Raz doświadczyłam. Trudno to opisać. Poczułam miłość do wszystkiego (nie wszystkiego co żyje, tylko do WSZYSTKIEGO) i poczułam że jesteśmy JEDNYM. Nie byłam naćpana
. Uczucie pełni było mocne i głębokie, nie da się opisać. Potem próbowałam to odtworzyć, aż zrozumiałam, że jeśli kiedykolwiek znów przyjdzie, zrobi to samo, bez wysiłku i starań w tym kierunku - gdy zaniosą mnie tam moje najgłębsze myśli i emocje.
Wiem, że ulegając emocjom, pasąc swoje ego, odsuwam się od niego (od Niego). Znaczy od tego uczucia i od Boga.
Czasem zapominam. Ostatnio żyję świeckim życiem, bardzo ziemskim. Nawet zabijam (muchy i komary, kiedyś tego nie robiłam).
Moja przyjaciółka zapytała kiedyś swojego przyjaciela (ateistę), czy wierzy w PRAWDĘ, DOBRO I MIŁOŚĆ. Wierzy. A więc wierzysz w Boga - powiedziała. Bo Bóg jest PRAWDĄ, DOBREM I MIŁOŚCIĄ.
Nie rozumiem tego tak powierzchownie. Myślę, że gdy znika strach, wypełnia nas miłość. I to właśnie jest Bóg.
Ale nie umiem tego wytłumaczyć. I nawet nie umiem o tym wyraźnie myśleć(ani słowami ani obrazami). Raczej czuję.
"Egoizm nie polega na tym, że się żyje jak chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy" - Oscar Wilde
"Wszystko jest trudne, nim stanie się proste" - Margaret Fuller