Bert44 napisał/a:Zgadza się. Wiesz z każdym następnym postem Autorki (w szczególności dotyczącym zwiazku w pierwszych 15 latach) zmienia mi się punkt widzenia. W pewnym momencie wydawalo się że deprecha??? czy jakies inne problemy go gniotą. I błędy związkowe z obu stron. Ale ze jak się podleczy to może znow będą szczęśliwi. Ale oni kurcze nigdy nie byli. Ten facet nawet w okresie różowych okularów byl chyba "niefajny". Każda para w kryzysie może przynajmniej wspominać: pamiętasz jak wtedy było pięknie? A tu chyba to się nawet nie uda bo takich okresów nie było.
I tak i nie. Tz ja w tym momencie nie mam żadnych szczęśliwych wspomnień ze związku z moją byłą. A przecież większość czasu było ok. Tylko problemy i kłótnie, kłamstwa i manipulacje najpierw wypaczyły pamięć o dobry chwilach, a w końcu je całkowicie wyparły.
To, że koleś jest zaburzony, w sensie, że od początku miał jakieś problemy z psychiką, to było już oczywiste jeszcze z poprzedniego wątku autorki. Takiego widziała i takiego sobie wzięła na męża. Była z nim i było im ze sobą na tyle ok, że dorobili się nie jednego, a dwójki dzieci.
Pytanie co się tam stało, co się zmieniło, że koleś wpadł w tą spiralę. I czy cokolwiek się wydarzyło, czy też nieleczone zaburzenie go z czasem dojechało.
Na miejscu autorki to ja bym się z czegoś takiego ewakuował. A na pewno nie uprawiałbym seksu z kimś, kto mnie obrzydza i to mając w perspektywie rozwód. Bo to uważam, ze jest po prostu nie fair dawać nadzieje (seksem), aby za chwilę podejmować temat końca małżeństwa. Albo działamy w jedną stronę, albo w drugą. Ale trzymamy się tego konsekwentnie.
W małżeństwie ważna jest lojalność. I obowiązek pomocy. Ale skoro facet uporczywie odmawia pomocy, to też nie ma sensu walić głową w ścianę.