Co to znaczy żyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Strony Poprzednia 1 8 9 10 11 12 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 586 do 650 z 1,617 ]

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:

No i tu jest wreszcie poważny problem zarysowany. Każdy wie że w przypadku teleporady, odległość ma ogromne znaczenie!
Pochylmy się nad tym w ciszy i zadumie.

Może kiedyś, komuś pomoże, gdyby się ktoś borykał z podobną postawą i rzeczywiście chciał z tym coś zrobić;
https://m.youtube.com/watch?v=Z7f15BJCWDQ

Oczywiście, że to jest problem nie tylko ze względu na odległość

Nie złapałeś ironii. Jakim problemem w przypadku teleporady jest odległość?



Shinigami napisał/a:

Ten film z linku to żadne odkrycie, od dawna wiem o wyuczonej bezradności, i że jestem niemal idealnym tego przykładem.

Tak ogolnie, to nic dla Ciebie nie jest odkryciem. Ty juz wszystko wiesz, z naciskiem na to dlaczego sie nie da.
Takie połączenie małego narcyza, maminsynka i kolesia, ktory spod wladzy matki nie umie się wyrwać. Ba, nawet nie chce choć tak mu tam ponoć źle;)

Shinigami napisał/a:

Muqin jeśli jeszcze to czytasz to wybacz, że tyle mi się schodzi z tą książką. Przeczytałem 5 rozdział i przeczytam ją całą nawet jeśli miałoby mi to zająć miesiące.

No popatrz, jaki zabiegany. Zajrzałem w profil- niemal codziennie posty w tematach, które nic nie znaczą. Czasem kilka, rozwlekłych bezsensownych dyskusji.
A na książkę, która ponoć mogłaby realnie pomóc, czasu brak sad
Ty się chłopaku zapominasz. Po drugiej stronie są dorośli ludzie, bajki zostaw dla siebie, bo najwyraźniej sam w nie wierzysz.

To nie jest wstęp do nowej dyskusji, więcej mojej uwagi nie dostaniesz dziś ani jutro. Ale jeszcze tu wpadnę nie raz, bo te Twoje wygibasy by unikać stresu, jaki towarzyszy normalnemu życiu, bywają nawet zabawne;)

Zobacz podobne tematy :

587

Odp: Co to znaczy żyć?

Czytać czytam, choć od jakiegoś czasu raczej sprawdzam, czy Ty, Shini, coś napisałeś akurat do mnie, bo całą resztę raczej odpuściłam. Wbrew sugestiom niektórych forum nie jest dla mnie akurat zastępczą formą funkcjonowania społecznego. A że skupiasz się raczej na rozmowie z innymi - Twój wybór.
Co do książki to pisałam - powtórzę - ja podsunęłam tytuł, a nie - niczym nauczycielka-  zadałam lekturę obowiązkową. Jeśli uznałeś, że ma sens czytanie tej książki - to się cieszę, że czytasz. Tempo należy do Ciebie. Gdybyś z zachwytem zameldował po miesiącu, że przeczytałeś od deski do deski to bym uznała, że "odwaliłeś" po łebkach. Ten rodzaj książek, jeśli ma się z lektury pożytek wynieść, czytuje się albo powoli albo po wielokroć, a czasem i jedno i drugie. Czyli - nie mam tu nic do wybaczania. smile

588

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

. Jedno to chłopak, drugie to dziewczyna i oboje mają ten sam schemat. Płacą prawie po 4k za wynajem mieszkania, w którym tylko śpią bo pracują po 12h dziennie, chłopak jeszcze dorabia w weekendy w czym innym. Oboje są w związkach i oboje widują swoich partnerów jedynie od czasu do czasu bo zarówno oni jak i ci partnerzy niemal cały czas są w pracy. Oni mają to wszystko co oferuje duże miasto i czego ja tak bardzo bym chciał, a nie mają nawet czasu i energii by z tego skorzystać. Żyją w trybie "Praca by żyć, życie by pracować" i nie mają nic poza tym. Oboje mówią, że nie zamierzają ani brać ślubu ani mieć dzieci bo nie mają na to pieniędzy i czasu.


To się nazywa "być na dorobku". Tylko minie kilka lat i oni będą na zupełnie innym poziomie, a ty dalej będziesz tkwić w domu rodzinnym. A im później - tym będzie ci trudniej. Bo co jest normalne mając lat 20ścia, to nie będzie akceptowalne dla 30stolatki.

589 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-08-27 15:26:42)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

To się nazywa "być na dorobku". Tylko minie kilka lat i oni będą na zupełnie innym poziomie, a ty dalej będziesz tkwić w domu rodzinnym. A im później - tym będzie ci trudniej. Bo co jest normalne mając lat 20ścia, to nie będzie akceptowalne dla 30stolatki.

Gdzie ty tu widzisz jakiś dorobek skoro oboje nie mają nawet z czego odłożyć? Mam nadzieję, że chociaż przeczytałeś najważniejszy fragment mojego posta. Oni oboje wyprowadzili się z domów rodzinnych dopiero po wejściu w związek i tylko mając dwie wypłaty byli w stanie to zrobić. Oboje w pojedynkę nie daliby rady wynajmować w Warszawie co sami przyznali. Jak mi jakaś 30 latka powie, że będąc w moim wieku coś muszę czy powinienem i uargumentuje to jedynie wiekiem lub nie zrobi tego wcale to szybko się pożegnamy bo nie szukam kogoś takiego.

590

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Oni oboje wyprowadzili się z domów rodzinnych dopiero po wejściu w związek


Będąc ludźmi młodszymi od ciebie.


Gdzie ty tu widzisz jakiś dorobek skoro oboje nie mają nawet z czego odłożyć?


Zawsze się coś odkłada, tylko nie muszą ci się do tego przyznawać. Poza tym wykonali kilkanaście kroków, które są wciąż przed tobą. Minie kilka lat, dojrzeją, awansują lub zmienią pracę i wyprzedzą cię jeszcze bardziej.


Jak mi jakaś 30 latka powie, że będąc w moim wieku coś muszę czy powinienem i uargumentuje to jedynie wiekiem lub nie zrobi tego wcale to szybko się pożegnamy bo nie szukam kogoś takiego.


To nie jest kwestia wieku samego w sobie, ale pewnych etapów życia. Można klepać biedę będąc na dorobku jak się ma tych właśnie 20ściakilka lat. Jak się ma 30stkę na karku to człowiek szuka pewności i stabilizacji życiowej ekonomicznej. 40- chcesz się cieszyć rodziną i sukcesem. 50- zaczynasz dostrzegać, że jesteś w tym wieku, że życie już powoli przestaje dawać i zaczyna odbierać; pomagasz swoim dzieciom wchodzić w dorosłość. 60- zaczynasz martwić się emeryturą i zdrowiem ciesząc się z wizyt wnucząt.


Póki będziesz na garnuszku rodziców pracując u szwagra za minimalną, to ekonomia nigdy nie będzie dla ciebie dobra, bo zawsze krok na przód będzie się wiązał z utratą większości tego, co masz obecnie. Jesteś w takiej sytuacji, że absolutnie wszystko możesz usprawiedliwiać pieniądzem i to się nie zmieni do końca twojego życia. Bo żyjesz w biedzie i nie chcesz tego zmienić.

591

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Będąc ludźmi młodszymi od ciebie.

Zawsze się coś odkłada, tylko nie muszą ci się do tego przyznawać. Poza tym wykonali kilkanaście kroków, które są wciąż przed tobą. Minie kilka lat, dojrzeją, awansują lub zmienią pracę i wyprzedzą cię jeszcze bardziej.

To nie jest kwestia wieku samego w sobie, ale pewnych etapów życia. Można klepać biedę będąc na dorobku jak się ma tych właśnie 20ściakilka lat. Jak się ma 30stkę na karku to człowiek szuka pewności i stabilizacji życiowej ekonomicznej. 40- chcesz się cieszyć rodziną i sukcesem. 50- zaczynasz dostrzegać, że jesteś w tym wieku, że życie już powoli przestaje dawać i zaczyna odbierać; pomagasz swoim dzieciom wchodzić w dorosłość. 60- zaczynasz martwić się emeryturą i zdrowiem ciesząc się z wizyt wnucząt.

Póki będziesz na garnuszku rodziców pracując u szwagra za minimalną, to ekonomia nigdy nie będzie dla ciebie dobra, bo zawsze krok na przód będzie się wiązał z utratą większości tego, co masz obecnie. Jesteś w takiej sytuacji, że absolutnie wszystko możesz usprawiedliwiać pieniądzem i to się nie zmieni do końca twojego życia. Bo żyjesz w biedzie i nie chcesz tego zmienić.

Chłopak jest z tą dziewczyną trochę ponad rok i mniej więcej ten rok dopiero mieszkają na wynajętym, on jest w moim wieku więc wyprowadził się od rodziców w wieku 27 lat. Dziewczyna mieszka na tym wynajmie nawet mniej niż rok, miała 24 lata jak pierwszy raz się wyprowadziła, jak na dziewczynę to i tak późno zważywszy, że to jej pierwszy związek.

Po pierwsze nie ma żadnej pewności, że awansują czy zmienią pracę na lepszą. Po drugie w kwestii samego odkładania wygrywam z nimi. Jedynie w kwestii dojrzewania faktycznie są dalej niż ja.

Nie zamierzam się kierować w życiu tym jednym schematem i to, że każdy tak ma nie znaczy, że też muszę. Gdybym tylko mógł to przy pierwszej okazji wypisałbym się z tego systemu, w którym wszyscy żyjemy jak niewolnicy. Jeśli nie mogę być taki jak zwykli ludzie nawet gdybym chciał to spróbuję żyć po swojemu. Ja jestem niewiele przed 30 więc powinienem szukać tej pewności i stabilizacji życiowej, a jakoś ani trochę mnie do tego nie ciągnie. Tak samo jak nie ciągnie mnie do jakichś wielkich pieniędzy czy posiadania własnej rodziny. Oczywiście pieniędzy nigdy nie jest za dużo, a im więcej pieniędzy tym więcej możliwości. Ja szukam celu, a poza tym chciałbym robić to co będzie mi sprawiać przyjemność, a nie to czego wymagają inni ludzie czy społeczeństwo. Zawsze robiłem tylko to czego chcieli inni przez co nigdy nie wykształciłem własnego "ja". Niedawno słyszałem bardzo fajne zdanie "Dorosłość polega na oduczaniu się tego co wpoili nam rodzice" i ja właśnie na tym powinienem się skupić.

Tu akurat masz rację, ekonomia nie jest dla mnie dobra i nie będzie póki nie zmienię tej pracy. Ale tego, że krok na przód wiąże się z utratą większości tego co teraz mam nie rozumiem. Na prawdę tego nie rozumiem. Nie chodzi o to by zmienić swoje życie z biednego na bogate tylko na szczęśliwe co nie musi oznaczać milionów na koncie. Zobacz sobie na YT filmy o Edwardzie pustelniku z Wrocławia, w kwestii materialnej gość nie ma prawie nic ale w kwestii psychiczno-duchowej jest najbogatszym człowiekiem o jakim słyszałem. Oczywiście to nie znaczy, że każdy powinien żyć jak on ale każdy chciałby osiągnąć taki spokój ducha jak on.

592

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Chłopak jest z tą dziewczyną trochę ponad rok i mniej więcej ten rok dopiero mieszkają na wynajętym, on jest w moim wieku więc wyprowadził się od rodziców w wieku 27 lat

Wątpię, aby te przykłady były prawdziwe, ale ok.


Może i wyprowadził się w wieku 27 lat, ale nie zamieszkał z pierwszą, z którą się spotykał i nie z pierwszą, z którą uprawiał seks.


Dziewczyna mieszka na tym wynajmie nawet mniej niż rok, miała 24 lata jak pierwszy raz się wyprowadziła

A ty masz 27 i nie robisz nic w tym kierunku. Widzisz różnicę?


Po pierwsze nie ma żadnej pewności, że awansują czy zmienią pracę na lepszą.

Nigdy nie ma. Ale szanse mają. Ty nie. Nie awansujesz, a pracy zmienić nie chcesz.


Po drugie w kwestii samego odkładania wygrywam z nimi.

Ty nie odkładasz. Ty skąpisz. To jest różnica. Bo skąpiec NIGDY na nic nie ma niezależnie od tego ile funduszy zgromadzi.


Gdybym tylko mógł to przy pierwszej okazji wypisałbym się z tego systemu, w którym wszyscy żyjemy jak niewolnicy.


Mentalność sybiraka. Niewolnictwo jest w tobie.


Ja jestem niewiele przed 30 więc powinienem szukać tej pewności i stabilizacji życiowej, a jakoś ani trochę mnie do tego nie ciągnie.


Stabilizację ekonomiczną masz, bo zawsze ją miałeś. Życiową też masz. W twoim życiu nie dzieje się absolutnie nic. Od wielu lat twoje życie wygląda dzień za dniem tak samo i takie masz też perspektywy na przyszłość. Tobie brakuje samodzielności.



Ja szukam celu, a poza tym chciałbym robić to co będzie mi sprawiać przyjemność


A jak chcesz to znaleźć nie próbując niczego? Bo zawsze masz takie same wymówki: "bo w sumie nie wiem czy to chce/czy to mi się spodoba" i "szkoda mi wydawać pieniędzy".


Niedawno słyszałem bardzo fajne zdanie "Dorosłość polega na oduczaniu się tego co wpoili nam rodzice"

Gówno prawda.


Tu akurat masz rację, ekonomia nie jest dla mnie dobra

Nie zrozumiałeś kompletnie.

Ekonomia dla ciebie ZAWSZE będzie zła. I zawsze będziesz się nie tłumaczył. W ciężysz czasach - bo wszystkim źle, to nie moment na ryzykowanie, rynek niepewny, ceny z kosmosu. W czasach lepszych - inni mają, a ty nie, ciebie nie stać, inni mieli bogatych rodziców, lepszy start, a ty zarabiasz minimalną i ci rodzice nie kupili mieszkania i pierdylion innych.


Zobacz sobie na YT filmy o Edwardzie pustelniku z Wrocławia

A ty zacznij żyć. Żeby coś osiągnąć - najpierw trzeba zainwestować czas i pieniądze. Gadaniem nie zmienisz niczego.

593

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini, z tego co ostatnio napisałeś to mi wynika, że obecnie zastanawiasz się nad tym w jakim stopniu usiłowałeś wprowadzić w życie to, co zdaniem Twoich rodziców powinieneś. I wychodzi Ci, że w znacznym. '
Jeśli cię nie ciągnie do pewnego rodzaju stabilizacji życiowej, pewnego modelu życia - to nie ma zmiłuj, w najlepszym razie wielkim wysiłkiem wykonasz coś, co ci nie da poczucia szczęścia czy zadowolenia, co najwyżej takie w modelu "zrobiłem co zdaniem rodziców/innych ludzi powinienem" czyli wypełnienie jakiegoś narzuconego obowiązku.
Jeśli nie ciągnie cię do zakładania własnej rodziny to nie ma sensu tego robić na siłę, bo prędzej unieszczęśliwisz siebie i kogoś niż będzie z tego pożytek. Nie ciągnie Cię teraz to sobie odpuść. Może kiedyś ci się to zmieni, a może nie. Nie założenie rodziny nie jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Nawet, przynajmniej w Polsce, nie jest czynem karalnym. Ba, bywają też szczęśliwi single i singielki. Tacy z wyboru, nie z konieczności.
Tak sobie pomyślałam, że gdybyś zdołał zdjąć z siebie poczucie przymusu wyprowadzki i tego, co z tym związane tak na jakiś czas przynajmniej to może by ci to na dobre ogólnie wyszło. Presja nie sprzyja refleksji ani zastanawianiu się nad takimi sprawami jak "czego właściwie chcę".

Czy dorosłość polega na oduczaniu się tego, co wpoili nam rodzice? Żartobliwie to można chyba  to tak określić. Bardziej serio to między innymi na tym, żeby skonfrontować to, co wpajano z tym, czego się samemu chce i co uważa. Z takich znanych "przekonań rodziców" to mi się przypomniało takie dosyć powszechne w Polsce, że"tylko praca na etat daje stabilizację i bezpieczeństwo". Drugie to "jeśli nie będziesz mieć dzieci to ci na starość nikt szklanki wody nie poda".
Praktyka życia pokazuje, że żadne z nich nie jest 100% prawdziwe.



Jack Sparrow napisał/a:

A ty zacznij żyć. Żeby coś osiągnąć - najpierw trzeba zainwestować czas i pieniądze. Gadaniem nie zmienisz niczego.

Czas to zgoda. Dodałabym wysiłek, sam czas nie wystarczy. Ale czy pieniądze? To chyba jednak trochę zależy, co się chce osiągnąć, nie sądzisz?

Jeśli by na przykład Shini chciał osiągnąć biegłą znajomość języka japońskiego to już mu te pieniądze by były potrzebne w znacznie mniejszym zakresie niż gdyby chciał fabrykę wybudować.
Jeśli by Shini zdecydował, że chce zostać buddystą mistrzem zen na przykład i postawił na indywidualny rozwój duchowy jako cel życia jak wyżej, czas i wytrwałość wskazane, pieniądze zaś już niewielkie wystarczą, zwłaszcza że w tym modelu potrzeby by mu się ograniczały  czyli im by bliżej był swojego celu tym by mniej kasy potrzebował.

594

Odp: Co to znaczy żyć?

Czas to zgoda. Dodałabym wysiłek, sam czas nie wystarczy. Ale czy pieniądze? To chyba jednak trochę zależy, co się chce osiągnąć, nie sądzisz?

Nope.


Jak chcesz mieć zadbane ciało - musisz kupić karnet na siłkę, suple, lepszej jakości jedzenie, odpowiednie kosmetyki itp.
Jak chcesz prezentować się dobrze - musisz kupić odpowiednie ciuchy, pójść do fryzjera itp
Jak chcesz osiągnąć coś na drodze zawodowej - musisz inwestować w kursy, szkolenia, generalnie w rozwój kompetencji.
Jak chcesz dobrze odpocząć, musi cię być stać na odpowiednie wakacje - w tym na spokój ducha, że nieobecność w pracy przez tydzień czy dwa nie uszczupli twojego portfela

Tak wymieniać można bez końca.


Jeśli by Shini zdecydował, że chce zostać buddystą mistrzem zen na przykład i postawił na indywidualny rozwój duchowy jako cel życia jak wyżej, czas i wytrwałość wskazane, pieniądze zaś już niewielkie wystarczą, zwłaszcza że w tym modelu potrzeby by mu się ograniczały  czyli im by bliżej był swojego celu tym by mniej kasy potrzebował.

Z tego co wiem, to w Polsce jest tylko jedno takie miejsce. Jest to ośrodek Związku Buddyjskiego Khordong. WSZYSTKIE kursy, szkolenia, eventy są odpłatne. To już dawno nie te czasy, że możesz rzucić wszystko w cholerę i gdzieś tam w klasztorze ktoś cię przyjmie za darmo.

595

Odp: Co to znaczy żyć?

Oj, Jacak, Jack... trochę masz klapki na oczach w tym, co piszesz smile
Uważasz, że wszyscy nie korzystający z siłowni, nie spożywający suplementów, nie stosujący specjalistycznych kosmetyków mają hurtem zaniedbane ciała? Poza tym zaś:
- dobre prezentowanie się jest zdecydowanie względne, fryzjer raz na jakiś czas zaś to nie jest ogromny wydatek
- zależy jaki zawód się wykonuje, podnoszenie kompetencji to nie ukończenie kursu tylko praca własna, kurs może w tym pomóc, ale są zawody gdzie kursów brak, przynajmniej od pewnego poziomu kompetencji własnych.
- jeśli się chce dobrze odpocząć to sposób odpoczynku musi być dostosowany do potrzeb danej osoby, co wcale nie musi być kosztowne, bo różne ludzie mają potrzeby. W sytuacji płatnego urlopu pracownika najemnego, który to urlop się rzeczonemu należy, nie ma tematu "nie pracuję i mi się uszczupla", z kolei przy działalności własnej to może wyglądać bardzo różnie.

Naprawdę sądzisz, że żeby postawić na własny rozwój duchowy koniecznie trzeba iść na płatne kursy w stosownym ośrodku? Samodzielnie nie da się czytać, myśleć, rozmawiać z innymi? Musi być "pan nauczyciel" i "świadectwo ukończenia kursu"?

596

Odp: Co to znaczy żyć?

Zyc to przede wszystkim miec cele w zyciu.  Masz jakies cele? Moze byc wszystko np rzuce jakis nalog,  zaczne wychodzic czesciej do ludzi,  poprawie relacje z rodzina, zaczne oszczedzac na podroze... zyc to znaczy miec hobby i zainteresowania wybierz sobie ulubiony sport, czytaj, zrob jakis kurs, idz na wolontariat itp.  Masz duzo pomyslow np ja kocham ogrod, prace projekty DIY oraz chodzenie po parkach no kocham przyrode, zwierzeta,  a juz chyba z 50 parkow zwiedzilam do wielu czesto wracam,a one sa ogromne. Nie trzeba miec niewiadomo ile kasy na robienie fajnych rzeczy w zyciu. Zyc to tez znaczy pomagac innym, jestesmy istotami posiadajacymi dusze,wiec duchowe refleksje tez sa wazne w zyciu.... nie musisz miec duzo kasy,, ani niewiadomo jakiego statusu ,by zyc szczesliwie.  Lec sobie do Afryka/Azja  tam duzo ludzi nie widzialo nawet pieniedzy (sa takie plemiona) a potrafia zyc pelnia zycia

597 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-08-29 18:19:58)

Odp: Co to znaczy żyć?

Uważasz, że wszyscy nie korzystający z siłowni, nie spożywający suplementów, nie stosujący specjalistycznych kosmetyków mają hurtem zaniedbane ciała?

Jestem z tym tematem związany mniej lub bardziej zawodowo -  w 99% TAK.

Jak nie chcesz ćwiczyć siłowo, to musisz mieć aktywne życie - rower, rolki, kajaki, trekking, wspinaczka, pływanie, gry i zabawy z rodziną i znajomymi (koszykówka, siatkówka itp) - to wszystko kosztuje. Samo bycie szczupłym nie znaczy nic, bo dalej możesz być cellulitową galaretą i cherlakiem z licznymi wadami postawy.

- dobre prezentowanie się jest zdecydowanie względne, fryzjer raz na jakiś czas zaś to nie jest ogromny wydatek

Robisz ten sam błąd co Raka i porównujesz ojebanie się u osiedlowego fryzjera z efektem uzyskanym u profesjonalnego barbera. To nie jest to samo.


zależy jaki zawód się wykonuje, podnoszenie kompetencji to nie ukończenie kursu tylko praca własna, kurs może w tym pomóc, ale są zawody gdzie kursów brak, przynajmniej od pewnego poziomu kompetencji własnych.

W każdym zawodzie masz różne kursy i szkolenia, a nawet jak osiągniesz poziom mistrzowski to musisz mieć CZAS, aby dalej się rozwijać i najczęściej odbywa się to kosztem czasu pracy i nakładem finansowym w związku z tym.

Masz Shiniego - dobrego wytwórcę mebli, który klepie z najtańszej płyty wiórowej. Jakby miał zrobić wiktoriański kredens z egzotycznego drewna, to uważasz, ze nie wiązałoby się to z nakładem pracy? Uważasz, że Parksite'em uzyskasz taką samą dokładność wykonania co Ryobi?


W sytuacji płatnego urlopu pracownika najemnego, który to urlop się rzeczonemu należy, nie ma tematu "nie pracuję i mi się uszczupla",

Owszem - potrzeby są różne. Ale żeby je mieć dobrze rozpoznane, to musisz popróbować różnych rzeczy. A to kosztuje. W innym wypadku to wieczne bajania "jest mi tak dobrze". Powtarzanie tego jak mantra nie uczyni tego prawdą. Nawet jeśli mówimy o takim banale jak "oglądanie anime" czy tam czytanie mang - kompletnie inne odczucie to będzie dawało jak jesteś zamknięty w swoich czterech ścianach, a czym innym będzie odwiedzenie Japanime Art Gallery w Kioto i poczytanie swojej ulubionej mangi w jakimś lokalnym ogrodzie wśród kwitnących wiśni czy innych takich.

Łowienie rybek? Proszę bardzo. Można pomoczyć kija na Zalewie Zegrzyńskim, ale czy to będzie to samo doświadczenie co połów dajmy na to miecznika?


Czy obejrzenie Diuny na saharyjskich wydmach to dla ciebie to samo doznanie co obejrzenie jej na smartfonie siedząc w domowej wannie (edit - bardziej będzie pasować osiedlowa piaskownica do porównania) ?

598

Odp: Co to znaczy żyć?

Skoro z tematem jesteś związany zawodowo to oczywiste, że z twojego punktu widzenia to każdy ma zaniedbane ciało. Skrzywienie zawodowe. Jakbyś nie widział w każdym cherlaka z wadami postawy to by biznes się nie kręcił smile

Strzyżenie u jak najbardziej profesjonalnego  barbera to koszt od ok. 110-130 pln w stołecznym mieście Warszawie, lokal normalny w centrum. To nie jest cena zaporowa, nie strzyże się nikt codziennie. Dla panów opcja tania a dopuszczalna - golenie głowy. Niektórym w tym znakomicie.

Co do czasu to nie oponowałam, czas to akurat jest konieczny dla rozwoju. A kursy to zależy. Znasz jakiś kurs zawodowy dla tłumaczy pisemnych  tekstów technicznych, które by komukolwiek faktycznie pracującemu w takich tłumaczeniach  kwalifikacje podniósł? Mam znajomego pana, co antyki renowuje, artysta to, już nie rzemieślnik. Kursy? Jakiś kiedyś skończył, jak zaczynał to, co robi teraz. Tak zwany jakikolwiek, żeby jakiś papier był, dla zasady. Do artyzmu doszedł sam. Czas, zapał, praca indywidualna.

Shini z tego co pisał zarabia na życie jak zarabia nie dlatego, że sobie zawód stolarza upodobał, ale dlatego, że go szwagier zatrudnił i że gdyby szwagier miał warsztat samochodowy to by Shini robił w warsztacie samochodowym.  No to może nie ma sensu go pchać w karierę stolarza, tak na początek?

Nie żebym była przeciwna próbowaniu różnych rzeczy, ale eliminację wstępną to jednak da się przeprowadzić na sucho, bez próbowania wszystkiego jak leci, bo "mówili że fajne". I nie wszystko kosztuje krocie.

Przykład z mangą - na pewno inaczej. Pytanie co komu podejdzie. Jeśli ktoś nienawidzi przemieszczać się z użyciem samolotu już na wstępie może uznać, że wizytowanie Kioto to dla niego nie najlepszy pomysł. Podobnie jeśli nie lubi być w miejscach pełnych ludzi. I nie, nie jest konieczne doświadczenie połowu miecznika żeby znaleźć przyjemność i doznać uczucia pełnej szczęśliwości podczas moczenia kija w Zalewie Zegrzyńskim. Ba, osoba o pewnym typie wrażliwości wcale tego miecznika do szczęścia nie potrzebuje, nawet sprawdzać nie musi.

Jeśli zaś idzie o oglądanie Diuny to rzecz jasna nie jest tym samym doznaniem obejrzenie na saharyjskich wydmach i na smartfonie w wannie. Tylko jednemu da szczęśliwość Sahara, a drugiemu wanna. Gdybym miała taki wybór to ja osobiście w ciemno wybieram wannę. W życiu nie byłam na Saharze i nie zamierzam być. Nawet gdyby mi za to zapłacili.  Choć oczywiście przy naprawdę dużej kwocie może bym rozważyła, nie żeby było to dla mnie przyjemne doznanie, że by nie było to wiem bez sprawdzania smile

599

Odp: Co to znaczy żyć?

Skoro z tematem jesteś związany zawodowo to oczywiste, że z twojego punktu widzenia to każdy ma zaniedbane ciało. Skrzywienie zawodowe. Jakbyś nie widział w każdym cherlaka z wadami postawy to by biznes się nie kręcił smile

Tak, tak...

Strzyżenie u jak najbardziej profesjonalnego  barbera to koszt od ok. 110-130 pln

Shini zarabia 20zł na godzinę. Uważasz, że dla niego taki wydatek ponoszony w regularnych odstępach czasu, to jest nic?


Znasz jakiś kurs zawodowy dla tłumaczy pisemnych  tekstów technicznych, które by komukolwiek faktycznie pracującemu w takich tłumaczeniach  kwalifikacje podniósł?

A znasz takiego, który nie mając stosownego certyfikatu zostanie zatrudniony przez jakąkolwiek firmę płacącą uczciwe pieniądze?

Mam znajomego pana, co antyki renowuje, artysta to, już nie rzemieślnik. Kursy? Jakiś kiedyś skończył, jak zaczynał to, co robi teraz.

No i świetnie. Bez uprawnień konserwatorskich to może komuś najwyżej lampkę z PRLu naprawić, ale nikt mu eksponatu muzealnego w ręce nie odda, ani niczego wartego jakieś większe pieniądze. A oprócz tego to mniej lub bardziej są potrzebne kursy z lutowania, spawania i pierdyliona innych jeśli odnawiany przedmiot ma pełnić jakąkolwiek funkcję poza byciem ozdobą. Bo spawać - zwłaszcza stare elementy - to jest sztuka. I trzeba wiedzieć kiedy spaw ma być chujowy, bo ma odpowiadać czasom, a kiedy ma być współczesny. Tak samo jak potrzebne są odpowiednie narzędzia i wiedza, aby wiedzieć które materiały z jakich okresów są toksyczne i zakazane obecnie i co jest współczesnym odpowiednikiem, a co można odtworzyć wykorzystując te same - choć szkodliwe - materiały. Bez dodatkowych kursów i szkoleń np z materiałoznawstwa to sobie można odnawiać szrot bazarowy.

Na podobnej zasadzie elektrykę w domu możesz zrobić sobie sama, ale potem i tak musisz zapłacić elektrykowi z uprawnieniami, żeby się pod tym podpisał.


No to może nie ma sensu go pchać w karierę stolarza, tak na początek?

To był przykład. Chcesz się rozwijać, albo zmienić branżę - musisz zainwestować w siebie.


Pytanie co komu podejdzie.

Żeby wiedzieć co ci podejście, to musisz najpierw tego spróbować. Nie możesz powiedzieć, że nie lubisz chodzić po górach nie doznawszy nawet ich majestatu nigdy. Przejście się do domu z ciężkimi zakupami ze sklepu nie daje ci wglądu w satysfakcję przełamania własnych barier i dokonania osiągnięcia jakim jest wejście na górski szczyt. Wejście na drabinę to nie to samo co via ferraty.


nawet sprawdzać nie musi.

To jak z nastoletnią masturbacją i seksem. Jest fajnie dopóki nie spróbujesz tego drugiego.


Gdybym miała taki wybór to ja osobiście w ciemno wybieram wannę. W życiu nie byłam na Saharze i nie zamierzam być. Nawet gdyby mi za to zapłacili.  Choć oczywiście przy naprawdę dużej kwocie może bym rozważyła, nie żeby było to dla mnie przyjemne doznanie, że by nie było to wiem bez sprawdzania smile

[

Nie byłaś - nie wiesz. Gdybasz. Słowiński Park Narodowy nie jest nawet blisko. To takie pierdololo w stylu "piasek, woda - wakacje" kolesia co ładuje betoniarke.

600

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie odnosiłam się konkretnie do zamożności Shini to raz. Dwa nadal kwoty za barbera nie uważam za zaporową. Trzy - jest opcja bardzo tania i też podałam.

Specyfika zawodu tłumacza nie jest ci bliska. Najwyraźniej. Pytałam konkretnie o kursy i szkolenia, prawda?
Certyfikaty zdaje się eksternistycznie. Płacisz, przystępujesz do egzaminu, zdajesz i masz albo nie zdajesz i nie masz. Kursów nie potrzeba ani szkoleń. Przy okazji fakt, że ktoś ma certyfikat, wcale nie oznacza, że umie dobrze tłumaczyć. Do tego są jeszcze niezbędne predyspozycje. Dlatego rozsądna firma nie o certyfikat pyta a o doświadczenie zawodowe, referencje, dorobek.
Bez uprawnień konserwatorskich renowuje się meble bez certyfikatów, nie tylko lampki z PRL ale też na przykład meble z XIX/XX w., których jest dużo na rynku i niektóre są naprawdę piękne. Mebel, wiesz, to coś do używania jest, nie zawsze jednocześnie ma być lokatą kapitału. Nie jesteś elastyczny w podejściu, oj nie jesteś...Oczywistym jest, że jeśli ktoś chce zdobyć nowy zawód to musi zainwestować w to jakieś pieniądze. Ale zanim zainwestuje warto by się zdecydował, w co. Inaczej, metodą prób i błędów robi się jakby idiotycznie i nieco drogo wychodzi. Natomiast rozwijanie siebie, intelektu czy duchowości nie musi być kosztowne.

Jack, nie neguję potrzeby sprawdzania. Tylko zwracam uwagę na to, że wszystkiego się sprawdzić nie da i wstępna selekcja jest rozsądna.
Co do gór powiedzmy w jakimś zakresie ok. Choć znowu majestat i widoki to jedno, a przełamywanie własnych barier drugie. Są tacy, którym tego rodzaju przełamywanie barier nie daje szczęścia ni zadowolenia i to się akurat daje sprawdzić inaczej niż chodząc po górach.  Jeśli ktoś ma silną chorobę morską nad żeglarstwem może się zastanowić, bo jest wiele innych fajnych rzeczy, których może spróbować. Czy wiedząc doskonale że się ma klaustrofobię koniecznie trzeba sprawdzać, jak też to będzie na przykład w jaskini Mylnej, bo wszak szlak jest ogólnodostępny? No powiedziałabym że lepiej nie. Bo potem sam kłopot jak trza delikwenta wyciągać.
Na Saharze nie byłam. Byłam za to na Gobi, zimą. I o ile Gobi zimą mogę powtórzyć (nie muszę, raz mi wystarczył, pustynia jako taka jest jaka jest, bez stanów euforycznych z mojej strony), o tyle za Saharę by mi musieli dopłacić. Bo ja, rozumiesz - znam siebie. Mój organizm upałów nie lubi.

601

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie odnosiłam się konkretnie do zamożności Shini to raz. Dwa nadal kwoty za barbera nie uważam za zaporową. Trzy - jest opcja bardzo tania i też podałam.

Dalej to wszystko jest kwestia pieniędzy.

Pytałam konkretnie o kursy i szkolenia, prawda?

A ja mówiłem wprost o konieczności posiadania konkretnych uprawnień, bo sama znajomość języka to za mało. Najpierw trzeba je zdobyć. Potem to kwestia stałego rozwoju zawodowego, bycia (współ)organizatorem eventów tematycznych, targów, zostania autorem takiego lub innego podręcznika i tak dalej.


Płacisz, przystępujesz do egzaminu, zdajesz i masz albo nie zdajesz i nie masz.

Słowo klucz: płacisz.


Dlatego rozsądna firma nie o certyfikat pyta a o doświadczenie zawodowe, referencje, dorobek.

Bez certyfikatu nie zatrudnią. To jest wymóg progowy. Tak samo możesz świetnie prowadzić samochód, ale bez prawka nie zatrudnią cię jako kierowca.


Bez uprawnień konserwatorskich renowuje się

Dużo rzeczy można. Ale uprawnienia pozwalają na więcej. A do tego potrzeba pieniędzy. Nauka metodą prób i błędów jest często bardziej kosztowna niż opłacenie kursu/szkolenia. Ale niezależnie od tego czy jesteś samoukiem, czy idziesz na kurs - pieniądze są do tego potrzebne.


Są tacy, którym tego rodzaju przełamywanie barier nie daje szczęścia ni zadowolenia

Nie ma takich ludzi. Ewolucyjnie jest to niemożliwe. Tz - jest możliwe w przypadkach zaburzonych/chorobowych. Ci, o których piszesz, to są po prostu ludzie patologicznie słabi fizycznie, którzy są tylko o krok od orzeczenia niepełnosprawności. Osiągają fizjologiczny martwy punkt (etap wysiłku długotrwałego) i dla nich świat się kończy. Nieszczęście, strach, ból. Kilka miesięcy pracy i jak wchodzą na drugi oddech (etap wysiłku długotrwałego) to nagle świat nabiera kolorków i pojawia się szczęście z przekraczania własnych ograniczeń.


Czy wiedząc doskonale że się ma klaustrofobię koniecznie trzeba sprawdzać, jak też to będzie na przykład w jaskini Mylnej, bo wszak szlak jest ogólnodostępny?

Nie pierdol, dobra? Bo to jest dziecinny argument. Niepoważny osoby dorosłej.


Na Saharze nie byłam. Byłam za to na Gobi,

Czyli byłaś. Za darmo. I oczywiście także za darmo może pojechać tam każdy. Bo to przecież nie o pieniądze chodzi.


Mój organizm upałów nie lubi.

Bo jak 99% ludzi w tym kraju jesteś na skraju odwodnienia i masz rozjebaną termoregulację siedzeniem na dupie. Nie ma czegoś takiego, że 'organizm nie lubi upałów' albo 'mrozów'. Jesteśmy STAŁOCIEPLNI. Jesteś rozleniowiona cywilizacją i zwyczajnie nie wiesz do czego jest zdolny twój organizm i poddajesz się przy pierwszych odczuciach dyskomfortu, a pouczasz tutaj Shiniego jak ważne jest przełamywanie barier.


Możesz się zżymać ile chcesz - jak nie zainwestujesz w rozwój własny, to gówno osiągniesz. Nawet jeśli jest mowa o rozwoju duchowym. Bo na niego musisz mieć czas. A czas to pieniądz. Bo musisz coś przeznaczyć na zakup książek, musisz coś przeznaczyć na jakiś wyjazd od czasu do czasu w jakiś tam wybrany ośrodek kultu religii czy systemu, który do ciebie przemawia.

602

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

Możesz się zżymać ile chcesz - jak nie zainwestujesz w rozwój własny, to gówno osiągniesz.

Jack, ty już polemizujesz sam ze sobą. Udało ci się nie zauważyć, że czegoś takiego to ja nie napisałam. Ba, z tak postawioną tezą to ja jestem gotowa polemizować.

Dla przypomnienia : ja uznaję, ze do rozwoju własnego niezbędny jest czas, wysiłek własny oraz, w jakimś zakresie, także dobra materialne, w uproszczeniu pieniądze. Przy czym akurat jeśli idzie o pieniądze to jestem w stanie zauważyć, że realizacja niektórych celów wymaga większych pieniędzy niż realizacja innych.
Coś osiągnąć to jest pojęcie bardzo obszerne, Jack. Mam nadzieję, że jesteś w stanie dostrzec to, że  osiągnięcie nirwany rożni się od wybudowania domku w miejscowości X.

Absolutnie nie namawiam i nigdy nie namawiałam nikogo do łamania jakichkolwiek barier. Jeśli już to do identyfikacji barier. Dalej to można oczywiście łamać, ale też rozbierać pomalutku, przełazić górą bez łamania albo w ogóle iść inną drogą.

Przy okazji to Jack jestem pod wrażeniem twojej pewności siebie także w sprawach, o których masz słabe pojęcie. Ileś lat w tłumaczeniach robiłam, skutecznie i dochodowo - od ciebie się właśnie dowiedziałam, że mi się tak tylko wydawało, bo "bez certyfikatu  poważna firma nie zatrudni". Jak dla mnie - bomba!

Ewolucja to mówi "przetrwaj i się rozmnóż". Do tego żadne przełamywanie barier nie jest niezbędne, a już na pewno nie w powiązaniu z osiąganiem stanu szczęśliwości. Wersja "przełamałem barierę i okazało się, że wcale nie jest tak fajnie jak sądziłem, że będzie"  też w grę wchodzi. Poza tym zaś kwestia odczuwania stanu szczęśliwości jest powiązana z takimi całkiem nie fizjologicznymi sprawami jak na przykład przyjęta filozofia życia.

Mój organizm nie lubi przebywać w wysokich temperaturach. Od urodzenia to było widoczne.  Bez względu na przyczyny. Mam wybór - spróbować to zmienić albo dostosować swoje funkcjonowanie do tego, jaki jest ten mój organizm. Mój wybór, moja sprawa. Za to tenże sam mój organizm lubi przebywać w niskich temperaturach, w niskich czuję się dla odmiany świetnie. Zastanów się chwilkę, czy aby jedynym dobrym pomysłem na życie jest w moim przypadku upieranie się przy Saharze ? Opcja ' "wykorzystam to, co mam dane" to  na wejściu odpada w przedbiegach? Słuchu ni głosu nie mam, ale się uprę i zostanę śpiewaczka operową?
Żyję w jakichś warunkach, konkretnie w cywilizacji. Jestem zatem dostosowana do środowiska dla mnie naturalnego. Przerzucona w brak cywilizacji albo przetrwam albo zginę. Do czego jest zdolny mój organizm to ewentualnie się dowiem. Albo i nie. Nie żyję i nie zamierzam żyć pod hasłem" muszę się przygotować na kataklizm i zanik cywilizacji". I co, należy mnie odstrzelić za takie podejście? Uważasz, że to głupie- no to uważasz. Moje podejście, moje życie, moja sprawa.

Jeśli  czyimś celem jest pojechanie na Gobi to zauważ, że ten cel można zrealizować na więcej niż jeden sposób. Od "zapłacę i pojadę" do "pojadę i mi za to zapłacą".

Owszem, do rozwoju duchowego czas jest potrzebny i trzeba w tym czasie żyć czyli jakieś minimalne pieniądze mieć. Ale już w przypadku buddyzmu żadne wyjazdy do miejsc kultu nie są niezbędne. Islam nakazuje wiernemu  pielgrzymkę do Mekki, buddysta nie musi tyłka wozić, co najwyżej może. Ale - ponieważ pojechanie jest potrzebą z gatunku materialno-emocjonalnych może takowej nie mieć i nie cierpieć, że nie pojechał. smile

603

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Dla przypomnienia : ja uznaję, ze do rozwoju własnego niezbędny jest czas, wysiłek własny oraz, w jakimś zakresie, także dobra materialne, w uproszczeniu pieniądze.

A jednak usilnie starasz się z tym dyskutować.


Jak dla mnie - bomba!

Nie no oczywiście. Bo ktoś bez żadnego certyfikatu, bez uprawnień tłumacza przysięgłego lub innych to ma takie same możliwości rozwojowe i zarobkowe jak osoba te uprawnienia posiadająca. Wszak to oczywiste. Idź bez uprawnień nauczyć języka na polibudzie albo zajmij się tłumaczeniem wniosków o granty w przemyśle.


Ewolucja to mówi "przetrwaj i się rozmnóż". Do tego żadne przełamywanie barier nie jest niezbędne

Słowo klucz: przetrwaj. Aby przetrwać uczymy się = pokonujemy bariery i ograniczenia.


Zastanów się chwilkę, czy aby jedynym dobrym pomysłem na życie jest w moim przypadku upieranie się przy Saharze ?

Ale rozumiesz, że Sahara jest przykładem i metaforą, a nie konkretnym działaniem jakiego trzeba koniecznie się podjąć?


Opcja ' "wykorzystam to, co mam dane" to  na wejściu odpada w przedbiegach?


Większość ludzi nie ma bladego pojęcia co ma dane, bo nigdy niczego nie próbowało i nie wiedzą w czym są dobrzy, a w czym nie.



Do czego jest zdolny mój organizm to ewentualnie się dowiem.

Nie dowiesz się, bo nie próbujesz. Tak samo jak Shini. I używacie tych samych argumentów - to w sumie niepotrzebne, inni mogą więcej (bo mają talent), więc po co w sumie inwestować i próbować? 



Ale już w przypadku buddyzmu żadne wyjazdy do miejsc kultu nie są niezbędne.

Nie nauczysz się medytacji czytając jej opis w książce. I samym czytaniem założeń buddyzmu nie zrozumiesz.

604

Odp: Co to znaczy żyć?

Oj, Jack, Jack...
Nie staram się z tym dyskutować ino staram się podkreślić, że aspekt finansowy nie jest, z mojego przynajmniej punktu widzenia, tym podstawowym przy realizacji niektórych celów, że da się pewne cele zrealizować stosunkowo małym kosztem finansowym i osiągnąć stan szczęśliwości tudzież spełnienia.

Nauczanie języka w formie prowadzenia lektoratu czy uczenie w szkole językowej, drogi Jacku, to jest dydaktyka, a nie tłumaczenie. Zupełnie inny zawód. Nie zauważyłeś?
Do tłumaczenia wniosków o granty w przemyśle to oczywiście , trzeba być specem. Bo to jest już język podwójnie specjalistyczny. Nie istnieją certyfikaty "na wszystko". Angielski C2 oznacza w uproszczeniu "znajomość języka na poziomie native speaker". A jak wiadomo tak samo jak nie każdy native umie napisać wniosek o grant w przemyśle tak i nie każdy cudzoziemiec z certyfikatem C2  umie takie coś przetłumaczyć dobrze.

Co ma się dane warto rozeznać. Im prędzej tym lepiej. Nie koniecznie metodą próbowania absolutnie wszystkiego.

Do czego jest zdolny mój organizm nie wiem, i wcale mnie to nie ciekawi. Musi? Akurat to? W naturalnym środowisku sobie dobrze radzi, a warunków sztucznych nie zamierzam sobie tworzyć, bo po co?

Jest pewne być może pozorne podobieństwo miedzy podejściem moim i Shini do pewnych rzeczy. Różnica na pewno jest taka, że on tak ma i z tym się męczy, a ja pewnych obserwacji dokonałam i do jakichś wniosków doszłam. Startując z zupełnie innego punktu niż on i przechodząc całkiem długą i ciekawą drogę.

Medytacji, jak sam napisałeś, człowiek się uczy. Jak zresztą absolutnie wszystkiego. Instrukcja wstępna jest prosta. Nie musi jej udzielać żaden fachowiec od medytacji. A dalej to praca własna. Którą można wykonywać w dowolnym czasie oraz bez udziału miejsc kultu czy kapłanów. Sądzisz, że założeń buddyzmu nie pojmę czytając? Czyli co, ktoś mi to musi powiedzieć? Wypowiedziane działa jakoś inaczej niż przeczytane?  Jeśli ktoś jest słuchowcem to owszem. Lepiej zapamięta odczytane niż przeczytane.

605 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-08-30 19:46:06)

Odp: Co to znaczy żyć?

Nie staram się z tym dyskutować ino staram się podkreślić, że aspekt finansowy nie jest, z mojego przynajmniej punktu widzenia, tym podstawowym przy realizacji niektórych celów, że da się pewne cele zrealizować stosunkowo małym kosztem finansowym i osiągnąć stan szczęśliwości tudzież spełnienia.

A jednak cały czas to robisz.

Nauczanie języka w formie prowadzenia lektoratu czy uczenie w szkole językowej, drogi Jacku, to jest dydaktyka, a nie tłumaczenie. Zupełnie inny zawód. Nie zauważyłeś?

To nie jest inny zawód tylko wzrost kompetencji i nowe uprawnienia.


Do tłumaczenia wniosków o granty w przemyśle to oczywiście , trzeba być specem. Bo to jest już język podwójnie specjalistyczny. Nie istnieją certyfikaty "na wszystko". Angielski C2 oznacza w uproszczeniu "znajomość języka na poziomie native speaker"


I fajnie. A ja pisałem m.in o uprawnieniach tłumacza przysięgłego. Dla posiadaczy C2 też są dalsze szkolenia ściśle branżowe. Idąc dalej - można być samemu autorem kursów i szkoleń, zdobyć uprawnienia nauczyciela itp. Mając C2 i będąc autorem jakiegoś tam podręcznika językowego na polibudzie masz większe opcje niż osoba, która po prostu zna język. Zawsze tak będzie. Bo to się wiąże ze wzrostem renomy i rozpoznawalności nazwiska.

Co ma się dane warto rozeznać. Im prędzej tym lepiej.

A do tego potrzebne są pieniążki.


Do czego jest zdolny mój organizm nie wiem, i wcale mnie to nie ciekawi. Musi? Akurat to?

To bez znaczenia. To tylko przykład. Chodzi o ciąg przyczynowo skutkowy. Jak nie jedziesz w te wspomniane góry, bo męczy cię wniesienie zakupów na drugie piętro to nie możesz powiedzieć, że nie lubisz gór. Możesz najwyżej powiedzieć, że nie byłaś. Bo nie wiesz jakich wrażeń i emocji one mogą ci dostarczyć. Gdybasz. Z mniejszą lub większą skutecznością, ale gdybasz.


Medytacji, jak sam napisałeś, człowiek się uczy. Jak zresztą absolutnie wszystkiego. Instrukcja wstępna jest prosta. Nie musi jej udzielać żaden fachowiec od medytacji


I tu się mylisz. Bo duża część zachodnich medytacji, z medytacją zgodną z TCM czy ajurwedą nie ma wiele wspólnego. Nie zrozumiesz czym jest omowanie jak ci ktoś tego nie pokaże i jak tego nie doświadczysz w sali o odpowiedniej akustyce. Nie chodzi mi o problem koncepcyjny, tylko czysto fizyczny związany z propagacją fal dźwiękowych o niskich częstotliwościach.

To jak z twoim przykładem ze śpiewem. Głos możesz mieć najlepszej barwy świata, ale jak ci ktoś nie pokaże jak używać przepony, to daleko nie zajedziesz, bo zarzniesz struny głosowe.


Sądzisz, że założeń buddyzmu nie pojmę czytając?

Wątpliwe. Bo to kompletnie w innym języku było napisane, czego tłumaczenia nie oddają. Możesz sobie wykuć na blachę czym są czakry lub meridiany, ale samo czytanie przetłumaczonych (najczęściej z błędami) tekstów nie da ci zrozumienia koncepcji w jej pierwotnej i oryginalnej formie tylko w formie spopularyzowanej papki dla człowieka zachodniego. Bez sięgnięcia do źródła nawet nie będziesz wiedzieć, które publikacje są warte czasu, a które są jedynie bajaniami nastawionymi na zysk.

Z innego wątku na tym forum, ale idealnie będzie oddawać sprawę - czytają samą Biblię nie pojmiesz konceptu grzechu pierworodnego i wynikającego z niego męczeńskiej śmierci Chrystusa, bo takie sformułowanie jak 'grzech pierworodny' się w Biblii nawet nie pojawia.

606

Odp: Co to znaczy żyć?

Jack, mylisz znajomość języka i możliwości wykorzystania znajomości języka obcego z zawodem tłumacza. Po prostu i zwyczajnie. Znajomość języka obcego można wykorzystać na wiele sposobów. Oczywiście. Na przykład do wykonywania zawodu tłumacza, oczywiście przy zawodzie są już specjalizacje. Albo nauczyciela języka obcego. Albo do pracy w charakterze tłumacza przysięgłego. Albo przewodnika turystycznego czy pilota wycieczek. Albo do dowolnych innych celów, ogólnie warto znać języki obce.

Można mieć pieniążki i nie rozeznać do końca dni swoich...

Ciąg przyczynowo-skutkowy "jeśli nie spróbujesz to nie wiesz czy coś lubisz" do pewnego momentu nie jest zły, ale od pewnego momentu staje się szaleńczą gonitwą za nie do końca wiadomo czym. Czyli - z mojej strony warto zachować zdrowy umiar. Żeby na przysłowiowym łożu śmierci nie skonstatować, że całe życie próbowałem i sprawdzałem i cholera, przydało by się jakieś następne. Nie byłeś w górach - ok, nie wiesz. Ja nie żeglowałam po oceanie i nie powiem, że wiem, jak to jest. Nie wiem i nigdy się zapewne nie dowiem. Bo świadomie nie spróbuję. Czemu - bo mój błędnik daje 100% gwarancję, że przyjemne to by dla mnie nie było. I to mnie nie czyni ani nieszczęśliwą ani niespełnioną. Mam wybór, wybieram, jest ok.

W ogóle nie miałam na myśli zachodnich medytacji, ja nawet o nich nie czytałam. Ja tak praktycznie, jak to wygląda u źródła. Medytacja buddyjska jest dosyć nienowym wynalazkiem. Podobnie jak taoistyczna. Naprawdę sądzisz, że robili to w salach o określonej akustyce? Wszystko wskazuje na to, że medytacja jako droga rozwoju duchowego jest starsza, najpierw medytowali, potem opcjonalnie budowali sale.  Jakimś przedziwnym sposobem taki starożytny taoista siedział sobie gdzie bądź pod drzewkiem i medytował. Nadal są tacy. Nie zauważyli, że ktoś ich powinien nauczyć i ze bezwzględnie sala potrzebna.

W ramach rozwoju intelektualnego chcesz przeczytać tekst w oryginale - wolna droga. Nie święci garnki lepią. Masz czas, jakoś funkcjonujesz na bieżąco - śmiało, to też dla ludzi. W dobie internetu już wykonalne, sto lat temu byłoby znacznie trudniej. Że potrwa - a pewnie. Że się namęczysz- jeśli znajdziesz coś, co cię kręci to wysiłek da stany euforyczne i warto.

Koncepcja grzechu pierworodnego w chrześcijaństwie jest dosyć późna ( chyba Augustyn z Hippony?) , ale chrześcijaństwo to akurat ewidentnie, zgodnie z koncepcją Tomasza uznaje, że Boga można pojąć rozumem i dorobiło się wielce ciekawej dziedziny zwanej teologią. Tam to masa rzeczy takich, co należy wiedzieć i które są wywiedzione z Biblii, drogą głównie jednak intelektualnych rozważań.  Systemy filozoficzno religijne Wschodu są tu odmienne, dlatego ostrożnie z porównaniami.

607 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-08-31 15:16:17)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Jack, mylisz znajomość języka i możliwości wykorzystania znajomości języka obcego z zawodem tłumacza.

Pewnie. A kto napisał, że nie potrzeba żadnych certyfikatów i uprawnień?


"jeśli nie spróbujesz to nie wiesz czy coś lubisz" do pewnego momentu nie jest zły, ale od pewnego momentu staje się szaleńczą gonitwą za nie do końca wiadomo czym.

Górnolotne pierdololo dla rozmycia prostej rzeczy, ze jak chcesz gdziekolwiek pojechac, to musisz mieć na to fundusze I nie ważne czy chcesz pojechać pod namiot (najpierw musisz go kupić) i pociągiem (bilet też nie za darmo) czy własnym samochodem (też najpierw musisz go mieć, musisz zapłacić za paliwo itd). Jak chcesz pojechać nad morze - to samo. Chcesz się nauczyć pływać? Karnet na basen i kąpielówki też kosztują. Pewnie - można mieszkać nad rzeką czy innym jeziorem, ale to promil przypadków i sama umiejętność pływania nie uczyni z ciebie ratownika WOPR. A o to się rozchodzi - jak chcesz czegokolwiek się nauczyć co jest rozpoznawalne na rynku pracy (!!!), to musisz zapłacić za kurs/szkolenie/uprawnienia.


Naprawdę sądzisz, że robili to w salach o określonej akustyce?

Pojedź, doświadcz to pogadamy.


nie zauważyli, że ktoś ich powinien nauczyć i ze bezwzględnie sala potrzebna.

Kolejne pierdololo. Siedzenie nad rzeką i kontemplacja nad rzeczywistością to nie stan medytacyjny.


Systemy filozoficzno religijne Wschodu są tu odmienne, dlatego ostrożnie z porównaniami.

To jest ta sama zależność. Nie zrozumiesz katolickiego chrześcijaństwa samym czytaniem biblii. I do tego odnosiły się moje słowa. I w przypadku nauk buddyjskich, ajurwedy czy TCMu jest dokładnie to samo. Samo przeczytanie takiej lub innej książki nie da ci absolutnie nic.

608

Odp: Co to znaczy żyć?

Skoro sam przyznajesz, ze mylisz dwie zauważalnie różniące się rzeczy... potwierdzić pozostaje, rzeczywiście mylisz. Znajomość języka obcego nie jest tożsama z zawodem tłumacza. Żeby ci było łatwiej napiszę inaczej jeszcze - o ile tłumacz faktycznie musi język obcy znać, o tyle osoba znająca język obcy nie jest z automatu tłumaczem. Jedno to umiejętność, drugie - zawód.

Z uporem godnym zaiste lepszej sprawy udowadniasz, że nic się nie da bez pieniędzy. Podczas gdy ja tylko zwróciłam uwagę, ze sporo można osiągnąć za niezbyt wielkie pieniądze, przy czym oczywiście nie wszystko. Na przykład - języka obcego się można obecnie nauczyć  tylko wysiłkiem własnym jeśli się dostęp do internetu posiada. I jest to jak najbardziej rozwój własny. Nazwiesz to osiągnięciem czy dla ciebie osiągniecie to się musi przełożyć na pieniądze?

Rozmowa w internecie to ma do siebie między innymi, że tekst "pojedź, zobacz" i tym podobne to komunikat "całkiem mi brak argumentów" I co, jeśli ci napiszę, ze i byłam i widziałam i doświadczyłam to uwierzysz, bo tak napisałam?  Czy może napiszesz "udowodnij, bo każdy może tak napisać".

Oczywiście że samo przeczytanie Biblii nie pozwoli zrozumieć katolickiego chrześcijaństwa. Kalwińskiego też nie, w ogóle przy chrześcijaństwie się nie da, albowiem wyprodukowało ono obszerną teologię. Teologia zaś mówi o poznawaniu początkowo bogów, później zaś Boga. W przypadku buddyzmu kwestia ta jest w najlepszym razie drugorzędna, przy taoizmie filozoficznym zaś teologia nie istnieje niejako programowo.

Wpisałam w google to TCM i wyszedł mi "jabłczan kreatyny"(cokolwiek by to nie było) oraz jako skrót od Tradycyjna Medycyna Chińska. Jabłczan zdecydowanie nie pasuje do tematu, a tradycyjna medycyna chińska to medycyna, nie religia czy system filozoficzno- religijny. No i mnie osłabiłeś...:)

609 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-09-01 10:24:37)

Odp: Co to znaczy żyć?

Skoro sam przyznajesz, ze mylisz dwie zauważalnie różniące się rzeczy

Niczego nie mylę. To ty stwierdziłaś, że można być tłumaczem bez żadnych potwierdzonych kwalifikacji. JA natomiast to sprostowałem, ze kwalifikacje są potrzebne, jak chce się robić w życiu poważniejsze rzeczy niż tłumaczenie menu w restauracji i jakie kierunki potencjalnie mogą być rozwojowe i jak może to wpłynąć na prestiż osoby/rozpoznawalność nazwiska. Przy osiągnięciu odpowiedniego poziomu to nie ty wysyłasz CV, to firmy przychodzą do ciebie.

Z uporem godnym zaiste lepszej sprawy udowadniasz, że nic się nie da bez pieniędzy. Podczas gdy ja tylko zwróciłam uwagę, ze sporo można osiągnąć za niezbyt wielkie pieniądze,


Masło maślane. Jak zarabia stawki minimalne to każdy wydatek jest problemem.


I co, jeśli ci napiszę, ze i byłam i widziałam i doświadczyłam to uwierzysz, bo tak napisałam?

Oczywiście, że nie. Bo różnica jest jak pomiędzy czytaniem nut, a usłyszeniem utworu w filharmonii. Taka sama różnica jak pomiędzy usłyszeniem utworu w radiu, a byciem na koncercie pod sceną.


Oczywiście że samo przeczytanie Biblii nie pozwoli zrozumieć katolickiego chrześcijaństwa.

No dzień dobry.


Teologia zaś mówi o poznawaniu początkowo bogów, później zaś Boga. W przypadku buddyzmu kwestia ta jest w najlepszym razie drugorzędna, przy taoizmie filozoficznym zaś teologia nie istnieje niejako programowo.

Nie ma absolutnie żadnego znaczenia czy mowa jest o religiach teistycznych czy filozofiach nonteistycznych. Poziom skomplikowania i mnogość różnych nurtów jest tak samo pojebany. 


tradycyjna medycyna chińska to medycyna, nie religia czy system filozoficzno- religijny.


Tia. I tyle jeśli chodzi o "bez pieniędzy jak poczytam to też się dowiem, bo kursy nie są potrzebne". TCM i reszta oparta na niej opiera się na teorii 5 elementów, Yin-Yang, meridianach i tak dalej. Tam jest więcej filozofowania niż w podręcznikach do religii przygotowujących do pierwszej komunii i bierzmowania.

610 Ostatnio edytowany przez Muqin (2024-09-01 13:44:07)

Odp: Co to znaczy żyć?

Bo można. Nic na to nie poradzę. Na przykład w praktyce występuje wersja "osoba dwujęzyczna + talent" = tłumacz wysokiej klasy. Inżynier+ dobra znajomość języka = tłumacz pisemny tekstów technicznych z dziedziny, którą zna jako inżynier. Oraz ileś innych wielce ciekawych wersji. Ale że zależy ci tylko na postawieniu na swoim ten temat z mojej strony uznaję za zamknięty. Szans na przekonanie mnie nie masz, bo tyś tu punktowo teoretyk czysty, a ja akurat nie.

Zadałam pytanie - umknęło. Powtórzę zatem:  Czy dla ciebie osiągnięciem jest rozwój własny w postaci na przykład nauczenia się języka obcego czy to się staje osiągnięciem dopiero w momencie, gdy się przekłada na zarabianie, tzw. pozycję w świecie itp. ?

Mam nadzieję, że nie sądzisz, że w kwestii "przeczytanie Biblii a poznanie i (opcjonalnie) zrozumienie doktryny katolickiej" to jakiegoś odkrycia dzięki rozmowie z tobą dokonałam. Dla mnie to taka oczywistość, że nawet by mi do głowy nie wpadło, żeby o takim czymś pisać.

Odkrywamy kolejne Ameryki, że mianowicie różne rzeczy są skomplikowane, taka na przykład filozofia. No są. Nurty różne ma, tomy napisano? A jakże. Odkryjmy zatem jeszcze jedną - do rozwoju duchowego jednostki poznanie rozumowe wszystkich tych nurtów wcale nie jest konieczne. Jeśli chcesz się zajmować taoizmem od strony wiedzy - urobisz się po kokardę, może nawet napiszesz doktorat, ale jednocześnie wcale nie musisz być taoistą, możesz być kimś mającym wiedzę o taoizmie.  Jeśli chcesz zostać, jako jednostka- taoistą i tym sposobem duchowość swą rozwijać, to nie musisz tego wszystkiego przeczytać i wiedzieć. Święci katoliccy to sądzisz, ze jeden w drugiego byli specami od teologii? A cel, przynajmniej z punktu widzenia katolickiego nauczania - osiągnęli. Albowiem celem życia dla katolików jest - dążenie do świętości i jej osiągnięcie. I jest to cel nadrzędny. Tak, jak wcześniej pisałam - określenie celu swojego własnego życia jest dosyć podstawowe.

Medycyna, drogi Jacku, to działanie praktyczne jak najbardziej. Tak samo nasza medycyna jak i ta chińska tradycyjna. W przypadku  tradycyjnej medycyny chińskiej opis jest owszem, z użyciem terminologii specyficznej. Pojawiającej się także w dziełach filozoficznych i wielu innych - ale to już troszkę inna sprawa, także czysto językowa i ogólnie kulturowa. Podejście do diagnostyki jest inne, acz i u nas od jakiegoś czasu już się mówi o podejściu holistycznym w diagnostyce. Co nie oznacza, że każdy współczesny absolwent medycyny w Chińskiej Republice Ludowej jeśli chce zrobić specjalizację z medycyny tradycyjnej musi obowiązkowo dostarczyć zaświadczenie, że jest taoistą i zdać dodatkowy egzamin z filozofii taoistycznej.
Całkiem sporo chińskich leków tradycyjnych dziś robi się w fabrykach, taśmowo. Po czym sprzedaje z zyskiem a ku pożytkowi chorych,  w sklepach czy aptekach.   Robi się je używając tych samych składników i w tych samych proporcjach co to wskazano  "Ben cao fang mu". Albo i wcześniejszych chińskich farmakopeach, ta co tytuł podałam jest najobszerniejsza.  A autor wspomnianego "Ben cao fang mu" to nawet zapewne taoistą za bardzo nie był, zawód odziedziczył po dziadku i ojcu i wziął się za medycynę dopiero, jak kilkakrotnie oblał egzaminy urzędnicze czyli na zasadzie "no trudno, z czegoś żyć trzeba, nie udało się zostać urzędnikiem".  Które  to egzaminy, żeby było ciekawiej, sprawdzały znajomość filozofii konfucjańskiej i konfucjańskich tekstów oraz umiejętności  ich interpretacji z czego wniosek, że jeśli już się jakiejś filozofii uczył teoretycznie to konfucjanizmu. Który akurat się terminologią taoistyczną nie posługuje, ma swoją. Na zakończenie to wiesz, można być jednocześnie taoistą i konfucjanistą. I jeszcze można sobie domieszać buddyzmu odrobinkę, szczyptę szamanizmu...czyli dział "kulturoznawstwo/religioznawstwo" się kłania. Daruję dalej,  i tak pozostaniesz przy swoim, albowiem, co już zauważyłam, jesteś (jako Jack Sparrow" na forum Netkobiety" ) bytem wspaniale ograniczonym oraz równie wspaniale  usztywnionym i zamkniętym. Co mi wcale nie przeszkadza sobie popisać.
Jeśli chcesz, możesz się poczuć przedmiotowo przeze mnie potraktowany. Ale - oczywiście - możesz nie .

611

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Na przykład w praktyce występuje wersja "osoba dwujęzyczna + talent" = tłumacz wysokiej klasy. I

Którego i tak nikt nie zatrudni bez odpowiednich kwalifikacji do porządnej roboty, a najwyżej do tłumaczenia pierdół typu menu, jakaś książka (beletrystyka najwyżej, bo raczej nic specjalistycznego) i to wszystko.

Serio, kto zatrudni tłumacza bez kwalifikacji do np wspomnianego przeze mnie grantu czy podobnych projektów?

Możesz się zżymać ile chcesz, ale certyfikaty i uprawnienia do wielu kluczowych kwestii są po prostu nie do przeskoczenia. A rozwój zawodowy nie musi kończyć się na jednej, ultra wąskiej specjalizacji tylko odwrotnie - poszerzeniu horyzontów i możliwości.


Dla mnie to taka oczywistość, że nawet by mi do głowy nie wpadło, żeby o takim czymś pisać.

A jednak zżymasz się, że nie trzeba żadnych kursów, żadnych szkoleń, wystarczy PRZECZYTAĆ, aby faktycznie poznać i zrozumieć. Czyli co - nie wystarczy jednak przeczytanie książki lub dwóch z jakiegoś zagadnienia?

do rozwoju duchowego jednostki poznanie rozumowe wszystkich tych nurtów wcale nie jest konieczne


A jednak. O różnicach pomiędzy katolicyzmem, a prawosławiem i protestantyzmem uczysz się normalnie na religii nie bez przyczyny. Uczysz się skąd te różnice się wzięły, o możliwych interpretacjach różnych zapisów, o obowiązujących doktrynach. Inaczej masz takie Julki skaczące z islamu na katolicyzm i odwrotnie, które potrafią przeklejać teksty, a nie rozumieją kompletnie tego co czytają. Poznanie różnic i przyczyn skąd się wzięły jest kluczowe dla rozwoju duchowego. Inaczej nie masz rozwoju. Masz ślepe podążanie za jedną, konkretną doktryną. I to wybraną przypadkowo. Rozwijać się duchowo to pytać. I poznawać różne odpowiedzi. A nie bezrozumnie podążać za jednym, przypadkowo wybranym pismem.

Święci katoliccy to sądzisz, ze jeden w drugiego byli specami od teologii?

Do pewnego momentu w historii Kościoła uznawanie świętym było papieskim sobiepaństwem. Proces ów został skodyfikowany znacznie później. Mogli być nawet niewierzący przez większość swojego życia, a i tak zostawali świętymi.

A cel, przynajmniej z punktu widzenia katolickiego nauczania - osiągnęli. Albowiem celem życia dla katolików jest - dążenie do świętości i jej osiągnięcie. I jest to cel nadrzędny.

Też nie. Ty w ogóle rozumiesz proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny? Przecież za świętych masz też uznanych morderców czy zwyczajnych oszustów i finansowych naciągaczy lub ludzi, którzy większość swojego życia nawet nie byli praktykującymi chrześcijanami.


Medycyna, drogi Jacku, to działanie praktyczne jak najbardziej. Tak samo nasza medycyna jak i ta chińska tradycyjna.

Przed chwilą nawet nie wiedziałaś czym jest TCM, a chcesz mnie pouczać? Zanim zabierzesz głos to naprawdę zapoznaj się z podstawami, czyli wspomnianą teorią 5 elementów, meridianami, czym jest Yin i Yang. Mieszanie do tego taoizmu, konfucjanizmu i buddyzmu nie ma absolutnie żadnego sensu. Bo samo poznanie składu takiego lub innego preparatu czy jakiejś tam metodyki postępowania akupunkturowego nie da ci zrozumienia podstaw TCMu. Samo poznanie teorii 5 elementów i przebiegu meridianów nie da ci wiedzy o metodyce leczniczej.

i tak pozostaniesz przy swoim

Zostanę przy swoim, ponieważ nie masz żadnych trzymających się kupy argumentów. Jedynie powtarzasz w kółko, że "za nieduże pieniądze też można", choć nie pojmujesz, ze dla osoby zarabiającej minimalną stawkę każdy wydatek jest duży. Uważasz, że do rozwoju duchowego wystarczy coś tam poczytać. Choć co zdanie udowadniasz, że nie za bardzo wiesz o czym piszesz jak w przypadku świętych czy wspomnianego TCM , a wcześniej mieszałaś potoczne rozumienie medytacji z faktycznym stanem medytacyjnym.

612

Odp: Co to znaczy żyć?

Widzę, że niezła debata tu powstała. A teraz kilka kwestii:

Jack Sparrow napisał/a:

Może i wyprowadził się w wieku 27 lat, ale nie zamieszkał z pierwszą, z którą się spotykał i nie z pierwszą, z którą uprawiał seks.

A ty masz 27 i nie robisz nic w tym kierunku. Widzisz różnicę?

Ty nie odkładasz. Ty skąpisz. To jest różnica. Bo skąpiec NIGDY na nic nie ma niezależnie od tego ile funduszy zgromadzi.

Stabilizację ekonomiczną masz, bo zawsze ją miałeś. Życiową też masz. W twoim życiu nie dzieje się absolutnie nic. Od wielu lat twoje życie wygląda dzień za dniem tak samo i takie masz też perspektywy na przyszłość. Tobie brakuje samodzielności.

Kto powiedział, że to nie była jego pierwsza zarówno w kwestii mieszkania jak i seksu? W to też pewnie nie uwierzysz ale właśnie była i jest jego pierwszą w obu tych kwestiach.

W drugim przypadku mowa o dziewczynie więc o czym my tu w ogóle piszemy. Dziewczyna nie musi robić nic albo podjąć minimalny wysiłek by znaleźć chłopaka i z nim zamieszkać.

Dla mnie definicja skąpstwa jest zupełnie inna niż dla ciebie. Dla mnie skąpstwo jest wtedy kiedy kogoś na luzie na coś stać, a i tak mu szkoda, kiedy nie chce wydać pieniędzy na coś co jest mu potrzebne i nie byłby to dla niego duży wydatek. Z kolei odkładanie rozumiem jako trzymanie pieniędzy albo na koncie albo w gotówce w gotowości do użycia jeśli zajdzie taka potrzeba albo kiedy są przeznaczone na z góry ustalony cel.

Jak zwykle w jednej rzeczy masz rację, faktycznie w moim życiu niemal nic się nie dzieje już od paru lat. Dokładnie tak, brakuje mi samodzielności.

Muqin napisał/a:

Shini, z tego co ostatnio napisałeś to mi wynika, że obecnie zastanawiasz się nad tym w jakim stopniu usiłowałeś wprowadzić w życie to, co zdaniem Twoich rodziców powinieneś. I wychodzi Ci, że w znacznym. '
Jeśli cię nie ciągnie do pewnego rodzaju stabilizacji życiowej, pewnego modelu życia - to nie ma zmiłuj, w najlepszym razie wielkim wysiłkiem wykonasz coś, co ci nie da poczucia szczęścia czy zadowolenia, co najwyżej takie w modelu "zrobiłem co zdaniem rodziców/innych ludzi powinienem" czyli wypełnienie jakiegoś narzuconego obowiązku.
Jeśli nie ciągnie cię do zakładania własnej rodziny to nie ma sensu tego robić na siłę, bo prędzej unieszczęśliwisz siebie i kogoś niż będzie z tego pożytek. Nie ciągnie Cię teraz to sobie odpuść. Może kiedyś ci się to zmieni, a może nie. Nie założenie rodziny nie jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Nawet, przynajmniej w Polsce, nie jest czynem karalnym. Ba, bywają też szczęśliwi single i singielki. Tacy z wyboru, nie z konieczności.
Tak sobie pomyślałam, że gdybyś zdołał zdjąć z siebie poczucie przymusu wyprowadzki i tego, co z tym związane tak na jakiś czas przynajmniej to może by ci to na dobre ogólnie wyszło. Presja nie sprzyja refleksji ani zastanawianiu się nad takimi sprawami jak "czego właściwie chcę".

Czy dorosłość polega na oduczaniu się tego, co wpoili nam rodzice? Żartobliwie to można chyba  to tak określić. Bardziej serio to między innymi na tym, żeby skonfrontować to, co wpajano z tym, czego się samemu chce i co uważa. Z takich znanych "przekonań rodziców" to mi się przypomniało takie dosyć powszechne w Polsce, że"tylko praca na etat daje stabilizację i bezpieczeństwo". Drugie to "jeśli nie będziesz mieć dzieci to ci na starość nikt szklanki wody nie poda".
Praktyka życia pokazuje, że żadne z nich nie jest 100% prawdziwe.

Może nie konkretnie stabilizacji ale właśnie do tego modelu życia jaki mają wszyscy wokół mnie nie ciągnie. Całe życie mieszkać i pracować w jednym miejscu, spłacać kredyt, wozić dziecko do przedszkola, potem do szkoły, jeździć na grille do znajomych mających takie samo życie, rozmawiać z nimi tylko o pracy i innych przyziemnych sprawach. Być tym małym, nic nie znaczącym trybikiem z nudnym życiem pozbawionym sensu większego niż egzystencja sama w sobie. To nie brzmi zbyt zachęcająco. Do zakładania własnej rodziny też mnie nie ciągnie ale wiecznym singlem nie chciałbym być. Chciałbym mieć dziewczynę, taką towarzyszkę w życiu podzielającą moje zdanie i mój styl życia, żebyśmy razem sobie żyli po swojemu.

U mnie idealnie pasuje to z oduczaniem się tego co wpajali nam rodzice. Spora część z tego wszystkiego jeśli nie okazała się kompletną bzdurą to jest całkowicie nieaktualna. Do tego co wymieniłaś dodałbym jeszcze "studia gwarantują dobrą pracę", "szkoła jest najważniejsza", "nigdy nie pracuj ponad normę i się nie wychylaj", "tu w domu jest najlepiej" i pewnie jeszcze parę by się znalazło. Teraz się okazuje, że to wszystko co było powtarzane do znudzenia jak jakaś mantra to głupoty, które tylko szkodzą. Tak samo ze szkołą, połowa tego czego uczyli, a raczej próbowali uczyć w szkole albo nigdy do niczego się nie przydała albo też okazała się bredniami, a rzeczy na prawdę potrzebnych w życiu nigdy nie uczyli.

Co do tych wszystkich kursów itd rozumiem co Jack ma na myśli ale to brzmi jak droga donikąd. To oczywiste, że wszystko co daje jakiekolwiek kwalifikacje, certyfikaty czy uprawnienia jest płatne i to często są dość duże kwoty. Tak samo logiczne jest, że trzeba próbować różnych rzeczy by dowiedzieć się co można polubić lub w czym można być dobrym ale właśnie problem w tym, że nie do tego zbyt dużych możliwości. Wydawać po kilka czy kilkanaście tysięcy na jakieś kursy czy coś w tym stylu tylko po to by sprawdzić czy to może być to jest kompletną głupotą, to wywalanie pieniędzy w błoto. Najpierw trzeba wiedzieć co się chce robić by był sens wydawać na to pieniądze. To jest błędne koło, żeby dostać jakąś pracę musisz mieć doświadczenie, a żeby zdobyć to doświadczenie najpierw musiałbyś pracować. Jeśli od razu nie masz choć wstępnie określonej drogi, którą można podążyć to jesteś w dupie. Jeśli ktoś już w szkole nie miał pomysłu co mógłby robić w przyszłości to jest w sytuacji, z której bardzo ciężko wyjść. Patrząc po moich znajomych to dotyczy każdego bez wyjątku.

Jack Sparrow napisał/a:

Jak chcesz mieć zadbane ciało - musisz kupić karnet na siłkę, suple, lepszej jakości jedzenie, odpowiednie kosmetyki itp.
Jak chcesz prezentować się dobrze - musisz kupić odpowiednie ciuchy, pójść do fryzjera itp
Jak chcesz osiągnąć coś na drodze zawodowej - musisz inwestować w kursy, szkolenia, generalnie w rozwój kompetencji.
Jak chcesz dobrze odpocząć, musi cię być stać na odpowiednie wakacje - w tym na spokój ducha, że nieobecność w pracy przez tydzień czy dwa nie uszczupli twojego portfela

Tak wymieniać można bez końca.

Tyle, że takie wymienianie nie ma sensu bo to nie są takie same kwestie. W przypadku zadbanego ciała sytuacja jest prosta, tu są tylko te opcje, które wymieniłeś. W prezentowaniu się tak samo i w kwestii odpoczynku też. W każdej z tych kwestii jest tylko jedna droga, jedno rozwiązanie oczywiste dla każdego. W przypadku osiągnięć zawodowych jest zupełnie co innego. Tu jest niemal nieskończona liczba dróg w nieskończonej liczbie konfiguracji. Jeśli ktoś nie ma gotowej odpowiedzi, wskazówek, podpowiedzi czy chociaż wstępnego pomysłu nie zdoła wybrać żadnej z dróg. Większość ludzi mając zbyt wiele opcji do wyboru nie potrafi wybrać żadnej.

Pisaliście też o celu, który wcale nie musi być jakiś wielki i chyba udało mi się ustalić jak na razie największy priorytet. Trzeba coś zrobić z tym brakiem energii, sennością, ciągłym rozkojarzeniem i brakiem koncentracji. Bez tego nie ma szans na zrobienie czegokolwiek innego. Teraz zaczynam rozumieć, że u mnie zawsze problemem nie było lenistwo czy nawet lęk tylko właśnie ten brak energii do czegokolwiek. To zawsze powodowało poddawanie się lękowi i wyuczonej bezradności, a teraz doszło do takiego poziomu, że nie jestem w stanie nawet wyjechać na wakacje mimo iż na luzie mnie na to stać. Jestem zmęczony na samą myśl o planowaniu wyjazdu czy szukaniu pracy. Przez ostatnie dni starałem się zgłębiać wiedzę na te tematy i okazuje się, że mimo iż starsze pokolenia pod wieloma względami miały trudniej i pracowały dużo więcej to moje pokolenie i młodsze są bardziej zmęczone niż te starsze. Jesteśmy koszmarnie przebodźcowani, nasze mózgi działają na zbyt wysokich obrotach przez taką ilość bodźców. Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio nie byłem zmęczony albo kiedy ostatnio nic mnie nie bolało ale też nie pamiętam już kiedy ostatnio przez cały dzień nie korzystałem z komputera, telefonu albo telewizora. Tak samo nakładam na siebie wielką presję by robić rzeczy nieosiągalne dla zwykłego człowieka albo przynajmniej dla 99% ludzi tłumacząc sobie, że jest to minimum niezbędne by być traktowanym jak ten zwykły człowiek. Nawet gdybym teraz poszedł na jakiś kurs czy kolejne studia to dosłownie zasnąłbym po 20 min pierwszych zajęć. Nie będzie nawet mowy o zmianie pracy czy wyprowadzce jeśli najpierw jakoś nie rozwiąże tego problemu.

613 Ostatnio edytowany przez Muqin (2024-09-01 23:13:09)

Odp: Co to znaczy żyć?

Jednego to ci z całą pewnością nie brakuje - tupetu smile


To, że o realiach wykonywania zawodu tłumacza pojęcie masz teoretyczne (tak eufemistycznie) już wykazałeś, zatem do dalszych rewelacji się nie będę odnosiła, bo ja akurat mam czyli sobie nie pogadamy.

Co to katolicyzmu i ogólnie chrześcijaństwa cóż, intelekt mój nie został skażony katechezą nijaką ani kazaniami księdza wikarego, tu startowałam jako osoba dorosła, z innego poziomu.  Czytuję  encykliki i adhortacje, Katechizm KK też jest darmo w necie i to z komentarzami, no trochę jakby czytałam i całkiem sporo się ciekawych rzeczy dowiedziałam. Ostatnio słuchałam bardzo ciekawych wykładów prof.dr hab. Marcina Majewskiego o Pięcioksiągu (Torze) - też darmo, uprzejmie udostępniają nie tylko studentom UPJPII. Zatem Jack, nie zadawaj mi pytań czy ja wiem, co to jest proces kanonizacyjny w KRK, please. Akurat kwestii kanonizacji jeszcze nie drążyłam i nie wiem, czy podrążę, ale wiedzieć to wiem. Doszłam już jakby ciut dalej, tak w ramach rozwoju własnego czyli z przysłowiowej łaski na uciechę, bo to ciekawe jest.



Jack Sparrow napisał/a:

Przed chwilą nawet nie wiedziałaś czym jest TCM, a chcesz mnie pouczać? Zanim zabierzesz głos to naprawdę zapoznaj się z podstawami, czyli wspomnianą teorią 5 elementów, meridianami, czym jest Yin i Yang. Mieszanie do tego taoizmu, konfucjanizmu i buddyzmu nie ma absolutnie żadnego sensu. Bo samo poznanie składu takiego lub innego preparatu czy jakiejś tam metodyki postępowania akupunkturowego nie da ci zrozumienia podstaw TCMu. Samo poznanie teorii 5 elementów i przebiegu meridianów nie da ci wiedzy o metodyce leczniczej.


Zapoznaj się z podstawami...no dobrze , jeszcze tym razem... sięgam zatem do podręcznej biblioteczki...i cóż ja czytam...
"Podstawą tradycyjnej chińskiej kosmologii jest fundamentalny podział na dwie dopełniające się siły yin i yang (...) " zaraz zaraz, kosmologia to chyba coś z filozofią, no nie , muszę koniecznie sprawdzić, przecież Jack pisał, że medycyna...kurczę, jednak "nauka o porządku wszechświata" to, a nie medycyna. Czyżby Jack się mylił, no nie niemożliwe, przecież Jack WIE.
Czytam wytrwale dalej
"System yin i yang opiera się na myśleniu korelacyjnym, podstawowym schemacie ludzkiego umysłu, który odgrywa znaczącą rolę we wszystkich kulturach." Oups - w kulturach, i to wszystkich?  Nie jest to ograniczone do tradycyjnej medycyny chińskiej?
Dobra, lecim dalej  "na przykład obraz ludzkiego ciała można zastosować do świata polityki tak, że relacja umysłu do ciała pojmowana będzie jako podobna do związku między władcą a poddanymi" - lepiej, przynajmniej jakieś ciało się pojawiło.
ale dalej jakby znowu gorzej "dostrzega się różnice między schematami, a rzeczywistość rozumiana jest w kategoriach wzajemnych interakcji różnych aspektów, które na siebie oddziałują". No żesz, czytam przecież o yin i yang ale dobra, wzajemnie oddziałujące aspekty do medycyny dają się dopasować, tyle że  nie czytam wcale podręcznika medycyny chińskiej.
"Yin i Yang zawdzięczają swoje powstanie obserwacjom o charakterze geograficznym" czytam dalej. Powstanie to chyba do podstaw się zalicza?

Ok. przechodzimy do 5 elementów. "System yin-yang stanowi punkt wyjścia dla rozumienia prawidłowości działania dao na świecie i dostrzegania konkretnych przejawów strumienia qi w toku codziennego życia. Ulega on dalszemu uszczegółowieniu za sprawą podziału na 5 faz przemiany młode yang-stare yang-yin/yang-młode yin-stare yin."
Jack, to co powyżej cytowane w maluśkich fragmentach to jest "Taoizm. Wprowadzenie" autorstwa Livii Kohn, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, 2012.  Za darmo dostępne, ale chyba tylko w wersji anglojęzycznej.
Czyli w zakresie pojęć yin i yang oraz teorii 5 elementów się dokształciłam. Tym razem to publicznie, bo sama z siebie to wykonałam wiele lat temu.

Pojęcia yin, yang oraz 5 przemian pochodzą z filozofii taoistycznej .



@Shini

pogadaj o tym zmęczeniu z psychiatrą, może naprawdę te leki mają w tym jakiś udział. Mo i możesz spróbować w ramach eksperymentu zrobić sobie 1 (jeden) dzień bez telefonu, komputera i TV. Technicznie jest to wykonalne. I zobacz, jak się będziesz czuł.

614

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Jednego to ci z całą pewnością nie brakuje - tupetu smile


To, że o realiach wykonywania zawodu tłumacza pojęcie masz teoretyczne (tak eufemistycznie) już wykazałeś, zatem do dalszych rewelacji się nie będę odnosiła, bo ja akurat mam czyli sobie nie pogadamy.

Co to katolicyzmu i ogólnie chrześcijaństwa cóż, intelekt mój nie został skażony katechezą nijaką ani kazaniami księdza wikarego, tu startowałam jako osoba dorosła, z innego poziomu.  Czytuję  encykliki i adhortacje, Katechizm KK też jest darmo w necie i to z komentarzami, no trochę jakby czytałam i całkiem sporo się ciekawych rzeczy dowiedziałam. Ostatnio słuchałam bardzo ciekawych wykładów prof.dr hab. Marcina Majewskiego o Pięcioksiągu (Torze) - też darmo, uprzejmie udostępniają nie tylko studentom UPJPII. Zatem Jack, nie zadawaj mi pytań czy ja wiem, co to jest proces kanonizacyjny w KRK, please. Akurat kwestii kanonizacji jeszcze nie drążyłam i nie wiem, czy podrążę, ale wiedzieć to wiem. Doszłam już jakby ciut dalej, tak w ramach rozwoju własnego czyli z przysłowiowej łaski na uciechę, bo to ciekawe jest.



Jack Sparrow napisał/a:

Przed chwilą nawet nie wiedziałaś czym jest TCM, a chcesz mnie pouczać? Zanim zabierzesz głos to naprawdę zapoznaj się z podstawami, czyli wspomnianą teorią 5 elementów, meridianami, czym jest Yin i Yang. Mieszanie do tego taoizmu, konfucjanizmu i buddyzmu nie ma absolutnie żadnego sensu. Bo samo poznanie składu takiego lub innego preparatu czy jakiejś tam metodyki postępowania akupunkturowego nie da ci zrozumienia podstaw TCMu. Samo poznanie teorii 5 elementów i przebiegu meridianów nie da ci wiedzy o metodyce leczniczej.


Zapoznaj się z podstawami...no dobrze , jeszcze tym razem... sięgam zatem do podręcznej biblioteczki...i cóż ja czytam...
"Podstawą tradycyjnej chińskiej kosmologii jest fundamentalny podział na dwie dopełniające się siły yin i yang (...) " zaraz zaraz, kosmologia to chyba coś z filozofią, no nie , muszę koniecznie sprawdzić, przecież Jack pisał, że medycyna...kurczę, jednak "nauka o porządku wszechświata" to, a nie medycyna. Czyżby Jack się mylił, no nie niemożliwe, przecież Jack WIE.
Czytam wytrwale dalej
"System yin i yang opiera się na myśleniu korelacyjnym, podstawowym schemacie ludzkiego umysłu, który odgrywa znaczącą rolę we wszystkich kulturach." Oups - w kulturach, i to wszystkich?  Nie jest to ograniczone do tradycyjnej medycyny chińskiej?
Dobra, lecim dalej  "na przykład obraz ludzkiego ciała można zastosować do świata polityki tak, że relacja umysłu do ciała pojmowana będzie jako podobna do związku między władcą a poddanymi" - lepiej, przynajmniej jakieś ciało się pojawiło.
ale dalej jakby znowu gorzej "dostrzega się różnice między schematami, a rzeczywistość rozumiana jest w kategoriach wzajemnych interakcji różnych aspektów, które na siebie oddziałują". No żesz, czytam przecież o yin i yang ale dobra, wzajemnie oddziałujące aspekty do medycyny dają się dopasować, tyle że  nie czytam wcale podręcznika medycyny chińskiej.
"Yin i Yang zawdzięczają swoje powstanie obserwacjom o charakterze geograficznym" czytam dalej. Powstanie to chyba do podstaw się zalicza?

Ok. przechodzimy do 5 elementów. "System yin-yang stanowi punkt wyjścia dla rozumienia prawidłowości działania dao na świecie i dostrzegania konkretnych przejawów strumienia qi w toku codziennego życia. Ulega on dalszemu uszczegółowieniu za sprawą podziału na 5 faz przemiany młode yang-stare yang-yin/yang-młode yin-stare yin."
Jack, to co powyżej cytowane w maluśkich fragmentach to jest "Taoizm. Wprowadzenie" autorstwa Livii Kohn, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, 2012.  Za darmo dostępne, ale chyba tylko w wersji anglojęzycznej.
Czyli w zakresie pojęć yin i yang oraz teorii 5 elementów się dokształciłam. Tym razem to publicznie, bo sama z siebie to wykonałam wiele lat temu.

Pojęcia yin, yang oraz 5 przemian pochodzą z filozofii taoistycznej .

Ja sobie kiedys tekst robilam yin czy yang to mialam po tyle samo punktow przy kazdym.czyli jestem nijaka i do zwiazku sie nie nadaje big_smile

615 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-09-04 14:09:02)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

To, że o realiach wykonywania zawodu tłumacza pojęcie masz teoretyczne (tak eufemistycznie) już wykazałeś, zatem do dalszych rewelacji się nie będę odnosiła, bo ja akurat mam czyli sobie nie pogadamy.

LOL.


Ale jakie to rewelacje? Że bez certyfikatów i uprawnień tłumacza przysięgłego to możesz najwyżej potłumaczyć menu w restauracji lub beletrystykę najwyżej, a i tak nic topowego, bo żaden wzięty wydawca nie da do tłumaczenia topowych tytułów anonowi bez absolutnie żadnych uprawnień?

Zacięłaś się na pracy tłumacza jako osoby jedyne co robiącej, to proste tłumaczenie tekstu. Już ci wskazałem możliwe kierunki rozwoju takiej osoby. Jak jesteś mistrzem w swoim fachu to następnym krokiem jest nauczanie innych - czy to wprost, czy poprzez bycie (współ)autorem podręczników specjalistycznych, założenie własnej szkoły lub wykładanie języka na uczelni/kierunku zgodnym z profilem działań takiego tłumacza. To jest naturalny rozwój i budowa renomy swojego nazwiska.


Co to katolicyzmu i ogólnie chrześcijaństwa cóż, intelekt mój nie został skażony katechezą nijaką ani kazaniami księdza wikarego, tu startowałam jako osoba dorosła, z innego poziomu.

No właśnie. I to widać. Bo wbrew twoim twierdzeniom, że "wystarczy poczytać" nie rozumiesz podstawowych doktryn katolicyzmu np idei wspomnianych świętych, jak to działa i po co.

Doszłam już jakby ciut dalej

Dalej? Z tego co tu opisałaś, to nie wiem czy jesteś na etapie komunisty, co pierwszy raz ma przystępować do spowiedzi. A przypomnę - pisałaś o samodzielnym rozwoju duchowym. I nie jesteś w stanie zrozumieć, że tak to można sobie robić swoją własną interpretację zapisów wszelakich. A to nie ma żadnego związku z rozwojem duchowym w ramach konkretnego odłamu chrześcijaństwa. Więc albo ślepo podążasz za jakimś tam nurtem, albo tworzysz swój własny. Czyli żyjesz własną wyobraźnią, urojeniem.

Taki przykład pierwszy z brzegu - jak chcesz się wyspowiadać nie znając definicji (w tym praktycznej) grzechu i ich podziału/wagi ciężkości?


Czyżby Jack się mylił, no nie niemożliwe, przecież Jack WIE.


I gdzie się niby myliłem? Przecież ci pisałem, że TCM ma od cholery w sobie filozofii, którą trzeba ogarnąć, żeby wiedzieć dlaczego TCM na konkretne dolegliwości poleca takie, a nie inne zioła. Albo masaż. Czy ćwiczenia. Albo akupunkturę. Bo w zależności od tego dlaczego cię boli np noga i jaki to ból, to opcji jest wiele - w tym niektóre przeciwstawne.

Nie jest to ograniczone do tradycyjnej medycyny chińskiej?

Nie, nie jest. Nigdy nie było. Ale to, że zaczynasz to mieszać, to właśnie świadczy o tym, że nie wiesz o czym mówisz.


No żesz, czytam przecież o yin i yang ale dobra, wzajemnie oddziałujące aspekty do medycyny dają się dopasować, tyle że  nie czytam wcale podręcznika medycyny chińskiej.


Ponownie - przez brak zrozumienia zagadnienia mieszasz co popadnie. Bo wydaje ci się, że wystarczy przeczytać coś z internetów lub książki z pierdylionem błędów w tłumaczeniach i rozciągasz to na coś, na co nie powinnaś. I dlatego nie masz kompletnie rozeznania o co chodzi


Jack, to co powyżej cytowane w maluśkich fragmentach to jest


I ponownie - mieszasz. To co napisałaś nie ma żadnego związku z TCM. Tu nie chodzi o żadne fazy yin-yang, ale Wu Xing i elementy drewna, ognia, ziemi, metalu i wody, o ich dynamiczny stan równowagi, zmienność i cykliczność.

616

Odp: Co to znaczy żyć?

Jack, ja naprawdę już zauważyłam, że akurat o zawodzie tłumacza masz pojęcie teoretyczne oraz przyznam miejscami zabawne. Naprawdę uważasz , że dla dobrego tłumacza kabinowego awansem zawodowym i  rozwojem zawodowym jest bycie lektorem na uczelni, choćby i najwyższej ?

Najwyraźniej poza "nie wiesz" i nie rozumiesz" to trochę jakby argumentów brak, choć po prawdzie ani "nie wiesz" ani nie rozumiesz" to nie argumenty ale opinie i to na dodatek niczym nie uzasadnione.

Nigdy nie twierdziłam, że  w katolicyzmie należy stawiać na czystą samodzielność w rozwoju duchowym. Ta akurat religia faktycznie zakłada udział osób trzecich. Tyle że ten udział osób trzecich w tej akurat religii zdaje się programowo być darmowy. Zarówno spowiedź będąca okazją do rozeznania jak i kierownictwo duchowe nie są usługami odpłatnymi. Zapewne dlatego liczni katolicy się żalą, że o kierownika duchowego trudno.
Ja to się w ogóle nie chcę spowiadać. Ja na to patrzę od strony wiedzy na temat. Co do spowiedzi wychodzi na to, że do spowiedzi ważnej i tzw. dobrej to akurat znajomość definicji grzechu ani podziału grzechów według ciężkości niezbędne nie są. Od strony teologicznej do spowiedzi dobrej konieczne są
1. rachunek sumienia
2. wzbudzenie żalu za grzechy
3. szczere postanowienie poprawy
4. szczere wyznanie przynajmniej wszystkich świadomych grzechów ciężkich
5. pokuta oraz zadośćuczynienie.
Z czego by można wnioskować, że od strony teoretycznej penitent może definicji nie znać ni podziału grzechów też nie, wystarczy , że szczerze wyzna co uważa. Sądzę, że w praktyce życia kapłan spowiadający jest w stanie zauważyć, że ktoś pojęcie ma słabe i jakoś tą spowiedzią kieruje? pytania dodatkowe zadaje? - ale od strony penitenta to cóż, najwyraźniej ma prawo być ciemny niczym tabaka w rogu.

Jack Sparrow napisał/a:

I ponownie - mieszasz. To co napisałaś nie ma żadnego związku z TCM. Tu nie chodzi o żadne fazy yin-yang, ale Wu Xing i elementy drewna, ognia, ziemi, metalu i wody, o ich dynamiczny stan równowagi, zmienność i cykliczność.


Oj, naprawdę mieszam? no to pocytuje dalej, co mi szkodzi

Skończyliśmy na 5 fazach przemiany, czyż nie? No to dalej tak
"Chińczycy powiązali ów układ faz przemiany z 5 substancjami organicznymi.
młode yang - drzewo
stare yang - ogień
yin-yang - ziemia
młode yin - metal
stare yin - woda

wymienione wyżej substancje znane są jako "pięć faz przemiany" czy też "pięć sił sprawczych" [dosłownie 5 poruszających się] . Często określa się je mianem "5 elementów", ponieważ wykazują powierzchowne podobieństwo do greckich bądź indyjskich elementów-wody, ognia , ziemi i powietrza.  " Cyt. z ksiażki wskazanej w poprzednim poście, skoro ją już wyjęłam to ciagnę.

Tak bardziej ogólnie to taoizm stworzył pewien opis wszechświata. Opis wykorzystywany w wielu dziedzinach, sferach życia czy jak tam zwał. Powstał  diagram stanowiący zrąb taoizmu jako szeroko pojmowanej filozofii i jednocześnie fundament diagnostyczny i analityczny dla chińskiej medycyny. Opisywano z użyciem tego diagramu także politykę, muzykę i masę innych rzeczy.
Co nie oznacza, ze każdy używający tego diagramu Chińczyk jest/musiał być taoistą. Diagram okazał się w toku dziejów zwyczajnie przydatnym narzędziem opisu świata. Doczesnego przede wszystkim. Bez niego nie byłoby dzisiejszej  tradycyjnej medycyny chińskiej.

617

Odp: Co to znaczy żyć?

Dziś spotkałem się z tymi dwoma kolegami, o których często tu piszę. To było pierwsze takie spotkanie od kilku miesięcy i uważam je za bardzo udane. Porozmawialiśmy, zjedliśmy obiad, byliśmy w kinie i podzieliśmy się wrażeniami z filmu, ogólnie było fajnie. Kiedy już się rozeszliśmy ja jeszcze trochę zostałem by przejść się po mieście i było to samo co wtedy po konwencie, a nawet gorzej. Widząc te wszystkie pary na ulicach i przypominając sobie rozmowy z tymi kolegami przywaliło we mnie mega obniżenie nastroju. Tak jak po konwencie zacząłem się czuć totalnie paskudnie, jak śmieć, a jeszcze dowalił mi widok mega atrakcyjnej dla mnie dziewczyny w metrze, która siedziała sama. Miała słuchawki i siedziała w telefonie, a ja byłem z jednym z kolegów, dodatkowo była już prawie 22 więc dziewczyna pewnie jechała do domu. Ona nawet na mnie nie spojrzała, a ja się czuję jakbym stracił jakąś wielką, jedyną na całe życie szanse. Z każdym kolejnym wyjściem na miasto czy w ogóle w miejsce publiczne gdzie da się zobaczyć jakieś dziewczyny jest coraz gorzej, ja się czuję coraz gorzej. W niedługim czasie chciałem jechać na choć kilkudniowe wakacje ale teraz się boję, że będę się czuł jeszcze gorzej z właśnie tych opisanych powodów. Muqin czy potrafiłabyś powiedzieć co się ze mną dzieje? Dlaczego czuje się aż tak paskudnie widząc ludzi, którzy "żyją"?

618

Odp: Co to znaczy żyć?

Ja sobie co najwyżej mogę spekulować, czemu.
Jakbyś dzielił świat na ludzi, którzy "żyją" i siebie. Jakbyś był od tego "życia" jakąś szybą oddzielony? Jakby było niedostępne?
Po konwencie to chyba miałeś sam do siebie pretensje, że byłeś i nie sprostałeś temu, co sam sobie narzuciłeś, jakoś tak to odebrałam. Nie skorzystałeś z okazji, nie przełamałeś własnej blokady z obawy przed klęską.
Teraz to mi trudniej zgadnąć. Mam wrażenie, ze widok tej dziewczyny w metrze wygenerował ci jakieś wyobrażenia prowadzące do zdołowania siebie.
Patrząc z zewnątrz to jeśli ktoś ma słuchawki na uszach i siedzi w telefonie to zwyczajnie nie zwraca uwagi na otoczenie. Akurat taka sytuacja w metrze to mi się żadną szansą straconą nie wydaje. Mam wrażenie, że absolutnie każda czy niemal każda dziewczyna to dla Ciebie od razu "klęska i stracona szansa" i dół otchłanny.
I tak sądzę, że ma to związek z tym, jak sam siebie postrzegasz. Jako kogoś totalnie nieudanego, gorszego od innych, niewartego zainteresowania, któremu nic się nigdy nie uda i udać nie może. Znaczy nie wiem, czy tak sam siebie postrzegasz, tak zgaduję.
Z kolegami, których znacz czujesz się ok, jesteś na luzie, jest fajnie. A każda obca osoba jawi  Ci się jako kto?

619

Odp: Co to znaczy żyć?

Naprawdę uważasz , że dla dobrego tłumacza kabinowego awansem zawodowym i  rozwojem zawodowym jest bycie lektorem na uczelni, choćby i najwyższej ?

Może, ale nie musi. Bez np dostępu do informacji niejawnej to sobie nie potłumaczysz szczytów politycznych i innych tego pokroju. Bo bez takich papierków do poważniejszej roboty też się nie dostaniesz. Owszem - to nie jest wydatek bezpośredni. Wydatkiem jest natomiast znalezienie się w odpowiednich kręgach, bo z przypadku ludzi tam nie ma. Właśnie ze względu na konieczność wyrobienia takowych poświadczeń.

Poza tym tłumacz kabinowy to specyficzny rodzaj pracy. I nie każdy musi się tym zajmować i nie jest to wcale jakimś szczytem. A już np kursy obsługi CAT kosztują.

Nigdy nie twierdziłam, że  w katolicyzmie należy stawiać na czystą samodzielność w rozwoju duchowym. Ta akurat religia faktycznie zakłada udział osób trzecich.

To po chuj przykład rozwoju duchowego skoro nagle się okazuje, że niezbędny jest udział osób trzecich?

Tyle że ten udział osób trzecich w tej akurat religii zdaje się programowo być darmowy.

Nie jest darmowy. Nigdy nie był. Kościół na tym zarabia. Podobnie do każdego ugrupowania religijnego. Zarabia na wyznawcach. Bez odpowiedniej koperty ani do pierwszej komunii cię nie dopuszczą, ani ślubu nie udzielą

Zarówno spowiedź będąca okazją do rozeznania jak i kierownictwo duchowe nie są usługami odpłatnymi.

A jak nie przyjmiesz księdza po kolędzie z kopertą to cię nie wyspowiadają, albo będą robić problemy z pochówkiem. Co jest największą bolączką seniorów mojej rodziny. W różnych parafiach.

Ja to się w ogóle nie chcę spowiadać.

I to tyle jeśli chodzi o rozwój duchowy zgodny ze sztuką, a nie wedle własnego widzi mi się. Bez znajomości wiedzy kiedy popełniłaś grzech, a kiedy nie, to spowiedź jest nieważna. Czy byłaś świadoma grzechu w trakcie jego popełniania nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Brak pełnej spowiedzi - spowiedź nieważna. Brak obawy przed pokutą (a tej nie ma jeśli nie przyznajesz się do wszystkich grzechów) = spowiedź nieważna. 


Muqin napisał/a:

Oj, naprawdę mieszam?

Tak. Bo gdybyś wiedziała o chodzi, to od razu byś o tym wspomniała, a nie dopiero po tym, jak ci to wytknąłem.

620

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Ja sobie co najwyżej mogę spekulować, czemu.
Jakbyś dzielił świat na ludzi, którzy "żyją" i siebie. Jakbyś był od tego "życia" jakąś szybą oddzielony? Jakby było niedostępne?
Po konwencie to chyba miałeś sam do siebie pretensje, że byłeś i nie sprostałeś temu, co sam sobie narzuciłeś, jakoś tak to odebrałam. Nie skorzystałeś z okazji, nie przełamałeś własnej blokady z obawy przed klęską.
Teraz to mi trudniej zgadnąć. Mam wrażenie, ze widok tej dziewczyny w metrze wygenerował ci jakieś wyobrażenia prowadzące do zdołowania siebie.
Patrząc z zewnątrz to jeśli ktoś ma słuchawki na uszach i siedzi w telefonie to zwyczajnie nie zwraca uwagi na otoczenie. Akurat taka sytuacja w metrze to mi się żadną szansą straconą nie wydaje. Mam wrażenie, że absolutnie każda czy niemal każda dziewczyna to dla Ciebie od razu "klęska i stracona szansa" i dół otchłanny.
I tak sądzę, że ma to związek z tym, jak sam siebie postrzegasz. Jako kogoś totalnie nieudanego, gorszego od innych, niewartego zainteresowania, któremu nic się nigdy nie uda i udać nie może. Znaczy nie wiem, czy tak sam siebie postrzegasz, tak zgaduję.
Z kolegami, których znacz czujesz się ok, jesteś na luzie, jest fajnie. A każda obca osoba jawi  Ci się jako kto?

Mniej więcej tak dzielę ludzi, właśnie jakbym był od tego oddzielony jakaś niewidzialną ścianą lub jakby było już dla mnie za późno by zmienić moją sytuację. Dokładnie tak, każda dziewczyna jaką widzę, i która mi się podoba powoduje u mnie poczucie straconej szansy. Jestem po mega presją, że muszę do takiej zagadać i zrobić jak najlepsze wrażenie bo jestem coraz starszy i czasu coraz mniej. Ponownie dokładnie tak, uważam się za nieudanego, niepełnego, i że ciągle tylko tracę czas. Przy tych dwóch kolegach dobrze to widać. Czuję się od nich gorszy mimo iż nie chciałbym się z nimi zamienić na sytuację ekonomiczną. Obaj mieszkają w Warszawie, jeden dostał awans, drugi chyba ze cztery razy zmieniał pracę. Obaj zarabiają więcej ode mnie mimo iż żaden nie ma studiów i nawet jeśli nic im z tego nie zostaje to i tak mam wrażenie, że zaszli o wiele dalej niż ja. Jeden ma dużo koleżanek, drugi ma dziewczynę i razem wynajmują. Ja mam więcej od nich tylko pod względem ekonomicznym. Oni mają taką aurę dorosłości, dojrzałości, a ja się czuję przy nich jak dzieciak mimo, że wszyscy jesteśmy w tym samym wieku. Nie daję tego po sobie znać w ich obecności i mamy dobre relacje.

Może nie każda ale na pewno większość osób, które widuję, i które są z kimś sprawiają wrażenie bardziej dojrzałych. Zwłaszcza mężczyzna będący gdzieś z kobietą od razu ma +100 do dojrzałości i ogólnie bycia mężczyzną.

621

Odp: Co to znaczy żyć?

Jack, zaczynam z niecierpliwością oczekiwać na kolejne twoje rewelacje dotyczące zawodu tłumacza. Czy żeby je uzyskać muszę koniecznie coś napisać na ten temat, czy będziesz się dzielił swoją "wiedzą" sam z siebie? Na wszelki wypadek odniosę się - tłumacz symultaniczny z punktu widzenia kwalifikacji zawodowych w zakresie "tłumaczenie ustne" to jak najbardziej jest najwyższa półka. Nie tyle "nie każdy musi się tym zajmować" ile raczej niewielu jest w stanie tłumaczyć na tym poziomie. A bycie lektorem na uczelni to jest dla tłumacza zmiana zawodu, z tłumacza na dydaktyka.

Pisząc o rozwoju duchowym jednostki jako celu życia nie chciałam w sposób świadomy zawężać tegoż rozwoju duchowego do konkretnych opcji, a już na pewno nie do wersji katolickiej. Chodziło mi o to, że moim zdaniem własny rozwój duchowy można realizować przy stosunkowo niewielkich nakładach i może on dawać satysfakcję oraz być celem do realizacji. Taka malutka przeciwwaga dla koncepcji "wszystko kosztuje i nie masz kasy to się nie rozwiniesz", którą zaprezentowałeś. Intelektualnie też się można rozwijać nie płacąc za to zbyt wiele. Pod warunkiem, że się człowiek nie uprze przy tym, że rozwój własny musi generować kasę czy tzw. karierę.

Uparłeś się na katolicyzm, religię w skali świata nieco nietypową, ok. No ale są granice - dojechałeś szybkim ślizgiem od teorii do tego, że "bez odpowiedniej koperty do komunii cie nie dopuszczą". Sorki, to jest temat poboczny.
Ale, że jak ustaliliśmy mam skłonność do dzielenia gówna na atomy...
Pochówek kompletnie z rozwojem duchowym jednostki żywej nic wspólnego nie ma.
Sakrament pokuty i pojednania zwany spowiedzią nawet w ciągnącym z wiernych w  Polsce  kasę KRK płatny nie jest. I nie jest związany nijakimi uregulowaniami terytorialnymi czyli można się wyspowiadać u dowolnego kapłana z uprawnieniami, bez problemu poza parafią. Argument "jak nie dasz koperty księdzu po kolędzie to cie nie wyspowiadają" nie istnieje. Co najwyżej w tej konkretnej parafii, choć jest to naganne.
Warunki dobrej spowiedzi ci wypunktowałam. Spowiedź może być nieważna (nie działa to automatycznie, może nie oznacza musi) jeśli kapłan nie ma uprawnień do spowiadania i rozgrzeszania, ze względu na popełnione przez penitenta świętokradztwo bądź brak dyspozycji jego serca do otrzymania rozgrzeszenia. Pierwsze  jest jasne. Drugie - sytuacja świadomego zatajenia grzechu ciężkiego bądź świadomego umniejszania swojej winy - czyli jeśli penitent zataił nieświadomie nie ma problemu. Jego prawo nie wiedzieć. Na dodatek istnieje też wariant "spowiedź ważna ale świętokradzka".
Oczywiście - jak to w katolicyzmie zaraz się pojawia podtemat niewiedzy zawinionej bądź niezawinionej. Z jednej strony tomy o tym napisano, z drugiej zaś nieodmiennie wszelkie pytania "czy to grzech ciężki" należy rozważać indywidualnie i najlepiej w konfesjonale. Tak przynajmniej jest najlepiej. Czyli - w uproszczeniu czy spowiedź jest ważna i dobra zależy - nie ma jednoznacznych wytycznych, wręcz przeciwnie, jest kierunek "indywidualny rozwój duchowy z udziałem spowiednika". Ten brak ścisłych wytycznych zdaniem wielu katolików daje jako skutek uboczny możliwość rozwinięcia się sumienia skrupulanckiego, ale znowu to kolejny podtemat. W sumie bardzo ciekawe to jest. Tak od strony teoretycznej.

Odnośnie tradycyjnej medycyny chińskiej to cóż, nie chciało mi się robić mini-wykładu. Zabawniej było poczytać twoje teksty. Poza tym zupełnie uczciwie - skrótowca TCM nie znałam, po prostu nie zauważyłam, że się w międzyczasie narodził. No nikt nie jest doskonały, mnie też czasem coś umknie smile

622

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Jestem po mega presją, że muszę do takiej zagadać i zrobić jak najlepsze wrażenie bo jestem coraz starszy i czasu coraz mniej.

Realistycznie - nie jesteś kobietą pragnącą urodzić dzieci. Zegar biologiczny jest dla ciebie łaskawszy. Innymi słowy presja nie ma obiektywnych przyczyn biologicznych. Społeczna presja jest zaś wątpliwa, bo facet przed 40-ką co skacze ze związku w związek i z kwiatka na kwiatek nie jest objęty silnym ostracyzmem.
Problem zatem jest - na to mi wychodzi - że "nigdy z żadną nawet krótkiego związku".

Ciągle tracisz czas... temu się możesz przyjrzeć. Nawet śmiem twierdzić jesteś w stanie przyjrzeć się temu krytycznie. Nie żeby sobie dowalić i potwierdzić, żeś nieudacznik, ale żeby na małym odcinku dać sobie poczucie sprawczości. Całkiem za darmo. Jeśli zdołasz  coś zmienić w sprawie, w której nie ma absolutnie żadnych przeszkód i utrudnień natury zewnętrznej masz szans poczuć "no jednak coś mogę". Jeśli zdołasz się skupić na czymś naprawdę niewielkim jest szansa na sukces. Może niewielki, ale do jasnej anielki sukces zamiast klęski. Ja bym ci zaproponowała krytyczne przyjrzenie się na przykład korzystaniu z internetu. Nie całemu, ale powiedzmy o czym czytasz w tym necie. I ustaleniu - sam ze sobą ustalasz, pełna wolność wyboru - co jest dla mnie dobre, korzystne, co ma sens a co jest ciągłym międleniem tego samego czyli zupełnie bezproduktywne. Filmik z obcym facetem co to ma "przepis jak zostać prawdziwym mężczyzną" - do kosza, ileś takich filmików obejrzałeś i nic. Rozmowa na netkobietach w wiecznie działającym wątku "30 lat i cały czas sam" - nie, dziękuję, strata czasu. wałkowanie tego samego w różnych wariantach. Zamiast rzeczy nic mi nie dających postawię na coś innego, choćby i po to, żeby w rozmowie mieć coś więcej do powiedzenia, na różne tematy.

Wcielając się na chwilkę w hipotetyczną dziewczynę zapytam " Shini, o czym pogadamy?  - Zapytam cię na przykład , czemu Shinigami, o co w tym nicku chodzi? Umiesz opowiedzieć? Nie tylko o samym nicku ale też o bóstwach Japonii, japońskiej kulturze, o tym, czym jest maga i anime w tej kulturze ...

Czujesz się od kogoś gorszy a nie chciałbyś się z tym kimś zamienić. Okropnie niewygodne.

Piszesz, ze ci koledzy zaszli dalej niż ty - a jakbyś nie zauważał czy może raczej nie dopuszczał w pełni , że wcale nie jesteś pewien, że byś chciał iść tam, dokąd oni idą. Jeśli ktoś udaje się do miejscowości X, a Ty nie jesteś zainteresowany - zazdrościsz mu, że jest coraz bliżej?
Aura dorosłości - aura to aura. Nie stan faktyczny. Na tym forum Jack na przykład tworzy wokół siebie aurę "wiem wszystko na każdy temat" i ogromnej pewności siebie. Niektórzy się na tą aurę łapią, inni niespecjalnie.

623

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Realistycznie - nie jesteś kobietą pragnącą urodzić dzieci. Zegar biologiczny jest dla ciebie łaskawszy. Innymi słowy presja nie ma obiektywnych przyczyn biologicznych. Społeczna presja jest zaś wątpliwa, bo facet przed 40-ką co skacze ze związku w związek i z kwiatka na kwiatek nie jest objęty silnym ostracyzmem.
Problem zatem jest - na to mi wychodzi - że "nigdy z żadną nawet krótkiego związku".

Ciągle tracisz czas... temu się możesz przyjrzeć. Nawet śmiem twierdzić jesteś w stanie przyjrzeć się temu krytycznie. Nie żeby sobie dowalić i potwierdzić, żeś nieudacznik, ale żeby na małym odcinku dać sobie poczucie sprawczości. Całkiem za darmo. Jeśli zdołasz  coś zmienić w sprawie, w której nie ma absolutnie żadnych przeszkód i utrudnień natury zewnętrznej masz szans poczuć "no jednak coś mogę". Jeśli zdołasz się skupić na czymś naprawdę niewielkim jest szansa na sukces. Może niewielki, ale do jasnej anielki sukces zamiast klęski. Ja bym ci zaproponowała krytyczne przyjrzenie się na przykład korzystaniu z internetu. Nie całemu, ale powiedzmy o czym czytasz w tym necie. I ustaleniu - sam ze sobą ustalasz, pełna wolność wyboru - co jest dla mnie dobre, korzystne, co ma sens a co jest ciągłym międleniem tego samego czyli zupełnie bezproduktywne. Filmik z obcym facetem co to ma "przepis jak zostać prawdziwym mężczyzną" - do kosza, ileś takich filmików obejrzałeś i nic. Rozmowa na netkobietach w wiecznie działającym wątku "30 lat i cały czas sam" - nie, dziękuję, strata czasu. wałkowanie tego samego w różnych wariantach. Zamiast rzeczy nic mi nie dających postawię na coś innego, choćby i po to, żeby w rozmowie mieć coś więcej do powiedzenia, na różne tematy.

Wcielając się na chwilkę w hipotetyczną dziewczynę zapytam " Shini, o czym pogadamy?  - Zapytam cię na przykład , czemu Shinigami, o co w tym nicku chodzi? Umiesz opowiedzieć? Nie tylko o samym nicku ale też o bóstwach Japonii, japońskiej kulturze, o tym, czym jest maga i anime w tej kulturze ...

Czujesz się od kogoś gorszy a nie chciałbyś się z tym kimś zamienić. Okropnie niewygodne.

Piszesz, ze ci koledzy zaszli dalej niż ty - a jakbyś nie zauważał czy może raczej nie dopuszczał w pełni , że wcale nie jesteś pewien, że byś chciał iść tam, dokąd oni idą. Jeśli ktoś udaje się do miejscowości X, a Ty nie jesteś zainteresowany - zazdrościsz mu, że jest coraz bliżej?
Aura dorosłości - aura to aura. Nie stan faktyczny. Na tym forum Jack na przykład tworzy wokół siebie aurę "wiem wszystko na każdy temat" i ogromnej pewności siebie. Niektórzy się na tą aurę łapią, inni niespecjalnie.

W kwestii presji miałem na myśli właśnie tą presję społeczną i nie chodzi o fakty bycia w związku czy małżeństwie mając 40 lat tylko o całkowity brak doświadczenia w relacjach związkowo-seksualnych. Ja mimo iż mam 28 lat musiałbym się tego uczyć od zera, jak nastolatek stawiający pierwsze kroki na tej drodze. Znasz jakąś kobietę, której by to nie przeszkadzało? 

Tu problem jest jeszcze w tym, że ja nawet nie zauważam takich małych sukcesów, dopóki nie będzie to coś wielkiego, że każdy będzie pod wrażeniem nie uznam tego za sukces. To też działa podświadomie.

Wiem, że filmiki typu tamten gość opowiadający jak stać się mężczyzną mi nie pomogą, słucham ich w pracy kiedy jest wyjątkowo nudno. Masz jakiś pomysł czego innego mógłbym słuchać?

O nicku, o bóstwach, całej mitologii, o kulturze i czym jest w niej manga i anime mógłbym opowiadać dość długo. Nie jest to naukowa wiedza ale jednak jest jej sporo nabywanej przez wiele lat. Wielu rzeczy się dowiedziałem z anime, nie tylko związanych z Japonią ale też z różnych dziedzin nauki i z całego świata. Najpierw jednak musiałaby istnieć ta dziewczyna, która pierwsza by zaczęła rozmowę lub to ona by o coś zapytała, a takiej jeszcze nigdy nie spotkałem.

Pisząc, że nie chciałbym się z nimi zamienić miałem na myśli jedynie ich sytuację ekonomiczną. Jeden zarabia 2x tyle co ja ale jest już nieźle uwalony w kredytach na kilkanaście lat do przodu mimo iż nic konkretnego nie kupił za te kredyty. Drugi zarabia tylko trochę więcej niż ja ale sporą część z tego musi dokładać do rachunków, mieszka z rodzicami i jeszcze jakąś ciotką w malutkiej kawalerce. To czego im zazdroszczę to ich relacje, jednego z dziewczyną, drugiego z koleżankami i ogólnie takiego życiowego ogarnięcia.

Chyba zaczynam rozumieć co masz na myśli. Chodzi o to, że ja im zazdroszczę tego, że są coraz bardziej dopasowani do modelu typowego obywatela czyli spełniają oczekiwania społeczeństwa. A to nie jest właściwa droga, czy tak?

624

Odp: Co to znaczy żyć?

Shini - stan faktyczny jest jaki jest, a czasu nie cofniesz. Zatem - nie musiałbym się uczyć od zera, ale po prostu się nauczę, bo nie święci garnki lepią. Z plusów sytuacji przynajmniej nie masz za sobą nieudanych związków, zranień z tym związanych, złych doświadczeń i urazów licznych. Jak choćby na tym forum możesz zaobserwować, związki potrafią mocno psychikę pouszkadzać. No to Ty przynajmniej w tej kwestii jesteś jak nie zapisana tablica - zero złych wspomnień, paskudnych rozstań i całego tego pakietu.

Nie zauważanie swoich małych sukcesów wcale nie działa u Ciebie podświadomie, jakby działało podświadomie to byś o tym nie pisał. Ono działa bo jest wyuczone, z odruchu. No to trzeba przeuczyć. Żmudne ale możliwe. Przyjąć inną postawę. Liczą się właśnie małe sukcesy, są jak małe cegły, z których powstaje budowla.
Jak ktoś latami leżał lecząc liczne złamania to potem nie ma co oczekiwać, że wstanie z łóżka i pobiegnie maraton, tak na rozgrzewkę, bo to się nie zdarzy, nie ma prawa się zdarzyć. Ale - po rehabilitacji i wielu miesiącach pracy nad każdym krokiem - może i da radę ten maraton przebiec. Czemu nie.

Nie wiem, jakie warunki do słuchania masz w pracy. Poza tym zaś Shini, czegokolwiek słuchać możesz, co Cię ciekawi. Coś studiowałeś i było w miarę ciekawe - może do czegoś ze studiów wrócisz w jakiejś wersji? Są audiobooki, można czegoś w języku obcym słuchać w tle - to jeden ze sposobów uczenia się i wcale nie trzeba wszystkiego rozumieć, żeby działało. Zacznij od znalezienia tematu, który Cię interesuje - może być dowolnie odlotowy. Masz tu cudowną, wspaniałą wolność wyboru - byle nie zamulanie się tym, co dotychczas. Choćby i hodowla trzody chlewnej w Afryce Równikowej - swoją drogą nie mam pojęcia czy tam świnie hodują smile Poczuj swoja wolność w tej sprawie - nikt i nic Cię nie blokuje w wyborze tematu. I możesz go zmienić w każdej chwili - też pełna sprawczość czyli "robię co chcę i nikomu nic do tego".

Chyba mamy ciut odmienne postrzeganie życiowego ogarnięcia. Kredyty na kilkanaście lat i nie kupione nic z sensem za te pieniądze to ja bym raczej określiła jako ukręcenie sobie sznura na szyję niż stan ogarnięcia życiowego. Mieszka z rodzicami i ciotką w kawalerce - no sorki, Ty masz chyba lepiej - bo przynajmniej metraż lepszy, a reszta podobnie, nie wiem czy ciotkę macie na stanie, ale ogólnie to wybacz, w czym ten kolega jest bardziej ogarnięty życiowo?

Z ta drogą to tak, mniej więcej o to mi chodziło. Bo życie jest Twoje, a nie społeczeństwa. Nie że spełnianie oczekiwań społeczeństwa jest samo w sobie złe, ale może się okazać niedobre dla kogoś. Mam tu na myśli dokładnie tą część oczekiwań, która ustawia jakiś model życia rodzinnego. Czy jest jakiś obowiązek ustawowy bycia typowym obywatelem? Na razie jeszcze nie ma. Na szczęście. smile

625 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-09-12 00:53:39)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Na wszelki wypadek odniosę się - tłumacz symultaniczny z punktu widzenia kwalifikacji zawodowych w zakresie "tłumaczenie ustne" to jak najbardziej jest najwyższa półka.

kekłem.


Ok. żyj swoja bańką, gdzie certyfikaty nie są potrzebne i zadawaj dalej debilne pytania. ALE nie, to nie jest najwyższa półka. Korzystam z takich usług regularnie. Prawie każdy lektor randomowej szkoły językowej to ogarnia. BA - z certyfikatami, szkoleniami i poświadczeniami odpowiednimi. I to niedrogo. Bo taka jest konkurencja na tym polu.


Pisząc o rozwoju duchowym jednostki jako celu życia nie chciałam w sposób świadomy zawężać tegoż rozwoju duchowego do konkretnych opcji, a już na pewno nie do wersji katolickiej. Chodziło mi o to, że moim zdaniem własny rozwój duchowy można realizować przy stosunkowo niewielkich nakładach


Kolejne pierdololo. Niewielkie nakłady to wciąż nakłady. A dla ludzi zarabiających kwoty MINIMALNE, to nawet 'niewielkie' wydatki se olbrzymie. A jakie nakłady - takie efekty.


Uparłeś się na katolicyzm,

Nie. To domena KAŻDEJ religii. Bo KAŻDA religia utrzymuje się ze swoich wyznawców.


Sorki, to jest temat poboczny.

NIE. To nie jest temat poboczny, tylko kolejny raz nie masz pojęcia o czym mówisz. Religia opiera się na PIŚMIE, ale też na DOKTRYNACH samego Kościoła.


Sakrament pokuty i pojednania zwany spowiedzią nawet w ciągnącym z wiernych w  Polsce  kasę KRK płatny nie jest.

To zależy jaką pokutę zada ci kapłan. To "pierwsze primo". "Drugie primo" przystąpienie do Pierwszej Komunii czy Bierzmowania jest jak najbardziej odpłatne. Ale to też zależy od parafii. Bo sobie wymyślają płatne wyjazdy szkoleniowe, płatne stroje w konkretnych sklepach, odpłatne 'podarki komunijne' itp.


Argument "jak nie dasz koperty księdzu po kolędzie to cie nie wyspowiadają" nie istnieje.

Oczywiście, ze istnieje. W wielu miejscach nie ma cmentarzy komunalnych - bo o tym pisałem, a nie o spowiedzi - są tylko te należące do KK.


Spowiedź może być nieważna (nie działa to automatycznie, może nie oznacza musi)

TAK - TO DZIAŁA AUTOMATYCZNIE co byś wiedziała, gdybyś nauki podejmowała, a nie starała się je tworzyć na nowo po swojemu. Tylko nie rozróżniasz opracowań dla wyznawców z opracowaniami dla kapłanów.


czyli jeśli penitent zataił nieświadomie nie ma problemu. Jego prawo nie wiedzieć.

Nie, to tak nie działa. Bo ty WYBIERASZ ŚWIADOMIE nie wiedzieć. To co innego. Tu chodzi o to, że konsekwencje wyboru - uczynku lub zaniedbania prowadzą do grzechu o czym w momencie podejmowania decyzji MAJĄC TĄ WIEDZĘ o definicji różnych grzechów i tak nie jesteś w stanie konsekwencji uczynku lub zaniedbania przewidzieć.


Na dodatek istnieje też wariant "spowiedź ważna ale świętokradzka".


Super wąskie i super specyficzne sytuacje.


wszelkie pytania "czy to grzech ciężki" należy rozważać indywidualnie

Nope. O tym mówią konkretne doktryny i nauki KK.


nie ma jednoznacznych wytycznych

Są. M.in w katechizmach i pierdylionie różnych opracowań. W katolicyzmie (ale i nie tylko) nie ma dowolności i indywidualności. Są DOKTRYNY jak konkretne sytuacje należy interpretować. Tu nie ma żadnej dowolności.


skrótowca TCM nie znałam, po prostu nie zauważyłam, że się w międzyczasie narodził

On się nie narodził w międzyczasie. On funkcjonował 'od zawsze', bo to jeszcze czasy Mao Zedong'a i wtedy pojawiły się dostępniejsze tłumaczenia książki "Wewnętrzny kanon Żółtego Cesarza" i szersze zainteresowanie świata tymi technikami.

626 Ostatnio edytowany przez Muqin (2024-09-12 17:07:37)

Odp: Co to znaczy żyć?

Dziękuję za kolejną porcję rozrywki. Jack, ty jesteś usługobiorcą,  masz swoją bańkę. Ja przez lata byłam usługodawcą, wybacz - nie jesteś dla mnie autorytetem, bo być nie możesz.  Korzystasz z usług i jeśli dostajesz to, czego potrzebujesz jako usługobiorca - ok. Znać się nie musisz, podobnie jak kupując pralkę nie musisz się znać ani na produkcji pralek ani na technikach sprzedaży. Interesuje cię produkt końcowy i to taki na miarę twoich potrzeb.

Wydajesz się nie cenić wysoko indywidualnego rozwoju intelektualnego ani duchowego, to tak w podsumowaniu. Pozwolę sobie powtórzyć pytanie - czy jeśli ktoś się nauczy języka obcego tak tylko "dla siebie" to twoim zdaniem jest to rozwój jednostki czy tez nie?

Religia utrzymuje się z wyznawców? A wiesz, nie istnieje nawet uzgodniona definicja religii.... czyli zależy, jak zdefiniujesz, utrzymuje się albo i nie.

Religia katolicka jeśli już to opiera się na Piśmie i Tradycji.
Wybacz, ale polskie realia katolickie to jest temat poboczny. Są radykalnie odmienne od realiów w innych krajach, przypomnę ci, że katolików można spotkać pod wieloma długościami i szerokościami geograficznymi.
Gdyby działało automatycznie, to by w tekście nie było "może", jeśli jest "może" to automatycznie oznacza, że "może nie".

Zataić można nieświadomie. Choćby i w sytuacji, gdy penitent ma iloraz inteligencji poniżej normy.
W sprawie rozważań "czy to grzech ciężki" owszem, należy wątpliwości wyjaśniać z kapłanem w czasie spowiedzi - albowiem w grę wchodzą czynniki także całkowicie indywidualne, nie do ujęcia w żadnych opisach natury ogólniejszej. Plus - zawsze jest konkretny penitent i konkretny kapłan, który udziela rozgrzeszenia zgodnie ze swoim sumieniem i rozeznaniem. A te  doktryny i nauki, o których piszesz to może byś jakiś konkret wskazał?
Wbrew indoktrynacji praktykowanej na szkolnych katechezach katolicyzm jest miejscami mocno zindywidualizowany.

Skrótowiec TCM nie funkcjonował od zawsze, pojawił się jak zaistniała potrzeba czyli podejrzewam jak się zainteresowanie chińską medycyną tradycyjną zwiększyło zauważalnie na tzw. Zachodzie. Tak przypuszczam, że to zainteresowanie Zachodu ( nie mam zwyczaju utożsamiać Zachodu ze światem) wygenerował szybszy przepływ informacji, jakieś tłumaczenia na języki europejskie. Nie śledziłam procesu, dla mnie chińska medycyna tradycyjna od zawsze była po prostu czymś praktycznym.
Swoją drogą kilka postów temu pisałeś, że nie ma sensu łączenie chińskiej medycyny tradycyjnej z taoizmem, buddyzmem i konfucjanizmem.... a teraz dla odmiany przywołujesz fundamentalną kompilację zaliczaną do kanonu taoistycznego. Co w tym wszystkim robi towarzysz Mao Zedong to już trudno dojść, no chyba ze jakaś przypadkowa korelacja czasowa wystąpiła. Okres jego rządów to raczej nie było otwarcie Chin na Zachód.

627 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-09-13 17:44:38)

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Wydajesz się nie cenić wysoko indywidualnego rozwoju intelektualnego ani duchowego, to tak w podsumowaniu.


Błąd logiczny z twojej strony. Właśnie to bardzo cenię. Ale to co opisujesz nie ma związku z rozwojem. To zamykanie się w sobie, w swoim świecie i budowanie wyobrażeń. Samorozwój jest istotną składową. Ale piłeczkę od ściany odbijać w możesz w nieskończoność, możesz robić miliony sztuczek, ale piłkarzem wciąż będziesz chujowym, póki właśnie nie zagrasz w drużynie i nie przetrwasz całego sezonu.

Religia utrzymuje się z wyznawców? A wiesz, nie istnieje nawet uzgodniona definicja religii.... czyli zależy, jak zdefiniujesz, utrzymuje się albo i nie.

Religia jest zdefiniowana i są różne jej rodzaje. I tak - każda religia utrzymuje się z wyznawców. Od KK, którego bogactwo jest nieprzebrane (ma gruntów o większej powierzchni niż Francja) po joggowe komuny.

Religia katolicka jeśli już to opiera się na Piśmie i Tradycji.

Doktrynach słoneczko. Tradycja była jedynie używana jako środek indoktrynacji. Dlatego Boże Narodzenie mamy w grudniu, choć Jezus urodził się gdzieś na jesieni. Dlatego mamy choinkę, choć to wymysł XIX wieczny i tak wymieniać można długo.


Wybacz, ale polskie realia katolickie to jest temat poboczny. Są radykalnie odmienne od realiów w innych krajach, przypomnę ci, że katolików można spotkać pod wieloma długościami i szerokościami geograficznymi.

Doktryny KK są wszędzie te same. Różnią się tradycje, bo te są regionalne mocno.

Zataić można nieświadomie

Tak i przykład ci podałem. W twoim wypadku to jest wybór świadomej niewiedzy.

A te  doktryny i nauki, o których piszesz to może byś jakiś konkret wskazał?

Poczytaj katechezy wszelakie.

Wbrew indoktrynacji praktykowanej na szkolnych katechezach katolicyzm jest miejscami mocno zindywidualizowany.

Bo tradycja była elementem wykorzystywanym do indoktrynacji. Dlatego tak wiele elementów jest różnych. Ale one nie maja absolutnie żadnego znaczenia.


Skrótowiec TCM nie funkcjonował od zawsze, pojawił się jak zaistniała potrzeba czyli podejrzewam jak się zainteresowanie chińską medycyną tradycyjną zwiększyło zauważalnie na tzw. Zachodzie.

Jak pisałem - pojawiło się to szerzej za Mao, jakoś w latach 70tych.

Swoją drogą kilka postów temu pisałeś, że nie ma sensu łączenie chińskiej medycyny tradycyjnej z taoizmem, buddyzmem i konfucjanizmem....

Napisałem, że mieszasz i że to co przywołujesz nie ma związku z TCM.

628

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:
Muqin napisał/a:

Wydajesz się nie cenić wysoko indywidualnego rozwoju intelektualnego ani duchowego, to tak w podsumowaniu.


Błąd logiczny z twojej strony. Właśnie to bardzo cenię. Ale to co opisujesz nie ma związku z rozwojem. To zamykanie się w sobie, w swoim świecie i budowanie wyobrażeń. Samorozwój jest istotną składową. Ale piłeczkę od ściany odbijać w możesz w nieskończoność, możesz robić miliony sztuczek, ale piłkarzem wciąż będziesz chujowym, póki właśnie nie zagrasz w drużynie i nie przetrwasz całego sezonu.

Religia utrzymuje się z wyznawców? A wiesz, nie istnieje nawet uzgodniona definicja religii.... czyli zależy, jak zdefiniujesz, utrzymuje się albo i nie.

Religia jest zdefiniowana i są różne jej rodzaje. I tak - każda religia utrzymuje się z wyznawców. Od KK, którego bogactwo jest nieprzebrane (ma gruntów o większej powierzchni niż Francja) po joggowe komuny.

Religia katolicka jeśli już to opiera się na Piśmie i Tradycji.

Doktrynach słoneczko. Tradycja była jedynie używana jako środek indoktrynacji. Dlatego Boże Narodzenie mamy w grudniu, choć Jezus urodził się gdzieś na jesieni. Dlatego mamy choinkę, choć to wymysł XIX wieczny i tak wymieniać można długo.


Wybacz, ale polskie realia katolickie to jest temat poboczny. Są radykalnie odmienne od realiów w innych krajach, przypomnę ci, że katolików można spotkać pod wieloma długościami i szerokościami geograficznymi.

Doktryny KK są wszędzie te same. Różnią się tradycje, bo te są regionalne mocno.

Zataić można nieświadomie

Tak i przykład ci podałem. W twoim wypadku to jest wybór świadomej niewiedzy.

A te  doktryny i nauki, o których piszesz to może byś jakiś konkret wskazał?

Poczytaj katechezy wszelakie.

Wbrew indoktrynacji praktykowanej na szkolnych katechezach katolicyzm jest miejscami mocno zindywidualizowany.

Bo tradycja była elementem wykorzystywanym do indoktrynacji. Dlatego tak wiele elementów jest różnych. Ale one nie maja absolutnie żadnego znaczenia.


Skrótowiec TCM nie funkcjonował od zawsze, pojawił się jak zaistniała potrzeba czyli podejrzewam jak się zainteresowanie chińską medycyną tradycyjną zwiększyło zauważalnie na tzw. Zachodzie.

Jak pisałem - pojawiło się to szerzej za Mao, jakoś w latach 70tych.

Swoją drogą kilka postów temu pisałeś, że nie ma sensu łączenie chińskiej medycyny tradycyjnej z taoizmem, buddyzmem i konfucjanizmem....

Napisałem, że mieszasz i że to co przywołujesz nie ma związku z TCM.

Kosciol Katolicki opiera sie na Pismie Swietym(Biblii) oraz na Tradycji, a takze na doktrynach. A Boze Narodzenie wiele Chrzescijan wie,ze Jezus nie urodzil sie w grudniu, ale poniewaz nie znamy jego prawdziwej daty narodzin to swietujemy w grudniu

629

Odp: Co to znaczy żyć?

No niestety najwyraźniej już o tłumaczeniach nie chcesz, a żałuję żałuję...zabawne było. Wszystko co dobre kiedyś się kończy.

Jakim sposobem wyrażając własną opinię można popełnić błąd logiczny to ja nie wiem. Ale fakt, "popełniłaś błąd logiczny" bardzo poważnie brzmi.  Po ludzku to co najwyżej źle mi się wydaje, ale o tym, co się komu wydaje to raczej nie ma co dyskutować. Natomiast na pytanie następujące tuż po zacytowanym moim zdaniu odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Jakoś nie wierzę w przeoczenie.

Jeśli ktoś chce grać w grę zespołową rzecz jasna samodzielnie to się nie da. Tym niemniej czy gry zespołowe są jedynymi aktywnościami mającymi sens? Samotne wejścia na himalajskie szczyty już nie, już be?
Kto mówił o zamykaniu się w jakimś swoim świecie ? Poza tym nawet gdyby w jakimś stopniu coś takiego nastąpiło nadal nie jest to zbrodnia przeciw ludzkości ani czyn karalny. Wolny wybór drogi życia.  Instytucja pustelników znana jest od lat wielu i cóż, faktycznie rezygnują oni z gry w piłkę nożną.

Na powszechnie obowiązującą definicję religii oczekuję z utęsknieniem. Nie pisz, że jest tylko ją podaj. I nie, nie chodzi mi o definicję ze słownika PWN.

Odnośnie tego, na czym się religia katolicka opiera to w materiale podstawowym czyli Katechizmie KK znalazłam jak najbardziej, że na  Piśmie i Tradycji. KKK 77-79.
Rzecz jasna na Tradycji, nie tradycji. Mam nadzieję, że odróżniasz Tradycję od tradycji.
Katechez czytać nie zamierzam, bo to już jest formacja. Ja do rzeczy podchodzę religioznawczo.

Szczerze mówiąc nie pasuje mi nijak ten skrótowiec do epoki maoistowskiej, ale to akurat w sumie obojętne. Możliwe, że jakaś korelacja z wizytą Nixona zaistniała.

No właśnie, że nie ma związku napisałeś, a związek ma jak najbardziej. Ale że związek istnieje wykazano, zatem...

630

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

No niestety najwyraźniej już o tłumaczeniach nie chcesz, a żałuję żałuję...zabawne było. Wszystko co dobre kiedyś się kończy.

Jakim sposobem wyrażając własną opinię można popełnić błąd logiczny to ja nie wiem. Ale fakt, "popełniłaś błąd logiczny" bardzo poważnie brzmi.  Po ludzku to co najwyżej źle mi się wydaje, ale o tym, co się komu wydaje to raczej nie ma co dyskutować. Natomiast na pytanie następujące tuż po zacytowanym moim zdaniu odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Jakoś nie wierzę w przeoczenie.

Jeśli ktoś chce grać w grę zespołową rzecz jasna samodzielnie to się nie da. Tym niemniej czy gry zespołowe są jedynymi aktywnościami mającymi sens? Samotne wejścia na himalajskie szczyty już nie, już be?
Kto mówił o zamykaniu się w jakimś swoim świecie ? Poza tym nawet gdyby w jakimś stopniu coś takiego nastąpiło nadal nie jest to zbrodnia przeciw ludzkości ani czyn karalny. Wolny wybór drogi życia.  Instytucja pustelników znana jest od lat wielu i cóż, faktycznie rezygnują oni z gry w piłkę nożną.

Na powszechnie obowiązującą definicję religii oczekuję z utęsknieniem. Nie pisz, że jest tylko ją podaj. I nie, nie chodzi mi o definicję ze słownika PWN.

Odnośnie tego, na czym się religia katolicka opiera to w materiale podstawowym czyli Katechizmie KK znalazłam jak najbardziej, że na  Piśmie i Tradycji. KKK 77-79.
Rzecz jasna na Tradycji, nie tradycji. Mam nadzieję, że odróżniasz Tradycję od tradycji.
Katechez czytać nie zamierzam, bo to już jest formacja. Ja do rzeczy podchodzę religioznawczo.

Szczerze mówiąc nie pasuje mi nijak ten skrótowiec do epoki maoistowskiej, ale to akurat w sumie obojętne. Możliwe, że jakaś korelacja z wizytą Nixona zaistniała.

No właśnie, że nie ma związku napisałeś, a związek ma jak najbardziej. Ale że związek istnieje wykazano, zatem...

Tak to prawda ja kupilam Katechizm Kosciola Katolickiego i tam pisze wyraznie, ze tez na Tradycji sie opiera wiara

631

Odp: Co to znaczy żyć?

Julka! A kysz!

632

Odp: Co to znaczy żyć?
Herne napisał/a:

Julka! A kysz!

Tak sie do kotow mowi big_smile

633

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Shini - stan faktyczny jest jaki jest, a czasu nie cofniesz. Zatem - nie musiałbym się uczyć od zera, ale po prostu się nauczę, bo nie święci garnki lepią. Z plusów sytuacji przynajmniej nie masz za sobą nieudanych związków, zranień z tym związanych, złych doświadczeń i urazów licznych. Jak choćby na tym forum możesz zaobserwować, związki potrafią mocno psychikę pouszkadzać. No to Ty przynajmniej w tej kwestii jesteś jak nie zapisana tablica - zero złych wspomnień, paskudnych rozstań i całego tego pakietu.

Nie zauważanie swoich małych sukcesów wcale nie działa u Ciebie podświadomie, jakby działało podświadomie to byś o tym nie pisał. Ono działa bo jest wyuczone, z odruchu. No to trzeba przeuczyć. Żmudne ale możliwe. Przyjąć inną postawę. Liczą się właśnie małe sukcesy, są jak małe cegły, z których powstaje budowla.
Jak ktoś latami leżał lecząc liczne złamania to potem nie ma co oczekiwać, że wstanie z łóżka i pobiegnie maraton, tak na rozgrzewkę, bo to się nie zdarzy, nie ma prawa się zdarzyć. Ale - po rehabilitacji i wielu miesiącach pracy nad każdym krokiem - może i da radę ten maraton przebiec. Czemu nie.

Nie wiem, jakie warunki do słuchania masz w pracy. Poza tym zaś Shini, czegokolwiek słuchać możesz, co Cię ciekawi. Coś studiowałeś i było w miarę ciekawe - może do czegoś ze studiów wrócisz w jakiejś wersji? Są audiobooki, można czegoś w języku obcym słuchać w tle - to jeden ze sposobów uczenia się i wcale nie trzeba wszystkiego rozumieć, żeby działało. Zacznij od znalezienia tematu, który Cię interesuje - może być dowolnie odlotowy. Masz tu cudowną, wspaniałą wolność wyboru - byle nie zamulanie się tym, co dotychczas. Choćby i hodowla trzody chlewnej w Afryce Równikowej - swoją drogą nie mam pojęcia czy tam świnie hodują smile Poczuj swoja wolność w tej sprawie - nikt i nic Cię nie blokuje w wyborze tematu. I możesz go zmienić w każdej chwili - też pełna sprawczość czyli "robię co chcę i nikomu nic do tego".

Chyba mamy ciut odmienne postrzeganie życiowego ogarnięcia. Kredyty na kilkanaście lat i nie kupione nic z sensem za te pieniądze to ja bym raczej określiła jako ukręcenie sobie sznura na szyję niż stan ogarnięcia życiowego. Mieszka z rodzicami i ciotką w kawalerce - no sorki, Ty masz chyba lepiej - bo przynajmniej metraż lepszy, a reszta podobnie, nie wiem czy ciotkę macie na stanie, ale ogólnie to wybacz, w czym ten kolega jest bardziej ogarnięty życiowo?

Z ta drogą to tak, mniej więcej o to mi chodziło. Bo życie jest Twoje, a nie społeczeństwa. Nie że spełnianie oczekiwań społeczeństwa jest samo w sobie złe, ale może się okazać niedobre dla kogoś. Mam tu na myśli dokładnie tą część oczekiwań, która ustawia jakiś model życia rodzinnego. Czy jest jakiś obowiązek ustawowy bycia typowym obywatelem? Na razie jeszcze nie ma. Na szczęście. smile

To oczywiste, że mogę się nauczyć i z tym problemu bym nie miał, ja bym nie miał. Znaleźć dziewczynę w podobnym wieku do mojego, która też nie miałaby problemu z tym, że dopiero bym się uczył będzie bardzo trudne, a może nawet słowo "ekstremalnie" będzie tu pasować. To prawda, że w tej kwestii mam czystą kartę pytanie tylko czy dla jakiejkolwiek dziewczyny to będzie mieć znaczenie?

Czy podświadomie czy wyuczone to w tej chwili nie ma dużego znaczenia. Faktem jest iż tego nie zauważam albo nie uznaję za sukces. Idąc tym tokiem można by było powiedzieć, że sukcesem jest to, że coraz łatwiej mi idzie nawiązywanie kontaktów z nowymi osobami, które ze mną trenują. Kilka miesięcy temu nawet coś takiego było poza moim zasięgiem, a teraz na luzie poznaje i rozmawiam z nowymi osobami, które przychodzą na treningi. Trener też powoli zaczyna mi powierzać wdrażanie nowych osób w podstawy albo przeprowadzić rozgrzewkę. Ja jednak nie potrafię uznać czegoś takiego za sukcesy bo w żaden sposób nie przybliżają mnie ani do zmiany pracy ani tym bardziej do znalezienia dziewczyny.

Audiobooków nigdy nie próbowałem, a w pracy średnią są na to warunki. Wygląda to tak, że odpalam na głośno, kładę telefon jak najbliżej i słucham, nawet ze słuchawek nie korzystam. W ogóle są jakieś darmowe audiobooki?

Obaj koledzy mają nieciekawą sytuację ekonomiczną ale dla mnie wciąż są bardziej ogarnięci życiowo bo o sobie decydują. Nie mają problemów ze zmianą pracy czy jak ten jeden z wchodzeniem w związki. No i to społeczne postrzeganie. Co z tego, że ten jeden jest uwalony w kredytach skoro większość ludzi to jego, a nie mnie nazwie ogarniętym i dojrzałym bo mieszka z dziewczyną wynajętym i sam ogarnia swoje życie według własnego uznania.

Na koniec jeszcze mam pytanie. Muszę się zapisać do nowego psychiatry bo niedługo skończą mi się leki. Masz jakieś sugestie jak wybrać odpowiedniego lekarza? Poszukałem już różnych opcji i mam kilka do wyboru ale ciągle się waham z zadzwonieniem, a czasu coraz mniej. Szukać obojętnie gdzie byleby było czy lepiej jakaś konkretna przychodnia żeby mieli w jednym miejscu terapeutów i na przykład testy na spektrum autyzmu?

634

Odp: Co to znaczy żyć?

W kwestii dziewczyny może zostańmy przy tym, że masz czystą kartę, co może mieć zalety.

Czy podświadome czy świadome to ogromna różnica, bo z podświadomym nie da się pracować, a z tym czego jesteś świadomy już tak.
Skoro napisałeś o zmianach dotyczących samopoczucia na treningach i zmian na tym odcinku to znaczy, że i owszem, zauważasz. Że Ci łatwiej nawiązywać kontakt z nowymi osobami. Ba! nawet Ci wpadło do głowy, że może to jest sukces. Owszem, jest. Zmiana na lepsze. Każda zmiana na lepsze jest sukcesem. I bardzo się cieszę, ze tą zmianę zauważyłeś i że o niej napisałeś. Z takich pozornie niewielkich zmian buduje się gotowość do większych. Tak jak Ci pisałam - człowiek, który długo leżał nie wygra maratonu następnego dnia po zdjęciu gipsu. Dla niego pierwszy samodzielny krok to jest sukces. Prawdziwy i rzetelny.

Jako człowiek dorosły oraz samodzielny możesz w wolnej chwili wklepać w wyszukiwarkę temat darmowych audiobooków - takimi małymi działaniami buduje się poczucie własnej sprawczości. Chcę coś zrobić i robię, nikogo nie muszę pytać o zdanie. Chętnie się dowiem czy są jakieś dostępne czyli czekam na efekt Twoich badań internetu w sprawie darmowych audiobooków. Podejrzewam, że jakieś są, skoro już są w bibliotekach niektórych.

Shini, Ty też o sobie decydujesz. Na przykład nie wkręciłeś się w branie kredytów konsumpcyjnych, choć teoretycznie przecież byś mógł koledze dorównać.

Co do psychiatry to czy wybierasz się niedługo na psychoterapię/ zamierzasz inwestować w diagnostykę spectrum autyzmu?
Teraz na szybko  to jest ci potrzebny psychiatra od leków i warto przy okazji skonsultować to Twoje ciągłe zmęczenie.

635

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

W kwestii dziewczyny może zostańmy przy tym, że masz czystą kartę, co może mieć zalety.

Brak doświadczenia z reguły jest wadą.

Muqin napisał/a:

Czy podświadome czy świadome to ogromna różnica, bo z podświadomym nie da się pracować, a z tym czego jesteś świadomy już tak.

Tak to nie działa. Na nasze decyzje ma wpływ właśnie podświadomość. Jeżeli tu jest wszystko rozsynchronizowane, to praca z świadomością przypomina malowanie elewacji na piękny kolor. A dom ledwo stoi.

636

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

W kwestii dziewczyny może zostańmy przy tym, że masz czystą kartę, co może mieć zalety.

Czy podświadome czy świadome to ogromna różnica, bo z podświadomym nie da się pracować, a z tym czego jesteś świadomy już tak.
Skoro napisałeś o zmianach dotyczących samopoczucia na treningach i zmian na tym odcinku to znaczy, że i owszem, zauważasz. Że Ci łatwiej nawiązywać kontakt z nowymi osobami. Ba! nawet Ci wpadło do głowy, że może to jest sukces. Owszem, jest. Zmiana na lepsze. Każda zmiana na lepsze jest sukcesem. I bardzo się cieszę, ze tą zmianę zauważyłeś i że o niej napisałeś. Z takich pozornie niewielkich zmian buduje się gotowość do większych. Tak jak Ci pisałam - człowiek, który długo leżał nie wygra maratonu następnego dnia po zdjęciu gipsu. Dla niego pierwszy samodzielny krok to jest sukces. Prawdziwy i rzetelny.

Jako człowiek dorosły oraz samodzielny możesz w wolnej chwili wklepać w wyszukiwarkę temat darmowych audiobooków - takimi małymi działaniami buduje się poczucie własnej sprawczości. Chcę coś zrobić i robię, nikogo nie muszę pytać o zdanie. Chętnie się dowiem czy są jakieś dostępne czyli czekam na efekt Twoich badań internetu w sprawie darmowych audiobooków. Podejrzewam, że jakieś są, skoro już są w bibliotekach niektórych.

Shini, Ty też o sobie decydujesz. Na przykład nie wkręciłeś się w branie kredytów konsumpcyjnych, choć teoretycznie przecież byś mógł koledze dorównać.

Co do psychiatry to czy wybierasz się niedługo na psychoterapię/ zamierzasz inwestować w diagnostykę spectrum autyzmu?
Teraz na szybko  to jest ci potrzebny psychiatra od leków i warto przy okazji skonsultować to Twoje ciągłe zmęczenie.

Masz rację lepiej zostać przy tym zwłaszcza, że dla mnie też byłoby to na plus u dziewczyny.

Rozumiem co masz na myśli z tym maratonem i zgadzam się. Nie sądziłem jednak, że nawet coś takiego jak to nawiązywanie kontaktów można do tego zaliczyć. Czyli możnaby było powiedzieć, że to nawiązywanie kontaktów to są te pierwsze kroki w stronę tego maratonu czyli w tym przypadku znalezienia dziewczyny?

Same kredyty by nie wystarczyły żeby mu dorównać, on ma dziewczynę. Ale masz rację nie wpakowanie się w coś takiego to też pewien sukces.

Taki jest plan tylko gorzej że znalezieniem odpowiedniego do tego miejsca(poradni/przychodni). Czyli nie ważne jakiego psychiatrę wybiorę bo potrzebuje tylko wizyty żeby ustalić co dalej z lekami?

637

Odp: Co to znaczy żyć?

Na zdrowy chłopski rozum to moim zdaniem nie tylko można, ale wręcz należy. Jest zmiana? Jest. Na lepsze? Jak najbardziej. Na razie lepiej ci idzie nawiązywanie kontaktów z obcymi ludźmi w określonym miejscu i sytuacji. Może nie jest to ogromna i spektakularna zmiana ale jest. Samemu Ci z tym zapewne jest fajnie. Od obcych ludzi na treningu kiedyś tam przejdziesz do obcych ludzi w innych sytuacjach.
Jak Ci pasuje to porównanie do startu w maratonie po rehabilitacji to uznaj, że te Twoje treningi i zmiana, co się pojawiła to "trzy kroki od łóżka do szafki szpitalnej". Niby niewiele, ale jednak wykonano. Potrenujesz, potem wyjdziesz z pokoju i pospacerujesz korytarzem... za każdym razem się ciesząc i doceniając siebie. Bo nikt, kto nie był w Twojej sytuacji nie wie, jak trudne może być to przejście trzech kroków.
Owszem - nie zrobienie czegoś głupiego mimo obiektywnie istniejących możliwości to też z pewnego punktu widzenia sukces.

Shini - pierwsza zasada - nie robić sobie samemu niewygody. Czyli - zrobić to, co absolutnie konieczne, reszta poczeka.
Wybranie psychiatry to loteryjka, podaż duża. Ja bym założyła, że teraz bo się robi pilnie to ktokolwiek, byle nie taki z okropnymi opiniami w necie - bo inaczej zostaniesz bez leków. Tyle jest niezbędne.
Nad resztą się można zastanowić, bo jeśli planujesz drugie podejście do psychoterapii to oczywiście, wybranie terapeuty odpowiedniego dla Ciebie to sprawa wymagająca pracy. Żeby nie było powtórki. Kwestia ewentualnego diagnozowania spectrum to inna historia, tu znowu jeśli się zdecydujesz to musisz znaleźć odpowiedni ośrodek. W podsumowaniu - teraz to zrób to, co musisz, żeby nie było niewygody i kłopotu na bieżąco, a nad resztą się spokojnie zastanowimy. Tak moim zdaniem. Bo z lekami czekać nie możesz, przerywać tak-ot "bo zabrakło" nie należy.

638

Odp: Co to znaczy żyć?

Byłem dziś u psychiatry, dostałem dalszą dawkę leków i zalecenia na dwa miesiące, do następnej wizyty. Lekarz potwierdził większość moich przypuszczeń, o których też tu rozmawialiśmy. Kilka dni temu zrobiłem też podstawowe badania z krwi i prawie wszystko w normie poza dosłownie kilkoma minimalnymi odchyłami od normy. Wychodzi na to, że jestem totalnie przemęczony, co ciekawe lekarz powiedział, że wszystko wskazuje na to iż jestem wręcz skrajnie niewyspany, a 6-7h snu dziennie to za mało. Poza tym jest jeszcze mocne przebodźcowanie. To wszystko razem daje obecny stan ciągłego zmęczęnia, senności, braku energii itd, a przynajmniej taką wstępną diagnozę postawił lekarz.

639

Odp: Co to znaczy żyć?
Shinigami napisał/a:

Byłem dziś u psychiatry, dostałem dalszą dawkę leków i zalecenia na dwa miesiące, do następnej wizyty. Lekarz potwierdził większość moich przypuszczeń, o których też tu rozmawialiśmy. Kilka dni temu zrobiłem też podstawowe badania z krwi i prawie wszystko w normie poza dosłownie kilkoma minimalnymi odchyłami od normy. Wychodzi na to, że jestem totalnie przemęczony, co ciekawe lekarz powiedział, że wszystko wskazuje na to iż jestem wręcz skrajnie niewyspany, a 6-7h snu dziennie to za mało. Poza tym jest jeszcze mocne przebodźcowanie. To wszystko razem daje obecny stan ciągłego zmęczęnia, senności, braku energii itd, a przynajmniej taką wstępną diagnozę postawił lekarz.

Jeśli jesteś niewyspany, to nic dziwnego, że pojawia się przebodźcowanie, bo układ nerwowy staje się wówczas bardziej czuły. Ono z kolei powoduje, że gorzej śpimy i w taki oto sposób błędne koło się zamyka.

640

Odp: Co to znaczy żyć?

Czyli co należało załatwione, i dobrze. A jaki ten lekarz, wydał Ci się sensowny czy niespecjalnie?

641

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Czyli co należało załatwione, i dobrze. A jaki ten lekarz, wydał Ci się sensowny czy niespecjalnie?

Brzmi na sensownego i takie też sprawia wrażenie, a czy jest to się jeszcze okaże. Z pewnością był bardziej zaangażowany niż poprzedni. Sporo pytał, sporo tłumaczył, ogólnie wydawał się ogarnięty choć niewiele starszy ode mnie. Powiedział jak zacząć zmieniać ilość godzin snu i jak powoli zmniejszać ilość bodźców. Co do terapii to że, pogadamy o tym na następnej wizycie bo na na razie trzeba ogarnąć to zmęczenie itd.

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

Czy podświadome czy świadome to ogromna różnica, bo z podświadomym nie da się pracować, a z tym czego jesteś świadomy już tak.


Jakakolwiek realna praca nad sobą polega na przejsztalcaniu nieświadomego w świadome. Tak się buduje świadomość.
Żeby to mogło się stać, trzeba pracować z nieświadomym- zauważać je i transformować.
Używać świadomości do zmian w podświadomości- wdrukowywać nowe wzorce, matryce, schematy. Ale najpierw rozbrajać stare.

643

Odp: Co to znaczy żyć?
RozrabiakaWmalinowymGaju napisał/a:
Muqin napisał/a:

Czy podświadome czy świadome to ogromna różnica, bo z podświadomym nie da się pracować, a z tym czego jesteś świadomy już tak.


Jakakolwiek realna praca nad sobą polega na przejsztalcaniu nieświadomego w świadome. Tak się buduje świadomość.
Żeby to mogło się stać, trzeba pracować z nieświadomym- zauważać je i transformować.
Używać świadomości do zmian w podświadomości- wdrukowywać nowe wzorce, matryce, schematy. Ale najpierw rozbrajać stare.

Jak mozna pracowac z nieswiadomym bedac swiadomym? Bo nic z tego nie rozumiem

644

Odp: Co to znaczy żyć?

No to się cieszę, że ten lekarz przynajmniej w pierwszym kontakcie nie okazał się jakimś antypatycznym konowałem. Kilkakrotnie tu pisałeś, że to zmęczenie wydaje Ci się na teraz blokujące i patrz, lekarz najwyraźniej też tak to widzi i od tego chce zacząć. Trzymam kciuki żeby wdrożenie tych jego wskazówek dało jakiś pozytywny efekt. smile

645

Odp: Co to znaczy żyć?
Priscilla napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Byłem dziś u psychiatry, dostałem dalszą dawkę leków i zalecenia na dwa miesiące, do następnej wizyty. Lekarz potwierdził większość moich przypuszczeń, o których też tu rozmawialiśmy. Kilka dni temu zrobiłem też podstawowe badania z krwi i prawie wszystko w normie poza dosłownie kilkoma minimalnymi odchyłami od normy. Wychodzi na to, że jestem totalnie przemęczony, co ciekawe lekarz powiedział, że wszystko wskazuje na to iż jestem wręcz skrajnie niewyspany, a 6-7h snu dziennie to za mało. Poza tym jest jeszcze mocne przebodźcowanie. To wszystko razem daje obecny stan ciągłego zmęczęnia, senności, braku energii itd, a przynajmniej taką wstępną diagnozę postawił lekarz.

Jeśli jesteś niewyspany, to nic dziwnego, że pojawia się przebodźcowanie, bo układ nerwowy staje się wówczas bardziej czuły. Ono z kolei powoduje, że gorzej śpimy i w taki oto sposób błędne koło się zamyka.


Przy czym rozmowę o tym mieliśmy już z rok temu i jak widać Shini nie zrobił w tym czasie nic, aby to zmienić, a kolejny lekarz nie powiedział mu absolutnie nic, czego już i tak nie miał wcześniej wytkniętego.


A Shini jak się nie przyznawał do uzależnienia od porno, tak nie robi tego dalej. I jakie obecna terapia ma szanse powodzenia?


Pytanie za 100 punktów: wierzysz w wizytę u lekarza tak szybko (WE WRZEŚNIU - kto wie, ten wie o co chodzi), kiedy jeszcze nie tak dawno temu zapierał się rękami i nogami, że nie da się zapisać szybko i w jego budżecie?

646

Odp: Co to znaczy żyć?
Muqin napisał/a:

No to się cieszę, że ten lekarz przynajmniej w pierwszym kontakcie nie okazał się jakimś antypatycznym konowałem. Kilkakrotnie tu pisałeś, że to zmęczenie wydaje Ci się na teraz blokujące i patrz, lekarz najwyraźniej też tak to widzi i od tego chce zacząć. Trzymam kciuki żeby wdrożenie tych jego wskazówek dało jakiś pozytywny efekt. smile

To prawda, byłem aż zaskoczony, że nie mówił jakichś wyszukanych sposobów leczenia, nie kazał od razu iść na terapię tylko powiedział wprost, że najpierw trzeba się zająć tym co jest tu i teraz. Powiedział dokładnie co i jak zrobić, a za dwa miesiące kolejna wizyta i sprawdzi czy "praca domowa" wykonana. Jak na razie się udaje, od dnia wizyty do dziś śpię przynajmniej po 8h, zobaczymy czy tak samo będzie się udawało zmniejszanie ilości czasu spędzanego przed komputerem czy na telefonie.

Jack Sparrow napisał/a:

Przy czym rozmowę o tym mieliśmy już z rok temu i jak widać Shini nie zrobił w tym czasie nic, aby to zmienić, a kolejny lekarz nie powiedział mu absolutnie nic, czego już i tak nie miał wcześniej wytkniętego.

A Shini jak się nie przyznawał do uzależnienia od porno, tak nie robi tego dalej. I jakie obecna terapia ma szanse powodzenia?

Pytanie za 100 punktów: wierzysz w wizytę u lekarza tak szybko (WE WRZEŚNIU - kto wie, ten wie o co chodzi), kiedy jeszcze nie tak dawno temu zapierał się rękami i nogami, że nie da się zapisać szybko i w jego budżecie?

Ten lekarz powiedział to w zupełnie inny sposób niż każdy przed nim łącznie z tobą. Wybacz, że nie traktuje słów randomowego typa z forum na równie ze słowami lekarza, który powiedział mi to osobiście.

Ty jak zawsze wszystko wiesz i znasz przyszłość. Nikt nie pytał więc nie pisałem ale tym razem powiedziałem wszystko o czym tylko pamiętałem, o porno też. Lekarz powiedział to samo co do wcześniejszych kwestii, stopniowe odstawianie krok po kroku.

Dostałbyś 0 punktów, na wizytę czekałem dosłownie tydzień od zadzwonienia i kosztowała mnie niecałe 300zł. Nie da się szybko zapisać na NFZ ani na wizytę u lekarza ani tym bardziej na terapię i to z terapią prywatnie miałbym problem finansowy, a nie z wizytą u lekarza. Trzeba było do niego iść bo kończyły się leki, a przypominam, że to ty miałeś największy problem z tym, że poprzednio się nie wyrobiłem i zostałem przez tydzień bez leków.

647 Ostatnio edytowany przez 0meqaO24 (2024-09-29 14:24:34)

Odp: Co to znaczy żyć?
Jack Sparrow napisał/a:

..............................................
Pytanie za 100 punktów: wierzysz w wizytę u lekarza tak szybko (WE WRZEŚNIU - kto wie, ten wie o co chodzi), kiedy jeszcze nie tak dawno temu zapierał się rękami i nogami, że nie da się zapisać szybko i w jego budżecie?

Ja też nie wierzę w jego wizytę u lekarza - wątpliwości powstały gdy przeczytałam wpis o wizycie u psychiatry ale przemilczałam - nie drażnić lwa, obecnie dołączam się do powyższej wypowiedzi Jacka - widzę że nie źle go odczytuje od dłuższego czasu i słuszne wyciąga wnioski.

Moje wątpliwości co do wizyty powstały na podstawie:

Shinigami napisał/a:

............ ogólnie wydawał się ogarnięty choć niewiele starszy ode mnie..........

no i tu jest moja wyliczanka
- Shinigami deklaruje że ma 28 lat
- student medycyny kończy studia ma 26 lat
- po studiach 1 rok stażu
- po stażu zatrudnienie + specjalizacja z psychiatrii która trwa 5 lat
- doświadczenie zawodowe żeby móc pracować samodzielnie
- to wszystko tak wygląda w wyliczance, ale w realnym życiu nie zawsze się tak spina.
Więc pytanie --- ile lat mógł mieć ogarnięty lekarz ??? (niewiele starszy od Shiniego)
Oprócz tego w wypowiedziach Shiniego wiele jest niejasności, a ludzie nie świadomi to łykają.

648

Odp: Co to znaczy żyć?

Mi się wydaje że Shini faktycznie tworzy urojoną rzeczywistość, nie zdziwiłbym się gdyby Julka była jego alter ego.

649

Odp: Co to znaczy żyć?
Foxterier napisał/a:

Mi się wydaje że Shini faktycznie tworzy urojoną rzeczywistość, nie zdziwiłbym się gdyby Julka była jego alter ego.

Tak przyznaje to jestem JA jestem tez Gosiawie, Rita i Jack Sparrow ,bo jego tez raz podejrzewali, ze to jestem ja big_smile

650

Odp: Co to znaczy żyć?
JuliaUK33 napisał/a:
Foxterier napisał/a:

Mi się wydaje że Shini faktycznie tworzy urojoną rzeczywistość, nie zdziwiłbym się gdyby Julka była jego alter ego.

Tak przyznaje to jestem JA jestem tez Gosiawie, Rita i Jack Sparrow ,bo jego tez raz podejrzewali, ze to jestem ja big_smile

Jack to jest akurat Wiewiórka Basia, więc o to Cię nie podejrzewam ^^

Posty [ 586 do 650 z 1,617 ]

Strony Poprzednia 1 8 9 10 11 12 25 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » Co to znaczy żyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024