Tak, ale to też pokazuje, że jej problemem jest to, że ona nie jest w stanie wykazać najmniejszego nawet zaangażowania by coś zmienić.
1,626 2019-08-09 19:50:49
1,627 2019-08-09 19:51:43
że nie wciskałbym Ci nikogo osobiście, tylko sama byś znalazła dzięki moim metodom.
"Ten, który z kobietami "walczy" , winien uważać, by samemu nie stać się jedną z nich."
1,628 2019-08-09 19:54:12
Chyba nie do końca zakumałem.
Po prostu z pozycji faceta, który ma 100x ciężej niż jakakolwiek kobieta w kwestiach związkowych taki problem jak rossanki nie stanowi dla mnie wielkiego wyzwania. I jako osoba mierząca się z trudniejszymi sprawami byłem w stanie jej pomóc. No i tyle.
1,629 2019-08-09 20:09:10
Skumałeś tępy nie jesteś po za tym droczę się .
Przecież Ty w związku byłeś w porządku to dość mocna strona.Rozgoryczenie urazy i nieufność miną kiedyś nie siedzisz na tyłku tylko przecież coś robisz ze sobą
Pozycja faceta i kobiety w poszukiwaniu kogoś do stałego trwałego partnerskiego związku o którym wspominasz niewiele się różnią
Wcale nie jest tak że wystarczy aby kobieta pokazała kolano i już ma partnera na całe życie.
1,630 2019-08-09 20:25:16 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-09 20:27:22)
Singlem niekoniecznie chcę być...
W sumie, to nie chcę być ani singlem, ani niesinglem. Chcę być szczęśliwą i sensownie żyjącą Piegowatą w takich okolicznościach, jakie będą mi dane.
1,631 2019-08-09 21:04:49
Tak, ale to też pokazuje, że jej problemem jest to, że ona nie jest w stanie wykazać najmniejszego nawet zaangażowania by coś zmienić.
Co mam zmienić, przecież nie przystawię komuś pistoletu do głowy i nie powiem: będziesz ze mną albo giń! Nie rozumiesz? Nikogo nie zmuszę.
Piegowata- no właśnie, rok, dwa, pięć, to człowiek ma już dosyć. Poza tym nie uważam, że chęć poznania partnera to jakieś dziwne i wygórowane marzenie (czy jak zwał).
Chcesz kogoś poznać - zaraz są głosy, że na pewno chcesz, aby ktoś wypełnił Ci świat, albo sie na nim uwiesisz, albo chcesz, by rozwiązywał Twoje problemy. Skąd takie pomysły?
A że chciałabym mieć partnera - no chciałabym (czy będę, to już inna sprawa, nie wiadomo)- rok wytrzymasz, dwa też. Niech i trzy. Ale po latach mimo tego , że człowiek na ogół przyzwyczaja się do (wiecznego) singlostwa, to jednak co jakiś czas wraca mu myślenie: a co jeśli?
Z resztą i tak pewnie nigdy nie będę w zwiazku, albo będę w nieszczęśliwym.
Tu w tym temacie chcę się tylko wygadać.
1,632 2019-08-09 21:17:53 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-09 21:23:52)
No, pewnie że myśli się powtarzają, w każdej życiowej sprawie, nie tylko odnośnie związków.
Może ja rzeczywiście za bardzo patrzę na te wszystkie posty singielek przez pewien pryzmat.
Mnie długo doskwierało w życiu, że jestem "inna" i że omija mnie jakaś fajna normalność. Teraz wciąż szukam argumentów i potwierdzenia, że można żyć normalnie pomimo braku pewnych doświadczeń.
Kiedyś też bardzo chciałam przeżyć miłość, relację... Przeżyłam fatalną pomyłkę, ale trwała długo, zdążyłam się przyzwyczaić do obecności drugiego człowieka, a tu trrrach! - i trzeba było nauczyć się żyć od nowa, przejść przez ból i stratę.
Może i mam obsesję gadania w kółko o tym samym.
W każdym razie cieszę się, że doszłam do etapu, kiedy nieźle sobie żyję w pojedynkę. A jak się trafi fajny facet, to nie powiem nie
Tylko nie jestem już skora do zachłystywania się pierwszą lepszą nową znajomością. Zawsze mówię: pożyjemy, zobaczymy... No i jak do tej pory jakoś się "nie złożyło"
Jestem sama już 6 lat i 2 miesiące Zaakceptowałam i polubiłam to swoje singielskie życie, w czym na pewno pomógł mi "trening", bo przed małżeństwem też bardzo długo byłam sama oraz dość niezależny charakter.
1,633 2019-08-09 22:16:09
Pistoletu fo głowy przykładać nie należy ale zbałamucić mozna. Księża - tu jest wielu singli, księdza można zbałamucić.
1,634 2019-08-09 22:46:32
Pistoletu fo głowy przykładać nie należy ale zbałamucić mozna. Księża - tu jest wielu singli, księdza można zbałamucić.
Nie ma co się droczyć, trochę to forum już czytam i jestem pewny że rossanka nie jest zdolna do takich rzeczy
Niestety prawda jest taka, że w tym wieku znalezienie odpowiedniego partnera do czegoś więcej niż żeby tylko był nie jest łatwe.
1,635 2019-08-09 23:01:05
foggy napisał/a:Pistoletu fo głowy przykładać nie należy ale zbałamucić mozna. Księża - tu jest wielu singli, księdza można zbałamucić.
Nie ma co się droczyć, trochę to forum już czytam i jestem pewny że rossanka nie jest zdolna do takich rzeczy
Niestety prawda jest taka, że w tym wieku znalezienie odpowiedniego partnera do czegoś więcej niż żeby tylko był nie jest łatwe.
Dokładnie, a niektórzy próbują zagadywać ten fakt i przysypywać domniemaniami, co dana osoba robi źle. Rossanka może nie robić nic źle, albo ktoś w podobnej sytuacji, po prostu możliwości spotkania kogoś fajnego a wolnego maleją z wiekiem, nawet ilość okazji ku temu maleje drastycznie. A jeszcze obie strony muszą coś poczuć do siebie. Pewnie, że warto pozostać otwartym. Ale fakty są, jakie są. Mi np. przekonania nie pozwalałyby jeszcze związać się z rozwodnikiem, który miał kościelny ślub, a w tym wieku to większość wolnych osób jest rozwiedzionych. Z 'cywilnym' rozwodnikiem bym mogła ewentualnie, ale wolałabym, żeby nie miał dzieci, znów jeśli nie ma, to raczej chce mieć, nawet w tym wieku, a ja nigdy nie chciałam i nie chcę, także ten... Chyba jakiś pustelnik, co postanowił wrócić do świata
1,636 2019-08-09 23:08:38
Ale da się, ja mam takiego kolegę w Twoim wieku niepodobna. Z racji zawodu oblapiany non stop przez panie, coś tam się umawia ale żaden babiarz, dzieci mieć nie chce ślubu nie miał. Pogodny, wysportowany i niezależny finansowo . W sumie to jedna z trzech osób, które znam która dosłownie nigdy nikomu źle nie zyczyla, totalnie pozytywne grono. Dodam, że pozostałe dwie to również faceci i totalnie bez powodzenia u kobiet co ciekawe. Coz...
1,637 2019-08-10 12:09:42
Peter4x napisał/a:foggy napisał/a:Pistoletu fo głowy przykładać nie należy ale zbałamucić mozna. Księża - tu jest wielu singli, księdza można zbałamucić.
Nie ma co się droczyć, trochę to forum już czytam i jestem pewny że rossanka nie jest zdolna do takich rzeczy
Niestety prawda jest taka, że w tym wieku znalezienie odpowiedniego partnera do czegoś więcej niż żeby tylko był nie jest łatwe.
Dokładnie, a niektórzy próbują zagadywać ten fakt i przysypywać domniemaniami, co dana osoba robi źle. Rossanka może nie robić nic źle, albo ktoś w podobnej sytuacji, po prostu możliwości spotkania kogoś fajnego a wolnego maleją z wiekiem, nawet ilość okazji ku temu maleje drastycznie. A jeszcze obie strony muszą coś poczuć do siebie. Pewnie, że warto pozostać otwartym. Ale fakty są, jakie są. Mi np. przekonania nie pozwalałyby jeszcze związać się z rozwodnikiem, który miał kościelny ślub, a w tym wieku to większość wolnych osób jest rozwiedzionych. Z 'cywilnym' rozwodnikiem bym mogła ewentualnie, ale wolałabym, żeby nie miał dzieci, znów jeśli nie ma, to raczej chce mieć, nawet w tym wieku, a ja nigdy nie chciałam i nie chcę, także ten... Chyba jakiś pustelnik, co postanowił wrócić do świata
Zdaje mi się, że jestem obecnie w momencie, ze nie tyle, ze coś robię źle, ale po prostu brak szczęścia. Z resztą i ludzie z problemami i ciężcy we współżyciu, jak i na róznych życiowych zakrętach, w kłoptach - oni też bywa, że spotykają swojego człowieka, to się po prostu zdarza i tyle. Nie ma tu przepisu. Z resztą same spotkanie to jeszcze nic. Co mi ze spotkania osoby, która nie podziela entuzjazmu i dla której jestem jedynie i tylko koleżanką? Jak już pisałam, nikogo nie zmusisz, jak on sam nie chce.
Czy coś ma wiek do rzeczy? Hm na pewno w wieku 20 lat było mniej żonatych facetów niż wiele lat później. Tylko, że ja w wieku 20 lat miałam ten sam problem, także, tego, wiek niewiele tu zmienił.
1,638 2019-08-10 12:35:31
Hm Rossanko.... 20 i więcej lat temu, to ja miałam taki problem, że interesowali się mną najczęściej dużo starsi faceci, a ja takich nie chciałam, więc pierwszy prawdziwy związek, który nie był tylko jakimś tam randkowaniem i poznawaniem się, miałam dosyć późno, bo wolałam kogoś w moim wieku. Oczywiście wiek jeszcze nie wystarczał, więc trzeba było poczekać, aż oprócz tego wszystko będzie grało. Teraz dla odmiany spotykam się z zainteresowaniem sporo młodszych, często zbyt dużo. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze...
1,639 2019-08-10 12:41:09
Hm Rossanko.... 20 i więcej lat temu, to ja miałam taki problem, że interesowali się mną najczęściej dużo starsi faceci, a ja takich nie chciałam, więc pierwszy prawdziwy związek, który nie był tylko jakimś tam randkowaniem i poznawaniem się, miałam dosyć późno, bo wolałam kogoś w moim wieku. Oczywiście wiek jeszcze nie wystarczał, więc trzeba było poczekać, aż oprócz tego wszystko będzie grało. Teraz dla odmiany spotykam się z zainteresowaniem sporo młodszych, często zbyt dużo. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze...
Hmm, to mną się te 20 lat temu interesowali tacy, co mnie zupełnie nie interesowali, ale ale, spokojnie, dawałam zawsze szanse znajomości nawet jak mi się facet nie podobał, bo myślałam,że może się odmieni, więc tu mam czyste konto, nie zaprzepaściłam wówczas żadnej okazji. Ale to było parę razy. Tabunów wielbicieli nigdy nie miałam.
Ale wiesz co, uświadomiłam sobie, ze nawet jak miałam te 18 czy 20 lat bałam się, że zostanę sama i zgadzałam się na spotkania jeśli ktokolwiek zaproponował. Co było dziwne, bo powinnam być taka teoretycznie teraz, po 40stce (tzn zdesperowana), a ja miałam 20, myślałam, że nie chcą mnie Ci, których ja chcę, więc zgodzę sie na spotkania z tymi, którzy chcą mnie (ale mnie kompletnie nie interesują). Głupio robiłam.
1,640 2019-08-10 13:06:14
niepodobna napisał/a:Hm Rossanko.... 20 i więcej lat temu, to ja miałam taki problem, że interesowali się mną najczęściej dużo starsi faceci, a ja takich nie chciałam, więc pierwszy prawdziwy związek, który nie był tylko jakimś tam randkowaniem i poznawaniem się, miałam dosyć późno, bo wolałam kogoś w moim wieku. Oczywiście wiek jeszcze nie wystarczał, więc trzeba było poczekać, aż oprócz tego wszystko będzie grało. Teraz dla odmiany spotykam się z zainteresowaniem sporo młodszych, często zbyt dużo. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze...
Hmm, to mną się te 20 lat temu interesowali tacy, co mnie zupełnie nie interesowali, ale ale, spokojnie, dawałam zawsze szanse znajomości nawet jak mi się facet nie podobał, bo myślałam,że może się odmieni, więc tu mam czyste konto, nie zaprzepaściłam wówczas żadnej okazji. Ale to było parę razy. Tabunów wielbicieli nigdy nie miałam.
Ale wiesz co, uświadomiłam sobie, ze nawet jak miałam te 18 czy 20 lat bałam się, że zostanę sama i zgadzałam się na spotkania jeśli ktokolwiek zaproponował. Co było dziwne, bo powinnam być taka teoretycznie teraz, po 40stce (tzn zdesperowana), a ja miałam 20, myślałam, że nie chcą mnie Ci, których ja chcę, więc zgodzę sie na spotkania z tymi, którzy chcą mnie (ale mnie kompletnie nie interesują). Głupio robiłam.
Ja też nie piszę o tabunach wielbicieli. Ale zawsze byli tacy, którym się podobałam, tyle, że często nie ci sami, którzy mi się podobali.
Też myślę, że z tym 'dawaniem szansy' nie można przesadzać, bo traci się czas. To znaczy można dać szansę, kiedy ktoś na początku specjalnie na nas nie działa (bo to się może zmienić w miarę poznawania), ale jest OK, jednak NIE wtedy, gdy zdecydowanie się nie podoba, albo ma jakąś cechę, wobec której czujemy opór (a tym może być nawet sama różnica wieku czy cokokwiek). To nie zaskoczy.
Tak sobie myślę, czy może ta twoja obawa, że zostaniesz sama, nie była widoczna i jakoś nie odbijała się w czujnikach tych gości, którzy Cię omijali, bo faceci mają zakodowane zainteresowanie tylko takimi kobietami, które czują się swojej kobiecości pewne i potrafią mieć 'wywalone' na niektóre rzeczy, a jeszcze lepiej, gdy widać wokół nich innych gości, potencjalną konkurencję. Wtedy z automatu wartość kobiety rośnie, bo staje się w ich oczach kimś, o kogo trzeba się starać.
U siebie nie mogę samotności zrzucić na strach, bo takowego nigdy nie czułam. Nie wypieram się tego, że samotność to sprawa trudna, a życie bez faceta jest gorsze, ale jednocześnie zawsze byłam przygotowana na taką możliwość i ta perspektywa mnie nie paraliżowała. Za to jestem osobą, po której mało odczuć widać i mój sposób bycia niewielu ludzi 'czyta' właściwie, więc mogę się zdawać obojętna czy zamknięta, a to też nie pomaga, bo mężczyzna też chce jednak widzieć, że jesteśmy zainteresowane... No ale w tym wieku swojego 'stylu istnienia' nie zmienię
1,641 2019-08-10 13:26:28 Ostatnio edytowany przez Peter4x (2019-08-10 13:27:08)
Ale wiesz co, uświadomiłam sobie, ze nawet jak miałam te 18 czy 20 lat bałam się, że zostanę sama i zgadzałam się na spotkania jeśli ktokolwiek zaproponował. Co było dziwne, bo powinnam być taka teoretycznie teraz, po 40stce (tzn zdesperowana), a ja miałam 20, myślałam, że nie chcą mnie Ci, których ja chcę, więc zgodzę sie na spotkania z tymi, którzy chcą mnie (ale mnie kompletnie nie interesują). Głupio robiłam.
Zabawne, bo ja w tamtym czasie postępowałem podobnie. Kiedy dostałem kosza od dziewczyny w której byłem zakochany i jak już byłem pewny że nic tego nie zmieni to zacząłem być bardziej przychylnie nastwaiony do dziewczyn które nie były dla mnie atrakcyjne i mnie nie interesowały. Tak postępować nie wolno. Daje się komuś nadzieję i im dłużej się to ciągnie tym ciężej później powiedzieć stop. Całe szczęśnie że potrafiłem w miarę szybko to przerwać.
1,642 2019-08-10 13:30:52
Ja też nie piszę o tabunach wielbicieli. Ale zawsze byli tacy, którym się podobałam, tyle, że często nie ci sami, którzy mi się podobali.
Skąd ja to znam
Też myślę, że z tym 'dawaniem szansy' nie można przesadzać, bo traci się czas. To znaczy można dać szansę, kiedy ktoś na początku specjalnie na nas nie działa (bo to się może zmienić w miarę poznawania), ale jest OK, jednak NIE wtedy, gdy zdecydowanie się nie podoba, albo ma jakąś cechę, wobec której czujemy opór (a tym może być nawet sama różnica wieku czy cokokwiek). To nie zaskoczy.
Dokładnie. Szkoda że człowiek nie jest taki mądry jak ma te 20 lat. Przynajmniej ja nie byłem.
1,643 2019-08-10 13:36:08 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-10 13:36:35)
niepodobna napisał/a:Ja też nie piszę o tabunach wielbicieli. Ale zawsze byli tacy, którym się podobałam, tyle, że często nie ci sami, którzy mi się podobali.
Skąd ja to znam
niepodobna napisał/a:Też myślę, że z tym 'dawaniem szansy' nie można przesadzać, bo traci się czas. To znaczy można dać szansę, kiedy ktoś na początku specjalnie na nas nie działa (bo to się może zmienić w miarę poznawania), ale jest OK, jednak NIE wtedy, gdy zdecydowanie się nie podoba, albo ma jakąś cechę, wobec której czujemy opór (a tym może być nawet sama różnica wieku czy cokokwiek). To nie zaskoczy.
Dokładnie. Szkoda że człowiek nie jest taki mądry jak ma te 20 lat. Przynajmniej ja nie byłem.
Ja w tej kwestii byłam. Wszystkie związki były z przekonania, a nie, żeby tylko być.
1,644 2019-08-10 13:55:45
Ja też nie piszę o tabunach wielbicieli. Ale zawsze byli tacy, którym się podobałam, tyle, że często nie ci sami, którzy mi się podobali.
Też myślę, że z tym 'dawaniem szansy' nie można przesadzać, bo traci się czas. To znaczy można dać szansę, kiedy ktoś na początku specjalnie na nas nie działa (bo to się może zmienić w miarę poznawania), ale jest OK, jednak NIE wtedy, gdy zdecydowanie się nie podoba, albo ma jakąś cechę, wobec której czujemy opór (a tym może być nawet sama różnica wieku czy cokokwiek). To nie zaskoczy.
Tak sobie myślę, czy może ta twoja obawa, że zostaniesz sama, nie była widoczna i jakoś nie odbijała się w czujnikach tych gości, którzy Cię omijali, bo faceci mają zakodowane zainteresowanie tylko takimi kobietami, które czują się swojej kobiecości pewne i potrafią mieć 'wywalone' na niektóre rzeczy, a jeszcze lepiej, gdy widać wokół nich innych gości, potencjalną konkurencję. Wtedy z automatu wartość kobiety rośnie, bo staje się w ich oczach kimś, o kogo trzeba się starać.
U siebie nie mogę samotności zrzucić na strach, bo takowego nigdy nie czułam. Nie wypieram się tego, że samotność to sprawa trudna, a życie bez faceta jest gorsze, ale jednocześnie zawsze byłam przygotowana na taką możliwość i ta perspektywa mnie nie paraliżowała. Za to jestem osobą, po której mało odczuć widać i mój sposób bycia niewielu ludzi 'czyta' właściwie, więc mogę się zdawać obojętna czy zamknięta, a to też nie pomaga, bo mężczyzna też chce jednak widzieć, że jesteśmy zainteresowane... No ale w tym wieku swojego 'stylu istnienia' nie zmienię
Wiesz co, myślę, że faceci wtedy, jak mieliśmy po te 20 lat, wcale nie wyczuwali obawy, że będę sama, bo ja i nie pokazywałem żadnych emocji. Z resztą potem też miałam z tym problem, bylam bardzo powsciagliwa. Teraz to trochę zmieniłam. Człowiek w końcu jest inny iż te 15 czy 20 lat temu.
Wywalone na związki zwłaszcza w tamtym okresie nie miałam. Panicznie bałam się, że zostanę starą panną i to już np w wieku 21 lat. Myślę, że brało się to z domu, u mnie stare panny były wysmiewane, a zostanie samą to było kompletne dziwactwo, znaczyło, że albo panna była bardzo wybredna, albo jest z nią coś nie tak, albo nadaje się do hodowania kotów jedynie, ,słowem niebyt miła perspektywa. Na stare panny patrzylo sie z politowaniem i lekka wyższością.
Pamiętam jak miałam 14 lat, już bałam się, że będę sama i uważałam to za coś gorszego. Co było niemądre, bo jak 14 latka może mieć takie myslenie?
Ale też nigdy nie widzialam się sama, miałam w głowie obraz: ja , mąż i 2 dzieci, jakoś tak to sobie wyobrażałam.
No a wyszło jak wyszło
1,645 2019-08-10 13:58:19
Niejeden zniszczony obraz... Niejedno zniszczone marzenie.
Myślę, że takich osób jak Ty Rossanko będzie coraz więcej.
1,646 2019-08-10 14:09:34
Niejeden zniszczony obraz... Niejedno zniszczone marzenie.
Myślę, że takich osób jak Ty Rossanko będzie coraz więcej.
Ale jakich?
1,647 2019-08-10 14:12:56
Czemu nie przejelyscie zatem inicjatywy i nie podbijalyscie do tych, którzy Wam się podobali?
1,648 2019-08-10 14:15:35
Czemu nie przejelyscie zatem inicjatywy i nie podbijalyscie do tych, którzy Wam się podobali?
Jak miałam 20 parę lat?
Już pislam, myślałam, że jestem brzydka, gruba, nieciekawa i nudna, więc jest niemożliwe, aby mną się taki fajny chłop zainteresowal. A poza tym w 90 procentach oni mieli dziewczyny, co wychodziło w trakcie.
1,649 2019-08-10 14:17:18
No to po co lokowac uczucia w gwiazdach filmowych? Dla Ciebie to przecież jakiś cichy skromny facet...
1,650 2019-08-10 14:20:49
No to po co lokowac uczucia w gwiazdach filmowych? Dla Ciebie to przecież jakiś cichy skromny facet...
To właśnie byli zwykli, skromni, mądrzy faceci.
Odrzucało mnie od bajerantow, podrywaczy i lowelasow.
1,651 2019-08-10 15:02:01
Czemu nie przejelyscie zatem inicjatywy i nie podbijalyscie do tych, którzy Wam się podobali?
Byłam tylko z takimi, którzy mi się podobali i ja im się podobałam. Inicjatywa wychodziła z różnej strony.
1,652 2019-08-10 15:33:07
Burzowy napisał/a:Czemu nie przejelyscie zatem inicjatywy i nie podbijalyscie do tych, którzy Wam się podobali?
Byłam tylko z takimi, którzy mi się podobali i ja im się podobałam. Inicjatywa wychodziła z różnej strony.
Bo tak powinno być. Bez sensu jest tkwienie w relacji na siłę, "bo inny mnie nie chce, a może nikt mnie więcej nie zechce".
1,653 2019-08-10 18:55:11
No to jak ich było już co najmniej kilku i się podobali, to gdzie oni teraz są?
1,654 2019-08-10 19:56:37
Burzowy, nie zaczynaj swoich prowokacji. Zły adres..
1,655 2019-08-10 20:25:11
Gdzie? Bo nie doslyszalem. Może zaraz poznamy część problemu. PS Mogłabyś już zacząć normalnie odpisywać na forum .
1,656 2019-08-10 20:30:39 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-10 20:37:37)
Na forum odpisuję na tyle normalnie, na ile da się normalnie reagować na twoje posty. Na prowokacje jednak nie będę odpowiadać, więc nie "poznacie części problemu".
Edit: ten "problem" zresztą chyba tylko Ciebie nurtuje.
1,657 2019-08-10 22:13:51
Przecież wiadomo że nie wszystkie relacje które dobrze się zaczynają potrafią przetrwać próbę czasu. Prawdziwą miłość, taką która przetrwa 20-30 lat albo i więcej bardzo trudno znaleźć.
1,658 2019-08-10 22:43:10
Na forum odpisuję na tyle normalnie, na ile da się normalnie reagować na twoje posty. Na prowokacje jednak nie będę odpowiadać, więc nie "poznacie części problemu".
Edit: ten "problem" zresztą chyba tylko Ciebie nurtuje.
Lol, usunięto mój normalny post. Nurtuje mnie wiele rzeczy, bo jestem osobą poszukującą odpowiedzi. A rozpad relacji, gdzie dwie osoby się sobie podobają i lubią się wzajemnie raczej normalny nie jest. Bo samo się nie rozpada.
1,659 2019-08-10 22:55:17
Nie wiem, jaki twój post usunięto i nie mam z tym nic wspólnego. Ja nie potrzebuję pomocy i nie zgłaszam.
Relacje rozpadają się z bardzo różnych powodów. Sytuacja, gdy ludzie powiedzmy od 20 roku życia żyją z tym samym partnerem już do końca, są ewenementem. Mi też by się podobało, gdyby było inaczej.
1,660 2019-08-10 23:19:52
Co ciekawe... moi rodzice, moi wujkowie z obu stron i tak samo dziadkowie właśnie tak mieli... tylko zaczęli PRZED 20tką. Mija kilkanaście lat i nagle... dupa.
1,661 2019-08-10 23:38:10 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-10 23:39:10)
Bywa różnie. Na przykład koleżanka z liceum - poznaje faceta w wieku 17 lat, mijają 23 lata i nagle... dupa.
1,662 2019-08-11 01:28:26
Duzo moze zalezec od otoczenia. Jakos nie widze siebie z wieloma kandydatami i adoratorami w moim rodzinnym miasteczku w Polsce.
Bylabym zapewne sama gdybym tam nadal mieszkala.
1,663 2019-08-11 09:50:23
Duzo moze zalezec od otoczenia. Jakos nie widze siebie z wieloma kandydatami i adoratorami w moim rodzinnym miasteczku w Polsce.
Bylabym zapewne sama gdybym tam nadal mieszkala.
To tak nie działa. Mam kilka dalszych znajomych w dużych polskich miastach, od lat same. I mam takie, w małych miasteczkach - mają partnerow, mężów, większość już dawno ma dzieci. W sumie niemwiem od czego to zależy. To musi być przypadek.
1,664 2019-08-11 11:03:09
To tak nie działa. Mam kilka dalszych znajomych w dużych polskich miastach, od lat same. I mam takie, w małych miasteczkach - mają partnerow, mężów, większość już dawno ma dzieci. W sumie niemwiem od czego to zależy. To musi być przypadek.
Znowu napiszę o tym samym, ale zapewne te w dużych miastach od lat same to kobiety sukcesu, dobrze zarabiające, znające swoją wartość, itp itd...
Nie żebym to piętnował, ale może facetów którzy byliby w stanie im dorównać po prostu brakuje
1,665 2019-08-11 11:13:10
rossanka napisał/a:To tak nie działa. Mam kilka dalszych znajomych w dużych polskich miastach, od lat same. I mam takie, w małych miasteczkach - mają partnerow, mężów, większość już dawno ma dzieci. W sumie niemwiem od czego to zależy. To musi być przypadek.
Znowu napiszę o tym samym, ale zapewne te w dużych miastach od lat same to kobiety sukcesu, dobrze zarabiające, znające swoją wartość, itp itd...
Nie żebym to piętnował, ale może facetów którzy byliby w stanie im dorównać po prostu brakuje
Też nie. Mam koleżanki po samej maturze, z kiepska pracą, w dużych miastach i tez samotne. Mam koleżanki po studiach, z doktoratem i dobra pracą, albo po kilku fakultetach i te też od dawna mają już swoje rodziny. Albo na odwrót.
Reasumując możesz być panią docent na wsi albo w Warszawie albo mieć samo liceum i mieszkać w małej pipidowce albo przeciwnie w dużym mieście, a możesz być wciąż sama, albo mieć od lat męża.
Co do kobiet sukcesu. To nie wiem o czym piszesz. Dla mnie kobieta sukcesu to np Edyta Górniak, albo Natalia Kukulska. Ale one mają mężów i dzieci. A to, że ktoś ma magistra czy doktorat, czy własny biznes, to zwykle życie a nie żaden sukces i kariera.
Mam koleżankę, zrobiła studia, potem drugie, potem doktorat, teraz zdobywa kolejny szczebel edukacyjny. Po drodze uczyła się języka, zrobiła prawo jazdy, tysiąc innych kursów, szkoleń, współpracuje z jakimś wydawnictwem. Mało tego, zawsze miała wymagania co do facetów. I co? Ma 2je dzieci, męża, mieszkanie-nie nie, nie skończyła jako stara panna z przerostem ambicji jak to się na forach czyta. Także to, że samotne kobiety to jakieś karierowiczki czy wykształciuchy to mit. Owszem, część jest samotna, ale samotne mogą być też te, bez żadnego wykształcenia i z kiepsko płatną praca.
1,666 2019-08-11 11:55:54 Ostatnio edytowany przez Peter4x (2019-08-11 12:17:51)
Co do kobiet sukcesu. To nie wiem o czym piszesz. Dla mnie kobieta sukcesu to np Edyta Górniak, albo Natalia Kukulska. Ale one mają mężów i dzieci. A to, że ktoś ma magistra czy doktorat, czy własny biznes, to zwykle życie a nie żaden sukces i kariera.
Pisząc o kobietach sukcesu bardziej chodziło mi o to że mogą sobie pozwolić na wszystko czego zapragną, drogi urlop gdzieś w krajach egzotycznych, super ciuchy, jakąś ładną biżuterię, itp. Po prostu nie wiedzą na co wydawać pieniądze. To akurat przykład z życia wzięty.
Mam koleżankę, zrobiła studia, potem drugie, potem doktorat, teraz zdobywa kolejny szczebel edukacyjny. Po drodze uczyła się języka, zrobiła prawo jazdy, tysiąc innych kursów, szkoleń, współpracuje z jakimś wydawnictwem. Mało tego, zawsze miała wymagania co do facetów. I co? Ma 2je dzieci, męża, mieszkanie-nie nie, nie skończyła jako stara panna z przerostem ambicji jak to się na forach czyta. Także to, że samotne kobiety to jakieś karierowiczki czy wykształciuchy to mit. Owszem, część jest samotna, ale samotne mogą być też te, bez żadnego wykształcenia i z kiepsko płatną praca.
Zgadzam się, wydaje mi się że to oczywiste. Jednak dość często czytam w różnych artykułach a nawet widzę w realnych życiu to co napisałem powyżej. Może powinienem spróbować poznawać innych ludzi spoza określonych kręgów społecznych.
EDIT :
W takich przypadkach facet zazwyczaj myśli : "Nawet nie będę no niej startował bo to nie moja liga".
1,667 2019-08-11 12:23:15
Może nie są samotne, tylko wola przelotne znajomości. Albo mają reputację wyrobiona .
1,668 2019-08-11 12:26:45
A moze te "samotne, stare panny" są w sporym % przedstawicielkami mniejszości seksualnej? W Polsce łatwiej jest przyznac sie do bycia starą panną niż do bycia lesbijką. Mam w pracy 2 takie osoby w wieku 35-40 lat, panny ale nie frustratki, choć zegar biologiczny im tyka to o dzieciach i mężach nawet e żartach nie wspominają. Ogólnie kazde komentarze z podtekstem erotycznym powodują dziwną relacje. Tak, oczyeiscie, nie jest to przypadek rossanki ktora ewidentnie jest hetero, ale moze sporo "starych panien" to są "zamaskowane" lesbijki.
1,669 2019-08-11 12:47:17
Moim zdaniem mogą sobie nie zdawać nawet sprawy z własnej orientacji. Moim zdaniem te, które po małżeństwie nagle robią ban na łóżko to właśnie lesbijki. Ich jest tak mało w porównaniu do gejów, a powinno być więcej.
1,670 2019-08-11 12:53:38 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-11 13:03:14)
Peter4x, ta korposingielka - kobieta sukcesu to twór medialny. Ludzie są różni, wszędzie. A poza tym dużo znasz tych osób, które nie mają co robić z kasą i mogą sobie pozwolić na wszystko, czego zapragną? Ja jakoś tak niespecjalnie. Większość moich znajomych funkcjonuje na przeciętnym poziomie. Z tym, że pieniądze potrafią przewrócić w głowie, całkowicie się zgadzam, ale ten problem nie ma płci. Wielu takim ludziom się zdaje, że wszystko im się należy - osobiście unikam jak ognia i to, że ktoś jest bogaty, powoduje u mnie raczej zamigotanie diody alarmowej niż pragnienie bliższej znajomości, bo na pewne postawy jestem uczulona, a te są częstsze u osób z dużą kasą. Ludzie z pieniędzmi, których znam w miarę blisko, jakoś mnie jednak nie deprecjonują za to, że ja mam mniej, może umiem wybierać towarzystwo. To raczej po mojej stronie ten dystans jest większy, bo jestem podejrzliwa.
Może, jeśli napotykasz te postawy, to faktycznie czas się rozejrzeć poza, hermetycznym pewnie, środowiskiem. Znowu z drugiej strony, jeśli miałbyś wybrać osobę, która Ci się średnio podoba, tylko dlatego, że uważasz, że to "twoja liga", to jest to nieuczciwe, bo nikt nie chce być wyborem negatywnym, kimś drugiej kategorii. Może po prostu próbuj tam, gdzie Cię ciągnie, a jaki będzie skutek, to się zobaczy, po prostu poszerz tylko swoją przestrzeń również o ludzi spoza tego bogatego środowiska.
I wiesz, ta kobieta, którą przypisałeś do "swojej ligi" też wcale nie musi być zainteresowana. Osobiście widzę w takich podziałach na kategorie i założeniu, że jak ktoś "jest w tej samej", to musi chcieć - coś toksycznego. U mężczyzn to jednak częste myślenie.
A ktoś, kto dużo gada o tym, jak to nie ma szans u "kobiet sukcesu" odpadłby u mnie w przedbiegach, bo w takim razie dlaczego się mną interesuje, bo jestem gorsza? Podziękuję.
1,671 2019-08-11 12:58:32 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-11 12:59:04)
Moim zdaniem mogą sobie nie zdawać nawet sprawy z własnej orientacji. Moim zdaniem te, które po małżeństwie nagle robią ban na łóżko to właśnie lesbijki. Ich jest tak mało w porównaniu do gejów, a powinno być więcej.
Lesbijka to kobieta, która w ogóle nie czuje pociągu do mężczyzn.
Część osób biseksualnych wchodzi w długotrwałe związki z partnerami przeciwnej płci, a potem "przypomina sobie" o swoich skłonnościach do tej własnej i czegoś im zaczyna brakować.
Ban na łóżko w małżeństwach jednak na ogół wynika z pozałóżkowych problemów w tym małżeństwie, a nie z wątpliwej orientacji.
1,672 2019-08-11 13:37:46
Podczytuję sobie tu od czasu do czasu i może parę groszy wtrącę.
Może, jeśli napotykasz te postawy, to faktycznie czas się rozejrzeć poza, hermetycznym pewnie, środowiskiem. Znowu z drugiej strony, jeśli miałbyś wybrać osobę, która Ci się średnio podoba, tylko dlatego, że uważasz, że to "twoja liga", to jest to nieuczciwe, bo nikt nie chce być wyborem negatywnym, kimś drugiej kategorii. Może po prostu próbuj tam, gdzie Cię ciągnie, a jaki będzie skutek, to się zobaczy, po prostu poszerz tylko swoją przestrzeń również o ludzi spoza tego bogatego środowiska.
I wiesz, ta kobieta, którą przypisałeś do "swojej ligi" też wcale nie musi być zainteresowana. Osobiście widzę w takich podziałach na kategorie i założeniu, że jak ktoś "jest w tej samej", to musi chcieć - coś toksycznego. U mężczyzn to jednak częste myślenie.
A ktoś, kto dużo gada o tym, jak to nie ma szans u "kobiet sukcesu" odpadłby u mnie w przedbiegach, bo w takim razie dlaczego się mną interesuje, bo jestem gorsza? Podziękuję.
Z tą ligą jest trochę inaczej, niż to opisujesz. Nikt nie zakłada, że osoba z tej samej musi chcieć, tylko jest przeświadczenie graniczące z pewnością, że osoba z poza ligi praktycznie na 100% nie będzie zainteresowana/lub nawet jeśli, to zaraz dana relacja się rozpadnie. Ligi były, są i będą, tylko różnymi nazwami są określane (sfery, środowiska i takie tam).
1,673 2019-08-11 13:48:07
I wiesz, ta kobieta, którą przypisałeś do "swojej ligi" też wcale nie musi być zainteresowana. Osobiście widzę w takich podziałach na kategorie i założeniu, że jak ktoś "jest w tej samej", to musi chcieć - coś toksycznego. U mężczyzn to jednak częste myślenie.
Jak ktoś jest w tej samej to wcale nie musi chcieć ale siłą rzeczy obie osoby czują się swobodniej w takiej sytuacji.
A ktoś, kto dużo gada o tym, jak to nie ma szans u "kobiet sukcesu" odpadłby u mnie w przedbiegach, bo w takim razie dlaczego się mną interesuje, bo jestem gorsza? Podziękuję.
Ja nie napisałem że uważam że nie mam szans u takich kobiet. Możliwe że bym miał. Jednak jako facet źle bym się z tym czuł że jestem na niższej pozycji społecznej, już nie mówiąc o zarobkach. Najlepiej kiedy ta "pozycja" jest porównywalna.
1,674 2019-08-11 13:57:27
niepodobna napisał/a:I wiesz, ta kobieta, którą przypisałeś do "swojej ligi" też wcale nie musi być zainteresowana. Osobiście widzę w takich podziałach na kategorie i założeniu, że jak ktoś "jest w tej samej", to musi chcieć - coś toksycznego. U mężczyzn to jednak częste myślenie.
Jak ktoś jest w tej samej to wcale nie musi chcieć ale siłą rzeczy obie osoby czują się swobodniej w takiej sytuacji.
niepodobna napisał/a:A ktoś, kto dużo gada o tym, jak to nie ma szans u "kobiet sukcesu" odpadłby u mnie w przedbiegach, bo w takim razie dlaczego się mną interesuje, bo jestem gorsza? Podziękuję.
Ja nie napisałem że uważam że nie mam szans u takich kobiet. Możliwe że bym miał. Jednak jako facet źle bym się z tym czuł że jestem na niższej pozycji społecznej, już nie mówiąc o zarobkach. Najlepiej kiedy ta "pozycja" jest porównywalna.
Prawie każdy źle się czuję przy dużej dysproporcji między sobą a partnerem - dysproporcji czegokolwiek.
Zgadzam się, że najlepiej, kiedy jest porównywalnie, też jestem fanką równowagi, ale... NIE dlatego, że coś innego uważamy za niedostępne, więc wybieramy z niższej półki i gorszy produkt niech się cieszy, że ktoś po niego sięgnął
1,675 2019-08-11 14:05:47 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-11 14:08:32)
Panicznie bałam się, że zostanę starą panną i to już np w wieku 21 lat. Myślę, że brało się to z domu, u mnie stare panny były wysmiewane, a zostanie samą to było kompletne dziwactwo, znaczyło, że albo panna była bardzo wybredna, albo jest z nią coś nie tak, albo nadaje się do hodowania kotów jedynie, ,słowem niebyt miła perspektywa. Na stare panny patrzylo sie z politowaniem i lekka wyższością.
Pamiętam jak miałam 14 lat, już bałam się, że będę sama i uważałam to za coś gorszego. Co było niemądre, bo jak 14 latka może mieć takie myslenie?
Ale też nigdy nie widzialam się sama, miałam w głowie obraz: ja , mąż i 2 dzieci, jakoś tak to sobie wyobrażałam.
No a wyszło jak wyszło
Miałam się już nie odzywać, bo i po co, skoro samotność mnie nie boli, ale jednak poczułam się bardzo poruszona tym fragmentem wypowiedzi.
Jaką krzywdę robi dziewczynom społeczeństwo! Wciąż jescze pokutują stereotypy i bez obrazy, ale okrutny zaścianek - nawet w centrach metropolii. Dla mnie dziś jest oczywiste, że można mieć RÓŻNE pomysły na życie i samorealizację. Związek to jedna z opcji.
Nigdy mój syn nie usłyszy ode mnie, że czas się żenić, choć nie zamierzam mu kobiet obrzydzać ani przywiązywać go do "samotnej" mamusi.
Mnie w domu mówiono raczej coś odwrotnego: że ambitna dziewczyna ma w głowie coś więcej niż randki i chłopaków, że mam czas, na co zdarzało mi się z żalem myśleć, że syty głodnego nie zrozumie. No, bo siostry jednak miały chłopaków, brat dziewczynę, mama dobrego męża (owdowiała, ale coś przeżyła), a ja sama i sama.
Ale dziś głodna się nie czuję, jest mi dobrze jak jest.
1,676 2019-08-11 14:13:37 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-11 14:41:37)
A co do zarobków, to guzik mnie obchodzi, ile partner zarabia. Póki żyję, zawsze sobie poradzę, choćbym miała mieszkać u Brata Alberta (w razie np. utraty zdrowia i pracy, który to scenariusz biorę pod uwagę jako osoba chorująca). Jasne, że we dwoje "dmuchamy w jedną trąbę", nie dzielimy finansów na moje i twoje, ale nie finanse są dla mnie kryterium doboru partnera - wyżej stawiam uczciwość, przyzwoitość i wrażliwość na drugiego człowieka.
Te zarobki to też jakiś relikt epoki.
Mamy tych reliktów sporo.
1,677 2019-08-11 14:22:14
A co do zarobków, to guzik mnie obchodzi, ile partner zarabia. Póki żyję, zawsze sobie poradzę, choćbym miała mieszkać u Brata Alberta (w razie np. utraty zdrowia i pracy, który to scenariusz biorę pod uwagę jako osoba chorująca). Jasne, że we dwoje "dmuchamy w jedną trąbę", nie dzielimy finansów na moje i twoje, ale nie finanse są dla mnie kryterium doboru partnera - wyżej stawiam uczciwość i przyzwoitość.
Te zarobki to też jakiś relikt epoki.Mamy tych reliktów sporo.
Ale faceci wiedzą lepiej, czego my od nich oczekujemy. Nie przeskoczysz.
1,678 2019-08-11 14:39:31
Ale faceci wiedzą lepiej, czego my od nich oczekujemy. Nie przeskoczysz.
Niepodobna, wybacz mocne słowo, ale mam to w dupie
1,679 2019-08-11 14:45:12
w domu mówiono raczej coś odwrotnego: że ambitna dziewczyna ma w głowie coś więcej niż randki i chłopaków, że mam czas, na co zdarzało mi się z żalem myśleć, że syty głodnego nie zrozumie. No, bo siostry jednak miały chłopaków, brat dziewczynę, mama dobrego męża (owdowiała, ale coś przeżyła), a ja sama i sama.
Ale dziś głodna się nie czuję, jest mi dobrze jak jest.
To u mnie było tak samo, miałam się uczyć, nie latać na randki. W sumie poza szkołą nic nie było ważne, tylko nauka. Orłem specjalnie nie byłam, ale czwórki - tak, byłam taka czwórkowa.
1,680 2019-08-11 14:46:59 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-11 14:48:12)
niepodobna napisał/a:Ale faceci wiedzą lepiej, czego my od nich oczekujemy. Nie przeskoczysz.
Niepodobna, wybacz mocne słowo, ale mam to w dupie
Słusznie, ale zobacz, jak to utrudnia nawet zwykłe rozmowy na forum.
A z takich rozmów ta grupa o przekonaniach nie do ruszenia, zaimpregnowanych 10 razy, mogłaby się czegoś dowiedzieć i może czasem znaleźć właściwy trop i rozwiązanie swoich problemów; zamiast tego skupiają się na tłumaczeniu nam, jakie jesteśmy. To, że się nie połapią, czemu mają problem, to ich sprawa, ale mnie irytuje natarczywość, a czasem chamstwo tego imputowania mi różnych rzeczy, czy wprost, czy "jako kobiecie", poza tym to rozwala wątki, bo coraz mniej w nich miejsca na refleksję i normalne wypowiedzi normalnie nastawionych ludzi, otwarte na innego człowieka i jego sposób myślenia.
1,681 2019-08-11 14:50:28
A co do zarobków, to guzik mnie obchodzi, ile partner zarabia. Póki żyję, zawsze sobie poradzę, choćbym miała mieszkać u Brata Alberta (w razie np. utraty zdrowia i pracy, który to scenariusz biorę pod uwagę jako osoba chorująca). Jasne, że we dwoje "dmuchamy w jedną trąbę", nie dzielimy finansów na moje i twoje, ale nie finanse są dla mnie kryterium doboru partnera - wyżej stawiam uczciwość, przyzwoitość i wrażliwość na drugiego człowieka.
Te zarobki to też jakiś relikt epoki.Mamy tych reliktów sporo.
To mnie obchodzi. Ale zmieniło się to w miarę upływu lat. Po 20 stce obojętne mi było, czy facet zarabia 1000 zł, czy 10000 czy nie pracuje i jest na utrzymaniu rodziców, bo np studiuje. Teraz nie wyobrażam sobie życia z kimś, kto powie coś w stylu: to ty zarabiaj, ja czasem coś dorobie, ale na życie typu telewizor i cokolwiek w lodówce nam starczy.
Albo przykładowo będę chciała zrobić jakieś szkolenie, a tu nie będzie pieniędzy. Albo kupić nową szafę, ale -sorry kochanie-nie stać nas na to, stara szafa Ci wystarczy.
Nie mówiąc już o chorobie, gdzie przy zwykłym przeziębieniu sezonowym, można zostawić w aptece i 80 zł.
Albo o dentyście.
1,682 2019-08-11 14:57:42 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-11 14:58:30)
Piegowata'76 napisał/a:A co do zarobków, to guzik mnie obchodzi, ile partner zarabia. Póki żyję, zawsze sobie poradzę, choćbym miała mieszkać u Brata Alberta (w razie np. utraty zdrowia i pracy, który to scenariusz biorę pod uwagę jako osoba chorująca). Jasne, że we dwoje "dmuchamy w jedną trąbę", nie dzielimy finansów na moje i twoje, ale nie finanse są dla mnie kryterium doboru partnera - wyżej stawiam uczciwość, przyzwoitość i wrażliwość na drugiego człowieka.
Te zarobki to też jakiś relikt epoki.Mamy tych reliktów sporo.
To mnie obchodzi. Ale zmieniło się to w miarę upływu lat. Po 20 stce obojętne mi było, czy facet zarabia 1000 zł, czy 10000 czy nie pracuje i jest na utrzymaniu rodziców, bo np studiuje. Teraz nie wyobrażam sobie życia z kimś, kto powie coś w stylu: to ty zarabiaj, ja czasem coś dorobie, ale na życie typu telewizor i cokolwiek w lodówce nam starczy.
Albo przykładowo będę chciała zrobić jakieś szkolenie, a tu nie będzie pieniędzy. Albo kupić nową szafę, ale -sorry kochanie-nie stać nas na to, stara szafa Ci wystarczy.
Nie mówiąc już o chorobie, gdzie przy zwykłym przeziębieniu sezonowym, można zostawić w aptece i 80 zł.
Albo o dentyście.
No nie, tu nie chodzi o to, żeby dać się doić. Ale dwie pracujące osoby na pewno ogarną wspólne życie, nawet, jeśli żadna z nich dużo nie zarabia. Ja nie patrzyłam nigdy i nie patrzę na to, ile facet zarabia, ważne, że pracuje i kontroluje własne życie, bo mojego nie musi, a o wspólne zadbamy razem.
To, co by mi przeszkadzało, to właśnie próba wygodnego urządzenia własnego życia w moim, wszystko na mojej głowie, a on coś czasem dorzuci, jak mu zbędzie... nastawienie: Ty się martw. Jeżeli mieszka się razem, to nie da się tak funkcjonować.
Ale ja też należę do takich dziwnych jednostek, które nie muszą koniecznie z kimś mieszkać. Moglibyśmy nadal mieszkać każdy w swoim, a spotykać się, kiedy chcemy, na ile chcemy, raz tu, raz tam.
1,683 2019-08-11 15:00:22
No nie, tu nie chodzi o to, żeby dać się doić. Ale dwie pracujące osoby na pewno ogarną wspólne życie, nawet, jeśli żadna z nich dużo nie zarabia. Ja nie patrzyłam nigdy i nie patrzę na to, ile facet zarabia, ważne, że pracuje i kontroluje własne życie, bo mojego nie musi, a o wspólne zadbamy razem.
To, co by mi przeszkadzało, to właśnie próba wygodnego urządzenia własnego życia w moim, wszystko na mojej głowie, a on coś czasem dorzuci, jak mu zbędzie... nastawienie: Ty się martw. Jeżeli mieszka się razem, to nie da się tak funkcjonować.
Ale ja też należę do takich dziwnych jednostek, które nie muszą koniecznie z kimś mieszkać. Moglibyśmy nadal mieszkać każdy w swoim, a spotykać się, kiedy chcemy, na ile chcemy, raz tu, raz tam.
Czyli się zgadzamy.
A po drugie, czyli odpowiadałaby Ci relacja na odleglosc?
1,684 2019-08-11 15:07:25 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-11 15:07:51)
niepodobna napisał/a:No nie, tu nie chodzi o to, żeby dać się doić. Ale dwie pracujące osoby na pewno ogarną wspólne życie, nawet, jeśli żadna z nich dużo nie zarabia. Ja nie patrzyłam nigdy i nie patrzę na to, ile facet zarabia, ważne, że pracuje i kontroluje własne życie, bo mojego nie musi, a o wspólne zadbamy razem.
To, co by mi przeszkadzało, to właśnie próba wygodnego urządzenia własnego życia w moim, wszystko na mojej głowie, a on coś czasem dorzuci, jak mu zbędzie... nastawienie: Ty się martw. Jeżeli mieszka się razem, to nie da się tak funkcjonować.
Ale ja też należę do takich dziwnych jednostek, które nie muszą koniecznie z kimś mieszkać. Moglibyśmy nadal mieszkać każdy w swoim, a spotykać się, kiedy chcemy, na ile chcemy, raz tu, raz tam.Czyli się zgadzamy.
A po drugie, czyli odpowiadałaby Ci relacja na odleglosc?
"Na odległość" w znaczeniu - w różnych miastach, gdzieś daleko - na stałe raczej nie, to jest rozwiązanie na jakiś czas. Potem by trzeba było pomyśleć o tym, żeby jednak mieć siebie blisko. Ale bycie blisko to niekoniecznie musi być przebywanie z sobą w jednym lokum przez cały czas wolny od pracy.
Miałam na myśli to, że niekoniecznie poznając kogoś muszę zmieniać mieszkanie, albo on. Wspólne zamieszkanie nie jest warunkiem tego, żeby znajomość mogła mieć status związku.
1,685 2019-08-11 15:09:57
rossanka napisał/a:niepodobna napisał/a:No nie, tu nie chodzi o to, żeby dać się doić. Ale dwie pracujące osoby na pewno ogarną wspólne życie, nawet, jeśli żadna z nich dużo nie zarabia. Ja nie patrzyłam nigdy i nie patrzę na to, ile facet zarabia, ważne, że pracuje i kontroluje własne życie, bo mojego nie musi, a o wspólne zadbamy razem.
To, co by mi przeszkadzało, to właśnie próba wygodnego urządzenia własnego życia w moim, wszystko na mojej głowie, a on coś czasem dorzuci, jak mu zbędzie... nastawienie: Ty się martw. Jeżeli mieszka się razem, to nie da się tak funkcjonować.
Ale ja też należę do takich dziwnych jednostek, które nie muszą koniecznie z kimś mieszkać. Moglibyśmy nadal mieszkać każdy w swoim, a spotykać się, kiedy chcemy, na ile chcemy, raz tu, raz tam.Czyli się zgadzamy.
A po drugie, czyli odpowiadałaby Ci relacja na odleglosc?"Na odległość" w znaczeniu - w różnych miastach, gdzieś daleko - na stałe raczej nie, to jest rozwiązanie na jakiś czas. Potem by trzeba było pomyśleć o tym, żeby jednak mieć siebie blisko. Ale blisko to niekoniecznie musi być przebywanie z sobą w jednym lokum przez cały czas wolny od pracy.
Miałam na myśli to, że niekoniecznie poznając kogoś muszę zmieniać mieszkanie, albo on. Wspólne zamieszkanie nie jest warunkiem tego, żeby znajomość mogła mieć status związku.
To dla mnie odwrotnie. Mieszkanie osobno, jedynie spotkanie się raz na parę dni to nie związek, ale taka znajomość. Na poczatku oczywiście każdy mieszka osobno, ale nie wyobrażam sobie np 3 letniej znajomości z niemieszkaniem razem
Jeżeli obydwoje mieszkają na dodatek w jednej miejscowości.
Ale są takie osoby. Najważniejsze, aby i jemu i jej to pasowało.
1,686 2019-08-11 15:10:21 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-11 16:02:45)
Piegowata'76 napisał/a:A co do zarobków, to guzik mnie obchodzi, ile partner zarabia. Póki żyję, zawsze sobie poradzę, choćbym miała mieszkać u Brata Alberta (w razie np. utraty zdrowia i pracy, który to scenariusz biorę pod uwagę jako osoba chorująca). Jasne, że we dwoje "dmuchamy w jedną trąbę", nie dzielimy finansów na moje i twoje, ale nie finanse są dla mnie kryterium doboru partnera - wyżej stawiam uczciwość, przyzwoitość i wrażliwość na drugiego człowieka.
Te zarobki to też jakiś relikt epoki.Mamy tych reliktów sporo.
To mnie obchodzi. Ale zmieniło się to w miarę upływu lat. Po 20 stce obojętne mi było, czy facet zarabia 1000 zł, czy 10000 czy nie pracuje i jest na utrzymaniu rodziców, bo np studiuje. Teraz nie wyobrażam sobie życia z kimś, kto powie coś w stylu: to ty zarabiaj, ja czasem coś dorobie, ale na życie typu telewizor i cokolwiek w lodówce nam starczy.
Albo przykładowo będę chciała zrobić jakieś szkolenie, a tu nie będzie pieniędzy. Albo kupić nową szafę, ale -sorry kochanie-nie stać nas na to, stara szafa Ci wystarczy.
Nie mówiąc już o chorobie, gdzie przy zwykłym przeziębieniu sezonowym, można zostawić w aptece i 80 zł.
Albo o dentyście.
Rossanko, ale tu moim zdaniem nie o pieniądze same w sobie chodzi, ale o to, by facet nie był nygusem, leserem i pasożytem. I tego samego powinnyśmy wymagać od siebie, bo dlaczego tylko jedna strona ma z siebie dawać.
Mój mąż nie pracował, miał poważne przeciwwskazania, ale za do zdejmował ze mnie wiele domowych obowiązków. Materialnie natomiast nigdy nie oczekiwałam luksusów, wystarcza mi to, co mam, choć oczywiście od przybytku głowa nie boli.
1,687 2019-08-11 15:12:08
niepodobna napisał/a:rossanka napisał/a:Czyli się zgadzamy.
A po drugie, czyli odpowiadałaby Ci relacja na odleglosc?"Na odległość" w znaczeniu - w różnych miastach, gdzieś daleko - na stałe raczej nie, to jest rozwiązanie na jakiś czas. Potem by trzeba było pomyśleć o tym, żeby jednak mieć siebie blisko. Ale blisko to niekoniecznie musi być przebywanie z sobą w jednym lokum przez cały czas wolny od pracy.
Miałam na myśli to, że niekoniecznie poznając kogoś muszę zmieniać mieszkanie, albo on. Wspólne zamieszkanie nie jest warunkiem tego, żeby znajomość mogła mieć status związku.
To dla mnie odwrotnie. Mieszkanie osobno, jedynie spotkanie się raz na parę dni to nie związek, ale taka znajomość. Na poczatku oczywiście każdy mieszka osobno, ale nie wyobrażam sobie np 3 letniej znajomości z niemieszkaniem razem
Jeżeli obydwoje mieszkają na dodatek w jednej miejscowości.
Ale są takie osoby. Najważniejsze, aby i jemu i jej to pasowało.
Tak właśnie, ważne, że obu stronom dobrze. Dla mnie może być tak i tak. Po prostu wspólne mieszkanie to nie warunek. A spotykać się można codziennie mieszkając w tym samym mieście, czemu co kilka dni? Ale co kilka też można, gdy akurat mamy potrzebę pobyć sami. No problem
1,688 2019-08-11 15:15:06
Materialnie natomiast nigdy nie oczekiwałam luksusów, wystarcza mi to, co mam, choć oczywiście od przybytku głowa nie boli.
Tak właśnie. Fajnie, jak jest więcej, ale to co jest, też starczy. Na to 'więcej' jednak wolę popracować sama. Nikt nie jest zobowiązany robić na to, żebym ja miała więcej.
1,689 2019-08-11 15:15:09 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-11 16:04:19)
Chyba mogłabym mieszkać oddzielnie, jestem mocno niezależna. Ale to nie znaczy, że nie chcę czuć się ważna (z wzajemnością), że nie z partnerem chcę dzielić swoje życie na dobre i złe. A miejsce to tylko miejsce. Mojej koleżanki mąż jest z nią tylko na weekendy, bo pracuje w delegacjach, a mimo to wspierają się w życiu, dzielą troskami i radościami, są dla siebie priorytetem. I cieszy ich każda chwila razem.
Jako singielka jednak odrzucam "oferty" panów z daleka, bo zdaję sobie sprawę z realiów: na podróżowanie między dwoma miastami, do tego odległymi trzeba mieć czas i pieniądze, a ja ani jednego, ani drugiego nie mam w nadmiarze. I na pewno nie wyprowadzę się z mojego miasta, póki syn jest ode mnie zależny nie zrobię mu tego, co w dzieciństwie zafundowano mnie (kilkakrotne zmiany środowiska - nikomu nie życzę).
1,690 2019-08-11 15:21:04
ak właśnie, ważne, że obu stronom dobrze. Dla mnie może być tak i tak. Po prostu wspólne mieszkanie to nie warunek. A spotykać się można codziennie mieszkając w tym samym mieście, czemu co kilka dni? Ale co kilka też można, gdy akurat mamy potrzebę pobyć sami. No problem
To był przykład z tymi kilkoma dniami.
Moja znajoma jest w takim związku, że on osobno, ona osobno i nie jest to związek 3 czy 5 letni tylko jeszcze dłuższy.
Jemu to bardzo pasuje, ona twierdzi, że jej też, ale wiem, że nie. No ale cóż, każdy sam dokonuje wyboru.