Dziś nie ma takich
Yeah MAN!
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Powrót ex-partnerki, która uwierzyła, że życie jest jak harlequin
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Dziś nie ma takich
Yeah MAN!
bags napisał/a:Wiek zamazpojscia 30, zwiazkow... wiem o 2.
Fevers...
Ja mialem tylko raz odegrana "scenke" rozpaczy przez zone, jak jeszcze chlopak (ja na dlugo przed pytaniem o reke) chce zakonczyc zwiazek. i tak szybko jak sie rozkleila tak szybko sie poskladala, doszla do siebie.
Na tej podstawie teraz smiem twierdzic, ze przynajmniej moja jest "zaprawiona w bojach" by zostawic i nie zna smaku porzucenia. W zwiazku z tym, to ze czekam jest zbyt wygorowanym powiedzeniem, bo czekam na okazje poznania kogos nowego i chetnie zakoncze ta malzenska farse sam, bo jak widze o zona serwuje mi jedynie puste gadanie. A 3 miesieczna cisza ogolna jest baaardzo wymowna.Moja tylko w jednym ze związków została rzucona, w sposób spektakularny, bo koleś posuwał regularnie inną. Widać moją traktował jako zabawkę seksualną. I o dziwo chciała do niego wrócić. Jesli Twoja jest zaprawiona w bojach, to moja jest po kilku turach wietnamskich
Jeśli masz obrany kierunek działań i wiesz, że nie chcesz w tym trwać, to nie marnuj swojego czasu dla kogoś, kto nie ma do niego szacunku.
No ale wiesz lustro u szklarza zamowilem takie extra first class 3D i chcialbym zobaczyc jej portfolio zdziwienia, ze to "juz???"
A skoro jz chce rozwodu no to ten model kobiety stylem "madrosc przodem, wiek tylem" przez drzwi trzeba przepuscic. Z kultura
No ale wiesz lustro u szklarza zamowilem takie extra first class 3D i chcialbym zobaczyc jej portfolio zdziwienia, ze to "juz???"
Słuszną drogę działania obrała władza Chciałbym zobaczyć efekt karpia na jej facjacie
Catwoman,lata sa nie istotne,nastolatki tez powinny miec swiadomosc ,ze facet nie jest"ptaszkiem w klatce" a tak samo dziewczyna tez nim nie jest,musi Ona tez miec swobode.Kazdy zna nieprzekraczlne zasady zwiazku partnerskiego czy malzenskiego.Pewno to jako moderator wykasujesz.Ale ja posadzam CIE o hipokryzje dla podtrzymania temperatury w poczytnosci watkow.Bo nie wierze aby tak dojrzala kobieta kompromitowla sie czesto tak smiesznymi wypowiedziami.Kasuj albo podejmij wyzwanie dyskusji.
Nie ja jestem od usuwania wątków i postów bo jestem redaktorką, a nie moderatorką.
no wlasnie Catwoman ,rzucasz takie pytania jak bys robila jakas sonde.my tu przezywamy w bolu i upokorzeniu wiec prosze pomin szczegoly.
bags napisał/a:No ale wiesz lustro u szklarza zamowilem takie extra first class 3D i chcialbym zobaczyc jej portfolio zdziwienia, ze to "juz???"
Słuszną drogę działania obrała władza
Chciałbym zobaczyć efekt karpia na jej facjacie
Dlatego jeszcze poczytam to vel watkowe romansidlo tak telepatycznie i w milczeniu, by ten "happy end" mial taki nieziemski - dla smiechu - lukrowany smaczek i a nuz sie jakas wisienka na tym torowym wypieku "zony" trafi
Za marzenia nie karaja a podatku od nich fiskusowi nie trzeba oddawac.
no wlasnie Catwoman ,rzucasz takie pytania jak bys robila jakas sonde.my tu przezywamy w bolu i upokorzeniu wiec prosze pomin szczegoly.
Interesują mnie Wasze losy, rozstania od strony psychologicznej. Jestem redaktorką, lubię dyskusje- czy to aż takie dziwne?
no wlasnie Catwoman ,rzucasz takie pytania jak bys robila jakas sonde.my tu przezywamy w bolu i upokorzeniu wiec prosze pomin szczegoly.
Panowie, myślę, że Catwoman zadaje nam pytania, po to, aby można było stworzyć rys psychologiczny naszych partnerek. Rys ich życia poprzedzającego wejście w relacje z nami. W moim przekonaniu jest to dobre, ponieważ innym potencjalnym ofiarom związkowych przewałów da wystarczającą ilość informacji. Nie zapominajcie, że Catwoman to kobieta, która jest tą osobą, która z racji psychologiczno-biologicznej może pojąć naturę problemów w sposób, którego my nie rozumiemy. Ona jest tu na pewno nie po to, by wtykać nos w nasze życie prywatne, ale po to, by jeśli to będzie w jej możliwościach - dać nam poradę, pomóc. Spróbujmy to zrozumieć, bo doprowadzić do kłótni bazującej na niedostatecznym zrozumieniu jest łatwo. Jak w małżeństwie:) Tylko po co, skoro można z tego wyciągnąć naukę? Takie jest MOJE zdanie na ten temat.
Dziękuję Fevers i zapewniam, że moje intencje są czyste. I jest dokładnie tak, jak kolega Fevers napisał; raczej skupiam się tu na kobietach, nie na ocenianiu Was - jako mężczyzn, czy mężów.
Dziś dowiedziałam się kolejnej prawdy: że odchodzą nie tylko te, które nie zaznały życia innego niż żony
I przyszło mi na myśl jeszcze coś: odnoszę wrażenie, że te/ Wasze kobiety, które nagle odnajdują swój los w ramionach kogoś, kto za przeproszeniem ma je w czterech literach... mają jakieś skłonności autodestrukcji.
Często wiąże się to z zaniżonym poczuciem własnej wartości, podświadomego: Nie zasługuję na takie dobro, ale ten będzie w sam raz; nie będę mieć ciągłego długu wdzięczności i poczucia winy, że nie jestem wystarczająco dobra.
Dziękuję Fevers i zapewniam, że moje intencje są czyste. I jest dokładnie tak, jak kolega Fevers napisał; raczej skupiam się tu na kobietach, nie na ocenianiu Was - jako mężczyzn, czy mężów.
8 miesięcy myślenia po odejściu żony...odrobiłem lekcje Mam dziś dużo szersze spojrzenie na wiele aspektów w relacjach damsko-męskich. Zauważam wiele rzeczy, których kiedyś bym nie zauważył
Widzisz nasza Redaktorko kochana, ponoc czlowiek uczy sie cale zycie
Catwoman napisał/a:Dziękuję Fevers i zapewniam, że moje intencje są czyste. I jest dokładnie tak, jak kolega Fevers napisał; raczej skupiam się tu na kobietach, nie na ocenianiu Was - jako mężczyzn, czy mężów.
8 miesięcy myślenia po odejściu żony...odrobiłem lekcje
Mam dziś dużo szersze spojrzenie na wiele aspektów w relacjach damsko-męskich. Zauważam wiele rzeczy, których kiedyś bym nie zauważył
To na pewno pozwoli Ci w przyszlosci zbudowac lepszy zwiazek.
Widzisz nasza Redaktorko kochana, ponoc czlowiek uczy sie cale zycie
Człowiek świadomy tego faktu już jest bardzo dojrzały
W moim przekonaniu jest to dobre, ponieważ innym potencjalnym ofiarom związkowych przewałów da wystarczającą ilość informacji.
Tylko czy ktos zaglada na to forum jak jest mu w zwiazku dobrze i nie ma zadnych problemow, albo przed slubem? Chyba malo jest takich osob.
Wiekszosc, ktora tu pisze trafila na to forum jak bylo juz "po zawodach" (albo prawie)
Uważam, że Wasze doświadczenia -choć bolesne- są bardzo, bardzo cenne.
Pomyślcie tylko ilu facetów, porzuconych mężów NIGDY nie dojdzie do tego punktu; pogodzenia, przebaczenia, porzucenia uprzedzeń i pójścia do przodu.
Jesteście daleko.
Catwomen wyczytalem kazdy podtekst.Napisze po bandzie.Dlaczego zapytujesz sie ile partnerow seksualnych mialy Nasze partnerki?Czy to jest istotne, czy bzykaly sie w aucie czy w windzie.Teraz My razem ewentualnie z Nimi budujemy zwiazek myslac o wspolnej przyszlosci,a przeszlosc jedynie dla Ciebie jest istotna chyba.Z powazaniem taki zwykly szary facet.
Uważam, że Wasze doświadczenia -choć bolesne- są bardzo, bardzo cenne.
Pomyślcie tylko ilu facetów, porzuconych mężów NIGDY nie dojdzie do tego punktu; pogodzenia, przebaczenia, porzucenia uprzedzeń i pójścia do przodu.
Jesteście daleko.
szkoda ,ze nie poznalem tego forum przed rozstanie to fakt. ale czy jestem daleko? w jakim sensie? bo wiem teraz wiecej? kiedy w zaden sposob juz mi to nie pomoze odzyskac ukochanej.pogodzic sie trzeba z faktem dokonanym,przebaczyc trzeba sobie przede wszystkim,a to najtrudniejsze.porzucanie uprzedzen?po zranieniu uprzedzenia sie poglebily.slynne "move on" to chyba tylko zamaskowanie bolu przed swiatem,bo w srodku wciaz pozostal.
geniu napisał/a:no wlasnie Catwoman ,rzucasz takie pytania jak bys robila jakas sonde.my tu przezywamy w bolu i upokorzeniu wiec prosze pomin szczegoly.
Interesują mnie Wasze losy, rozstania od strony psychologicznej. Jestem redaktorką, lubię dyskusje- czy to aż takie dziwne?
A ja zakladam ze Catwoman jest ta osoba z Naszej strony barykady, tyle ze z plci odmiennej, bo zaiste pieknej... jak sam avatar.
Swoje tez pewnie przeszla i znajac opinie o Nas jako tych podlych drani robi kofrontacje z kobiecego punktu forum prawdy z Nami - odmiencami.
Ja tak to widze, bo komplementy od forumowiczek za swoja innosc od ogolu zbieram od poczatku obecnosci na tym forum. Co mnie nie dziwi a cieszy
A ja zakladam ze Catwoman jest ta osoba z Naszej strony barykady, tyle ze z plci odmiennej, bo zaiste pieknej... jak sam avatar.
To fakt - avatar interesujacy
Ja tak to widze, bo komplementy od forumowiczek za swoja innosc od ogolu zbieram od poczatku obecnosci na tym forum. Co mnie nie dziwi a cieszy
Oj Ty maly niegrzeczny! zart oczywiscie!
martwi mnie troszke ,ze garujemy u Fevers'a na poscie w powiedzmy stalej ekipie i nikt nie wnosi jakichs pozytywnych informacji.nawet nikt nowy nie dolancza czytajac to depresyjne forum.moze zagramy w gre ,ze jak u kogos zacznie sie cos dziac zwiazane z byla to napisze BINGO i wygrywa lajka od pozostalych bo u Bagsa milczenie 3 m-ce u mnie 3 tyg. hm... zimna wojna trwala 40 lat. do tego momentu mozemy pograc w szachy numerycznie,nie wiem cokolwiek.skoro nic nie mozemy robic w istotnych kwestiach.
martwi mnie troszke ,ze garujemy u Fevers'a na poscie w powiedzmy stalej ekipie i nikt nie wnosi jakichs pozytywnych informacji.nawet nikt nowy nie dolancza czytajac to depresyjne forum.moze zagramy w gre ,ze jak u kogos zacznie sie cos dziac zwiazane z byla to napisze BINGO i wygrywa lajka od pozostalych bo u Bagsa milczenie 3 m-ce u mnie 3 tyg. hm... zimna wojna trwala 40 lat. do tego momentu mozemy pograc w szachy numerycznie,nie wiem cokolwiek.skoro nic nie mozemy robic w istotnych kwestiach.
Gieniu, nawet w błahej rozmowie może wyskoczyć coś ciekawego, warte uwagi, więc don't worry
Witam wszystkich!
Widzę, że nie było mnie na forum kilka dni, a tu mój ulubiony wątek wyrósł jak na drożdżach
i dorobiliśmy się małej "flame war" między dyskutantami, ale i zainteresowania ze strony Pani
Redaktor. Przepraszam, że w jednym poście, ale ustosunkuję się tu do kilku tematów, które
zostały poruszone w tym wątku:
No to widocznie nie przepracowala powodu/winy odejscia i myslala ze wraca "do punktu wyjscia" ze zwiazku.
Niestety na to wyglądało - w myśl zasady "Wybaczaj i zapomnij! Ale już!" W jej mniemaniu to, że ponad pół roku spędziła w ramionach
swojego harlequina nie miało żadnego przełożenia na nasze relacje. Skoro wraca, to mam się cieszyć. Jak po dwóch tygodnaich wyszło,
że dalej utrzymuje luźny kontakt ze swoim ex-kochankiem to oświadczyła, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby zakończyć z nim
znajomość, a poza tym to "przecież nic złego, taki kontakt". Ręce mi opadły...
A powiedzcie mi, jak na to rozstanie z partnerką zareagowały Wasze rodziny? Czy Was wspierano? Wytykano słabość?....
Nie mogę złego słowa powiedzieć o mojej Rodzinie. Wspierano mnie w momencie, kiedy moja luba związała się ze swoim
"księciem z bajki". Nie wytykano słabości i złych wyborów życiowych. Również kiedy dowiedzieli się o jej powrocie do mnie,
pomimo tego, że mieli inne zdanie uszanowali mój wybór, nie stosując żadnej formy ostracyzmu wobec mojej wtedy jeszcze
narzeczonej. Co do rodziny mojej wybranki to tutaj chyba nikogo nie zdzwię: zacytuję za Feversem "my swoją córkę wychowaliśmy
dobrze". Mam do nich nieco żalu po przy pierwszym romansie swojej córki wiedzieli o pewnych rzeczach np. o jej romatycznych
wyjazdach z "księciem z bajki", ale kiedy sprawa wyszła na jaw usłyszałem, że nie jestem jej mężem, żeby być zazdrosnym o takie rzeczy.
Czyli jak się nie ma papierka z kościoła bądź urzędu stanu cywilnego to można kłamać drugą stronę do woli..
Jeśli Panowie czekacie, aż wrócą, to może wrócą, ale te kobiety tego nie będą nigdy żałowały - właśnie dlatego, ze z tamtym partnerem przeżyły to, czego im brakowało w związku. Może przyznają, że to był błąd, ale na pewno nie będą żałowały
Niestety masz rację. Nie usłyszałem, że żałuje tego romansu. Słyszałem tylko, że potrzebowała się sprawdzić i przeżyć coś
ekstremalnego (cokolwiek to znaczy) czego ja w tej szarej rzeczywistości naszego związku nie byłem w stanie jej dać. Niestety
kilka miesięcy później inny "książe z bajki" dał jej kolejne pole do popisu i z nim też postanowiła "coś" przeżyć...
Mogłoby paść pytanie, "to po co się tak zarzynałem"? Bo ją kochałem ( i kocham ) i najwazniejsze, że robiłem to nie dla siebie a dla naszego wspólnego dobra. Dlatego.
Dokładnie. Nie przeszkadzało mi, że haruję na dwóch etatach. Odmawiam sobie pewnych rzeczy. Chodziło o NAS, a nie o mnie.
Niestety wydatyki związane z domem, jedzeniem czy samochodem w 90 % ponosiłem ja. Bo mieszkanie moje to mam za nie
i za media płacić (to że ona w nim mieszka to detal). Bo mieszkanie moje to mam w nim sprzątać (raz się zdarzyło, że sama
posprzątała). Samochód mój to za benzynę ja mam płacić (to, że samochód ją woził do i z pracy oraz do rodziców to nic nie znaczy).
Co ciekawe ja z moimi dochodami nie zbliżyłem się nawet do kwot które ona zarabiała. Moja luba była bardzo skupiona na sobie.
Makijaż, kupowanie ciuchów, solarium i siłownia. Organizacja życia codziennego czy też wolnego czasu skupiała się na moich barkach.
Nie było takiej sytuacji, żeby ona coś zaproponowała. To ja, jako facet miałem przy niej skakać, aby zapewnić jej miłe spędzenie
czasu wolnego. No i oczywiście to wszystko zasponsorować, bo przecież "jak mężczyzna kocha swoją kobietę to ma dla niej gest"..
No i jeszcze jedna sprawa: jak się poznaliśmy to mieliśmy po 27 lat. Ona miała za sobą co najmniej trzy poważne związki,
o partnerach seksualnych nie wspomnę. Więc to nie jest tak, że to była, nie obrażając nikogo, młodziutka studentka pierwszego
roku, która nie wiedziała czego od życia potrzebuje, a potem nagle się ocknęła, że to nie to. Zwłaszcza, że cały czas słyszałem, że
chce założyć rodzinę i mieć dzieci.. Ale jak ktoś tu mądrze napisał, zamieszkanie razem przed ślubem daje olbrzymią wiedzę
o swoim potencjalnym małżonku. Kończy się "czas promocji" i w zetknięciu z problemami "szarej rzeczywistości" pewne rzeczy
wypływają na wierzch. Choć czasem jest już za późno, a serce nie sługa
Się nieco rozpisałem. Sorry
Dokładnie. Nie przeszkadzało mi, że haruję na dwóch etatach. Odmawiam sobie pewnych rzeczy. Chodziło o NAS, a nie o mnie.
Niestety wydatyki związane z domem, jedzeniem czy samochodem w 90 % ponosiłem ja. Bo mieszkanie moje to mam za nie
i za media płacić (to że ona w nim mieszka to detal). Bo mieszkanie moje to mam w nim sprzątać (raz się zdarzyło, że sama
posprzątała). Samochód mój to za benzynę ja mam płacić (to, że samochód ją woził do i z pracy oraz do rodziców to nic nie znaczy).
Co ciekawe ja z moimi dochodami nie zbliżyłem się nawet do kwot które ona zarabiała. Moja luba była bardzo skupiona na sobie.
Makijaż, kupowanie ciuchów, solarium i siłownia. Organizacja życia codziennego czy też wolnego czasu skupiała się na moich barkach.
Nie było takiej sytuacji, żeby ona coś zaproponowała. To ja, jako facet miałem przy niej skakać, aby zapewnić jej miłe spędzenie
czasu wolnego. No i oczywiście to wszystko zasponsorować, bo przecież "jak mężczyzna kocha swoją kobietę to ma dla niej gest"..
No i jeszcze jedna sprawa: jak się poznaliśmy to mieliśmy po 27 lat. Ona miała za sobą conajmniej trzy poważne związki,
o partnerach seksualnych nie wspomnę. Więc to nie jest tak, że to była, nie obrażając nikogo, młodziutka studentka pierwszego
roku, która nie wiedziała czego od życia potrzebuje, a potem nagle się ocknęła, że to nie to. Zwłaszcza, że cały czas słyszałem, że
chce założyć rodzinę i mieć dzieci..Się nieco rozpisałem. Sorry
Niemal identyczny scenariusz jak u mnie. Od kilku dni na spokojnie sobie myślałem o tych powrotach i doszedłem niestety do smutnego wniosku - oczekiwanie na powrót jest chyba błędem. Spala, wyniszcza psychicznie, sprawia, że żyjemy jak osioł, przed którym na kiju wisi marchewka, a my wciąż idziemy do przodu licząc, że ją złapiemy. Mija nasze życie, dzień za dniem, a w nas żyje żal, poczucie krzywdy, nadzieja na to, że wciąż są w tych kobietach jakieś wartości. Nie ma. Gdyby były, to by nie było takiej sytuacji, jaka jest obecnie. Nadchodzi chwila, w której trzeba stanąć naprzeciwko logiki i intuicji. A ta niestety często stoi w sprzeczności z nadzieją. Nadzieja na powrót to echo naszych projekcji, echo przeniesienia dobrych wartości na nasze kobiety. Tylko, że naszych kobiet dziś nie ma. Nie ma tych, które tak szczerze kochalismy i za które poszlibyśmy do piekła i z powrotem. Dziś są stwory, które wybrały własne dobro, upadek moralny i korzyści płynące tylko i wyłącznie dla nich. Szkoda, że wszyscy zranieni zostali zaślepieni przez własne uczucia ( w tym także ja ), co przytłumiło w nich trzeźwy osąd partnerek/żon. Do dziś nie potrafię pojąć, jak można być tak wyrachowanym, egoistycznym, bezwzględnym człowiekiem, by dokonać w ludziach takich zniszczeń, jakich dokonały one. Reasumując - tu odniosę się do stricte mojego przypadku - nie wierzę już w powrót. Jest znikoma szansa. Musiałaby zaznać tak wielkiej krzywdy, by po raz kolejny jej odczuwanie odwróciło się o 180 stopni. Musiałaby zanegować zanegowanie mojej osoby i naszego wspólnego życia. Termin, który sobie wyznaczyłem podtrzymam, ale już raczej jako dojście do całkowitego spokoju wewnętrznego, do porozumienia z samym sobą, do zrozumienia. Niektóre z opisywanych tutaj kobiet miały zbyt bogate życie w sferze ilości partnerów, by miały oglądać się za siebie i poświęcić chwilę na refleksje i kontemplacje. W tym także moja. Zbyt łatwo jej przychodziło urywanie kolejnych związków, by uważać, że związek ze mną był tym wyjątkowym, zasługującym na kolejną szansę. To, że wzięliśmy ślub też nie ma dla niej znaczenia. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek miało. I choć to potwornie boli, to chyba nadszedł czas, bym ją przekreślił na zawsze. Jeśli ma nastąpić kiedyś ten cud, to wolałbym przeżyć go jak miłe zaskoczenie. A jeśli ma nie nastąpić - to wtedy wolę by moje nadzieje nie zostały po raz kolejny bezlitośnie zdeptane. Niech lepiej same wygasną...
Od kilku dni na spokojnie sobie myślałem o tych powrotach i doszedłem niestety do smutnego wniosku - oczekiwanie na powrót jest chyba błędem. Spala, wyniszcza psychicznie, sprawia, że żyjemy jak osioł, przed którym na kiju wisi marchewka, a my wciąż idziemy do przodu licząc, że ją złapiemy. Mija nasze życie, dzień za dniem, a w nas żyje żal, poczucie krzywdy, nadzieja na to, że wciąż są w tych kobietach jakieś wartości. Nie ma. Gdyby były, to by nie było takiej sytuacji, jaka jest obecnie. Nadchodzi chwila, w której trzeba stanąć naprzeciwko logiki i intuicji. A ta niestety często stoi w sprzeczności z nadzieją. Nadzieja na powrót to echo naszych projekcji, echo przeniesienia dobrych wartości na nasze kobiety. Dziś są stwory, które wybrały własne dobro, upadek moralny i korzyści płynące tylko i wyłącznie dla nich. Szkoda, że wszyscy zranieni zostali zaślepieni przez własne uczucia ( w tym także ja ), co przytłumiło w nich trzeźwy osąd partnerek/żon. Do dziś nie potrafię pojąć, jak można być tak wyrachowanym, egoistycznym, bezwzględnym człowiekiem, by dokonać w ludziach takich zniszczeń, jakich dokonały one. Reasumując - tu odniosę się do stricte mojego przypadku - nie wierzę już w powrót. Jest znikoma szansa. Musiałaby zaznać tak wielkiej krzywdy, by po raz kolejny jej odczuwanie odwróciło się o 180 stopni. Musiałaby zanegować zanegowanie mojej osoby i naszego wspólnego życia. Termin, który sobie wyznaczyłem podtrzymam, ale już TYLKO jako dojście do całkowitego spokoju wewnętrznego, do porozumienia sie z samym sobą, do zrozumienia. Niektóre z opisywanych tutaj kobiet miały zbyt bogate życie w sferze ilości partnerów, by miały oglądać się za siebie i poświęcić chwilę na refleksje i kontemplacje. To, że wzięliśmy ślub też nie ma dla niej znaczenia. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek miało. I choć to potwornie boli, to chyba nadszedł czas, bym ją przekreślił na zawsze. Jeśli ma nastąpić kiedyś ten cud, to wolałbym przeżyć go jak miłe zaskoczenie. A jeśli ma nie nastąpić - to wtedy wolę by moje nadzieje nie zostały po raz kolejny bezlitośnie zdeptane. Niech lepiej same wygasną...
Niestety...
Zgadzam sie z tym. U mnie czekanie na cud bylo teoretycznie bledem, co w praktyce sie okazalo, ze gra nie byla warta swieczki. Gra o zwiazek i zone, ktora odplacila sie zdrada za wszystko. Za cala reszte poswiecenia i wlasnego wkladu pracy jestem wdzieczny sobie,tym co mi pomagali ogarnac moj temat i problematyke zony. Czy jestem dumny z siebie???... raczej tak pomimo takiej straty i nie zakonczonej jeszcze "zimnej wojny".
Zeby rozwazac wszystkie kwestie "dlaczego", to i tak ich nie rozwiazemy. One zabraly te odpowiedzi ze soba jak do grobu. Pogrzebaly wszystko, co dla Nas stanowilo jakas wartosc i jawne podejrzenie dezercji, powtorki z rozrywki jest nie warte zachodu reanimacji tego zwiazku z prostej przyczyny: nie ma zalu, skruchy za to i ich checi naprawy tego, co spitolily. A trwanie w takim zwiazku po reanimacji trupa, jest jak spanie na bombie zegarowej. Lepiej bedzie chyba pogodzic sie z tym i zaczynac od zera nowy rozdzial...
Fevers, Bags: Zgadzam sie z Wami!
Na pytanie dlaczego tak się stało nie dostaniemy odpowiedzi z przyczyn oczywistych. Te istoty same nie wiedzą, dlaczego tak się zachowały. Czują to, bo dokonały przewału zgodnie ze swoją rynsztokową naturą. Ale mogę się założyć, że z poziomu logiki same nie umiałyby wytłumaczyć, dlaczego w tak ku**wski sposób zanegowały i opluły mężczyzn, których SAME wybrały na towarzyszy życia. Dziś w nich jest tylko małpi gaj, życie błyskotkami, pieniądzem, sferą rozrywkową...a to nie jest ta właściwa i wartościowa droga. Co do powrotu negatywnej energii którą same wytworzyły nie mam wątpliwości. Wróci do nich w najmniej spodziewanym dla nich momencie. Ironia leży tu, że nigdy nie wiadomo, kiedy to nastąpi. Może szybko, a może dopiero na starość. Ale wróci na pewno. Tylko o ile do niedawna w ich rekach leżała możliwość naprawienia zła, które wyrządziły, o tyle ta szansa minęła raczej bezpowrotnie. Chyba, że cuda się zdarzają i nastąpi w nich z przyczyn nadnaturalnych zwrot. Nie życzę im źle. Jestem od tego daleki. Ale z całego serca życzę im tego, by los sam dokonał sprawiedliwego osądu. Przy pomocy narzędzi, jakie sam wybierze. Nic więcej, nic mniej. Na myśl o nich ogarnia mnie politowanie dla ich głupoty i niedojrzałości. Gdy dojdzie do wyrównania rachunków życia będę jej współczuł, ale czy będę jej żałował? Nie. Wszystko co zrobiła jest na jej własne życzenie, bo jest osobą świadomą tego, co robi. Żaden człowiek nie powinien być świadomym powodem cierpienia innych ludzi, a zwłaszcza tych, którzy oddaliby za nie kiedyś życie.
Hmmm no trochę się z tym zgadzam, ale w sumie to jest też tak, że jakieś powody tego, że te kobiety będąc w związkach jednak zaczynają się interesować innymi mężczyznami i poddają temu urokowi, zapominając o bożym świecie i o tym co jest tak naprawdę ważne. Jeśli w związku między ludźmi wszystko "gra" i układa się, a ludzie potrafią się ze sobą porozumieć, to raczej nawet nie ma się ochoty na "skoki w boki" i nowe motyle w brzuchu i doznania.
Hmmm no trochę się z tym zgadzam, ale w sumie to jest też tak, że jakieś powody tego, że te kobiety będąc w związkach jednak zaczynają się interesować innymi mężczyznami i poddają temu urokowi, zapominając o bożym świecie i o tym co jest tak naprawdę ważne. Jeśli w związku między ludźmi wszystko "gra" i układa się, a ludzie potrafią się ze sobą porozumieć, to raczej nawet nie ma się ochoty na "skoki w boki" i nowe motyle w brzuchu i doznania.
Nie zgodzę się z tym. Każdy związek przechodzi w swoim czasie test. test na jego trwałość. i jest to prawdziwe wyzwanie, bo pokazuje kto tak naprawdę jest dojrzały i ma poukładane w głowie i sercu wartości. Ten test pokazuje, kto szczerze kocha, a kto uważa, że kocha. Człowiek zidiociały zawsze będzie szukał bardziej zielonej trawy nie umiejąc skupić się na tym, co ma i na wynoszeniu tego na wyższy poziom relacji. Jeśli masz na myśli, że powtarzalność pewnych czynności codziennie może być powodem odejścia, chęć poszukiwania motyli w brzuchu, to tak. Wtedy są powody. Ale powody w nas? Nie. Każdy człowiek ma swoje wady, tylko do cholery te głupie pipy wiedziały, kogo biorą za mężów. One też miały wady, które my świadomie zaakceptowaliśmy i staraliśmy się przekuć na zalety. Człowiek bez wad nie miałby zalet. ktoś mądrze powiedział, że bez ciemności nie wiedzielibyśmy o istnieniu światła.
Ja też już na nic nie czekam. No, bo na co? Że wróci i będzie można spróbować jeszcze raz??
Nawet nie wyobrażam sobie jakby to miało wyglądać. Mam czekać podświadomie, że znowu jak
pojawią się problemy w naszym życiu, których nie będzie można rozwiązać od ręki, znajdzie sobie
nowego gościa, który ją będzie adorował, szastał kasą, będzie miała motylki w brzuchu i kawę do łóżka?
Że jak tylko znowu poczuje, że mi na niej zależy i ma we mnie spokojną przystań, zacznie prowadzić
swobodne życie towarzyskie? Chyba, że tak jak pisze Fevers to co się stanie w jej życiu, obróci jej
spojrzenie na nas o 180 stopni. No, ale pytanie na ile będzie to proces trwały? Rok, pięć, całe życie?
Za dużo niewiadomych..
Hmmm no trochę się z tym zgadzam, ale w sumie to jest też tak, że jakieś powody tego, że te kobiety będąc w związkach jednak zaczynają się interesować innymi mężczyznami i poddają temu urokowi, zapominając o bożym świecie i o tym co jest tak naprawdę ważne. Jeśli w związku między ludźmi wszystko "gra" i układa się, a ludzie potrafią się ze sobą porozumieć, to raczej nawet nie ma się ochoty na "skoki w boki" i nowe motyle w brzuchu i doznania.
Kejt777 Ale facet tez nie moze narzekac na brak akceptacji, adoracji i podrywania przez kobiety. Ja bedac poniekad pracownikiem PR to bylem adorowany nawet przez te pare lat stardze kobiety a bez urazy siksy to juz czasami skretu kiszek dostawaly by sie "przylkeic". Zabawe z obraczka mialem przednia, widzac reakcje dziewczyn na ten zloty krazek pojawiajacy sie nagle i z nikad.
A jednak - jak widac - mozna oprzec sie pokusie i to bez zbytniego wysilku. jakos tej trudnosci nie widzialem mimo wielu "okazji" i dwuznacznych propozycji. tylko jak widac trzeba miec olej w glowie a nie morze, ktore na dodatek wiecznie faluje. Bo potem nic tylko podejsc, pierdyknac w dekiel takiego delikwenta deska serfingowa i powiedziec "wysoka fala".
Chyba, że tak jak pisze Fevers to co się stanie w jej życiu, obróci jej
spojrzenie na nas o 180 stopni. No, ale pytanie na ile będzie to proces trwały? Rok, pięć, całe życie?
Za dużo niewiadomych..
Kluczowym pytaniem jest: jak mocny cios od losu to byłby. Jeśli naprawdę potężny, to gwarantuję, że nie miałaby juz nigdy więcej ochoty na kanarki w głowie. Wszystko sprowadza się do mocy trzaśnięcia losu w ich puste łby. Reszta nie ma znaczenia. Według mojego pojmowania moga to być tylko dwie sytuacje. Albo ten książę, w którym pokładają wszystkie nadzieje je zdradzi z premedytacją na zasadzie regularnej kochanki ( bo jednorazowy wyskok może nie wystarczyć - nie zapominajmy o fazie harlequina, więc zdolności wybaczenia z powodu motylków ) albo tragedia rodzinna. Nic więcej nie jest w stanie dokonać ponownego diametralnego wywrotu ich odczuwania.
Musiałyby poczuć się na tyle zranione, samotne i zagubione, by odwołać się do chwil, w których czuły się bezpieczne w naszych ramionach. A to jest niemal niewykonalne. Dlatego tylko i wyłącznie te dwa scenariusze są w stanie tego dokonać, a nie mam jeszcze stuprocentowej pewności co do tego pierwszego, bo może pojawić się opcja orbitowania w kierunku kolejnego partnera.
(...) A jednak - jak widac - mozna oprzec sie pokusie i to bez zbytniego wysilku. jakos tej trudnosci nie widzialem mimo wielu "okazji" i dwuznacznych propozycji. tylko jak widac trzeba miec olej w glowie a nie morze, ktore na dodatek wiecznie faluje.
No właśnie! Da się. Nie trzeba od razu wymieniać numerów telefonów, a potem smsów po nocach. Ewentualnie płynów
ustrojowych na imprezach, bo "on mnie przyciągnął jak koło jego stołu przechodziłam i wziął na kolana".
Albo ten książę, w którym pokładają wszystkie nadzieje je zdradzi z premedytacją na zasadzie regularne kochanki ( bo jednorazowy wyskok może nie wystarczyć - nie zapominajmy o fazie harlequina, więc zdolności wybaczenia z powodu motylków ) albo tragedia rodzinna.
Bardziej skłonie się ku drugiej tezie. Pierwsza myślę, że nie zadziała. Jak jest "faza harlequina" to są mu w stanie wszystko wybaczyć,
nawet regularną "zdradę w zdradzie". A co do poczucia samotności i zgubienia, które sprawi, że wrócą: może być krótkotrwałe.
W moim wypadku drugi harlequin był prawie identyczny jak pierwszy (żonaty facet, dziecko, własna firma) tylko nieco młodszy.
...to myślę, że są mu w stanie wszystko
wybaczyć, nawet regularną zdradę w zdradzie.
Nie zapominaj, że projekcja tych pip na ich księciów jest potężna. To pokładane plany życiowe, nadzieje, uczucia. Gdyby doszło do regularnej zdrady, to byłoby dla nich zawalenie się w gruzy ich całego światopoglądu. To byłoby dokładnie to, co my dziś przeżywamy. Nie wolno lekceważyć tak potężnej siły.
Kejt777 napisał/a:Hmmm no trochę się z tym zgadzam, ale w sumie to jest też tak, że jakieś powody tego, że te kobiety będąc w związkach jednak zaczynają się interesować innymi mężczyznami i poddają temu urokowi, zapominając o bożym świecie i o tym co jest tak naprawdę ważne. Jeśli w związku między ludźmi wszystko "gra" i układa się, a ludzie potrafią się ze sobą porozumieć, to raczej nawet nie ma się ochoty na "skoki w boki" i nowe motyle w brzuchu i doznania.
Nie zgodzę się z tym. Każdy związek przechodzi w swoim czasie test. test na jego trwałość. i jest to prawdziwe wyzwanie, bo pokazuje kto tak naprawdę jest dojrzały i ma poukładane w głowie i sercu wartości. Ten test pokazuje, kto szczerze kocha, a kto uważa, że kocha. Człowiek zidiociały zawsze będzie szukał bardziej zielonej trawy nie umiejąc skupić się na tym, co ma i na wynoszeniu tego na wyższy poziom relacji. Jeśli masz na myśli, że powtarzalność pewnych czynności codziennie może być powodem odejścia, chęć poszukiwania motyli w brzuchu, to tak. Wtedy są powody. Ale powody w nas? Nie. Każdy człowiek ma swoje wady, tylko do cholery te głupie pipy wiedziały, kogo biorą za mężów. One też miały wady, które my świadomie zaakceptowaliśmy i staraliśmy się przekuć na zalety. Człowiek bez wad nie miałby zalet. ktoś mądrze powiedział, że bez ciemności nie wiedzielibyśmy o istnieniu światła.
Widzę rację w tym, co piszesz, jednak czasami to nie tylko wady jednej czy drugiej strony powodują interesowanie się płcią przeciwną, a raczej brak zainteresowania, miłości, troski i zwykłych ludzkich odruchów od tej drugiej połowy związku, a wiadomo, że każdy chce i potrzebuje to mieć, a później problemy zaczynają się piętrzyć, bo jest brak chęci z dwóch stron.
Piszę z punktu widzenia kobiety, która stała po dwóch stronach...miałam klapki i moja połówka miała klapki na oczach, jednak wiem, ze oboje z tego wyszliśmy poturbowani, ale z dobrymi wnioskami na przyszłość.
Nie zapominaj, że projekcja tych pip na ich księciów jest potężna. To pokładane plany życiowe, nadzieje, uczucia. (...)
Dokładnie. U mnie za drugim razem, to już po półtorej tygodnia zauroczenia, usłyszałem jakie mają plany ze swoim "Księciem",
gdzie będą mieszkać, jak wezmą ślub (najpierw on musi się rozwieść - taki detal) to gdzie pojadą w podróż poślubną i jak będzie
miało na imię ich pierwsze dziecko (znaczy jej bo on już ma kilkuletniego syna) itp. itd..
...a raczej brak zainteresowania, miłości, troski i zwykłych ludzkich odruchów od tej drugiej połowy związku...
Kejt, zapewniam Cię, że moja miała to wszystko. Starałem się jej nie przytłaczać i nie słodzić co godzinę, ale też nie 'rzucałem" jej komplementu tylko od święta. Jakbym miał ocenić obiektywnie - codziennie mówiłem jej coś miłego na temat jej osoby, jej wyglądu itd. Miłość...no na brak tego nie mogłaby narzekać. Gdyby tak nie było, to nie byłoby tego wątku i wypowiedzi, których głównym motorem jest moje uczucie do niej. A zapewniam, że było jej okazywane tak, by dokładnie wiedziała, z czym ma do czynienia
Fevers napisał/a:Nie zapominaj, że projekcja tych pip na ich księciów jest potężna. To pokładane plany życiowe, nadzieje, uczucia. (...)
Dokładnie. U mnie za drugim razem, to już po półtorej tygodnia zauroczenia, usłyszałem jakie mają plany ze swoim "Księciem",
gdzie będą mieszkać, jak wezmą ślub (najpierw on musi się rozwieść - taki detal) to gdzie pojadą w podróż poślubną i jak będzie
miało na imię ich pierwsze dziecko (znaczy jej bo on już ma kilkuletniego syna) itp. itd..
A najbardziej chce mi sie smiac jak takie pipy mowia do swoich "lepszych modeli" po miesiacu albo dwoch znajomosci: "kochanie" to, "kochanie" tamto, albo jeszcze lepsze hasla. Jak slysze takie slodzenie to z tej slodkosci mi sie robi niedobrze.
Jak by to nazwac? HIPOKRYZJA?
Kejt777 napisał/a:Hmmm no trochę się z tym zgadzam, ale w sumie to jest też tak, że jakieś powody tego, że te kobiety będąc w związkach jednak zaczynają się interesować innymi mężczyznami i poddają temu urokowi, zapominając o bożym świecie i o tym co jest tak naprawdę ważne. Jeśli w związku między ludźmi wszystko "gra" i układa się, a ludzie potrafią się ze sobą porozumieć, to raczej nawet nie ma się ochoty na "skoki w boki" i nowe motyle w brzuchu i doznania.
Kejt777 Ale facet tez nie moze narzekac na brak akceptacji, adoracji i podrywania przez kobiety. Ja bedac poniekad pracownikiem PR to bylem adorowany nawet przez te pare lat stardze kobiety a bez urazy siksy to juz czasami skretu kiszek dostawaly by sie "przylkeic". Zabawe z obraczka mialem przednia, widzac reakcje dziewczyn na ten zloty krazek pojawiajacy sie nagle i z nikad.
A jednak - jak widac - mozna oprzec sie pokusie i to bez zbytniego wysilku. jakos tej trudnosci nie widzialem mimo wielu "okazji" i dwuznacznych propozycji. tylko jak widac trzeba miec olej w glowie a nie morze, ktore na dodatek wiecznie faluje. Bo potem nic tylko podejsc, pierdyknac w dekiel takiego delikwenta deska serfingowa i powiedziec "wysoka fala".
Można, można, wiem, że można się oprzeć, yyyy przez 15 lat byłam wierna jednemu facetowi i nadal zostałam, a na brak adoratorów nie narzekałam <skromnisia hehehe>, wiem też, że on również był fair do samego końca trwania związku.
W przypadku mojego związku pojawiło się zauroczenie inną osobą w chwili kiedy nawarstwiły nam się nasze problemy, oddaliliśmy się od siebie, przestaliśmy się dogadywać, każde uciekło w swój świat.No i poleciało ... bo z kimś lepiej się dogadywało niż z samym sobą...a później było jeszcze gorzej kiedy chcieliśmy to ratować, bo wzajemnych pretensji końca nie było. Po baaardzo długim czasie i wielu rozmowach <a jednak się da!> wyciągnęliśmy wnioski na przyszłość, ale nie wspólną już.
, jednak czasami to nie tylko wady jednej czy drugiej strony powodują interesowanie się płcią przeciwną, a raczej brak zainteresowania, miłości, troski i zwykłych ludzkich odruchów od tej drugiej połowy związku, a wiadomo, że każdy chce i potrzebuje to mieć, a później problemy zaczynają się piętrzyć, bo jest brak chęci z dwóch stron.
Piszę z punktu widzenia kobiety, która stała po dwóch stronach...miałam klapki i moja połówka miała klapki na oczach, jednak wiem, ze oboje z tego wyszliśmy poturbowani, ale z dobrymi wnioskami na przyszłość.
kejt - zainteresowanie płcią przeciwną to efekt okreslonego nastawienia i oczekiwan osdoby, która w takie relacje wchodzi.
poczytaj tutaj, przecież wszystkie zdradzające zdradzają nie dlatego, bo sa niedojrzałymi, durnymi egoistkami.. ale przeciez robioą to dlatego, bo on jej nie głaskał po głowce, a tego oczekiwała..
ale to, że tego oczekuje uświadomiła sobie najczęsciej jak tamten nowy zaczął ją po brzuszku misiać
ile my się tutaj nasłuchamy o biednych kobietach skrzywdzonych przez złych partnerów co to głos podniósł nie raz, nie słuchał, nie szanował.. wogóle małżeństwo z rozsądku.... i tego panie dzieju
ale jak ktoś napisze, że jak ci źle było, to trzeba było najpierw związek budować, a jak się nie dało, to dupe ruszyć i odejść.. a nie ruszac w innym znaczeniu.. to się panienki obrażają
panów tez to dotyczy...
onslaught napisał/a:Fevers napisał/a:Nie zapominaj, że projekcja tych pip na ich księciów jest potężna. To pokładane plany życiowe, nadzieje, uczucia. (...)
Dokładnie. U mnie za drugim razem, to już po półtorej tygodnia zauroczenia, usłyszałem jakie mają plany ze swoim "Księciem",
gdzie będą mieszkać, jak wezmą ślub (najpierw on musi się rozwieść - taki detal) to gdzie pojadą w podróż poślubną i jak będzie
miało na imię ich pierwsze dziecko (znaczy jej bo on już ma kilkuletniego syna) itp. itd..A najbardziej chce mi sie smiac jak takie pipy mowia do swoich "lepszych modeli" po miesiacu albo dwoch znajomosci: "kochanie" to, "kochanie" tamto, albo jeszcze lepsze hasla. Jak slysze takie slodzenie to z tej slodkosci mi sie robi niedobrze.
To jest właśnie ta ich niedojrzałość oparta na braku zrozumienia czym są prawdziwe uczucia. Im się wydaje, że kochają, a tak naprawdę, to są zauroczone i działają w nich chemiczne procesy. Z miłością to ma tyle wspólnego, co osiodłana świnia z rodeo.
Kejt777 napisał/a:...a raczej brak zainteresowania, miłości, troski i zwykłych ludzkich odruchów od tej drugiej połowy związku...
Kejt, zapewniam Cię, że moja miała to wszystko. Starałem się jej nie przytłaczać i nie słodzić co godzinę, ale też nie 'rzucałem" jej komplementu tylko od święta. Jakbym miał ocenić obiektywnie - codziennie mówiłem jej coś miłego na temat jej osoby, jej wyglądu itd. Miłość...no na brak tego nie mogłaby narzekać. Gdyby tak nie było, to nie byłoby tego wątku i wypowiedzi, których głównym motorem jest moje uczucie do niej. A zapewniam, że było jej okazywane tak, by dokładnie wiedziała, z czym ma do czynienia
Hmmm, czasami kobiety nie potrafią docenić w porę, tylko dopiero jak jest za późno, jak coś stracą?
Chociaż czasami szukają dziury w całym?
To jest właśnie ta ich niedojrzałość oparta na braku zrozumienia czym są prawdziwe uczucia. Im się wydaje, że kochają, a tak naprawdę, to są zauroczone i działają w nich chemiczne procesy. Z miłością to ma tyle wspólnego, co osiodłana świnia z rodeo.
Wiesz, najgorsze jest to, że my tu mówimy o kobietach od 30 lat życia w górę, a nie o jakiś nastolatkach...
o nastolatkach nie mówicie.. ale faktem jest że te młodsze z kolei to lecą w romanse z zonatymi koło 40.. bo taki mądry, dojrzały, bogaty, ułozony.. rodzinny - przeciez żone i dzieci ma to na pewno dobry materiał na męża.... głupie sucze...
te starsze - wiecie, ponoć u kobiet w tym wieku sie dopiero seksualnośc rozwija - nieprzygotowane, to napływanie krwi do pewnych narzadów interpretują jako miłość
no bądżmy realistami.. panowie może jako miłość nie interpretują, ale jak krew z mózgu odpływa, to się dają fiutowi rzadzić.. chujopląty tak zwane;)))
czytam, co tu piszecie w tym wątku,,, i sobie myslę, jaki ten świat popaprany.. a ja tutaj taka dojrzała, mądra w związku, dbająca o relacje i co?/ mąż kocha i zawsze kochał.. ale suczkę zaliczył bo sie pręzyła jak kotka w rui.. i jak tu okazje zmarnowac panie dzieju....
i wcale nie chciał zmieniac swojegożycia, wcale nie chciał mnie zostawić, ani odejśc, ani nie rpzestał kochac.. czy ja nie rozumiem, że to było jak basen? aklbo sauna?/ nic nie znaczyło?
heheh;)
Kejt777 napisał/a:, jednak czasami to nie tylko wady jednej czy drugiej strony powodują interesowanie się płcią przeciwną, a raczej brak zainteresowania, miłości, troski i zwykłych ludzkich odruchów od tej drugiej połowy związku, a wiadomo, że każdy chce i potrzebuje to mieć, a później problemy zaczynają się piętrzyć, bo jest brak chęci z dwóch stron.
Piszę z punktu widzenia kobiety, która stała po dwóch stronach...miałam klapki i moja połówka miała klapki na oczach, jednak wiem, ze oboje z tego wyszliśmy poturbowani, ale z dobrymi wnioskami na przyszłość.kejt - zainteresowanie płcią przeciwną to efekt okreslonego nastawienia i oczekiwan osdoby, która w takie relacje wchodzi.
poczytaj tutaj, przecież wszystkie zdradzające zdradzają nie dlatego, bo sa niedojrzałymi, durnymi egoistkami.. ale przeciez robioą to dlatego, bo on jej nie głaskał po głowce, a tego oczekiwała..
ale to, że tego oczekuje uświadomiła sobie najczęsciej jak tamten nowy zaczął ją po brzuszku misiać
ile my się tutaj nasłuchamy o biednych kobietach skrzywdzonych przez złych partnerów co to głos podniósł nie raz, nie słuchał, nie szanował.. wogóle małżeństwo z rozsądku.... i tego panie dziejuale jak ktoś napisze, że jak ci źle było, to trzeba było najpierw związek budować, a jak się nie dało, to dupe ruszyć i odejść.. a nie ruszac w innym znaczeniu.. to się panienki obrażają
panów tez to dotyczy...
Ja mogę wypowiedzieć się tylko na podstawie własnych doświadczeń, budować się nie dało, odejść też było nam ciężko, bo uczucie było, tylko rozumy nam zwątpiły chwilowo, ale w moim przypadku dostaliśmy porządnego kopa w tyłki żeby się otrząsnąć, tylko było za późno i trzeba było się rozejść.
Jedni są w stanie się otrząsnąć i jeśli zrozumieją ile tracą i co tracą, to później jest strach robić coś po raz drugi, mając świadomość tego co się stanie, ale tylko jeśli się zrozumie swój błąd.
czytam, co tu piszecie w tym wątku,,, i sobie myslę, jaki ten świat popaprany.. a ja tutaj taka dojrzała, mądra w związku, dbająca o relacje i co?/ mąż kocha i zawsze kochał.. ale suczkę zaliczył bo sie pręzyła jak kotka w rui.. i jak tu okazje zmarnowac panie dzieju....
i wcale nie chciał zmieniac swojegożycia, wcale nie chciał mnie zostawić, ani odejśc, ani nie rpzestał kochac.. czy ja nie rozumiem, że to było jak basen? aklbo sauna?/ nic nie znaczyło?
heheh;)
Wiesz, pierwszy "Książe z Bajki" mojej lubej był od dziewięciu lat żonaty. Bajerował ją jak mógł, łącznie z opowieściami
jaka ta jego żona niedobra, ale musi z nią być dla dobra dziecka, ale w sumie to już pozew rozwodowy ma przygotowany..
Pech chciał, że żona tego pana dość aktywnie używa swojego konta na pewnym serwisie społecznościowym. Zaglądnąłem
tam: a tu szcześliwa rodzinka nad morzem, a to pan z żoną na nartach - nie widziałem, żeby nasz lovelas był tam smutny
bądź ktoś mu lufę karabinową do głowy przystawiał. Zresztą po zakończeniu romansu z moją lubą nastrój zdjęć rodzinnych
nie zmienił się. Więc może to nie jak basen czy sauna, ale zjazd z Kasprowego w trudnych warunkach. Jest adrenalina,
a na dole czeka kochająca żona z kanapkami i herbatką..
rozumiem kejt.. ale tu dziennie pojawia się conajmniej jeden nowy wpis od takiej, której mąz jest beeeee, i ona wreszcie spotkała kogoś i och ach
albo - on ma zone dziecko, ale jej nie kocha, jest z nią dla dzieci, autorka jest najszczęsliwsza.. on kocha bowiem tylko ją...to taki romantyczny wyj,ątkowy związek
albo zakochałem się w koleżance z pracy, nic za to nie mogę, to wina mojej zony, że mnie nie kręci.... bo jakby się starała, jakby się troszczyła i dbała o moje potrzeby, to przeciez nic nbym nie poczuł
End_aluzja napisał/a:czytam, co tu piszecie w tym wątku,,, i sobie myslę, jaki ten świat popaprany.. a ja tutaj taka dojrzała, mądra w związku, dbająca o relacje i co?/ mąż kocha i zawsze kochał.. ale suczkę zaliczył bo sie pręzyła jak kotka w rui.. i jak tu okazje zmarnowac panie dzieju....
i wcale nie chciał zmieniac swojegożycia, wcale nie chciał mnie zostawić, ani odejśc, ani nie rpzestał kochac.. czy ja nie rozumiem, że to było jak basen? aklbo sauna?/ nic nie znaczyło?
heheh;)Wiesz, pierwszy "Książe z Bajki" mojej lubej był od dziewięciu lat żonaty. Bajerował ją jak mógł, łącznie z opowieściami
jaka ta jego żona niedobra, ale musi z nią być dla dobra dziecka, ale w sumie to już pozew rozwodowy ma przygotowany..
Pech chciał, że żona tego pana dość aktywnie używa swojego konta na pewnym serwisie społecznościowym. Zaglądnąłem
tam: a tu szcześliwa rodzinka nad morzem, a to pan z żoną na nartach - nie widziałem, żeby nasz lovelas był tam smutny
bądź ktoś mu lufę karabinową do głowy przystawiał. Zresztą po zakończeniu romansu z moją lubą nastrój zdjęć rodzinnych
nie zmienił się. Więc może to nie jak basen czy sauna, ale zjazd z Kasprowego w trudnych warunkach. Jest adrenalina,
a na dole czeka kochająca żona z kanapkami i herbatką..
tak, u mojego był lajcik i uważał, że ma to zupełnie pod kontrolą heheheheh
tak, u mojego był lajcik i uważał, że ma to zupełnie pod kontrolą heheheheh
A tu na końcu tego zjazdu mu narta "krawędziowała" i padł na pysk
ale tu dziennie pojawia się conajmniej jeden nowy wpis od takiej, której mąz jest beeeee, i ona wreszcie spotkała kogoś i och ach
albo - on ma zone dziecko, ale jej nie kocha, jest z nią dla dzieci, autorka jest najszczęsliwsza.. on kocha bowiem tylko ją...to taki romantyczny wyj,ątkowy związek
I po dwóch tygodniach okazuje się, że mają już "wspólnote dusz" albo inne tego typu padają teksty. Zwłaszcza, że ten
kogo taka delikwentka spotyka stosuje przeróżne metody, zwykle proste ale skuteczne. Przykład z doświadczenia
życiowego: "Twój chłopak jeszcze tego nie zrobił? (w sensie oświadczył się). Ja jakbym był na jego miejscu, to
będąc z tak wspaniałą dziewczyną jak ty, nie zastanawiałbym się ani chwili". Kilka takich tekstów i Panna ma już
maślane oczy. A to że żonaty, to nic w końcu mówił, że żona go nie kocha.. a chłopak? Nieważny.
czytam, co tu piszecie w tym wątku,,, i sobie myslę, jaki ten świat popaprany.. a ja tutaj taka dojrzała, mądra w związku, dbająca o relacje i co?/ mąż kocha i zawsze kochał.. ale suczkę zaliczył bo sie pręzyła jak kotka w rui.. i jak tu okazje zmarnowac panie dzieju....
i wcale nie chciał zmieniac swojegożycia, wcale nie chciał mnie zostawić, ani odejśc, ani nie rpzestał kochac.. czy ja nie rozumiem, że to było jak basen? aklbo sauna?/ nic nie znaczyło?
heheh;)
Kochana End_aluzjo
A co z tego, ze Ty jestes "tam" gdzie jestes, Twoj maz ma warunkowe - ze sie tak wyraze - malzenstwo i w niczym nie jestes gorsza od Nas.
Twojej madrosci plynacej z postow malo kto "podskoczy", bo pomimo Naszych "potyczek" to i tak chyle czola przed tym co piszesz.
Taki "wyczyn" to nie sauna, nie basen i nie slizg na bele czym z Kasprowego a raczej jest to skok na bungee z wiezy eifla... bez liny.
Bags a po co lina,video filmowanie wystarczy.
Samuel Johnson: Dobrze jest mieć wyobraźnię jako towarzysza podróży, ale koniecznie trzeba by wziąć rozsądek za przewodnika.
Pozwólcie, że się powtórzę, bo stale pada pytanie: "Co ona w nim widzi.." itede.
Odnoszę wrażenie, że te/ Wasze kobiety, które nagle odnajdują swój los w ramionach kogoś, kto za przeproszeniem ma je w czterech literach... mają jakieś skłonności autodestrukcji.
Często wiąże się to z zaniżonym poczuciem własnej wartości, podświadomego: Nie zasługuję na takie dobro, ale ten będzie w sam raz; nie będę mieć ciągłego długu wdzięczności i poczucia winy, że nie jestem wystarczająco dobra.
Moim skromnym zdaniem, jeśli już coś zmieniać, to na coś lepszego, a nie gorszego. Uważam, że w tym wypadku facet żonaty, z dziećmi na karku i wieloma zobowiązaniami wobec rodziny i banku jest kandydatem na kolejnego partnera co najmniej nieszczęśliwym.
No sorry, ale jak bym już wybierała sobie kochanka, to tylko wolnego, atrakcyjnego i bogatego- a co!
Tylko, że są kobiety, które lubią żyć dramatem. Wydaje im się, że to harlequin, a to dramat.
Dramat na wlasne zyczenie,a harlequin to chyba z wlasnej glupoty.
Pozwólcie, że się powtórzę, bo stale pada pytanie: "Co ona w nim widzi.." itede.
Odnoszę wrażenie, że te/ Wasze kobiety, które nagle odnajdują swój los w ramionach kogoś, kto za przeproszeniem ma je w czterech literach... mają jakieś skłonności autodestrukcji.
Często wiąże się to z zaniżonym poczuciem własnej wartości, podświadomego: Nie zasługuję na takie dobro, ale ten będzie w sam raz; nie będę mieć ciągłego długu wdzięczności i poczucia winy, że nie jestem wystarczająco dobra.Moim skromnym zdaniem, jeśli już coś zmieniać, to na coś lepszego, a nie gorszego. Uważam, że w tym wypadku facet żonaty, z dziećmi na karku i wieloma zobowiązaniami wobec rodziny i banku jest kandydatem na kolejnego partnera co najmniej nieszczęśliwym.
No sorry, ale jak bym już wybierała sobie kochanka, to tylko wolnego, atrakcyjnego i bogatego- a co!
Tylko, że są kobiety, które lubią żyć dramatem. Wydaje im się, że to harlequin, a to dramat.
z całym szacunkiem, ale obydwóch płci się to dotyczy, faceci równie często kończą jeden toksyczny związek na rzecz nowego - równie toksycznego...
Ależ oczywiście, że tak! No ale skoro tu gadamy o kobietach, które odeszły, to już przy nich pozostałam.
Mąż koleżanki, z którą wiódł .. spokojne życie, po 2 latach małżeństwa (!) znalazł sobie kochankę; o tysiąckroć brzydszą, z dzieckiem i 47-letnim mężem (ona lat ... 22). Mieli rozprawę rozwodową, ma alimenty i na żonę, i na 2 dzieci więc "do szczęścia" brakuje jeszcze by zrobił dziecko kochance. Ot, ludzkie wybory...
Ależ oczywiście, że tak! No ale skoro tu gadamy o kobietach, które odeszły, to już przy nich pozostałam.
Mąż koleżanki, z którą wiódł .. spokojne życie, po 2 latach małżeństwa (!) znalazł sobie kochankę; o tysiąckroć brzydszą, z dzieckiem i 47-letnim mężem (ona lat ... 22). Mieli rozprawę rozwodową, ma alimenty i na żonę, i na 2 dzieci więc "do szczęścia" brakuje jeszcze by zrobił dziecko kochance. Ot, ludzkie wybory...
jest pytanie - dlaczego wolał sobie pogorszyć???
To już jego pytać. Wierzę, że ma jakąś sensowną wymówkę Moja bliska koleżanka dbała nie tylko o dom, ale również o życie małżeńskie, o seks, nie była z pewnością nudną partnerką, ani zapatrzoną w dno garnka kurą domową.
Była nawet gotowa mu wybaczyć gdy dowiedziała się- oczywiście jako ostatnia- o zdradzie. Ale on nie chciał.
To już jego pytać. Wierzę, że ma jakąś sensowną wymówkę
Moja bliska koleżanka dbała nie tylko o dom, ale również o życie małżeńskie, o seks, nie była z pewnością nudną partnerką, ani zapatrzoną w dno garnka kurą domową.
Była nawet gotowa mu wybaczyć gdy dowiedziała się- oczywiście jako ostatnia- o zdradzie. Ale on nie chciał.
ale mimo wszystko coś tam "nie klapło", bo na "zdrowy rozum", to facet jest kamikadze... a może teraz jest szczęśliwy - skoro tak wybrał, a przypuszczam, że ma więcej niż dwadzieścia lat... wszystkiego nie da się racjonalnie wytłumaczyć - i Bogu dzięki...
On ma 34 lata, ona obecnie 23-24. A ten związek chyba najspokojniejszym również nie jest, bo co zaglądam na portal społecznościowy, raz oboje "są w związku", raz są "zaręczeni" a za kilka dni "wolni"
Wiecie co ja wam powiem? To jest brak kultury. Po prostu.
To samo dotyczy kierowców. Nikt go nie nauczył ze na drodze obowiązuje pewna kultura. Kierunkowskaz wlaczamy na tyle wcześnie aby samochód za nami zorientował sie co chcemy robic. Nie wyjeżdżamy na skrzyżowanie jeśli nie damy rady z niego zjechać. Bo nie jesteśmy sami.
Nie uczymy sie zasad kuktury na drodze Tak samo nie uczymy sie już kultury życia. Nie uczymy sie ze nasze działania i brak działań dotyczą nie tylko nas ale i naszego otoczenia. Nie uczymy sie zasad postępowania: nie czyn drugiemu co tobie... Empatii... Asertywnosci...
Konsumpcjonizm sprawia ze tylko bierzemy żremy korzystamy wysysamy wykorzystujemy czerpiemy....
I niezrozumiałe jest dla nas ze ktokolwiek ma pretensje. Fastfoodowe życie. Wybieramy supermarkety bo tanio i szybko. Zamiast dobrze pewnie specjalnie dla nas i odpowiedzialnie.
Wiecie to jak sucz mojego męża. Miała prawo sie rznac z nim? Miała. Bo miała ochotę. Czy miała sie przejmować inna kobieta w ciąży? Nie. Bo nie była nią a więc wszystko ma w głębokiej dupie.
I pewnie ta głęboka chętna dupa tak mojego męża wciagnela...
Wylazl upaprany w gownie i ze smrodkiem który sie za nim już teraz dla mnie snuje.
On ma 34 lata, ona obecnie 23-24. A ten związek chyba najspokojniejszym również nie jest, bo co zaglądam na portal społecznościowy, raz oboje "są w związku", raz są "zaręczeni" a za kilka dni "wolni"
jest dobrze - bo żyją... kto by się przejmował wpisami na portalach - przecież funkcja - "edit" jest tam chyba rozgrzana do czerwoności - ot plotki, tyle, że w innym wymiarze... real się liczy, a tam facet po bandzie poszedł... wirtual jest tylko odpryskiem...
On ma 34 lata, ona obecnie 23-24. A ten związek chyba najspokojniejszym również nie jest, bo co zaglądam na portal społecznościowy, raz oboje "są w związku", raz są "zaręczeni" a za kilka dni "wolni"
Wow! gdzie on taka znalazl. Ja tez mam prawie 34 lata, mam w pracy kolezanke, ktora ma 23 lata i dla niej ja jestem dziadkiem.
woytek ta 23-latka ma 47-letniego męża!!
Co do kultury: pieszczotliwie powiedziane. Dla mnie to po prostu brak lojalności, już biblijnie tego określać nie będę, bo nie każdy ma na to ochotę (chociaż Biblia o TEGO TYPU zachowaniach mówi i to nie przebiera w słowach) ale no.....ludzka nielojalność.
Pieszczorliwie i łagodnie catwoman. Ale wiesz prawda jest taka ze to dotyka tak
Licznej grupy osob ze przestaje być historia ze gdzieś ktoś kogoś z kimś. Każdy z nas zna
Takie przypadki. W rożnych konfiguracjach i odsłonach...Wiec troche jest tak ze przestaje to być wyjątkiem a staje sie ... Norma?? Moze wyjątkami są teraz ludzie uczciwi??
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Powrót ex-partnerki, która uwierzyła, że życie jest jak harlequin
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024