmowy z nim pomogly mi sie wyleczyc, bo to bylo ciagle wyzwanie w sensie psychologicznym.
Zwiazek ucierpial, oczywiscie, ze tak. Jednak koniec koncow nadal jestesmy razem.
Pewnie, ze mozna wejsc w zwiazek z nerwica. Nie, nie musisz byc wyleczona wczesniej.
I tak, sa ludzie, ktorzy nigdy nie zechca kogos z nerwica. Sa tez ludzie, ktorzy nigdy nie zechca brunetki/blondynki/chudej/grubej/wysokiej/niskiej.
Zawsze beda ludzie, ktorzy nas nie chca.

Hmm to ciekawe. Czyli poznał Cię w okresie zaostrzenia objawów jak rozumiem, a mimo to nie uciekł. To już o czymś świadczy.  Też mi się wydaje , ze powinno sie wspierać, gdy druga strona stara się panować nad objawami, ale kurcze, nie zawsze to wychodzi. A czasem im bardziej je chcesz kontrolować tym bardziej one Cię męczą. Istne szaleństwo. Jedno napędza drugie.
I widzisz, a ja sobie zakodowałam, ze się muszą wyleczyć najpierw no i nie wyszło. Idąc tym tropem to powinnam być już zawsze sama, co oczywiście jest niedorzeczne (tzn takie myślenie)...

Zdaniem mego meza, to tylko osoba, ktora jest bardzo podzielona konfliktem wewnetrznym moze byc caloscia.
Oczywiscie czesc jego fascynacji mna wynikalo z jego fascynacja moim stanem.
Moim umyslem ogolnie. Wraz z nerwica.
Nigdy nie pomagal mi w uspokajaniu moich objawow. Raczej wrecz przeciwnie.
Dla niego nic nie jest dziwne, nic nie jest bez sensu.

Ogolnie wielu ludzi ma ataki paniki i inne problemy. Nie tylko kobiety, sa tacy faceci co by znali dobrze Twoje objawy u siebie.
Nie znam facetow, ktorzy by uciekali. Znam wielu co by sie cieszylo, ze moze pocieszyc czy pomoc. W sensie, ze czuja sie rycerscy.

3,190

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piotr Introwertyk napisał/a:

Po namysle co bym robil samotnie do konca zycia - staral sie miec grono przyjaciół,  znajomych wsrod ktorych dobrze sie czuję.
Edit ..juz to nawet robię.

Tak, tylko w pewnym wieku wszyscy znajomi, albo ich większość ma rodziny i nie mają czasu na samotnych znajomych...

3,191

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

W moim wieku zaryzykuje ze z polowa spoleczenstwa jest juz chetna do zapoznania sie z kims tylko brakuje odwagi sprobowania. Jak zagaję kogos to zwykle chetnie nawiazuje sie rozmowa.  Mozliwe ze w mlodszym wieku jest jak mowisz.

3,192 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-11 12:13:54)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Via Falsa napisał/a:

Tak, tylko w pewnym wieku wszyscy znajomi, albo ich większość ma rodziny i nie mają czasu na samotnych znajomych...

To fakt, że czasem dysponuje się wtedy inaczej, ale miałam jako singiel "związanych" przyjaciół i jakoś się udawało porozmawiać, wpaść w odwiedziny czy wspólnie gdzieś wyskoczyć na miasto.
Przekonałam się też, że przy odrobinie samozaparcia, inwencji i dobrej woli możliwe jest zdobycie dobrych znajomych czy nawet przyjaciół.

Nawiązując do wypowiedzi Piotra... Mam wrażenie, że osobom w naszym wieku niejednokrotnie przestaje wystarczać codzienny kierat, a i życie poluzowuje nieco smycz, bo dzieci już odchowane. Szuka się nowych wyzwań, wrażeń, pasji. Nie bez powodu w moim mieście to przeważnie starsi nieco ludzie zasilają różne chóry, amatorskie teatry i takie tam.... Szukają rozrywki i towarzystwa.



P.S.

bagienni_k napisał/a:

Wydaje mi się, że ZAWSZE, w mniejszym lub większym stopniu, KAŻDY związek oznacza pewne ograniczenie każdej ze stron. Wszystko dotyczy zapewne koniecznych zmian w życiu osoby samej, jakie z czasem musi podjąć, aby się przystosować do życia we dwójkę, wspólnie z drugą osobą. Każdy posiada inny poziom tolerancji na zmiany i ograniczenia, to nie ulega wątpliwości. Widzimy tutaj, jak często wybuchają na tym tle konflikty, że czasmi się okazuje, iż jedna osoba nie jest w stanie dojrzeć do partnerstwa. Dlatego osoby cechująće się zbyt wielką indywidualnością i niezależnością może się czuć źle w przeciętnie wyglądającym związku.

Bagiennik, moim zdaniem każda życiowa sytuacja niesie jakieś ograniczenia. Coś wybierając, z czegoś rezygnujemy.
W mojej obecnej relacji przekonuję się, że naprawdę w związku nie trzeba się tłamsić, można być wolnym, a wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. To ostatnie to uniwersalna, a nie tylko związkowa prawda.

3,193

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata Masz oczywiście absolutną rację. Wszędzie w życiu trzeba często iść na kompromis, zgadzać się na pewne ograniczenia. Problem w tym, że ja zwyczajnie nie potrafię wyobrazić sobie owych, drobnych nawet, poświęceń, dla kogoś, kto miałby ze mną dzielić życie. Nie wydaje mi się to na tyle atrakcyjne( nie w tym rzecz, że niemożliwe!), że pomimo wszystkich tych cudownych zalet związku, te właśnie przeszkody dla mojej indywidualności i niezależności okazują się decydujące. Inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć smile Chociaż prościej mówiąc, to takie rzeczy, jak zasoby, czas, energia, kasa pewnie też - to wszystko trzeba brać pod uwagę do podziału, żyjąc razem z kimś.

3,194

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Piegowata Masz oczywiście absolutną rację. Wszędzie w życiu trzeba często iść na kompromis, zgadzać się na pewne ograniczenia. Problem w tym, że ja zwyczajnie nie potrafię wyobrazić sobie owych, drobnych nawet, poświęceń, dla kogoś, kto miałby ze mną dzielić życie. Nie wydaje mi się to na tyle atrakcyjne( nie w tym rzecz, że niemożliwe!), że pomimo wszystkich tych cudownych zalet związku, te właśnie przeszkody dla mojej indywidualności i niezależności okazują się decydujące. Inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć smile Chociaż prościej mówiąc, to takie rzeczy, jak zasoby, czas, energia, kasa pewnie też - to wszystko trzeba brać pod uwagę do podziału, żyjąc razem z kimś.

Nie martw sie. Ja tez nie. Nie wyobrazam sobie robic ustepstw.
I nie zrobilam zadnych jak narazie. Jest to mozliwe, ale to musi byc partner dobrany do Ciebie jak rekawiczka.

3,195 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-12 11:46:19)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ale dlaczego tak te ustępstwa negujecie? Do pewnego stopnia jest to zupełnie naturalne, że czasem z czegoś się rezygnuje, czasem w czymś ustąpi. Byle w granicach rozsądku i zdrowia.
Co innego gdy zamiast partnerstwa ma się w związku kontrolę, zawłaszczanie i walkę o władzę. Oooo, co to, to nie!
W życie bez ustępstw nie wierzę.
Zgadzam się, że i pod tym względem po prostu trzeba się dopasować.
Są pary niemal ze sobą zrośnięte, są takie, które dają sobie dużo przestrzeni. Co kto lubi.

3,196

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Ale dlaczego tak te ustępstwa negujecie? Do pewnego stopnia jest to zupełnie naturalne, że czasem z czegoś się rezygnuje, czasem w czymś ustąpi. Byle w granicach rozsądku i zdrowia.
Co innego gdy zamiast partnerstwa ma się w związku kontrolę, zawłaszczanie i walkę o władzę. Oooo, co to, to nie!
W życie bez ustępstw nie wierzę.
Zgadzam się, że i pod tym względem po prostu trzeba się dopasować.
Są pary niemal ze sobą zrośnięte, są takie, które dają sobie dużo przestrzeni. Co kto lubi.

O jakich ustepstwach mowimy. Na przyklad?

3,197 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-12 16:17:38)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter, o to samo miałam zapytać Ciebie smile
Domyślam się, że nie chodzi Ci o błahostki.
Są sprawy nie do przeskoczenia, ale wtedy jasne jest, że nie po drodze nam ze sobą. Jednak większość kompromisów można osiągnąć nie rezygnując z siebie, a jednocześnie nie krzywdząc drugiego człowieka. I na tym, jak sądzę, kompromis polega.
Moim zdaniem przez całe życie ponosi się jakieś ustępstwa, coś się wybiera, coś traci, z czegoś rezygnuje.
Na przykład w moim stanie zdrowia nie mogłabym pracować jako przewodnik turystyczny, choć bardzo mi się taka praca podoba.
Na przykład jasne jest dla mnie, że gdy zachoruje moja samotna matka, zajmę się nią, rezygnując z części swoich planów.
I tak dalej. Dla mnie to są zwykłe, ludzkie sytuacje, normalne sprawy.
Ograniczenia mam, czy jestem w związku, czy też nie. Toteż odrobinę sprzeciwiam się tym, którzy twierdzą, że żyją bez ograniczeń, albo że ograniczeń nie chcą.

3,198 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-12 21:01:53)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie ma co do tego wątpliwości, że KAŻDY czowiek w życiu jest wręcz zmuszony do różnego rodzaju poświęceń. Nikt zdrowy na umyśle, nie jest cesarzem i tyranem jednocześnie, który robi w życiu wszystko tak, jak sobie tego zażyczy, nie idąc przy tym na żadne komprpomisy. Do ustępstw zmusza nas codzienne życie, obowiązki zawodowe, relacje z innymi ludźmi, samorealizacja czy w końcu związki.
Jednak nie wszystkie osoby mogą sobie pozwolić dla własnego komfortu do pewnej skali tych ustępstw. Nawet jest przecież sporo ludzi, którzy boją się wyzwań, nie chcą się rozwjać, gdyż zupełnie nie odczuwają takiej potrzeby. Wiąże się to też z podejmowaniem wielu różnych decyzji czy właśnie ustępstw. Na zupełnie analogicznej zasadzie może dochodzić w przypadku podejścia do związków i związanych z nim zmian jakie w życiu zachodzą, przynajmniej na początku. Być może to jest wygoda i lenistwo, jakby to nazwali niektórzy. Myślę jednak, że to raczej umiłowanie swojejstrefy komfortu, pielęgnacja pewnych nawyków i przyzwyczajeń. Z druiej strony zaś poświęcanie całego swojego czasu, sił, środkó i energii dla siebie.

3,199 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 02:29:18)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Winter, o to samo miałam zapytać Ciebie smile
Domyślam się, że nie chodzi Ci o błahostki.
Są sprawy nie do przeskoczenia, ale wtedy jasne jest, że nie po drodze nam ze sobą. Jednak większość kompromisów można osiągnąć nie rezygnując z siebie, a jednocześnie nie krzywdząc drugiego człowieka. I na tym, jak sądzę, kompromis polega.
Moim zdaniem przez całe życie ponosi się jakieś ustępstwa, coś się wybiera, coś traci, z czegoś rezygnuje.
Na przykład w moim stanie zdrowia nie mogłabym pracować jako przewodnik turystyczny, choć bardzo mi się taka praca podoba.
Na przykład jasne jest dla mnie, że gdy zachoruje moja samotna matka, zajmę się nią, rezygnując z części swoich planów.
I tak dalej. Dla mnie to są zwykłe, ludzkie sytuacje, normalne sprawy.
Ograniczenia mam, czy jestem w związku, czy też nie. Toteż odrobinę sprzeciwiam się tym, którzy twierdzą, że żyją bez ograniczeń, albo że ograniczeń nie chcą.

Jedyne ograniczenia jakie mialam to finansowe. W sensie, ze nie moglam czegos kupic.
Ogolnie jednak nie mialam takich problemow.
Jestem bezkompromisowa. Nie pojde do pracy, ktorej nie lubie. Nie musialam sie nigdy martwic tym czy musze wybrac inna szkole. Czy musze wybrac inny zawod czy innego faceta.
Jestem atrakcyjna, inteligentna, zdrowa,  zwykle mialam ponad przecietnie dobra pamiec. Moglam zawsze robic cokolwiek.
Jezeli chodzi o zwiazek to zwiazek nie moze byc w sprzecznosci z tym jak wyobrazam sobie zycie.
Jezeli chce sie przeprowadzic to musi byc to gdzie i kiedy ja chce.
Jezeli chce miec dom to musi to byc dom jaki ja chce. Bo wiem dokladnie w jakim domku chce zyc.
Jezeli kupuje samochod to musi byc jaki ja chce.
Jezeli sie przeprowadzam to sciany maluje tak jak ja chce.
Nie zjem nawet obiadu, ktorego w tym dniu nie lubie.
Jezeli chce gdzies pojechac sama to pojade i nie jest to kwestia dyskusji.
Caly dzien, od rana do nocy robie to co chce.
W praktyce to oznacza, ze np teraz ja chce jechac do Hiszpanii na kilka miesiecy i wtedy do Irlandii na stale. I tak bedzie jak ja mowie.
Jezeli mi sie znudzi to przeprowadzka bedzie wtedy kiedy ja juz bede chciala wyjechac.
.
Nigdy w zyciu nie mialam z tym problemu w zwiazku.
Zawsze spotykam sie z ludzmi, ktorym obojetne jest to co dla mnie ma znaczenie. Mojemu mezowi jest obojetne gdzie mieszkamy, bylybym byla szczesliwa. Dla niego wszedzie jest super. To samo co do koloru scian, wyboru domu i takich innych.
Nie lubie bliskich relacji z rodzina partnera i nie poszlabym na zadne ustepstwo w tym temacie.
Meza mam, ktory nie lubi czasu spedzac ze swoja rodzina.
Mamy trzy koty i bedzie wiecej zwierzat, w tym temacie zero ustepstw tez. Moj maz uwielbia koty.
Tak jak mowie, dobrany partner.

Ja wiem jak moje zycie ma wygladac. Co do szczegolow jak mydelniczka. Wiem to od zawsze i to nie jest dyskusyjne. .
To sa marzenia, nie ma kompromisu w temacie marzen.

Jestem przyzwyczajona, ze mam wszystko czego naprawde chce. Prakycznie cale dorosle zycie robilam rzeczy, ktore chce. Wyjechalam z domu rodzinnego kiedy chcialam, podrozowalam kiedy chcialam, wykonywalam zawody jakie chcialam. Z latwoscia.
Jestem jedynaczka i nie wyobrazam sobie porzucac zycia by zajac sie rodzicami. Oplace pomoc.

Wydaje mi sie, ze wszystko zalezy w zyciu od priorytetow. Nie ma dla mnie nic wazniejszego, od tego by zycie przezyc wedle siebie. Nigdy nie musialam  nawet wybierac. Moje marzenia sa bardzo osiagalne w stosunku do tego kim jestem.

3,200

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter, będziesz miała życiową tragedię jak kiedyś się okaże, że czegoś zrobić nie możesz , chociaż bardzo tego chcesz:P a to się prędzej czy później zapewne zdarzy.

3,201 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 07:32:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Winter, będziesz miała życiową tragedię jak kiedyś się okaże, że czegoś zrobić nie możesz , chociaż bardzo tego chcesz:P a to się prędzej czy później zapewne zdarzy.

Nie bede. Nie jest to w mojej naturze.
Nie jest w mojej naturze chciec czegos co jest poza moim zasiegiem.
Dlatego inni sie mecza, a ja nie. Mam adekwatne zyczenia.
Nie mam tendencji to przezywania tragedii.


Myslisz dwa pojecia. Kiedy moja wielka milosc, facet, ktorego kochalam od 19 roku zycia zmarl.
Bylam z tym pogodzona prawie z miejsca.
Mylisz to o czym mowie : poswiecanie czegos, z utrata czegos.
Ze strata potrafie sie pogodzic od razu. Porazka to dla mnie szansa na probe lub dowod, ze to co robie nie jest dla mnie.
Wszystko co sie w zyciu ma jest tym co powinno byc.
Z kolei jak chce rozowe sciany to nie ma opcji, ze zrezygnuje bo maz chce zielone.
Jak chce mieszkac w Barcelonie to nie ma szans, ze nie bede bo maz nie chce.
Jak moge cos miec to z tego nie zrezygnuje.
Dlatego mam meza, ktorego nie obchodzi kolor scian i mieszkanie w konkretnym kraju.

3,202

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie mylę, to Ty nie zrozumiałaś o co mi chodzi.
Nie chodzi mi o rzeczy nieosiągalne a o rzeczy, które są osiągalne, ale przez jakiś splot wydarzeń okazuje się, że nie jesteś w stanie ich mieć. Właśnie np. chcesz mieszkać w Barcelonie, a Twój mąż chwilowo woli Londyn. (Tak wiem, on nie będzie wolał, bo mu wszystko jedno, ale załóż przez chwilę, że jednak Ci się postawi) Co się stanie, kiedy pewnego razu Twój mąż powie, że nie chce różowych ścian, że nie chce takich zasłon, jakie Ty chcesz albo czegokolwiek innego? Pokazujesz tutaj, że nie jesteś w stanie iść na kompromis, nie masz w sobie takiej umiejętności, a to jest ważna umiejętność w życiu społecznym.

Ja trochę nie wierzę w to, że Twojemu mężowi jest wszystko jedno, w jakim kraju mieszka i potrafi rzucić wszystko i przeprowadzić się, bo Ty masz akurat taką fanaberię. Bardziej bym obstawiała, że odpuszcza dla świętego spokoju, bo są ważniejsze dla niego rzeczy, które są po jego myśli niż to, jakie ma ściany.

Kojarzysz mi się teraz z 5letnią dziewczynką, która tupie nogą, bo wszystko musi byc dokładnie tak, jak ona chce i będzie się awanturować, bo dostała zielonego cukierka zamiast niebieskiego. I nie jest to dobre porównanie.

Jak remontowałam mieszkanie to miałam wspaniały pomysł miętowych ścian smile wszystko ustalałam pod to, mój salon miał być piękny, aneks kuchenny srebrny i dodatki w kuchni też miętowe i to miało się tak pięknie zgrywać. A w sklepie okazało się, że miętowej farby nie ma i nasz salon jest zielony tongue no i żyję.

3,203 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-13 10:51:15)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tu bliższe mi jest zdanie Lady Loki.
Życie już mi wielokrotnie pokazało, że ostatnie słowo ma ono, a nie ja. Uczy wciąż "skromnie przyjmować, spokojnie tracić" (Marek Aureliusz, mój ulubiony). Sztuką jest mimo strat, czasem bolesnych, nie obrażać się na życie.
Jasne, że do pewnego stopnia nim sterujemy, ale ostatnie słowo nie do nas należy... zaprawdę powiadam wink
Pracowała u nas osoba, która po banalnej - zdałoby się - infekcji nie wstała już na nogi, jeździ na wózku. Jej też powiesz, Winter, że może mieć wszytko? Na szczęście to mądra i dzielna dziewczyna, która bierze z puli ograniczonych możliwości, co się da i żyje pełniej niż niejeden zdrowy.
Pokora naprawdę nie jest wymysłem dewotek i wcale nie musi być cierpiętnictwem.

3,204 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-13 11:09:21)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Nie ma co do tego wątpliwości, że KAŻDY czowiek w życiu jest wręcz zmuszony do różnego rodzaju poświęceń...

Bagiennik, jasne, że każdy sam wybiera, na które ograniczenia się godzi (przynajmniej częściowo, bo czasami nikt nas o zgodę nie pyta), i rozumiem, co miałeś na myśli.
Ja też bardzo ceniłam w życiu singla swobodę, ale teraz, z PP jest mi na tyle dobrze, że wcale mi nie żal, że zamiast samotnie śmigać na rowerze, idę do jego mamy na pierogi. Jedno i drugie mi się podoba smile
Wybory, po prostu. Wybory i decyzje smile
W zamian za rezygnację (?) z przywilejów singla mam sprawy, bez których nie czułam się nieszczęśliwa, ale jednak dają mi radość i dobrowolnie się ich nie zrzeknę smile
"Rezygnację" opatrzyłam znakiem zapytania, bo naprawdę ograniczenia nie oznaczają całkowitego wyrzeczenia się siebie i tłamszenia swojej osobowości.
Nadal chadzam na samotne spacery, bo je lubię i umawiam się z przyjaciółką na pogaduchy bez facetów.
A na rowerze nie pojeździłam tego lata, bo choroba powiedziała STOP. Choroba, nie facet.

3,205 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 11:44:40)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lady Loka napisał/a:

Nie mylę, to Ty nie zrozumiałaś o co mi chodzi.
Nie chodzi mi o rzeczy nieosiągalne a o rzeczy, które są osiągalne, ale przez jakiś splot wydarzeń okazuje się, że nie jesteś w stanie ich mieć. Właśnie np. chcesz mieszkać w Barcelonie, a Twój mąż chwilowo woli Londyn. (Tak wiem, on nie będzie wolał, bo mu wszystko jedno, ale załóż przez chwilę, że jednak Ci się postawi) Co się stanie, kiedy pewnego razu Twój mąż powie, że nie chce różowych ścian, że nie chce takich zasłon, jakie Ty chcesz albo czegokolwiek innego? Pokazujesz tutaj, że nie jesteś w stanie iść na kompromis, nie masz w sobie takiej umiejętności, a to jest ważna umiejętność w życiu społecznym.

Za bardzo komplikujesz to swoim mysleniem. Kompromis musi sie oplacac.
Moj maz akurat wspominal o tym, ze chcialby jechac do Londynu. Kilka miesiecy temu. On mieszkal w Londynie przez chwile, a ja przez lata. On nadal jest pod wrazeniem.
Moja odpowiedz? 'No to jedz, pomoge ci zalatwic wize'. Jak bedzie chcial to pojedzie, pobawi sie, pospedza czas z bratem i przyjedzie. Jak narazie mu sie odwidzialo.

To o czym mowie jest bardzo, bardzo proste. Jestem w zwiazku poniewaz lubie towarzystwo mojego meza.
Tylko i wylaczenie dlatego. NAJWAZNIEJSZE w moim calym zyciu jest robienie co chce. Jest wazniejsze od mojej rodziny, od mojej kariery, od publicznej opinii, od moich przyjaciol, od mojego zdrowia.
To jest priorytet.
Nie odetne sobie reki po lokiec zeby kupic samochod. Dlaczego? Reka jest wazniejsza od samochodu.
Ja ide na kompromis, ale w odwrotna strone niz myslisz. Poswiece zwiazek dla stylu zycia o jakim zawsze marzylam.
Oczywiscie nie musze tego robic. Mam dobrany zwiazek. Zwiazek to zwiazek. Ze soba bede cale zycie, a zycie mam jedno.
Co sie stanie jak nie bede chodzic na ustepstwa w zwiazku? No nic. Najwyzej zostane sama. Czyli stanie sie cos co lubie. Tragedia, naprawde.
Mam prawo miec wlasny uklad rzeczy wazniejszych i najwazniejszych w zyciu. Jestem soba, a nie wszystkimi innymi.

Mowa byla o ustepstwach, ze trzeba chodzic. Jak widac nie trzeba. Zona jestem i nie chodzilam ani razu w tym zwiazku, ani w poprzednim powaznym zakonczonym smiercia. Mam ciastko i jem ciastko. Widocznie sie da.
Nie mowie o rzeczach, jak zmiana roweru na pierogi. To tak jak wybieranie miedzy sushi, a spacerem. Obie rzeczy lubie i to zadne ustepstwo.


Co do kolezanki na wozku. To zalezy co ona chce robic. Stephen Hawking pracowal sparalizowany, jest glucha piosenkarka i kompozytorka, ludzie biegaja bez nog.
Jezeli naprawde bardzo chca.


Dobra, ale sie rozpisalam. Jak na przemowie jakies nudnej.
Ksiazke mam pisac, a nie takie wywody. Malo kiedy jednak rozmawiam lub pisze po polsku i tak mnie to rozczula. Mam nadzieje, ze wybaczycie takie dlugie wypociny.

3,206 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-13 11:56:35)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ja tylko chciałam powiedzieć, że ograniczenia nie są żadnym horrorem (przeważnie, bo rozpiętość możliwości jest ogromna, ale i z horrorem trzeba czasami się zmierzyć), lecz częścią życia i nie ma sensu przed nimi uciekać.
Hawking korzysta z życia, ale oddałby zapewne królestwo za zdrowie.
Przeraża mnie pycha tak częstego dzisiaj "mogę wszytko".
Przeraża mnie tak częste dzisiaj "ja! ja! ja!".
Niezależnie od związkowego status, a kawał czasu przeżyłam bez faceta, nigdy nie miałam poczucia, że tylko ja się liczę. Braniu pod uwagę tylko siebie, nieliczeniu się z nikim mówię wielkie NIE.

3,207 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-12-13 11:55:51)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

WinterKween, mi się wydaje, że bierzesz pod uwagę sytuaję idealne, kiedy oboje mają możliwość robić dokładnie to co chcą, bez ograniczeń.
W bardziej przecietnej sytuacji byłoby np. tak, że np. spotykasz kogoś, kto mieszka w innym mieście, każdy z Was wolałby zostać u siebie, bo każdy ma tu ma pracę i względnie poukładane życie. No ale chgcecie też być razem. Przy tym jedno z Was ma zawód, w którym znajdzie zaczepi się wszędzie i na tak samo dobrych warunkach, a drugie robi coś mniej poszukiwanego, w czym trudniej znaleźć nowe miejsce pracy, ma więc mniejsze możliwości i jeśli zrezygnuje z obecnego zajęcia i się przeprowadzi, to może długo nie znaleźć nic w swoim zawodzie albo w ogóle nie znaleźć i być zmuszonym iść do jakiejkolwiek pracy np. za najniższą krajową. Wiadomo, że bardziej rozsądne będzie, jeśli dopasuje się ten, kto ma większe pole manewru. Ale mógłby się uprzeć, że nie, bo jemu dobrze w mieście X, tu ma fajną pracę i tu ma kumpli/przyjaciółki/mamusię. Czasem trzeba też włączyć racjonalną analizę.

3,208 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 11:57:54)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

WinterKween, mi się wydaje, że bierzesz pod uwagę sytuaję, kiedy oboje ma możliwość robić dokładnie to co chcą, bez ograniczeń.
W bardziej przecietnej sytuacji byłoby np. tak, że np. spotykasz kogoś, kto mieszka w innym mieście, każdy z Was wolałby zostać u siebie, bo każdy ma tu ma pracę i względnie poukładane życie. No ale chgcecie też być razem. Przy tym jedno z Was ma zawód, w którym znajdzie zaczepi się wszędzie i na tak samo dobrych warunkach, a drugie robi coś mniej poszukiwanego, w czym trudniej znaleźć nowe miejsce pracy, ma więc mniejsze możliwości i jeśli zrezygnuje z obecnego zajęcia i się przeprowadzi, to może długo nie znaleźć nic w swoim zawodzie albo w ogóle nie znaleźć i być zmuszonym iść do jakiejkolwiek pracy np. za najniższą krajową. Wiadomo, że bardziej rozsądne będzie, jeśli dopasuje się ten, kto ma większe pole manewru. Ale mógłby się uprzeć, że nie, bo jemu dobrze w mieście X, tu ma fajną pracę i tu ma kumpli/przyjaciółki/mamusię. Czasem trzeba też włączyć racjonalną analizę.

Tak, zakladam tylko scenariusz taki jak mowie. Tylko z takimi facetami sie umawiam. Dla mnie jak ktos jest przywiazany do miejsca, do rodziny, do pracy. To jest deal breaker, nie pojde nawet na randke. Zawsze mam facetow freelancerow i takich, zeby moja kariera byla najwazniejsza. W sensie, ze jezeli chce sie przeniesc dla pracy to pojedzie ze mna. Jezeli chodzi o finanse to chetnie moge utrzymywac tez kogos.

3,209 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-12-13 12:02:40)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
niepodobna napisał/a:

WinterKween, mi się wydaje, że bierzesz pod uwagę sytuaję, kiedy oboje ma możliwość robić dokładnie to co chcą, bez ograniczeń.
W bardziej przecietnej sytuacji byłoby np. tak, że np. spotykasz kogoś, kto mieszka w innym mieście, każdy z Was wolałby zostać u siebie, bo każdy ma tu ma pracę i względnie poukładane życie. No ale chgcecie też być razem. Przy tym jedno z Was ma zawód, w którym znajdzie zaczepi się wszędzie i na tak samo dobrych warunkach, a drugie robi coś mniej poszukiwanego, w czym trudniej znaleźć nowe miejsce pracy, ma więc mniejsze możliwości i jeśli zrezygnuje z obecnego zajęcia i się przeprowadzi, to może długo nie znaleźć nic w swoim zawodzie albo w ogóle nie znaleźć i być zmuszonym iść do jakiejkolwiek pracy np. za najniższą krajową. Wiadomo, że bardziej rozsądne będzie, jeśli dopasuje się ten, kto ma większe pole manewru. Ale mógłby się uprzeć, że nie, bo jemu dobrze w mieście X, tu ma fajną pracę i tu ma kumpli/przyjaciółki/mamusię. Czasem trzeba też włączyć racjonalną analizę.

Tak, zakladam tylko scenariusz taki jak mowie. Tylko z takimi facetami sie umawiam. Dla mnie jak ktos jest przywiazany do miejsca, do rodziny, do pracy. To jest deal breaker, nie pojde nawet na randke. Zawsze mam facetow freelancerow i takich, zeby moja kariera byla najwazniejsza. W sensie, ze jezeli chce sie przeniesc dla pracy to pojedzie ze mna. Jezeli chodzi o finanse to chetnie moge utrzymywac tez kogos.


Ale tu nawet nie chodzi o to przywiązanie, tylko o przyziemny czynnik utrzymania. Jednemu jest łatwiej zmienić miejsce pracy niż drugiemu z przyczyn czysto obiektywnych i mierzalnych. Co wtedy?

Przywiązanie dodałam jako możliwe wytlumaczenia tego, że ktoś nie ma ochoty się przeprowadzać.

3,210 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-13 12:13:28)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:

Tak, zakladam tylko scenariusz taki jak mowie. Tylko z takimi facetami sie umawiam. Dla mnie jak ktos jest przywiazany do miejsca, do rodziny, do pracy. To jest deal breaker, nie pojde nawet na randke. Zawsze mam facetow freelancerow i takich, zeby moja kariera byla najwazniejsza. W sensie, ze jezeli chce sie przeniesc dla pracy to pojedzie ze mna. Jezeli chodzi o finanse to chetnie moge utrzymywac tez kogos.

No, cóż... też decyzja. Grunt to wiedzieć, czego się chce.
Mnie to nie jest bliskie. Sama głoszę jednak, że dla żadnego faceta się nie przeprowadzę, póki mój syn jest dzieckiem (nie chcę wywracać mu życia do góry nogami, zmieniać szkoły, przyjaciół itd.).
Moja bliska koleżanka porzuciła pracę na prośbę swojego faceta i wróciła do rodzinnego miasta, chociaż facet pracuje w delacjach, nie miał stałego miejsca zamieszkania i nie byłoby dla niego wielkim problemem dojeżdżać do niej tych kilkadziesiąt kilometrów dalej. Na takie ustępstwo bym nie poszła, ona więcej straciła, jest teraz na jego utrzymaniu, bo w jej wieku i z jej zdrowiem i słabym wykształceniem o zatrudnienie niełatwo, a on wcale nie okazał się wymarzonym partnerem. To on powinien zrezygnować ze swojej wygody, skoro tak bardzo pragnął z nią być.

3,211 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 12:16:12)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:
niepodobna napisał/a:

WinterKween, mi się wydaje, że bierzesz pod uwagę sytuaję, kiedy oboje ma możliwość robić dokładnie to co chcą, bez ograniczeń.
W bardziej przecietnej sytuacji byłoby np. tak, że np. spotykasz kogoś, kto mieszka w innym mieście, każdy z Was wolałby zostać u siebie, bo każdy ma tu ma pracę i względnie poukładane życie. No ale chgcecie też być razem. Przy tym jedno z Was ma zawód, w którym znajdzie zaczepi się wszędzie i na tak samo dobrych warunkach, a drugie robi coś mniej poszukiwanego, w czym trudniej znaleźć nowe miejsce pracy, ma więc mniejsze możliwości i jeśli zrezygnuje z obecnego zajęcia i się przeprowadzi, to może długo nie znaleźć nic w swoim zawodzie albo w ogóle nie znaleźć i być zmuszonym iść do jakiejkolwiek pracy np. za najniższą krajową. Wiadomo, że bardziej rozsądne będzie, jeśli dopasuje się ten, kto ma większe pole manewru. Ale mógłby się uprzeć, że nie, bo jemu dobrze w mieście X, tu ma fajną pracę i tu ma kumpli/przyjaciółki/mamusię. Czasem trzeba też włączyć racjonalną analizę.

Tak, zakladam tylko scenariusz taki jak mowie. Tylko z takimi facetami sie umawiam. Dla mnie jak ktos jest przywiazany do miejsca, do rodziny, do pracy. To jest deal breaker, nie pojde nawet na randke. Zawsze mam facetow freelancerow i takich, zeby moja kariera byla najwazniejsza. W sensie, ze jezeli chce sie przeniesc dla pracy to pojedzie ze mna. Jezeli chodzi o finanse to chetnie moge utrzymywac tez kogos.


Ale tu nawet nie chodzi o to przywiązanie, tylko o przyziemny czynnik utrzymania. Jednemu jest łatwiej zmienić miejsce pracy niż drugiemu z przyczyn czysto obiektywnych i mierzalnych. Co wtedy?

Przywiązanie dodałam jako możliwe wytlumaczenia tego, że ktoś nie ma ochoty się przeprowadzać.

W moim wypadku, wtedy jest koniec relacji.
Jednak tak jak mowilam. Nigdy nie umawialam sie z kims kto ma stala prace. Raczej z kims kto albo jest freelancerem, albo jest w stanie rzucic wszystko i zaczac od zera.
Koniec koncow poznalam mojego meza w squacie w Londynie, a on jest z Meksyku.

Zawsze wybiera sie to co jest wazniejsze. Jezeli dla kogos zwiazek wazniejszy jest od miasta to sie przeprowadzi. Kiedy poznalam meza to nie chcialam byc juz w Londynie wiec przyjazd do Meksyku na jakis czas to nie byl dla mnie problem.



Piegowata'76, moja kolezanka ma to samo. Siedzi sama w domu gdzies poza miastem i tyle. On za granica pracuje i nie chce by ona do niego przyjechala.
Naobiecywal jej wiele, ale skonczylo sie inaczej.

3,212

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Tak, zakladam tylko scenariusz taki jak mowie. Tylko z takimi facetami sie umawiam. Dla mnie jak ktos jest przywiazany do miejsca, do rodziny, do pracy. To jest deal breaker, nie pojde nawet na randke. Zawsze mam facetow freelancerow i takich, zeby moja kariera byla najwazniejsza. W sensie, ze jezeli chce sie przeniesc dla pracy to pojedzie ze mna. Jezeli chodzi o finanse to chetnie moge utrzymywac tez kogos.

No, cóż... też decyzja. Grunt to wiedzieć, czego się chce.
Mnie to nie jest bliskie. Sama głoszę jednak, że dla żadnego faceta się nie przeprowadzę, póki mój syn jest dzieckiem (nie chcę wywracać mu życia do góry nogami, zmieniać szkoły, przyjaciół itd.).
Moja bliska koleżanka porzuciła niezłą pracę na prośbę swojego faceta i wróciła do rodzinego miasta, chociaż facet pracuje w delacjach, nie miał stałego miejsca zamieszkania i nie byłoby dla niego wielkim problemem dojeżdżać do niej tych kilkadziesiąt kilometrów dalej. Na takie ustępstwo bym nie poszła, ona więcej straciła, jest teraz na jego utrzymaniu, a on wcale nie okazał się wymarzonym partnerem. To on powinien zrezygnować ze swoje wygody.


O tym właśnie mówię - dopasować się powinien raczej ten, któremu jest łatwiej.

3,213 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-13 12:38:15)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Łoo, powiem szczerze Winter, żę nie spodziewałem się takiego podejścia smile Oczywiście je szanuję i rozumię, chociaż nawet jako zadeklarowany singiel nie mam aż tak sztywnego spojrzenia na życie smile

Akurat wystarczyło jedno wydarzenie w moim życiu tzn ciężka choroba, żeby wiedzieć, że człowiek NIE MOŻE i NIE DA RADY wszystkiego kontrolować i mieć na wszystko wpływ. Cóż miałem zrobić w trakcie choroby, jeśli wcześniej zaplanowałbym sobie coś, co koniecznie muszę zrobić po moj myśli. Skoro napotkałem jakąś przeszkodę, to muszę ją pokonać. w TAKI CZY INNY SPOSÓB. To fakt, człowiek może naprawdę sporo i to od jego woli zależy, czy będzie to realizował. Mając takie a nie inne priorytety dokonujemy wyborów, z czegoś rezygnujemy, czy tez idziemy na kompromisy. Ni emusżę w ogóle wchodzić w związek, żeby być zmuszonym do pójścia na kompromis. Może to wynikać z mojego charakteru i elastyczności, bo jednak w sporej większości przypadków dopuszczam zaistnienie zmiany(możę bardziej zamiany) jednej wersji postępowania na inną. Zamiany jednej rzeczy na drugą. Nie widzę w tym żadnego problemu. Do pewnego stopnia oczywiście staram się postępować według swojego upodobania  i własnych zamierzeń. Nie uważam też, żeby człowiek miał być uznany za egoistę, pełnego pychy czy patrzącego tylko na siebie, skoro jest singlem, bo z takimi opiniami się spotkałem. Dopóki nikogo nie krzywdzę, nie oszukuję i nie zwodzę, to nie ma mowy o żadnym egoiźmie. Szacunek i otwartość na innych ludzi, troska o znajomych i rodzinę, współczucie dla potrzebujących, empatia nie jest zarezerwowana dla osób zajętych.
Będąc singlem ma się nieporównywalnie większe możliwości użytkowania czasu, elastyczności, swobody, natomiast, myślę, że mało osób by się znalazło, chętnych do bycia w związku, mających takie podejście jak Ty Winteer. Jednak prędzej czy później w związku trzeba iść na kompromis i ustępstwa, choćby nie wiem, co do tego gdzie spędzić wakacje. smile Uważam, że mało osób, chociażby tutaj, uznałoby taki model za przeciętnie pasujący do związku dwojga ludzi, jeśli zawsze jedna strona jest górą.. Tak naprawdę dopiero sytuacje życiowe weryfikują niektóre nasze poglądy. W p[ewnych kwestiach zgadzam się z Winter, choćby w tym, że NIE MA POWODU, aby rezygnować z samego siebie, oczywiśći ew rozsądnych granicach. Nie wyobrażam sobie ZA NIC rezygnacji ze swojej ciekawej, pasjonujaćej pracy, przyjemnego otoczenia dla potencjalnego partnera, przynajmniej na samym początku smile

3,214 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 12:58:25)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Łoo, powiem szczerze Winter, żę nie spodziewałem się takiego podejścia smile Oczywiście je szanuję i rozumię, chociaż nawet jako zadeklarowany singiel nie mam aż tak sztywnego spojrzenia na życie smile

Akurat wystarczyło jedno wydarzenie w moim życiu tzn ciężka choroba, żeby wiedzieć, że człowiek NIE MOŻE i NIE DA RADY wszystkiego kontrolować i mieć na wszystko wpływ. Cóż miałem zrobić w trakcie choroby, jeśli wcześniej zaplanowałbym sobie coś, co koniecznie muszę zrobić po moj myśli. Skoro napotkałem jakąś przeszkodę, to muszę ją pokonać. w TAKI CZY INNY SPOSÓB. To fakt, człowiek może naprawdę sporo i to od jego woli zależy, czy będzie to realizował. Mając takie a nie inne priorytety dokonujemy wyborów, z czegoś rezygnujemy, czy tez idziemy na kompromisy. Ni emusżę w ogóle wchodzić w związek, żeby być zmuszonym do pójścia na kompromis. Może to wynikać z mojego charakteru i elastyczności, bo jednak w sporej większości przypadków dopuszczam zaistnienie zmiany(możę bardziej zamiany) jednej wersji postępowania na inną. Zamiany jednej rzeczy na drugą. Nie widzę w tym żadnego problemu. Do pewnego stopnia oczywiście staram się postępować według swojego upodobania  i własnych zamierzeń. Nie uważam też, żeby człowiek miał być uznany za egoistę, pełnego pychy czy patrzącego tylko na siebie, skoro jest singlem, bo z takimi opiniami się spotkałem. Dopóki nikogo nie krzywdzę, nie oszukuję i nie zwodzę, to nie ma mowy o żadnym egoiźmie. Szacunek i otwartość na innych ludzi, troska o znajomych i rodzinę, współczucie dla potrzebujących, empatia nie jest zarezerwowana dla osób zajętych.
Będąc singlem ma się nieporównywalnie większe możliwości użytkowania czasu, elastyczności, swobody, natomiast, myślę, że mało osób by się znalazło, chętnych do bycia w związku, mających takie podejście jak Ty Winteer.Jednak prędzej czy później w związku ytrzeba iśc na kompromis i ustępstwa, choćby nie wiem, co do tego gdzie spędzić wakacje. smile

Haha, no niby tak.
Ale ja nie zyje normalnie. Zadne z nas nie pracuje regularnie, nie mamy dzieci, nie mamy kredytu, nie mamy kupionego domu, nie jestesmy przywiazani do rodziny.
Jezeli moj maz chce kupic laptop nowy sobie, to ja moge kupic sobie cos jednoczesnie. Nie musimy wybierac co kto kupi w jakim miesiacu.
Moj maz ma taki charakter, ze cieszy sie wszystkim. Nawet braniem prysznica. Jego celem zyciowym jest znac siebie i cieszyc sie kazda chwila.
Jedyna rzecz, ktora go wkurza lub doluje to kiedy ja jestem zdolowana. Rozmowa o wakacjach wyglada tak:
Ja: Chce jechac do Pragi
On: Super.
Czyli mamy jedna osobe taka jak ja, ktora lubi konkretne rzeczy i jedna, ktora lubi wszystko.

O, jest jedno ustepstwo! Ogladalam z nim Brand Upon The Brain, Neon Genesis Evangelion, Old Boy i najwieksze poswiecenie ze wszystkich:
Ogladalam z nim jego ulubiony film, czyli Love Exposure, ktory trwa 4 GODZINY.


Zeby jedna strona w zwiazku byla gora to musi byc konflikt interesow. Moj maz robi ze mna wszystko co ja chce, robi to z przyjemnoscia.
Bo uwielbia spedzac ze mna czas i ma podobne zainteresowania i styl zycia. Nie ma wiec konfliktu, wiec nikt nie ustepuje.
Jezeli on chce na kilka miesiecy do Londynu to tez moze jechac, nie znaczy, ze musi jechac ze mna.
Jak narazie to on tez uwaza, za najwieksze poswiecenie ogladanie ze mna filmu haha.

3,215 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-13 13:24:04)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

W takim razie ciężko chyba takiego faceta znaleźć, czy w ogóle człowieka. Ale jeśli on jest Latynosem, to mnie w sumie niespecjalnie dziwi smile Mają chyba ta  radośc z życia w sobie.
Jak to śpiewał jeden pan: "Hay que gozar la vida! " smile
Osobiście sam uważam, że styl życia polegający na zmianie miejsca zamieszkania, pracy nie tyle stałej czy okresowej, ale "ruchomej"( chodzenie, jeżdzenie, bieganie itp) jest chyba najlepsza opcją, jaką człowiek możę sobie zafundowąć smile Lubię się przemieszczać, choć z podróżowaniem do tej pory jest kiepsko, bo wiadomo finase nie pozwalają. Do niedawna moja praca opierała się na 3 filarach: na powietrzu, w pozycji stojącej, przemieszczając się - i TO jest właśnie mój ideał smile Na chwilę trzeba bedzie niestety zmienić, ale do tego poprzedniego dążę cały czas i tak. Grunt, żeby praca choć w części była zbliżona do wyuczonego zawodu i/lub zamiłowania a już jest połowa sukcesu smile
Jedno wiem, czego nie chcę i póki co wręcz mnie to odpycha: praca jakaś tam, byle gdzie, może i za dobrą kasę, ale zupełnie nie odpowiadająca moim oczekiwaniom, wielki dom z ogródkiem, "szczęsliwa" rodzinka żonką, dzieciaczkami i pieskiem" A do tego raz na rok wakacje w Chorwacji czy Egipcie w hotelu "All inclusive", samochód, mieszkanie na kredyt itp*. Taka właśnie proza życia, o ktorej marzy 99,9 % tego społeczeństwa smile Najgorsze co jestem w stanie sobie wyobraźić to uwiązanie się właśnie do jednego miejsca, choćby poprzez dom, czy niedaj Boże mieszkanie z kredytem i dzieci,  co mnie skutecznie zatrzyma na całe życie w jednym miejscu i zahamuje dalszy rozwój iu porzeszanie horyzontów.
Nie mam najmniejszego zamiaru poświęcać swojego życia ani inwestować czasu, sił, środków i energii na coś, czego nie uważam kompletnie za atrakcyjne, tylko dlatego, że tak mi mówi społeczeństwo.


* trochę uprościłem oczywiście

3,216

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

O jak sobie tu miło rozmawiacie i to na jaki ciekawy temat!
Mam jak wiecie 42 i od jakiegoś czasu żyję coraz bardziej tak, jak mówi Winter, czyli żyję jak chcę i robie co chcę. Nie chcę czegoś robić to nie robię.Wydaje mi się, że jest to jednak słuszne podejście.
Do tej pory chodziłam na kompromisy, spotykałam się z koleżanką np jak miałam dużo pracy i nie bardzo miałam czas się spotkać, albo po prostu chciałam sobie pooglądać tv w w domu i się całkiem zresetować - ale wybierałam spotkanie, chociaż akurat w tym czasie nie miałam ochoty, bo koleżanka się obrazi. Albo spotykałam się z facetami którzy dokońca mi nie odpowiadali - no byli zagorzałymi katolikami albo odrzucała mnie ich fryzura (czy cokolwiek, to tylko przykład) - ale ja w myśl - idz na kompromis, nikt nie jest idealny - zgadzałam się na spotkanie. Albo też robiłam mnóstwo rzeczy, bo inni chcieli, ja niekoniecznie, no ale trzeba czasem ustąpić i pomyśleć o innych. Teraz uważam, ze przede wszystkim trzeba myśleć o sobie. Nikt za mnie nie przeżyje życia a na łózu śmierci nie będę z radością wspominała sytuacji, gdy robiłam coś wbrew sobie, nawet będą one powodowały u mnie niesmak. Liczy się pełnia życia i robienie tego, co się chce.
Jest to oczywiście podejście dla ludzi normalnych i zdrowych. Nikt przecież nie będzie zaraz napadał na bank, bo on chce mieć szybko dużo pieniędzy, więc napadnie najbliższy punkt bankowy. Ani też nikt nie napluje w twarz niemiłej sprzedawczyni w sklepie, bo akurat się wkurzy i poczuje taką ochotę - tu jesteśmy rozumni i wiemy, ze się tak nie robi, bo to przyniesie przykre konsekwencje.
Co do chorób i nieszczęść życiowych, nie rozumiem co to ma do tematu. To nic nie ma do tematu. Te rzeczy zdarzą się i tak i tym, co żyją w myśl zasady robię co chcę i tym, którzy idą na kompromisy i dostosowują sie. Tu jest kluczowe podejście do sprawy. Np ktoś marzy by być zawodowym tancerzem. Chce być tym tancerzem. Ale niestety ma wypadek i kontuzja kolana sprawia, że nigdy do końca nie będzie sprawny. To przecież jest dorosły, zdaje sobie sprawę że fizycznie jest to niemożliwe i przestaje tupać nogą jak zbuntowany 2latek, tylko kieruje swoją uwagę na coś innego, na inny zawód. Przecież jest mądrą i logiczną osobą, wie, że zepsute kolano nie pozwoli mu na osiągnięcie mistrzostwa. Tak samo jak ktoś w weekend nie chce siedziec w domu ale chce jechać nad jezioro się opalać. A tu pech- cały weekend leje. Logiczne, że mądra osoba nie będzie płakać, ze ja chcem jechać nad jeziorooo sad:( Tylko dopasuje się do sytuacji.

To całe robienie się co się chce uważam, że polega na tym, że to nasze życie i dokonujemy wyborów będąc w określonych okolicznościach. Inne wybory ma np zdrowa młoda osoba w Nowym Jorku z bogatej rodziny a inne osoba z chorobami, w biednej rodzinie gdzieś w rumuńskiej wiosce. Obydwie mają inną rzeczywistość wokół siebie, inne aspiracje i obydwie mogą być szczęśliwe, albo rozczarowane życiem.
Tu chodzi o to, żeby wybierać dla siebie rzeczy jakie się chce.  Wyjść za mąż za facerta za jakiego się chce, a nie, że już jestem stara, albo, ze on ma 70 lat ale spory majątek, więc z korzyści zgodzę się na ślub. Albo: pójdę do pracy jako nauczycielka, bo rodzice tak chcą i tak mnie wykształcili. Albo: będę się przeprowadzać do wielkiego miasta, bo mój narzeczony tak chce, a ja nienawidzę dużych miast itd
Kluczowe jest więz jeśli chodzi o związki dobranie się, aby jak najbardziej się ze sobą dopasować i umieć się dogadywać. Jak on będzie chciał mieć kurę domową i 5 dzieci, to nie dogada się z kobietą, która nie chce dzieci a chce zakładać bizness. A takie ustępstwa w codziennym  zyciu - chodzi o to , by dla kogoś to nie było ustępstwo. Np mąż Winter - on może mieszkać i w Paryżu i Barcelonie, bo mu wszystko jedno gdzie. Nie ma to dla niego znaczenia. Dla niego to nie jest żadno ustępstwo, on z niczego nie rezygnuje wbrew sobie. Tak się dobrali. Tak to rozumiem.

3,217

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

W takim razie ciężko chyba takiego faceta znaleźć, czy w ogóle człowieka. Ale jeśli on jest Latynosem, to mnie w sumie niespecjalnie dziwi smile Mają chyba ta  radośc z życia w sobie.
Jak to śpiewał jeden pan: "Hay que gozar la vida! " smile
Osobiście sam uważam, że styl życia polegający na zmianie miejsca zamieszkania, pracy nie tyle stałej czy okresowej, ale "ruchomej"( chodzenie, jeżdzenie, bieganie itp) jest chyba najlepsza opcją, jaką człowiek możę sobie zafundowąć smile Lubię się przemieszczać, choć z podróżowaniem do tej pory jest kiepsko, bo wiadomo finase nie pozwalają. Do niedawna moja praca opierała się na 3 filarach: na powietrzu, w pozycji stojącej, przemieszczając się - i TO jest właśnie mój ideał smile Na chwilę trzeba bedzie niestety zmienić, ale do tego poprzedniego dążę cały czas i tak. Grunt, żeby praca choć w części była zbliżona do wyuczonego zawodu i/lub zamiłowania a już jest połowa sukcesu smile
Jedno wiem, czego nie chcę i póki co wręcz mnie to odpycha: praca jakaś tam, byle gdzie, może i za dobrą kasę, ale zupełnie nie odpowiadająca moim oczekiwaniom, wielki dom z ogródkiem, "szczęsliwa" rodzinka żonką, dzieciaczkami i pieskiem" A do tego raz na rok wakacje w Chorwacji czy Egipcie w hotelu "All inclusive", samochód, mieszkanie na kredyt itp*. Taka właśnie proza życia, o ktorej marzy 99,9 % tego społeczeństwa smile

* trochę uprościłem oczywiście

No i super! Ze masz taka prace, mam dokladnie to samo. Lubie roznorodnosc, zmiany, nie chce sie ustatkowac w takim typowym sensie. Chce kupic sobie RV (czy to poprawna nazwa?) zebysmy mogli sobie jezdzic na wycieczki z kotami.
Zycie jest super, moim zdaniem. Zobacz, mozemy zyc tak jak my chcemy, kazdy moze robic cos innego. Najwazniejsze to sie nie przejmowac co inni robia. Wiele osob po prostu stara sie byc akceptowalnym przez spoleczenstwo.
Moze cos w tym jest, ze maz jest wlasnie z innego narodu to i ma troche inne podejscie. Mimo wielu rzeczy, ktore sie staly w jego rodzinie to nadal jego rodzina ma weselsze i luzniejsze podejscie do zycia, w porownaniu do mojej.

3,218

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

W takim razie ciężko chyba takiego faceta znaleźć, czy w ogóle człowieka. Ale jeśli on jest Latynosem, to mnie w sumie niespecjalnie dziwi smile Mają chyba ta  radośc z życia w sobie.
Jak to śpiewał jeden pan: "Hay que gozar la vida! " smile
Osobiście sam uważam, że styl życia polegający na zmianie miejsca zamieszkania, pracy nie tyle stałej czy okresowej, ale "ruchomej"( chodzenie, jeżdzenie, bieganie itp) jest chyba najlepsza opcją, jaką człowiek możę sobie zafundowąć smile Lubię się przemieszczać, choć z podróżowaniem do tej pory jest kiepsko, bo wiadomo finase nie pozwalają. Do niedawna moja praca opierała się na 3 filarach: na powietrzu, w pozycji stojącej, przemieszczając się - i TO jest właśnie mój ideał smile Na chwilę trzeba bedzie niestety zmienić, ale do tego poprzedniego dążę cały czas i tak. Grunt, żeby praca choć w części była zbliżona do wyuczonego zawodu i/lub zamiłowania a już jest połowa sukcesu smile
Jedno wiem, czego nie chcę i póki co wręcz mnie to odpycha: praca jakaś tam, byle gdzie, może i za dobrą kasę, ale zupełnie nie odpowiadająca moim oczekiwaniom, wielki dom z ogródkiem, "szczęsliwa" rodzinka żonką, dzieciaczkami i pieskiem" A do tego raz na rok wakacje w Chorwacji czy Egipcie w hotelu "All inclusive", samochód, mieszkanie na kredyt itp*. Taka właśnie proza życia, o ktorej marzy 99,9 % tego społeczeństwa smile

* trochę uprościłem oczywiście

No i super! Ze masz taka prace, mam dokladnie to samo. Lubie roznorodnosc, zmiany, nie chce sie ustatkowac w takim typowym sensie. Chce kupic sobie RV (czy to poprawna nazwa?) zebysmy mogli sobie jezdzic na wycieczki z kotami.
Zycie jest super, moim zdaniem. Zobacz, mozemy zyc tak jak my chcemy, kazdy moze robic cos innego. Najwazniejsze to sie nie przejmowac co inni robia. Wiele osob po prostu stara sie byc akceptowalnym przez spoleczenstwo.
Moze cos w tym jest, ze maz jest wlasnie z innego narodu to i ma troche inne podejscie. Mimo wielu rzeczy, ktore sie staly w jego rodzinie to nadal jego rodzina ma weselsze i luzniejsze podejscie do zycia, w porownaniu do mojej.

No i o tym piszę, aby się dobrze dobrać a nie na siłę, w myśl, że wypracuje się związek rezygnacją ze swoich planów i kompromisów.
Ja akurat mam odwrotnie, lubię życie osiadłe nie będę więc szukać kogoś, kto co rok  planuje mieszkać gdzie indziej - bo się poprostu nie dogadamy, a mnie coś takiego nie interesuje. Poza tym nie związe się z kimś, kto nie lubi zwierząt albo jest zawodowym myśliwym, albo klasycznym mamin synkiem, dla którego zdanie mamy jest najważniejsze i tak dalej. Związe się tylko z kimś kto mi odpowiada.

Albo z tymi dziećmi. Zawsze chciałam mieć 2kę i to przed 30ką. No ale nie mam. Miałam 35 lat, tupałam nogami, ze nie zdążę. No i co? Mam 42 lata i faktycznie nie zdążyłam. Jest to jakieś moje "niepowodzenie"ale ostatnio nie ma takiego kalibru jak kiedyś, bo np mając te 35 lat to jeszcze mogłam je mieć (dzieci), a że nie miałam z kim to mnie frustrowało.  A teraz wiem, ze nie mogę, to się tym nie dręczę, bo to jest bez sensu. Tak samo jak nie mogę być już primabaleriną, nie wystąpię w wyborach miss Polonia, prawdopodobnie nie zamieszkam w Australii i milion innych rzeczy. Ale mogę robić milion kolejnych innych rzeczy, które sobie wymyśliłam i które jestem w stanie robić.

3,219 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2019-12-13 13:21:31)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

O jak sobie tu miło rozmawiacie i to na jaki ciekawy temat!
Mam jak wiecie 42 i od jakiegoś czasu żyję coraz bardziej tak, jak mówi Winter, czyli żyję jak chcę i robie co chcę. Nie chcę czegoś robić to nie robię.Wydaje mi się, że jest to jednak słuszne podejście.
Do tej pory chodziłam na kompromisy, spotykałam się z koleżanką np jak miałam dużo pracy i nie bardzo miałam czas się spotkać, albo po prostu chciałam sobie pooglądać tv w w domu i się całkiem zresetować - ale wybierałam spotkanie, chociaż akurat w tym czasie nie miałam ochoty, bo koleżanka się obrazi. Albo spotykałam się z facetami którzy dokońca mi nie odpowiadali - no byli zagorzałymi katolikami albo odrzucała mnie ich fryzura (czy cokolwiek, to tylko przykład) - ale ja w myśl - idz na kompromis, nikt nie jest idealny - zgadzałam się na spotkanie. Albo też robiłam mnóstwo rzeczy, bo inni chcieli, ja niekoniecznie, no ale trzeba czasem ustąpić i pomyśleć o innych. Teraz uważam, ze przede wszystkim trzeba myśleć o sobie. Nikt za mnie nie przeżyje życia a na łózu śmierci nie będę z radością wspominała sytuacji, gdy robiłam coś wbrew sobie, nawet będą one powodowały u mnie niesmak. Liczy się pełnia życia i robienie tego, co się chce.
Jest to oczywiście podejście dla ludzi normalnych i zdrowych. Nikt przecież nie będzie zaraz napadał na bank, bo on chce mieć szybko dużo pieniędzy, więc napadnie najbliższy punkt bankowy. Ani też nikt nie napluje w twarz niemiłej sprzedawczyni w sklepie, bo akurat się wkurzy i poczuje taką ochotę - tu jesteśmy rozumni i wiemy, ze się tak nie robi, bo to przyniesie przykre konsekwencje.
Co do chorób i nieszczęść życiowych, nie rozumiem co to ma do tematu. To nic nie ma do tematu. Te rzeczy zdarzą się i tak i tym, co żyją w myśl zasady robię co chcę i tym, którzy idą na kompromisy i dostosowują sie. Tu jest kluczowe podejście do sprawy. Np ktoś marzy by być zawodowym tancerzem. Chce być tym tancerzem. Ale niestety ma wypadek i kontuzja kolana sprawia, że nigdy do końca nie będzie sprawny. To przecież jest dorosły, zdaje sobie sprawę że fizycznie jest to niemożliwe i przestaje tupać nogą jak zbuntowany 2latek, tylko kieruje swoją uwagę na coś innego, na inny zawód. Przecież jest mądrą i logiczną osobą, wie, że zepsute kolano nie pozwoli mu na osiągnięcie mistrzostwa. Tak samo jak ktoś w weekend nie chce siedziec w domu ale chce jechać nad jezioro się opalać. A tu pech- cały weekend leje. Logiczne, że mądra osoba nie będzie płakać, ze ja chcem jechać nad jeziorooo sad:( Tylko dopasuje się do sytuacji.

To całe robienie się co się chce uważam, że polega na tym, że to nasze życie i dokonujemy wyborów będąc w określonych okolicznościach. Inne wybory ma np zdrowa młoda osoba w Nowym Jorku z bogatej rodziny a inne osoba z chorobami, w biednej rodzinie gdzieś w rumuńskiej wiosce. Obydwie mają inną rzeczywistość wokół siebie, inne aspiracje i obydwie mogą być szczęśliwe, albo rozczarowane życiem.
Tu chodzi o to, żeby wybierać dla siebie rzeczy jakie się chce.  Wyjść za mąż za facerta za jakiego się chce, a nie, że już jestem stara, albo, ze on ma 70 lat ale spory majątek, więc z korzyści zgodzę się na ślub. Albo: pójdę do pracy jako nauczycielka, bo rodzice tak chcą i tak mnie wykształcili. Albo: będę się przeprowadzać do wielkiego miasta, bo mój narzeczony tak chce, a ja nienawidzę dużych miast itd
Kluczowe jest więz jeśli chodzi o związki dobranie się, aby jak najbardziej się ze sobą dopasować i umieć się dogadywać. Jak on będzie chciał mieć kurę domową i 5 dzieci, to nie dogada się z kobietą, która nie chce dzieci a chce zakładać bizness. A takie ustępstwa w codziennym  zyciu - chodzi o to , by dla kogoś to nie było ustępstwo. Np mąż Winter - on może mieszkać i w Paryżu i Barcelonie, bo mu wszystko jedno gdzie. Nie ma to dla niego znaczenia. Dla niego to nie jest żadno ustępstwo, on z niczego nie rezygnuje wbrew sobie. Tak się dobrali. Tak to rozumiem.


Dokladnie o to mi chodzi. Swietnie napisane, duzo lepiej niz ja to opisalam.
Takie podejscie sprawia, ze czlowiek sie nie umecza. Czesto ludzie ciagle sie domagaja kompromisow i ciagle sie robi cos wbrew sobie. Zeby nie bylo przykro innym, zeby nie bylo sie samemu.
Wiem, ze wiele osob by zaprzeczylo, ale tak naprawde mozna sie dopasowac naprawde dobrze.
Lubie zjesc sama cale opakowanie lodow Ben and Jerrys Cookie Dough. Moj maz nie lubi tych lodow, mowi ze sa dla babci. Haha.
Nawet w tym sie dogadujemy. big_smile

Oczywiscie nie jest tak, ze calkiem sie dogadujemy bo klocimy sie ciagle. Na tematy psychologiczne. To wynika czesciowo z metody jaka ja rozmawiam. Caly czas podwazam to co on mowi. Nie dlatego, ze sie nie zgadzam z nim, tylko dlatego, ze chce zobaczyc czy jego arumenty stoja nadal poddane probie.
W sensie, czy jego teoria ma sens. Jako dziecko chcialam byc prawnikiem, wiec taki juz mam styl gadania wkurzajacy. 
Jednak te klotnie to jeden z glownych powodow dla ktorych jestem w tym zwiazku. Starcie intelektualne bardzo mi pomaga w pracy i we wlasnym rozwoju.

3,220 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-13 14:24:43)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

NIE MA POWODU, aby rezygnować z samego siebie, oczywiśći ew rozsądnych granicach. Nie wyobrażam sobie ZA NIC rezygnacji ze swojej ciekawej, pasjonujaćej pracy, przyjemnego otoczenia dla potencjalnego partnera, przynajmniej na samym początku smile

Z siebie nigdy nie należy rezygnować. Nigdy i za żadną cenę. Natomiast z pewnych rzeczy i spraw - owszem, czasem należy, czasem warto, a czasem kto wie, czy nie trzeba w imię wybranych wartości i idei. A to - paradoksalnie - właśnie dla siebie.
Patetycznie będzie, ale przykład jest dobitny i wyraźny: w takim na przykład Powstaniu Warszawskim walczący rezygnowali z życia (tzn. świadomie i dobrowolnie je ryzykowali) - ale nie z siebie.

Abstrahuję od zawiłych dyskusji, czy powstanie miało sens i czy ofiara z ludzi była potrzebna. Ale dla wielu ta sprawa była święta, nie byliby sobą bez tego poświęcenia.


P.S. Irytuje mnie tak rozpowszechnione pojmowanie kompromisu jako rezygnacji z własnego zadowolenia. Przecież istotą kompromisu jest zadowolenie obopólne.
Skoro już o filmach mowa, to PP uwielbia "Gwiezdne wojny" i wybiera się na najnowszą część do kina. Chciałby obejrzeć ją ze mną, ale dla mnie tego rodzaju filmy to kara i nuda. Nie pójdę z nim, niech idzie sam albo z kumplami. A ja sobie wyskoczę np. na basen albo miło spędzę czas czekając na niego w miłym, rozkosznym domku, w towarzystwie jakiejś apetycznej lektury. Nawet z kolacją, czemu nie smile

3,221

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

NIE MA POWODU, aby rezygnować z samego siebie, oczywiśći ew rozsądnych granicach. Nie wyobrażam sobie ZA NIC rezygnacji ze swojej ciekawej, pasjonujaćej pracy, przyjemnego otoczenia dla potencjalnego partnera, przynajmniej na samym początku smile

Z siebie nigdy nie należy rezygnować. Nigdy i za żadną cenę. Natomiast z pewnych rzeczy i spraw - owszem, czasem należy, czasem warto, a czasem kto wie, czy nie trzeba w imię wybranych wartości i idei.
Patetycznie będzie, ale przykład jest dobitny i wyraźny: w takim na przykład Powstaniu Warszawskim walczący rezygnowali z życia (tzn. świadomie i dobrowolnie je ryzykowali) - ale nie z siebie.

Abstrahuję od zawiłych dyskusji, czy powstanie miało sens i czy ofiara z ludzi była potrzebna. Ale dla wielu ta sprawa była święta, nie byliby sobą bez tego poświęcenia.

Tak, to jest bardzo wazne. Wiedzieli, ze moga umrzec, ale zmarli w wybrany sposob. Walczac o cos w co wierzyli. To nie jest taka marnacja zycia, moim zdaniem.

3,222 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-12-13 14:23:59)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Pomyłka

3,223

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Pomyłka? W jakim sensie?

3,224

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wszystkiego najlepszego w 2020, jak ktoś tu jeszcze zajrzy. smile
Zdrowia i miłości. smile

3,225 Ostatnio edytowany przez Leila01 (2019-12-31 22:18:08)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Wszystkiego najlepszego w 2020, jak ktoś tu jeszcze zajrzy. smile
Zdrowia i miłości. smile

Najlepszego smile

Oby Nowy Rok nie był gorszy od poprzedniego smile

3,226

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zagląda się sie. Co ma sie nie zaglądać.  Dzis moj ulubiony dzien w miescie - CISZA. Słychać ptaki jak machaja skrzydłami lecąc. Lubię to.

3,227

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Wszystkiego najlepszego w 2020, jak ktoś tu jeszcze zajrzy. smile
Zdrowia i miłości. smile

Też życzę Tobie i wszystkim innym którzy tu zaglądają wszystkiego najlepszego w 2020 i spełnienia marzeń. Chociaż ostatnio piszę bardzo mało, to ten wątek jak i inne części forum nadal przeglądam.

3,228 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-01-01 13:16:16)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Fajne to o skrzydłach, podziałało mi na wyobraźnię smile
Pozdrawiam najserdeczniej i ślę optymistyczne życzenia dla wszystkich tutejszych Bywalców!

P. S. Bagiennik, pomyłką był nieprzemyślany post, którego treść wykasowałam.

3,229

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Dołączam się do życzeń noworocznych. Wszelkiej pomyślności, spokoju i równowagi, zdrowia i miłości, wartościowych przyjaźni smile

3,230

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie chce nikogo obrażać, ani atakować mam nadzieję, że tak tego nie odbierzecie. Ale mnie jako faceta trochę przeraża podejście Winter.Kween. Myślałem, że to ja jestem egoistą jednak widzę, że potrafię iść na ustępstwa. Też uważam, że przede wszystkim warto myśleć o sobie, bo nikt za nas życia nie przeżyje. Jednak masz na prawdę szczęście lub umiesz wybrać, że takiego partnera trafiłaś/wybrałaś. Urządzałem z dziewczyną wspólnie dom i mimo, że to nie najważniejsze rzeczy w życiu nie chciałbym aby wybierała beze mnie np kolor ścian czy np wzór płytek do łazienki. Wiem, ze to pierdoły ale skoro mamy mieszkać razem to chciałbym mieć jakiś wpływ na to mieszkanie. Mam nadzieję, ze doceniasz to że masz takiego uległego męża, któremu albo nic nie przeszkadza, albo faktycznie po prostu wszystko lubi. Choc czytając Twoje posty odniosłem wrażenie takiego jakby wyrachowania, piszesz że lubisz spędzać z nim czas, lubisz się kłócić, ale gdyby cokolwiek szło nie po Twojej myśli nie miałabyś chwili zawahania aby odejść. Trochę to przykre, przynajmniej takie mam odczucia. Ale jeśli oboje jesteście szczęśliwi to tylko pozazdrościć.  Wydaje mi się jednak, że czasem warto się poświęcić i obejrzeć nie lubiany film, choćby tylko dla zadowolenia tej drugiej połowy, że może obejrzeć ulubiony film z bliską osobą smile

3,231

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niktinny napisał/a:

Wydaje mi się jednak, że czasem warto się poświęcić i obejrzeć nie lubiany film, choćby tylko dla zadowolenia tej drugiej połowy, że może obejrzeć ulubiony film z bliską osobą smile

Warto smile Tu nie chodzi tylko o film, to taka deklaracja: interesuje mnie twój świat, chcę z tobą w nim być. Nawet w drobnej sprawie to może być znaczące.
W związku WinterKween mąż raczej jest stroną, dla której pewne rzeczy nie mają znaczenia i dostosowuje się w nich, inaczej to by nie mogło działać. Tak się dobrali. Takie mam wrażenie.

3,232

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie ukrywam, że w sporej mierze podzielam zdanie Nikitinnego. Cenię bardzo empatię i uważność na drugiego człowieka, ale uważam też, że lepszym rozwiązaniem różnic w potrzebach i upodobaniach jest poszukiwanie takiego rozwiązania, które odpowiada nam obojgu, niż zmuszanie siebie czy partnera do np.nielubianych filmów.
Mogę, czekając na jego powrót z kina, poczytać sobie książkę, a przy okazji nawet jakąś miłą kolacyjkę przygotować.
Nie bądźmy sztywni.

3,233 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-01-02 22:11:52)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Warto smile Tu nie chodzi tylko o film, to taka deklaracja: interesuje mnie twój świat, chcę z tobą w nim być. Nawet w drobnej sprawie to może być znaczące.
W związku WinterKween mąż raczej jest stroną, dla której pewne rzeczy nie mają znaczenia i dostosowuje się w nich, inaczej to by nie mogło działać. Tak się dobrali. Takie mam wrażenie.

Im to odpowiada, mnie jest obce i cokolwiek okrutne.
Trzymając się nadal przykładu z filmem  - pomimo że nie pójdę z PP na "Gwiezdne wojny", bo usnęłabym w kinie z nudów, chętnie wysłucham jego wrażeń po powrocie i będę się cieszyć jego radością. Nawet mu bilet w prezencie mogę kupić.

3,234

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Nie ukrywam, że w sporej mierze podzielam zdanie Nikitinnego. Cenię bardzo empatię i uważność na drugiego człowieka, ale uważam też, że lepszym rozwiązaniem różnic w potrzebach i upodobaniach jest poszukiwanie takiego rozwiązania, które odpowiada nam obojgu, niż zmuszanie siebie czy partnera do np.nielubianych filmów.
Mogę, czekając na jego powrót z kina, poczytać sobie książkę, a przy okazji nawet jakąś miłą kolacyjkę przygotować.
Nie bądźmy sztywni.

Dokładnie, film to tylko jeden z przykładów. Też jestem za tym, aby na siłę nie uszczęśliwiać drugiej osoby kiedy ona kompletnie nie ma ochoty oglądać po raz dwudziesty Władcy Pierścieni big_smile Każdy powinien spędzać czas tak jak lubi, jednak czasem po prostu to pójście na kompromis wydaje mi się dobrą opcją o ile partner to doceni. Co innego kiedy druga strona olewa, bo uważa że to normalne i powinniśmy się dostosowywać do niej, tak byc nie powinno. Czyli reasumując wszystko się sprowadza do odpowiedniego dobrania nawzajem.

3,235

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Warto smile Tu nie chodzi tylko o film, to taka deklaracja: interesuje mnie twój świat, chcę z tobą w nim być. Nawet w drobnej sprawie to może być znaczące.
W związku WinterKween mąż raczej jest stroną, dla której pewne rzeczy nie mają znaczenia i dostosowuje się w nich, inaczej to by nie mogło działać. Tak się dobrali. Takie mam wrażenie.

Im to odpowiada, mnie jest obce i cokolwiek okrutne.
Trzymając się nadal przykładu z filmem  - pomimo że nie pójdę z PP na "Gwiezdne wojny", bo usnęłabym w kinie z nudów, chętnie wysłucham jego wrażeń po powrocie i będę się cieszyć jego radością. Nawet mu bilet w prezencie mogę kupić.

Kiedyś prawie usnęłam oglądając z byłym film, który mnie średnio interesował. Był fanem mocno niszowego kina. Nie mówię, że ja takiego nie lubię, ale nie przyswajałam wszystkiego, co jemu się podobało. Za to on oglądał ze mną SF i fantastykę, bo w naszym duecie to ja te klimaty lubiłam (Choć akurat nie "Gwiezdne wojny").

W ogóle uwielbiałam, kiedy mi opowiadał o filmach, albo rozmawialiśmy o tych wspólnie obejrzanych, bo dużo jednak odbieraliśmy podobnie. A nawet, kiedy sam film mnie nie zachwycał, to jego sposób odbioru i mówienia o tym był bardzo interesujący.Zauważał niesamowicie dużo detali obrazu i niuansów emocjonalnych, psychologicznych.

Ale to tak trochę obok, bo chodziło o to, czy warto robić coś z partnerem tylko dlatego, że on lubi. Czasem warto. To jest wyraz zainteresowania czyimis odczuciami i chęci towarzyszenia mu w tym co go fascynuje. Też nie do końca rozumiem taki ścisły podział na moje i twoje.

3,236

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Niepodobna, nie warto podchodzić sztywno i schematycznie do życia, więc nie mówię nie aktywnościom, które bliższe są mojemu partnerowi. Byłam np. z PP na koncercie rockowym (ja i rock-łomot! big_smile) i wcale źle nie było smile
Bardziej tu chodzi o to, by nie postępować wbrew sobie po prostu, nie udawać kogoś, kim się nie jest. Drobne ustępstwa i otwartość wzbogacają nasze wspólne życie, poszerzają horyzonty. Przecież to świetna sprawa.
Kurczę, zaczęłam z PP oglądać "Kryminalne zagadki", serial z sędzią Wesołowską i bardzo mnie to zainteresowało smile Gapię się na "Lombard..." (jakoś tak) i dowiaduję się wielu ciekawostek. A przez kilka ostatnich lat telewizja prawie dla mnie nie istniała smile

3,237 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-01-10 11:27:25)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niktinny napisał/a:

Nie chce nikogo obrażać, ani atakować mam nadzieję, że tak tego nie odbierzecie. Ale mnie jako faceta trochę przeraża podejście Winter.Kween. Myślałem, że to ja jestem egoistą jednak widzę, że potrafię iść na ustępstwa. Też uważam, że przede wszystkim warto myśleć o sobie, bo nikt za nas życia nie przeżyje. Jednak masz na prawdę szczęście lub umiesz wybrać, że takiego partnera trafiłaś/wybrałaś. Urządzałem z dziewczyną wspólnie dom i mimo, że to nie najważniejsze rzeczy w życiu nie chciałbym aby wybierała beze mnie np kolor ścian czy np wzór płytek do łazienki. Wiem, ze to pierdoły ale skoro mamy mieszkać razem to chciałbym mieć jakiś wpływ na to mieszkanie. Mam nadzieję, ze doceniasz to że masz takiego uległego męża, któremu albo nic nie przeszkadza, albo faktycznie po prostu wszystko lubi. Choc czytając Twoje posty odniosłem wrażenie takiego jakby wyrachowania, piszesz że lubisz spędzać z nim czas, lubisz się kłócić, ale gdyby cokolwiek szło nie po Twojej myśli nie miałabyś chwili zawahania aby odejść. Trochę to przykre, przynajmniej takie mam odczucia. Ale jeśli oboje jesteście szczęśliwi to tylko pozazdrościć.  Wydaje mi się jednak, że czasem warto się poświęcić i obejrzeć nie lubiany film, choćby tylko dla zadowolenia tej drugiej połowy, że może obejrzeć ulubiony film z bliską osobą smile

Z moim mezem to obejrzalam caly serial anime, ktory on chcial mi pokazac. Nie lubie wcale anime, szybko sie nudze i lubie robic kilka rzeczy na raz. On z kolei bardzo chcial bym czytala kazde slowo w napisach.

Moj maz:
1 Jest z calkiem innej kultury niz kultura polska i z raczej nie standardowej rodziny.
2 Dla niego tylko kilka rzeczy jest waznych: zeby on dobrze znal siebie, zeby zawsze mowic prawde, zeby byc z kims kto zawsze mowi prawde, zebym ja byla szczesliwa, zeby mial stymulacje intelektualna i ksiazki. 
To znaczy, ze nie liczy sie dla niego: gdzie pracuje, ile zarabia, czy jest bogaty czy biedny,  w jakim kraju mieszka, jak wyglada jego dom, czy mieszka w domu czy samochodzie. I to nie sa zarty. Moj maz jest tak samo zadowolony jak ma zero kasy i jak ma mase kasy. Jest tak samo zadowolony mieszkajac w camper vanie i w pieknym budynku wartym miliony, jedzac sushi w restauracji i jedzac ze skippingu (branie jedzenia marnowanego przez supermarkety)
3  Jedyna rzecz, w ktorej nie lubi na serio to glosna muzyka nie w jego guscie. Nawet w tym jestesmy dobrani poniewaz ja takich piosenek slucham na sluchawkach bo tak lubie.
4 Wcale nie jest czlowiekiem z duma. Nie obchodzi go co kto mysli na jego temat (tak nawet ja), nie musi nikomu nic udowadniac. Nie przeszkadzalo mu jak go utrzywalam, nie przeszkadzalo mu ubrac moj rozowy sweter na ulicy.
5 Byl zazdrosny o mnie strasznie na poczatku zwiazku i dalam mu szanse to zmienic. Dlaczego? Bo to nie kolidowalo z moim zyciowym celem.  To jest ustepstwo na jakie moge isc.
6 Jest czlonkiem MENSY,w szkole przeskakiwal lata, nauczyl sie czytac jako 3 latek. Jest swietnym i humanista i artysta i umyslem scislym.  Nigdy nigdzie nie pasowal, podobnie jak ja. Dla niego znalezc kogos kto dosciga go intelektem, rozmawia ciekawie i jest jego idealem z wygladu to cos nie latwego. Dlatego co mu tam to, ze moim glownym priorytetem nie jest zwiazek?
7 Najszybszy sposob by wkurzyc mojego meza to odmowic sobie czegos. Jak chce rozowe sciany, albo kupuje sobie cos tanszego od tego co chce, jezeli odmowie sobie ciasta czekoladowego bo nie starczy kasy i to nie praktyczne... To jest powod wiekszosci klotni miedzy nami. Wedle niego odmawianie sobie czegokolwiek jest chore. Szczegolnie jezeli czlowiek moze to miec, dla niego bycie 'rozsadnym' to glupota. Takze tak. Za ostatnie pieniadze kupie sobie lalke Meride the Brave i maz bedzie to pochwalal. Poswiecajacy sie typ osoby to nie jest dla niego. Wkurza go tez jezeli maluje, a pozniej niszcze swoja prace bo mam siebie szanowac i siebie mam wspierac we wszystkim. Jezeli mam jakies marzenie to mam je spelniac, niezaleznie od tego czy to by mialo nas rozdzielic - taka jest jego postawa i to co mi zawsze mowi. Dla niego najwyzsza wartoscia w zyciu jest by on i ludzie, ktorych kocha zyli w zgodzie ze soba.

Ja tez bardzo nie lubie jak ktos sie do czegos zmusza.
Mnie praktycznie nie da sie oklamac, bardzo dobrze wiem kiedy ktos klamie i jakie ma emocje. Jak ktos jest niezadowolony to psuje mi to cala radosc. Wiec z nim ogladam tylko to co on wiem, ze bedzie lubic. W ten sposob on odkryl swoj ulubiony serial i pare filmow big_smile



Dzieki za szanse zebym sie tak rozgadala! Bo teraz wlasnie sie przeprowadzam i nienawidze tego. Stresuje sie, ze cos zle pojdzie big_smile Pakowac sie tez nie lubie, strasznie mi sie nie chce.  Bardzo lubie sie przeprowadzac, ale procesu to nie. Spac nie moge w nocy.
Bede mieszkac w San Jose del Cabo przez ostatnie miesiace tutaj. Moja tesciowa sie cieszy bo ona tez tam mieszka.
Wyglada na zdjeciach, ze tam ladnie. Ja bardzo lubie morze.


EDIT: sto razy edytowane bo wychodze z problemow zdrowotnych i nadal mam problem lekki z pisaniem i pamiecia.

3,238 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-01-10 11:52:57)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter, widzę, że ten Twój mąż to nie lada filozof. Intrygująca postać i pod pewnymi względami bliska mi.
Mnie w sumie też niewiele przeszkadza, choć na pewnych punktach bywam mocno przewrażliwiona.
A przeprowadzek również nienawidzę i moim marzeniem jest dokonać swoich dni w obecnym miejscu zamieszkania.
Oby było wiele tych dni. smile

3,239 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-01-10 12:10:10)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Winter, widzę, że ten Twój mąż to nie lada filozof. Intrygująca postać i pod pewnymi względami bliska mi.
Mnie w sumie też niewiele przeszkadza, choć na pewnych punktach bywam mocno przewrażliwiona.
A przeprowadzek również nienawidzę i moim marzeniem jest dokonać swoich dni w obecnym miejscu zamieszkania.
Oby było wiele tych dni. smile

Mysle, ze bys go polubila jako przyjaciel jest naprawde spoko. Mojej babci sie podobal, ze sie duzo usmiecha big_smile


I tez tego Ci zycze zeby tak bylo jak chcesz! I pewnie, ze bedzie jeszcze wiele, wiele lat.
Ja ogolnie lubie nowe miejsca, zmieniac kraje. Jednak to pakowanie sie, latanie to jest meczace troche.
Szczegolnie teraz, ze moje zdrowie takie sobie bylo ostatnio bo mialam niedobory duze i nawet mdlenie bylo i utrata wzroku i problemy ze wzrokiem i z pamiecia.
Jeszcze trzy koty przewiezc samolotem to nie lada wyzwanie pomiedzy tylko dwiema osobami. Stresujace jak na ten moment. Mam nadzieje, ze pojdzie wszystko ok i na koniec bede na plazy w stroju kapielowym i wszystko bedzie OK.



https://scontent.fmex6-1.fna.fbcdn.net/v/t31.0-8/s960x960/20819757_10210370317554902_2659329292938517316_o.jpg?_nc_cat=110&_nc_ohc=lUSByYSbM5QAQkRQgOAFsKjkpI-BJJxa7ziJfhbrq_RsdxciH7VUBErQQ&_nc_ht=scontent.fmex6-1.fna&_nc_tp=1&oh=31db2da29616b8b867e8e55f89963dd5&oe=5EA39AC9

O tu jest ten rozowy sweter big_smile Kot mi dziur w nim pozniej narobil wielkich sad A tak lubilam go.

3,240

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Winter.Kween napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Winter, widzę, że ten Twój mąż to nie lada filozof. Intrygująca postać i pod pewnymi względami bliska mi.
Mnie w sumie też niewiele przeszkadza, choć na pewnych punktach bywam mocno przewrażliwiona.
A przeprowadzek również nienawidzę i moim marzeniem jest dokonać swoich dni w obecnym miejscu zamieszkania.
Oby było wiele tych dni. smile

Mysle, ze bys go polubila jako przyjaciel jest naprawde spoko. Mojej babci sie podobal, ze sie duzo usmiecha big_smile


I tez tego Ci zycze zeby tak bylo jak chcesz! I pewnie, ze bedzie jeszcze wiele, wiele lat.
Ja ogolnie lubie nowe miejsca, zmieniac kraje. Jednak to pakowanie sie, latanie to jest meczace troche.
Szczegolnie teraz, ze moje zdrowie takie sobie bylo ostatnio bo mialam niedobory duze i nawet mdlenie bylo i utrata wzroku i problemy ze wzrokiem i z pamiecia.
Jeszcze trzy koty przewiezc samolotem to nie lada wyzwanie pomiedzy tylko dwiema osobami. Stresujace jak na ten moment. Mam nadzieje, ze pojdzie wszystko ok i na koniec bede na plazy w stroju kapielowym i wszystko bedzie OK.




https://scontent.fmex6-1.fna.fbcdn.net/v/t31.0-8/s960x960/20819757_10210370317554902_2659329292938517316_o.jpg?_nc_cat=110&_nc_ohc=lUSByYSbM5QAQkRQgOAFsKjkpI-BJJxa7ziJfhbrq_RsdxciH7VUBErQQ&_nc_ht=scontent.fmex6-1.fna&_nc_tp=1&oh=31db2da29616b8b867e8e55f89963dd5&oe=5EA39AC9

O tu jest ten rozowy sweter big_smile Kot mi dziur w nim pozniej narobil wielkich sad A tak lubilam go.

Twój mąż wygląda na indywidualistę i pozytywnego oryginała smile
A ten różowy sweterek na tym zdjęciu mnie 'rozmontował'

3,241

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter.Kween napisalas ze dla Twojego meza najwazniejsze jest to zeby ludzie ktorych kocha zyli w zgodzie ze soba i do niczego sie nie zmuszali. Dlaczego w takim razie poniekad wymuszal na Tobie ogladanie anime? Jezeli nie mam racji, to z gory przepraszam.

3,242

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
BigBadWolf1 napisał/a:

Winter.Kween napisalas ze dla Twojego meza najwazniejsze jest to zeby ludzie ktorych kocha zyli w zgodzie ze soba i do niczego sie nie zmuszali. Dlaczego w takim razie poniekad wymuszal na Tobie ogladanie anime? Jezeli nie mam racji, to z gory przepraszam.

Zmusic to nikt mnie nie moze do niczego. Ani niczego wymusic.

Ogladanie tego anime bylo z powodow naszej pracy intelektualnej nie romantycznej relacji.
Temat tego anime  to symboliczne ujecie problemu psychogicznego jaki omawiamy.
Jako, ze omawiamy basnie i filmy to wlasnie wpisywalo sie w tematyke.

3,243 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-01-27 13:10:20)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Co tam slychac u wszystkich?
Ciekawa jestem jak czuje sie Ross i reszta stalych bywalcow oczywiscie.

U mnie z kolei oczywiscie przekladanie na pozniej big_smile
W przyszly poniedzialek mam lot do nowego miejsca. Musimy wszystkie koty wziac do weterynarza, pakujemy sie strasznie powolnie, a musimy wyslac kartony z rzeczami. Zamiast sie pakowac to ogladamy filmy i seriale big_smile
Pisze ksiazke (tez powolnie) nie moge spac po nocach i koty w tym nie pomagaja bo wszystkie trzy spia ze mna na mojej stronie lozka, pofarbowalam sobie wlosy na czarno i na razie nie wiem czy korzystnie. Moze pozniej pokaze to ktos mi powie obiektywnie.
Straszne zamieszanie, czasem nie pamietam nawet zeby cos zjesc.
Juz bym chciala byc na miejscu i plywac w oceanie i ogladac wieloryby.
Jak wszystko pojdzie dobrze to wlasnie tak bedzie za tydzien.

3,244 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-01-28 11:40:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Moja kocica jest w ciąży i już ledwo się mieści pod drzwiami harmonijkowymi do pokoju syna big_smile We włosach mam pierwsze siwe nitki, ale trudne do wytropienia z racji naturalnej szarości moich włosów (szatynkąm jest wink ), więc jeszcze nie farbuję. Przeprowadzać się ani myślę, za to z lubością marzę o wiośnie, czytaniu książek przed domem i maciejce w ogródku.
W domu to i owo poprawia mi Pan Pomocnik, a z Panem Pomocnikiem to w ogóle fajnie jest smile Czas nam płynie wesoło i tak bardzo, bardzo normalnie.
Normalność jest najcudowniejsza na świecie! Zwykła, najzwyklejsza normalność!

3,245

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Winter ----- a dziękuję, żyję sobie. O nowa podróż? Przeprowadzka?
Piegowata ------ o popatrz, jednak życie jest zaskakujące, ale to dobrze, jeśli Tobie jest dobrze.

Na forum już nie bywam, jedynie ten wątek miałam w subskrypcji.

Moderacjo, usuńcie mi to konto, bo jak sądzę wątku nie można.

3,246

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Fajnie Piegowata, że Ci się układa smile Twoje podejście do życia jest naprawdę wzorowe, moim skromnym zdaniem smile ross opuszczasz już nas? sad

3,247 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-01-28 14:13:11)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Fajnie Piegowata, że Ci się układa smile Twoje podejście do życia jest naprawdę wzorowe, moim skromnym zdaniem smile ross opuszczasz już nas? sad

Dziękuję za miłe słowa.
Nie uzurpuję sobie prawa do bycia wzorem, ale grunt, że służy mi własne podejście do życia i jest mi z nim dobrze. Dzielę się więc doświadczeniem i przemyśleniami.

3,248 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-28 15:27:26)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Chodzi mi głównie o Twoje podejście do ewentualnego stanu singielstwa smile Wiele osób na tym forum spotkałem. Często opinie o byciu samemu w życiu wydają się aż zbyt przygnębiające. Ma się wrażenie, jakby Ci ludzie mieli umrzeć, jeśłi nie znajdą partnera lub go stracą..

3,249 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-01-28 15:50:46)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Chodzi mi głównie o Twoje podejście do ewentualnego stanu singielstwa smile Wiele osób na tym forum spotkałem. Cześto opinie o byciu samemu w życiu wydają się aż zbyt przygnębiające. Ma się wrażenie, jakby Ci ludzie mieli umrzeć, jeśłi nie znajdą partnera lub go stracą..

Robią sobie dużą krzywdę, dobrowolnie skazując się na cierpienie.
Rossanko, skoro taką decyzję podjęłaś, życzę Ci szerokiej drogi i spełnienia marzeń.
Mnie też coraz mniej na forum, ale od czasu do czasu z przyjemnością wpadłabym tu jak do kafejki. To też forma obcowania z ludźmi.

3,250

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko, znikasz na dobre? Szkoda sad

Posty [ 3,186 do 3,250 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 48 49 50 51 52 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024