Co to znaczy żyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Strony Poprzednia 1 11 12 13 14 15 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 781 do 845 z 1,617 ]

781

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

@Shini

Da się spojrzeć na czyjąś sytuację z perspektywy tej osoby, a nie z własnej. Nie w 100%rzecz jasna. Jest to pewna zdolność, umiejętność, dar? Ja to mam w jakimś zakresie, po prostu. I czasem używam.

Cieszę się, że tak podchodzisz do tej swojej nieudanej terapii. Powiedziałabym racjonalnie i dojrzale. Okazała się porażką, ale taką, co to nie ma winnych tylko "się zdarza". Coś z tego dla siebie wziąłeś, czyli taka niezbyt udana inwestycja.

Efekty małych kroków są małe - ale to tak, jakbyś budował dom z małych cegieł. Kiedyś tam wiechę zawiesisz. smile

Można na to spojrzeć jak na inwestycję, nie udała się i sporo kasy poszło w błoto ale nie cała. Prawdę mówiąc to od początku coś mi nie pasowało w tamtej terapii bo terapeutka dość szybko wprowadziła jakąś nową metodę terapeutyczną, która wtedy podobno była na etapie testów. Nie pamiętam jak się nazywała ale prawda jest taka, że byłem jej obiektem doświadczalnym i wiedziałem to od samego początku ale pomyślałem, że może to faktycznie będzie jakieś super skuteczne. Nie było i jestem pewny, że ta terapeutka zyskała na tym wszystkim znacznie więcej niż tylko pieniądze. Co ciekawe niedawno do mnie pisała i zapraszała na konsultacje, a wtedy kiedy kończyliśmy tamtą terapię wyraźnie mówiła, że ona nie jest w stanie mi pomóc i powinienem poszukać kogoś innego. W ogóle ja się czegoś innego spodziewałem po terapii. Myślałem, że terapeutka będzie mi dawała coś w stylu pracy domowej, takie rzeczy do zrobienia na przykład w ciągu tygodnia żeby właśnie wychodzić ze strefy komfortu i ogólnie działać w realu, a niczego takiego nie było. I tu też się zgadzam, że to rolą terapeuty powinno być stworzenie motywacji do jakichś działań i pilnowanie czy zostały one podjęte. Gdyby każdy potrafił sam się zmotywować i zacząć działać to po co chodzić na terapię?

Teraz już nie bardzo ogarniam czego większość osób piszących w tym temacie ode mnie oczekuje. Małe kroki są złe, terapia nie pomoże, a duże kroki są niemożliwe do zrealizowania więc czy jest w ogóle cokolwiek co mógłbym zrobić?

Nawet jeśli wszyscy tu piszący na prawdę chcieli pomóc, robili to całkowicie szczerze to po prostu nie mają do tego możliwości. Widać po tych postach, że nikt z was nigdy nie był w takiej sytuacji, nawet podobniej pewnie też nie. Dla was jest niepojęte jak można chcieć i nie móc, jak można wiedzieć co i jak zrobić, a wciąż nie móc tego zrobić.

Olinka napisał/a:

Obawiam się, że w tym tempie, jakie obserwujemy, może nie zdążyć kiedykolwiek posmakować, jak żyje się pełnią życia.

Dokładnie tak to może się nigdy nie udać ale nie ma innego sposobu. Gdybym się znalazł w jakieś ciężkiej sytuacji wymagającej walki o przeżycie pewnie jakoś bym sobie poradził i wyszedł z tego silniejszy niż kiedykolwiek ale nad czymś takim nie ma kontroli. Świadomie i wiedząc, że będzie źle, nieprzyjemnie, stresująco, że już od pierwszej chwili będę czekał na koniec nie da się wpakować w taką sytuację, chyba żaden człowiek by tak nie zrobił. Każdy duży krok taki jak zmiana pracy czy wyprowadzenie się kojarzy mi się jedynie źle, nie mogę sobie wyobrazić nawet jednej dobrej rzeczy, a szczególnie szczęśliwego zakończenia. To coś w stylu "nie zrobiłem nic złego ale pójdę sobie posiedzieć w więzieniu", chyba nikt by nie chciał trafić do więzienia. Albo specjalnie złamię sobie rękę czy nogę z nadzieją, że może wyniknie z tego coś dobrego. Tylko w taki sposób to widzę i choćbym nie wiem jak próbował nie potrafię sobie tego wyobrazić w jakiś dobry sposób.

Zobacz podobne tematy :

782

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
Muqin napisał/a:

@Shini

Da się spojrzeć na czyjąś sytuację z perspektywy tej osoby, a nie z własnej. Nie w 100%rzecz jasna. Jest to pewna zdolność, umiejętność, dar? Ja to mam w jakimś zakresie, po prostu. I czasem używam.

Cieszę się, że tak podchodzisz do tej swojej nieudanej terapii. Powiedziałabym racjonalnie i dojrzale. Okazała się porażką, ale taką, co to nie ma winnych tylko "się zdarza". Coś z tego dla siebie wziąłeś, czyli taka niezbyt udana inwestycja.

Efekty małych kroków są małe - ale to tak, jakbyś budował dom z małych cegieł. Kiedyś tam wiechę zawiesisz. smile

Można na to spojrzeć jak na inwestycję, nie udała się i sporo kasy poszło w błoto ale nie cała. Prawdę mówiąc to od początku coś mi nie pasowało w tamtej terapii bo terapeutka dość szybko wprowadziła jakąś nową metodę terapeutyczną, która wtedy podobno była na etapie testów. Nie pamiętam jak się nazywała ale prawda jest taka, że byłem jej obiektem doświadczalnym i wiedziałem to od samego początku ale pomyślałem, że może to faktycznie będzie jakieś super skuteczne. Nie było i jestem pewny, że ta terapeutka zyskała na tym wszystkim znacznie więcej niż tylko pieniądze. Co ciekawe niedawno do mnie pisała i zapraszała na konsultacje, a wtedy kiedy kończyliśmy tamtą terapię wyraźnie mówiła, że ona nie jest w stanie mi pomóc i powinienem poszukać kogoś innego. W ogóle ja się czegoś innego spodziewałem po terapii. Myślałem, że terapeutka będzie mi dawała coś w stylu pracy domowej, takie rzeczy do zrobienia na przykład w ciągu tygodnia żeby właśnie wychodzić ze strefy komfortu i ogólnie działać w realu, a niczego takiego nie było. I tu też się zgadzam, że to rolą terapeuty powinno być stworzenie motywacji do jakichś działań i pilnowanie czy zostały one podjęte. Gdyby każdy potrafił sam się zmotywować i zacząć działać to po co chodzić na terapię?

Teraz już nie bardzo ogarniam czego większość osób piszących w tym temacie ode mnie oczekuje. Małe kroki są złe, terapia nie pomoże, a duże kroki są niemożliwe do zrealizowania więc czy jest w ogóle cokolwiek co mógłbym zrobić?

Nawet jeśli wszyscy tu piszący na prawdę chcieli pomóc, robili to całkowicie szczerze to po prostu nie mają do tego możliwości. Widać po tych postach, że nikt z was nigdy nie był w takiej sytuacji, nawet podobniej pewnie też nie. Dla was jest niepojęte jak można chcieć i nie móc, jak można wiedzieć co i jak zrobić, a wciąż nie móc tego zrobić.

Olinka napisał/a:

Obawiam się, że w tym tempie, jakie obserwujemy, może nie zdążyć kiedykolwiek posmakować, jak żyje się pełnią życia.

Dokładnie tak to może się nigdy nie udać ale nie ma innego sposobu. Gdybym się znalazł w jakieś ciężkiej sytuacji wymagającej walki o przeżycie pewnie jakoś bym sobie poradził i wyszedł z tego silniejszy niż kiedykolwiek ale nad czymś takim nie ma kontroli. Świadomie i wiedząc, że będzie źle, nieprzyjemnie, stresująco, że już od pierwszej chwili będę czekał na koniec nie da się wpakować w taką sytuację, chyba żaden człowiek by tak nie zrobił. Każdy duży krok taki jak zmiana pracy czy wyprowadzenie się kojarzy mi się jedynie źle, nie mogę sobie wyobrazić nawet jednej dobrej rzeczy, a szczególnie szczęśliwego zakończenia. To coś w stylu "nie zrobiłem nic złego ale pójdę sobie posiedzieć w więzieniu", chyba nikt by nie chciał trafić do więzienia. Albo specjalnie złamię sobie rękę czy nogę z nadzieją, że może wyniknie z tego coś dobrego. Tylko w taki sposób to widzę i choćbym nie wiem jak próbował nie potrafię sobie tego wyobrazić w jakiś dobry sposób.

Moze kup sobie notes tak jak ja i zapisuj sobie w nim codzien jedno postanowienie albo co chcesz zmienic w zyciu  i dojdziesz do celu

783

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Teraz nie masz dziewczyny więc pewnie sobie zakładasz, że jak ją będziesz miał to sobie coś razem wynajmiecie. A ja jestem pewna, że jakbyś już ją miał, to przypomni Ci się, że inni dziedziczą mieszkania po babci i stwierdzisz, że szkoda wydawać pieniądze na najem - i tym sposobem się z domu nie wyprowadzisz.

Tak samo z pracą. Ktoś daje pomysł, Ty go odrzucasz wymyślając jakieś tam argumenty. Przez te dwa lata od kiedy tu jesteś tych pomysłów była masa, więc wymyślasz coraz to głupsze argumenty w stylu - "koledzy w pracy będą się ze mnie śmiać, że często chodzę na kibel, a tak ogólnie to nie mogę szukać nowej pracy bo nie mam możliwości odebrać telefonu"

Kolejnym Twoim problemem jest to, że jesteś chętny podjąć działania pod warunkiem, że będą one w 100 procentach najlepsze, najwspanialsze i przyniosą same benefity. - takie masz podejście do pracy, chcesz ją zmienić, ale tylko wtedy kiedy będzie za miliony monet, i jednocześnie będziesz w tej pracy wielce podziwiany przez tłumy.

Ale! to i tak się nie wydarzy, bo zawsze będzie jakiś argument na nie. Pisałeś, że chciałeś zostać policjantem. Co stoi tym razem na przeszkodzie? 1,5 tys. wakatów w Warszawie. Na wejście 5 tys netto. Co tym razem wymyślisz? Rzekomo to było Twoje marzenie. A teraz jak już jest na wyciągnięcie ręki to pewnie znajdziesz co najmniej 10 argumentów, by w to nie iść.

Jesteś tu od dwóch lat i widać już co masz w głowie. Jak coś jest na wyciągnięcie ręki to znajdujesz argument aby tego nie zrobić. I tak było z pracą I tak samo będzie ze związkiem. Tylko Ty jeszcze tego nie wiesz, bo nie doszedłeś do tego etapu gdzie byś się z kimś spotykał. To jak Ci powiem jak będzie. Poznasz laskę, i się zaczną rozkminy tak samo jak z pracą. A co jak ten związek się nie uda? Po co się angażować w coś co do czego nie ma pewności czy się razem zestarzejemy? Po co tak ryzykować? Wyprowadzę się z domu, zmienie dla niej całe życie, pracę, a co jak nie wyjdzie? Zostanę z niczym. Szwagier mnie nie przyjmie z powrotem do pracy. Bla bla bla.

Jeszcze brakuje wisienki na torcie w stylu " wezmę się za siebie, i schudnę dopiero wtedy gdy będę miał dziewczynę"

Niemal we wszystkim się mylisz. Gdybym miał dziewczynę to ja pierwszy bym zasugerował by wspólnie coś wynająć i co więcej powiedziałbym jej wprost, że chcę to zrobić właśnie po to by się usamodzielnić, a dzięki niej powstała taka możliwość.

Zauważ, że jedyne oferty pracy jakie się tu pojawiały to albo na jakiejś produkcji na Śląsku albo już w ogóle za granicą. Gdyby padł choć jeden pomysł na pracę w Warszawie z pewnością bym to sprawdził. I tak, to musi być praca lepsza niż obecna, zmienianie na gorszą całkowicie mija się z celem.

Chciałem zostać policjantem kiedy jeszcze nic nie wiedziałem o tej pracy i jak to na prawdę wygląda. Teraz już nie chciałbym takiej pracy z wielu powodów, a to, że jest tyle wolnych miejsc świadczy jedynie o tym, że ludzie chyba nie chcą tam pracować. No chyba, że ktoś fałszuje statystyki.

W przypadku związku oczywiście, że byłyby rozkminy ale po pierwsze na pewno nie zmieniłbym dosłownie całego życia dla jednej dziewczyny choćby nie wiem jaka to była miłość. Po drugie starałbym się być z nią tak szczery na ile to by było możliwe i po prostu mówiłbym jej o tych rozkminach tak żebyśmy mogli razem o tym porozmawiać. Po trzecie szwagier na luzie przyjąłby mnie z powrotem, a nawet jeśli nie to znam kilka firm w tej samej branży, które przyjęłyby mnie od ręki nawet teraz. 

JuliaUK33 napisał/a:

Moze kup sobie notes tak jak ja i zapisuj sobie w nim codzien jedno postanowienie albo co chcesz zmienic w zyciu  i dojdziesz do celu

Nieźle trafiłaś bo właśnie zacząłem tak robić. To była sugestia psychiatry, na początek zapisywać godziny kładzenia się spać i wstawania, jak na razie udaje mi się co do dnia.

784

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Nieźle trafiłaś bo właśnie zacząłem tak robić. To była sugestia psychiatry, na początek zapisywać godziny kładzenia się spać i wstawania, jak na razie udaje mi się co do dnia.

No i bomba okazała się petardą z konfetti big_smile

Tyle było ambarasu, psycholog nie pomógł, kilkaset rad o kant d... było rozbić, wszystkie wspaniałe i dla innych niezrozumiałe sugestie Muqin okazały się bezużyteczne, choć tak nad nimi pracowała, a tu zwykły notesik dał radę smile

785

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Dokładnie tak to może się nigdy nie udać ale nie ma innego sposobu. Gdybym się znalazł w jakieś ciężkiej sytuacji wymagającej walki o przeżycie pewnie jakoś bym sobie poradził i wyszedł z tego silniejszy niż kiedykolwiek ale nad czymś takim nie ma kontroli. Świadomie i wiedząc, że będzie źle, nieprzyjemnie, stresująco, że już od pierwszej chwili będę czekał na koniec nie da się wpakować w taką sytuację, chyba żaden człowiek by tak nie zrobił. Każdy duży krok taki jak zmiana pracy czy wyprowadzenie się kojarzy mi się jedynie źle, nie mogę sobie wyobrazić nawet jednej dobrej rzeczy, a szczególnie szczęśliwego zakończenia. To coś w stylu "nie zrobiłem nic złego ale pójdę sobie posiedzieć w więzieniu", chyba nikt by nie chciał trafić do więzienia. Albo specjalnie złamię sobie rękę czy nogę z nadzieją, że może wyniknie z tego coś dobrego. Tylko w taki sposób to widzę i choćbym nie wiem jak próbował nie potrafię sobie tego wyobrazić w jakiś dobry sposób.

Shini, ale musisz sobie w końcu zdać sprawę, że kiedyś przyjdzie taki moment, że będziesz musiał wziąć pełną odpowiedzialność za swoje życie. To jest wręcz nieuchronne, a czego namiastkę miałeś w chwili diagnozy Twojej mamy. Dlaczego zatem czekać aż wydarzy się coś, co Cię do tego zmusi? Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że to może zdarzyć się nagle, z dnia na dzień, a wtedy może okazać się również, że jest to naprawdę ekstremalne wyzwanie. Teraz masz ten komfort, że branie życia we własne ręce możesz sobie zaplanować, a w razie niepowodzenia wciąż będziesz miał miejsce, do którego możesz wrócić. Potem takiego komfortu prawdopodobnie już nie będzie.

Obawiam się także, że przy Twojej kruchej psychice jakikolwiek nagły wstrząs może wcale nie zadziałaś motywująco, ale zupełnie Cię rozłożyć.

786

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

@SaraS

Realnie to różne środki się stosuje także zależne od emocji pacjenta. Jeśli ktoś zraniony w nogę dozna szoku na widok krwi i rany dodatkowo musimy zająć się nim od strony tegoż szoku, nie wystarczy samo zaopatrzenie rany. Pytanie co pierwsze zrobić. Jeśli dla odmiany wpadnie w panikę na widok tejże rany i krwi - jak wyżej - oprócz działań dotyczących zranienia podejmujemy działania związane z paniką pacjenta. Konieczne, bo jak go z tej paniki nie wyjmiesz to będzie się miotał zalewając krwią okolicę. Innymi słowy zestaw działań pomocowych  też jest dostosowany do pacjenta i jego reakcji emocjonalnej. Wyje, że go boli to dajesz przeciwbólowy i nie dyskutujesz czy ma rację w tej sprawie. Inny z tym samym zranieniem powie, że nie boli prawie wcale to nie wpychasz mu tych przeciwbólowych siłą. I tak można mnożyć. Oczywiście przy bezpośrednim zagrożeniu życia nie ma czasu na subtelności, ale to nie wątek o pierwszej pomocy smile
Owszem, są w medycynie działania, które przynoszą efekt mimo niechęci, niewiary i strachu pacjenta. Choć z drugiej strony nastawienie pacjenta ma zauważalny statystycznie wpływ na efekty leczenia. 
A psychologia to nie medycyna ciała. I tu niechęć, brak zaufania oraz złe nastawienie pacjenta to blokady albo nie do ruszenia albo wymagające odrębnej pracy terapeuty czyli podtemat "budowanie relacji terapeutycznej i poczucia bezpieczeństwa w terapii".

Celowo wybrałam sytuacje, w których nie ma obok kogoś, kto by ogarniał za poszkodowanego. Nie chodziło przecież o to, co powinien zrobić ktoś z boku, tylko jakie działania osoby z problemem prowadzą do rozwiązania go. Fakt, że małe skaleczenie to nie do końca dobry przykład, bo jednak można z nim nie robić nic i też się zagoi, jednak chodzi o zasadę - nie trzeba wiele, można to zrobić bez przekonania, też zadziała. Równie zamiast skaleczenia i złamania można podstawić wyjazd do wioski obok i podróż dookoła świata. Choćby to pierwsze sprawiało domatorowi większy problem niż zapalonemu podróżnikowi to drugie, to realnie wymaga to o wiele mniej działań; przygotowań, planów, wysiłku, zasobów itd.

A tak na marginesie ja w ogóle nie rozumiem sensu w utwierdzaniu kogoś, że jego problemy są olbrzymie. Nie mówię tu o cierpieniu, tylko właśnie o działaniach, które mogą te problemu rozwiązać. Przecież to strasznie demotywujące! O wiele łatwiej się czymś zająć, jak masz niewiele łatwych rzeczy do zrobienia; trudniej, gdy piętrzą się przed Tobą rzeczy, które dla większości ludzi pozostają poza zasięgiem.

I tak, zgodzę się, że praca nad nad zmianą nastawienia, to nie hop siup. Chciałam jednak wskazać, że Shini mógłby zrobić mnóstwo rzeczy, które nie są od tego zależne - nawet właśnie bez przekonania, niechętnie, bez wiary w efekty. To, moim zdaniem, będzie rzutowało na relacje towarzyskie, ale na wiele innych spraw nie.

Jeśli zacznie pisać i wysyłać CV, to nie doda w mailu pakietu swoich emocji. Nawet jeśli rozmowy kwalifikacyjne pójdą na początku nie tak, to się otrzaska, może stres z niego zejdzie, może nabierze doświadczenia, może cokolwiek. Siedząc i fantazjując o idealnej pracy, nie zmieni nic. I większa szansa, że jak pojawi się faktycznie interesująca go oferta, to spali to na jakimś etapie, bo będzie "teraz albo nigdy".

To samo z mieszkaniem osobno. Robią to małolaty po szkole, pracują, studiują, uczą się samodzielności. Oczywiście jest coś za coś - komfort w mieszkaniu z rodzicami wyższy niż w wynajętym pokoju, ale jeśli mieszkanie z rodzicami jest zdiagnozowane jako problem do rozwiązania, to się przetrzepuje internety i szuka - w zależności od finansów - pokoju czy kawalerki. Nawet z niechęcią. wink

I wiele rzeczy można zrobić w ten sposób. Generalnie dorośli ludzie czasem muszą robić rzeczy, na które nie mają ochoty albo które sprawiają im problem. Bez sensu czekać, aż coś się stanie łatwe i przyjemne, bo można się nie doczekać. A Shini ma wymówki i na nich się kończy. Niektóre z nich są, oczywiście, sensowne - współlokator może się okazać niefajny, praca tak samo, mniejszy komfort itd. Ale mimo tej świadomości można coś robić, sprawdzać itd. Tym bardziej, jeśli ma się jakieś oszczędności, miejsce w domu rodzinnym, szwagra, który może zatrudnić + nikogo na utrzymaniu. Przecież to są idealne warunki do podejmowania ryzyka!

787 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-10-14 13:59:46)

Odp: Co to znaczy żyć?
Salomonka napisał/a:

No i bomba okazała się petardą z konfetti big_smile

Tyle było ambarasu, psycholog nie pomógł, kilkaset rad o kant d... było rozbić, wszystkie wspaniałe i dla innych niezrozumiałe sugestie Muqin okazały się bezużyteczne, choć tak nad nimi pracowała, a tu zwykły notesik dał radę smile

Oczywiście, że dał radę bo to jest właśnie taka mała rzecz, którą mógłby zrobić każdy i od takich trzeba zacząć. Sugestie Muqin w żadnym razie nie były bezużyteczne, dzięki niej w ciągu kilku miesięcy zrobiłem więcej niż od początku obecności na forum mając te kilkaset rad.

Olinka napisał/a:

Shini, ale musisz sobie w końcu zdać sprawę, że kiedyś przyjdzie taki moment, że będziesz musiał wziąć pełną odpowiedzialność za swoje życie. To jest wręcz nieuchronne, a czego namiastkę miałeś w chwili diagnozy Twojej mamy. Dlaczego zatem czekać aż wydarzy się coś, co Cię do tego zmusi? Trzeba przy tym wziąć pod uwagę, że to może zdarzyć się nagle, z dnia na dzień, a wtedy może okazać się również, że jest to naprawdę ekstremalne wyzwanie. Teraz masz ten komfort, że branie życia we własne ręce możesz sobie zaplanować, a w razie niepowodzenia wciąż będziesz miał miejsce, do którego możesz wrócić. Potem takiego komfortu prawdopodobnie już nie będzie.

Obawiam się także, że przy Twojej kruchej psychice jakikolwiek nagły wstrząs może wcale nie zadziałaś motywująco, ale zupełnie Cię rozłożyć.

Oczywiście, że ja to wiem od dawna i wiem też, że gdyby taka sytuacja się wydarzyła byłoby znacznie trudniej sobie z nią poradzić niż teraz. Tyle, że to wszystko nie ma znaczenia bo jak już pisałem nie mogę sobie nawet wyobrazić żadnego dobrego scenariusza takiej sytuacji nawet w kontrolowanych warunkach. Na samą myśl z automatu odpala się bezradność, niechęć i niemal fizyczny paraliż.

SaraS napisał/a:

I tak, zgodzę się, że praca nad nad zmianą nastawienia, to nie hop siup. Chciałam jednak wskazać, że Shini mógłby zrobić mnóstwo rzeczy, które nie są od tego zależne - nawet właśnie bez przekonania, niechętnie, bez wiary w efekty. To, moim zdaniem, będzie rzutowało na relacje towarzyskie, ale na wiele innych spraw nie.

Jeśli zacznie pisać i wysyłać CV, to nie doda w mailu pakietu swoich emocji. Nawet jeśli rozmowy kwalifikacyjne pójdą na początku nie tak, to się otrzaska, może stres z niego zejdzie, może nabierze doświadczenia, może cokolwiek. Siedząc i fantazjując o idealnej pracy, nie zmieni nic. I większa szansa, że jak pojawi się faktycznie interesująca go oferta, to spali to na jakimś etapie, bo będzie "teraz albo nigdy".

To samo z mieszkaniem osobno. Robią to małolaty po szkole, pracują, studiują, uczą się samodzielności. Oczywiście jest coś za coś - komfort w mieszkaniu z rodzicami wyższy niż w wynajętym pokoju, ale jeśli mieszkanie z rodzicami jest zdiagnozowane jako problem do rozwiązania, to się przetrzepuje internety i szuka - w zależności od finansów - pokoju czy kawalerki. Nawet z niechęcią. wink

I wiele rzeczy można zrobić w ten sposób. Generalnie dorośli ludzie czasem muszą robić rzeczy, na które nie mają ochoty albo które sprawiają im problem. Bez sensu czekać, aż coś się stanie łatwe i przyjemne, bo można się nie doczekać. A Shini ma wymówki i na nich się kończy. Niektóre z nich są, oczywiście, sensowne - współlokator może się okazać niefajny, praca tak samo, mniejszy komfort itd. Ale mimo tej świadomości można coś robić, sprawdzać itd. Tym bardziej, jeśli ma się jakieś oszczędności, miejsce w domu rodzinnym, szwagra, który może zatrudnić + nikogo na utrzymaniu. Przecież to są idealne warunki do podejmowania ryzyka!

Robić coś bez przekonania, niechętnie i bez wiary w efekty, czy mogłabyś podać choć jeden przykład rzutujący na życie towarzyskie?

W przypadku pracy pisałem już wielokrotnie i pytałem i jedną konkretną rzecz ale jak dotąd nikt na to nie opowiedział. Oczywiście możnaby było robić jak piszesz i wysyłać te CV ale najpierw musi być jakikolwiek pomysł czego w ogóle szukać. Czysto techniczne, wchodzę na stronę z ogłoszeniami typu Pracuj.pl czy OLX i muszę coś wpisać w wyszukiwarce, nazwę jakiegoś zawodu, branżę, cokolwiek bym widział w tym choć minimalny sens. By ta praca była na przynajmniej tym samym poziomie co obecna, przeglądanie wszystkich ogłoszeń jak leci, których jest kilkadziesiąt tysięcy nie ma ani krzty sensu, to całkowita strata czasu o czym już nie raz się przekonałem.

Z wyprowadzeniem się jest podobnie. Nawet dziś poprzeglądałem trochę ogłoszeń wynajmu i jest kompletny dramat. Kawalerka 40m za 4k plus opłaty i to wcale nie w centrum. Przykłady osób, które znam iż które właśnie wynajmują też brzmią niemal dramatycznie. Praca po 12h dziennie i nic nie zostaje, jeden kolega już się wpakował w niezłe długi i gdyby nie pomoc finansowa jego ojca już dawno musiałby wrócić do domu. Siostra szwagra mieszka z chłopakiem i oboje pracują po 12h dziennie, a i tak ledwo im starcza. Te historie na prawdę są prawdziwe, na prawdę taka jest rzeczywistość i już nie wiem jak inaczej to napisać byście mi uwierzyli. Przy mojej obecnej wypłacie to jest po prostu fizycznie niemożliwe. Nawet gdyby było możliwe to żyłbym w niemal skrajnym ubóstwie nie mając nawet tego co mam teraz. Nie mógłbym ani trenować, ani próbować innych aktywności, ani pójść do lekarza prywatnie, a terapia już w ogóle stałaby się całkowicie nierealna, ja tak to widzę.

Wiem, że będąc dorosłym trzeba robić rzeczy, których się nie lubi, które są nieprzyjemne ale nawet to musi być w granicach jakiegoś rozsądku i trzeba mierzyć siły na zamiary. Dlatego też pisałem, że rodzice powinni nauczyć swoje dzieci, że życie jest ciężkie. Powiedzmy, że teraz bym wynajął i nawet przy obecnych zarobkach dałbym radę gdybym uruchomił moje oszczędności tylko co potem l? To by wystarczyło na kilka miesięcy, a potem i tak musiałbym wrócić do rodziców i jeszcze nie miałbym żadnych oszczędności.

788

Odp: Co to znaczy żyć?

Jeszcze małe uzupełnienie co do tych małolatów po szkole. Całkowicie szczerze ja tego nie rozumiem. Po prostu nie znam nikogo takiego i nigdy nie znałem nikogo kto wyprowadził się od rodziców sam i nie otrzymując od nich pomocy w postaci albo całego mieszkania albo comiesięcznego pokrywania części kosztów wynajmu. Nie licząc wyżej wymienionych przypadków dosłownie wszyscy ludzie jakich kiedykolwiek znałem wyprowadziła się dopiero jak byli w związku i podzielili na opłaty na pół z partnerem/partnerką. Na prawdę nie znam innych przypadków.

789

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

...By ta praca była na przynajmniej tym samym poziomie co obecna...

Obecnie zarabiasz poniżej minimalnej wiec... każda, jakakolwiek praca będzie na WYŻSZYM poziomie niż Twoja obecna.

790

Odp: Co to znaczy żyć?

@SaraS
Emocje, zwłaszcza silne, skutecznie opóźniają działania racjonalne. Pod ich wpływem masa ludzi robi i mówi rożne rzeczy, których bez tych emocji by nie zrobiło i nie powiedziało albo odwrotnie, nie robią albo nie mówią tego, co rozum racjonalny by nakazywał  zrobić czy powiedzieć. Zranienie plus atak paniki mogą w efekcie dać zgon, choć samo zranienie by go nie dało.

Dorośli czasem muszą robić rzeczy, które nie są przyjemne i na które nie mają chęci? Muszą jest tu słowem kluczowym - bo jak nie muszą to nie robią, czyż nie? W całkiem naturalny sposób. Łatwiej jest rozumem racjonalnym zmusić się do zrobienia czegoś, jeśli na końcu widzimy nagrodę, stan przyjemny, korzyść znaczną.
Albo jeśli wiemy, że jeśli czegoś nie zrobimy to na pewno będzie bardzo nieprzyjemnie. Ale tu już wcale nie jest tak, że wszyscy działają racjonalnie.... ileż to osób odwleka wizytę u stomatologa, bo będzie nieprzyjemna choć doskonale wiedzą, że odwlekanie nie jest z racjonalnego punktu widzenia pomysłem dobrym. Wiedzą i odwlekają aż do momentu, kiedy ból jest silniejszy niż strach.

Ja Shiniego nie utwierdzam w żadnym jego wydumanym przekonaniu tylko zwyczajnie uważam (na podstawie swojej wiedzy, doświadczenia oraz tego, co o sobie napisał) , że jego problemy natury psychicznej/psychologicznej są spore - ja ich nie minimalizuję, ja nim nie zaprzeczam. Tylko i aż tyle. I nie usiłuję obciążyć go całą odpowiedzialnością za ich zaistnienie. Czemu tak - ano wiem, że ludzie z tego rodzaju blokadami jak Shini istnieją , jest to całkiem nieźle opisane w literaturze przedmiotu i o ile Shini jest odmienny od tzw. zwykłej osoby, o tyle w kategorii "ofiary przemocy psychicznej" wpasowuje się w pewien schemat funkcjonowania nie taki znów nietypowy.

Robić coś bez przekonania, niechętnie i bez wiary w efekty ... to z jaką motywacją to się robi, co jest motorem działań? Efekty działań bez motywacji z zasady są mierne. Znakomicie to widać na przykład w nauce języków obcych - właściwa, dobrana do osoby motywacja to co najmniej połowa sukcesu, uczenie się "przez rozum" się słabo sprawdza. Żeby działać trzeba chcieć, być przekonanym, że warto zawalczyć i się pomęczyć czyli mieć w tle tak zwaną nagrodę za włożony wysiłek.

Gdyby Shini tych swoich problemów i blokad psychiczno/psychologicznych nie miał to by różne rzeczy zrobił, w naturalny sposób, tak jak to robi wielu ludzi. Komuś, kto takiej blokady nie doświadczył trudno sobie wyobrazić, jak to jest ją mieć. Z zewnątrz to wygląda idiotycznie. Zachowanie człowieka z migreną też z pewnego punktu widzenia wygląda idiotycznie bo bólu migrenowego nie widać przecież. Pełnoobjawowy atak paniki też potrafi spowodować zachowania z zewnątrz patrząc co najmniej dziwaczne jeśli nie zdarzyło się nic, co by taki atak mogło wywołać.
Z innej strony - kobieta tkwiąca w związku z alkoholikiem co to "pije i bije" postępuje racjonalnie? Patrząc z zewnątrz nie, nie jest to racjonalne. Mogłaby odejść albo typa z domu wywalić - bardzo często owszem, są obiektywnie po temu warunki i jak najbardziej by mogła albo jego wywalić albo sama się wyprowadzić.. A jednakowoż tego nie czyni. Co ją trzyma? Ano blokady pewnego typu. Dla osób co nie mają tych blokad całkiem czasem niezrozumiałe.

791

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Robić coś bez przekonania, niechętnie i bez wiary w efekty, czy mogłabyś podać choć jeden przykład rzutujący na życie towarzyskie?

Miałam na myśli to, że to, co pisałam, nie odnosi się do naprawiania/budowania życia towarzyskiego, bo wtedy takie nastawienie będzie widoczne i zniszczy wszystkie próby. Znaczy: możesz rozsyłać CV niechętnie, na rozmowach wystarczy na początek, że będziesz spokojny i profesjonalny, szukać mieszkania też tak możesz itd., ale że to nie przejdzie w relacjach, o ile nie jesteś wyśmienitym aktorem.

W przypadku pracy pisałem już wielokrotnie i pytałem i jedną konkretną rzecz ale jak dotąd nikt na to nie opowiedział. Oczywiście możnaby było robić jak piszesz i wysyłać te CV ale najpierw musi być jakikolwiek pomysł czego w ogóle szukać. Czysto techniczne, wchodzę na stronę z ogłoszeniami typu Pracuj.pl czy OLX i muszę coś wpisać w wyszukiwarce, nazwę jakiegoś zawodu, branżę, cokolwiek bym widział w tym choć minimalny sens. By ta praca była na przynajmniej tym samym poziomie co obecna, przeglądanie wszystkich ogłoszeń jak leci, których jest kilkadziesiąt tysięcy nie ma ani krzty sensu, to całkowita strata czasu o czym już nie raz się przekonałem.

Imho w Twoim przypadku praca może nie być lepsza ani gorsza, tylko... inna. Inne środowisko, inni ludzie. Zresztą masz Warszawę pod nosem, lepszych ofert znalazłbyś na pęczki, gdybyś tylko chciał.
Zresztą o tym była mowa już ile lat temu? Dwa? Trzy? Więcej? Nie chce mi się sprawdzać, ale przecież w tym czasie można ogarnąć multum kursów, szkoleń czy czegokolwiek, co się może przydać przy szukaniu innej pracy.

I nie wiem, jakich konkretów oczekujesz. Jesteś młody, starsi od Ciebie ludzie zaczynają studia i zmieniają branżę. Tylko że to Ty musisz wiedzieć, co chcesz robić albo próbować różnych rzeczy. Więc nie wiem, czego tu się spodziewasz. Spisu możliwych zajęć zarobkowych? Jak Ci napiszę, żebyś został pokerzystą, to rzucisz się do analizowania pokera, a jak - trenerem czy instruktorem czegoś tam, to ruszysz na trening? Przecież to Ty musisz wiedzieć, co umiesz, czego chciałbyś się nauczyć i co ewentualnie mógłbyś robić.


Wiem, że będąc dorosłym trzeba robić rzeczy, których się nie lubi, które są nieprzyjemne ale nawet to musi być w granicach jakiegoś rozsądku i trzeba mierzyć siły na zamiary. Dlatego też pisałem, że rodzice powinni nauczyć swoje dzieci, że życie jest ciężkie. Powiedzmy, że teraz bym wynajął i nawet przy obecnych zarobkach dałbym radę gdybym uruchomił moje oszczędności tylko co potem l? To by wystarczyło na kilka miesięcy, a potem i tak musiałbym wrócić do rodziców i jeszcze nie miałbym żadnych oszczędności.

To zależy. Jeżeli uznałabym, że to mieszkanie z rodzicami uniemożliwia moje plany, to wynajęłabym nawet pokój. Albo wybrała inne miasto - nie masz żony, dzieci, możesz mieszkać gdziekolwiek. To nie musi być Warszawa. Albo - jeśli duże miasto jest niezbędne - to wybrać małe miasteczko 30-50 km dalej. Wciąż można korzystać z dużego miasta, ale płacisz mniej. Generalnie wybrałabym najlepszą dla mnie opcję z tych, które pozwoliłyby mi osiągnąć cel.

Odp: Co to znaczy żyć?
Olinka napisał/a:

I oczywiście, że stawiam go za wzór, bo mi samej imponuje swoją postawą, za to nie rozumiem dlaczego wyzwalacz w postaci alkoholu i otoczki całego dnia, które stały się katalizatorem do kilku szczerych słów, miałyby z automatu czynić z niego jednostkę patologiczną, jak usiłujesz to sugerować. Więź z rodziną? A kto z nas, kto wychowywał się w trudnych warunkach, nie jest lub nie był w przeszłości w jakiś sposób tym obciążony i gdyby mógł, to nie wolałby mieć zdrowego, pełnego miłości i wsparcia domu? Znasz takich, bo ja nie. Jeśli jednak przyjąć, że jest to patologia, to życzyłabym sobie samych takich patologii i to nie tylko w swoim własnym otoczeniu.

Nie, nie sugeruje że jest patologią. Po porstu nie spotkałam się żeby ludzie w okolicach 30 narzekali na swoją rodzine i jednoczesnie mieli równo pod kopułą(ja osobiście, może każdy mieć inne doświadczenia). Rozumiem jednak, że on sam tego nie zainicjował, tylko ciebie interesowała jego rodzina i wprost go o to wypytywałaś, wtedy tak jak mówisz jest to zupełnie normalna sytuacja, że ci odpowiedział zgodnie z prawdą.

Nadal jednak podtrzymuje że w tym wątku historyjka na motywacje jest bez sensu, nie tylko dlatego że było już ich tysiac i nie zadziałały. Nie wiesz ile osób które dorastają w problemowym środowisku na 100% z tego wychodzi (pomijam czy autor rzeczywiscie doswiadcza jakiejś patologi czy nie). Twój przyjaciel może być wyjątkiem od reguły i być zupełnie nieosiągalna dla 90% ludzi. Cała psychologia, jako nauka została wymyślona, zeby wlasnie usystematyzowac dlaczego jednym się udaje z czyms poradzić, a innym nie i dostarczyć odpowiednich narzędzi.

Nie mówię tego żeby się dopieprzyć. Jesteś po prostu inteligentną osobą, więc oczekiwałam że powiesz coś mądrzejszego niż "syn koleżanki ma same piątki, czemu masz trójki", bo tak w skrócie można opisać wartość tego typu historyjki.

793

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Dorośli czasem muszą robić rzeczy, które nie są przyjemne i na które nie mają chęci? Muszą jest tu słowem kluczowym - bo jak nie muszą to nie robią, czyż nie? W całkiem naturalny sposób. Łatwiej jest rozumem racjonalnym zmusić się do zrobienia czegoś, jeśli na końcu widzimy nagrodę, stan przyjemny, korzyść znaczną.
Albo jeśli wiemy, że jeśli czegoś nie zrobimy to na pewno będzie bardzo nieprzyjemnie. Ale tu już wcale nie jest tak, że wszyscy działają racjonalnie.... ileż to osób odwleka wizytę u stomatologa, bo będzie nieprzyjemna choć doskonale wiedzą, że odwlekanie nie jest z racjonalnego punktu widzenia pomysłem dobrym. Wiedzą i odwlekają aż do momentu, kiedy ból jest silniejszy niż strach.
(...)

Robić coś bez przekonania, niechętnie i bez wiary w efekty ... to z jaką motywacją to się robi, co jest motorem działań? Efekty działań bez motywacji z zasady są mierne. Znakomicie to widać na przykład w nauce języków obcych - właściwa, dobrana do osoby motywacja to co najmniej połowa sukcesu, uczenie się "przez rozum" się słabo sprawdza. Żeby działać trzeba chcieć, być przekonanym, że warto zawalczyć i się pomęczyć czyli mieć w tle tak zwaną nagrodę za włożony wysiłek.

Przecież wszyscy chyba tak robią? Jeśli czegoś chcą - faktycznie chcą - a wykorzystali już opcje przyjemne, o których skuteczności byli przekonani, wybierają pozostałe metody. Mniej przyjemne i/lub co do których nie mają pewności, wydaje im się, że... i tak dalej. Motywacja zostaje taka sama, to wciąż to coś, czego chcą, tylko w tym przypadku nie "na pewno się uda", a raczej "warto spróbować", "a może akurat" itp. Tylko tu warunek jest jeden, trzeba dopuścić możliwość, że nie jest się płatkiem śniegu, dana sytuacja nie jest absolutnie wyjątkowa i że inni mogą - tylko mogą, żadne tam muszą - mieć rację. Przecież ludzie z reguły tak działają we wszystkich sprawach, od drobnych po poważne.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nie mówię tego żeby się dopieprzyć. Jesteś po prostu inteligentną osobą, więc oczekiwałam że powiesz coś mądrzejszego niż "syn koleżanki ma same piątki, czemu masz trójki", bo tak w skrócie można opisać wartość tego typu historyjki.

Dla mnie wydźwięk tej historii był zupełnie inny. Raczej coś w stylu: spojrzyj na swoje problemy z boku, na chłodno - to wcale nie są sprawy, których nie da się ogarnąć, jeśli się zacznie działać.

794

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nie, nie sugeruje że jest patologią. Po porstu nie spotkałam się żeby ludzie w okolicach 30 narzekali na swoją rodzine i jednoczesnie mieli równo pod kopułą(ja osobiście, może każdy mieć inne doświadczenia). Rozumiem jednak, że on sam tego nie zainicjował, tylko ciebie interesowała jego rodzina i wprost go o to wypytywałaś, wtedy tak jak mówisz jest to zupełnie normalna sytuacja, że ci odpowiedział zgodnie z prawdą.

Nadal jednak podtrzymuje że w tym wątku historyjka na motywacje jest bez sensu, nie tylko dlatego że było już ich tysiac i nie zadziałały. Nie wiesz ile osób które dorastają w problemowym środowisku na 100% z tego wychodzi (pomijam czy autor rzeczywiscie doswiadcza jakiejś patologi czy nie). Twój przyjaciel może być wyjątkiem od reguły i być zupełnie nieosiągalna dla 90% ludzi. Cała psychologia, jako nauka została wymyślona, zeby wlasnie usystematyzowac dlaczego jednym się udaje z czyms poradzić, a innym nie i dostarczyć odpowiednich narzędzi.

Nie mówię tego żeby się dopieprzyć. Jesteś po prostu inteligentną osobą, więc oczekiwałam że powiesz coś mądrzejszego niż "syn koleżanki ma same piątki, czemu masz trójki", bo tak w skrócie można opisać wartość tego typu historyjki.

Niezupełnie wypytywałam o jego rodzinę, ale jak to w rozmowie - płynnie przechodzi się od jednego do drugiego zagadnienia, a że gdzieś po drodze poruszyłam tematy, które zahaczyły o mojego syna, w tym pośrednio o dzieciństwo każdego z nich, to jakoś tak zeszło, że skończyliśmy na bardzo osobistych doświadczeniach. 

I jak najbardziej uważam, że przez porównania można komuś zrobić krzywdę, co zresztą już na wstępie zaznaczyłam, ale zauważmy, że nie mamy do czynienia z dzieckiem ani nastolatkiem, ale z dorosłym człowiekiem, który na tym etapie rozwoju powinien być świadomy, że jeśli nie zacznie czegoś robić ze swoim życiem, to nigdy nie ruszy do przodu. Tu z kolei wychodzę z założenia, że naświetlenie komuś, że ma ku temu warunki, ale tego nie dostrzega, usiłując urządzać się w roli ofiary, nie jest niczym złym.

SaraS napisał/a:

Dla mnie wydźwięk tej historii był zupełnie inny. Raczej coś w stylu: spojrzyj na swoje problemy z boku, na chłodno - to wcale nie są sprawy, których nie da się ogarnąć, jeśli się zacznie działać.

Dokładnie tak. Shini ma możliwości, ale z nich nie korzysta. Tylko tyle i aż tyle.

795

Odp: Co to znaczy żyć?

@SaraS

Zasadniczo ludzie tak działają jak opisałaś. Ale ...nie wszyscy.  Nie wszyscy na przykład znają odczucie "naprawdę chcę" i są w stanie je odróżnić od "chcę, ale nie bardzo" , "chciałbym, ale tylko trochę" - niby całkiem naturalne i pozornie oczywiste, nie dla wszystkich. Samo chcenie  można w dziecku skutecznie stłumić. W dorosłym trudniej, ale też się da, tyle że tu już trzeba użyć metod naprawdę brutalnych.
Maluch doskonale wie, czego chce choć tego nie jest w stanie opisać. Jeśli nigdy nie dostanie tego, czego chce  i/albo jak za to swoje "chcę" ileś razy oberwie to się oduczy chcieć i nie nauczy odróżniać różnych rodzajów chcenia.

W dziecku nietrudno zabić oczywiste pragnienie i potrzebę decydowania o sobie i swoich sprawach, poczucie, że ma wpływ na rzeczywistość, że może coś osiągnąć, odnieść sukces, że warto w coś włożyć wysiłek, że warto próbować nawet jeśli szanse na sukces nie są 100%,  że jest wartościowymi ciekawym człowiekiem - niewiarygodnie dużo pozornie oczywistych rzeczy da się w dziecku stłumić albo i zniszczyć.

Shini jak sam pisze nawet nie jest w stanie określić, czego mianowicie on sam chce i co chce zrobić ze swoim życiem dalszym.  Możliwości wprawdzie wie, ze istnieją, ale podjęcie decyzji i dokonanie wyboru to dla niego ogromny wysiłek. Wprawy w wybieraniu i decydowaniu o sobie nie nabył w stosownym czasie i nie on jest za to odpowiedzialny, bo to się zdarzyło w czasie, w którym był zdecydowanie zbyt młody, bo ogarnąć, co się dzieje i co jest nie tak, jak być powinno.  Wybierania i decydowania też się uczymy i to od najwcześniejszych lat. I to wybieranie i decydowanie rodzic jest w stanie dziecku tak ograniczyć, że potem dla dorosłego to straszliwie trudne jest.
Człowiek w naturalny sposób uczy się siadać i chodzić. Jeśli się mu to uniemożliwi to nie będzie umiał. Takoż samo z decydowaniem o sobie, dokonywaniem wyborów, ponoszeniem odpowiedzialności itd. Tego się też uczymy, od dzieciństwa, to są pewne umiejętności. Jeśli proces nabywania tych umiejętności zostanie zablokowany czy zdeformowany to człowiek musi się tego sam uczyć jako dorosły. A nie jest to ani łatwe ani przyjemne. I na dodatek tzw. świat chórem mu  mówi "no przecież jesteś dorosły, dlaczego nie umiesz robić prostych i oczywistych rzeczy? plus  że jest niedojda, nieudacznik, leń, niedorobiony jakiś i inne takie...no i sam też widzi, że inni umieją a on jakoś nie.
Trochę sytuacja taka, że "Masz owcę i druty, weź se zrób sweter jak ci zimno. Wszyscy umieją, ogarnij się, naucz i nie zawracaj głowy. No masz tu wzory ściegu norweskiego, żeby nie było że ci nikt nie pomaga i spadaj, bo mnie denerwujesz"

796

Odp: Co to znaczy żyć?

https://youtu.be/jTeJ_4oCs1o?si=yHMkqVR9srcaZGIP

797

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Zasadniczo ludzie tak działają jak opisałaś. Ale ...nie wszyscy.  Nie wszyscy na przykład znają odczucie "naprawdę chcę" i są w stanie je odróżnić od "chcę, ale nie bardzo" , "chciałbym, ale tylko trochę" - niby całkiem naturalne i pozornie oczywiste, nie dla wszystkich. Samo chcenie  można w dziecku skutecznie stłumić. W dorosłym trudniej, ale też się da, tyle że tu już trzeba użyć metod naprawdę brutalnych.
Maluch doskonale wie, czego chce choć tego nie jest w stanie opisać. Jeśli nigdy nie dostanie tego, czego chce  i/albo jak za to swoje "chcę" ileś razy oberwie to się oduczy chcieć i nie nauczy odróżniać różnych rodzajów chcenia.

Shini jest dorosły, jeśli pisze, że chce zmian, to ludzie odpisują tak, jakby tych zmian chciał. Inaczej cały ten wątek nie miałby sensu.

Shini jak sam pisze nawet nie jest w stanie określić, czego mianowicie on sam chce i co chce zrobić ze swoim życiem dalszym.  Możliwości wprawdzie wie, ze istnieją, ale podjęcie decyzji i dokonanie wyboru to dla niego ogromny wysiłek. Wprawy w wybieraniu i decydowaniu o sobie nie nabył w stosownym czasie i nie on jest za to odpowiedzialny, bo to się zdarzyło w czasie, w którym był zdecydowanie zbyt młody, bo ogarnąć, co się dzieje i co jest nie tak, jak być powinno.  Wybierania i decydowania też się uczymy i to od najwcześniejszych lat. I to wybieranie i decydowanie rodzic jest w stanie dziecku tak ograniczyć, że potem dla dorosłego to straszliwie trudne jest.

Tak, ale jako usprawiedliwienie to by zadziałało, gdyby Shini był świeżo po maturze. No nie nauczyli, a on dopiero co w dorosłość wkracza, to skąd ma umieć. Nie tłumaczy to jednak dziesięciu lat niemal zupełnego braku działań w tym zakresie. To już nie działał on, nie jego rodzice; on jest odpowiedzialny za własne życie i własne wybory. Zrzucanie tego na innych nie popchnie go do działania - bo po co, skoro to nie od niego zależy?

Człowiek w naturalny sposób uczy się siadać i chodzić. Jeśli się mu to uniemożliwi to nie będzie umiał. Takoż samo z decydowaniem o sobie, dokonywaniem wyborów, ponoszeniem odpowiedzialności itd. Tego się też uczymy, od dzieciństwa, to są pewne umiejętności. Jeśli proces nabywania tych umiejętności zostanie zablokowany czy zdeformowany to człowiek musi się tego sam uczyć jako dorosły.

Oczywiście. Dziecko uczy się przez próby. Jeśli ktoś przez 10 lat tylko siedzi i analizuje, to nigdy nie zacznie chodzić. Musi zaliczyć swoją porcję wypierdzielania się na ziemię i tyle.

A nie jest to ani łatwe ani przyjemne. I na dodatek tzw. świat chórem mu  mówi "no przecież jesteś dorosły, dlaczego nie umiesz robić prostych i oczywistych rzeczy? plus  że jest niedojda, nieudacznik, leń, niedorobiony jakiś i inne takie...no i sam też widzi, że inni umieją a on jakoś nie.

No właśnie. I tu jest moment na:
- skoro wszyscy umieją, to to nie może być specjalnie trudne, powinno to być w moim zasięgu,
- wykorzystywanie sposobów, co do których byłem przekonany,
- ojej, nie działa,
- wniosek: nie miałem racji, jeżeli chcę coś zmienić, muszę spróbować czegoś innego - metody trudniejsze/mniej przyjemne/bez przekonania. wink

Trochę sytuacja taka, że "Masz owcę i druty, weź se zrób sweter jak ci zimno. Wszyscy umieją, ogarnij się, naucz i nie zawracaj głowy. No masz tu wzory ściegu norweskiego, żeby nie było że ci nikt nie pomaga i spadaj, bo mnie denerwujesz"

No gdybym chciała własnoręcznie zrobiony sweter, to bym próbowała. Tylko że byłabym świadoma, że przez pierwsze X prób stworzę bezkształtne koszmarki. wink Ale miałabym chociaż czym się owinąć i wiedziałabym, że zbliżam się do celu. Myślę, że po 10 latach umiałabym wyprodukować coś, co przypomina ten sweter.

798

Odp: Co to znaczy żyć?
Salomonka napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Nieźle trafiłaś bo właśnie zacząłem tak robić. To była sugestia psychiatry, na początek zapisywać godziny kładzenia się spać i wstawania, jak na razie udaje mi się co do dnia.

No i bomba okazała się petardą z konfetti big_smile

Tyle było ambarasu, psycholog nie pomógł, kilkaset rad o kant d... było rozbić, wszystkie wspaniałe i dla innych niezrozumiałe sugestie Muqin okazały się bezużyteczne, choć tak nad nimi pracowała, a tu zwykły notesik dał radę smile


Przy czym to wciąż są de facto rady, które otrzymał dawno temu od wielu użytkowników tego forum. Jedna z prac u podstaw: higiena snu.

799

Odp: Co to znaczy żyć?

Sara, czy twoim zdaniem człowiek staje się dorosły (psychologicznie, nie formalnie) w momencie ukończenia 18 roku życia czy tam zdania matury?
Toż stawanie się dorosłym to proces. Doroślejemy i dojrzewamy w sumie przez cale życie, a niektórzy to do śmierci w późnym wieku nie do końca są dorośli i dojrzali w tym psychologicznym rozumieniu. Jak spojrzysz na maturzystów to ich stopień dorosłości/dojrzałości jest bardzo zróżnicowany. Ja po 18 urodzinach córki między innymi zaprzestałam chodzenia na wywiadówki, ale córka była do tego wychowana i przygotowywana przez lata. Miałyśmy w sumie sporo zabawy i śmiechu związanego z tą akcją, tak na marginesie. Reakcja ciała pedagogicznego była przekomiczna.  Czy jest to norma, takie wyłączenie się rodzica z pewnej sfery życia dziecka? W Polsce absolutnie nie.
U Shiniego proces dorastania/dojrzewania nie przebiegł prawidłowo. Nie z jego winy. Stan jest jaki jest, przyczyny są mniej więcej znane i na tym w sumie dywagacje na forum publicznym można zakończyć. Jest przyczyna, jest skutek.
I teraz jak dla mnie ważne - ja nie wchodzę w usprawiedliwianie, ja traktuję info od Shini na temat jego dzieciństwa i systemu rodzinnego jako informacje, które służą tylko, wyłącznie oraz jedynie do wyjaśnienia i zrozumienia stanu obecnego. Mam je w stopniu wystarczającym dla potwierdzenia hipotezy wstępnej. Więcej nie potrzebuję i drążyć nie zamierzam. W związku z uzyskiwaniem informacji nie uruchamiają mi się nijakie emocje czy odruchy macierzyńsko/opiekuńczo/ratownicze, jestem o lata świetlne odległa od "grania w drewnianą nogę" opisywanego w filmiku zalinkowanym powyżej, a dokładniej to grę znam, na filmiku jest poziom "for beginnegs", ja jestem ileś poziomów wyżej, w tej akurat grze to na pewno.
W tak zwanym międzyczasie doszliśmy z Shini do pewnych uzgodnień i ustaleń, między innymi do tego, że wprawdzie odpowiedzialnością za stan obecny można obarczyć ileś tam osób, ale fakty są jakie są - te osoby spowodowały pewien rodzaj okaleczenia powiedzmy "życiowego", ale jedyna osobą, która dalej może coś z tym zrobić jest sam Shini. Co spokojnie można uznać za paskudnie niesprawiedliwe, ale tak jest i inaczej nie będzie. Ustaliliśmy też, ze obecnie Shini ma dobre warunki, żeby się zająć swoją rehabilitacją czyli niwelowaniem skutków tych czyichś działań i zaniechań. Bo z tym stanem psychiki, z tym sposobem myślenia i interpretowania rzeczywistości działania radykalne w sferze czy to zawodowej czy mieszkaniowej w wykonaniu Shini nie rokują sukcesu. Innymi słowy mniej więcej ustaliliśmy priorytet. Ustaliliśmy też, że Shini jest w stanie zaakceptować metodę małych kroków jako prowadzącą do zmiany, metoda skoku na głęboką wodę jest dla niego zbyt przerażająca. Ok. To samo można wykonać różnymi metodami. Skok jest związany z dużym ryzykiem, małe kroki nie.

Dziecko uczy się przez próby? Oczywiście. Jak dziecku nie wolno próbować to się nie ma jak nauczyć. I wychodzi z tego dorosły co nie umie, albowiem "Czego Jaś się nie nauczy tego Jan nie będzie umiał". No i są Janowie co nie umieją, mogą mieć lat 30, 40, 50 ...i z mojego punktu widzenia to także 50-letni Jan może się nauczyć, warto by spróbował.

Dalej to bardzo fajnie w punktach opisujesz swój ( i wielu ludzi) sposób funkcjonowania, myślenia itd. Sensownie, zdrowo i funkcjonalnie, aż miło czytać.  Tyle że to jest twoje. A Shini się tego musi nauczyć, czy raczej przeuczyć, bo on ma wdrukowany i wypraktykowany  inny sposób funkcjonowania i myślenia.  I do tego mu się przyda fachowa pomoc.Samodzielnie teoretycznie wykonalne, ale trwało by straszliwie długo i można się pogubić. O tym to on  wie i to akceptuje. Ma za sobą jedną nieudaną terapię, czego mu współczuję na zasadzie nieudanej inwestycji w siebie, zysk okazał się znacznie mniejszy od przewidywanego, ale jakiś tam jest. Przy okazji Shini się nauczył, że absolutnie nie powinien się zgadzać przy następnym podejściu do terapii na żadne eksperymentalne metody.  Zawszeć to jakiś zysk dodatkowy, człek się uczy cale życie...

800

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Dziecko uczy się przez próby? Oczywiście. Jak dziecku nie wolno próbować to się nie ma jak nauczyć. I wychodzi z tego dorosły co nie umie, albowiem "Czego Jaś się nie nauczy tego Jan nie będzie umiał". No i są Janowie co nie umieją, mogą mieć lat 30, 40, 50 ...i z mojego punktu widzenia to także 50-letni Jan może się nauczyć, warto by spróbował.

Zapytaj więc Shiniego, dlaczego nie uczy się gotować, co dawno temu uznał za przydatną umiejętność, zwłaszcza jeśli komuś rzekomo marzy się samodzielność? On jest w stanie podać sto powodów, choć na moje oko prawda jest jedna - jemu jest wygodnie, jak jest.

Mnie byłoby szczerze wstyd, gdybym w wieku 30 lat czekała aż zostanę obsłużona przez mamusię, a Shini nie ma z tym najmniejszego problemu. I żeby nie było - moja mama też miała "zapędy" opiekuńcze, do dziś ma, bo daje jej to poczucie, że jest komuś potrzebna, jednak jeden człowiek ma w sobie wbudowane poczucie, że chce inaczej, a drugi chętnie korzysta z tego, że podają mu pod nos. Niemniej w końcu przychodzi moment, kiedy ta wygoda obraca się przeciwko wygodnemu i to jest powoli ten czas, w którym Shini zaczyna sobie zdawać z tego sprawę.

Muqin napisał/a:

Ma za sobą jedną nieudaną terapię, czego mu współczuję na zasadzie nieudanej inwestycji w siebie, zysk okazał się znacznie mniejszy od przewidywanego, ale jakiś tam jest. Przy okazji Shini się nauczył, że absolutnie nie powinien się zgadzać przy następnym podejściu do terapii na żadne eksperymentalne metody.  Zawszeć to jakiś zysk dodatkowy, człek się uczy cale życie...

Temat terapii Shiniego był tu wielokrotnie poruszany, a jednak z sobie tylko znanego powodu uparłaś się, żeby zwolnić go z odpowiedzialności za brak własnego zaangażowania w ten proces.
Ba, pamiętam jego poruszenie, kiedy to dzięki terapii odkrył, że ma "winnego" swoich życiowych niepowodzeń - rodziców. Przypuszczam, że to był również ten moment, kiedy jego drewniana noga stała się jeszcze bardziej drewniana, o ile właśnie wtedy mu dopiero nie wyrosła.

801

Odp: Co to znaczy żyć?

Sara, czy twoim zdaniem człowiek staje się dorosły (psychologicznie, nie formalnie) w momencie ukończenia 18 roku życia czy tam zdania matury?

NIKOGO to nie obchodzi. Zgodnie z literą prawa jesteś dorosły. Możesz nabyć broń palną, możesz założyć firmę, możesz zostać kreatorem treści pornograficznych. Jak twój indywidualny rozwój nie nadąża to problem jest z tobą. Nie ze światem, nie z innymi. Z tobą.

Jakby odciąć tą komponentę, to za chwilę okaże się, ze masz 30-40letnie mentalne dzieci. Bo przecież 'każdy ma swoje tempo rozwoju'.


Ja po 18 urodzinach córki między innymi zaprzestałam chodzenia na wywiadówki,

Nie ma to żadnego związku z dorosłością. To jest obowiązek szkolny i tyle.


Czy jest to norma, takie wyłączenie się rodzica z pewnej sfery życia dziecka? W Polsce absolutnie nie.

To jest w granicach OBOWIĄZKU rodzicielskiego. Nie ma żadnego związku z pełnoletnością. Obowiązki rodzicielskie w PL nie wygasają z osiągnięciem pełnoletności.


U Shiniego proces dorastania/dojrzewania nie przebiegł prawidłowo. Nie z jego winy. Stan jest jaki jest, przyczyny są mniej więcej znane i na tym w sumie dywagacje na forum publicznym można zakończyć. Jest przyczyna, jest skutek.

Pierdolenie. To by przeszło jakby Shini był nastolatkiem, a nie niemalże 30letnim koniem. To, że coś jest wyjaśnieniem, nie oznacza, że ma być usprawiedliwieniem do grobowej deski.


ja nie wchodzę w usprawiedliwianie

Acha. Widać.


W tak zwanym międzyczasie doszliśmy z Shini do pewnych uzgodnień i ustaleń, między innymi do tego, że wprawdzie odpowiedzialnością za stan obecny można obarczyć ileś tam osób, ale fakty są jakie są - te osoby spowodowały pewien rodzaj okaleczenia powiedzmy "życiowego", ale jedyna osobą, która dalej może coś z tym zrobić jest sam Shini.

Czekaj.....co kurwa? Jakie 'doszliśmy' i w jakim 'międzyczasie' ? Przecież to jest absolutna podstawa, którą mu się tłumaczy od początku jego obecności tutaj. I to pisali mu w zasadzie wszyscy po kolei. 


Innymi słowy mniej więcej ustaliliśmy priorytet.

Przecież to były wnioski z jego pierwszej terapii, których nie chciał i dalej nie chce wcielić w życie, co było powodem zaprzestania współpracy przez pierwszą terapeutkę. To nie była żadna eksperymentalna terapia. Po prostu żaden lekarz i żaden specjalista nie będzie tracił czasu jak pacjent odmawia współpracy.


Jak dziecku nie wolno próbować to się nie ma jak nauczyć.

Co ustaliliśmy, że nigdy prawdą nie było. Dlatego Shini jako JEDYNY w rodzinie skończył studia i zdobywał medale z zawodów sportowych. Bo rodzice popychali go naprzód. Więc sorry, ale Shini pierdoli, a ty mu wtórujesz. Gdyby mu rodzice pozwalali tracić czas na głupoty to nigdy nie zdobyłby żadnych medali. Żeby coś osiągnąć, to trzeba mieć priorytety. I widząc osiągnięcia sportowe/edukacyjne to jego rodzice jak najbardziej się spisali. I podobnie uczyli go dorosłości. Szczególnie ojciec dający mu kolejne 'bojowe zadania' do ogarnięcia, na które Shini psioczył, a gdzie teraz się rozpisuje, jak to jego rodzice nie zrobili nic, aby go przygotować do dorosłości.

Odp: Co to znaczy żyć?
Olinka napisał/a:

I jak najbardziej uważam, że przez porównania można komuś zrobić krzywdę, co zresztą już na wstępie zaznaczyłam, ale zauważmy, że nie mamy do czynienia z dzieckiem ani nastolatkiem, ale z dorosłym człowiekiem, który na tym etapie rozwoju powinien być świadomy, że jeśli nie zacznie czegoś robić ze swoim życiem, to nigdy nie ruszy do przodu. Tu z kolei wychodzę z założenia, że naświetlenie komuś, że ma ku temu warunki, ale tego nie dostrzega, usiłując urządzać się w roli ofiary, nie jest niczym złym.

SaraS napisał/a:

Dla mnie wydźwięk tej historii był zupełnie inny. Raczej coś w stylu: spojrzyj na swoje problemy z boku, na chłodno - to wcale nie są sprawy, których nie da się ogarnąć, jeśli się zacznie działać.

Dokładnie tak. Shini ma możliwości, ale z nich nie korzysta. Tylko tyle i aż tyle.

Jasne, też nie uważam że autor jest w 100% ok na forum i w życiu.
Historia oczywiście motywująca, ale najciekawsze pominiete, czyli jak on to zrobił. Bo ty widzisz gotowy produkt: uśmiechniętego faceta z przyjaciółmi wokol. Pytanie co było decydujące. Terapia, hobby, nowe środowisko, dużo ludzi którzy mu kibicowali. Jaki był przepis na sukces? Jest przecież wielu w takich sytacjach co tego sukcesu nie osiąga.

Wydaje mi się że z Shini jest podobnie. Każdy daje mu rady, ale przecież nie każdy zna przepis na sukces w jego sytuacji. Niektórzy dają wręcz idiotyczne pomysły jak Jack i rady jak zarabiać na anime i stolarstwie artystycznym big_smile Coaching Shiniego to już sport forumowy. Myślę, że skoro wiekszość z nas zupełnie jego postawy życiowej nie rozumie, to nie powinna się wypowiadać. Mi on przywodzi na myśl jedynie negatywne postaci, nie znam osób jemu podobnych. Ty poznałaś kolege kiedy już wychodził na prostą, a nie etapie że nie wie, nie chce, nie potrafi, więc też jakby nie wiesz co zadecydowało że poszedł tą drogą. Myślę że gościowi przyda sie jak nikomu na forum psycholog. Ktoś kto już miał stu takich typów i wiedział który trybik poruszyć. A którego nie tykać bo wybuchnie.

803

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:

Temat terapii Shiniego był tu wielokrotnie poruszany, a jednak z sobie tylko znanego powodu uparłaś się, żeby zwolnić go z odpowiedzialności za brak własnego zaangażowania w ten proces.
Ba, pamiętam jego poruszenie, kiedy to dzięki terapii odkrył, że ma "winnego" swoich życiowych niepowodzeń - rodziców. Przypuszczam, że to był również ten moment, kiedy jego drewniana noga stała się jeszcze bardziej drewniana, o ile właśnie wtedy mu dopiero nie wyrosła.


Dokładnie. Ileż to gadek było o gotowaniu czy praniu? Ileż to gadek było o zaburzeniach snu i jego skutkach? Ileś to gadek było o chujowej diecie i jej wpływie? Ileż to było zmieniających się jak w kalejdoskopie historii o jego rodzicach i to skrajnie odmiennych? Ile to gadek o wnioskach z tamtej terapii i jego całkowitego braku jakiegokolwiek zaangażowania w tą terapię? Ile to kolejnych wymówek i usprawiedliwień i fantazji o szukaniu pracy/poleceniu go komuś do pracy i wzięciu odpowiedzialności za jego błędy itp?

804 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-10-15 15:45:33)

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Wydaje mi się że z Shini jest podobnie. Każdy daje mu rady, ale przecież nie każdy zna przepis na sukces w jego sytuacji.

Każdy przepis na sukces wygląda dokładnie tak samo.

Zaczynasz od pracy u podstaw. Od tego na co masz wpływ. Masz wpływ na co na siebie ubierasz. Masz wpływ na to co jesz. Masz wpływ na to jakimi ludźmi się otaczasz, masz wpływ na to gdzie pracujesz. I idziesz z procesem dalej. Bo z czasem masz wpływ na co raz więcej rzeczy. Z czasem uczysz się też na co wpływu nie masz lub jedynie pośredni.

Bo to jak z chodzeniem na siłownie. On by chciał mieć sylwetkę Chris'a Bumstead'a, a płacze, że przecież on już był na siłowni i jak się przeglądał w lustrze to nie widział różnicy przed/po więc nie będzie chodził znowu, bo.....i tu milion usprawiedliwień.


Dla ciebie przykład ze stolarstwem artystycznym był głupi, albo z tworzeniem anime. A dla mnie nie, bo znam kilka osób, które w młodym wieku zaczynały od takich pierdół. Znam typa, co sam przerabiał ubrania. Potem zaczął się bawić w asg i niektórzy się z niego śmiali, że to żałosne wannabe komando'. A typ dalej podążał za swoimi pasjami i ma swoją własną szwalnię. Inny zaczynał właśnie od fanartów związanych z anime. Po kilku latach skończył jako grafik w agencji reklamowej. A że napędzała go artystyczna pasja to cały czas pnie się w górę i w miarę regularnie awansuje pracując przy naprawdę wielomilionowych kampaniach.

Znam też youtuberów, którzy zaczynali np jako hydraulicy tworzący jakieś amatorskie zderzaki do samochodów terenowych i występowali gościnnie jako pomocnicy u swoich znajomych, którzy go zaprosili, żeby pokazał jak zrobił swój zderzak, bo się ludziom podobał. A obecnie sami mają kanały mające milion subów i więcej oraz naprawdę dużych sponsorów.

Co w tym głupiego?


Te przykłady podane przeze mnie to nie jest jakaś super ścieżka zawodowa, którą MUSIAŁBY koniecznie podążyć. To są przykłady na to jak wykorzystać to, czym się dysponuje do osobistego rozwoju. Podobny przykład przecież był z WOTem. Marzył o mundurze? Marzył. A to kolejna praca, która może przynieść mu zarówno zarobek jak i możliwość poznania innych ludzi. To nie jest tak, że on to musi zrobić.


Myślę, że skoro wiekszość z nas zupełnie jego postawy życiowej nie rozumie, to nie powinna się wypowiadać.

Ja poznałem sporo takich osób (większość z tego forum). Niektórzy nie żyją, niektórzy wciąż tkwią w marazmie, bo to ich tak naprawdę uwielbiony stan, do którego ściągają wszystkich na około, co ostatecznie prowadzi do tego, że są społecznymi pariasami wiecznie na terapiach, bo tylko tak mogą wciąż być w centrum czyjejś uwagi. Ale też nam kilka osób, które stwierdziły, że to co robią to tylko marnowanie własnego życia i podjęli działania, aby to zmienić. I nagle 'magicznie' wszystko dało się zrobić. I wszystkie wymyślone bariery i usprawiedliwienia przestawały istnieć.

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:

Mnie byłoby szczerze wstyd, gdybym w wieku 30 lat czekała aż zostanę obsłużona przez mamusię, a Shini nie ma z tym najmniejszego problemu.

Wiesz komuś może być wstyd że do 30 nie jest jeszcze na emeryturze, albo że nie ma trójki dzieci, albo że nie odwiedził Azji i Afryki.
Kolejna rada w stylu "ja w twoim wieku to X".

806

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:
Priscilla napisał/a:

Mnie byłoby szczerze wstyd, gdybym w wieku 30 lat czekała aż zostanę obsłużona przez mamusię, a Shini nie ma z tym najmniejszego problemu.

Wiesz komuś może być wstyd że do 30 nie jest jeszcze na emeryturze, albo że nie ma trójki dzieci, albo że nie odwiedził Azji i Afryki.
Kolejna rada w stylu "ja w twoim wieku to X".



Nie widzisz różnicy pomiędzy celami życiowymi i marzeniami, a podstawową samoobsługą, którą jest w stanie wykonać większość dzieci?



Masz, poradnik kucharski dla dzieci w harcerstwie i jakiś tam porządek dnia itp. DLA DZIECI. A Shini nawet tego nie ogarnia.

https://www.google.com/url?sa=t&sou … Rl-CxpVjiI


To o czym pisze Priscilla to nie jest rada w stylu 'mając 18 lat miałem już 20 lat doświadczenia zawodowego'. To jest proste podsumowanie absolutnych PODSTAW. Nawet nie osób dorosłych, ale wręcz dzieci. Tam są wskazówki DLA ZUCHÓW OD 6 ROKU ŻYCIA, które robią to, co przerasta Shiniego.

No kurwa. Powiedzieć, że witki opadają, to nie powiedzieć nic.

807

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Sara, czy twoim zdaniem człowiek staje się dorosły (psychologicznie, nie formalnie) w momencie ukończenia 18 roku życia czy tam zdania matury?
Toż stawanie się dorosłym to proces. Doroślejemy i dojrzewamy w sumie przez cale życie, a niektórzy to do śmierci w późnym wieku nie do końca są dorośli i dojrzali w tym psychologicznym rozumieniu. Jak spojrzysz na maturzystów to ich stopień dorosłości/dojrzałości jest bardzo zróżnicowany.

Nie. Ale gdzieś w tej okolicy następuje moment, w którym - niezależnie od stopnia dojrzałości, chęci, przekonania i co tam jeszcze można wymyślić - ta osoba staje się odpowiedzialna za własne życie. Tzn. ona jest odpowiedzialna za siebie i swoje wybory niezależnie od okoliczności zewnętrznych, rodziców nie takich, wychowania nie takiego itd. Więc o ile to, co działo się do ~ skończenia szkoły, możemy beztrosko skwitować hasłem "rodzice", o tyle późniejsze rzeczy już zależą od, ekhem, pacjenta. Nawet jeśli te rzeczy oznaczają pozwolenie na brak zmian.

U Shiniego proces dorastania/dojrzewania nie przebiegł prawidłowo. Nie z jego winy. Stan jest jaki jest, przyczyny są mniej więcej znane i na tym w sumie dywagacje na forum publicznym można zakończyć. Jest przyczyna, jest skutek.

To przyczyna, że Shini taki był w okolicach wejścia w dorosłość. Najpóźniej - kiedy zorientował się, że jest problem. To nadal było lata temu. Że nic z tym nie zrobił, to już nie wina rodziców. Gdyby to była wina rodziców, to by znaczyło, że nie istniała możliwość zmiany tego stanu rzeczy. A istniała, a raczej - istniały. I o tym przekonują właśnie wszystkie wstrętne historyjki "patrz, a temu się udało".

Ustaliliśmy też, że Shini jest w stanie zaakceptować metodę małych kroków jako prowadzącą do zmiany, metoda skoku na głęboką wodę jest dla niego zbyt przerażająca. Ok. To samo można wykonać różnymi metodami. Skok jest związany z dużym ryzykiem, małe kroki nie.

Dziecko uczy się przez próby? Oczywiście. Jak dziecku nie wolno próbować to się nie ma jak nauczyć. I wychodzi z tego dorosły co nie umie, albowiem "Czego Jaś się nie nauczy tego Jan nie będzie umiał". No i są Janowie co nie umieją, mogą mieć lat 30, 40, 50 ...i z mojego punktu widzenia to także 50-letni Jan może się nauczyć, warto by spróbował.

Dalej to bardzo fajnie w punktach opisujesz swój ( i wielu ludzi) sposób funkcjonowania, myślenia itd. Sensownie, zdrowo i funkcjonalnie, aż miło czytać.  Tyle że to jest twoje. A Shini się tego musi nauczyć, czy raczej przeuczyć, bo on ma wdrukowany i wypraktykowany  inny sposób funkcjonowania i myślenia.  I do tego mu się przyda fachowa pomoc.

I to jest ten moment, w którym nie do końca się zgadzamy. Nie do końca, bo co do zasady - tak, małe kroki - jak najbardziej, wszystko super. Ale nie uważam, żeby trzeba było/żeby najlepszym rozwiązaniem było czekanie, aż, hm, Shini poczuje się do czegoś tam przekonany, przygotowany, cholera wie jaki. To może w pierwszej chwili brzmieć źle, ale biorąc pod uwagę, że przez dekadę nie był gotowy właściwie na nic, to on nawet nie tyle, że nie zdąży ze zmianami w sensownym wieku, tylko zwyczajnie nie zrobi nic. Po prostu - niech działa nawet wbrew sobie, no trudno, bywa i tak. Jest sportowcem, to w zasadzie nie powinno być dla niego problemem, bo nie wierzę, że za każdym razem chciało mu się lecieć na trening, zamiast walnąć się przed anime. wink

Co do fachowej pomocy - jak najbardziej. Tylko to musiałaby być osoba, która będzie dla niego autorytetem, której, hm, z powyższych względów zaufa bardziej niż swoim opiniom. Imho to nawet by nie musiał być terapeuta, ktokolwiek, kogo Shini by posłuchał. Tzn. posłuchał w tym znaczeniu, że gdyby podczas rozmowy doszli, że np. żeby zmienić pracę, trzeba wysyłać CV, to po powrocie do domu Shini zaczynałby wysyłać CV, a nie rozkminiał, czy na pewno, czy warto, czy może będzie gorzej, czy... Czyli, cóż, nie robiłby tego, co tutaj.
Chociaż pewnie takiej bliskiej osoby nie ma, a terapeuta może mieć tę przewagę, że zawsze Shini może uznać, że skoro już tyle zapłacił, to warto dać szansę. wink

808 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-10-15 17:14:16)

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Wiesz komuś może być wstyd że do 30 nie jest jeszcze na emeryturze, albo że nie ma trójki dzieci, albo że nie odwiedził Azji i Afryki.
Kolejna rada w stylu "ja w twoim wieku to X".

Mówimy o dwóch zupełnie różnych kwestiach, a podane przykłady mają się nijak do tego, o czym ja napisałam. Jeśli jednak uważasz, że nie ma powodu, by czuć zażenowanie, kiedy druga osoba obsługuje zdrowego byczka, bo temu nie chce się ruszyć czterech liter i nauczyć, a mając na karku trzy dekady szczytem możliwości ogarniania podstawowych umiejętności jest wrzucenie parówek do wody (to nie są moje słowa), to chyba się nie zrozumiemy.
Ten facet naprawdę NIE jest upośledzony. On mógłby się tego nauczyć, ale mu się nie chce i szuka setek powodów, by się przypadkiem za bardzo nie wysilić.

809

Odp: Co to znaczy żyć?

Jest jeszcze jedna kwestia. Shini nie chce tylko samodzielności (do której, w zasadzie, mógłby sobie dochodzić i latami, a co, wolno mu), ale też dziewczyny. I to drugie, zagaduję, raczej bardziej teraz niż w sanatorium na emeryturze.

Powiedzmy, że gdzieś tam, tymi nano kroczkami, Shini doszedł do poznania koleżanki. Coś tam gadają, coś tam się poznają, no, nieważne. Są w tym wieku, że bujanie się na samych randeczkach na długo nie wystarczy, jakieś planowanie przyszłości w tle majaczy, nawet jeśli jeszcze nie na teraz i konkretnie, to wiadomo, że do tego dojdzie. I teraz dwa scenariusze.
1. Shini nakreśla swoją historię i swoje problemy, ale jednocześnie pokazuje, że zaczął solidnie nad tym pracować - zmienił pracę, nie jest idealna, ale hej, widać, że szuka, że jak trzeba, to zmieni. Wyprowadził się, co prawda nie na swoje, warunki studenckie, w drugim pokoju współlokator, ale hej, późno zaczął, niemniej - zaczął, idzie do przodu. Znaczy - jakoś tam rokuje, zmiany są w jego zasięgu, problem zdiagnozowany i zwalczany.
2. Shini nakreśla swoją historię i swoje problemy, ale jednocześnie pokazuje, że zaczął nad tym pracować - założył notesik i zaczął więcej spać. Chwalić pana! A do tego może zacząć wchodzić w samodzielność, jest gotowy wynająć coś z dziewczyną, ponadto - no paczciepaństwo - porwie się nawet na naukę gotowania, bo rozumie przecież, że obowiązkami domowymi trzeba się dzielić, więc nie zrzuci tego na dziewczynę, o nie.

No która się na drugą wersję skusi, która? big_smile

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Wiesz komuś może być wstyd że do 30 nie jest jeszcze na emeryturze, albo że nie ma trójki dzieci, albo że nie odwiedził Azji i Afryki.
Kolejna rada w stylu "ja w twoim wieku to X".

Mówimy o dwóch zupełnie różnych kwestiach, a podane przykłady mają się nijak do tego, o czym ja napisałam. Jeśli jednak uważasz, że nie ma powodu, by czuć zażenowanie, kiedy druga osoba obsługuje zdrowego byczka, bo temu nie chce się ruszyć czterech liter i nauczyć, a mając na karku trzy dekady szczytem możliwości ogarniania podstawowych umiejętności jest wrzucenie parówek do wody (to nie są moje słowa), to chyba się nie zrozumiemy.


Jego rodzice założyli , że syna nie trzeba wychowywać tylko jakoś magicznie sam stanie się mężczyzną i teraz ponoszą tego konsekwencje. Przecież na luzie jak miał 15 lat mogli powiedzieć że 2 dni w tygodniu on gotuje i robi zakupy. Cenili sobie tężyzne fizyczną i sprawność, posłali na lekcje sportowe więc teraz ma prace fizyczną i chodzi na siłownie. Czyil jakby w pewnych sferach go ukształtowali a w innych olali.
Myślę że argumentacja Muqin mnie troche przekonała, że on w sumie nie jest ofiarą, ale istnieją pewne związki przyczynowo skutkowe między tym jak był traktowany w domu za młodu, a tym jaki teraz jest. Ja nie wiem jak jest. Nie znam się na psychologii. Ty mówisz że on za długo doświadcza tych związków, a może psycholog z 20 letnim stażem stwierdzi że to dość powszechne i właściwie każdy jego pacjent ma takie związki nawet do 50 tki i zerwanie ich wymaga dużo pracy i wysiłku.

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

No która się na drugą wersję skusi, która? big_smile

Na forum jest taka laska hinarta, albo golde eye. IMO to on na luzie by pasował do kogoś w takim stylu. Nawet taki związek by mu dobrze zrobił, że zamiast na forum może sobie pogadać z dziewczyną o jakiś takich pomysłach z notesikiem, bo ona by uznała, że to genialne i sama sobie taki notesik poleciała założyc.
Ty go mierzysz pod siebie- czy on nadaje się na partnera dla ciebie i twoich koleżanek. Pewnie nie. Ale przecież on nie przyszedł na forum żeby sie dowiedzieć jak poznać SareS tylko kogokolwiek. Związek to nie tylko ślub z odpowiednim kandydatem do grobowej deski, ale tez jakiś situashionship na 2 miesiące. Ludzie spotykają się i rozchodzą jak coś nie pasuje.

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Nie widzisz różnicy pomiędzy celami życiowymi i marzeniami, a podstawową samoobsługą, którą jest w stanie wykonać większość dzieci?

Są podstawy bo ty tak mowisz? Mieszkalam w akademiku, uwiez mi wcale to nie jest takie oczywiste dla wieeeeelu ludzi. Musiałm prosić moja wspolokatorke zeby zmywala naczynia bo ona nie kumała ze nie moze zostawiac ich caly tydzien brudnych w zlewie. Jakoś skonczyla sobie prawo i jej się wiedzie teraz big_smile
Nie wiem tez czy nauka gotowania to dobra inwestycja w kontekście czas i wysiłek/benefity. W supermarketach są gotowe dania do odgrzania po 15 zł, mrożonki, sałatki, nawet zupy w słoikach. W kapitalizmie nie ma juz miejsca na darmową prace w domu. Ludzie kupują sobie cateringi bo im sie nie chce gotować, a nawet zakupy zamawiają kurierem bo to też za duży wysiłek.
Rozumiem że Adam z korpo który ma catering za 2k i nie wie jak nastawić piekarik to orzeł biznesu, a Shini z pipidówy który nawet i do końca życia będzie chodził do mamy na obiadek w niedziele to przegryw i nieogar? Ja dla odmiany nie uważam że umiejętność gotowania jest wyznacznikiem czegokolwiek.

Jasne chłop ma braki, ale ja uwazam ze gotowanie to akurat jego najmniejszy problem.

813 Ostatnio edytowany przez Muqin (2024-10-15 20:33:59)

Odp: Co to znaczy żyć?

@SaraS

Z tym stawaniem się odpowiedzialnym za własne życie to w praktyce tegoż życia nie jest tak prosto. Statystycznie owszem, człowiek u nas w okolicach tego wieku jest na tyle dojrzały, żeby tą odpowiedzialność na siebie wziąć w mniejszym lub większym stopniu - dlatego w tym wieku kończy się u nas formalnie władza rodzicielska. No ale w praktyce życia są ludzie, którzy tą odpowiedzialność na siebie biorą wcześniej, są zaś także tacy, co później. Bo odpowiedzialność się bierze. Jeśli ktoś nie chce wziąć (boi się, jest przekonany, że nie umie bo samego siebie postrzega jako głupszego, nieudolnego i "urodzonego przegrywa") to się przed tym wzięciem odpowiedzialności zwyczajnie broni. Nie zawsze świadomie, nie zawsze skutecznie ale po prostu się broni. Jednym ze sposobów obrony jest tak zwany opór bierny. Wyjątkowo wredny mechanizm  w psychologii. Nie wezmę tej odpowiedzialności  i co mi kto zrobi? Dziecko w pewnego podtypu rodzinach dysfunkcyjnych już dosyć wcześnie może załapać, że jeśli nie chce czegoś zrobić to wystarczy, że "przeczeka gadanie rodzica" i rodzic zmięknie i zrobi za nie. Jako że dziecko uczy się metodą prób i błędów może eksperymentować dalej i sprawdzać, czy to działa tylko na rodzica czy na innych też. Okazuje się, że na innych też działa, choć trochę inaczej niż na rodzica, ale nadal - działa. Oczywiście jeśli na rodzica opór bierny nie działa, dziecko szuka innych sposobów. Tym niemniej są dzieciaki, które są na tyle silne psychicznie, ze metodą oporu biernego są w stanie przetrwać także zestaw kar w wykonaniu rodzica - wtedy to już jest słabo, bo jeśli rodzic wachlarz kar wyczerpie to staje się bezradny, a dzieciak sobie utrwala, że opór bierny działa znakomicie. A że jest dzieciakiem nie jest w stanie zobaczyć całości z jakiejś dorosłej  perspektywy i zauważyć, że nader często tym biernym oporem to sam sobie szkodzi.
Shini w okolicach tej swojej 18-ki nie chciał/nie mógł/nie był w stanie/nie umiał/nie pozwolono mu , no po prostu nie wziął tej odpowiedzialności i tyle . Fakt. Nie ma o czym dyskutować. I ten stan trwał następne lat 10. Fakt. Znowu nie ma o czym dyskutować.
Skutecznie zastosował opór bierny wyuczony w dzieciństwie - i nie, nie uczynił tego świadomie ani z premedytacją, bo idiotą to nie jest. Za to tak na teraz zauważył, że "sam sobie jestem największym wrogiem" czyli zauważył, że odczuwa dyskomfort w funkcjonowaniu, pracę ma byle jaką, mieszka z rodzicami, nie ma dziewczyny i z pewnego punktu widzenia sam sobie to robi. Choć oczywiście umie ten swój stan obecny znakomicie zracjonalizować (ten mechanizm obronny ma bardzo ładnie rozwinięty), ale dyskomfort mu się powiększa.

Czy dobrym pomysłem jest metoda małych kroków? Od strony teoretycznej na temat metod można dyskutować. A od praktycznej? Czyli dla konkretnej osoby w konkretnej sytuacji?
Wstrząsu z zewnątrz to nikt mu nie wyprodukuje. Do skoku na głęboką wodę nie da się go zmusić metodą namawiania - jak widać, wiele osób na forum usiłowało to zrobić, ileś tam "pojedynków słownych na racjonalne argumenty" wszak się odbyło. Zakończonych powiedzmy remisem, albo i wygraną Shniego, bo skoku żadnego nie wykonał.  Ataki ocenami i epitetami - nie działa, jak po gęsi woda. Jak sam Shini napisał to, co o sobie na forum usłyszał, to dla niego nic w porównaniu z tym, co miał w realu. Ma pancerz. No to realnie co zostaje?

Psychoterapeuta ma autorytet niejako z urzędu, ostatecznie jest fachowcem. Shini z autorytetem terapeuty  to akurat zdaje się problemu nie mieć. Terapeuta w jakimś doświadczeniem, stosujący metody znane, sprawdzone i moim zdaniem będzie ok.  Sytuacja, w jakiej jest Shini nie jest jakimś przeraźliwie radykalnym ekstremum w kategorii "ofiary przemocy psychicznej", na wielkie szczęście. I gdyby nie te eksperymenty jego terapeutki to by już mogło być znacznie bardziej do przodu, tak moim skromnym zdaniem.

814

Odp: Co to znaczy żyć?
123qwerty123 napisał/a:

Obecnie zarabiasz poniżej minimalnej wiec... każda, jakakolwiek praca będzie na WYŻSZYM poziomie niż Twoja obecna.

Dalej słuchaj, w tym przypadku czytaj Jacka to też będziesz wszystko wiedzieć. Mam trochę powyżej minimalnej, tylko netto, a nie brutto.

SaraS napisał/a:

I nie wiem, jakich konkretów oczekujesz. Jesteś młody, starsi od Ciebie ludzie zaczynają studia i zmieniają branżę. Tylko że to Ty musisz wiedzieć, co chcesz robić albo próbować różnych rzeczy. Więc nie wiem, czego tu się spodziewasz. Spisu możliwych zajęć zarobkowych? Jak Ci napiszę, żebyś został pokerzystą, to rzucisz się do analizowania pokera, a jak - trenerem czy instruktorem czegoś tam, to ruszysz na trening? Przecież to Ty musisz wiedzieć, co umiesz, czego chciałbyś się nauczyć i co ewentualnie mógłbyś robić.

To zależy. Jeżeli uznałabym, że to mieszkanie z rodzicami uniemożliwia moje plany, to wynajęłabym nawet pokój. Albo wybrała inne miasto - nie masz żony, dzieci, możesz mieszkać gdziekolwiek. To nie musi być Warszawa. Albo - jeśli duże miasto jest niezbędne - to wybrać małe miasteczko 30-50 km dalej. Wciąż można korzystać z dużego miasta, ale płacisz mniej. Generalnie wybrałabym najlepszą dla mnie opcję z tych, które pozwoliłyby mi osiągnąć cel.

Właśnie o tym jest cała rozmowa niemal od samego początku. Właśnie o to chodzi, że NIE wiem na czym bym chciał zarabiać ani z jakiej dziedziny czy branży robić kursy.

W większości dużych miast ceny są podobne, a tu nie chodzi o to, że mi brakuje 100 czy 200zł tylko znacznie więcej. Tak samo teraz bez problemu mogę korzystać z dużego miasta bo dojazd samochodem bez korków zajmuje jakieś 30-40min.

Muqin napisał/a:

@SaraS

Zasadniczo ludzie tak działają jak opisałaś. Ale ...nie wszyscy.  Nie wszyscy na przykład znają odczucie "naprawdę chcę" i są w stanie je odróżnić od "chcę, ale nie bardzo" , "chciałbym, ale tylko trochę" - niby całkiem naturalne i pozornie oczywiste, nie dla wszystkich. Samo chcenie  można w dziecku skutecznie stłumić. W dorosłym trudniej, ale też się da, tyle że tu już trzeba użyć metod naprawdę brutalnych.
Maluch doskonale wie, czego chce choć tego nie jest w stanie opisać. Jeśli nigdy nie dostanie tego, czego chce  i/albo jak za to swoje "chcę" ileś razy oberwie to się oduczy chcieć i nie nauczy odróżniać różnych rodzajów chcenia.

W dziecku nietrudno zabić oczywiste pragnienie i potrzebę decydowania o sobie i swoich sprawach, poczucie, że ma wpływ na rzeczywistość, że może coś osiągnąć, odnieść sukces, że warto w coś włożyć wysiłek, że warto próbować nawet jeśli szanse na sukces nie są 100%,  że jest wartościowymi ciekawym człowiekiem - niewiarygodnie dużo pozornie oczywistych rzeczy da się w dziecku stłumić albo i zniszczyć.

Shini jak sam pisze nawet nie jest w stanie określić, czego mianowicie on sam chce i co chce zrobić ze swoim życiem dalszym.  Możliwości wprawdzie wie, ze istnieją, ale podjęcie decyzji i dokonanie wyboru to dla niego ogromny wysiłek. Wprawy w wybieraniu i decydowaniu o sobie nie nabył w stosownym czasie i nie on jest za to odpowiedzialny, bo to się zdarzyło w czasie, w którym był zdecydowanie zbyt młody, bo ogarnąć, co się dzieje i co jest nie tak, jak być powinno.  Wybierania i decydowania też się uczymy i to od najwcześniejszych lat. I to wybieranie i decydowanie rodzic jest w stanie dziecku tak ograniczyć, że potem dla dorosłego to straszliwie trudne jest.
Człowiek w naturalny sposób uczy się siadać i chodzić. Jeśli się mu to uniemożliwi to nie będzie umiał. Takoż samo z decydowaniem o sobie, dokonywaniem wyborów, ponoszeniem odpowiedzialności itd. Tego się też uczymy, od dzieciństwa, to są pewne umiejętności. Jeśli proces nabywania tych umiejętności zostanie zablokowany czy zdeformowany to człowiek musi się tego sam uczyć jako dorosły. A nie jest to ani łatwe ani przyjemne. I na dodatek tzw. świat chórem mu  mówi "no przecież jesteś dorosły, dlaczego nie umiesz robić prostych i oczywistych rzeczy? plus  że jest niedojda, nieudacznik, leń, niedorobiony jakiś i inne takie...no i sam też widzi, że inni umieją a on jakoś nie.
Trochę sytuacja taka, że "Masz owcę i druty, weź se zrób sweter jak ci zimno. Wszyscy umieją, ogarnij się, naucz i nie zawracaj głowy. No masz tu wzory ściegu norweskiego, żeby nie było że ci nikt nie pomaga i spadaj, bo mnie denerwujesz"

Zarówno ten jak i następny post to złoto. Jest dokładnie jak piszesz, zgadzam się we wszystkim. Właśnie coś takiego zawsze miałem na myśli.

SaraS napisał/a:

Shini jest dorosły, jeśli pisze, że chce zmian, to ludzie odpisują tak, jakby tych zmian chciał. Inaczej cały ten wątek nie miałby sensu.

Tak, ale jako usprawiedliwienie to by zadziałało, gdyby Shini był świeżo po maturze. No nie nauczyli, a on dopiero co w dorosłość wkracza, to skąd ma umieć. Nie tłumaczy to jednak dziesięciu lat niemal zupełnego braku działań w tym zakresie. To już nie działał on, nie jego rodzice; on jest odpowiedzialny za własne życie i własne wybory. Zrzucanie tego na innych nie popchnie go do działania - bo po co, skoro to nie od niego zależy?

Oczywiście. Dziecko uczy się przez próby. Jeśli ktoś przez 10 lat tylko siedzi i analizuje, to nigdy nie zacznie chodzić. Musi zaliczyć swoją porcję wypierdzielania się na ziemię i tyle.

No właśnie. I tu jest moment na:
- skoro wszyscy umieją, to to nie może być specjalnie trudne, powinno to być w moim zasięgu,
- wykorzystywanie sposobów, co do których byłem przekonany,
- ojej, nie działa,
- wniosek: nie miałem racji, jeżeli chcę coś zmienić, muszę spróbować czegoś innego - metody trudniejsze/mniej przyjemne/bez przekonania. wink

No gdybym chciała własnoręcznie zrobiony sweter, to bym próbowała. Tylko że byłabym świadoma, że przez pierwsze X prób stworzę bezkształtne koszmarki. wink Ale miałabym chociaż czym się owinąć i wiedziałabym, że zbliżam się do celu. Myślę, że po 10 latach umiałabym wyprodukować coś, co przypomina ten sweter.

Wiesz dlaczego te 10 lat pozostało bezczynne? Bo nie wiedziałem nawet małej cząstki tego co wiem teraz. Od dawna pisałem, że gdybym te 10 lat temu wiedział to co teraz to dwie rzeczy zrobiłbym inaczej, a teraz na obie już za późno.

Tyle, że to robienie swetra też jest kiepskim porównaniem bo znowu robiąc sweter niczym nie ryzykujesz i niczego nie tracisz. Możesz sobie próbować bez końca i nie będzie żadnych konsekwencji czy tym bardziej niebezpieczeństw wynikających z porażki. Tak samo jest z treningiem, w każdej chwili możesz zacząć i w każdej chwili możesz skończyć bez żadnego ryzyka. Na dodatek jeszcze obie te rzeczy można robić nawet nie wychodząc z domu i bez kontaktu z kimkolwiek.   

Priscilla napisał/a:

Zapytaj więc Shiniego, dlaczego nie uczy się gotować, co dawno temu uznał za przydatną umiejętność, zwłaszcza jeśli komuś rzekomo marzy się samodzielność? On jest w stanie podać sto powodów, choć na moje oko prawda jest jedna - jemu jest wygodnie, jak jest.

Mnie byłoby szczerze wstyd, gdybym w wieku 30 lat czekała aż zostanę obsłużona przez mamusię, a Shini nie ma z tym najmniejszego problemu. I żeby nie było - moja mama też miała "zapędy" opiekuńcze, do dziś ma, bo daje jej to poczucie, że jest komuś potrzebna, jednak jeden człowiek ma w sobie wbudowane poczucie, że chce inaczej, a drugi chętnie korzysta z tego, że podają mu pod nos. Niemniej w końcu przychodzi moment, kiedy ta wygoda obraca się przeciwko wygodnemu i to jest powoli ten czas, w którym Shini zaczyna sobie zdawać z tego sprawę.

Tu akurat nie trafiłaś bo też zaczynam to robić, też małymi krokami ale jednak.

Ja przed pojawieniem się na forum nigdy nawet nie pomyślałem o wstydzie z tego powodu. To jest i zawsze był schemat życia rodzinnego tak oczywisty w całej rodzinie, że nikt nigdy się nawet nad tym nie zastanawiał. U wszystkich dziadków, ciotek, reszty rodziny jaką znałem i sąsiadów z okolicy był jeden schemat, kobieta ogarnia dom, a mężczyzna poza domem. Nie jesteś pierwszą osobą, dla której to jest niezrozumiałe, kiedyś jak powiedziałem o tym koledze z miasta to też był mega zdziwiony. To jest tak wdrukowane, że nawet gdybym powiedział matce by nic nie robiła i tak by nie posłuchała.

Jack Sparrow napisał/a:

I nagle 'magicznie' wszystko dało się zrobić. I wszystkie wymyślone bariery i usprawiedliwienia przestawały istnieć.

To znaczy tylko tyle, że nigdy tych barier nie mieli. To jest jak z uzależnieniami, jak ktoś kończy z uzależnieniem z dnia na dzień bo tak to znaczy, że nigdy nie był uzależniony.

Jack Sparrow napisał/a:

Nie widzisz różnicy pomiędzy celami życiowymi i marzeniami, a podstawową samoobsługą, którą jest w stanie wykonać większość dzieci?

Masz, poradnik kucharski dla dzieci w harcerstwie i jakiś tam porządek dnia itp. DLA DZIECI. A Shini nawet tego nie ogarnia.

https://www.google.com/url?sa=t&sou … Rl-CxpVjiI

To o czym pisze Priscilla to nie jest rada w stylu 'mając 18 lat miałem już 20 lat doświadczenia zawodowego'. To jest proste podsumowanie absolutnych PODSTAW. Nawet nie osób dorosłych, ale wręcz dzieci. Tam są wskazówki DLA ZUCHÓW OD 6 ROKU ŻYCIA, które robią to, co przerasta Shiniego.

No kurwa. Powiedzieć, że witki opadają, to nie powiedzieć nic.

To jest nawet ciekawe, przejrzałem sobie ten poradnik. Nigdy nigdzie nie było nawet wzmianki o choć małej części wymienionych w nim rzeczy. Do przedszkola w ogóle nie chodziłem, o zuchach nawet nie wiedziałem mając tyle lat ile się ma należąc do nich, a w szkole nigdy na żadnym przedmiocie nie było czegoś takiego, ani nikt z mojego otoczenia nawet nie wspomniał o uczeniu tego. Dzięki za ten poradnik, pouczę się z niego.

SaraS napisał/a:

Nie. Ale gdzieś w tej okolicy następuje moment, w którym - niezależnie od stopnia dojrzałości, chęci, przekonania i co tam jeszcze można wymyślić - ta osoba staje się odpowiedzialna za własne życie. Tzn. ona jest odpowiedzialna za siebie i swoje wybory niezależnie od okoliczności zewnętrznych, rodziców nie takich, wychowania nie takiego itd. Więc o ile to, co działo się do ~ skończenia szkoły, możemy beztrosko skwitować hasłem "rodzice", o tyle późniejsze rzeczy już zależą od, ekhem, pacjenta. Nawet jeśli te rzeczy oznaczają pozwolenie na brak zmian.

To przyczyna, że Shini taki był w okolicach wejścia w dorosłość. Najpóźniej - kiedy zorientował się, że jest problem. To nadal było lata temu. Że nic z tym nie zrobił, to już nie wina rodziców. Gdyby to była wina rodziców, to by znaczyło, że nie istniała możliwość zmiany tego stanu rzeczy. A istniała, a raczej - istniały. I o tym przekonują właśnie wszystkie wstrętne historyjki "patrz, a temu się udało".

I to jest ten moment, w którym nie do końca się zgadzamy. Nie do końca, bo co do zasady - tak, małe kroki - jak najbardziej, wszystko super. Ale nie uważam, żeby trzeba było/żeby najlepszym rozwiązaniem było czekanie, aż, hm, Shini poczuje się do czegoś tam przekonany, przygotowany, cholera wie jaki. To może w pierwszej chwili brzmieć źle, ale biorąc pod uwagę, że przez dekadę nie był gotowy właściwie na nic, to on nawet nie tyle, że nie zdąży ze zmianami w sensownym wieku, tylko zwyczajnie nie zrobi nic. Po prostu - niech działa nawet wbrew sobie, no trudno, bywa i tak. Jest sportowcem, to w zasadzie nie powinno być dla niego problemem, bo nie wierzę, że za każdym razem chciało mu się lecieć na trening, zamiast walnąć się przed anime. wink

Co do fachowej pomocy - jak najbardziej. Tylko to musiałaby być osoba, która będzie dla niego autorytetem, której, hm, z powyższych względów zaufa bardziej niż swoim opiniom. Imho to nawet by nie musiał być terapeuta, ktokolwiek, kogo Shini by posłuchał. Tzn. posłuchał w tym znaczeniu, że gdyby podczas rozmowy doszli, że np. żeby zmienić pracę, trzeba wysyłać CV, to po powrocie do domu Shini zaczynałby wysyłać CV, a nie rozkminiał, czy na pewno, czy warto, czy może będzie gorzej, czy... Czyli, cóż, nie robiłby tego, co tutaj.
Chociaż pewnie takiej bliskiej osoby nie ma, a terapeuta może mieć tę przewagę, że zawsze Shini może uznać, że skoro już tyle zapłacił, to warto dać szansę. wink

I myślisz, że ta wiedza czy raczej świadomość odpowiedzialności za całe życie pojawia się samo zaraz po skończeniu 18 lat? Właśnie o to chodzi, że tego trzeba zostać nauczonym albo dostać warunki umożliwiające nauczenie się tego samemu, a przede wszystkim najpierw trzeba wiedzieć, że tak trzeba, że to jest niezbędne do późniejszego życia. Nie ważne czy ktoś ma 5, 15 czy 50 lat jeśli nie został tego nauczony to nie będzie umieć.

Tak na prawdę zorientowałem się jaka jest skala problemu dopiero przed pójściem na tamtą terapię, nie więcej niż 3-4 lata temu. Pierwsze co to poszedłem wtedy pierwszy raz do psychiatry i znalazłem tamtą terapię.

Znowu porównujesz do sportu, który nie ma nic wspólnego ze zmianą pracy czy miejsca zamieszkania. Oczywiście, że nie zawsze chciało mi się iść na trening ale i tak zawsze szedłem, opuszczałem treningi tylko jak byłem chory. Zmęczenie w niczym nie przeszkadzało bo gdybym nie dał rady lub gdybym po prostu chciał mógłbym przerwać trening w każdej chwili. Tam ja płacę więc ja wymagam, wiem czego się spodziewać i nie ponoszę żadnego ryzyka poza niewielką sumą pieniędzy. Nie mam problemów z dyscypliną czy wytrwałością ale to wciąż nie ma nic wspólnego z wyżej wymienionymi zmianami.

Oczywiście, że nie mam żadnej takiej osoby i nigdy nie miałem więc pozostaje chyba tylko terapia.

SaraS napisał/a:

Jest jeszcze jedna kwestia. Shini nie chce tylko samodzielności (do której, w zasadzie, mógłby sobie dochodzić i latami, a co, wolno mu), ale też dziewczyny. I to drugie, zagaduję, raczej bardziej teraz niż w sanatorium na emeryturze.

Powiedzmy, że gdzieś tam, tymi nano kroczkami, Shini doszedł do poznania koleżanki. Coś tam gadają, coś tam się poznają, no, nieważne. Są w tym wieku, że bujanie się na samych randeczkach na długo nie wystarczy, jakieś planowanie przyszłości w tle majaczy, nawet jeśli jeszcze nie na teraz i konkretnie, to wiadomo, że do tego dojdzie. I teraz dwa scenariusze.
1. Shini nakreśla swoją historię i swoje problemy, ale jednocześnie pokazuje, że zaczął solidnie nad tym pracować - zmienił pracę, nie jest idealna, ale hej, widać, że szuka, że jak trzeba, to zmieni. Wyprowadził się, co prawda nie na swoje, warunki studenckie, w drugim pokoju współlokator, ale hej, późno zaczął, niemniej - zaczął, idzie do przodu. Znaczy - jakoś tam rokuje, zmiany są w jego zasięgu, problem zdiagnozowany i zwalczany.
2. Shini nakreśla swoją historię i swoje problemy, ale jednocześnie pokazuje, że zaczął nad tym pracować - założył notesik i zaczął więcej spać. Chwalić pana! A do tego może zacząć wchodzić w samodzielność, jest gotowy wynająć coś z dziewczyną, ponadto - no paczciepaństwo - porwie się nawet na naukę gotowania, bo rozumie przecież, że obowiązkami domowymi trzeba się dzielić, więc nie zrzuci tego na dziewczynę, o nie.

No która się na drugą wersję skusi, która? big_smile

Ani jedna ani druga wersja nie jest odpowiednia i ja tu widzę 3 wersję. Shini nakreśla swoją historię i swoje problemy ale jednocześnie pokazuje, że zaczął nad tym pracować - pracuję dalej w tej samej pracy ale robi to lepiej bo dzięki założeniu notesika i spaniu więcej ma też więcej energii. Jest gotowy wynająć coś z dziewczyną, wchodzić w samodzielność i szybko uczy się ogarniania mieszkania. Najpierw sobie zapisuje co i kiedy zrobić i powtarza to aż wykształci do tego nawyki. W międzyczasie idzie na terapię i zaczyna szukać nowej pracy w nowym miejscu. Dodatkowo ma oszczędności i możliwości by z tą dziewczyną chodzić na randki, pojechać na wakacje czy na przykład wynająć pokój w hotelu zanim jeszcze zamieszka razem z tą dziewczyną. Zmiany są w bliskim zasięgu jeśli będzie miał w tym wsparcie tej dziewczyny.

Smutna co ci się stało? Jednak istniejesz i ponownie zmieniasz strony, na prawdę ciężko cię ogarnąć. Twoje ostatnie trzy posty to też złoto, całkowicie się zgadzam.

815

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Ty go mierzysz pod siebie- czy on nadaje się na partnera dla ciebie i twoich koleżanek. Pewnie nie. Ale przecież on nie przyszedł na forum żeby sie dowiedzieć jak poznać SareS tylko kogokolwiek. Związek to nie tylko ślub z odpowiednim kandydatem do grobowej deski, ale tez jakiś situashionship na 2 miesiące. Ludzie spotykają się i rozchodzą jak coś nie pasuje.

Nie mierzę pod siebie, tylko pod to, co wyłania się z postów Shiniego. A to jest związek, miłość, wspólne mieszkanie, a nie radosne bzykanko dla bzykanka. W tym momencie nie jest kandydatem do tego pierwszego dla dziewczyny, która też ma takie priorytety.

Muqin napisał/a:

@SaraS

Z tym stawaniem się odpowiedzialnym za własne życie to w praktyce tegoż życia nie jest tak prosto. Statystycznie owszem, człowiek u nas w okolicach tego wieku jest na tyle dojrzały, żeby tą odpowiedzialność na siebie wziąć w mniejszym lub większym stopniu - dlatego w tym wieku kończy się u nas formalnie władza rodzicielska. No ale w praktyce życia są ludzie, którzy tą odpowiedzialność na siebie biorą wcześniej, są zaś także tacy, co później. Bo odpowiedzialność się bierze. Jeśli ktoś nie chce wziąć (boi się, jest przekonany, że nie umie bo samego siebie postrzega jako głupszego, nieudolnego i "urodzonego przegrywa") to się przed tym wzięciem odpowiedzialności zwyczajnie broni.

No nie. On sobie może myśleć, że nie jest odpowiedzialny za siebie, co nie zmienia faktu, że jest. Odpowiedzialny za swoje działania i zaniechania. I brak chęci, mechanizmy obronne i co tam jeszcze można napisać na ten temat, nie mają tu nic do rzeczy.

Shini napisał/a:

Właśnie o tym jest cała rozmowa niemal od samego początku. Właśnie o to chodzi, że NIE wiem na czym bym chciał zarabiać ani z jakiej dziedziny czy branży robić kursy.

Lubisz sport. Dlaczego nie masz jeszcze ściany wytapetowanej certyfikatami, choćbyś nawet miał ich nigdy nie użyć?

Shini napisał/a:

Tyle, że to robienie swetra też jest kiepskim porównaniem bo znowu robiąc sweter niczym nie ryzykujesz i niczego nie tracisz. Możesz sobie próbować bez końca i nie będzie żadnych konsekwencji czy tym bardziej niebezpieczeństw wynikających z porażki. Tak samo jest z treningiem, w każdej chwili możesz zacząć i w każdej chwili możesz skończyć bez żadnego ryzyka. Na dodatek jeszcze obie te rzeczy można robić nawet nie wychodząc z domu i bez kontaktu z kimkolwiek.

To nie było moje porównanie, tylko Muqin.

Wiesz, z czym jeszcze tak jest? W Twoim przypadku z pracą. Sam napisałeś, że w razie czego szwagier przyjąłby Cię z powrotem i że istnieją inne firmy z branży, do których mógłbyś iść ot tak. Co więc takiego byś ryzykował?

I myślisz, że ta wiedza czy raczej świadomość odpowiedzialności za całe życie pojawia się samo zaraz po skończeniu 18 lat? Właśnie o to chodzi, że tego trzeba zostać nauczonym albo dostać warunki umożliwiające nauczenie się tego samemu, a przede wszystkim najpierw trzeba wiedzieć, że tak trzeba, że to jest niezbędne do późniejszego życia. Nie ważne czy ktoś ma 5, 15 czy 50 lat jeśli nie został tego nauczony to nie będzie umieć.

Shini, nie jesteś idiotą, więc nie udawaj, że tego TAK NAPRAWDĘ nie wiedziałeś. Co, siedziałeś sobie, rozkminiałeś temat odpowiedzialności i wyszło Ci, że nie, Ty nie będziesz za siebie odpowiedzialny? Wyobrażałeś sobie, że rodzice będą żyć wiecznie? Nie. Jeśli już, to zwyczajnie wdupiemiałeś, wyrzuciłeś z myśli niewygodny temat i tyle. Nie Ty jeden, nic niezwykłego.

Shini napisał/a:

Tak na prawdę zorientowałem się jaka jest skala problemu dopiero przed pójściem na tamtą terapię, nie więcej niż 3-4 lata temu. Pierwsze co to poszedłem wtedy pierwszy raz do psychiatry i znalazłem tamtą terapię.

No i super, za to piąteczka z plusem, a co dalej?

Znowu porównujesz do sportu, który nie ma nic wspólnego ze zmianą pracy czy miejsca zamieszkania. Oczywiście, że nie zawsze chciało mi się iść na trening ale i tak zawsze szedłem, opuszczałem treningi tylko jak byłem chory. Zmęczenie w niczym nie przeszkadzało bo gdybym nie dał rady lub gdybym po prostu chciał mógłbym przerwać trening w każdej chwili. Tam ja płacę więc ja wymagam, wiem czego się spodziewać i nie ponoszę żadnego ryzyka poza niewielką sumą pieniędzy. Nie mam problemów z dyscypliną czy wytrwałością ale to wciąż nie ma nic wspólnego z wyżej wymienionymi zmianami.

Nie chodzi o porównanie sportu do życia jako takiego, tylko o to, żebyś sobie uświadomił, że Ty już teraz jesteś w stanie robić rzeczy, na które nie masz ochoty. Założę się, że przy tylu latach treningów miałeś też inne problemy, które jakoś przezwyciężyłeś. Że, no nie wiem, uznałeś, że coś tam jest bez sensu, że nie warto, że nie... A jednak nie poddałeś się zwątpieniu, przynajmniej nie na dłużej, bo nie pamiętam, skąd ta przerwa, i robisz swoje.

Ani jedna ani druga wersja nie jest odpowiednia i ja tu widzę 3 wersję. Shini nakreśla swoją historię i swoje problemy ale jednocześnie pokazuje, że zaczął nad tym pracować - pracuję dalej w tej samej pracy ale robi to lepiej bo dzięki założeniu notesika i spaniu więcej ma też więcej energii. Jest gotowy wynająć coś z dziewczyną, wchodzić w samodzielność i szybko uczy się ogarniania mieszkania. Najpierw sobie zapisuje co i kiedy zrobić i powtarza to aż wykształci do tego nawyki. W międzyczasie idzie na terapię i zaczyna szukać nowej pracy w nowym miejscu. Dodatkowo ma oszczędności i możliwości by z tą dziewczyną chodzić na randki, pojechać na wakacje czy na przykład wynająć pokój w hotelu zanim jeszcze zamieszka razem z tą dziewczyną. Zmiany są w bliskim zasięgu jeśli będzie miał w tym wsparcie tej dziewczyny.

Mhm. Shini, nie gniewaj się, ja wierzę, że Ty w to wierzysz, znaczy, że zrobisz to, co zapowiedziałeś, ale dla mnie ten komunikat brzmi wciąż tak samo jak ten nr 2, a nawet jeszcze gorzej. Bo między słowami można wyczytać, że jedyne, co realnie zrobiłeś (a nie - myślałeś, zadeklarowałeś itd.) w kwestii ogarnięcia się, to dłuższe spanko, a za resztę... przenosisz odpowiedzialność z rodziców na dziewczynę. Jeśli ona będzie wspierać, to Ty się grzecznie nauczysz domowych obowiązków, wyprowadzisz się z nią, pójdziesz na terapię, zaczniesz szukać pracy...

Przyszłość. Bajki. Nic pewnego, dużo wątpliwości, bo skoro nie zrobiłeś nic z tego dotąd, to dlaczego uwierzyć, że zrobisz teraz? I serio, nie piszę tego złośliwie, bo życzę Ci, żebyś był w stanie tak zrobić, ale po prostu ja bym to odebrała - w zależności od tego, co bym myślała o facecie - albo jako mrzonki, no, że może i chwilowo jest zapał i dobre chęci, ale wierzyć w to nie można, albo jako celowe manipulacje i robienie z siebie biednego misia, co to taki skrzywdzony tylko czekał na swoją księżniczkę, a tak naprawdę szukał naiwnej, która się nim zajmie zamiast rodziców. I jeśli laska będzie względnie ogarnięta i powyżej lat 15, to małe szanse, że w to uwierzy. I to mimo Twoich dobrych chęci i tak dalej. To po prostu... zbyt podejrzane. wink

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Ty go mierzysz pod siebie- czy on nadaje się na partnera dla ciebie i twoich koleżanek. Pewnie nie. Ale przecież on nie przyszedł na forum żeby sie dowiedzieć jak poznać SareS tylko kogokolwiek. Związek to nie tylko ślub z odpowiednim kandydatem do grobowej deski, ale tez jakiś situashionship na 2 miesiące. Ludzie spotykają się i rozchodzą jak coś nie pasuje.

Nie mierzę pod siebie, tylko pod to, co wyłania się z postów Shiniego. A to jest związek, miłość, wspólne mieszkanie, a nie radosne bzykanko dla bzykanka. W tym momencie nie jest kandydatem do tego pierwszego dla dziewczyny, która też ma takie priorytety.

Ale ty rozumiesz że poza wielkimi miastami jest też polska b, ludzie którzy zbierają szparagi w holandii, kelnerzy, barmanki, taksówkarze, dziewczyny z kasy z biedronki?
Co dokładnie go dyskwaifikuje do relacji? Twoje posty do niego zaczynają bardziej przypominac odezwe czym się rozczarowałaś w mężczyznach, a nie jakieś rady personalnie do niego. Kiedyś mowił że strasznie dużo sprząta, drazni go jak jest bałagan i lubi zeby bylo czysto. Wiec rozumiem ze sytuacja gdzie on ogarnia samochod i placi za paliwo plus sprzata cale mieszkanie i zmywa po posilkach, a laska gotuje to już jest bardzo zła sytuacja i ruchanko, bzykanko a nie prawdziwa relacja? Zdajesz sobie sprawe ze nie kazda laska oczekuje że facet umie gotować bo bardzo to lubią i zostały tego nauczone od dziecka?

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Smutna co ci się stało? Jednak istniejesz i ponownie zmieniasz strony, na prawdę ciężko cię ogarnąć. Twoje ostatnie trzy posty to też złoto, całkowicie się zgadzam.

Nic się nie stało i nie zmieniłam strony. Zmienilam jednak zdanie o charakterze porad ktore sa ci udzielane.
Jesteś jedyną osoba na forum o której wiemy gdzie mieszka, jakie skończyła studia, gdzie pracuje, ile zarabia, w ilu była związkach, jaką ma sytuacje rodzinną. Reszta ludzi którzy udziela ci rady pozostaje anonimowa. Rzuca jakieś dwuznaczne teksty i sugestie, ale tak na serio nie wiemy o nich nic. Zgaduje że czesc z nich ma mniej kolorowa sytuacje niż ty, czy to zawodowo, czy związkowo, czy finansowo. Mimo to dosłownie każdy udziela porad z punktu wyższości nad tobą.
Mimo że dostałeś dużo rad, wiekszosc z nich sprowadza się do "syn kolezanki ma 5, czemu ty masz 3", "inni mają gorzej", "weź się w garść".

Przykład Jacka który doradza ci kariere w anime. Czy zawody artystyczne są dobrze płatne? W większosci nie. Czy na sklepach z rekodzielem sie dobrze zarabia? Raczej nie, średni sprzedawca rekodziela na Etsy zarabia ok 2,200$ rocznie. Więc ogólnie tego typu zajęcie nie jest dobrze opłacalnym i nie warto się w to pchać. Jack natomiast, na podstawie tego ze zna jedną osobe ktoremu coś się udało wnioskuje że jest to świetna porada zawodowa. Wnioskuje niepoprawnie, poniewaz zna osobe z 1% kariery w tej branzy, ktora jesty wyjatkiem od regoly a nie regola, ale już ma się za eksperta i ci doradza.
Podobnie Olinka, chociaż jej opowieść była bardzo motywująca, to ona tak na prawde nie wie czy ludzie wychowani w patologii sobie dobrze radza. Statystycznie taka przeszłość zwieksza ryzyko wlasciwie każdego rodzaju problemów psychicznych i uzaleznien, tacy ludzie mniej zarabiają, mają mniejsza satysfakcje z zycia. Czy rada zobacz ze wszystko jest możliwe ma sens? Nie bardzo, wydaje mi się że takiej osobie sensowniej jest doradzić poszukanie pomocy u specjalisty, bo statystycznie to mozesz doswiadczyc w przyszlosci jakis probelmow psychicznych.
Porady Sary, co zrobić żeby zostać rozchwytywanym kawalerem. No niestety w Polsce mamy bardzo wysokie statystyki rozwodow, wiec nie rozumiem skąd Sara wie co potrzeba zeby byc w idealnym zwiazku, a ludzie ktorzy ida do oltarza i sobie obiecują dozywotnią miłość tego nie wiedzą.

Każdy chce mieć dobre samopoczucie, bo udzieliło się wspaniałej rady, niestety większość tych rad na chłopski rozum jest po prostu głupia i nie zadziała. Nie ze względu na ciebie, ale na to że niewielu by taka porada pomogła.

818

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Są podstawy bo ty tak mowisz? Mieszkalam w akademiku, uwiez mi wcale to nie jest takie oczywiste dla wieeeeelu ludzi. Musiałm prosić moja wspolokatorke zeby zmywala naczynia bo ona nie kumała ze nie moze zostawiac ich caly tydzien brudnych w zlewie. Jakoś skonczyla sobie prawo i jej się wiedzie teraz big_smile

To są podstawy i ty to wiedziałaś i ta twoja koleżanka też. Tylko lenistwo wygrywało, jak to często u dzieci/nastolatków/studentów. Ale koniec końców - to są takie uroki wieku. I jakoś....wiedziecie sobie swoje życia. A shini tak jakoś nie specjalnie.


Rozumiem że Adam z korpo który ma catering za 2k i nie wie jak nastawić piekarik to orzeł biznesu, a Shini z pipidówy który nawet i do końca życia będzie chodził do mamy na obiadek w niedziele to przegryw i nieogar?

Zasadniczo....tak.


Bo Adam z korpo zarabia. Przelicza, analizuje i dokonuje wyboru. Czas poświęcony gotowaniu itp oznaczałby dla niego większą stratę finansową niż zamówienie tego cateringu. To samo z praniem, sprzątaniem, wstaw cokolwiek. Adam wie co ma do zrobienia i jak to zrobić. W jego wypadku - pieniądzem i dostępnymi na rynku usługami i produktami.

Za Shinim mamusia musi biegać i można mu tłumaczyć miliony razy jak ta gówniana dieta źle wpływa na niego, a on dalej w tym tkwi i nie robi absolutnie nic, aby swoją sytuację zmienić.

To nie ma zadnego związku z umiejętnością gotowania samą w sobie.


Jasne chłop ma braki, ale ja uwazam ze gotowanie to akurat jego najmniejszy problem.

Jak wyżej - tu nie chodzi o gotowanie per se. To chodzi o codzienną samoobsługę. On nie ma być szefem kuchni czy kucharzem. Musi umieć poradzić sobie sam. Musi nauczyć się podejmować decyzje i je wykonywać. Niech żyje o tych mrożonkach i gotowcach. Ale niech to będzie jego własna decyzja i jej wykonanie.

819

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Ale ty rozumiesz że poza wielkimi miastami jest też polska b, ludzie którzy zbierają szparagi w holandii, kelnerzy, barmanki, taksówkarze, dziewczyny z kasy z biedronki?
Co dokładnie go dyskwaifikuje do relacji? Twoje posty do niego zaczynają bardziej przypominac odezwe czym się rozczarowałaś w mężczyznach, a nie jakieś rady personalnie do niego. Kiedyś mowił że strasznie dużo sprząta, drazni go jak jest bałagan i lubi zeby bylo czysto. Wiec rozumiem ze sytuacja gdzie on ogarnia samochod i placi za paliwo plus sprzata cale mieszkanie i zmywa po posilkach, a laska gotuje to już jest bardzo zła sytuacja i ruchanko, bzykanko a nie prawdziwa relacja? Zdajesz sobie sprawe ze nie kazda laska oczekuje że facet umie gotować bo bardzo to lubią i zostały tego nauczone od dziecka?

Nie wiem, skąd to wzięłaś, ja raczej, ee... nie miałam rozczarowań mężczyznami, wprost przeciwnie, uważam, że są super. wink

Dużo sobie dopisujesz. Ja nigdzie nie pisałam, że gotowanie jest niezbędne, ja sama lubię i chętnie to przejmuję, więc to nie jest problemem, jeśli to jest jedna rzecz. Jednak między "nie lubię/umiem gotować i nie zamierzam, więc albo dziewczyna będzie gotować w zamian za inne rzeczy, albo weźmiemy catering" a "nie mogę się zdrowo odżywiać, bo gotuje mi mama, a obowiązki domowe zapiszę w notesiku i zacznę ogarniać przy wsparciu dziewczyny" jest przepaść.

I nie, nie od gotowania zależy bzykanko/związek. Ale osoby, które myślą o poważniejszych związkach, myślą również o przyszłości i wybierają osoby, z którymi tę przyszłość mogą budować. A nie - dla których muszą najpierw wejść w rolę niani.

Porady Sary, co zrobić żeby zostać rozchwytywanym kawalerem. No niestety w Polsce mamy bardzo wysokie statystyki rozwodow, wiec nie rozumiem skąd Sara wie co potrzeba zeby byc w idealnym zwiazku, a ludzie ktorzy ida do oltarza i sobie obiecują dozywotnią miłość tego nie wiedzą.

Ee... Że co? XD Masz manię hiperbolizowania, szkoda, że przy tym zmieniasz całkowicie sens tego, o czym mówisz.
Nie, nie pisałam nic o idealnych związkach i byciu rozchwytywanym. Jeśli już to wskazywałam, co potencjalnie zainteresowaną może odstraszyć. Od tego do ołtarzy droga daleka.

820

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Dalej słuchaj, w tym przypadku czytaj Jacka to też będziesz wszystko wiedzieć. Mam trochę powyżej minimalnej, tylko netto, a nie brutto.

Shini, ty pisałeś, że dostajesz 20zł na godzinę w sytuacji kiedy minimalna była 21 czy tam 22zł. Jak pisałeś ile dostajesz to tam wszyscy ci to podsumowali, ze dostajesz od szwagra poniżej minimalnej.


Właśnie o to chodzi, że NIE wiem na czym bym chciał zarabiać ani z jakiej dziedziny czy branży robić kursy.


I od tego są doradcy zawodowi, żeby porobili ci odpowiednie testy predyspozycji zawodowych. Reszta to jest kwestia przeglądania ofert różnych kursów i szkoleń (tych darmowych jest od chuja i jeszcze trochę) i próbowania różnych rzeczy aż się trafi. Nikt nie rodzi się ze 100% samoświadomością. Próbujemy, aż trafimy.


Tak samo teraz bez problemu mogę korzystać z dużego miasta bo dojazd samochodem bez korków zajmuje jakieś 30-40min.

To czemu tego nie robisz? Ile to miesięcy tłumaczyłeś nam dlaczego nie możesz jeździć do wawy?



Wiesz dlaczego te 10 lat pozostało bezczynne? Bo nie wiedziałem nawet małej cząstki tego co wiem teraz. Od dawna pisałem, że gdybym te 10 lat temu wiedział to co teraz to dwie rzeczy zrobiłbym inaczej, a teraz na obie już za późno.

Nie sorry. Pierdolisz kolejny raz jak potłuczony. Ten sam schemat cały czas kreślisz:

- kiedyś było taniej (ale nie zarabiałeś), teraz jest za drogo (bo zarabiasz za mało)
- kiedyś było łatwiej (za czasów twoich rodziców), teraz jest za trudno (bo inne czasy, bardziej dynamiczne i oczekiwania kosmiczne)
- kiedyś nie wiedziałeś (dlatego nie robiłeś), a teraz to za późno
- jak koleżanki ogarniały imprezki w stolicy jak chodizłeś do szkoły to dlatego, ze one były dziewczynami, a ty nie mogłeś, bo byłeś chłopakiem

przecież już tu tłumaczyłeś się tak głupio jak np 'nie wiedziałem, że to chłopak ma pierwszy zaprosić'.


Tyle, że to robienie swetra też jest kiepskim porównaniem bo znowu robiąc sweter niczym nie ryzykujesz i niczego nie tracisz.

A czym ty tracisz? Przecież w każdej chwili będziesz mógł wrócić do domu rodzinnego i pracy u szwagra.



To jest nawet ciekawe, przejrzałem sobie ten poradnik. Nigdy nigdzie nie było nawet wzmianki o choć małej części wymienionych w nim rzeczy. Do przedszkola w ogóle nie chodziłem, o zuchach nawet nie wiedziałem mając tyle lat ile się ma należąc do nich, a w szkole nigdy na żadnym przedmiocie nie było czegoś takiego, ani nikt z mojego otoczenia nawet nie wspomniał o uczeniu tego. Dzięki za ten poradnik, pouczę się z niego.

Przestań kłamać, bo to już jest kolejna rozmowa na ten sam temat. Robienie sałatek, piramidy zdrowia i całą resztę to się robi w szkołach na lekcjach. To są jakieś pojedyncze przypadki, że ktoś jakiegoś elementu nie miał, a tak czy siak nie żyjemy w próżni i różne elementy tego są wałkowane dosłownie wszędzie w ramach kolejnych kampanii prozdrowotnych. To są rzeczy wałkowane dosłownie wszędzie bo jest zajebista moda na bycie fit.

Te elementy są wałkowane dosłownie wszędzie. Zawsze były. I teraz są tak samo wałkowane pokoleniu młodszemu

https://ncez.pzh.gov.pl/dzieci-i-mlodzi … odziezy-2/

Dlatego m.in nie wierzę, że cokolwiek trenowałeś, nie wierzę, że jeździłeś na zawody, bo na każdej znanej mi sekcji niemały nacisk był zawsze kładziony na suplementację i dietę. Bo jest od chuja substancji uznanych za doping, a które są wszędzie, np w kroplach do nosa, na co zwraca się uwagę nawet w sekcjach dziecięcych (przynajmniej tych profesjonalnych, które faktycznie przygotowują do udziału w zawodach kwalifikowanych), bo w razie czego po prostu potrzebne są kwity odpowiednie od lekarzy. Bo nie brakuje alergii, nie brakuje przypadków dziecięcej astmy wysiłkowej i wielu innych.


I jest też wiele strategii odnośnie kategorii wagowych czy hiperkompensacji glikogenu, nawodnienia itp. A ty się temu wszystkiemu dziwisz bardziej niż najwięksi amatorzy, z jakimi miałem do czynienia w swoim życiu.

821 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-10-16 13:06:17)

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Kiedyś mowił że strasznie dużo sprząta, drazni go jak jest bałagan i lubi zeby bylo czysto.

Pisał też, że nic nie może w domu robić, bo zawsze się to kończy awanturą.

Pisał też, ze rodzice nie nauczyli dorosłości, choć rozpisywał się jak to nie ma na nic czasu, bo go tatuś bombarduje 'bojowymi zadaniami'.


On wiele kompletnie sprzecznych rzeczy pisał. Bo jak pogodzisz teraz te przywoływane twoje słowa np o sprzątaniu z deklaracją, że rodzice nigdy niczego go nie nauczyli i niczego od niego nie wymagali? Jak to pogodzisz z rzekomym zdobywaniem medali?


Do relacji (jakościowej) dyskwalifikuje go cały czas to samo: brak decyzyjności, apatia życiowa i generalna pasywność. To nie jest tak, ze on mieszka z rodzicami, bo jest to środek do celu (nie chce tracić funduszy na najem, chce mieć odłożone na wkład własny). Mieszkanie z rodzicami jest celem samym w sobie, jego stylem życia.



Przykład Jacka który doradza ci kariere w anime. Czy zawody artystyczne są dobrze płatne? W większosci nie. Czy na sklepach z rekodzielem sie dobrze zarabia? Raczej nie, średni sprzedawca rekodziela na Etsy zarabia ok 2,200$ rocznie.

Ty dalej nie rozumiesz co?

Nikt mu nie doradzał kariery w anime czy rękodzile. To były proste pomysły/sugestie na wykorzystanie tego czym dysponuje obecnie. Niczym nie traci próbując. Ty piszesz, że nie warto się w to pchać, a właśnie nie brakuje przykładów kiedy tego typu zajęcia były katapultą dla wielu ludzi.

Jack natomiast, na podstawie tego ze zna jedną osobe ktoremu coś się udało wnioskuje że jest to świetna porada zawodowa.

Jak grochem o ścianę. Prawda? Jak weźmiesz przykład ludzi sukcesu to absolutnie każdy zaczynał od swojej pasji. Przykład choćby Quentin'a Tarantino jest szczególnie znany, bo z jego pisarstwa kpiła nawet jego matka. I co? Odniósł sukces? Ogromny. Dlaczego? Bo próbował i się nie poddał w zawodzie, gdzie odsetek sukcesów można liczyć chyba ułamkami promila. Tak jest zawsze i w każdej branży. Nie ma absolutnie żadnej kariery prowadzącej do dużych pieniędzy, w której odsetek porażek nie byłby ogromny. Bo ludzie się wypalają, wykruszają, zmieniają branże. Dlatego tylko niewielki procent społeczeństwa zarabia średnią lub więcej. 70% ludzi zarabia mniej. Sens moich porad miał być taki, ze nawet w jego sytuacji, którą uznaje za beznadziejną, jest wiele opcji do spróbowania, do poszerzenia horyzontów. BEZ RYZYKOWANIA CZYMKOLWIEK i bez wywracania sobie życia do góry nogami. Bo mógłby to robić dalej siedząc u rodziców na zapiecku.

Weźmy to twoje wytykane anime. Czy ja mówię, że ma tworzyć anime i zostać wydawcą? Nie. Oczywiście jakaś tam szansa istnieje, ale też trzeba umieć na to patrzeć wieloaspektowo, bo czyż nie potrzebują grafików komputerowych? Czy gdyby robił fajne fanarty to nie udałoby mu się nawiązać współpracy z jednym z producentów akcesorów na ten rynek? Żyjemy w takich czasach, że każdy może zrobić grafikę i wydrukować ją sobie na koszulce. Jako 'artysty' uważasz, że jego szanse na rynku matrymonialnym by się zmniejszyły, czy może by wzrosły? Wiesz, że tego pokroju kreatywność można również wykorzystać w innych branżach, przy rozmowach o pracę w niezwiązanych zawodach? Ludzie zawsze wolą pracować z tymi, którzy wiedzą czego chcą i którzy wiedzą jak się realizować.

rękodzieło - wysokie zdolności manualne, samodyscyplina i umiejętność przekształcenia obrazu w głowie w namacalny produkt + dobra wyobraźnia przestrzenna i zdolność planowania/doboru materiałów (różne drewna różnie pracują i w wielu projektach trzeba to uwzględnić) i tak dalej.

anime/manga - umiejętności graficzne, pisanie dialogów, tworzenie scenariuszy = dobre umiejętności komunikacyjne + umiejętność zarządzania czasem, samodyscyplina, zdolność samodzielnego doprowadzenia projektów od początku do końca i tak dalej.


To zupełnie jak podczas rozmowy o nauce czytania ze zrozumieniem w szkole. Uczymy się analizować wiersze nie po to, żeby lepiej rozumieć poezję, bo to jest umiejętność kompletnie nieprzydatna, ale żeby umieć analizować np artykuły w gazetach i internetach, żeby nie dać się złapać na powszechnie używane manipulacje w artykułach sponsorowanych czy przy innych lokowaniach produktowych. Nie chodzi o to, że ma Shini ma podjąć któreś konkretne kroki, ale o to, żeby podjął jakiekolwiek działania bez względu na prawdopodobieństwo porażki. Bo rozpatrując problem pod tym kątem, to absolutnie każde działanie będzie można podsumować, ze jest bez sensu, bo za duża konkurencja, bo jest za stary, bo przyszłość danej branży niepewna (rozwój AI, outsourcing i dynamiczne zmiany ekonomiczne + widmo zagrożenia wojennego). To droga donikąd.

822

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Historia oczywiście motywująca, ale najciekawsze pominiete, czyli jak on to zrobił. Bo ty widzisz gotowy produkt: uśmiechniętego faceta z przyjaciółmi wokol. Pytanie co było decydujące. Terapia, hobby, nowe środowisko, dużo ludzi którzy mu kibicowali. Jaki był przepis na sukces? Jest przecież wielu w takich sytacjach co tego sukcesu nie osiąga.

Powiem szczerze, że nie wiem, co stanowiło u niego ten pierwszy impuls do zmiany. Jak będę miała okazję, to zapytam i to nie z powodu wścibstwa, ale dlatego, że to jest po ludzku ważne, także z punktu widzenia psychologii.
Przypuszczam jednak, że tak jak zdecydował, że musi nauczyć się sztuki samoobrony, żeby w razie potrzeby umieć się obronić, tak i decyzja o ucieczce z domu wywołana została przez instynkt samozachowawczy.

W tym miejscu wracamy do sztuk walki, bo dobry trener nie tylko uczy techniki, ale jest też mentalnym przewodnikiem. Na drodze S. stanęła taka osoba. W tych sportach ważna jest samodyscyplina, opanowanie, hart ducha i mentalność zwycięzcy, dlatego trener i przewodnik w jednej osobie stara się wyrobić u swoich podopiecznych te wszystkie postawy. To wszystko przenosi się potem do życia prywatnego, kształtując osobowość, wiarę w swoje możliwości, ale też umiejętność radzenia sobie z trudnościami.
Gdzieś po drodze pojawili się też przyjaciele - ludzie, którzy dali mu bardzo duże wsparcie i motywację, a co wprost wyraża, okazując swoją wdzięczność.

Generalnie zauważyłam, że osoby dorastające w patologii albo w niej pozostają, albo przeciwnie - robią wszystko, żeby od niej uciec, nie chcąc powtórzyć schematu. To się rzecz jasna nie zawsze udaje, ale wielu jednak się udaje. 

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Podobnie Olinka, chociaż jej opowieść była bardzo motywująca, to ona tak na prawde nie wie czy ludzie wychowani w patologii sobie dobrze radza. Statystycznie taka przeszłość zwieksza ryzyko wlasciwie każdego rodzaju problemów psychicznych i uzaleznien, tacy ludzie mniej zarabiają, mają mniejsza satysfakcje z zycia. Czy rada zobacz ze wszystko jest możliwe ma sens? Nie bardzo, wydaje mi się że takiej osobie sensowniej jest doradzić poszukanie pomocy u specjalisty, bo statystycznie to mozesz doswiadczyc w przyszlosci jakis probelmow psychicznych.

Zauważ, że ja nie piszę o ludziach wychowanych w patologii, ale o konkretnej osobie, o kimś, kogo znam od lat, obserwuję i jest dla mnie wzorem do naśladowania. Kompletnie nie widzę powodu, aby mu umniejszać i na siłę przypisywać problemy, które na ten moment nie mają odbicia w jego zachowaniu. Czasem trzeba po prostu dać komuś kredyt zaufania, a on zrobi wszystko, żeby go nie zawieść. Notabene S. nigdy nie nawala, nie ma w nim agresji, jest bardzo odpowiedzialny (także za innych), sumiennie i ciężko pracuje, ma pasje, przyjaciół - to za mało, żeby uznać, że się z tego wygrzebał? Pytanie jest oczywiście retoryczne.

Myślę jednak, że dalsze roztrząsanie tego tematu nie ma większego sensu.

823 Ostatnio edytowany przez RozrabiakaWmalinowymGaju (2024-10-16 18:30:01)

Odp: Co to znaczy żyć?

.
.
.
.
.

2022-11-10 10:13:59


Shinigami napisał/a:

Witajcie mam, jak się niedawno okazało mam bardzo poważny problem. Od prawie 6 miesięcy uczęszczam na terapię jednak od ponad miesiąca stanęła w martwym punkcie. Terapeutka powiedziała mi coś czego nie rozumiem. Powiedziała, że muszę "zacząć żyć" bo inaczej nawet najlepsza terapia nie pomoże. Co to znaczy "żyć" i mam tu na myśli w praktyce? Przeczytałem chyba już z kilkanaście artykułów o tej tematyce jednak nie były zbyt pomocne. We wszystkich było to samo, czyli rób to co lubisz, realizuj marzenia itd. W ciągu ostatnich tygodni, głównie dzięki terapii zrozumiałem, że tak na prawdę nie mam żadnych marzeń, niczego nie lubię, nic nie sprawia mi radości, nawet czynności, które jeszcze kilka miesięcy temu sprawiały. Nie pamiętam już czym jest ekscytująca czy fascynacja. Nic nie ma sensu. Mam wrażenie, że moje życie się skończyło jeszcze zanim się zaczęło. Co o tym sądzicie? Czy ktoś z was był w takiej sytuacji? Co mogę z tym zrobić?

Jeśli chcecie bardziej szczegółowych informacji dotyczących mojego życia i obecnej sytuacji to dajcie znać.



Od tamtej pory:


- Słuchaj, potrzebujesz zrobić to, to i tamto

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe


A lata lecą;)

824

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:

.
.
.
.
.

2022-11-10 10:13:59


Shinigami napisał/a:

Witajcie mam, jak się niedawno okazało mam bardzo poważny problem. Od prawie 6 miesięcy uczęszczam na terapię jednak od ponad miesiąca stanęła w martwym punkcie. Terapeutka powiedziała mi coś czego nie rozumiem. Powiedziała, że muszę "zacząć żyć" bo inaczej nawet najlepsza terapia nie pomoże. Co to znaczy "żyć" i mam tu na myśli w praktyce? Przeczytałem chyba już z kilkanaście artykułów o tej tematyce jednak nie były zbyt pomocne. We wszystkich było to samo, czyli rób to co lubisz, realizuj marzenia itd. W ciągu ostatnich tygodni, głównie dzięki terapii zrozumiałem, że tak na prawdę nie mam żadnych marzeń, niczego nie lubię, nic nie sprawia mi radości, nawet czynności, które jeszcze kilka miesięcy temu sprawiały. Nie pamiętam już czym jest ekscytująca czy fascynacja. Nic nie ma sensu. Mam wrażenie, że moje życie się skończyło jeszcze zanim się zaczęło. Co o tym sądzicie? Czy ktoś z was był w takiej sytuacji? Co mogę z tym zrobić?

Jeśli chcecie bardziej szczegółowych informacji dotyczących mojego życia i obecnej sytuacji to dajcie znać.



Od tamtej pory:


- Słuchaj, potrzebujesz zrobić to, to i tamto

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe


A lata lecą;)

No leca lata ale niech kazdy zmienia swoje zycie kiedy jest gotowy a nie bo tak ktos kaze

825 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-10-16 20:45:46)

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

I nie, nie od gotowania zależy bzykanko/związek. Ale osoby, które myślą o poważniejszych związkach, myślą również o przyszłości i wybierają osoby, z którymi tę przyszłość mogą budować. A nie - dla których muszą najpierw wejść w rolę niani.

Ale rozumiesz, że dla dziewczyny która podobnie jak Shini nie ogarnia wspolne życie wcale nie jest nieńczeniem? Ty jego postawe oceniasz jako mniej dojrzala od swojej, co nie oznacza, że każda kobieta tak oceni. Polecam poczytać posty hinarty gdzie laska nie może iść do psychiatry bo boi się że zgubi się w mieście więc musi iść z mamą. Przy niej Shini z włąsnym samochodem, stała pracą i kasą na prywatną terapie to jest orzeł zaradności. Kobieta która nie chce związku z mniej zaradnym partnerem zwyczajnie z nim zerwie. Kobieta która jest mniej zaradna niż on i tak bedzie zadowolona.

Jack napisał/a:

Do relacji (jakościowej) dyskwalifikuje go cały czas to samo: brak decyzyjności, apatia życiowa i generalna pasywność.

Niestety wielu ludzi żyje w nie-jakościowych relacjach z nie jakościowymi partnerami. I podobnie jak do Sary. Poczytam przeczytać posty hinarty i golden eye. On przy nich jest decyzyjny i aktywny.

Odp: Co to znaczy żyć?
JuliaUK33 napisał/a:
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:

.
.
.
.
.

2022-11-10 10:13:59


Shinigami napisał/a:

Witajcie mam, jak się niedawno okazało mam bardzo poważny problem. Od prawie 6 miesięcy uczęszczam na terapię jednak od ponad miesiąca stanęła w martwym punkcie. Terapeutka powiedziała mi coś czego nie rozumiem. Powiedziała, że muszę "zacząć żyć" bo inaczej nawet najlepsza terapia nie pomoże. Co to znaczy "żyć" i mam tu na myśli w praktyce? Przeczytałem chyba już z kilkanaście artykułów o tej tematyce jednak nie były zbyt pomocne. We wszystkich było to samo, czyli rób to co lubisz, realizuj marzenia itd. W ciągu ostatnich tygodni, głównie dzięki terapii zrozumiałem, że tak na prawdę nie mam żadnych marzeń, niczego nie lubię, nic nie sprawia mi radości, nawet czynności, które jeszcze kilka miesięcy temu sprawiały. Nie pamiętam już czym jest ekscytująca czy fascynacja. Nic nie ma sensu. Mam wrażenie, że moje życie się skończyło jeszcze zanim się zaczęło. Co o tym sądzicie? Czy ktoś z was był w takiej sytuacji? Co mogę z tym zrobić?

Jeśli chcecie bardziej szczegółowych informacji dotyczących mojego życia i obecnej sytuacji to dajcie znać.



Od tamtej pory:


- Słuchaj, potrzebujesz zrobić to, to i tamto

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe


A lata lecą;)

No leca lata ale niech kazdy zmienia swoje zycie kiedy jest gotowy a nie bo tak ktos kaze


Nikt mu niczego nie każe.
Sam tu przyszedł po porady i od dwóch lat zasysa energię. Nie wykazuje żadnej inwencji, a całą energię kieruje na udowadnianiu rozmówcom, że się nie da.

Typowy toksyk, który zaśmieca swoimi problemami przestrzeń, ale tak naprawdę jest w tym urządzony i jeśli tylko ktoś zasugeruje że mógłby to zostawić, wejść w nowe, staje na głowie by bronić obecnej sytuacji.
Jego największą aprobatę zyskują rady i osoby, które go tak naprawdę usprawiedliwiają i jeżeli sugerują jakieś działanie, to takie które nie pozwoli mu utracić obecnej, ponoć złej sytuacji.

827

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:

.
.
.
.
.

2022-11-10 10:13:59






Od tamtej pory:


- Słuchaj, potrzebujesz zrobić to, to i tamto

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe

- Przestań, przecież możesz. No zrób to

- Nie, w moim przypadku to niemożliwe


A lata lecą;)

No leca lata ale niech kazdy zmienia swoje zycie kiedy jest gotowy a nie bo tak ktos kaze


Nikt mu niczego nie każe.
Sam tu przyszedł po porady i od dwóch lat zasysa energię. Nie wykazuje żadnej inwencji, a całą energię kieruje na udowadnianiu rozmówcom, że się nie da.

Typowy toksyk, który zaśmieca swoimi problemami przestrzeń, ale tak naprawdę jest w tym urządzony i jeśli tylko ktoś zasugeruje że mógłby to zostawić, wejść w nowe, staje na głowie by bronić obecnej sytuacji.
Jego największą aprobatę zyskują rady i osoby, które go tak naprawdę usprawiedliwiają i jeżeli sugerują jakieś działanie, to takie które nie pozwoli mu utracić obecnej, ponoć złej sytuacji.

No to jak nie chce sluchac zadnych rad to przestac dawac rady bo niektorzy to sie tyle produkuja a widze bez skutku jak on nie chce to nic  nie pomoze bo chciec zmiany to fundament i podstawa zmiany zycia

Odp: Co to znaczy żyć?
JuliaUK33 napisał/a:

przestac dawac rady

Dzięki za radę;)
Jeśli nie zauwazyłaś- przestałem. Temat traktuję jako rozrywkę.

Julka, leniwa buło, Przestań się objadać!

829 Ostatnio edytowany przez KoralinaJones (2024-10-16 21:02:53)

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

przestac dawac rady

Dzięki za radę;)
Jeśli nie zauwazyłaś- przestałem. Temat traktuję jako rozrywkę.

Julka, leniwa buło, Przestań się objadać!

Rozrabiako, spotkajcie się z Julką w końcu! Znawcy tematu znajomości internetowych twierdzą, że szkoda czasu na takie pisanie w nieskończoność wink.

830 Ostatnio edytowany przez SaraS (2024-10-16 21:39:08)

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:
SaraS napisał/a:

I nie, nie od gotowania zależy bzykanko/związek. Ale osoby, które myślą o poważniejszych związkach, myślą również o przyszłości i wybierają osoby, z którymi tę przyszłość mogą budować. A nie - dla których muszą najpierw wejść w rolę niani.

Ale rozumiesz, że dla dziewczyny która podobnie jak Shini nie ogarnia wspolne życie wcale nie jest nieńczeniem? Ty jego postawe oceniasz jako mniej dojrzala od swojej, co nie oznacza, że każda kobieta tak oceni. Polecam poczytać posty hinarty gdzie laska nie może iść do psychiatry bo boi się że zgubi się w mieście więc musi iść z mamą. Przy niej Shini z włąsnym samochodem, stała pracą i kasą na prywatną terapie to jest orzeł zaradności. Kobieta która nie chce związku z mniej zaradnym partnerem zwyczajnie z nim zerwie. Kobieta która jest mniej zaradna niż on i tak bedzie zadowolona.

Hinarta jest chora, to słaby przykład.

Nie chodzi o to, czy jego postawa jest dojrzalsza od mojej czy nie. Chodzi o to, że nie jest w stanie się usamodzielnić. Chce znaleźć dziewczynę, która go do tego popchnie, więc to nie może być jeszcze większa sierotka. Bo jak? Shini spotka jeszcze mniej ogarniętą dziewczynę, która np. boi się iść do pracy i która uzgadnia z rodzicami godzinę powrotu do domu (przed wieczorynką!), poznają się (jak?!) i nagle szturmem podbijają dorosłe życie, bo razem? To chyba w komediach romantycznych.

Jack napisał/a:

Do relacji (jakościowej) dyskwalifikuje go cały czas to samo: brak decyzyjności, apatia życiowa i generalna pasywność.

Niestety wielu ludzi żyje w nie-jakościowych relacjach z nie jakościowymi partnerami. I podobnie jak do Sary. Poczytam przeczytać posty hinarty i golden eye. On przy nich jest decyzyjny i aktywny.

I wyobrażasz sobie, że zaczynają tworzyć relację, w której się usamodzielniają, wyprowadzają, zmieniają pracę i jeszcze któraś z dziewczyn wspiera Shiniego w tych zmianach, wdraża w domowe obowiązki i tak dalej?

Odp: Co to znaczy żyć?
KoralinaJones napisał/a:

Rozrabiako, spotkajcie się z Julką w końcu! Znawcy tematu znajomości internetowych twierdzą, że szkoda czasu na takie pisanie w nieskończoność wink.

Koralciu, zgubo Ty jedna,

Julkę poznałem i zdobyłem, bedziemy mieli dzidziusia.
Co prawda, po wszystkim trudno było mi się domyć z czarnej pasty do butów, ale czego się nie robi dla miłości!!!

832

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Rozrabiako, spotkajcie się z Julką w końcu! Znawcy tematu znajomości internetowych twierdzą, że szkoda czasu na takie pisanie w nieskończoność wink.

Koralciu, zgubo Ty jedna,

Julkę poznałem i zdobyłem, bedziemy mieli dzidziusia.
Co prawda, po wszystkim trudno było mi się domyć z czarnej pasty do butów, ale czego się nie robi dla miłości!!!

Czy Twoja Julia wie już o tym? big_smile

833

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Rozrabiako, spotkajcie się z Julką w końcu! Znawcy tematu znajomości internetowych twierdzą, że szkoda czasu na takie pisanie w nieskończoność wink.

Koralciu, zgubo Ty jedna,

Julkę poznałem i zdobyłem, bedziemy mieli dzidziusia.
Co prawda, po wszystkim trudno było mi się domyć z czarnej pasty do butów, ale czego się nie robi dla miłości!!!

Ze co ? big_smile Jakie zdobylem.?  Mnie juz nikt nie moze zdobyc bo jestem dozywotnio bez-zwiazkowa

Odp: Co to znaczy żyć?
KoralinaJones napisał/a:

Czy Twoja Julia wie już o tym? big_smile


Julia nie jest moja, jest nasza. Forumowa.
Wspólne dobro, krynica pełna dobrych, mądrych rad. Tylko strasznie się objada:(

835

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Czy Twoja Julia wie już o tym? big_smile


Julia nie jest moja, jest nasza. Forumowa.
Wspólne dobro, krynica pełna dobrych, mądrych rad. (...)

Niestety nie wszyscy podzielają tę opinię, więc szykuj się Rycerzu na białym koniu do obrony czci i dobrego imienia tej Niewiasty tongue.

836

Odp: Co to znaczy żyć?
KoralinaJones napisał/a:
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Czy Twoja Julia wie już o tym? big_smile


Julia nie jest moja, jest nasza. Forumowa.
Wspólne dobro, krynica pełna dobrych, mądrych rad. (...)

Niestety nie wszyscy podzielają tę opinię, więc szykuj się Rycerzu na białym koniu do obrony czci i dobrego imienia tej Niewiasty tongue.

Ale przepraszam bardzo kto nie wszyscy ?

837 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-10-16 22:30:20)

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

I wyobrażasz sobie, że zaczynają tworzyć relację, w której się usamodzielniają, wyprowadzają, zmieniają pracę i jeszcze któraś z dziewczyn wspiera Shiniego w tych zmianach, wdraża w domowe obowiązki i tak dalej?

Nie wyobrażam sobie nic. Zakładam że po prostu nie wiem i się nie znam. Na pewno nie na tyle żeby coś doradzić. Nie mogę powiedziec zrob X to osiągniesz cel. Nie wiem. Nie mam pojęcia jak ludzie nagle zmieniają wszystkie swoje przyzwyczajenia. Zakładam ze na świecie żyją pewni ludzie, którzy żyją inaczej niż ja i nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak to jest być nimi. Dla mnie hinatra, golden to postacie którzych nie jestem w stanie sobie wyobrazić. A jednak istnieją, mają swoje plany i marzenia. Nie mogę wypowiadać sie za ogół kobiet, skoro nawet dforum potrafi mnie zaskoczyc.

Uważam też że większość użytkowników ma podobnie. Patrzą po swoich znajomych i są w stanie dać takie rady jak dla znajomych. Albo dla nich samych.

838

Odp: Co to znaczy żyć?
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Myślę, że skoro wiekszość z nas zupełnie jego postawy życiowej nie rozumie, to nie powinna się wypowiadać.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:
SaraS napisał/a:

I wyobrażasz sobie, że zaczynają tworzyć relację, w której się usamodzielniają, wyprowadzają, zmieniają pracę i jeszcze któraś z dziewczyn wspiera Shiniego w tych zmianach, wdraża w domowe obowiązki i tak dalej?

Nie wyobrażam sobie nic. Zakładam że po prostu nie wiem i się nie znam. Na pewno nie na tyle żeby coś doradzić. Nie mogę powiedziec zrob X to osiągniesz cel. Nie wiem. Nie mam pojęcia jak ludzie nagle zmieniają wszystkie swoje przyzwyczajenia. Zakładam ze na świecie żyją pewni ludzie, którzy żyją inaczej niż ja i nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak to jest być nimi. Dla mnie hinatra, golden to postacie którzych nie jestem w stanie sobie wyobrazić. A jednak istnieją, mają swoje plany i marzenia. Nie mogę wypowiadać sie za ogół kobiet, skoro nawet dforum potrafi mnie zaskoczyc.

Uważam też że większość użytkowników ma podobnie. Patrzą po swoich znajomych i są w stanie dać takie rady jak dla znajomych. Albo dla nich samych.

Smutna! Santo Subito!

839 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-10-16 22:35:43)

Odp: Co to znaczy żyć?
SaraS napisał/a:

Lubisz sport. Dlaczego nie masz jeszcze ściany wytapetowanej certyfikatami, choćbyś nawet miał ich nigdy nie użyć?

Wiesz, z czym jeszcze tak jest? W Twoim przypadku z pracą. Sam napisałeś, że w razie czego szwagier przyjąłby Cię z powrotem i że istnieją inne firmy z branży, do których mógłbyś iść ot tak. Co więc takiego byś ryzykował?

Shini, nie jesteś idiotą, więc nie udawaj, że tego TAK NAPRAWDĘ nie wiedziałeś. Co, siedziałeś sobie, rozkminiałeś temat odpowiedzialności i wyszło Ci, że nie, Ty nie będziesz za siebie odpowiedzialny? Wyobrażałeś sobie, że rodzice będą żyć wiecznie? Nie. Jeśli już, to zwyczajnie wdupiemiałeś, wyrzuciłeś z myśli niewygodny temat i tyle. Nie Ty jeden, nic niezwykłego.

No i super, za to piąteczka z plusem, a co dalej?

Nie chodzi o porównanie sportu do życia jako takiego, tylko o to, żebyś sobie uświadomił, że Ty już teraz jesteś w stanie robić rzeczy, na które nie masz ochoty. Założę się, że przy tylu latach treningów miałeś też inne problemy, które jakoś przezwyciężyłeś. Że, no nie wiem, uznałeś, że coś tam jest bez sensu, że nie warto, że nie... A jednak nie poddałeś się zwątpieniu, przynajmniej nie na dłużej, bo nie pamiętam, skąd ta przerwa, i robisz swoje.

Mhm. Shini, nie gniewaj się, ja wierzę, że Ty w to wierzysz, znaczy, że zrobisz to, co zapowiedziałeś, ale dla mnie ten komunikat brzmi wciąż tak samo jak ten nr 2, a nawet jeszcze gorzej. Bo między słowami można wyczytać, że jedyne, co realnie zrobiłeś (a nie - myślałeś, zadeklarowałeś itd.) w kwestii ogarnięcia się, to dłuższe spanko, a za resztę... przenosisz odpowiedzialność z rodziców na dziewczynę. Jeśli ona będzie wspierać, to Ty się grzecznie nauczysz domowych obowiązków, wyprowadzisz się z nią, pójdziesz na terapię, zaczniesz szukać pracy...

Przyszłość. Bajki. Nic pewnego, dużo wątpliwości, bo skoro nie zrobiłeś nic z tego dotąd, to dlaczego uwierzyć, że zrobisz teraz? I serio, nie piszę tego złośliwie, bo życzę Ci, żebyś był w stanie tak zrobić, ale po prostu ja bym to odebrała - w zależności od tego, co bym myślała o facecie - albo jako mrzonki, no, że może i chwilowo jest zapał i dobre chęci, ale wierzyć w to nie można, albo jako celowe manipulacje i robienie z siebie biednego misia, co to taki skrzywdzony tylko czekał na swoją księżniczkę, a tak naprawdę szukał naiwnej, która się nim zajmie zamiast rodziców. I jeśli laska będzie względnie ogarnięta i powyżej lat 15, to małe szanse, że w to uwierzy. I to mimo Twoich dobrych chęci i tak dalej. To po prostu... zbyt podejrzane. wink

Jakie certyfikaty związane ze sportem masz na myśli?

Napisałem, że raczej przyjąłby mnie z powrotem, nie mam co do tego 100% pewności. Tak samo z tymi firmami, nie ma 100% pewności. I na pewno ryzykuję warunki bo teraz mam bardzo dobre. Tak na prawdę w całej tej pracy tylko zarobki są o wiele mniejsze niż bym chciał. Co ciekawe odkąd zacząłem więcej spać i mam dzięki temu więcej energii to pracę też zaczynam lubić.

Wiedziałem ale miałem poczucie całkowitej bezsilności i starałem się jak najbardziej wyrzucić te myśli z głowy. Będąc jeszcze na studiach żyłem w przekonaniu, że muszę się na nich skupić i je ukończyć więc była klasyczna myśl, że po studiach będę miał dobrą pracę dzięki, której się wyprowadzę i będzie tylko coraz lepiej. A skończyło się bezczynnością wynikającą z tej bezsilności, potem terapią i dalej już wiesz.

I dalej terapia się nie udała, a ja ponownie straciłem nadzieję, że cokolwiek może się jeszcze udać aż dotarliśmy do chwili obecnej.

Oczywiście, że były sytuacje, w których myślałem, że nie warto, że to bez sensu itd. Studia są jednym z tego przykładów, przynajmniej kilka razy myślałem o rezygnacji z nich, tak samo jak nie raz myślałem, że nie wyrobię się z jakąś prezentacją, projektem czy czymś podobnym na zajęcia, a jednak zawsze robiłem wszystko w terminie. I wciąż nie widzę w tym podobieństwa do zmiany pracy czy wyprowadzenia się, to nadal są sytuacje na zupełnie innym poziomie.

To nie tak, że ja sobie wymyślam nie wiadomo skąd te wszystkie historie czy teorie. Bazuję na obserwacjach znajomych i ludzi z bliższego otoczenia. Większość moich znajomych miała właśnie taką historię jak opisałem w 3 wersji. Może nie dosłownie, że powiedzieli swoim partnerkom/partnerom, że właśnie teraz zaczynają się uczyć samodzielności itd. ale pierwszy raz wyprowadzili się z domu dopiero jak byli w tych związkach. Nie licząc tych, którzy na przykład dostali mieszkanie od rodziców to niemal wszyscy ludzie jakich kiedykolwiek znałem mieli właśnie taką historię. Nie wiem jak było u nich z kwestiami takimi jak gotowanie, sprzątanie itd. ale tej stricte samodzielności z dala od rodziców uczyli się dopiero po wejściu w związek. Znam dosłownie dwie osoby, które mieszkały w pokojach z obcymi ludźmi i jeszcze kilka, które wynajmowały mieszkania na pokoje razem z wieloletnimi znajomymi. Co do tych dwóch dziewczyn to obie po studiach wróciły do rodziców i z tego co wiem przynajmniej jedna z nich wciąż tam jest bo dostała pracę po rodzinie. Mam też paru znajomych jeszcze z podstawówki, którzy przez jakiś czas mieszkali w mieście, nie wiem jak dokładnie ale teraz praktycznie wszyscy wrócili do rodziców na wieś i dojeżdżają do miasta do pracy, każdy mówi to samo, że ich nie stać albo się nie opłaca. Ja na prawdę piszę to wszystko szczerze i stąd też się bierze moja wizja przedstawiona w wersji 3. Na prawdę nie znam nikogo kto sam się wyprowadził z domu nie dostając od nikogo żadnego wsparcia finansowego i z tego poszedł dalej na swoje, znalazł partnera/partnerkę itd.

Facet czekały na księżniczkę, a z twojego opisu wynika, że to dziewczyna czeka na księcia, czeka na gotowe. Dla mnie to jest bardziej podejrzane i prawdę mówiąc jak przeczytałem ten fragment to moja pierwsza myśl była podobna jak u Smutnej, dla mnie też to zabrzmiało jakbyś kiedyś doświadczyła jakiegoś rozczarowania facetem, a teraz jesteś wręcz uprzedzona. Nie twierdzę, że tak jest, po prostu taki był wydźwięk tego fragmentu posta. Gdyby zamienić miejscami i gdybym to ja miał wybrać dziewczynę to wolałbym tą, która mieszka z rodzicami niż tą, która mieszka na jakimś pokoiku z obcymi ludźmi.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Nic się nie stało i nie zmieniłam strony. Zmienilam jednak zdanie o charakterze porad ktore sa ci udzielane.
Jesteś jedyną osoba na forum o której wiemy gdzie mieszka, jakie skończyła studia, gdzie pracuje, ile zarabia, w ilu była związkach, jaką ma sytuacje rodzinną. Reszta ludzi którzy udziela ci rady pozostaje anonimowa. Rzuca jakieś dwuznaczne teksty i sugestie, ale tak na serio nie wiemy o nich nic. Zgaduje że czesc z nich ma mniej kolorowa sytuacje niż ty, czy to zawodowo, czy związkowo, czy finansowo. Mimo to dosłownie każdy udziela porad z punktu wyższości nad tobą.
Mimo że dostałeś dużo rad, wiekszosc z nich sprowadza się do "syn kolezanki ma 5, czemu ty masz 3", "inni mają gorzej", "weź się w garść".

Przykład Jacka który doradza ci kariere w anime. Czy zawody artystyczne są dobrze płatne? W większosci nie. Czy na sklepach z rekodzielem sie dobrze zarabia? Raczej nie, średni sprzedawca rekodziela na Etsy zarabia ok 2,200$ rocznie. Więc ogólnie tego typu zajęcie nie jest dobrze opłacalnym i nie warto się w to pchać. Jack natomiast, na podstawie tego ze zna jedną osobe ktoremu coś się udało wnioskuje że jest to świetna porada zawodowa. Wnioskuje niepoprawnie, poniewaz zna osobe z 1% kariery w tej branzy, ktora jesty wyjatkiem od regoly a nie regola, ale już ma się za eksperta i ci doradza.
Podobnie Olinka, chociaż jej opowieść była bardzo motywująca, to ona tak na prawde nie wie czy ludzie wychowani w patologii sobie dobrze radza. Statystycznie taka przeszłość zwieksza ryzyko wlasciwie każdego rodzaju problemów psychicznych i uzaleznien, tacy ludzie mniej zarabiają, mają mniejsza satysfakcje z zycia. Czy rada zobacz ze wszystko jest możliwe ma sens? Nie bardzo, wydaje mi się że takiej osobie sensowniej jest doradzić poszukanie pomocy u specjalisty, bo statystycznie to mozesz doswiadczyc w przyszlosci jakis probelmow psychicznych.
Porady Sary, co zrobić żeby zostać rozchwytywanym kawalerem. No niestety w Polsce mamy bardzo wysokie statystyki rozwodow, wiec nie rozumiem skąd Sara wie co potrzeba zeby byc w idealnym zwiazku, a ludzie ktorzy ida do oltarza i sobie obiecują dozywotnią miłość tego nie wiedzą.

Każdy chce mieć dobre samopoczucie, bo udzieliło się wspaniałej rady, niestety większość tych rad na chłopski rozum jest po prostu głupia i nie zadziała. Nie ze względu na ciebie, ale na to że niewielu by taka porada pomogła.

Właśnie o to chodzi, większość tych rad nie zadziała bo każdy pisał je dostosowując do siebie. Dlatego psychoterapeuci są tak potrzebni, uczą się jak dostosować rady do kogoś innego. 

Jack Sparrow napisał/a:

Shini, ty pisałeś, że dostajesz 20zł na godzinę w sytuacji kiedy minimalna była 21 czy tam 22zł. Jak pisałeś ile dostajesz to tam wszyscy ci to podsumowali, ze dostajesz od szwagra poniżej minimalnej.

Przestań kłamać, bo to już jest kolejna rozmowa na ten sam temat. Robienie sałatek, piramidy zdrowia i całą resztę to się robi w szkołach na lekcjach. To są jakieś pojedyncze przypadki, że ktoś jakiegoś elementu nie miał, a tak czy siak nie żyjemy w próżni i różne elementy tego są wałkowane dosłownie wszędzie w ramach kolejnych kampanii prozdrowotnych. To są rzeczy wałkowane dosłownie wszędzie bo jest zajebista moda na bycie fit.

Dlatego m.in nie wierzę, że cokolwiek trenowałeś, nie wierzę, że jeździłeś na zawody, bo na każdej znanej mi sekcji niemały nacisk był zawsze kładziony na suplementację i dietę. Bo jest od chuja substancji uznanych za doping, a które są wszędzie, np w kroplach do nosa, na co zwraca się uwagę nawet w sekcjach dziecięcych (przynajmniej tych profesjonalnych, które faktycznie przygotowują do udziału w zawodach kwalifikowanych), bo w razie czego po prostu potrzebne są kwity odpowiednie od lekarzy. Bo nie brakuje alergii, nie brakuje przypadków dziecięcej astmy wysiłkowej i wielu innych.

I jest też wiele strategii odnośnie kategorii wagowych czy hiperkompensacji glikogenu, nawodnienia itp. A ty się temu wszystkiemu dziwisz bardziej niż najwięksi amatorzy, z jakimi miałem do czynienia w swoim życiu.

Z tego co ostatnio sprawdzałem to jest chyba 23zł brutto minimalna z czego netto wychodzi jakieś 18-19zł, ja mam te 20 właśnie netto więc nie jest to mniej niż minimalna.

Nie zamierzam na siłę cię przekonywać bo ty i tak lepiej wiesz co ja miałem w szkole. Nie miałem nic z takich rzeczy, nigdy nie było nawet malutkiej wzmianki o gotowaniu.

To były zawody w karate dla dzieci, a nie gala KSW. Jaki doping, jakie suplementy, jaka dieta, jakie kwity? Tam nawet żadnych eliminacji nie było, jechał ten komu trener pozwolił i tyle. Nie było żadnych badań, ważenia ani nic z tych rzeczy. To była bardziej zabawa dla dzieci niż prawdziwe zawody ale jednak były uznawane za Mistrzostwa Polski, oczywiście mowa o sekcji dziecięcej, w sekcji dorosłych było zupełnie co innego.

Jack Sparrow napisał/a:

Mieszkanie z rodzicami jest celem samym w sobie, jego stylem życia.

Dawno nie czytałem większej głupoty.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Ale rozumiesz, że dla dziewczyny która podobnie jak Shini nie ogarnia wspolne życie wcale nie jest nieńczeniem? Ty jego postawe oceniasz jako mniej dojrzala od swojej, co nie oznacza, że każda kobieta tak oceni. Polecam poczytać posty hinarty gdzie laska nie może iść do psychiatry bo boi się że zgubi się w mieście więc musi iść z mamą. Przy niej Shini z włąsnym samochodem, stała pracą i kasą na prywatną terapie to jest orzeł zaradności. Kobieta która nie chce związku z mniej zaradnym partnerem zwyczajnie z nim zerwie. Kobieta która jest mniej zaradna niż on i tak bedzie zadowolona.

Ja patrzę na to w zupełnie inny sposób i wręcz nie rozumiem dlaczego panuje takie nastawienie, że partner/partnerka od samego początku muszą być gotowi, ukończeni, idealni. Po to jest związek żeby wspierać się nawzajem. Nie chodzi o to by dziewczyna była podobna do mnie w kwestiach samodzielności bo to tak na prawdę są kwestie poboczne, niewiele znaczące, a wszystkiego co wchodzi w skład tej samodzielności można się dość szybko nauczać, szczególnie mając wsparcie drugiej osoby. Może się mylę ale czy nie jest tak, że jeśli się kogoś kocha i lubi się czyjeś towarzystwo to wszystko inne schodzi na dalszy plan i się współpracuje by razem rozwiązywać problemy? Obowiązki domowe zawsze można podzielić właśnie tak jak już pisałaś. Ja posprzątam, dziewczyna ugotuje, a w międzyczasie oboje będziemy się od siebie uczyć tego czego nie potrafimy, oboje wypełniamy swoje luki. Co to jest w ogóle za absurd by na starcie wymagać od kogoś by już wszystko umiał i ogarniał?

840 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-10-16 22:39:34)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Nie ma absolutnie żadnej kariery prowadzącej do dużych pieniędzy, w której odsetek porażek nie byłby ogromny.oczywiście że jeste.wystarczy zobaczyć na mediane zarobków w danym zawodzie. zawod z niższą medianą bedzie mniej atrakcyjny niż ten z wyższą.

Weźmy to twoje wytykane anime. ...

Co za bzdety. Udzielałeś mu porad o anime i stoalrstwie w rozmowie gdzie wyraźnie chodziło mu o zwiekszenie zarobkow. Teraz kedy wytknelam ci że jest mala szansa na zarobki w takich branżach to nagle odwrocenie kota ogonem i wcale nie chodzi o zarobki ale o to żeby mieć hobby i żeby coś się działo. Tylko że on już ma hobby big_smile Więc skoro ma mało kasy to ma mieć więcej hobby i mniej czasu na prace? Zamist pracy na dwa etaty drogie hobby związane z wydawaniem pieniędzy i marnowaniem czasu? Super plan.
Oczywiscie ze są branze gdzie mediana zarobkow jest bardzo wysoka. Chocizaby lekarz, stomatolog, informatyk, elektryk. Dlatego na te kierunki studiów jest kilkudziesięciu kandydatów na miejsce i matura na poziomie 100% a na historie sztuki i zabytków w Zmościu mają problem żeby zapełnić minimum. Ludzie szacują wypłate oczekiwaną i wybierają branze gdzie mają najwieksze szanse na duże pieniądze. Skoro przygotowanie się do zawodu zajmuje X lat, czas i tak upłynie, to lepiej wypełnić ten czas przygotowaniem się do dobrze płatnego zawodu, a nie zawodu niszowego i bez perspektyw.

Odp: Co to znaczy żyć?
JuliaUK33 napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Niestety nie wszyscy podzielają tę opinię, więc szykuj się Rycerzu na białym koniu do obrony czci i dobrego imienia tej Niewiasty tongue.

Ale przepraszam bardzo kto nie wszyscy ?

No jak to kto? Koralina!
Widzisz, że chce bym konia oporządził, kopią ją atakował!

842 Ostatnio edytowany przez KoralinaJones (2024-10-16 22:52:47)

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Niestety nie wszyscy podzielają tę opinię, więc szykuj się Rycerzu na białym koniu do obrony czci i dobrego imienia tej Niewiasty tongue.

Ale przepraszam bardzo kto nie wszyscy ?

No jak to kto? Koralina!
Widzisz, że chce bym konia oporządził, kopią ją atakował!

Szczęściem Koraliny nie ma na tym forum Moderacji, bo zapędy te by rychło ukróciła, zanim ową kopię zdołałbyś na sztorc postawić. Mój Ci On! big_smile I teraz się jakoś z tego wyplątaj tongue.

Odp: Co to znaczy żyć?
KoralinaJones napisał/a:

Mój Ci On! big_smile I teraz się jakoś z tego wyplątaj tongue.

Rękami obejmie, nogami oblecze
i rzeknie- wyplącz się, człowiecze!

Julka, ratuj!!

844

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Mój Ci On! big_smile I teraz się jakoś z tego wyplątaj tongue.

Rękami obejmie, nogami oblecze
i rzeknie- wyplącz się, człowiecze!

Julka, ratuj!!

big_smile

845

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Mój Ci On! big_smile I teraz się jakoś z tego wyplątaj tongue.

Rękami obejmie, nogami oblecze
i rzeknie- wyplącz się, człowiecze!

Julka, ratuj!!

Białą chustą głowę nakryje, oburącz złapie mocno za szyję
Rozgrzanym licem przylgnie do lica i rzeknie, jam Ci Twoja Anielica big_smile.

Posty [ 781 do 845 z 1,617 ]

Strony Poprzednia 1 11 12 13 14 15 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024