Salomonka napisał/a:KSandraK napisał/a:Rozmowy o pogodzie to nie jest pokazywanie jak bardzo ci zależy 
To nie są rozmowy o pogodzie, bo pisanie do kogoś, że ma się ochotę spędzić z nim dzień albo się do niego przytulić, w sytuacji gdy relacje są na etapie pisania sms-ow, to chyba brzmi już jak zaproszenie do przejścia na szczebel wyżej? Potem dostaje się odpowiedź, że druga strona też ma ochotę się przytulić... I następuje milczenie do następnego razu. Przecież autorka to dokładnie opisała. Ludzie 40 letni doskonale wiedzą, co znaczą powyższe slowa. Chyba, ze ktoś lubi sobie tylko pogadać i sprawia mu radość, że ma w obwodzie kogoś chętnego, kto zawsze coś miłego napisze, ale tylko to i nic więcej. Stąd przecież ten cały wątek.
Pewnie, że autorka może napisać wprost, że ma ochotę na randkę, ale skoro uważa że dała facetowi dostatecznie dużo zachęt i nic z tego nie wynikło, to przecież może czuć się zniechęcona i stracić zapał do dalszego gonienia króliczka. To ona ma z nim kontakt i ona doskonale czuje na czym stoi, a z tego co od niej wiemy wynika, że facet n ie chce "przepchnąć" ich relacji poza ramy flirtu. Flirt to subtelna sztuka nawiązywania relacji międzyludzkich, której istota tkwi w grze emocjonalnej i werbalnej komunikacji. Polega na wyrażaniu zainteresowania, atrakcyjności czy sympatii wobec drugiej osoby bez konkretnego zobowiązania czy głębokich zamiarów romantycznych i tak dokładnie wygląda zachowanie tego gościa.
Czy on jest nieśmiały, czy jest gejem, czy jest w jakimś innym związku albo ma problemy po poprzednich, to już nie jest sprawa autorki w to wnikać, szukać przyczyn i ratować faceta przed nim samym, bo paradoksalnie to tylko luźna znajomość i nie ma wobec niego żadnych powinności. Ważne że od początku coś im nie wychodzi, kontakt nie powoduje że autorka jest szczęsliwa i rosną jej skrzydła, tylko wprost czuje się źle, ma z tym problem i jest sfrustrowana. Niech więc przestanie uprawiać sms- owy flircik ze spotykaniem się z facetem na korytarzu biurowca, dotykaniu i głaskaniu się wzajemnym w przelocie do windy, tylko po prostu da sobie z tym spokoj, bo jak widać oboje mają inną wizję tego jak ten ich kontakt powinien wyglądać po ponad dwóch miesiącach. Oni mają po 40 lat oboje, nie 15 i nie są w gimnazjum. Trudno też uwierzyć że facet nie rozumie o co chodzi i po zapytaniu ze strony autorki jakie ma wobec niej zamiary, udaje że pytanie bylo nie do niego, czyli znów NIC.
No dobra, przejrzałam nieco dokładniej posty autorki z poprzednich stron wątku i... widzę tam narzekanie, oburzenie, pytania retoryczne i narzekanie, wyczytałam że ze sobą sms-sują i wydaje mi się, że tam nawet nie było jednoznaczne, czy się ostatecznie na to spotkanie (na którym mogliby się poprzytulać) w ogóle UMÓWILI.
Wygląda, jakby na miłych sms-ach stanęło.
Twój drugi akapit jest bardzo dziwny.
"Pewnie, że autorka może napisać wprost, że ma ochotę na randkę, ale skoro uważa że dała facetowi dostatecznie dużo zachęt i nic z tego nie wynikło, to przecież może czuć się zniechęcona i stracić zapał do dalszego gonienia króliczka. " --> A czy korona jej z głowy spadnie, jeśli napisze wprost że ma ochotę na randkę? No nie spadnie. Cały ten tok myślenia: ona dała dużo zachęt więc niech się facet wysila jest taki strasznie... księżniczkowaty. Jakie "czucie zniechęcienia i tracenie zapału", przy jednocześnie tak biernej postawie kobiety? Jakie "dalsze gonienie króliczka", kiedy mowa o biernym czekaniu i frustrowaniu się (o ironio) tym, że facet nie goni króliczka? Dlaczego właściwie facet miałby gonić króliczka, jeśli zakładamy, że takie gonienie jest poniżej godności kobiety? To jakaś mizoginia na odwrót i bardzo podwójne standardy na niekorzyść mężczyzn. 
W sumie zdziwiło mnie, że większosć postów autorki w temacie to w około połowie pełne oburzenia pytania retoryczne pt. "jak on śmie do mnie nie podbijać, chcę to wyjaśnić jak najszybciej, czuję się obrażona jego brakiem gonienia króliczka" itp. Naprawdę dużo szybciej i prościej byłoby, gdyby po prostu przeszła do rzeczy. Może czegoś nie wyłapałam, ale to wygląda, jakby autorka bardzo kluczyła i próbowała wyciągnąć od faceta jakąś deklarację jednocześnie unikając składania deklaracji ze swojej strony. Takie "czy na mnie lecisz" bez "lecę na ciebie" 
Wszystkie ewentualne problemy / zahamowania faceta BĘDĄ problemem autorki JESLI zostaną parą. Jak to w związkach. Zauważ, że ona nie ma wobec niego powinności a on wobec niej też; to działa w obie strony. Mimo to z oburzonych pytań retorycznych autorki wątku wynika, że jednak jej zdaniem facet POWINIEN jej się określić. To dlaczego sama nie miałaby -powinnaby- określić się wobec niego?
Po prostu taki piedestał, gdzie księżniczka siedzi na tronie i czeka aż facet podejmie inicjatywę, jest potencjalnie niebezpieczny. Np. wystarczyłoby, żeby nie podjął (nie zdziwiłabym się, gdyby się sparzył na takich akcjach w przeszłości) i bach, szansa na fajny związek z kims kto się podoba przechodzi koło nosa przez bierność i stereotypy.
Znaczy, nie sądzę, żeby autorka była w tym facecie jakoś szczególnie zadurzona / zakochana. Prawdopodobnie oboje niewiele tracą. Mimo to, po co wzmacniać samopokonujące się zachowania?