Nie wyobrażam sobie nic. Zakładam że po prostu nie wiem i się nie znam. Na pewno nie na tyle żeby coś doradzić. Nie mogę powiedziec zrob X to osiągniesz cel. Nie wiem. Nie mam pojęcia jak ludzie nagle zmieniają wszystkie swoje przyzwyczajenia. Zakładam ze na świecie żyją pewni ludzie, którzy żyją inaczej niż ja i nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak to jest być nimi. Dla mnie hinatra, golden to postacie którzych nie jestem w stanie sobie wyobrazić. A jednak istnieją, mają swoje plany i marzenia. Nie mogę wypowiadać sie za ogół kobiet, skoro nawet dforum potrafi mnie zaskoczyc.
Uważam też że większość użytkowników ma podobnie. Patrzą po swoich znajomych i są w stanie dać takie rady jak dla znajomych. Albo dla nich samych.
Na pewno doświadczenia mają wpływ na to, co się pisze, bo chyba nikt od tego nie ucieknie, ale tutaj też staram się pisać o dziewczynie Shiniego. W tym sensie, że on i ją opisywał wprost, i jej cechy wynikają z tego, czego by od niej oczekiwał. I te oczekiwania moim zdaniem gryzą się mocno z tym, żeby znaleźć dziewczynę, w porównaniu do której to Shini będzie tym zaradnym, energicznym, samodzielnym itd.
Jakie certyfikaty związane ze sportem masz na myśli?
Już kiedyś o tym pisaliśmy i pamiętam, że i tak byłeś "na nie". Nie wiem, nie znam się na tym, co trenujesz, ale moim zdaniem tego typu uprawnienia (instruktor, trener, cholera wie kto) są świetne nawet jako dupochrony, coś na wszelki wypadek czy nawet - do podbicia CV. Dlaczego? Bo są relatywnie tanie, ich ukończenie nie zajmuje wiele czasu, a w Twoim przypadku dodatkowo - poznajesz ludzi o podobnych zainteresowaniach.
I ot, zamiast być jednym z wielu typów, co chodzą na siłkę, stajesz się nagle trenerem personalnym czy instruktorem/trenerem czegoś tam. Z CV idzie jakiś przekaz o zaangażowaniu, faktycznej pasji, kompetencjach itd., zamiast zainteresowania, które pewnie wpisuje sobie co drugi Sebek z pustym CV.
A poza tym jesteś przygotowany na okazję, gdyby się taka pojawiła.
No i ryzyko żadne.
To nie tak, że ja sobie wymyślam nie wiadomo skąd te wszystkie historie czy teorie. Bazuję na obserwacjach znajomych i ludzi z bliższego otoczenia. Większość moich znajomych miała właśnie taką historię jak opisałem w 3 wersji. Może nie dosłownie, że powiedzieli swoim partnerkom/partnerom, że właśnie teraz zaczynają się uczyć samodzielności itd. ale pierwszy raz wyprowadzili się z domu dopiero jak byli w tych związkach. Nie licząc tych, którzy na przykład dostali mieszkanie od rodziców to niemal wszyscy ludzie jakich kiedykolwiek znałem mieli właśnie taką historię. Nie wiem jak było u nich z kwestiami takimi jak gotowanie, sprzątanie itd. ale tej stricte samodzielności z dala od rodziców uczyli się dopiero po wejściu w związek.
Shini, ale to Ty i chyba pierwsza terapeutka uznaliście wyprowadzkę za coś do zrobienia. Bez wyprowadzki z domu ludzie znajdują partnerów, no jasne. Tzn. wiadomo, że część kobiet może to zniechęcić, ale będą takie, którym to nie będzie przeszkadzać. Warto też przy tym wziąć pod uwagę wiek - im jesteś młodszy, tym mniej to niepokoi. Ewentualnie jeśli masz już naprawdę starych rodziców, że to Ty w tym układzie robisz za opiekuna.
Tylko że u Ciebie bardziej chodzi o Twoje nastawienie. Są osoby, które mieszkają z rodzicami, bo tak chcą, tak im dobrze, układają swoje życie w domu wielopokoleniowym i chociaż np. nie jest to układ dla mnie, to przecież nie biegam za nimi i nie krzyczę, że mają się wyprowadzić. Oczywiście, że tej samodzielności w kwestiach domowych potrzebują nieco mniej, jednak realizują ją, jeśli można tak powiedzieć, w każdym innym aspekcie życia.
Facet czekały na księżniczkę, a z twojego opisu wynika, że to dziewczyna czeka na księcia, czeka na gotowe. Dla mnie to jest bardziej podejrzane i prawdę mówiąc jak przeczytałem ten fragment to moja pierwsza myśl była podobna jak u Smutnej, dla mnie też to zabrzmiało jakbyś kiedyś doświadczyła jakiegoś rozczarowania facetem, a teraz jesteś wręcz uprzedzona. Nie twierdzę, że tak jest, po prostu taki był wydźwięk tego fragmentu posta. Gdyby zamienić miejscami i gdybym to ja miał wybrać dziewczynę to wolałbym tą, która mieszka z rodzicami niż tą, która mieszka na jakimś pokoiku z obcymi ludźmi.
Nie. Może źle to ujęłam; chodziło tylko o to, że trudno byłoby uwierzyć w taki przekaz. Tzn. mogłabym uwierzyć, że mężczyzna aktualnie w to wierzy, ale raczej nie w to, że taki scenariusz faktycznie się spełni. I nie ze względu na uprzedzenia czy rozczarowania, tylko na, hm, logikę, zdrowy rozsądek? Bo nic w tej wersji nr 3 nie przekonuje do tego, że to nie są tylko pobożne życzenia. Po prostu miałabym świadomość, że ten ktoś, mimo być może najlepszych chęci sam tak naprawdę nie wie, jak to będzie, bo nigdy nic takiego/podobnego nie zrobił, nie sprawdził itd., a wszystko w jego historii pokazuje, że predyspozycje ma do działań przeciwnych.
To trochę tak, jakbyś poznał np. osobę palącą, otyłą, która ciągle je śmieciowe żarcie i się nie rusza, wieczną studentkę, kogoś, kto co pięć sekund zmienia pracę, przemocowca itd. Te osoby mogłyby Ci powiedzieć, że jak tylko wejdą w związek, to się ogarną, mogłyby w to szczerze wierzyć, ale każdy z boku miałby świadomość, że one nie mogą tego wiedzieć, bo:
- nie mają narzędzi potrzebnych do zmian (gdyby miały, to dawno zmieniłyby problematyczną sytuację albo byłyby w trakcie zmian),
- ich cechy, mechanizmy, wg których funkcjonują, są nadal takie same, skoro na ten moment jest, jak jest (dlaczego nagle miałyby zniknąć?),
- nie wiedzą, jak się w trakcie zmian będą czuły, jak to na nie wpłynie, czy to łatwe czy trudne (a dotąd było na tyle trudne, że nawet nie zaczęły),
- jedyną rzeczą, która się zmienia względem przeszłości, jest potencjalna relacja (jeżeli to jest warunkiem zmian, to czyniłoby to partnera/partnerkę odpowiedzialnym za te zmiany).
Przypuszczam, że tak jest z Tobą. Chcesz być dobrym partnerem, wierzysz, że przy drugiej osobie zmieniłbyś to i owo, ale to tak naprawdę tylko Twoje pobożne życzenia, podczas gdy Twoja historia pokazuje, że skłonności masz do zachowań zupełnie odwrotnych.
I nie, Shini, to nie byłaby księżniczka, czekająca na gotowe (jakie niby gotowe?). To byłaby zwykła dziewczyna, która niekoniecznie marzyłaby o przywdzianiu lśniącej zbroi i ratowaniu potencjalnego księcia bez przesłanek, że coś z tego księcia będzie.
Ja patrzę na to w zupełnie inny sposób i wręcz nie rozumiem dlaczego panuje takie nastawienie, że partner/partnerka od samego początku muszą być gotowi, ukończeni, idealni. Po to jest związek żeby wspierać się nawzajem. Nie chodzi o to by dziewczyna była podobna do mnie w kwestiach samodzielności bo to tak na prawdę są kwestie poboczne, niewiele znaczące, a wszystkiego co wchodzi w skład tej samodzielności można się dość szybko nauczać, szczególnie mając wsparcie drugiej osoby. Może się mylę ale czy nie jest tak, że jeśli się kogoś kocha i lubi się czyjeś towarzystwo to wszystko inne schodzi na dalszy plan i się współpracuje by razem rozwiązywać problemy? Obowiązki domowe zawsze można podzielić właśnie tak jak już pisałaś. Ja posprzątam, dziewczyna ugotuje, a w międzyczasie oboje będziemy się od siebie uczyć tego czego nie potrafimy, oboje wypełniamy swoje luki. Co to jest w ogóle za absurd by na starcie wymagać od kogoś by już wszystko umiał i ogarniał?
Absurd, żeby trzydziestoletni mężczyzna umiał wokół siebie ogarnąć i był samodzielny? <facepalm>