A zalozmy teoretycznie. Gosciu idzie do psychiatry, leczy się itd. Myślicie ze zwiazek jest do odratowania?
Nie przy postawie autorki.
Ona już postanowiła.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Rozkminy rozwodowe - ciulowo ale stabilnie?
Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
A zalozmy teoretycznie. Gosciu idzie do psychiatry, leczy się itd. Myślicie ze zwiazek jest do odratowania?
Nie przy postawie autorki.
Ona już postanowiła.
Właśnie dlatego pytam. Na spokojnie.
To czy po spłodzeniu 2 dzieci jest się z musu czy z chęci i rozwód jest opcją to pomińmy bo się chyba nie dogadamy.Czy facet nie może czerpać przyjemności z tego że jest głową rodziny, że zbudował dom, zasadził drzewo, wychował syna? Ja widzę dużo zaangażowanych ojców, którzy mają czas z dzieciakami iść na plac zabaw, mają czas na wakacje i wspólne wypady bez mamy. Czy to nie daje im jakiejś satysfakcji że latorośl rośnie? Przecież ta kobeita zdecydowała się na dziecko właśnie z nim, więc też satysfakcja powinna być.
Bo tu pojawiła się hipoteza że facetowi siadło na głowę po iluśtam latach seksu który był kiepski. A wydaje mi się że kiedyś nie siadało. To tamci faceci mieli mocniejsze głowy? Inny system wartości, mniej seksu w internecie i telewizji?Faceci wolni unikaja kobiet z dziecmi.
Tutaj facet też unika swoich własnych dzieci. Więc dla niej nic nowego.
Nie, ja nie sugeruje rozwodu. Niech sobie robi co chce, ale niech się zastanowi realnie co jest w jej zasięgu. Jak planuje rozwód to niech nie fantazjuje tylko że będzie miała w końcu spokój, bo może się okazać że będzie jej jeszcze ciężej finansowo, życiowo.
Chyba nie zrozumiałem początku posta. A dlaczego po splodzeniu 2 dzieci z musu ma być? Że się seks kończy? Nie zauważyłem- mam 2 corki. A jak się skończy to skonczy się zaangażowanie faceta w związek.
Zasadzi drzewo, zbudował dom, jest glowa rodziny. Jak za to odczuwa szacunek i uznanie to bajka wszystko gra bedzie szczesliwy. Poza tym trzeba oddzielić co facet ma i dostaje "z życia " ogólnie a co od partnerki
Bert44 napisał/a:A zalozmy teoretycznie. Gosciu idzie do psychiatry, leczy się itd. Myślicie ze zwiazek jest do odratowania?
Nie przy postawie autorki.
Ona już postanowiła.
A co mężem jest a raczej co mu jest i się stało ,że psychiatra potrzebny ?
Coś przeoczyłem ?
Nie Farmerku, to hipoteza
Warto podrążyć co ten koleś robił na zwolnieniu od maja że mu się poprzestawiało w deklu.
My tu o depresji, teściu, a on 4 azjartki na plaży w Tajlandi codziennie odpala, więc frustracja zwykła żoną która każe wynieść śmieci się może załączyć.
Lipsi przeglądałaś historie jego internetu? Co on właściwie robił na tym zwolnieniu od maja?
Ale ładnie mnie nazwałaś
Za zwolnieniu podupadło jego poczucie wartości, tak jak wcześniej napisałem "skapciał".
Ten facet nie jest silny psychicznie, ale nie wiem czy teraz, czy w ogóle.
Tu nie chodzi o frustrację "zwykłą" żoną, ale frustracja że nie otrzymuje wsparcia oraz seksu. Doszedł do wniosku, że nie ma po co się starać.
A teraz sobie uświadomił, że tak naprawdę oparcia w zwiazku nie miał (tak, trochę baba z niego).
Farmer napisał/a:Bert44 napisał/a:A zalozmy teoretycznie. Gosciu idzie do psychiatry, leczy się itd. Myślicie ze zwiazek jest do odratowania?
Nie przy postawie autorki.
Ona już postanowiła.A co mężem jest a raczej co mu jest i się stało ,że psychiatra potrzebny ?
Coś przeoczyłem ?
Zapuścił się, stał się obojętny, ma wybuchy agresji.
Straszki na Laszki Bert.
Nie wiem czemu Twoje koleżanki są same, ale jak rozwodka odrzuca rozwodników i wdowców a chce singli bezdzietnych to mądra nie jest.
Rozwodników jest wieeeelu, siłą rzeczy podobna liczba jak rozwodniczek.
I różne są to przypadki.
W każdym układzie będzie jej lepiej niż w takim jakim jest teraz.
Walka z wiecznym oporem męża który ma wszystko gdzieś, nawet swoje dzieci, szuka babek na portalach randkowych jawnie i psuje dzieciom wakacje.. A sam leczyć się nie chce I niczego z tym robić?
No Litości!
Wóz albo przewóz.
Niech prowadzi swoją własną terapię sam.
Nie musisz z nim chodzić autorko.
Zrojilas dość. Szkoda życia, trzymasz fason, ale to Tobie zwyczajnie szkodzi.
Będzie chciał to się pozbiera , nie chce to nie.
Ojcem mu nikt nie zabrania być.
Na razie to On uwaza was za pewnik.
Weż mu nawet oddaj tę swoją terapeutę, jak mi tak zależy.
Sama sobie poszukaj wsparcia, bo za bardzo się poświęcasz jednak, tak jesteśmy wychowywane, nie warto.
Jakby to był gość, ci nagle z sił opadł, wszystko go przygniotło, to dobra żoną mu pomaga.
Ale jak to jest ktoś kto cały czas drze mordę, strzela fochy i właściwie przez xaly czas zyke życiem chlopca zwalając wszystko na żonę to ten typ tak ma.
Łaski nikomu nie robi, że się za siebie weźmie.
Przestańcie robić z niego niemowlaka, który płacze bo go Autorka od cycka odstawila
paslawek napisał/a:Farmer napisał/a:Nie przy postawie autorki.
Ona już postanowiła.A co mężem jest a raczej co mu jest i się stało ,że psychiatra potrzebny ?
Coś przeoczyłem ?Zapuścił się, stał się obojętny, ma wybuchy agresji.
Aaa rozumiem "idziemy w przemocowca"
nie poruchał i na mózg mu padło fochy strzela i ogólnie skapcaniał z wiekiem
a to dopiero zaskoczenie
Chyba nie zrozumiałem początku posta. A dlaczego po splodzeniu 2 dzieci z musu ma być?
Bo jak już spłodził to zakładam że zalezy mu żeby te dzieci miały poczucie bezpieczeństwa, do kogo się zwrócić przy problemach, żeby miały ciepły i wspierający dom.
Nie wiem czy ty jesteś z pełnej rodziny i miałeś 2 obecnych ciałem i duchem rodziców. Czy rozuiesz jaki to jest poziom stresu dla dziecka kiedy między rodzicami się nie układa? Moja znajoma psycholog mówiła że ma coraz młodsze dzeci z jakimiś pojebanymi problemami. Samookaleczanie się w podstwówce, 12 letnie anorektyczki, dzieci które moczą się długo po przedszkolu. A rodzice w nowych związkach, sami z depresją i żalem do świata. Wydawało mi się że wiele ludzi przymyka oko na wady partnera bo jest tego świadoma i robią taki trade off, partner nie będzie taki sam jak w latach świetności i koleżanka/kolega z pracy wydaje się atrakcyjniejszy i bardziej przebojowi, ale tolerują jakiś poziom dyskomfortu żeby właśnie te relacje rodzinne budować.
Nie mówię o sytuacji że po urodzeniu dzieci można się wylogować zycia, bo już jest rodzina i można się nie starać. Wręcz przeciwnie. Chodziło o to że wydaje mi się że dla ludzi powinna to być dodatkowa motywacja żeby dbac o dobre relacje na linii mąż - żona, bo to źródło poczucia bezpieczeństwa dla maluchów.
Z tego co widzę autorka zrobiła taki trade off. Niby mąż otyły, niby śmierdzi fajkami, niby czasem rzuci bluzga w jej kierunku ale jakoś go ciągnie żeby trzymał pion. On tego trade offu zrobić w głowie nie moze. Bo nadal chce życ jak singiel (bez dzieci, bez zaangażowania w dom) i jest obrażony na żone że nie zabiega o niego, mimo że on nie zabiega o rodzine.
Straszki na Laszki
Bert.
Nie wiem czemu Twoje koleżanki są same, ale jak rozwodka odrzuca rozwodników i wdowców a chce singli bezdzietnych to mądra nie jest.
Rozwodników jest wieeeelu, siłą rzeczy podobna liczba jak rozwodniczek.
I różne są to przypadki.W każdym układzie będzie jej lepiej niż w takim jakim jest teraz.
Walka z wiecznym oporem męża który ma wszystko gdzieś, nawet swoje dzieci, szuka babek na portalach randkowych jawnie i psuje dzieciom wakacje.. A sam leczyć się nie chce I niczego z tym robić?
No Litości!
Wóz albo przewóz.
Niech prowadzi swoją własną terapię sam.
Nie musisz z nim chodzić autorko.
Zrojilas dość. Szkoda życia, trzymasz fason, ale to Tobie zwyczajnie szkodzi.
Będzie chciał to się pozbiera , nie chce to nie.
Ojcem mu nikt nie zabrania być.
Na razie to On uwaza was za pewnik.
Weż mu nawet oddaj tę swoją terapeutę, jak mi tak zależy.
Sama sobie poszukaj wsparcia, bo za bardzo się poświęcasz jednak, tak jesteśmy wychowywane, nie warto.
Musiałabyś porozmawiać z dwoma sfrustrowanymi koleżankami nie wiem czy odrzucają nie sledze ich historii ale narzekają ze są same. Ale 2 osoby to żadna reprezentacja - tu masz racje
Za zwolnieniu podupadło jego poczucie wartości, tak jak wcześniej napisałem "skapciał".
I mamy dwie hipotezy. Ja uważam że coś tam w internecie świrował, ty że po prostu to egzystencjonalny kryzys. A prawda jaka jest nie wie nikt.
Bert44 napisał/a:Chyba nie zrozumiałem początku posta. A dlaczego po splodzeniu 2 dzieci z musu ma być?
Bo jak już spłodził to zakładam że zalezy mu żeby te dzieci miały poczucie bezpieczeństwa, do kogo się zwrócić przy problemach, żeby miały ciepły i wspierający dom.
Nie wiem czy ty jesteś z pełnej rodziny i miałeś 2 obecnych ciałem i duchem rodziców. Czy rozuiesz jaki to jest poziom stresu dla dziecka kiedy między rodzicami się nie układa? Moja znajoma psycholog mówiła że ma coraz młodsze dzeci z jakimiś pojebanymi problemami. Samookaleczanie się w podstwówce, 12 letnie anorektyczki, dzieci które moczą się długo po przedszkolu. A rodzice w nowych związkach, sami z depresją i żalem do świata. Wydawało mi się że wiele ludzi przymyka oko na wady partnera bo jest tego świadoma i robią taki trade off, partner nie będzie taki sam jak w latach świetności i koleżanka/kolega z pracy wydaje się atrakcyjniejszy i bardziej przebojowi, ale tolerują jakiś poziom dyskomfortu żeby właśnie te relacje rodzinne budować.Z tego co widzę autorka zrobiła taki trade off. Niby mąż otyły, niby śmierdzi fajkami ale jakoś go ciągnie żeby trzymał pion.
Ja z rodziny "tradycyjnej" ojciec łowca glowa rodziny, mama opiejujaca się domem. Raczej bezpiecznie.
Również uwazam że dla dzieci lepsze jest rozstanie niż g...na rodzina
Widzisz w temacie obok jest Kaszpir, co ma dom, stabilizację i zaakceptuje kobietę z dzieckiem i pewnie nie jest jedyny w Polsce.
Więc można. Nie wszyscy po rozwodzie znajdą pary, ale ludzie z pozytywnym nastawieniem do życia mają bardzo dużą szansę graniczącą z pewnością.
Musiałabyś porozmawiać z dwoma sfrustrowanymi koleżankami
nie wiem czy odrzucają nie sledze ich historii ale narzekają ze są same. Ale 2 osoby to żadna reprezentacja - tu masz racje
Jeden z fajniejszych kolesi jakich spotkałam biegał za rozwódką z dzieciakami latami.
Ona dała mu kosza jak się już przy nim trochę odpicowała.
Faceci są różni.
Na forum też była jakaś laska która spotykała się ze starszym facetem, chyba alkoholikiem i się jeszcze cieszyła że może go wspierać w walce z żoną. Użytkowniczki były zazdrosne o jej wspaniały związke i dobre rady żeby dała se siana i poszukała kogoś na poziomie traktowała jak zazdrość.
Jasne nie ma co czarować, w życiu nie zawsze jest z górki. Ale też nie ma co robić z kobiety jakiejś desperatki. Bycie singlem to nie najgorsze co może się zdarzyć w życiu. Hobby, relaks po pracy, brak ciągłego napiecia psychicznego to też jest fajne. Jesli można to mieć z facetem to super. Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma
Również uwazam że dla dzieci lepsze jest rozstanie niż g...na rodzina
Wiesz tu jest jednak problem. Bo Lipsi chyba tej rodziny chce. I jest pytanie, czy już czara się przelała, czy jednak jest co ratować.
Czy jak zacznie ratować to czy sama nie wpadnie w depresje. Czy temu mężowi się ejszcze zachce, czy nawet po terapiach, ułatwieniach, wsparciu, motywacji nadal będzie wylogowanym i nieobecnym mżem i ojcem.
Też tak myślę. Autorka ma jeszcze nadzieję, że Jej mąż obudzi się z letargu, jednak czas gra zdecydowanie na jego niekorzyść. Każda cierpliwość i wytrwałość mają swoje granice.
Widzisz w temacie obok jest Kaszpir, co ma dom, stabilizację i zaakceptuje kobietę z dzieckiem i pewnie nie jest jedyny w Polsce.
Więc można. Nie wszyscy po rozwodzie znajdą pary, ale ludzie z pozytywnym nastawieniem do życia mają bardzo dużą szansę graniczącą z pewnością.
Ja tylko mówię że może być ciężko. Oczywiście że można przediez świat się nie konczy
.
Bert44 napisał/a:Musiałabyś porozmawiać z dwoma sfrustrowanymi koleżankami
nie wiem czy odrzucają nie sledze ich historii ale narzekają ze są same. Ale 2 osoby to żadna reprezentacja - tu masz racje
Jeden z fajniejszych kolesi jakich spotkałam biegał za rozwódką z dzieciakami latami.
Ona dała mu kosza jak się już przy nim trochę odpicowała.
Faceci są różni.
Na forum też była jakaś laska która spotykała się ze starszym facetem, chyba alkoholikiem i się jeszcze cieszyła że może go wspierać w walce z żoną. Użytkowniczki były zazdrosne o jej wspaniały związke i dobre rady żeby dała se siana i poszukała kogoś na poziomie traktowała jak zazdrość.Jasne nie ma co czarować, w życiu nie zawsze jest z górki. Ale też nie ma co robić z kobiety jakiejś desperatki. Bycie singlem to nie najgorsze co może się zdarzyć w życiu. Hobby, relaks po pracy, brak ciągłego napiecia psychicznego to też jest fajne. Jesli można to mieć z facetem to super. Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma
Zgadza się. Wszystko sie może ułożyć.
Chodziło mi o co innego. Jeżeli bierzemy rozwod to trzeba wiele przemyśleć: finanse, dzieci, szarpaczka z parnerem/partnerka itd. Jeśli ktoś biorąc rozwod w pakiecie w glowie ma jeszcze jeden punkt: teraz stworze fajny nowy związek (bo to sugerowała jakas forumowiczka w tym watku) to mówię tylko odpusc na razie ten punkt. Jezeli jest to jeden z punktow rozwazanych jako plus/minus decyzji o rozwodzie to w przypadku kobiety z 2 dzieci niech decyduja inne punkty a nie ten. Będzie jak będzie ale może się zdarzyć że nie będzie już fajnego zwiazku.
Bert44 napisał/a:Również uwazam że dla dzieci lepsze jest rozstanie niż g...na rodzina
Wiesz tu jest jednak problem. Bo Lipsi chyba tej rodziny chce. I jest pytanie, czy już czara się przelała, czy jednak jest co ratować.
Czy jak zacznie ratować to czy sama nie wpadnie w depresje. Czy temu mężowi się ejszcze zachce, czy nawet po terapiach, ułatwieniach, wsparciu, motywacji nadal będzie wylogowanym i nieobecnym mżem i ojcem.
No tu są same pytania. Dlatego trudna decyzja
Ty Bert jesteś po rozwodzie?
Ciężko to już jest Autorce. Już od dawna sama ogarnia całą logistykę. Mąż jest obok, jednak nic nie robi, nie interesuje się rodziną. Dlatego Autorka dodatkowo odczuwa ciężar obowiązków i to ją jeszcze bardziej przytłacza i dobija, fizycznie i psychicznie.
Jak człowiek jest sam to wie, że tylko na siebie może liczyć. Ewentualnie może poprosić kogoś z zewnątrz o pomoc.
Ty Bert jesteś po rozwodzie?
Nie
Lipis tu napisała ale chyba tylko, żeby zobaczyć jak inni to widzą, ale decyzję o rozwodzie podjęła dużo wcześniej.
Jak są dzieci, to sąd też nie wyda decyzji o rozwodzie z marszu, z tego co wiem to trzeba udowodnić całkowity rozpad małżeństwa jak są dzieci. Mieszkają razem więc żadnych dowodów na ten rozpad nie mają.
Dlatego, jak już, to należałoby się wyprowadzić i dopiero po jakimś czasie myśleć o rozwodzie, w międzyczasie dogadywać się co do rozwodu.
Lipis tu napisała ale chyba tylko, żeby zobaczyć jak inni to widzą, ale decyzję o rozwodzie podjęła dużo wcześniej.
Jak są dzieci, to sąd też nie wyda decyzji o rozwodzie z marszu, z tego co wiem to trzeba udowodnić całkowity rozpad małżeństwa jak są dzieci. Mieszkają razem więc żadnych dowodów na ten rozpad nie mają.
Dlatego, jak już, to należałoby się wyprowadzić i dopiero po jakimś czasie myśleć o rozwodzie, w międzyczasie dogadywać się co do rozwodu.
Też mi się wydaje że decyzja podjęta ale porozważać z innymi zawsze warto
Ciężko to już jest Autorce. Już od dawna sama ogarnia całą logistykę. Mąż jest obok, jednak nic nie robi, nie interesuje się rodziną. Dlatego Autorka dodatkowo odczuwa ciężar obowiązków i to ją jeszcze bardziej przytłacza i dobija, fizycznie i psychicznie.
Jak człowiek jest sam to wie, że tylko na siebie może liczyć. Ewentualnie może poprosić kogoś z zewnątrz o pomoc.
I ciężko będzie. Za tę sytuację są odpowiedzialne dwie strony. Tylko, że nikt nie widzi swojej winy, jeśli rozpatrywać w tych kategoriach.
I ciężko będzie. Za tę sytuację są odpowiedzialne dwie strony. Tylko, że nikt nie widzi swojej winy, jeśli rozpatrywać w tych kategoriach.
W kwestii mąż-żona można się spierać. Ja jednak nie rozumiem tego połączenia: brak seksu-brak kontaktu z dziećmi. IMO dla wylogowania się jako ojciec nie ma usprawiedliwienia.
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:Ty Bert jesteś po rozwodzie?
Nie
W takim razie dziwne że jesteś pro rozwodowy.
wieka napisał/a:I ciężko będzie. Za tę sytuację są odpowiedzialne dwie strony. Tylko, że nikt nie widzi swojej winy, jeśli rozpatrywać w tych kategoriach.
W kwestii mąż-żona można się spierać. Ja jednak nie rozumiem tego połączenia: brak seksu-brak kontaktu z dziećmi. IMO dla wylogowania się jako ojciec nie ma usprawiedliwienia.
No jasne że nie ma. Problemy w zwiazku to jedno a dzieci niezależnie od wszystkiego musza być poza tym. Z tym seksem to chodzi o wycofanie że zwaiazku facet - babka. Facet który wycofuje się z opieki nad dziećmi to baran
wieka napisał/a:I ciężko będzie. Za tę sytuację są odpowiedzialne dwie strony. Tylko, że nikt nie widzi swojej winy, jeśli rozpatrywać w tych kategoriach.
W kwestii mąż-żona można się spierać. Ja jednak nie rozumiem tego połączenia: brak seksu-brak kontaktu z dziećmi. IMO dla wylogowania się jako ojciec nie ma usprawiedliwienia.
Nikt nie mówi o takim przełożeniu, co do kontaktu z dziećmi to trzeba by wysłuchać też drugiej strony. Jakby nie było, przyczyna nie musi być jedna.
W takim razie dziwne że jesteś pro rozwodowy.
Nie jestem. Jestem wrecz anty-rozwodowy. Ludzie sie za szybko poddaja. Nie chcę im sie. Przeciez sugerowałem w watku walke o związek. Ale decyzję musi podjąć Autorka.
Ale troche widziałem - wokół w cholere rozwodow. Często ludzie wychodza szczęśliwsi (przynajmniej polowa zwiazku). Niestety po rozwodzie nawet nie wiedzą co nie pyklo. Co się tak naprawdę stalo
A w niektórych przypadkach gdzie się nie rozwodzą to się aż prosi o powiedzenie: rozstancie się przeciez to meczarnia. Wasze dzieci to ogladaja...
Poza tym nie rozwiodłem się ale wiem co oznacza megakonflikt w zwiazku. U mnie wisiało na włosku. Ale daliśmy radę
Zgadzam sie ze seks jest wazny. Jednak ciezko o niego gdy maz nie czuje potrzeby spedzania wspolnego czasu poza seksem. Jest wciaz zmeczony i pacyfikuje wspolne wyjscia czh wyjazdy. A gdy przespi pol dnia to wiadomo ze wieczorem ma sile na seks ale nie bierze pod uwage drugiej strony. I ciezko tez chodzic z kims do lozka kto przy sprzeczce czy niezgodnosci zdan nazwie cie suka czy kurwa bo go sprrowokowalas.
W życiu nie przespałabym się z kimś, kto by mnie tak nazwał, choćby jeden jedyny raz. Seks nie rozwiąże waszych problemów, bo żyjesz ze skończonym bucem.
Sama nie mam doświadczenia rozwodowego, ale rozwód to twoja jedyna opcja, jeśli myślisz jeszcze o godnym życiu.
Bardzo ciekawa hipoteza. Więc wyjaśnij mi to: jak faceci funkcjonowali kiedyś?
W pokoleniu PRL wcale nie rzadkie było rozwiązanie że młiodzi mieszkali u rodziców i w tym czasie się budowali, albo babcia po śmierci dziadka wprowadzała się do młodych i ogarniała niemowlaki kiedy mama pracowała, bo opiekunek nie było. I często takie rodziny kisiły się w jednym mieszkaniu, na 50 m2 powiedzmy w 5 osób. Wakacje pod namiot, albo na jakieś kwatery, ale wtedy też dzieci yły wszechobecne i raczej nie było za dużo prywatności dla rodziców.
Najwyraźniej jestem starszy od ciebie, bo to pamiętam. Tz pamiętam skutki tego, kiedy to anse waśnie i dąsy były świeże, a nie wybielone 20-30latami.
To był czasy pod wieloma względami patologiczne, kiedy o wielu problemach nie mówiło się na zewnątrz, bo nie wypadało. Nie było wsparcia psychicznego, a psychiatria była tak naprawdę w powijakach. Na wszelkie problemy i bolączki był alkohol, a asystentem wychowawczym był kabel od prodiża. I czy ktokolwiek tam był szczęśliwy czy nie, to rozwodów za bardzo się nie praktykowało.
Teraz dziadkowie by ci powiedzieli, że tam nie działo się w sypialni za wiele. A prawda jest taka, że nikt się wtedy nie przejmował, że dzieci są za kotarką w drzwiach czy za innym parawanem. Młodsze i tak nie kumały, a starsze dostawały kłębek waty w uszy. Poza tym, to też były czasy, kiedy tak naprawdę większość dnia bawiło się na zewnątrz. Nawet w niepogodę.
-edit- realia moich dziadków (i dzieciństwo moich rodziców) z obu stron to 30-40 metrów, dwie izby (bo to nawet nie był podział na pokoje jak obecnie) + 4-5 dzieci. Z jednej strony nie było nawet wc czy prysznica, tylko mycie się w balii, a kibel to był wychodek na podwórzu. Brak ogrzewania czy ciepłej wody. Była tylko zimna. Resztę trzeba było grzać na piecu.
Były na ten temat prowadzone badania porównawcze czasy obecne i bodaj lata 80te. Teraz ludzie uprawiają 3x mniej seksu. Już o tym pisaliśmy. I wynika to z dwóch rzeczy - jesteśmy bardziej przepracowani (jako społeczeństwo) i faceci mają połową tego testosteronu co ówcześnie. Dlatego dalszy spadek wywołuje takie, a nie inne zachowania.
Czy to nie jest tak, że facetom wmówiono że seks to jakiś wyznacznik ich wartości i oni w to lecą?
Zdolności seksualne zawsze były wyznacznikiem męskości.
Wychowanie dzieci też nie polega na tym, że się nimi zajmujesz i interesujesz jak akurat ci się zachce smile
Nie, ale jeśli facet faktycznie jest chory - a wszystko na to wskazuje - to trudno mieć o to pretensje. Poczytaj co się dzieje z choćby z Hinartą.
Gdyby jej starczało sił pewnie by się nim więcej interesowała, ale sytuacja jest jaka jest i ona na razie musi sama decydować na co ma energie a na co nie.
Nie odnoszę się do ostatnich 2 lat ich związku, ale do wcześniejszych 15stu. Tak jak chyba Bert to napisał - coś tam się działo chujowego, a pojawienie się kolejnego dziecka ostatecznie doprowadziło do katastrofy.
Czy facet nie może czerpać przyjemności z tego że jest głową rodziny, że zbudował dom, zasadził drzewo, wychował syna?
W dzisiejszych czasach? Nie bardzo.
I nie chodzi o to, ze to jest ogromna odpowiedzialność. Chodzi również oto, że społecznie jesteśmy za to wytykani i piętnowani jako relikt przeszłości i przykład patriarchatu. Niewielu ludzi ma na tyle stabilną sytuację małżeńską i ekonomiczną, aby faktycznie czerpać z tego (głównie) przyjemność. Ty widzisz zaangażowanych ojców. I fajnie. Ale nie wiesz jaką za to płacimy cenę. Ja mam akurat okna z mieszkania wychodzące na plac zabaw. Ile tam zawsze awantur jest na linii matki-ojcowie to ja witki opadają. Bo facet nie tak buja, bo nie tak się bawi, bo coś tam. Nie brakuje też awantur z tytułu zaplanowanej przez babkę wpadki (2 dziecko), jako próby ratowania związku czy związania faceta obowiązkiem, który chwilę wcześniej chciał odejść.
Farmer napisał/a:Za zwolnieniu podupadło jego poczucie wartości, tak jak wcześniej napisałem "skapciał".
I mamy dwie hipotezy. Ja uważam że coś tam w internecie świrował, ty że po prostu to egzystencjonalny kryzys. A prawda jaka jest nie wie nikt.
Od świrowania w internecie nikt nie tyje 50kg i nie wpada w korkociąg nałogu fajek i podjadania.
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:wieka napisał/a:I ciężko będzie. Za tę sytuację są odpowiedzialne dwie strony. Tylko, że nikt nie widzi swojej winy, jeśli rozpatrywać w tych kategoriach.
W kwestii mąż-żona można się spierać. Ja jednak nie rozumiem tego połączenia: brak seksu-brak kontaktu z dziećmi. IMO dla wylogowania się jako ojciec nie ma usprawiedliwienia.
No jasne że nie ma. Problemy w zwiazku to jedno a dzieci niezależnie od wszystkiego musza być poza tym. Z tym seksem to chodzi o wycofanie że zwaiazku facet - babka. Facet który wycofuje się z opieki nad dziećmi to baran
Bert - jak tu babki się rozpisują mając depresję, że nie mają siły nawet umyć zęby to jedyne czego doświadczają to zrozumienie, akceptacja i wsparcie.
Jak facet ma depresję to nie ma zrozumienia dla jego niewywiązywania się z obowiązków tak czy siak.
Sorry, ale tak się nie da żyć. Zwłaszcza, że językiem komunikacji autorki jest manipulacja i pretensje.
Pal licho sam artykuł, ale zerknij Smutna na te tabele. Zmiany in minus widać nawet z roku na rok.
https://www.medonet.pl/seks,polacy-omij … 44010.html
Polecam również to, bo dośc mocno skupia się na problemie w widełkach wiekowych męża autorki:
https://relacje.abczdrowie.pl/14-minut- … 697531424a
Kluczowe jest zrozumienie tego:
Niezmiennie deklarujemy zadowolenie znaszego życia seksualnego. Choć badacze naszej obyczajowości ciągle się temu dziwią. Mimo satysfakcji prawie połowa kobiet (44 proc.) i29proc. mężczyzn zgadza się ztwierdzeniem, że kobiety często udają orgazm. – Wbadaniach prof. Czaplińskiego diagnozujących Polaków określamy się jako ludzie zadowoleni iszczęśliwi. Po prostu mamy tendencję do optymistycznego postrzegania swojej sytuacji. Tak samo większość Polaków stwierdza, że jest zadowolona ze swojego życia seksualnego. Analizując biografie seksualne poszczególnych osób, można się nieraz zastanawiać, zczegóż one mogą być zadowolone. Ale moim zdaniem większość jest zadowolona z tego, że wogóle ma jakieś życie seksualne. Ato oznacza, że jesteśmy mało wymagający. Inie potrafimy komunikować swoich potrzeb – mówi prof. Izdebski.
https://kobieta.wp.pl/jak-kochaja-polac … 288679041a
https://www.wprost.pl/kraj/10042127/rap … olone.html
https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news- … rp_state=1
I tak można długo - bez względu na źródło, to każde pokazuje taką samą tendencję. Dlatego powoływanie się na czasy naszych dziadków nie ma sensu, bo oni, nawet pomimo dość chujowych warunków, mieli pod tym kątem bez porównania lepiej.
Jak dodasz do tego spadki testosteronu + żywność wypchaną fitoestrogenami, to mamy absurdalne problemy u facetów (wahania nastroju, niestabilność psychiczną, wybuchowość itp), z którymi nie wiadomo co robić, bo faceci mają mega utrudniony dostęp do sensownego leczenia i diagnostyki różnicowej (depresja <> spadek teścia), a ceny są absurdalne. To MINIMUM 3-5x razy więcej niż podobne leki dla kobiet. A szacunki z jakimi się spotkałem, mówią o tym, że obecnie nawet 25% facetów powinna być na TRT (ciągle lub czasowo).
Poza tym nie rozwiodłem się ale wiem co oznacza megakonflikt w zwiazku. U mnie wisiało na włosku. Ale daliśmy radę
A mógłbyś zdradzić jaka recepta się u was sprawdziła? Czy w żonie rozbudziłeś namiętność, czy to było tak dla świętej zgody?
Bo przez seks jest właśnie dużo zdrad, rozwodów i może ktoś skorzystać z twojego doświadczenia, nawet autorka, jeśli nie teraz, to kiedyś może taka wiedza jej się przydać.
Choć pewnie nie u każdego się sprawdzi bo też to jest kwestia osobowości charakterów i innych czynników.
wieka, przepis w większości wypadków jest bardzo prosty. Wystarczy, że obie strony odstawią ego na bok i zaczną rozmawiać. Czyli mówić prawdę o potrzebach, oczekiwaniach i uczuciach. I tak samo będą też słuchać tej drugiej strony.
Nie da się budować niczego jeśli jedna strona się zacietrzewia, a druga manipuluje. A mam wrażenie, ze to najpowszechniejsze problemy jakie widać choćby tu na forum.
Jack wierz mi że ja potrafię rozmawiać. Jednak mąż kiedy nie przyznam mu racji w czymś co widzę inaczej wysłuchując jego zdania wyjeżdża z wyzwiskami i to z górnej półki. Potem przez 2 tygodnie na odegranie jeździ po nas jak po szmatach. Kiedy prosisz o pomoc a jest nadal zero inicjatywy to w końcu nie wyjechałbyś z pretensjami. Dodam z pretensjami wyrażonymi z poszanowaniem drugiego człowieka bez wyzwisk i krzyków
Dodam też że mąż jest bardzo kontrolujacy I to on głównie manipuluje dziećmi czy otoczeniem.
wieka, przepis w większości wypadków jest bardzo prosty. Wystarczy, że obie strony odstawią ego na bok i zaczną rozmawiać. Czyli mówić prawdę o potrzebach, oczekiwaniach i uczuciach. I tak samo będą też słuchać tej drugiej strony.
Nie da się budować niczego jeśli jedna strona się zacietrzewia, a druga manipuluje. A mam wrażenie, ze to najpowszechniejsze problemy jakie widać choćby tu na forum.
wieka, przepis w większości wypadków jest bardzo prosty. Wystarczy, że obie strony odstawią ego na bok i zaczną rozmawiać. Czyli mówić prawdę o potrzebach, oczekiwaniach i uczuciach. I tak samo będą też słuchać tej drugiej strony.
Nie da się budować niczego jeśli jedna strona się zacietrzewia, a druga manipuluje. A mam wrażenie, ze to najpowszechniejsze problemy jakie widać choćby tu na forum.
Przepis jest więc teoretyczny.
Jack wierz mi że ja potrafię rozmawiać.
Nie widać tego. Wszystko co opisałaś do tej pory nie ma żadnego związku z rozmową. To co opisałaś to manipulacje.
Nawet tutaj masz ciągłe huśtawki. To chcesz się rozwieźć, to go jakoś doprowadzić do pionu, to go próbujesz tresować jakimiś swoimi wyjazdami z dziećmi z hasłem "może zrozumie", to się wyprowadzasz, to wracasz. Takie zachowania stoją w opozycji do dialogu.
Że wyjeżdża ci z bluzgami? Widziały gały co brały. Sama twierdzisz, że zawsze dusił w sobie i wybuchał, że zawsze był porywczy. No to skoro taki był w swoich 'najlepszych' latach, to jaki miałby być w kryzysie, jakiego każdy z nas w końcu doświadcza? Takiego sobie wzięłaś na partnera życiowego. Z takim sobie zrobiłaś nie jedno, a dwójkę dzieci.
To, że tacy ludzie w kryzysie mają tendencję do nałogów i dalszej radykalizacji zachowania to było jasne i oczywiste już w czasach, kiedy wchodziłaś z nim w związek.
Wydaje się jednak, że dalej nie kumasz, że problemem nie są ostatnie dwa lata. Ale to co było wcześniej i co ostatecznie doprowadziło do tej zapaści w jakiej od tych dwóch lat tkwi. W jego sytuacji, psycholog/psychiatra kobieta to najgorsze co może być. On pewne rzeczy musi usłyszeć od faceta. Nie od kobiety. I tak samo pewne kwestie musi ów specjalista wykluczyć odpowiednią diagnostyką różnicową. Bo tu trzeba sprawdzić zarówno teścia jak i tarczycę, ale też trzeba wykluczyć przyczyny onkologiczne.
Niezależnie od tego stoisz w takim miejscu, że albo bierzesz się do roboty z mężem na poważnie, albo się rozwodzisz. Tu nie ma miejsca na połowiczne rozwiązania i dalsze manipulacje, żeby zwalić na niego winę za rozpad małżeństwa.
Jack Sparrow napisał/a:wieka, przepis w większości wypadków jest bardzo prosty. Wystarczy, że obie strony odstawią ego na bok i zaczną rozmawiać. Czyli mówić prawdę o potrzebach, oczekiwaniach i uczuciach. I tak samo będą też słuchać tej drugiej strony.
Nie da się budować niczego jeśli jedna strona się zacietrzewia, a druga manipuluje. A mam wrażenie, ze to najpowszechniejsze problemy jakie widać choćby tu na forum.
Przepis jest więc teoretyczny.
Ty chyba zapominasz, że już też jestem kilka lat żonaty. :>
Jack wierz mi że ja potrafię rozmawiać. Jednak mąż kiedy nie przyznam mu racji w czymś co widzę inaczej…
Ale czy tak powinno to wyglądać, od negacji, nie. Chodzi o umiejętność rozmowy i wzajemne zrozumienie. A tu jest kaplica.
wieka napisał/a:Jack Sparrow napisał/a:wieka, przepis w większości wypadków jest bardzo prosty. Wystarczy, że obie strony odstawią ego na bok i zaczną rozmawiać. Czyli mówić prawdę o potrzebach, oczekiwaniach i uczuciach. I tak samo będą też słuchać tej drugiej strony.
Nie da się budować niczego jeśli jedna strona się zacietrzewia, a druga manipuluje. A mam wrażenie, ze to najpowszechniejsze problemy jakie widać choćby tu na forum.
Przepis jest więc teoretyczny.
Ty chyba zapominasz, że już też jestem kilka lat żonaty. :>
Ja nie myślałam o tobie, bo ty to nawet nie miałeś w ogóle z tym problemu. Poza tym masz luz blus
Przecież ja znam swoją winę Jack. Nawet wielokrotnie to powtarzałam mężowi co zrobiłam źle i w czym tkwi problem.
Lipis napisał/a:Jack wierz mi że ja potrafię rozmawiać.
Nie widać tego. Wszystko co opisałaś do tej pory nie ma żadnego związku z rozmową. To co opisałaś to manipulacje.
Nawet tutaj masz ciągłe huśtawki. To chcesz się rozwieźć, to go jakoś doprowadzić do pionu, to go próbujesz tresować jakimiś swoimi wyjazdami z dziećmi z hasłem "może zrozumie", to się wyprowadzasz, to wracasz. Takie zachowania stoją w opozycji do dialogu.
Że wyjeżdża ci z bluzgami? Widziały gały co brały. Sama twierdzisz, że zawsze dusił w sobie i wybuchał, że zawsze był porywczy. No to skoro taki był w swoich 'najlepszych' latach, to jaki miałby być w kryzysie, jakiego każdy z nas w końcu doświadcza? Takiego sobie wzięłaś na partnera życiowego. Z takim sobie zrobiłaś nie jedno, a dwójkę dzieci.
To, że tacy ludzie w kryzysie mają tendencję do nałogów i dalszej radykalizacji zachowania to było jasne i oczywiste już w czasach, kiedy wchodziłaś z nim w związek.
Wydaje się jednak, że dalej nie kumasz, że problemem nie są ostatnie dwa lata. Ale to co było wcześniej i co ostatecznie doprowadziło do tej zapaści w jakiej od tych dwóch lat tkwi. W jego sytuacji, psycholog/psychiatra kobieta to najgorsze co może być. On pewne rzeczy musi usłyszeć od faceta. Nie od kobiety. I tak samo pewne kwestie musi ów specjalista wykluczyć odpowiednią diagnostyką różnicową. Bo tu trzeba sprawdzić zarówno teścia jak i tarczycę, ale też trzeba wykluczyć przyczyny onkologiczne.
Niezależnie od tego stoisz w takim miejscu, że albo bierzesz się do roboty z mężem na poważnie, albo się rozwodzisz. Tu nie ma miejsca na połowiczne rozwiązania i dalsze manipulacje, żeby zwalić na niego winę za rozpad małżeństwa.
Ja nie myślałam o tobie, bo ty to nawet nie miałeś w ogóle z tym problemu. Poza tym masz luz blus
Jestem gadułą, to prawda.
Ale charakter mam ciężki i potrafię być mega uparty. Moja żona wcale nie jest pod tym kątem lepsza. Ziółko z niej takie samo, jak i ze mnie. Nie brakowało i nie brakuje u nas różnicy zdań. Ale kryzysów jako takich nie było. Właśnie dlatego, że potrafimy rozmawiać. I potrafimy dać sobie przestrzeń na bycie złym/niezadowolonym z siebie nawzajem.
Przecież ja znam swoją winę Jack. Nawet wielokrotnie to powtarzałam mężowi co zrobiłam źle i w czym tkwi problem.
Ale nie wyciągasz wniosków i nie wprowadzasz ich w życie. Ciągle postępujesz tak samo.
Ależ jesteś w błędzie. Od wakacji dałam mężowi spokoj na wszystko, nie wymuszałam żadnych aktywności, w domu było jak było nie ciskalam się o obowiązki. Nie gderalam że o siebie nie dba. Nawet inicjowałam seks. Zgodnie z tym jak terapeutka nam poradziła. Żeby on zaczął więcej się angażować. Co z tego skoro on wtedy był zadowolony ze jest seks ale stwierdził że i tak należy mu się czas na odpoczynek choc de facto odpoczywał cały czas. No to już zjechana do granic przytomności wybuchłam w Listopadzie że chce rozwodu bo ileż można. Gościu odebrał to jako zdradę itp. No ludzie świeci chyba zdrada byłaby tu najlepszym dla mnie rozwiązaniem żeby się wyluzować.
Lipis nie jest taka jak Twoja żona, Jack Sparrow.
Nie odpowie chamstwem na chamstwo, a są takie środowiska że facet właśnie wtedy czuje sie kochany.
Ma prawo wyjechać sama na ferie z dziećmi gdy poprzedni wyjazd On zmarnował.
Nie pasują do siebie i tyle.
Lipis nie jest taka jak Twoja żona, Jack Sparrow.
Nie odpowie chamstwem na chamstwo, a są takie środowiska że facet właśnie wtedy czuje sie kochany.
Ma prawo wyjechać sama na ferie z dziećmi gdy poprzedni wyjazd On zmarnował.
Nie pasują do siebie i tyle.
Pierdolisz jak potłuczona. Tu nie chodzi o wyjazd, ale o narrację "żeby może zrozumiał".
Oczywiście że przez jej wyjazd on nic nie zrozumie, więc jeśli Autorka liczy na to tylko, to szkoda czasu.
Bardziej może jej ten wyjazd się przyda, by porozmawiała z kimś bliskim na temat swojej sytuacji, bo im więcej czytam, tym bardziej widzę że jest uzależniona od tego zwiazku i chce go ratować, ale nawet jak na krótko coś to daje , to wraca na stare tory i szkoda czasu dla nich obojga
Jack wierz mi że ja potrafię rozmawiać. Jednak mąż kiedy nie przyznam mu racji w czymś co widzę inaczej wysłuchując jego zdania wyjeżdża z wyzwiskami i to z górnej półki. Potem przez 2 tygodnie na odegranie jeździ po nas jak po szmatach. Kiedy prosisz o pomoc a jest nadal zero inicjatywy to w końcu nie wyjechałbyś z pretensjami. Dodam z pretensjami wyrażonymi z poszanowaniem drugiego człowieka bez wyzwisk i krzyków
nie potrafisz słuchać
Ależ jesteś w błędzie. Od wakacji dałam mężowi spokoj na wszystko, nie wymuszałam żadnych aktywności, w domu było jak było nie ciskalam się o obowiązki. Nie gderalam że o siebie nie dba. Nawet inicjowałam seks. Zgodnie z tym jak terapeutka nam poradziła. Żeby on zaczął więcej się angażować. Co z tego skoro on wtedy był zadowolony ze jest seks ale stwierdził że i tak należy mu się czas na odpoczynek choc de facto odpoczywał cały czas. No to już zjechana do granic przytomności wybuchłam w Listopadzie że chce rozwodu bo ileż można. Gościu odebrał to jako zdradę itp. No ludzie świeci chyba zdrada byłaby tu najlepszym dla mnie rozwiązaniem żeby się wyluzować.
Pierdolisz.
To są też twoje słowa:
Planuje wyjazd urlopowy bez meza tylko z dziećmi do naszej rodziny. Może tydzień bez nas cos mu uzmyslowi.
Seksu nie ma od 2 miesięcy bo się poddałam.
Obrzydza mnie seks z nim.
Jedyne co może się stało to to że ja zaczęłam stawiać więcej granic i wyrywać w końcu czas na odpoczynek a wręcz upominać się o niego.
Dlaczego zmieniłam zasady gry. Mąż chyba wie z czym wiąże się posiadanie rodziny i że przespać życie to raczej słabo. Od 2 lat zajmuje się głównie spaniem jedzeniem i leżeniem.
To jest ta twoja huśtawka, o jakiej piszę i do której się odnoszę. Nie jesteś w stanie trzymać się jednej wersji nawet przez kilka dni twojej obecności na forum. W realu dam sobie rękę uciąć, ze wygląda to dokładnie tak samo. Kilka godzin uśmiechów - kilka godzin pretensji i dąsów okraszonych jakimiś szpilami. Których oczywiście za dąsy i pretensje nie uważasz. To jest coś, czego nie możesz zakumać. Ostatnie dwa lata są efektem twojej próby tresowania go, kiedy u niego coś ewidentnie tąpnęło w psychice. Zbierało się coś w nim latami i tkwi w dołku od dwóch lat, a ty oczekujesz, że facet pozbiera się jak za pstryknięciem palcami w sytuacji, kiedy dojeżdżasz go bardziej niż kiedykolwiek szantażując rozwodem.
Jak to było między wami zanim pojawiło się drugie dziecko i co się wydarzyło jak urodziłaś?
To był czasy pod wieloma względami patologiczne, kiedy o wielu problemach nie mówiło się na zewnątrz, bo nie wypadało. Nie było wsparcia psychicznego, a psychiatria była tak naprawdę w powijakach. Na wszelkie problemy i bolączki był alkohol, a asystentem wychowawczym był kabel od prodiża. I czy ktokolwiek tam był szczęśliwy czy nie, to rozwodów za bardzo się nie praktykowało.
Ja właśnie mężczyzn z mojej rodziny widze zupełnie inaczej. Uśmiechnięci, dowcipni, pracowici, rodzinni. Wsparcie psychiczne było ogromne i bardzo silne więziy. Rozmawiało się o wszystkim. Wychodzi na to że mam super wzorce z domu wyniesione i super obraz mężczyzn i to nie kwestia czasów, a jakiś uwarunkowań i priorytetów które w każdym domu są inne.
Czy facet nie może czerpać przyjemności z tego że jest głową rodziny, że zbudował dom, zasadził drzewo, wychował syna?
W dzisiejszych czasach? Nie bardzo.
I nie chodzi o to, ze to jest ogromna odpowiedzialność. Chodzi również oto, że społecznie jesteśmy za to wytykani i piętnowani jako relikt przeszłości i przykład patriarchatu. Niewielu ludzi ma na tyle stabilną sytuację małżeńską i ekonomiczną, aby faktycznie czerpać z tego (głównie) przyjemność.
Ale sytuacja ekonomiczna nie spada przecież z nieba. Tak samo sytuacja małżeńska.
Nie wierze w te pierdoły że inne czasy, złe kobiety, złe społeczeństow.
Moim zdaniem z rodziną tak jak ze wszystkim, ok 20% ludzi jest w rodzinę dobra. Reszta zupełnie nie ma charakteru, zapału, wytrwałości, zaradności, żeby to udzwignąć. Bycie głową rodziny, mam na myśli zarówno kobeite jak i mężczyzne, wymaga zdolności planowania budzetu, finansów, czasu wolnego, jakiegoś mikro-zarządzania żeby dzieciaki były w miare grzeczne ale nie miały traumy że je biłeś kablem od prodziża, trochę myślenia na przyszłość, nie robienia głupot jak nałogi, zdrady. Troche zdolności miękkich, troche twardych. I tak jak w życiu. Niektórzy potrafią się dostosować i coś roić, inni zatrzymują się w rozwoju.
Ja właśnie mężczyzn z mojej rodziny widze zupełnie inaczej. Uśmiechnięci, dowcipni, pracowici, rodzinni. Wsparcie psychiczne było ogromne i bardzo silne więziy. Rozmawiało się o wszystkim. Wychodzi na to że mam super wzorce z domu wyniesione i super obraz mężczyzn i to nie kwestia czasów, a jakiś uwarunkowań i priorytetów które w każdym domu są inne.
Podobne wzorce i ja wyniosłem. Ale byłem w mniejszości. Głównie za sprawą faktu, że spośród pokolenia moich dziadków oni mieli ogromne szczęście. Ci straumatyzowani wojną po prostu w jej trakcie zostali zabici/zamordowani. Ci co przeżyli, poza jednym dziadkiem, którego wywieźli na roboty, mieli szczęście i bezpośrednia zawierucha wojenna ich ominęła. Ogólnie ten wspomniany dziadek był alkoholikiem. Jak był trzeźwy - do rany przyłóż. Jak szedł w cug, to potrafiło go w domu nie być tygodniami. U niego agresja szła w kierunku do wewnątrz. Czysta autodestrukcja.
Wielu takiego szczęścia nie miało, bo np komuś ujebało w czasie wojny rękę albo nogę, ktoś spędził 3/4 wojny w obozie, ktoś inny (niezależnie od płci) robił przez tygodnie i miesiące za seks zabawkę. I potem było wyładowywanie frustracji na rodzinie. Ciężko o wzorce, jak twój rodzic zmaga się z traumą doświadczenia największego bestialstwa znanego ludzkości.
Wzorca o jakich piszesz są....super rzadkością.
Ale sytuacja ekonomiczna nie spada przecież z nieba. Tak samo sytuacja małżeńska.
Nie wierze w te pierdoły że inne czasy, złe kobiety, złe społeczeństow.
Bo nie pamiętasz tych czasów. To jest coś absurdalnie odmiennego od tego, co mamy obecnie. Zwłaszcza dzikie były lata 90te.
Bert44 napisał/a:Poza tym nie rozwiodłem się ale wiem co oznacza megakonflikt w zwiazku. U mnie wisiało na włosku. Ale daliśmy radę
A mógłbyś zdradzić jaka recepta się u was sprawdziła? Czy w żonie rozbudziłeś namiętność, czy to było tak dla świętej zgody?
Bo przez seks jest właśnie dużo zdrad, rozwodów i może ktoś skorzystać z twojego doświadczenia, nawet autorka, jeśli nie teraz, to kiedyś może taka wiedza jej się przydać.
Choć pewnie nie u każdego się sprawdzi bo też to jest kwestia osobowości charakterów i innych czynników.
Nie za bardzo moja historie da się tu podpiąć. U mnie jednak chyba o coś innego chodziło. Bardzo skracając są to (sa wciaz bo nie da sie tego w 100% wyleczyc) problemy wynikające z pochodzenia zony z tzw trudnego domu. Dostala w spadku niezły bagaż śmieci w glowie. Wycofanie dotyczyło nie tylko seksu ale całej bliskosci. Zresztą też nie wycofanie tylko rollercoaster bliżej - dalej, fajnie - beznadziejnie, kocham- odrzucam. Wykańczające na dluga mete. Jeśli chodzi o wycinek dot. seksu to moja reakcja książkowa- poczucie odrzucenia, braku akceptacji, oddalenie itd.
Później dalej skracając wojna domowa i terapia (nie do końca wiem jaka w szczegółach bo zona nie chciała opowiadac) w celu wyciągnięcia mozliwie dużo z poziomu nieświadomego do świadomego. Bo tylko wtedy można coś z tym robić. No i zycie na standby. Jak jej się schemat odpala to zanim się wkurzę musze się zastanowić i powiedzieć jej: hej kochana znów to robisz. Wtedy ona trawi ta informacje i dostrzega że jedzie na automacie. Czasami trudne ale da się żyć. Każdy ma swój krzyż Ona po prostu upraszczając boi sie bliskosci a bliskosc dla niej to rodzina z dziecmi. Dziecko było triggerem. A seks to tez bliskosc.
Co ciekawe jest megaprzebojowa w robocie. Menadżer średniego szczebla z duuuzymi sukcesami. I tu ciekawostka: jedna z jej cech (z którymi walczy) jest nie proszenie o pomoc i myślenie "tylko na siebie mogę liczyc". Jak u Autorki - pewnie dlatego czuje nic sympatii
Po calej akcji wiemy na czym stoimy, że jak się coś dzieje to nie ma w tym złej woli. Zona wie że musi również starać się o budowanie bliskosci i to robi. Ponoc lęk można pokonać jedynie wystawiając się na niego i z każdym następnym razem odczuwać go słabiej. I tak robimy. Trzeba znaleźć czas dla siebie, na rozmowę, na seks, na dobre słowo.
Dziękuję wam za wszystkie przemyślenia. Decyzje już prawie podjęłam. Faktycznie w tym związku od lat nie grało tak jak trzeba. Myślę że po zaczęciu stawiania granic wszystko się spierdzieliło do końca. Albo i jest tak że jednak spotykamy się na jakimś poziomie a potem się zmieniamy i ta zmiana czasem powoduje że jest nam nie po drodze dalej. Chciałabym żeby mąż z tego wyszedł bo będąc szczęśliwszym człowiekiem byłoby mu łatwiej w dalszym życiu z nami czy bez. Mąż przejawia cechy narcystyczne. Od zawsze potrafił zrobić jazdę na czyimś ślubie czy urodzinach dziecka bo chyba nie czuł się w centrum uwagi. Starał się też bardzo odsunąć mnie od rodziny i znajomych zawsze. Nie bez powodu wybieramy takie osoby. Mam też swoje rzeczy do przepracowania wiadomo ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. Czy się ułoży czy będziemy osobno może być jeszcze pięknie.
Dziękuję wam za wszystkie przemyślenia. Decyzje już prawie podjęłam. Faktycznie w tym związku od lat nie grało tak jak trzeba. Myślę że po zaczęciu stawiania granic wszystko się spierdzieliło do końca. Albo i jest tak że jednak spotykamy się na jakimś poziomie a potem się zmieniamy i ta zmiana czasem powoduje że jest nam nie po drodze dalej. Chciałabym żeby mąż z tego wyszedł bo będąc szczęśliwszym człowiekiem byłoby mu łatwiej w dalszym życiu z nami czy bez. Mąż przejawia cechy narcystyczne. Od zawsze potrafił zrobić jazdę na czyimś ślubie czy urodzinach dziecka bo chyba nie czuł się w centrum uwagi. Starał się też bardzo odsunąć mnie od rodziny i znajomych zawsze. Nie bez powodu wybieramy takie osoby. Mam też swoje rzeczy do przepracowania wiadomo ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. Czy się ułoży czy będziemy osobno może być jeszcze pięknie.
Powodzenia- może być tylko lepiej
A tak pytając wprost o decyzje: rozwód?
Tak Zosia Samosia to ja. Może mąż potrzebował mamy a nie partnerki a ja wzięłam te robotę. A jak zrobiło się zbyt ciężko i zaczęło szwankować zdrowie zaczęłam stawiać trochę choć na siebie. Czuję wielka niechęć do męża po tych wszystkich latach. Przede wszystkim za tą jego agresje i zero skrupułów w ocenie innych ludzi i pomiatanie nimi. I też to że chciałby mnie tylko dla siebie najlepiej zamykać w klatce chyba...
wieka napisał/a:Bert44 napisał/a:Poza tym nie rozwiodłem się ale wiem co oznacza megakonflikt w zwiazku. U mnie wisiało na włosku. Ale daliśmy radę
A mógłbyś zdradzić jaka recepta się u was sprawdziła? Czy w żonie rozbudziłeś namiętność, czy to było tak dla świętej zgody?
Bo przez seks jest właśnie dużo zdrad, rozwodów i może ktoś skorzystać z twojego doświadczenia, nawet autorka, jeśli nie teraz, to kiedyś może taka wiedza jej się przydać.
Choć pewnie nie u każdego się sprawdzi bo też to jest kwestia osobowości charakterów i innych czynników.Nie za bardzo moja historie da się tu podpiąć. U mnie jednak chyba o coś innego chodziło. Bardzo skracając są to (sa wciaz bo nie da sie tego w 100% wyleczyc) problemy wynikające z pochodzenia zony z tzw trudnego domu. Dostala w spadku niezły bagaż śmieci w glowie. Wycofanie dotyczyło nie tylko seksu ale całej bliskosci. Zresztą też nie wycofanie tylko rollercoaster bliżej - dalej, fajnie - beznadziejnie, kocham- odrzucam. Wykańczające na dluga mete. Jeśli chodzi o wycinek dot. seksu to moja reakcja książkowa- poczucie odrzucenia, braku akceptacji, oddalenie itd.
Później dalej skracając wojna domowa i terapia (nie do końca wiem jaka w szczegółach bo zona nie chciała opowiadac) w celu wyciągnięcia mozliwie dużo z poziomu nieświadomego do świadomego. Bo tylko wtedy można coś z tym robić. No i zycie na standby. Jak jej się schemat odpala to zanim się wkurzę musze się zastanowić i powiedzieć jej: hej kochana znów to robisz. Wtedy ona trawi ta informacje i dostrzega że jedzie na automacie. Czasami trudne ale da się żyć. Każdy ma swój krzyż
Ona po prostu upraszczając boi sie bliskosci a bliskosc dla niej to rodzina z dziecmi. Dziecko było triggerem. A seks to tez bliskosc.
Co ciekawe jest megaprzebojowa w robocie. Menadżer średniego szczebla z duuuzymi sukcesami. I tu ciekawostka: jedna z jej cech (z którymi walczy) jest nie proszenie o pomoc i myślenie "tylko na siebie mogę liczyc". Jak u Autorki - pewnie dlatego czuje nic sympatii
Po calej akcji wiemy na czym stoimy, że jak się coś dzieje to nie ma w tym złej woli. Zona wie że musi również starać się o budowanie bliskosci i to robi. Ponoc lęk można pokonać jedynie wystawiając się na niego i z każdym następnym razem odczuwać go słabiej. I tak robimy. Trzeba znaleźć czas dla siebie, na rozmowę, na seks, na dobre słowo.
Myślę że tak. Wczoraj mial miejsce spontaniczny seks po którym maz od razu zapytał mnie o chęć trójkąta zamiast cokolwiek docenić. Wkurza mnie ten gość solidnie już.
Lipis napisał/a:Dziękuję wam za wszystkie przemyślenia. Decyzje już prawie podjęłam. Faktycznie w tym związku od lat nie grało tak jak trzeba. Myślę że po zaczęciu stawiania granic wszystko się spierdzieliło do końca. Albo i jest tak że jednak spotykamy się na jakimś poziomie a potem się zmieniamy i ta zmiana czasem powoduje że jest nam nie po drodze dalej. Chciałabym żeby mąż z tego wyszedł bo będąc szczęśliwszym człowiekiem byłoby mu łatwiej w dalszym życiu z nami czy bez. Mąż przejawia cechy narcystyczne. Od zawsze potrafił zrobić jazdę na czyimś ślubie czy urodzinach dziecka bo chyba nie czuł się w centrum uwagi. Starał się też bardzo odsunąć mnie od rodziny i znajomych zawsze. Nie bez powodu wybieramy takie osoby. Mam też swoje rzeczy do przepracowania wiadomo ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. Czy się ułoży czy będziemy osobno może być jeszcze pięknie.
Powodzenia- może być tylko lepiej
A tak pytając wprost o decyzje: rozwód?
Myślę że tak. Wczoraj mial miejsce spontaniczny seks po którym maz od razu zapytał mnie o chęć trójkąta zamiast cokolwiek docenić. Wkurza mnie ten gość solidnie już.
Bert44 napisał/a:Lipis napisał/a:Dziękuję wam za wszystkie przemyślenia. Decyzje już prawie podjęłam. Faktycznie w tym związku od lat nie grało tak jak trzeba. Myślę że po zaczęciu stawiania granic wszystko się spierdzieliło do końca. Albo i jest tak że jednak spotykamy się na jakimś poziomie a potem się zmieniamy i ta zmiana czasem powoduje że jest nam nie po drodze dalej. Chciałabym żeby mąż z tego wyszedł bo będąc szczęśliwszym człowiekiem byłoby mu łatwiej w dalszym życiu z nami czy bez. Mąż przejawia cechy narcystyczne. Od zawsze potrafił zrobić jazdę na czyimś ślubie czy urodzinach dziecka bo chyba nie czuł się w centrum uwagi. Starał się też bardzo odsunąć mnie od rodziny i znajomych zawsze. Nie bez powodu wybieramy takie osoby. Mam też swoje rzeczy do przepracowania wiadomo ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. Czy się ułoży czy będziemy osobno może być jeszcze pięknie.
Powodzenia- może być tylko lepiej
A tak pytając wprost o decyzje: rozwód?
No grubo... Szkoda ze nigdy nie mówił czego mu w lozku brakuje.
Mówił. Niektóre rzeczy mogłam spełnić a niektóre ni cholery ale zawsze o tym wiedział. Myślę że porno odegrało duza rolę w tym kryzysie.
Lipis napisał/a:Myślę że tak. Wczoraj mial miejsce spontaniczny seks po którym maz od razu zapytał mnie o chęć trójkąta zamiast cokolwiek docenić. Wkurza mnie ten gość solidnie już.
Bert44 napisał/a:Powodzenia- może być tylko lepiej
A tak pytając wprost o decyzje: rozwód?
No grubo... Szkoda ze nigdy nie mówił czego mu w lozku brakuje.
Wyzwiska, poniżanie, propozycja trójkąta..... uciekaj , tu nie ma o czym myśleć.
Jeśli jest narcyzem, to życia z nim nie będzie.
Jestem ciekawa zdania Jacka o propozycji trójkąta..... jakie usprawiedliwienie będzie dla biednego misia, męża autorki.
Myślę że tak. Wczoraj mial miejsce spontaniczny seks po którym maz od razu zapytał mnie o chęć trójkąta zamiast cokolwiek docenić.
Możesz rozwinąć o co chodzi z tym COKOLWIEK DOCENIĆ?
Mówił. Niektóre rzeczy mogłam spełnić a niektóre ni cholery ale zawsze o tym wiedział. Myślę że porno odegrało duza rolę w tym kryzysie.
Bert44 napisał/a:Lipis napisał/a:Myślę że tak. Wczoraj mial miejsce spontaniczny seks po którym maz od razu zapytał mnie o chęć trójkąta zamiast cokolwiek docenić. Wkurza mnie ten gość solidnie już.
No grubo... Szkoda ze nigdy nie mówił czego mu w lozku brakuje.
Na to wygląda. Pogubiony jest na pewno ale też.... no trudno go polubic. A w początkach Waszego związku jak się dogadywaliscie?
Nawet powiedzieć że fajnie bylo albo zamilczeć zamiast wyjeżdżać z trójkątem
Lipis napisał/a:Myślę że tak. Wczoraj mial miejsce spontaniczny seks po którym maz od razu zapytał mnie o chęć trójkąta zamiast cokolwiek docenić.
Możesz rozwinąć o co chodzi z tym COKOLWIEK DOCENIĆ?
wieka napisał/a:Bert44 napisał/a:Poza tym nie rozwiodłem się ale wiem co oznacza megakonflikt w zwiazku. U mnie wisiało na włosku. Ale daliśmy radę
A mógłbyś zdradzić jaka recepta się u was sprawdziła? Czy w żonie rozbudziłeś namiętność, czy to było tak dla świętej zgody?
Bo przez seks jest właśnie dużo zdrad, rozwodów i może ktoś skorzystać z twojego doświadczenia, nawet autorka, jeśli nie teraz, to kiedyś może taka wiedza jej się przydać.
Choć pewnie nie u każdego się sprawdzi bo też to jest kwestia osobowości charakterów i innych czynników.Nie za bardzo moja historie da się tu podpiąć. U mnie jednak chyba o coś innego chodziło. Bardzo skracając są to (sa wciaz bo nie da sie tego w 100% wyleczyc) problemy wynikające z pochodzenia zony z tzw trudnego domu. Dostala w spadku niezły bagaż śmieci w glowie. Wycofanie dotyczyło nie tylko seksu ale całej bliskosci. Zresztą też nie wycofanie tylko rollercoaster bliżej - dalej, fajnie - beznadziejnie, kocham- odrzucam. Wykańczające na dluga mete. Jeśli chodzi o wycinek dot. seksu to moja reakcja książkowa- poczucie odrzucenia, braku akceptacji, oddalenie itd.
Później dalej skracając wojna domowa i terapia (nie do końca wiem jaka w szczegółach bo zona nie chciała opowiadac) w celu wyciągnięcia mozliwie dużo z poziomu nieświadomego do świadomego. Bo tylko wtedy można coś z tym robić. No i zycie na standby. Jak jej się schemat odpala to zanim się wkurzę musze się zastanowić i powiedzieć jej: hej kochana znów to robisz. Wtedy ona trawi ta informacje i dostrzega że jedzie na automacie. Czasami trudne ale da się żyć. Każdy ma swój krzyż
Ona po prostu upraszczając boi sie bliskosci a bliskosc dla niej to rodzina z dziecmi. Dziecko było triggerem. A seks to tez bliskosc.
Co ciekawe jest megaprzebojowa w robocie. Menadżer średniego szczebla z duuuzymi sukcesami. I tu ciekawostka: jedna z jej cech (z którymi walczy) jest nie proszenie o pomoc i myślenie "tylko na siebie mogę liczyc". Jak u Autorki - pewnie dlatego czuje nic sympatii
Po calej akcji wiemy na czym stoimy, że jak się coś dzieje to nie ma w tym złej woli. Zona wie że musi również starać się o budowanie bliskosci i to robi. Ponoc lęk można pokonać jedynie wystawiając się na niego i z każdym następnym razem odczuwać go słabiej. I tak robimy. Trzeba znaleźć czas dla siebie, na rozmowę, na seks, na dobre słowo.
No to mało który facet był by taki wyrozumiały. Druga sprawa nie wiem czy boi się bliskości, może też niechcianej ciąży i po prostu pociąg odjechał jeśli był, czyli libido cieniutkie. Z wolą libido też nie ma nic wspólnego, przeważnie jest to przyczyna nieuchwytna. Ale stara się i to pozostaje. Myślałam, że wznieciłeś ogień
Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Rozkminy rozwodowe - ciulowo ale stabilnie?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024