SmutnaDziewczyna007 napisał/a:Ja nie mówię o dawaniu komuś kasy za spędzanie czasu. Ty z tą dziewczyną poszedłeś na randkę, bardzo ci sie podobala i wcale nie miałeś problemu żeby za nia zapłacić. Wręcz wspominasz to jako swój sukces, że nawiązałeś z nią kontakt. Nie poszedłeś do niej z kalkulatorem i nie powiedziałes: jestes mi winna za frytki i kole 30 zł, pora sie rozliczyć, żebym nie czuł sie stratny. O takim podejsciu mówię. Jak wydasz troche kasy(nie mówię o kilku tysi, tylko własnie tych symbolicznych 30 zł na kawe) na spotkania z laską która ci się bardzo podoba, ale po kilku spotkaniach ona ci podziekuje to i tak bedziesz bardziej życiowo do przodu niż gdybyś ten czas spedzil z psychologiem.
I laski to mniej wiecej kumają. Gość którym się podobasz, nie bedzie miał problemu żeby za ciebie zapłacić na randce. Gość który uwaza że jestes przeciętna oczekuje że nadrobisz charakterem, dzieleniem rachunku 50/50 i innymi pierdołami.
Więc zamiast kalkulowac czy na wczesnym etapie znajomości (lażenia do knajpy i do kina) na pewno koszty będą 50/50 warto nauczyć się podbijać do takich laske z którymi nawet jak bedziesz stratny o kase nie bedziesz miał żalu że spędziłes z nimi czas i bedziesz wspominał je miło, tak jak ty swoją koleżanke od której nie dostałes wzajemnosci, a za która musiałes (O NIE!) zapłacić.
Ja i Halina nie mówimy o lenistwie człowieka w pracy, ale o lenistwie rodzica. Bo z tego co mówisz, ani ty ani twoja siostra nie jesteście zupełnie przystosowani do życia w XXI wieku. A jak byłes zamknięty w sobie w szkole wystarczyło pojsc do wychowawcy, czy poszukać poradni psychologicznej i powiedziec "boje się że mój syn jest taki zamknięty w sobie". Można powiedzieć że to chłop z PRL i inaczej postrzega takie sprawy, ale na tym polega rodzicielstwo, że musisz się dostosowac do zmieniajacego swiata, a nie z własnej wygody wychowywać sobie dziecko XIX wiecznymi metodami, bo jestes zmęczony po pracy.
Sukces to chyba trochę za duże słowo ale wspominam tą randkę bardzo dobrze i faktycznie wtedy nawet nie pomyślałem by cokolwiek wyliczać czy żeby mi oddawała kasę. Pamiętam, że wtedy traktowałem zapłacenie za nią wręcz jak obowiązek tym bardziej, że przy pierwszym płaceniu sama powiedziała, że nie chcę mnie naciągać i zapłaci za siebie. Ja odpowiedziałem, że ja to zrobię bo to ja ją zaprosiłem, a ona się zgodziła. Pamiętam jeszcze jedną rzecz, jakieś dziwne uczucie, że powinienem o nią zadbać, co prawda znaliśmy się już od jakiegoś czasu ale randka była pierwsza, a mimo to ja już miałem takie dziwne poczucie obowiązku, że powinienem ją chronić i przejąć ster. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie czułem czegoś takiego. Chyba wiem skąd wynika moje obecne podejście do tego płacenia, drogich prezentów itd., bo czuję, że już nigdy nie spotkam takiej dziewczyny, która będzie tego warta. Jak tylko sobie o niej przypomnę to mam wrażenie, że to była jedyna taka szansa na całe życie. Jednak to był inny przypadek niż to co opisuje chociażby Priscilla, ja na długo przed randką wiedziałem, że to była dobra dziewczyna, że to była niemal idealna dziewczyna, że w nią warto "zainwestować" nawet jeśli na dzisiejszą miarę wtedy to były grosze. Dziś wydałbym na nią znacznie więcej jeśli byłoby trzeba, oczywiście wciąż do pewnych granic. A wiecie co jest najgorsze? Że ja tylko teraz po latach nie dostałem od niej wzajemności, wtedy w czasach tamtej randki na 90% bym ją dostał gdybym tylko potrafił choć trochę odczytać jej intencje i zadziałać w momencie, w którym powinienem. Jak teraz sobie przypominam niektóre jej zachowania w tamtym czasie to się okazuje, że wysyłała sygnały i powinienem na nie odpowiedzieć, zrobić coś więcej, powiedzieć wprost, że bardzo mi się podoba i zapytać czy zostanie moją dziewczyną, może nawet pocałować i nawet wiem kiedy był na to odpowiedni moment. Ale teraz jest o 10 lat za późno na to wszystko.
Z tym wychowawcą to było prawie śmieszne, 3/4 nauczycieli z jakimi kiedykolwiek miałem doczynienia nigdy nie powinno dostać prawa do wykonywania tego zawodu. Moi rodzice nawet nie pomyśleli o poradni psychologicznej bo, po pierwsze sami rzadko gdzieś wychodzili poza pracą więc nie dziwił ich brak przyjaciół, brak dziewczyny i ciągłe siedzenie w domu, po drugie "co ludzie powiedzą?". W tamtym okresie dawałem znacznie poważniejsze sygnały nie tylko zamknięcia w sobie ale chyba nawet depresji i też musiałem sobie z tym poradzić sam. Siostra chyba była twardsza niż ja w najgorszych latach ale podejrzewam, że gdyby nie mąż i trójka dzieci to pewnie byłaby taka jak ja.
Szeptuch napisał/a:Shinigami myślę ze twoim największym problemem jest brak większych, szerszych interakcji z ludźmi.
Podejrzewam że żyjesz w takim zaklętym kole, praca/siłownia/dom wszędzie te same twarze, nie masz nawet gdzie po przebywać z ludźmi..
Zauważ że ty juz nawet na te swoje konwenty anime nie jeździsz.
Przejdź sie na jakieś wydarzenie kulturalne w twojej okolicy, bez jakiś oczekiwań względem tego.
Ja swoja żonę poznałem właśnie na czymś takim, wystawa malarska w lokalnym pałacyku.
Zwiększając ilość interakcji, zwiększasz tez szanse na spotkanie kogoś wartościowego.
W większości masz rację, z pewnością brakuje mi tych większych, szerszych interakcji z ludźmi, cokolwiek to znaczy. Nawet zamieniłem przynajmniej na jakiś czas siłownię na sztukę walki by potrenować trochę w grupie choć tu też dość szybko twarze stają się te same ale dogadujemy się bardzo dobrze od pierwszego spotkania. Od czasu do czasu w soboty jeżdżę do najbliższego centrum handlowego i albo po prostu po nim chodzę albo siedzę w kawiarni po 2h tak po prostu by poprzebywać wśród ludzi, z nikim nawet nie rozmawiam. Próbowałem jeździć na konwenty ale nawet tam nie mogłem z nikim nawiązać kontaktu mimo iż teoretycznie powinienem się tam z każdym nieźle dogadać. Przypominam, że mieszkam na wsi, tu nie ma czegoś takiego jak "wydarzenia kulturalne", na cokolwiek takiego musiałbym jeździć do Warszawy. Tym bardziej, że tylko weekendy wchodzą w grę, w tygodniu mam za mało czasu przez pracę i trening.
Halina3.1 napisał/a:Tak, leniwe rodzicielstwo. To chyba powszechny problem pokolenia milenialsow i wczesnych zetek. Rodzice skupieni na zapewnieniu podstawowych potrzeb ale potrzeby psychologiczne i emocjonalnie calkiem lucz czesiowo olane.
Brak porzadnych wzorcow przygotowujacych do zycia w zwiazku i ogolnie spoleczenstwie.
Przy tym zimny chow i zwiazek rodzicow bez emocji i z dystansem do siebie, brak pokazywania sobie uczuc, ciagle klotnie, czasem nienawisc do siebie ale trwanie w tym toksycznym grajdolku.
Pokrzywdzili cie rodzice troche Shini, jak w sumie wiekszsosc ludzi zostala w jakims tam stopniu pokrzywdzona przez nieudolnych rodzicow, ale teraz jestes dorosly i to twoj problem zeby ponaprawiac te braki ktore wyniosles z domu. Inaczej bedziesz mial zycie do dupy, a czas i tak uplynie. Moze poszukaj lepszej psycho-loszki. Albo jak radzi Smutna zacznij sie umawiac na randki czesciej zeby chociaz jakies panny poznac.
Potrzeby psychologiczne i emocjonalne nie były olewane bo nikt nawet nie pomyślał o istnieniu takich. Reszta się zgadza i jak teraz o tym rozmawiamy to się okazuje, że większość ludzi, których miałem w moim otoczeniu w latach szkolnych miała tak samo. Sądzę, że bardziej by pasowało poszukanie psychologa, faceta. Bardzo bym chciał choć spróbować umawiać się na randki ale, po pierwsze nie wiem gdzie w ogóle szukać kandydatek do tego, po drugie jak już pisałem mam wątpliwości, że jeszcze kiedykolwiek spotkam dziewczynę taką jak tamta.
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:O nie szeptuch nas odnalazł. A rozmowa byla taka ciekawa. No nic Shini. Nastepnym razem, w innym watku do tego wrocimy!
Szpetuch nie jest taki zły jak uważacie, jak dla mnie pisze całkiem sensownie i dobrze mi się czyta jego posty. Daj mu szansę tym bardziej, że napisał zaledwie jeden post. Na razie raczej jesteśmy bezpieczni, przynajmniej póki Jack się tu nie zjawi.
Anewe napisał/a:To jest twój największy problem. Dopóki nie zmienisz tego mindsetu, będziesz mieszkał u matki i pracował u szwagra.
Żeby coś w życiu zmienić, musisz się 'starać i poświęcać' i nigdy nie masz gwarancji, że efekt końcowy będzie satysfakcjonujący. Czasem będzie chujowy i będziesz mieć poczucie zmarnowanego czasu i zasobów. Jedni ciężko trenują do Australian Open, a potem odpadają w pierwszej rundzie, drudzy przechodzą dwa etapy rozmowy kwalifikacyjnej do zajebistej pracy, a w trzecim odpadają, inni jadą 200 km na randkę z dziewczyną poznaną w pociągu i rozmowa już nie klei się tak jak za pierwszym razem. Tak wygląda dorosłe życie.
A ja myślałem, że dorosłe życie polega na planowaniu i opracowywaniu jak najlepszej opcji dającej jak największe szanse powodzenia i jak najmniejszych strat. Dzieci i młodzież idą "na żywioł", a czy dorosłość to nie jest chłodna kalkulacja? Poza tym żeby tak się dało żyć to musi być jakaś równowaga, na kilka porażek musi być choć jedno zwycięstwo. Co mają powiedzieć ludzie, którzy nie mieli żadnych zwycięstw? Może i to co napisałem, a ty zacytowałaś nie brzmi zbyt optymistycznie ale czy ja na prawdę się mylę?
Napiszę teraz trochę ekstremalny przykład, jak nietrudno się domyślić z anime ale powinien dobrze pokazać co miałem na myśli. Wyobraź sobie człowieka, który chciał zmienić świat, uratować go od zagłady. Posiadał wielki talent i stał się bardzo potężny, stał się żywą legendą. Wszystko robił tylko dla tego jednego celu, porzucił przyjaciół, poświęcił mnóstwo ludzi, poświęcił własne życie, stał się złoczyńcą, którego wszyscy się bali, był totalnie samotny. Wszystko po to by uratować świat i zaprowadzić pokój, który jego zdaniem byłby idealny. A na końcu się okazało, że od samego początku był oszukiwany i wykorzystywany, od samego początku wszystkie jego wysiłki i poświęcenia były bezwartościowe. Stał się złoczyńcą, zabił mnóstwo ludzi, zdecydował się żyć w mroku jako pogardzany wyrzutek, sam skazał się na potępienie by tylko osiągnąć ten cel i okazało się, że to wszystko było na marne. Oczywiście nadal mówimy o fikcyjnej postaci i jeszcze o mega skrajnym przypadku ale nie chcę sobie nawet wyobrażać co musiałby czuć człowiek, który na prawdę by coś takiego przeżył. Normalnie nie traci się aż tyle co postać z przykładu ale uczucia zapewne są podobne.