pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 107 108 109 110 111 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 7,021 do 7,085 z 8,335 ]

7,021

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
paslawek napisał/a:
rossanka napisał/a:
Be. napisał/a:

To zależy od oczekiwań Rumun. Jeżeli ktoś dość powierzchownie patrzy to tak jest. Niewątpliwie rossanka jest taka osoba wbrew pozorom. Natomiast wyobraź sobie sytuację, że przychodzi laska na randkę i jest średnia, do tego rozmowa idzie tak sobie. I co, byś zrezygnował już...a nagle (np w wiadomości po randce) by się okazało, że laska ma fantazje by zrobić Ci rzeczy, o których sam nawet byś się bał wspomnieć. Pobieglbys jak Etiopczyk na maratonie. Przykład może średnio życiowy, ale chyba dość dosadny. Oczywiście jak ktoś jest totalnie odrzucający to nie ma co.

A tu co ma piernik do wiatraka? Co ma ta laska wspólnego z moim przykładem, bo nie rozumiem tego pokrętnego opisu hmm

To ja ci na ochotnika i na złość Be wytłumaczę smile
Chodzi o to, że  Be nie patrzy powierzchownie i niewątpliwie,
No Be ma zawsze "najlepsze" oczekiwania,głębokie i super ekstra smile to wiadomo nie od dzisiaj
Co mu to daje że się porównał z Tobą i Ciebie tak ocenił ?
Pomyślmy smile wyczytajmy to między wierszami Ross smile
Masz Ty dziewczyno cierpliwość do nich smile.

A bo to jak synowie prawie. Albo dużo młodsi bracia. To co się mam złościć.
Ale romansu jak nie ma tak nie było, a tu zaraz półmetek lata. A ja się obijam hmm

Zobacz podobne tematy :

7,022

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Załóż sobie aplikację randkową na T i zapraszaj chamów na kwadrat to będziesz miała romanse wink

7,023

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Załóż sobie aplikację randkową na T i zapraszaj chamów na kwadrat to będziesz miała romanse wink

Ale ty nie proponujesz romansów, ale robienie za materac.
O na pewno nie.

7,024

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Już mamy prawie połowę wakacji.
Jak tam romanse, Rossanka?

7,025

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Już mamy prawie połowę wakacji.
Jak tam romanse, Rossanka?

Nijak sad
Bo jak stara babka latałam po lekarzach, to do romansów nie miałam głowy.
Ale został jeszcze sierpień smile

7,026

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No cóż, w takim razie trzymamy kciuki smile
Pamiętaj tylko, że Sierpień zleci 2x szybciej niż Lipiec (takie prawo lata)

7,027

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Podziwiam Twoje starania Ross. Niesamowite jak ciężko musiałaś pracować by jako kobieta żyć w takiej samotności. Muszę przyznać, że nie znam drugiej takiej. By Ci zobrazować to: to jest tak jak gdyby gość był znanym aktorem, bogatym, pięknym i nie potrafił sobie nikogo znaleźć.

7,028

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

Podziwiam Twoje starania Ross. Niesamowite jak ciężko musiałaś pracować by jako kobieta żyć w takiej samotności. Muszę przyznać, że nie znam drugiej takiej. By Ci zobrazować to: to jest tak jak gdyby gość był znanym aktorem, bogatym, pięknym i nie potrafił sobie nikogo znaleźć.

A wiesz co będzie dalej? Nic się nie zmieni za 10 lat. Czy będę mieć 50 czy 60 czy 100. Ciągle będę sama. Jakoś tak czuję.
Albo będę w związku tak jak ta babka, która zalozyla wątek, że zerwała po oświadczynach, po 4letnim związku, bo od początku nic nie czuła do faceta, ale nyl dobry, z innymi nie wychodziło to weszła w to z rozsądku. Wtedy założę wątek i zbiorę kubły zimnej wody na głowę od forumowiczów, że po co wchodziłam w związek z kimś, do którego nic nie czułam, a nie chciałam być sama, ale w głębi wiedziałam, że to nie to.

7,029 Ostatnio edytowany przez Be. (2022-07-27 09:43:41)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No będzie, bo co zmieniłaś przez 10 lat?Leki nigdy nie wyciszyły Twoich obaw? Dlaczego negowalas każda możliwa propozycje? Dlaczego np gdy ja Ci proponowałem metody na poznanie kogoś,. nawet za rękę chciałem Cię poprowadzić to udawałas, że tego nie widzisz? Wiesz, że piszesz tak jak gman w wątku obok? Podstawić Wam ideal pod nos i tak to spierdolicie. Ross musisz otrzeźwieć. We mnie jako facecie budzisz takie emocje: mam ochotę Cię mocno przytulić i kopa w tyłek sprzedać jednocześnie. Wiem, że nie zdajesz sobie z tego sprawy i wydaje Ci się to niemożliwe, ale naprawdę problem jest jedynie w postrzeganiu przez Ciebie tego co jest wokół. Ponoć jesteś całkiem atrakcyjna. Kojarzę że jesteś samodzielna. Przestań stawiać durne granice (sztuczne) typu że 42 lata to ok, a 40 za młody, a 47 za stary itd. Idz w końcu i zrób coś zgodnie z tym co w Tobie jest i co czujesz. Nie chcesz przygodnego seksu to nie - namawiać na to będą głównie zaburzone osoby taka prawda. A jak chcesz to idź. W każdym razie po prostu umysł na bok, a serce + cyc do przodu. Na portalach jest więcej Panów w Twoim wieku niż kobiet w jakimkolwiek...także idź tam i zacznij wybierać, grzebać, wybrzydzać i przeglądać. Tylko daj komuś szansę...i nie konsultuj zbyt wiele z koleżankami doradczyniami.

7,030

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

No będzie, bo co zmieniłaś przez 10 lat?Leki nigdy nie wyciszyły Twoich obaw? Dlaczego negowalas każda możliwa propozycje? Dlaczego np gdy ja Ci proponowałem metody na poznanie kogoś,. nawet za rękę chciałem Cię poprowadzić to udawałas, że tego nie widzisz? Wiesz, że piszesz tak jak gman w wątku obok? Podstawić Wam ideal pod nos i tak to spierdolicie. Ross musisz otrzeźwieć.

Jeśli chodzi o propozycję, to pisałam już wiele razy, że nigdy nikomu nie odmówiłam spotkania, nawet jeśli nie chciałam się spotkać, wychodząc z założenia, że mize się mylę i trzeba dać znajomości szanse( co ciekawe, ja takiej szansy nie dostawałam, jak mężczyzna nie chciał, to się ze mną nie umawial).
Po drugie, Tinder i tym podobne odpada, nie mam zamiary zmuszać się do kontaktów fizycznych z osobami, z którymi nie chce, co to to nie. Nie jestem już nastolatka, wtedy nie mogłam odmawiać, a teraz mogę  haha. I jak mi ktoś nie pasuje, to chętnie korzystam z tej możliwości, nie mam zamiaru się zmuszać jak nie chce.

7,031 Ostatnio edytowany przez Be. (2022-07-27 11:35:47)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tak...bo właśnie o tym pisałem...czekam na stronę nie 200, a 300 hmm. Sorry ross musisz brutalnie spojrzeć prawdzie oczy. Samo się nie stanie, na pewno nie.

7,032

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

Tak...bo właśnie o tym pisałem...czekam na stronę nie 200, a 300 hmm. Sorry ross musisz brutalnie spojrzeć prawdzie oczy. Samo się nie stanie, na pewno nie.

No to nie. Nic się nie zmieni. Już się przyzwyczaiłam nawet.

Skrzynkę sprawdź, bo np twój mail wpadł mi do spamu sad

7,033

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Na portalach randkowych przypada ok. 8 facetów na 1 kobietę.
Jeżeli Rossanka nie jest w stanie znaleźć tam mężczyzny to znaczy, że coś jest nie tak z jej wymaganiami albo z spostrzeganiem świata bo nie uwierzę, że 100% z tych chłopaków nie nadaje się do związku (jest to statystycznie niemożliwe).

W dzisiejszych czasach kobiety muszą się odpychać nogami i rękami od facetów, nawet te niskie, grube i z tłustymi włosami.
Pamiętam jak kiedyś w pracy jedna dziewczyna miała karłowaty wzrost, sporą nadwagę i do tego jej twarz przypominała ropuchę podczas zatwardzenia i mimo tego co chwile miała jakieś randki z facetami.
Naprawdę nie przesadzam, miała oczy i rysy twarzy jak jakaś ropucha czy inna żaba. Czegoś takiego nie widziałem nigdy wcześniej a mimo tego przebierała w facetach jak tylko chciała.

Zaś miałem sporo kolegów, którzy byli mocno ogarnięci życiowo, nic im nie brakowało i mimo tego mogli o dziewczynie jedynie pomarzyć.

Jeden znajomy, wysoki, bardzo dobra sylwetka (prawie 20 lat ćwiczy boks), do tego ma pieniądze, duże mieszkanie w dużym mieście (bez kredytów), ubrany jak Brytyjski makler giełdowy i mimo tego nie potrafi znaleźć kobiety do związku od 5 lat.
A jego koleżanka, takie mocne 5/10 robi za osiedlowe ruchadełko, takie ma wzięcie wśród panów.

Śledzę ten temat od lat i widzę, że Rossanka po prostu ma tak, że jak napatoczy się jakiś dobry chłop to ona nagle nie czuje do niego pociągu, dlatego może zostać sama do końca życia bo łobuzy wzbudzający chemię rozglądają się bardziej za 20stkami niż za kobietami koło 50tki.

7,034

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Na portalach randkowych przypada ok. 8 facetów na 1 kobietę.
Jeżeli Rossanka nie jest w stanie znaleźć tam mężczyzny to znaczy, że coś jest nie tak z jej wymaganiami albo z spostrzeganiem świata bo nie uwierzę, że 100% z tych chłopaków nie nadaje się do związku (jest to statystycznie niemożliwe).

W dzisiejszych czasach kobiety muszą się odpychać nogami i rękami od facetów, nawet te niskie, grube i z tłustymi włosami.
Pamiętam jak kiedyś w pracy jedna dziewczyna miała karłowaty wzrost, sporą nadwagę i do tego jej twarz przypominała ropuchę podczas zatwardzenia i mimo tego co chwile miała jakieś randki z facetami.
Naprawdę nie przesadzam, miała oczy i rysy twarzy jak jakaś ropucha czy inna żaba. Czegoś takiego nie widziałem nigdy wcześniej a mimo tego przebierała w facetach jak tylko chciała.

Zaś miałem sporo kolegów, którzy byli mocno ogarnięci życiowo, nic im nie brakowało i mimo tego mogli o dziewczynie jedynie pomarzyć.

Jeden znajomy, wysoki, bardzo dobra sylwetka (prawie 20 lat ćwiczy boks), do tego ma pieniądze, duże mieszkanie w dużym mieście (bez kredytów), ubrany jak Brytyjski makler giełdowy i mimo tego nie potrafi znaleźć kobiety do związku od 5 lat.
A jego koleżanka, takie mocne 5/10 robi za osiedlowe ruchadełko, takie ma wzięcie wśród panów.

Śledzę ten temat od lat i widzę, że Rossanka po prostu ma tak, że jak napatoczy się jakiś dobry chłop to ona nagle nie czuje do niego pociągu, dlatego może zostać sama do końca życia bo łobuzy wzbudzający chemię rozglądają się bardziej za 20stkami niż za kobietami koło 50tki.

No nie. Bo kosze dostawałam nie od łobuzów, ale od normalnych, spokojnych, dobrych, inteligentnych, kulturalnych i pracowitych facetów. Którzy po prostu szli do innej, potem był ślub, dzieci  , widuje ich na fb, dzieciaki już duże, albo mocna podstawówka,  albo liceum. Żaden z tych, co mnie odrzucili nie był i nie jest łobuzem. Skąd ty te pomysły bierzesz?

7,035

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Na portalach randkowych przypada ok. 8 facetów na 1 kobietę.
Jeżeli Rossanka nie jest w stanie znaleźć tam mężczyzny to znaczy, że coś jest nie tak z jej wymaganiami albo z spostrzeganiem świata bo nie uwierzę, że 100% z tych chłopaków nie nadaje się do związku (jest to statystycznie niemożliwe).

W dzisiejszych czasach kobiety muszą się odpychać nogami i rękami od facetów, nawet te niskie, grube i z tłustymi włosami.
Pamiętam jak kiedyś w pracy jedna dziewczyna miała karłowaty wzrost, sporą nadwagę i do tego jej twarz przypominała ropuchę podczas zatwardzenia i mimo tego co chwile miała jakieś randki z facetami.
Naprawdę nie przesadzam, miała oczy i rysy twarzy jak jakaś ropucha czy inna żaba. Czegoś takiego nie widziałem nigdy wcześniej a mimo tego przebierała w facetach jak tylko chciała.

Zaś miałem sporo kolegów, którzy byli mocno ogarnięci życiowo, nic im nie brakowało i mimo tego mogli o dziewczynie jedynie pomarzyć.

Jeden znajomy, wysoki, bardzo dobra sylwetka (prawie 20 lat ćwiczy boks), do tego ma pieniądze, duże mieszkanie w dużym mieście (bez kredytów), ubrany jak Brytyjski makler giełdowy i mimo tego nie potrafi znaleźć kobiety do związku od 5 lat.
A jego koleżanka, takie mocne 5/10 robi za osiedlowe ruchadełko, takie ma wzięcie wśród panów.

.

Błąd myślowy.
Koleżanka robi za materac, nie ma żadnego wzięcia tylko jest traktowana w celach czysto seksualnych, a rozmawiamy o związkach.
Czyli pieniądze  mieszkanie, sylwetka, wzrost- nue gwarantują związku, a to ci nowość.

7,036

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Pytanie do zwiazkowcow: kiedy kłótnia to zwykła kłótnia a kiedy to przegięcie, które doprowadza pomału do upadku związku? I czy jak się kłócicie to nie boicie się, że jak będziecie " niegrzeczni i nieposluszni" to partner Was zostawi? Dlaczego godzenie się na wszystko czego chce partner(styl życia, wystrój domu, kuchnia, sposób spędzania wolnego czasu, ubiór, poglądy, zainteresowania  i inne) też nie sprawi, że związek się nie rozpadnie a ta osoba nie odejdzie. A mozecsprawi?Tyle jest wątków, gdzie opisywane jest jak para się rozstaje bo np były często kłótnie, nie mogli się dogadać, to zrozumiałe, że w końcu nastąpił koniec. A gdyby się na wszystko godzić? Byłby to dobry związek bo nie byłoby powodu do kłótni? Druga osoba nie miałaby nic do zarzucenia, że np żona nie zgadza sie na to czy tamto, czy ma fochy, kłóci się, albo się obraziła i ma ciche dni. Może to jest wyjście?

7,037

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

A gdyby się na wszystko godzić?

Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu w związku jest… nie potrzebowanie go. Bo jeżeli masz przeświadczenie że jest fajnie, ale bez związku też będzie fajnie to masz grunt, aby ten związek naprawiać, aby był dla Ciebie satysfakcjonujący albo.. aby się rozejść gdy różnice są nie do pogodzenia albo nie ma chęci z drugiej strony.

Gdy będziesz się na wszystko godzić to przecież nie będziesz szczęśliwa. Chcesz być nieszczęśliwa byle tylko być w związku? Jaki w tym sens?

Koniec końców pewnie partner i tak Cię zostawi, bo nikt nie chce być w związku z wycieraczką, która siebie nie szanuje.


Pomijam przypadki osób patologicznie kłótliwych, które kłócą się “dla sportu” bo z takimi faktycznie nie idzie wytrzymać.

7,038

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:
rossanka napisał/a:

A gdyby się na wszystko godzić?

Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu w związku jest… nie potrzebowanie go. Bo jeżeli masz przeświadczenie że jest fajnie, ale bez związku też będzie fajnie to masz grunt, aby ten związek naprawiać, aby był dla Ciebie satysfakcjonujący albo.. aby się rozejść gdy różnice są nie do pogodzenia albo nie ma chęci z drugiej strony.

Gdy będziesz się na wszystko godzić to przecież nie będziesz szczęśliwa. Chcesz być nieszczęśliwa byle tylko być w związku? Jaki w tym sens?

Koniec końców pewnie partner i tak Cię zostawi, bo nikt nie chce być w związku z wycieraczką, która siebie .

Ale jak się będę kłócic i mieć inne zdanie to jeszcze szybciej mnie zostawi, co widać nawet na forum. Para się kłóci, nie dogaduje i już cały związek chyli się z czasem ku upadkowi.

Gdy będę się na wszystko godzić, to nie jest tu istotne, czy będę szczęśliwa czy nie, skąd ten pomysł?

Uważam, że teraz, jak jestem sama jest fajnie. Ale zawsze chciałam być w zwiazku i przez lata się to nie zmieniło. Terapeuta mówił, że to normalne pragnienie i nie jestem jedna z tych kobiet, które uwieszaja się na partnerze, same nie umieją sobie zorganizować czasu, nie umieją same spędzać wieczorow, świąt, weekendów  nie potrafią się same utrzymać czy znaleźć pracy, prowadzić domu, czy też wypełnić sobie czas wolny.

7,039

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ale jak się będę kłócic i mieć inne zdanie to jeszcze szybciej mnie zostawi...

Zostawi Cię i co z tego?

Zakładam, że nie kłócisz się o to, że partner odłożył talerze w prawym rogu szafki zamiast w lewym, a o rzeczy dla Ciebie ważne. Dlaczego masz rezygnować z rzeczy ważnych? Pozwalać deptać Twoje granice? Nie szanować Cię?

Staram się szanować granice mojego partnera, a on stara się szanować moje. Gdy je przekracza to mu komunikuję jakich zachowań nie będę akceptować. Pary rozstają się gdy są niedobrane i co najmniej jedna ze stron ma w nosie drugą.

7,040

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ale jak się będę kłócic i mieć inne zdanie to jeszcze szybciej mnie zostawi...

Zostawi Cię i co z tego?

Zakładam, że nie kłócisz się o to, że partner odłożył talerze w prawym rogu szafki zamiast w lewym, a o rzeczy dla Ciebie ważne. Dlaczego masz rezygnować z rzeczy ważnych? Pozwalać deptać Twoje granice? Nie szanować Cię?
.

To nie ma znaczenia. W  znaczeniu, że te granice nie są ważne. Moim zdaniem, jak się przegnie, będzie kłócić, mieć odmienne zdanie to partner odejdzie. Co to za związek, gdy są ciągle kłótnie?
I gdzie jest właśnie ta granica, przy której nie przegina się z kłóceniem.

7,041

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

To nie ma znaczenia. W  znaczeniu, że te granice nie są ważne.

W jakim sensie granice nie są ważne? Rozwiń tę myśl

7,042

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:
rossanka napisał/a:

To nie ma znaczenia. W  znaczeniu, że te granice nie są ważne.

W jakim sensie granice nie są ważne? Rozwiń tę myśl

Zwsze sądziłam, że moje. Np partner uwielbia wycieczki rowerowe, a ja wole spędzać czas na kajakach. Ale spędzamy czas na rowerach, bo on tak lubi. To, że ja lubie kajaki a on nie nie ma znaczenia.
Albo: tu autentyk: ja lubie mieć kontakt codziennie. Np przez 3 dni się nie widzimy, to lubie zadzwonić, pogadać, wysłać smsa, cokolwiek - on nie lubi rozmów przez telefon, nie czuje potrzeby, gdy sie nie widzimy przez 3 dni kontaktu ze mną - ja się musze dostosować, nie mogę od niego wymagać codziennych telefonów, bo to narusza jego granice.

7,043

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross za dużo rozkminiasz. Naprawdę te rzeczy nie mają chyba większego znaczenia, bo zwykle to się naturalnie jakoś miesza... znajomych też masz takich co lubią X a Y nie. PS pamiętaj że to kobiety lubią jak facet stawia na swoim tongue.

7,044

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

Ross za dużo rozkminiasz. Naprawdę te rzeczy nie mają chyba większego znaczenia, bo zwykle to się naturalnie jakoś miesza... znajomych też masz takich co lubią X a Y nie. PS pamiętaj że to kobiety lubią jak facet stawia na swoim tongue.

Nie miesza się naturalnie, bo kończy się tak, że przez 3 dni nie ma kontaktu, bo on nie lubi. sad
Albo co weekend idziemy na rowery a na kajaki wcale sad

7,045

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A próbowałaś negocjować warunki np
A) ok pójdę jutro z Tobą na rower, ale w przyszły weekend idziemy na kajaki, albo
B) nie pójdę jutro z Tobą na rower, bo jestem umówiona na kajaki ze znajomymi (realizacja swoich potrzeb poza związkiem).

i jak on na to reagował?

7,046 Ostatnio edytowany przez Be. (2022-07-28 12:45:15)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Be. napisał/a:

Ross za dużo rozkminiasz. Naprawdę te rzeczy nie mają chyba większego znaczenia, bo zwykle to się naturalnie jakoś miesza... znajomych też masz takich co lubią X a Y nie. PS pamiętaj że to kobiety lubią jak facet stawia na swoim tongue.

Nie miesza się naturalnie, bo kończy się tak, że przez 3 dni nie ma kontaktu, bo on nie lubi. sad
Albo co weekend idziemy na rowery a na kajaki wcale sad


Ale jego już nie ma od dawna. To co rozważasz? Jak będziesz patrzyła na swojego faceta przez pryzmat byłego to w końcu się skapnie, że ich porownujesz/zestawiasz ze sobą i będzie draka...

7,047

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:

A próbowałaś negocjować warunki np
A) ok pójdę jutro z Tobą na rower, ale w przyszły weekend idziemy na kajaki, albo
B) nie pójdę jutro z Tobą na rower, bo jestem umówiona na kajaki ze znajomymi (realizacja swoich potrzeb poza związkiem).

i jak on na to reagował?


Oj to dawno było big_smile
Ale na ogół bałam się, że jak wyraże swoje zdanie to mnie zostawi. Ale czasem było tak, że poszliśmy jednak na ten "kajak". Raz. Fajnie było, ale cały dzień sie wtedy do mnie nie odzywał. Spytałam czemu, to odpowiedział, ze nie chciał. Kolejne wyjścia były znów na rower, a jak nie chciałam to szedł sam.
Co do pkt B, to tu problemu nie było, wychodziłam z koleżankami gdzie chciałam, on wychodził z kolegami tak samo.
Tylko chciałam tez coś razem porobić, a nie, ze mamy swoje osobne życia, spędzamy czas osobno, a razem to tylko jest seks, oglądanie telewizji, wychodzenie do kina do pubu albo na rowery.

7,048

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:
rossanka napisał/a:
Be. napisał/a:

Ross za dużo rozkminiasz. Naprawdę te rzeczy nie mają chyba większego znaczenia, bo zwykle to się naturalnie jakoś miesza... znajomych też masz takich co lubią X a Y nie. PS pamiętaj że to kobiety lubią jak facet stawia na swoim tongue.

Nie miesza się naturalnie, bo kończy się tak, że przez 3 dni nie ma kontaktu, bo on nie lubi. sad
Albo co weekend idziemy na rowery a na kajaki wcale sad


Ale jego już nie ma od dawna. To co rozważasz? Jak będziesz patrzyła na swojego faceta przez pryzmat byłego to w końcu się skapnie, że ich porownujesz/zestawiasz ze sobą i będzie draka...

Mri pytała, to odpowiadam.
Porównania pewnie by było, wystarczy, ze mój hipotetyczny facet sam z siebie dzwoniłby, w dni co się nie widzimy (albo ja bym dzwoniła, a on by mnie nie spławiał), czy wysłał zabawnego SMSa, chybabym z wrażenia padła. Oczywiście z bardzo pozytywnego.

7,049

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No cóż...ja bym tam się cieszył, że kobieta coś chce robić i jeszcze sama proponuje. To się rzadko zdarza...już mniejsza nawet co, byle razem. Oczywiście gdybym miał siedzieć i malować jej paznokcie to pewnie słabo...ale lubię zapach lakieru to kto wie.

7,050

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

No cóż...ja bym tam się cieszył, że kobieta coś chce robić i jeszcze sama proponuje. To się rzadko zdarza...już mniejsza nawet co, byle razem. Oczywiście gdybym miał siedzieć i malować jej paznokcie to pewnie słabo...ale lubię zapach lakieru to kto wie.

A jak to by było coś czego nie lubisz, nie akceptujesz, nudzi Cię to?  Albo jakbyś w tym czasie wolał robić coś innego? Gdzie jest granica kompromisu?

7,051

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No gdybym wiedział że jej to sprawi radość to też bym się cieszył i wziął w tym udział.

7,052

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

No gdybym wiedział że jej to sprawi radość to też bym się cieszył i wziął w tym udział.

Ale sam byś się wtedy źle czuł, jeślibyś robił coś czego nie lubisz na siłę.

7,053

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie, bo cieszylbym się robieniem rzeczy we dwójkę oraz z faktu, że ona jest szczęśliwa. Tak jak napisałem, chyba nie ma sensu powtarzać?

7,054

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Ale czasem było tak, że poszliśmy jednak na ten "kajak". Raz. Fajnie było, ale cały dzień sie wtedy do mnie nie odzywał. Spytałam czemu, to odpowiedział, ze nie chciał.

Gdyby takie sytuacje powtarzały się też w innych kontekstach to wyraźny znak, że on nie chce się dla Ciebie nagiąć w żadnym stopniu. Nie zważa na Ciebie. Czy on bał się, że go zostawisz? W żadnym razie.


Nie istnieje osoba, która wszystko w 100% lubi to co my. Ale niektórzy są wyraźnie do nas niedostosowani. Warto przemyśleć co dla nas w związku jest ważne. Jeżeli dla Ciebie takimi ważnymi sprawami jest codzienny kontakt lub wspólne “kajaki” to nie powinnaś wiązać się z kimś kto tych oczekiwań nie spełnia (lub podziękować takiemu panu za współpracę).


rossanka napisał/a:

Gdzie jest granica kompromisu?

Granica jest Twoimi odczuciami. Zgaduję, że nie czułaś się dobrze gdy on nie odzywał się 3 dni. To powinno dać do myślenia nad sensem związku i czy ogólny rozrachunek wychodzi na plus czy nie.

7,055

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:
rossanka napisał/a:

Ale czasem było tak, że poszliśmy jednak na ten "kajak". Raz. Fajnie było, ale cały dzień sie wtedy do mnie nie odzywał. Spytałam czemu, to odpowiedział, ze nie chciał.

Gdyby takie sytuacje powtarzały się też w innych kontekstach to wyraźny znak, że on nie chce się dla Ciebie nagiąć w żadnym stopniu. Nie zważa na Ciebie. Czy on bał się, że go zostawisz? W żadnym razie.


Nie istnieje osoba, która wszystko w 100% lubi to co my. Ale niektórzy są wyraźnie do nas niedostosowani. Warto przemyśleć co dla nas w związku jest ważne. Jeżeli dla Ciebie takimi ważnymi sprawami jest codzienny kontakt lub wspólne “kajaki” to nie powinnaś wiązać się z kimś kto tych oczekiwań nie spełnia (lub podziękować takiemu panu za współpracę).


rossanka napisał/a:

Gdzie jest granica kompromisu?

Granica jest Twoimi odczuciami. Zgaduję, że nie czułaś się dobrze gdy on nie odzywał się 3 dni. To powinno dać do myślenia nad sensem związku i czy ogólny rozrachunek wychodzi na plus czy nie.

Nie chciałam się narzucać. Mówił coś, że go ograniczam. To nie dzwoniłam.

7,056 Ostatnio edytowany przez adela 07 (2022-07-28 13:55:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross, to był trochę " nie teges" układ, kiedy występowały te wszystkie rzeczy, o których pisałaś.
Nie sposób szczegółowo odpowiedzieć na pytanie " gdzie jest granica"- nie siedząc w środku związku. Miri dobrze to opisała, słowami o Twoich odczuciach. Jeśli źle się z czymś czujesz, mówisz partnerowi, ( rozmowa, nie kłótnia), a on nic nie stara się zmienić, to jest kiepsko. I uleganie, " niekłócenie" się nic tu nie da, bo Tobie i tak będzie źle.
Natomiast zgoda, a potem facet siedzi naburmuszony w kajaku...no sorry, ale to mało dojrzałe. Przecież nie karzesz mu skakać że spadochronem!
Na początku mojego związku, nie oczekiwałam codziennych smsów, ani nie wysyłałam takowych. I facet powiedział " świetnie, że jak nie piszę przez trzy dni, to nie dopytujesz, nie naciskasz". A potem, z biegiem czasu, gdy relacja się zacieśniała, to naturalnie uległo zmianie. I potem, rzeczywiście, codzienny kontakt był oczywisty jak oddychanie.
Nie wiem na jakim etapie byliście, ale w pewnym momencie " ograniczasz mnie" jest po prostu chamskie i we udać, że facetowi przestaje zależeć.

7,057

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Pytanie do zwiazkowcow: kiedy kłótnia to zwykła kłótnia a kiedy to przegięcie, które doprowadza pomału do upadku związku? I czy jak się kłócicie to nie boicie się, że jak będziecie " niegrzeczni i nieposluszni" to partner Was zostawi? Dlaczego godzenie się na wszystko czego chce partner(styl życia, wystrój domu, kuchnia, sposób spędzania wolnego czasu, ubiór, poglądy, zainteresowania  i inne) też nie sprawi, że związek się nie rozpadnie a ta osoba nie odejdzie. A mozecsprawi?Tyle jest wątków, gdzie opisywane jest jak para się rozstaje bo np były często kłótnie, nie mogli się dogadać, to zrozumiałe, że w końcu nastąpił koniec. A gdyby się na wszystko godzić? Byłby to dobry związek bo nie byłoby powodu do kłótni? Druga osoba nie miałaby nic do zarzucenia, że np żona nie zgadza sie na to czy tamto, czy ma fochy, kłóci się, albo się obraziła i ma ciche dni. Może to jest wyjście?

Kłótnia jest zwykłą kłótnią gdy mówimy tylko i wyłącznie o temacie sporu.
Możemy używać różnych argumentów, możemy czasem podnieść głos albo się zniecierpliwić i machnąć na wszystko ręką. Do tego momentu jest wszystko OK
Kłótnia przestaje być zwykłą kłótnią gdy padają epitety pod adresem męża czy żony, gdy się komuś ubliża, umniejsza jego mądrość, wywleka jakieś stare historie by go ośmieszyć albo udowodnić, że nigdy nie ma racji. Kłótnie przestaje być zwykłą kłótnią gdy "ruszamy" rodzinę, i wyliczamy stare grzechy - a bo ty mi wtedy to, a wtedy tamto.... Kłótnia przestaje być zwykłą kłótnią kiedy używamy złośliwych porównań, posługujemy się cynicznymi treściami, dowalamy żeby wyjść na swoje.

Nie mam żadnych obaw przed kłótniami, bo nasze kłótnie przechodzą bez echa, nie ma po nich gniewania się ani cichych dni. Często nawet w czasie kłótni potrafię wybuchnąć szczerym i niepowstrzymanym śmiechem, bo nagle dociera do mnie jak absurdalna jest cała sytuacja.

Tak naprawdę jesteśmy bardzo różni. On opanowany, zrównoważony, z natury spokojny, introwertyk, ja impulsywna, niecierpliwa, wszystko na wczoraj, całe dnie mogłabym spędzać z ludźmi.
Najczęściej nie ma  między nami jakichś poważnych różnic zdań. Wystrój domu to moja domena, mąż zdaje się na mój gust, chyba dobry, bo inni  chwalą. Poglądy mamy podobne. Zainteresowania całkowicie różne, więc każdy robi co chce w tym temacie ( mąż lubi politykę i historię to sobie siedzi w takich książkach czy programach, ja lubię filozofię, psychologię i rozmowy z ludźmi, to często w tym czasie mam włączonego lapka i piszę sobie na Forum). Czas wolny lubimy spędzać podobnie - wszelkiego typu włóczęgi po miastach czy górach, wiec któreś rzuca hasło i jedziemy. Przed pandemią często montowałam na miejscu grupkę o podobnym typie i łaziliśmy w trzy albo cztery pary po okolicy, a potem wspólnie spędzali wieczory. Organizacją zajmuje się ja, wyszukuję miejscówkę, trasy do pokonania i plan pobytu, a mąż dowozi, przywozi i na miejscu przejmuje wszystkie cięższe zajęcia. Mój mąż to trochę typ samotnika więc mógłby całe życie poza pracą spędzić tylko we dwoje, ja wręcz przeciwnie, dobrze się czuję z ludźmi, więc organizuję spotkania u nas, razem jeździ my na zaproszenia do znajomych, ale tez czasem wyjeżdżam do koleżanek - czyli jak mamy ochotę napić się wina to mąż mnie zawozi i przywozi z sabatu.

Oboje dajemy sobie dużo wolnej przestrzeni, bo każde z nas jej potrzebuje, za to gdy jesteśmy razem  jest naprawdę fajnie bo lubimy śmiać się razem i żartować. Może ten śmiech i żarty równoważą spięcia, dlatego nikt niczego w sobie nie dusi i otwarcie mówimy o różnicach.

7,058 Ostatnio edytowany przez Agnes76 (2022-07-28 15:06:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

dubel

7,059 Ostatnio edytowany przez Panna z Dworu (2022-07-28 15:13:39)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

I zaraz się @Agnes76 dowiesz, że to jest niemożliwe, co opisałaś, że wymyśliłaś to wszystko, bo przecież żaden spokojny, cierpliwy i zrównoważony mężczyzna nie wytrzyma w normalnych stosunkach z kobietą. Taka myśl przewodnia rozważań nad szczęśliwym związkiem i pożyciem. No way

7,060

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Panna z Dworu napisał/a:

I zaraz się @Agnes76 dowiesz, że to jest niemożliwe, co opisałaś, że wymyśliłaś to wszystko, bo przecież żaden spokojny, cierpliwy i zrównoważony mężczyzna nie wytrzyma w normalnych stosunkach z kobietą. Taka myśl przewodnia rozważań nad szczęśliwym związkiem i pożyciem. No way

No może tak być big_smile
Na szczęście dla nas ten układ się sprawdza.
Pewnie dlatego, że trafiłam na ideał wink

7,061

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
adela 07 napisał/a:

Ross, to był trochę " nie teges" układ, kiedy występowały te wszystkie rzeczy, o których pisałaś.
Nie sposób szczegółowo odpowiedzieć na pytanie " gdzie jest granica"- nie siedząc w środku związku. Miri dobrze to opisała, słowami o Twoich odczuciach. Jeśli źle się z czymś czujesz, mówisz partnerowi, ( rozmowa, nie kłótnia), a on nic nie stara się zmienić, to jest kiepsko. I uleganie, " niekłócenie" się nic tu nie da, bo Tobie i tak będzie źle.

Ale zwoązek będzie trwał, przecież nie ma ideałów i co z tego, że mi będzie źle np z powodu, że on od 3 dni nie daje znaku życia. Jakbym w tym czasie np nalegała na kontakt a on nie chciał, to nie znaczy, że jestem nachalna? Albo go osaczam?
Wiem, zawsze można odejśc jak coś nie pasuje, ale nie o to pytam. Z resztą nie ma idealnych związków, tak to ludzie rozchodziliby się o byle co, bo on lubi pospać do 9tej a ona wstaje o 6 rano, albo on lubi alkohol a ona abstynentka.

adela 07 napisał/a:

Natomiast zgoda, a potem facet siedzi naburmuszony w kajaku...no sorry, ale to mało dojrzałe. Przecież nie karzesz mu skakać że spadochronem!

To co byś wtedy zrobiła?Oprócz tego, że zrywasz związek, jeśli są fochy? Rozmowa była typu: czemu się cały dzień nie odzywasz? - odpowiedz: bo nie chce.



adela 07 napisał/a:

Na początku mojego związku, nie oczekiwałam codziennych smsów, ani nie wysyłałam takowych. I facet powiedział " świetnie, że jak nie piszę przez trzy dni, to nie dopytujesz, nie naciskasz". A potem, z biegiem czasu, gdy relacja się zacieśniała, to naturalnie uległo zmianie. I potem, rzeczywiście, codzienny kontakt był oczywisty jak oddychanie.
Nie wiem na jakim etapie byliście, ale w pewnym momencie " ograniczasz mnie" jest po prostu chamskie i we udać, że facetowi przestaje zależeć.

Pod koniec kontakt był coraz rzadszy. Kłótni nie było ani jednej, a i tak nie wyszło. Dlatego mam takie przemyślenia. Kł.ócisz sie ciagle -zwiazek pada. Nic się nie kłócisz- też pada.

7,062

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Agnes76 napisał/a:

Kłótnia jest zwykłą kłótnią gdy mówimy tylko i wyłącznie o temacie sporu.
Możemy używać różnych argumentów, możemy czasem podnieść głos albo się zniecierpliwić i machnąć na wszystko ręką. Do tego momentu jest wszystko OK
Kłótnia przestaje być zwykłą kłótnią gdy padają epitety pod adresem męża czy żony, gdy się komuś ubliża, umniejsza jego mądrość, wywleka jakieś stare historie by go ośmieszyć albo udowodnić, że nigdy nie ma racji. Kłótnie przestaje być zwykłą kłótnią gdy "ruszamy" rodzinę, i wyliczamy stare grzechy - a bo ty mi wtedy to, a wtedy tamto.... Kłótnia przestaje być zwykłą kłótnią kiedy używamy złośliwych porównań, posługujemy się cynicznymi treściami, dowalamy żeby wyjść na swoje.

Nie wiem, ja chyba uważam, że aby był dobry związek to ja musze być posłuszna i podporządkować się, coś jak z rodzicami. Wiem, że to nie jest mój rodzic, ale tak mi się widzi dobra relacja, że ja siedze cicho i nie podskakuje. A jak będę podskakiwać to partner cofnie mi swoje uczucia do mnie.


Agnes76 napisał/a:

Nie mam żadnych obaw przed kłótniami, bo nasze kłótnie przechodzą bez echa, nie ma po nich gniewania się ani cichych dni. Często nawet w czasie kłótni potrafię wybuchnąć szczerym i niepowstrzymanym śmiechem, bo nagle dociera do mnie jak absurdalna jest cała sytuacja.

Nie odważyłam się na takie cos, jak pamiętam, to nawet jak mi się cos nie podobało to nie mówiła, bo bałam się, że partner będzie się złościł na mnie. Zostawi albo będzie wrzeszczał.


Agnes76 napisał/a:

Oboje dajemy sobie dużo wolnej przestrzeni, bo każde z nas jej potrzebuje, za to gdy jesteśmy razem  jest naprawdę fajnie bo lubimy śmiać się razem i żartować. Może ten śmiech i żarty równoważą spięcia, dlatego nikt niczego w sobie nie dusi i otwarcie mówimy o różnicach.

Nie mówi Ci, że go ogramniczasz, bo często chcesz z nim kontaktu?

7,063

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Masz toksyczny wzór związku i w pewien sposób zdajesz sobie z tego sprawę. Jeżeli tego nie przepracujesz to będziesz łatwą ofiarą ludzi, którzy będą chcieli Cię wykorzystać.

7,064

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
M!ri napisał/a:

Masz toksyczny wzór związku i w pewien sposób zdajesz sobie z tego sprawę. Jeżeli tego nie przepracujesz to będziesz łatwą ofiarą ludzi, którzy będą chcieli Cię wykorzystać.

Zdaje, ale tak czuje.
Ofiarą nie będę, bo szybko zerwę taką znajomość zanim się rozwinie. I tu wracam do punktu wyjscia.
Przepracowałam to na terapii, ale tego nie czuje, choc wiem w czym rzecz,

7,065 Ostatnio edytowany przez adela 07 (2022-07-28 16:24:43)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie wiem, Ross, nie rozumiem...z Twojego rozumowania wyłania się taki obraz, że któraś strona musi być cierpiętnikiem. Mam wrażenie że taki obraz " pomaga " Ci z pogodzeniem się z Twoją sytuacją. " To już lepiej będę sama, niż mam ciągle ustępować, i negować swoje potrzeby".
Jest zapewne mnóstwo takich właśnie związków- ale my tak nie chcemy. Ale są też te zdrowe, w których ludzie potrafią się dogadać.
I takiego chcemy.
I taki rozkład zachowań na atomy nie da Ci odpowiedzi, bo życie to zmiany, ruch i nieco szczęścia.

7,066

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
adela 07 napisał/a:

Nie wiem, Ross, nie rozumiem...z Twojego rozumowania wyłania się taki obraz, że któraś strona musi być cierpiętnikiem. Mam wrażenie że taki obraz " pomaga " Ci z pogodzeniem się z Twoją sytuacją. " To już lepiej będę sama, niż mam ciągle ustępować, i negować swoje potrzeby".
Jest zapewne mnóstwo takich właśnie związków- ale my tak nie chcemy. Ale są też te zdrowe, w których ludzie potrafią się dogadać.
I takiego chcemy.
I taki rozkład zachowań na atomy nie da Ci odpowiedzi, bo życie to zmiany, ruch i nieco szczęścia.

Nie chciałabym tak, ale wtedy słyszę, że wybrzydzam, bo ciągle coś mi nie pasuje i że szukam ideału.

7,067

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Nie wiem, ja chyba uważam, że aby był dobry związek to ja musze być posłuszna i podporządkować się, coś jak z rodzicami. Wiem, że to nie jest mój rodzic, ale tak mi się widzi dobra relacja, że ja siedze cicho i nie podskakuje. A jak będę podskakiwać to partner cofnie mi swoje uczucia do mnie.


Agnes76 napisał/a:

Nie mam żadnych obaw przed kłótniami, bo nasze kłótnie przechodzą bez echa, nie ma po nich gniewania się ani cichych dni. Często nawet w czasie kłótni potrafię wybuchnąć szczerym i niepowstrzymanym śmiechem, bo nagle dociera do mnie jak absurdalna jest cała sytuacja.

Nie odważyłam się na takie cos, jak pamiętam, to nawet jak mi się cos nie podobało to nie mówiła, bo bałam się, że partner będzie się złościł na mnie. Zostawi albo będzie wrzeszczał.


Agnes76 napisał/a:

Oboje dajemy sobie dużo wolnej przestrzeni, bo każde z nas jej potrzebuje, za to gdy jesteśmy razem  jest naprawdę fajnie bo lubimy śmiać się razem i żartować. Może ten śmiech i żarty równoważą spięcia, dlatego nikt niczego w sobie nie dusi i otwarcie mówimy o różnicach.

Nie mówi Ci, że go ogramniczasz, bo często chcesz z nim kontaktu?

Po pierwsze, gdybym miała być posłuszną to w taki związek bym nie weszła. Jestem bardzo niezależna i jak mam inne zdanie to mówię wprost. Jeśli to są bzdury to na tym sprawa się kończy, bo on też ma prawo do odmiennego zdania.

Czasem gdy oczekuję   poważniejszych zmian albo  jest jakaś grubsza sprawa do przerobienia, uciekam się do wypracowanego sposobu wink
Kiedyś, na początku małżeństwa, bardzo chciałam od męża deklaracji że zgadza się ze mną, i to czy tamto ulegnie zmianie. Ciągnęły się te dysputy jak guma od majtek. Strata czasu i energii. Teraz spokojnym i rzeczowym  tonem mówię na czym mi zależy i czego oczekuję, i zostawiam mu sprawę do przemyślenia nie wchodząc w dyskusję. Mąż czasem nic się nie odezwie, czasem coś tam mruknie i na tym się kończy rozmowa. Jeśli widzę, że sprawa  nie ruszyła do przodu znowu o niej mówię, ponawiam argumenty i znowu zostawiam bez dyskutowania. Nigdy się nie zdarzyło, żebym musiała wracać do sprawy więcej niż trzy razy, a zazwyczaj przechodzi po ponownym wrzuceniu na tapetę.


Z tym ograniczaniem to akurat u nas jest odwrotnie. Ja sobie potrafię doskonale zorganizować czas bez niego, więc zazwyczaj sama się ograniczam, żeby nie było, że tylko fruwam sama poza domem. On nic na te wypady nie mówi, nawet czasem sam zachęca żebym jechała jak mnie w domu "nosi". Tym sposobem każdy ma to co lubi - on spokój a ja rozrywkę.

7,068

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Agnes76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Nie wiem, ja chyba uważam, że aby był dobry związek to ja musze być posłuszna i podporządkować się, coś jak z rodzicami. Wiem, że to nie jest mój rodzic, ale tak mi się widzi dobra relacja, że ja siedze cicho i nie podskakuje. A jak będę podskakiwać to partner cofnie mi swoje uczucia do mnie.


Agnes76 napisał/a:

Nie mam żadnych obaw przed kłótniami, bo nasze kłótnie przechodzą bez echa, nie ma po nich gniewania się ani cichych dni. Często nawet w czasie kłótni potrafię wybuchnąć szczerym i niepowstrzymanym śmiechem, bo nagle dociera do mnie jak absurdalna jest cała sytuacja.

Nie odważyłam się na takie cos, jak pamiętam, to nawet jak mi się cos nie podobało to nie mówiła, bo bałam się, że partner będzie się złościł na mnie. Zostawi albo będzie wrzeszczał.


Agnes76 napisał/a:

Oboje dajemy sobie dużo wolnej przestrzeni, bo każde z nas jej potrzebuje, za to gdy jesteśmy razem  jest naprawdę fajnie bo lubimy śmiać się razem i żartować. Może ten śmiech i żarty równoważą spięcia, dlatego nikt niczego w sobie nie dusi i otwarcie mówimy o różnicach.

Nie mówi Ci, że go ogramniczasz, bo często chcesz z nim kontaktu?

Po pierwsze, gdybym miała być posłuszną to w taki związek bym nie weszła. Jestem bardzo niezależna i jak mam inne zdanie to mówię wprost. Jeśli to są bzdury to na tym sprawa się kończy, bo on też ma prawo do odmiennego zdania.

Czasem gdy oczekuję   poważniejszych zmian albo  jest jakaś grubsza sprawa do przerobienia, uciekam się do wypracowanego sposobu wink
Kiedyś, na początku małżeństwa, bardzo chciałam od męża deklaracji że zgadza się ze mną, i to czy tamto ulegnie zmianie. Ciągnęły się te dysputy jak guma od majtek. Strata czasu i energii. Teraz spokojnym i rzeczowym  tonem mówię na czym mi zależy i czego oczekuję, i zostawiam mu sprawę do przemyślenia nie wchodząc w dyskusję. Mąż czasem nic się nie odezwie, czasem coś tam mruknie i na tym się kończy rozmowa. Jeśli widzę, że sprawa  nie ruszyła do przodu znowu o niej mówię, ponawiam argumenty i znowu zostawiam bez dyskutowania. Nigdy się nie zdarzyło, żebym musiała wracać do sprawy więcej niż trzy razy, a zazwyczaj przechodzi po ponownym wrzuceniu na tapetę.


Z tym ograniczaniem to akurat u nas jest odwrotnie. Ja sobie potrafię doskonale zorganizować czas bez niego, więc zazwyczaj sama się ograniczam, żeby nie było, że tylko fruwam sama poza domem. On nic na te wypady nie mówi, nawet czasem sam zachęca żebym jechała jak mnie w domu "nosi". Tym sposobem każdy ma to co lubi - on spokój a ja rozrywkę.

Ja też sobie potrafiłam zorganizować czas bez partnera, ale chciałam bardziej zaangażowanego bliskiego związku. A nie tylko wspólnego wyjazdu na weekend, wyjścia do restauracji, kina, czy seksu sad
I kontaktu chciałam codziennie, nawet jak się nie widzieliśmy, to chociaż porozmawiać przez telefon, jak minął dzień, albo pożartować, albo pogadać na jakiś temat, a nie slyszec: co się stało, że dzwonisz? Albo: nie lubię rozmawiać przez telefon i pisać smsow.

Kurcze, tak czytam resztę wypowiedzi, rozmawiałaś z nim jak równy z równym, podziwiam.

7,069

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No wiesz, my już razem mieszkamy od wielu lat, to tej bliskości naprawdę nam nie brakuje. Bo jak jesteśmy razem to tą bliskość każde czuje, jest czułość i serdeczność na co dzień.
Czasem któreś z nas było poza domem kilka dni, z różnych powodów, nie było kontaktu i wcale nie miałam z tym problemu. Jak się spotykamy to nadrabiamy wink

7,070

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Agnes76 napisał/a:

No wiesz, my już razem mieszkamy od wielu lat, to tej bliskości naprawdę nam nie brakuje. Bo jak jesteśmy razem to tą bliskość każde czuje, jest czułość i serdeczność na co dzień.
Czasem któreś z nas było poza domem kilka dni, z różnych powodów, nie było kontaktu i wcale nie miałam z tym problemu. Jak się spotykamy to nadrabiamy wink

No tak. Mieszkanie razem wiele lat to etap, którego nie osiągnęłam. Najpierw mieszkałam z rodzicami, ale wtedy nigdy z nikim nie byłam. Potem mieszkałam sama. Potem byłam z ex, ale też cały czas mieszkałam sama. A i po rozejściu nadal mieszkam sama, tu się nic nie zmieniło. Ale zabawne, teraz to nawet nie umialabym być z kimś. Od 10 lat sama sobie ogarniaz sprawy i sama spędzam czas ( koleżanki w większości mają od dawna rodziny, eiec wiecie jak to jest, często odwołują w ostatniej chwili, bo dziecko, bo mąż, bo tesciowa). Zrobiłam się mistrzynią zrlycia w pojedynkę. Z resztą zaraz też będę wychodzić. Sama.

7,071

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ciekawy byłby związek, w którym spotykałbym się z kobietą tylko w weekendy, a w tygodniu każdy by żył swoim życiem, pracą itp.
Nie wyobrażam sobie, aby codziennie się spotykać, przecież trzeba jakieś zakupy zrobić na obiad, potem go ugotować, pozmywać, odkurzyć mieszkanie itp. Gdzie tu czas na codzienne spotykanie się z kobietą jak się mieszka osobno?

7,072

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Ciekawy byłby związek, w którym spotykałbym się z kobietą tylko w weekendy, a w tygodniu każdy by żył swoim życiem, pracą itp.
Nie wyobrażam sobie, aby codziennie się spotykać, przecież trzeba jakieś zakupy zrobić na obiad, potem go ugotować, pozmywać, odkurzyć mieszkanie itp. Gdzie tu czas na codzienne spotykanie się z kobietą jak się mieszka osobno?

Przy weekendowym spotykaniu się ciężko stworzyć związek, poznać się, zbudować więź. Życie to przecież również te codzienne czynności. Jaki problem np. razem zrobić zakupy czy coś ugotować? To, że się mieszka oddzielnie, nie znaczy, że nie można się u siebie nawzajem spotykać. Związek to nie tylko randki.

7,073

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ciężko zbudować więź, ale po roku znajomości wzięłaś już slub. To kiedy Ty mieszkalas z tym gościem niby? No właśnie...

7,074

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

Ciężko zbudować więź, ale po roku znajomości wzięłaś już slub. To kiedy Ty mieszkalas z tym gościem niby? No właśnie...

Napisałam w tamtym wątku.

7,075

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
rossanka napisał/a:

Nie wiem, ja chyba uważam, że aby był dobry związek to ja musze być posłuszna i podporządkować się, coś jak z rodzicami. Wiem, że to nie jest mój rodzic, ale tak mi się widzi dobra relacja, że ja siedze cicho i nie podskakuje. A jak będę podskakiwać to partner cofnie mi swoje uczucia do mnie.




Nie odważyłam się na takie cos, jak pamiętam, to nawet jak mi się cos nie podobało to nie mówiła, bo bałam się, że partner będzie się złościł na mnie. Zostawi albo będzie wrzeszczał.




Nie mówi Ci, że go ogramniczasz, bo często chcesz z nim kontaktu?

Po pierwsze, gdybym miała być posłuszną to w taki związek bym nie weszła. Jestem bardzo niezależna i jak mam inne zdanie to mówię wprost. Jeśli to są bzdury to na tym sprawa się kończy, bo on też ma prawo do odmiennego zdania.

Czasem gdy oczekuję   poważniejszych zmian albo  jest jakaś grubsza sprawa do przerobienia, uciekam się do wypracowanego sposobu wink
Kiedyś, na początku małżeństwa, bardzo chciałam od męża deklaracji że zgadza się ze mną, i to czy tamto ulegnie zmianie. Ciągnęły się te dysputy jak guma od majtek. Strata czasu i energii. Teraz spokojnym i rzeczowym  tonem mówię na czym mi zależy i czego oczekuję, i zostawiam mu sprawę do przemyślenia nie wchodząc w dyskusję. Mąż czasem nic się nie odezwie, czasem coś tam mruknie i na tym się kończy rozmowa. Jeśli widzę, że sprawa  nie ruszyła do przodu znowu o niej mówię, ponawiam argumenty i znowu zostawiam bez dyskutowania. Nigdy się nie zdarzyło, żebym musiała wracać do sprawy więcej niż trzy razy, a zazwyczaj przechodzi po ponownym wrzuceniu na tapetę.


Z tym ograniczaniem to akurat u nas jest odwrotnie. Ja sobie potrafię doskonale zorganizować czas bez niego, więc zazwyczaj sama się ograniczam, żeby nie było, że tylko fruwam sama poza domem. On nic na te wypady nie mówi, nawet czasem sam zachęca żebym jechała jak mnie w domu "nosi". Tym sposobem każdy ma to co lubi - on spokój a ja rozrywkę.

Ja też sobie potrafiłam zorganizować czas bez partnera, ale chciałam bardziej zaangażowanego bliskiego związku. A nie tylko wspólnego wyjazdu na weekend, wyjścia do restauracji, kina, czy seksu sad
I kontaktu chciałam codziennie, nawet jak się nie widzieliśmy, to chociaż porozmawiać przez telefon, jak minął dzień, albo pożartować, albo pogadać na jakiś temat, a nie slyszec: co się stało, że dzwonisz? Albo: nie lubię rozmawiać przez telefon i pisać smsow.

Kurcze, tak czytam resztę wypowiedzi, rozmawiałaś z nim jak równy z równym, podziwiam.

A to dziwne Rossanko?
Przecież relacja to nie jest jakiś układ pan / podwładny. Ja nawet swojej dwuletniej córce pozwalam decydować o wielu rzeczach o ile nie zagrażają jej bezpieczeństwu i staram się zaspakajać jej potrzeby. Gdy już naprawdę nie jest to możliwe to jej tłumaczę dlaczego nie i staram pocieszyć i ukoić emocje rozczarowania. Z dorosłym człowiekiem, z partnerem chyba tymbardziej tak da radę. Wiadomo że zawsze predzej czy później pojawią się jakiś konflikt interesów ale to jest zawsze do przegadania. Czasem udaje się znaleźć zloty środek a czasem któreś z nas musi ustąpić a innym razem to drugie. Ale nigdy na zasadzie ze zawsze to męża zdanie jest ważniejsze albo moje. Oczywiście ma wady które ciężko mi w pełni zaakceptować a jemu zmienić ale chociaz wie co i dlaczego mi przeszkadza. Dzięki temu czasem udaje mu się w porę dokonać refleksji i powstrzymać się przed takim a nie innym zachowaniem, a czasem nie ale ważne jest to ze on wie na czym mi zależy a ja wiem na czym jemu i oboje staramy się chociaz uszanować, zrozumiec wzajemne potrzeby nawet jeśli nie zawsze uda się je spełnić.

7,076

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ross jak to jest, że Ty piszesz o czymś a potem to wypierasz? Ja pisałem, że Ty tak uciekasz uczuciami od facetów, że podświadomie nakierowujesz się na zajętych, by do niczego nie doszło. Ty temu zaprzeczyłas...a tymczasem sama zakładałas temat, że podobają Ci się sami zajęci. Do tego torpedujesz każda możliwość poznania kogoś. Po co to pisanie na forum 637383 razy o tym samym w 7327 tematach? Ty trollujesz czy bawisz się z nami?

7,077

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Który to już raz unikasz odpowiedzi na niewygodne pytania?;)

7,078

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Be. napisał/a:

Podziwiam Twoje starania Ross. Niesamowite jak ciężko musiałaś pracować by jako kobieta żyć w takiej samotności. Muszę przyznać, że nie znam drugiej takiej. By Ci zobrazować to: to jest tak jak gdyby gość był znanym aktorem, bogatym, pięknym i nie potrafił sobie nikogo znaleźć.

A wiesz co będzie dalej? Nic się nie zmieni za 10 lat. Czy będę mieć 50 czy 60 czy 100. Ciągle będę sama. Jakoś tak czuję.
Albo będę w związku tak jak ta babka, która zalozyla wątek, że zerwała po oświadczynach, po 4letnim związku, bo od początku nic nie czuła do faceta, ale nyl dobry, z innymi nie wychodziło to weszła w to z rozsądku. Wtedy założę wątek i zbiorę kubły zimnej wody na głowę od forumowiczów, że po co wchodziłam w związek z kimś, do którego nic nie czułam, a nie chciałam być sama, ale w głębi wiedziałam, że to nie to.

To jest straszne. Z jednej strony ludzie mówią "za bardzo wybrzydzasz", "masz za wysokie wymagania" albo "miłość przyjdzie z czasem". A po fakcie, jak opisujesz, że spotykałaś się z kimś, do kogo nic nie czułaś, a chciałaś spróbować, to nagle zdziwione miny, że po co wchodzić w związek bez uczucia...

Znam niestety to uczucie sad
Niby jestem młodsza, mam ćwierć wieku, ale też tracę nadzieję, że poznam kogoś ciekawego

W ogóle- jeśli mogę zapytać- ostatnio czytałam o czymś takim, jak prawo przyciągania. Czyli że jeśli czegoś bardzo chcemy to to nas spotyka, tylko musimy chcieć tego całym sobą, nie mieć ani cienia wątpliwości
Mogę zapytać- jak to było kiedyś u Ciebie? I jak jest teraz?
Czy miałaś/masz w sobie przekonanie, że na pewno będziesz w szczęśliwym związku, czy miałaś/masz wątpliwości?
Znajomy tłumaczył mi, że to działa podświadomość i że jeśli podświadomie jesteśmy absolutnie przekonani, że dana rzecz się wydarzy to będzie miała miejsce, że np. będziemy przekonani, że spotkamy wartościową osobę to na pewno ją spotkamy, ale jak będziemy niepewni to może się to nigdy nie zdarzyć
Jak to jest u Ciebie, jeśli mogę zapytać?

rossanka napisał/a:

Jeśli chodzi o propozycję, to pisałam już wiele razy, że nigdy nikomu nie odmówiłam spotkania, nawet jeśli nie chciałam się spotkać, wychodząc z założenia, że mize się mylę i trzeba dać znajomości szanse( co ciekawe, ja takiej szansy nie dostawałam, jak mężczyzna nie chciał, to się ze mną nie umawial).
Po drugie, Tinder i tym podobne odpada, nie mam zamiary zmuszać się do kontaktów fizycznych z osobami, z którymi nie chce, co to to nie. Nie jestem już nastolatka, wtedy nie mogłam odmawiać, a teraz mogę  haha. I jak mi ktoś nie pasuje, to chętnie korzystam z tej możliwości, nie mam zamiaru się zmuszać jak nie chce.

Właśnie faceci trochę inaczej funkcjonują niż my, kobiety
Jeśli facetowi nie podoba się laska to się z nią nie umawia. Tylko my kobiety (ja też tak robiłam, nie tylko Ty) chodzimy na randki licząc, że może coś "zaiskrzy"
Facetowi jak laska się nie podoba to po prostu ją ignoruje i nie "marnuje" (brzydko mówiąc, ale taka prawda) na nią czasu. Miałam to samo. Jak ja się komuś spodobałam to nie zdarzyło się, żebym odmówiła chociaż jednego spotkania. Wyjątek to 2 chłopaków poznanych przez internet, ale mieszkali daleko i musiałabym wsiąść w pociąg, a miałam tyle roboty, że nie miałam czasu poświęcać całego dnia na 1 spotkanie w innym mieście. Jednak jeśli to było w obrębie mojego miasta to się godziłam. Za to jak ja się raz zakochałam w chłopaku, zapraszałam go na kawę, to nie chciał iść. Wolał sam pójść w tym czasie do kościoła niż ze mną na jakąś herbatę czy kawę
A gdzie mieszkasz Rossanko? Nie pytam dokładnie, tylko orientacyjnie, czy to jedno z większych polskich miast, czy małe miasteczko, czy wieś?
Bo z tym tinderem to też zależy. W większych miastach jest lepszy wybór facetów niż w tych mniejszych. Może mimo wszystko warto spróbować? Choćby dlatego, żeby się pospotykać, pogadać z jakimś facetem. Sama planuję w wolnej chwili założyć tindera. Nawet nie w celu szukania miłości, tylko obracam się w gronie prawie samych kobiet, facetów nie poznaję praktycznie wcale i boję się, że niedługo zapomnę, jak wyglądają i w ramach treningu może pozna się jak nie miłość, to chociaż kolegów nowych

Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Na portalach randkowych przypada ok. 8 facetów na 1 kobietę.
Jeżeli Rossanka nie jest w stanie znaleźć tam mężczyzny to znaczy, że coś jest nie tak z jej wymaganiami albo z spostrzeganiem świata bo nie uwierzę, że 100% z tych chłopaków nie nadaje się do związku (jest to statystycznie niemożliwe).

Oj żebyś się nie zdziwił. Mam koleżanki, które od lat są na tinderze i nie mogą nikogo znaleźć. I nie mają za wysokich wymagań. Jak opowiadają, na jakich typów trafiają, to największy desperata by uciekł


Rumunski_Zolnierz napisał/a:

W dzisiejszych czasach kobiety muszą się odpychać nogami i rękami od facetów, nawet te niskie, grube i z tłustymi włosami.
Pamiętam jak kiedyś w pracy jedna dziewczyna miała karłowaty wzrost, sporą nadwagę i do tego jej twarz przypominała ropuchę podczas zatwardzenia i mimo tego co chwile miała jakieś randki z facetami.

Oj nawet nie wiesz, jak to z naszej perspektywy wygląda. Wcale nie jest tak kolorowo. Trzeba mieć szczęście. Szczególnie, gdy ktoś się obraca w kobiecym środowisku i nie ma jej kto w pracy podrywać, bo są same baby dookoła
Poza tym są niezbyt urodziwi faceci (i niezbyt bogaci), którzy mają taką osobowość, że wokół nich kręci się masa kobiet


Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Zaś miałem sporo kolegów, którzy byli mocno ogarnięci życiowo, nic im nie brakowało i mimo tego mogli o dziewczynie jedynie pomarzyć.

No widzisz, a u mnie w okolicy jak jest jakikolwiek w miarę ogarnięty facet, to od dawna zajęty, szybciutko przechwycony, w moim wieku już zaręczony, a im kobieta starsza tym ma mniejszy wybór, bo na rynku zostają ci mniej ogarnięci. Ja to widzę z upływem lat i potwierdziły mi to koleżanki, że zaobserwowały to samo

Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Jeden znajomy, wysoki, bardzo dobra sylwetka (prawie 20 lat ćwiczy boks), do tego ma pieniądze, duże mieszkanie w dużym mieście (bez kredytów), ubrany jak Brytyjski makler giełdowy i mimo tego nie potrafi znaleźć kobiety do związku od 5 lat.
A jego koleżanka, takie mocne 5/10 robi za osiedlowe ruchadełko, takie ma wzięcie wśród panów.

Po pierwsze- to, że koleżanka co chwile ma nowego na raz, to żadna sztuka
Po drugie- może kolega ma coś nie tak z charakterem? Znałam jednego takiego. Niby bogaty, ładnie ubrany, ale kobiety znaleźć nie mógł. Jak go poznałam to nie dziwiłam się, dlaczego. Był strasznie zakompleksiony, brakowało mu takiego wewnętrznego luzu

rossanka napisał/a:

Terapeuta mówił, że to normalne pragnienie i nie jestem jedna z tych kobiet, które uwieszaja się na partnerze, same nie umieją sobie zorganizować czasu, nie umieją same spędzać wieczorow, świąt, weekendów  nie potrafią się same utrzymać czy znaleźć pracy, prowadzić domu, czy też wypełnić sobie czas wolny.

Mądry terapeuta, który ma rację. Dużo osób, nawet tutaj wypisuje głupoty typu "Trzeba się nauczyć żyć samemu, żeby umieć żyć z kimś" bla bla
A to jest aż śmieszne, szczególnie jak ktoś jest latami i czyta, że musi się nauczyć żyć sam (idąc tym tokiem myślenia ludzie w związkach są niesamodzielni, haha)
Potrzeba bliskości to naturalna potrzeba. Gdybyśmy mieli tego nie odczuwać, to byśmy byli obojnakami i rozmnażali się sami ze sobą. A tak nie jest. Potrzebna jest do tego druga osoba
Większość singli (wiadomo, są wyjątki), którzy są x lat sami jednak są bardzo samodzielni i bardzo dobrze potrafią żyć sami
Potrzeba bliskości jest naturalna. Przecież nierzadko nawet zwierzęta, ssaki, odosobnione od stada też cierpią (zaobserwowali to naukowcy), więc nie jesteśmy inni od innych ssaków.
Mam 25 lat i kilka lat młodszą siostrę. Ja nie byłam nigdy w na tyle długim i poważnym związku, żeby do domu przyprowadzić i przedstawić faceta (spotykałam się z ludźmi, ale to był max kilka miesięcy). Za to moja siostra za 3 miesiące kończy 21 lat. A dokładnie za rok o tej porze (początek sierpnia) będzie brała ślub. Ja skończyłam liceum, wyprowadziłam się kilkaset kilometrów na studia, musiałam się nauczyć gotować, współpracować z ludźmi, bo mieszkałam najpierw w akademiku, teraz na wynajmie z innymi studentami, musiałam się nauczyć współpracy z ludźmi, wiele rzeczy urzędowych musiałam załatwiać sama, bo rodzice byli daleko, musiałam nauczyć się żyć sama. Przez cały okres studiów chodziłam na różne imprezy, bo lubiłam poznawać ludzi. I nikt się nie trafił. Moja siostra tydzień po maturze poszła na jedne urodziny do koleżanki i tam poznała przyszłego męża. Podczas gdy u mnie na studiach coś się działo musiałam radzić sobie sama. Jej pomagał chłopak. Siostra poszła bliżej na studia (dużo bliżej), co chwila wraca do domu (podczas gdy mnie nie ma nawet przez kilka tygodni, ona wraca co drugi tydzień, a jak nie wraca to chłopak do niej jedzie). Siostra za mniejsze pieniądze po znajomości od cioci wynajmuje kawalerkę, więc nie musi się "użerać" z innymi lokatorami. Gotowanie średnio jej idzie, przywozi często z domu słoiki lub kupuje jakieś gotowe zupy pasteryzowane czy coś. Tak to jedno danie może umie zrobić.
I kto jest bardziej samodzielny?
Z drugiej strony to też smutne, gdy kilka lat młodsza siostra wychodzi za mąż, a ja nawet nie będę miała z kim iść na ten ślub
To taka anegdotka jeśli chodzi o zarzut braku samodzielności u singli piszących, że chcieliby mieć partnera
Mi też ktoś w innym wątku sugerował, że nie można być bluszczem i mieć faceta za centrum wszechświata- to był chyba zarzut do mnie, gdzie ja pisałam, że chciałabym się ustatkować, a nie, że nie mam innych zainteresowań prócz faceta. A osoba w wieloletnim związku takiego czegoś nie mówi, więc nie usłyszy
Hipokryzja i tyle
I powtarzam- terapeuta ma rację

7,079

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Nie wiem, ja chyba uważam, że aby był dobry związek to ja musze być posłuszna i podporządkować się, coś jak z rodzicami. Wiem, że to nie jest mój rodzic, ale tak mi się widzi dobra relacja, że ja siedze cicho i nie podskakuje. A jak będę podskakiwać to partner cofnie mi swoje uczucia do mnie.

A że tak zapytam- jakie miałaś relacje z rodzicami?
Może tu jest pies pogrzebany
Czy to nie było tak, że rodzice w jakiś sposób sprawiali, że musiałaś tak jakby "zasłużyć" na ich miłość?
Czytałam kiedyś książkę "Kobiety, które kochają za bardzo" i tam był opisany właśnie taki mechanizm, że np. rodzice bardzo dużo wymagali od dziecka, nakładali na niego dużą presję (nauki, pracy), nie znosili sprzeciwu. A potem dziecko w dorosłym życiu podświadomie powielało te wzorce. Tworzyło niezdrowe relacje dla samego siebie. Np. kobieta, która w dzieciństwie musiała spełniać zachcianki rodziców (np. same 5 i 6 w szkole), żeby oni byli zadowoleni potem powtarza wzorzec w dorosłym życiu. Sprząta, gotuje, prasuje dla faceta, ogólnie bardzo dużo się produkuje, bo podświadomie wie, że musi "zasłużyć" na jego miłość, tak jak to musiała spełniać wcześniej wymagania rodziców
Może problem tkwi właśnie głębiej?

7,080

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

Podziwiam Twoje starania Ross. Niesamowite jak ciężko musiałaś pracować by jako kobieta żyć w takiej samotności. Muszę przyznać, że nie znam drugiej takiej. By Ci zobrazować to: to jest tak jak gdyby gość był znanym aktorem, bogatym, pięknym i nie potrafił sobie nikogo znaleźć.



Przeciez niektorym sie tak uklada. nie rozumiem, czemu zakladasz, ze kobietom jest latwiej.

7,081

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:

Ross jak to jest, że Ty piszesz o czymś a potem to wypierasz? Ja pisałem, że Ty tak uciekasz uczuciami od facetów, że podświadomie nakierowujesz się na zajętych, by do niczego nie doszło. Ty temu zaprzeczyłas...a tymczasem sama zakładałas temat, że podobają Ci się sami zajęci.

Ci zajęci z przeszłości, w których się zakochiwałam, byłam przekonana, że oni są wolni. Obrączek nie mieli, slowem nigdy w rozmiwach nie wspominali, że jest jakaś druga połowa. Do głowy mi nie przychodziło, że kogoś mają. Facet, o którym od początku wiedziałam że ma żonę, dziewczyne- w takim nue zdarzyło mi się zakochać.
Teraz podobają mi się zajęci w ten sposób, że poznaje kogoś, myślę " o jaki sympatyczny facet" , a on ma obrączkę, albo idzie z dzieckiem, albo poznaje od razu jego żonę i na tym się kończy. I dalszego ciągu nie ma.
Jasne, bo już jaśniej nie mogę napisać

7,082

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
YellowStar napisał/a:
rossanka napisał/a:

Nie wiem, ja chyba uważam, że aby był dobry związek to ja musze być posłuszna i podporządkować się, coś jak z rodzicami. Wiem, że to nie jest mój rodzic, ale tak mi się widzi dobra relacja, że ja siedze cicho i nie podskakuje. A jak będę podskakiwać to partner cofnie mi swoje uczucia do mnie.

A że tak zapytam- jakie miałaś relacje z rodzicami?
Może tu jest pies pogrzebany
Czy to nie było tak, że rodzice w jakiś sposób sprawiali, że musiałaś tak jakby "zasłużyć" na ich miłość?
Czytałam kiedyś książkę "Kobiety, które kochają za bardzo" i tam był opisany właśnie taki mechanizm, że np. rodzice bardzo dużo wymagali od dziecka, nakładali na niego dużą presję (nauki, pracy), nie znosili sprzeciwu. A potem dziecko w dorosłym życiu podświadomie powielało te wzorce. Tworzyło niezdrowe relacje dla samego siebie. Np. kobieta, która w dzieciństwie musiała spełniać zachcianki rodziców (np. same 5 i 6 w szkole), żeby oni byli zadowoleni potem powtarza wzorzec w dorosłym życiu. Sprząta, gotuje, prasuje dla faceta, ogólnie bardzo dużo się produkuje, bo podświadomie wie, że musi "zasłużyć" na jego miłość, tak jak to musiała spełniać wcześniej wymagania rodziców
Może problem tkwi właśnie głębiej?

Tak, takie miałam relacje, znam genezę problemu, pisałam gdzieś w wątku obok;)
Czytałam pobieżnie Twoja historie, wiele punktów wspólnych mamy. Jeslibymlabym w Twoim wielu teraz, z perspektywy czasu dałabym sobie radę, jak najszybciej wyprowadzić się z domu, wynająć cokolwiek, maciupką kawalerkę i nie słuchać wogole rodziców, tylko robić to, co się wg siebie uważa za stosowne.
A rozmowy: jesteś niewdzięczna, nie poradzisz sobie, my chcemy Twojego dobra-  ucinać te dyskusje.
Musisz polegać na sobie, poradzisz sobie, spokojnie a i psychikę uratujesz, a że wszystko jest w głowie to dalej się ułoży.

7,083 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-08-03 09:56:56)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
blueangel napisał/a:
Be. napisał/a:

Podziwiam Twoje starania Ross. Niesamowite jak ciężko musiałaś pracować by jako kobieta żyć w takiej samotności. Muszę przyznać, że nie znam drugiej takiej. By Ci zobrazować to: to jest tak jak gdyby gość był znanym aktorem, bogatym, pięknym i nie potrafił sobie nikogo znaleźć.



Przeciez niektorym sie tak uklada. nie rozumiem, czemu zakladasz, ze kobietom jest latwiej.

Bo mają kolejki adoratorow I to, że są same to ich wina, bo wybrzydzaja.
Coś na zasadzie, chce sobie kupić adidasy, a do wyboru w sklepie mam same szpilki, kozaki i japonki. W efekcie nie kupuje nic, a słyszę pretensje, że to moja wina, ze chodze na bosaka, bo żadne buty mi się nie podobały.
Moje życie to typ sportowy, potrzebne mi więc adidasy, a nie szpilki, w ktorych po ćwiczeniach będą mi krwawiły stopy, nie japonki, które nadają się na plażę, ale już nie na biegi na 100metrow i nie kozaki, w których mi będzie po prostu za gorąco i superniewygodnie.  A wszystko to buty, a mi się zachciało adidasów.

7,084

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
Be. napisał/a:

Ross jak to jest, że Ty piszesz o czymś a potem to wypierasz? Ja pisałem, że Ty tak uciekasz uczuciami od facetów, że podświadomie nakierowujesz się na zajętych, by do niczego nie doszło. Ty temu zaprzeczyłas...a tymczasem sama zakładałas temat, że podobają Ci się sami zajęci.

Ci zajęci z przeszłości, w których się zakochiwałam, byłam przekonana, że oni są wolni. Obrączek nie mieli, slowem nigdy w rozmiwach nie wspominali, że jest jakaś druga połowa. Do głowy mi nie przychodziło, że kogoś mają. Facet, o którym od początku wiedziałam że ma żonę, dziewczyne- w takim nue zdarzyło mi się zakochać.
Teraz podobają mi się zajęci w ten sposób, że poznaje kogoś, myślę " o jaki sympatyczny facet" , a on ma obrączkę, albo idzie z dzieckiem, albo poznaje od razu jego żonę i na tym się kończy. I dalszego ciągu nie ma.
Jasne, bo już jaśniej nie mogę napisać

Oczywiście i nigdy w życiu przez 40 kilka lat (poza jedynym exem, który był super cnotliwy, ale nagle okazał się draniem) nie spodobał Ci się żaden wolny. PRZYPADKIEM! Koleżanki forumowe może Ci uwierzą nawet. Ty jednak zostaniesz z problemem

7,085

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Be. napisał/a:
rossanka napisał/a:
Be. napisał/a:

Ross jak to jest, że Ty piszesz o czymś a potem to wypierasz? Ja pisałem, że Ty tak uciekasz uczuciami od facetów, że podświadomie nakierowujesz się na zajętych, by do niczego nie doszło. Ty temu zaprzeczyłas...a tymczasem sama zakładałas temat, że podobają Ci się sami zajęci.

Ci zajęci z przeszłości, w których się zakochiwałam, byłam przekonana, że oni są wolni. Obrączek nie mieli, slowem nigdy w rozmiwach nie wspominali, że jest jakaś druga połowa. Do głowy mi nie przychodziło, że kogoś mają. Facet, o którym od początku wiedziałam że ma żonę, dziewczyne- w takim nue zdarzyło mi się zakochać.
Teraz podobają mi się zajęci w ten sposób, że poznaje kogoś, myślę " o jaki sympatyczny facet" , a on ma obrączkę, albo idzie z dzieckiem, albo poznaje od razu jego żonę i na tym się kończy. I dalszego ciągu nie ma.
Jasne, bo już jaśniej nie mogę napisać

Oczywiście i nigdy w życiu przez 40 kilka lat (poza jedynym exem, który był super cnotliwy, ale nagle okazał się draniem) nie spodobał Ci się żaden wolny. PRZYPADKIEM! Koleżanki forumowe może Ci uwierzą nawet. Ty jednak zostaniesz z problemem

Oczywiście, że wolny, nawet wolni mi się spodobali, tylko ja się im nie spodobałam.

Posty [ 7,021 do 7,085 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 107 108 109 110 111 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024