Widzę, że niezła debata tu powstała. A teraz kilka kwestii:
Jack Sparrow napisał/a:Może i wyprowadził się w wieku 27 lat, ale nie zamieszkał z pierwszą, z którą się spotykał i nie z pierwszą, z którą uprawiał seks.
A ty masz 27 i nie robisz nic w tym kierunku. Widzisz różnicę?
Ty nie odkładasz. Ty skąpisz. To jest różnica. Bo skąpiec NIGDY na nic nie ma niezależnie od tego ile funduszy zgromadzi.
Stabilizację ekonomiczną masz, bo zawsze ją miałeś. Życiową też masz. W twoim życiu nie dzieje się absolutnie nic. Od wielu lat twoje życie wygląda dzień za dniem tak samo i takie masz też perspektywy na przyszłość. Tobie brakuje samodzielności.
Kto powiedział, że to nie była jego pierwsza zarówno w kwestii mieszkania jak i seksu? W to też pewnie nie uwierzysz ale właśnie była i jest jego pierwszą w obu tych kwestiach.
W drugim przypadku mowa o dziewczynie więc o czym my tu w ogóle piszemy. Dziewczyna nie musi robić nic albo podjąć minimalny wysiłek by znaleźć chłopaka i z nim zamieszkać.
Dla mnie definicja skąpstwa jest zupełnie inna niż dla ciebie. Dla mnie skąpstwo jest wtedy kiedy kogoś na luzie na coś stać, a i tak mu szkoda, kiedy nie chce wydać pieniędzy na coś co jest mu potrzebne i nie byłby to dla niego duży wydatek. Z kolei odkładanie rozumiem jako trzymanie pieniędzy albo na koncie albo w gotówce w gotowości do użycia jeśli zajdzie taka potrzeba albo kiedy są przeznaczone na z góry ustalony cel.
Jak zwykle w jednej rzeczy masz rację, faktycznie w moim życiu niemal nic się nie dzieje już od paru lat. Dokładnie tak, brakuje mi samodzielności.
Muqin napisał/a:Shini, z tego co ostatnio napisałeś to mi wynika, że obecnie zastanawiasz się nad tym w jakim stopniu usiłowałeś wprowadzić w życie to, co zdaniem Twoich rodziców powinieneś. I wychodzi Ci, że w znacznym. '
Jeśli cię nie ciągnie do pewnego rodzaju stabilizacji życiowej, pewnego modelu życia - to nie ma zmiłuj, w najlepszym razie wielkim wysiłkiem wykonasz coś, co ci nie da poczucia szczęścia czy zadowolenia, co najwyżej takie w modelu "zrobiłem co zdaniem rodziców/innych ludzi powinienem" czyli wypełnienie jakiegoś narzuconego obowiązku.
Jeśli nie ciągnie cię do zakładania własnej rodziny to nie ma sensu tego robić na siłę, bo prędzej unieszczęśliwisz siebie i kogoś niż będzie z tego pożytek. Nie ciągnie Cię teraz to sobie odpuść. Może kiedyś ci się to zmieni, a może nie. Nie założenie rodziny nie jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Nawet, przynajmniej w Polsce, nie jest czynem karalnym. Ba, bywają też szczęśliwi single i singielki. Tacy z wyboru, nie z konieczności.
Tak sobie pomyślałam, że gdybyś zdołał zdjąć z siebie poczucie przymusu wyprowadzki i tego, co z tym związane tak na jakiś czas przynajmniej to może by ci to na dobre ogólnie wyszło. Presja nie sprzyja refleksji ani zastanawianiu się nad takimi sprawami jak "czego właściwie chcę".
Czy dorosłość polega na oduczaniu się tego, co wpoili nam rodzice? Żartobliwie to można chyba to tak określić. Bardziej serio to między innymi na tym, żeby skonfrontować to, co wpajano z tym, czego się samemu chce i co uważa. Z takich znanych "przekonań rodziców" to mi się przypomniało takie dosyć powszechne w Polsce, że"tylko praca na etat daje stabilizację i bezpieczeństwo". Drugie to "jeśli nie będziesz mieć dzieci to ci na starość nikt szklanki wody nie poda".
Praktyka życia pokazuje, że żadne z nich nie jest 100% prawdziwe.
Może nie konkretnie stabilizacji ale właśnie do tego modelu życia jaki mają wszyscy wokół mnie nie ciągnie. Całe życie mieszkać i pracować w jednym miejscu, spłacać kredyt, wozić dziecko do przedszkola, potem do szkoły, jeździć na grille do znajomych mających takie samo życie, rozmawiać z nimi tylko o pracy i innych przyziemnych sprawach. Być tym małym, nic nie znaczącym trybikiem z nudnym życiem pozbawionym sensu większego niż egzystencja sama w sobie. To nie brzmi zbyt zachęcająco. Do zakładania własnej rodziny też mnie nie ciągnie ale wiecznym singlem nie chciałbym być. Chciałbym mieć dziewczynę, taką towarzyszkę w życiu podzielającą moje zdanie i mój styl życia, żebyśmy razem sobie żyli po swojemu.
U mnie idealnie pasuje to z oduczaniem się tego co wpajali nam rodzice. Spora część z tego wszystkiego jeśli nie okazała się kompletną bzdurą to jest całkowicie nieaktualna. Do tego co wymieniłaś dodałbym jeszcze "studia gwarantują dobrą pracę", "szkoła jest najważniejsza", "nigdy nie pracuj ponad normę i się nie wychylaj", "tu w domu jest najlepiej" i pewnie jeszcze parę by się znalazło. Teraz się okazuje, że to wszystko co było powtarzane do znudzenia jak jakaś mantra to głupoty, które tylko szkodzą. Tak samo ze szkołą, połowa tego czego uczyli, a raczej próbowali uczyć w szkole albo nigdy do niczego się nie przydała albo też okazała się bredniami, a rzeczy na prawdę potrzebnych w życiu nigdy nie uczyli.
Co do tych wszystkich kursów itd rozumiem co Jack ma na myśli ale to brzmi jak droga donikąd. To oczywiste, że wszystko co daje jakiekolwiek kwalifikacje, certyfikaty czy uprawnienia jest płatne i to często są dość duże kwoty. Tak samo logiczne jest, że trzeba próbować różnych rzeczy by dowiedzieć się co można polubić lub w czym można być dobrym ale właśnie problem w tym, że nie do tego zbyt dużych możliwości. Wydawać po kilka czy kilkanaście tysięcy na jakieś kursy czy coś w tym stylu tylko po to by sprawdzić czy to może być to jest kompletną głupotą, to wywalanie pieniędzy w błoto. Najpierw trzeba wiedzieć co się chce robić by był sens wydawać na to pieniądze. To jest błędne koło, żeby dostać jakąś pracę musisz mieć doświadczenie, a żeby zdobyć to doświadczenie najpierw musiałbyś pracować. Jeśli od razu nie masz choć wstępnie określonej drogi, którą można podążyć to jesteś w dupie. Jeśli ktoś już w szkole nie miał pomysłu co mógłby robić w przyszłości to jest w sytuacji, z której bardzo ciężko wyjść. Patrząc po moich znajomych to dotyczy każdego bez wyjątku.
Jack Sparrow napisał/a:Jak chcesz mieć zadbane ciało - musisz kupić karnet na siłkę, suple, lepszej jakości jedzenie, odpowiednie kosmetyki itp.
Jak chcesz prezentować się dobrze - musisz kupić odpowiednie ciuchy, pójść do fryzjera itp
Jak chcesz osiągnąć coś na drodze zawodowej - musisz inwestować w kursy, szkolenia, generalnie w rozwój kompetencji.
Jak chcesz dobrze odpocząć, musi cię być stać na odpowiednie wakacje - w tym na spokój ducha, że nieobecność w pracy przez tydzień czy dwa nie uszczupli twojego portfela
Tak wymieniać można bez końca.
Tyle, że takie wymienianie nie ma sensu bo to nie są takie same kwestie. W przypadku zadbanego ciała sytuacja jest prosta, tu są tylko te opcje, które wymieniłeś. W prezentowaniu się tak samo i w kwestii odpoczynku też. W każdej z tych kwestii jest tylko jedna droga, jedno rozwiązanie oczywiste dla każdego. W przypadku osiągnięć zawodowych jest zupełnie co innego. Tu jest niemal nieskończona liczba dróg w nieskończonej liczbie konfiguracji. Jeśli ktoś nie ma gotowej odpowiedzi, wskazówek, podpowiedzi czy chociaż wstępnego pomysłu nie zdoła wybrać żadnej z dróg. Większość ludzi mając zbyt wiele opcji do wyboru nie potrafi wybrać żadnej.
Pisaliście też o celu, który wcale nie musi być jakiś wielki i chyba udało mi się ustalić jak na razie największy priorytet. Trzeba coś zrobić z tym brakiem energii, sennością, ciągłym rozkojarzeniem i brakiem koncentracji. Bez tego nie ma szans na zrobienie czegokolwiek innego. Teraz zaczynam rozumieć, że u mnie zawsze problemem nie było lenistwo czy nawet lęk tylko właśnie ten brak energii do czegokolwiek. To zawsze powodowało poddawanie się lękowi i wyuczonej bezradności, a teraz doszło do takiego poziomu, że nie jestem w stanie nawet wyjechać na wakacje mimo iż na luzie mnie na to stać. Jestem zmęczony na samą myśl o planowaniu wyjazdu czy szukaniu pracy. Przez ostatnie dni starałem się zgłębiać wiedzę na te tematy i okazuje się, że mimo iż starsze pokolenia pod wieloma względami miały trudniej i pracowały dużo więcej to moje pokolenie i młodsze są bardziej zmęczone niż te starsze. Jesteśmy koszmarnie przebodźcowani, nasze mózgi działają na zbyt wysokich obrotach przez taką ilość bodźców. Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio nie byłem zmęczony albo kiedy ostatnio nic mnie nie bolało ale też nie pamiętam już kiedy ostatnio przez cały dzień nie korzystałem z komputera, telefonu albo telewizora. Tak samo nakładam na siebie wielką presję by robić rzeczy nieosiągalne dla zwykłego człowieka albo przynajmniej dla 99% ludzi tłumacząc sobie, że jest to minimum niezbędne by być traktowanym jak ten zwykły człowiek. Nawet gdybym teraz poszedł na jakiś kurs czy kolejne studia to dosłownie zasnąłbym po 20 min pierwszych zajęć. Nie będzie nawet mowy o zmianie pracy czy wyprowadzce jeśli najpierw jakoś nie rozwiąże tego problemu.