pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 125 126 127 128 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 8,191 do 8,255 z 8,335 ]

8,191

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Farmer napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

A może wystarczyłoby odrobinę luzu i poczucia humoru zamiast nadąsania?

To samo napisałem jej w innym poście.

Fajna kobieta, ale negatywne i pesymistyczne nastawienie nie pozwala jej dostrzec możliwości.
A branie wszystkiego do siebie nie pozwala zbudować związku.

Raczej tendencja do histeryzowania w połączeniu z megalomanią. Odchodzi z forum w oparach wielkiej tragedii, bo ktoś jej napisał że być moze niesprawiedliwie posądziła kogoś o trolling. Amatorszczyzna. Ta dziewczyna nawet pewnie nie ma pojęcia ile razy naprawdę nabrała się na prawdziwy trolling.

Zobacz podobne tematy :

8,192

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Zwykły_ON napisał/a:

Czy nie warto poszukać szczęścia poza drugą osobą? Czy nie wystarczy po prostu spróbować cieszyć się życiem takim jakie ono jest? Nawet czas spędzony w swoim własnym towarzystwie może być piękny.


Słyszał Pan o czymś takim jak potrzeby fizjologiczne?
Seks, przytulanie, wspólne spędzanie czasu, rozmowa itp. - są to rzeczy, na które nie ma żadnego substytutu.

To tak samo jakbyś do końca życia miał wpieprzać warzywniak i popijać zwykłą wodą. No przecież zdrowe, nie będziesz od tego chorował, a że monotonne i bez większego smaku ,,no to trudno", jakoś przeżyjesz całe życie na wodzie i sałacie.

Tak jest człowiek skonstruowany fizycznie i psychicznie, żeby dążyć do znalezienia partnera i stworzenia własnej rodziny z dziećmi.
W taki sposób biologia nas ukształtowała, człowiek nie jest stworzony do tego, żeby żyć jak dzikus w osamotnionej jaskini.
No chyba, że ktoś ma jakieś zaburzenia/traumy to jak najbardziej takie życie będzie mu odpowiadało.


P.S.

Tak na koniec, zdajesz sobie sprawę jaką frustracje ma w sobie np. 40 letni prawiczek?
To są tak negatywne emocje, że będą w nim siedzieć nawet jakby stracił cnotę u prostytutki to i tak do końca życia będzie mieć podświadomie zryty beret, że przez 40 lat jechał na ręcznym podczas gdy jego rówieśnicy normalnie zakładali rodziny albo wchodzili w jakieś tam relacje.

8,193

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

.


Dzisiaj, czyli 29 Lipca 2023r mija pełne 10 lat od momentu utworzenia tego tematu smile


Gratulacje Rossanka. Udało Ci się stworzyć temat, który przez bitą dekadę żył własnym torem i nie umarł jak tysiące innych!


PunBB bbcode test



Zatem kilka słów podsumowania.

Rossanka tworząc ten temat miała 36 lat i opisała swoją sytuację, w której jest singielką. Nie było tak, że bała się być sama tylko po prostu nie chciała.
Była w jednym dłuższym związku, który to został zakończony ze strony faceta. Spotykała się też z innymi mężczyznami ale jak to Ross stwierdziła nic z tego nie wyszło bo albo ona nie była zainteresowana albo on był żonaty.

Autorka tego tematu chwaliła się też, że potrafi poznawać dużą ilość nowych samców ale kończy się na zwykłym kumplowaniu.

Można odnieść wrażenie, że Rossanka ma pewien potencjał matrymonialny, gdyż kręcą się wokół niej faceci ale jakoś nic się nie klei z przeróżnych powodów (jeden chciał FWB ale Ross zrezygnowała, potem przy innym Ross chciała wejść w jakąś relację ale facet nie chciał itp. - miliard kombinacji).

Z czego to wynika? Powodów może być wiele, nerwica, jakieś stany depresyjne, wysyłanie negatywnych sygnałów w otoczenie itp. Zaś ja mam pewną teorię, która nie musi być prawdziwa, aczkolwiek Rossanka napisała kiedyś, że na portalach randkowych ok. 99% mężczyzn to są odpady atomowe.

Ze statystycznego pkt. widzenia jest to oczywiście niemożliwe, aby na portalach randkowych 99 na 100 mężczyzn było bezdomnymi, bądź niemyjącymi się od roku mężczyznami.

Moim zdaniem dziewczyna ma tak mocno wyjebane w kosmos wymagania względem samców, że to się po prostu w pale nie mieści.

Temat ma bite +130 stron, śledziłem od czasu do czasu i bardzo często przewijał się motyw typu: ,,poznałam faceta, fajny, wolny, bez zobowiązań no ale nie było chemii, więc nic by z tego nie było" - Nie było chemii, czyli nie przypasował jej kulturalny Mirek z statyczną pracą i typowo nudnym hobby.

Zatem jakie wymagania ma względem mężczyzn? - Wydaję mi się, że ona sama nie byłaby w stanie dobrze tego sprecyzować.



W dzisiejszych czasach aplikacji randkowych (na 1 kobietę przypada ok. 8 mężczyzn) wszechobecnej hipergamii i kultu płci pięknej ze strony Simpów, kobieta musi się bardzo mocno postarać, aby być... Sama.

- Na siłowni pojawia się jakaś samotna laska 4/10? - Po 3 miesiącach przychodzisz na siłkę i widzisz, że ona ma już z 10 kolegów.
- W pracy dziewczyny opowiadają przynajmniej raz w miesiącu jak to są podrywane w sklepie, na siłowni, na ulicy itp. - zwykłe dziewczyny, a nie żadne modelki.
- Było udowadnianie nie raz, że kobiety na portalach randkowych potrafią dostawać od kilku do nawet kilkudziesięciu ofert seksualno-matrymonialnych tygodniowo i nie... Nie od ,,odpadów atomowych", a tylko od normalnych facetów, którzy też chcą sobie życie ułożyć.


Rossanka przez te ponad 100 stron nie raz pisała, że poznała jakichś tam mężczyzn, chwaliła się, że poznaje coraz to więcej facetów itp. Niektórzy ją podrywali, niektórzy nie.
Z jednym facetem była kilka lat, z innymi się spotykała.

Dlaczego więc nie wyszło? Moim zdaniem (tak jak pisałem wcześniej) dziewczyna ma po prostu zbyt duże wymagania. Jeżeli kobieta co chwilę poznaję pulę nowych mężczyzn i nie jest w stanie stworzyć związku to wina leży w bardzo dużym % po jej stronie.




Rossanka Chciałem Ci bardzo mocno podziękować, wiesz za co?
Przez całe swoje życie słyszałem/czytałem od bliskich lub obcych mi ludzi, że prędzej czy później każdy sobie znajdzie drugą połówkę i że nie ma co szukać na siłę bo prędzej czy później ktoś się pojawi.

Pokazałaś, że tak nie jest.

Wszystkie teorie tych ludzi, że każdemu pisana jest miłość, zostały zmiecione z planszy przez Twoją historię.

Obecnie masz już 46 lat (47 za rogiem) sama pisałaś, że na dzieci już się raczej nie zdecydujesz i pogodziłaś się z tym.

Mimo tego jesteś wysoko funkcjonującym człowiekiem, mieszkasz sama, pracujesz, masz hobby, robisz obiady, sprzątasz, potrafisz jechać na wakacje, pójść do kina itp.

Dziękuję za ten temat.

Pytanie teraz do pozostałych - i co? Dalej uważacie, że każdy człowiek znajdzie sobie żonę/męża?

I jeszcze jedna rzecz Rossanka, chciałem Ci tylko powiedzieć, że i tak jesteś w duuuużo lepszej sytuacji niż np. ja.
Ty już miałaś jakiś związek - ja nie.
Poznajesz co chwilę nowych mężczyzn, wchodzisz w nimi w jakieś tam znajomości - Ja dla przykładu nie poznaję żadnych nowych kobiet, jestem zamknięty w swoim życiu bez szans na poznanie kogokolwiek.

Mimo iż jesteś panną to i tak pod względem towarzysko/związkowym znajdujesz się w 100x lepszej sytuacji (chociażby ze względu na zdobyte doświadczenia), niż wiele innych osób mimo tego, że dalej pozostajesz singielką.


Dziękuję jeszcze raz za ten temat.


PunBB bbcode test

8,194

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cóż mogę rzec, tak bywa.:)

8,195

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ostatnio są dwa podobne wątki na naszym forum.

Pierwszy założony przez kobietę, w którym pisze ona, że była w 3 związkach, które się rozpadły (jeden mezczyzna zachorowal na chorobe psychiczna w czasie ich relacji, drugi okazal sie byc seksoholikiem, trzeci byl duzo starszy i w pewnym momencie moglo to przyczynic sie do rozpadu, byli na innych etapach zyciowych).Teraz poznała kogoś, ale po kilku spotkaniach brak jest jakiejkolwiek iskry, chemii. Autorka zastanawia się, czy jest sens ciągnąć dalej znajomość. Wątek doczekał się już dwóch stron. Obecnie wisi na głównej.

Drugi temat założony jest przez mezczyzne, opisuję dwie kobiety, Magdę, która jest jego bratnią duszą , przyjaciółką  ale Autor nie czuję do niej nic fizycznego, libi ją, ceni, ale nie pociaga go ona jako kobieta. Poznał natomiast Izę, która go pociąga a na dodatek zgrał się z nią charakterologicznie I CHyba dobrze im razem, wynika to z jego słow, Iza to nie tylko dziewczyna do seksu, ale partnerka. Dręczą go jednak wyrzuty sumienia w stosunku do Magdy. Temat nie wiadomo jak się rozwinie, bo doczekał się jedynie 3 odpowiedzi. Panie odpowiedziały, panowie jak na razie się nie wypowiedzieli.

Te dwa wątki wydają mi się identyczne, jeśli chodzi o główne pytanie, czy dawać szansę na coś więcej znajomości, gdy kogoś się już zna, ale z biegiem czasu nie ma właśnie tej iskry?
Pisalam tu chyba, a może nie, nie pamiętam, jakoś 2 albo 3 miesiące temu miałam podobnie, zostałam zaproszona przez znajomego mezczyzne na wspólne wyjście razem, ale odmówiłam, bo facet nic a nic nie podobał mi się fizycznie i traktowałam go przez cały czas znajomości jako kolegę.
Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy, nie ma co na siłę zmieniać takich znajomości, które są opisane w tematach , które przytoczyłam.

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

8,196

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jeśli ty nic nie czujesz, ale wiesz, że druga osoba łudzi się na coś więcej, to ludzkim odruchem jest wycofanie się. Żeby nie bawić się uczuciami drugiej osoby, nie podtrzymywać złudnej nadziei, nie żerować na dobroci serca.

Jeśli wzajemnie nie ma żadnych oczekiwań, to kontynuowanie relacji może być fajne, jeśli miło się spędza czas. Nie musi od razu być iskrzenia, chemii, ale jak się fajnie gada/spędza czas razem to czemu nie?

Nawiązywanie relacji tylko i wyłącznie z zamysłem związku romantycznego skazane jest na klęskę.

8,197

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Jack Sparrow napisał/a:

Jeśli wzajemnie nie ma żadnych oczekiwań, to kontynuowanie relacji może być fajne, jeśli miło się spędza czas. Nie musi od razu być iskrzenia, chemii, ale jak się fajnie gada/spędza czas razem to czemu nie?

.

To mi akurat odpaowiada, takie kolezeństwo z mężczyzną,  do ktorego ie czuję pożądania, ale spokojnie mogę się z takimi meżczyznami jednoczesnie przyjaznic.

8,198 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-10-01 13:55:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy

Mysle, ze podstawowym problemem jest jezyk.
Uzywanie takiego enigmatycznego, pustego slownictwa jak "iskrzenie" pozwala na utrzymanie sie w ignorancji i brak wysilku aby zrozumiec o czym - o jakich konceptach - w ogole jest mowa i jakie dynamiki miedzy nimi wystepuja.

Cala wartoscia nauki i glebszego zrozumienia dynamik jest to, ze daje nam mozliwosc przewidywania i kontrolowania rzeczywistosci.
A to oznacza wieksza wolnosc.

"Nie iskrzy to nie iskrzy - i na chuy drazyc temat." to analfabetyzm, ktory prowadzi do zycia "jak patyk na wodzie".

I to wlasnie mozemy zaobserwowac w historii Ross.

8,199

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JohnyBravo777 napisał/a:

I to wlasnie mozemy zaobserwowac w historii Ross.

A dokładnie w którym momencie tej historii?

8,200

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
R_ita2 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Ja w pierwszy z dwóch życiowych związków weszłam bez iskry. Miałam już ponad 20 lat, chciałam z kimś być a chłopak był zainteresowany, przystojny, z dobrego domu, z fajnymi studiami, dobrze nam się rozmawiało. Ale nie szło... bo o ile jeszcze przytulanie przechodziło, tak seks... już nie. Więc mimo moich chęci nic się we mnie nie rozpaliło. Myślę, że zraniłam tego chłopaka.

A z mężem to już ogień, mimo wzbraniania się.

Ja mialam 17 lat jak bylam w pierwszym powaznym zwiazku jej,ale ten czas zapierdziela w tym zyciu

8,201

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
R_ita2 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Ja w pierwszy z dwóch życiowych związków weszłam bez iskry. Miałam już ponad 20 lat, chciałam z kimś być a chłopak był zainteresowany, przystojny, z dobrego domu, z fajnymi studiami, dobrze nam się rozmawiało. Ale nie szło... bo o ile jeszcze przytulanie przechodziło, tak seks... już nie. Więc mimo moich chęci nic się we mnie nie rozpaliło. Myślę, że zraniłam tego chłopaka.

A z mężem to już ogień, mimo wzbraniania się.

No więc właśnie o tym mówię.

8,202

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ostatnio są dwa podobne wątki na naszym forum.

Pierwszy założony przez kobietę, w którym pisze ona, że była w 3 związkach, które się rozpadły (jeden mezczyzna zachorowal na chorobe psychiczna w czasie ich relacji, drugi okazal sie byc seksoholikiem, trzeci byl duzo starszy i w pewnym momencie moglo to przyczynic sie do rozpadu, byli na innych etapach zyciowych).Teraz poznała kogoś, ale po kilku spotkaniach brak jest jakiejkolwiek iskry, chemii. Autorka zastanawia się, czy jest sens ciągnąć dalej znajomość. Wątek doczekał się już dwóch stron. Obecnie wisi na głównej.

Drugi temat założony jest przez mezczyzne, opisuję dwie kobiety, Magdę, która jest jego bratnią duszą , przyjaciółką  ale Autor nie czuję do niej nic fizycznego, libi ją, ceni, ale nie pociaga go ona jako kobieta. Poznał natomiast Izę, która go pociąga a na dodatek zgrał się z nią charakterologicznie I CHyba dobrze im razem, wynika to z jego słow, Iza to nie tylko dziewczyna do seksu, ale partnerka. Dręczą go jednak wyrzuty sumienia w stosunku do Magdy. Temat nie wiadomo jak się rozwinie, bo doczekał się jedynie 3 odpowiedzi. Panie odpowiedziały, panowie jak na razie się nie wypowiedzieli.

Te dwa wątki wydają mi się identyczne, jeśli chodzi o główne pytanie, czy dawać szansę na coś więcej znajomości, gdy kogoś się już zna, ale z biegiem czasu nie ma właśnie tej iskry?
Pisalam tu chyba, a może nie, nie pamiętam, jakoś 2 albo 3 miesiące temu miałam podobnie, zostałam zaproszona przez znajomego mezczyzne na wspólne wyjście razem, ale odmówiłam, bo facet nic a nic nie podobał mi się fizycznie i traktowałam go przez cały czas znajomości jako kolegę.
Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy, nie ma co na siłę zmieniać takich znajomości, które są opisane w tematach , które przytoczyłam.

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Tak, po czasie byłem.jak to się mówi mega zaskoczony. Koleżanka oznajmiała mi wprost pewne fakty, bo u niej coś po 5-ciu latach się  zadziało, a ja robiłem oczy....  I to nie była jedną historia. Z doświadczenia wiem, że niektóre osoby się w pewien sposób bronią, wprost mówia, że nie a z czasem wychodzi inaczej. Jedni zakochują się z marszu inni potrzebują do tego zdecydowanie więcej czasu.

8,203

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
2odiak napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ostatnio są dwa podobne wątki na naszym forum.

Pierwszy założony przez kobietę, w którym pisze ona, że była w 3 związkach, które się rozpadły (jeden mezczyzna zachorowal na chorobe psychiczna w czasie ich relacji, drugi okazal sie byc seksoholikiem, trzeci byl duzo starszy i w pewnym momencie moglo to przyczynic sie do rozpadu, byli na innych etapach zyciowych).Teraz poznała kogoś, ale po kilku spotkaniach brak jest jakiejkolwiek iskry, chemii. Autorka zastanawia się, czy jest sens ciągnąć dalej znajomość. Wątek doczekał się już dwóch stron. Obecnie wisi na głównej.

Drugi temat założony jest przez mezczyzne, opisuję dwie kobiety, Magdę, która jest jego bratnią duszą , przyjaciółką  ale Autor nie czuję do niej nic fizycznego, libi ją, ceni, ale nie pociaga go ona jako kobieta. Poznał natomiast Izę, która go pociąga a na dodatek zgrał się z nią charakterologicznie I CHyba dobrze im razem, wynika to z jego słow, Iza to nie tylko dziewczyna do seksu, ale partnerka. Dręczą go jednak wyrzuty sumienia w stosunku do Magdy. Temat nie wiadomo jak się rozwinie, bo doczekał się jedynie 3 odpowiedzi. Panie odpowiedziały, panowie jak na razie się nie wypowiedzieli.

Te dwa wątki wydają mi się identyczne, jeśli chodzi o główne pytanie, czy dawać szansę na coś więcej znajomości, gdy kogoś się już zna, ale z biegiem czasu nie ma właśnie tej iskry?
Pisalam tu chyba, a może nie, nie pamiętam, jakoś 2 albo 3 miesiące temu miałam podobnie, zostałam zaproszona przez znajomego mezczyzne na wspólne wyjście razem, ale odmówiłam, bo facet nic a nic nie podobał mi się fizycznie i traktowałam go przez cały czas znajomości jako kolegę.
Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy, nie ma co na siłę zmieniać takich znajomości, które są opisane w tematach , które przytoczyłam.

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Tak, po czasie byłem.jak to się mówi mega zaskoczony. Koleżanka oznajmiała mi wprost pewne fakty, bo u niej coś po 5-ciu latach się  zadziało, a ja robiłem oczy....  I to nie była jedną historia. Z doświadczenia wiem, że niektóre osoby się w pewien sposób bronią, wprost mówia, że nie a z czasem wychodzi inaczej. Jedni zakochują się z marszu inni potrzebują do tego zdecydowanie więcej czasu.

Nie o tym pisze. Piszę o tym  że z czasem właśnie nic się nie zmienia. Tak jak Orzysz pierwszym spotkaniu nie miałeś ochoty iść z kimś do łóżka, tak i po 10 tym czy 50tym, nie ważne, czy znacie się tydzień czy 5 lat i w tym czasie do głowy Ci nie przyszlo iść do lozka z tą osoba, czułbyś się, jakbyś z siostrą władna miał iść do lozka Albo z córką  ale bardzo lubisz tą isobę po koleżeńsku.
Moim zdaniem próbować wtedy budować relacje damsko meska jest bez sensu.

8,204

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cześć! Specjalnie zarejestrowałam się dla tego wątku. Chciałam napisać, że mój ostatni związek bardziej z wygody czy rozsądku, bo dogadywaliśmy się, pracowaliśmy w podobnej branży i mielismy podobne zainteresowania. On był naprawdę w porządku, mogłam  z nim rozmawiać o wszystkim, był bardzo cierpliwy, wyrozumiały, ambitny itd. Mieszkaliśmy razem rok, byliśmy ze sobą ponad trzy lata. Jedyne, co nam przeszkadzało, to mój brak ochoty na seks. Ostatecznie zdecydowałam się zakończyć ten związek kilka miesiecy temu, rozstaliśmy się w zgodzie. Bardzo mi ulżyło, do tej pory wciąż uważam, że to była dobra decyzja.

rossanka napisał/a:

Piszę o tym  że z czasem właśnie nic się nie zmienia. Tak jak Orzysz pierwszym spotkaniu nie miałeś ochoty iść z kimś do łóżka, tak i po 10 tym czy 50tym, nie ważne, czy znacie się tydzień czy 5 lat i w tym czasie do głowy Ci nie przyszlo iść do lozka z tą osoba, czułbyś się, jakbyś z siostrą władna miał iść do lozka Albo z córką  ale bardzo lubisz tą isobę po koleżeńsku.

Jestem przekonana, że byłaby możliwa poprawa, tylko potrzeba do tego przede wszystkim dobrej komunikacji w zwiazku i checi obu stron na pracę nad sobą i nad samym związkiem. W tym ww. związku z czasem zaczęłam coraz lepiej rozumieć, co tak naprawdę mi przeszkadzało, co mogłoby być lepiej i co mnie blokowało. Na początku tego nie rozumiałam, dlaczego nie chciałam iść z nim do łóżka i dlaczego nie miałam ochoty. Później już zaczęłam rozumieć, co naprawde mi przeszkadzało i umiałam to pokazać, wytłumaczyć, pracowaliśmy nad tym, ale ciagle wracalismy do starych nawyków. Partner był naprawdę gotów na zmiany, bardzo chciał m pomóc to moje spostrzeganie go jako bardziej przyjaciela czy brata, ale nie czułam, zeby to było w porządku wobec niego, zeby musiał specjalnie dla mnie się zmienić i zdecydowałam mimo wszystko zakończyć sie związek. W teorii dało się to naprawić, ale czułam, że problem może wrócić za parę lat.

8,205

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:

Partner był naprawdę gotów na zmiany, bardzo chciał m pomóc to moje spostrzeganie go jako bardziej przyjaciela czy brata, ale nie czułam, zeby to było w porządku wobec niego, zeby musiał specjalnie dla mnie się zmienić i zdecydowałam mimo wszystko zakończyć sie związek. W teorii dało się to naprawić, ale czułam, że problem może wrócić za parę lat.

Czyli zrezygnowalas ze szczescia z uwagi na swoje leki.
No rzeczywiscie - jedyne czego ludzie nigdy nie zaluja to swojej glupoty xD

8,206 Ostatnio edytowany przez jeziorna (2023-10-17 00:29:05)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JohnyBravo777 napisał/a:

Czyli zrezygnowalas ze szczescia z uwagi na swoje leki.

Czy ja wiem, czy chodziło o lęki. Tak tego bym nie ujęła. W tym związku nie byłam nieszczęśliwa, ale też nie powiedziałabym, zebym była szcześliwa kiedykolwiek. Było po prostu w porządku, mieszkaliśmy razem,  żyliśmy niemal jak współlokatorzy. Jemu to nie przeszkadzało, było mu wygodnie.Nie zwracał uwagi na drobiazgi wokół siebie, czasem trudno mu było zorganizować się w codziennych sprawach czy pamiętać o pewnych rzeczach, choć sie starał. Nawet jak próbowałam go wspierać i motywować do bardziej samodzielnego podejścia, to i tak nie zawsze to mu wychodziło. Czułam się coraz bardziej odpowiedzialna za planowanie i organizację.

Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swoje mocne i słabe strony, swoje przyzwyczajenia itp., dlatego początkowo nie przeszkadzały mi jego wady. Wiele razy o tym rozmawialiśmy i próbowaliśmy znaleźć kompromis, ale z czasem poczułam, że bardziej pełnię rolę opiekuna niż równorzędnego partnera. Musiałam mu podawać przykłady i tłumaczyć, czego ja oczekuję od niego i dlaczego mi to przeszkadza. Czasem to wymagało kilku prób, ale ostatecznie partner powoli wprowadzał te "usprawnienia" w swoim zachowaniu dla mnie. Pod koniec związku miałam wrażenie, że za dużo wymagałam od niego, że ciagle się czepiam i moze gdyby go faktycznie kochała, to nie irytowałabym się tak. Zaczęłam sie zastanaawiać, czy tak już będzie zawsze, że musiałabym do końca życia tłumaczyć i często powtarzać drugiej osobie, czego od niej oczekuję, kiedy on nie miałby żadnych zastrzeżeń poza jednym.

On chciał tylko jednego - żebyśmy uprawiali seks i to najlepiej dużo, ale nie robił żadnych problemów, jeśli mu odmawiałam. Doszliśmy też do wniosku, że mamy dużą różnicę, jeśli chodzi o nasze potrzeby seksualne. Ja mam niskie, on wysokie i w tej kwestii też trudno o kompromis, bo zawsze jedna osoba będzie bardziej się zmuszać, a druga będzie zawsze czuła niedosyt. Nie chciałam, żeby on musiał w tej kwestii ustąpić, bo już tego próbowaliśmy i źle to wpływało na jego samoocenę.

8,207

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:

Czyli zrezygnowalas ze szczescia z uwagi na swoje leki.

Czy ja wiem, czy chodziło o lęki. Tak tego bym nie ujęła. W tym związku nie byłam nieszczęśliwa, ale też nie powiedziałabym, zebym była szcześliwa kiedykolwiek. Było po prostu w porządku, mieszkaliśmy razem,  żyliśmy niemal jak współlokatorzy. Jemu to nie przeszkadzało, było mu wygodnie.Nie zwracał uwagi na drobiazgi wokół siebie, czasem trudno mu było zorganizować się w codziennych sprawach czy pamiętać o pewnych rzeczach, choć sie starał. Nawet jak próbowałam go wspierać i motywować do bardziej samodzielnego podejścia, to i tak nie zawsze to mu wychodziło. Czułam się coraz bardziej odpowiedzialna za planowanie i organizację.

Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swoje mocne i słabe strony, swoje przyzwyczajenia itp., dlatego początkowo nie przeszkadzały mi jego wady. Wiele razy o tym rozmawialiśmy i próbowaliśmy znaleźć kompromis, ale z czasem poczułam, że bardziej pełnię rolę opiekuna niż równorzędnego partnera. Musiałam mu podawać przykłady i tłumaczyć, czego ja oczekuję od niego i dlaczego mi to przeszkadza. Czasem to wymagało kilku prób, ale ostatecznie partner powoli wprowadzał te "usprawnienia" w swoim zachowaniu dla mnie. Pod koniec związku miałam wrażenie, że za dużo wymagałam od niego, że ciagle się czepiam i moze gdyby go faktycznie kochała, to nie irytowałabym się tak. Zaczęłam sie zastanaawiać, czy tak już będzie zawsze, że musiałabym do końca życia tłumaczyć i często powtarzać drugiej osobie, czego od niej oczekuję, kiedy on nie miałby żadnych zastrzeżeń poza jednym.

On chciał tylko jednego - żebyśmy uprawiali seks i to najlepiej dużo, ale nie robił żadnych problemów, jeśli mu odmawiałam. Doszliśmy też do wniosku, że mamy dużą różnicę, jeśli chodzi o nasze potrzeby seksualne. Ja mam niskie, on wysokie i w tej kwestii też trudno o kompromis, bo zawsze jedna osoba będzie bardziej się zmuszać, a druga będzie zawsze czuła niedosyt. Nie chciałam, żeby on musiał w tej kwestii ustąpić, bo już tego próbowaliśmy i źle to wpływało na jego samoocenę.

Chyba zainwestuję w akcje producentów karmy dla kotów smile

8,208

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:

Cześć! Specjalnie zarejestrowałam się dla tego wątku. Chciałam napisać, że mój ostatni związek bardziej z wygody czy rozsądku, bo dogadywaliśmy się, pracowaliśmy w podobnej branży i mielismy podobne zainteresowania. On był naprawdę w porządku, mogłam  z nim rozmawiać o wszystkim, był bardzo cierpliwy, wyrozumiały, ambitny itd. Mieszkaliśmy razem rok, byliśmy ze sobą ponad trzy lata. Jedyne, co nam przeszkadzało, to mój brak ochoty na seks. Ostatecznie zdecydowałam się zakończyć ten związek kilka miesiecy temu, rozstaliśmy się w zgodzie. Bardzo mi ulżyło, do tej pory wciąż uważam, że to była dobra decyzja.

rossanka napisał/a:

Piszę o tym  że z czasem właśnie nic się nie zmienia. Tak jak Orzysz pierwszym spotkaniu nie miałeś ochoty iść z kimś do łóżka, tak i po 10 tym czy 50tym, nie ważne, czy znacie się tydzień czy 5 lat i w tym czasie do głowy Ci nie przyszlo iść do lozka z tą osoba, czułbyś się, jakbyś z siostrą władna miał iść do lozka Albo z córką  ale bardzo lubisz tą isobę po koleżeńsku.

Jestem przekonana, że byłaby możliwa poprawa, tylko potrzeba do tego przede wszystkim dobrej komunikacji w zwiazku i checi obu stron na pracę nad sobą i nad samym związkiem. W tym ww. związku z czasem zaczęłam coraz lepiej rozumieć, co tak naprawdę mi przeszkadzało, co mogłoby być lepiej i co mnie blokowało. Na początku tego nie rozumiałam, dlaczego nie chciałam iść z nim do łóżka i dlaczego nie miałam ochoty. Później już zaczęłam rozumieć, co naprawde mi przeszkadzało i umiałam to pokazać, wytłumaczyć, pracowaliśmy nad tym, ale ciagle wracalismy do starych nawyków. Partner był naprawdę gotów na zmiany, bardzo chciał m pomóc to moje spostrzeganie go jako bardziej przyjaciela czy brata, ale nie czułam, zeby to było w porządku wobec niego, zeby musiał specjalnie dla mnie się zmienić i zdecydowałam mimo wszystko zakończyć sie związek. W teorii dało się to naprawić, ale czułam, że problem może wrócić za parę lat.


Czyli to nie byłzwiązek tylko takie koleżeństwo coś jak mieszkanie z współlokatorem czy współlokatorką, płeć nie ma tu z naczenia.
Po prostu chłop Cię fizycznie nie kręcił i to normalne, przecież nie każdy mezczyzna, z którym kobiece się dobrze rozmawia, kręci ja fizycznie.
Dobrze, ze to zakończyłaś. Moim zdaniem, jak w pewnym momencie nie pojawi sie pożaądanie, to własciwiej by było pozostawić taką rekacje na stopie koleżeńskiej.

Co do dalszej części Twojej wypowiedzi, to jawi sie bardzo męcząca relacja, w której ciagle kogoś chciałas zmienić bo coś tam.  A ti nie wyjdzie. Z resztą lepiej wiazać się z kimś, kto odpowiada nam w większej części niż brnąć w układy z osobą, w której prawie nic komus nie pasuje i będzie zmieniał cechy tej osoby z czasem, co jest bez sensu.

Ucz się od mężczyzn, oni nie wchodza w związki z kobietami, do których nie poczuja pociągu fizycznego, w nadziei, ze będa nadt tym pracować i czekać, aż się pojawi.

Bierz z nich przykład - kobieta im się fizycznie nie podoba - nada sie na koleżankę, jak najbardziej, przyjażn jest bardzo cennna, ale do związku poszukają sobie takiej, która ich będzie dodatkowo kręciła fizycznie.

Powodzenia i nie wchodz w byle- jakie układy, bo szkoda czasu.:)

8,209

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:

Czyli zrezygnowalas ze szczescia z uwagi na swoje leki.

Czy ja wiem, czy chodziło o lęki. Tak tego bym nie ujęła. W tym związku nie byłam nieszczęśliwa, ale też nie powiedziałabym, zebym była szcześliwa kiedykolwiek. Było po prostu w porządku, mieszkaliśmy razem,  żyliśmy niemal jak współlokatorzy. Jemu to nie przeszkadzało, było mu wygodnie.Nie zwracał uwagi na drobiazgi wokół siebie, czasem trudno mu było zorganizować się w codziennych sprawach czy pamiętać o pewnych rzeczach, choć sie starał. Nawet jak próbowałam go wspierać i motywować do bardziej samodzielnego podejścia, to i tak nie zawsze to mu wychodziło. Czułam się coraz bardziej odpowiedzialna za planowanie i organizację.

Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swoje mocne i słabe strony, swoje przyzwyczajenia itp., dlatego początkowo nie przeszkadzały mi jego wady. Wiele razy o tym rozmawialiśmy i próbowaliśmy znaleźć kompromis, ale z czasem poczułam, że bardziej pełnię rolę opiekuna niż równorzędnego partnera. Musiałam mu podawać przykłady i tłumaczyć, czego ja oczekuję od niego i dlaczego mi to przeszkadza. Czasem to wymagało kilku prób, ale ostatecznie partner powoli wprowadzał te "usprawnienia" w swoim zachowaniu dla mnie. Pod koniec związku miałam wrażenie, że za dużo wymagałam od niego, że ciagle się czepiam i moze gdyby go faktycznie kochała, to nie irytowałabym się tak. Zaczęłam sie zastanaawiać, czy tak już będzie zawsze, że musiałabym do końca życia tłumaczyć i często powtarzać drugiej osobie, czego od niej oczekuję, kiedy on nie miałby żadnych zastrzeżeń poza jednym.

On chciał tylko jednego - żebyśmy uprawiali seks i to najlepiej dużo, ale nie robił żadnych problemów, jeśli mu odmawiałam. Doszliśmy też do wniosku, że mamy dużą różnicę, jeśli chodzi o nasze potrzeby seksualne. Ja mam niskie, on wysokie i w tej kwestii też trudno o kompromis, bo zawsze jedna osoba będzie bardziej się zmuszać, a druga będzie zawsze czuła niedosyt. Nie chciałam, żeby on musiał w tej kwestii ustąpić, bo już tego próbowaliśmy i źle to wpływało na jego samoocenę.

Dobrze zrobiłaś, że to zakończyłaś. Ten drugi wpis to potwierdza.
Po co to sobie robiłas tkwiąc w takiej relacji?

8,210

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Bierz z nich przykład - kobieta im się fizycznie nie podoba - nada sie na koleżankę, jak najbardziej, przyjażn jest bardzo cennna, ale do związku poszukają sobie takiej, która ich będzie dodatkowo kręciła fizycznie.

Tak właśnie robią kobiety, dlatego z góry odrzucają 80% mężczyzn wink

8,211

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rakastankielia napisał/a:
rossanka napisał/a:

Bierz z nich przykład - kobieta im się fizycznie nie podoba - nada sie na koleżankę, jak najbardziej, przyjażn jest bardzo cennna, ale do związku poszukają sobie takiej, która ich będzie dodatkowo kręciła fizycznie.

Tak właśnie robią kobiety, dlatego z góry odrzucają 80% mężczyzn wink

O nie Raka, Twoje macki w moim wątku yikes

8,212

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To nie Raka to jest meduza a raczej meduz big_smile
po mackach go i pachem po tyłku tongue

8,213

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
rossanka napisał/a:

Bierz z nich przykład - kobieta im się fizycznie nie podoba - nada sie na koleżankę, jak najbardziej, przyjażn jest bardzo cennna, ale do związku poszukają sobie takiej, która ich będzie dodatkowo kręciła fizycznie.

Tak właśnie robią kobiety, dlatego z góry odrzucają 80% mężczyzn wink

O nie Raka, Twoje macki w moim wątku yikes

Podałaś hasło wywołujące wilka z lasu, więc jestem big_smile

8,214 Ostatnio edytowany przez jeziorna (2023-10-17 15:55:36)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Czyli to nie byłzwiązek tylko takie koleżeństwo coś jak mieszkanie z współlokatorem czy współlokatorką, płeć nie ma tu z naczenia.
Po prostu chłop Cię fizycznie nie kręcił i to normalne, przecież nie każdy mezczyzna, z którym kobiece się dobrze rozmawia, kręci ja fizycznie.
Dobrze, ze to zakończyłaś. Moim zdaniem, jak w pewnym momencie nie pojawi sie pożaądanie, to własciwiej by było pozostawić taką rekacje na stopie koleżeńskiej.

Tzn. to nie do końca było koleżenstwo, bo mieliśmy jednak intymne i głębokie rozmowy, których bym nie przeprowadziła z kimkolwiek, kogo nie widziałaby jako swojego partnera życiowego. Na początku była też ta "iskra", tylko ze później zgasła jeszcze przed wspólnym zamieszkaniem i dlatego ciagle mieliśmy nadzieję, że uda się ją znów zapalić i cały czas kontynuowaliśmy związek.

Zastanawialiśmy się też, czy to nie jest naturalna kolej rzeczy, że po jakimś czasie wchodzi rutyna i stagnacja i dlatego nie ma tej iskierki, a w końcu seks nie jest najwazniejszy, tylko żeby dobrze się żyło. Kiedys zreszta miały się pojawić dzieci i też w ogóle nie byłoby czasu ani chęci na seks, bo życie będzie męczące. Ja ostatecznie doszłam do wniosku, że nie ma co marnować czasu, bo facet chciałby się wyżyć seksualnie i "wykorzystać" te najlepsze lata młodości, zanim dzieci się pojawią, a ja mu tego nie jestem w stanie dać.

rossanka napisał/a:

Co do dalszej części Twojej wypowiedzi, to jawi sie bardzo męcząca relacja, w której ciagle kogoś chciałas zmienić bo coś tam.  A ti nie wyjdzie. Z resztą lepiej wiazać się z kimś, kto odpowiada nam w większej części niż brnąć w układy z osobą, w której prawie nic komus nie pasuje i będzie zmieniał cechy tej osoby z czasem, co jest bez sensu.

W większej części zdecydowanie partner mi pasował, było dobrze. Był elokwentny, ambitny, mieliśmy wspólne zainteresowania, dzieliliśmy się obowiązkami domowymi. Spędzaliśmy ze sobą czas wolny, np. graliśmy czy oglądaliśmy. Dawaliśmy sobie buziaki, czasem przytulaliśmy się, choć rzeczywiscie to on inicjował, ja bardzo rzadko itp. Patrząc na całokształt, nie powiedziałabym, że nasza relacja była męcząca, bo dobrze się dogadywaliśmy ogólnie, w ogóle się nie kłóciliśmy. Poza tym to chyba normalne, że czasem ukochana osoba nas może irytować. Był tylko jeden problem (a raczej dwa) - nie układało się w ogóle w sferze łóżkowej oraz ja zaczęłam mu też matkować w niektórych kwestiach, przez co czułam się, jakbym była starszą doświadczoną siostrą.

rossanka napisał/a:

Bierz z nich przykład - kobieta im się fizycznie nie podoba - nada sie na koleżankę, jak najbardziej, przyjażn jest bardzo cennna, ale do związku poszukają sobie takiej, która ich będzie dodatkowo kręciła fizycznie.

Ależ nie chodziło w ogóle o wygląd fizyczny, wręcz przeciwnie, był w moim typie, jeśli chodzi o wygląd. Był naprawdę przystojny i wysportowany itp.

rossanka napisał/a:

Powodzenia i nie wchodz w byle- jakie układy, bo szkoda czasu.:)

Układ byłby niemal idealny, gdyby nie seks. Gdybyśmy oboje się spełniali seksualnie, to mogłabym przymknać oko na niektóre "niuanse" i zapewne nie irytowałabym się aż tak.

rossanka napisał/a:

Po co to sobie robiłas tkwiąc w takiej relacji?

Bo nikt nie jest idealny i nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie jestem zbyt romantyczną osobą. Poza tym zaczęło się psuć dopiero po wspólnym zamieszkaniu, jak było dla nas jasne, że cieżko będzie rozwiązać problem z dopasowaniem seksualnym.

8,215

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czyli to nie byłzwiązek tylko takie koleżeństwo coś jak mieszkanie z współlokatorem czy współlokatorką, płeć nie ma tu z naczenia.
Po prostu chłop Cię fizycznie nie kręcił i to normalne, przecież nie każdy mezczyzna, z którym kobiece się dobrze rozmawia, kręci ja fizycznie.
Dobrze, ze to zakończyłaś. Moim zdaniem, jak w pewnym momencie nie pojawi sie pożaądanie, to własciwiej by było pozostawić taką rekacje na stopie koleżeńskiej.

Tzn. to nie do końca było koleżenstwo, bo mieliśmy jednak intymne i głębokie rozmowy, których bym nie przeprowadziła z kimkolwiek, kogo nie widziałaby jako swojego partnera życiowego. Na początku była też ta "iskra", tylko ze później zgasła jeszcze przed wspólnym zamieszkaniem i dlatego ciagle mieliśmy nadzieję, że uda się ją znów zapalić i cały czas kontynuowaliśmy związek.

Zastanawialiśmy się też, czy to nie jest naturalna kolej rzeczy, że po jakimś czasie wchodzi rutyna i stagnacja i dlatego nie ma tej iskierki, a w końcu seks nie jest najwazniejszy, tylko żeby dobrze się żyło. Kiedys zreszta miały się pojawić dzieci i też w ogóle nie byłoby czasu ani chęci na seks, bo życie będzie męczące. Ja ostatecznie doszłam do wniosku, że nie ma co marnować czasu, bo facet chciałby się wyżyć seksualnie i "wykorzystać" te najlepsze lata młodości, zanim dzieci się pojawią, a ja mu tego nie jestem w stanie dać.

rossanka napisał/a:

Co do dalszej części Twojej wypowiedzi, to jawi sie bardzo męcząca relacja, w której ciagle kogoś chciałas zmienić bo coś tam.  A ti nie wyjdzie. Z resztą lepiej wiazać się z kimś, kto odpowiada nam w większej części niż brnąć w układy z osobą, w której prawie nic komus nie pasuje i będzie zmieniał cechy tej osoby z czasem, co jest bez sensu.

W większej części zdecydowanie partner mi pasował, było dobrze. Był elokwentny, ambitny, mieliśmy wspólne zainteresowania, dzieliliśmy się obowiązkami domowymi. Spędzaliśmy ze sobą czas wolny, np. graliśmy czy oglądaliśmy. Dawaliśmy sobie buziaki, czasem przytulaliśmy się, choć rzeczywiscie to on inicjował, ja bardzo rzadko itp. Patrząc na całokształt, nie powiedziałabym, że nasza relacja była męcząca, bo dobrze się dogadywaliśmy ogólnie, w ogóle się nie kłóciliśmy. Poza tym to chyba normalne, że czasem ukochana osoba nas może irytować. Był tylko jeden problem (a raczej dwa) - nie układało się w ogóle w sferze łóżkowej oraz ja zaczęłam mu też matkować w niektórych kwestiach, przez co czułam się, jakbym była starszą doświadczoną siostrą.

rossanka napisał/a:

Bierz z nich przykład - kobieta im się fizycznie nie podoba - nada sie na koleżankę, jak najbardziej, przyjażn jest bardzo cennna, ale do związku poszukają sobie takiej, która ich będzie dodatkowo kręciła fizycznie.

Ależ nie chodziło w ogóle o wygląd fizyczny, wręcz przeciwnie, był w moim typie, jeśli chodzi o wygląd. Był naprawdę przystojny i wysportowany itp.

rossanka napisał/a:

Powodzenia i nie wchodz w byle- jakie układy, bo szkoda czasu.:)

Układ byłby niemal idealny, gdyby nie seks. Gdybyśmy oboje się spełniali seksualnie, to mogłabym przymknać oko na niektóre "niuanse" i zapewne nie irytowałabym się aż tak.

rossanka napisał/a:

Po co to sobie robiłas tkwiąc w takiej relacji?

Bo nikt nie jest idealny i nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie jestem zbyt romantyczną osobą. Poza tym zaczęło się psuć dopiero po wspólnym zamieszkaniu, jak było dla nas jasne, że cieżko będzie rozwiązać problem z dopasowaniem seksualnym.

Czyli dobrze zrobiłaś, że to zakończyłaś, skoro po pierwsze sfery pożądania tam nie było, a dalej piszesz, że to była taka relacja bardziej siostra-mlodszy brat.
Myślę, że niewiele osób zgodziłoby się na taki układ gdzie jak piszesz, był to właśnie układ opiekunka-zaopiekowany i brak praktycznie seksu.
Mimo tego spróbowałaś  i z doświadczenia teraz wiesz, że taka relacja Ci nie służy. W następnej już tego błędu nie popełnisz.
Aha, i to nie miało nic wspólnego z brakiem miłości od pierwszego wejrzenia. Z boku wygląda to dla mnie jako układ z rozsądku, chciałaś być z kimś, zjawił się ktoś wolny i dalej już poszło. Coś na zasadzie "wszystko jedno kto" z którym nic się nie wypaliło, bo nigdy się nie rozpaliło. Jak tak piszesz, to jakbyś po prostu mieszkała że wspolokatorem albo z koleżanką.
Jak Cię to trapi, to może dobry psycholog, parę spotkań rozjaśniło by Ci sytuację? Na forum pomocy nie szukaj, bo tu ludzie lubią dokopać lecząc swoje kompleksy ( minus parę wyjątków  ale to od razu widać, kto pisze z troską, a kto chce sobie tylko podwyższyć ego, a kompetencje i umiejętności ma zerowe).
Także, kończąc już, powodzenia następnym razem.

8,216

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Czyli dobrze zrobiłaś, że to zakończyłaś, skoro po pierwsze sfery pożądania tam nie było, a dalej piszesz, że to była taka relacja bardziej siostra-mlodszy brat.
Myślę, że niewiele osób zgodziłoby się na taki układ gdzie jak piszesz, był to właśnie układ opiekunka-zaopiekowany i brak praktycznie seksu.

No w teorii dało sie ten układ zmienić, musiałabym tylko "wychować" faceta, żeby był bardziej decydujący, żeby on więcej przyjmował inicjatywę, żeby pamietał i przewidywał, żeby był dla mnie męski w takim stopniu, w jakim potrzebowała itp.

rossanka napisał/a:

Mimo tego spróbowałaś  i z doświadczenia teraz wiesz, że taka relacja Ci nie służy. W następnej już tego błędu nie popełnisz.

Tak, wielu rzeczy wcześniej nie wiedziałam i dopiero wspólne zamieszkanie to pokazało. W następnym związku będę dążyć do szybszego zamieszkania razem, to na pewno.  Zwrócę też uwagę na to, czy dany facet mieszkał już sam lub z dziewczyną. Mój ostatni partner mieszkał wcześniej z rodzicami, co wcześniej mi nie przeszkadzało, bo ja też mieszkałam z rodzicami, tyle, ze ja już wcześniej normalnie gotowałam, prałam, sprzątałam itp.

rossanka napisał/a:

Jak Cię to trapi, to może dobry psycholog, parę spotkań rozjaśniło by Ci sytuację?

Dzięki, na szczęście to już zostało obgadane z psychologiem jeszcze przed rozstaniem. Może dlatego nie żałuję decyzji o rozstaniu i cały czas jestem przekonana, ze była to dobra decyzja dla obu stron.

8,217

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czyli dobrze zrobiłaś, że to zakończyłaś, skoro po pierwsze sfery pożądania tam nie było, a dalej piszesz, że to była taka relacja bardziej siostra-mlodszy brat.
Myślę, że niewiele osób zgodziłoby się na taki układ gdzie jak piszesz, był to właśnie układ opiekunka-zaopiekowany i brak praktycznie seksu.

No w teorii dało sie ten układ zmienić, musiałabym tylko "wychować" faceta, żeby był bardziej decydujący, żeby on więcej przyjmował inicjatywę, żeby pamietał i przewidywał, żeby był dla mnie męski w takim stopniu, w jakim potrzebowała itp.

rossanka napisał/a:

Mimo tego spróbowałaś  i z doświadczenia teraz wiesz, że taka relacja Ci nie służy. W następnej już tego błędu nie popełnisz.

Tak, wielu rzeczy wcześniej nie wiedziałam i dopiero wspólne zamieszkanie to pokazało. W następnym związku będę dążyć do szybszego zamieszkania razem, to na pewno.  Zwrócę też uwagę na to, czy dany facet mieszkał już sam lub z dziewczyną. Mój ostatni partner mieszkał wcześniej z rodzicami, co wcześniej mi nie przeszkadzało, bo ja też mieszkałam z rodzicami, tyle, ze ja już wcześniej normalnie gotowałam, prałam, sprzątałam itp.

rossanka napisał/a:

Jak Cię to trapi, to może dobry psycholog, parę spotkań rozjaśniło by Ci sytuację?

Dzięki, na szczęście to już zostało obgadane z psychologiem jeszcze przed rozstaniem. Może dlatego nie żałuję decyzji o rozstaniu i cały czas jestem przekonana, ze była to dobra decyzja dla obu stron.

Czyli temat zamknięty?

8,218

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Czyli temat zamknięty?

Tak, od rozstania minęło kilka miesięcy. Mamy wciąż jakiś tam kontakt, bo rozstaliśmy się w zgodzie, ale oboje wiemy, ze na pewno nie wrócimy do siebie.

8,219

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ostatnio są dwa podobne wątki na naszym forum.

Pierwszy założony przez kobietę, w którym pisze ona, że była w 3 związkach, które się rozpadły (jeden mezczyzna zachorowal na chorobe psychiczna w czasie ich relacji, drugi okazal sie byc seksoholikiem, trzeci byl duzo starszy i w pewnym momencie moglo to przyczynic sie do rozpadu, byli na innych etapach zyciowych).Teraz poznała kogoś, ale po kilku spotkaniach brak jest jakiejkolwiek iskry, chemii. Autorka zastanawia się, czy jest sens ciągnąć dalej znajomość. Wątek doczekał się już dwóch stron. Obecnie wisi na głównej.

Drugi temat założony jest przez mezczyzne, opisuję dwie kobiety, Magdę, która jest jego bratnią duszą , przyjaciółką  ale Autor nie czuję do niej nic fizycznego, libi ją, ceni, ale nie pociaga go ona jako kobieta. Poznał natomiast Izę, która go pociąga a na dodatek zgrał się z nią charakterologicznie I CHyba dobrze im razem, wynika to z jego słow, Iza to nie tylko dziewczyna do seksu, ale partnerka. Dręczą go jednak wyrzuty sumienia w stosunku do Magdy. Temat nie wiadomo jak się rozwinie, bo doczekał się jedynie 3 odpowiedzi. Panie odpowiedziały, panowie jak na razie się nie wypowiedzieli.

Te dwa wątki wydają mi się identyczne, jeśli chodzi o główne pytanie, czy dawać szansę na coś więcej znajomości, gdy kogoś się już zna, ale z biegiem czasu nie ma właśnie tej iskry?
Pisalam tu chyba, a może nie, nie pamiętam, jakoś 2 albo 3 miesiące temu miałam podobnie, zostałam zaproszona przez znajomego mezczyzne na wspólne wyjście razem, ale odmówiłam, bo facet nic a nic nie podobał mi się fizycznie i traktowałam go przez cały czas znajomości jako kolegę.
Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy, nie ma co na siłę zmieniać takich znajomości, które są opisane w tematach , które przytoczyłam.

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Wydaje mi się, ze jeśli po stronie kobiety nie iskrzy a facet nadrabia na innych płaszczy anch to może się to zmienić. W druga strone, nie.

8,220

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Karmaniewraca napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ostatnio są dwa podobne wątki na naszym forum.

Pierwszy założony przez kobietę, w którym pisze ona, że była w 3 związkach, które się rozpadły (jeden mezczyzna zachorowal na chorobe psychiczna w czasie ich relacji, drugi okazal sie byc seksoholikiem, trzeci byl duzo starszy i w pewnym momencie moglo to przyczynic sie do rozpadu, byli na innych etapach zyciowych).Teraz poznała kogoś, ale po kilku spotkaniach brak jest jakiejkolwiek iskry, chemii. Autorka zastanawia się, czy jest sens ciągnąć dalej znajomość. Wątek doczekał się już dwóch stron. Obecnie wisi na głównej.

Drugi temat założony jest przez mezczyzne, opisuję dwie kobiety, Magdę, która jest jego bratnią duszą , przyjaciółką  ale Autor nie czuję do niej nic fizycznego, libi ją, ceni, ale nie pociaga go ona jako kobieta. Poznał natomiast Izę, która go pociąga a na dodatek zgrał się z nią charakterologicznie I CHyba dobrze im razem, wynika to z jego słow, Iza to nie tylko dziewczyna do seksu, ale partnerka. Dręczą go jednak wyrzuty sumienia w stosunku do Magdy. Temat nie wiadomo jak się rozwinie, bo doczekał się jedynie 3 odpowiedzi. Panie odpowiedziały, panowie jak na razie się nie wypowiedzieli.

Te dwa wątki wydają mi się identyczne, jeśli chodzi o główne pytanie, czy dawać szansę na coś więcej znajomości, gdy kogoś się już zna, ale z biegiem czasu nie ma właśnie tej iskry?
Pisalam tu chyba, a może nie, nie pamiętam, jakoś 2 albo 3 miesiące temu miałam podobnie, zostałam zaproszona przez znajomego mezczyzne na wspólne wyjście razem, ale odmówiłam, bo facet nic a nic nie podobał mi się fizycznie i traktowałam go przez cały czas znajomości jako kolegę.
Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy, nie ma co na siłę zmieniać takich znajomości, które są opisane w tematach , które przytoczyłam.

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Wydaje mi się, ze jeśli po stronie kobiety nie iskrzy a facet nadrabia na innych płaszczy anch to może się to zmienić. W druga strone, nie.

Może,
jasne, tylko te wątki były o sytuacji, jak z biegiem czasu NIE zaiskrzyło. W miare spotkań. Co wtedy robić?

8,221

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Karmaniewraca napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ostatnio są dwa podobne wątki na naszym forum.

Pierwszy założony przez kobietę, w którym pisze ona, że była w 3 związkach, które się rozpadły (jeden mezczyzna zachorowal na chorobe psychiczna w czasie ich relacji, drugi okazal sie byc seksoholikiem, trzeci byl duzo starszy i w pewnym momencie moglo to przyczynic sie do rozpadu, byli na innych etapach zyciowych).Teraz poznała kogoś, ale po kilku spotkaniach brak jest jakiejkolwiek iskry, chemii. Autorka zastanawia się, czy jest sens ciągnąć dalej znajomość. Wątek doczekał się już dwóch stron. Obecnie wisi na głównej.

Drugi temat założony jest przez mezczyzne, opisuję dwie kobiety, Magdę, która jest jego bratnią duszą , przyjaciółką  ale Autor nie czuję do niej nic fizycznego, libi ją, ceni, ale nie pociaga go ona jako kobieta. Poznał natomiast Izę, która go pociąga a na dodatek zgrał się z nią charakterologicznie I CHyba dobrze im razem, wynika to z jego słow, Iza to nie tylko dziewczyna do seksu, ale partnerka. Dręczą go jednak wyrzuty sumienia w stosunku do Magdy. Temat nie wiadomo jak się rozwinie, bo doczekał się jedynie 3 odpowiedzi. Panie odpowiedziały, panowie jak na razie się nie wypowiedzieli.

Te dwa wątki wydają mi się identyczne, jeśli chodzi o główne pytanie, czy dawać szansę na coś więcej znajomości, gdy kogoś się już zna, ale z biegiem czasu nie ma właśnie tej iskry?
Pisalam tu chyba, a może nie, nie pamiętam, jakoś 2 albo 3 miesiące temu miałam podobnie, zostałam zaproszona przez znajomego mezczyzne na wspólne wyjście razem, ale odmówiłam, bo facet nic a nic nie podobał mi się fizycznie i traktowałam go przez cały czas znajomości jako kolegę.
Moim zdaniem jak nie iskrzy to nie iskrzy, nie ma co na siłę zmieniać takich znajomości, które są opisane w tematach , które przytoczyłam.

Jakie Wy mieliście doświadczenia życiowe? Wchodziliście w związki bez żadnej iskry i to się po czasie zmieniało, czy nie? Czy się nie zmieniało?

Ps. Chodzi mi o sytuację, gdy wcześniej znacie już osobę jakiś czas, albo było już kilka spotkań, nie chodzi mi o osoby, które pierwszy raz widzicie na oczy.

Wydaje mi się, ze jeśli po stronie kobiety nie iskrzy a facet nadrabia na innych płaszczy anch to może się to zmienić. W druga strone, nie.

Może,
jasne, tylko te wątki były o sytuacji, jak z biegiem czasu NIE zaiskrzyło. W miare spotkań. Co wtedy robić?

To już chyba się trzeba rozstać, chociaż pewnie zależy w jakim się jest wieku, jeśli ta iskra to pociąg fizyczny a jeśli dla kogoś jest to ważne. A jeśli nie to pewnie jest obszar do wypracowania czegoś. Jak zawsze w relacjach nie ma jednej słusznej decyzji, wszystko to zależy od wielu czynników.

8,222

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Karmaniewraca napisał/a:

To już chyba się trzeba rozstać, chociaż pewnie zależy w jakim się jest wieku, jeśli ta iskra to pociąg fizyczny a jeśli dla kogoś jest to ważne. A jeśli nie to pewnie jest obszar do wypracowania czegoś. Jak zawsze w relacjach nie ma jednej słusznej decyzji, wszystko to zależy od wielu czynników.

Ojakim wieku piszemy? Po 70tce możliwe, ze pociąg fizyczny nie musi już występowac, ale chyba nie o tym wieku rozmowa. 40, 50, 60 latkowie jeszcze chodzą ze sobą dołóżka.

8,223 Ostatnio edytowany przez Mergi (2023-11-18 22:01:16)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
jeziorna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czyli temat zamknięty?

Tak, od rozstania minęło kilka miesięcy. Mamy wciąż jakiś tam kontakt, bo rozstaliśmy się w zgodzie, ale oboje wiemy, ze na pewno nie wrócimy do siebie.

W życiu nic nie jest pewne.
Ross,kochana,witaj,co tam u Ciebie?
Mam nadzieję,że wszystko ok.

8,224

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mergi napisał/a:
jeziorna napisał/a:
rossanka napisał/a:

Czyli temat zamknięty?

Tak, od rozstania minęło kilka miesięcy. Mamy wciąż jakiś tam kontakt, bo rozstaliśmy się w zgodzie, ale oboje wiemy, ze na pewno nie wrócimy do siebie.

W życiu nic nie jest pewne.
Ross,kochana,witaj,co tam u Ciebie?
Mam nadzieję,że wszystko ok.

Hej Mergi, kopę lat smile

U mnie leci, leci jakoś.

Dzięki za pamięć.  Za to u Ciebie zmiany smile

8,225

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jak mam 5 minut ,aby w spokoju pójść do toalety,to już sukces.

8,226

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mergi napisał/a:

Jak mam 5 minut ,aby w spokoju pójść do toalety,to już sukces.

A to kiedyś minie, pierwsze lata sa ponoć najcięższe, znaczy, ze czasu brakuje.
A potem już nawet nie będziesz pamiętać, jak przez mgłe.
Ale sie narobilo nie?

8,227

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Za dwa lata ,jak cała trójka będzie chodzić do przedszkola,to odetchnę

8,228

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mergi napisał/a:

Za dwa lata ,jak cała trójka będzie chodzić do przedszkola,to odetchnę

Jaka trójka? Zatrzymałam się na dwójce?

8,229

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross,to było 2 lata temu,o ile dobrze pamiętam.

8,230

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mergi napisał/a:

Ross,to było 2 lata temu,o ile dobrze pamiętam.

Chyba tak. a potem kontakt nam zanikł?
Więc jest i trzecie ???

8,231

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tak,mam jeszcze 4 miesięczną córkę.
Twraz zakupy w Biedronce i przychodnia to moja rozrywka

8,232

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross,napisz lepiej co u  Ciebie.
Jak sprawy ❤️?

8,233

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mergi napisał/a:

Ross,napisz lepiej co u  Ciebie.
Jak sprawy ❤️?

Sprawy ♡ po staremu wink

8,234

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

W ten Sylwester, jak nigdy, robie postanowienie Noworoczne, ale w sumie mogę zacząć  już wcześniej.

Mam trzy punkty:

1. Mysleć bardziej pozytywnie, nie tworzyć czarnych scenariuszy z góry i być uśmiechniętą  (ten punkt uważam na najtrudniejszy)
2. Popracować nad swoja sylwetką,  bo pewne rzeczy nie podobaja mi się, może uda się temu choć trochę zaradzić.
3. Może wezmę sobie psa.

(O zdrowiu nie pisze bo to oczywiste).

8,235

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zajmij sie wlasnym rozwojem tak, zebys przestala myslec o facetach.

Zaangazuj sie w cos, czym zawsze od dziecka chcialas sie zajac. A nie zajelas z roznych powodow (zycie itp.). A kjiedy zajmiesz sie czyms z pasja, jaka czulas jako dziecko, wtedy spotkasz kogos z pasja.

Pozdrawiam.

8,236

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Mama Emigrantka napisał/a:

Zaangazuj sie w cos, czym zawsze od dziecka chcialas sie zajac. A nie zajelas z roznych powodow (zycie itp.). A kjiedy zajmiesz sie czyms z pasja, jaka czulas jako dziecko, wtedy spotkasz kogos z pasja.

Pozdrawiam.

A to akurat robię już od wielu lat (zajmuję się tym, co chciałam jako dziecko, jest kilka takich rzeczy. wiele). także z tym problemu nie mam. smile

8,237

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Witam w Nowym Roku czytających i forumowiczów.
Jak u Was sprawy? Zadowoleni?
U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.

Poza tym brak u mnie postanowień Noworocznych, może poza zadbaniem o teżyznę fizyczna, zdrowie i może jeszcze coś, czego tu nie napiszę (nic związanego ze związkami).

Jakieś  zmiany  u kogoś?

8,238

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Witam w Nowym Roku czytających i forumowiczów.
Jak u Was sprawy? Zadowoleni?
U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.

Poza tym brak u mnie postanowień Noworocznych, może poza zadbaniem o teżyznę fizyczna, zdrowie i może jeszcze coś, czego tu nie napiszę (nic związanego ze związkami).

Jakieś  zmiany  u kogoś?

Ja za tydzien mam.wyprowadzke do nowego mieszkania, pozniej moja dzialalnosc ,tak na wiosna pewnie bede sie rozgladac za nowym.zwiazkiem... zima jestem niereformowalna na zwiazki

8,239

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Witam w Nowym Roku czytających i forumowiczów.
Jak u Was sprawy? Zadowoleni?
U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.

Poza tym brak u mnie postanowień Noworocznych, może poza zadbaniem o teżyznę fizyczna, zdrowie i może jeszcze coś, czego tu nie napiszę (nic związanego ze związkami).

Jakieś  zmiany  u kogoś?

Ja za tydzien mam.wyprowadzke do nowego mieszkania, pozniej moja dzialalnosc ,tak na wiosna pewnie bede sie rozgladac za nowym.zwiazkiem... zima jestem niereformowalna na zwiazki

O Julka widzę, same zmiany w styczniu.

Myślisz, że zima ludzie więcej siedzą w domu?

8,240

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Witam w Nowym Roku czytających i forumowiczów.
Jak u Was sprawy? Zadowoleni?
U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.

Poza tym brak u mnie postanowień Noworocznych, może poza zadbaniem o teżyznę fizyczna, zdrowie i może jeszcze coś, czego tu nie napiszę (nic związanego ze związkami).

Jakieś  zmiany  u kogoś?

Ja za tydzien mam.wyprowadzke do nowego mieszkania, pozniej moja dzialalnosc ,tak na wiosna pewnie bede sie rozgladac za nowym.zwiazkiem... zima jestem niereformowalna na zwiazki

O Julka widzę, same zmiany w styczniu.

Myślisz, że zima ludzie więcej siedzą w domu?

Niewiem czy ludzie, ale ja napewno mogla bym zapasc w sen zimowy,  zimno,deszcze, nic sie nie chce, czlowiek sie nie martwi o mode jak wyglada, tylko wylazi jak balwan opatulony, zeby zimno nie bylo... NIE zdecydowanie zima milosne podboje to ostatnie o czym mysle... wiosna, lato i jesien to zupelnie co innego

8,241

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

Ja za tydzien mam.wyprowadzke do nowego mieszkania, pozniej moja dzialalnosc ,tak na wiosna pewnie bede sie rozgladac za nowym.zwiazkiem... zima jestem niereformowalna na zwiazki

O Julka widzę, same zmiany w styczniu.

Myślisz, że zima ludzie więcej siedzą w domu?

Niewiem czy ludzie, ale ja napewno mogla bym zapasc w sen zimowy,  zimno,deszcze, nic sie nie chce, czlowiek sie nie martwi o mode jak wyglada, tylko wylazi jak balwan opatulony, zeby zimno nie bylo... NIE zdecydowanie zima milosne podboje to ostatnie o czym mysle... wiosna, lato i jesien to zupelnie co innego

Jeszcze dwa miesiące i wiosna.

8,242

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:

O Julka widzę, same zmiany w styczniu.

Myślisz, że zima ludzie więcej siedzą w domu?

Niewiem czy ludzie, ale ja napewno mogla bym zapasc w sen zimowy,  zimno,deszcze, nic sie nie chce, czlowiek sie nie martwi o mode jak wyglada, tylko wylazi jak balwan opatulony, zeby zimno nie bylo... NIE zdecydowanie zima milosne podboje to ostatnie o czym mysle... wiosna, lato i jesien to zupelnie co innego

Jeszcze dwa miesiące i wiosna.

Wiem  ciesze sie

8,243

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

Niewiem czy ludzie, ale ja napewno mogla bym zapasc w sen zimowy,  zimno,deszcze, nic sie nie chce, czlowiek sie nie martwi o mode jak wyglada, tylko wylazi jak balwan opatulony, zeby zimno nie bylo... NIE zdecydowanie zima milosne podboje to ostatnie o czym mysle... wiosna, lato i jesien to zupelnie co innego

Jeszcze dwa miesiące i wiosna.

Wiem  ciesze sie

Ja też. Może w końcu moja zła passa się przełamie. W końcu.

8,244

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Jeszcze dwa miesiące i wiosna.

Wiem  ciesze sie

Ja też. Może w końcu moja zła passa się przełamie. W końcu.

Powodzenia

8,245

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

Wiem  ciesze sie

Ja też. Może w końcu moja zła passa się przełamie. W końcu.

Powodzenia

Dziękuję i wzajemnie. smile

8,246

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ja też. Może w końcu moja zła passa się przełamie. W końcu.

Powodzenia

Dziękuję i wzajemnie. smile

Dzieki

8,247

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.


A chciałabyś być w związku z facetem, który jest z Tobą tylko dlatego, że byłaś dla niego jedyną opcją?

Z takiego puntu widzenia samotność jest dobrą opcją.

8,248

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.


A chciałabyś być w związku z facetem, który jest z Tobą tylko dlatego, że byłaś dla niego jedyną opcją?

Z takiego puntu widzenia samotność jest dobrą opcją.

Jedyna opcja to ona by byla,gdyby wszystkie kobiety wyginely  a ona sama zostala

8,249

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No nie do końca... Może facet dostałby zainteresowanie tylko i wyłącznie od Rossanki, to wtedy ona byłaby dla niego jedyną opcją.

8,250

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.


A chciałabyś być w związku z facetem, który jest z Tobą tylko dlatego, że byłaś dla niego jedyną opcją?

Z takiego puntu widzenia samotność jest dobrą opcją.

\O tym pisałam.

8,251

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JuliaUK33 napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
rossanka napisał/a:

U mnie bez zmian, nadal w pojedynkę, powiem Wam , że lepiej być z kimś niż samemu bo samotność nie służy,
Tylko jak byś z kimś na siłę i z braku laku - to znowu sto razy lepiej być samemu, niż na siłę z kimś z kim się nie chce być.


A chciałabyś być w związku z facetem, który jest z Tobą tylko dlatego, że byłaś dla niego jedyną opcją?

Z takiego puntu widzenia samotność jest dobrą opcją.

Jedyna opcja to ona by byla,gdyby wszystkie kobiety wyginely  a ona sama zostala

To bym się nie mogła od chłopów odgonić i znowu by było źle.

8,252

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

A chciałabyś być w związku z facetem, który jest z Tobą tylko dlatego, że byłaś dla niego jedyną opcją?

Z takiego puntu widzenia samotność jest dobrą opcją.

Jedyna opcja to ona by byla,gdyby wszystkie kobiety wyginely  a ona sama zostala

To bym się nie mogła od chłopów odgonić i znowu by było źle.

Jejku ja tez bym nie chciala byc sama kobieta tylko nudy by byly na swiecie

8,253

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

Jedyna opcja to ona by byla,gdyby wszystkie kobiety wyginely  a ona sama zostala

To bym się nie mogła od chłopów odgonić i znowu by było źle.

Jejku ja tez bym nie chciala byc sama kobieta tylko nudy by byly na swiecie

Musiałabyś się skryć w jakiejś jaskini aby Cię nie odnaleźli.

8,254

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
rossanka napisał/a:

To bym się nie mogła od chłopów odgonić i znowu by było źle.

Jejku ja tez bym nie chciala byc sama kobieta tylko nudy by byly na swiecie

Musiałabyś się skryć w jakiejś jaskini aby Cię nie odnaleźli.

Pewnie tak

8,255

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A jakbym teraz założyła temat Pozbawcie... mam 46 lat? To co by ludzie odpisali?
(Pominmy odpowiedzi typowo trolujace, o murzynach, karuzelach i betakach oraz alfach i chadach, one nie będą tu komentowane).

Posty [ 8,191 do 8,255 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 125 126 127 128 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024