rossanka napisał/a:Nie cierpię takiego podejścia. Na seks dobra, ale już na wspólne życie nie. Zygac się chce.
Sorry, że rak z rana pisze, ale nie lubię po prostu takiego podejścia.
Są małżeństwa, które się nieśmiało poznawały. Ona i on z jednej klasy, raz na pół roku zatańczyli wolnego na dyskotece szkolnej, on jej pomagał w zadaniu z matmy, potem razem robili gazetkę szkolną. Na walentynki nieśmiało wręczyli sobie jakieś prezenty. Potem spacery w parku, jakieś nieśmiałe objęcie, pocałunek. Potem studia, razem i razem, pierwszy seks. Pierścionek zaręczynowy, ślub, magisterka, ciąża. Dzieci, praca, dom, praca dom.
A są małżeństwa, gdzie ona i on pojechali na pijacki obóz studencki. Szaleli na dyskotece, bzyknęli się pod prysznicem. Potem znowu i znowu... a potem się spotykali jako chłopak i dziewczyna. Magisterki, ślub, ciąża, dzieci, praca, dom, praca dom.
Przewijamy taśmę na sam początek znajomości...
I co? Ona czy on pyta "jaki jest twój cel znajomości"? "Seks czy wspólne życie"? Co wybierasz? Jak mam Cię kwalifikować?
Ludzie się pogubili... gość obok się zastanawia czy ma gdzieś otagować się że jest po rozwodzie. Dżżżizas... naprawdę ludzie nie potrafią się normalnie poznawać? Jak człowiek z człowiekiem? Zobaczyć jaki kto jest? A jak się sobie spodobają to po prostu iść na seks? I czy trzeba od razu deklarację wypełnić "seks czy związek"?