Evergreen napisał/a:rossanka napisał/a:Nic nie napisze, bo nic ciekawego się nie dzieje.
Nie wiem czy odetchnąć z ulgą czy się załamać
Tak czy siak zrzuciłaś mi kamień z serca, że się tu nie panoszymy jeszcze za bardzo.
Co do tego wieku i zostania babcia itd. to takie gdybanie, które może zaprowadzić w jakieś mroczne krainy, jeśli zawładnie nami żal.
Krótka historyjka
Jakiś czas temu skontaktowałam się telefonicznie z moim pierwszym chłopakiem, z którym nie widziałam się od ponad 20 lat. Pogadaliśmy sobie sympatycznie, obiecując sobie spotkanie, ale on zapytał mnie: co mnie napadło, że akurat teraz zdecydowałam się do niego zadzwonić, i czy przypadkiem nie mam mu czegoś do powiedzenia (i się zaśmiał). Totalnie nie zajarzyłam o co mu chodzi, to wyjawił, że może na spotkanie przyprowadzę jakiegoś synka z dawnych czasów
. Uśmiałam się i mówię, że chyba zwariował, nie wyobrażam sobie wpaść do pubu na piwko razem z 26 letnim dzieckiem i go przedstawić ojcu
. Tak chlapnęłam ten wiek z sufitu, ale dotarło wtedy do nas, że rzeczywiście to dziecko miałoby teraz 26 lat, gdyby coś nam się kiedyś "omsknęło". W telefonie nastąpiła chwila milczenia z jednej i drugiej strony, i refleksja, że bylibyśmy już pewnie dziadkami w naszym wieku, właśnie. Później pomyślałam sobie jak moje życie mogłoby się potoczyć, gdyby tak właśnie by się wydarzyło i chyba wolałabym, aby mimo wszystko wyszło tak jak jest teraz, niezależnie od sytuacji z jakimi się w nim spotkałam i czego doświadczyłam.
I teraz trochę pompatycznej treści
Doceniajcie to co macie, bo gdyby nie to, co przeżyliście, nie bylibyście tym kim jesteście.
![]()
Tp mam inaczej. w tym wieku jakoś zawsze widziałam się może jeszcze nie babcią ale matką dużych już dzieci w wieku licealnym, albo późna podstawówka. Czasem czuję jakbym na tym polu (mam na myśli rodzinę) żyła czyimś życiem.
Tak nieraz gdybam i dochidzę do wniosku, ze przypuśćmy, ze w wieku 30 lat zakładam rodzinę, to pewnie miałabym dwoje dzieci, męża, mieszkalibyśmy w większym mieszkaniu albo i domku, a może mieszkałaby, już dawno za granicą? Moja nerwica byłaby mniejsza, bo partner bu w tym pomagał (to pisze z wypowiedzi dziewczyn z forum, które też cieroią na nerwicę a obecnośc męża trochę pomaga). W rodzinie byłabym inaczej traktowana, nie jako ta, która ma zawsze czas bo nie ma rodziny, więc może zrobic to to i tamto. Nie słyszałabym docinków typu: pani nie musi gotować obiadów, bo nie ma komu. Albo: pani to może na urlop pojechać w listopadzie, bo nie ma dzieci. Byłabym weselsza jeśli chodzi o strefe związków i dzieci, bo miałabym tę strefe o nie marudziłabym, ze jestem sama, albo, że nie mam dzieci. Byłabym też pewniejsza siebie i bezpieczniejsza na mieście. Kobietę niektórzy mężczyźni mają za śmieć, który można pbrażać.
Zawodowo pewnie robiłabym to samo. Koleżanki miała te same, plus matki moich dzieci, hobby miałabym to samo, a moze nawet więcej.
No patrz, jak to życie potrafi zaskakiwać.
Ja w tym wieku widziałam siebie jako samotną kobietę, samodzielną i niezależną, robiącą karierę i co jej się żywnie podoba.
A tu mąż, dziecko i "dom na głowie".
Tylko ja miałam zupełnie inne wyobrażenie o samotnej kobiecie jak Ty Ross, bo mnie nigdy nikt nie mógł sobie poobrażać.
Ja bym nie musiała gotować obiadków, bo mogłabym robić co tylko chcę.
Ja bym mogła brać urlop w wakacje, bo mam takie samo prawo jak inni pracownicy ( nawiasem mówiąc lubię brać część urlopu w listopadzie - za oknem deszcz, wiatr, ludziska marzną a ja sobie w ciepłym domku siedzę )
Ross, małżeństwo może równie dobrze wspierać co przeczołgać i pozbawić poczucia wartości. To nie jest panaceum na wszystkie problemy.
Poza tym jeszcze wszystko przed Tobą, serio.