Co to znaczy żyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Strony Poprzednia 1 13 14 15 16 17 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 911 do 975 z 1,617 ]

911

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Widzę, że kilka osób proponuje Shiniemu zmiane, określa że jego życie jest beznadziejne, ale jednocześnie podkreśla niemożliwość dokonania zmian w życiu ze względu na stare nawyki. Sami swoje posty z radami czynicie absurdalnymi-skoro on już nie może się zmienić, to po co wasze pogardliwe rady? Przecież nie pomogą mu się zmienić, skoro to już niemożliwe i nieprawdopodobne w jego sytuacji.

Widzę to obecnie bardzo podobnie, zestaw osób nie jest stały, ale klimat i owszem, trafnie moim zdaniem opisałaś.

Sam Shini swoich zalet i mocnych stron zwyczajnie nie widzi, to jeden z jego prawdziwych problemów. Ale - to się daje zmienić smile

Moze nie ma on nikogo takiego kto by mogl mu powiedziec ze cos zrobil dobrze albo pochwalic za jakies osiagniecie dlatego tego nie widzi

Zobacz podobne tematy :

912

Odp: Co to znaczy żyć?

Wejdę w rolę "starej stażem" forumowiczki, choć trochę przedwcześnie, ale akurat z Shini sporo rozmawiałam.
Nie miał i nie ma takiego kogoś w realu plus zaliczył przemoc rówieśniczą w gimnazjum, gdzie był tzw. kozłem ofiarnym i jednocześnie nie był prymusem tylko średnim (czytaj: zwykłym) uczniem. Czyli mniej więcej wiadomo, czemu nie widzi.

913 Ostatnio edytowany przez New Me (2024-10-23 21:41:46)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Wejdę w rolę "starej stażem" forumowiczki, choć trochę przedwcześnie, ale akurat z Shini sporo rozmawiałam.
Nie miał i nie ma takiego kogoś w realu plus zaliczył przemoc rówieśniczą w gimnazjum, gdzie był tzw. kozłem ofiarnym i jednocześnie nie był prymusem tylko średnim (czytaj: zwykłym) uczniem. Czyli mniej więcej wiadomo, czemu nie widzi.

To wtedy zrozumiale. Po prostu nikt albo malo kto mu mowil komplementy albo chwalil za cos dlatego tego nie widzi u siebie roznych zalet. Natomiast tez moze zrobic tak ze nie robi czegos dla KOGOS ale robi cos dla SIEBIE nawet jak ktos jego nie doceni to niech docenia siebie sam. Kiedys mi kumpel opowiadal "ze jak sie bardzo dobrze uczyl a nikt go nie pochwalil za to to on wtedy przestal sie dobrze uczyc bo nikt go nie docenial" wg mnie troche bledne myslenie. Jak stawia sie cele to dla siebie i wlasnego sukcesu i zadowolenia

914

Odp: Co to znaczy żyć?

Jak kogoś przekonają, że jest nieudacznikiem odpowiednio wcześnie i z odpowiednią siłą to sobie celów sam nie umie stawiać ni ich realizować , bo startuje z punktu "jestem nieudacznikiem i nie ma to sensu, bo mnie się na pewno nic udać nie może, ja się do niczego nie nadaję". Tak - bezsensownie to brzmi, ale tak bywa.
"Dla siebie" owszem, ale do tego to jeszcze trzeba siebie cenić i lubić, przynajmniej na jakimś średnim poziomie.

915

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Jak kogoś przekonają, że jest nieudacznikiem odpowiednio wcześnie i z odpowiednią siłą to sobie celów sam nie umie stawiać ni ich realizować , bo startuje z punktu "jestem nieudacznikiem i nie ma to sensu, bo mnie się na pewno nic udać nie może, ja się do niczego nie nadaję". Tak - bezsensownie to brzmi, ale tak bywa.
"Dla siebie" owszem, ale do tego to jeszcze trzeba siebie cenić i lubić, przynajmniej na jakimś średnim poziomie.

No tak to tez prawda

916

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Czyli macie inny stopień wyspecjalizowania. Każde z was troche umie to co robi druga osoba, co w mieście jest dośc standardowe, bo zadne z was nie musi specjalizowac sie w strikte fizycznych pracach.

Tak, tak, ja mam specjalizację z gotowania, a partner z mycia kibla.
Nie, to są preferencje. I można się na nich opierać wtedy, kiedy obie strony są w stanie ogarnąć podstawy.

Dla mnie to są prace które wymagają o wiele więcej sprawności niż gotowanie. Obsługa piły, noszenie materiałów budowlanych, praca cały dzień przy wywozie drewna. To nie jest coś jak gotowanie czego można się nauczyć z YT. To trzeba po prostu wynieśc z domu i ogólnie być przyzwyczajonym do cięzkiej prac fizycznej. Żeby się tego nauczyć trzeba mieć dom rodzinny z wysokim poziomem specjalizacji-tak jak opisuje Muqin, własnie dom wiejski. Jego mama nie potrafi obsługiwać piły, ani nie musi stawiać płotów. To zapewnia wysoka specjalizacja charakterystyczna dla wsi. Prac wykonywanych ręcznie jest na tyle dużo (nie zamawia się Glovo, więc każda kobieta musi umieć gotowac dobrze, różnorodnie i codziennie, nie zamawia się stolarza, ani hydraulika, więc każdy facet musi umieć postawić płot sam, albo mieć sprawność fizyczną pozwalajacą na luzie to zrobić w miare sprawnie), że nikt nie ma czasu podpatrywać co robi druga płeć. IMO na wsi facet który gotuje jest troche jak facet który chodzi na pilates czy zumbe w mieście. Troche za bardzo gender fluid i tak jak mówi Muqin, może być pewien opor spoleczny kiedy ktoś sie na to zdecyduje.

Ojej, jak dobrze, że sami postawiliśmy płot.

A na poważnie: to nie ma znaczenia, dlatego, że Shini nie mówi, że chce poznać jakąś dziewczynę, ściągnąć ją do swojego domu, gdzie ona przejmie obowiązki matki, a on - ojca. Shini chce z dziewczyną coś wynająć, podejrzewam, że raczej mieszkanie i wtedy obsługa piły będzie mniej przydatna niż piekarnika. wink Równie dobrze można by bronić księżniczki, którą zajmowali się rodzice, a której umiejętności krążą wokół origami, gry na pianinie, śpiewu itd. Może ona też nigdy nie musiała pracować i miała być tylko ozdobą? Co tam, że nic w domu nie zrobi, ważne, że ładnie zaśpiewa, taką miała specjalizację z domu rodzinnego.

Sami swoje posty z radami czynicie absurdalnymi-skoro on już nie może się zmienić, to po co wasze pogardliwe rady? Przecież nie pomogą mu się zmienić, skoro to już niemożliwe i nieprawdopodobne w jego sytuacji.

Tak, tak. To Shini ma mnóstwo pomysłów, energii i determinacji, żeby zacząć je wprowadzać w życie, i to my, źli użytkownicy, mówimy mu, że to się nie uda, bo... wink

Oczywiście, że Shini może wszystko zmienić, bo to nie są trudne rzeczy. Mało tego, te rady, które dostaje, nie są turbo skomplikowane, bo można by takie dać nastolatkowi, który dopiero skończył szkołę.

Jedyne, z czym się ludzie nie zgadzają, to z jego wizją, że nagle pojawi się dziewczyna, której marzeniem będzie wprowadzanie trzydziestolatka w meandry samodzielności. To nie jest stwierdzenie, że zmiany są niemożliwe, to raczej stwierdzenie, że jeśli coś ma się zmienić, to on sam musi przyjąć do wiadomości, że jest za to odpowiedzialny, a nie przerzucać tę odpowiedzialność z rodziców na potencjalną dziewczynę.

Myślę że tak myślą dziewczyny, które się nacieły na jakiegoś faceta, który był wygodnicki w związku. Myślę, że dziewczyna która nie ma złych doświadczeń z mieszkaniem z facetem może nie zwrócić na to uwagi.

Na nikogo się nie nacięłam, po prostu dla mnie to wariacja tych wszystkich: "on się zmieni, gdy dziecko...", "zmienię się, gdy dostanę pierścionek" itd. Ludzie się zmieniają, kiedy tego chcą (i nad tym pracują), a jeśli chcą, to nie potrzebują do tego pierścionków, dzieci, drugiej połówki itd.

Myśle że nawet pewna nieporadnośc i brak ogarniania wszystkiego może być dla człowieka pewną zaporą bezpieczenstwa. Cwany lis, który patrzy na swoją wygode (czy księżniczka jak to mówi Shini) ominie szerokim łukiem kogoś w kim zobaczy jakąś nieporadność, bo już jest nastawiony na związek realizujacy jego potrzeby i mało elastyczny.

Czyli albo zgadzasz się na związek z osobą, którą trzeba prowadzić za rączkę, albo jesteś księżniczką? W ogóle co to za fikołek, księżniczką nazywać tę stronę, która jest w stanie zrobić wszystko wokół siebie, a nie tę, która potrzebuje pomocy przy podstawowych rzeczach? XD

Aa, no i kto marzy o związku, który nie realizuje jego potrzeb? <facepalm>

917

Odp: Co to znaczy żyć?

Można się tutaj tak dalej przerzucać zarzutami o brak zdolności do wykonywania tego czy tamtego. Clou tego wątku pozostaje to samo: chęć wprowadzania w swoim życiu zmian dopiero wtedy, kiedy zajdzie odpowiednia okoliczność, czyli w tym wypadku pojawienie się drugiej osoby w postaci partnerki. Owa partnerka ma poświęcić swój czas i środki, aby stopniowo wprowadzać Autora w dojrzałość i samodzielność, pokazując mu codzienne życie, ucząc go podstawowych lub tych kolejnych zdolności, jakich do tej pory nie zdobył.
Każdy może się dziwić, dlaczego inna osoba nie potrafi wykonywać danej czynności. W szerokim spektrum jest to jakoś do zaakceptowania, choć np. sam usłyszałem wiele razy od innych coś w stylu: "Mieszkasz w górach i nie jeździsz na nartach?" albo "Nie potrafisz pływać?" No, ok mają prawo.. Tak samo, jak ja się dziwię, że ktoś nie potrafi się posługiwać siekierą czy zapalić palnik w kuchence gazowej zapałkami. Tylko co z tego? Nie oczekuję od nikogo, że mnie tego nauczy tylko dlatego, że chce to zmienić wbrew sobie. Muszę SAM chcieć coś zmienić.

918

Odp: Co to znaczy żyć?

SaraS

O brak pomysłów Shiniego nie ma co posądzać, a z tymi z forum pomysłów jest aż nadto.
Natomiast jednym z problemów Shini jest to, że on NIE MA ani energii ani determinacji i nie jest tego w stanie racjonalnie uzasadnić. Deficyt wielki jak stodoła.
No to w rozmowach wyszło na to, że lęki go blokują. Nie strach ale lęki (to nie są synonimy w psychologii i psychiatrii) i te lęki mają zidentyfikowane źródło, przynajmniej wielce prawdopodobne źródło w postaci przemocy rówieśniczej, której doznawał w gimnazjum. Czy takie coś jest możliwe? Owszem, jest. Czy da się to zmienić. Owszem, da. Samodzielnie? A tu już odpowiedź brzmi - raczej nie.

Każdy, kto czegoś chce szuka jakiegokolwiek pomysłu...czasem trafia, a czasem nadzieję na zmianę zahacza o cokolwiek, byle tej nadziei nie stracić. Shini też. Wizja że "znajdę dziewczynę i się bać przestanę i wreszcie poczuję energie i determinację" to taka jego nadzieja. Co ciekawe - są ludzie, którzy dopiero gdy się zakochają z wzajemnością dostają kopa do zrobienia wielu różnych rzeczy, których przedtem im się nie chciało zrobić, choć teoretycznie może i mogli. Bo nagle im się pojawia motywacja dodatkowa w postaci "chcemy być razem" i to jest i silne i mocno priorytetowe, to razem.
Tak naprawdę żeby coś zrobić trzeba racjonalnie uznać, że to ma sens ale trzeba mieć też emocje, że mianowicie "chcę". Shini nie ma napędu, emocji stosownych znaczy, bo on zamiast emocji "chcę, zależy mi" ma emocje "boję się".
Z poziomu bardzo uproszczonego jak jest wróg i walka w tle  to natura uruchamia "atakuj" albo "uciekaj". Shini ma to "uciekaj" włączone niejako na stałe i sam wyłączyć nie umie. Wróg/walka to to, co stoi na przeszkodzie w osiągnięciu celu czyli wszelkie przeciwności.

@bagienni_k

Chęć wprowadzenia zmian dopiero wtedy, gdy zajdzie odpowiednia okoliczność nie jest clou tego wątku. Clou, jeśli już, to "chcę a nie mogę, bo nie mam energii i determinacji" i nic z tym nie jestem w stanie zrobić.
Ja osobiście w swym niekrótkim życiu zmiany rozliczne wprowadzałam, gdy zaszły odpowiednie okoliczności, tak było  zawsze odkąd pamiętam. Ja mam postawę "będzie potrzebne to się nauczę" i wcale źle na tym nie wyszłam, tak w podsumowaniu. I nie wychodzę. Co nie znaczy, że uznaję to za jedyną prawidłową postawę życiową i nikomu jej nie narzucam (staram się przynajmniej), ale...ale skoro ja tak żyję i to całkiem fajnie ... smile jak piszesz o tym pływaniu  to w sumie sądzę, że w jakichś zmienionych okolicznościach byś uznał "a teraz to ja chcę" i się nauczył. Nie robiąc z tego jakiejś wielkiej sprawy.

919

Odp: Co to znaczy żyć?
bagienni_k napisał/a:

Można się tutaj tak dalej przerzucać zarzutami o brak zdolności do wykonywania tego czy tamtego. Clou tego wątku pozostaje to samo: chęć wprowadzania w swoim życiu zmian dopiero wtedy, kiedy zajdzie odpowiednia okoliczność, czyli w tym wypadku pojawienie się drugiej osoby w postaci partnerki. Owa partnerka ma poświęcić swój czas i środki, aby stopniowo wprowadzać Autora w dojrzałość i samodzielność, pokazując mu codzienne życie, ucząc go podstawowych lub tych kolejnych zdolności, jakich do tej pory nie zdobył.

Wzięłabym pod uwagę jeszcze taką kwestię, że panowie w wieku Shinniego narzekają, że w obliczu zmian, jakie zaszły na polu relacji damsko-męskich, trzeba być bardzo konkurencyjnym, żeby zostać zauważonym. Nie wnikam czy tak jest, czy to tylko wygodna wymówka, po prostu taka panuje retoryka.

Tym samym uzależnianie chęci dokonania deklarowanej zmiany do etapu, kiedy w jego życiu pojawi się partnerka, jest jak zaklinanie rzeczywistości i czekanie cud, który może się nie zdarzyć. Wydaje się, że jeśli komuś zależy na tym, aby być w związku, tym bardziej powinien działać w kierunku bycia konkurencyjnym na tle innych mężczyzn zainteresowanych osobą, która mając wybór może zwyczajnie nie chcieć czekać aż Shini się ogarnie. Wydaje mi się, że ten argument jest mocny i powinien stanowić jakąś motywację, a jednak tej jak brakowało dwa lata temu, tak nadal brak.

920

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Tak naprawdę żeby coś zrobić trzeba racjonalnie uznać, że to ma sens ale trzeba mieć też emocje, że mianowicie "chcę". Shini nie ma napędu, emocji stosownych znaczy, bo on zamiast emocji "chcę, zależy mi" ma emocje "boję się".


(...)

Chęć wprowadzenia zmian dopiero wtedy, gdy zajdzie odpowiednia okoliczność nie jest clou tego wątku. Clou, jeśli już, to "chcę a nie mogę, bo nie mam energii i determinacji" i nic z tym nie jestem w stanie zrobić.

Aha.

No wg mnie między "nie chcę" a "chcę, ale nic nie robię" jest spora różnica.

921

Odp: Co to znaczy żyć?

Sara, "nie chcę" to decyzja woli, moim zdaniem.
Układ  typu "chcę" czyli decyzja woli na poziomie świadomym i racjonalnym plus  emocjonalne "boję się i z tego lęku nie chcę" może się wydawać dziwaczny, ale tak się zdarza, także na skalę długookresową.
A tak ogólnie wiadomo, że silne emocje potrafią skutecznie zablokować rozum racjonalny. Człowiek wściekły na przykład robi i mówi rzeczy, których racjonalnie wcale nie chce zrobić czy powiedzieć. Tyle że nagły gniew wypala się szybko, a długo i na solidnych podstawach złych doświadczeń budowane lęki nie znikają same z siebie.

922 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2024-10-24 16:46:37)

Odp: Co to znaczy żyć?

Muqin Retorykę Autora odebrałem tak a nie inaczej. Widzę tutaj, ze swojego stanowiska obserwatora, zwyczajną bierność, wykręcanie się wymówkami w stylu     "po co mam coś zmieniać tylko dla siebie? Jak znajdzie się ktoś, kto mnie zechce pociągnąć za rękaw i zmotywować do zmian, to może wtedy się wezmę do roboty. Tak, jakby potrzebował koniecznie kopa od innego człowieka, żeby się za cokolwiek zabrać, zamiast niejako sam siebie kopnąć w  litery.
W moim przypadku, co do pływania, to zwyczajnie nie przepadam za wodą smile Tzn. odpoczynkiem nad wodą i wszelkimi formami aktywności z nią związanej, nie kręci mnie to. Czuję się trochę takim prawdziwym "lądowym szczurem" a woda już częściej służy mi do picia, mycia czy ochłody.

923

Odp: Co to znaczy żyć?

I nie jesteś w tym odbiorze retoryki Shini odosobniony, powiedziałabym raczej, że jesteś w większości.
Ja nie skupiam się na retoryce, bo wiem, że ona jest jaka jest i na dodatek mniej więcej wiem, dlaczego jest taka, jaka jest. Jestem obserwatorem z innej perspektywy. Wiesz, podwórko widziane z perspektywy sutereny, pierwszego piętra i piątego piętra jest tym samym podwórkiem, jednakowoż widok nie ten sam. Każdy w jakiś sposób jest prawdziwy.

Nie kręci to nie kręci, nie każdego musi. Ale iluż ludzi z tzw. "świata" upiera się, żeby zrozumieć, czemu nie kręci skoro ich kręci i lubią? Ilu namawia "weź spróbuj" i zalety wody pod niebiosa wynosi, zdziwienie wyraża, drąży temat... Z wodą jesteś w mniejszości, ja z podejściem do problemów Shini na tym forum też jestem w mniejszości.
No dobra, Shini o pomoc prosił na forum, drążenie jest  usprawiedliwione, sam się nikt nie pchał.

924

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Sara, "nie chcę" to decyzja woli, moim zdaniem.
Układ  typu "chcę" czyli decyzja woli na poziomie świadomym i racjonalnym plus  emocjonalne "boję się i z tego lęku nie chcę" może się wydawać dziwaczny, ale tak się zdarza, także na skalę długookresową.

Nadal "chcę, ale się boję" i "nie chcę, (i) boję się" to różne rzeczy.

Nie kręci to nie kręci, nie każdego musi. Ale iluż ludzi z tzw. "świata" upiera się, żeby zrozumieć, czemu nie kręci skoro ich kręci i lubią? Ilu namawia "weź spróbuj" i zalety wody pod niebiosa wynosi, zdziwienie wyraża, drąży temat... Z wodą jesteś w mniejszości, ja z podejściem do problemów Shini na tym forum też jestem w mniejszości.
No dobra, Shini o pomoc prosił na forum, drążenie jest  usprawiedliwione, sam się nikt nie pchał.

Tylko że Bagiennikowi nikt pływania na siłę nie wpycha.
Shini, tak jak napisałaś, na forum sam przyszedł, ale - co więcej - również on sam wskazał kwestie, które za problemy do rozwiązania uznaje (mieszkanie z rodzicami, obecna praca, brak dziewczyny). Nie pamiętam, by się z tego wycofał i stwierdził, że np. tak jest spoko, właściwie to on by sobie został z rodzicami na zawsze, a jedyny problem to brak kandydatki na żonę, która by chętnie u teściów zamieszkała. Wtedy by zapewne rady dostał inne.

A że Shiniego "nie kręci" to, co ma wskazane jako możliwe rozwiązania, tak samo jak Bagiennika - pływanie? To w sumie mało ważne. wink Znaczy, to są tematy bardzo konkretne; żeby znaleźć pracę, trzeba to albo tamto, żeby się wyprowadzić - tak samo itd. I wybór ma taki sam jak Bagiennik właściwie - albo nie pływać, albo wejść do wody, bo narzekania na to, że ona mokra i niefajna, tej konieczności nie zniosą. Tymczasem Shini próbuje wybrać opcję nr 3: jak się pojawi ładna ratowniczka, która mi pomoże, to wtedy raz - dwa się nauczę (i nagle woda przestanie przeszkadzać, pływanie okaże się największą pasją i tak dalej).

925 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-10-24 18:08:29)

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

Tak, tak, ja mam specjalizację z gotowania, a partner z mycia kibla. Nie, to są preferencje. I można się na nich opierać wtedy, kiedy obie strony są w stanie ogarnąć podstawy.

Ja używam słowa specjalizacja w takim kontekście jak pojawia się ono w teorii ekonomii. Ogólnie to specjalizacja pojawia sie w każdej bardziej złożonej strukturze społecznej. W małym sklepie internetowym możesz mieć jednego pracownika do pakowania zamówień i kontaktów z klientami. Jeśli macie powyżej 500 zamówień tygodniowo, to już musisz mieć 2 pracownikó: jednego "wyspecjalizowanego" w odpowiadaniu na maile i obsługe sklepu online, drugiego do pakowania zamówień i kontaktów z kurierami. O taką specjalizacje chodzi. Od pewnego momentu multitasking przestaje być opłacalny, bo komunikacja się komplikuje i te same zadania mogą być powielane (np na tego samego maila odpowie każdy z pracowników) a czesc niedopilnowana (np. zamowienie może byc nie wyslane przez nikogo bo kazdy mysli ze ten inny to zrobi). W rodzinach wielodzietnych, gospodarstwach na wsi, przekracza się prog kiedy specjalizacjza zaczyna się opłacać. Nie za bardzo mnie interesuje twoje życie osobiste, ale z tego co piszesz to u was nie przekroczyliście progu gdzie specjalizacja się opłaca. Każde po trochu robi prace domowe, każde po trochu dokłada się do budzetu domowego, każde po trochu robi prace budowlane. Ponosicie koszt w postaci niskiej specjalizacji (np nie pieczecie domowych bułeczek i drożdzówek codzinnie świeżych, czy innych fikuśnych dań, bo to za dużo pracy), ale też zyskujecie elastyczność przy zmianie się rolami. Zamiast bułeczek można wstawić dowolna rzecz do zrobienia w domu, która wymaga dużej wprawy i ponadprzeciętnego czasu nauki, to tylko przykład ceny jaką się płaci za niską specjalizacje.

SaraS napisał/a:

Ojej, jak dobrze, że sami postawiliśmy płot.


O tym mówie. Niska specjalizacja. Ty jesteś w stanie postawić płot, twój chłopak ugotować zupe. Wykonujesz prace która na wsi jest strikte męska, twój chłopak potrafi wykonać traką która w klasycznej rodzinie jest tylko i wyłącznie kobieca.

SaraS napisał/a:

Tak, tak. To Shini ma mnóstwo pomysłów, energii i determinacji, żeby zacząć je wprowadzać w życie, i to my, źli użytkownicy, mówimy mu, że to się nie uda, bo... wink

Ja nie mówię o psychologi ale o prostej logice. 1. Musisz dokonać zmian 2. Nie możesz dokonać zmian bo teraz są one już za trudne (jesteś za stary, oczekujesz nowych okoliczności, a one się nie pojawia zanim nie zajdzie zmiana itp). Zawarcie obu podpunktów w jednej wypowiedzi jest paradoksem.

Na nikogo się nie nacięłam, po prostu dla mnie to wariacja tych wszystkich: "on się zmieni, gdy dziecko...", "zmienię się, gdy dostanę pierścionek" itd. Ludzie się zmieniają, kiedy tego chcą (i nad tym pracują), a jeśli chcą, to nie potrzebują do tego pierścionków, dzieci, drugiej połówki itd.

Nie mówię że się nacięłaś. Mówię jednak że mi się nie wydaje że taka podejrzliwość i szukanie dziury w całym to nie cecha standardowa u młodych kobiet w wieku 20-30 lat, które chcą wejść w związek i cieszy je ta wizja. Może jesteś wyjątkiem od reguły. Miałaś samych super partnerów, ale wykazujesz podejrzliwość i nieufność przy poznawaniu nowych. IDK. To tylko taka obserwacja, że skoro dajesz rady jak działa kobieca psychika, to moim zdaniem, jako kobiety, działa inaczej.

Myśle że nawet pewna nieporadnośc i brak ogarniania wszystkiego może być dla człowieka pewną zaporą bezpieczenstwa. Cwany lis, który patrzy na swoją wygode (czy księżniczka jak to mówi Shini) ominie szerokim łukiem kogoś w kim zobaczy jakąś nieporadność, bo już jest nastawiony na związek realizujacy jego potrzeby i mało elastyczny.

Czyli albo zgadzasz się na związek z osobą, którą trzeba prowadzić za rączkę, albo jesteś księżniczką? W ogóle co to za fikołek, księżniczką nazywać tę stronę, która jest w stanie zrobić wszystko wokół siebie, a nie tę, która potrzebuje pomocy przy podstawowych rzeczach? XD Aa, no i kto marzy o związku, który nie realizuje jego potrzeb? <facepalm>

Może słowo potrzeby użyte niefortunnie. Chodzi mi raczej o wygodnictwo. Osoba troche nieporadna odstraszy osobę wygodnicką. Są takie tandemy cech które się widuje. Osoba zapatrzona w siebie, narcystyczna z osobą empatyczną i wrażliwą. Osoba apodyktyczna, nieznosząca sprzeciwu z osobą uległą, wycofaną. Mi taki tandem-super zaradna osoba i super wygodnicka osoba, która mocno kalkuluje się czasem przewijają. To nie była uwaga do sytuacji Shiniego, ale takie ogólne przemyślenie. Przeciwieństwa się pzyciągają, i takie historie.

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Każdy, kto czegoś chce szuka jakiegokolwiek pomysłu...czasem trafia, a czasem nadzieję na zmianę zahacza o cokolwiek, byle tej nadziei nie stracić. Shini też. Wizja że "znajdę dziewczynę i się bać przestanę i wreszcie poczuję energie i determinację" to taka jego nadzieja. Co ciekawe - są ludzie, którzy dopiero gdy się zakochają z wzajemnością dostają kopa do zrobienia wielu różnych rzeczy, których przedtem im się nie chciało zrobić, choć teoretycznie może i mogli. Bo nagle im się pojawia motywacja dodatkowa w postaci "chcemy być razem" i to jest i silne i mocno priorytetowe, to razem.
Tak naprawdę żeby coś zrobić trzeba racjonalnie uznać, że to ma sens ale trzeba mieć też emocje, że mianowicie "chcę". Shini nie ma napędu, emocji stosownych znaczy, bo on zamiast emocji "chcę, zależy mi" ma emocje "boję się".

Ja mam inne zdanie.
Motyw przewodnika pojawia się dość często.
Nie mam dobrej pracy, bo nikt mi nie mówił że mam szukać dobrej.
Nie mam zdolności X bo nikt nie mówił że zdolność X jest ważna.
Nie pracuje w zawodzie po studiach, bo nikt mi nie mówił po których studiach jest praca.
Wydaje mi się ze to jest głębszy nawyk i przekonanie o życiu jako takim. Żeby coś robić musze miec przewodnika, opiekuna. Życie polega na znajdowaniu przewodników i słuchaniu ich rad. Co ogólnie nie jest głupie, bo zawsze osoba starsza, bardziej doświadczona może udzielić dobrych rad. Podatność na szkolenie i zmiane kierunku pod wpływem autorytetu, innej osoby czasem może być zaletą, ale w przesadnej formie może powodować stagnacje: nie ma przewodnika, to ja nigdzie nie ruszam.

927

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Wizja że "znajdę dziewczynę i się bać przestanę i wreszcie poczuję energie i determinację" to taka jego nadzieja. Co ciekawe - są ludzie, którzy dopiero gdy się zakochają z wzajemnością dostają kopa do zrobienia wielu różnych rzeczy, których przedtem im się nie chciało zrobić, choć teoretycznie może i mogli. Bo nagle im się pojawia motywacja dodatkowa w postaci "chcemy być razem" i to jest i silne i mocno priorytetowe, to razem.

Pozostaje pytanie, na ile wystarczy tej motywacji, kiedy opadnie pierwszy entuzjazm pomieszany z ryzykiem utraty tego, co dawało kopa do zmiany? Jeśli nie leży to w czyjejś naturze, istnieje obawa, że relatywnie szybko poczuje się zmęczony.

928

Odp: Co to znaczy żyć?

Smutna, o  tym zakochaniu to ja tak bardziej ogólnie, nie odnośnie Shini akurat. I nie do końca motyw przewodnika, bardziej kierunek taki, że jak ogólny stan euforii  jest to chce się tak bardziej ogólnie, no życie zyskuje barwy dodatkowe.  U niego to raczej widzę tak, jak ty.

I ładnie to co dotyczy rodzin i podziału obowiązków  na ekonomicznym modelu opisałaś, jest wspaniale pozbawiony emocjonalnych aspektów i bardzo mi się podoba.

SaraS
Shini na forum opisał swoje problemy w jakiś sposób, jego narracja jest specyficzna. Ja jej zwyczajnie nie przyjęłam. Zobaczyłam problem gdzie indziej, w innym miejscu niż on opisywał. Innymi słowy nie weszłam w jego racjonalizacje.
Pływanie bagiennik_a to już podtemat poboczny.

929 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-10-24 22:46:04)

Odp: Co to znaczy żyć?

Od mojego ostatniego posta trochę ich przybyło i ciężko odpowiedzieć na wszystkie więc wybiorę kilka fragmentów. 

SaraS napisał/a:

No ale to jest dokładnie to, co pisałam. Osoba, która umie, musi się dostosować. Nieco... niesprawiedliwe. wink

Raczej nikt nie myśli: "Mój partner musi umieć umyć wannę, bo jeśli nie umie, to nigdy się nie nauczy". To raczej: "Nie mył wanny? Dlaczego? Przyzwyczajony do obsługi? Nie przeszkadza mu brud? Leniwy? Wygodnicki? Bierny? Czego jeszcze nie robił?".

Ja ani trochę nie uważam czegoś takiego za niesprawiedliwe. Czyż całe wchodzenie w związki nie jest jednym wielkim dostosowaniem się? Ja się dostosowuję do drugiej osoby, a ona do mnie i szukamy w tym jakichś kompromisów żeby było mniej więcej stabilnie.

A podobno to ja mam ostro przesadzone rozkminy. Serio widząc jak ktoś nie umie umyć wanny zastanawiałabyś się nad tym czego jeszcze nie umie? Gdybym to ja widział kogoś takiego to jedyne co w ogóle przeszłoby mi przez myśl z wyżej wymienionych to "Nie przeszkadza mu brud?". W tym przypadku jej i nie miałoby to dla mnie zbytnio znaczenia. Albo po prostu bym tą wannę umył albo starałbym się ją do tego przekonać ale na pewno nie byłoby to nawet blisko powodu do rezygnowania z niej jako partnerki.

bagienni_k napisał/a:

Tylko do licha ciężko uzmysłowić sobie, że osoba, która nawet mieszka z rodzicami, nie jest w stanie się sama sobą zająć.

Co dokładnie rozumiesz poprzez "sama się sobą zająć"? Skoro mieszkanie z rodzicami nie jest tego głównym elementem o co dokładnie chodzi?

123qwerty123 napisał/a:

Nic nie stoi na przeszkodzie w podjecou decyzji - zmieniam prace i wyprowadzam sie z domu. Sam na siebie nalozyl ograniczenia. Ludzie tu juz podawali przyklady ze da sie to zrobic. Brak mu tylko checi.

Co stoi na przeszkodzie to było tu pisane mnóstwo razy. Za mało pieniędzy i lęki, o których cały czas tu piszemy.

123qwerty123 napisał/a:

Dokladnie..na dodatek teraz pisze ze chodzi przemeczony i sie nie wysypia... a jak dojdą na raz wszystkie obowiązki to ciekawe jak wtedy bedzie funkcjonowal

Shimi, ciekawi mnie co bys zrobil jakbys poznal kobiecą wersje ciebie w wydaniu "teraz mi sie nie chce ale potem bedzie mi sie chcialo."

Poznajesz laske  z nadwagą, ktora notorycznie chodzi w przetluszczonych wlosach, w brudnym wyciagnietym dresie. I mowi do ciebie -   nie chce  mi sie ladnie ubierac, jesc zdrowo, myc wlosow itd... ale jak bedziemy razem  i bede miec dla kogo to schudne 20 kg, bede prac ciuchy, bede myc wlosy... nie mam tez pracy bo mieszkam z rodzicami wiec nie potrzebuje. Dopiero jak bede w zwiazku to znajde jakas robote zeby miec hajs na wyprowadzke z domu...

Wchodzisz w to? Chcesz "czekac" na jej przemiane? W ogole wierzysz w to ze faktycznie bedzie jej sie chcialo cokolwiek zmienic? Bo ja bym sie obawiala ze moze faktycznie na poczatku sie postara ale potem wrocą stare nawyki. To tak jak z postanowieniem ze bedzie sie jesc zdrowo... nie kazdemu wychodzi

Jak już coś piszesz to chociaż czytaj wcześniejsze posty. Już nie taki przemęczony i ze snem też jest już trochę lepiej, zalecenia lekarza powoli działają. Wbrew pozorom większa ilość obowiązków mogłaby nawet pomóc bo nie miałbym tyle czasu na siedzenie przed komputerem więc nie byłbym tak przebodźcowany.

Zależy czego by dotyczyło to  "teraz mi sie nie chce ale potem bedzie mi sie chcialo". Nadwaga odpada od razu i piszę tak bo mogę, bo sam nie mam nadwagi więc mam prawo tego wymagać od drugiej osoby. I zanim napiszesz, że kobieta może wymagać ogarniania wszystkiego od faceta zadam ci jedno pytanie. Skąd ja mam wiedzieć, że ona sama spełnia ten wymóg? Pozostałe z wymienionych przez ciebie negatywów są łatwe i szybkie do poprawy.

Wyjaśnij mi jedną rzecz, czemu miałbym "czekać" na jej przemianę? Nie zamierzałbym na nią czekać tylko ją do tego zachęcał i pomagał na ile bym mógł. Dopiero gdyby po jakimś czasie, po iluś moich próbach pomocy nie wyrażała żadnych chęci tej zmiany to bym się zastanowił nad zakończeniem takiego związku.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nie sądzę, że taka podejrzliwość i szukanie dziury w całym to standardowy tok myślenia. Myślę że tak myślą dziewczyny, które się nacieły na jakiegoś faceta, który był wygodnicki w związku. Myślę, że dziewczyna która nie ma złych doświadczeń z mieszkaniem z facetem może nie zwrócić na to uwagi. Shini ma niecałe 30 lat, więc z 5 lat młodsza laska która mieszkała na studiach z rodzicami, bedzie okej i razem wszystko ogarna.
Myśle że nawet pewna nieporadnośc i brak ogarniania wszystkiego może być dla człowieka pewną zaporą bezpieczenstwa. Cwany lis, który patrzy na swoją wygode (czy księżniczka jak to mówi Shini) ominie szerokim łukiem kogoś w kim zobaczy jakąś nieporadność, bo już jest nastawiony na związek realizujacy jego potrzeby i mało elastyczny. Osoba bardziej elastyczna, więc też skłonna do poświęceń i z mniej twardym podejściem do własnej wizji partnera nie zwróci na to uwagi. Shini w kwestii partnerki też wydaje się bardzo elastyczny i chyba to by był dla niego lepszy match.

Dla mnie też te posty brzmią w taki sposób, jakby osoby je piszące kiedyś się nacięły na jakichś facetów i teraz mają pewne uprzedzenia. A jak już jesteśmy przy księżniczkach itp. niedawno widziałem na YT film jak gość chodził po mieście i pytał (chyba)losowych dziewczyn co u faceta jest dla nich najważniejsze. Było ich kilkanaście i zdecydowana większość odpowiedziała, że "ogarnięcie życiowe" ale jak gość zapytał co dokładniej przez to rozumieją to się zaczęło. Prawie każda powiedziała, że to oznacza ogarnianie wszystkiego przy czym nie mówiły "wszystkiego wokół siebie" tylko wszystkiego w związku. Jedna powiedziała wprost, że musi zarabiać tyle by móc utrzymać ich oboje gdyby ona przestała pracować. Koleś prowadzący tą sondę uliczną nie raz wyglądał jakby chciał rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, w komentarzach też nie było zbyt wesoło.

Mam nadzieję, że masz rację i faktycznie byłbym elastyczny w tej kwestii, ciężko powiedzieć bez sprawdzenia tego. 

SaraS napisał/a:

A na poważnie: to nie ma znaczenia, dlatego, że Shini nie mówi, że chce poznać jakąś dziewczynę, ściągnąć ją do swojego domu, gdzie ona przejmie obowiązki matki, a on - ojca. Shini chce z dziewczyną coś wynająć, podejrzewam, że raczej mieszkanie i wtedy obsługa piły będzie mniej przydatna niż piekarnika. wink Równie dobrze można by bronić księżniczki, którą zajmowali się rodzice, a której umiejętności krążą wokół origami, gry na pianinie, śpiewu itd. Może ona też nigdy nie musiała pracować i miała być tylko ozdobą? Co tam, że nic w domu nie zrobi, ważne, że ładnie zaśpiewa, taką miała specjalizację z domu rodzinnego.

Jedyne, z czym się ludzie nie zgadzają, to z jego wizją, że nagle pojawi się dziewczyna, której marzeniem będzie wprowadzanie trzydziestolatka w meandry samodzielności. To nie jest stwierdzenie, że zmiany są niemożliwe, to raczej stwierdzenie, że jeśli coś ma się zmienić, to on sam musi przyjąć do wiadomości, że jest za to odpowiedzialny, a nie przerzucać tę odpowiedzialność z rodziców na potencjalną dziewczynę.

Na nikogo się nie nacięłam, po prostu dla mnie to wariacja tych wszystkich: "on się zmieni, gdy dziecko...", "zmienię się, gdy dostanę pierścionek" itd. Ludzie się zmieniają, kiedy tego chcą (i nad tym pracują), a jeśli chcą, to nie potrzebują do tego pierścionków, dzieci, drugiej połówki itd.

Czyli albo zgadzasz się na związek z osobą, którą trzeba prowadzić za rączkę, albo jesteś księżniczką? W ogóle co to za fikołek, księżniczką nazywać tę stronę, która jest w stanie zrobić wszystko wokół siebie, a nie tę, która potrzebuje pomocy przy podstawowych rzeczach? XD

Zacznijmy od tego, że większość całej tej rozmowy nie ma na tą chwilę znaczenia bo rzeczami takimi jak ogarnianie domu ludzie zaczynają się przejmować dopiero jak razem zamieszkają. Ja nigdy nie byłem nawet blisko wejścia w związek i przez całe życie byłem na jednej randce. Od pierwszej randki i samego wejścia w związek do zamieszkania razem jest daleka droga trwająca zwykle kilka miesięcy albo i z rok, a to aż nadto czasu by nauczyć się obsługiwać piekarnik. Akurat ja bym się cieszył gdyby dziewczyna potrafiła śpiewać, grać na pianinie i składać origami bo skoro potrafi takie rzeczy to tej obsługi piekarnika czy zmywarki raczej dość szybko by się nauczyła.

Ta wizja też nie wzięła się znikąd. Nie raz już widziałem ludzi, którzy po wejściu w związek diametralnie się zmieniali, w ciągu roku robili więcej niż przez całe wcześniejsze życie i stawali się nie do poznania.

Dla ciebie wytłumaczenie jak coś działa albo pokazanie jak wykonać daną czynność od razu jest prowadzeniem za rączkę i to jest coś czego nie ogarniam. Poza tym nikt nie karze tego robić za darmo i mówię tu o pieniądzach tylko bardziej o jakiejś wymianie. Na przykład ty naucz mnie gotować, a ja nauczę cię sprzątać. Ty pomóż mi ogarnąć zdrową dietę, a ja pomogę ci ogarnąć trening. Ty mi pokaż jak się obsługuje piekarnik, a ja ci pokarzę jak się obsługuję piłę itd. zawsze znajdzie się coś czego druga osoba nie wie albo nie ogarnia co ja bym wiedział lub ogarniał.

Muqin napisał/a:

Co ciekawe - są ludzie, którzy dopiero gdy się zakochają z wzajemnością dostają kopa do zrobienia wielu różnych rzeczy, których przedtem im się nie chciało zrobić, choć teoretycznie może i mogli. Bo nagle im się pojawia motywacja dodatkowa w postaci "chcemy być razem" i to jest i silne i mocno priorytetowe, to razem.
Tak naprawdę żeby coś zrobić trzeba racjonalnie uznać, że to ma sens ale trzeba mieć też emocje, że mianowicie "chcę". Shini nie ma napędu, emocji stosownych znaczy, bo on zamiast emocji "chcę, zależy mi" ma emocje "boję się".
Z poziomu bardzo uproszczonego jak jest wróg i walka w tle  to natura uruchamia "atakuj" albo "uciekaj". Shini ma to "uciekaj" włączone niejako na stałe i sam wyłączyć nie umie. Wróg/walka to to, co stoi na przeszkodzie w osiągnięciu celu czyli wszelkie przeciwności.

Dokładnie tak, właśnie to miałem na myśli.

To są podświadome lęki, których nie da się tak po prostu usunąć. Podświadomość zawzięcie walczy by nie zmieniać tego "boję się" na nic innego bo odczytuje ten stan jako bezpieczny. Wychodząc ze strefy komfortu w pewnym sensie wchodzi się w niebezpieczeństwo, na terytorium wroga i całe ciało będzie się przed tym bronić. Dlatego staram się krok po kroku zmieniać mindset nawet samym siedzeniem tu na forum w tym temacie. Nawet rozmowy takie jak ta potrafią po trochu ten mindset zmieniać.

Muqin napisał/a:

Sara, "nie chcę" to decyzja woli, moim zdaniem.
Układ  typu "chcę" czyli decyzja woli na poziomie świadomym i racjonalnym plus  emocjonalne "boję się i z tego lęku nie chcę" może się wydawać dziwaczny, ale tak się zdarza, także na skalę długookresową.
A tak ogólnie wiadomo, że silne emocje potrafią skutecznie zablokować rozum racjonalny. Człowiek wściekły na przykład robi i mówi rzeczy, których racjonalnie wcale nie chce zrobić czy powiedzieć. Tyle że nagły gniew wypala się szybko, a długo i na solidnych podstawach złych doświadczeń budowane lęki nie znikają same z siebie.

O to właśnie chodzi.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Motyw przewodnika pojawia się dość często.
Nie mam dobrej pracy, bo nikt mi nie mówił że mam szukać dobrej.
Nie mam zdolności X bo nikt nie mówił że zdolność X jest ważna.
Nie pracuje w zawodzie po studiach, bo nikt mi nie mówił po których studiach jest praca.
Wydaje mi się ze to jest głębszy nawyk i przekonanie o życiu jako takim. Żeby coś robić musze miec przewodnika, opiekuna. Życie polega na znajdowaniu przewodników i słuchaniu ich rad. Co ogólnie nie jest głupie, bo zawsze osoba starsza, bardziej doświadczona może udzielić dobrych rad. Podatność na szkolenie i zmiane kierunku pod wpływem autorytetu, innej osoby czasem może być zaletą, ale w przesadnej formie może powodować stagnacje: nie ma przewodnika, to ja nigdzie nie ruszam.

Ja to napiszę bardziej w moim stylu. Jak wiecie jednym z moich zainteresowań jest anime, a tam często pojawia się ten sam schemat. Każda postać, która w końcu staje się jakimś wielkim bohaterem, który ratuje cały świat i zdobywa niemal boskie moce zawsze ma jakiegoś mentora, mistrza, który przekazuje uczniowi swoją moc albo uczy go jak używać jego własnej. Oprócz tego ci mistrzowie zawsze też uczą jak po prostu być dobrym, odpowiedzialnym człowiekiem tak by nie używać tych mocy do złych celów. Zawsze mają też grupę przyjaciół, która ich we wszystkim wspiera i są gotowi oddać za siebie życie. To tylko przykład ale dobrze pokazuje o co chodzi. Większość ludzi miała jakieś autorytety, z których brali przykład. Ja nie miałem takich ludzi, a przynajmniej nie wśród na prawdę istniejących.

930

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

  To tylko przykład ale dobrze pokazuje o co chodzi. Większość ludzi miała jakieś autorytety, z których brali przykład. Ja nie miałem takich ludzi, a przynajmniej nie wśród na prawdę istniejących.

Nie sądzę, że większość z nas miała jakichś przewodników. Myślę nawet, że zdecydowana mniejszość, tym bardziej, że od wielu lat mówi się o kryzysie autorytetów.

Zanim postanowiłam się wypowiedzieć, to zastanowiłam się nad tym zagadnieniem i naprawdę nikt, o kim mogłabym powiedzieć, że pełnił taką rolę, nie przychodzi mi do głowy. Przez całe swoje życie sama wytyczam własne ścieżki, ucząc się na doświadczeniu i popełnionych błędach, nikt mnie nigdy nie prowadził za rękę, nie stał nade mną zachęcając do działania. Oczywiście, że słuchałam mądrych ludzi, czytałam mądre książki, ale to na pewno nie jest to, co wyłania się z Twojej myśli.

931 Ostatnio edytowany przez SaraS (2024-10-25 12:09:47)

Odp: Co to znaczy żyć?

W rodzinach wielodzietnych, gospodarstwach na wsi, przekracza się prog kiedy specjalizacjza zaczyna się opłacać. Nie za bardzo mnie interesuje twoje życie osobiste, ale z tego co piszesz to u was nie przekroczyliście progu gdzie specjalizacja się opłaca. Każde po trochu robi prace domowe, każde po trochu dokłada się do budzetu domowego, każde po trochu robi prace budowlane. Ponosicie koszt w postaci niskiej specjalizacji (np nie pieczecie domowych bułeczek i drożdzówek codzinnie świeżych, czy innych fikuśnych dań, bo to za dużo pracy), ale też zyskujecie elastyczność przy zmianie się rolami. Zamiast bułeczek można wstawić dowolna rzecz do zrobienia w domu, która wymaga dużej wprawy i ponadprzeciętnego czasu nauki, to tylko przykład ceny jaką się płaci za niską specjalizacje.

Okej, rozumiem, co chcesz przekazać, ale dwie sprawy.
Przede wszystkim Shini nigdy nie pisał nic, co by sugerowało, że on ten dom trzyma w ryzach jako mężczyzna, więc co my mu tu z jakimś gotowaniem. Nie było nic o tym, że gdy matka piecze te drożdżówki i robi inne babskie rzeczy, to on po pracy ma męskiej roboty na kilka godzin. Oczywiście Shini pracuje, ale przecież nie jest również osobą, która ten dom (głównie) utrzymuje. Imho to wszystko bardzo ładnie brzmi, ale ma się nijak do sytuacji Shiniego, która - przynajmniej z jego słów - przypomina znacznie bardziej sytuację współczesnego młodego doroslego, co to pójdzie do pracy, zarobi na swoje potrzeby, a w domu zrobi to, o co go akurat poproszą.

Druga rzecz: nie wiem, czy mama Shiniego piecze drożdżówki i świeże bułeczki co rano, może i tak. Niemniej nie zdziwiłabym się, gdyby te bułeczki i inne rzeczy robione od podstaw pojawiały się obecnie częściej w miastach (tzn. nie chodzi mi tu o miejsce, tylko typ rodziny zgodny z tym, co przedstawiłaś). Dzisiaj to raczej przywilej/fanaberia (zależy kto patrzy wink) osób, które dbają o zdrowe odżywianie, a nie konieczność. Zostaje jeszcze przyzwyczajenie, ale nadal: teraz to już nie tak, że na wsi robi się wszystko od podstaw, a miastowi to sobie kupują bułki, sosy w słoikach i kostki rosołowe.

Ja nie mówię o psychologi ale o prostej logice. 1. Musisz dokonać zmian 2. Nie możesz dokonać zmian bo teraz są one już za trudne (jesteś za stary, oczekujesz nowych okoliczności, a one się nie pojawia zanim nie zajdzie zmiana itp). Zawarcie obu podpunktów w jednej wypowiedzi jest paradoksem.

Ale chyba przekaz jest inny, raczej: "możesz dokonać zmian, ale żeby ktoś w nie uwierzył, musisz zacząć je wprowadzać, a nie tylko snuć opowieść o tym, co stanie się w przyszłości".

Priscilla napisał/a:

Pozostaje pytanie, na ile wystarczy tej motywacji, kiedy opadnie pierwszy entuzjazm pomieszany z ryzykiem utraty tego, co dawało kopa do zmiany? Jeśli nie leży to w czyjejś naturze, istnieje obawa, że relatywnie szybko poczuje się zmęczony.

This.
Plus to, że razie w naturze Shiniego widać skłonność do wymówek i usprawiedliwień. I nawet przy motywacji i zapale ta skłonność nie ma powodu znikać. Wyobrażam sobie takie: "miałem zrobić X, ale ona nie miała dla mnie czasu, to nie zrobiłem/ona mi nie przypomniała/ona zrobiła coś, co mi się nie podobało" itd. Oczywiście w teorii nie musi tak być, ale od paru (?) lat obserwujemy, jak działa Shini, kiedy może zrzucić na kogoś choć ułamek odpowiedzialności za coś tam, dlatego uważam, że taki scenariusz wcale nie jest bezpodstawny.

Shini napisał/a:

Ja ani trochę nie uważam czegoś takiego za niesprawiedliwe. Czyż całe wchodzenie w związki nie jest jednym wielkim dostosowaniem się? Ja się dostosowuję do drugiej osoby, a ona do mnie i szukamy w tym jakichś kompromisów żeby było mniej więcej stabilnie.

Jest, ale niekoniecznie w ten sposób. Kiedy dzieliliśmy obowiązki domowe oraz kiedy potem zmienialiśmy podział, bo okazał się niewygodny wink, to w grę wchodziły wyłącznie nasze preferencje. Jeżeli były jakieś rzeczy, których oboje nie chcieliśmy robić, to właśnie tu wchodził kompromis. Gdybym dla odmiany oznajmiła, że nie umiem i nie będę, chyba że on mnie ewentualnie nauczy albo coś tam innego, to tu nie ma kompromisu, on musi ustąpić i tyle. Nie miałby nic do powiedzenia.

A podobno to ja mam ostro przesadzone rozkminy. Serio widząc jak ktoś nie umie umyć wanny zastanawiałabyś się nad tym czego jeszcze nie umie? Gdybym to ja widział kogoś takiego to jedyne co w ogóle przeszłoby mi przez myśl z wyżej wymienionych to "Nie przeszkadza mu brud?". W tym przypadku jej i nie miałoby to dla mnie zbytnio znaczenia. Albo po prostu bym tą wannę umył albo starałbym się ją do tego przekonać ale na pewno nie byłoby to nawet blisko powodu do rezygnowania z niej jako partnerki.

Oczywiście to nie w tym sensie, że siedziałabym i rozważała jego potencjalne inne niedostatki. Jednak, gdybym usłyszała, że dorosły chłop nie umie myć wanny, to raczej przyjęłabym automatycznie, że są i inne takie rzeczy. W sensie, wydaje mi się, że trudno o normalnie ogarniętą osobę, która akurat z tą jedną jedyną czynnością ma problem. Zresztą, gdyby nawet tak było, to nie uznałby tego za na tyle istotne, żeby się tym podzielić, nie w taki sposób.

Zależy czego by dotyczyło to  "teraz mi sie nie chce ale potem bedzie mi sie chcialo". Nadwaga odpada od razu i piszę tak bo mogę, bo sam nie mam nadwagi więc mam prawo tego wymagać od drugiej osoby. I zanim napiszesz, że kobieta może wymagać ogarniania wszystkiego od faceta zadam ci jedno pytanie. Skąd ja mam wiedzieć, że ona sama spełnia ten wymóg? Pozostałe z wymienionych przez ciebie negatywów są łatwe i szybkie do poprawy.

Myślę, że w takim układzie nikogo nie interesowałoby udowadnianie Tobie czegokolwiek. Tzn. Ty masz prawo odrzucić dziewczynę z nadwagą, "bo sam spełniasz ten wymóg", tak samo samodzielna dziewczyna mogłaby odrzucić Ciebie. I to, czy wierzysz w jej samodzielność, nie byłoby jej zmartwieniem.

Swoją drogą - hipokryzja i podwójne standardy. Ty możesz odrzucić otyłą dziewczynę, bo sam jesteś szczupły, ale wielkie oburzenie na to, że Ty mógłbyś być na tej samej zasadzie odrzucony ze względu na niesamodzielność.

Wyjaśnij mi jedną rzecz, czemu miałbym "czekać" na jej przemianę? Nie zamierzałbym na nią czekać tylko ją do tego zachęcał i pomagał na ile bym mógł. Dopiero gdyby po jakimś czasie, po iluś moich próbach pomocy nie wyrażała żadnych chęci tej zmiany to bym się zastanowił nad zakończeniem takiego związku.

Trochę naiwne, a trochę z perspektywy osoby, która nie miała dziewczyny. I nie piszę tego złośliwie.

Ty byś czekał i zachęcał, bo - przynajmniej na razie - nie masz innych opcji. Znaczy, bardzo chcesz mieć dziewczynę, wianuszka adoratorek brak, więc nie byłoby to dla Ciebie marnowanie czasu. Żeby dziewczyna tak traktowała Ciebie, musiałbyś znaleźć bardzo podobną do siebie - która nie miała powodzenia i chciała wykorzystać choćby tę jedną szansę. Przy tym ta dziewczyna ma być ładna, choć trochę ogarnięta... Do tego to pragnienie związku... Jak myślisz, ile atrakcyjnych, marzących o związku dziewczyn nie miało powodzenia? A te, które powodzenie mają, uznałyby to za marnowanie czasu, bo gwarancji zmiany żadnej, a przecież istnieją inni mężczyźni. Pewnie sam, gdyby w kolejce czekało ileś atrakcyjnych i interesujących dziewczyn, nie zaczynałbyś od tej najbardziej ryzykownej.

Zacznijmy od tego, że większość całej tej rozmowy nie ma na tą chwilę znaczenia bo rzeczami takimi jak ogarnianie domu ludzie zaczynają się przejmować dopiero jak razem zamieszkają. Ja nigdy nie byłem nawet blisko wejścia w związek i przez całe życie byłem na jednej randce.

No popatrz. A my mieliśmy obowiązki domowe i dzieci omówione jeszcze przed oficjalną pierwszą randką, podejście do ślubu - jakoś tak w pierwszych dwóch tygodniach związku, a wspólne mieszkanie zaczęliśmy planować po miesiącu z hakiem (planować, bo zamieszkaliśmy razem faktycznie po pół roku).

Nie twierdzę, że to jest wyznacznik i jedyna słuszna linia postępowania, natomiast uważam również, że trudno być w związku wykraczającym poza okazjonalne randeczki i się w podejściu do tego typu spraw nie zorientować. No, chyba że się trafi na osobę, która celowo manipuluje.

No i jeszcze jedno - robisz się coraz starszy. Jeżeli z tym rośnie również wiek interesującej Ciebie partnerki, to powinieneś liczyć się z tym, że one będą coraz bardziej świadome tego, czego chcą i czego nie chcą, bo się nad tym zastanowiły i/lub przerobiły wcześniej. Oczywiście są wyjątki, ale po prostu zwracam na to uwagę, bo mam wrażenie, że Twoje wyobrażenie związku zatrzymało się w czasach licealnych/tuż po.

Każda postać, która w końcu staje się jakimś wielkim bohaterem, który ratuje cały świat i zdobywa niemal boskie moce zawsze ma jakiegoś mentora, mistrza, który przekazuje uczniowi swoją moc albo uczy go jak używać jego własnej. Oprócz tego ci mistrzowie zawsze też uczą jak po prostu być dobrym, odpowiedzialnym człowiekiem tak by nie używać tych mocy do złych celów.

Jak dobrze, że nie musisz ratować świata. Nie oglądałam wielu anime, więc spytam. Czy poboczni bohaterowie, którzy nie mają boskich mocy, tylko żyją sobie normalnie, gotują, sprzątają, mają jakieś dzieci czy chodzą do szkoły, też mają mentora, który mówi im, jak użyć odkurzacza albo ugotować makaron?

Poza tym zgodzę się z tym, co napisała Priscilla. Oczywiście, że są osoby, które w różnych kwestiach mi imponują albo których zdanie sobie cenię, ale mentor? To za duże słowo, wśród bliskich też się z taką relacją nie spotkałam, nikt nikogo nie prowadzi przez życie.

932 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-10-25 16:04:07)

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

Zamiast bułeczek można wstawić dowolna rzecz do zrobienia w domu, która wymaga dużej wprawy i ponadprzeciętnego czasu nauki, to tylko przykład ceny jaką się płaci za niską specjalizacje.

Nie ma ani jednej rzeczy "domowej", która wymagałaby jakiejkolwiek specjalizacji tego pokroju. Ani jednej.



Nie było nic o tym, że gdy matka piecze te drożdżówki i robi inne babskie rzeczy, to on po pracy ma męskiej roboty na kilka godzin. Oczywiście Shini pracuje, ale przecież nie jest również osobą, która ten dom (głównie) utrzymuje. Imho to wszystko bardzo ładnie brzmi, ale ma się nijak do sytuacji Shiniego, która - przynajmniej z jego słów - przypomina znacznie bardziej sytuację współczesnego młodego doroslego, co to pójdzie do pracy, zarobi na swoje potrzeby, a w domu zrobi to, o co go akurat poproszą.


Shiniemu wersje się zmieniały w zależności od toku dyskusji. W jednych wersjach utrzymywał, ze rodzice nie nauczyli go w dorosłość, bo nigdy nic nie musiał robić, a w innych wersjach utrzymywał, ze nie ma życia prywatnego, bo rodzice (ojciec) ciągle mu wymyślają "bojowe zadania" do wykonania w/wokół domu.

Druga rzecz: nie wiem, czy mama Shiniego piecze drożdżówki i świeże bułeczki co rano, może i tak.

Shini wielokrotnie podkreślał jak chujowa jest jego dieta, która opiera się na rozgotowanych kartoflach, równie rozgotowanym makaronie i jak uboga jest w całą resztę co jest m.in przyczyną tego, że nie może zbudować jakościowej masy mięśniowej pomimo treningów.




Priscilla napisał/a:

Pozostaje pytanie, na ile wystarczy tej motywacji, kiedy opadnie pierwszy entuzjazm pomieszany z ryzykiem utraty tego, co dawało kopa do zmiany? Jeśli nie leży to w czyjejś naturze, istnieje obawa, że relatywnie szybko poczuje się zmęczony.

This.
Plus to, że razie w naturze Shiniego widać skłonność do wymówek i usprawiedliwień. I nawet przy motywacji i zapale ta skłonność nie ma powodu znikać. Wyobrażam sobie takie: "miałem zrobić X, ale ona nie miała dla mnie czasu, to nie zrobiłem/ona mi nie przypomniała/ona zrobiła coś, co mi się nie podobało" itd. Oczywiście w teorii nie musi tak być, ale od paru (?) lat obserwujemy, jak działa Shini, kiedy może zrzucić na kogoś choć ułamek odpowiedzialności za coś tam, dlatego uważam, że taki scenariusz wcale nie jest bezpodstawny.

Taki scenariusz jest raczej bardziej niż pewny, a nie jedynie bezpodstawny. Przecież poniekąd 'zajawkę' takiego zachowania widzieliśmy kilkukrotnie. A to w postaci zarzuconej pracy z terapeutką, która nie widziała podstaw do dalszej pracy o ile shini nie wprowadzi omówionych zmian w życie, czy jak poszedł na odpłatny masaż pindola, gdzie wcześniej rzekomo brak jakichkolwiek doświadczeń pod tym względem był jego blokadą do poznania jakiejkolwiek kobiety. Albo jak z jego chodzeniem do lekarzy. Coś tam udaje, że robi, ale nie na tyle, aby faktycznie coś z tego wynikło.


Shini napisał/a:

Ja ani trochę nie uważam czegoś takiego za niesprawiedliwe. Czyż całe wchodzenie w związki nie jest jednym wielkim dostosowaniem się? Ja się dostosowuję do drugiej osoby, a ona do mnie i szukamy w tym jakichś kompromisów żeby było mniej więcej stabilnie.

Jest, ale niekoniecznie w ten sposób. Kiedy dzieliliśmy obowiązki domowe oraz kiedy potem zmienialiśmy podział, bo okazał się niewygodny wink, to w grę wchodziły wyłącznie nasze preferencje. Jeżeli były jakieś rzeczy, których oboje nie chcieliśmy robić, to właśnie tu wchodził kompromis. Gdybym dla odmiany oznajmiła, że nie umiem i nie będę, chyba że on mnie ewentualnie nauczy albo coś tam innego, to tu nie ma kompromisu, on musi ustąpić i tyle. Nie miałby nic do powiedzenia.

Dokładnie - to nie jest 'dostosowywanie się' do drugiej osoby tylko uzupełnianie się w oparciu o umiejętności i preferencje.


A podobno to ja mam ostro przesadzone rozkminy. Serio widząc jak ktoś nie umie umyć wanny zastanawiałabyś się nad tym czego jeszcze nie umie? Gdybym to ja widział kogoś takiego to jedyne co w ogóle przeszłoby mi przez myśl z wyżej wymienionych to "Nie przeszkadza mu brud?". W tym przypadku jej i nie miałoby to dla mnie zbytnio znaczenia. Albo po prostu bym tą wannę umył albo starałbym się ją do tego przekonać ale na pewno nie byłoby to nawet blisko powodu do rezygnowania z niej jako partnerki.

Oczywiście to nie w tym sensie, że siedziałabym i rozważała jego potencjalne inne niedostatki. Jednak, gdybym usłyszała, że dorosły chłop nie umie myć wanny, to raczej przyjęłabym automatycznie, że są i inne takie rzeczy. W sensie, wydaje mi się, że trudno o normalnie ogarniętą osobę, która akurat z tą jedną jedyną czynnością ma problem.

Dokładnie. Poza tym shini nie rozumie jak wyobrażenia potrafią się rozjebać w starciu z prozą życia. A to wygląda jak drewniany kajak vs. rafa koralowa. Nikomu się nie chce wiecznie ganiać za drugą osobą: zrób zakupy, gacie wrzuć do prania, rozwieś pranie, złóż pranie, odkurz, śmieci wyrzuć, wanne wymyj, deskę od kibla myje się z obu stron i tak można wymieniać w nieskończoność.



Każda postać, która w końcu staje się jakimś wielkim bohaterem, który ratuje cały świat i zdobywa niemal boskie moce zawsze ma jakiegoś mentora, mistrza, który przekazuje uczniowi swoją moc albo uczy go jak używać jego własnej. Oprócz tego ci mistrzowie zawsze też uczą jak po prostu być dobrym, odpowiedzialnym człowiekiem tak by nie używać tych mocy do złych celów.

Jak dobrze, że nie musisz ratować świata. Nie oglądałam wielu anime, więc spytam. Czy poboczni bohaterowie, którzy nie mają boskich mocy, tylko żyją sobie normalnie, gotują, sprzątają, mają jakieś dzieci czy chodzą do szkoły, też mają mentora, który mówi im, jak użyć odkurzacza albo ugotować makaron?

Poza tym zgodzę się z tym, co napisała Priscilla. Oczywiście, że są osoby, które w różnych kwestiach mi imponują albo których zdanie sobie cenię, ale mentor? To za duże słowo, wśród bliskich też się z taką relacją nie spotkałam, nikt nikogo nie prowadzi przez życie.


Trochę naiwne, a trochę z perspektywy osoby, która nie miała dziewczyny. I nie piszę tego złośliwie.

Że naiwne to mało powiedziane. To takie białorycerzenie na pokaz. Rzeczywistość tak nie wygląda. Nie da się prowadzić kogoś za rączkę przez życie. Nie da się ciągle kogoś wyciągać z dna na powierzchnię. A on to traktuje jak motywacja do sięgnięcia gwiazd. No nie. To nie jest nawet blisko tego.


A te, które powodzenie mają, uznałyby to za marnowanie czasu, bo gwarancji zmiany żadnej, a przecież istnieją inni mężczyźni.


Można powiedzieć też tak - jak człowiek do 30 roku życia jest nieogarnięty życiowo w absolutnych podstawach samodzielności, to są nikłe szanse na to, ze jakoś szczególnie się zmieni.


Nie twierdzę, że to jest wyznacznik i jedyna słuszna linia postępowania,

Ale akurat jest i masz tu rację. Jak poznaje się drugą osobę i ma się jakieś oczekiwania wobec niej, to ustalenie priorytetów jest sprawą kluczową. Nie da się bez tego budować stabilnej i satysfakcjonującej relacji, no bo jak? Udając ciągle? Omijając to, co tworzy fundamenty naszych osobowości, celów i życiowych marzeń?

Jak dobrze, że nie musisz ratować świata. Nie oglądałam wielu anime, więc spytam. Czy poboczni bohaterowie, którzy nie mają boskich mocy, tylko żyją sobie normalnie, gotują, sprzątają, mają jakieś dzieci czy chodzą do szkoły, też mają mentora, który mówi im, jak użyć odkurzacza albo ugotować makaron?

Shini jak zwykle bajki opowiada o....bajkach.

Nie, w większości anime nie ma tak, że jest jakiś mistrz, który prowadzi ucznia za rączkę. Jest wielu mistrzów i pobocznych postaci oraz szereg wyzwań, dzięki którym protagonista zyskuje na potędze.

Najsłynniejsze to Dragon Ball. Kolejne wyzwania, kolejni przeciwnicy, kolejni mistrzowie czy przyjaciele od sparingów, od których się uczy dzięki rywalizacji. Począwszy od etapu dziecka i mistrza w postaci ero-dziadka Genialnego Żółwia, a na bogach kończąc.

Kolejnym przykładem anime może być Bleach. Praktycznie ten sam schemat. Coś się dzieje niby z przypadku, a potem jedna wielka walka o życie z kolejnymi postaciami, dzięki którym bohater rozwija kolejne aspekty samego siebie. Ale motywem przewodnim są głównie przeciwnicy/przeciwności do pokonania, które wymagają......przekraczania własnych granic. W taki lub inny sposób.

Jedynym wyjątkiem są tz. isekaje, gdzie protagonista od samego początku ma moce przewyższające bogów, ale i tak pozostaje niedorobioną pizdą w większości wypadków i ni chuja z tą mocą nie robią nic konstruktywnego poza....ukrywaniem się przed światem.


oza tym zgodzę się z tym, co napisała Priscilla. Oczywiście, że są osoby, które w różnych kwestiach mi imponują albo których zdanie sobie cenię, ale mentor? To za duże słowo, wśród bliskich też się z taką relacją nie spotkałam, nikt nikogo nie prowadzi przez życie.

Ja znam takich. To są ameby życiowe, które łykają każdą propagandę. Bo jak ksiądz z ambony powiedział, to musi być to prawda. Bo jak w tv pokazali, to musi być to prawda, bo jak Zięba powiedział - to musi być prawda. Sami nie mają własnego życia tylko każdy jego aspekt jest podporządkowany pod innego 'mistrza'.

933

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Ja znam takich. To są ameby życiowe, które łykają każdą propagandę. Bo jak ksiądz z ambony powiedział, to musi być to prawda. Bo jak w tv pokazali, to musi być to prawda, bo jak Zięba powiedział - to musi być prawda. Sami nie mają własnego życia tylko każdy jego aspekt jest podporządkowany pod innego 'mistrza'.

Moim zdaniem relacja mentor - uczeń to coś więcej niż podporządkowanie się autorytetowi "na odległość", choćby i fanatyczne. Brakuje relacji 1 na 1 i nauk przekazywanych w szerszym zakresie niż jeden konkretny temat. Więc o ile jakiś autorytet do dowolnego zafiksowania się na nim Shini by znalazł bez problemu, o tyle z prawdziwym mentorem miałby problem. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to zbliżyć się do księdza czy kogoś w tym rodzaju. wink

934

Odp: Co to znaczy żyć?

No ok, ale ja się odnoszę do podwórkowego rozumienia mentoringu - czyli właśnie fanatyzmu i sekciarstwa.


Mentor o jakim piszesz to nikogo za rączkę prowadził nie będzie, a takie wyobrażenie ma Shini. Mistrz daje tylko wskazówki i zadania do wykonania, ale uczeń pracę wykonuje sam. 


Aczkolwiek, klimaty jogowych guru czy innych krisznowców byłyby dla Shiniego idealne. Sumarycznie to niegroźne, a cel w życiu zawsze jakiś jest i jakaś tam zażyła społeczność również.

935

Odp: Co to znaczy żyć?

https://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2024/10/z5uFzpBSd2DS6VfA.jpg

Czytała Krystyna Czubówna.

936

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

https://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2024/10/z5uFzpBSd2DS6VfA.jpg

Czytała Krystyna Czubówna.

big_smile

937

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:

Nie sądzę, że większość z nas miała jakichś przewodników. Myślę nawet, że zdecydowana mniejszość, tym bardziej, że od wielu lat mówi się o kryzysie autorytetów.

Zanim postanowiłam się wypowiedzieć, to zastanowiłam się nad tym zagadnieniem i naprawdę nikt, o kim mogłabym powiedzieć, że pełnił taką rolę, nie przychodzi mi do głowy. Przez całe swoje życie sama wytyczam własne ścieżki, ucząc się na doświadczeniu i popełnionych błędach, nikt mnie nigdy nie prowadził za rękę, nie stał nade mną zachęcając do działania. Oczywiście, że słuchałam mądrych ludzi, czytałam mądre książki, ale to na pewno nie jest to, co wyłania się z Twojej myśli.

Nie miałem na myśli dosłownie tej jednej osoby, tego jednego mistrza, który uczy wszystkiego co sam potrafi. Chodziło bardziej ogólnie o ludzi w otoczeniu, którzy ciągnęli ku górze, a nie w dół. Wyobraź sobie, że ktoś nie miał tych mądrych ludzi, których mógł słuchać ani też nie czytał mądrych książek bo samo czytanie zawsze źle się kojarzyło.

SaraS napisał/a:

Jest, ale niekoniecznie w ten sposób. Kiedy dzieliliśmy obowiązki domowe oraz kiedy potem zmienialiśmy podział, bo okazał się niewygodny wink, to w grę wchodziły wyłącznie nasze preferencje. Jeżeli były jakieś rzeczy, których oboje nie chcieliśmy robić, to właśnie tu wchodził kompromis. Gdybym dla odmiany oznajmiła, że nie umiem i nie będę, chyba że on mnie ewentualnie nauczy albo coś tam innego, to tu nie ma kompromisu, on musi ustąpić i tyle. Nie miałby nic do powiedzenia.

Oczywiście to nie w tym sensie, że siedziałabym i rozważała jego potencjalne inne niedostatki. Jednak, gdybym usłyszała, że dorosły chłop nie umie myć wanny, to raczej przyjęłabym automatycznie, że są i inne takie rzeczy. W sensie, wydaje mi się, że trudno o normalnie ogarniętą osobę, która akurat z tą jedną jedyną czynnością ma problem. Zresztą, gdyby nawet tak było, to nie uznałby tego za na tyle istotne, żeby się tym podzielić, nie w taki sposób.

Myślę, że w takim układzie nikogo nie interesowałoby udowadnianie Tobie czegokolwiek. Tzn. Ty masz prawo odrzucić dziewczynę z nadwagą, "bo sam spełniasz ten wymóg", tak samo samodzielna dziewczyna mogłaby odrzucić Ciebie. I to, czy wierzysz w jej samodzielność, nie byłoby jej zmartwieniem.

Swoją drogą - hipokryzja i podwójne standardy. Ty możesz odrzucić otyłą dziewczynę, bo sam jesteś szczupły, ale wielkie oburzenie na to, że Ty mógłbyś być na tej samej zasadzie odrzucony ze względu na niesamodzielność.

Trochę naiwne, a trochę z perspektywy osoby, która nie miała dziewczyny. I nie piszę tego złośliwie.

Ty byś czekał i zachęcał, bo - przynajmniej na razie - nie masz innych opcji. Znaczy, bardzo chcesz mieć dziewczynę, wianuszka adoratorek brak, więc nie byłoby to dla Ciebie marnowanie czasu. Żeby dziewczyna tak traktowała Ciebie, musiałbyś znaleźć bardzo podobną do siebie - która nie miała powodzenia i chciała wykorzystać choćby tę jedną szansę. Przy tym ta dziewczyna ma być ładna, choć trochę ogarnięta... Do tego to pragnienie związku... Jak myślisz, ile atrakcyjnych, marzących o związku dziewczyn nie miało powodzenia? A te, które powodzenie mają, uznałyby to za marnowanie czasu, bo gwarancji zmiany żadnej, a przecież istnieją inni mężczyźni. Pewnie sam, gdyby w kolejce czekało ileś atrakcyjnych i interesujących dziewczyn, nie zaczynałbyś od tej najbardziej ryzykownej.

No popatrz. A my mieliśmy obowiązki domowe i dzieci omówione jeszcze przed oficjalną pierwszą randką, podejście do ślubu - jakoś tak w pierwszych dwóch tygodniach związku, a wspólne mieszkanie zaczęliśmy planować po miesiącu z hakiem (planować, bo zamieszkaliśmy razem faktycznie po pół roku).

Nie twierdzę, że to jest wyznacznik i jedyna słuszna linia postępowania, natomiast uważam również, że trudno być w związku wykraczającym poza okazjonalne randeczki i się w podejściu do tego typu spraw nie zorientować. No, chyba że się trafi na osobę, która celowo manipuluje.

No i jeszcze jedno - robisz się coraz starszy. Jeżeli z tym rośnie również wiek interesującej Ciebie partnerki, to powinieneś liczyć się z tym, że one będą coraz bardziej świadome tego, czego chcą i czego nie chcą, bo się nad tym zastanowiły i/lub przerobiły wcześniej. Oczywiście są wyjątki, ale po prostu zwracam na to uwagę, bo mam wrażenie, że Twoje wyobrażenie związku zatrzymało się w czasach licealnych/tuż po.

Jak dobrze, że nie musisz ratować świata. Nie oglądałam wielu anime, więc spytam. Czy poboczni bohaterowie, którzy nie mają boskich mocy, tylko żyją sobie normalnie, gotują, sprzątają, mają jakieś dzieci czy chodzą do szkoły, też mają mentora, który mówi im, jak użyć odkurzacza albo ugotować makaron?

Poza tym zgodzę się z tym, co napisała Priscilla. Oczywiście, że są osoby, które w różnych kwestiach mi imponują albo których zdanie sobie cenię, ale mentor? To za duże słowo, wśród bliskich też się z taką relacją nie spotkałam, nikt nikogo nie prowadzi przez życie.

Absolutnie do niczego nie byłby zmuszony. Właśnie o czymś takim pisałem, że właśnie taki brak chęci do zmiany mógłby być początkiem końca związku. Ta chęć ma w tym przypadku dużo większe znaczenie niż się wydaję, przynajmniej według mnie.

No dobra ale ta wanna to nie najlepszy przykład bo to jednak jest na tyle prosta czynność, że każdy by to ogarnął, wystarczy wpisać w wyszukiwarce "Jak myć wannę?" i po problemie. Gdyby mi dziewczyna powiedziała, że nie potrafi tej wanny myć to bym jej poszukał tutoriala jak to zrobić i nawet bym się nie zastanawiał czego jeszcze nie umie. Co do zmiany nawyków, obojętnie jakich są różne sposoby na to jak chociażby zapisywanie sobie tego, ustalanie harmonogramu itp. To na prawdę nie byłby problem. Tylko z tym gotowaniem byłoby trudniej bo to jednak wymaga dłuższej nauki, chociaż czy ja wiem. Ostatnio kupiłem gotowe danie w saszetce, które wymagało tylko upieczenia kurczaka, ugotowania ryżu i dodania zwartości saszetki. Chyba każdy by ogarnął coś takiego.

Teoretycznie tak chociaż nie do końca bo nadwagę widać z daleka, a niesamodzielność można całkiem dobrze ukrywać. To po pierwsze, a po drugie nadwagę o ile nie jest wynikiem choroby można pokonać w miarę łatwo, z niesamodzielnością jest znacznie trudniej i w pewnym sensie jest ona zależna od naszej przeszłości.

Wiem i dlatego często wypisuję w różnych tematach, że te różnice w postrzeganiu atrakcyjności tworzą coraz większy problem społeczny. Ja mogę wyglądać w miarę dobrze, pracować i mieć swoje pieniądze, nie być psychopatą, być dobrym i miłym człowiekiem i nic mi to nie da. A taka dziewczyna może nie posiadać ani jednej z tych cech, a i tak będzie miała kolejkę chętnych. Ja chciałbym jedynie by taka dziewczyna była moją kobiecą wersją, nie wymagam niczego więcej. To oczywiste, że dokładnie taki jak jestem teraz gdybym był kobietą nie miałbym żadnego problemu by mieć cały harem chętnych facetów. Jednak jestem facetem i nie mam nawet w połowie tak dobrze więc musiałbym czekać i zachęcać.

O ile kwestie takie jak podejście do ślubu czy dzieci omawiane na pierwszej randce nie są niczym dziwnym to już gdyby dziewczyna zapytała mnie czy potrafię myć wannę to byłbym nieźle zdziwiony. Pytania typu ile zarabiam, jakie mam doświadczenie seksualne, ile kosztował mój samochód czy nawet o to mieszkanie to już byłby solidny redflag. O coś takiego nie pyta się na pierwszej randce kiedy jeszcze ledwo byśmy się znali.

Oczywiście, że moje wyobrażenie o związkach zatrzymało się na czasach licealnych. Nie ma możliwości bym wyobrażał sobie to inaczej bo nigdy nie doświadczyłem żadnego związku. Ja nawet nie próbuję się teraz zastanawiać co będzie po kilku miesiącach związku, jak będzie wyglądało codzienne życie itd. bo nie mam możliwości sobie tego wyobrazić. Na tą chwilę interesują mnie jedynie same początki kiedy jeszcze jest słodko, niewinnie, kiedy są pierwsze pocałunki, trzymanie się za ręce, randki itd. Wiem, że najlepiej by było pominąć to wszystko ale nawet tu wiele osób pisało, że coś takiego jest niemożliwe.

Na to pytanie nie da się odpowiedzieć z prostej przyczyny. Nie ma takich połączeń gdzie jedna osoba ma boskie moce, a inne w jej otoczeniu sobie normalnie żyją, chodzą do szkoły, gotują czy sprzątają. Rzadko się zdarza połączenie takich gatunków, a nawet jeśli się wydarzy to takie totalnie poboczne postacie są raczej tylko tłem i nie mają zbytnio znaczenia dla fabuły. Z drugiej strony kiedy mamy tytuł z gatunku slice of life, nichijou(zwykłe codzienne życie) albo jakieś typowo szkolne komedie lub romanse właśnie taka codzienność i towarzyszące jej czynności są istotą fabuły, tu nie ma żadnych mocy, walk, bohaterów i złoczyńców, treningów ani mistrzów i uczniów. Oczywiście to tak ogólnie, są różne mieszanki gatunkowe ale w głównej mierze tak to wygląda.

Jack Sparrow napisał/a:

Shini wielokrotnie podkreślał jak chujowa jest jego dieta, która opiera się na rozgotowanych kartoflach, równie rozgotowanym makaronie i jak uboga jest w całą resztę co jest m.in przyczyną tego, że nie może zbudować jakościowej masy mięśniowej pomimo treningów.

Shini jak zwykle bajki opowiada o....bajkach.

Nie, w większości anime nie ma tak, że jest jakiś mistrz, który prowadzi ucznia za rączkę. Jest wielu mistrzów i pobocznych postaci oraz szereg wyzwań, dzięki którym protagonista zyskuje na potędze.

Najsłynniejsze to Dragon Ball. Kolejne wyzwania, kolejni przeciwnicy, kolejni mistrzowie czy przyjaciele od sparingów, od których się uczy dzięki rywalizacji. Począwszy od etapu dziecka i mistrza w postaci ero-dziadka Genialnego Żółwia, a na bogach kończąc.

Kolejnym przykładem anime może być Bleach. Praktycznie ten sam schemat. Coś się dzieje niby z przypadku, a potem jedna wielka walka o życie z kolejnymi postaciami, dzięki którym bohater rozwija kolejne aspekty samego siebie. Ale motywem przewodnim są głównie przeciwnicy/przeciwności do pokonania, które wymagają......przekraczania własnych granic. W taki lub inny sposób.

Jedynym wyjątkiem są tz. isekaje, gdzie protagonista od samego początku ma moce przewyższające bogów, ale i tak pozostaje niedorobioną pizdą w większości wypadków i ni chuja z tą mocą nie robią nic konstruktywnego poza....ukrywaniem się przed światem.

To, że dieta jest nienajlepsza faktycznie nie raz piałem ale nigdy nie było nic o kartoflach czy makaronie, a już tym bardziej rozgotowanych.

Dobrze, że każdy może mieć swoją interpretację tego co widzi w anime. Moja jest inna niż twoja i nie przekonasz mnie do tej twojej. Całe życie starałem się wzorować właśnie na tych bohaterach i jedyne co z tego miałem to coraz większą frustrację i poczucie bezsilności. Dragon Balla akurat nie oglądałem większość najpopularniejszych shounenów już tak i absolutnie nie zgadzam się z tym, że to te wyzwania, przeciwności i treningi doprowadziły protagonistów do niemal boskich mocy. Chyba każdy jakiego znam miał jakąś ukrytą moc, która sama się odpalała w najtrudniejszych momentach, i która z automatu czyniła ich silniejszymi niż 99% innych postaci. Gdyby nie to poginęliby po kilka razy z czego pierwszy byłby już na początku. Naruto był wybrańcem z przepowiedni gościa posiadającego boskie moce żyjącego tysiąc lat wcześniej, który jeszcze na dokładkę mu się ukazał i dał część swojej mocy. Ichigo był hybrydą najpotężniejszych ras w uniwersum, posiadał wszystkie ich moce i w kilka dni treningu stawał się silniejsz niż postacie, które trenowały setki lat. Dodatkowo były dwa momenty, w których dosłownie zginął i został ożywiony, pierwszy raz przez inną postać, drugi raz właśnie dzięki samoistnemu odpaleniu ukrytej mocy. Oczywiście, że ciężko trenowali i mieli wielu przeciwników początkowo silniejszych niż oni ale bez tych ukrytych mocy i w większości przypadków wielkiego plot armoru nic by nie osiągnęli i tak samo nie pociągnęliby za sobą innych postaci na szczyt.

Isekaie to inna kwestia ale ja nie uważam by ich schemat był czymś złym. Niewiele jest na prawdę dobrych tytułów z tego gatunku ale w tych kilku postać dostaje coś co gdyby istniało w prawdziwym świecie mogłoby go całkowicie zmienić. Dostają drugą szansę i możliwości by żyć w zupełnie inny sposób niż w poprzednim życiu. Moim zdaniem w większości przydatków dobrze to wykorzystują i osiągają rzeczy, które w poprzednim życiu były niemożliwe. Poza ukrywaniem się przed światem zwykle go też ratują przed zagładą zyskując szacunek, podziw i co najważniejsze towarzyszy gotowych poświęcić dla nich życie, a czasem nawet miłość i rodzinę jakiej nie mogli mieć w poprzednim życiu. Ten gatunek jest w większości bardzo fajny do oglądania i bardzo destrukcyjny w próbach wzorowania się na nim.

938

Odp: Co to znaczy żyć?
Shini napisał/a:

Absolutnie do niczego nie byłby zmuszony. Właśnie o czymś takim pisałem, że właśnie taki brak chęci do zmiany mógłby być początkiem końca związku. Ta chęć ma w tym przypadku dużo większe znaczenie niż się wydaję, przynajmniej według mnie.

Nie rozumiem. Jeżeli jakichś niezbędnych rzeczy nie umiem, to nawet jeśli będę mieć dobrych chęci pod korek, to i tak przez jakiś czas ta druga strona musi się nimi zajmować.

Teoretycznie tak chociaż nie do końca bo nadwagę widać z daleka, a niesamodzielność można całkiem dobrze ukrywać. To po pierwsze, a po drugie nadwagę o ile nie jest wynikiem choroby można pokonać w miarę łatwo, z niesamodzielnością jest znacznie trudniej i w pewnym sensie jest ona zależna od naszej przeszłości.

Ale mowa była o odrzuceniu za jedno albo drugie. Nie rozumiem, dlaczego oburza Cię odrzucenie za brak samodzielności, a za nadwagę nie.

Po drugie - bzdury, to dokładnie to samo. Niesamodzielny bądź gruby możesz być z różnych powodów: zaburzenia, lenistwo, zadowolenie z danego stanu rzeczy, brak silnej woli itd. To, że radzisz sobie z sylwetką, a nie radzisz z samodzielnością, nie znaczy, że pierwsze jest łatwe, a drugie trudne.

Oczywiście, że moje wyobrażenie o związkach zatrzymało się na czasach licealnych. Nie ma możliwości bym wyobrażał sobie to inaczej bo nigdy nie doświadczyłem żadnego związku. Ja nawet nie próbuję się teraz zastanawiać co będzie po kilku miesiącach związku, jak będzie wyglądało codzienne życie itd. bo nie mam możliwości sobie tego wyobrazić. Na tą chwilę interesują mnie jedynie same początki kiedy jeszcze jest słodko, niewinnie, kiedy są pierwsze pocałunki, trzymanie się za ręce, randki itd. Wiem, że najlepiej by było pominąć to wszystko ale nawet tu wiele osób pisało, że coś takiego jest niemożliwe.

Nie chodzi o pomijanie tego etapu. Miałam na myśli to, że kiedy Ty zastanawiałbyś się jedynie nad tym, czy dostaniesz buziaka albo gdzie spędzicie sylwestra, ona będzie analizować Wasze potencjalne wspólne życie. Oczywiście niekoniecznie tak musi być, ale jeśli to będzie Twój pierwszy związek, a jej choćby drugi poważny, to ona już ten etap randek - i kolejne - przerobiła. Nie znaczy to, że randek nie chce, tylko że wie, co jest dalej, czego chce, czego potrzebuje itd. Ty do myśli o wspólnym życiu będziesz się przyzwyczajał, dla niej to będzie coś naturalnego. Znaczy: to Ty będziesz tą dziewicą, która nawet nie to, że nie jest gotowa, ale której nawet do głowy nie przychodzi, że to już można o czymś takim myśleć. Tyle że w tym przypadku nie o seksie, a o wspólnym życiu.

Z drugiej strony kiedy mamy tytuł z gatunku slice of life, nichijou(zwykłe codzienne życie) albo jakieś typowo szkolne komedie lub romanse właśnie taka codzienność i towarzyszące jej czynności są istotą fabuły, tu nie ma żadnych mocy, walk, bohaterów i złoczyńców, treningów ani mistrzów i uczniów.

Czyli nawet w anime do zwykłego życia nie potrzeba mentora? No niemożliwe. wink

939

Odp: Co to znaczy żyć?

Przy diametralnie różnych poziomach zaangażowania czy raczej ogarnięcia życiowego lub oczekiwań, niemożliwym jest, aby nie dochodziło do nieporozumień. Zawsze ta osoba, która znajduje się w tym momencie niejako "wyżej", czyli w danym momencie oczekuje więcej, będzie przytłoczona brakami tegoż ogarnięcia u partnera. Wiadomo, że pewnych braków nie da się nadrobić ot tak, w ciągu kilku dni, na niektóre rzeczy potrzeba znacznie  dłużej, nawet do kilku lat.
Potrzeba posiadania swoistego mentora może i by była niejako pewną opcją, ale na pewno nie w przypadku prowadzenia przez niektóre istotne życiowe kwestie i nauki samodzielności.

940 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-10-27 00:02:21)

Odp: Co to znaczy żyć?
bagienni_k napisał/a:

Potrzeba posiadania swoistego mentora może i by była niejako pewną opcją, ale na pewno nie w przypadku prowadzenia przez niektóre istotne życiowe kwestie i nauki samodzielności.

Trzeba byłoby jeszcze takiego związkowego mentora zapytać, czy ta rola aby na pewno mu odpowiada? Shinigami sam napisał, że niesamodzielność można całkiem dobrze ukrywać, co zresztą kiedyś już u niego wypłynęło, a co wskazuje, że na szczerość to tutaj nie bardzo się zanosi. Dążę do tego, że może się okazać, że jeśli znajdzie partnerkę, to bardzo długo może usiłować ukrywać swoje braki w zakresie ogarniania codziennych czynności.

941 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-10-27 11:09:12)

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

To, że radzisz sobie z sylwetką, a nie radzisz z samodzielnością, nie znaczy, że pierwsze jest łatwe, a drugie trudne.

Pewnym komizmem sytuacji jest to, że z sylwetką sobie również nie radzi. Wszak narzeka na słabe efekty i uogólnione problemy ze zdrowiem, zwłaszcza z układem trawiennym, ale i nie tylko, bo przecież w grę wchodzą jeszcze zaburzenia nastroju, snu i tak dalej. O nałogach nie wspominając....

Ciekawe są te jego marzenia i wymogi w kontekście tego, że kompletnie niesamodzielny 30stolatek zmagający się z problemami ze zdrowiem psychicznym i fizycznym oraz nałogami to nie jest smaczkiem dla absolutnie nikogo. I najgorsze w sumie jest to, że on maksymalnie wypiera fakt, że żeby znaleźć kogokolwiek, to najpierw musi się uporać sam ze swoimi problemami. A on czeka na kolejną mamusię, tylko taką, którą będzie mógł wydupczyć.




Shinigami napisał/a:

To, że dieta jest nienajlepsza faktycznie nie raz piałem ale nigdy nie było nic o kartoflach czy makaronie, a już tym bardziej rozgotowanych.

Jedno jest związane z drugim. To jest takie tradycyjne polskie gotowanie. Z pokolenia twoich rodziców mało kto słyszał o tym, że makaron to powinien być gotowany al dente i w składzie makaronu nie powinno być.....jajek. Semolina (z pszenicy durum) + woda i to wszystko. To samo z gotowaniem ziemniaków czy innych warzyw. Aby uniknąć straty substancji odżywczych poprzez osmozę to większość warzyw zalewa się wrzątkiem i tylko niektóre gotuje od zimnej wody. O ile nie ma to znaczenia przy zupie, bo bulion i tak wypijasz, o tyle przy 'drugim' to ma znaczenie już kolosalne. To samo ze smażeniem - większość smaży na olejach i to tych chujowych, a powinno się na smalcu (kluczowa jest tu temperatura dymienia). Proporcje na talerzu tak samo się liczą. To samo danie, ale inaczej przygotowane i w winnych proporcjach może być bardzo odżywcze, a źle przygotowane będzie jedynie papką węglowodanów i tłuszczy trans z olejów użytych do smażenia.

Dobrze, że każdy może mieć swoją interpretację tego co widzi w anime. Moja jest inna niż twoja i nie przekonasz mnie do tej twojej.

To nie jest kwestia interpretacji. Ilu mistrzów miał Son Gokū z Dragonballa? Ilu przyjaciół od których się uczył i z którymi współzawodniczył? Ilu arcywrogów miał do pokonania po drodze, któzy najpierw rozkładali go na łopatki?


Dragon Balla akurat nie oglądałem większość najpopularniejszych shounenów już tak i absolutnie nie zgadzam się z tym, że to te wyzwania, przeciwności i treningi doprowadziły protagonistów do niemal boskich mocy.

To sobie obejrzyj, bo to najbardziej kultowa seria chyba wszechczasów. I potem wróć do dyskusji.

Shōnen oznacza po japońsku młodego chłopca, młodocianego nastolatka. A idea walk i przeciwności to jest główny i w wielu aspektach praktycznie jedyny motyw posuwający fabułę do przodu, bez czego absolutnie żadna zmiana by nie nastąpiła. To nie są serie, gdzie główny bohater jest od samego początku opkiem, wręcz przeciwnie.


Chyba każdy jakiego znam miał jakąś ukrytą moc, która sama się odpalała w najtrudniejszych momentach, i która z automatu czyniła ich silniejszymi niż 99% innych postaci

Nie mając absolutnie żadnych doświadczeń własnych, przez co bajdurzysz wierutnie, przekładasz własne fantazje nad to, co faktycznie dzieje się na ekranie. Już dałeś temu dowód jak była rozmowa o nauce interpretacji np poezji czy lektur na jeżyku polskim w szkole. Tak samo jak nie potrafiłeś tego wtedy, tak tego nie potrafisz dalej. Widzisz, to co chcesz widzieć, co tobie pasuje do twojego własnego wyobrażenia o świecie i tobie samym. Inni mogą, a ty nie, bo.....i tu pada wyliczanka usprawiedliwień.

Zasadnicza różnica pomiędzy starymi, dobrymi tytułami a isekajami własnie na tym polega. Dopiero obecni protagości są OPkami, ale i tak są pizdami bez osiągnięć. Bleach, czy SAO to masz klasyki gdzie protagości nie mają absolutnie żadnych ukrytych mocy od samego początku. Jedyne co mają wolę do nauki i w dążeniu do celu. To się zmienia dopiero w miarę jak serie zdobywały popularność i trzeba było w jakiś sposób rozbudowywać fabułę idąc w stronę, jakiej oczekiwali tego odbiorcy.

Naruto był wybrańcem z przepowiedni gościa posiadającego boskie moce żyjącego tysiąc lat wcześniej

I jak był traktowany Naruto jako naczynie Kuramy? Ile potrwało i co sprawiło, że w końcu się dogadali?


Ichigo był hybrydą najpotężniejszych ras w uniwersum

Nie z początku. Tz w miarę popularności serii musieli dodawać nowe, kolejne wątki czy jakieś wymyślne uzasadnienia dla kolejnych, co raz większych mocy i co raz to potężniejszych przeciwników. Bo jak pierwszym (lub jednym z pierwszych) masz już antagonistów o wręcz boskich mocach, to co ci pozostaje? Z resztą już sam fakt skalowania przeciwników dowodzi temu, że po prostu nie masz racji.


Dodatkowo były dwa momenty, w których dosłownie zginął

A ile razy jeszcze po drodze dostawał solidny wpierdol? To są właśnie te przeciwności. Jak to anime - przerysowane i fantastyczne, ale to w końcu....bajka. Niemniej oddająca sens - aby dotrzeć do tego co rzeczywiście w tobie drzemie, to musisz doświadczać przeciwności i porażek. I musisz nauczyć się czerpać z nich wiedzę i naukę na przyszłość.


Isekaie to inna kwestia ale ja nie uważam by ich schemat był czymś złym. Niewiele jest na prawdę dobrych tytułów z tego gatunku ale w tych kilku postać dostaje coś co gdyby istniało w prawdziwym świecie mogłoby go całkowicie zmienić. Dostają drugą szansę i możliwości by żyć w zupełnie inny sposób niż w poprzednim życiu.

I żyją dokładnie tak samo i popełniają dokładnie te same błędy. Bo zamiast żyć swoim życiem to tak czy siak - albo uciekają od życia, albo karmią się chęcią zemsty - czyli dokładnie tym samym, czego doświadczali za pierwotnego życia. Ewentualnie - ich losy są tak naprawdę dziełem sumy czynników zewnętrznych, którym jedynie biernie się poddają. Bo tak najczęściej wygląda ich ratowanie świata. To nie jest coś, do czego dążą. To jest coś, co ich zastaje.

942

Odp: Co to znaczy żyć?

Zapewne mało kto miałby siłę, ochotę i czas, aby wejść w rolę związkowego i życiowego mentora, przynajmniej w tak znaczącym zakresie, w jakim się to wydaje w przypadku Autora. Prowadzić za rączkę to można, ale kilkuletnie dzieci nie zaś osobę niby to dorosłą, ale najwyraźniej niedojrzałą.

Objawy niesamodzielności czy też nawet braku pewnego życiowego doświadczenia mogą wyjść prędzej czy później. Niektóre kwestie można od biedy jednak dopracować czy razem wypracować w trakcie trwania związku. Nie jesteśmy swoimi własnymi klonami, żeby się zachowywać tak samo, dlatego na wielu poziomach po prostu się docieramy, pomagając sobie wzajemnie i wspierając, co nie oznacza, że robimy za partnera całą robotę. Natomiast te podstawowe umiejętności tzw. "zajęcia się sobą" czy "ogarnięcia wokół siebie" należą wyłącznie do tej konkretnej osoby. Póki ktoś nie jest obłożnie chory powinien sam sobie zrobić jedzenie, uprać gacie, zrobić zakupy czy posprzątać mieszkanie.

943

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie jesteśmy swoimi własnymi klonami, żeby się zachowywać tak samo, dlatego na wielu poziomach po prostu się docieramy, pomagając sobie wzajemnie i wspierając, co nie oznacza, że robimy za partnera całą robotę.

No właśnie. Nie robimy za partnera całej roboty, a tego oczekuje Shini.

Że to partnerka nauczy go gotować, sprzątać, prać, załatwi mu nową pracę, znajdzie im mieszkanie, ogarnie przeprowadzkę, nauczy go podstawowej komunikacji interpersonalnej....


Jak go czytam to mam niezmiennie taki obraz, że on chciałby ruchać młodszą wersję swojej mamusi.

944

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Nie jesteśmy swoimi własnymi klonami, żeby się zachowywać tak samo, dlatego na wielu poziomach po prostu się docieramy, pomagając sobie wzajemnie i wspierając, co nie oznacza, że robimy za partnera całą robotę.

No właśnie. Nie robimy za partnera całej roboty, a tego oczekuje Shini.

Że to partnerka nauczy go gotować, sprzątać, prać, załatwi mu nową pracę, znajdzie im mieszkanie, ogarnie przeprowadzkę, nauczy go podstawowej komunikacji interpersonalnej....


Jak go czytam to mam niezmiennie taki obraz, że on chciałby ruchać młodszą wersję swojej mamusi.

Duzo facetow szuka mamusi tak naprawde w partnerce czyli takiej co im ugotuje posprzata upierze pozmywa a najlepiej zeby jeszcze placila rachunki big_smile

945 Ostatnio edytowany przez 123qwerty123 (2024-10-27 13:24:49)

Odp: Co to znaczy żyć?

Shimi założył sobie, ze jak kogos pozna to nagle bedzie mógł góry przenosić... bedzie miał cheć do ogarniania samego siebie : do nauki obowiązków domowych i szukania nowej pracy...

Tymczasem... jesli on kogos pozna to i tak mała szansa ze on sie wyprowadzi i z nią zamieszka... mysle ze w dalszym ciągu nie bedzie wiedział co chce w zyciu robić i nie podejmie sie zadnej nowej pracy...

Ona bedzie miec oczekiwania zeby znalazl jakąkolwiek robote lepiej płatną niż mininalna by ich bylo stac na wspolne zycie na wynajmie... a on bedzie jej marudził ze on to nie wie co chce w zyciu robic.

A jesli ta laska bedzie miec prace z ktorej jest choc troche zadowolona to ...  bedzie tragedia..
Mysle ze nawet gdyby ona wykladala towar na polki w sklepie ale by powiedziala mu ze jest z tej pracy zadowolona... to on wtedy stwierdzi ze tez musi miec prace z ktorej bedzie zadowolony....zacznie sie z nią porownywac... i argumentowac jej tak jak nam ze on to nie chce miec byle jakiej pracy tylko chce byc podziwiany... chce robic cos waznego itd.. i chce byc z tej pracy zadowolony tak samo jak ona jest zadowolona ze swojej....

I tu jest problem... bo on nie umie byc zadowolony z niczego... pisal tu nie raz jakie ma wymagania co do pracy i mysle ze on nigdy takiej pracy nie dostanie. Nikt mu nie da stanowiska ktore mu bedzie pasowac bo juz na wstepie musialny spelniac wymagania ktorych on nie spelni.... zamkniete kolo... chce dobrego wysokiego stanowiska gdzie bedzie podziwiany ale tego nie osiagnie bo zeby na takie stanowisko startowac to juz trzeba miec na wejscie wyksztalcenie, doswiadczenie i obycie. A shimi juz tu pisal ze on nie bedzie podejmowal dzialan ktore moga nie przyniesc efektu... wiec nie robi nic... wiec i stanowiska zadnego nie bedzie.... a bycie związku nie sprawi ze nagle go coś oswieci i bedzie wiedział co chce w zyciu robic

946

Odp: Co to znaczy żyć?

123qwerty123 o to to - jego szukanie partnerki i wyobrażenia o związku są takie same jak jego wynurzenia dotyczące stanowiska pracy, odpowiedzialności i zarobków.

A prawda jest taka, że skoro na przestrzeni ostatnich kilku lat nie wydarzyło się nic, to na przestrzeni kolejnych lat również się nic nie wydarzy.

947

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

123qwerty123 o to to - jego szukanie partnerki i wyobrażenia o związku są takie same jak jego wynurzenia dotyczące stanowiska pracy, odpowiedzialności i zarobków.

A prawda jest taka, że skoro na przestrzeni ostatnich kilku lat nie wydarzyło się nic, to na przestrzeni kolejnych lat również się nic nie wydarzy.

Skad wiesz? Moze sie wydarzy

948

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

Nie rozumiem. Jeżeli jakichś niezbędnych rzeczy nie umiem, to nawet jeśli będę mieć dobrych chęci pod korek, to i tak przez jakiś czas ta druga strona musi się nimi zajmować.

Ale mowa była o odrzuceniu za jedno albo drugie. Nie rozumiem, dlaczego oburza Cię odrzucenie za brak samodzielności, a za nadwagę nie.

Po drugie - bzdury, to dokładnie to samo. Niesamodzielny bądź gruby możesz być z różnych powodów: zaburzenia, lenistwo, zadowolenie z danego stanu rzeczy, brak silnej woli itd. To, że radzisz sobie z sylwetką, a nie radzisz z samodzielnością, nie znaczy, że pierwsze jest łatwe, a drugie trudne.

Nie chodzi o pomijanie tego etapu. Miałam na myśli to, że kiedy Ty zastanawiałbyś się jedynie nad tym, czy dostaniesz buziaka albo gdzie spędzicie sylwestra, ona będzie analizować Wasze potencjalne wspólne życie. Oczywiście niekoniecznie tak musi być, ale jeśli to będzie Twój pierwszy związek, a jej choćby drugi poważny, to ona już ten etap randek - i kolejne - przerobiła. Nie znaczy to, że randek nie chce, tylko że wie, co jest dalej, czego chce, czego potrzebuje itd. Ty do myśli o wspólnym życiu będziesz się przyzwyczajał, dla niej to będzie coś naturalnego. Znaczy: to Ty będziesz tą dziewicą, która nawet nie to, że nie jest gotowa, ale której nawet do głowy nie przychodzi, że to już można o czymś takim myśleć. Tyle że w tym przypadku nie o seksie, a o wspólnym życiu.

Czyli nawet w anime do zwykłego życia nie potrzeba mentora? No niemożliwe. wink

I ten czas jest kluczowy. Ile może zająć ogarnięcie takich rzeczy jak zrobienie prania czy wstawienie zmywarki? Kilka dni do tygodnia. Na gotowanie jest wiele innych opcji.

Po pierwsze nie oburza mnie to tylko tego nie rozumiem. Moim zdaniem to nie jest coś co warto brać za czynnik decydujący o odrzuceniu. Widocznie tylko ja mam taki pogląd na tą sytuację.

To prawda, że powodów zarówno jednego jak i drugiego może być wiele ale jeśli mam od samego początku szukać problemów i podejrzewać tą potencjalną partnerkę o coś to po co w ogóle próbować wchodzić w ten związek? Nie rozumiem takiego myślenia w tej kwestii, dla mnie jeśli pojawia się jakiś problem w związku lub w dążeniu do niego to rozwiązuje się go razem niezależnie od tego kogo konkretnie on dotyczy. Ja widzę związek jako wspieranie się i wspólne rozwiązywanie problemów, a jeśli nie rozwiązywanie to przynajmniej nie przeszkadzanie drugiej osobie w ich rozwiązaniu. Jeśli ja mam jakiś problem to partnerka albo mi pomaga go rozwiązać albo daje mi czas bym sam go rozwiązał i w drugą stronę tak samo.

Dla mnie uzyskanie w miarę dobrej sylwetki i całkowita samodzielność są na wręcz nieporównywalnym poziomie trudności. To drugie wymaga dużo większych nakładów finansowych, znacząco przekraczających minimalne zarobki i wystawienia się na znacznie większe ryzyko, a wręcz niebezpieczeństwo kiedy. W pracy nad sylwetką nie ma żadnego ryzyka, a koszt tego jest dużo poniżej minimalnych zarobków w tym kraju.

No dobra ale co ja miałbym z tym zrobić? Nie mam wpływu na to co ktoś myśli, nie jestem telepatą i nie mogę zmieniać czyichś myśli. W takiej sytuacji albo obie strony jakoś się dogadają i znajdą rozwiązanie albo nic z takiego związku nie wyjdzie.

Po pierwsze nie powiedziałem, ze w zwykłych anime postacie nie mają swoich mentorów. Po drugie te zwykłe anime w zdecydowanej większości przypadków mają poziom realizmu niewiele odbiegający od tych z walkami bogów. Obojętnie jakie anime gdyby było do bólu realistyczne to nikt by go nie oglądał.

Priscilla napisał/a:

Trzeba byłoby jeszcze takiego związkowego mentora zapytać, czy ta rola aby na pewno mu odpowiada? Shinigami sam napisał, że niesamodzielność można całkiem dobrze ukrywać, co zresztą kiedyś już u niego wypłynęło, a co wskazuje, że na szczerość to tutaj nie bardzo się zanosi. Dążę do tego, że może się okazać, że jeśli znajdzie partnerkę, to bardzo długo może usiłować ukrywać swoje braki w zakresie ogarniania codziennych czynności.

I co w tym jest nie tak według ciebie? To chyba oczywiste, że najlepiej byłoby nie ujawniać tej niesamodzielności i poradzić sobie z nią tak by nigdy nie wypłynęła na zewnątrz.

Jack Sparrow napisał/a:

I najgorsze w sumie jest to, że on maksymalnie wypiera fakt, że żeby znaleźć kogokolwiek, to najpierw musi się uporać sam ze swoimi problemami.

Jedno jest związane z drugim. To jest takie tradycyjne polskie gotowanie. Z pokolenia twoich rodziców mało kto słyszał o tym, że makaron to powinien być gotowany al dente i w składzie makaronu nie powinno być.....jajek. Semolina (z pszenicy durum) + woda i to wszystko. To samo z gotowaniem ziemniaków czy innych warzyw. Aby uniknąć straty substancji odżywczych poprzez osmozę to większość warzyw zalewa się wrzątkiem i tylko niektóre gotuje od zimnej wody. O ile nie ma to znaczenia przy zupie, bo bulion i tak wypijasz, o tyle przy 'drugim' to ma znaczenie już kolosalne. To samo ze smażeniem - większość smaży na olejach i to tych chujowych, a powinno się na smalcu (kluczowa jest tu temperatura dymienia). Proporcje na talerzu tak samo się liczą. To samo danie, ale inaczej przygotowane i w winnych proporcjach może być bardzo odżywcze, a źle przygotowane będzie jedynie papką węglowodanów i tłuszczy trans z olejów użytych do smażenia.

To nie jest kwestia interpretacji. Ilu mistrzów miał Son Gokū z Dragonballa? Ilu przyjaciół od których się uczył i z którymi współzawodniczył? Ilu arcywrogów miał do pokonania po drodze, któzy najpierw rozkładali go na łopatki?

To sobie obejrzyj, bo to najbardziej kultowa seria chyba wszechczasów. I potem wróć do dyskusji.

Shōnen oznacza po japońsku młodego chłopca, młodocianego nastolatka. A idea walk i przeciwności to jest główny i w wielu aspektach praktycznie jedyny motyw posuwający fabułę do przodu, bez czego absolutnie żadna zmiana by nie nastąpiła. To nie są serie, gdzie główny bohater jest od samego początku opkiem, wręcz przeciwnie.

Zasadnicza różnica pomiędzy starymi, dobrymi tytułami a isekajami własnie na tym polega. Dopiero obecni protagości są OPkami, ale i tak są pizdami bez osiągnięć. Bleach, czy SAO to masz klasyki gdzie protagości nie mają absolutnie żadnych ukrytych mocy od samego początku. Jedyne co mają wolę do nauki i w dążeniu do celu. To się zmienia dopiero w miarę jak serie zdobywały popularność i trzeba było w jakiś sposób rozbudowywać fabułę idąc w stronę, jakiej oczekiwali tego odbiorcy.

I jak był traktowany Naruto jako naczynie Kuramy? Ile potrwało i co sprawiło, że w końcu się dogadali?

Nie z początku. Tz w miarę popularności serii musieli dodawać nowe, kolejne wątki czy jakieś wymyślne uzasadnienia dla kolejnych, co raz większych mocy i co raz to potężniejszych przeciwników. Bo jak pierwszym (lub jednym z pierwszych) masz już antagonistów o wręcz boskich mocach, to co ci pozostaje? Z resztą już sam fakt skalowania przeciwników dowodzi temu, że po prostu nie masz racji.

A ile razy jeszcze po drodze dostawał solidny wpierdol? To są właśnie te przeciwności. Jak to anime - przerysowane i fantastyczne, ale to w końcu....bajka. Niemniej oddająca sens - aby dotrzeć do tego co rzeczywiście w tobie drzemie, to musisz doświadczać przeciwności i porażek. I musisz nauczyć się czerpać z nich wiedzę i naukę na przyszłość.

I żyją dokładnie tak samo i popełniają dokładnie te same błędy. Bo zamiast żyć swoim życiem to tak czy siak - albo uciekają od życia, albo karmią się chęcią zemsty - czyli dokładnie tym samym, czego doświadczali za pierwotnego życia. Ewentualnie - ich losy są tak naprawdę dziełem sumy czynników zewnętrznych, którym jedynie biernie się poddają. Bo tak najczęściej wygląda ich ratowanie świata. To nie jest coś, do czego dążą. To jest coś, co ich zastaje.

Jak niedawno pisałem, że poszedłem do psychiatry i dostałem zalecenia, których przestrzegam i, że planuję iść na kolejną terapię to pisałeś, że nie wierzysz w żadnego psychiatrę, a terapia w niczym nie pomoże. I teraz piszesz o uporaniu się ze swoimi problemami i piszesz, że to ja sobie zaprzeczam.

Sądzisz, że każda osoba, która sama sobie gotuje nie będąca z pokolenia moich rodziców stosuje się do tego wszystkiego co tu napisałeś? Na prawdę myślisz, że każdy się przejmuje tym czy smaży na oleju czy na smalcu albo zastanawia się nad semoliną i osmozą? Większość ludzi jeśli nie pracują w gastronomi albo nie są jakimiś dietowymi maniakami nie ma nawet pojęcia o tym o czym tu właśnie napisałeś, a te nazwy są dla nich obce. Na prawdę mało kto zgłębia wiedzę, która nie jest tej osobie do czegoś w danym momencie potrzebna bo po prostu nie mają na to czasu.

Chętnie bym obejrzał ale tak na szybko patrząc to jest ponad 300 odcinków samej podstawowej serii, grubo ponad 100 kolejnej serii, a jeszcze filmy i odcinki specjalne. Niestety nie mam czasu na obejrzenie czegoś tak długiego. Już dawno nie oglądałem za jednym razem czegoś co ma więcej niż 20 pare odcinków.

Nie tłumacz mi co znaczy shounen ani każdy inny gatunek, znam te pojęcia lepiej niż bym chciał.

A co niby według ciebie mieliby osiągać bohaterowie isekaiów? Spora część z nich gdyby tylko chcieli mogliby zawładnąć całym światem w jakim się znaleźli i co potem? Musi być jakaś fabuła żeby ludzie chcieli to oglądać więc nie mogą sobie na luzie pokonywać każdego przeciwnika bo byłoby za nudno. Weźmy chociażby takie Mushoku Tensei będące jednym z pierwszych tytułów z tego gatunku. Bohater zanim zreinkarnował się w innym świecie był ultra przegrywem, że już chyba bardziej się nie dało. Kiedy się odrodził w innym świcie był synem szlachcica, miał wygląd chada i super talent do magii. Dzięki temu i nie chcąc popełnić tych samych błędów co w poprzednim życiu zmienił się niemal całkowicie ale to wszystko byłoby niemożliwe bez tego co dostał na start w nowym świecie. Nie uważam tego tytułu za jakieś wybitny bo moim zdaniem są o wiele lepsze isekaie ale ten gość jest niezłym przykładem. Pisałeś o SAO, a czy Kirito nie był największym koksem ze wszystkich zwykłych graczy? Na pewno było wielu, którzy pracowali równie ciężko jak on by przeżyć w świecie, w którym zostali uwięzieni więc dlaczego to on był najlepszy? Bo miał talent większy niż ktokolwiek inny, a pozostali mogli jedynie podążać za nim.

Naruto nie był najlepiej traktowany ale coś za coś, gdyby nie był naczyniem Kuramy zginąłby zanim zdążyłby cokolwiek osiągnąć. Trwało dość długo i stało się to bo Naruto traktował Kuramę inaczej niż każdy poprzedni. To nie jest najlepszy przykład bo na całą tą sytuację złożyło się dużo innych czynników i trzeba by było długo opowiadać. 

Skalowanie przeciwników to plot armor w najczystszej postaci. Gdyby Naruto na samym początku od razu spotkał Madarę to wszystko by się skończyło w kilka sekund i nie byłoby co dalej oglądać. On był przygotowywany do tej walki przez kilkaset odcinków i właśnie trenowany przez mistrzów będących o jakich zwykły random mógł jedynie pomarzyć. To, że był synem Czwartego Hokage i uczniem zarówno mistrza jak i ucznia swojego ojca oraz to, że był w pewnym sensie reinkarnacją syna typa z boskimi mocami, a jego matka pochodziła z klanu o wyjątkowo silnej energii życiowej z pewnością było przypadkowe. 

A ile razy ktoś go ratował po tym wpierdolu, a potem go trenował tak, że w kilka dni stawał się silniejszy niż ten, z którym przegrał? Ile razy jego ukryta moc odpalała się wbrew jego woli ratując mu życie w ostatniej chwili i pokonując przeciwnika, z którym normalnie nie miał szans?

Przypominam, że jest już całkiem sporo isekaiów gdzie bohater mimo mocy większej niż ktokolwiek inny na świecie nie zajmuję się ratowaniem tego świata, pokonywaniem władcy demonów itd. tylko żyje sobie po swojemu, otwiera sobie sklep, buduje farmę czy zostaje kupcem. Jedni podążają za przeznaczeniem, a inni nie i co w tym jest nie tak? Co według ciebie powinni robić ci bohaterowie żeby było dobrze? 

bagienni_k napisał/a:

Zapewne mało kto miałby siłę, ochotę i czas, aby wejść w rolę związkowego i życiowego mentora, przynajmniej w tak znaczącym zakresie, w jakim się to wydaje w przypadku Autora.

Skąd tu się wziął "związkowy" mentor? Chodziło o takich zwykłych życiowych, którzy mogą być wzorem do naśladowania, ze związkiem mentor nie ma nic wspólnego.

949

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Ile może zająć ogarnięcie takich rzeczy jak zrobienie prania czy wstawienie zmywarki? Kilka dni do tygodnia. Na gotowanie jest wiele innych opcji.

Tobie 20 lat było mało, a i tak dalej tego nie potrafisz.

Widocznie tylko ja mam taki pogląd na tą sytuację.

Acha....ale fakt, że masz prawie 30stkę na karku i nawet na jednej randce nie byłeś to nie zapala tobie jakiejś lampki w mózgownicy?



Nie rozumiem takiego myślenia w tej kwestii, dla mnie jeśli pojawia się jakiś problem w związku lub w dążeniu do niego to rozwiązuje się go razem niezależnie od tego kogo konkretnie on dotyczy

Halo halo ?! Ty nie tylko nawet nigdy na randce nie byłeś, ale nawet nie trzymałeś kobiety za rękę ani się nawet nie całowałeś z taką, a masz prawie 30stkę na karku. Jak ci dosłownie wszyscy inni tłumaczą, że pierdolisz farmazony i fantazjujesz to przyjmij to do wiadomości, że tak właśnie jest. Bo właśnie masz prawie 30sttkę na karku, a nie przerabiałeś tego, co większość 15stolatków ma już dawno za sobą. A próbujesz dyskutować z ludźmi przynamniej dekadę starszymi od siebie.

Dla mnie uzyskanie w miarę dobrej sylwetki i całkowita samodzielność są na wręcz nieporównywalnym poziomie trudności.

Kpina w żywe oczy. Po pierwsze od przynajmniej dekady jest od chuja tutoriali na necie i to naprawdę konkretnych, a nie jakieś mityczne 'bro sciance'. Po drugie w każdej młodocianej sekcji sportowej jest to wałkowane na miliony sposobów ze względu choćby na kategorie wagowe, regenerację między kolejnymi zawodami itp.

Jak niedawno pisałem, że poszedłem do psychiatry i dostałem zalecenia, których przestrzegam i, że planuję iść na kolejną terapię to pisałeś, że nie wierzysz w żadnego psychiatrę, a terapia w niczym nie pomoże. I teraz piszesz o uporaniu się ze swoimi problemami i piszesz, że to ja sobie zaprzeczam.

Bo znam ten rynek, bo na co dzień pracuję z takimi ludźmi oraz terapeutami. I uważam, że kłamiesz z tym ostatnim psychiatrą.


Sądzisz, że każda osoba, która sama sobie gotuje nie będąca z pokolenia moich rodziców stosuje się do tego wszystkiego co tu napisałeś? Na prawdę myślisz, że każdy się przejmuje tym czy smaży na oleju czy na smalcu albo zastanawia się nad semoliną i osmozą?

Ależ zrozum mnie dokładnie - ja mam to w dupie. To jest po prostu kolejny kamyczek do koszyczka "shini jest pierdolonym kłamcą", bo właśnie dieta jest jednym z kluczowych elementów wszelkich wyjazdów, zgrupowań i zawodów (hiperkompensacja glikogenu i te sprawy). I tak było nawet za moich czasów, a jestem starszy. A ty się ciągle dziwisz, choć to są podstawy choćby pod kątem eliminacji z powodu dopingu. Bo nawet głupie krople do nosa zawierają substancje uznawane za doping, które skutkują wykluczeniem. Dlatego uważam, że nigdy na żadne zgrupowanie nie pojechałeś. Bo co krok dajesz dajesz temu dowód.

Nie tłumacz mi co znaczy shounen ani każdy inny gatunek, znam te pojęcia lepiej niż bym chciał.


A jednak dajesz swoimi wywodami dowód, że nie rozumiesz nawet tak prozaicznej rzeczy jak definicja gatunku. Tak samo jak w dyskusji o interpretacji wierszy i lektur.

950

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Acha....ale fakt, że masz prawie 30stkę na karku i nawet na jednej randce nie byłeś to nie zapala tobie jakiejś lampki w mózgownicy?

Na inne rzeczy odpowiem później, a teraz tylko to. Pisałem już chyba z kilkadziesiąt razy, że byłem na dosłownie jednej randce 10 lat temu i była jedyną dziewczyna, która podobała mi się na tyle, że na prawdę chciałem pogłębić tą relację. Nie było więcej randek z bardzo prostej przyczyny. Bo nigdy nawet nie próbowałem żadnej innej dziewczyny zaprosić na tę randkę. Poza tą jedną nigdy nie spotkałem takiej, z którą chciałbym iść na randkę. Ona jedyna podobała mi się i z wyglądu i jednocześnie miała dla mnie w porządku charakter, wszystkie inne podobały mi się tylko z wyglądu.

951 Ostatnio edytowany przez Herne (2024-10-28 12:30:46)

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

Acha....ale fakt, że masz prawie 30stkę na karku i nawet na jednej randce nie byłeś to nie zapala tobie jakiejś lampki w mózgownicy?

Na inne rzeczy odpowiem później, a teraz tylko to. Pisałem już chyba z kilkadziesiąt razy, (...).

Shini zastanów się - co Ci da ta "rozmowa" ze Sparrowem? Facet ewidentnie ma znowu problem w życiu realnym i wpadł tutaj na forum się wyżyć. Poczytał ze dwa artykuły i może z kilka wypowiedzi na jakimś forum o anime i kreuje się na znafcę-eksperta, co to posiadł już całą wiedzę na ten temat (z resztą - nie pierwszy raz tak robi wink)

Zastanów się, tak sam dla siebie - warto? smile
Przecież tego gościa nie przekonasz, a skończy się na 2 stronach przepychanek, w których Cię m.in zwyzywa.

Jest sens?

952

Odp: Co to znaczy żyć?
Herne napisał/a:

Shini zastanów się - co Ci da ta "rozmowa" ze Sparrowem? Facet ewidentnie ma znowu problem w życiu realnym i wpadł tutaj na forum się wyżyć. Poczytał ze dwa artykuły i może z kilka wypowiedzi na jakimś forum o anime i kreuje się na znafcę-eksperta, co to posiadł już całą wiedzę na ten temat (z resztą - nie pierwszy raz tak robi wink)

Zastanów się, tak sam dla siebie - warto? smile
Przecież tego gościa nie przekonasz, a skończy się na 2 stronach przepychanek, w których Cię m.in zwyzywa.

Jest sens?

Wiem o tym wszystkim, nawet jeśli on na prawdę ma tę całą wiedzę to udowadnianie swojej racji za wszelką cenę nie jest czymś normalnym, przynajmniej według mnie.

Wiem, że go nie przekonam, i że nie powinienem odpowiadać na jego posty ale niestety sam się łapie na mój niedobór kontaktów społecznych. Nawet taka rozmowa jak z nim jest lepsza niż żadna. Przy tematach dotyczących anime nie mogę pozostać obojętny bo to jednak mój świat od dawna i jestem ciekaw co Jack jeszcze wymyśli to tej kwestii.

953

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Przy tematach dotyczących anime nie mogę pozostać obojętny bo to jednak mój świat od dawna i jestem ciekaw co Jack jeszcze wymyśli to tej kwestii.

Móc możesz, ale rozumiem, że kusi smile obawiam się jednak, że nici z rozrywki, bo Jack jest krótkodystansowcem, małe szanse, że będzie podtrzymywał temat.

954

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Na inne rzeczy odpowiem później, a teraz tylko to. Pisałem już chyba z kilkadziesiąt razy, że byłem na dosłownie jednej randce 10 lat temu.


Misiaczku - 10 lat temu to ty byłeś w ogólniaku. Ja piszę o regularnej randce dorosłych ludzi.


Nie było więcej randek z bardzo prostej przyczyny. Bo nigdy nawet nie próbowałem żadnej innej dziewczyny zaprosić na tę randkę. Poza tą jedną nigdy nie spotkałem takiej, z którą chciałbym iść na randkę.

Jaaaasne. I dlatego fantazje snujesz w sąsiednich tematach o uśmiechających się kelnerkach i zagadujących cię klientkach.




Wiem, że go nie przekonam

To nie jest kwestia 'przekonania', tylko LOGIKI. Podajesz przykłady z dupy wycinając połowę postaci i 3/4 fabuły, aby ci pasowało do tezy zapominając jednocześnie, że wciąż rozmawiamy o BAJKACH, których nieodłączną częścią jest MORAŁ. Poczytaj choćby opracowania dotyczące SAO. I nie bez przyczyny to akurat anime przywołuję, bo to forum stało się dla ciebie swoistym Aincrad'em. Tylko zamiast prowadzić do rozwoju, to w twoim przypadku staje się ucieczką, kolejną wymówką przed podjęciem działań. Wiem, że na obecnym etapie wrażenia jakie zapewnia ci internet są dla ciebie równie prawdziwe jak realny świat. ALE TO NIE JEST I NIGDY NIE BĘDZIE TO SAMO.



Ile to razy się rozpisywałeś jak to niczego nie osiągnąłeś, aby jednocześnie wrzucać wstawki o medalach z mistrzostw?

Ile to razy się rozpisywałeś, jak to rodzice nie nauczyli cię w dorosłość, aby jednocześnie twierdzić, że nigdy nie miałeś czasu dla siebie, bo ciągle dostawałeś jakieś zadania?

Ile to razy rozpisywałeś się, że rodzice w ciebie nie inwestowali, aby twierdzić jednocześnie, że jesteś jedyną osobą w domu z wyższym wykształceniem, a do tego z medalami?

Ile to lat jeszcze będziesz płakał za brakiem partnerki nie podejmując absolutnie żadnych działań w kierunku poznania kogokolwiek?

955

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Przy tematach dotyczących anime nie mogę pozostać obojętny bo to jednak mój świat od dawna i jestem ciekaw co Jack jeszcze wymyśli to tej kwestii.

Móc możesz, ale rozumiem, że kusi smile obawiam się jednak, że nici z rozrywki, bo Jack jest krótkodystansowcem, małe szanse, że będzie podtrzymywał temat.



Rozmowa z Shinim o anime nie ma większego sensu, bo sam stwierdził już dawno temu, że jego nie obchodzi zdanie innych w tym temacie, bo sam wie więcej. Przy czym w dyskusji o interpretacji wierszy i lektur szkolnych sam przyznał, że nigdy się tego nie nauczył, bo nie widział w tym sensu, bo nikt nie wytłumaczył, ze to umiejętność niezbędna w codziennym funkcjonowaniu do odpowiedniego rozumienia tego, co się widzi/czyta. O czym tu rozmawiać jak facet wycina większość postaci i fabuły skupiając się na aspektach....de facto pomijalnych, które dodaje się jako zapychacze/wymówki do ciągnięcia dochodowej serii ? Wspominany Bleach to lata 2004-2012 a w tym roku wznowili serię dodając kolejnych bossów do pokonania. Przy czym opis pierwszej mangi zaczyna się tak: "Ichigo Kurosaki jest zwykłym, nastoletnim chłopakiem. No, może poza pewnym szczegółem – widzi duchy.". Dlatego skupianie się na tym ile razy typ umarł jest pozbawione sensu. Bo to nie o to chodzi. To jest element bajkowy. I to dość oklepany, bo w większości anime tego pokroju główny bohater umiera lub jest absurdalnie bliski śmierci i cudem przeżywa/zmartwychwstaje (dosłownie lub metaforyczne) przynajmniej kilkukrotnie.


Nie znam ani jednego tytułu, w którym wyglądałoby to tak, jak przedstawił to Shini - że jest JEDEN mentor, który prowadzi głównego bohatera za rękę pokazując mu absolutnie wszystko i rozwiązując za niego wszelkie problemy podsuwając mu gotowe rozwiązanie.

Taki scenariusz, jest po prostu.....nudny, mdły i niestrawny. Za to prawie zawsze jest utrzymany schemat kolejnych, stopniowo co raz trudniejszych przeciwników, dzięki którym protagonista się rozwija. Zdobywa nowe umiejętności - czy to walki, czy to magii, czy laserów z dupy. Ale także rosną jego umiejętności społeczne i zdobywa co raz to większe grono przyjaciół. Wyjątkiem są jedynie te pozycje, w których bohater od początku jest opkiem (over power) - ma siłę do zniszczenia wszystkiego, łącznie z bogami. Jedynym wyróżniającym się tutaj tytułem jest One Punch Man, który idealnie zgrał się w czasie z modą na bycie fit i powstało potem pierdylion programów treningowych ala 'bądź jak Saitama'. Ale poniekąd taki był też cel tego tytułu....

Jak można rozmawiać o różnych aspektach pewnych tytułów, jeśli kompletnie neguje się ich istnienie?

956

Odp: Co to znaczy żyć?

Czyżbyś, Jacku, sugerował, że rozmawianie z tobą na temat mangi i anime ma jakikolwiek sens?
Zdaję sobie sprawę, że masz zwyczaj w rozmowie wstępnie zajmować pozycję silnego autorytetu czyli, jak mawiają lubisz robić wrażenie, że wiesz. Jak ci już pisałam, wierzę, że są dziedziny, w których twoja wiedza na jakiś temat czyni takie podejście do rozmówcy jakoś tam uzasadnionym. I że nie zawsze jest to robienie wrażenia.
Tym niemniej jakoś wątpię w twoją pogłębioną wiedzę na temat kultury Japonii i w to, że mangę czy anime jesteś w stanie odczytywać na jakimś ciut bardziej zaawansowanym  poziomie niż ta sieczka, którą dotychczas zaprezentowałeś.
Skąd moje wątpienie...niedawno mi zaserwowałeś ileś rewelacji o tradycyjnej medycynie chińskiej. smile

957

Odp: Co to znaczy żyć?

Skąd moje wątpienie...niedawno mi zaserwowałeś ileś rewelacji o tradycyjnej medycynie chińskiej. smile

Napisane przez babkę, która nawet nie ogarniała czym jest skrót TCM, a uważa, że ma podstawy do oceny czyjejś wiedzy w tym zagadnieniu. Piękne.

To jak twoja wiedza z zakresu ewentualnych dróg rozwoju ścieżki tłumacza, gdzie nie rozróżniasz teoretycznych możliwości rozwoju zawodowego od charakterystyki pracy konkretnego rodzaju tłumacza.


Z resztą jak pisałem to wcześniej - tu nie chodzi nawet o interpretację, ale sam fakt wycięcia większości fabuły i postaci przez Shiniego.

958 Ostatnio edytowany przez Muqin (2024-10-30 16:51:53)

Odp: Co to znaczy żyć?

O właśnie, Jack, ty jesteś z tych co to kucharzowi zawodowemu mówią, jak gotować i na czym polega organizacja pracy kuchni w restauracji, kierowcy zawodowemu jak prowadzić TIR-a, a gdyby mogli to by autorytatywnie pouczali także kapitana kontenerowca albo i dowódcę promu kosmicznego. smile
I co najśmieszniejsze jesteś przekonany, że za każdym razem ty masz rację.
Ty to byś profesorowi sinologii i jednocześnie medycyny udowadniał, że się na tradycyjnej medycynie chińskiej nie zna ni w ząb i w ogóle nie wie, o czym mówi, dlatego taki czasem zabawny jesteś.
Anime zostawiam Shini.

959

Odp: Co to znaczy żyć?

Nope, nic z tych rzeczy. Zawiesiłaś się na wąskim aspekcie charakterystyki pracy w dyskusji o.....teoretycznych możliwościach dalszego rozwoju, zwiększaniu kompetencji i budowaniu siebie jako rozpoznawalnej marki. No bo przecież to oczywiste, że zostanie autorem kursów/podręczników/bycie założycielem szkoły językowej nie buduje autorytetu względem....zwykłego szaraczka, tłumacza nikomu nieznanego z nazwiska. I nijak nie przekłada się to na możliwości zarobkowe.....no nic, a nic. Zwiększanie kompetencji nie jest równoznaczne z zawężaniem specjalizacji co usilnie starałaś się tu forsować.


Z anime popełniasz ten sam błąd co w przypadku TCM - nie znasz, nie słyszałaś, coś ci ewentualnie świta, że istnieje. I nie przyjmujesz do wiadomości, że rozumienie Shiniego kolejnych tytułów zamyka się na....biernym przyswajaniu treści, bez przemyśleń, bez analizy, a jedynie jako fantazja o super mocach i ukrytych talentach. Bo to też jest rozmowa, którą z Shinim przeprowadzaliśmy na tym forum już kilkukrotnie. I ten sam schemat przedstawia wszędzie - z leczeniem, ze zmianą pracy i tak dalej. Wszystko to samo - niech ktoś zrobi za niego, bo on "nie ma warunków". Już tu bajdurzył o 10 milionach, bo tyle minimum by potrzebował na 'dobry start', albo że polecenie pracy dla niego to jest równoznaczne z tym, że ktoś weźmie na siebie całą odpowiedzialność za niego, jego pracę i popełniane przez niego błędy. Czytaj - ktoś zrobi za niego, a on przytuli wypłatę.

960

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Zwiększanie kompetencji nie jest równoznaczne z zawężaniem specjalizacji co usilnie starałaś się tu forsować.

Już wyszło wcześniej, ze ty nie odróżniasz osoby znającej język obcy od osoby wykonującej wolny zawód tłumacza. U tej drugiej i owszem, zwiększanie kompetencji wiąże się ze specjalizacją, podobnie jak w wielu innych wolnych zawodach. Taka ich specyfika. Wykonywanie wolnego zawody zaś jest jedną z możliwości rozwoju zawodowego.

Jack Sparrow napisał/a:

Z anime popełniasz ten sam błąd co w przypadku TCM - nie znasz, nie słyszałaś, coś ci ewentualnie świta, że istnieje.

Jack, jak ja zaczynałam swoją życiową przygodę z Dalekim Wschodem jako młodziuśkie dziewczę, to żeby się czego dowiedzieć musiałam czytać. Książki. Zaczynałam od Graneta, Needhama, Wasilewa, Wilhelma...które to nazwiska nic ci nie mówią i obawiam się jesteś zbyt leniwy, by je wpisać w wyszukiwarkę. U nich anglojęzycznego skrótowca TCM nie znajdziesz. Znać znam w stopniu wystarczającym w ramach wiedzy o kulturze, historii i filozofii Dalekiego Wschodu. Więcej faktycznie czytałam niż słyszałam, bo jednak książki łatwiej były i są dostępne niż wykłady, co to się ich słucha.
Ani manga ani anime nie są mi zbyt bliskie, fakt. No to zostawiam, za autorytet robić nie zamierzam. Choć, w ramach wiedzy ogólnej dotyczącej szeroko pojmowanej cywilizacji konfucjańskiej wiem, że ich przekaz jest wielce interesujący kulturowo i bardzo ciekawe są badania nad nimi z  tzw. na styku cywilizacji. Na czym z całą pewnością znasz się najnajnjalepiej  z całej wsi i zaraz napiszesz, jaka to ja niedouczona jestem smile

Mnie to się TCM zapewne do śmierci będzie kojarzyło z takim już nie istniejącym kanałem TV satelitarnej, co to były na nim tylko filmy nie przerywane reklamami, jeden po drugim całodobowo. Słyszę TCM i mi się przed oczkami pojawia ich logo na czarnym tle.

961

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Już wyszło wcześniej, ze ty nie odróżniasz osoby znającej język obcy od osoby wykonującej wolny zawód tłumacza. U tej drugiej i owszem, zwiększanie kompetencji wiąże się ze specjalizacją, podobnie jak w wielu innych wolnych zawodach. Taka ich specyfika. Wykonywanie wolnego zawody zaś jest jedną z możliwości rozwoju zawodowego.

LOL. Mylisz dwa zagadnienia

1) zawężanie specjalizacji
2) zwiększanie możliwości zarobkowych

W większości wypadków zawężanie specjalizacji nie prowadzi do zwiększenia możliwości zarobkowych, a wręcz odwrotnie - owocuje spadkiem dywersyfikacji źródeł klientów. Są zawody, w których wąska specjalizacja jest niezbędna - np u lekarzy tak jest. Ale wciąż nie musi przekładać się to na wzrost wynagrodzenia. Podobnie będzie z uprawnieniami u spawaczy. Spawacz podwodny bez dwóch zdań zarabia najwięcej - teoretycznie. Ale ile jest miejsc/firm zatrudniających takich? No bardzo, ale to bardzo niewiele. Dlatego lepszym pomysłem jest zwiększanie zakresu usług - spawanie MIG, MAG, TIG, MMA, GAZOWE różnych materiałów (w tym spawanie plastików) lutowania i tak dalej. Można pracować jako złota rączka, można jako ślusarz, można pracować jako nauczyciel w szkole zawodowej, można robić filmiki na sociale itp.

Iście w super wąską specjalizację, do czego nawołujesz, bardzo, ale to bardzo rzadko przekłada się na stabilne i większe zarobki.


Jack, jak ja zaczynałam swoją życiową przygodę z Dalekim Wschodem jako młodziuśkie dziewczę

Pewnie. I dlatego trzeba było ci tłumaczy skrót używany przez cały świat od ~50 lat.

anglojęzycznego skrótowca TCM nie znajdziesz

Acha. Tylko, że to JEST skrót anglojęzyczny. Traditional Chinese Medicine.

Tak jak wiki generalnie słabo lubię, ale....to mniej więcej będzie twój poziom:

https://en.wikipedia.org/wiki/Tradition … e_medicine

962

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Móc możesz, ale rozumiem, że kusi smile obawiam się jednak, że nici z rozrywki, bo Jack jest krótkodystansowcem, małe szanse, że będzie podtrzymywał temat.

Dla niego nie istnieje zdanie czy interpretacja czegoś inna niż jego. On nawet z Lewandowskim albo Ronaldo by się kłócił, że lepiej wie jak się gra w piłkę.

Jack Sparrow napisał/a:

że wciąż rozmawiamy o BAJKACH, których nieodłączną częścią jest MORAŁ.

Anime z bajkami wspólnego ma tylko tyle, że też jest w formie rysunkowej.

Jack Sparrow napisał/a:

Przy czym opis pierwszej mangi zaczyna się tak: "Ichigo Kurosaki jest zwykłym, nastoletnim chłopakiem. No, może poza pewnym szczegółem – widzi duchy.".

Taki scenariusz, jest po prostu.....nudny, mdły i niestrawny. Za to prawie zawsze jest utrzymany schemat kolejnych, stopniowo co raz trudniejszych przeciwników, dzięki którym protagonista się rozwija. Zdobywa nowe umiejętności - czy to walki, czy to magii, czy laserów z dupy. Ale także rosną jego umiejętności społeczne i zdobywa co raz to większe grono przyjaciół.

Autorowi mangi chodziło właśnie o to by ludzie myśleli iż jest on tylko zwykłym nastolatkiem. Chodziło o to by ludzie czekali na kolejne walki i nowe moce bo to podbija oglądalność.

I dziwnym trafem ten protagonista zawsze wygrywa wszystkie walki z przeciwnikami silniejszymi od niego. Albo ginie i zostaje ożywiony by i tak wygrać. Zwykle to złoczyńcy trenują przez całe życie i to oni mają najbardziej pod górę, to oni zawsze są samotni i to oni poświęcają najwięcej tylko po to by przegrać z gościem, który ma plot armor, ukrytą moc albo dostaje power up z dupy bo ma przyjaciół.

Za dwa tygodnie mam kolejną wizytę u psychiatry i parę rzeczy do omówienia, a jedna z nich pojawiła się dziś. Z powodu pracy musiałem dziś opuścić trening, to tylko jeden trening, a ja to traktuję jak jakąś katastrofę. Zdaje się, że przyzwyczaiłem się do tego tak samo jak do pracy i nawet myśl o zmianie tej sytuacji wywołuje u mnie mega stres. Już nawet zwykły trening w domu przychodzi mi coraz trudniej bo nie jadę, nie ma trenera nad głową, nie mam z kim pogadać.

963

Odp: Co to znaczy żyć?

Shinigani, w dziale Samotność jest temat, w którym młoda kobieta szuka znajomych. Może napisz? Spróbuj się zapoznać, zaprzyjaźnić

964

Odp: Co to znaczy żyć?
Lunka86 napisał/a:

Shinigani, w dziale Samotność jest temat, w którym młoda kobieta szuka znajomych. Może napisz? Spróbuj się zapoznać, zaprzyjaźnić

Który to jest konkretnie temat? Jest tam kilka podobnych

965

Odp: Co to znaczy żyć?

Skoro jest kilka podobnych tematów, to wybierz któryś i napisz tam. Ja Ciebie za rączkę prowadzić nie będę.

966

Odp: Co to znaczy żyć?

Czy nawet skorzystanie z wyszukiwarki forumowej uchodzi za rzecz niemożliwą do ogarnięcia?

967

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Dla niego nie istnieje zdanie czy interpretacja czegoś inna niż jego. On nawet z Lewandowskim albo Ronaldo by się kłócił, że lepiej wie jak się gra w piłkę.

Ale wiesz, że oni też mają swoich trenerów? I to w liczbie mnogiej?


Anime z bajkami wspólnego ma tylko tyle, że też jest w formie rysunkowej.

Ty po prostu wolisz nie dostrzegać morału skupiając się jedynie na aspektach trafiających w twoje fantasmagorie.


Autorowi mangi chodziło właśnie o to by ludzie myśleli iż jest on tylko zwykłym nastolatkiem.

Misiaczku - bo to był początek. Jak chwyciło to trzeba było wymyślać co raz to absurdalniejsze rzeczy. To stały mechanizm.


I dziwnym trafem ten protagonista zawsze wygrywa wszystkie walki z przeciwnikami silniejszymi od niego.

Wygrywa, bo to bajka. On MUSI wygrać. A to, ile razy ociera się o śmierć i jakim kosztem ta wygrana następuje to jest właśnie element morału.


Zwykle to złoczyńcy trenują przez całe życie i to oni mają najbardziej pod górę, to oni zawsze są samotni i to oni poświęcają najwięcej

Ci źli to akurat rzadko kiedy cokolwiek robią na maxa, bo są przekonani o swojej zajebistości, co jest ich zgubą zawsze.

968 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-11-19 23:07:45)

Odp: Co to znaczy żyć?

Byłem na drugiej wizycie u psychiatry. Powiedział, że nawet widać po mnie skuteczność poprzednich zaleceń. Powiedział, że widać, że mam więcej energii i jest ogólny postęp choć do droga wciąż daleka. Byłem chronicznie niewyspany praktycznie od pierwszych klas szkoły podstawowej i regeneracja z tego zajmie wiele miesięcy jeśli nie lat ale poprawiając inne aspekty życia można tą regenerację przyśpieszyć. Teraz przyszedł czas na kolejny krok czyli poprawienie diety, powiedział od czego zacząć i nawet podał trochę konkretnych przykładów. Porozmawialiśmy o tych blokadach, o tym paraliżu przy próbie wyjścia ze strefy komfortu, o tym, że świadomość chce ale podświadomość nie pozawala. Powiedział, że to bez wątpienia lęk, a jego źródło jak i to jak go pokonać jest tylko na terapię. Moje różne dziwne przekonania także powstają na skutek tego lęku jako mechanizm obronny. Powiedział nawet, że też spróbuje posprawdzać i dać mi namiar na terapię. Powiedział też jedną rzecz, która tu na forum nie raz już padła. Jeśli moje p[problemy z komunikacją międzyludzką są szczególnie widoczne w przypadku kontaktów z kobietami to nie ma innej opcji niż po prostu się do nich przyzwyczaić. Powiedział, że do stworzenia głębszej relacji trzeba by było nabrać właśnie tego obycia z kobietami by móc z nimi rozmawiać na takim samym poziomie jak z każdym innym niezależnie od tego czy mi się podobają czy nie. Przy okazji ponowię pytanie, które zadałem w jednym z pozostałych wątków. Co sądzicie o terapii grupowej? Czy ktoś był na takiej?

969

Odp: Co to znaczy żyć?

Innymi słowy dobre wiadomości, male sukcesy też cieszą. Kciuki trzymam smile

970

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Teraz przyszedł czas na kolejny krok czyli poprawienie diety, powiedział od czego zacząć i nawet podał trochę konkretnych przykładów.

Kolejne kłamstwo, bo nawet diabetolodzy tego nie robią odkąd wyszła ustawa o zawodach medycznych (obowiązek skierowania na IPOM) i zwyczajnie kierują do dietetyków klinicznych. Jedyne na co uczulają to interakcje poszczególnych produktów spożywczych i ziół z psychotropami lub mogą polecić zajrzenie na diety.nfz.gov.pl i to wszystko.


Zapominasz mały kłamczuchu, że nie jesteś tutaj jedyną osobą, która regularnie lata po lekarzach.

971 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-11-22 20:17:04)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Teraz przyszedł czas na kolejny krok czyli poprawienie diety, powiedział od czego zacząć i nawet podał trochę konkretnych przykładów.

Kolejne kłamstwo, bo nawet diabetolodzy tego nie robią

Taaaaaa jest nawet portal diety.nfz.gov.pl
To sekretny portal o którym zwykły lekarz nie ma prawa powiedzieć.

Mi lekarz polecał sok z buraków i watróbkę na żelazo. Czy mam zgłosić go na policje?

972

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Teraz przyszedł czas na kolejny krok czyli poprawienie diety, powiedział od czego zacząć i nawet podał trochę konkretnych przykładów.

Kolejne kłamstwo, bo nawet diabetolodzy tego nie robią

Taaaaaa jest nawet portal diety.nfz.gov.pl
To sekretny portal o którym zwykły lekarz nie ma prawa powiedzieć.

Mi lekarz polecał sok z buraków i watróbkę na żelazo. Czy mam zgłosić go na policje?


Do izby lekarskiej, bo to debil. Jak masz braki w wynikach to się przepisuje leki, a nie klepie głupoty.


Dla zobrazowania - burak ma 1,7 mg żelaza na 100g. W soku jest go jeszcze mniej. xD Kurwa, tofu ma 4x więcej żelaza, a pestki dyni z 6x tyle.


Wątróbka to też mitologia. Kurza ma jedynie 9mg na 100g. Już nawet kakao i sezam mają więcej xD



Wątróbka to tylko gęsia, bo ona ma ponad 30mg/100 i ewentualnie wieprzowa, bo ma jak pamiętam ok 17mg. Przy czym ograniczenia jej spożycia nie biorą się z kosmosu, bo łatwo doprowadzić do przedawkowania wit. A. Jeśli już iść w tę stronę, to tylko hodowle ekologiczne. Produkty hodowli wielkoskalowych są chuja warte i prędzej doprowadzą do problemów niż cokolwiek poprawią.






I tak, przepisy się zmieniły i dietetyk kliniczny jest uznawanym zawodem medycznym i diabetolodzy mają obowiązek wręcz kierować na IPOM w okreslonych sytuacjach.

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie było niedoborow. To bylo takie ogolne zalecenie, bo co innego było leczone. Tak samo jak u Shiniego. Takie luźne uwagi. Dlatego nie sądze ze Shini kłamie.

Ktoś mi mówił, że ginekolog mu zabronił noszenia obcisłych jeansow i stringów. Albo że śmiał się że w wieku 35+ ktoś chce robić badania w kierunku płodności, bo "ten pociąg już odjechał"(jakas stara lekarka pod emeryture to była).
No cóż, lekarz tez człowiek. Czasem coś chalpnie.

974

Odp: Co to znaczy żyć?

Czyli dostałaś chujowe zalecenia bez wskazań do ich wydania.

Jeszcze jakieś pytania?



Tak, lekarz też człowiek, ale dietetyka to kompletnie nie ta bajka jeśli chodzi o psychiatrię. Coś tam np internista albo kardiolog potrafi chlapnąć czy naczyniowiec. Ale to nie są żadne wartościowe wskazówki, czego właśnie sama doświadczyłaś. Dlatego rozpływanie się nad kolejnym etapem leczenia w postaci porad dietetycznych zleconych przez psychiatrę, to można odstawić na półkę z bajkami dla dzieci.

Bo gdyby Shini napisał, że psychiatra wspominał mu specjalistycznych dietach w depresji, o pokarmach spożywczych działających jako naturalne antydepresanty czy interakcji z lekami lub o zaburzeniach flory jelitowej w depresjach itp to jeszcze bym w to uwierzył. Bo to taka podstawa podstaw i ogólniki. Ale nie kiedy gawędziarz - fantasta pisze o prowadzeniu go przez psychiatrę tak:

Teraz przyszedł czas na kolejny krok czyli poprawienie diety, powiedział od czego zacząć i nawet podał trochę konkretnych przykładów.

975

Odp: Co to znaczy żyć?

Rita, dzięki za informacje o terapii.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nie było niedoborow. To bylo takie ogolne zalecenie, bo co innego było leczone. Tak samo jak u Shiniego. Takie luźne uwagi. Dlatego nie sądze ze Shini kłamie.

Ktoś mi mówił, że ginekolog mu zabronił noszenia obcisłych jeansow i stringów. Albo że śmiał się że w wieku 35+ ktoś chce robić badania w kierunku płodności, bo "ten pociąg już odjechał"(jakas stara lekarka pod emeryture to była).
No cóż, lekarz tez człowiek. Czasem coś chalpnie.

Dokładnie o to chodzi, to nie były ściśle lekarskie zalecenia, od których zależy moje życie tylko właśnie luźne uwagi. Z lekarskich zaleceń to było dalsze branie leków. Przypominam, że nie mam żadnej psychozy ani niczego tym podobnego. Psychiatra jest mi potrzebny tak na prawdę tylko do leków i właśnie do instrukcji co robić by sobie poradzić z brakiem energii, sennością, bólami głowy, problemami żołądkowymi i co robić dalej by być choć krok bliżej zmiany swojego życia. Jego pierwsze porady dotyczące snu już przynoszą efekty. Z dietą będzie trudniej ale skoro pierwsze się udało to może i to się uda.

Posty [ 911 do 975 z 1,617 ]

Strony Poprzednia 1 13 14 15 16 17 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024