Trudno powiedziec Doris czego ona by sobie zyczyła...Wiesz jak wchodze do tego tematu to zaraz przypomina mi sie pewne wydarzenie sprzed lat.Znam faceta ktory zdradzał żone(ma dwoch synow)jego żona powiesila się...to nie jest bajka...to fakt,i naprawde czuje uraz gdy slysze o informowaniu kogokolwiek o takich rzeczach bo zwyczajnie się obawiam że może się wydarzyc coś zlego...
a ja chciałabym by ktoś był przy mnie w tej sytuacji...ale każdy jest inny
Doris, oczywiście, że większość z nas by chciała, aby w takich chwilach ktoś tuż obok był, sądzę jednak, że ta większość potrzebuje bliskiego przyjaciela, a nie przypadkowej obcej osoby. Dla Ciebie to jest bez różnicy?
Doris2727 napisał/a:a ja chciałabym by ktoś był przy mnie w tej sytuacji...ale każdy jest inny
Doris, oczywiście, że większość z nas by chciała, aby w takich chwilach ktoś tuż obok był, sądzę jednak, że ta większość potrzebuje bliskiego przyjaciela, a nie przypadkowej obcej osoby. Dla Ciebie to jest bez różnicy?
Nie umiem Ci odpowiedzieć na To pytanie...bo..nigdy w takich sytuacjach nie mogłam liczyć ani na ,,przyjaciół'' ani na obcych..
czasami obcy staję sie kimś bliskim..a bliski...zostaje kimś obcym...
Sytuacja wygląda Tak iż kobieta wyprowadziła się z powodu domniemanego hazardu,,,w zdradę nie wierzy....cóż..może dobrze...
życzę jej siły...
Olinka napisał/a:Doris2727 napisał/a:a ja chciałabym by ktoś był przy mnie w tej sytuacji...ale każdy jest inny
Doris, oczywiście, że większość z nas by chciała, aby w takich chwilach ktoś tuż obok był, sądzę jednak, że ta większość potrzebuje bliskiego przyjaciela, a nie przypadkowej obcej osoby. Dla Ciebie to jest bez różnicy?
Nie umiem Ci odpowiedzieć na To pytanie...bo..nigdy w takich sytuacjach nie mogłam liczyć ani na ,,przyjaciół'' ani na obcych..
czasami obcy staję sie kimś bliskim..a bliski...zostaje kimś obcym...Sytuacja wygląda Tak iż kobieta wyprowadziła się z powodu domniemanego hazardu,,,w zdradę nie wierzy....cóż..może dobrze...
życzę jej siły...
Doriss2727 może to i dobrze ,że nie powiedziałaś jej o zdradach męża. Skoro Ona i tak nie wierzy. Może jej łatwiej jest uwierzyc w problemy hazardowe męża niż w zdrade.
Nie rozumiem Waszego dylematu - ja bym o zdradzie nie powiedziala nigdy, nawet bliskiej przyjaciólce. Dlatego ze - TO NIE MOJA SPRAWA. po prostu......
Widzisz, Doris, ja widocznie jestem inna, dla mnie w trudnych chwilach (obojętnie czego dotyczą) liczy się szczerość i zrozumienie, a zrozumieć może mnie tylko bliska osoba, taka która naprawdę dobrze mnie zna i wie czego w takiej chwili najbardziej potrzebuję. Ktoś zupełnie obcy, nawet jeśli będzie miał dobre intencje, mógłby mnie męczyć takim pocieszaniem na siłę, a wtedy to już raczej wolałabym być sama, nawet na pewno wolałabym być. Są też sprawy, o których człowiek mówić zwyczajnie nie chce, zamyka się z nimi na świat. Nie lubię współczucia, pocieszania, bo słowa pocieszenia zwykle są puste, dają obietnice bez pokrycia, albo też każą brać się w garść kiedy tak naprawdę jest to ostatnia rzecz na jaką mam wtedy siłę. Czasem nie trzeba przecież nic mówić, wystarczy być i samą swoją obecnością dawać wsparcie. Nie wiem, ja jestem może dziwna, może trudno mnie nawet zrozumieć, ale kiedy mam problem do rozgryzienia najczęściej zamykam się z nim sama, a dopiero potem, kiedy już go przegryzę, zaczynam otwierać na innych. Mam jednak dwie przyjaciółki, które kiedy cierpię płaczą razem ze mną prawdziwymi łzami, nie mówią nic, a ja wiem, że mogę na nie liczyć, one po prostu są. I w tym właśnie jest ich wielkość...
A tamta kobieta... Ona być może odrzuca myśl o zdradzie, broni się przez tą prawdą, by nie upaść, być może tak jej zwyczajnie łatwiej przejść przez piekło, które i bez tego zgotował jej mąż.
P.S. Jeśli dobrze rozumiem ktoś jej jednak doniósł?
Widzisz, Doris, ja widocznie jestem inna, dla mnie w trudnych chwilach (obojętnie czego dotyczą) liczy się szczerość i zrozumienie, a zrozumieć może mnie tylko bliska osoba, taka która naprawdę dobrze mnie zna i wie czego w takiej chwili najbardziej potrzebuję. Ktoś zupełnie obcy, nawet jeśli będzie miał dobre intencje, mógłby mnie męczyć takim pocieszaniem na siłę, a wtedy to już raczej wolałabym być sama, nawet na pewno wolałabym być. Są też sprawy, o których człowiek mówić zwyczajnie nie chce, zamyka się z nimi na świat. Nie lubię współczucia, pocieszania, bo słowa pocieszenia zwykle są puste, dają obietnice bez pokrycia, albo też każą brać się w garść kiedy tak naprawdę jest to ostatnia rzecz na jaką mam wtedy siłę. Czasem nie trzeba przecież nic mówić, wystarczy być i samą swoją obecnością dawać wsparcie. Nie wiem, ja jestem może dziwna, może trudno mnie nawet zrozumieć, ale kiedy mam problem do rozgryzienia najczęściej zamykam się z nim sama, a dopiero potem, kiedy już go przegryzę, zaczynam otwierać na innych. Mam jednak dwie przyjaciółki, które kiedy cierpię płaczą razem ze mną prawdziwymi łzami, nie mówią nic, a ja wiem, że mogę na nie liczyć, one po prostu są. I w tym właśnie jest ich wielkość...
Ja mam dokładnie tak samo Ci, co nas nie znają pewnie uważają, że "ciężko nam dogodzić".
po dłuzszym czasie....
prawda zawsze zwycięży....wcześniej czy później.