Co to znaczy żyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Strony Poprzednia 1 19 20 21 22 23 24 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,301 do 1,365 z 1,617 ]

1,301 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2025-03-26 20:29:48)

Odp: Co to znaczy żyć?
Mrs.Happiness napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Mówiąc jakie metody stosujesz i o jego potencjale i tak ostatecznie twoja wypowiedz jest "z góry". Ty jesteś lepsza, możesz stosować metody, oceniac jego atrakcyjność czy potencjał do stworzenia związku. Nie sądzę, że na poziomie emocjonalnym się różnimy. Ja okazuję niechęć wprost, ty ubrałaś swoje poczucie wyższości w matkowanie i głaskanie po głowie. Chyba przyjaźń, koleżeństwo wykluczają poczucie wyższości jednej ze stron?

Mogłabyś przestać wciskać mi na siłę jakieś urojone intencje?


Rzadko zgadzam się ze Smutną, ale takie są prawa logiki. Oceniasz go z góry, jako pokrzywdzonego przez życie, biednego, zlęknionego chłopca. Nie za dojrzałego, ukształtowanego faceta jakim w rzeczywistości jest. Opisujesz go jak dziecko i tak się do niego odnosisz. Czemu nie odnosisz się do niego jak to dorosłego faceta jakim jest tylko tak mu matkujesz?


Jedyna różnica między nami jest taka, że ty oceniasz go in plus. My - po kilkukrotnie dłuższych rozmowach z nim -in minus. Ale wartościujemy i oceniamy wszyscy. Mnie też przecież podsumowałaś, że jestem odbierany negatywnie przez większość użytkowników. Ale zapominasz, że gdyby mi zależało na dobrej opinii to pisałbym mniej lub bardziej zawoalowane pochlebstwa, a zazwyczaj jestem aroganckim bubkiem. Tylko jakie to ma niby znaczenie, że jakieś randomy z neta mają o mnie złe zdanie? Po to tu jesteśmy, żeby się opiniować. Weryfikować życiowe wybory i poczytać nie tylko pochlebstwa, ale przede wszystkim krytykę.

Shini ma podobno duże doświadczenie w sportach walki, anime, filmach. Czemu nie skupi się twoim zdaniem na tym aspekcie swojego życia zamiast na robieniu z siebie wątłego i delikatnego kwiatuszka? Czy robienie z siebie miernoty (a taką przecież nie jest) coś mu dodaje? Buduje to jego samego ? Czy można poderwać kogoś na litość lub zbudować na tym przyjaźń?

Zobacz podobne tematy :

1,302

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Oceniasz go z góry, jako pokrzywdzonego przez życie, biednego, zlęknionego chłopca. Nie za dojrzałego, ukształtowanego faceta jakim w rzeczywistości jest.

Nie no serio? Shini  owszem, jest jakoś tam ukształtowany, ale żeby dojrzały???
Z calym dla Shini szacunkiem ale dojrzały to on nie jest. Faceta, który zastanawia się nad tym, jak skutecznie okłamać mamę, żeby mu nie kazała składać CV  nazywasz dojrzałym? No oryginalną  masz definicję dojrzałości, może się nią podzielisz? bo jakby odbiega od tej powszechnie przyjmowanej. 



Jack Sparrow napisał/a:

zazwyczaj jestem aroganckim bubkiem.

Czyżby kokieteria? "Ach jaki jestem niegrzeczny, ach jaki odważny, ach jaki kontrowersyjny"?

Byt zwany Jack Sparrow jak dla mnie jest niczym sól w kuchni zwanej forum. Niektóre potrawy (wątki) fajnie jak są odpowiednio posolone, inne potrawy (wątki) lepiej, żeby jednak  nie, bo smak psuje. Ten wątek zaś... zdecydowanie przesolony.

1,303

Odp: Co to znaczy żyć?
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini, jak tam poniedziałkowa wizyta u terapeutki?

Dobrze, doszliśmy do kilku nowych wniosków. Według terapeutki jestem bardzo mocno uwięziony w niewłaściwych przekonaniach. Powiedziała to na przykładzie zmiany pracy i znalezienia dziewczyny. Jestem całkowicie nastawiony na to, że od razu muszę mieć idealne trafienie. Jak zmienię pracę to musi być tak idealna praca na całe życie, w której będę robił karierę. Dziewczyna tak samo, pierwsza musi być tą właściwą aż po grób. Wielokrotnie użyła określenia, że "sam muszę sobie pozwolić na próbowanie, doświadczanie, odkrywanie, a przede wszystkim porażki". Obecnie jestem tak mocno zabetonowany z tych przekonaniach, że myślę tak od razu, z automatu i to mi uniemożliwia jakąkolwiek zmianę. Wszystko wydaje się bez sensu, nie warte nawet próbowania bo nie widzę od razu tego ostatecznego sukcesu czy może powinienem użyć określenia, które sam często stosuję, "nie potrafię sobie tego wyobrazić". Jestem specjalistą w wyobrażaniu sobie wszelkich złych scenariuszy i kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie choć jednego dobrego. Powiedziała jedną ciekawą rzecz, że to nie jest tak, że ja mam problemy w relacjach tylko nie potrafię sobie wyobrazić siebie w żadnej głębszej relacji, a źródłem akurat tego jest niska samoocena. I na koniec najciekawsza rzecz, o której tak na prawdę wiedziałem ale mój umysł usuwał te myśli. Ja nie mam problemów ze zmianą pracy samą w sobie czy nawet ze znalezieniem dziewczyny. Mój problem polega na tym, że nigdy tak na prawdę nie próbowałem. Tu już źródeł jest znacznie więcej niż tylko niska samoocena i stopniowo będziemy je odkrywać. Pierwszy raz od dość dawna mam wrażenie, że powoli zaczynam iść w dobrym kierunku. Terapeutka odkrywa we mnie rzeczy, które mój umysł próbuje wymazać i rzuca nimi we mnie dzięki czemu o nich nie zapominam i to na nich skupiam swoje przemyślenia.

Wybaczcie, że ostatnio tak mało się udzielam w moim własnym wątku. Mam teraz kiepski okres i nie najlepiej się czuję, a to nie sprzyja pisaniu porządnych postów i tym bardziej odpowiadaniu na niezbyt miłe posty niektórych użytkowników.

1,304 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-03-26 23:39:07)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini, jak tam poniedziałkowa wizyta u terapeutki?

Dobrze, doszliśmy do kilku nowych wniosków. Według terapeutki jestem bardzo mocno uwięziony w niewłaściwych przekonaniach. Powiedziała to na przykładzie zmiany pracy i znalezienia dziewczyny. Jestem całkowicie nastawiony na to, że od razu muszę mieć idealne trafienie. Jak zmienię pracę to musi być tak idealna praca na całe życie, w której będę robił karierę. Dziewczyna tak samo, pierwsza musi być tą właściwą aż po grób. Wielokrotnie użyła określenia, że "sam muszę sobie pozwolić na próbowanie, doświadczanie, odkrywanie, a przede wszystkim porażki". Obecnie jestem tak mocno zabetonowany z tych przekonaniach, że myślę tak od razu, z automatu i to mi uniemożliwia jakąkolwiek zmianę. Wszystko wydaje się bez sensu, nie warte nawet próbowania bo nie widzę od razu tego ostatecznego sukcesu czy może powinienem użyć określenia, które sam często stosuję, "nie potrafię sobie tego wyobrazić". Jestem specjalistą w wyobrażaniu sobie wszelkich złych scenariuszy i kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie choć jednego dobrego. Powiedziała jedną ciekawą rzecz, że to nie jest tak, że ja mam problemy w relacjach tylko nie potrafię sobie wyobrazić siebie w żadnej głębszej relacji, a źródłem akurat tego jest niska samoocena. I na koniec najciekawsza rzecz, o której tak na prawdę wiedziałem ale mój umysł usuwał te myśli. Ja nie mam problemów ze zmianą pracy samą w sobie czy nawet ze znalezieniem dziewczyny. Mój problem polega na tym, że nigdy tak na prawdę nie próbowałem. Tu już źródeł jest znacznie więcej niż tylko niska samoocena i stopniowo będziemy je odkrywać. Pierwszy raz od dość dawna mam wrażenie, że powoli zaczynam iść w dobrym kierunku. Terapeutka odkrywa we mnie rzeczy, które mój umysł próbuje wymazać i rzuca nimi we mnie dzięki czemu o nich nie zapominam i to na nich skupiam swoje przemyślenia.

Wybaczcie, że ostatnio tak mało się udzielam w moim własnym wątku. Mam teraz kiepski okres i nie najlepiej się czuję, a to nie sprzyja pisaniu porządnych postów i tym bardziej odpowiadaniu na niezbyt miłe posty niektórych użytkowników.

No i super.  Dociera do Ciebie to o czym wielu wiele razy Ci mowilo. Wazne ze dociera.  Pracuj dalej. I dzialaj. Nie zatrzymuj sie na rozmyslaniu

1,305

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini, bardzo się cieszę, ze ta terapeutka najwyraźniej jest w stanie z tobą pracować i ty z nią też, i że po niewielu sesjach już jest tak konkretnie. Trzymam kciuki smile

1,306 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2025-03-27 09:13:45)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Nie no serio? Shini  owszem, jest jakoś tam ukształtowany, ale żeby dojrzały???
Z calym dla Shini szacunkiem ale dojrzały to on nie jest.


Dojrzały WIEKIEM.


Faceta, który zastanawia się nad tym, jak skutecznie okłamać mamę, żeby mu nie kazała składać CV  nazywasz dojrzałym?

Nie. Nazywam go KŁAMCĄ. Bo to kolejne kłamstwo mające na celu zwrócenie na siebie uwagi i wzbudzenia litości. Aby potem zostać poklepanym po pleckach za zajebistą robotę. Jak widać na załączonym obrazku, bo jego terapia najwyraźniej polega na odtwarzaniu rzeczy, które mu podkreślali LATAMI różni ludzie z tego forum.

1,307

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Według terapeutki jestem bardzo mocno uwięziony w niewłaściwych przekonaniach. Powiedziała to na przykładzie zmiany pracy i znalezienia dziewczyny.

To samo ci napisali ludzie na forum w pierwszych twoich miesiącach tutaj i to samo ci powtarzali przez kolejne lata twojego biadolenia.


Póki co, to ta twoja terapia polega na powtarzaniu tego, co ci tu różni forumowicze LATAMI wytykali. Biorąc to pod uwagę, to wątpię czy ta terapia ma miejsce.

1,308 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-27 13:34:25)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Rzadko zgadzam się ze Smutną, ale takie są prawa logiki. Oceniasz go z góry, jako pokrzywdzonego przez życie, biednego, zlęknionego chłopca. Nie za dojrzałego, ukształtowanego faceta jakim w rzeczywistości jest.

Shini jest dorosłym człowiekiem, zaledwie rok młodszym ode mnie.
Natomiast do dojrzałego mężczyzny jeszcze mu sporo brakuje.
Co nie znaczy, że oceniam go z góry, jak tu jest sugerowane.
Sama przeszłam długą drogę i mocno się zmieniłam przez ostatnią dekadę.
Mam za sobą wiele potknięć, kryzysów, momentów zwątpienia.
Wiem, jak żmudnym procesem jest zmiana pewnych mechanizmów.
Dlatego całkiem nieźle go rozumiem i wierzę, że jemu też może się udać.
Moja postawa nie ma nic wspólnego z wywyższaniem się.

Jack Sparrow napisał/a:

Opisujesz go jak dziecko i tak się do niego odnosisz. Czemu nie odnosisz się do niego jak to dorosłego faceta jakim jest tylko tak mu matkujesz?

Matkowanie jest swego rodzaju formą kontroli nad kimś.
To sprzyjanie niezaradności jakiejś osoby, odbieranie jej sprawczości.
Bardzo często po to, aby stała się od nas zależna, by nas potrzebowała.
Absolutnie nie uskuteczniam tu czegoś takiego.
Tak mnie ukształtowało życie, że mam raczej łagodne, opiekuńcze usposobienie.
Zamiast komuś dowalić, wolę spróbować go zrozumieć i w miarę możliwości wesprzeć.
Ewentualnie trzymać się od niego z daleka, jeśli kontakt z nim mnie męczy.

Jack Sparrow napisał/a:

Ale wartościujemy i oceniamy wszyscy.

Oczywiście, że wszyscy się wzajemnie oceniamy, nie mam zamiaru temu zaprzeczać. 
Nie zgadzam się tylko z tym, że zrobiłam to pozycji kogoś, kto czuje się lepszy.

Jack Sparrow napisał/a:

Mnie też przecież podsumowałaś, że jestem odbierany negatywnie przez większość użytkowników. Ale zapominasz, że gdyby mi zależało na dobrej opinii to pisałbym mniej lub bardziej zawoalowane pochlebstwa, a zazwyczaj jestem aroganckim bubkiem.

Piszesz, jakby do wyboru były tylko dwie opcje, pochlebca albo cham. Moim zdaniem takim zachowaniem, które często prezentujesz, łatwo jest sprawić, że rozmówcy skupiają nadmierną uwagę na formie, zamiast na przekazywanej treści. Przez co nawet gdy powiesz coś mądrego, ale w sposób prostacki, czy agresywny, mało kto pokiwa głową w zadumie, że coś w tym może być i warto się nad tymi słowami pochylić. Cała wypowiedź staje się w pewnym sensie bezwartościowa.

Jack Sparrow napisał/a:

Shini ma podobno duże doświadczenie w sportach walki, anime, filmach. Czemu nie skupi się twoim zdaniem na tym aspekcie swojego życia zamiast na robieniu z siebie wątłego i delikatnego kwiatuszka? Czy robienie z siebie miernoty (a taką przecież nie jest) coś mu dodaje? Buduje to jego samego ? Czy można poderwać kogoś na litość lub zbudować na tym przyjaźń?

Od kilku tygodni skupiał się głównie na tych aspektach w moim temacie, choć nawet to potrafiłeś skrytykować, bo zamiast trzystronicowych analiz symboliki oraz dogłębnej interpretacji omawianych filmów, anime, gier, czy książek, śmieliśmy na luzie pisać, co nam się w nich podobało i dlaczego. Tutaj większość tego czasu wesoło hulał wiatr, dopóki nie rozpętała się gównoburza, bo pochwalił się wyjazdem.

1,309

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

To samo ci napisali ludzie na forum w pierwszych twoich miesiącach tutaj i to samo ci powtarzali przez kolejne lata twojego biadolenia.

Póki co, to ta twoja terapia polega na powtarzaniu tego, co ci tu różni forumowicze LATAMI wytykali. Biorąc to pod uwagę, to wątpię czy ta terapia ma miejsce.

Jeśli ktoś jest niegotowy na zmianę, to można mu nawet i całe życie o czymś mówić, a nic się nie wskóra.
Coraz częściej myślę, że masz bardzo małe pojęcie o ludzkiej psychice, zwłaszcza tej w pewien sposób zniekształconej.

1,310

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

gdyby mi zależało na dobrej opinii to pisałbym mniej lub bardziej zawoalowane pochlebstwa, a zazwyczaj jestem aroganckim bubkiem. Tylko jakie to ma niby znaczenie, że jakieś randomy z neta mają o mnie złe zdanie?

Czyli jak uzyskać atencję sposobem "na aroganckiego bubka". Sposób znany od lat, tak samo jak sposób "na biedną sierotką co potrzebuje pogłaskania".  Byt internetowy Jack Sparrow jest w tym, nie powiem, całkiem niezły. Ostatni jego koncept, oskarżanie Shini o bycie kłamcą, wydaje się całkiem nośny i trochę na tym zapewne pociągniesz, Jack.

1,311

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Dobrze, doszliśmy do kilku nowych wniosków. Według terapeutki jestem bardzo mocno uwięziony w niewłaściwych przekonaniach. Powiedziała to na przykładzie zmiany pracy i znalezienia dziewczyny. Jestem całkowicie nastawiony na to, że od razu muszę mieć idealne trafienie. Jak zmienię pracę to musi być tak idealna praca na całe życie, w której będę robił karierę. Dziewczyna tak samo, pierwsza musi być tą właściwą aż po grób. Wielokrotnie użyła określenia, że "sam muszę sobie pozwolić na próbowanie, doświadczanie, odkrywanie, a przede wszystkim porażki". Obecnie jestem tak mocno zabetonowany z tych przekonaniach, że myślę tak od razu, z automatu i to mi uniemożliwia jakąkolwiek zmianę. Wszystko wydaje się bez sensu, nie warte nawet próbowania bo nie widzę od razu tego ostatecznego sukcesu czy może powinienem użyć określenia, które sam często stosuję, "nie potrafię sobie tego wyobrazić". Jestem specjalistą w wyobrażaniu sobie wszelkich złych scenariuszy i kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie choć jednego dobrego. Powiedziała jedną ciekawą rzecz, że to nie jest tak, że ja mam problemy w relacjach tylko nie potrafię sobie wyobrazić siebie w żadnej głębszej relacji, a źródłem akurat tego jest niska samoocena. I na koniec najciekawsza rzecz, o której tak na prawdę wiedziałem ale mój umysł usuwał te myśli. Ja nie mam problemów ze zmianą pracy samą w sobie czy nawet ze znalezieniem dziewczyny. Mój problem polega na tym, że nigdy tak na prawdę nie próbowałem. Tu już źródeł jest znacznie więcej niż tylko niska samoocena i stopniowo będziemy je odkrywać. Pierwszy raz od dość dawna mam wrażenie, że powoli zaczynam iść w dobrym kierunku. Terapeutka odkrywa we mnie rzeczy, które mój umysł próbuje wymazać i rzuca nimi we mnie dzięki czemu o nich nie zapominam i to na nich skupiam swoje przemyślenia.

Mówiła, czy ma jakiś pomysł, jak ten beton rozbić?

Wiem, że po mnie tego nie widać, ale moja psychika przez wiele lat przypominała ser szwajcarski. Tyle dziur do załatania, że nie wiadomo było od czego zacząć. Jeden wielki chodzący problem. Niektóre mechanizmy przypominają o sobie do teraz, zwłaszcza w sytuacjach, gdy targają mną silne emocje. Muszę się wtedy naprawdę mocno skupić, żeby nie pozwolić im przejąć kontroli. Nie jest łatwo przebudować swoją osobowość i zmienić schematy, które wdrukowywano w nas latami.
Trzeba w pewnym sensie przestać być sobą.
Odrzucić aktualną tożsamość i wykreować nowego człowieka.
Na szczęście JEST TO MOŻLIWE, czego jestem żywym dowodem.
Co prawda, u mnie to wciąż postępujący proces, ale sporo już osiągnęłam.
Dlatego wierzę, że też sobie z tym poradzisz, jeśli nie odpuścisz.
Czasem zrobisz krok do przodu, innym razem zaliczysz regres.
To naturalne i warto zaakceptować ten fakt, żeby się za każdym razem nie dołować.

1,312

Odp: Co to znaczy żyć?
Mrs.Happiness napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Dobrze, doszliśmy do kilku nowych wniosków. Według terapeutki jestem bardzo mocno uwięziony w niewłaściwych przekonaniach. Powiedziała to na przykładzie zmiany pracy i znalezienia dziewczyny. Jestem całkowicie nastawiony na to, że od razu muszę mieć idealne trafienie. Jak zmienię pracę to musi być tak idealna praca na całe życie, w której będę robił karierę. Dziewczyna tak samo, pierwsza musi być tą właściwą aż po grób. Wielokrotnie użyła określenia, że "sam muszę sobie pozwolić na próbowanie, doświadczanie, odkrywanie, a przede wszystkim porażki". Obecnie jestem tak mocno zabetonowany z tych przekonaniach, że myślę tak od razu, z automatu i to mi uniemożliwia jakąkolwiek zmianę. Wszystko wydaje się bez sensu, nie warte nawet próbowania bo nie widzę od razu tego ostatecznego sukcesu czy może powinienem użyć określenia, które sam często stosuję, "nie potrafię sobie tego wyobrazić". Jestem specjalistą w wyobrażaniu sobie wszelkich złych scenariuszy i kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie choć jednego dobrego. Powiedziała jedną ciekawą rzecz, że to nie jest tak, że ja mam problemy w relacjach tylko nie potrafię sobie wyobrazić siebie w żadnej głębszej relacji, a źródłem akurat tego jest niska samoocena. I na koniec najciekawsza rzecz, o której tak na prawdę wiedziałem ale mój umysł usuwał te myśli. Ja nie mam problemów ze zmianą pracy samą w sobie czy nawet ze znalezieniem dziewczyny. Mój problem polega na tym, że nigdy tak na prawdę nie próbowałem. Tu już źródeł jest znacznie więcej niż tylko niska samoocena i stopniowo będziemy je odkrywać. Pierwszy raz od dość dawna mam wrażenie, że powoli zaczynam iść w dobrym kierunku. Terapeutka odkrywa we mnie rzeczy, które mój umysł próbuje wymazać i rzuca nimi we mnie dzięki czemu o nich nie zapominam i to na nich skupiam swoje przemyślenia.

Mówiła, czy ma jakiś pomysł, jak ten beton rozbić?

Wiem, że po mnie tego nie widać, ale moja psychika przez wiele lat przypominała ser szwajcarski. Tyle dziur do załatania, że nie wiadomo było od czego zacząć. Jeden wielki chodzący problem. Niektóre mechanizmy przypominają o sobie do teraz, zwłaszcza w sytuacjach, gdy targają mną silne emocje. Muszę się wtedy naprawdę mocno skupić, żeby nie pozwolić im przejąć kontroli. Nie jest łatwo przebudować swoją osobowość i zmienić schematy, które wdrukowywano w nas latami.
Trzeba w pewnym sensie przestać być sobą.
Odrzucić aktualną tożsamość i wykreować nowego człowieka.
Na szczęście JEST TO MOŻLIWE, czego jestem żywym dowodem.
Co prawda, u mnie to wciąż postępujący proces, ale sporo już osiągnęłam.
Dlatego wierzę, że też sobie z tym poradzisz, jeśli nie odpuścisz.
Czasem zrobisz krok do przodu, innym razem zaliczysz regres.
To naturalne i warto zaakceptować ten fakt, żeby się za każdym razem nie dołować.

Specjalista nie jestem ale wydaje mi sie ze ten beton (szkodliwe przekonania) mozna rozbic na poziomie swiadomym dyskutujac o tym tak dlugo az Shini sam podwazy swoj sposob rozumowania. Zrozumie świadomie że jego podejcie jest szkodliwe i bledne. To wymaga jednak pozwolenia sobie na spojrzenie na rozne rzeczy z roznych perspektyw. I skonczenie z "tak, ale". Czy Shini sie wylamie z tego trudno powiedziec bo opor wewnetrzny jest potezny. To co zasugerowala terapeutka zostalo tu powiedziane wiele razy. Moze autorytet terapeutki (spejalista) tak zadzialal ze zaczyna slyszec. Pozostaje mieć nadzieje ze sie otworzy na inne spojrzenie na swiat.

1,313

Odp: Co to znaczy żyć?

Rozbijanie takiej swoistej pułapki jak ta, w której uwięziony jest Shini,  to proces. Jak to-to rozbić to jeszcze za wcześnie spekulować  na etapie, na którym wiadomo, że nie tyle doznał porażek w sprawie zarówno pracy jak i dziewczyny  i się zraził ile że nie próbował. "Czemu nie próbował ?" nasuwa się w sposób oczywisty jako  kolejne pytanie.  Odpowiedź na nie już wymaga sporo pracy , bo to jest indywidualne, to jak mur, ale na razie nie wiadomo ani z czego zbudowany, ani jaką ma konstrukcję...zależnie od tego na różne sposoby się takie mury usuwa. Nie koniecznie akurat rozbija, rozbijanie, zwłaszcza "w ciemno" to spore ryzyko. Można osłabiać konstrukcję muru i doprowadzić do tego, że się niejako sam posypie, można rozbierać mur element po elemencie - różne są w terapii narzędzia i sposoby.   

Mrs. Happiness, żeby odpowiedzieć na pytanie "jak to rozbić" trzeba wiedzieć o Shini znacznie więcej, niż terapeutka miała  czas się dowiedzieć. Bo to nie monolityczny beton tylko - pozostając przy analogii - całkiem skomplikowana konstrukcja indywidualna, z zewnątrz może i beton, ale na tym etapie cholera wie, co w środku.  Ona przecież dopiero niedawno Shiniego pierwszy raz na oczy zobaczyła.
Człowiek w wyposażeniu fabrycznym ma próbowanie, zaczyna niedługo po urodzeniu, tego akurat nikt człowieka uczyć nie musi, natomiast i owszem, próbowania można tegoż człowieka skutecznie oduczyć.  Taki oduczony musi się nauczyć niejako od nowa, jak ktoś, kto przywiązany do łóżka oduczył się chodzić.
Niska samoocena też nie jest czymś, z czym człowiek się rodzi. I też ma jakieś tam zróżnicowane składowe czy tam przyczyny/źródła.

1,314

Odp: Co to znaczy żyć?

Na poszczególne posty odpowiem później, a teraz wrzucam film z rozmową, która dość dobrze wyjaśnia o co chodzi z tymi przekonaniami.

https://youtu.be/JvFVZ5Pf124?si=pDt-pLItC2x9hDRz

1,315 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-28 19:40:08)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Na poszczególne posty odpowiem później, a teraz wrzucam film z rozmową, która dość dobrze wyjaśnia o co chodzi z tymi przekonaniami.

https://youtu.be/JvFVZ5Pf124?si=pDt-pLItC2x9hDRz

Niektóre fragmenty były w porządku, przede wszystkim ta część, gdy poruszona została kwestia wewnętrznego krytyka, ale jeśli chodzi o całokształt, mam mocno mieszane odczucia.

Poczucie własnej wartości nie musi mieć żadnego związku z tym, jakimi wartościami kierujemy się w życiu. Możesz być szlachetnym, rodzinnym, ciepłym, dobrym, wrażliwym człowiekiem i nadal mieć niską samoocenę. Osobiście uważam, że w pracy nad nią dużo ważniejszym jest nauczyć się zaufania, akceptacji i szacunku do siebie.

Ufając sobie, nie będziesz z automatu myślał o porażce.
Akceptując siebie, nie będziesz się cały czas krytykował.
Szanując siebie, nie będziesz godził się na bylejakość.
To oczywiście w dużym uproszeniu, bo korzyści jest znacznie więcej.

Inna sprawa, że na wstępie skrytykowała generalizowanie, a potem rzuciła, że chłopcy to mają w dzieciństwie pozwolenie na więcej niż dziewczynki, że w przeciwieństwie do nas, możecie się wyszaleć i bawić. Niby wtrąciła, że tak jej się wydaje, bo ma brata, ale ton głosu oraz wzmożona gestykulacja nie świadczyły o tym, jakoby były to tylko luźne, subiektywne rozważania, a raczej prawda objawiona, którą dzieli się z podekscytowaniem. Ktoś, kto tyle lat pracuje z ludźmi nad ich wewnętrznym dobrostanem, powinien mieć większe wyczucie i ostrożniej konstruować swoje wypowiedzi. Zwłaszcza, że sama podkreśliła, jak długofalowy wpływ może wywrzeć jedno zdanie.

A takich niefortunnych sformułowań niestety padło więcej.
Jak wtedy, gdy pojawiła się sugestia, że jak otaczasz się ładnymi przedmiotami, to zaczynasz czuć się coraz lepiej.
Tego typu podejście niejednego zagubionego człowieka doprowadziło do zakupoholizmu.

Generalnie mnie nie zainteresowała na tyle, by szukać więcej treści z jej udziałem.

1,316 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-28 20:11:24)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Rozbijanie takiej swoistej pułapki jak ta, w której uwięziony jest Shini,  to proces. Jak to-to rozbić to jeszcze za wcześnie spekulować  na etapie, na którym wiadomo, że nie tyle doznał porażek w sprawie zarówno pracy jak i dziewczyny  i się zraził ile że nie próbował. "Czemu nie próbował ?" nasuwa się w sposób oczywisty jako  kolejne pytanie.  Odpowiedź na nie już wymaga sporo pracy , bo to jest indywidualne, to jak mur, ale na razie nie wiadomo ani z czego zbudowany, ani jaką ma konstrukcję...zależnie od tego na różne sposoby się takie mury usuwa. Nie koniecznie akurat rozbija, rozbijanie, zwłaszcza "w ciemno" to spore ryzyko. Można osłabiać konstrukcję muru i doprowadzić do tego, że się niejako sam posypie, można rozbierać mur element po elemencie - różne są w terapii narzędzia i sposoby.   

Mrs. Happiness, żeby odpowiedzieć na pytanie "jak to rozbić" trzeba wiedzieć o Shini znacznie więcej, niż terapeutka miała  czas się dowiedzieć. Bo to nie monolityczny beton tylko - pozostając przy analogii - całkiem skomplikowana konstrukcja indywidualna, z zewnątrz może i beton, ale na tym etapie cholera wie, co w środku.  Ona przecież dopiero niedawno Shiniego pierwszy raz na oczy zobaczyła.
Człowiek w wyposażeniu fabrycznym ma próbowanie, zaczyna niedługo po urodzeniu, tego akurat nikt człowieka uczyć nie musi, natomiast i owszem, próbowania można tegoż człowieka skutecznie oduczyć.  Taki oduczony musi się nauczyć niejako od nowa, jak ktoś, kto przywiązany do łóżka oduczył się chodzić.
Niska samoocena też nie jest czymś, z czym człowiek się rodzi. I też ma jakieś tam zróżnicowane składowe czy tam przyczyny/źródła.

Wiesz, z tym rozbijaniem, to był taki skrót myślowy. Zgadzam się, że cały ten proces jest mocno złożony i że często bezpieczniej jest chwycić za dłutko i rozbierać tę konstrukcję powoli, cegła po cegle, zamiast wlecieć tam z ogromną kulą wyburzeniową. Aczkolwiek zastanawiałam się, czy padły już jakieś propozycje ze strony terapeutki, jakie kroki mógłby poczynić, żeby w ogóle ten proces osłabiania muru rozpocząć. Jeśli dobrze kojarzę, to na ten moment odbyło się sześć sesji, nie jest to dużo, ale jeśli zadaje właściwe pytania, to mogła się już do czegoś istotnego dokopać. Zwłaszcza, że spotykają się na żywo, dzięki czemu widzi jego reakcje, jakich obszarów unika, co go uruchamia.

1,317

Odp: Co to znaczy żyć?

Mrs. Happiness, nie wiem czy dobrym pomysłem jest pewne sprawy drążyć na forum... To, co w terapii jest nie bez powodu objęte tajemnicą zawodową i poza gabinet nie wychodzi i jest więcej niż bardzo prawdopodobne, że już na tym etapie terapeutka wie to, czego my na forum nie wiemy. Możliwe, że Shini w warunkach sesji po prostu powiedział jej rzeczy, których nie napisał na forum , bardzo rozsądnie dbając o swoje bezpieczeństwo, bo zbytnia otwartość w takim miejscu jak forum otwarte i nie moderowane  bezpieczna nie jest, o czym wielu się boleśnie przekonało. Terapeutka ma liczne narzędzia, ona w takim rozbijaniu muru uczestniczy czynnie we współpracy z Shini, ale wcale mu się nie musi zwierzać ze wszystkiego, bo to ona prowadzi terapię, a nie on. Proces osłabiania muru z tego co Shini napisał już się rozpoczął, bo Shini mianowicie z jednej strony wyszedł z sesji wkurzony czyli hura! jest się w stanie wkurzyć, a przedtem nie był czyli jakieś emocje mu ruszyły, a z drugiej strony stopień wkurzenia nie zrodził w nim myśli, by z terapii zrezygnować.

Też posłuchałam tego, co w linku i wiesz, ta pani nie jest psychoterapeutką i nie pracuje z ludźmi nad ich dobrostanem - może nie dosłuchałaś smile Pani sama była w terapii i to, co z tej terapii wyniosła, jakoś tam stosuje w stylizowaniu kobiet, ciuchów dobieraniu.
Trochę z tymi wartościami chyba jej się poplątało, mam wrażenie, że chodziło jej raczej o "to, co dla mnie ważne na tym etapie" niż o takie rzeczy jak szlachetność, wrażliwość czy fenomenalnie niedookreślone "bycie dobrym". Sądzę też, że w tak swobodnej rozmowie trudno się ustrzec generalizacji nawet jeśli się ogólnie jest przeciwnikiem tejże. A że chłopcy nadal są, statystycznie i ogólnie, wychowywani inaczej niż dziewczynki, to chyba prawda.

Wpływ estetyki otoczenia na samopoczucie to stare i znane. Pomaluj sobie pokój na obrzydliwy kolor, wstaw meble, które kompletnie ci się nie podobają, dodaj paskudny dywan i obniżka samopoczucia gwarantowana. To działa, w obie strony. Co nie oznacza, ze kupowanie ładnych przedmiotów gwarantuje dobrostan, ale nie byłabym aż tak radykalna, żeby iść w stronę zakupoholizmu. smile
Ja się nic nowego nie dowiedziałam z tego filmu, ale sympatyczny i przystępnie przybliża pewne sprawy.

1,318 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-28 22:07:44)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Mrs. Happiness, nie wiem czy dobrym pomysłem jest pewne sprawy drążyć na forum... To, co w terapii jest nie bez powodu objęte tajemnicą zawodową i poza gabinet nie wychodzi i jest więcej niż bardzo prawdopodobne, że już na tym etapie terapeutka wie to, czego my na forum nie wiemy. Możliwe, że Shini w warunkach sesji po prostu powiedział jej rzeczy, których nie napisał na forum , bardzo rozsądnie dbając o swoje bezpieczeństwo, bo zbytnia otwartość w takim miejscu jak forum otwarte i nie moderowane  bezpieczna nie jest, o czym wielu się boleśnie przekonało.

Oczywiście, jeśli uzna, że wolałby tu o czymś nie pisać, albo poruszyć temat bardzo ogólnikowo, to nie zamierzam w żaden sposób naciskać. Nie obrażę się, gdy mi powie, że na zadane pytanie nie ma ochoty odpowiadać, niezależnie od powodu.

Muqin napisał/a:

Też posłuchałam tego, co w linku i wiesz, ta pani nie jest psychoterapeutką i nie pracuje z ludźmi nad ich dobrostanem - może nie dosłuchałaś smile Pani sama była w terapii i to, co z tej terapii wyniosła, jakoś tam stosuje w stylizowaniu kobiet, ciuchów dobieraniu.

Tak, mówiła, że psychoterapeutką nie jest, ale powiedziała, że prowadzi warsztaty dla kobiet, że jest kimś w rodzaju mentorki. Nazwała to bodajże terapią stylu. Powiedziała, że nie zajmuje się już stricte ubieraniem, tylko właśnie pomaga kobietom w podniesieniu własnego poczucia wartości, dzięki czemu będą w stanie dotrzeć do wnętrza, odkryć czego same pragną, a w efekcie czuć się lepiej we własnym ciele i ubraniach. Jako jedno z narzędzi proponuje im właśnie to pisanie list dziesięciu wartości, które są dla nich istotne, czy tam potrzebne na dany moment, do osiągnięcia wyznaczonego celu. Potem, jeśli chcą również porad stylizacyjnych, odsyła je do swoich uczennic albo zaprzyjaźnionych stylistek, które zajmują się ich garderobą.

Edytuję, żeby wrzucić ten fragment opisu z jej autorskiej strony internetowej:

Nazywam się Sylwia Antoszkiewicz - jestem Terapeutką Stylu, Edukatorką, Mówczynią Motywacyjną i Mentorką. Poprzez pracę z poczuciem własnej wartości, ograniczającymi przekonaniami i głosem wewnętrznego krytyka od dwudziestu lat pomagam kobietom odkrywać w sobie odwagę do zmian. Towarzyszę im w drodze do wymarzonego stylu, upragnionej kariery i najlepszej, najbardziej świadomej wersji siebie.

Chyba można to nazwać pracą nad wewnętrznym dobrostanem.

Muqin napisał/a:

Trochę z tymi wartościami chyba jej się poplątało, mam wrażenie, że chodziło jej raczej o "to, co dla mnie ważne na tym etapie" niż o takie rzeczy jak szlachetność, wrażliwość czy fenomenalnie niedookreślone "bycie dobrym".

Wymieniała bardzo dużo różnych cech, w tym siłę i odwagę. Być może faktycznie jej się pokręciło, albo sama jeszcze sobie tego do końca nie poukładała.

Muqin napisał/a:

Sądzę też, że w tak swobodnej rozmowie trudno się ustrzec generalizacji nawet jeśli się ogólnie jest przeciwnikiem tejże. A że chłopcy nadal są, statystycznie i ogólnie, wychowywani inaczej niż dziewczynki, to chyba prawda.

Inaczej wychowywani nie oznacza, że nie narzuca im się żadnych ograniczeń, bo przecież często nie mają przyzwolenia na okazywanie uczuć, zwłaszcza takich jak smutek, ból, rozczarowanie. Gdyby nie to, w jaki sposób to mówiła, machnęłabym ręką, ale ten konspiracyjny ton w pewnym momencie, żywa gestykulacja, nie podobało mi się to. Choć są to rzecz jasna moje personalne odczucia.

Muqin napisał/a:

Wpływ estetyki otoczenia na samopoczucie to stare i znane. Pomaluj sobie pokój na obrzydliwy kolor, wstaw meble, które kompletnie ci się nie podobają, dodaj paskudny dywan i obniżka samopoczucia gwarantowana. To działa, w obie strony. Co nie oznacza, ze kupowanie ładnych przedmiotów gwarantuje dobrostan, ale nie byłabym aż tak radykalna, żeby iść w stronę zakupoholizmu. smile

Myślę, że powinna była to bardziej rozwinąć, jeśli już chciała pójść w tę stronę, żeby nie zostawiać miejsca na własną interpretację, bo kobiety, które mają problem z nadmiernym kupowaniem ubrań, często przyjmują właśnie takie myślenie. Jak kupię ładną bluzkę, to będę miała lepszy humor. To faktycznie działa, przez krótką chwilę, a potem chcesz więcej łatwych zastrzyków dopaminy, więc składasz następne zamówienie, zawalając dom kolejnymi bibelotami, które wcale nie czynią nikogo szczęśliwym, a bywa, że wręcz przeciwnie. Przytłaczają, wywołują poczucie winy.
Ktoś, kto od lat siedzi w branży, na pewno ma tego świadomość. Choć jasnym jest, że skoro nadal ma z tego korzyści finansowe, to nie będzie prowadziła narracji, która mogłaby bezpośrednio zaszkodzić jej interesowi.
Moda od lat jest w top moich zainteresowań, słuchałam w życiu wypowiedzi bardzo wielu stylistek.
Dosłownie garstka z nich nie namawia na kupowanie.
Wiele z tych, co oficjalnie hołdują minimalizmowi, tworzy potem własne marki odzieżowe albo pojedyncze kolekcje we współpracy z różnymi zaprzyjaźnionymi markami i oczywiście reklamują swoje produkty na każdym kroku, bo przecież ich są lepsze od tych już dostępnych na rynku. Wyrzuć te, co masz w szafie, zrób tak modne teraz odgracanie i zwolnij miejsce dla sweterka sygnowanego jej nazwiskiem.

1,319 Ostatnio edytowany przez Muqin (2025-03-28 22:53:21)

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie o to chodzi, czy Ty będziesz naciskać, bo jak cię zdążyłam poznać to nie w twoim stylu. Bardziej ogólnie mi się refleksja taka poczyniła, żeby tematu za bardzo nie drążyć. Może. W sumie w tej sprawie Shini dotychczas umiał o swoje bezpieczeńswo zadbać sam i pewnie tak pozostanie.

Jak słucham kogoś, kto nie jest zawodowym psychoterapeutą od razu, tak z marszu, obniżam oczekiwania. Jeśli nie mówi rzeczy włos na głowie podnoszących niech tam. Także w necie.
Terapeutka stylu, przyznam, że dosyć dziwacznie to brzmi ... no niby pracuje nad dobrostanem psychicznym ludzi, ale z drugiej strony jednak wiedzy ma prawo nie mieć. Sporo takich jest, ta przynajmniej nie udaje kogoś, kim nie jest i chyba per saldo ma znikomą szkodliwość? Chociaż z drugiej strony, skoro jest mentorką - cokolwiek by to oznaczało...no w sumie może być szkodliwa, niechcący nawet. Jak ktoś potrzebuje popracować nad własnym dobrostanem sugerowałabym jednak wykwalifikowanego psychoterapeutę, nie panią stylistkę, nawet po terapii własnej.
W tych wartościach sporo było chaosu, ale znowu - to po prostu pewna pani, co zarabia. Jakoś tam się to, co nosimy łączy z psychologią też, to czucie się dobrze w tym co się ma na grzbiecie można pod szeroko pojmowaną samoświadomość podpiąć. smile
O chłopcach i dziewczynkach mi powiało pewną wersją feminizmu, tak jakby w tle brzmiało nie wypowiedziane "chłopcy mają lepiej". Ale znowu - co u terapeuty by mi zgrzytnęło mocno, u tej pani lekko. Gestykulacja pani mnie cały czas nieco irytowała, no jako oazy spokoju to jej nie odebrałam.
Hasło "kup sobie coś ładnego to ci się humor poprawi" było sposobem naszych babek, prababek... jak ktoś jest podatny na uzależnienia behawioralne wsiąknie w zakupoholizm  albo w jakieś  inne. A jeszcze jest takie coś jak bezmyślne szastanie pieniędzmi na ciuchy nie spełniające kryteriów uzależnienia. Jakoś nie wyczuwam tu tekstu bardzo szkodliwego, choć rzecz jasna skoro dla ciebie moda i stylistki to coś, na czym się znasz, a ja kompletnie nie - ok, kobieta przy okazji wkręca iżby sprzedać i zaszkodzić może. Jako że mnie się nie da wkręcić w kupowanie ciuchów nijak przyznam, wyczulona nie jestem, czyli na ten aspekt filmiku uwagi nie zwróciłam. Jak palcem pokazałaś ok, dostrzegam, i się bez oporu zgadzam. Ja na hasło "wyrzuć to, co masz w szafie" reaguję - "a odwal się od mojej szafy" smile

1,320

Odp: Co to znaczy żyć?
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini jest dorosłym człowiekiem, zaledwie rok młodszym ode mnie.
Natomiast do dojrzałego mężczyzny jeszcze mu sporo brakuje.
Co nie znaczy, że oceniam go z góry, jak tu jest sugerowane.

Bo jak ty oceniasz, to za pewne z boku, nie? wink


Dojrzały wbrew pozorom jest. Był już odpowiednio dojrzały w ogólniaku. Jedyne co, to teraz gra dla wzbudzenia litości, która zapewnia mu atencję.


Mam za sobą wiele potknięć, kryzysów, momentów zwątpienia.

Jak każdy człowiek. Bo tak się buduje tożsamość i charakter. Stąd bierze się pewność siebie.


Matkowanie jest swego rodzaju formą kontroli nad kimś.
To sprzyjanie niezaradności jakiejś osoby, odbieranie jej sprawczości.
Bardzo często po to, aby stała się od nas zależna, by nas potrzebowała.
Absolutnie nie uskuteczniam tu czegoś takiego.

Jako facet patrzący z boku - tak - matkujesz.


Nie zgadzam się tylko z tym, że zrobiłam to pozycji kogoś, kto czuje się lepszy.

Patrzenie z góry nie zawsze oznacza patrzenia z perspektywy kogoś lepszego. Czasem wystarczy patrzenie z perspektywy kogoś, kto podobne doświadczenie ma już za sobą. Egro - zaszedł dalej.


Piszesz, jakby do wyboru były tylko dwie opcje, pochlebca albo cham

Nie. Postuluję tu o trzecią opcję - normalną rozmowę na inne tematy. Obecnie to jest gra w jego grę, w jego manipulacje, że jest biednym misiem.


Moim zdaniem takim zachowaniem, które często prezentujesz, łatwo jest sprawić, że rozmówcy skupiają nadmierną uwagę na formie, zamiast na przekazywanej treści. Przez co nawet gdy powiesz coś mądrego, ale w sposób prostacki, czy agresywny, mało kto pokiwa głową w zadumie, że coś w tym może być i warto się nad tymi słowami pochylić

Jak widać na załączonym obrazku - moja metoda działa. Pochlebstwami i potakiwaniem nie zdziałasz nic. Prowokacją - najwięcej. Dlatego są to metody powszechnie stosowane przez wszystkie służby. Jak chcesz złapać złodzieja to zostawiasz samochód z kluczami i patrzysz kto łyknie. A nie robisz spotkanie moralizatorskie.


Od kilku tygodni skupiał się głównie na tych aspektach w moim temacie, choć nawet to potrafiłeś skrytykować, bo zamiast trzystronicowych analiz symboliki oraz dogłębnej interpretacji omawianych filmów, anime, gier, czy książek, śmieliśmy na luzie pisać, co nam się w nich podobało i dlaczego.

I tak się gryzę w język, bo nie widziałem, aby podał tam choć raz uzasadnienia dlaczego mu się coś podobało poza "fajny klimat" czy inne ogólniki tego pokroju. Nie zrozum mnie źle. Nie staram się być złośliwy. Po prostu jak ktoś się podaje za pasjonata, który i tak wie więcej niż większość ludzi (to są jego własne słowa), to oczekuję czegoś więcej.


Jeśli ktoś jest niegotowy na zmianę, to można mu nawet i całe życie o czymś mówić, a nic się nie wskóra.

Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że to co pisze o swojej terapii to kopiuj-wklej tego co mu wytykali tutaj ludzie. Zupełnie tak, jakby nie był na terapii, a zwyczajnie powtarzał to, co tu przeczytał już wcześniej.

1,321

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

gdyby mi zależało na dobrej opinii to pisałbym mniej lub bardziej zawoalowane pochlebstwa, a zazwyczaj jestem aroganckim bubkiem. Tylko jakie to ma niby znaczenie, że jakieś randomy z neta mają o mnie złe zdanie?

Czyli jak uzyskać atencję sposobem "na aroganckiego bubka". Sposób znany od lat, tak samo jak sposób "na biedną sierotką co potrzebuje pogłaskania".  Byt internetowy Jack Sparrow jest w tym, nie powiem, całkiem niezły. Ostatni jego koncept, oskarżanie Shini o bycie kłamcą, wydaje się całkiem nośny i trochę na tym zapewne pociągniesz, Jack.


Ziew.

Ja to powtarzam, że Shini jest kłamcą od jakiegoś roku. Z resztą większość stałych bywalców forum z tego samego powodu przestała grac w jego grę. Bo miał to wytykane wielokrotnie przez prawie każdego tutaj.

1,322

Odp: Co to znaczy żyć?
Mrs.Happiness napisał/a:

Myślę, że powinna była to bardziej rozwinąć, jeśli już chciała pójść w tę stronę, żeby nie zostawiać miejsca na własną interpretację, bo kobiety, które mają problem z nadmiernym kupowaniem ubrań, często przyjmują właśnie takie myślenie. Jak kupię ładną bluzkę, to będę miała lepszy humor.

Heh. Śmiać mi się chce.

Sam byłem latami szkolony w takich bredniach. To elementy kreowania mody. Nie chodzi bowiem o to, co jest ładne w naszym własnym wewnętrznym odczuciu, ale o postawienie znaku równości pomiędzy ładnym, a modnym oraz dobrostanem. Dlatego zawsze jest o tym mowa w kontekście kupowania i zmiany życiowej na lepsze. Nowy ciuch, nowy gadżet, nowy mebel - mają się podobać bardziej niż stare, a konsumpcjonizm ma dawać poczucie spełnienia dzięki temu. Oczywiście to gówno prawda. Jak sama zauważyłaś. Jest kompletnie odwrotnie.


Obie z Muqui stwierdzacie w sumie to samo - babka mniej lub bardziej, ale pierdoli manipulacyjnymi frazesami, nazwijmy to ogólnie - sprzedażowymi. A Shini używa tego filmiku jak wyjaśnienia.......elementów jego terapii.

1,323 Ostatnio edytowany przez Klaryssa (2025-03-29 20:37:54)

Odp: Co to znaczy żyć?

Zgadzam się, ze mamy przekonania (słyszane od rodziców, innych dorosłych i rówieśników), które potem są naszym wewnętrznym krytykiem lub prowadza nas przez zycie (często nieświadomie nami kierują), ale to video tez dla mnie jest pełne bezsensownych frazesów, które nic nie wnoszą.

1,324 Ostatnio edytowany przez Muqin (2025-03-29 23:33:22)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Jedyne co, to teraz gra dla wzbudzenia litości, która zapewnia mu atencję.

Wprawdzie kompletnie się z tym nie zgadzam jeśli chodzi o Shiniego, , ale przyjmijmy na chwilkę, że tak jest.
To co, uważasz że ktoś, kto  od lat "gra dla wzbudzenia litości , która zapewnia mu atencję" to człowiek DOJRZAŁY? Naprawdę ciekawa jest ta twoja definicja dojrzałości, szkoda, że ją tak starannie ukrywasz i podzielić się nie chcesz.

"Patrzeć na kogoś z góry" to stały związek frazeologiczny o całkiem konkretnym znaczeniu, jak najbardziej oznacza iż ten "patrzący z góry" uważa się za kogoś lepszego. Jeśli chcemy uniknąć tego znaczenia, używamy nie "z góry" ale np. "patrząc z innej strony", "patrząc z innej perspektywy, "patrząc z mojego punktu widzenia" itp. Podobne doświadczenia ewentualnie dopisując. Przy okazji - podobne doświadczenia mogą być wspierające oraz pomocne, ale jeśli ktoś swoją drogę uważa za jedyną prawidłową i jedyna wiodącą do celu i postrzega ją niczym niczym wzorzec metra z Sevres to już nie jest dobrze tylko głupio.

Twoja metoda, jak każda...czasem działa, czasem nie działa. Shini akurat jest na nią idealnie odporny.

1,325 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2025-03-30 11:07:59)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

To co, uważasz że ktoś, kto  od lat "gra dla wzbudzenia litości , która zapewnia mu atencję" to człowiek DOJRZAŁY?

Na początku jak tu przyszedł, to taki nie był. Potrafił rozmawiać z klientami, załatwić sprawę urzędową, przeszkolić nowego pracownika. Wcześniej jeździł na obozy i zawody w jednym z najbardziej wymagających sportów jakie istnieją na tej planecie.

Jest jedynie samotny i to wszystko. A zagubić może się każdy.

Tu nie chodzi o to, że Shini jest odporny na jakąś metodę. Tu chodzi jedynie o to, że tworzy kolejne scenariusze, które zapewniają mu ojojanie, atencję i podziw na jakim najbardziej mu zależy. I taki jest cel jego bajek.


Shinigami napisał/a:

Przez większość życia miałem przekonanie, że muszę dokonać czegoś wielkiego by ktoś w ogóle mnie zauważył. Że jedyną drogą do szczęścia i spełnienia jest chwała i podziw wszystkich wokół.


Shinigami napisał/a:
Nowe_otwarcie napisał/a:
WyjaśniaczPrzegrywów napisał/a:

Ja pierdole chlopie
Ale dlaczego ty w ogóle masz potrzebę żeby ktoś ciebie podziwiał i doceniał jakoś niesamowicie za twoje osiągnięcia.

Bo motywem działania jest nagroda za włożony wysiłek. Dla niego najbardziej pożądaną nagrodą jest zainteresowanie i podziw w oczach kobiety i w tym widzi drogę do zdobycia tej nagrody.

Bo to jedna z najważniejszych potrzeb każdego człowieka, nie tak ważna jak potrzeby fizjologiczne ale jednak. Jak inaczej poznać swoją wartość, na której buduje się samoocenę i pewność siebie jeśli nie poprzez to jak widzą mnie inni?


Grając sierotkę Marysię i wymyślając jak to walczy z kolejnymi, nieistniejącymi ograniczeniami zauważył, że niektórzy ludzie mu zaczynają gratulować rzeczy, jakie normalnie wykonuje bez problemu większość dzieci. Gratulacje są? Są. Jakaś tam to forma podziwu za "osiągnięcie"? Wystarczająca.

Nie tędy droga. Ma jakieś tam zainteresowania - niech nauczy się o nich rozmawiać. To nic trudnego, a pasja tylko to ułatwia. Oczywiście jeśli to rzeczywista pasja, a nie jedynie przyjemny czasozapychacz i ucieczka od rzeczywistości.


I jak to tłumaczyłem ci to już kilka razy - nie jestem ani pierwszy, ani jedyny, który mu to wytykał. A na przestrzeni ostatniego roku-półtorej zaczął tworzyć tak absurdalne bajki, tak pokraczne i niedorzeczne, że aż żałosne. Granie ciapy to droga donikąd. Zwłaszcza, jak ma w rękawie tak popularne i modne karty jak anime/filmy/sporty walki. Stać go na więcej.

1,326 Ostatnio edytowany przez ChuopskiChłop (2025-03-30 15:53:16)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Sam byłem latami szkolony w takich bredniach. To elementy kreowania mody. Nie chodzi bowiem o to, co jest ładne w naszym własnym wewnętrznym odczuciu, ale o postawienie znaku równości pomiędzy ładnym, a modnym oraz dobrostanem. Dlatego zawsze jest o tym mowa w kontekście kupowania i zmiany życiowej na lepsze. Nowy ciuch, nowy gadżet, nowy mebel - mają się podobać bardziej niż stare, a konsumpcjonizm ma dawać poczucie spełnienia dzięki temu. Oczywiście to gówno prawda. Jak sama zauważyłaś. Jest kompletnie odwrotnie.

Święte słowa, bez sztucznego wzbudzania pożądania w ludziach na nowe, tak na prawdę do niczego niepotrzebne im przedmioty sprzedaż się kręci, i ta spirala ułudy nieskończonego wzrostu jeszcze trwa.

Ja sam używam telefonów przez kilka lat, monitor mam z 2007, telewizor chyba z 2010, kompa musiałem złożyć tylko ze 3 lata temu bo poprzedni po 12 latach zdechł (ale monitor żyje). Jakby tak wszyscy rozumowali to ten zdegenerowany system by już dawno upadł.

1,327

Odp: Co to znaczy żyć?
ChuopskiChłop napisał/a:

Ja sam używam telefonów przez kilka lat, monitor mam z 2007, telewizor chyba z 2010, kompa musiałem złożyć tylko ze 3 lata temu bo poprzedni po 12 latach zdechł (ale monitor żyje). Jakby tak wszyscy rozumowali to ten zdegenerowany system by już dawno upadł.


Dokładnie. Tym bardziej, że moda i tak kręci się w kółko i tylko nazwy się zmieniają. Już nie skate tylko over sized. Nie grunge - tylko lumberseksualny. Tylko jak na początku to była deklaracja światopoglądu i przynależności do jakiejś subkultury, tak teraz to pozbawiona stylu papka i mieszance.

Z tej sztucznie kreowanej mody - szczególnie na elektronikę - to już bekę się ciśnie od kilku lat. A w perspektywie płatnych subskrypcji na wszystko, to mówi się nawet o neofeudalizmie.

1,328

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Z tej sztucznie kreowanej mody - szczególnie na elektronikę - to już bekę się ciśnie od kilku lat. A w perspektywie płatnych subskrypcji na wszystko, to mówi się nawet o neofeudalizmie.

Neofeudalizm to słowo klucz. Ciężko jest mówić że obecnie żyjemy w kapitalizmie (tak na prawdę prawdziwy był przez chwilę, po Ustawie Wilczka przed zmianami, notabene wieloletniego członka PZPR i ministra rządu PRL ), to ogromne korporacje, których nie dotyczą mechanizmy wolnorynkowe bo są często monopolistami w swojej działalności kształtują rzeczywistość gospodarczą i kreują te trendy, na które łapie się ogrom ludzi.

Nawet taki przykład gry piłkarskiej FIFA wydawanej przez EA - co roku coraz gorsza i coraz bardziej wypełniona mikropłatnościami, ale z racji posiadania przez nich licencji na czołowe ligi i piłkarzy nie mają żadnej konkurencji na rynku gier piłkarskich, przez co zarabiają grube miliardy i co roku windują zyski na coraz wyższy poziom, a ludzie i tak to kupią bo nie ma żadnej alternatywy a futbol jest w cholerę popularny i modny.

To co się dzieje w USA, a raczej współpraca dwóch bogatych magnatów Trumpa i Muska to też nic innego jak neofeudalny stosunek władzy. Tylko który z nich jest Suwerenem, a który Wasalem? Bo jakieś mam dziwne wrażenie, że pomimo ich oficjalnych stanowisk to jest tak na prawdę na odwrót...

1,329

Odp: Co to znaczy żyć?

Mnie to tylko śmieszy, że Musk kreowany jest na takiego obrońcę klasy średniej w momencie jak wyzyskuje ludzi na potęgę i redukuje etaty gdzie się da i jak się da.

1,330 Ostatnio edytowany przez ChuopskiChłop (2025-03-30 17:18:15)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Mnie to tylko śmieszy, że Musk kreowany jest na takiego obrońcę klasy średniej w momencie jak wyzyskuje ludzi na potęgę i redukuje etaty gdzie się da i jak się da.

Ogólnie ironiczne jest to, że zwycięstwo Trumpowi i Muskowi dała w dużej mierze biedna amerykańska prowincja, "białe czarnuchy" z trailer parków, opustoszałych regionów poprzemysłowych i upadłych miast jak Detroit, dla której oni nie mają tak na prawdę żadnych rozwiązań, oprócz standardowych prawackich haseł o przywróceniu narodowej dumy, walce z lewicą, LGBT, imigrantami i bliżej nieznanymi "siłami zła". Nawet te gadanie o odbudowie amerykańskiego przemysłu to kłamstwo, departament Muska już zapowiedział redukcje np. w kluczowej fabryce amunicji artyleryjskiej dla US Army.

1,331

Odp: Co to znaczy żyć?

Niby tak, ale rozwiązania nad którymi pracują i które chcą wprowadzać to naprawdę potężny ukłon w stronę lokalnych wytwórców.

Walka z lewicą czy LGBT to obcięcie dotowań na skrajne stowarzyszenia/fundacje ich projekty (w tym filmy i seriale np na netflixie) i przesunięcie tych pieniędzy na pożyczki i nisko oprocentowane kredyty dla przedsiębiorców. A tam dochodziło do absurdów, że szkoda gadać. To co poprzednicy rozjebali z drobny mak w imię źle rozumianego równouprawnienia, to nie wiem czy uda im się naprawić w ciągu całego pokolenia.

Jakby nie było, nie mogą się doliczyć dziesiątek miliardów $ po poprzednikach. Wystarczy, że uszczelnią system i gospodarka ruszy z kopyta. Wojnę kartelom też wypowiedzieli. Zobaczymy na ile skuteczną.


Produkcję amunicji to akurat systematycznie zwiększają i w tym sektorze zwiększyli zatrudnienie. W tym roku planowali przyjąć kolejnych 350 ludzi do kolejnej fabryki i zwiększyć zdolności produkcyjne samych tylko pocisków artyleryjskich 155mm do 100 tysięcy miesięcznie.

1,332

Odp: Co to znaczy żyć?
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini jest dorosłym człowiekiem, zaledwie rok młodszym ode mnie.
Natomiast do dojrzałego mężczyzny jeszcze mu sporo brakuje.
Co nie znaczy, że oceniam go z góry, jak tu jest sugerowane.
Sama przeszłam długą drogę i mocno się zmieniłam przez ostatnią dekadę.
Mam za sobą wiele potknięć, kryzysów, momentów zwątpienia.
Wiem, jak żmudnym procesem jest zmiana pewnych mechanizmów.
Dlatego całkiem nieźle go rozumiem i wierzę, że jemu też może się udać.
Moja postawa nie ma nic wspólnego z wywyższaniem się.

Matkowanie jest swego rodzaju formą kontroli nad kimś.
To sprzyjanie niezaradności jakiejś osoby, odbieranie jej sprawczości.
Bardzo często po to, aby stała się od nas zależna, by nas potrzebowała.
Absolutnie nie uskuteczniam tu czegoś takiego.
Tak mnie ukształtowało życie, że mam raczej łagodne, opiekuńcze usposobienie.
Zamiast komuś dowalić, wolę spróbować go zrozumieć i w miarę możliwości wesprzeć.
Ewentualnie trzymać się od niego z daleka, jeśli kontakt z nim mnie męczy.

Od kilku tygodni skupiał się głównie na tych aspektach w moim temacie, choć nawet to potrafiłeś skrytykować, bo zamiast trzystronicowych analiz symboliki oraz dogłębnej interpretacji omawianych filmów, anime, gier, czy książek, śmieliśmy na luzie pisać, co nam się w nich podobało i dlaczego. Tutaj większość tego czasu wesoło hulał wiatr, dopóki nie rozpętała się gównoburza, bo pochwalił się wyjazdem.

Choć chciałbym się nie zgodzić to nie mogę bo masz rację. Taka jest prawda, że na chwilę obecną droga przede mną jest wciąż długa. Nigdy nie odebrałem żadnego twojego posta jako patrzenie z góry czy wywyższanie się. Od początku miałem wrażenie, że właśnie rozumiesz o czym piszę, a takich osób na tym forum było i jest bardzo mało. Patrząc na to jaką burzę wywołał ten jeden post, w którym opisałem tamten wyjazd okazuje się, że moje przeczucie się nie myliło. Być może nie powinienem o tym pisać ale z drugiej strony to pozwoliło potoczyć się dalej całkiem ciekawej rozmowie, która może mi się przydać. Mrs.Happiness głównie dzięki tobie i paru innym osobom, które we mnie wierzą.

W żadnym razie nie odebrałem żadnego twojego postu jako "matkowanie", to nigdy nie było nawet podobne do mojej relacji z matką.

Co do kwestii zainteresowań i pasji też nie bardzo rozumiem co było nie tak w naszym pisaniu na ten temat. Kiedy mi ktoś opowiada o swoich zainteresowań nie wymagam by był w tym temacie ekspertem na poziomie profesora. Przyczyna tego jest bardzo prosta. Rozmowa na takie tematy powinna być przyjemna i rozluźniająca, a gdyby ktoś mi o czymś opowiadał na takim poziomie nie miałbym co mu odpowiedzieć. Rozmowa typu "ja lubię to i to, a co ty lubisz?" nie jest stresująca w przeciwieństwie do analizy filozoficzno-egzystencjonalnej postępowania danej postaci w anime. Lubię takie analizy i sam często je robię coś oglądając łącznie z próbami interpretacji danych wydarzeń po swojemu ale to nie są dobre tematy do luźnej rozmowy. Jeśli już się chcę z kimś rozmawiać na takim poziomie znajomości danego tematu to trzeba przede wszystkim brać pod uwagę, że ktoś może mieć inne zdanie o danej kwestii. To nie nauka ścisła gdzie niezależnie od interpretacji czy sposobu badania wynik będzie zawsze taki sam. Ja widzę daną postać lub jej czyny w jeden sposób, któś inny w drugi i obaj możemy zarówno mieć rację jak i jej nie mieć. To bez znaczenia, liczy się to, że fajnie nam się rozmawia i wymienia poglądami, spostrzeżeniami, emocjami itd.

Mrs.Happiness napisał/a:

Mówiła, czy ma jakiś pomysł, jak ten beton rozbić?

Wiem, że po mnie tego nie widać, ale moja psychika przez wiele lat przypominała ser szwajcarski. Tyle dziur do załatania, że nie wiadomo było od czego zacząć. Jeden wielki chodzący problem. Niektóre mechanizmy przypominają o sobie do teraz, zwłaszcza w sytuacjach, gdy targają mną silne emocje. Muszę się wtedy naprawdę mocno skupić, żeby nie pozwolić im przejąć kontroli. Nie jest łatwo przebudować swoją osobowość i zmienić schematy, które wdrukowywano w nas latami.
Trzeba w pewnym sensie przestać być sobą.
Odrzucić aktualną tożsamość i wykreować nowego człowieka.
Na szczęście JEST TO MOŻLIWE, czego jestem żywym dowodem.
Co prawda, u mnie to wciąż postępujący proces, ale sporo już osiągnęłam.
Dlatego wierzę, że też sobie z tym poradzisz, jeśli nie odpuścisz.
Czasem zrobisz krok do przodu, innym razem zaliczysz regres.
To naturalne i warto zaakceptować ten fakt, żeby się za każdym razem nie dołować.

Jak na razie powiedziała to co już napisał tu Bert44. Rozmowa, powtarzanie i bombardowanie niewygodnymi prawdami tak długo ile tylko będzie trzeba. Często mi powtarza, że "musze sobie pozwolić...", ostatnio odpowiedziałem, że będziemy to jeszcze długo powtarzać. Terapeutka na to, że będziemy powtarzali jak długo będzie trzeba bo NFZ nie narzuca żadnego limitu czasowego terapii.

Dokładnie jak piszesz, to są rzeczy wymagające nie naprawienia tylko całkowitego nadpisania wielu przekonań, które od zawsze stanowiły prawdę absolutną. To wszystko się kreowało przez niemal 30 lat, a teraz trzeba to odrzucić i w to miejsce wstawić coś zupełnie innego w o wiele krótszym czasie. Trzeba zmienić program wgrany od najmłodszych lat i aktualizowany przez kolejne lata na nowy, w wielu miejscach wręcz przeciwny. To z pewnością będzie długi i złożony proces, na pewno jeszcze nie raz będę wkurzony, na pewno nie raz będą mi towarzyszyć negatywne myśli, na pewno będzie ciężko ale też na pewno będę próbował iść dakej Całkowicie raczej nie da się zmienić tego programu ale z pewnością da się na tyle być móc funkcjonować jako ten dojrzały mężczyzna, nadać swojemu życiu jakiś sens i nie spędzić tego życia w samotności. Muqin też bardzo fajnie to opisała, szczególnie w tym fragmencie:

Muqin napisał/a:

Człowiek w wyposażeniu fabrycznym ma próbowanie, zaczyna niedługo po urodzeniu, tego akurat nikt człowieka uczyć nie musi, natomiast i owszem, próbowania można tegoż człowieka skutecznie oduczyć. Taki oduczony musi się nauczyć niejako od nowa, jak ktoś, kto przywiązany do łóżka oduczył się chodzić.
Niska samoocena też nie jest czymś, z czym człowiek się rodzi. I też ma jakieś tam zróżnicowane składowe czy tam przyczyny/źródła.

Co do drążenia poszczególnych spraw na forum to nawet nie chodzi o to czy ja chcę o czymś pisać czy nie chcę tylko po prostu z niektórych rzeczy sam nie zdaję sobie sprawy i w tym już rola terapeutki by to ze mnie wyciągnąć.

Co do wstawionego przeze mnie filmu to zaznaczam, że nie traktuję go jako jakąś prawdę absolutną. Chodziło mi tylko o wytłumaczenie samej kwestii przekonań. Prawdę mówiąc nawet tego nie analizowałem tak jak wy tutaj, po prostu posłuchałem sobie w trakcie pracy i pomyślałem, że to mogłaby być całkiem niezła opcja do dalszej dyskusji na temat przekonań, ponownie się nie myliłem.

Jack Sparrow napisał/a:

Na początku jak tu przyszedł, to taki nie był. Potrafił rozmawiać z klientami, załatwić sprawę urzędową, przeszkolić nowego pracownika. Wcześniej jeździł na obozy i zawody w jednym z najbardziej wymagających sportów jakie istnieją na tej planecie.

Zwłaszcza, jak ma w rękawie tak popularne i modne karty jak anime/filmy/sporty walki. Stać go na więcej.

Skąd pomysł, że teraz nie potrafię tego wszystkiego? Nadal potrafię rozmawiać z klientami, załatwiać sprawy urzędowe i pewnie też przeszkolić nowego pracownika ale tego akurat nie mam jak sprawdzić. Pisałem już wielokrotnie jak wyglądały te obozy i zawody w karate będąc dzieckiem i chyba sobie daruję pisanie tego jeszcze raz. Dodam tylko, że karate nigdy nie było traktowane na poważnie jako sztuka walki na prawdę ucząca jak walczyć. Wszyscy ci szkolni prześladowcy, z którymi miałem do czynienia z karate się tylko śmiali. Dopiero w liceum jak już trenowałem kickboxing to robiło jakieś wrażenie. Plotki dość szybko się rozniosły i nie miałem z nikim za bardzo problemów, a przypominam, że szkoła była pełna patusów. W tym dresiarsko-patusiarskim środowisku sam fakt trenowania tego kickboxingu dawał pewien poziom szacunku.

Ciekaw jestem w jaki niby sposób anime miałoby być popularną i modną kartą? Jeszcze w czasach szkolnych to było raczej piętnowane, ktoś oglądający anime od razu kojarzył się z przegrywem, a ludzie nie mający o tym pojęcia kojarzyli anime jedynie z porno bajkami dla największych przegrywów. Przez wszystkie lata szkoły ze studiami włącznie poznałem dosłownie kilka osób, które wiedziały czym w ogóle jest anime. Dopiero odkąd zacząłem w miarę regularnie jeździć na eventy zacząłem spotykać więcej ludzi z tego środowiska, czyli od jakichś 2-3 lat. I od razu zaznaczam, że jedynie niewielka część z tych ludzi robi cosplay czy ma swoje stoiska na tych eventach, w zdecydowanej większości to zwykli ludzie, którzy po prostu to lubią. Filmy i sporty walki już faktycznie zawsze były popularne i modne ale co miały dawać poza znajomymi do rozmowy to też jestem ciekaw.

Jedyna rzecz, w której masz całkowitą rację, stać mnie na więcej.

1,333

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Skąd pomysł, że teraz nie potrafię tego wszystkiego?

Bo na taką ślamazarę życiową się wykreowałeś, która boi się choćby napisać i złożyć CV i dla której wyczynem jest wypad do sąsiedniego miasta.

Dodam tylko, że karate nigdy nie było traktowane na poważnie jako sztuka walki na prawdę ucząca jak walczyć.

News dla ciebie panie fighter z wieloletnim doświadczeniem: żadna sztuka walki nie jest tak traktowana. Nawet na kursach samoobrony jest to podkreślane. "Sztuki walki" to określenie potoczne. Co niczego nie zmienia - w czasach szkolnych cokolwiek by się nie trenowało sportowego, to budziło to szacunek, a podłączać się chcieli do tego wszyscy - z nauczycielami na przodzie.


Ciekaw jestem w jaki niby sposób anime miałoby być popularną i modną kartą?

Normalnie. Jesteś z pokolenia wychowanego na Pokemonach i Dragon Ballu tak jak ja jestem z pokolenia Yatamana i Kapitana Tsubasy (czy tam kapitana jastrzębia). Forsowanie tezy jakoby nikt tego nie znał, nie lubił, czy piętnował w jakiś sposób jest absurdalne. W tym czasie (za życia nas obu) wiele anime doczekało się ekranizacji wprost lub było inspiracją wielkich hiciorów jak Ghost in the Shell (była nawet wersja ze Scarlett Johansson, ale też bazuje na tym Matrix przecież - powinieneś to wiedzieć skoro jesteś takim pasjonatem), Pacific Rim (bazowane na Neon Genesis Evangelion), Incepcja (anime Paprika) i wiele, wiele innych wśród których nie da się pominąć Requiem For A Dream z Jared'em Leto, a który bazuje na Perfect Blue. Że o Avatarze nie wspomnę, który opiera się na Princess Mononoke i Castle In The Sky. Co lepsze, James Cameronsam sam o tym powiedział w jednym z wywiadów.


Filmy i sporty walki już faktycznie zawsze były popularne i modne ale co miały dawać poza znajomymi do rozmowy to też jestem ciekaw.

Przeczytaj to na głos. Aż usłyszysz sam siebie.

1,334

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

News dla ciebie panie fighter z wieloletnim doświadczeniem: żadna sztuka walki nie jest tak traktowana. Nawet na kursach samoobrony jest to podkreślane. "Sztuki walki" to określenie potoczne. Co niczego nie zmienia - w czasach szkolnych cokolwiek by się nie trenowało sportowego, to budziło to szacunek, a podłączać się chcieli do tego wszyscy - z nauczycielami na przodzie.

Normalnie. Jesteś z pokolenia wychowanego na Pokemonach i Dragon Ballu tak jak ja jestem z pokolenia Yatamana i Kapitana Tsubasy (czy tam kapitana jastrzębia). Forsowanie tezy jakoby nikt tego nie znał, nie lubił, czy piętnował w jakiś sposób jest absurdalne. W tym czasie (za życia nas obu) wiele anime doczekało się ekranizacji wprost lub było inspiracją wielkich hiciorów jak Ghost in the Shell (była nawet wersja ze Scarlett Johansson, ale też bazuje na tym Matrix przecież - powinieneś to wiedzieć skoro jesteś takim pasjonatem), Pacific Rim (bazowane na Neon Genesis Evangelion), Incepcja (anime Paprika) i wiele, wiele innych wśród których nie da się pominąć Requiem For A Dream z Jared'em Leto, a który bazuje na Perfect Blue. Że o Avatarze nie wspomnę, który opiera się na Princess Mononoke i Castle In The Sky. Co lepsze, James Cameronsam sam o tym powiedział w jednym z wywiadów.

Przeczytaj to na głos. Aż usłyszysz sam siebie.

Nie mam pojęcia o czym ty do mnie piszesz. Nigdy nie widziałem by ktokolwiek chciał się do tego podłączać, a już zwłaszcza nauczyciele, którzy zawsze mieli to totalnie gdzieś. Nigdy nie miałem nic za trenowanie ze strony szkoły, nauczycieli czy też innych uczniów poza tym lekkim szacunkiem w liceum.

Na prawdę nie musisz mi tego tłumaczyć. Znam Ghost in the Shell, te ze Scarlett też tak samo jak dawno wiedziałem o Matrixie. Jak pierwszy raz zobaczyłem Pacific Rim to pierwszym skojarzeniem był Evangelion, którego chyba nie da się nie znać. O Incepcji i Requiem For A Dream akurat nie wiedziałem bo ich nie oglądałem. Co do Avatara to podobieństwa widziałem ale nie wiedziałem, że sam Cameron o tym mówił. Dodam jeszcze nie tak dawno powstałą ekranizację anime Alita Battle Angel, która bardzo mi się podobała. Nie zmienia to faktu, że na palcach jednej ręki mogłem policzyć ludzi, którzy wtedy wiedzieliby o czym teraz piszemy. Pokemony znał każdy ale mało kto wiedział, że to anime, a Dragon Balla nigdy nie oglądałem. Nawet jeśli ktoś znał te tytuł to nikt się nie przyznawał, że je ogląda i lubi. Jeśli ktoś interesował się tym bardziej niż oglądając na Jetix lub w ogóle jarał się Japonią to był traktowany jak przegryw, a przynajmniej w moim otoczniu tak było.

Przeczytałem kilka razy i wciąż nie widzę w tym nic dziwnego. Sam fakt interesowania się czymś lub trenowania czegoś co było popularne i modne nie sprawiał, że wokół pojawiał się tłum ludzi chcących się do tego podłączyć. Nawet jeśli wszyscy wiedzieli, że jestem w jakimś temacie to nikt nigdy nie zagadał na ten temat. Nie zbudzało to podziwu ani nawet zainteresowania, a już zwłaszcza ze strony płci przeciwnej.

1,335

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Kiedy mi ktoś opowiada o swoich zainteresowań nie wymagam by był w tym temacie ekspertem na poziomie profesora. Przyczyna tego jest bardzo prosta. Rozmowa na takie tematy powinna być przyjemna i rozluźniająca, a gdyby ktoś mi o czymś opowiadał na takim poziomie nie miałbym co mu odpowiedzieć. Rozmowa typu "ja lubię to i to, a co ty lubisz?" nie jest stresująca w przeciwieństwie do analizy filozoficzno-egzystencjonalnej postępowania danej postaci w anime. Lubię takie analizy i sam często je robię coś oglądając łącznie z próbami interpretacji danych wydarzeń po swojemu ale to nie są dobre tematy do luźnej rozmowy. Jeśli już się chcę z kimś rozmawiać na takim poziomie znajomości danego tematu to trzeba przede wszystkim brać pod uwagę, że ktoś może mieć inne zdanie o danej kwestii. To nie nauka ścisła gdzie niezależnie od interpretacji czy sposobu badania wynik będzie zawsze taki sam. Ja widzę daną postać lub jej czyny w jeden sposób, któś inny w drugi i obaj możemy zarówno mieć rację jak i jej nie mieć. To bez znaczenia, liczy się to, że fajnie nam się rozmawia i wymienia poglądami, spostrzeżeniami, emocjami itd.


Kreowałeś się na pasjonata, eksperta wręcz, który wie więcej od większości ludzi, a nie jesteś w stanie połączyć podstawowych kropek. Tak - sztuka jest wielopłaszczyznowa, ale pewne zabiegi artystyczne mają swój określony cel np wielkość cycków w haremkach. Tak samo wypowiadanie nazw ataków w scenach walki ma jeden cel.


PS. wracając do poprzedniego - koszulki z bohaterami anime to można było (i dalej są) kupić nawet w Croppie i Housie. I to od wielu, wielu lat. W Croppie koszulkę z Naruto to chyba z 6-7 lat temu kupiłem. Jak nie dawniej, bo to anime też ma ponad 20 lat.

1,336

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Na prawdę nie musisz mi tego tłumaczyć.

To po chuj zadajesz tak debilne pytania:

Ciekaw jestem w jaki niby sposób anime miałoby być popularną i modną kartą?

skoro to niby wiesz i nie trzeba ci tłumaczyć?


Nie zmienia to faktu, że na palcach jednej ręki mogłem policzyć ludzi, którzy wtedy wiedzieliby o czym teraz piszemy.

Nie no pewnie, połowa jak nie więcej twórców mówi na jakimś tam etapie wprost na jakich anime bazowali i oczywiście nikt tego nie wie.

A nawet jeśli ktoś jest ignorantem i nie wie, a film jednak zna i lubi, to co za problem wpleść to do rozmowy? Już lepszy starter ciężko sobie wyobrazić.


Nawet jeśli ktoś znał te tytuł to nikt się nie przyznawał, że je ogląda i lubi. Jeśli ktoś interesował się tym bardziej niż oglądając na Jetix lub w ogóle jarał się Japonią to był traktowany jak przegryw, a przynajmniej w moim otoczniu tak było.

Odnoszę takie wrażenie, że ty po prostu projektujesz swoje lęki. Jak pisałem - nawet w Croppie i Housie można było i dalej są dostępne koszulki z postaciami anime.


Przeczytałem kilka razy i wciąż nie widzę w tym nic dziwnego. Sam fakt interesowania się czymś lub trenowania czegoś co było popularne i modne nie sprawiał, że wokół pojawiał się tłum ludzi chcących się do tego podłączyć. Nawet jeśli wszyscy wiedzieli, że jestem w jakimś temacie to nikt nigdy nie zagadał na ten temat. Nie zbudzało to podziwu ani nawet zainteresowania, a już zwłaszcza ze strony płci przeciwnej.

Boże - widzisz i nie grzmisz, piorunów nie zsyłasz. Masz w ręku zajebiste karty i nie potrafisz nimi grać. Albo kolejny raz udajesz debila.

1,337 Ostatnio edytowany przez Muqin (2025-03-31 01:00:01)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:
Muqin napisał/a:

To co, uważasz że ktoś, kto  od lat "gra dla wzbudzenia litości , która zapewnia mu atencję" to człowiek DOJRZAŁY?

Na początku jak tu przyszedł, to taki nie był. Potrafił rozmawiać z klientami, załatwić sprawę urzędową, przeszkolić nowego pracownika.

Coraz ciekawiej z tą dojrzałością, bo z tego co napisałeś jasno by wynikało, że Shini był przychodząc na forum bardziej dojrzały niż jest teraz...a to wydaje się co najmniej intrygujące. Od- dojrzał? Dziecinniał? Zderzył się od razu z tak silną falą głaskania, zachwytów, matkowania że się rozwoju cofnął, bo przez te lata ludzie z forum nic tylko go głaskali, pieścili, komplementowali go i się na wyprzódki zachwycali? No weź...

Z mojego punktu widzenia przyszedł na forum już "jadąc w dół" , zaczął jechać po skończeniu studiów, było coraz gorzej zamiast coraz lepiej. Teraz wydaje się to jechanie w dół się skończyło i widać sygnały, że z pomocą aktualnej terapeutki jest spora szansa to, że coś się zmienia na lepsze. 

Jack Sparrow napisał/a:

Wcześniej jeździł na obozy i zawody w jednym z najbardziej wymagających sportów jakie istnieją na tej planecie.

Ajajaj, ulegam niniejszym pokusie...

Najbardziej wymagający sport na tej planecie to super brzmi. Od razu się człowiekowi pojawia przed oczyma jakiś Shini - superman.

Realistycznie takie coś jak "najbardziej wymagający sport na tej planecie" nie istnieje. Kryteriów do oceny nie da się uzgodnić.  Zestawy tych "najbardziej wymagających sportów " są zróżnicowane i serio to tego nijak się traktować nie da. Dziesięciobój nowoczesny jest mniej wymagający? Co najmniej dyskusyjne. Przy okazji tematu dowiedziałam się sporo o piłce wodnej - kurczę, nie dość, że się trzeba dwa razy po pół godziny bez przerw utrzymać na całkiem głębokiej wodzie i w niej przemieszczać w jakiś celowo nie chaotycznie,  piłka mokra waży prawie pół kilo i jeszcze jest skubana śliska i nią należy do niespecjalnie ogromnej bramki trafić podczas gdy iluś tam zawodników przeciwnej drużyny stara się w tym przeszkodzić...no i jeszcze to wolno a tego nie wolno czyli mogą sfaulować, jeszcze strategia gry...niesamowicie wszechstronnym trzeba być, żeby w to grać.
Dobra, to była dygresja.
Shini zaś jeździł na obozy i zawody - jako DZIECKO. Czyli w kategorii wiekowej Dzieci. Z całą specyfiką sportu w tej kategorii wiekowej. Fajnie jest, ale to jest poziom pierwszej selekcji dzieci, zabawa plus początki sportu dla wszystkich chętnych  i łowimy uzdolnionych. Ja też tak trenowałam jako dziecko.  Mnie, podobnie jak Shiniego, zapisano. Mnie, podobnie jak Shiniemu, spodobało się. Mnie, podobnie jak Shiniego, wysyłano na obozy. I też w jakichś zawodach uczestniczyłam, jakieś nagrody zdobywałam. Shini podobnie jak ja ma jakieś zapewne fajne wspomnienia związane z tym czasem w swoim życiu. I jakoś tam nadal ten sport jest obecny w jego dorosłym życiu, podobnie jak stało się tak u mnie i masy innych ludzi.
Shini pisał, ze doznał kontuzji i miał sporą przerwę, a po tej przerwie już wrócił, ale nie do tego, co wcześniej, jakoś tam szukał swojego miejsca w tym sporcie ale to już było na innych zasadach, trenowania bardziej dla siebie. Już wtedy prawdopodobieństwo, ze zrobi jakąkolwiek karierę w tym sporcie było znikome. Gdyby on się uparł i jego rodzice też się uparli - może by dało radę to pociągnąć. A może i nie.
Piszesz, że "wcześniej" - jak się nie wie, że chodzi u Shini o typowe dziecięce uprawianie sportu można pomyśleć, że to "wcześniej" było niedawno, a nie w podstawówce.


Jack Sparrow napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Przez większość życia miałem przekonanie, że muszę dokonać czegoś wielkiego by ktoś w ogóle mnie zauważył. Że jedyną drogą do szczęścia i spełnienia jest chwała i podziw wszystkich wokół.


Skądś się takie przekonanie Shiniego wzięło, że ono ogranicza wiadomo, ale jeśli jest mocno utrwalone to zmienienie go trochę pracy będzie kosztowało. On przynajmniej zdał sobie sprawę, że to jego przekonanie sensowne nie jest i chce je zmienić.
Ty Jack zdajesz się być przekonany, że wszelkie wzmocnienia pozytywne płynące z forum w kierunku Shini to hurtem pobłażanie, klepanie po pleckach, głaskanie, matkowanie i że mają wielką dla Shini szkodliwość oraz go w rozwoju zatrzymują.  To jest zwyczajnie głupie i nieprawdziwe, ale co z tego? Takie masz przekonanie, silne, też skądś ci się wzięło i nie sądzę, żeby jakiekolwiek racjonalne argumenty do ciebie dotarły. Czyli jeden-zero dla Shini. W kwestii zmiany nieprawdziwych przekonań na takie prawdziwsze on jest zdecydowanie dalej od ciebie - bo swoje zauważył i chce zmienić, a ty jak tkwiłeś tak tkwisz.

Jedno z sensem napisałeś - Shini ma w ręku ileś dobrych kart. Grać nimi zaś musi się nauczyć. Chce i sądzę, że się nauczy.


@Shini
w tym filmiku co zalinkowałeś i który żeśmy z Mrs. Happiness tak krytycznie oceniły akurat te sposoby na zmienianie myślenia to pani fajnie opisywała i te spisywania, teksty na karteczkach, rysowanie, pisanie listów - to są prawdziwe sposoby stosowane w psychoterapii. Pani sama w terapii była, zapamiętała, jakoś tam używa tego w swojej pracy stylistki i jak umiała opisała. Bardzo prawdopodobne, że także tobie terapeutka jakieś takie działania zaproponuje. List napisz, narysuj, listę zrób czegoś itp. I wiesz - te sposoby na zmienianie myślenia czasem wydają się naprawdę dziwaczne i odlotowe, a kurczę - działają.
Tak że nie cały wywiad do bani smile

1,338

Odp: Co to znaczy żyć?
Lunka86 napisał/a:

Ciężko się z Tobą nie zgodzić Salomonko. Ale wiesz ilu młodych ludzi tak teraz żyje? Myślę, że sporo. Daleko szukać nie muszę, bo brat szwagra jest kilka lat starszy od Shiniego, nadal mieszka z mamusią, pracuje, a po pracy gra w gry. Miał dziewczynę, która chciała, by wyjechał z nią za granicę, by tam pracować, ona chciała zacząć tam studia, to przecież został w domu. Jeździ ponoć co jakiś czas do znajomych i tam razem grają w gry komputerowe. Dlatego Shini dla mnie to nie jest jakiś odosobniony przypadek.
Shini, jeśli terapeutka twierdzi, że to dobrze, że się wkurzasz, to ok. Może w końcu do Ciebie dotrze, że aby coś w życiu zmienić, trzeba się trochę wysilić, bo samo się nie zrobi.

Jak ja bym miał kogoś, z kim mógłbym spędzać czas za granicą, to pewnie do dziś mieszkałbym w Niemczech xd

1,339 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2025-04-03 20:19:56)

Odp: Co to znaczy żyć?
Ela210 napisał/a:

Shini narcystyczny nie jest, ale egocentryczny w jakimś wiekszym stopniu niż inni męzczyzni tak. Skupienie na kimś innym niż On sam pewnie by mu pomogło.

O właśnie big_smile

Za dobrze w życiu mu się wiedzie, właściwie nic od niego nie zalezy, bo nie musi. Tak się chłopaczek "śliska" przez życie z hasłem na chorągwi "że więcej z siebie nie wykrzesze". Nie? NIE!! Bo nikt od niego niczego więcej nie wymagał. Ani rodzice, ani rodzina, ani pracodawca, ani żaden inny organizm na tym padole. Nigdy nie był postawiony pod ściąną i nigdy nie musiał zdać sobie sprawy, że teraz albo koniec, albo się na tę ścianę wdrapie, nawet jeśli by musiał zedrzeć paluchy do krwi. Taki z niego minimalisytyczny oportunista.
Dla mnie Shini to okaz kogoś, komu się z poczucia bezpieczeństwa, pełnego brzucha i satysfakcji z tego, że mu w zimie gacie do podłogi nie przymarzają, całkiem w głowie wszystko poprzestawialo.
Tylko że ta sytuacja wieczna nie będzie... Kiedyś zabraknie mamusi, tatusia, brata czy tam kuzyna który zapewnia wikt i opierunek płacąc jakąś tam niziutką pensję, ale regularnie i bez przestojów. Shini wpadnie z ciepłej laguny w której się teraz pławi wprost na głęboką wodę pełną rekinow. Prędzej czy później to się stanie, więc nie wiem czy jest sens odbierać mu wiarę, że ta laguna będzie bezpieczna do końca jego dni... Niech się chłop cieszy życiem niedojrzałego dziecka, ile tylko może.

1,340

Odp: Co to znaczy żyć?

A może właśnie ten upadek do głębokiej wody jest tu potrzebny? Wtedy już nie będzie czasu na wymówki, tylko trzeba będzie zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Chociaż mam nadzieję, że obecna terapia skutecznie otworzy mu oczy.
    I jak tam Shini po kolejnej wizycie u terapeutki?

1,341

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie wiem, co by się mogło stać, żeby się Shiniemu wydarzył w życiu jakiś upadek do głębokiej wody. Nie doceniacie siły wiejskiego systemu rodzinnego - system, i to wieloosobowy,  nie pozwoli mu zginąć, on go utrzyma na takim mniej więcej poziomie jak teraz. Siła tego rodzinnego systemu jest jedną z istotnych składowych tego, jak Shini funkcjonuje obecnie. Shini ma też instynkt samozachowawczy i sam sobie kataklizmu nie zafunduje. Nie wspominając o takim "drobiazgu" jak to, że człowiek postawiony pod ścianą ...wdrapuje się, albo wcale nie. Ten drugi wariant w realu występuje jak najbardziej i jest z tych paskudnych. 

Gdybym miała opisać sytuację Shini to on raczej tkwi w bagienku, które go wciągało od lat. Poszedł na terapię, tym razem zdaje się trafił na sensowną terapeutkę zatem szansa na to, że wciąganie wyhamuje wzrosła. Pozostaje trzymać kciuki, oczywiście to kieruję do życzliwych Shini.

Człowiek, który podejmuje psychoterapię, nawet jeśli przedtem nie był, w terapii na jakiś czas staje się straszliwie egocentryczny. W terapii bowiem programowo i z czynnym udziałem terapeuty skupia się na ...sobie. Analizuje siebie, swoje życie, swoje relacje i to "ja" króluje. Uczy się jak zadbać o siebie, swoje potrzeby, uczy się wyznaczać granice, nie zaspokajać cudzych potrzeb, stawiać na swoim choć komuś (czasem bliskiemu np. rodzicom) bardzo się to nie podoba...no zarzucanie egocentryzmu komuś, kto jest w terapii to  trochę jest, oględnie rzecz ujmując, absurdalne.

1,342

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

PS. wracając do poprzedniego - koszulki z bohaterami anime to można było (i dalej są) kupić nawet w Croppie i Housie. I to od wielu, wielu lat. W Croppie koszulkę z Naruto to chyba z 6-7 lat temu kupiłem. Jak nie dawniej, bo to anime też ma ponad 20 lat.

To prawda i wciąż nie wiem co to miałoby oznaczać. Też kupowałem te koszulki, chodziłem w nich po ulicach, do szkoły i na studia ale nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi.

Jack Sparrow napisał/a:

Masz w ręku zajebiste karty i nie potrafisz nimi grać.

W jednej rzeczy masz rację, nie potrafię grać kartami jakie mam, o wielu z nich pewnie wciąż nie wiem. Niedługo idę na kolejny event, zobaczymy czy uda mi się zagrać tymi kartami.

Muqin napisał/a:

@Shini
w tym filmiku co zalinkowałeś i który żeśmy z Mrs. Happiness tak krytycznie oceniły akurat te sposoby na zmienianie myślenia to pani fajnie opisywała i te spisywania, teksty na karteczkach, rysowanie, pisanie listów - to są prawdziwe sposoby stosowane w psychoterapii. Pani sama w terapii była, zapamiętała, jakoś tam używa tego w swojej pracy stylistki i jak umiała opisała. Bardzo prawdopodobne, że także tobie terapeutka jakieś takie działania zaproponuje. List napisz, narysuj, listę zrób czegoś itp. I wiesz - te sposoby na zmienianie myślenia czasem wydają się naprawdę dziwaczne i odlotowe, a kurczę - działają.
Tak że nie cały wywiad do bani smile

Też jestem ciekaw czy terapeutka zaproponuje mi tego typu sposoby. Ja ani przez chwilę nie pomyślałem, że to dziwaczne, czytałem i słuchałem wielu podcastów o różnych sposobach terapeutycznych. Takie jak te wymienione są zaskakująco skuteczne.

rakastankielia napisał/a:

Jak ja bym miał kogoś, z kim mógłbym spędzać czas za granicą, to pewnie do dziś mieszkałbym w Niemczech xd

Też nie ogarniam jak można przepuścić taką okazję no chyba, że wyjazd byłby do jakiegoś kraju trzeciego świata albo niezbyt bezpiecznego w dzisiejszych czasach.

Salomonka zajebista motywacja do dalszej pracy nad sobą. Tylko wziąć sznur i poszukać dogodnego miejsca. Po tylu postach Jacka jeszcze nie zauważyłaś, że takie metody na mnie nie działają? Jestem na terapii i zaczynam odzyskiwać nadzieję na zmianę. Posty takie jak twój nie pomagają, wręcz przeciwnie.

Lunka86 napisał/a:

A może właśnie ten upadek do głębokiej wody jest tu potrzebny? Wtedy już nie będzie czasu na wymówki, tylko trzeba będzie zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Chociaż mam nadzieję, że obecna terapia skutecznie otworzy mu oczy.
    I jak tam Shini po kolejnej wizycie u terapeutki?

Szczerze mówiąc nie wiem czy teraz poradziłbym sobie z tym upadkiem do głębokiej wody. Powiem to tak jak mówię na terapii "nie potrafię sobie tego wyobrazić", przynajmniej na razie.

Po kolejnej wizycie byłem jeszcze bardziej wkurzony niż wcześniej. Terapeutka zapytała mnie jakie myśli się pojawiają lub co robię kiedy najpierw pomyślę o zmianie pracy lub zagadaniu do dziewczyny. Bez zastanowienia powiedziałem prawdę. Odpowiedziała, że to wszystko było mechanizmem obronnym, pomyślałem lub robiłem wszystko tylko nie to co trzeba i nawet tego nie zauważyłem. Jestem tak uwikłany w te przekonania, w relację z matką i w lęki, że totalnie z automatu robię wszystko co mnie odciąga od tego co powinienem zrobić. Użyłem określenia "jestem więźniem własnego umysłu", terapeutka potwierdziła.

1,343

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

..no zarzucanie egocentryzmu komuś, kto jest w terapii to  trochę jest, oględnie rzecz ujmując, absurdalne.

To skończy z tymi absurdami smile Niech sobie człek żyje jak chce, skoro mu tak dobrze i nie chce niczego zmieniać? Dlaczego wszyscy uparli się, że Shini ma żyć jak cały ogół? Mnie się też przez krótką chwilę tak wydawalo, ale potem, gdy się nad tym  zastanowiłam.. Wyszlo mi, że przeciez nikt nie ma patentu na szczęście, a w życiu bywa róźnie. Jedni się czegoś dorobili, zalożyli rodziny, mają dzieci, kredyty, mieszkania do spłacania, ale po drugiej stronie są ci inni.. Samotni, nieszczęsliwi, bez żadnego "programu na życie". Jeśli więc jest gdzieś taki Shini, który żyje sobie nie szkodząc nikomu, zadawalając się minimum od minimum, gdzieś w takim środku, to przecież to jego decyzje i jego postanowienia? Jeśli mu dobrze w tym ciepłym grajdołku, to co nam do tego? Niech sobie żyje.

1,344

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini, nie mówię, że teraz. Nie mówię nawet, że to by mogło pomóc. Tak tylko sobie gdybam. Ja ci życzę, żeby terapia przyniosła oczekiwane skutki. Widać, że otwierają co się oczy i zaczynasz dostrzegać, skąd mogły się brać twoje dotychczasowe problemy. To dobrze.

1,345 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2025-04-03 22:09:03)

Odp: Co to znaczy żyć?
Lunka86 napisał/a:

Shini, nie mówię, że teraz. Nie mówię nawet, że to by mogło pomóc. Tak tylko sobie gdybam. Ja ci życzę, żeby terapia przyniosła oczekiwane skutki. Widać, że otwierają co się oczy i zaczynasz dostrzegać, skąd mogły się brać twoje dotychczasowe problemy. To dobrze.

Żadna terapia nie przyniesie efektów, jeśli nie będzie przekładała się na zmiany w życiu realnym, a Shini traktuje terapię jak dziecko przed komunią, które wkuwa na pamięć katechizm.

1,346

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Witajcie mam, jak się niedawno okazało mam bardzo poważny problem. Od prawie 6 miesięcy uczęszczam na terapię jednak od ponad miesiąca stanęła w martwym punkcie. Terapeutka powiedziała mi coś czego nie rozumiem. Powiedziała, że muszę "zacząć żyć" bo inaczej nawet najlepsza terapia nie pomoże. Co to znaczy "żyć" i mam tu na myśli w praktyce? Przeczytałem chyba już z kilkanaście artykułów o tej tematyce jednak nie były zbyt pomocne. We wszystkich było to samo, czyli rób to co lubisz, realizuj marzenia itd. W ciągu ostatnich tygodni, głównie dzięki terapii zrozumiałem, że tak na prawdę nie mam żadnych marzeń, niczego nie lubię, nic nie sprawia mi radości, nawet czynności, które jeszcze kilka miesięcy temu sprawiały. Nie pamiętam już czym jest ekscytująca czy fascynacja. Nic nie ma sensu. Mam wrażenie, że moje życie się skończyło jeszcze zanim się zaczęło. Co o tym sądzicie? Czy ktoś z was był w takiej sytuacji? Co mogę z tym zrobić?

Jeśli chcecie bardziej szczegółowych informacji dotyczących mojego życia i obecnej sytuacji to dajcie znać.

Myślę, że za dużo się wydarzyło w życiu. Nadchodzi taki moment, że przestajemy wierzyć. Potem jest czas wyalienowania życia w samotności, potem już wszystko jedno i właśnie nic nie cieszy. Stare hobby czy zainteresowania są bez sensu. Jest to kierunek depresji jak najbardziej. Ktoś napisał o psychiatrze. Jasne, to jest rozwiązanie ale na poziomie leków czyli leki powodują mniejsze odczuwanie i teoretycznie jest w porządku. Niestety nie jest. To zaleczanie prawdziwego problemu, który leży u podstawy. Czasem są problemy, których nie można rozwiązać…

1,347

Odp: Co to znaczy żyć?

A jak już wkuje to zastosuje. Tak to działa. Mniej więcej. I zwykle trwa, czasem wiele miesięcy, albo i lat.
Ty, Salomonko, masz silną psychikę. Ale siła psychiki to jest wyposażenie fabryczne, z tym się rodzimy.  Osoba o słabej psychice, gdyby jej kazać przeżyć to, co ty przeżyłaś, nie byłaby taka osobą, jaka ty jesteś.

1,348

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

A jak już wkuje to zastosuje. Tak to działa. Mniej więcej. I zwykle trwa, czasem wiele miesięcy, albo i lat.

Raczej będzie trzy razy "Z", czyli zakuć, zdać, zapomnieć... smile

Tylko jak napisałam wcześniej; To jego życie.

1,349

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

A jak już wkuje to zastosuje. Tak to działa. Mniej więcej. I zwykle trwa, czasem wiele miesięcy, albo i lat.
Ty, Salomonko, masz silną psychikę. Ale siła psychiki to jest wyposażenie fabryczne, z tym się rodzimy.  Osoba o słabej psychice, gdyby jej kazać przeżyć to, co ty przeżyłaś, nie byłaby taka osobą, jaka ty jesteś.

Dokładnie tak. Są ludzie o różnych poziomach siły. Każdego można złamać. Najsilniejszego również.

1,350 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2025-04-03 22:57:14)

Odp: Co to znaczy żyć?
Salomonka napisał/a:

To skończy z tymi absurdami smile Niech sobie człek żyje jak chce, skoro mu tak dobrze i nie chce niczego zmieniać? Dlaczego wszyscy uparli się, że Shini ma żyć jak cały ogół? Mnie się też przez krótką chwilę tak wydawalo, ale potem, gdy się nad tym  zastanowiłam.. Wyszlo mi, że przeciez nikt nie ma patentu na szczęście, a w życiu bywa róźnie. Jedni się czegoś dorobili, zalożyli rodziny, mają dzieci, kredyty, mieszkania do spłacania, ale po drugiej stronie są ci inni.. Samotni, nieszczęsliwi, bez żadnego "programu na życie". Jeśli więc jest gdzieś taki Shini, który żyje sobie nie szkodząc nikomu, zadawalając się minimum od minimum, gdzieś w takim środku, to przecież to jego decyzje i jego postanowienia? Jeśli mu dobrze w tym ciepłym grajdołku, to co nam do tego? Niech sobie żyje.

Mogę wiedzieć o czym piszesz? Albo to ja się gubię albo ty nie czytasz postów. Jak myślisz po co ja poszedłem na tą terapię? Po co piszę tutaj to wszystko? Po co analizuję niektóre elementy terapii z osobami w to zaangażowanymi? Gdyby tak jak jest było mi dobrze i gdybym nie chciał niczego zmieniać to nie szedł bym na terapię, a tego wątku by nawet nie było lub pozostałby martwy już od dawna. Odkąd zacząłem tą terapię cały czas piszę, że to właśnie nie do końca moje decyzje i postanowienia, że świadomość i podświadomość działają że sobą w sprzeczności. Podświadomość jest zdania, że obecne życie jest łatwe i bezpieczne, a świadomość wie, że nie ma w nim przyszłości.

1,351

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
Salomonka napisał/a:

To skończy z tymi absurdami smile Niech sobie człek żyje jak chce, skoro mu tak dobrze i nie chce niczego zmieniać? Dlaczego wszyscy uparli się, że Shini ma żyć jak cały ogół? Mnie się też przez krótką chwilę tak wydawalo, ale potem, gdy się nad tym  zastanowiłam.. Wyszlo mi, że przeciez nikt nie ma patentu na szczęście, a w życiu bywa róźnie. Jedni się czegoś dorobili, zalożyli rodziny, mają dzieci, kredyty, mieszkania do spłacania, ale po drugiej stronie są ci inni.. Samotni, nieszczęsliwi, bez żadnego "programu na życie". Jeśli więc jest gdzieś taki Shini, który żyje sobie nie szkodząc nikomu, zadawalając się minimum od minimum, gdzieś w takim środku, to przecież to jego decyzje i jego postanowienia? Jeśli mu dobrze w tym ciepłym grajdołku, to co nam do tego? Niech sobie żyje.

Mogę wiedzieć o czym piszesz? Albo to ja się gubię albo ty nie czytasz postów. Jak myślisz po co ja poszedłem na tą terapię? Po co piszę tutaj to wszystko? Po co analizuję niektóre elementy terapii z osobami w to zaangażowanymi? Gdyby tak jak jest było mi dobrze i gdybym nie chciał niczego zmieniać to nie szedł bym na terapię, a tego wątku by nawet nie było lub pozostałby martwy już od dawna. Odkąd zacząłem tą terapię cały czas piszę, że to właśnie nie do końca moje decyzje i postanowienia, że świadomość i podświadomość działają że sobą w sprzeczności. Podświadomość jest zdania, że obecne życie jest łatwe i bezpieczne, a świadomość wie, że nie ma w nim przyszłości.

Shini, nie rozśmieszaj mnie. Chodzisz na terapię i prosisz Boga żeby nic w twoim życiu nie zmieniła, sam o tym pisałeś.

Nie do końca twoje decyzje? A czyje? Dokładnie napisz według czyich decyzji postępujesz w życiu? Kto cię tak krzywdzi, że pozbawia cię decyzyjności w twoich sprawach? Kto to jest i dlaczego ci to robi?

1,352

Odp: Co to znaczy żyć?
Salomonka napisał/a:

Shini, nie rozśmieszaj mnie. Chodzisz na terapię i prosisz Boga żeby nic w twoim życiu nie zmieniła, sam o tym pisałeś.

Nie do końca twoje decyzje? A czyje? Dokładnie napisz według czyich decyzji postępujesz w życiu? Kto cię tak krzywdzi, że pozbawia cię decyzyjności w twoich sprawach? Kto to jest i dlaczego ci to robi?

O co chodzi z tym "prosisz Boga"? Już pomijając fakt, że nie jestem zbytnio religijny to nie przypominam sobie bym kiedykolwiek pisał coś podobnego.

Odpowiedź jest prosta, robi mi to podświadoma część mnie nad, którą nie mam kontroli, która powstała na skutek wielu czynników. Opisywałem je już nie raz, zaczynam nad nimi pracować na terapii, a twoje absurdalne pytania tylko dowodzą temu, że nawet nie czytasz wcześniejszych postów. Nie będę oczekiwał, że zrozumiesz jak można nie mieć kontroli nad własnymi myślami i przekonaniami bo do niedawna sam tego nie rozumiałem ale kobieta w szczególności powinna rozumieć jak to jest jedno mówić, drugie robić, a trzecie myśleć. W twoich postach pojawia się podejrzane podobieństwo do Jacka, nie sądziłem, że ktokolwiek poza nim mógłby dosłownie zniechęcać do pracy nad sobą i próbą wyjścia z nieciekawej sytuacji.

1,353

Odp: Co to znaczy żyć?
Salomonka napisał/a:
Muqin napisał/a:

A jak już wkuje to zastosuje. Tak to działa. Mniej więcej. I zwykle trwa, czasem wiele miesięcy, albo i lat.

Raczej będzie trzy razy "Z", czyli zakuć, zdać, zapomnieć... smile

Tylko jak napisałam wcześniej; To jego życie.

Porównujesz ciężką i trudną pracę w terapii do jakiegoś zaliczenia nielubianego przedmiotu w szkole czy na studiach? I to z uśmieszkiem? Wolę nie skomentować.


@Shini
Ze sposobu , w jaki piszesz, wnioskuję, ze tym razem terapeutkę masz sensowną. Co mnie wielce raduje smile

1,354

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Nie będę oczekiwał, że zrozumiesz jak można nie mieć kontroli nad własnymi myślami i przekonaniami bo do niedawna sam tego nie rozumiałem ale kobieta w szczególności powinna rozumieć jak to jest jedno mówić, drugie robić, a trzecie myśleć. W twoich postach pojawia się podejrzane podobieństwo do Jacka, nie sądziłem, że ktokolwiek poza nim mógłby dosłownie zniechęcać do pracy nad sobą i próbą wyjścia z nieciekawej sytuacji.

Gdybyś ty z kolei czytał swój wątek dokładnie, to byś wiedział że choć nie udzielam się w nim za bardzo, to zawsze zachęcałam cię do pracy na sobą i do terapii. Tylko to ty w całym swoim wątku wciąż podkreślasz, jak małe robisz postępy i jak niewiele ci ta terapia daje. Poszedłeś na terapię z przeświadczeniem, że jesteś więźniem własnego umysłu i właściwie oprócz tego, że dalej nim jesteś nic się nie zmieniło. Atakujesz każdego kto ci to wytyka, to potrafisz jakoś zrobić, ale spojrzeć krytycznie na siebie - już nie.
Obawiam się, że niczego z tej terapii nie wyniesiesz, dlatego nie pogłaszczę cię pieszczotliwie po główce mówiąc, jak bardzo jesteś dzielny bo "chodzisz" na terapię.

1,355

Odp: Co to znaczy żyć?

Co wy tu wszyscy macie z tym głaskaniem po główce? To, że się po kimś nie jeździ, tylko normalnie pogada, nie jest od razu głaskaniem po głowie.

1,356

Odp: Co to znaczy żyć?
Salomonka napisał/a:

Gdybyś ty z kolei czytał swój wątek dokładnie, to byś wiedział że choć nie udzielam się w nim za bardzo, to zawsze zachęcałam cię do pracy na sobą i do terapii. Tylko to ty w całym swoim wątku wciąż podkreślasz, jak małe robisz postępy i jak niewiele ci ta terapia daje. Poszedłeś na terapię z przeświadczeniem, że jesteś więźniem własnego umysłu i właściwie oprócz tego, że dalej nim jesteś nic się nie zmieniło. Atakujesz każdego kto ci to wytyka, to potrafisz jakoś zrobić, ale spojrzeć krytycznie na siebie - już nie.
Obawiam się, że niczego z tej terapii nie wyniesiesz, dlatego nie pogłaszczę cię pieszczotliwie po główce mówiąc, jak bardzo jesteś dzielny bo "chodzisz" na terapię.

Salomonka, nie obraź się, ale ty pisząc na temat psychoterapii nie za bardzo wiesz, o czym piszesz. Opcji "wiem , ale i tak piszę jak piszę" wolę nie brać pod uwagę.

W wątku się udzielasz sporadycznie i z doskoku i nawet trudno mi ocenić czy zauważyłaś, że psychoterapia, od której wątek się zaczął, to sprawa historyczna, że była to psychoterapia nieudana i to nie z przyczyn leżących po stronie Shini. Shini się nie załamał, nie zniechęcił, poszedł na terapię do innej terapeutki i w tej nowej terapii jest od niedawna. I nie, nie podkreśla stale, że terapia mało mu daje - tamta pierwsza, nieudana, faktycznie nie dawała. Na temat tej aktualnej, drugiej terapii napisał, że wreszcie wydaje mu się, że to ma sens i do czegoś prowadzi. To ci najwyraźniej umknęło?
Określenie "jestem więźniem własnego umysłu" całkiem udatnie obrazuje stan pewnej grupy ludzi zaczynających psychoterapię. Uwięzienie w pułapce, z której się samodzielnie wyjść nie jest w stanie. Jak sądzisz - ile czasu zajmuje sprawdzenie, z czego jest ta pułapka zbudowana, jaką ma konstrukcję i jak ją skutecznie otworzyć czy usunąć nie ryzykując katastrofy budowlanej, szkód w ludziach i mieniu? Miesiąc? Dwa? - Salomonka, realistycznie to  likwidowanie takich pułapek liczy się nie w tygodniach ale bardziej nawet w latach niż w miesiącach.
Psychoterapia nazywana jest leczeniem i wiele osób całkiem nieświadomie uznaje, że tu jak u lekarza - przychodzisz, dostajesz diagnozę, leki i zalecenia, wykonujesz i wracasz do zdrowia. Nic bardziej mylnego. Psychoterapia przypomina rehabilitację pourazową i to po skomplikowanym urazie, gdzie dodatkowo tak trzeba pracować, żeby rehabilitując jedno nie uszkodzić drugiego. Podobnie jak w rehabilitacji role są podzielone - fachowiec ma niezbędne 20% do wykonania, pacjent całą resztę. Dlatego mówi się o pracy w psychoterapii i o tym, że dla pacjenta jest męcząca.
Wyobraź sobie, Salomonko, kogoś, kto spędził przykuty do łóżka dwa lata, jest ofiarą wypadku. Ma się zamiar usprawnić, ale póki co jak jest każdy widzi, w tym sam pacjent. No kroku zrobić nie jest w stanie samodzielnie. Zaczyna się rehabilitować - powoli, ostrożnie, pod kierunkiem fachowca. Pierwsze ćwiczenia dla osoby sprawnej są banalne, toż to łatwizna nogę unieść. Dla pacjenta pierwszy krok o własnych siłach to będzie ogromny sukces. Dla osoby sprawnej - banał, łatwizna, robię to wiele razy dziennie, z czym ten typek ma problem?  Urazy fizyczne widać. Psychicznych - nie widać. Przy psychicznych widać tylko skutki czyli niesprawność. Ale proces przywracania sprawności w obu sytuacjach jest powolny, męczący i nie ma co marzyć o skokowej poprawie, spektakularnych szybkich efektach.
Shini nie tyle "atakuje każdego, kto coś mu wytyka" ile broni się przed atakami. Broni się jak umie, raczej racjonalizacjami niż czym innym, nauczony jest przeczekiwać spokojnie, aż się atakujący znudzą i odpuszczą, no agresywny to Shini nie jest. Ani wulgaryzmy, ani złośliwość od niego nie płynie. Nie wykluczam, ze skutkiem pracy  w terapii coś z mocniejszych obron się pojawi, w odniesieniu do niektórych przynajmniej.

Gdyby Shini nie był w stanie spojrzeć na siebie krytycznie to by nie chciał nic zmieniać.

@Lunka
"Głaskanie po główce" pojawia się jako tekst stały u pewnej grupy ludzi o określonej konstrukcji psychicznej (silnej) , którzy zwykle sporo przeszli, mieli pod górkę i  stanęli na nogi. W ich postrzeganiu podejście tzw. "miękkie" jest programowo zawsze złe i szkodliwe. Podobnie zwyczajne ludzkie rozmawianie bez krytykowania z kimś, kto ich zdaniem "powinien wziąć się wreszcie wziąć za siebie i zacząć robić zamiast gadać i dopraszać się współczucia".

1,357

Odp: Co to znaczy żyć?

@Muqin
ja wiem. Gadam z Shinim od jakiegoś czasu i widzę, że co chwilę ktoś tu wypomina każdemu, kto z nim pisze tak po koleżeńsku te słynne głaskanie po główce. A to, o czym piszesz to nic innego, jak deprecjonowanie czyichś problemów. Ja miałem/miałam w życiu ciężko, to inni nie wiedzą, co to znaczy. A każdy ma swoje życie i żyje swoimi problemami. Ja też w życiu lekko nie miałam, a nie wpadłoby mi do głowy, żeby zabronić innym przeżywać swoje problemy. Mi rozmowy z Shinim, takie nawet błahe, w pewnym momencie pomogły, mogłam oderwać się od szarej codzienności, więc nie mam zamiaru po nim tu jeździć. A i nie czuję, że go głaszczę po główce, nie widzę, by robili to np Mrs. Happyness czy Ty i paru innych użytkowników. Czytając odpowiedzi niektórych tutaj mam wrażenie, że lepiej, by Shini nie pisał za wiele o swej terapii.

1,358

Odp: Co to znaczy żyć?

Może nie tyle "ja miałem ciężko i inni nie wiedzą co to znaczy" (choć to też) ale przede wszystkim "ja miałem ciężko, wyszedłem z tego w określony sposób czyli ...mam patent na nieomylność, mój sposób jest jedyny dobry i inaczej na pewno się nie da". Okropnie zawężone podejście, ale trudno to ruszyć, bo oporne na racjonalną argumentację, skutecznie nie dopuszcza faktów nie pasujących do obrazka.

"Głaskanie po główce" jako zjawisko istnieje i jest szkodliwe. Tyle że oprócz "głaskania po główce" i "walenia bejsbolem" jest jeszcze sporo innych, sprawdzonych opcji. W tym wsparcie i dawanie wzmocnień pozytywnych. Które w jakichś dawkach Shini z forum dostaje. Między innymi od Ciebie, Lunka. A że przy okazji sobie pogadaliście na luzie o anime - i super, gadanie całkiem nie na temat aktualnych problemów własnych czy tam szarej codzienności znakomicie potrafi pomóc. smile Shini coś z tego ma, ty coś masz i pytanie otwarte oraz trochę retoryczne - co to komu przeszkadza?

Shini wykazuje sporą ostrożność w tym , co pisze na forum. Tu akurat jest bardzo wydolny i dba o siebie. Też mi taka myśl przemknęła, żeby się za bardzo nie odsłaniał, ale popatrzyłam sobie na całokształt jego rozmów na forum i wyszło mi, że w tej sprawie to wie, co robi. Zatem myśl porzuciłam. Umie o siebie w tej sprawie sam dobrze zadbać.

1,359 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2025-04-04 19:47:15)

Odp: Co to znaczy żyć?

Ludzie, kto zabrania przeżywać Shiniemu swoje problemy? Jest wprost przeciwnie, niech przeżywa ile sił mu starczy.

Jeśli obie nie wiecie, Muqin i Lunka, to są ludzie na których zwyczajnie terapia nie dziala i potrzeba całe morze czasu, ich oraz ich terapeutów, żeby zdali sobie z tego sprawę. Jest co najmniej kilka powodów niepowodzenia terapii, ale jednym z nich jest niechęć do zmian. Zmiana może być dla nich przerażająca i wymagać wysiłku, a niektórzy ludzie mogą preferować zastany stan rzeczy, nawet jeśli jest on niezdrowy. Tacy ludzie pozorują chęć odbycia terapii, nawet często sami przed sobą, ale tak naprawdę jedyne na czym im zależy, to aby zachować status quo, ew. doprowadzić do wniosku terapeutę a nawet samego siebie, że ich przypadek jest "nieuleczalny", tak trudny i tak skomplikowany, że wymaga lat terapii, po której i tak wszystko zostanie jak bylo.
Jest to swego rodzaju komfort w dysfunkcji: dla niektórych osób ich obecny stan, choć problematyczny, jest znany i przewidywalny, co może być paradoksalnie komfortowe.

Brzmi jakoś znajomo?

Osobiście nie zyczałabym Shiniemu aby tak bylo w jego przypadku, ale wszystko mi na to wygląda.
Nie udzielam się w tym wąku za bardzo, ale czytam go w miarę dokładnie, więc mam na jego temat własne zdanie i pozwolcie drogie panie, że przy nim pozostanę. Forum to nie gabinet terapeutyczny i nikt tu Shiniemu nie pomoże bardziej niż terapeuta twarzą w twarz. Tutaj jednak każdy może wyrazić swoją opinię, co niniejszym uczyniłam.

Tak czy siak z zainteresowaniem będę dalej śledziła wątek, bo co tu dużo mówić... Jest po prostu akademicko ciekawy.

1,360

Odp: Co to znaczy żyć?

No zabronić nikt nie ma mocy, fakt. Ale już utrudnić albo i skutecznie uniemożliwić jakiekolwiek rozmawianie na temat oraz ujawnianie tychże problemów  da się jak najbardziej czyli można kogoś skutecznie zablokować, iżby głowy nie zawracał.

Salomonko,  o mnie wiesz tyle, co na forum napisałam, czyli bardzo, bardzo niewiele smile  Możliwe, że w którymś momencie napiszesz mi coś, czego jeszcze nie wiem na temat psychoterapii czy skutków przemocy u dorosłych ofiar, bo wszechwiedząca to ja nie jestem , ale abecadło teoretyczne  poznałam tak ze 20 lat temu, a nie poznałam go jako młodziutka panienka. Tkwię w temacie w realu od dawna, bardziej praktycznie niż teoretycznie  i nie o to chodzi, że tu chcę za autorytet robić,  bardziej o to, że  jeśli już coś mi piszesz, Salomonko, uwzględnij, że nie do teoretyczki czy świeżynki, tylko do wieloletniego praktyka z rzetelnymi teoretycznymi fundamentami.

Doskonale wiem,że są i tacy ludzie, którym psychoterapia nie jest w stanie pomóc.  Ale wiem też, że jeśli ktoś ocenia po JEDNEJ nieudanej terapii, że "temu człowiekowi terapia nie pomoże" to ...powiedzmy uprzejmie, błądzi. Jest to bowiem ocena/szufladkowanie przedwczesne oraz szkodliwe. Lista przyczyn powodujących, że terapia jest nieudana jest całkiem długa. Mamy tu i takie proste a jednoskładnikowe jak nurt źle dobrany do pacjenta ( w jednym nurcie żadnych wyników, zmiana nurtu i idzie jak burza) czy przeciwprzeniesienie, z którym dany terapeuta nie jest w stanie sobie poradzić. Są też przyczyny znacznie bardziej skomplikowane.

Niechęć do zmian silna i blokująca działanie  to jest coś, z czym niekiedy się idzie na terapię. Sama taka blokująca niechęć wystarczy.  Dialog z tzw. pierwszej sesji :
Terapeuta: Z czym ma pan problem ?
Pacjent:  Chciałby sporo zmienić w swoim życiu, ale jakoś tak chciałbym a nie mogę, chociaż niby wiem co powinienem zrobić to nie idzie nijak i nie robię...

to jest, Salomonko, dla terapeuty całkiem normalna informacja, że będzie nad czym pracować.

Stan obecny jest problematyczny ale znany i przewidywalny zatem daje poczucie bezpieczeństwa - oczywistość. I Shini już o tym wie, że jedną z rzeczy, które go trzymają jest lęk. Lęk szeroko określany jako "lęk przed zmianą" na skalę uniemożliwiającą zmianę. Takiego lęku się własnymi siłami i bez fachowej pomocy raczej nie pokona, czego liczne przykłady z życia dowodzą. Osobiście zapewne tak silnego lęku przed zmianą nie czułaś, zatem...nie twoja to bajka, nie doradzisz skutecznie ani nie wesprzesz. A jeśli czułaś i poradziłaś sobie - nadal przy innej konstrukcji psychicznej twoje doświadczenie własne się komuś może nie przydać.

Na razie żadnych racjonalnych i sensownych podstaw by stwierdzić, ze u Shini tak to wygląda jak napisałaś odnośnie komfortu w dysfunkcji zwyczajne brak. Miał go i owszem - typowe. Nadal ma  i z tym sobie będą z terapeutką pracowali, między innymi nad tym lękiem jako składową.

Śledź sobie, skoro akademicko wątek ciekawy. Od komentowania w określony sposób zapewne nie dasz rady się powstrzymać. Czyli - będzie jak było.

1,361

Odp: Co to znaczy żyć?

A czy ja kiedykolwiek, komukolwiek zabroniłam mieć swoje zdanie na tematy, które są podejmowane w tym wątku? No raczej nie. Raczej odczułam, że właśnie nie powinno się mieć swojego zdania i nie pierdzielić w co drugim zdaniu, że Shini to kłamca, narcyz i manipulant. Jak ma się tu inne zdanie, to zaraz można o sobie przeczytać, że ma się coś z głową. Wyraziłaś swoją opinię i ok. Ja wyrażę swoją, że nie ogarniam, jak można człowieka zniechęcać do pracy nad sobą i terapii, bo i tak ona się nie powiedzie. To tyle ode mnie. Pozdrawiam serdecznie.

1,362

Odp: Co to znaczy żyć?

No i wykład strzeliłaś, tylko po co?

Czy się powstrzymam od komentarza czy nie, nie twój problem. Wystarczy że ciebie w nim pełno.  Napisałam już, że wątek obserwuje ale nie przeżywam każdego wpisu. Napisałam, co miałam do powiedzenia i zostawiam pole do popisu innym, bo jak widać komentowanie nie tylko wpisów Shiniego to twój konik.

Robisz niepotrzebny off top

1,363

Odp: Co to znaczy żyć?

To jest wątek założony przez Shini, o jego problemach. Jedyny, w którym na forum wypowiadam się w miarę systematycznie. Komentowanie wpisów w tym wątku jest zwyczajnie częścią uczestniczenia w tej konkretnej rozmowie. O problemach Shini i wychodzeniu z nich.
Widzę, że zaczynam rozmawiać z twoimi emocjami, Salomonko smile. Ok, nie zamierzam.

1,364

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

T
Widzę, że zaczynam rozmawiać z twoimi emocjami, Salomonko smile. Ok, nie zamierzam.

Uff, Dziękuję smile

1,365

Odp: Co to znaczy żyć?

Patrząc na różne tematy dotyczące problemów takich jak moje można zauważyć tak jakby dwie walczące ze sobą frakcje. Jedna jest zdania, że wszelkiego rodzaju terapie itp są tylko ściemą, a ci co z nich korzystają robią by samemu przed sobą mieć wymówkę, że cokolwiek robią. Nie raz też przedstawiają zdanie, że tylko jakieś ekstremalne wydarzenia typu utrata dachu nad głową mogłyby zmienić daną osobę. To jest takie zero-jedynkowe myślenie będąde jednym z moich najgorszych przekonań. Drugą frakcję stanowią osoby twierdzące, że terapia jak najbardziej może pomóc, znają się na tym lub same przez to przeszły. Ja nie wiem czy ta terapia mi pomoże, nie wiem nawet czy w tej chwili też nie robię tego by po prostu poczuć się lepiej. Mogę jedynie dalej na niej być i wierzyć, że się uda.  Wiele osób pisało, że najważniejsze to samemu chcieć się zmienić i ja się z tym zgadzam. Podświadomość, te najprostsze instynkty mówią by trwać w tym co jest bo to jest łatwe, bezpieczne i pozornie przyjemne. Ta świadoma cześć dzięki, której ludzkość zdołała polecieć w kosmos mówi, że w takim życiu nie ma przyszłości, że tkwienie w tym kiedyś stanie się bardzo bolesne. To jest najtrudniejsza walka jaka tylko może istnieć, walka z samym sobą, z własnym umysłem, który robi co może by nic się nie zmieniło.

Posty [ 1,301 do 1,365 z 1,617 ]

Strony Poprzednia 1 19 20 21 22 23 24 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024