pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 19 20 21 22 23 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,301 do 1,365 z 8,335 ]

1,301

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Szkot napisał/a:
rossanka napisał/a:

Nadal nie wiem, nie, to nie napisał,  które dokładnie wymagania mam obniżyć?

Hmmm... a na której stronie można poczytać o tych Twoich wymaganiach? smile

To już trzeba zapytać osób, które piszą o tym obniżeniu moich wymogów,  bo pewnie przeczytały o nich na którejś ze stron i się do nich odniosły smile

Zobacz podobne tematy :

1,302

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Może zamiast milionera z Mercedesem rozejrzeć się za dobrym chłopakiem z polskiego blokowiska? smile

Ale ja mam pieniądze,  zarabiam sama od lat, utrzymuje się także. ... jeszcze bym Ciebie utrzymała i dwa koty big_smile

1,303

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ale ja mam pieniądze,  zarabiam sama od lat, utrzymuje się także. ... jeszcze bym Ciebie utrzymała i dwa koty big_smile

Masz dwa koty..?

1,304

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ale ja mam pieniądze,  zarabiam sama od lat, utrzymuje się także. ... jeszcze bym Ciebie utrzymała i dwa koty big_smile

Lepiej uważaj na słowa
... Bo mogą się spełnić smile

1,305

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ale ja mam pieniądze,  zarabiam sama od lat, utrzymuje się także. ... jeszcze bym Ciebie utrzymała i dwa koty big_smile

Lepiej uważaj na słowa
... Bo mogą się spełnić smile

Yyyy
Uwaga: Nie, to nie był anons, w którym poszukuje młodego kochank-utrzymanka yikes
yikes
Nie ważcie sie tak pomyśleć big_smile

Ale dwa koty mogą mieć u mnie w przyszlosci  dom, kto wie big_smile

1,306

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

na kawą

1,307

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

czemu akurat 2 koty?;) jeśli to kot i kotka, to później mogą mieć rodzinę, i trzeba będzie więcej miejsca:D a u mnie są dwie kotki (płci żeńskiej) które "wychowują" wspólnie małe kotki:D

1,308

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A mnie się w sobotę cztery śliczne kociątka urodziły smile

1,309 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 10:43:43)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
mallwusia napisał/a:
niepodobna napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Kurczę, a czy to taka tragedia być singlem? Już dawno ustaliliśmy że większość ludzi by chciała, ale nadając tak ogromne znaczenie związkom, sami skazujemy się na cierpienie.

Nie jest to tragedia. Ale potrzeba bycia dla kogoś ważnym, rozumianym, potrzeba afirmacji (akceptacja to za mało), uczuć, przyjaźni w związku, bliskości, dzielenia z drugim człowiekiem myśli, wrażeń, codziennego dnia, choć niekoniecznie musi to być 24 na dobę (to nawet niezdrowe) - jest takim aspektem naszej psychiki, którego nie da się wyprzeć. Nie da się tego zastąpić innymi elementami, czy aktywnościami, z których można być nawet jak najszczerzej zadowolonym... To inne poziomy. Jest jakaś grupa ludzi, którym naprawdę dobrze bez partnera, ale to mniejszość.
Nie sztuka jednak znaleźć 'kogoś', a tym bardziej seks, jeśli komuś zależy głównie na tym, bo chodzi o to, żeby wszystko co ważne, zagrało. Uważam, że osoby które mają kolejność ustawioną tak, że najpierw wszystko musi zagrać, a dopiero gdy gra, jest sens bliskości fizycznej - spotkanie partnera mają mocno utrudnione. Będę się powtarzać, ale to jest łatwe do zrealizowania tylko w młodym wieku. W trochę starszym, gdy się nie uznaje półśrodków, ani nie szuka przygód, szanse są niewielkie.

Bardzo ładnie i trafnie napisane, tego się nie da zastąpić, bo wszystko inne to będzie tylko namiastka, erzac.
Ponadto bez partnera nie można zrealizować wielu elementarnych dla człowieka potrzeb.

Hmm... Absolutnie nie jestem przeciwniczką zwiążków ani pragnienia związku. Ale dziś, gdy okrzepłam w roli singla (początki łatwe nie były), zastanawiam się mocno, co związek mógłby mi dać, czego sama sobie nie byłabym w stanie zaoferować. Gdzieś wyczytałam, że pewne rzeczy można odkryć tylko w związku i nie kwestionuję tego, chętnie tego doświadczę, bo nie dane mi było z moim byłym doznać jakichś specjalnych "bonusów". Z radością przeżyję dobrą miłość, bo z nią świat wydaje się piękniejszy, a radość życia się podwaja.
Ale czy dziś brakuje mi radości? Absolutnie nie. Czy potrzebuję afirmacji? Niekoniecznie, bo sama ze sobą jestem w coraz większej zgodzie. Dzielenia się? Przecież się dzielę - z przyjaciółmi, koleżankami, rodziną, Panem Bogiem (wstaw dowolne)... Nawet w ostatnią sobotę miałam piękną pogawędkę o życiu ze... starszym panem na basenie (siedzieliśmy razem w jaccuzi), żegnaliśmy się z uśmiechem.
Podobno są sprawy, które odkrywa się tylko w związku, ale też takie, które tylko w samotności wybrzmiewają w pełni. Oba stany mogą być wartościowe. Nic tu nie jest ersatzem ani namiastką.
Mallwusiu, które potrzeby uważasz za elementarne? Serio pytam, bo chcę się odnieść. Dla mnie elementarne czyli podstawowe to jeść, oddychać, mieć jakiś dach nad głową i okrycie na grzbiecie smile Można to z powodzeniem realizować w pojedynkę smile Reszta, choć ważna, elementarna nie jest.

1,310 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 11:23:37)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Uważam, że osoby które mają kolejność ustawioną tak, że najpierw wszystko musi zagrać, a dopiero gdy gra, jest sens bliskości fizycznej - spotkanie partnera mają mocno utrudnione. Będę się powtarzać, ale to jest łatwe do zrealizowania tylko w młodym wieku. W trochę starszym, gdy się nie uznaje półśrodków, ani nie szuka przygód, szanse są niewielkie.

Tego właśnie oczekuję: stopniowego zbliżania się do siebie, budowania i rozwijania zaufania, zgrania wszystkich "składowych". Jeśli tego nie znajdę, rezygnuję ze związków bez żalu.

1,311

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Tego właśnie oczekuję: stopniowego zbliżania się do siebie, budowania i rozwijania zaufania, zgrania wszystkich "składowych". Jeśli tego nie znajdę, rezygnuję ze związków bez żalu.

To są moim zdaniem te wysokie wymagania. Wybierasz między dwoma skrajnościami albo ma być idealny związek w idealnym tempie z idealnym facetem albo nic.  A często może wystarczy popracować nad wieloma aspektami i się dograć. Gdzieś czytałem że do niedawna większość związków ludzie zawierali z ludźmi co mieszkali w okolicy max 10km od ich domu rodzinnego. Trafiał Ci się taki mąż/żona i musiałaś się z nim dogadać aby przetrwać. Teraz nie musisz i masz teoretycznie nieograniczony wybór tylko że z tego wyboru wychodzi nic.

1,312

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
mallwusia napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Nie jest to tragedia. Ale potrzeba bycia dla kogoś ważnym, rozumianym, potrzeba afirmacji (akceptacja to za mało), uczuć, przyjaźni w związku, bliskości, dzielenia z drugim człowiekiem myśli, wrażeń, codziennego dnia, choć niekoniecznie musi to być 24 na dobę (to nawet niezdrowe) - jest takim aspektem naszej psychiki, którego nie da się wyprzeć. Nie da się tego zastąpić innymi elementami, czy aktywnościami, z których można być nawet jak najszczerzej zadowolonym... To inne poziomy. Jest jakaś grupa ludzi, którym naprawdę dobrze bez partnera, ale to mniejszość.
Nie sztuka jednak znaleźć 'kogoś', a tym bardziej seks, jeśli komuś zależy głównie na tym, bo chodzi o to, żeby wszystko co ważne, zagrało. Uważam, że osoby które mają kolejność ustawioną tak, że najpierw wszystko musi zagrać, a dopiero gdy gra, jest sens bliskości fizycznej - spotkanie partnera mają mocno utrudnione. Będę się powtarzać, ale to jest łatwe do zrealizowania tylko w młodym wieku. W trochę starszym, gdy się nie uznaje półśrodków, ani nie szuka przygód, szanse są niewielkie.

Bardzo ładnie i trafnie napisane, tego się nie da zastąpić, bo wszystko inne to będzie tylko namiastka, erzac.
Ponadto bez partnera nie można zrealizować wielu elementarnych dla człowieka potrzeb.

Hmm... Absolutnie nie jestem przeciwniczką zwiążków ani pragnienia związku. Ale dziś, gdy okrzepłam w roli singla (początki łatwe nie były), zastanawiam się mocno, co związek mógłby mi dać, czego sama sobie nie byłabym w stanie zaoferować. Gdzieś wyczytałam, że pewne rzeczy można odkryć tylko w związku i nie kwestionuję tego, chętnie tego doświadczę, bo nie dane mi było z moim byłym doznać jakichś specjalnych "bonusów". Z radością przeżyję dobrą miłość, bo z nią świat wydaje się piękniejszy, a radość życia się podwaja.
Ale czy dziś brakuje mi radości? Absolutnie nie. Czy potrzebuję afirmacji? Niekoniecznie, bo sama ze sobą jestem w coraz większej zgodzie. Dzielenia się? Przecież się dzielę - z przyjaciółmi, koleżankami, rodziną, Panem Bogiem (wstaw dowolne)... Nawet w ostatnią sobotę miałam piękną pogawędkę o życiu ze... starszym panem na basenie (siedzieliśmy razem w jaccuzi), żegnaliśmy się z uśmiechem.
Podobno są sprawy, które odkrywa się tylko w związku, ale też takie, które tylko w samotności wybrzmiewają w pełni. Oba stany mogą być wartościowe. Nic tu nie jest ersatzem ani namiastką.
Mallwusiu, które potrzeby uważasz za elementarne? Serio pytam, bo chcę się odnieść. Dla mnie elementarne czyli podstawowe to jeść, oddychać, mieć jakiś dach nad głową i okrycie na grzbiecie smile Można to z powodzeniem realizować w pojedynkę smile Reszta, choć ważna, elementarna nie jest.

Piszesz Piegowata o potrzebach fizjologicznych, ja miałam na myśli przede wszystkim potrzebę bliskości.
Czytam właśnie bardzo ciekawy artykuł, szkoda, że nie można zalinkować, więc zacytuję fragment:

"Martyna Bunda: – Co to jest: bliskość?
Dr Kinga Tucholska: – Podstawowa ludzka potrzeba. Ważniejsza nawet od potrzeby zaspokojenia głodu. Co w zasadzie mówi wszystko o jej sile i randze.

Skąd wiadomo, że jest silniejsza niż głód?
Harry Harlow, amerykański psycholog, prowadził w latach 50. znane badania nad rezusami. Małym małpkom, oddzielonym od mamy, dano do wyboru dwie figurki – jedną drucianą, ale dającą jedzenie, i drugą – miłą w dotyku, przypominającą dorosłą małpkę, ale nie karmiącą. Małe małpki wybierały zawsze tę drugą, dobrą do przytulenia figurkę. Szukały kontaktu. Na zdjęciach widać je, trzymające się kurczowo tej włochatej niby-mamy, i wychylające się, żeby jednak złapać jakiś pokarm od tej drugiej, drucianej. Nad ludźmi aż tak brutalnych badań nie prowadzono, ale wyniki obserwacji dzieci pozbawionych fizycznego i emocjonalnego kontaktu z osobami bliskimi, jakie prowadził w podobnym czasie René Spitz, skłaniają do podobnych wniosków. Zaspokojenie potrzeb fizycznych to za mało, by w ogóle przeżyć.

Czysto technicznie rzecz biorąc: gdzie to w nas siedzi?
W mózgu, oczywiście. Mózg reaguje na bliskość, produkując przeróżne substancje: neuropeptydy, neuroprzekaźniki i hormony. A prym wśród nich wiedzie oksytocyna, zwana hormonem miłości. Uwalniana w trakcie orgazmu i porodu i pod wpływem bliskiego kontaktu właśnie. Oksytocyna wzmacnia zaufanie, oddanie i wywołuje chęć ponownego kontaktu, czyli wiąże.

Pewną rolę w tworzeniu więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi odgrywają również wazopresyna i prolaktyna. Nie bez znaczenia są naturalne opioidy – endorfiny, czyli hormony przyjemności; podobne do morfiny substancje uśmierzające ból i wprawiające nas w stan lekkiej euforii.

Czyli cały koktajl.
Z najnowszych badań wynika też, że w budowaniu bliskości uczestniczą całe struktury mózgu. Przyjazny dotyk aktywuje w mózgu korę okołooczodołową (OFC) – czyli ten sam region, który reaguje pobudzeniem na słodki smak i przyjemne zapachy. Przyjemna bliskość fizyczna jest więc bardzo nagradzającym bodźcem, podobnie jak czekolada. Raz zasmakowawszy, chcemy ich więcej i więcej. Z kolei ważna dla bliskości emocjonalnej ludzka zdolność do syntonii, czyli współodczuwania stanów emocjonalnych drugiej osoby, jest efektem pobudzenia u obserwatora jego neuronów lustrzanych w przednich częściach kory zakrętu obręczy i wyspy. Natomiast zdolność rozumienia uczuć i przekonań drugiego – empatia, wiąże się z pobudzeniem kory przedczołowej.

Ogromnie dużo mechanizmów. A sama bliskość? Możemy mówić o jednej czy też o różnych jej rodzajach?
Możemy mówić po prostu o różnych znaczeniach tego słowa. O intymności – czyli bliskości seksualnej. O bliskości fizycznej wyrażanej przyjaznym, czułym dotykiem. O więzi, czyli bliskości emocjonalnej. O rozumieniu się, czyli pewnym pokrewieństwie intelektualnym. Jest też coś tak subtelnego jak bliskość duchowa: można być z kimś bardzo daleko fizycznie, a jednocześnie czuć bliskość niezwykłą. Można bardzo długo się nie widzieć, spotkać się po 20 latach i kontynuować przerwaną rozmowę. Te płaszczyzny bliskości czasami zazębiają się, splatają ze sobą. Ale nie zawsze.
....
W ZWIĄZKU

Bliskość serca dotyczy pewnie relacji partnerskich?
Oczywiście. Bliskość na poziomie serca to czysta miłość. Bezwarunkowa, akceptująca, przyjmująca. Pełna, dojrzała miłość partnerska ma dodatkowo wymiar bliskości emocjonalnej, intelektualnej, duchowej, seksualnej. To bliskość na wszystkich poziomach, głęboki kontakt, płynące z niego szczęście i poczucie spełnienia obojga partnerów.

1,313 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 14:58:10)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
uleshe napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Tego właśnie oczekuję: stopniowego zbliżania się do siebie, budowania i rozwijania zaufania, zgrania wszystkich "składowych". Jeśli tego nie znajdę, rezygnuję ze związków bez żalu.

To są moim zdaniem te wysokie wymagania. Wybierasz między dwoma skrajnościami albo ma być idealny związek w idealnym tempie z idealnym facetem albo nic.  A często może wystarczy popracować nad wieloma aspektami i się dograć. Gdzieś czytałem że do niedawna większość związków ludzie zawierali z ludźmi co mieszkali w okolicy max 10km od ich domu rodzinnego. Trafiał Ci się taki mąż/żona i musiałaś się z nim dogadać aby przetrwać. Teraz nie musisz i masz teoretycznie nieograniczony wybór tylko że z tego wyboru wychodzi nic.

Nie, mój facet nie musi być idealny, ale są aspekty, na których szczególnie mi zależy i tu nie odpuszczę, bo nic dobrego by z tego nie wynikło. Dosyć znam związków pełnych frustracji i wzajemnych pretensji, gdzie partnerzy nie są szczęśliwi, ale ze strachu przed samotnością (a to jest ZAWSZE strach przed sobą samym/samą) robią dobrą minę do złej gry. Po opuszczeniu toksycznego związku widzę to jak przez szkło powiększające.
Na szczęście nie żyję w tych strasznych czasach, kiedy przetrwanie kobiety gwarantował mężczyzna. Upokarzający przymus.
Nie lubię, gdy zdania: "Zostaniesz sama" używa się jak straszaka, bo po pierwsze nie boję się tego, a po drugie wcale sama nie jestem,  nie żyję na bezludnej wyspie.

1,314

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Naprodukowaliscie  postów.
A z ciekawosci, jakie wymagania powinnam obniżyć?

Po ilości nowych postów widzę że otworzyłem puszkę Pandory z tymi "wymaganiami". No cóż, przepraszam smile

Jeszcze na początku dodam że w 100% zgadzam się z postem uleshe.

Jakie wymagania? To już zależy od tego z czego najłatwiej byłoby zrezygnować dla osiągnięcia celu którym jest stworzenie związku. Jakieś ekstremalne przykłady o wiązaniu się z alkoholikami jak podane kilka postów wyżej nie mają większego sensu. Wiadomo że poniżej pewnej granicy nie zejdziemy. Ja nigdy bym nie zaakceptował kogoś kto pali papierosy, chociaż mogłaby mieć super charakter i figurę jak Miss World wink

Jest jeszcze możliwość że należysz do tej grupy osób, które muszą drugą osobę naprawdę kochać aby być z nią w związku. Wydaje mi się, że niestety ja mam właśnie ten problem. Dopóki nie będzie mi znowu naprawdę zależało na jakiejś kobiecie to wolę być sam zamiast udawać i kogoś oszukiwać dla pewnych, wiadomo jakich korzyści.

1,315

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
uleshe napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Tego właśnie oczekuję: stopniowego zbliżania się do siebie, budowania i rozwijania zaufania, zgrania wszystkich "składowych". Jeśli tego nie znajdę, rezygnuję ze związków bez żalu.

To są moim zdaniem te wysokie wymagania. Wybierasz między dwoma skrajnościami albo ma być idealny związek w idealnym tempie z idealnym facetem albo nic.  A często może wystarczy popracować nad wieloma aspektami i się dograć. Gdzieś czytałem że do niedawna większość związków ludzie zawierali z ludźmi co mieszkali w okolicy max 10km od ich domu rodzinnego. Trafiał Ci się taki mąż/żona i musiałaś się z nim dogadać aby przetrwać. Teraz nie musisz i masz teoretycznie nieograniczony wybór tylko że z tego wyboru wychodzi nic.

Nie, mój facet nie musi być idealny, ale są aspekty, na których szczególnie mi zależy i tu nie odpuszczę, bo nic dobrego by z tego nie wynikło. Dosyć znam związków pełnych frustracji i wzajemnych pretensji, gdzie partnerzy nie są szczęśliwi, ale ze strachu przed samotnością (a to jest ZAWSZE strach przed sobą samym/samą) robią dobrą minę do złej gry. Po opuszczeniu toksycznego związku widzę to jak przez szkło powiększające.
Na szczęście nie żyję w tych strasznych czasach, kiedy przetrwanie kobiety gwarantował mężczyzna. Upokarzający przymus.
Nie lubię, gdy zdania: "Zostaniesz sama" używa się jak straszaka, bo po pierwsze nie boję się tego, a po drugie wcale sama nie jestem,  nie żyję na bezludnej wyspie.

Zdanie zostaniesz sam/sama odnosi się też do mężczyzn. Nie tylko do kobiet.

1,316 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 15:55:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
mallwusia napisał/a:

Piszesz Piegowata o potrzebach fizjologicznych, ja miałam na myśli przede wszystkim potrzebę bliskości.
Czytam właśnie bardzo ciekawy artykuł, szkoda, że nie można zalinkować, więc zacytuję fragment:

"Martyna Bunda: – Co to jest: bliskość?
Dr Kinga Tucholska: – Podstawowa ludzka potrzeba. Ważniejsza nawet od potrzeby zaspokojenia głodu. Co w zasadzie mówi wszystko o jej sile i randze.

Skąd wiadomo, że jest silniejsza niż głód?
Harry Harlow, amerykański psycholog, prowadził w latach 50. znane badania nad rezusami. Małym małpkom, oddzielonym od mamy, dano do wyboru dwie figurki – jedną drucianą, ale dającą jedzenie, i drugą – miłą w dotyku, przypominającą dorosłą małpkę, ale nie karmiącą. Małe małpki wybierały zawsze tę drugą, dobrą do przytulenia figurkę. Szukały kontaktu. Na zdjęciach widać je, trzymające się kurczowo tej włochatej niby-mamy, i wychylające się, żeby jednak złapać jakiś pokarm od tej drugiej, drucianej. Nad ludźmi aż tak brutalnych badań nie prowadzono, ale wyniki obserwacji dzieci pozbawionych fizycznego i emocjonalnego kontaktu z osobami bliskimi, jakie prowadził w podobnym czasie René Spitz, skłaniają do podobnych wniosków. Zaspokojenie potrzeb fizycznych to za mało, by w ogóle przeżyć.

Czysto technicznie rzecz biorąc: gdzie to w nas siedzi?
W mózgu, oczywiście. Mózg reaguje na bliskość, produkując przeróżne substancje: neuropeptydy, neuroprzekaźniki i hormony. A prym wśród nich wiedzie oksytocyna, zwana hormonem miłości. Uwalniana w trakcie orgazmu i porodu i pod wpływem bliskiego kontaktu właśnie. Oksytocyna wzmacnia zaufanie, oddanie i wywołuje chęć ponownego kontaktu, czyli wiąże.

Pewną rolę w tworzeniu więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi odgrywają również wazopresyna i prolaktyna. Nie bez znaczenia są naturalne opioidy – endorfiny, czyli hormony przyjemności; podobne do morfiny substancje uśmierzające ból i wprawiające nas w stan lekkiej euforii.

Czyli cały koktajl.
Z najnowszych badań wynika też, że w budowaniu bliskości uczestniczą całe struktury mózgu. Przyjazny dotyk aktywuje w mózgu korę okołooczodołową (OFC) – czyli ten sam region, który reaguje pobudzeniem na słodki smak i przyjemne zapachy. Przyjemna bliskość fizyczna jest więc bardzo nagradzającym bodźcem, podobnie jak czekolada. Raz zasmakowawszy, chcemy ich więcej i więcej. Z kolei ważna dla bliskości emocjonalnej ludzka zdolność do syntonii, czyli współodczuwania stanów emocjonalnych drugiej osoby, jest efektem pobudzenia u obserwatora jego neuronów lustrzanych w przednich częściach kory zakrętu obręczy i wyspy. Natomiast zdolność rozumienia uczuć i przekonań drugiego – empatia, wiąże się z pobudzeniem kory przedczołowej.

Ogromnie dużo mechanizmów. A sama bliskość? Możemy mówić o jednej czy też o różnych jej rodzajach?
Możemy mówić po prostu o różnych znaczeniach tego słowa. O intymności – czyli bliskości seksualnej. O bliskości fizycznej wyrażanej przyjaznym, czułym dotykiem. O więzi, czyli bliskości emocjonalnej. O rozumieniu się, czyli pewnym pokrewieństwie intelektualnym. Jest też coś tak subtelnego jak bliskość duchowa: można być z kimś bardzo daleko fizycznie, a jednocześnie czuć bliskość niezwykłą. Można bardzo długo się nie widzieć, spotkać się po 20 latach i kontynuować przerwaną rozmowę. Te płaszczyzny bliskości czasami zazębiają się, splatają ze sobą. Ale nie zawsze.
....
W ZWIĄZKU

Bliskość serca dotyczy pewnie relacji partnerskich?
Oczywiście. Bliskość na poziomie serca to czysta miłość. Bezwarunkowa, akceptująca, przyjmująca. Pełna, dojrzała miłość partnerska ma dodatkowo wymiar bliskości emocjonalnej, intelektualnej, duchowej, seksualnej. To bliskość na wszystkich poziomach, głęboki kontakt, płynące z niego szczęście i poczucie spełnienia obojga partnerów.

No, tak, to wszystko znam, o tych małpkach też. Tylko że te elementarnych, wręcz atawistycznych potrzeb raczej związek nie jest w stanie zaspokoić. To zadanie rodziców. Biedni są ludzie, którzy pozbawieni tej pierwszej, najważniejszej miłości, szukają jej w związkach - mają raczej małe szanse. Mało który partner chce robić za rodzica. To są naprawdę biedni, nieszczęśliwi ludzie. Znam osobiście dwa bardzo ciężkie przypadki (dwie siostry z patologicznej rodziny).
Mam to szczęście, że jakieś elementarne emocjonalne potrzeby mam zaspokojone, wyszłam z nie najgorszego, choć nie doskonałego domu. Miałam i pewnie jeszcze mam swoje deficyty, ale oberwałam trochę po tyłku, po czym wzięłam się za siebie, popracowałam nad sobą, zadbałam o siebie, uzupełniam swoje braki we własnym zakresie. Wciąż się tego uczę, bo przecież nie od razu Rzym zbudowano.
Jak się człowiek sam ze sobą dogada, sam sobie okaże trochę troski, ciepła, uznania, nie musi tego rozpaczliwie kompensować związkiem.
I to jest dobre, że można z własnego wyboru być w związku, a nie po to, by nie patrzeć w oczy swoim lękom.

1,317

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Nie, mój facet nie musi być idealny, ale są aspekty, na których szczególnie mi zależy i tu nie odpuszczę, bo nic dobrego by z tego nie wynikło. Dosyć znam związków pełnych frustracji i wzajemnych pretensji, gdzie partnerzy nie są szczęśliwi, ale ze strachu przed samotnością (a to jest ZAWSZE strach przed sobą samym/samą) robią dobrą minę do złej gry.

To jest moim zdaniem błędne założenie związki nie są po to aby Cie uczynić szczęśliwym. Ci ludzie robiący dobrą minę do złej gry bez partnera też by nie byli szczęśliwi. Związek ma być skuteczny czyli sprawić aby dwojgu ludzi we dwoje żyło się lepiej (cokolwiek to znaczy) niż samotnie. Z myśleniem że przyjaciółka albo sąsiadka ma mnie uszczęśliwić za daleko się nie zajedzie a od partnera się takich rzeczy wymaga.

Piegowata'76 napisał/a:

Po opuszczeniu toksycznego związku widzę to jak przez szkło powiększające.

Ze skrajności w skrajność wtedy nie miałaś wymagań albo nieodpowiednie a teraz masz w drugą stronę bo się sparzyłaś.

Piegowata'76 napisał/a:

Na szczęście nie żyję w tych strasznych czasach, kiedy przetrwanie kobiety gwarantował mężczyzna. Upokarzający przymus.

Chodzi mi o to że wtedy ludzie musieli się dogadywać i się dogadywali. Dogadywanie się pójście na kompromis wymaga wysiłku ale daje też wartość dodaną której współcześni ludzie nie dostrzegają. Pierwsze trudności i już skreślony następny. Nad sobą każdy chętnie pracuje chce się rozwijać ale żeby pracować nad tym aby mieć udany związek to już trudniej bo to przecież zawsze tego drugiego wina lepiej poszukać kolejnego.

1,318 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 17:40:09)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie twierdzę, że nie trzeba się dogadywać, szukać porozumienia, ale jeśli wciąż coś mi w związku zgrzyta, jest mi w nim źle i ciężko - to po co mi to?
Jednak podtrzymam zdanie, że związek ma dawać mi przyjemność i zadowolenie choć tylko naiwni wierzą, że to stan permanentny. Tym samym owszem potwierdzam: jest po to żeby było mi lepiej niż samej. Ale samej też jest mi całkiem dobrze, więc próg startowy trochę wyższy.

1,319

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mogę pokonywać trudności jeśli nie wynikają ze złej woli mojego partnera. Ciężka choroba inwalidztwo, bieda to nie są dla mnie powody do zerwania związku. Ale już to, że na przykład wciąż muszę przepraszać pana hrabiego za to że żyję - owszem.

1,320 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 17:53:18)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Aha i jeszcze jedno: nikt nie jest od uszczęśliwiania mnie. Ani przyjaciółka ani koleżanka, ani facet nie może być moją niańką. Owszem każda z tych relacji może a nawet powinna mi dawać poczucie szczęścia i satysfakcji, ale nie mogę nikogo obarczać odpowiedzialnością za moje szczęście.
Wiem że to brzmi jak sprzeczność, ale sądzę że niejedna osoba zrozumie, o czym mówię.

1,321 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 17:57:10)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Kurde, trochę trudno to jasno przedstawić. Obawiam się że mnie zupełnie nie zrozumiesz , Uleshe, bo myślimy odmiennymi kategoriami.

1,322 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 18:02:34)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Przepraszam za posty pod postami, ale jeszcze jedno: sensowna praca nad związkiem jest zawsze pracą nad sobą, każdy psycholog to powie.

1,323

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
mallwusia napisał/a:

Piszesz Piegowata o potrzebach fizjologicznych, ja miałam na myśli przede wszystkim potrzebę bliskości.
Czytam właśnie bardzo ciekawy artykuł, szkoda, że nie można zalinkować, więc zacytuję fragment:

"Martyna Bunda: – Co to jest: bliskość?
Dr Kinga Tucholska: – Podstawowa ludzka potrzeba. Ważniejsza nawet od potrzeby zaspokojenia głodu. Co w zasadzie mówi wszystko o jej sile i randze.

Skąd wiadomo, że jest silniejsza niż głód?
Harry Harlow, amerykański psycholog, prowadził w latach 50. znane badania nad rezusami. Małym małpkom, oddzielonym od mamy, dano do wyboru dwie figurki – jedną drucianą, ale dającą jedzenie, i drugą – miłą w dotyku, przypominającą dorosłą małpkę, ale nie karmiącą. Małe małpki wybierały zawsze tę drugą, dobrą do przytulenia figurkę. Szukały kontaktu. Na zdjęciach widać je, trzymające się kurczowo tej włochatej niby-mamy, i wychylające się, żeby jednak złapać jakiś pokarm od tej drugiej, drucianej. Nad ludźmi aż tak brutalnych badań nie prowadzono, ale wyniki obserwacji dzieci pozbawionych fizycznego i emocjonalnego kontaktu z osobami bliskimi, jakie prowadził w podobnym czasie René Spitz, skłaniają do podobnych wniosków. Zaspokojenie potrzeb fizycznych to za mało, by w ogóle przeżyć.

Czysto technicznie rzecz biorąc: gdzie to w nas siedzi?
W mózgu, oczywiście. Mózg reaguje na bliskość, produkując przeróżne substancje: neuropeptydy, neuroprzekaźniki i hormony. A prym wśród nich wiedzie oksytocyna, zwana hormonem miłości. Uwalniana w trakcie orgazmu i porodu i pod wpływem bliskiego kontaktu właśnie. Oksytocyna wzmacnia zaufanie, oddanie i wywołuje chęć ponownego kontaktu, czyli wiąże.

Pewną rolę w tworzeniu więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi odgrywają również wazopresyna i prolaktyna. Nie bez znaczenia są naturalne opioidy – endorfiny, czyli hormony przyjemności; podobne do morfiny substancje uśmierzające ból i wprawiające nas w stan lekkiej euforii.

Czyli cały koktajl.
Z najnowszych badań wynika też, że w budowaniu bliskości uczestniczą całe struktury mózgu. Przyjazny dotyk aktywuje w mózgu korę okołooczodołową (OFC) – czyli ten sam region, który reaguje pobudzeniem na słodki smak i przyjemne zapachy. Przyjemna bliskość fizyczna jest więc bardzo nagradzającym bodźcem, podobnie jak czekolada. Raz zasmakowawszy, chcemy ich więcej i więcej. Z kolei ważna dla bliskości emocjonalnej ludzka zdolność do syntonii, czyli współodczuwania stanów emocjonalnych drugiej osoby, jest efektem pobudzenia u obserwatora jego neuronów lustrzanych w przednich częściach kory zakrętu obręczy i wyspy. Natomiast zdolność rozumienia uczuć i przekonań drugiego – empatia, wiąże się z pobudzeniem kory przedczołowej.

Ogromnie dużo mechanizmów. A sama bliskość? Możemy mówić o jednej czy też o różnych jej rodzajach?
Możemy mówić po prostu o różnych znaczeniach tego słowa. O intymności – czyli bliskości seksualnej. O bliskości fizycznej wyrażanej przyjaznym, czułym dotykiem. O więzi, czyli bliskości emocjonalnej. O rozumieniu się, czyli pewnym pokrewieństwie intelektualnym. Jest też coś tak subtelnego jak bliskość duchowa: można być z kimś bardzo daleko fizycznie, a jednocześnie czuć bliskość niezwykłą. Można bardzo długo się nie widzieć, spotkać się po 20 latach i kontynuować przerwaną rozmowę. Te płaszczyzny bliskości czasami zazębiają się, splatają ze sobą. Ale nie zawsze.
....
W ZWIĄZKU

Bliskość serca dotyczy pewnie relacji partnerskich?
Oczywiście. Bliskość na poziomie serca to czysta miłość. Bezwarunkowa, akceptująca, przyjmująca. Pełna, dojrzała miłość partnerska ma dodatkowo wymiar bliskości emocjonalnej, intelektualnej, duchowej, seksualnej. To bliskość na wszystkich poziomach, głęboki kontakt, płynące z niego szczęście i poczucie spełnienia obojga partnerów.

No, tak, to wszystko znam, o tych małpkach też. Tylko że te elementarnych, wręcz atawistycznych potrzeb raczej związek nie jest w stanie zaspokoić. To zadanie rodziców. Biedni są ludzie, którzy pozbawieni tej pierwszej, najważniejszej miłości, szukają jej w związkach - mają raczej małe szanse. Mało który partner chce robić za rodzica. To są naprawdę biedni, nieszczęśliwi ludzie. Znam osobiście dwa bardzo ciężkie przypadki (dwie siostry z patologicznej rodziny).
Mam to szczęście, że jakieś elementarne emocjonalne potrzeby mam zaspokojone, wyszłam z nie najgorszego, choć nie doskonałego domu. Miałam i pewnie jeszcze mam swoje deficyty, ale oberwałam trochę po tyłku, po czym wzięłam się za siebie, popracowałam nad sobą, zadbałam o siebie, uzupełniam swoje braki we własnym zakresie. Wciąż się tego uczę, bo przecież nie od razu Rzym zbudowano.
Jak się człowiek sam ze sobą dogada, sam sobie okaże trochę troski, ciepła, uznania, nie musi tego rozpaczliwie kompensować związkiem.
I to jest dobre, że można z własnego wyboru być w związku, a nie po to, by nie patrzeć w oczy swoim lękom.

Ty o czymś innym piszesz. Ja mówiłam o bliskości W ZWIĄZKU, we wszystkich jej wymiarach. To naturalne, że jej pragniemy, nie tylko brać, ale i DAWAĆ.

1,324 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 18:31:35)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mallwusia, związku bez bliskości to sobie w ogóle nie wyobrażam. Ale nie tylko związek daje bliskość. Każda dobra relacja jest niepowtarzalna i wzbogaca nas.
O, właśnie! Wreszcie wpadłam na właściwe słowa: związek ma nas emocjonalnie wzbogacać. To jest piękne, tego się pragnie i na pewno cudownie to mieć (oraz dawać). Ale to nie jest elementarna potrzeba.

1,325

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:

Jest jeszcze możliwość że należysz do tej grupy osób, które muszą drugą osobę naprawdę kochać aby być z nią w związku. Wydaje mi się, że niestety ja mam właśnie ten problem. Dopóki nie będzie mi znowu naprawdę zależało na jakiejś kobiecie to wolę być sam zamiast udawać i kogoś oszukiwać dla pewnych, wiadomo jakich korzyści.

To dosyć ważna rzecz, bo chociaż nie stawiałabym sprawy tak sztywno, że seks (wiadome korzyści) jest dozwolony w połączeniu z wielką miłością jedynie, to jednak wyraźne pozytywne uczucia w kierunku tej osoby powinny być. Powinna też być więź wykraczająca poza fizyczną bliskość, psychiczna, umysłowa, i przekonanie, że z tą właśnie osobą chce się żyć. Bliskość łóżkowa to wg mnie kolejny etap rozwoju związku, a nie pierwszy. Dużo rozczarowań związkami wynika stąd, że ludziom się zdaje, że tę kolejność można bez szkody odwrócić. Dzisiaj to bardzo częste myślenie.

1,326

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
Peter4x napisał/a:

Jest jeszcze możliwość że należysz do tej grupy osób, które muszą drugą osobę naprawdę kochać aby być z nią w związku. Wydaje mi się, że niestety ja mam właśnie ten problem. Dopóki nie będzie mi znowu naprawdę zależało na jakiejś kobiecie to wolę być sam zamiast udawać i kogoś oszukiwać dla pewnych, wiadomo jakich korzyści.

To dosyć ważna rzecz, bo chociaż nie stawiałabym sprawy tak sztywno, że seks (wiadome korzyści) jest dozwolony w połączeniu z wielką miłością jedynie, to jednak wyraźne pozytywne uczucia w kierunku tej osoby powinny być. Powinna też być więź wykraczająca poza fizyczną bliskość, psychiczna, umysłowa, i przekonanie, że z tą właśnie osobą chce się żyć. Bliskość łóżkowa to wg mnie kolejny etap rozwoju związku, a nie pierwszy. Dużo rozczarowań związkami wynika stąd, że ludziom się zdaje, że tę kolejność można bez szkody odwrócić. Dzisiaj to bardzo częste myślenie.

Zdarzało się że najpierw było łóżko, a potem związek, ale to jednak mniejszość przypadków.

1,327

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Mallwusia, związku bez bliskości to sobie w ogóle nie wyobrażam. Ale nie tylko związek daje bliskość. Każda dobra relacja jest niepowtarzalna i wzbogaca nas.
O, właśnie! Wreszcie wpadłam na właściwe słowa: związek ma nas emocjonalnie wzbogacać. To jest piękne, tego się pragnie i na pewno cudownie to mieć (oraz dawać). Ale to nie jest elementarna potrzeba.

Dokładnie jak wzbogacać?

niepodobna napisał/a:

To dosyć ważna rzecz, bo chociaż nie stawiałabym sprawy tak sztywno, że seks (wiadome korzyści) jest dozwolony w połączeniu z wielką miłością jedynie, to jednak wyraźne pozytywne uczucia w kierunku tej osoby powinny być. Powinna też być więź wykraczająca poza fizyczną bliskość, psychiczna, umysłowa, i przekonanie, że z tą właśnie osobą chce się żyć.

I o to chodzi, myślę coś koło tego, a dokładnie bardzo podobnie.

uleshe napisał/a:

Chodzi mi o to że wtedy ludzie musieli się dogadywać i się dogadywali. Dogadywanie się pójście na kompromis wymaga wysiłku ale daje też wartość dodaną której współcześni ludzie nie dostrzegają. Pierwsze trudności i już skreślony następny. Nad sobą każdy chętnie pracuje chce się rozwijać ale żeby pracować nad tym aby mieć udany związek to już trudniej bo to przecież zawsze tego drugiego wina lepiej poszukać kolejnego.

"Musieli się dogadywać" ano  musieli. I na dobre to mało komu wyszło. Pytanie, czy były to szczęśliwe związki.
Praca nad związkiem - hmm albo chcesz z kimś być albo nie. Jak druga osoba nie chce być z Tobą, to się możesz napracować po czubek głowy i stracisz tylko niepotrzebnie energię.
Czy pierwsze trudności przekreślają związek? Ano zależy jakie pierwsze trudności. Jak jest to pierwsza zdrada - to tak, może to doprowadzić do rozpadu związku. Chyba, ze mówimy o trudnościach typu ona nie chce chodzić na koncerty muzyki metalowej albo on rzuca skarpetki na środek pokoju - ale czy z tego powodu się ktoś kiedyś rozszedł? Ano nie. Zwykle po prostu wygasa uczucie, a to, że ona przytyła, albo on wyłysiał, czy ona za często dzwoni do matki albo on pół dnia grzebie w samochodzie z bratem - to tylko głupie usprawiedliwienie - trzeba w końcu to czymś umotywować.
Im jestem starsza to wydaje mi się to prostsze: albo chcesz z kimś być albo nie chcesz i możesz się wtedy zasłaniać brakiem wykształcenia drugiej strony, albo tym, że bałagani, albo, że nie interesuje się poezją albo 'dowolny powód". Ale kiedyś, jak byłam młodsza, tak to sobie właśnie wyobrażałam, że związek to praca. Jak orka jakaś normalnie.

1,328 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 21:35:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Pytasz, Rossanko,  jak wzbogacać. Normalnie  smile Przydawać życiu piękna, pełni i barw, bo tego nigdy za wiele smile

1,329

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Pytasz, Rossanko,  jak wzbogacać. Normalnie  smile Przydawać życiu piękna, pełni i barw, bo tego nigdy za wiele smile

Ha, czyli bycie samemu nie wystarczy? Nie będzie się miało żyjąc w pojedynkę piękna i pełni barw ? wink

1,330

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To pewnie też kwestia wyboru. Jeśli ktoś za wszelką cenę chce mieć związek to niech nad nim haruje. Ale to niestety nie gwarantuje sukcesu.

1,331 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 21:44:09)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Pytasz, Rossanko,  jak wzbogacać. Normalnie  smile Przydawać życiu piękna, pełni i barw, bo tego nigdy za wiele smile

Ha, czyli bycie samemu nie wystarczy? Nie będzie się miało żyjąc w pojedynkę piękna i pełni barw ? wink

Rossanko, nadinterpretacja! wink
W pojedynkę można mieć mieć piękne życie, ale co mi szkodzi pomnożyć piękno i radość, jeśli jest okazja?
Chodzi mi o to, że chociaż chętnie przeżyłabym piękne chwile we dwoje,, bez związku nie umieram z rozpaczy, nie czuję się niespełniona, smutna i samotna.

1,332

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Pytasz, Rossanko,  jak wzbogacać. Normalnie  smile Przydawać życiu piękna, pełni i barw, bo tego nigdy za wiele smile

Ha, czyli bycie samemu nie wystarczy? Nie będzie się miało żyjąc w pojedynkę piękna i pełni barw ? wink

Rossanko, nadinterpretacja! wink
W pojedynkę można pić mieć piękne życie, ale co mi szkodzi pomnożyć piękno i radość, jeśli jest okazja?

Jak jest okazja to czemu nie.
A teraz jest okazja?

1,333 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 21:51:43)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Obecnie okazji brak. Pan Pomocnik odzywał się z zaświatów, ale nie chcę go, chociaż bestyja ma pociągające mnie cechy. Zdecydowanie jednak odpycha mnie jego brak uczciwości. Podziękowałam za miłe chwile bo były i oznajmiłam że rezygnuję z dalszej znajomości. O ile jednak znam życie i jego, będzie jeszcze próbował coś ugrać. Dam sobie radę.

1,334

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Obecnie okazji brak. Pan Pomocnik odzywał się z zaświatów, ale nie chcę go, chociaż bestyja ma pociągające mnie cechy. Zdecydowanie jednak odpycha mnie jego brak uczciwości. Podziękowałam za miłe chwile bo były i oznajmiłam że rezygnuję z dalszej znajomości. O ile jednak znam życie i jego, będzie jeszcze próbował coś ugrać. Dam sobie radę.

Ale czekaj, czy on nie związał się z jakąś Twoją znajomą? Bo coś się zgubiłam.

1,335 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-17 22:37:55)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Obecnie okazji brak. Pan Pomocnik odzywał się z zaświatów, ale nie chcę go, chociaż bestyja ma pociągające mnie cechy. Zdecydowanie jednak odpycha mnie jego brak uczciwości. Podziękowałam za miłe chwile bo były i oznajmiłam że rezygnuję z dalszej znajomości. O ile jednak znam życie i jego, będzie jeszcze próbował coś ugrać. Dam sobie radę.

Ale czekaj, czy on nie związał się z jakąś Twoją znajomą? Bo coś się zgubiłam.


Nie, to zupełnie inna historia :)
A Meczowy jest z Sąsiadką i dobrze im razem. Datę ślubu sobie zaklepali w Urzędzie Stanu Cywilnego :)

1,336

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Te wymagania i tak istnieją tylko w teorii, a jak przyjdzie co do czego to...

1,337

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Mallwusia, związku bez bliskości to sobie w ogóle nie wyobrażam. Ale nie tylko związek daje bliskość. Każda dobra relacja jest niepowtarzalna i wzbogaca nas.
O, właśnie! Wreszcie wpadłam na właściwe słowa: związek ma nas emocjonalnie wzbogacać. To jest piękne, tego się pragnie i na pewno cudownie to mieć (oraz dawać). Ale to nie jest elementarna potrzeba.

Gdyby to nie była tak ważna potrzeba, to byśmy wyginęli jako gatunek big_smile  (bliskość seksualna).

1,338

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Burzowy napisał/a:

Te wymagania i tak istnieją tylko w teorii, a jak przyjdzie co do czego to...

To dupa zbita... big_smile big_smile big_smile

Wow, super napisane!!!

1,339

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Burzowy napisał/a:

Te wymagania i tak istnieją tylko w teorii, a jak przyjdzie co do czego to...

Jak przyjdzie co do czego, to jest strzała Amora i traci się głowę dla osoby, która nie wpasowuje się w szablon smile
A potem to już normalnie się toczy, czyli okazuje się, ze już dawno zajęty, albo (w ułamku) wolny, ale całkiem niezainteresowany. tongue
I tak za każdutkim razem tongue

1,340

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Burzowy napisał/a:

Te wymagania i tak istnieją tylko w teorii, a jak przyjdzie co do czego to...

Jak przyjdzie co do czego, to jest strzała Amora i traci się głowę dla osoby, która nie wpasowuje się w szablon smile
A potem to już normalnie się toczy, czyli okazuje się, ze uż dawno zajęty, albo (w ułamku) wolny, ale całkiem niezainteresowany. tongue
I tak za każdutkim razem tongue


Rossanko

a może jakieś wakacje dla singli? Rejs po Mazurach dla singli? Grupa rowerowa singli ? (wyświetla mi się na fejsie, szczegółów nie znam, nie wchodziłam). Jakieś miejsca, w których pojawiają się single, a nie zajęci smile

1,341 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-18 10:38:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Jak przyjdzie co do czego, to jest strzała Amora i traci się głowę dla osoby, która nie wpasowuje się w szablon smile
A potem to już normalnie się toczy, czyli okazuje się, ze już dawno zajęty, albo (w ułamku) wolny, ale całkiem niezainteresowany. tongue
I tak za każdutkim razem tongue

Jakoś nie wyobrażam sobie dla kogokolwiek stracić głowy. W młodości owszem zdarzały mi się jakieś bicia serca, ale nic z tym nie robiłam, nieśmiała byłam.
A dziś nie wierzę w żadne iskry i gromy z jasnego nieba. To dobre dla osiemnastolatków.

1,342

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
mallwusia napisał/a:
rossanka napisał/a:
Burzowy napisał/a:

Te wymagania i tak istnieją tylko w teorii, a jak przyjdzie co do czego to...

Jak przyjdzie co do czego, to jest strzała Amora i traci się głowę dla osoby, która nie wpasowuje się w szablon smile
A potem to już normalnie się toczy, czyli okazuje się, ze uż dawno zajęty, albo (w ułamku) wolny, ale całkiem niezainteresowany. tongue
I tak za każdutkim razem tongue


Rossanko

a może jakieś wakacje dla singli? Rejs po Mazurach dla singli? Grupa rowerowa singli ? (wyświetla mi się na fejsie, szczegółów nie znam, nie wchodziłam). Jakieś miejsca, w których pojawiają się single, a nie zajęci smile

Dziękuję Malwusiu, ale już nie szukam, a to bardziej w jakiś grupach, gdzie podświadomie nawet ktoś kogoś szuka.
Zmęczyło mnie to.
Poza tym jak już wyżej napisałam,  pewnego dnia spotykasz kogoś i czujesz to Coś. Nawet tego nie planujesz. A potem okazuje się że jak zawsze zajęty,  albo niezainteresowany.

1,343

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Jak przyjdzie co do czego, to jest strzała Amora i traci się głowę dla osoby, która nie wpasowuje się w szablon smile
A potem to już normalnie się toczy, czyli okazuje się, ze już dawno zajęty, albo (w ułamku) wolny, ale całkiem niezainteresowany. tongue
I tak za każdutkim razem tongue

Jakoś nie wyobrażam sobie dla kogokolwiek stracić głowy.

Dzczesciara. Bo ja mam tak od zawsze. Ale nie masz czego żałować,  szalenie to wyczerpujące,  zwłaszcza jak za każdym razem bez wzajemnosci.

1,344

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
mallwusia napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:

Mallwusia, związku bez bliskości to sobie w ogóle nie wyobrażam. Ale nie tylko związek daje bliskość. Każda dobra relacja jest niepowtarzalna i wzbogaca nas.
O, właśnie! Wreszcie wpadłam na właściwe słowa: związek ma nas emocjonalnie wzbogacać. To jest piękne, tego się pragnie i na pewno cudownie to mieć (oraz dawać). Ale to nie jest elementarna potrzeba.

Gdyby to nie była tak ważna potrzeba, to byśmy wyginęli jako gatunek big_smile  (bliskość seksualna).

A czy ja mówię, że to nie jest ważna potrzeba? Ale nie elementarna, nie umiera się bez niej.
Zwierzęta też się nie rozmnażają, jeśli nie mają zapewnionych podstawowych warunków. W czasie głodu na przykład.

1,345 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-18 10:59:36)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Dzczesciara. Bo ja mam tak od zawsze. Ale nie masz czego żałować,  szalenie to wyczerpujące,  zwłaszcza jak za każdym razem bez wzajemnosci.

Czasami zazdroszczę, wiesz? Ale tylko czasami, bo już nieraz dziękowałam samej sobie, że nie dałam się zwariować i nieraz okazywało się, że nie było dla kogo tracić głowy. Na przykład zazdrościłam przyjaciółce, że nie na mnie chłopak zwrócił uwagę, a potem widziałam, jak ona cierpi, bo oczywiście zakochała się w pięć minut, a on w trzy minuty się odkochał.
O, nie, wolę powoli.

Zresztą jak mogłabym się zakochać w facecie, o którym nic nie wiem? Może mi się co najwyżej podobać z wyglądu, jakoś na mnie "działać" - a to jeszcze nie miłość.

1,346 Ostatnio edytowany przez rossanka (2019-06-18 11:08:35)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Dzczesciara. Bo ja mam tak od zawsze. Ale nie masz czego żałować,  szalenie to wyczerpujące,  zwłaszcza jak za każdym razem bez wzajemnosci.

Czasami zazdroszczę, wiesz? Ale tylko czasami, bo już nieraz dziękowałam samej sobie, że nie dałam się zwariować i nieraz okazywało się, że nie było dla kogo tracić głowy. Na przykład zazdrościłam przyjaciółce, że nie na mnie chłopak zwrócił uwagę, a potem widziałam, jak ona cierpi, bo oczywiście zakochała się w pięć minut, a on w trzy minuty się odkochał.
O, nie, wolę powoli.

Zresztą jak mogłabym się zakochać w facecie, o którym nic nie wiem? Może mi się co najwyżej podobać z wyglądu, jakoś na mnie "działać" - a to jeszcze nie miłość.

Chodziło mi o przypadki,  jak już wiesz  coś o mężczynie,  znasz go przykladowo parę miesiecy i powoli to sie dzieje, że zaczynasz się nim interesować w Ten sposób.  Nie chodziło mi o poznanie kogoś i za 3 dni ona już zakochana big_smile

1,347

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Peter4x napisał/a:

Zdanie zostaniesz sam/sama odnosi się też do mężczyzn. Nie tylko do kobiet.

Oczywiście, ale im jednak daje się większe społeczne przyzwolenie, by żyli jak chcą.

1,348 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-18 11:18:44)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Chodziło mi o przypadki,  jak już wiesz  coś o mężczynie,  znasz go przykladowo parę miesiecy i powoli to sie dzieje, że zaczynasz się nim interesować w Ten sposób.  Nie chodziło mi o poznanie kogoś i za 3 dni ona już zakochana big_smile

Zaraz, zaraz... Rossanko, jak to? Znasz kilka miesięcy i nie wiesz np. że jest zajęty? Po kilku miesiącach tracisz głowę, choć widzisz, że on ma Cię w nosie?
Nie kumam...

1,349

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Chodziło mi o przypadki,  jak już wiesz  coś o mężczynie,  znasz go przykladowo parę miesiecy i powoli to sie dzieje, że zaczynasz się nim interesować w Ten sposób.  Nie chodziło mi o poznanie kogoś i za 3 dni ona już zakochana big_smile

Zaraz, zaraz... Rossanko, jak to? Znasz kilka miesięcy i nie wiesz np. że jest zajęty? Po kilku miesiącach tracisz głowę, choć widzisz, że on ma Cię w nosie?
Nie kumam...

Nie tak.
Np znam kilka miesięcy,  poznaje kogoś,  zdaje mi się wzajemność,  czas mija, jak się wkręcam,  a okazuje się,  że drugiej stronie zapał  przechodzi  i się wycofuje, a ja zostaje na lodzie. Tzn emocjonanie.
Albo inny przykład,  poznaje kogoś,  na początku mnie nie interesuje, bo go nie znam. W miarę upływu czasu i rozmów, poznawania drugiej osoby, okazuje się,  że fajny mężczyzna, zaczynam się więc interesować,  czy kogoś ma i oczywiście wychodzi na to, że zajęty  (dużo facetów żyje w nieformalnych zwiazkach i brak obrączki na palcu).

1,350

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cóż... życie...
Gdyby mnie ktoś interesował, jednak dążyłabym do wybadania sytuacji związkowej. Można na przykład jakiś żart o żonie czy dziewczynie rzucić...
Mój mąż nie nosił obrączki na palcu, bo mu było niewygodnie.

1,351

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross ja Ci już pisalem dwa razy, ze Ty pozwalasz sobie na zakochiwanie się w zajętych. Może Ty marzysz by porzucili swoje kobiety dla Ciebie, lol. Te rzeczy są pod pewna nasza kontrola i wystarczy nie chcieć obdarzac kogoś uczuciem, serio. Co ciekawe może właśnie to robisz jak ktoś jest wolny. Dziewczyny dają dobre pomysły, Tobie jako kobiecie wystarczy się pokazać także te grupy "wsparcia" to dobre wyjście. Powiem Ci szczerze ja bym tak chciał nie musieć pajacowac, inicjowac i mieć świadomość, ze zawsze jest wiele wolnych osob dla mnie gotowych zrobić wszystko byle się zbliżyć big_smile.

1,352

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Cóż... życie...
Gdyby mnie ktoś interesował, jednak dążyłabym do wybadania sytuacji związkowej. Można na przykład jakiś żart o żonie czy dziewczynie rzucić...
Mój mąż nie nosił obrączki na palcu, bo mu było niewygodnie.

To też właśnie jak już mnie zaczynali w Ten sposób interesować,  zaczynałam się dowiadywać czy wolni. I okazywalo się,  że nie.

1,353

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Burzowy napisał/a:

Ross ja Ci już pisalem dwa razy, ze Ty pozwalasz sobie na zakochiwanie się w zajętych. Może Ty marzysz by porzucili swoje kobiety dla Ciebie, lol. Te rzeczy są pod pewna nasza kontrola i wystarczy nie chcieć obdarzac kogoś uczuciem, serio. Co ciekawe może właśnie to robisz jak ktoś jest wolny. Dziewczyny dają dobre pomysły, Tobie jako kobiecie wystarczy się pokazać także te grupy "wsparcia" to dobre wyjście. Powiem Ci szczerze ja bym tak chciał nie musieć pajacowac, inicjowac i mieć świadomość, ze zawsze jest wiele wolnych osob dla mnie gotowych zrobić wszystko byle się zbliżyć big_smile.

Przecież pisałam,  że Na początku nie wiem, czy są zajęci,  nie obchodzi mnie to, bo ich nie znam. Poznaje bliżej,  stwierdzam po czasie, kurcze fajny Gość,  wtedy myślę,  chyba wolny bo nigdy nie wspomina o kobiecie, ale się dowiem dla pewności.  A wtedy wychodzi, że wolny nie jest. wink
A jak od razu widzę,  że facet ma obrączkę,  to już na wstępie jest skreślony.

1,354 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-18 11:56:56)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hmmm... zgadzam się z Burzowym i widzę to tak: poznaję faceta... fajny!... badam grunt... zajęty sad... No, to po prostu przyjmuję to do wiadomości i tyle. Może i jestem trochę zawiedziona, ale przecież nikt nikomu niczego nie obiecywał. Trudno, żyje się dalej. Nie ma co się nakręcać przedwcześnie.

1,355

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Hmmm... zgadzam się z Burzowym i widzę to tak: poznaję faceta... fajny!... badam grunt... zajęty sad... No, to po prostu rezygnuję i tyle. Może jestem trochę zawiedziona, ale przecież niczego sobie nie obiecywałam ani on mnie. Trudno, żyje się dalej. Nie ma co się nakręcać przedwcześnie.

Jak poznaje faceta, na początku nie wiem, że jest tak fajny. Mija pewin czas, a że widzimy się regularnie (często jest to jakaś grupa np angielskiego czy kiedyś silowni), z czasem  się nim zaczynam dopiero interesować jako mężczyzna. A wtedy wychodzi, że zajęty.
Albo on jakiś czas tak samo jak ja wykazuje zainteresowanie, a w pewnym momencie się ono urywa. Być może się rozmyślil bo coś tam.

1,356

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wszystko życie, dlatego ja nie robię sobie żadnych nadziei nie mając solidnych podstaw albo chociaż sygnałów. Nie każdy fajny facet musi być moim facetem, a koleżeństwo też jest wartością.

1,357

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Wszystko życie, dlatego ja nie robię sobie żadnych nadziei nie mając solidnych podstaw albo chociaż sygnałów. Nie każdy fajny facet musi być moim facetem, a koleżeństwo też jest wartością.

I za kazdym razem bedziesz sie tak przyjaznic? Toz to tortura.

1,358 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-18 12:37:42)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

I za kazdym razem bedziesz sie tak przyjaznic? Toz to tortura.

Tortura? Dlaczego? Wcale nie. A zresztą nikt mnie do przyjaźni nie zmusza, mogę rozluźnić kontakt.
Ale wybacz, to dla mnie strasznie szczeniackie, że skoro nie odwzajemniasz moich uczuć, to ja "za karę" nie będę się z tobą bawić. A często spotykam to podejście na forum.

1,359

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Rossanko, gdybyś była 20-letnią studentką, to istniałoby duże prawdopodobieństwo, że spodoba Ci się w otoczeniu ktoś wolny. Teraz masz jednak (nie wypominając) 2x tyle, większość fajnych osób jest od dawna w związkach, nie chcesz jednak pokazać się wśród singli, odrzucasz wszelkie pomysły, więc nie dziwne, że jest jak jest.

1,360

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lol ross to Ty się zakochujesz po 2 minutach czy znasz kogoś rok i nie wiesz czy ma żonę?

1,361 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-18 13:50:26)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Szczerze mówiąc, trochę mnie dziwi, że w zwykłych, codziennych rozmowach z kimś, kto mnie trochę więcej obchodzi niż szeregowy, przypadkowy znajomy, z kim wkraczam na jakiś grunt towarzyski, nie "wychodzi" samo, w rozmowie nic na temat życia prywatnego, żony czy dzieci. To o czym rozmawiacie. Nie zdarza mu się powiedzieć: byłem wczoraj z żoną. (dziećmi)..." albo "Moja żona..."

Burzowy, nie cierpię pajaców. Sympatię we mnie budzi naturalność.

1,362

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Aj  dajcie mi już spokój, jestem sama i już. Czy to 2013 czy 2014, czy 2019. Pewnie to samo napiszę w 2021 i 2028 .
Tak tak, odrzucam wszystkie pomysły, wszystkich wolnych i skupiam się na samych zajętych.
Z resztą pisałam już, ze nikogo nie szukam. Obecnie nie ma mnie na żadnym portalu matrymonialnym, na żadnym forum dla samotnych i poszukujących,
nie chadzam na randki w ciemno, potańcówki dla singli i inne takie.
Z resztą po latach doszłam do wniosku, że takie poszukiwania są bez sensu, bo druga osoba to nie eksponat w katalogu wysyłkowym, ze zamawiam tego pana i już go mam.
Nawet jak jednak po zamówieniu spotkam tego pana, to nie da się w żaden sposób kupić jego zainteresowania i uczuć.
Z resztą nie jest mi źle.
Mam gdzie mieszkać, mam prace, nie potrzebne mi cudze pieniądze ani żeby mnie ktoś utrzymywał. Nie potrzebuję wsparcia psychicznego od nikogo, ani pomocy
w codziennych sprawach typu sprawunki, sprzątanie itd. Jak mam awarię w mieszkaniu to wzywam mechanika.
Jakbym miała jeszcze mieć dzieci, była młodsza, to miałabym dodatkowo nóż na gardle i poziom desperacji aby zostać rodzicem level hard jak to się mówi.
A że mam lat ile mam, więc ten "problem" już mnie nie dotyczy, więc nie mam zamiaru się nim przejmować.
Ominą mnie małżeńskie kłotnie, rozwód, albo wdowieństwo - trzeba patrzeć na wszystko od jasnej strony.
Poza tym dużo tu przez lata czytałam, że trzeba się nauczyć żyć samemu, być samemu ze sobą szczęśliwym, nie trzeba gonić za związkiem i desperacko łapać tego chłopa.
No więc podsumowując, zrobiłam już to wszystko smile
Będę sobie żyła sama, od czasu do czasu pisząc coś na forum, albo i nie, może się kiedyś całkowicie wyloguję. Krzywdy nikomu nie robię.

1,363

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Howgh! Powiedziała!

1,364

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piotr Introwertyk napisał/a:

Howgh! Powiedziała!

".. co wiedziała i czym prędzej odleciała ":D
Tak mi się jakoś skojarzyło  smile
Ale prawdę pisze smile

1,365

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Aj  dajcie mi już spokój, jestem sama i już. Czy to 2013 czy 2014, czy 2019. Pewnie to samo napiszę w 2021 i 2028 .
Tak tak, odrzucam wszystkie pomysły, wszystkich wolnych i skupiam się na samych zajętych.
Z resztą pisałam już, ze nikogo nie szukam. Obecnie nie ma mnie na żadnym portalu matrymonialnym, na żadnym forum dla samotnych i poszukujących,
nie chadzam na randki w ciemno, potańcówki dla singli i inne takie.
Z resztą po latach doszłam do wniosku, że takie poszukiwania są bez sensu, bo druga osoba to nie eksponat w katalogu wysyłkowym, ze zamawiam tego pana i już go mam.
Nawet jak jednak po zamówieniu spotkam tego pana, to nie da się w żaden sposób kupić jego zainteresowania i uczuć.
Z resztą nie jest mi źle.
Mam gdzie mieszkać, mam prace, nie potrzebne mi cudze pieniądze ani żeby mnie ktoś utrzymywał. Nie potrzebuję wsparcia psychicznego od nikogo, ani pomocy
w codziennych sprawach typu sprawunki, sprzątanie itd. Jak mam awarię w mieszkaniu to wzywam mechanika.
Jakbym miała jeszcze mieć dzieci, była młodsza, to miałabym dodatkowo nóż na gardle i poziom desperacji aby zostać rodzicem level hard jak to się mówi.
A że mam lat ile mam, więc ten "problem" już mnie nie dotyczy, więc nie mam zamiaru się nim przejmować.
Ominą mnie małżeńskie kłotnie, rozwód, albo wdowieństwo - trzeba patrzeć na wszystko od jasnej strony.
Poza tym dużo tu przez lata czytałam, że trzeba się nauczyć żyć samemu, być samemu ze sobą szczęśliwym, nie trzeba gonić za związkiem i desperacko łapać tego chłopa.
No więc podsumowując, zrobiłam już to wszystko smile
Będę sobie żyła sama, od czasu do czasu pisząc coś na forum, albo i nie, może się kiedyś całkowicie wyloguję. Krzywdy nikomu nie robię.

No cóż, ja jednak Ci życzę abyś kiedyś spotkała bratnią duszę i aby to był mężczyzna wink.

Życie wtedy nabiera zupełnie innego sensu i zupełnie inaczej smakuje.

Posty [ 1,301 do 1,365 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 19 20 21 22 23 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024