Kontynuacja:
Ktoś tu pisal, aby właśnie się z tym niejako pogodzić, czymś zająć, nie myśleć o tym i tego nie podsycac. Tak robiłam i robię. To działa na jakiś czas, a potem znowu wraca. Na początku, tj po rozstaniu było bardzo ciężko, ale potem odżyłam, nawiązałam nowe znajomosci, dużo wychodziłam, pozapisywalam sie na nowe kursy, a i w pracy dużo się zmieniło na ścieżce zawodowej. Nawet się zaczęłam cieszyć, że skończył się mój zwiazek, bo lepiej mi było samej niż w nieudanym związku. Znajomi mówili mi, zobaczysz zaraz kogoś poznasz , zapomnisz, pozbieralas się, podniosła to teraz tylko patrzeć jak to się zmieni.
Nie zmieniło się.
Ktoś pisał, aby się z tym pogodzić, że się wszystkiego nie ma, bo jeden ma problemy zdrowotne. Inny nie ma dzieci i nie może ich mieć. Jeszcze inny właśnie zakończył nieudane małżeństwo itd.
Tak robiłam. Pogodziłam się, że dzieci nie będzie, ok, myślę, zdarza się. Pogodziłam się nawet, że nerwica całkiem nigdy mi nie minie-ok, myślę, każdy coś ma.
Ktoś tu pisał, Feniks chyba, że tez ma nerwice, męża ale dzieci nie będzie mieć. Piegowata jak wiadomo ma syna, od niedawna w nowej relacji (i nie nie zazdroszczę, ale też bym chciała, nie będę kłamać przeciez).
Ja nie mam syna, ani córki, szansę bliskie 0. Mam nerwice. Nie mam partnera. Ok, mogę tych dzieci nie mieć, jak mówiłam. Nerwica pewno już zostanie-trudno, czas przywyknąc. To jeszcze -myślę sobie-mam się pogodzić z samotnością? Jak? Od 2013 to robię i efekt marny.
Chciałabym kogoś w końcu poznać i wcale się też tym nie kryje. Piszę tu o tym i trudno, nie będę przecież nagle udawać, że tak nie jest. Jak kogoś to drażni, to co mu na to poradzę.
Mam się na tym nie skupiac-toć pisze, miewam lepsze momenty, ale to zawsze wraca prędzej czy później.
W tygodniu ,mam mniej czasu, bo robię inne rzeczy poza pracą, ale na weekendach mnie dopada.
Czasami staram się spotykać z koleżankami, ale to rzadko, bo prawie wszystkie mają rodziny i ciężko je gdziekolwiek wyciągnąć. Z częścią kontakt dawno już się urwal.
Samotne wyjścia do kina etc,nie sa już od lat dla mnie problemem, inaczej wieki całe ne byłabym w kinie, na koncercie czy głupich zakupach.Tylko ile można? Nawet na Andrzejkach bywała sama (na doczepke z parami). Na sylwestrze zresztą też. Pomyślałam wtedy: nie będę przecież siedziec sama w domu skoro chce wyjść. To poszłam.
Z resztą nie szukam towarzysza do wyjść do kina tylko do życia.
Ps
A z nerwica nauczyłam się sama radzić. Nawet by było dziwnie mieć napad i być w związku, bo partner byłby mi wtym dokładnie momencie zbedny bo ja sobie sama umiem poradzić. Nawet by mógł nie wiedzieć, że mam atak lęku właśnie.
Więc opcja uwieszenia się na kimś odpada. Finansowo też się nie będę uwieszac.
Ani nie oczekuję zabawiania i organizowania rozrywek, bo to mam opanowane sama.