Co to znaczy żyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 326 do 390 z 1,617 ]

326

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini

Chodziło mi o takie teksty, które Ci się przypomną tak "z marszu", bo te masz najbardziej utrwalone i one w jakiś sposób ukształtowały Twoje podejście i do świata, i do relacji i do samego siebie. W czasie, kiedy jeszcze dzieckiem będąc chłonąłeś je niczym gąbka. Bezkrytycznie, jak to dziecko małe.

To "nie słuchaj ojca" i nie słuchaj matki" to czego dotyczyło? W jakich sprawach mieli taką różnicę zdań?

A dlaczego w sferze finansowej nie czujesz się osobą, którą można traktować poważnie ?

Zobacz podobne tematy :

327

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Mnie nigdy nikt nie odrzucił ani nawet nie nazwał nieatrakcyjnym czy coś w tym stylu.

Tak napisałeś w wątku o pornografii.
Możliwe, ze w sprawach damsko-męskich tak było. Ale czy aby na pewno w życiu nigdy nikt Cię nie odrzucił? Nie czułeś się odepchnięty, niechciany, "nie taki jak być powinieneś" , gorszy od innych dzieci, kolegów- w domu, szkole?
Relacje damsko męskie to tylko jedna z odmian relacji.

328 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-07-09 22:59:12)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Shini

Chodziło mi o takie teksty, które Ci się przypomną tak "z marszu", bo te masz najbardziej utrwalone i one w jakiś sposób ukształtowały Twoje podejście i do świata, i do relacji i do samego siebie. W czasie, kiedy jeszcze dzieckiem będąc chłonąłeś je niczym gąbka. Bezkrytycznie, jak to dziecko małe.

To "nie słuchaj ojca" i nie słuchaj matki" to czego dotyczyło? W jakich sprawach mieli taką różnicę zdań?

A dlaczego w sferze finansowej nie czujesz się osobą, którą można traktować poważnie ?

Z takich "z marszu" nie licząc tych pierwszych to "zostaw, nie ruszaj" i "nauka jest najważniejsza", te najczęściej się powtarzały, a i oczywiście moja klątwa czyli "dziewczyna sama się znajdzie".

W wielu sprawach ale szczególnie w kwestiach relacji damsko-męskich i wychodzenia gdzieś, na przykład na jakieś imprezy i angażowania się w coś. Matka zawsze powtarzała, że "dziewczyna sama się znajdzie", a ojciec mówił by szukać. Matka zawsze była całkowicie przeciwna jakiemukolwiek wychodzeniu gdzieś, a o imprezach nie chciała nawet słyszeć, z kolei ojciec zachęcał do wychodzenia ale nie miał zbyt wiele do gadania w tej kwestii. Tak samo z angażowaniem się w cokolwiek, jakieś akcje typu piknik szkolny czy nawet wolontariat. Musiałem się namęczyć by przekonać matkę do uczestnictwa w czymś takim. O jakichś wydarzeniach typu konwenty też nie było mowy. Jak kiedyś poszedłem na osiemnastkę koleżanki to chyba ze 40min musiałem przekonywać matkę do zostania na noc i powrotu rano, ojciec i siostra mi w tym pomagali, a sam miałem już wtedy 18 lat. Ojciec zwykle był po mojej stronie, nawet na studia jakoś bardzo nie naciskał ale zwykle wolał odpuścić niż kłócić się z matką szczególnie, że sam miewał nieciekawe momenty z powodu problemu alkoholowego co powodowało dość ostre kłótnie.

W sferze finansowej nie czuję osobą, którą można traktować poważnie bo na niewiele rzeczy mnie stać, a zwłaszcza na usamodzielnienie się. Zarabiając minimalną nie ma szans na kupno mieszkania, budowę domu, kredyt czy nawet wynajęcie małej kawalerki. Z takiej wypłaty nie da się nawet odłożyć na wkład własny i to mimo mieszkania z rodzicami i braku dużych comiesięcznych wydatków. Samochód zaczyna mi się sypać, a na nowszy musiałbym wydał prawie wszystkie oszczędności. A najgorsze jest to, że nie ma za bardzo perspektyw na przyszłość w postaci jakiegoś spadku czy czegoś takiego. Kiedyś dostanę dom i drugą działkę ale co mi po tym jak będę miał 50 lat lub więcej i będę sam, zresztą kto wie czy za te 20 lat to jeszcze będzie coś warte. Czy kogoś takiego można traktować poważnie?

Muqin napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Mnie nigdy nikt nie odrzucił ani nawet nie nazwał nieatrakcyjnym czy coś w tym stylu.

Tak napisałeś w wątku o pornografii.
Możliwe, ze w sprawach damsko-męskich tak było. Ale czy aby na pewno w życiu nigdy nikt Cię nie odrzucił? Nie czułeś się odepchnięty, niechciany, "nie taki jak być powinieneś" , gorszy od innych dzieci, kolegów- w domu, szkole?
Relacje damsko męskie to tylko jedna z odmian relacji.

Nawet o tym nie myślałem ale jak teraz o tym wspominasz to faktycznie zdarzały się takie sytuacje. Ogólnie przez całą grupę typu klasa nie byłem dorzucany ale przez mniejsze grupki już się zdarzało choć częściej to miało charakter tymczasowy z powodu jakiegoś konkretnego wydarzenia. Gorszy czułem się w porównaniu do najlepszych, najbardziej utalentowanych uczniów z powodu słabych ocen mimo czasu i pieniędzy wkładanych w naukę. Podobnie było w przypadku sportów, zawsz byłem dobry we wszelkich sportach indywidualnych ale już w drużynowych byłem jednym z najsłabszych i to czasami powodowało różne spięcia. Z pewnością jakiś wpływ miało tu anime bo w gimnazjum było to postrzegane niezbyt przychylnie ale to było gimnazjum, o którym już nie raz tu pisałem. Było tam wielu osobników nie zasługujących na miano istoty ludzkiej, a może wręcz przeciwnie, w końcu tylko ludzie są zdolni do uprzedzeń, znęcania się i przemocy tylko dla zabawy. Później w liceum chyba w ogóle nie czułem się odrzucony czy niechciany. W czasach liceum należałem do organizacji pozarządowej działającej stricte na wzór wojska i tam na początku też dochodziło do spięć bo większość osób to były pseudo samce alfa ale z czasem się poznaliśmy i przyzwyczailiśmy do siebie. Na studiach ciężko mówić o byciu odrzuconym bo tam tak na prawdę nie było jakichś konkretnych grup. Były małe grupki trzymające się razem, ja też taką miałem i co ciekawe składającą się prawie z samych dziewczyn ale wszystkie były zajęte. Jednak to działało raczej tylko w obrębie uczelni, każdy miał swoje życie i po zajęciach ruszał w swoją stronę. Wiem, że miałem tam opinię samotnika będącego na uboczu, takiego typowego introwertyka ale po pierwsze raczej nikt się czymś takim nie przejmował, po drugie miałem całkiem dobre oceny więc nie spotykałem się z jakimś brakiem szacunku. W pracy to raczej nie ma o czym mówić bo styczność mam jedynie z klientami albo współpracującymi firmami, a tu wszystko zależy od tego czy "hajs się zgadza". Podsumowując ogólnie te najwcześniejsze lata czyli podstawówka i gimnazjum były chyba najgorszym okresem mojego życia. Tak naprawdę dopiero po skończeniu 18 lat zaczęło się cokolwiek poprawiać.

329

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Kiedyś dostanę dom i drugą działkę ale co mi po tym jak będę miał 50 lat lub więcej i będę sam, zresztą kto wie czy za te 20 lat to jeszcze będzie coś warte.

Czy twoja siostra nie będzie dziedziczyć?

330

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

W sferze finansowej nie czuję osobą, którą można traktować poważnie bo na niewiele rzeczy mnie stać, a zwłaszcza na usamodzielnienie się. (...)  Czy kogoś takiego można traktować poważnie?

To chyba trochę zależy, jak zdefiniować "traktować poważnie". No i kto by miał być tym traktującym.
Sądzisz, że poważne traktowanie w sferze finansowej jest tożsame ze stanem posiadania?
Że to działa jak automat?
No oczywiście dla sprzedającego mieszkanie tak na dziś nie byłbyś "poważnym klientem", bo nie masz za co kupić tak z marszu. Ale w szerszym kontekście ja tam mam nieco wątpliwości czy nie można Cię poważnie traktować w sferze finansowej, tyle że pojmowanej nieco inaczej niż stan konta.
Usamodzielnienie się to coś więcej niż kupienie mieszkania. Usamodzielnia to się człowiek przede wszystkim we własnej głowie, jak sam o sobie decyduje i o ważnych sprawach swojego życia w takim zakresie, jaki jest dostępny. Takie "w sprawie mojego życia ja wiem lepiej, nie chodzę na czyjejś smyczy".
Owszem, nie należy traktować poważnie w sprawach finansowych kogoś, kto się kretyńsko zadłuża bez umiaru i rozsądku, kto pożycza i nie oddaje, kto hazard z upodobaniem uprawia, kto żyje zauważalnie ponad swoje możliwości zarobkowe z beztroską dziecka, że "jakoś to będzie". Ale to akurat Ciebie nie dotyczy.

331

Odp: Co to znaczy żyć?
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Czy twoja siostra nie będzie dziedziczyć?

Ona już ma swoją część i wszystko ma ogarnięte, a z domem rodziców jeszcze nic pewnego w 100%.

332

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

W sferze finansowej nie czuję osobą, którą można traktować poważnie bo na niewiele rzeczy mnie stać, a zwłaszcza na usamodzielnienie się. Zarabiając minimalną nie ma szans na kupno mieszkania, budowę domu, kredyt czy nawet wynajęcie małej kawalerki. Z takiej wypłaty nie da się nawet odłożyć na wkład własny i to mimo mieszkania z rodzicami i braku dużych comiesięcznych wydatków. Samochód zaczyna mi się sypać, a na nowszy musiałbym wydał prawie wszystkie oszczędności. A najgorsze jest to, że nie ma za bardzo perspektyw na przyszłość w postaci jakiegoś spadku czy czegoś takiego. Kiedyś dostanę dom i drugą działkę ale co mi po tym jak będę miał 50 lat lub więcej i będę sam, zresztą kto wie czy za te 20 lat to jeszcze będzie coś warte. Czy kogoś takiego można traktować poważnie?

Przesadzasz i to srogo, rodzina zapewniła ci zajebisty start finansowy.
Macie dom 30 km od centrum Warszawy, czyli realnie 20 km od Warszawy, dodatkowo działkę, zakładam, że rolno-budowlaną/budowlaną i w tej samej wsi. Jeśli ta działka leży sobie odłogiem, ma wszystkie przyłącza i tak chociaż z 600 m2 to pewnie już teraz można by ją sprzedać za 300 tysięcy, a jeśli jest większa to nawet i za pół miliona. Więc jeśli ta działka ma być tylko twoja to w tym momencie masz kasę na połowę fajnego mieszkania w Warszawie. No chyba że rodzice nie pozwolą ci sprzedawać 'ojcowizny' i chcą żebyś się tam budował, to zmienia postać rzeczy. Dodatkowo pisałeś, że dziadek ma mieszkanie w Warszawie..., if you know what I mean. Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jaki majątek ma twoja rodzina i jak zajebiście jesteś ustawiony. Twoim prawdziwym problemem nie jest brak kasy tylko brak sensownego planu kariery zawodowej, czyli regularnych wpływów pieniężnych w sensownej wysokości.

333

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Czy twoja siostra nie będzie dziedziczyć?

Ona już ma swoją część i wszystko ma ogarnięte, a z domem rodziców jeszcze nic pewnego w 100%.

Czy rodzice postawili jakieś warunki, że siostra coś dostała (już teraz), że ty coś dostaniesz (kiedyś tam)?

334

Odp: Co to znaczy żyć?

Anewe, wszystko pięknie, ale na teraz to trochę dzielisz skórę na żywym niedźwiedziu.
Można dysponować majątkiem, który się posiada, obietnice to obietnice. To, że w rodzinie Shini jest tusza do podziału to jedno - faktycznie jest zapewne jakaś. Ale Shini sobie tą tuszę może co najwyżej pooglądać i budować zamki na lodzie. On od strony finansowej być może za jakiś czas będzie powiedzmy ustawiony. Bez gwarancji, bo gwarantowane jest to,  co jest na jego nazwisko i bez obciążeń. Coś, czym może dysponować. Teraz ma dach nad głową i pensję. Możliwe, że skoro siostra swoje dostała to Shini mógłby nacisnąć na rodziców w sprawie drugiej działki, darowizna sporo by zmieniła. Wtedy faktycznie by miał majątek startowy.
Mając nieruchomość już coś się ma. Zauważalnie ma.

Brak sensownego planu kariery zawodowej i owszem, występuje. Ale Shini zdaje się nie za bardzo wiedzieć, co właściwie by chciał w życiu robić. On jako on. Nie pod dyktando czyjekolwiek. Jak człek nie wie, co by chciał robić planu kariery zawodowej sobie nie ułoży.

335 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-07-11 11:16:23)

Odp: Co to znaczy żyć?
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Czy rodzice postawili jakieś warunki, że siostra coś dostała (już teraz), że ty coś dostaniesz (kiedyś tam)?

Siostra dostała po ślubie żeby zbudować dom i ja w takich samych okolicznościach też już bym dostał.

Muqin napisał/a:

To chyba trochę zależy, jak zdefiniować "traktować poważnie". No i kto by miał być tym traktującym.
Sądzisz, że poważne traktowanie w sferze finansowej jest tożsame ze stanem posiadania?
Że to działa jak automat?
No oczywiście dla sprzedającego mieszkanie tak na dziś nie byłbyś "poważnym klientem", bo nie masz za co kupić tak z marszu. Ale w szerszym kontekście ja tam mam nieco wątpliwości czy nie można Cię poważnie traktować w sferze finansowej, tyle że pojmowanej nieco inaczej niż stan konta.
Usamodzielnienie się to coś więcej niż kupienie mieszkania. Usamodzielnia to się człowiek przede wszystkim we własnej głowie, jak sam o sobie decyduje i o ważnych sprawach swojego życia w takim zakresie, jaki jest dostępny. Takie "w sprawie mojego życia ja wiem lepiej, nie chodzę na czyjejś smyczy".
Owszem, nie należy traktować poważnie w sprawach finansowych kogoś, kto się kretyńsko zadłuża bez umiaru i rozsądku, kto pożycza i nie oddaje, kto hazard z upodobaniem uprawia, kto żyje zauważalnie ponad swoje możliwości zarobkowe z beztroską dziecka, że "jakoś to będzie". Ale to akurat Ciebie nie dotyczy.

Dla mnie "poważne traktowanie" w sferze finansowej znaczy coś takiego, że jak mi się samochód rozwali to od razu mogę kupić jakikolwiek kolejny. Jak bym potrzebował na coś kilka tysięcy to też od razu bym je miał. To też byłaby możliwość wyjazdu zagranicznego w chociaż jakimś średnim standardzie. Czy też zrobienie sobie zabiegu taki jak przeszczep włosów.

Nie wyobrażam sobie usamodzielnienia się bez wyprowadzki od rodziców, to się wydaje całkowicie nierealne. Ja na smyczy niby nie chodzę ale nie czuję się samodzielny.

Dokładnie tak jak pisze Muqin niby są te możliwości ale teraz mogę na nie co najwyżej popatrzeć. Rodzice nie pozwolą sprzedać dopóki żyją. Gdybym ja też miał perspektywy do stworzenia swojej rodziny to sytuacja by się zmieniła ale jak dobrze wiecie na chwilę obecną ich nie mam. Brak sensownego planu kariery zawodowej żeby miesięcznie dużo lepiej zarabiać to bez wątpienia największy problem.

A co do mieszkania po babci to raczej nie sądzę bym zobaczył za nie choć grosz. Po pierwsze babcia jeszcze nigdzie się nie wybiera, po drugie połowę mieszkania dostanie mój ojciec i połowę ciotka, która od razu chce je sprzedawać co jest najgłupszym z możliwych rozwiązań ale żadne inne do niej nie docierają. Sama lokalizacja tego mieszkania sprawia, że możnaby było ładnie zarobić na wynajmie ale ja tu nie mam nic do gadania.

336

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Czy rodzice postawili jakieś warunki, że siostra coś dostała (już teraz), że ty coś dostaniesz (kiedyś tam)?

Siostra dostała po ślubie żeby zbudować dom i ja w takich samych okolicznościach też już bym dostał.
(...)
Dokładnie tak jak pisze Muqin niby są te możliwości ale teraz mogę na nie co najwyżej popatrzeć. Rodzice nie pozwolą sprzedać dopóki żyją. Gdybym ja też miał perspektywy do stworzenia swojej rodziny to sytuacja by się zmieniła ale jak dobrze wiecie na chwilę obecną ich nie mam. Brak sensownego planu kariery zawodowej żeby miesięcznie dużo lepiej zarabiać to bez wątpienia największy problem.

Czyli "tusza" (używając określenia Muqin) jest dostępna warunkowo, w zamian za spełnienie oczekiwań rodziców odnośnie założenia rodziny.

A jak kształtuje się teraz sytuacja siostry, czy ona może aktualnie swobodnie (czyli bez zgody rodziców) dysponować swoją darowizną, np. sprzedać działkę, którą dostała, i dom? Jak w tym wszystkim odnajduje się szwagier, w sensie czy jest współwłaścicielem działki i domu, czy wszystko jest na siostrę, kto wyłożył środki na budowę domu?

337 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-07-11 21:02:02)

Odp: Co to znaczy żyć?
Anewe napisał/a:

Przesadzasz i to srogo, rodzina zapewniła ci zajebisty start finansowy.

Nie no bez przesady. Myślisz że jego rodzice wyprzedadzą wszystko co mają żeby Shini miał gdzie oglądać anime, a potem będą się utrzymywać z emerytury 1.5k.
IMO to że nie ma żadnych nieruchomości ani wielkich zobowiązań wobec rodziców to nawet plus. Bo sprzedaż majątku żeby shiniemu było lepiej to zaciąganai długu wdzięcznosci u rodziców.
Gość ma jedna wielką zalete: jest w stanie ciężko pracować fizycznie, zdrowie dopisuje i jest przyzwyczajony do skromnego życia. Tynkarze, murarze, stolarze są potrzebni na całym świecie i to towar deficytowy. Wystarczy poszukać, są oferty dla ludzi z doświadczeniem, nawet bez jezyka, albo angielskim basicowym. Może sobie wybrać dowolny kraj na swiecie i się tam przeprowadzić z gwarancją pracy i zatrudnieniem organizowanym przez pracodawce na początek. 

19k + mieszkanie służbowe(pewnie klita, ale po czasie można sobie ogarnąć)
https://pl.jooble.org/desc/-25025933631 … 3218851853

Gość ma fach w ręku i jest młody więc może pod pretekstem pracy zwiedzić całą europe, po kilka miesięcy/lat w jednym miejscu. Jak mu się znudzi może wrócić do punktu wyjścia: zbudować sobei dom na tyłach u rodziców, albo poszukać czegoś na stałe w Polsce. Gdyby zainteresował się tym co już ma a nie szukał gruszek na wierzbie może by za jakis czas nawet jako zwykły stolarz, tylko że w innej szerokości geograficznej sobie fajnie i wygonie żyl. Przecież teraz gdyby dostał wszystko na tacy od rodziców to 1. do końca życia by się im nie odwdzięczył 2. do końca życia nie miał żadnej pewności siebie i poczucia sprawczości. Utknąłby w mieście gdzie nie potrafi znaleźć sobie pracy i do końca życia nie spłacił kredytu za reszte nieruchomości.

A jak kształtuje się teraz sytuacja siostry, czy ona może aktualnie swobodnie (czyli bez zgody rodziców) dysponować swoją darowizną, np. sprzedać działkę, którą dostała, i dom? Jak w tym wszystkim odnajduje się szwagier, w sensie czy jest współwłaścicielem działki i domu, czy wszystko jest na siostrę, kto wyłożył środki na budowę domu?

A co cię obchodzi jego siostra i szwagier? Przecież to wątek o nim a nie o jego drzewie genealogiznym 5 pokoleń wstecz. Skoro szwagier zdecydował się na ślub i dzieci, siostra się nie rozwodzi i nei uciekła do rodziców to najwidoczniej wszystko u nich okej. Po co męczyc najbardziej zafiksowanego na rodzinnych historiach użytkownika forum kolejnym wątkiem o kolejnej części jego rodziny? Zaraz się okaże że szwagier to tyran i trzeba bedzie czytać kolejną książke o relacjach ze złym szwagrem i PTSD po tym jak siostra nabijała się z anime.
Relacje ze szwagrem nie są tak formatywne jak złe relacje z rodzicami. Można mieć spierdolonego szwagra i super obraz siebie wyniesiony z dziecinstwa i szwagra anioła ale ojca pijaka i się z tego całe życie nie pozbierać.

338

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:
Lucy-on-the-roof napisał/a:

A jak kształtuje się teraz sytuacja siostry, czy ona może aktualnie swobodnie (czyli bez zgody rodziców) dysponować swoją darowizną, np. sprzedać działkę, którą dostała, i dom? Jak w tym wszystkim odnajduje się szwagier, w sensie czy jest współwłaścicielem działki i domu, czy wszystko jest na siostrę, kto wyłożył środki na budowę domu?

A co cię obchodzi jego siostra i szwagier? Przecież to wątek o nim a nie o jego drzewie genealogiznym 5 pokoleń wstecz. Skoro szwagier zdecydował się na ślub i dzieci, siostra się nie rozwodzi i nei uciekła do rodziców to najwidoczniej wszystko u nich okej. Po co męczyc najbardziej zafiksowanego na rodzinnych historiach użytkownika forum kolejnym wątkiem o kolejnej części jego rodziny? Zaraz się okaże że szwagier to tyran i trzeba bedzie czytać kolejną książke o relacjach ze złym szwagrem i PTSD po tym jak siostra nabijała się z anime.
Relacje ze szwagrem nie są tak formatywne jak złe relacje z rodzicami. Można mieć spierdolonego szwagra i super obraz siebie wyniesiony z dziecinstwa i szwagra anioła ale ojca pijaka i się z tego całe życie nie pozbierać.

Twój komentarz ma się nijak do moich pytań. Nie pytam go przecież o jego relacje z siostrą i szwagrem, tylko o zasady na jakich rodzice w tej rodzinie dają "prezenty".

339 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-07-12 08:00:11)

Odp: Co to znaczy żyć?
Lucy-on-the-roof napisał/a:

Czyli "tusza" (używając określenia Muqin) jest dostępna warunkowo, w zamian za spełnienie oczekiwań rodziców odnośnie założenia rodziny.

A jak kształtuje się teraz sytuacja siostry, czy ona może aktualnie swobodnie (czyli bez zgody rodziców) dysponować swoją darowizną, np. sprzedać działkę, którą dostała, i dom? Jak w tym wszystkim odnajduje się szwagier, w sensie czy jest współwłaścicielem działki i domu, czy wszystko jest na siostrę, kto wyłożył środki na budowę domu?

Prawdę mówiąc nie jestem pewny na jakich warunkach to było przepisywane więc nie mam też pewności co do dysponowania tym wszystkim. Nie wiem jak z samą działką ale dom jest ich wspólny, a środki na niego pochodziły z kredytu. 

Smutna to aż zadziwiające jak jedziesz po Jacku jednocześnie pisząc tak jak w ostatnim poście. To zabrzmiało niemal jakbyś była jego trzecim kontem. Ja nie jestem w stanie pojechać na tygodniowe wakacje ani zmienić pracy w okolicy. Nie wspominając już o tym, że nigdy nie mieszkałem sam i nigdy nie musiałem sam ogarnąć dosłownie wszystkiego by przeżyć, a ty proponujesz samotne jeżdżenie po różnych krajach, pracowanie tam po trochu i mieszkanie w jakichś mieszkaniach pracowniczych zapewne razem z innymi całkowicie obcymi osobami. A i jeszcze lakiernik i stolarz-montażysta to blisko współpracujące zawody ale jednak różne. My sami nie lakierujemy tylko wozimy towar do lakiernika, który zajmuje się tylko tym. Ogólnie w produkcji i montażu nawet prostej szafy z płyty laminowanej i elementów lakierowanych uczestniczą zwykle jakieś 3 różne firmy.

Jeszcze jedna rzecz warta wspomnienia. Wczoraj byłem u dentysty i wychodząc razem ze mną wychodziła dziewczyna. Jako, że deszcz padał to chwilę powstaliśmy pod dachem i pogadaliśmy. Było fajnie, luźno i z uśmiechem po obu stronach. Ta rozmowa trwała może z minutę choć to była bardziej wymiana zdań. Dziewczyna była bardzo ładna, z samego wyglądu mega mi się podobała. Trochę później czułem się źle, jakbym stracił coś cennego lub zmarnował jakaś niepowtarzalną okazję, a chyba nic takiego nie miało miejsca. Jak nazwać to co czułem?

340

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini
Od końca - nikt Ci nie napisze, jak nazwać to, co czułeś, bo nikt nie jest Tobą. O ile w sytuacjach bardzo prostych jeszcze jakoś można podpowiedzieć, o tyle w tej opisanej, w której doznałeś uczuć złożonych to nie za bardzo. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś przypomnę, że jest coś takiego jak koło emocji, dostępne darmo w necie, możesz sobie wydrukować i spróbować samodzielnie określić, jakie uczucia Ci się pojawiły. Z tego co piszesz mnie pasuje jakaś wersja smutku, żalu - ale być może z elementami rozczarowania czy złości - skierowanej na siebie albo i gdzie indziej. To Twoje uczucia i Twoje emocje - w z zewnątrz patrząc identycznej sytuacji różni ludzie mogą poczuć różne emocje. I niespecjalnie jest tak, że są jakieś emocje "prawidłowe" czy "nieprawidłowe", "dobre" czy "złe".

Zasady, na jakich w tej rodzinie "dają prezenty" w sumie można chyba odpuścić, bo wyjdzie z tego "co Shini powinien zrobić, żeby dostać prezent". Bez gwarancji, że jak zrobi to dostanie -  na przykład "córka to co innego niż syn" i cale kombinowanie psu na budę. Reguły takiego dawania dzieciom często nie są identyczne choćby i z powodu płci dzieci, ale też i wielu innych czynników.


Shinigami napisał/a:

Dla mnie "poważne traktowanie" w sferze finansowej znaczy coś takiego, że jak mi się samochód rozwali to od razu mogę kupić jakikolwiek kolejny. Jak bym potrzebował na coś kilka tysięcy to też od razu bym je miał. To też byłaby możliwość wyjazdu zagranicznego w chociaż jakimś średnim standardzie. Czy też zrobienie sobie zabiegu taki jak przeszczep włosów.

Nie wyobrażam sobie usamodzielnienia się bez wyprowadzki od rodziców, to się wydaje całkowicie nierealne. Ja na smyczy niby nie chodzę ale nie czuję się samodzielny.

Shini, czy Ty aby trochę nie mylisz poważnego taktowania w sprawach finansowych w świecie dorosłych ludzi z dostępem do pieniędzy takich, żeby móc sobie coś kupić? Może Cię to rozbawi, ale akurat w kwestii pieniędzy tak intuicyjnie to wcale Cię nie zakwalifikowałam do zbioru "osoby, których nie należy traktować poważnie w sprawach finansowych". Czemu - bo nie oceniam tego wedle "ile kto ma na bieżącym koncie, żeby sobie coś kupić". Takie moje prywatne i calkiem nieźle sprawdzone kryterium jest zupełnie inne.

341

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Shini
Od końca - nikt Ci nie napisze, jak nazwać to, co czułeś, bo nikt nie jest Tobą. O ile w sytuacjach bardzo prostych jeszcze jakoś można podpowiedzieć, o tyle w tej opisanej, w której doznałeś uczuć złożonych to nie za bardzo. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś przypomnę, że jest coś takiego jak koło emocji, dostępne darmo w necie, możesz sobie wydrukować i spróbować samodzielnie określić, jakie uczucia Ci się pojawiły. Z tego co piszesz mnie pasuje jakaś wersja smutku, żalu - ale być może z elementami rozczarowania czy złości - skierowanej na siebie albo i gdzie indziej. To Twoje uczucia i Twoje emocje - w z zewnątrz patrząc identycznej sytuacji różni ludzie mogą poczuć różne emocje. I niespecjalnie jest tak, że są jakieś emocje "prawidłowe" czy "nieprawidłowe", "dobre" czy "złe".

Zasady, na jakich w tej rodzinie "dają prezenty" w sumie można chyba odpuścić, bo wyjdzie z tego "co Shini powinien zrobić, żeby dostać prezent". Bez gwarancji, że jak zrobi to dostanie -  na przykład "córka to co innego niż syn" i cale kombinowanie psu na budę. Reguły takiego dawania dzieciom często nie są identyczne choćby i z powodu płci dzieci, ale też i wielu innych czynników.

Shini, czy Ty aby trochę nie mylisz poważnego taktowania w sprawach finansowych w świecie dorosłych ludzi z dostępem do pieniędzy takich, żeby móc sobie coś kupić? Może Cię to rozbawi, ale akurat w kwestii pieniędzy tak intuicyjnie to wcale Cię nie zakwalifikowałam do zbioru "osoby, których nie należy traktować poważnie w sprawach finansowych". Czemu - bo nie oceniam tego wedle "ile kto ma na bieżącym koncie, żeby sobie coś kupić". Takie moje prywatne i calkiem nieźle sprawdzone kryterium jest zupełnie inne.

Chyby dobrze trafiłaś, te emocje brzmią najsensowniej. Chyba najlepiej można byłoby opisać to co wtedy czułem jako żal i poczucie straconej szansy. Miałem myśli typu "Czy nie powinienem trochę dłużej jej przytrzymać tą rozmową, przedstawić się itd." Sytuacja nie była zbyt sprzyjająca więc tego nie zrobiłem i nawet jeśli w pierwszej chwili myślałem, że to była dobra decyzja to i tak miałem poczucie jakbym coś stracił. Ten brak dziewczyny o wiele za mocno mi siedzi w głowie, że czasami aż ciężko mi racjonalnie myśleć.

Możliwe, że mylę te pojęcia i też dlatego tu o tym piszę, by to jak najlepiej zrozumieć. Może spróbuję to ująć trochę inaczej, moje obecne możliwości finansowe są niewielkie przez co nie uważam się za osobę, którą można traktować poważnie w tej kwestii. Mój kolega jak kiedyś rozmawialiśmy o dziewczynach powiedział coś takiego "Po co mi dziewczyna skoro nie stać mnie nawet na to by ją gdzieś zabrać" przy czym nie chodziło o jakieś drogie wakacje tylko zwykłe wyjście do restauracji. Mnie na restaurację spokojnie stać ale już na te drogie wakacje nie bardzo. No i ta wyprowadzka jest poza zasięgiem, a nawet tu wiele kobiet pisało, że to absolutna podstawa by facet w ogóle był brany pod uwagę jako potencjalny partner. Po prostu czuje się bezsilny w kwestii finansowej bo każdy większy wydatek jeśli w ogóle możliwy pochłonąłby wszystkie moje oszczędności. A jakie jest twoje kryterium?

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Smutna to aż zadziwiające jak jedziesz po Jacku jednocześnie pisząc tak jak w ostatnim poście. To zabrzmiało niemal jakbyś była jego trzecim kontem. Ja nie jestem w stanie pojechać na tygodniowe wakacje ani zmienić pracy w okolicy. Nie wspominając już o tym, że nigdy nie mieszkałem sam i nigdy nie musiałem sam ogarnąć dosłownie wszystkiego by przeżyć, a ty proponujesz samotne jeżdżenie po różnych krajach, pracowanie tam po trochu i mieszkanie w jakichś mieszkaniach pracowniczych zapewne razem z innymi całkowicie obcymi osobami. A i jeszcze lakiernik i stolarz-montażysta to blisko współpracujące zawody ale jednak różne. My sami nie lakierujemy tylko wozimy towar do lakiernika, który zajmuje się tylko tym. Ogólnie w produkcji i montażu nawet prostej szafy z płyty laminowanej i elementów lakierowanych uczestniczą zwykle jakieś 3 różne firmy.

Ale ja ci nic nie mówię. Rób sobie co chcesz ze swoim życiem, to nie moja sprawa. Po prostu uważam że wątek debaty co dostała siostra a co szwagier i maglowanie tego jest bez sensu, kiedy wbrew pozorom masz dużo różnych możliwości w życiu. Wydaje ci się że to głupia praca za minimalną i bez żadnych innych kwalifikacji jesteś w dupie(bo taka jest twoja perspektywa osoby z zerową samooceną), a tu masz przykład że nawet jak nie bedzie ci sie chciało szukać nowego zawodu, niczego nowego uczyć to jako stolarz z X lat doświadczenia i tak możesz sie urządzić tylko trzeba troche pokombinować jak. To nie był zaden nakaz co i jak masz robić i gdzie jechac tylko takie pokazanie że wcale nie musisz czekać co twoi starzy ci dadzą a sam masz jak największe szanse realnie się ustawić bez niczyjej pomocy.

Uświadamiam ci: masz fajny fach w ręku. Nawet robiąc to co robisz ale przy minimalnych zmianach możesz żyć na dobrym poziomie.

343

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini

Zdecydowanie robisz postępy w rozeznawaniu swoich emocji. Żal i poczucie straconej szansy. Miłe to  uczucia nie są, ale przynajmniej wiesz, co poczułeś. Czy ten zestaw "żal i poczucie straconej szansy" zdarza Ci się też w innych sytuacjach, czy tylko w odniesieniu do dziewczyn? Tak gdzieś w tle mi się pojawił "lęk przed porażką", to przy okazji.
Czy powinieneś spróbować ją zatrzymać dłużej i się przedstawić? Ja bym powiedziała w kontekście tej szansy, że wybrałeś możliwość A. Możliwość B odrzuciłeś. Pytanie czemu? Pytanie trochę retoryczne, ale z drugiej strony analiza konkretnej sytuacji czasem bywa pomocna w zobaczeniu schematu. Czyli - czemu nie skorzystałeś z możliwości B?


Ten tekst kolegi "po co mi dziewczyna, skoro nie stać mnie nawet na to żeby ją gdzieś zabrać" podsunął mi pytanie proste : czy dziewczyna jest po to, żeby ją gdzieś zabierać? i dalej, konsekwentnie "po co ci dziewczyna?" Tobie, konkretnemu Shinigami.
Tak sobie pomyślałam, że od tej strony też można spojrzeć. Po co mi ta druga osoba?  Dziewczyna nie samochód  i nie super buty przecież, dziewczyna to człowiek.

Moje kryterium jest proste jak konstrukcja cepa - oceniam, czy temu komuś pożyczyłabym pieniądze. Osobie uznanej za poważną stówę pożyczę bez zastanowienia, większą kwotę zaś rozważę czyli jestem otwarta na poważną rozmowę o pożyczce, warunkach spłaty itd. Osobie uznanej za niepoważną zaś nawet 20 zł nie pożyczę. Co najwyżej dam. Jeśli będę miała taki kaprys.

344 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-07-14 22:17:08)

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Ale ja ci nic nie mówię. Rób sobie co chcesz ze swoim życiem, to nie moja sprawa. Po prostu uważam że wątek debaty co dostała siostra a co szwagier i maglowanie tego jest bez sensu, kiedy wbrew pozorom masz dużo różnych możliwości w życiu. Wydaje ci się że to głupia praca za minimalną i bez żadnych innych kwalifikacji jesteś w dupie(bo taka jest twoja perspektywa osoby z zerową samooceną), a tu masz przykład że nawet jak nie bedzie ci sie chciało szukać nowego zawodu, niczego nowego uczyć to jako stolarz z X lat doświadczenia i tak możesz sie urządzić tylko trzeba troche pokombinować jak. To nie był zaden nakaz co i jak masz robić i gdzie jechac tylko takie pokazanie że wcale nie musisz czekać co twoi starzy ci dadzą a sam masz jak największe szanse realnie się ustawić bez niczyjej pomocy.

Uświadamiam ci: masz fajny fach w ręku. Nawet robiąc to co robisz ale przy minimalnych zmianach możesz żyć na dobrym poziomie.

Jeszcze niedawno twierdziłem, że nie mam żadnych możliwości ale to właśnie forum i osoby takie jak ty nauczyły mnie, a raczej uświadomiły, że problemem nie jest brak możliwości tylko ich nie dostrzeganie. Nigdy nie twierdziłem, że ten fach jest zły czy bezużyteczny. To jeden z najstarszych zawodów świata, który zawsze był i prawdopodobnie zawsze będzie potrzebny i osobiście uważam, że powinien być szanowany. Jednak w dzisiejszych czasach większość zawodów fizycznych jest taktowana jakby były gorszej kategorii. To jest po prostu robota, tu nie ma awansów, wysokich stanowisk czy sławy więc nie ma też żadnej chwały, zaszczytów czy uznania. Nie ma też dużych pieniędzy. Szczerze mówiąc ja nie narzekam na samą pracę tylko moim zdaniem na o wiele za niskie zarobki w porównaniu do wysiłku i czasu jakich ona wymaga oraz brak możliwości poznawania kobiet. Wybacz ale właśnie nie widzę możliwości by z tej pracy się ustawić i żyć na dobrym poziomie. W dzisiejszych czasach żeby mieć chociażby swoje mieszkanie trzeba być niemal milionerem i będzie tylko gorzej w tej kwestii.

Muqin napisał/a:

Shini

Zdecydowanie robisz postępy w rozeznawaniu swoich emocji. Żal i poczucie straconej szansy. Miłe to  uczucia nie są, ale przynajmniej wiesz, co poczułeś. Czy ten zestaw "żal i poczucie straconej szansy" zdarza Ci się też w innych sytuacjach, czy tylko w odniesieniu do dziewczyn? Tak gdzieś w tle mi się pojawił "lęk przed porażką", to przy okazji.
Czy powinieneś spróbować ją zatrzymać dłużej i się przedstawić? Ja bym powiedziała w kontekście tej szansy, że wybrałeś możliwość A. Możliwość B odrzuciłeś. Pytanie czemu? Pytanie trochę retoryczne, ale z drugiej strony analiza konkretnej sytuacji czasem bywa pomocna w zobaczeniu schematu. Czyli - czemu nie skorzystałeś z możliwości B?

Ten tekst kolegi "po co mi dziewczyna, skoro nie stać mnie nawet na to żeby ją gdzieś zabrać" podsunął mi pytanie proste : czy dziewczyna jest po to, żeby ją gdzieś zabierać? i dalej, konsekwentnie "po co ci dziewczyna?" Tobie, konkretnemu Shinigami.
Tak sobie pomyślałam, że od tej strony też można spojrzeć. Po co mi ta druga osoba?  Dziewczyna nie samochód  i nie super buty przecież, dziewczyna to człowiek.

Moje kryterium jest proste jak konstrukcja cepa - oceniam, czy temu komuś pożyczyłabym pieniądze. Osobie uznanej za poważną stówę pożyczę bez zastanowienia, większą kwotę zaś rozważę czyli jestem otwarta na poważną rozmowę o pożyczce, warunkach spłaty itd. Osobie uznanej za niepoważną zaś nawet 20 zł nie pożyczę. Co najwyżej dam. Jeśli będę miała taki kaprys.

Zestaw "żal i poczucie straconej szansy" zdarza mi się właśnie tylko w odniesieniu do dziewczyn. Nie przypominam sobie innych szans, które mogłyby w jakikolwiek sposób odmienić moje życie, i które straciłem. Chociaż nie, jest jedna. Kiedy byłem zaraz po maturze i poddałem się rodzicom z pójściem na studia, a powinienem ich nie słychać tylko już wtedy pójść do jakiejś pracy i się wyprowadzić. Wtedy przy ówczesnych cenach jeszcze byłoby to możliwe, a nawet jeśli nie to pewnie wtedy jeszcze jakoś bym się zmusił by zamieszkać nawet z całkowicie obcymi osobami. To jest jedna z dwóch rzeczy, których na prawdę żałuję.

Nie skorzystałem z opcji B bo uznałem, że nie było do tego warunków. Oboje w ogóle się nie znaliśmy, widzieliśmy się pierwszy raz w życiu, oboje wychodziliśmy z zamiarem powrotu do domu, było widać jej pośpiech, padał deszcz co dodatkowo uniemożliwiło powolne pójście i rozmowę po drodze. To nie była żadna romantyczna czy nawet przyjacielska sytuacja tylko najzwyklejsza z rozmową o pogodzie, dosłownie bo padał deszcz. 

Kolega bardziej miał na myśli, że skoro go nie stać by zabrać gdzieś dziewczynę to nie ma szans jej zaimponować czy w ogóle zwrócić jej uwagi. To było kilka laCt temu, a kolega wciąż jest singlem i też nigdy nie był w związku. Jak już przy nim jesteśmy to jest jeszcze jedna ważna rzecz, która co jakiś czas mnie dręczy. Teraz w kwestii związkowej jesteśmy tacy sami ale prędzej czy później kolega raczej znajdzie jakąś dziewczynę, w końcu mieszka i pracuje w mieście. Ja choć wiem, że to okropne to chyba się tego boję, że jedyna osoba do mnie podobna jaką znam nagle zniknie. Co do pytania "Po co mi dziewczyna?" to mnóstwo razy się nad tym zastanawiałem. Chyba najbliższą prawdzie ogólną odpowiedzią będzie ciekawość. Ja nie potrzebuję dziewczyny bo jest mi ona niezbędna do przetrwania tylko jestem ciekaw jak to jest być w związku. Chcę się dowiedzieć czym jest miłość, jak to jest żyć nie tylko dla siebie, jak to jest kiedy ci na kimś zależy i kiedy komuś zależy na tobie, jakie uczucia towarzyszą fizycznej bliskości takiej jak całowanie i seks, jak to jest przeżywać coś z kimś i dzielić się uczuciami. Chce się dowiedzieć czy ktoś taki jak ja powinien żyć jak większość ludzi czy jednak to nie jest moja droga.

Proste i zarazem ciekawe kryterium, jeszcze takiego nie słyszałem. Po raz kolejny jesteśmy bardzo zgodni, ja myślę w bardzo podobny sposób. Pożyczyć komuś 20zł to luz, żadna strata jeśli nie odda ale już 100zł pożyczyłbym tylko komuś komu choć trochę ufam czyli niewielkiej grupie osób. Większą sumę podobnie jak ty pożyczyłbym ale tylko komuś zaufanemu i z omówieniem szczegółów. Osobiście nienawidzę mieć długów i jeśli już jakiś się pojawi co zdarza się bardzo rzadko to oddaje jak najszybciej. Ogólnie w kwestii pieniędzy jestem dość dokładny, zawsze płacę w terminie, dokładnie przeliczam po kilka razy i staram się w miarę możliwości nie marnować pieniędzy na rzeczy dla mnie bezużyteczne.

Przeczytałem 3 rozdział książki.

345

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini

Do grupy ludzi, których autentycznie i szczerze szanuję, zaliczam swój osobisty, po latach męczarni znaleziony komplet rzetelnych rzemieślników. Osób, którym mogę zaufać. Że będą uczciwi, zrobią tak, jak powinno być zrobione, nie zażądają ceny z sufitu i na dodatek lubią, co robią, szanują i mnie jako klientkę i siebie jako fachowców. To tak odnośnie Twojego fachu. Tu akurat zdecydowanie można z fachowego rzemiosła żyć godnie i naprawdę nieźle. Znacznie lepiej niż z pracy stricte najemnej.
Jako osoba kompletnie się nie odnajdująca w strukturach hierarchicznych nie jestem w stanie chyba do końca pojąć, co ludzie widzą w awansach, wysokich stanowiskach czy sławie. Teoretycznie oczywiście można to sobie w google wpisać i jakąś wiedzę uzyskać , ale w praktyce to zawsze jest konkretny ktoś. Czyli, Shini - co Ty widzisz w awansie, sławie, wysokim stanowisku atrakcyjnego?

Odnośnie straconej szansy tej z wyprowadzką to wiesz, mogło być jakoś i nie wiesz, jak by było. Zakładanie, że byłoby lepiej niż teraz to iluzja. Jakoś by było, inaczej niż jest. Ale czy lepiej? Na pewno miałbyś szansę na utknięcie w jakimś wynajmowanym lokum z gwarantowaną podwyżką czynszu.

Do opcji B możesz się ustawić inaczej. Na wstępie zakładając "porażkę". Co najgorszego mogło się stać? No nic. Z punktu widzenia tej dziewczyny, o której przecież nic nie wiesz, równie dobrze mogło być tak "No kurczę, ja to mam pecha. Fajny facet, ale najwyraźniej mu się nie spodobałam, szkoda".

Jeżeli dziewczyna jest ci potrzebna by zaspokoić ciekawość to trochę, wybacz, przedmiotowo brzmi. Dziewczyna to człowiek.
Na pytanie czym jest miłość to chyba ilu ludzi tyle odpowiedzi.
Większość ludzi to nie najlepszy punkt odniesienia chyba. A już "powinienem" w tym kontekście brzmi upiornie. To Ty żyjesz, to jest Twoje życie. Podporządkujesz je jakiemuś "powinienem"? Czy może raczej w kierunku "chcę"?

No i widzisz - krotka rozmowa i z tym "poważnym traktowaniem siebie w sprawach finansowych" możesz spojrzeć na siebie inaczej. Ciebie akurat można traktować poważnie, bo masz nad wyraz rzetelny stosunek do kwestii finansowych. Zauważ, ze osoba w Twojej sytuacji równie dobrze mogla by już mieć kredytów typu chwilówka tyle, że wnuki by się nie wypłaciły. A Ty jesteś odpowiedzialny.

Coś ciekawego w tym 3 rozdziale znalazłeś? Czytając pamiętaj, że wieloletnie nawet stosunkowo niewielkie urazy psychiki się kumulują i dają efekty wielce zbliżone do jednorazowego urazu typu przeżycia wojenne. Wieloletnie niewielkie zranienia mogą znacznie zdeformować funkcjonowanie. Przez to, że są bardzo liczne i długo trwają.

346

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Uświadamiam ci: masz fajny fach w ręku. Nawet robiąc to co robisz ale przy minimalnych zmianach możesz żyć na dobrym poziomie.


Mam déjà vu :>

347

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

To jeden z najstarszych zawodów świata, który zawsze był i prawdopodobnie zawsze będzie potrzebny i osobiście uważam, że powinien być szanowany. Jednak w dzisiejszych czasach większość zawodów fizycznych jest taktowana jakby były gorszej kategorii.


Wiele razy o tym rozmawialiśmy - to jest twoja perspektywa postrzegania siebie i tego co robisz. Nawet ci wrzucałem kanał you tube jakiegoś początkującego stolarza, gdzie widać było, że koleś dopiero stawia pierwsze kroki i część narzędzi jakie miał to lidlowy Parkside, ale ma ogromną pasję do tego co robi. I to się szanuje. Zarówno etycznie, jak i finansowo.

Tak samo z zawodami typu ślusarz/kowal. Jest tego na pęczki i na wielu np moi sąsiedzi wieszają psy. Bo są tani. I niska cena odzwierciedla ich podejście do tego co robią. Ale też nie brakuje jakościowych wytwórców, co robią np noże. I za jeden nóż płacisz w setkach złotych, a ludzie całe zestawy zamawiają.

To trochę jak w programie 'Usterka'. Postrzegasz siebie przez pryzmat tego, jak społeczeństwo postrzega takich usterkowych partaczy. Bo widzisz, że wykonujesz taki sam zawód. Najniższa krajowa, najtańsza płyta itp. Ale jak jesteś fachowcem w swoim zawodzie i to co robisz, to robisz z pasją, to śpiewając sobie nawet 3-4-5razy więcej i tak masz niekończącą się kolejkę klientów.

Dlatego pod kątem zawodowym polecałem ci pracę z profesjonalnym doradcą, żeby pomógł ci określić twoje mocne i słabe strony, żebyś mógł się bardziej ukierunkować w swoich zawodowych działaniach. Są od tego odpowiednie testy (i rozmowa). Te darmowe są dobre na start i jak ktoś umie myśleć samodzielnie i krytycznie (nie krytykancko) to i z darmowych wiele wyniesie. Komuś jak ty potrzebna jest profesjonalna pomoc w tym zakresie.

348

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Do grupy ludzi, których autentycznie i szczerze szanuję, zaliczam swój osobisty, po latach męczarni znaleziony komplet rzetelnych rzemieślników. Osób, którym mogę zaufać. Że będą uczciwi, zrobią tak, jak powinno być zrobione, nie zażądają ceny z sufitu i na dodatek lubią, co robią, szanują i mnie jako klientkę i siebie jako fachowców. To tak odnośnie Twojego fachu.


Amen. To jest uniwersalne i prawdziwe (nawet międzynarodowo). W niektórych miejscach gdzie mieszkalem to zwyczajnie nie było nikogo takiego, co doprowadziło do tego, że musiałem nauczyć się naprawy podstawowej, domowej hydrauliki czy elektryki lub diagnostyki sprzętu AGD. Bo po prostu nikogo rzetelnego nie było w danej okolicy.

349

Odp: Co to znaczy żyć?

Jack, nie rób mi tego big_smile to "amen" mnie rozsypało i zaczęłam się rozglądać za jakąś amboną do wykorzystania smile

Tak bardziej serio to póki Shini nie przejdzie od "chciałbym" (tu wpisz liczne życzenia) do "chcę"(tu wpisz konkret)  będzie jak będzie. Toż on póki co nawet nie stwierdził, że chce być stolarzem. On nim w jakiejś wersji jest, bo tak wyszło. Wersja "wujek ma stolarnię". Jakby wujek prowadził inną działalność, to by w życiu Shini "wyszło" co innego jako zawód wykonywany zapewne.
Z sensem piszesz o byciu stolarzem, ale w tym planowaniu dalszej kariery Shini chyba by warto się dogrzebać jakiegoś jego chcenia. Dokładniej to on by się musiał dogrzebać do swojego "chcę".

350

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Shini

Do grupy ludzi, których autentycznie i szczerze szanuję, zaliczam swój osobisty, po latach męczarni znaleziony komplet rzetelnych rzemieślników. Osób, którym mogę zaufać. Że będą uczciwi, zrobią tak, jak powinno być zrobione, nie zażądają ceny z sufitu i na dodatek lubią, co robią, szanują i mnie jako klientkę i siebie jako fachowców. To tak odnośnie Twojego fachu. Tu akurat zdecydowanie można z fachowego rzemiosła żyć godnie i naprawdę nieźle. Znacznie lepiej niż z pracy stricte najemnej.
Jako osoba kompletnie się nie odnajdująca w strukturach hierarchicznych nie jestem w stanie chyba do końca pojąć, co ludzie widzą w awansach, wysokich stanowiskach czy sławie. Teoretycznie oczywiście można to sobie w google wpisać i jakąś wiedzę uzyskać , ale w praktyce to zawsze jest konkretny ktoś. Czyli, Shini - co Ty widzisz w awansie, sławie, wysokim stanowisku atrakcyjnego?

Odnośnie straconej szansy tej z wyprowadzką to wiesz, mogło być jakoś i nie wiesz, jak by było. Zakładanie, że byłoby lepiej niż teraz to iluzja. Jakoś by było, inaczej niż jest. Ale czy lepiej? Na pewno miałbyś szansę na utknięcie w jakimś wynajmowanym lokum z gwarantowaną podwyżką czynszu.

Do opcji B możesz się ustawić inaczej. Na wstępie zakładając "porażkę". Co najgorszego mogło się stać? No nic. Z punktu widzenia tej dziewczyny, o której przecież nic nie wiesz, równie dobrze mogło być tak "No kurczę, ja to mam pecha. Fajny facet, ale najwyraźniej mu się nie spodobałam, szkoda".

Jeżeli dziewczyna jest ci potrzebna by zaspokoić ciekawość to trochę, wybacz, przedmiotowo brzmi. Dziewczyna to człowiek.
Na pytanie czym jest miłość to chyba ilu ludzi tyle odpowiedzi.
Większość ludzi to nie najlepszy punkt odniesienia chyba. A już "powinienem" w tym kontekście brzmi upiornie. To Ty żyjesz, to jest Twoje życie. Podporządkujesz je jakiemuś "powinienem"? Czy może raczej w kierunku "chcę"?

No i widzisz - krotka rozmowa i z tym "poważnym traktowaniem siebie w sprawach finansowych" możesz spojrzeć na siebie inaczej. Ciebie akurat można traktować poważnie, bo masz nad wyraz rzetelny stosunek do kwestii finansowych. Zauważ, ze osoba w Twojej sytuacji równie dobrze mogla by już mieć kredytów typu chwilówka tyle, że wnuki by się nie wypłaciły. A Ty jesteś odpowiedzialny.

Coś ciekawego w tym 3 rozdziale znalazłeś? Czytając pamiętaj, że wieloletnie nawet stosunkowo niewielkie urazy psychiki się kumulują i dają efekty wielce zbliżone do jednorazowego urazu typu przeżycia wojenne. Wieloletnie niewielkie zranienia mogą znacznie zdeformować funkcjonowanie. Przez to, że są bardzo liczne i długo trwają.

Ja widzę w awansie, sławie czy wysokim stanowisku uznanie i szacunek ludzi wokół, poważne traktowanie. Będąc sławnym czy zajmując wysokie stanowisko jest większa szansa, że zostanę zapamiętany, zostać zapomnianym to ostateczna śmierć. Już od dawna mam takie myśli, że skoro nie mogę mieć rodziny, która przekażę dalej pamięć o mnie to muszę dokonać czegoś co sprawi, że ludzie spoza rodziny mnie zapamiętają. No i będąc sławnym lub mając wysokie stanowisko jest większa szansa na znalezienie dziewczyny.

Bardzo możliwe, że z tą wyprowadzką mogło być tak jak piszesz ale jednak miałbym szanse się usamodzielnić i pewnie też miałbym już dziewczynę albo chociaż doświadczenie w zakresie związkowo-seksualnym. Znam kilka osób, które po podwyżkach czynszu musiały wracać do rodziców poza miasto. Niektórzy z nich wciąż siedzą u tych rodziców.

No dobra ale skoro dziewczyna tak pomyślała to czemu ona nie spróbowała czegoś więcej powiedzieć? Przecież nie musiała od razu gdzieś zapraszać tylko po prostu cokolwiek powiedzieć by ja nie myślał, że ona się śpieszy, a właśnie tak pomyślałem. Jeszcze szliśmy, a raczej biegliśmy w przeciwnych kierunkach, przez chwilę nawet pomyślałem, że mogła uznać mnie za jakiegoś creepa i uciekła bo tak bez wahania wyskoczyła na deszcz choć nie uważam bym dał jej do tego powód. Na prawdę nawet nie pomyślałem, że ona mogła pomyśleć tak jak napisałaś, to się wydaje zbyt nieprawdopodobne.

Wiem, że dziewczyna to człowiek ale po prostu nie potrafię tego inaczej opisać. Nigdy nie doświadczyłem miłości ani bliskości więc nie wiem czego powinienem oczekiwać od dziewczyny i ogólnie związku. Nigdy nie miałem z nikim tak bliskiej relacji jak związek z ukochaną osobą więc nawet nie wiem czego "chcieć". Najpierw muszę się dowiedzieć czym to wszystko w ogóle jest, jakie to są uczucia, jak nazywają się emocje temu towarzyszące.

Wiem ile i jak ciężkiej roboty wymaga zarobienie tych pieniędzy więc pochodzę do tego rzetelnie. Wręcz nie rozumiem jak ludzie mogą wywalać całą kasę na jakieś niepotrzebne im głupoty, a potem narzekać, że nie mają kasy. Znam też paru takich, którzy nabrali chwilówek i znaleźli się w sytuacji, że jeden kredyt spłacali drugim. Jeden znajomy nawet się zadłużył u jakichś nieciekawych typów i dosłownie uciekł z miasta. A mój jeden kolega to już jest niezły hit, wziął kredyt by spłacić dług swojej dziewczyny, z którą był ledwo kilka miesięcy. Niby nie była to duża kwota ale odwagi nie można mu odmówić, ja w życiu bym się nie zgodził na coś takiego. Na szczęście dla niego wciąż są razem, dziewczyna nie zniknęła zaraz po spłacie kredytu.
 
Z pewnością w moim przypadku te niewielkie urazy się skumulowały w kwestii tego zniechęcania do wszystkiego przez co teraz tak ciężko mi podjąć działanie czy też szybko rezygnuję z niektórych rzeczy, czasami jeszcze zanim na dobre zacznę. I to ciągłe wymaganie by było idealnie albo wcale przez co jeśli nie mogę sobie wyobrazić sukcesu to nawet nie próbuję. Jutro postaram się przeanalizować ponownie rozdział 3 i zobaczymy co jeszcze znajdę.

Muqin napisał/a:

Tak bardziej serio to póki Shini nie przejdzie od "chciałbym" (tu wpisz liczne życzenia) do "chcę"(tu wpisz konkret)  będzie jak będzie. Toż on póki co nawet nie stwierdził, że chce być stolarzem. On nim w jakiejś wersji jest, bo tak wyszło. Wersja "wujek ma stolarnię". Jakby wujek prowadził inną działalność, to by w życiu Shini "wyszło" co innego jako zawód wykonywany zapewne.
Z sensem piszesz o byciu stolarzem, ale w tym planowaniu dalszej kariery Shini chyba by warto się dogrzebać jakiegoś jego chcenia. Dokładniej to on by się musiał dogrzebać do swojego "chcę".

Dokładnie tak to, że teraz zajmuje się akurat stolarką wynika wyłącznie z tego, że akurat tym zajmuje się szwagier. Gdyby robił hydraulikę, elektrykę czy cokolwiek innego, ja też był to robił. A gdyby nie on to pewnie bym wylądował w tej samej firmie co mój ojciec. Na początku chodziło tylko o załatwienie jakiejś roboty, bez wysyłania CV, bez rozmów kwalifikacyjnych, bez konkurencji. Obecna robota nie daje mi jakiejś super satysfakcji czy spełnienia, oczywiście widok zadowolonego klienta zawsze jest bardzo miły ale nie czuję by to było moje przeznaczenie. To po prostu praca, bez żadnych wyższych uczuć z tym związanych, trzeba wykonać robotę by dostać pieniądze, trzeba dbać o wizerunek firmy bo to rodzina i tyle. Właśnie w tym leży cały problem, że nie mam tego "chcę". Nie mogę sobie wyobrazić pracy, o której bym myślał "to jest to, właśnie to chcę robić, tym jestem, to moje przeznaczenie".

Co do doradcy zawodowego żebyście wiedzieli ile razy już przymierzałem się by zadzwonić, napisać, sprawdzić jakąś opcję znalezioną przez internet.

351 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2024-07-18 11:22:42)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Nie mogę sobie wyobrazić pracy, o której bym myślał "to jest to, właśnie to chcę robić, tym jestem, to moje przeznaczenie".

Ile procent osób może powiedzieć, że ich praca jest przeznaczeniem? Masz jakieś idealistyczne podejście. Musi być idealnie, albo wcale. Nie znalazłeś idealnej pracy, więc zostałeś w gównopracy. Zamiast spróbować choć trochę tą sytuacje poprawić i na początek znaleźć po prostu lepszą pracę od obecnej.

Jeśli do tej pory nie przyszło do Ciebie magiczne oświecenie i odpowiedz na pytanie co chcesz w życiu robić - to najprawdopodobniej odpowiedzi już nie dostaniesz. Większość ludzi na świecie ma po prostu pracę. Mało kto może powiedzieć, że ich praca jest ich przeznaczeniem i robią to z wielką pasją. Zwykle to są ludzie, którzy pasjonowali się czymś już od dziecka i poświęcali każdą wolną chwilę na pogłębianie tematu - jacyś naukowcy, badacze itd. I to było logiczne, że będą chcieli zajmować się tym tematem również zawodowo. Najwidoczniej nie jesteś w tej grupie ludzi i będziesz miał po prostu pracę - jak większość ludzi na tym świecie.

Taka praca też może być satysfakcjonująca i przynosić pieniądze. Tylko, żeby zająć dobre stanowisko trzeba się napracować. Zwykle zaczyna się od najniższego stanowiska za niska płacę. Z czasem człowiek nabiera doświadczenia, więc ma możliwość awansu na wyższe, lepsze stanowisko.

A z tego co Ty tu piszesz wynika, że chciałbyś od razu mieć na wejście super pracę. No sorry, ale nie będzie tak. Wejdź sobie na takiego linkedina i zobacz co ludzie tam mają napisane w swoich profilach. Co do zasady jak znajdziesz jakąś osobę, z dobrym stanowiskiem to w jej historii zatrudnienia zobaczysz, że na początku miała najniższe stanowisko pewnie za grosze - była po prostu zwyczajnym szaraczkiem.
A Ty sobie założyłeś, że nie chcesz zwykłej szaraczkowej pracy - zmieniłbyś ją tylko na taką, która jest Twoim przeznaczeniem i zapewne tylko i wyłącznie za dobre pieniądze. Sam zamykasz się w błędnym kole.

Nawet jakby Cię oświeciło i znajdziesz ten wymarzony przeznaczony zawód. To nie będziesz miał doświadczenia w tym zawodzie więc, najprawdopodobniej na start dużo nie zarobisz. Będziesz musiał przejść tą samą drogę co każdy kto szuka pracy. Będziesz musiał konkurować z innymi kandydatami o to stanowisko. Znalezienie swojego zawodowego przeznaczenia nie znaczy, że od razu będzie kolorowo. Aby mieć szanse na znalezienie pracy w tym swoim wymarzonym zawodzie, musisz być w tej działce dobry, by w oczach pracodawcy być lepszy od tych którzy mają w tym zawodzie doświadczenie i wykształcenie kierunkowe. Pracodawca będzie chciał najlepszego pracownika. A jak będzie to stanowisko niewymagające doświadczenia to zatrudni tego, który będzie chciał najniższe wynagrodzenie.

Ps. zajmujesz się stolarką i narzekasz na małe zarobki? A nie pomyślałeś, żeby szukać pracy w tym zawodzie, ale w innej firmie? Albo np. samemu robić meble na zamówienie? To bardzo dobry zawód jak na te czasy.

Jeszcze tylko dodam, że z innych Twoich postów wynika, że jesteś gotów na zmianę pracy/ wyprowadzkę z domu, ale tylko i wyłącznie jesli będziesz miał do tego idealne warunki. Jak ktoś ci tu sugerował wynajem pokoju - nie bo z obcymi ludzmi nie chcesz. Jak ktoś proponował wynajem kawalerki - nie bo to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Jak była mowa o kupnie mieszkania na kredyt to też stwierdziłeś, że to nie opcja dla Ciebie bo inni dziedziczą mieszkania po babci. Także krytykujesz sposób życia większości społeczeństwa bo zwykle ludzie wyprowadzają się z domu na studia do akademika lub mieszkania, gdzie są współlokatorzy. Po studiach nie zarabia się kokosów więc dalej wynajmuje się pokój z obcymi osobami w mieszkaniu. Z czasem jak da się już zarobić więcej to wynajmuje się mieszkanie lub bierze kredyt na mieszkanie. - Tak właśnie żyje większość społeczeństwa. Tak samo z pracą. Większość społeczeństwa nie pracuje w "przeznaczonych" pracach. Zmienia pracę nawet kilkukrotnie w ciągu życia, bo niefajna, bo za mało hajsu itd. Nikt nie czeka aż coś z nieba spadnie. Nikt nie przeżywa, że nie odziedziczył mieszkania po babci. Ludzie biorą życie takim jakie jest. Działają by coś zmienić, by je poprawić. A Ty mam wrażenie czekasz na idealne warunki. Sam musisz sobie te warunki stworzyć, sam musisz sobie wypracować lepsze życie

352

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Ile procent osób może powiedzieć, że ich praca jest przeznaczeniem? Masz jakieś idealistyczne podejście. Musi być idealnie, albo wcale. Nie znalazłeś idealnej pracy, więc zostałeś w gównopracy. Zamiast spróbować choć trochę tą sytuacje poprawić i na początek znaleźć po prostu lepszą pracę od obecnej.

Jeśli do tej pory nie przyszło do Ciebie magiczne oświecenie i odpowiedz na pytanie co chcesz w życiu robić - to najprawdopodobniej odpowiedzi już nie dostaniesz. Większość ludzi na świecie ma po prostu pracę. Mało kto może powiedzieć, że ich praca jest ich przeznaczeniem i robią to z wielką pasją. Zwykle to są ludzie, którzy pasjonowali się czymś już od dziecka i poświęcali każdą wolną chwilę na pogłębianie tematu - jacyś naukowcy, badacze itd. I to było logiczne, że będą chcieli zajmować się tym tematem również zawodowo. Najwidoczniej nie jesteś w tej grupie ludzi i będziesz miał po prostu pracę - jak większość ludzi na tym świecie.

Taka praca też może być satysfakcjonująca i przynosić pieniądze. Tylko, żeby zająć dobre stanowisko trzeba się napracować. Zwykle zaczyna się od najniższego stanowiska za niska płacę. Z czasem człowiek nabiera doświadczenia, więc ma możliwość awansu na wyższe, lepsze stanowisko.

A z tego co Ty tu piszesz wynika, że chciałbyś od razu mieć na wejście super pracę. No sorry, ale nie będzie tak. Wejdź sobie na takiego linkedina i zobacz co ludzie tam mają napisane w swoich profilach. Co do zasady jak znajdziesz jakąś osobę, z dobrym stanowiskiem to w jej historii zatrudnienia zobaczysz, że na początku miała najniższe stanowisko pewnie za grosze - była po prostu zwyczajnym szaraczkiem.
A Ty sobie założyłeś, że nie chcesz zwykłej szaraczkowej pracy - zmieniłbyś ją tylko na taką, która jest Twoim przeznaczeniem i zapewne tylko i wyłącznie za dobre pieniądze. Sam zamykasz się w błędnym kole.

Nawet jakby Cię oświeciło i znajdziesz ten wymarzony przeznaczony zawód. To nie będziesz miał doświadczenia w tym zawodzie więc, najprawdopodobniej na start dużo nie zarobisz. Będziesz musiał przejść tą samą drogę co każdy kto szuka pracy. Będziesz musiał konkurować z innymi kandydatami o to stanowisko. Znalezienie swojego zawodowego przeznaczenia nie znaczy, że od razu będzie kolorowo. Aby mieć szanse na znalezienie pracy w tym swoim wymarzonym zawodzie, musisz być w tej działce dobry, by w oczach pracodawcy być lepszy od tych którzy mają w tym zawodzie doświadczenie i wykształcenie kierunkowe. Pracodawca będzie chciał najlepszego pracownika. A jak będzie to stanowisko niewymagające doświadczenia to zatrudni tego, który będzie chciał najniższe wynagrodzenie.

Ps. zajmujesz się stolarką i narzekasz na małe zarobki? A nie pomyślałeś, żeby szukać pracy w tym zawodzie, ale w innej firmie? Albo np. samemu robić meble na zamówienie? To bardzo dobry zawód jak na te czasy.

Jeszcze tylko dodam, że z innych Twoich postów wynika, że jesteś gotów na zmianę pracy/ wyprowadzkę z domu, ale tylko i wyłącznie jesli będziesz miał do tego idealne warunki. Jak ktoś ci tu sugerował wynajem pokoju - nie bo z obcymi ludzmi nie chcesz. Jak ktoś proponował wynajem kawalerki - nie bo to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Jak była mowa o kupnie mieszkania na kredyt to też stwierdziłeś, że to nie opcja dla Ciebie bo inni dziedziczą mieszkania po babci. Także krytykujesz sposób życia większości społeczeństwa bo zwykle ludzie wyprowadzają się z domu na studia do akademika lub mieszkania, gdzie są współlokatorzy. Po studiach nie zarabia się kokosów więc dalej wynajmuje się pokój z obcymi osobami w mieszkaniu. Z czasem jak da się już zarobić więcej to wynajmuje się mieszkanie lub bierze kredyt na mieszkanie. - Tak właśnie żyje większość społeczeństwa. Tak samo z pracą. Większość społeczeństwa nie pracuje w "przeznaczonych" pracach. Zmienia pracę nawet kilkukrotnie w ciągu życia, bo niefajna, bo za mało hajsu itd. Nikt nie czeka aż coś z nieba spadnie. Nikt nie przeżywa, że nie odziedziczył mieszkania po babci. Ludzie biorą życie takim jakie jest. Działają by coś zmienić, by je poprawić. A Ty mam wrażenie czekasz na idealne warunki. Sam musisz sobie te warunki stworzyć, sam musisz sobie wypracować lepsze życie

Ale chodzi właśnie o to, że ja nie mogę znaleźć tylko trochę lepszej niż obecna bo nawet nie wiem czego szukać. Nie wiem od czego zacząć, jakich ogłoszeń w ogóle szukać.

Nie mogę pójść do gorszej pracy niż obecna bo chyba już do końca życia byłoby mi to wypominanie przez całą rodzinę. Nie miałbym problemu z tym, że musiałbym zaczynać od niskiego stanowiska ale muszę wiedzieć, że czas poświęcony na tą pracę nie będzie zmarnowany, że to się opłaci. Także nie od razu super pracę tylko przynajmniej na tym samym poziomie co obecna.

Gdybym wiedział co chcę robić to nawet jeśli nie byłoby z tego żadnych dużych pieniędzy ani wysokich stanowisk to przynajmniej miałbym świadomość, że nie zmarnowałem tego czasu i wysiłku bo robiłem coś co chciałem robić.

Nie da się czymś zająć na poważnie i być w tym dobrym nie lubiąc tego i nie mając pieniędzy na rozpoczęcie biznesu.

Skąd masz informacje, że nie chciałbym wynająć kawalerki albo wziąć kredytu? To pierwsze bardzo bym chciał, drugie mniej ale jakoś bym przeżył gdyby to było w ogóle możliwe. Nie stać mnie na wynajem i nie mam zdolności kredytowej. Nie chodzi o żadne idealne warunki tylko choć trochę lepsze niż obecne albo chociaż nie gorsze niż obecne.

353

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
123qwerty123 napisał/a:

Ile procent osób może powiedzieć, że ich praca jest przeznaczeniem? Masz jakieś idealistyczne podejście. Musi być idealnie, albo wcale. Nie znalazłeś idealnej pracy, więc zostałeś w gównopracy. Zamiast spróbować choć trochę tą sytuacje poprawić i na początek znaleźć po prostu lepszą pracę od obecnej.

Jeśli do tej pory nie przyszło do Ciebie magiczne oświecenie i odpowiedz na pytanie co chcesz w życiu robić - to najprawdopodobniej odpowiedzi już nie dostaniesz. Większość ludzi na świecie ma po prostu pracę. Mało kto może powiedzieć, że ich praca jest ich przeznaczeniem i robią to z wielką pasją. Zwykle to są ludzie, którzy pasjonowali się czymś już od dziecka i poświęcali każdą wolną chwilę na pogłębianie tematu - jacyś naukowcy, badacze itd. I to było logiczne, że będą chcieli zajmować się tym tematem również zawodowo. Najwidoczniej nie jesteś w tej grupie ludzi i będziesz miał po prostu pracę - jak większość ludzi na tym świecie.

Taka praca też może być satysfakcjonująca i przynosić pieniądze. Tylko, żeby zająć dobre stanowisko trzeba się napracować. Zwykle zaczyna się od najniższego stanowiska za niska płacę. Z czasem człowiek nabiera doświadczenia, więc ma możliwość awansu na wyższe, lepsze stanowisko.

A z tego co Ty tu piszesz wynika, że chciałbyś od razu mieć na wejście super pracę. No sorry, ale nie będzie tak. Wejdź sobie na takiego linkedina i zobacz co ludzie tam mają napisane w swoich profilach. Co do zasady jak znajdziesz jakąś osobę, z dobrym stanowiskiem to w jej historii zatrudnienia zobaczysz, że na początku miała najniższe stanowisko pewnie za grosze - była po prostu zwyczajnym szaraczkiem.
A Ty sobie założyłeś, że nie chcesz zwykłej szaraczkowej pracy - zmieniłbyś ją tylko na taką, która jest Twoim przeznaczeniem i zapewne tylko i wyłącznie za dobre pieniądze. Sam zamykasz się w błędnym kole.

Nawet jakby Cię oświeciło i znajdziesz ten wymarzony przeznaczony zawód. To nie będziesz miał doświadczenia w tym zawodzie więc, najprawdopodobniej na start dużo nie zarobisz. Będziesz musiał przejść tą samą drogę co każdy kto szuka pracy. Będziesz musiał konkurować z innymi kandydatami o to stanowisko. Znalezienie swojego zawodowego przeznaczenia nie znaczy, że od razu będzie kolorowo. Aby mieć szanse na znalezienie pracy w tym swoim wymarzonym zawodzie, musisz być w tej działce dobry, by w oczach pracodawcy być lepszy od tych którzy mają w tym zawodzie doświadczenie i wykształcenie kierunkowe. Pracodawca będzie chciał najlepszego pracownika. A jak będzie to stanowisko niewymagające doświadczenia to zatrudni tego, który będzie chciał najniższe wynagrodzenie.

Ps. zajmujesz się stolarką i narzekasz na małe zarobki? A nie pomyślałeś, żeby szukać pracy w tym zawodzie, ale w innej firmie? Albo np. samemu robić meble na zamówienie? To bardzo dobry zawód jak na te czasy.

Jeszcze tylko dodam, że z innych Twoich postów wynika, że jesteś gotów na zmianę pracy/ wyprowadzkę z domu, ale tylko i wyłącznie jesli będziesz miał do tego idealne warunki. Jak ktoś ci tu sugerował wynajem pokoju - nie bo z obcymi ludzmi nie chcesz. Jak ktoś proponował wynajem kawalerki - nie bo to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Jak była mowa o kupnie mieszkania na kredyt to też stwierdziłeś, że to nie opcja dla Ciebie bo inni dziedziczą mieszkania po babci. Także krytykujesz sposób życia większości społeczeństwa bo zwykle ludzie wyprowadzają się z domu na studia do akademika lub mieszkania, gdzie są współlokatorzy. Po studiach nie zarabia się kokosów więc dalej wynajmuje się pokój z obcymi osobami w mieszkaniu. Z czasem jak da się już zarobić więcej to wynajmuje się mieszkanie lub bierze kredyt na mieszkanie. - Tak właśnie żyje większość społeczeństwa. Tak samo z pracą. Większość społeczeństwa nie pracuje w "przeznaczonych" pracach. Zmienia pracę nawet kilkukrotnie w ciągu życia, bo niefajna, bo za mało hajsu itd. Nikt nie czeka aż coś z nieba spadnie. Nikt nie przeżywa, że nie odziedziczył mieszkania po babci. Ludzie biorą życie takim jakie jest. Działają by coś zmienić, by je poprawić. A Ty mam wrażenie czekasz na idealne warunki. Sam musisz sobie te warunki stworzyć, sam musisz sobie wypracować lepsze życie

Ale chodzi właśnie o to, że ja nie mogę znaleźć tylko trochę lepszej niż obecna bo nawet nie wiem czego szukać. Nie wiem od czego zacząć, jakich ogłoszeń w ogóle szukać.

Nie mogę pójść do gorszej pracy niż obecna bo chyba już do końca życia byłoby mi to wypominanie przez całą rodzinę. Nie miałbym problemu z tym, że musiałbym zaczynać od niskiego stanowiska ale muszę wiedzieć, że czas poświęcony na tą pracę nie będzie zmarnowany, że to się opłaci. Także nie od razu super pracę tylko przynajmniej na tym samym poziomie co obecna.

Gdybym wiedział co chcę robić to nawet jeśli nie byłoby z tego żadnych dużych pieniędzy ani wysokich stanowisk to przynajmniej miałbym świadomość, że nie zmarnowałem tego czasu i wysiłku bo robiłem coś co chciałem robić.

Nie da się czymś zająć na poważnie i być w tym dobrym nie lubiąc tego i nie mając pieniędzy na rozpoczęcie biznesu.

Skąd masz informacje, że nie chciałbym wynająć kawalerki albo wziąć kredytu? To pierwsze bardzo bym chciał, drugie mniej ale jakoś bym przeżył gdyby to było w ogóle możliwe. Nie stać mnie na wynajem i nie mam zdolności kredytowej. Nie chodzi o żadne idealne warunki tylko choć trochę lepsze niż obecne albo chociaż nie gorsze niż obecne.

Jak to skąd wiem. Z Twoich postów wiem. Ktoś Ci tu wysłał linka do oferty pracy w Amazonie i ofertę wynajmu mieszkania. Wszystko się finansowo ładnie spinało. Ta oferta z amazona była lepszą pracą niż to co teraz masz a i tak skrytykowałeś, że to nie jest żadna fajna praca ani stanowisko. Zacząłeś też narzekać, że wynajem to strata pieniędzy i pójdziesz na wynajem dopiero jak poznasz dziewczynę.

W innym poście napisałeś, że nie jesteś zainteresowany kupnem mieszkania na kredyt, bo inni to mają lepiej bo dziedziczą mieszkania po babci, i wolałbyś uniknąć kredytu - pisałeś, że może będziesz się budował na działce rodziców, albo może jak poznasz laskę to ona będzie miała swoje mieszkanie choćby po babci.

Także tak. Zawsze coś nie tak. Każda opcja wg Ciebie jest zła. A te opcje i pomysły o których ci tu ludzie pisali są o niebo lepsze niż to co teraz masz.

354

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Jak to skąd wiem. Z Twoich postów wiem. Ktoś Ci tu wysłał linka do oferty pracy w Amazonie i ofertę wynajmu mieszkania. Wszystko się finansowo ładnie spinało. Ta oferta z amazona była lepszą pracą niż to co teraz masz a i tak skrytykowałeś, że to nie jest żadna fajna praca ani stanowisko. Zacząłeś też narzekać, że wynajem to strata pieniędzy i pójdziesz na wynajem dopiero jak poznasz dziewczynę.

W innym poście napisałeś, że nie jesteś zainteresowany kupnem mieszkania na kredyt, bo inni to mają lepiej bo dziedziczą mieszkania po babci, i wolałbyś uniknąć kredytu - pisałeś, że może będziesz się budował na działce rodziców, albo może jak poznasz laskę to ona będzie miała swoje mieszkanie choćby po babci.

Także tak. Zawsze coś nie tak. Każda opcja wg Ciebie jest zła. A te opcje i pomysły o których ci tu ludzie pisali są o niebo lepsze niż to co teraz masz.

Problem w tym, że On nic nie wie. Nie wie jakiej pracy szukać, nie wie jak tej pracy szukać, Nie wie jak wygląda pokora, nie wie jak wygląda rozmowa o pracę, nie wie ile czasami trzeba wysłać CV żeby zaprosili na rozmowę, nie wie ile takich rozmów trzeba zaliczyć i np na ostatnim etapie cholera ktoś był lepszy od Niego, a przecież On wie najlepiej i od nowa trzeba szukać. Nie wie, że jak znajdzie wymarzoną pracę to okaże się, że szef jest podły (teraz pracuje u szwagra - luuuzzz) nie wie że wśród pracowników może nie zaadptować się z jego wymądrzałym charakterem i znowu źle. On nic nie wie.
Teraz mieszka u mamusi, pracuje u Szwagra, zarabia że mu wystarcza i dlatego boi się zmian.
Żyć nie umierać, a tu uczepili się żeby pracę zmienił na lepszą, a gdzie On lepszą znajdzie.

355

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Także tak. Zawsze coś nie tak. Każda opcja wg Ciebie jest zła. A te opcje i pomysły o których ci tu ludzie pisali są o niebo lepsze niż to co teraz masz.

Amen. I w ten oto sposób historia zatacza koło, bo Shini niby chce, ale tak naprawdę niczego nie chce, bo musiałby wyjść ze swojej strefy komfortu, a tego nie zrobi.
No cóż, dorosłość właśnie na tym polega, ale Shini wyraźnie nie chce być dorosły, zasłaniając się dzieciństwem i wieloma innymi problemami, których powinno już dawno nie być.

356 Ostatnio edytowany przez Muqin (2024-07-18 14:26:19)

Odp: Co to znaczy żyć?
0meqaO24 napisał/a:

Problem w tym, że On nic nie wie. Nie wie jakiej pracy szukać, nie wie jak tej pracy szukać, Nie wie jak wygląda pokora, nie wie jak wygląda rozmowa o pracę, nie wie ile czasami trzeba wysłać CV żeby zaprosili na rozmowę, nie wie ile takich rozmów trzeba zaliczyć i np na ostatnim etapie cholera ktoś był lepszy od Niego, a przecież On wie najlepiej i od nowa trzeba szukać. Nie wie, że jak znajdzie wymarzoną pracę to okaże się, że szef jest podły (teraz pracuje u szwagra - luuuzzz) nie wie że wśród pracowników może nie zaadptować się z jego wymądrzałym charakterem i znowu źle. On nic nie wie.

Pomijając drobiazg taki, że każdy boi się zmian i akurat strach przed zmianą jako taki jest normalny to akurat to, co opisane, Shini wie. Nie z własnego doświadczenia rzecz jasna, ale z obserwacji i "od ludzi". I na takich tekstach i takim przekazie opiera między innymi swoje bardzo silne i dobrze skonstruowane racjonalizacje uzasadniające to, że działań nie podejmuje. Ładny prezent mu zrobiłeś/aś, OmegaO24. Nic tylko kopiuj /wklej robić. Bardzo udatnie spisana część tego, czego Shini się boi. Możliwe, że na coś dotychczas nie wpadł, to to teraz ma więcej cegiełek do umacniania swojego obronnego muru.

123qwerty

Ile osób może powiedzieć, że ich praca jest ich przeznaczeniem? Przeznaczenie to duże słowo. Zmniejszając skalę sądzę, że Sini paradoksalnie jest w sytuacji, w której może sobie pozwolić na zastanowienie się nad tym, co by chciał. Bo samotny, ma gdzie mieszkać i na podstawowe potrzeby zarabia. To jest w sumie z pewnego punktu widzenia całkiem luksusowa pozycja startowa.  Od zastanawiania się jego sytuacja się nie pogorszy. A jeśli znajdzie to jest szansa na pojawienie się "chcę" bardziej realistycznego niż "wysokie stanowisko za duże pieniądze spada z nieba".

Shini napisał, że gdyby znalazł coś, co chce robić, to nawet gdyby nie było z tego dużych pieniędzy ani wysokich stanowisk to miałby świadomość, że nie zmarnował czasu i wysiłku, bo robił coś, co chciał robić. A to moim zdaniem jest całkiem niegłupie podejście i opcja do rozważenia.  Wymaga pewnej odwagi i być może także stanięcia trochę "przeciw światu", ale co do zasady moim zdaniem tej wersji ciągu dalszego nie należy skreślać. Wszystkiego człek miał nie będzie, coś trzeba wybrać. Czemu by to nie miało być "robię co lubię"?

Priscilla, tego się po Tobie nie spodziewałam. "Problemy, których powinno nie być"? No ale są. I w odwłoku mają to, że ich być nie powinno. Amen.
jakoś się religijnie robi smile

357

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Ile osób może powiedzieć, że ich praca jest ich przeznaczeniem? Przeznaczenie to duże słowo. Zmniejszając skalę sądzę, że Sini paradoksalnie jest w sytuacji, w której może sobie pozwolić na zastanowienie się nad tym, co by chciał. Bo samotny, ma gdzie mieszkać i na podstawowe potrzeby zarabia. To jest w sumie z pewnego punktu widzenia całkiem luksusowa pozycja startowa.  Od zastanawiania się jego sytuacja się nie pogorszy. A jeśli znajdzie to jest szansa na pojawienie się "chcę" bardziej realistycznego niż "wysokie stanowisko za duże pieniądze spada z nieba".

Czytałam jego posty i już mniej więcej widać w jaki sposób on myśli. Podejrzewam, że gdyby nawet znalazł swój wymarzony zawód, to zaraz wymyśli milion powodów, aby w to nie iść, i zostać w tym miejscu, w którym jest.

358

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:
0meqaO24 napisał/a:

Problem w tym, że On nic nie wie. Nie wie jakiej pracy szukać, nie wie jak tej pracy szukać, Nie wie jak wygląda pokora, nie wie jak wygląda rozmowa o pracę, nie wie ile czasami trzeba wysłać CV żeby zaprosili na rozmowę, nie wie ile takich rozmów trzeba zaliczyć i np na ostatnim etapie cholera ktoś był lepszy od Niego, a przecież On wie najlepiej i od nowa trzeba szukać. Nie wie, że jak znajdzie wymarzoną pracę to okaże się, że szef jest podły (teraz pracuje u szwagra - luuuzzz) nie wie że wśród pracowników może nie zaadptować się z jego wymądrzałym charakterem i znowu źle. On nic nie wie.

Pomijając drobiazg taki, że każdy boi się zmian i akurat strach przed zmianą jako taki jest normalny to akurat to, co opisane, Shini wie. Nie z własnego doświadczenia rzecz jasna, ale z obserwacji i "od ludzi". I na takich tekstach i takim przekazie opiera między innymi swoje bardzo silne i dobrze skonstruowane racjonalizacje uzasadniające to, że działań nie podejmuje. Ładny prezent mu zrobiłeś/aś, OmegaO24. Nic tylko kopiuj /wklej robić. Bardzo udatnie spisana część tego, czego Shini się boi. Możliwe, że na coś dotychczas nie wpadł, to to teraz ma więcej cegiełek do umacniania swojego obronnego muru.


Słodzić trzeba, słodzić i jeszcze po głowie głaskać, bo ze strachu nie zmieni pracy (jego życie) a jak posłodzone  to idzie w ciemno, że uda się. Widzisz co pisze o swoim dzieciństwie, Rodzice do chwili obecnej trzymają go pod parasolem i chętnie pod nim siedzi.
Muqin podejrzewam, że jesteś młoda i masz małe doświadczenie życiowe, a tym głaskaniem utwierdzasz go w tym nic nie robieniu.

  Magda Gwssler w swoich programach co robi z Lalusiami, którzy w prezencie od bogatych rodziców dostali na start życiowy RESTAURACJĘ i prowadzić nie potrafią ???? Przeczołga takich maminsynków, albo wysyła za granicę do obcych ludzi uczyć się zawodu od podstaw na zmywaku i dopiero dalej. Przeczołgany przez życie może wracać i prowadzić swoją RESTAURACJĘ

Czytałam reportaż jak Kulczykowa (najbogatsza) - wypowiadał się ich pracownik - uczyła swoje dzieci szacunku do pracy i pieniądza - nie pracownicy tylko Kulczykowa i jej dzieci ubrani w kufajki i gumowce, w błocie na placu budowy robili porządki  po robotnikach. Nauka pracy od podstaw.
Słodkie Lalusie siedzą i nic nie robią. Kiedyś jeszcze wojsko ich trochę wyprostowało, a teraz od małego rosną skrzywieni przez rozpieszczanie i głaskanie po głowie.

359

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:
0meqaO24 napisał/a:

Problem w tym, że On nic nie wie. Nie wie jakiej pracy szukać, nie wie jak tej pracy szukać, Nie wie jak wygląda pokora, nie wie jak wygląda rozmowa o pracę, nie wie ile czasami trzeba wysłać CV żeby zaprosili na rozmowę, nie wie ile takich rozmów trzeba zaliczyć i np na ostatnim etapie cholera ktoś był lepszy od Niego, a przecież On wie najlepiej i od nowa trzeba szukać. Nie wie, że jak znajdzie wymarzoną pracę to okaże się, że szef jest podły (teraz pracuje u szwagra - luuuzzz) nie wie że wśród pracowników może nie zaadptować się z jego wymądrzałym charakterem i znowu źle. On nic nie wie.

Pomijając drobiazg taki, że każdy boi się zmian i akurat strach przed zmianą jako taki jest normalny to akurat to, co opisane, Shini wie. Nie z własnego doświadczenia rzecz jasna, ale z obserwacji i "od ludzi". I na takich tekstach i takim przekazie opiera między innymi swoje bardzo silne i dobrze skonstruowane racjonalizacje uzasadniające to, że działań nie podejmuje. Ładny prezent mu zrobiłeś/aś, OmegaO24. Nic tylko kopiuj /wklej robić. Bardzo udatnie spisana część tego, czego Shini się boi. Możliwe, że na coś dotychczas nie wpadł, to to teraz ma więcej cegiełek do umacniania swojego obronnego muru.

123qwerty

Ile osób może powiedzieć, że ich praca jest ich przeznaczeniem? Przeznaczenie to duże słowo. Zmniejszając skalę sądzę, że Sini paradoksalnie jest w sytuacji, w której może sobie pozwolić na zastanowienie się nad tym, co by chciał. Bo samotny, ma gdzie mieszkać i na podstawowe potrzeby zarabia. To jest w sumie z pewnego punktu widzenia całkiem luksusowa pozycja startowa.  Od zastanawiania się jego sytuacja się nie pogorszy. A jeśli znajdzie to jest szansa na pojawienie się "chcę" bardziej realistycznego niż "wysokie stanowisko za duże pieniądze spada z nieba".

Shini napisał, że gdyby znalazł coś, co chce robić, to nawet gdyby nie było z tego dużych pieniędzy ani wysokich stanowisk to miałby świadomość, że nie zmarnował czasu i wysiłku, bo robił coś, co chciał robić. A to moim zdaniem jest całkiem niegłupie podejście i opcja do rozważenia.  Wymaga pewnej odwagi i być może także stanięcia trochę "przeciw światu", ale co do zasady moim zdaniem tej wersji ciągu dalszego nie należy skreślać. Wszystkiego człek miał nie będzie, coś trzeba wybrać. Czemu by to nie miało być "robię co lubię"?

Priscilla, tego się po Tobie nie spodziewałam. "Problemy, których powinno nie być"? No ale są. I w odwłoku mają to, że ich być nie powinno. Amen.
jakoś się religijnie robi smile


Następna forumowa maruda, która przychodzi udawać eksperta. Ciężki masz styl pisania, taki typowy dla osób którym się dużo wydaje a mało faktycznie mogą.
Shini dostał bardzo dużo, to leń śmierdzący. O ile Jack go prał żeby się wyładowac ty go utwierdzasz że jest biedny, że jest skrzywdzony i ofiarą. Też po to żeby odgrywać rolę zbawcy.
Ja uważa, że dla niego nie ma ratunku. Wg mnie to czlowiek bez szans na inne życie z takim mentalem. Jakby jakimś cudem skorzystał z tych wszystkich naprawdę merytorycznych rad, to może wtedy. Idealizujecie terapie, ale znając shiniego jakby trafił do takiej grupowej to zostałby w niej na zawsze, zrobiłby sobie z tego styl życia, byliby ludzie którzy go słuchają, byłby ofiarą w terapii lubi się powtarzać traumy, nie ważne czy są jak ich nie ma to się znajdzie.
Tu trzeba behawioralnego działania. No ale jak mówię, dla mnie to będzie ten 50 letni stary kawaler który będzie całe siano wywalal na only fans. Takie są fakty jak dotychczas

360

Odp: Co to znaczy żyć?

No widać, widać. Czyli - walenie głową w mur jego racjonalizacji jest skazane na klęskę. Pozostaje szukać innej ścieżki. Zbuduje nowy mur? Możliwe. Ale możliwe nie znaczy pewne. Spróbować nie zaszkodzi.
Shini nie czuje się szczęśliwy, to subiektywne. A nuż znalazłszy coś, co lubi, poczuje się mniej nieszczęśliwy? Albo i szczęśliwy? 
W postrzeganiu obserwatora z zewnątrz pan X powinien czuć się szczęśliwy. A on mianowicie się nie czuje. Wszystko mu nie pasuje, wszystko "nie tak". Albo i odwrotnie - powinien pan X czuć się fatalnie i tonąć w odmętach depresji, a on skubany czuje się ok. No są rzeczy, które się dzieją we wnętrzu danej osoby. Tam się zaczynają i kończą. Należy do nich czucie się. To dotyczy także Shini.

361

Odp: Co to znaczy żyć?
0meqaO24 napisał/a:
Muqin napisał/a:
0meqaO24 napisał/a:

Problem w tym, że On nic nie wie. Nie wie jakiej pracy szukać, nie wie jak tej pracy szukać, Nie wie jak wygląda pokora, nie wie jak wygląda rozmowa o pracę, nie wie ile czasami trzeba wysłać CV żeby zaprosili na rozmowę, nie wie ile takich rozmów trzeba zaliczyć i np na ostatnim etapie cholera ktoś był lepszy od Niego, a przecież On wie najlepiej i od nowa trzeba szukać. Nie wie, że jak znajdzie wymarzoną pracę to okaże się, że szef jest podły (teraz pracuje u szwagra - luuuzzz) nie wie że wśród pracowników może nie zaadptować się z jego wymądrzałym charakterem i znowu źle. On nic nie wie.

Pomijając drobiazg taki, że każdy boi się zmian i akurat strach przed zmianą jako taki jest normalny to akurat to, co opisane, Shini wie. Nie z własnego doświadczenia rzecz jasna, ale z obserwacji i "od ludzi". I na takich tekstach i takim przekazie opiera między innymi swoje bardzo silne i dobrze skonstruowane racjonalizacje uzasadniające to, że działań nie podejmuje. Ładny prezent mu zrobiłeś/aś, OmegaO24. Nic tylko kopiuj /wklej robić. Bardzo udatnie spisana część tego, czego Shini się boi. Możliwe, że na coś dotychczas nie wpadł, to to teraz ma więcej cegiełek do umacniania swojego obronnego muru.


Słodzić trzeba, słodzić i jeszcze po głowie głaskać, bo ze strachu nie zmieni pracy (jego życie) a jak posłodzone  to idzie w ciemno, że uda się. Widzisz co pisze o swoim dzieciństwie, Rodzice do chwili obecnej trzymają go pod parasolem i chętnie pod nim siedzi.
Muqin podejrzewam, że jesteś młoda i masz małe doświadczenie życiowe, a tym głaskaniem utwierdzasz go w tym nic nie robieniu.

  Magda Gwssler w swoich programach co robi z Lalusiami, którzy w prezencie od bogatych rodziców dostali na start życiowy RESTAURACJĘ i prowadzić nie potrafią ???? Przeczołga takich maminsynków, albo wysyła za granicę do obcych ludzi uczyć się zawodu od podstaw na zmywaku i dopiero dalej. Przeczołgany przez życie może wracać i prowadzić swoją RESTAURACJĘ

Czytałam reportaż jak Kulczykowa (najbogatsza) - wypowiadał się ich pracownik - uczyła swoje dzieci szacunku do pracy i pieniądza - nie pracownicy tylko Kulczykowa i jej dzieci ubrani w kufajki i gumowce, w błocie na placu budowy robili porządki  po robotnikach. Nauka pracy od podstaw.
Słodkie Lalusie siedzą i nic nie robią. Kiedyś jeszcze wojsko ich trochę wyprostowało, a teraz od małego rosną skrzywieni przez rozpieszczanie i głaskanie po głowie.
Własne dzieci też trzeba potrafić mądrze kochać i umieć przygotować do samodzielnego życia.
nawet zwierzęta i ptactwo karmią swoje potomstwo do pewnego momentu, nauczą się samodzielnie jeść, fruwać i lecą w świat.
Obserwujmy zwierzęta i uczmy się od nich.

362 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2024-07-18 15:27:47)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Shini nie czuje się szczęśliwy, to subiektywne. A nuż znalazłszy coś, co lubi, poczuje się mniej nieszczęśliwy? Albo i szczęśliwy?

Problem w tym, że on nie szuka. On czeka, aż go olśni, co chce w życiu robić. A jak już go olśni, to będzie czekał, aż spadnie na niego z nieba ta idealna praca.

363

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Priscilla, tego się po Tobie nie spodziewałam. "Problemy, których powinno nie być"? No ale są. I w odwłoku mają to, że ich być nie powinno. Amen.
jakoś się religijnie robi smile

Przykro mi, że Cię rozczarowałam, ale uważam, że problemy się rozwiązuje, a Shini choć posiada świadomość, z czego wynika jego obecna sytuacja, co zwykle stanowi kluczowy punkt wyjścia do działania, a nawet co mógłby zrobić, by ją zmienić, to kompletnie z tej wiedzy nie korzysta. Ba, nie posunął się nawet o pół kroku do przodu, zrzucając wszystko na karb dzieciństwa i okresu nastoletniości, a samą wiedzę uczynił swego rodzaju tarczą obronną, dzięki której ma winnego.

Lęk przed zmianami istotnie jest powszechnym odczuciem, w końcu mało kto czerpie energię z niewiadomych, ale jego jakiekolwiek potencjalne zmiany paraliżują. W moim odczuciu tym bardziej utwierdzanie go w przekonaniu, że tak jak jest, też jest ok, bo "taki mamy klimat", raczej nie pomoże mu zrobić postępu. Shini uchwyci się każdej myśli i każdego głosu, który daje mu przyzwolenie do trwania w tym marazmie.
Jednocześnie nie ma absolutnie żadnego problemu z ogłaszaniem wszem i wobec, że jest mu źle i że chciałby, aby było inaczej. Jasne, każdy by chciał, ale samo się przecież nie wydarzy, zaś czekanie na cud jest zwykłą naiwnością.

364

Odp: Co to znaczy żyć?

Priscilla
w depresję nie wpadnę smile
Też uważam, że problemy się rozwiązuje, od tego one są. Pytanie nie czy tylko jak to zrobić. Jeśli proste, znane i powszechnie stosowane sposoby zawodzą to pozostaje odpuścić albo drążyć. Uważasz, że drążenie nie ma sensu? Twoje prawo. A masz lepszy pomysł? Jeszcze nie sprawdzony? Masz jakiś sposób na wyrwanie Shini z marazmu? Ja zwyczajnie na wyrwanie nie mam. Wyrywanie jest rozwiązaniem siłowym. Ewentualnie na wyciągniecie może ślad pomysłu mam, ale wyciąganie to akurat trwa. Wyrwać by go być może mogły jakieś okoliczności zewnętrzne. Których w sposób oczywisty nie zdołam wyprodukować rozmawiając na forum.

OmegaO24

Co mój wiek ma do rzeczy? Ma być jakimś argumentem? Piszemy na forum, każdy może o sobie napisać, co chce. O sobie, swoim życiu, doświadczeniach. Prawda wyjdzie na jaw albo i nie. Jak napiszę, że młoda to jestem co najwyżej duchem to co, stanę się jakoś bardziej wiarygodna? Jak opiszę swoje doświadczenia życiowe to co, będę bardziej wiarygodna? Żebyś wiedział/a że czasem mnie korci.

Obserwując stan Shini na teraz cóż, najwyraźniej jego rodzice nie potrafili go mądrze wychować i odpowiednio przygotować do dorosłego życia. I teraz nie ma wyjścia, musi to, czego oni nie zrobili, sam zrobić. W pewnym sensie sam siebie wychować w jakimś zakresie.

Nie jesteśmy zwierzętami i nasze życie zarówno psychiczne jak i społeczne jest jakby ciut bardziej skomplikowane miejscami niż to ptaków czy sarenek. Takie na przykład wyrzucenie z gniazda nadmiarowego potomka na pewną śmierć (bociany) czy zagryzienie potomstwa konkurenta (lwy) ... proste, łatwe i działa.

Karmaniewraca
Jeśli  Twoim zdaniem "tu potrzeba behawioralnego działania" to na pewno się nie zgodzimy. Na wielu płaszczyznach, bo ja mam do takich działań stosunek wielce krytyczny. Nie że potępiam w czambuł i nie krytykancki, ale krytyczny i owszem. Po prostu wiem, że podejście behawioralne czy poznawczo- behawioralne ma zauważalnie ograniczoną skuteczność. Tyle w temacie. Mój sposób pisania jest mój, jednym się podoba, drugim jest obojętny, trzecim się nie podoba. Nie jest to mój problem, na szczęście.

365 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-07-18 22:02:56)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Priscilla
w depresję nie wpadnę smile

No ja myślę wink

Muqin napisał/a:

Też uważam, że problemy się rozwiązuje, od tego one są. Pytanie nie czy tylko jak to zrobić. Jeśli proste, znane i powszechnie stosowane sposoby zawodzą to pozostaje odpuścić albo drążyć. Uważasz, że drążenie nie ma sensu? Twoje prawo. A masz lepszy pomysł? Jeszcze nie sprawdzony? Masz jakiś sposób na wyrwanie Shini z marazmu? Ja zwyczajnie na wyrwanie nie mam. Wyrywanie jest rozwiązaniem siłowym. Ewentualnie na wyciągniecie może ślad pomysłu mam, ale wyciąganie to akurat trwa. Wyrwać by go być może mogły jakieś okoliczności zewnętrzne. Których w sposób oczywisty nie zdołam wyprodukować rozmawiając na forum.

Na tym etapie nie mam już żadnego lepszego pomysłu, więc Ciebie szczerze podziwiam, że razem z nim eksplorujesz te obszary.
Uczciwie przy tym napiszę, że mnie bierność i opór Shiniego w pewnym momencie zwyczajnie zniechęciły, choć należę do tych zdeterminowanych i cierpliwych. Jeśli jednak po pewnym czasie, który w moim odczuciu powinien już przynosić jakieś przybliżanie się do celu, choćby minimalne, zaczynam odnosić wrażenie, że mi samej zależy bardziej od strony, która podobno oczekuje pomocy, a przy tym deklaruje, że gotowa jest wykonać pracę, to odpuszczam i idę tam, gdzie poświęcanie mojego cennego czasu i uwagi na większy sens. Rozczulać się nad kimś i żałować go mogę, a jakże, ale też tylko do pewnego momentu, bo potem czuję się jak uczestnik jakiejś gry, w której jedna strona dostaje czego potrzebuje, ale druga wyłącznie wyczerpuje swoje akumulatory. To jest ten czas, kiedy dla własnego dobra warto odpuścić.

366

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:

Uczciwie przy tym napiszę, że mnie bierność i opór Shiniego w pewnym momencie zwyczajnie zniechęciły, choć należę do tych zdeterminowanych i cierpliwych. Jeśli jednak po pewnym czasie, który w moim odczuciu powinien już przynosić jakieś przybliżanie się do celu, choćby minimalne, zaczynam odnosić wrażenie, że mi samej zależy bardziej od strony, która podobno oczekuje pomocy, a przy tym deklaruje, że gotowa jest wykonać pracę, to odpuszczam i idę tam, gdzie poświęcanie mojego cennego czasu i uwagi na większy sens. Rozczulać się nad kimś i żałować go mogę, a jakże, ale też tylko do pewnego momentu, bo potem czuję się jak uczestnik jakiejś gry, w której jedna strona dostaje czego potrzebuje, ale druga wyłącznie wyczerpuje swoje akumulatory. To jest ten czas, kiedy dla własnego dobra warto odpuścić.

Skoro piszesz o przybliżaniu do celu to znaczy, że masz lub miałaś jakieś oczekiwania. Jakie według ciebie powinno być to przybliżenie do celu? Co powinienem do tej pory zrobić by spełnić twoje oczekiwania? Weźmy na razie coś prostego. Przykładowo wracam z pracy koło tej 18 i tego dnia już nie mam nic innego do roboty, nie mam treningu i nie jestem bardzo zmęczony, a spać się kładę po 23. Jak według ciebie powinienem wykorzystać ten czas? Co powinienem robić po tym powrocie z pracy żeby przybliżyć się do celu biorąc pod uwagę te wszystkie rady jakie tu dostałem?   

Akurat to "wyrzucenie z gniazda" mogłoby pomóc ale przecież nie zrobię tego z własnej woli. To jest na zasadzie, że gdyby ktoś mnie porwał i wyrzucił w lesie z dala od cywilizacji musiałbym sobie jakoś poradzić i pewnie by się to udało ale sam, bez tego porwania nie wejdę w coś takiego więc nawet jeśli to mogłoby pomóc to jest raczej niemożliwe do zrealizowania. Dlatego u zwierząt usamodzielnienie działa znacznie skuteczniej niż u ludzi nawet jeśli jest też dużo bardziej okrutne bo zwierzęta nie są ograniczone przez prawo czy moralność. Na tą chwilę nie zdołam się usamodzielnić bo nie mam do tego możliwości finansowych i nie jestem w stanie wyjść ze strefy komfortu na tyle by świadomie, z własnej woli wpakować się w warunki gorsze niż obecne. Samo szukanie pracy mnie paraliżuje, a co dopiero wysyłanie kilkudziesięciu CV i czekanie w stresie aż ktoś się odezwie. Tak samo z rozmowami kwalifikacyjnymi, nawet logistycznie to byłoby bardzo trudne do zrobienia. Pracując po 10h dziennie i wracając do domu koło tej 18 kiedy odbywać te rozmowy? Wysyłając kilkadziesiąt CV te rozmowy mogłyby być dzień za dniem i jak to ogarnąć będąc w pracy? Pytam całkowicie poważnie bo na prawdę nie wiem jak ludzie to ogarniają.

367 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2024-07-18 23:07:44)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Samo szukanie pracy mnie paraliżuje, a co dopiero wysyłanie kilkudziesięciu CV i czekanie w stresie aż ktoś się odezwie. Tak samo z rozmowami kwalifikacyjnymi, nawet logistycznie to byłoby bardzo trudne do zrobienia. Pracując po 10h dziennie i wracając do domu koło tej 18 kiedy odbywać te rozmowy? Wysyłając kilkadziesiąt CV te rozmowy mogłyby być dzień za dniem i jak to ogarnąć będąc w pracy? Pytam całkowicie poważnie bo na prawdę nie wiem jak ludzie to ogarniają.

Po prostu nie wierzę co czytam. Tak jak myślałam. Nawet gdybyś wiedział co chcesz w życiu robić, to i tak byś tego nie zaczął robić. Idź przebadaj się czy nie masz jakiegoś aspergera albo jakiejś lekkiej wersji autyzmu, bo to co teraz wymyśliłeś to przechodzi wszelkie granice. Ciężko Ci będzie żyć z takimi rozkminami. Za bardzo analizujesz i zastanawiasz się nad rzeczami nad którymi ludzie przechodzą obojętnie. Jak zadzwoni pani z HR i nie będziesz mógł rozmawiać to, mówisz, że jestes w pracy i prosisz ją o telefon np następnego dnia z rana. Masz na tyle dobrą sytuację, że pracujesz u szwagra. Co za problem powiedzieć, że masz coś do załatwienia i przyjdziesz do pracy dwie godziny później. W tym czasie odbędziesz rozmowę i tyle.

I nie oczekuj, że rozmowy będą dzień za dniem. Nie jesteś żadnym specjalistą, żeby pracodawcy się o Ciebie bili. Będziesz się cieszył jak w ogóle ktoś zadzwoni.

Odnośnie - "Na tą chwilę nie zdołam się usamodzielnić bo nie mam do tego możliwości finansowych." To powiedz jak to możliwe, że pracujesz po 10h, mieszkasz w domu rodziców i nie masz żadnych oszczędności, by przeznaczyć je na poduszkę finansową w razie wyprowadzki z domu?

Tak jak pisałam wcześniej - to, że nie wiesz co chcesz w życiu robić to nie jest Twoim największym problemem, bo nawet gdybyś wiedział, to i tak znajdziesz masę innych powodów, by nic nie zmieniać. Dziś napisałeś, w innym poście, że mógłbyś podjąć się pracy nawet za mały hajs byle by była dla Ciebie ciekawa. To powiedz jak byś to zrobił, skoro nie możesz się usamodzielnić bo nie masz do tego możliwości finansowych, ( w nowej pracy na początku nie zarobiłbyś więcej niż w obecnej), a ponadto pani z HR zadzwoniłaby w czasie Twojej pracy? No po prostu nie da się nic zrobić. Musisz zostać w tym miejscu w którym jesteś.

368 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-07-18 23:29:16)

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Odnośnie - "Na tą chwilę nie zdołam się usamodzielnić bo nie mam do tego możliwości finansowych." To powiedz jak to możliwe, że pracujesz po 10h, mieszkasz w domu rodziców i nie masz żadnych oszczędności, by przeznaczyć je na poduszkę finansową w razie wyprowadzki z domu?

Tak jak pisałam wcześniej - to, że nie wiesz co chcesz w życiu robić to nie jest Twoim największym problemem, bo nawet gdybyś wiedział, to i tak znajdziesz masę innych powodów, by nic nie zmieniać. Dziś napisałeś, w innym poście, że mógłbyś podjąć się pracy nawet za mały hajs byle by była dla Ciebie ciekawa. To powiedz jak byś to zrobił, skoro nie możesz się usamodzielnić bo nie masz do tego możliwości finansowych, ( w nowej pracy na początku nie zarobiłbyś więcej niż w obecnej), a ponadto pani z HR zadzwoniłaby w czasie Twojej pracy? No po prostu nie da się nic zrobić. Musisz zostać w tym miejscu w którym jesteś.

Kto powiedział, że nie mam oszczędności? Mam, nie jest to jakaś duża kwota ale mam, na oko starczyłoby na kilka miesięcy. Tylko co potem jak oszczędności się już skończą?

Zrobiłbym to bardzo prosto, musiałbym zostać w domu do czasu aż te możliwości by się pojawiły i dlatego piszę, że muszę wiedzieć czy to się uda. Jeśli nie to nie tylko nie zarobię więcej niż obecnie ale jeszcze zmarnuję więcej czasu nic z tego nie mając. Odebrać telefon od pani z HR to nie byłby problem, byłoby nim pojechanie na tą rozmowę, nie mogę sobie przyjść do pracy 2h później bo pracujemy w różnych miejscach, do których wyjeżdżamy z samego rana. Przypominam, że to rodzinna firma więc nie ma czegoś takiego jak "załatwić sprawę" bez informowania całej rodziny co to za sprawa.

369

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Skoro piszesz o przybliżaniu do celu to znaczy, że masz lub miałaś jakieś oczekiwania. Jakie według ciebie powinno być to przybliżenie do celu? Co powinienem do tej pory zrobić by spełnić twoje oczekiwania? Weźmy na razie coś prostego. Przykładowo wracam z pracy koło tej 18 i tego dnia już nie mam nic innego do roboty, nie mam treningu i nie jestem bardzo zmęczony, a spać się kładę po 23. Jak według ciebie powinienem wykorzystać ten czas? Co powinienem robić po tym powrocie z pracy żeby przybliżyć się do celu biorąc pod uwagę te wszystkie rady jakie tu dostałem?

vs

Shinigami napisał/a:

Akurat to "wyrzucenie z gniazda" mogłoby pomóc ale przecież nie zrobię tego z własnej woli. To jest na zasadzie, że gdyby ktoś mnie porwał i wyrzucił w lesie z dala od cywilizacji musiałbym sobie jakoś poradzić i pewnie by się to udało ale sam, bez tego porwania nie wejdę w coś takiego więc nawet jeśli to mogłoby pomóc to jest raczej niemożliwe do zrealizowania. Dlatego u zwierząt usamodzielnienie działa znacznie skuteczniej niż u ludzi nawet jeśli jest też dużo bardziej okrutne bo zwierzęta nie są ograniczone przez prawo czy moralność. Na tą chwilę nie zdołam się usamodzielnić bo nie mam do tego możliwości finansowych i nie jestem w stanie wyjść ze strefy komfortu na tyle by świadomie, z własnej woli wpakować się w warunki gorsze niż obecne. Samo szukanie pracy mnie paraliżuje, a co dopiero wysyłanie kilkudziesięciu CV i czekanie w stresie aż ktoś się odezwie. Tak samo z rozmowami kwalifikacyjnymi, nawet logistycznie to byłoby bardzo trudne do zrobienia. Pracując po 10h dziennie i wracając do domu koło tej 18 kiedy odbywać te rozmowy? Wysyłając kilkadziesiąt CV te rozmowy mogłyby być dzień za dniem i jak to ogarnąć będąc w pracy? Pytam całkowicie poważnie bo na prawdę nie wiem jak ludzie to ogarniają.

Właściwie sam sobie odpowiedziałeś na pytanie, a mnie usiłujesz w to wciągać po to tylko, by po raz kolejny przeczytać te same treści, na które dasz te same odpowiedzi.

370 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2024-07-19 08:15:52)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Odebrać telefon od pani z HR to nie byłby problem, byłoby nim pojechanie na tą rozmowę, nie mogę sobie przyjść do pracy 2h później bo pracujemy w różnych miejscach, do których wyjeżdżamy z samego rana. Przypominam, że to rodzinna firma więc nie ma czegoś takiego jak "załatwić sprawę" bez informowania całej rodziny co to za sprawa.

No i kolejny raz potwierdzasz to samo. Nawet gdybyś znalazł prace, która by Ci pasowała to i tak nic z tego. Teraz wymyslileś, że nie masz mozliwości uczestniczenia w rekrutacji. (Dla Twojej wiadomosci, teraz rekrutacje są organizowane zdalnie. Podejrzewam ze taka rekrutacja tez ci nie bedzie odpowiadac i zaraz wymyslisz ze rodzice beda w domu slyszec rozmowe, domyslą sie ze chcesz zmienic prace itd)

Dorosły chlop, a boi powiedzieć rodzinie ze ma swoje sprawy do załatwienia.
Niby firma rodzinna, pracujesz po 10h na dobe a zarabiasz minimalną - przynajmniej tak napisales ze tyle zarabiasz w innym wątku. Juz bys lepiej na tym wyszedl jakbys swoj biznes otworzył - skladanie gotowych mebli. Ponoc ikea bierze kilka tys zl za zlozenie mebli kupionych u nich. Gdybys bral połowe mniej za zlozenie takiej kuchni to masz dobry interes. Lepiej na tym bys wyszedl niz w tej pozal sie rodzinnej firmie. Taka rodzinna firma ze placi ci minimum. A szwagier pewnie trzepie gruby hajs na meblach.

I po co Ty w ogole rozkminiasz co chcesz w zyciu robić, skoro i tak tego nie zaczniesz robić.
Ten twoj brak mozliwosci uczestniczenia w rekrutacji skresla Ci mozliwosc zmiany pracy na jakąkolwiek i kiedykolwiek. Zacznij sie przyzwyczajac do zycia jakie masz, bo nic juz sie nie zmieni.

Ja juz koncze odpisywanie Tobie. Juz mnie to psychicznie przeorało bardziej niz rozmowa z moim toksycznym byłym. Normalnie jakby sie gadało do ściany. Kazdy dobry pomysł (nie tylko moj ale wszyskich tutaj) jest banowany jako zły. Na wszystko są kontrargumenty z dupy.

371

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Dla Twojej wiadomosci, teraz rekrutacje są organizowane zdalnie. Podejrzewam ze taka rekrutacja tez ci nie bedzie odpowiadac i zaraz wymyslisz ze rodzice beda w domu slyszec rozmowe, domyslą sie ze chcesz zmienic prace itd)

Dorosły chlop, a boi powiedzieć rodzinie ze ma swoje sprawy do załatwienia.
Niby firma rodzinna, pracujesz po 10h na dobe a zarabiasz minimalną - przynajmniej tak napisales ze tyle zarabiasz w innym wątku. Juz bys lepiej na tym wyszedl jakbys swoj biznes otworzył - skladanie gotowych mebli. Ponoc ikea bierze kilka tys zl za zlozenie mebli kupionych u nich. Gdybys bral połowe mniej za zlozenie takiej kuchni to masz dobry interes. Lepiej na tym bys wyszedl niz w tej pozal sie rodzinnej firmie. Taka rodzinna firma ze placi ci minimum. A szwagier pewnie trzepie gruby hajs na meblach.

I po co Ty w ogole rozkminiasz co chcesz w zyciu robić, skoro i tak tego nie zaczniesz robić.
Ten twoj brak mozliwosci uczestniczenia w rekrutacji skresla Ci mozliwosc zmiany pracy na jakąkolwiek i kiedykolwiek. Zacznij sie przyzwyczajac do zycia jakie masz, bo nic juz sie nie zmieni.

Ja juz koncze odpisywanie Tobie. Juz mnie to psychicznie przeorało bardziej niz rozmowa z moim toksycznym byłym. Normalnie jakby sie gadało do ściany. Kazdy dobry pomysł (nie tylko moj ale wszyskich tutaj) jest banowany jako zły. Na wszystko są kontrargumenty z dupy.

Zdalnie nie byłoby problemu, to w zasadzie rozwiązałoby cały problem. Zamykam drzwi i rozmowy nikt nie usłyszy, nawet będąc w pracy mógłbym to zrobić przez telefon. Kilka razy miałem tak konsultacje jak jeszcze byłem na terapii. 

Wiesz ilu jest takich samozwańczych stolarzy składających gotowe meble? Ma każdym rogu takiego znajdziesz i oni nie liczą sobie połowy tego co Ikea bo zazwyczaj robią tak, że potem firma taka jak moja musi to poprawiać choć my akurat że dwa razy to robiliśmy. Z resztą co to za różnica czy mam minimalną czy trochę więcej jak żeby wynająć nawet małą kawalerkę i przetrwać w mieście na poziomie podobnym do obecnego musiałbym zarabiać co najmniej dwa razy tyle co teraz.

372 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2024-07-19 09:17:23)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Wiesz ilu jest takich samozwańczych stolarzy składających gotowe meble? Ma każdym rogu takiego znajdziesz i oni nie liczą sobie połowy tego co Ikea bo zazwyczaj robią tak, że potem firma taka jak moja musi to poprawiać choć my akurat że dwa razy to robiliśmy. Z resztą co to za różnica czy mam minimalną czy trochę więcej jak żeby wynająć nawet małą kawalerkę i przetrwać w mieście na poziomie podobnym do obecnego musiałbym zarabiać co najmniej dwa razy tyle co teraz.

Ja pierd..le.
A ja nie mowie o partaczach tylko właśnie o Tobie, sam napisałes ze zrobiłbys to lepiej. I tak - zarobisz wiecej na samym skladaniu mebli, bo zlozysz 2 kuchnie w tyg (8 na miesiąc) i juz masz miesiecznie o wiele lepszy hajs niz obecnie. A ile skladasz taką kuchnie, jeden dzień, gora dwa. To przelicz ile mozesz zarobić.

Nooo ale co rodzina powie, co ludzie powiedzą, jak to tak, nie godzi sie bys mial swoj biznes i godnie zarabiał, tylko zebys był wycieraczką dla szwagra. Twoj szwagier bierze za kuchnie od 20 do 50 tys a tobie placi minimalną i boisz sie z tą rodziną zmierzyc i powiedziec ze robią z ciebie frajera. Brawo ty, bądz dla niego dalej sługusem. Koncze dyskusje na tym forum.

373 Ostatnio edytowany przez Foxterier (2024-07-19 09:41:47)

Odp: Co to znaczy żyć?

Wydaje mi się że należy Shiniego zacząć traktować jak innego tutejszego użytkownika - Niskiego, który mając 178 cm wzrostu żali się że jest za niski i to rujnuje mu życie, dodatkowo ma autyzm i upośledzenie umysłowe + niskie IQ. Tak samo Miklosza - sympatyczny chłopak, ale sam przyznał że leczy się na parę chorób psychicznych z schizofrenią włącznie.

Rozmawiacie z Shinim na racjonalne argumenty a to jest zupełnie chybiona metoda bo jego mózg jest atypowy. Owszem, on pisze ładne długie posty, ale na poziomie emocjonalnym/sprawczości jest kompletnie niepełnosprawny.

Shni gra z nami - świadomie bądź nie - w różne gry psychologiczne, w rozmowie z nim człowiek czuje się kompletnie wyssany z energii bo on neguje absolutnie wszystko. Potrzebuje fachowej pomocy z jasno postawionymi granicami i egzekwowaniem jego zaangażowania - żeby zaczął robić coś więcej niż tylko negował każdy pomysł zmiany.

I on też nie jest taki bezradny jak się wydaje - takie posty jak moje które "nie chcą się z nim dłużej bawić" albo ignoruje, albo pisze "jak ci coś nie pasuje to nie udzielaj się w moim wątku" - ma modus operandi podobny do Julki, chodzi o odbijanie piłeczki. Dlatego wypadł z terapii, bo terapeutka zobaczyła z kim ma do czynienia.

374

Odp: Co to znaczy żyć?

Ja czuję obrzydzenie czytając jego posty. Jego roszczeniowość jest przerażająca. Zdrowy, inteligentny, silny facet, siedzi na forum i biadoli jaki to on jest biedny, bo nie urodził się w bogatej rodzinie i musi pracować. Zupełnie nie docenia tego co ma. A zaraz potem wchodzę na FB i widzę posty mojej koleżanki raptem 2 lata starszej od niego, która od roku praktycznie mieszka w szpitalu walcząc o życie dwulatka z nowotworem złośliwym. I ona nie biadoli, nie skarży się. Potem moje myśli wędrują do innej koleżanki, która w wieku 25 lat miała wypadek samochodowy, ma usuniętą ćwierć czaszki, musiała się na nowo uczyć mówić, chodzić, przez 4 lata mieszkała w ośrodku rehabilitacyjnym. I też nie narzeka, cieszy się, że przeżyła. A dwa lata młodszy Shini siedzi na forum i czuje się najbardziej poszkodowanym człowiekiem na świecie, bo nie urodził się milionerem i nigdy nie ruchał.

375

Odp: Co to znaczy żyć?

Dokładnie, na poziomie sprawczości jestem na samym dole. Moja sprawczość jest znikoma. Poziom emocjonalny zaczyna się podnosić ale wciąż daleka droga.

To szukanie pracy jest dla mnie wręcz niewyobrażalne. Przykładowo pójście do łazienki czy do sklepu po bułki chyba dla każdego jest tak proste i oczywiste, że nawet się nad tym nie zastanawia. Teraz wyobraźcie sobie gdyby coś tak prostego było dla kogoś niewykonalne. Dla was szukanie i zmienianie pracy jest jak ten sklep z bułkami, a mnie paraliżuje na samą myśl o tym. A jeszcze tak z ciekawości, 20zł/h na rękę to bardzo mało czy nie aż tak?

376

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

A jeszcze tak z ciekawości, 20zł/h na rękę to bardzo mało czy nie aż tak?

To jest mniej niż obecne minimalne wynagrodzenie za prace. Szwagier robi z Ciebie frajera na całego

377

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Priscilla
w depresję nie wpadnę smile
Też uważam, że problemy się rozwiązuje, od tego one są. Pytanie nie czy tylko jak to zrobić. Jeśli proste, znane i powszechnie stosowane sposoby zawodzą to pozostaje odpuścić albo drążyć. Uważasz, że drążenie nie ma sensu? Twoje prawo. A masz lepszy pomysł? Jeszcze nie sprawdzony? Masz jakiś sposób na wyrwanie Shini z marazmu? Ja zwyczajnie na wyrwanie nie mam. Wyrywanie jest rozwiązaniem siłowym. Ewentualnie na wyciągniecie może ślad pomysłu mam, ale wyciąganie to akurat trwa. Wyrwać by go być może mogły jakieś okoliczności zewnętrzne. Których w sposób oczywisty nie zdołam wyprodukować rozmawiając na forum.

OmegaO24

Co mój wiek ma do rzeczy? Ma być jakimś argumentem? Piszemy na forum, każdy może o sobie napisać, co chce. O sobie, swoim życiu, doświadczeniach. Prawda wyjdzie na jaw albo i nie. Jak napiszę, że młoda to jestem co najwyżej duchem to co, stanę się jakoś bardziej wiarygodna? Jak opiszę swoje doświadczenia życiowe to co, będę bardziej wiarygodna? Żebyś wiedział/a że czasem mnie korci.

Obserwując stan Shini na teraz cóż, najwyraźniej jego rodzice nie potrafili go mądrze wychować i odpowiednio przygotować do dorosłego życia. I teraz nie ma wyjścia, musi to, czego oni nie zrobili, sam zrobić. W pewnym sensie sam siebie wychować w jakimś zakresie.

Nie jesteśmy zwierzętami i nasze życie zarówno psychiczne jak i społeczne jest jakby ciut bardziej skomplikowane miejscami niż to ptaków czy sarenek. Takie na przykład wyrzucenie z gniazda nadmiarowego potomka na pewną śmierć (bociany) czy zagryzienie potomstwa konkurenta (lwy) ... proste, łatwe i działa.

Karmaniewraca
Jeśli  Twoim zdaniem "tu potrzeba behawioralnego działania" to na pewno się nie zgodzimy. Na wielu płaszczyznach, bo ja mam do takich działań stosunek wielce krytyczny. Nie że potępiam w czambuł i nie krytykancki, ale krytyczny i owszem. Po prostu wiem, że podejście behawioralne czy poznawczo- behawioralne ma zauważalnie ograniczoną skuteczność. Tyle w temacie. Mój sposób pisania jest mój, jednym się podoba, drugim jest obojętny, trzecim się nie podoba. Nie jest to mój problem, na szczęście.


Wiele terapii się nie sprawdza, ludzie wpadają z jednej traumy w kolejna. Ważne jest coś sobie uświadomić ale nie można tego robić przez lata. Wgl kreujesz się tu na jakaś soecjakistke ale jeśli nią jesteś to jesteś w opór nieetycznych z rozdrapywaniem życia randomowego typa na forum. Dziwnie mi się to czyta, w chuj jest to niefajne i jak uważam Sginiego za totalnego jeczybule to nie życzę mu źle i mam nadzieję, że jest oporny na manipulacje innych ludzi którzy sobie urządzają imprezę jego kosztem. W sumie na jego własne życzenie no ale wciąż nawet jeśli to nie powód żeby sobie samemu coś osiągać.

378

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Ja widzę w awansie, sławie czy wysokim stanowisku uznanie i szacunek ludzi wokół, poważne traktowanie. Będąc sławnym czy zajmując wysokie stanowisko jest większa szansa, że zostanę zapamiętany, zostać zapomnianym to ostateczna śmierć. Już od dawna mam takie myśli, że skoro nie mogę mieć rodziny, która przekażę dalej pamięć o mnie to muszę dokonać czegoś co sprawi, że ludzie spoza rodziny mnie zapamiętają. No i będąc sławnym lub mając wysokie stanowisko jest większa szansa na znalezienie dziewczyny.

Bardzo możliwe, że z tą wyprowadzką mogło być tak jak piszesz ale jednak miałbym szanse się usamodzielnić i pewnie też miałbym już dziewczynę albo chociaż doświadczenie w zakresie związkowo-seksualnym. Znam kilka osób, które po podwyżkach czynszu musiały wracać do rodziców poza miasto. Niektórzy z nich wciąż siedzą u tych rodziców.

No dobra ale skoro dziewczyna tak pomyślała to czemu ona nie spróbowała czegoś więcej powiedzieć? Przecież nie musiała od razu gdzieś zapraszać tylko po prostu cokolwiek powiedzieć by ja nie myślał, że ona się śpieszy, a właśnie tak pomyślałem. Jeszcze szliśmy, a raczej biegliśmy w przeciwnych kierunkach, przez chwilę nawet pomyślałem, że mogła uznać mnie za jakiegoś creepa i uciekła bo tak bez wahania wyskoczyła na deszcz choć nie uważam bym dał jej do tego powód. Na prawdę nawet nie pomyślałem, że ona mogła pomyśleć tak jak napisałaś, to się wydaje zbyt nieprawdopodobne.

Wiem, że dziewczyna to człowiek ale po prostu nie potrafię tego inaczej opisać. Nigdy nie doświadczyłem miłości ani bliskości więc nie wiem czego powinienem oczekiwać od dziewczyny i ogólnie związku. Nigdy nie miałem z nikim tak bliskiej relacji jak związek z ukochaną osobą więc nawet nie wiem czego "chcieć". Najpierw muszę się dowiedzieć czym to wszystko w ogóle jest, jakie to są uczucia, jak nazywają się emocje temu towarzyszące.

Wiem ile i jak ciężkiej roboty wymaga zarobienie tych pieniędzy więc pochodzę do tego rzetelnie. Wręcz nie rozumiem jak ludzie mogą wywalać całą kasę na jakieś niepotrzebne im głupoty, a potem narzekać, że nie mają kasy. Znam też paru takich, którzy nabrali chwilówek i znaleźli się w sytuacji, że jeden kredyt spłacali drugim. Jeden znajomy nawet się zadłużył u jakichś nieciekawych typów i dosłownie uciekł z miasta. A mój jeden kolega to już jest niezły hit, wziął kredyt by spłacić dług swojej dziewczyny, z którą był ledwo kilka miesięcy. Niby nie była to duża kwota ale odwagi nie można mu odmówić, ja w życiu bym się nie zgodził na coś takiego. Na szczęście dla niego wciąż są razem, dziewczyna nie zniknęła zaraz po spłacie kredytu.
 
Z pewnością w moim przypadku te niewielkie urazy się skumulowały w kwestii tego zniechęcania do wszystkiego przez co teraz tak ciężko mi podjąć działanie czy też szybko rezygnuję z niektórych rzeczy, czasami jeszcze zanim na dobre zacznę. I to ciągłe wymaganie by było idealnie albo wcale przez co jeśli nie mogę sobie wyobrazić sukcesu to nawet nie próbuję. Jutro postaram się przeanalizować ponownie rozdział 3 i zobaczymy co jeszcze znajdę.



Dokładnie tak to, że teraz zajmuje się akurat stolarką wynika wyłącznie z tego, że akurat tym zajmuje się szwagier. Gdyby robił hydraulikę, elektrykę czy cokolwiek innego, ja też był to robił. A gdyby nie on to pewnie bym wylądował w tej samej firmie co mój ojciec. Na początku chodziło tylko o załatwienie jakiejś roboty, bez wysyłania CV, bez rozmów kwalifikacyjnych, bez konkurencji. Obecna robota nie daje mi jakiejś super satysfakcji czy spełnienia, oczywiście widok zadowolonego klienta zawsze jest bardzo miły ale nie czuję by to było moje przeznaczenie. To po prostu praca, bez żadnych wyższych uczuć z tym związanych, trzeba wykonać robotę by dostać pieniądze, trzeba dbać o wizerunek firmy bo to rodzina i tyle. Właśnie w tym leży cały problem, że nie mam tego "chcę". Nie mogę sobie wyobrazić pracy, o której bym myślał "to jest to, właśnie to chcę robić, tym jestem, to moje przeznaczenie".


Wysokie stanowisko czy sława  - w tym widzisz uznanie i szacunek ludzi wokół? Odnoszę wrażenie, że widzisz jedno kompletnie nie widząc drugiej strony medalu.
Tej przykrej, wrednej, niszczącej. Której trzeba sprostać, jak się już na świeczniku znalazło. Zazdrości, zawiści, hejtu, obłudy, kopania dołków,  wysiłku iżby się utrzymać, bo spadniecie grozi w każdej chwili, a spadanie z wysoka boli... Shini, każdy medal ma dwie strony. A szacunku ludzi kupić się nie da. Choć wielu by chciało.
Odnośnie ostatecznej śmierci to sądzisz, że po śmierci (o ile jest coś po śmierci) człowieka obchodzi, czy jest pamiętany?
Nie chodziło mi o to, co ta dziewczyna z deszczu pomyślała ale o to, że Ty nie wiesz, co pomyślała. To możesz sobie co najwyżej wyobrazić. Czemu (hipotetycznie) ona nic nie zrobiła choć mogła? Też nie wiesz. A może jest taka, jak Ty? Coś ją blokuje, z jakiegoś powodu nie zdążyła, nie miała pomysłu? Cokolwiek. Ogólnie idzie mi o to, że zwyczajnie pewnych rzeczy się nie wie. I się strzela w ciemno, zakładając że być może się trafi. Nie trafienie niczym nie grozi, nie jest niebezpieczne.

Jak nie umiesz wyobrazić sobie sukcesu to nawet nie próbujesz? Jakimś sposobem na takie coś jest zaczynanie do małego. Sytuacji, w której sukces jest łatwy do wyobrażenia. Powiedzmy te Twoje śniadania. Odtąd/dotąd. Nie odlatując w rejony typu "szef wielkiej korporacji". Z tego co zauważyłam to poczucie "coś mogę, coś ode mnie zależy" masz w zaniku. No to może by zacząć fundament jakiś budować? Od małych cegiełek? Od zobaczenia, że coś ode mnie zależy, na przykład to, co jem na śniadanie? Wiesz, Wielki Mur Chiński zbudowano z cegieł. Niezbyt dużych. I co ciekawe, gdy rozpoczynano jego budowę nikt nie miał wyobrażenia, jak też ten Wielki Mur będzie wyglądał jako produkt finalny. Nie istniał żaden projekt zatwierdzony do realizacji.

Widok zadowolonego klienta jest miły? A czemu jest miły?

379

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Jack, nie rób mi tego big_smile to "amen" mnie rozsypało i zaczęłam się rozglądać za jakąś amboną do wykorzystania smile

Tak bardziej serio to póki Shini nie przejdzie od "chciałbym" (tu wpisz liczne życzenia) do "chcę"(tu wpisz konkret)  będzie jak będzie. Toż on póki co nawet nie stwierdził, że chce być stolarzem. On nim w jakiejś wersji jest, bo tak wyszło. Wersja "wujek ma stolarnię". Jakby wujek prowadził inną działalność, to by w życiu Shini "wyszło" co innego jako zawód wykonywany zapewne.
Z sensem piszesz o byciu stolarzem, ale w tym planowaniu dalszej kariery Shini chyba by warto się dogrzebać jakiegoś jego chcenia. Dokładniej to on by się musiał dogrzebać do swojego "chcę".


Dlatego polecałem mu pod kątem zawodowym rozpoczęcie współpracy z doradcą zawodowym. Jest wiele testów predyspozycji, które pozwalają poznać siebie pod tym kątem lub przynajmniej nadać jakiś wstępny kierunek. Ale niezależnie od tego co się robi, to można odnieść sukces i znaleźć szczęście. Wystarczy podążać za pasją i ją rozwijać.

Lubi anime? Może zostać blogerem na ten temat, może projektować gadżety, może założyć wydawnictwo lub sklep internetowy z mangami, ciuchami i całą resztą. Możliwości nie brakuje. Owszem, sytuacja gospodarki nie jest kwitnąca i każdy biznes (każda większa zmiana życiowa) wiąże się z większymi wydatkami, ale....to jest normalna cena rozwoju. Żeby coś wyjąć, to najpierw trzeba w to włożyć.

380

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:
123qwerty123 napisał/a:

Także tak. Zawsze coś nie tak. Każda opcja wg Ciebie jest zła. A te opcje i pomysły o których ci tu ludzie pisali są o niebo lepsze niż to co teraz masz.

Amen. I w ten oto sposób historia zatacza koło, bo Shini niby chce, ale tak naprawdę niczego nie chce, bo musiałby wyjść ze swojej strefy komfortu, a tego nie zrobi.
No cóż, dorosłość właśnie na tym polega, ale Shini wyraźnie nie chce być dorosły, zasłaniając się dzieciństwem i wieloma innymi problemami, których powinno już dawno nie być.


A obiektywnie to połowy (jak nie lepiej) tych problemów nie ma. W sensie one nie istnieją.

381

Odp: Co to znaczy żyć?
Karmaniewraca napisał/a:

O ile Jack go prał żeby się wyładowac

Jack nikogo nie prał. Wytykaliśmy mu błędy i lenistwo wszyscy. Przy czym byłem jedyną osobą, która mu napisała, że jak nie chce - to nie musi zmieniać niczego w swoim życiu, bo liczy się to, aby umiał czerpać szczęście z tego co robi bez względu na to co to jest. Bez tej drobnostki, to nigdy nie będzie szczęśliwy, bo zawsze znajdzie sobie powód do narzekań.

382 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-07-19 18:03:48)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

A jeszcze tak z ciekawości, 20zł/h na rękę to bardzo mało czy nie aż tak?

Za jednym z portali ekonomiczno-gpspodarczych:

Od stycznia 2024 r. płaca minimalna za godzinę wynosi 27,70 zł brutto, a od lipca 2024 r. 28,10 zł. W przeliczeniu jest to odpowiednio 23,90 oraz 24,25 zł netto.



Jeśli szwagier daje ci 20zł na rękę to wali cie w kakałko płacąc NIŻEJ niż najniższa krajowa. Po cholerę pytasz, jak już z pół rokuj temu ci tłumaczyliśmy, że szwagier cie rucha na kasę.

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Owszem, cierpliwość ma swoje granice, u każdego gdzieś tam są. Tyle że co jednego irytuje, drugiego akurat niespecjalnie albo i wcale. Można sobie samemu , mając wolny czas i chęci wykonać mini-analizę "czemu X mnie wkurza" - bywa, że daje ciekawe wnioski odnośnie samego siebie.

Teorie znam. Powiedzmy, że mam alergie na pisanie głupot z perspektywy podszytej wyższością bucowatej postawy.
Widzę głupoty, takie obiektywnie prawdziwe, plus wspomnianą postawę, reaguję. Czasem westchnieniem, czasem, jeśli tego dużo, komentarzem.
Choć z reguły i najczęściej, kiedy wiem że ktoś taki się szarogęsi, ignoruję.
Ot, cała tajemnica.

Muqin napisał/a:

ale nikogo tym nie krzywdzę przecież, to sobie jestem. smile

Ciekawa perspektywa. Gdybyś kogoś skrzywdziła, nie mogłabyś być?

Krzywda nie zawsze jest czymś złym, czasem jest konieczna do wzrostu.
Przykład autora- dopóki rzeczywistość mu nie dokopie, będzie dalej książkowym przykładem marnowania swojego życia.
Gdyby szwagier go zwolnił a rodziców zabrakło, szybko dałoby się zrobić to, czego teraz się nie da.


Muqin napisał/a:

Zmiana termin rozległy. Owszem, jakoś tam można uznać, że kopem do zmiany jest granica bólu, dyskomfortu. Choć kopem może być też odwrotnie, stan euforii.  Zauważ ilu zmian potrafi dokonać człowiek szczęśliwie  zakochany - niejeden góry przeniesie na fali tego zakochania. Ogólnie - uruchomienie emocji. Jeśli ktoś ma emocje stłumione, zblokowane - nie ma kopa, nie ma zmiany.

Tak, masz rację. Choc dodałbym do tego pracę nad sobą niezwiązaną z gwaltownymi zmianami, bólem, euforią, uruchomieniem emocji.
Czasem wystarczy niezadowolenie z obecnej sytuacji by taką pracę zacząć. Wydaje mi się, że efekty mogą być nawet bardziej trwałe, bo takie paliwo do zmian jest stabilniejsze a sama praca ma szanse być pracą u podstaw.

Muqin napisał/a:

Zapewne nie chciało Ci się czytać dokładnie moich tutaj elaboratów. Bo pisałam, że sytuacja Shini jest zbyt wygodna, żeby dokonał zmiany radykalnej w życiu. On jest w takiej pozycji "zbyt źle żeby czuć się szczęśliwym i zbyt dobrze, żeby zrobić rewolucję".

Nie widziałem tego, mam podobne wnioski.
Gość ma lekki zgrzyt między tym czego by chciał
(ciekawy, dajacy do myślenia fragment o potrzebie zapisywania się w pamięci, szukaniu walidacji. Czyżby pod tym wszystkim, lekki rys narcystyczny? Przerost ego? Czesto tacy ludzie nie próbują sparalizowani mozliwoscią porażki, czyli zachwianiem swojego wizerunku we wlasnych oczach),
a tym co ma.
Frustruje się, bo na wielu polach odstaje, a jednocześnie nie robi nic ze swoimi blokadami, które są odpowiedzialne za taki stan rzeczy.

Muqin napisał/a:

Jeśli ktoś ma gdzieś docierać to chyba Shini, nie ja. Konkretnie to do swoich emocji.

Emocji też, ale przede wszystkim do swojej podświadomości, gdzie ma wgrany wadliwy soft. Zmiana oprogramowania, tego tu trzeba.
Jedną dróg są też emocje, na początek np strach, który go we wszystkim paraliżuje.
To jest jasna wskazówka, idąc za nim mógłby zrzucić sporo blokad.

Póki co, On opisuje swoje problemy, Wy mu piszecie co mógłby zrobić, On Wam tłumaczy dlaczego nie może tego zrobić.
Karuzela się kręci, wszyscy zadowoleni;)

384

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:

Gość ma lekki zgrzyt między tym czego by chciał
(ciekawy, dajacy do myślenia fragment o potrzebie zapisywania się w pamięci, szukaniu walidacji. Czyżby pod tym wszystkim, lekki rys narcystyczny? Przerost ego? Czesto tacy ludzie nie próbują sparalizowani mozliwoscią porażki, czyli zachwianiem swojego wizerunku we wlasnych oczach),
a tym co ma.


Taka chęć zapisania się w pamięci, dokonania czegoś znaczącego jest całkowicie normalna. Większość ludzi realizuje to poprzez spłodzenie potomstwa (a w wieku jest odpowiednim i inni jego rówieśnicy już to życie rodzinne rozpoczynają). Gdzieś nawet Peterson o tym mówił, że jak nie masz dzieci, to musisz mieć zajebiście dobre życie zawodowe (szeroko rozumianą karierę), bo inaczej to deprecha gwarantowana w poczuciu straconego życia.

Czy tacy ludzie często nie próbują? Wątpię. Raczej odwrotnie. Często próbują. Tylko to taki słomiany zapał najczęściej. Bo Shini też próbuje. Teoretycznie szuka porady jak wyjść ze swojego impasu. Jak się przełamać. To, że na rozmowie się kończy, to insza inszość. Próba jest. Można odfajkować.


Tej porażki mającej zachwiać wizerunkiem natomiast nie rozumiem. Porażka to jednak naturalny proces nauki. Uczymy się poprzez popełnianie błędów i wyciąganie w z nich wniosków. Nie wiem czemu takie coś miałoby zachwiać czyimkolwiek wizerunkiem. Porażka przy próbowaniu nowego to jednak co innego niż zjebanie w czymś, w czym teoretycznie powinno się być dobrym.

385

Odp: Co to znaczy żyć?

Pisząc o analizie "czemu X mnie wkurza" miałam na myśli sytuację, w której tak wstępnie nie wiem, czemu mnie wkurza. Jeśli gada głupoty (w mojej ocenie) bądź postawę ocenię tak, jak napisałaś/eś to wiem od razu i nie ma co analizować. Ciekawie bywa, jeśli wkurza a nie wiem czym.

Gdybym krzywdziła (niedokonane) to po uzyskaniu informacji zwrotnej w temacie bym się zastanowiła, co z tym fantem uczynić i jaką decyzję podjąć. Nie na zasadzie czy mogę być. Gdybym skrzywdziła (dokonane) takoż samo. Świadomie tego nie robię, nieświadomie jak wiadomo może się zdarzyć. Bez informacji zwrotnej nie ma o czym gadać.

Krzywda jest czasem konieczna do wzrostu? Śmiem wątpić. W przyrodzie chyba się tego nie daje zaobserwować jako czegoś koniecznego do wzrostu.  U ludzi miałoby być  inaczej niż u całej reszty żywych organizmów? To ciekawa teza, ale wymagałaby solidnej argumentacji. Oczywiście "krzywdę" na początek by należało doprecyzować.

Póki rzeczywistość mu nie dokopie będzie przykładem marnowania życia?
Tu sobie wchodzimy w rejony trochę filozoficzne, czymże bowiem jest "marnowanie życia"? Wedle jakich kryteriów i kto miałby być umocowany do oceniania?
Gdyby szwagier Shini zwolnił a rodzice wykopali z domu są 3 wersje.
1. Faktycznie by mu się uruchomiły zasoby i wyszedł by na tzw. prostą. Przy czym to, co teraz w tym byciu na prostej nie zaniknie, cudów nie ma. Gdzieś mu się będzie ujawniało.
2. Odjechałby w rejony społecznie nieakceptowalnego zarabiania  na życie, mam tu na myśli działalność na granicy bądź sprzeczną z prawem.
3. Rozpadłby się psychicznie i powiększył grono bezdomnych. Alkoholizm/narkomania w tle opcjonalnie. Także odnośnie pkt 2.

Niezadowolenie z obecnej sytuacji to są też emocje. Niezadowolenie to emocja złożona oraz o niezbyt dużym natężeniu, ale nadal - emocja. Nie do każdego działania niezbędny jest napęd atomowy, mały motorek bywa zupełnie wystarczający. Tym niemniej są działania potrzebujące czegoś znacznie mocarniejszego niż stabilne emocje o niewielkim natężeniu. Opcja pomalutku do przodu na małych emocjach daje się zastosować albo i nie. Mnie osobiście jest bliska. A że nie każdy jest mną- staram się być otwarta.

Wadliwy soft w podświadomości wgrany? Że wadliwy widać, bo niby jakoś działa, ale nie za dobrze. No i jaki z tego wniosek? Ktoś mu to-to wgrał. Należałoby wgrać prawidłowy wykasowawszy uprzednio wadliwy? A jak to się robi u człowieka? Niestety upierdliwe to jest, bez gwarancji pełnego sukcesu i straszliwie zindywidualizowane oraz zależne od multum czynników, wśród których są i takie, co to nie ruszysz, bo są zewnętrzne. 
Strach owszem, to już z Shini nawet uzgodnione, lęk go paraliżuje. Nazwa "robocza" to u niego "lęk przed karą" , tak to opisał. Oczywiście można innych określeń użyć, ten jego lęk jest poskładany z mniejszych elementów itd. Tyle że za niego nikt się nie przestanie bać przecież.

Ja się raczej staram nie pisać Shini, co mógłby zrobić na poziomie innym niż mikro. Oraz jeśli mam nadzieję na zmianę to malutką, nieprędko. Ogólnie podejście jest jak opisałaś/eś wzbogacone frustracją, że "my się staramy a nie działa".

Karuzela działa jak najbardziej, w końcu ileś osób korbą kręci i  ją napędza pisząc po raz n-ty to samo i uzyskując przewidywalne efekty. Gdyby Shini nagle przestał im odpowiadać to bym uznała za cud. A w cuda nie wierzę.  smile

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Krzywda jest czasem konieczna do wzrostu? Śmiem wątpić. W przyrodzie chyba się tego nie daje zaobserwować jako czegoś koniecznego do wzrostu.  U ludzi miałoby być  inaczej niż u całej reszty żywych organizmów? To ciekawa teza, ale wymagałaby solidnej argumentacji. Oczywiście "krzywdę" na początek by należało doprecyzować.


"Per aspera ad astra", jako jedna z dróg.
Działa i ma się dobrze, argumentów są całe tomy.

Muqin napisał/a:

Póki rzeczywistość mu nie dokopie będzie przykładem marnowania życia?
Tu sobie wchodzimy w rejony trochę filozoficzne, czymże bowiem jest "marnowanie życia"? Wedle jakich kryteriów i kto miałby być umocowany do oceniania?

Wg jego kryteriów- to on się wypowiada w takim tonie. Jedno wielkie biadolenie na swoje życie.
Życie, które obiektywnie oceniając, nie jest takie złe. Szału nie ma, ale tragedii też. Niejeden by się zamienił.
Jeśli jednak autor chce żyć inaczej ale nic nie robi w tym kierunku, marnuje swoje życie.

Muqin napisał/a:

Gdyby szwagier Shini zwolnił a rodzice wykopali z domu są 3 wersje.

Takich wersji dałoby się naprędce wymyślić znacznie więcej.
W każdej z nich autor będzie robił rzeczy, których teraz nie robi. Czasem takie, które teraz uważa za niemożliwe.
Jedyna zmienna to motywacja.

Muqin napisał/a:

Wadliwy soft w podświadomości wgrany? Że wadliwy widać, bo niby jakoś działa, ale nie za dobrze. No i jaki z tego wniosek? Ktoś mu to-to wgrał.

Przecież to oczywiste

Muqin napisał/a:

Należałoby wgrać prawidłowy wykasowawszy uprzednio wadliwy? A jak to się robi u człowieka?

Metod jest sporo. Żeby znaleźć odpowiednią dla siebie, trzeba choć próbować cokolwiek robić.


Muqin napisał/a:

Niestety upierdliwe to jest, bez gwarancji pełnego sukcesu i straszliwie zindywidualizowane oraz zależne od multum czynników, wśród których są i takie, co to nie ruszysz, bo są zewnętrzne.

Jaka perspektywa go czeka, jeśli nie zacznie?
Poza tym, wszystkie są wewnętrzne i każdy da sie ruszyć. Może nie zawsze całkiem wyeliminować, ruszyć już tak.
Możemy decydować o sposobie, w jaki odbieramy rzeczywistość.

Muqin napisał/a:

Karuzela działa jak najbardziej, w końcu ileś osób korbą kręci i  ją napędza pisząc po raz n-ty to samo i uzyskując przewidywalne efekty. Gdyby Shini nagle przestał im odpowiadać to bym uznała za cud. A w cuda nie wierzę.  smile

To działa w obie strony;) Ta karuzela jest też napędzana przez autora.

387

Odp: Co to znaczy żyć?

RozrabiakaWmalinowymGaju

Albo "ad inferno" albo jeszcze gdzie indziej, albowiem dróg jest wiele.

Argumentów przeciw też są całe tomy, teza postawiona dogmatycznie czyli bez argumentów nie nadaje się do dyskusji smile Czyli - się z tezą postawioną nie zgadzam i na tyle.

Wedle swoich kryteriów na teraz Shini marnuje sobie życie. Możliwe, ze zmieni kryteria. A możliwe, że nie. I że wedle swoich kryteriów zmarnuje. Tak sobie można się słowami bawić.

Oczywiście, ze by się dało wymyślić o wiele więcej scenariuszy. Ale moim zdaniem byłoby to mnożeniem bytów nad potrzebę.

Akurat metody odpowiedniej dla siebie to Shini szuka. Jak na razie bez skutku.

A od czego on ma zacząć Twoim zdaniem? Tak punktowo. Żeby zadziałało. Wiesz? Bo ja jak na razie nie wiem. Co zadziała wiesz? Bo ja jak na razie nie wiem.

O sposobie, w jaki odbieramy rzeczywistość w jakimś zakresie także moim zdaniem  możemy decydować. Ale że to postrzeganie rzeczywistości wielce wieloaspektowe  jest... na ile możemy decydować jest sprawą wcale nie zamkniętą.

W tym wątku to Shini karuzelą nie kręci. W innych i owszem, w tym jemu kręcą a on w to wchodzi. smile

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Albo "ad inferno" albo jeszcze gdzie indziej, albowiem dróg jest wiele.

Argumentów przeciw też są całe tomy, teza postawiona dogmatycznie czyli bez argumentów nie nadaje się do dyskusji :) Czyli - się z tezą postawioną nie zgadzam i na tyle.

Jeśli nie zgadzasz się z tym, że cierpienie może być trampoliną wzrostu, nie mamy o czym rozmawiać w tym względzie. Dla mnie to oczywiste.

Muqin napisał/a:

Wedle swoich kryteriów na teraz Shini marnuje sobie życie. Możliwe, ze zmieni kryteria. A możliwe, że nie. I że wedle swoich kryteriów zmarnuje. Tak sobie można się słowami bawić.

To Ty sie nimi bawisz. Ja się odnoszę do konkretnej sytuacji, opisywanej na bieżąco przez zainteresowanego, zastanawiając nad możliwością zmiany.

Muqin napisał/a:

Oczywiście, ze by się dało wymyślić o wiele więcej scenariuszy. Ale moim zdaniem byłoby to mnożeniem bytów nad potrzebę.

Sama zaczełaś z tym kombinować, stad moja uwaga. Tymczasem, rzecz sie sprowadza do tego, czy autor drgnie w temacie, czy nie.

Muqin napisał/a:

Akurat metody odpowiedniej dla siebie to Shini szuka. Jak na razie bez skutku.

Skąd to wiesz?
Wszelkie dane wskazują, że jedyne co autor robi ze swoimi problemami, to opisywanie ich publicznie.
Od dłuższego czasu, więc można podejrzewać że to mu wystarcza.

Muqin napisał/a:

A od czego on ma zacząć Twoim zdaniem? Tak punktowo. Żeby zadziałało. Wiesz? Bo ja jak na razie nie wiem. Co zadziała wiesz? Bo ja jak na razie nie wiem.

Niby jakim cudem miałbym znaleźć gościowi metodę co do której byłbym pewien, że zadziała? Widząc jego bierną postawę, podejrzewam że jeszcze takiej nie wymyślono.
Gdyby jednak chciał realnie coś robić, nie tylko jęczeć Ci w spódnicę, zacząłbym od próby oswojenia strachu.
To emocja, do której ma wyraźny dostęp i która mocno nim  powoduje.
Więc, świadome wywoływanie jej w sobie, w bezpiecznej skali, "przytulenie" jej- akceptacja i w efekcie, rozpuszczenie. Po tym, małe pierwsze kroki w realu z tym samym.
Budowanie małymi krokami przekonania, że się da.

Muqin napisał/a:

W tym wątku to Shini karuzelą nie kręci. W innych i owszem, w tym jemu kręcą a on w to wchodzi. :)

Ni piszę o tym wątku, tylko o jego ogólnej postawie.
Oj, lubisz Ty się przerzucać słowami;)

389

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

A od czego on ma zacząć Twoim zdaniem?


Od porządnej terapii. W tym uzależnień. I dobrze dobranych leków, a nie na odczepne.

390

Odp: Co to znaczy żyć?

Jack

Czyli, jak rozumiem, Twoim zdaniem priorytetem dla Shini jest przyjmowanie dobrze dobranych leków oraz podjęcie porządnej terapii. No to mam nadzieję, że dalej konsekwentnie będziesz go do tego zachęcał. Ciekawa jestem, czy przy okazji zachęcania rozwiniesz tematy "porządna terapia i jak ją znaleźć" oraz "jak dobrze dobrać leki, nie na odczepnego". Oczywiście moja ciekawość zostanie zaspokojona lub nie. Ale i tak zauważam jakąś, być może chwilową, zmianę w Twoim nastawieniu.

Rozrabiaka WmalinowymGaju

"Krzywda jest czasem konieczna do wzrostu" uznałam za interesującą tezę, zachowując pełną otwartość na dyskusję. I oczekując jakichś argumentów odnośnie tej konieczności plus doprecyzowania terminu "krzywda". Jeśli zamiast argumentów dostaję łacińską sentencję nie ma mowy o dyskusji.
I nie, NIE napisałam, że cierpienie nie może być trampoliną do wzrostu. Odniosłam się do konieczności tegoż cierpienia. Że może być to się zgadzam, że jest konieczne - już nie koniecznie.
Oraz, dalej, zauważyłam, że cierpienie może być "trampoliną" do upadku. Co potwierdzają liczne przykłady z życia. Dwa, takie klasyczne i modelowe podałam.

U Shini stan na teraz w kwestii szukania rozwiązań odrobinkę się zmienił. Co przeczytawszy dokładnie moje w tym wątku z Shini rozmowy zauważysz. Zmiana jest maluśka, ale jest. Oprócz pisania podjął także jedno działanie.
Próba oswojenia strachu - właściwie raczej lęku - ależ oczywiście.

RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:

To emocja, do której ma wyraźny dostęp i która mocno nim  powoduje.
Więc, świadome wywoływanie jej w sobie, w bezpiecznej skali, "przytulenie" jej- akceptacja i w efekcie, rozpuszczenie. Po tym, małe pierwsze kroki w realu z tym samym.
Budowanie małymi krokami przekonania, że się da.

Co do tego to akurat mamy zgodność. Tyle ze to ogromna praca. I sorki, w rozmowie na forum to obawiam się można co najwyżej wylać część fundamentu. A małe kroczki ...trwają.

Ja się nie lubię przerzucać słowami, ja staram się zachować precyzję komunikatu jeśli już. smile

Posty [ 326 do 390 z 1,617 ]

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024