rossanka napisał/a:Be. napisał/a:Podziwiam Twoje starania Ross. Niesamowite jak ciężko musiałaś pracować by jako kobieta żyć w takiej samotności. Muszę przyznać, że nie znam drugiej takiej. By Ci zobrazować to: to jest tak jak gdyby gość był znanym aktorem, bogatym, pięknym i nie potrafił sobie nikogo znaleźć.
A wiesz co będzie dalej? Nic się nie zmieni za 10 lat. Czy będę mieć 50 czy 60 czy 100. Ciągle będę sama. Jakoś tak czuję.
Albo będę w związku tak jak ta babka, która zalozyla wątek, że zerwała po oświadczynach, po 4letnim związku, bo od początku nic nie czuła do faceta, ale nyl dobry, z innymi nie wychodziło to weszła w to z rozsądku. Wtedy założę wątek i zbiorę kubły zimnej wody na głowę od forumowiczów, że po co wchodziłam w związek z kimś, do którego nic nie czułam, a nie chciałam być sama, ale w głębi wiedziałam, że to nie to.
To jest straszne. Z jednej strony ludzie mówią "za bardzo wybrzydzasz", "masz za wysokie wymagania" albo "miłość przyjdzie z czasem". A po fakcie, jak opisujesz, że spotykałaś się z kimś, do kogo nic nie czułaś, a chciałaś spróbować, to nagle zdziwione miny, że po co wchodzić w związek bez uczucia...
Znam niestety to uczucie 
Niby jestem młodsza, mam ćwierć wieku, ale też tracę nadzieję, że poznam kogoś ciekawego
W ogóle- jeśli mogę zapytać- ostatnio czytałam o czymś takim, jak prawo przyciągania. Czyli że jeśli czegoś bardzo chcemy to to nas spotyka, tylko musimy chcieć tego całym sobą, nie mieć ani cienia wątpliwości
Mogę zapytać- jak to było kiedyś u Ciebie? I jak jest teraz?
Czy miałaś/masz w sobie przekonanie, że na pewno będziesz w szczęśliwym związku, czy miałaś/masz wątpliwości?
Znajomy tłumaczył mi, że to działa podświadomość i że jeśli podświadomie jesteśmy absolutnie przekonani, że dana rzecz się wydarzy to będzie miała miejsce, że np. będziemy przekonani, że spotkamy wartościową osobę to na pewno ją spotkamy, ale jak będziemy niepewni to może się to nigdy nie zdarzyć
Jak to jest u Ciebie, jeśli mogę zapytać?
rossanka napisał/a:Jeśli chodzi o propozycję, to pisałam już wiele razy, że nigdy nikomu nie odmówiłam spotkania, nawet jeśli nie chciałam się spotkać, wychodząc z założenia, że mize się mylę i trzeba dać znajomości szanse( co ciekawe, ja takiej szansy nie dostawałam, jak mężczyzna nie chciał, to się ze mną nie umawial).
Po drugie, Tinder i tym podobne odpada, nie mam zamiary zmuszać się do kontaktów fizycznych z osobami, z którymi nie chce, co to to nie. Nie jestem już nastolatka, wtedy nie mogłam odmawiać, a teraz mogę haha. I jak mi ktoś nie pasuje, to chętnie korzystam z tej możliwości, nie mam zamiaru się zmuszać jak nie chce.
Właśnie faceci trochę inaczej funkcjonują niż my, kobiety
Jeśli facetowi nie podoba się laska to się z nią nie umawia. Tylko my kobiety (ja też tak robiłam, nie tylko Ty) chodzimy na randki licząc, że może coś "zaiskrzy"
Facetowi jak laska się nie podoba to po prostu ją ignoruje i nie "marnuje" (brzydko mówiąc, ale taka prawda) na nią czasu. Miałam to samo. Jak ja się komuś spodobałam to nie zdarzyło się, żebym odmówiła chociaż jednego spotkania. Wyjątek to 2 chłopaków poznanych przez internet, ale mieszkali daleko i musiałabym wsiąść w pociąg, a miałam tyle roboty, że nie miałam czasu poświęcać całego dnia na 1 spotkanie w innym mieście. Jednak jeśli to było w obrębie mojego miasta to się godziłam. Za to jak ja się raz zakochałam w chłopaku, zapraszałam go na kawę, to nie chciał iść. Wolał sam pójść w tym czasie do kościoła niż ze mną na jakąś herbatę czy kawę
A gdzie mieszkasz Rossanko? Nie pytam dokładnie, tylko orientacyjnie, czy to jedno z większych polskich miast, czy małe miasteczko, czy wieś?
Bo z tym tinderem to też zależy. W większych miastach jest lepszy wybór facetów niż w tych mniejszych. Może mimo wszystko warto spróbować? Choćby dlatego, żeby się pospotykać, pogadać z jakimś facetem. Sama planuję w wolnej chwili założyć tindera. Nawet nie w celu szukania miłości, tylko obracam się w gronie prawie samych kobiet, facetów nie poznaję praktycznie wcale i boję się, że niedługo zapomnę, jak wyglądają i w ramach treningu może pozna się jak nie miłość, to chociaż kolegów nowych
Rumunski_Zolnierz napisał/a:Na portalach randkowych przypada ok. 8 facetów na 1 kobietę.
Jeżeli Rossanka nie jest w stanie znaleźć tam mężczyzny to znaczy, że coś jest nie tak z jej wymaganiami albo z spostrzeganiem świata bo nie uwierzę, że 100% z tych chłopaków nie nadaje się do związku (jest to statystycznie niemożliwe).
Oj żebyś się nie zdziwił. Mam koleżanki, które od lat są na tinderze i nie mogą nikogo znaleźć. I nie mają za wysokich wymagań. Jak opowiadają, na jakich typów trafiają, to największy desperata by uciekł
Rumunski_Zolnierz napisał/a:W dzisiejszych czasach kobiety muszą się odpychać nogami i rękami od facetów, nawet te niskie, grube i z tłustymi włosami.
Pamiętam jak kiedyś w pracy jedna dziewczyna miała karłowaty wzrost, sporą nadwagę i do tego jej twarz przypominała ropuchę podczas zatwardzenia i mimo tego co chwile miała jakieś randki z facetami.
Oj nawet nie wiesz, jak to z naszej perspektywy wygląda. Wcale nie jest tak kolorowo. Trzeba mieć szczęście. Szczególnie, gdy ktoś się obraca w kobiecym środowisku i nie ma jej kto w pracy podrywać, bo są same baby dookoła
Poza tym są niezbyt urodziwi faceci (i niezbyt bogaci), którzy mają taką osobowość, że wokół nich kręci się masa kobiet
Rumunski_Zolnierz napisał/a:Zaś miałem sporo kolegów, którzy byli mocno ogarnięci życiowo, nic im nie brakowało i mimo tego mogli o dziewczynie jedynie pomarzyć.
No widzisz, a u mnie w okolicy jak jest jakikolwiek w miarę ogarnięty facet, to od dawna zajęty, szybciutko przechwycony, w moim wieku już zaręczony, a im kobieta starsza tym ma mniejszy wybór, bo na rynku zostają ci mniej ogarnięci. Ja to widzę z upływem lat i potwierdziły mi to koleżanki, że zaobserwowały to samo
Rumunski_Zolnierz napisał/a:Jeden znajomy, wysoki, bardzo dobra sylwetka (prawie 20 lat ćwiczy boks), do tego ma pieniądze, duże mieszkanie w dużym mieście (bez kredytów), ubrany jak Brytyjski makler giełdowy i mimo tego nie potrafi znaleźć kobiety do związku od 5 lat.
A jego koleżanka, takie mocne 5/10 robi za osiedlowe ruchadełko, takie ma wzięcie wśród panów.
Po pierwsze- to, że koleżanka co chwile ma nowego na raz, to żadna sztuka
Po drugie- może kolega ma coś nie tak z charakterem? Znałam jednego takiego. Niby bogaty, ładnie ubrany, ale kobiety znaleźć nie mógł. Jak go poznałam to nie dziwiłam się, dlaczego. Był strasznie zakompleksiony, brakowało mu takiego wewnętrznego luzu
rossanka napisał/a:Terapeuta mówił, że to normalne pragnienie i nie jestem jedna z tych kobiet, które uwieszaja się na partnerze, same nie umieją sobie zorganizować czasu, nie umieją same spędzać wieczorow, świąt, weekendów nie potrafią się same utrzymać czy znaleźć pracy, prowadzić domu, czy też wypełnić sobie czas wolny.
Mądry terapeuta, który ma rację. Dużo osób, nawet tutaj wypisuje głupoty typu "Trzeba się nauczyć żyć samemu, żeby umieć żyć z kimś" bla bla
A to jest aż śmieszne, szczególnie jak ktoś jest latami i czyta, że musi się nauczyć żyć sam (idąc tym tokiem myślenia ludzie w związkach są niesamodzielni, haha)
Potrzeba bliskości to naturalna potrzeba. Gdybyśmy mieli tego nie odczuwać, to byśmy byli obojnakami i rozmnażali się sami ze sobą. A tak nie jest. Potrzebna jest do tego druga osoba
Większość singli (wiadomo, są wyjątki), którzy są x lat sami jednak są bardzo samodzielni i bardzo dobrze potrafią żyć sami
Potrzeba bliskości jest naturalna. Przecież nierzadko nawet zwierzęta, ssaki, odosobnione od stada też cierpią (zaobserwowali to naukowcy), więc nie jesteśmy inni od innych ssaków.
Mam 25 lat i kilka lat młodszą siostrę. Ja nie byłam nigdy w na tyle długim i poważnym związku, żeby do domu przyprowadzić i przedstawić faceta (spotykałam się z ludźmi, ale to był max kilka miesięcy). Za to moja siostra za 3 miesiące kończy 21 lat. A dokładnie za rok o tej porze (początek sierpnia) będzie brała ślub. Ja skończyłam liceum, wyprowadziłam się kilkaset kilometrów na studia, musiałam się nauczyć gotować, współpracować z ludźmi, bo mieszkałam najpierw w akademiku, teraz na wynajmie z innymi studentami, musiałam się nauczyć współpracy z ludźmi, wiele rzeczy urzędowych musiałam załatwiać sama, bo rodzice byli daleko, musiałam nauczyć się żyć sama. Przez cały okres studiów chodziłam na różne imprezy, bo lubiłam poznawać ludzi. I nikt się nie trafił. Moja siostra tydzień po maturze poszła na jedne urodziny do koleżanki i tam poznała przyszłego męża. Podczas gdy u mnie na studiach coś się działo musiałam radzić sobie sama. Jej pomagał chłopak. Siostra poszła bliżej na studia (dużo bliżej), co chwila wraca do domu (podczas gdy mnie nie ma nawet przez kilka tygodni, ona wraca co drugi tydzień, a jak nie wraca to chłopak do niej jedzie). Siostra za mniejsze pieniądze po znajomości od cioci wynajmuje kawalerkę, więc nie musi się "użerać" z innymi lokatorami. Gotowanie średnio jej idzie, przywozi często z domu słoiki lub kupuje jakieś gotowe zupy pasteryzowane czy coś. Tak to jedno danie może umie zrobić.
I kto jest bardziej samodzielny?
Z drugiej strony to też smutne, gdy kilka lat młodsza siostra wychodzi za mąż, a ja nawet nie będę miała z kim iść na ten ślub
To taka anegdotka jeśli chodzi o zarzut braku samodzielności u singli piszących, że chcieliby mieć partnera
Mi też ktoś w innym wątku sugerował, że nie można być bluszczem i mieć faceta za centrum wszechświata- to był chyba zarzut do mnie, gdzie ja pisałam, że chciałabym się ustatkować, a nie, że nie mam innych zainteresowań prócz faceta. A osoba w wieloletnim związku takiego czegoś nie mówi, więc nie usłyszy
Hipokryzja i tyle
I powtarzam- terapeuta ma rację