Dlatego wlasnie śmieszy zwalanie wszystkiego na złe baby, co im się w głowach poprzewracało.
Jak ktoś nie ma parcia na 180m kwadratowych domu, to niech sobie mieszka w 45m mieszkaniu, z kobietą, której też to odpowiada, a niech nie narzeka, że inne wolą większy metraż. Podobnie z karierą. Ja czulam by się niepewnie gdyby mój mąż mniej zarabiał, bo mało mnie jara, że jak cos mi sie zepsuje, to nagle mam dziurę w budżecie. Nie związalm sie też z kimś, kto chciał mieć dzieci, bo sama ich nigdy nie chciałam.
Także niech każdy idzie wlasna drogą.
I tu jest jeden z głównych problemów. Piszesz "nie sobie mieszka w 45m mieszkaniu, z kobietą, której też to pasuje" tylko powiedz mi tak szczerze czy myślisz, że takie kobiety faktycznie istnieją? Ja nigdy nawet o takiej nie słyszałem, zawsze było tylko "chcę więcej i więcej". Dla mnie na przykład te 45m by w zupełności wystarczyło bo podobnie jak ty nie mam i nie zamierzam mieć dzieci ale jednak wolałbym nie mieszkać w tym mieszkaniu sam. Kobieta, która też nie chce mieć dzieci od razu miałaby u mnie dużego plusa ale jako, że nie mam wyżej wspomnianego mieszkania to taka potencjalna kobieta nigdy nawet nie będzie miała okazji się przekonać, że ma tego plusa bo nawet nie spojrzy na takiego jak ja. Będzie szukać tego co ma te 180m nawet jeśli miałoby jej to zająć całe życie mimo iż nawet tego nie potrzebuje. Argumenty Ross są logiczne i byłyby w porządku gdyby nie jeden problem, który wyjaśnił już Airuf. To oczywiste, że wszystko kosztuje, a wychowywanie dzieci jest szczególnie kosztowne, wiem bo moja siostra zaraz będzie mieć 3 dziecko, szwagier już pracuje po 16h dziennie, a i tak ledwo starcza na wszystko. Airuf bardzo trafnie to określił "pokonywali trudności razem" i to "razem" to jest słowo klucz. Kiedyś ludzie budowali majątki razem, przez dziesiątki lat ciężkiej pracy we dwójkę. Znam małżeństwa gdzie oboje zaczynali z niczym, oboje nie mieli złamanego grosza, a po 20-30 latach wspólnej pracy stali się milionerami. Współczesnym problemem jest to, że mnóstwo kobiet już na starcie wymaga tych milionów, bez żadnego wkładu własnego, za samo bycie kobietą. Już od pierwszego spotkania są pytania typu "Gdzie pracujesz?", "Ile zarabiasz?", "Jakim samochodem jeździsz?" itp. Ludzie jeszcze się kompletnie nie znają, a już są wymagania jakby byli 20 lat po ślubie. Faceci skarżą się na to, że nie mają nawet możliwości by dać się poznać bo już od samego początku są oceniani i skreślani za brak czegoś na co się pracuje często przez dziesiątki lat. I stąd powstają wątki takie jak ten. Znam też współczesne pary, które właśnie tak żyją i pracują na wszystko wspólnie ale można by je policzyć na palcach jednej ręki, zdecydowania częściej są właśnie te kłótnie, zdrady, rozwody.
I jeszcze jedno kto na początku znajomości już myli o dzieciach i czy uda się je utrzymać itd? Wyjaśnijcie mi to dlaczego kobieta, która ledwo zna faceta już od początku znajomości się zastanawia czy on zarabia wystarczająco dużo by utrzymać dziecko nie wiedząc nawet czy nie jest na przykład taki jak ja i wcale nie chce mieć dzieci?