Shini napisał/a:Chyba tylko kobiety ustalają minimum na podstawie własnego życia, przynajmniej jeśli chodzi o stan majątkowy. Mnóstwo facetów jest z kobietami dużo poniżej swojego poziomu życia, na odwrót to się zdarza znacznie rzadziej. Dla mnie na przykład to nie miałoby dużego znaczenia choć oczywiście im bogatsza tym lepiej. I nie mam tu na myśli właśnie takiej karierowiczki bo z taką kobietą raczej bym się nie dogadał ale może być na przykład z bogatej rodziny. Życie po swojemu może nie mieć nic wspólnego ze stanem majątkowym. Ludzie mogą pochodzić ze skrajnie przeciwnych poziomów finansowych i być dobrą parą.
Oczywiście, że mogą być dobrą parą i to niezależnie od tego, która strona zarabia mniej. Chodziło mi bardziej o regułę i to niekoniecznie taką świadomie ustaloną.
Jeżeli babka najczęściej nie pracuje, czasem dorobi tu, czasem tam, zatrudni się gdzieś na chwilę, zaraz rzuci pracę, jakiś zasiłek i tak to się kręci, to nawet dla przeciętnie zarabiającego faceta może nie być materiałem na partnerkę i nie dlatego, że ona ma za mało kasy, tylko to są zupełnie inne style życia, inne wartości, no, po prostu zbyt różniące się od siebie osoby. Ale taka semi-pasożytka zwiąże się bez problemu z podobnym panem, który też żyje w ten sposób: tu jakaś fucha, tu posiedzi w domu, tu popracuje chwilę u znajomego, tu... Bo dla nich to będzie normalne, nic odpychającego.
I tak samo ta podana wcześniej za przykład kobieta - jeżeli ktoś zrobił wielką karierę, to szły za tym konkretne cechy charakteru, system wartości itp., które najczęściej (ale nie zawsze
) nie będą kompatybilne z cechami pana, który bezpiecznie pracuje sobie za minimalną na magazynie czy w sklepie.
No i jeszcze do pierwszego zdania z Twojego posta:
"Chyba tylko kobiety ustalają minimum na podstawie własnego życia, przynajmniej jeśli chodzi o stan majątkowy".
Może i więcej kobiet, nie prowadziłam badań.
Za to wiesz, co mogę powiedzieć, po lekturze Waszych (Twoich i kobiety-mnie-nie-chcą spółki, a nawet, po namyśle, niektórych spoza tej grupy)? Że wy dla odmiany ustalacie akceptowalne/rozsądne maksimum wymagań kobiet na podstawie własnej osoby. O czym by nie była mowa, uważacie, że to, co sobą reprezentujecie, jest wystarczające, a jeżeli zostaniecie czyimiś wymaganiami wykluczeni, to jest wielkie niezadowolenie, oburzenie albo wręcz obrażanie stawiających wymagania.
I dziwi mnie to, i ciekawi. Nie rozumiem, co jest takiego strasznego w niespelnianiu wymagań jakiejś części kobiet. Tym bardziej, że nigdy nie chodziło o konkretną kobietę, którą byliście zainteresowani, tylko o jakieś teoretyczne przykłady, bliżej nieokreślony ogół czy - w najlepszym wypadku - użytkowniczki z forum, które i tak są obce.