Koniec wieloletniego romansu - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Koniec wieloletniego romansu

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 135 ]

66

Odp: Koniec wieloletniego romansu
anna.zakochana napisał/a:

no tak, jak już żona zabiegana z dziećmi i zero pomocy bo misiu hobby praktykuje to biedny misiu może sobie pójść w bok i to już nie jest kurwienie tylko spełnianie swoich potrzeb.
kurwi to się logika w Twojej wypowiedzi.

serce sercem ale rozum i moralność też fajnie mieć.

Czytałem Twój wątek I rozumiem Twoje rozżalenie. Ja akurat nie jestem jak Twój były, bardziej miałem zarzuty, ze jestem za bardzo ojcem, a za mało partnerem. Moja żonę potrafiło wkurzuc nawet to, że za nią część rzeczy robiłem, np. pranie i sprzątanie.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Koniec wieloletniego romansu

to nie kwestia mojego rozżalenia tylko usprawiedliwiasz zdradę gościa któy wg opisu tutaj zrobił zero w kierunku polepszenia swojego związku i ulżenia żonie w obowiązkach. też Twój wątek czytałam i tym bardziej się dziwię że to robisz bo nijak nie przypominasz gacha z tego wątku.

68 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2022-08-30 22:34:29)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ulle napisał/a:
M!ri napisał/a:
ulle napisał/a:

Pain, główna moja myślą była chęć przekazania autorce, że straciła szansę na ułożenie sobie życia z porządnym człowiekiem, żaden mądry facet nie będzie jej przecież chciał.
Jeśli jest w środowisku tych bardziej nowoczesnych,to raz ona będzie zdradzana, a raz ona kogoś zdradzi, oni tak żyją ci ludzie. Zdrada już tej kobiety nie opuści.
Musiałaby zmienić środowisko, może kraj i tam zacząć od nowa. Tu ta kobieta jest spalona i skazana na odpad męski.

Bardzo bardzo chcesz, aby istniała jakaś sprawiedliwość dziejowa. Karma wróci i takie pierdoły. Ale to jest myślenie magiczne.

Autorka ma takie same szanse zostać zdradzoną jak przed romansem. Takie same jak osoba która nigdy nie uwikłała się w taki układ.
I psa z kulawą nogą nie będzie obchodziło, że była kiedyś z żonatym.

Nie chodzi mi o żadna sprawiedliwość dziejową, o jakąś karmę, ponieważ nie wierzę w takie rzeczy, jestem na coś takiego za bardzo racjonalna, a zresztą życie wiele razy pokazuje, że kawał uja dobrze się ma przez całe życie, włos z głowy nigdy mu nie spadł i umarł w swoim dobrostanie, a biedny żeby nawet wychodził że skóry, to i tak zawsze ma pod górkę.
Pod tym względem nie mam złudzeń.
Ja pisząc, że wszystko to co niej wróci mam na myśli zupełnie coś innego.
Co zasiejesz w życiu, to zbierzesz - zasiejesz pietruszkę, to zbierzesz pietruszkę a nie marchew. Chodzi o konsekwencje swoich czynów. Skoro ta kobieta przez kilka lat żyła jako boczna przyssana do jakiegoś małżeństwa, to nie ma siły, żeby taka sprawa rozeszła się po kościach i żeby nie miała żadnych konsekwencji. Już chociażby to, jak ona dzisiaj się czuje jest konkretna konsekwencja jej działań.
Nawet mimo tego, że dzisiaj czasy są takie, jakie są i coraz więcej ludzi patrzy przez palce na tak prowadzące się kobiety, to jednak nie znaczy, że nie ma już ludzi, których odrzuca od tego typu klimatów.
Mnie np odrzuca od takich ludzi, a nie sądzę, żebym była jedyna taka osoba na świecie.

.

Nie jesteś jedyna taka osoba na świecie. Zgłaszam się jako druga.

Tez mnie od takich osób odrzuca. Od takich, które przykładanie ręki do ciszej krzywdy nazywają błędem i czuja satysfakcję, gdy mąż pokazuje żonie środkowy palec. Dno. Żadne kompleksy i żadna niedojrzałość tego nie tłumacza. Niskie poczucie wartości i samotność tez nie. Ani zgrzyty w małżeństwie kochanka.

69 Ostatnio edytowany przez Farmer (2022-08-30 22:37:15)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Salomonka napisał/a:

Chyba znasz ich lepiej niż ja smile W tym związku nikt nikomu nie jest podporządkowany.

Nie wiesz jak jest na co dzień w ich związku.

Salomonka napisał/a:

Skąd ty czerpiesz wiedzę o kobietach i związkach, bo wychodzisz mi na gościa którego lepiej omijać szerokim łukiem.

Życie.
I tak, lepiej mnie omijać. Kieruję się zasadami.

Salomonka napisał/a:

Co do twojego pytania, to mogę tylko odpowiedzieć za siebie, a ja bym się nigdy nikomu nie "podporządkowala" i z żadnych powodów. Dawno już z takiej głupoty wyrosłam.

Nie rozumiesz znaczenia podporządkować.

70

Odp: Koniec wieloletniego romansu
M!ri napisał/a:

1. Nie da się zweryfikować czy na pewno nie czuje. Ale nie ma różnicy między kochanką, a zwykłą ex.
2. Tak samo jak kontakt z jakąkolwiek ex.
3. Gdyby już z 3 razy z rzędu tak miał to bym była ostrożna.
4. Nie on rujnuje rodzinę tylko zdradzający.

To świadome proszenie się o kłopoty.

71

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Farmer napisał/a:
M!ri napisał/a:

1. Nie da się zweryfikować czy na pewno nie czuje. Ale nie ma różnicy między kochanką, a zwykłą ex.
2. Tak samo jak kontakt z jakąkolwiek ex.
3. Gdyby już z 3 razy z rzędu tak miał to bym była ostrożna.
4. Nie on rujnuje rodzinę tylko zdradzający.

To świadome proszenie się o kłopoty.

Wchodzenie w związek to proszenie się o kłopoty.
Nie ma “dobrych” kandydatów do związku...

Jak był długo sam, bez żadnej kobiety = źle, widocznie żadna go nie chciała.
Jak był sam i ruchał co popadnie = źle, tłumaczyć nie muszę.
Jak miał krótkotrwałe relacje = źle, może nie być stały w uczuciach.
Jak on kończył relacje = źle, pewnie ucieka od prawdziwego zaangażowania.
Jak one kończyły relacje = źle, pewnie nie da się z nim wytrzymać.
Jak miał długoletni związek = źle, bo może tęsknić i wciąż kochać byłą.
Jak się rozwiódł = źle, bo z jakiegoś powodu małżeństwo skończyło się porażką.
Jak się jeszcze nie rozwiódł = źle, bo powinien najpierw jedno zakończyć, aby zaczynać drugie.


Jak ktoś chce szufladkować ludzi to na każdego znajdzie paragraf.

72

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Farmer napisał/a:
Salomonka napisał/a:

Chyba znasz ich lepiej niż ja smile W tym związku nikt nikomu nie jest podporządkowany.

Nie wiesz jak jest na co dzień w ich związku.

Salomonka napisał/a:

Skąd ty czerpiesz wiedzę o kobietach i związkach, bo wychodzisz mi na gościa którego lepiej omijać szerokim łukiem.

Życie.
I tak, lepiej mnie omijać. Kieruję się zasadami.

Salomonka napisał/a:

Co do twojego pytania, to mogę tylko odpowiedzieć za siebie, a ja bym się nigdy nikomu nie "podporządkowala" i z żadnych powodów. Dawno już z takiej głupoty wyrosłam.

Nie rozumiesz znaczenia podporządkować.


Farmer, cyt. za słownikiem wyrazów:
"podporządkować kogoś / coś komuś to ‘uczynić kogoś/ coś zależnym od kogoś’,

Jeśli ty rozumiesz to słowo inaczej to się doucz i zacznij go używać właściwie, zanim zaczniesz innych pouczać.

73

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Salomonka napisał/a:

Jeśli ty rozumiesz to słowo inaczej to się doucz i zacznij go używać właściwie, zanim zaczniesz innych pouczać.

Fajnie tak atakować?

Samotna?
Ciekawe dlaczego ...

Podporządkować w znaczeniu psychologii.
Nie stawianie siebie na piedestale i swoich potrzeb jako najważniejszych.
Myślenie w kategoriach my, a nie ja.

74

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Farmer napisał/a:

Podporządkować w znaczeniu psychologii.
Nie stawianie siebie na piedestale i swoich potrzeb jako najważniejszych.
Myślenie w kategoriach my, a nie ja.

Co to jest podporządkowanie?
Podporządkowanie się to schemat rozwijający się u osób, na których ktoś wymuszał określony sposób zachowania. Posiadanie go wiąże się z poczuciem bycia zmuszanym do czegoś wbrew woli. Towarzyszą temu emocje złości i bezsilności.

Więc, jak widać, wcale nie jest to myślenie "my" zamiast 'ja".

75 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-08-31 10:50:46)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Farmer napisał/a:

Samotna?
Ciekawe dlaczego. .

Nawet się wysilaj żeby zgadnąć smile


Farmer napisał/a:

Podporządkować w znaczeniu psychologii.
Nie stawianie siebie na piedestale i swoich potrzeb jako najważniejszych.
Myślenie w kategoriach my, a nie ja.

I kto to mówi? W każdym wątku stawiasz siebie na piedestale i opowiadasz jakieś bajeczki o ludziach 'z zasadami" do których niby ty się zaliczasz, oraz gorszych od ciebie, zwłaszcza kobiet którymi gardzisz.

Myślenie w kategoriach "MY" to partnerstwo, a partner powinien odwzajemniać szacunek którym go obdarzamy i nie ma tu miejsca na podporządkowanie, jakiekolwiek. To też "w znaczeniu psychologii".

76 Ostatnio edytowany przez Farmer (2022-08-31 12:06:07)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Salomonka napisał/a:

Myślenie w kategoriach "MY" to partnerstwo, a partner powinien odwzajemniać szacunek którym go obdarzamy i nie ma tu miejsca na podporządkowanie, jakiekolwiek. To też "w znaczeniu psychologii".

To znajdź teraz takiego partnera ...

W partnerstwie to każda ze stron powinna się podporządkować, bo inaczej to są wolne/niezależne jednostki itp.

77

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Salomonka napisał/a:

I kto to mówi? W każdym wątku stawiasz siebie na piedestale i opowiadasz jakieś bajeczki o ludziach 'z zasadami" do których niby ty się zaliczasz, oraz gorszych od ciebie, zwłaszcza kobiet którymi gardzisz.

Dla Ciebie to bajeczki o ludziach z zasadami.
Masz jakiekolwiek zasady, czy zmieniasz je w zależności od humoru?
Dziwnym przypadkiem jest, że z zasad śmieją się ludzie, którzy żadnych nie mają.

78

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Farmer napisał/a:
Salomonka napisał/a:

I kto to mówi? W każdym wątku stawiasz siebie na piedestale i opowiadasz jakieś bajeczki o ludziach 'z zasadami" do których niby ty się zaliczasz, oraz gorszych od ciebie, zwłaszcza kobiet którymi gardzisz.

Dla Ciebie to bajeczki o ludziach z zasadami.
Masz jakiekolwiek zasady, czy zmieniasz je w zależności od humoru?
Dziwnym przypadkiem jest, że z zasad śmieją się ludzie, którzy żadnych nie mają.

Gdzie ja się śmieję? Raczej ci współczuję wink

A zmienianie zasad w zależności od humoru to też zasada smile

79 Ostatnio edytowany przez Farmer (2022-08-31 12:38:30)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Salomonka napisał/a:

Gdzie ja się śmieję? Raczej ci współczuję wink

A zmienianie zasad w zależności od humoru to też zasada smile

Nie musisz współczuć. To moja decyzja.

A zmienianie zasad w zależności od humoru to też zasada - pewnie.
Dlatego poważni faceci mają zasady, kierują się nimi i też oczekują, że inni postępują tak samo.

Podam przykład: dziś mi się znudziłaś jako żona i po 5 latach rozwodzę się, bo wole się bawić, a opieka nad dziećmi mi nie odpowiada
Bo przecież nie ma zasad smile

Fajnie jest wymagać zasad od mężczyzn, nie mając i nie postępując według nich samemu.

Współczuję twojemu partnerowi wink

80

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Myślę, że autorka jest na takim etapie, gdzie niby rozumie, że siedzi w bagnie, ale jakby tylko facet gwizdnął, to by chętnie wlazła w to po samą szyję. Jest w takim miejscu, że może wynieść z tego jakąś lekcję na przyszłość, a może nie i dopóty, dopóki facet nie znajdzie sobie nowej kochanki, będzie jego wycieraczką. Oczywiście nie jest prawdą, że jest skazana na jakieś odpady męskie (to raczej życzeniowe myślenie niektórych zdradzonych), to jest absolutny absurd.

81

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Farmer napisał/a:
Salomonka napisał/a:

Gdzie ja się śmieję? Raczej ci współczuję wink

A zmienianie zasad w zależności od humoru to też zasada smile

Nie musisz współczuć. To moja decyzja.

A zmienianie zasad w zależności od humoru to też zasada - pewnie.
Dlatego poważni faceci mają zasady, kierują się nimi i też oczekują, że inni postępują tak samo.

Podam przykład: dziś mi się znudziłaś jako żona i po 5 latach rozwodzę się, bo wole się bawić, a opieka nad dziećmi mi nie odpowiada
Bo przecież nie ma zasad smile

Fajnie jest wymagać zasad od mężczyzn, nie mając i nie postępując według nich samemu.

Współczuję twojemu partnerowi wink

big_smile

82

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Salomonka napisał/a:
Farmer napisał/a:

Współczuję twojemu partnerowi wink

big_smile

Śmiech to zdrowie, a życie weryfikuje.

83

Odp: Koniec wieloletniego romansu

https://ecsmedia.pl/c/chce-byc-kochana-tak-jak-chce-w-iext115713783.jpg

84

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Cześć,
minęło trochę czasu od decyzji o odejściu, ale emocje nadal grają, tak, jak grały. Jest mi zwyczajnie źle i zastanawiam się kiedy mi to przejdzie.
Zajmuję sobie czas pracą, spędzam w niej całe dnie, żeby jakkolwiek zająć swoją głowę. Próbuję czytać książki, ale bardzo szybko się rozpraszam, ciężko utrzymać mi koncentrację. Na weekendy spotykam się ze znajomymi, ale mimo to - ciągle w głowie jest on. Wstyd się przyznać, ale sprawdzam jego aktywność na komunikatorze, bo chcę wiedzieć czy o mnie myśli... Z jednej strony jest to dla mnie skończone, a z drugiej zastanawiam się czy skoro wchodzi na "nasz" komunikator, to też cierpi, czy też mu źle, czy też myśli. Tak trochę chciałabym, żeby usychał beze mnie, ale wiem, że nawet jakby tak było, to niczego to w moim życiu nie zmieni.
Ostatnio cofnęłam się do naszych pierwszych miesięcy, do naszych wiadomości, spotkań itp. i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak to tak naprawdę wyglądało. On cały czas powtarzał, żebym pamiętała, że ma drugie życie, cały czas powtarzał, jaka jestem cudowna i wspaniała, ale nic się nie zmieni, bo dzieci, bo zobowiązania. A ja? A ja durna w tym trwałam. Mówiłam, jak go kocham i rozumiem... On też mówił, że kocha, pisał piękne wiadomości, znajdował dla mnie czas, ale tak, jak uprzedzał, nic się nie zmieniało. Owszem, z biegiem czasu ta miłość była inna, czasu dla nas było coraz więcej, coraz bardziej się angażowaliśmy, we mnie rosła coraz większa nadzieja ale.... nadal nic się nie zmieniało. A przecież on mi między wierszami przypominał, że tak właśnie będzie!! Co prawda na początku, bo potem przestał to powtarzać, ale wchodził w tę relację z określonym zamiarem.  I wtedy też między innymi dotarło do mnie moje świństwo. Nie od zawsze tak wyglądała nasza relacja, że spędzaliśmy ze sobą całe dnie. Na początku on spędzał czas z rodziną, co prawda tłumaczył to - żeby ona się nie domyśliła, żeby ona się nie puszyła, żeby nie było spin, ale spędzał. Tu poszli na spacer, tam poszli do znajomych, tu wyjechali na weekend, tu wieczorkiem obejrzeli razem film. A ja jak taka idiotka nie dość, że godziłam się na to wszystko, to jeszcze nie widziałam, że drugiej kobiecie robię krzywdę, bo ona walczyła o rodzinę, o niego, a ja jej to strasznie utrudniałam i jeszcze się z tego cieszyłam, że to jednak ze mną spędza wieczór.....
Zawsze mi powtarzał, że chce mi dać "namiastkę normalności", że chce mi pokazać, jak facet może się starać. Boże, gdzie ja miałam wtedy mózg? Jaka kuźwa namiastka normalności? Przecież to nawet koło normalności nie stało.. nie mówiąc już o żadnych namiastkach. Cały czas oszukiwałam siebie, jakiego wspaniałego faceta mam obok, bo przecież daje mi wsparcie, dopinguje mnie, mobilizuje, daje mi ciepło, bliskość, uczucie. A tak naprawdę, to gówno miałam. Zepsuł mi się samochód tydzień temu późnym wieczorem. I tak sobie pomyślałam... Gdybyśmy dalej byli razem, to nawet nie wiem czy mogłabym zadzwonić, pewnie bym i to zrobiła, pewnie by i mi pomógł, ale... ale to nie jest zwykły telefon do ukochanego, że coś się dzieje, to telefon, który wywołałby wiele stresu po obu stronach. I ta sytuacja uruchomiła lawinę myśli, co tak naprawdę przy nim miałam. Nie za fajne zderzenie z rzeczywistością.
I mój mózg, rozsądek i trzeźwe myślenie coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że to nie mogło się udać, że to tylko ułuda i obłuda. Ta "namiastka normalności" nie miała być dla mnie, jak mi to powtarzał, ale dla niego, może nie całkiem świadomie, ale mimo wszystko, to on chciał mieć rodzinę, ciepłe kapcie, dzieci, posprzątane i wyprane, a przy okazji fajny seks, zabawę, adrenalinę i uniesienia. Bo... przecież ja mogłam nie mieć namiastki, a po prostu normalność z kimś, kto miałby czystą kartę, tak jak ja. Mogłam ten czas poświęcić na kogoś z kim mogłabym coś zbudować tak jak OBOJE chcemy, a nie tak, jak on chce, a ja muszę się dostosować.
I teraz paradoks... Dochodzi do mnie to wszystko coraz mocniej i silniej, a mimo tego serce płacze. Przypomina sobie te dobre chwile, ten uśmiech na twarzy, motyle w brzuchu, te nieskończone rozmowy "a co by było gdyby", tę nadzieję, którą się karmiłam, że może jednak podejmie ryzyko i będzie chciał stworzyć ze mną coś więcej.
Nie umiem sobie z tym jeszcze poradzić, nie wiem, jak zrobić, żeby tak nie ciągnęło, żeby się odciąć i pójść do przodu nie obracając się na to wszystko.

P.S. Ściągnęłam całą biżuterię od niego, która miała dla mnie ogromne znaczenie. Jest to dla mnie symbol uwolnienia.

85

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Musisz przestać o nim myśleć. Im więcej myśli mu poświęcasz tym bardziej go kochasz. Przestań. Gdy złapiesz się na myśleniu o nim przekieruj uwagę na coś innego. Z czasem zobaczysz efekty.

86

Odp: Koniec wieloletniego romansu

przeżywasz żałobę. to normalne. ważne żebyś wytrwała w swojej decyzji i żeby emocje nie wzięły góry. a one będą jeszcze się  chwilę wahać. w jedną i drugą stronę.
ostatnio usłyszałam fajne powiedzenie - emocje się zmienią, konsekwencje zostaną. trzymaj się tego. powodzenia.

87

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Emocje się zmieniają, konsekwencje zostają - Anno to jest genialne.
Aż się zalogowałam, żeby Ci to napisać.

Niemniej jednak muszę jednak napisać także i to, że Tobie może pomóc takie zdanie, jednak autorce raczej nie.
Chodzi o te konsekwencje.
Autorko, jeśli byłoby to możliwe, to ja chyba radzilabym Ci zmianę miejsca zamieszkania.

88

Odp: Koniec wieloletniego romansu

heh dzięki smile staram się szerzyć mądre myśli które gdzieś zasłyszę. i masz rację, bardzo mi to pomaga.

co do Autorki, miałam na myśli że jeśliby nie wytrwała w swoim postanowieniu to będą tego konsekwencje, a z drugiej strony emocje które czuje do tego gościa miną. więc to mam nadzieję mogłoby być motywujące.

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Cześć,
minęło trochę czasu od decyzji o odejściu, ale emocje nadal grają, tak, jak grały. Jest mi zwyczajnie źle i zastanawiam się kiedy mi to przejdzie.
Zajmuję sobie czas pracą, spędzam w niej całe dnie, żeby jakkolwiek zająć swoją głowę. Próbuję czytać książki, ale bardzo szybko się rozpraszam, ciężko utrzymać mi koncentrację. Na weekendy spotykam się ze znajomymi, ale mimo to - ciągle w głowie jest on. Wstyd się przyznać, ale sprawdzam jego aktywność na komunikatorze, bo chcę wiedzieć czy o mnie myśli... Z jednej strony jest to dla mnie skończone, a z drugiej zastanawiam się czy skoro wchodzi na "nasz" komunikator, to też cierpi, czy też mu źle, czy też myśli. Tak trochę chciałabym, żeby usychał beze mnie, ale wiem, że nawet jakby tak było, to niczego to w moim życiu nie zmieni.
Ostatnio cofnęłam się do naszych pierwszych miesięcy, do naszych wiadomości, spotkań itp. i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak to tak naprawdę wyglądało. On cały czas powtarzał, żebym pamiętała, że ma drugie życie, cały czas powtarzał, jaka jestem cudowna i wspaniała, ale nic się nie zmieni, bo dzieci, bo zobowiązania. A ja? A ja durna w tym trwałam. Mówiłam, jak go kocham i rozumiem... On też mówił, że kocha, pisał piękne wiadomości, znajdował dla mnie czas, ale tak, jak uprzedzał, nic się nie zmieniało. Owszem, z biegiem czasu ta miłość była inna, czasu dla nas było coraz więcej, coraz bardziej się angażowaliśmy, we mnie rosła coraz większa nadzieja ale.... nadal nic się nie zmieniało. A przecież on mi między wierszami przypominał, że tak właśnie będzie!! Co prawda na początku, bo potem przestał to powtarzać, ale wchodził w tę relację z określonym zamiarem.  I wtedy też między innymi dotarło do mnie moje świństwo. Nie od zawsze tak wyglądała nasza relacja, że spędzaliśmy ze sobą całe dnie. Na początku on spędzał czas z rodziną, co prawda tłumaczył to - żeby ona się nie domyśliła, żeby ona się nie puszyła, żeby nie było spin, ale spędzał. Tu poszli na spacer, tam poszli do znajomych, tu wyjechali na weekend, tu wieczorkiem obejrzeli razem film. A ja jak taka idiotka nie dość, że godziłam się na to wszystko, to jeszcze nie widziałam, że drugiej kobiecie robię krzywdę, bo ona walczyła o rodzinę, o niego, a ja jej to strasznie utrudniałam i jeszcze się z tego cieszyłam, że to jednak ze mną spędza wieczór.....
Zawsze mi powtarzał, że chce mi dać "namiastkę normalności", że chce mi pokazać, jak facet może się starać. Boże, gdzie ja miałam wtedy mózg? Jaka kuźwa namiastka normalności? Przecież to nawet koło normalności nie stało.. nie mówiąc już o żadnych namiastkach. Cały czas oszukiwałam siebie, jakiego wspaniałego faceta mam obok, bo przecież daje mi wsparcie, dopinguje mnie, mobilizuje, daje mi ciepło, bliskość, uczucie. A tak naprawdę, to gówno miałam. Zepsuł mi się samochód tydzień temu późnym wieczorem. I tak sobie pomyślałam... Gdybyśmy dalej byli razem, to nawet nie wiem czy mogłabym zadzwonić, pewnie bym i to zrobiła, pewnie by i mi pomógł, ale... ale to nie jest zwykły telefon do ukochanego, że coś się dzieje, to telefon, który wywołałby wiele stresu po obu stronach. I ta sytuacja uruchomiła lawinę myśli, co tak naprawdę przy nim miałam. Nie za fajne zderzenie z rzeczywistością.
I mój mózg, rozsądek i trzeźwe myślenie coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że to nie mogło się udać, że to tylko ułuda i obłuda. Ta "namiastka normalności" nie miała być dla mnie, jak mi to powtarzał, ale dla niego, może nie całkiem świadomie, ale mimo wszystko, to on chciał mieć rodzinę, ciepłe kapcie, dzieci, posprzątane i wyprane, a przy okazji fajny seks, zabawę, adrenalinę i uniesienia. Bo... przecież ja mogłam nie mieć namiastki, a po prostu normalność z kimś, kto miałby czystą kartę, tak jak ja. Mogłam ten czas poświęcić na kogoś z kim mogłabym coś zbudować tak jak OBOJE chcemy, a nie tak, jak on chce, a ja muszę się dostosować.
I teraz paradoks... Dochodzi do mnie to wszystko coraz mocniej i silniej, a mimo tego serce płacze. Przypomina sobie te dobre chwile, ten uśmiech na twarzy, motyle w brzuchu, te nieskończone rozmowy "a co by było gdyby", tę nadzieję, którą się karmiłam, że może jednak podejmie ryzyko i będzie chciał stworzyć ze mną coś więcej.
Nie umiem sobie z tym jeszcze poradzić, nie wiem, jak zrobić, żeby tak nie ciągnęło, żeby się odciąć i pójść do przodu nie obracając się na to wszystko.

P.S. Ściągnęłam całą biżuterię od niego, która miała dla mnie ogromne znaczenie. Jest to dla mnie symbol uwolnienia.

Mam nadzieję, że ,,moja,, boczna też miała/ma takie przemyślenia i refleksje. Powodzenia autorko, następnym razem rozejrzyj się wśród wolnych facetów.

90

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Cześć,
minęło trochę czasu od decyzji o odejściu, ale emocje nadal grają, tak, jak grały. Jest mi zwyczajnie źle i zastanawiam się kiedy mi to przejdzie.
Zajmuję sobie czas pracą, spędzam w niej całe dnie, żeby jakkolwiek zająć swoją głowę. Próbuję czytać książki, ale bardzo szybko się rozpraszam, ciężko utrzymać mi koncentrację. Na weekendy spotykam się ze znajomymi, ale mimo to - ciągle w głowie jest on. Wstyd się przyznać, ale sprawdzam jego aktywność na komunikatorze, bo chcę wiedzieć czy o mnie myśli... Z jednej strony jest to dla mnie skończone, a z drugiej zastanawiam się czy skoro wchodzi na "nasz" komunikator, to też cierpi, czy też mu źle, czy też myśli. Tak trochę chciałabym, żeby usychał beze mnie, ale wiem, że nawet jakby tak było, to niczego to w moim życiu nie zmieni.
Ostatnio cofnęłam się do naszych pierwszych miesięcy, do naszych wiadomości, spotkań itp. i dopiero wtedy dotarło do mnie, jak to tak naprawdę wyglądało. On cały czas powtarzał, żebym pamiętała, że ma drugie życie, cały czas powtarzał, jaka jestem cudowna i wspaniała, ale nic się nie zmieni, bo dzieci, bo zobowiązania. A ja? A ja durna w tym trwałam. Mówiłam, jak go kocham i rozumiem... On też mówił, że kocha, pisał piękne wiadomości, znajdował dla mnie czas, ale tak, jak uprzedzał, nic się nie zmieniało. Owszem, z biegiem czasu ta miłość była inna, czasu dla nas było coraz więcej, coraz bardziej się angażowaliśmy, we mnie rosła coraz większa nadzieja ale.... nadal nic się nie zmieniało. A przecież on mi między wierszami przypominał, że tak właśnie będzie!! Co prawda na początku, bo potem przestał to powtarzać, ale wchodził w tę relację z określonym zamiarem.  I wtedy też między innymi dotarło do mnie moje świństwo. Nie od zawsze tak wyglądała nasza relacja, że spędzaliśmy ze sobą całe dnie. Na początku on spędzał czas z rodziną, co prawda tłumaczył to - żeby ona się nie domyśliła, żeby ona się nie puszyła, żeby nie było spin, ale spędzał. Tu poszli na spacer, tam poszli do znajomych, tu wyjechali na weekend, tu wieczorkiem obejrzeli razem film. A ja jak taka idiotka nie dość, że godziłam się na to wszystko, to jeszcze nie widziałam, że drugiej kobiecie robię krzywdę, bo ona walczyła o rodzinę, o niego, a ja jej to strasznie utrudniałam i jeszcze się z tego cieszyłam, że to jednak ze mną spędza wieczór.....
Zawsze mi powtarzał, że chce mi dać "namiastkę normalności", że chce mi pokazać, jak facet może się starać. Boże, gdzie ja miałam wtedy mózg? Jaka kuźwa namiastka normalności? Przecież to nawet koło normalności nie stało.. nie mówiąc już o żadnych namiastkach. Cały czas oszukiwałam siebie, jakiego wspaniałego faceta mam obok, bo przecież daje mi wsparcie, dopinguje mnie, mobilizuje, daje mi ciepło, bliskość, uczucie. A tak naprawdę, to gówno miałam. Zepsuł mi się samochód tydzień temu późnym wieczorem. I tak sobie pomyślałam... Gdybyśmy dalej byli razem, to nawet nie wiem czy mogłabym zadzwonić, pewnie bym i to zrobiła, pewnie by i mi pomógł, ale... ale to nie jest zwykły telefon do ukochanego, że coś się dzieje, to telefon, który wywołałby wiele stresu po obu stronach. I ta sytuacja uruchomiła lawinę myśli, co tak naprawdę przy nim miałam. Nie za fajne zderzenie z rzeczywistością.
I mój mózg, rozsądek i trzeźwe myślenie coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że to nie mogło się udać, że to tylko ułuda i obłuda. Ta "namiastka normalności" nie miała być dla mnie, jak mi to powtarzał, ale dla niego, może nie całkiem świadomie, ale mimo wszystko, to on chciał mieć rodzinę, ciepłe kapcie, dzieci, posprzątane i wyprane, a przy okazji fajny seks, zabawę, adrenalinę i uniesienia. Bo... przecież ja mogłam nie mieć namiastki, a po prostu normalność z kimś, kto miałby czystą kartę, tak jak ja. Mogłam ten czas poświęcić na kogoś z kim mogłabym coś zbudować tak jak OBOJE chcemy, a nie tak, jak on chce, a ja muszę się dostosować.
I teraz paradoks... Dochodzi do mnie to wszystko coraz mocniej i silniej, a mimo tego serce płacze. Przypomina sobie te dobre chwile, ten uśmiech na twarzy, motyle w brzuchu, te nieskończone rozmowy "a co by było gdyby", tę nadzieję, którą się karmiłam, że może jednak podejmie ryzyko i będzie chciał stworzyć ze mną coś więcej.
Nie umiem sobie z tym jeszcze poradzić, nie wiem, jak zrobić, żeby tak nie ciągnęło, żeby się odciąć i pójść do przodu nie obracając się na to wszystko.

P.S. Ściągnęłam całą biżuterię od niego, która miała dla mnie ogromne znaczenie. Jest to dla mnie symbol uwolnienia.

Proszę szanować te uczucia, które się u Pani pojawiają. Proszę potraktować je, jako zapłatę za to, że wyrządziła Pani komuś świadomie krzywdę. Długo trwał romans i upodlenie żony, długo musi potrwać pokuta. Gdyby Pani nie miała żadnego żalu po tym wszystkim ani refleksji, byłoby ryzyko, że ponownie weszłaby Pani w taki układ, znów kogoś krzywdząc po drodze. To wszystko, co Pani czuje, ten ból, jest szansą, by nigdy już tak nie postąpić. I on z czasem minie, a nauka, którą Pani wyniosła, pozostanie i pozwoli Pani być lepszym człowiekiem. Naprawdę, zrozumie Pani z czasem takie banalne słowa, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I podziękuję Pani mu po latach za ten prezent, który dziś jeszcze jest takim ciężarem... Najważniejsze jest, aby zrozumieć, że mamy tylko jedno, krótkie życie. I to my sami powinniśmy nieść siebie przez to życie we własnych, opiekuńczych ramionach. Nie zapełniać głodu miłości czyimiś zapewnieniami, nie składać poczucia wartości i szczęścia w czyjeś niepewne ręce. Prawda jest taka, że nawet samemu sobie do końca nie można wierzyć, jak się zachowamy w obliczu trudności, a co dopiero innemu człowiekowi. Jesteśmy tylko ludźmi...I nasi partnerzy czy bliscy, choćby najbliżsi, również nimi są. Będzie jeszcze słońce i będzie jeszcze dobrze, ale na razie odrabia Pani swoją lekcję, a im ciężej się na coś pracuje, tym bardziej się potem to szanuje. Proszę zatem szanować ten czas, te łzy, te bezsenne noce, ten niemal fizyczny ból, kiedy Pani myśli o tym wszystkim. Bo właśnie wspina się Pani na wyższy poziom, choć droga jest długa i wyboista. A z góry łatwiej dostrzec słońce:)

91

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Hej!
Minął miesiąc, a ja czuję, że stoję w miejscu. Nie widzę różnicy pomiędzy pierwszym dniem od rozstania, a teraz. Może jedynie co, to przestałam płakać.
Czuję ogarniającą mnie nicość. Wszystko straciło smak i kolor. Niby się śmieję, żartuję, "bawię", ale w środku nie czuję nic, jakbym była wyprana ze wszystkich emocji i uczuć. Odnoszę wrażenie, że w tym momencie nic nie jest w stanie mnie poruszyć. Mówiąc szczerze, swoje życie określiłabym słowem - żyję. Nic więcej. Byle przeżyć kolejny dzień. Praca - dom. A dom tylko po to, żeby pójść spać. Straciłam nadzieję, że moje życie jeszcze się ułoży. Nie wierzę w to, że czeka na mnie jeszcze coś dobrego, że się zakocham i będę szczęśliwa. Wszystko mnie przytłacza, ale robię dobrą minę do złej gry. Staram się nie pokazywać, że życie mnie boli. Patrzę na te szczęśliwe pary, a mnie, aż ściska...
I oczywiście zaglądam na ten nasz komunikator. W piątek serce mi stanęło, bo jak weszłam, to coś do mnie pisał... Ale finalnie nie napisał. Podejrzewam, że to był taki znak dla mnie, że myśli o mnie...
Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, bo koncentracja w tym momencie u mnie leży. Książki mnnie przerastają.

92

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Hej!
Minął miesiąc, a ja czuję, że stoję w miejscu. Nie widzę różnicy pomiędzy pierwszym dniem od rozstania, a teraz. Może jedynie co, to przestałam płakać.
Czuję ogarniającą mnie nicość. Wszystko straciło smak i kolor. Niby się śmieję, żartuję, "bawię", ale w środku nie czuję nic, jakbym była wyprana ze wszystkich emocji i uczuć. Odnoszę wrażenie, że w tym momencie nic nie jest w stanie mnie poruszyć. Mówiąc szczerze, swoje życie określiłabym słowem - żyję. Nic więcej. Byle przeżyć kolejny dzień. Praca - dom. A dom tylko po to, żeby pójść spać. Straciłam nadzieję, że moje życie jeszcze się ułoży. Nie wierzę w to, że czeka na mnie jeszcze coś dobrego, że się zakocham i będę szczęśliwa. Wszystko mnie przytłacza, ale robię dobrą minę do złej gry. Staram się nie pokazywać, że życie mnie boli. Patrzę na te szczęśliwe pary, a mnie, aż ściska...
I oczywiście zaglądam na ten nasz komunikator. W piątek serce mi stanęło, bo jak weszłam, to coś do mnie pisał... Ale finalnie nie napisał. Podejrzewam, że to był taki znak dla mnie, że myśli o mnie...
Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, bo koncentracja w tym momencie u mnie leży. Książki mnnie przerastają.

No i w sumie prawidłowo - nic a nic nie zmądrzałaś.

93

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Troszkę wyżej masz post od użytkownika/użytkowniczki Lazuryt35 - jest to bardzo mądry i piękny przekaz. Wydrukuj sobie słowa zawarte w tym poście i czytaj tak długo, aż wbija Ci się głęboko w pamięć.
Musisz przyjąć ten ból i nauczyć się go cenić, jeśli chcesz zmienić swoje życie na pełne i wartościowe.
Gdyby nie było tego bólu miałabyś 100% szansy na to, że dalej zylabys tak, jak wcześniej, czyli nurzalabys się w szambie. Co chwilę zaliczalabys jakąś padaczkę, jednak kompletnie nie rozumiałabyś dlaczego non stop spotyka Cię coś złego. Wszystkie porażki przypisywałabyś pechowi.
Tak więc to, czego doświadczasz teraz jest dla ciebie straszne, ale też bardzo cenne.
Jeśli tak do tego podejdziesz, to sama sobie dasz szansę, żeby tak żyć, by nigdy nikt nie musiał przez Ciebie płakać.
Musisz po prostu swoje odcierpieć i albo narodzisz się z tego cierpienia jako jeszcze większą egoistka, jeszcze bardziej w sobie zadufana, albo jako fajny człowiek, z właściwie ustawionymi priorytetami życiowymi.
Ten żonaty odezwie się któregoś dnia, już go kusi, więc spokojnie, doczekasz się tego cuda.
Pytanie, co wtedy zrobisz?

94 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-10-03 14:11:13)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Hej!
Minął miesiąc, a ja czuję, że stoję w miejscu. Nie widzę różnicy pomiędzy pierwszym dniem od rozstania, a teraz. Może jedynie co, to przestałam płakać.
Czuję ogarniającą mnie nicość. Wszystko straciło smak i kolor. Niby się śmieję, żartuję, "bawię", ale w środku nie czuję nic, jakbym była wyprana ze wszystkich emocji i uczuć. Odnoszę wrażenie, że w tym momencie nic nie jest w stanie mnie poruszyć. Mówiąc szczerze, swoje życie określiłabym słowem - żyję. Nic więcej. Byle przeżyć kolejny dzień. Praca - dom. A dom tylko po to, żeby pójść spać. Straciłam nadzieję, że moje życie jeszcze się ułoży. Nie wierzę w to, że czeka na mnie jeszcze coś dobrego, że się zakocham i będę szczęśliwa. Wszystko mnie przytłacza, ale robię dobrą minę do złej gry. Staram się nie pokazywać, że życie mnie boli. Patrzę na te szczęśliwe pary, a mnie, aż ściska...
I oczywiście zaglądam na ten nasz komunikator. W piątek serce mi stanęło, bo jak weszłam, to coś do mnie pisał... Ale finalnie nie napisał. Podejrzewam, że to był taki znak dla mnie, że myśli o mnie...
Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, bo koncentracja w tym momencie u mnie leży. Książki mnnie przerastają.

Przechodzisz żałobę po związku, ale nie pozwól by ona przeszla w jakąś obsesję. Po kiego licha zaglądasz w ten komunikator? Dlaczego się biczujesz i wciąż umartwiasz? Przecież ten związek był z góry skazany na niepowodzenie, to była tylko kwestia czasu. Dziewczyno, kup sobie coś ładnego, idź do fryzjera, kosmetyczki, popraw sobie nastrój i zamiast leżeć w łóżku idź do ludzi, gdzieś wyjdź z koleżanką na drinka czy kawę, zacznij żyć. I weź na siebie  cząstkę odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. Nie po to jednak, aby biczować się poczuciem winy. Ale aby zmartwychwstać, uwolnić się od bolesnej przeszłości i móc w wolności popatrzeć w przyszłość, zacząć ją dojrzale kształtować. Do teraz tkwiłaś w błocie po kolana i nieważne, że tobie wydawało się złotym pyłem. Kiedyś, gdy przeczytasz swoje wpisy tutaj, nie uwierzysz że to ty je pisałaś.

Trzymaj się. smile

95

Odp: Koniec wieloletniego romansu

zabokuj go tam i odinstaluj ten komunikator - bo rozumiem że masz go tylko i wyłącznie po to żeby mu odpisać. a skoro tego nie zrobiłaś to znaczy że byś zareagowała na jego zaczepkę. uweirz, nie chcesz tego. jakby miał Ci powiedzieć że rzuca dla Ciebie wszystko to by to zrobił dawno. jedyne co może Ci zaoferować to kolejne mydlenie oczu.

a jak już go odinstalujesz, przeżywaj żałobę, pozwól sobie czuć, ale małymi kroczkami idź do przodu.

96

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

 
/./

Wiele błędów popełniłam, mam wiele do przepracowania sama ze sobą, ale serio uważasz, że zmarnowałam sobie życie? Bo co? Bo byłam kochanką przez 4 lata? Całe szczęście, że ja tak nie uważam. Czy czuję się lepsza od jego żony? W jakiś sposób tak - czy to błąd? Na pewno. Czy chcę dalej żyć w takim przeświadczeniu? Nie. Dotarło do mnie, że to wszystko, cała ta sytuacja wynika z 0 poczucia własnej wartości, z tego, że nie kocham siebie. Mam wbite do głowy różne przekonania na swój temat które sprowadziły mnie na złą ścieżkę, ale chcę nad tym popracować.
A co do przyszłego faceta. Na ten moment, póki się nie zmienię - nie mam zamiaru wchodzić w nowe relacje. Nie czuję się również w obowiązku informowania wszystkich o swoim życiu i jak ono przebiegało. Czy skreśla mnie cała ta sytuacja u wszystkich porządnych facetów? Nie sadzę. Ludzie różne błędy w życiu popełniają, ale to nie znaczy, że są już niczym.
Czy chcę powrotu do kochanka? Nie. Po prostu nie. Chcę powrotu siebie, nie jego.

ŚwiatbezBarw napisał/a:

Zależy, kto jak definiuje kogoś, jako porządnego. Jednemu coś będzie przeszkadzać
i będzie go skreślało z góry, a drugiemu nie będzie to w żaden sposób wadzić.
Czy ja bym się związała z kimś, kto kiedyś był czyimś kochankiem? Jeśli wyciągnął z tego wnioski i przepracował to ze sobą, to dlaczego nie? Przecież nie jest seryjnym mordercą, czy pedofilem.

ŚwiatbezBarw napisał/a:

Cześć,
minęło trochę czasu od decyzji o odejściu, ale emocje nadal grają, tak, jak grały. Jest mi zwyczajnie źle i zastanawiam się kiedy mi to przejdzie.
   /./
P.S. Ściągnęłam całą biżuterię od niego, która miała dla mnie ogromne znaczenie. Jest to dla mnie symbol uwolnienia.

Nie udzielę Tobie żadnej rady i nie skrytykuję niczego.
Powiem tylko, że całkiem zdrowo piszesz o swoich uczuciach i że robisz postępy
w swoich postanowieniach.
Wierzę, że sobie ze wszystkim poradzisz, dając sobie czas, a przede wszystkim
wybacz sobie i innym wplątanym w tę sprawę.
Stało się, ale to już historia, zamknięta książka, odstaw ją na półkę wysoko
by ostrzegała Ciebie przed popełnianiem podobnych błędów życiowych.
Głowa do góry, ramiona do tylu smile

97

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Hej!
Minął miesiąc, a ja czuję, że stoję w miejscu. Nie widzę różnicy pomiędzy pierwszym dniem od rozstania, a teraz. Może jedynie co, to przestałam płakać.
Czuję ogarniającą mnie nicość. Wszystko straciło smak i kolor. Niby się śmieję, żartuję, "bawię", ale w środku nie czuję nic, jakbym była wyprana ze wszystkich emocji i uczuć. Odnoszę wrażenie, że w tym momencie nic nie jest w stanie mnie poruszyć. Mówiąc szczerze, swoje życie określiłabym słowem - żyję. Nic więcej. Byle przeżyć kolejny dzień. Praca - dom. A dom tylko po to, żeby pójść spać. Straciłam nadzieję, że moje życie jeszcze się ułoży. Nie wierzę w to, że czeka na mnie jeszcze coś dobrego, że się zakocham i będę szczęśliwa. Wszystko mnie przytłacza, ale robię dobrą minę do złej gry. Staram się nie pokazywać, że życie mnie boli. Patrzę na te szczęśliwe pary, a mnie, aż ściska...
I oczywiście zaglądam na ten nasz komunikator. W piątek serce mi stanęło, bo jak weszłam, to coś do mnie pisał... Ale finalnie nie napisał. Podejrzewam, że to był taki znak dla mnie, że myśli o mnie...
Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, bo koncentracja w tym momencie u mnie leży. Książki mnnie przerastają.

Bardzo cię korci żeby sprowokować spotkanie,znaleźć pretekst żeby pęknąć szukasz chwilowej ulgi, nagrody, pocieszenia
to po miesiącu, dwóch, trzech od zerwania nic niezwykłego ,pamiętaj możesz wszystko tylko czy musisz
zawsze jutro możesz go zaczepić, odpowiedzieć zaproponować schadzkę",ale nie koniecznie dzisiaj
niestety detoks tak wygląda wypacasz się z myślenia i czucia o nim, to toksyny są,boli jak zimny indyk u heroinistów

98

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Ale sobie dowalasz kobieto..
Znalazłaś też sobie miejsce gdzie dowalają Tobie.
Weź  załóż tą biżuterię od niego, bo dostałaś ją od bliskiego mężczyzny, a nie od wroga.
Jest to pamiątka Twoich świadomych decyzji, prawda?
Przypomnij sobie dlaczego weszłaś  w tę relację.
....

No bo chyba nie po to, by dokopać jakiejś kobiecie.
Twój kochanek miał rację, dal Ci namiastkę tego,  co chciałabyś zapewne dostać w związku.
Nie wykorzystał Cię bardziej niz Ty jego.
Natomiast o ile Twoje zerwanie nie było szantażem dla wymuszenia, ale świadomą decyzją,  to przecież oczywiste że muszą być skutki, ale kobieto, to jest po coś,  po coś to  zrobiłaś, prawda?
To przypomnij sobie po co.
Jeśli uważasz, że zasługujesz na więcej w związku z mężczyzną, to czy dla poparcia swojej decyzji potrzebujesz umniejszać  temu co razem mieliście?
Nie daj się wciągnąć także w retorykę, jak to krzywdzilaś żonę.
Jej status quo nie zmienił się.
W ich małżeństwie zostało co było, więc obojgu im to pasowało.
Nie ma szans by zona nie zauważyła wieloletniego romansu.
Może ją uwolnilas od tej części małżeńskiego życia, której nie chciała..
W małżeństwach gdzie dzieje się zdradzonemu krzywda, wszystko się wali.
Taka dynamika smile
On znajdzie  inną kochankę.
A nie zmieni się ich małżeństwo.

99

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Cześć!
Jadąc autem po całej tej sytuacji pomyślałam sobie - co za uj... pozbawił mnie możliwości układania sobie życia z kimś, kto by mnie kochał i szanował, że mogłam być już w zupełnie innym miejscu. A tak, to zaczynam poraz kolejny wszystko od nowa. I nagle jeeeeeb. Dotarło do mnie, że to nie on mnie tego pozbawił, tylko ja sama. Nikt inny - tylko ja.

KRÓLOWO! <3 Nie wierzę! Własna, obiektywna autorefleksja! <3 Kobieto! Po takim objawieniu to ja Ci radzę, Ty wypij szampana na swoją cześć, bo doznałaś olśnienia i postawiłaś pierwszy krok na drodze swojego nowego, wspaniałego życia! <3

ŚwiatbezBarw napisał/a:

Dziś zdałam sobie sprawę, że tak długi romans i oszukiwanie samej siebie nie jest normalne. Z jakiegoś powodu w to weszłam, z jakiegoś powodu pokochałam tego człowieka całą sobą, z jakiegoś powodu pozwoliłam sobie wejść na głowę, z jakiegoś powodu odsunęłam wszystkie swoje potrzeby na bok, z jakiegoś powodu pozwoliłam się nie szanować i karmić mrzonkami.
Pytanie z jakiego?

Nawet nie wiesz, jak mądrą i świadomą kobietą jesteś w tak młodym wieku, żeby samej dojść do takich wniosków.

Rozpracowanie tego pod względem technicznym jest proste, gorzej z emocjonalnym, ale dasz radę. Nie zrobisz tego w 5 min, ale w końcu dojdziesz do sedna problemu.
Trzeba wszystko wypisać i wypisywać z czego to wynika. Np: pokochałam tego człowieka całą sobą -> dlaczego? co mi dawał? ->uwagę, zainteresowanie, czułam, że jestem czegoś warta, potrzebna -> dlaczego potrzebowałam zainteresowania i poczucia wartości od kogoś innego? -> ponieważ mam niską samoocenę, uważam, że jestem bezwartościowa itp. itd.

Jesteś tak cudownym zjawiskiem, że bardzo chętnie przeprowadzę ten proces z Tobą w prywatnej wiadomości, serio <3 Nie jestem psychologiem, ale mam te tematy przerobione w każdy możliwy sposób i wydaję mi się, że mogę pomóc smile

100 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-10-03 22:12:23)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

Ale sobie dowalasz kobieto..
Znalazłaś też sobie miejsce gdzie dowalają Tobie.
Weź  załóż tą biżuterię od niego, bo dostałaś ją od bliskiego mężczyzny, a nie od wroga.
Jest to pamiątka Twoich świadomych decyzji, prawda?
Przypomnij sobie dlaczego weszłaś  w tę relację.
....

No bo chyba nie po to, by dokopać jakiejś kobiecie.
Twój kochanek miał rację, dal Ci namiastkę tego,  co chciałabyś zapewne dostać w związku.
Nie wykorzystał Cię bardziej niz Ty jego.
Natomiast o ile Twoje zerwanie nie było szantażem dla wymuszenia, ale świadomą decyzją,  to przecież oczywiste że muszą być skutki, ale kobieto, to jest po coś,  po coś to  zrobiłaś, prawda?
To przypomnij sobie po co.
Jeśli uważasz, że zasługujesz na więcej w związku z mężczyzną, to czy dla poparcia swojej decyzji potrzebujesz umniejszać  temu co razem mieliście?
Nie daj się wciągnąć także w retorykę, jak to krzywdzilaś żonę.
Jej status quo nie zmienił się.
W ich małżeństwie zostało co było, więc obojgu im to pasowało.
Nie ma szans by zona nie zauważyła wieloletniego romansu.
Może ją uwolnilas od tej części małżeńskiego życia, której nie chciała..
W małżeństwach gdzie dzieje się zdradzonemu krzywda, wszystko się wali.
Taka dynamika smile
On znajdzie  inną kochankę.
A nie zmieni się ich małżeństwo.

W sumie bardzo mi się podoba Elu to, co napisałaś. Miałaś niezłe natchnienie, naprawde. Każdy akapit trafiony w punkt - napisałaś ten post w zupełnie innym stylu, niż piszemy tu na forum.
Biżuteria jako namiastką tego, co chciał dać kochance. Żonie dał dom, rodzinę, wczasy, kilka szaf ubrań i butów, sprzęt kuchenny, meble, wspólne łóżko, ona dostała wszystko, co potrzebne im do prowadzenia życia pod jednym dachem.
Boczna dostała kilka świecidełek.
Żona wiedziała o Tobie autorko, bo może nie byłaś pierwsza boczna, więc przyzwyczaiła się do osób trzecich w swoim małżeństwie.
Ich małżeństwo nie zmieni się, dalej będzie takie samo, jak za Twoich czasów autorko.
Zmieni się tylko inna boczna.

Elu, świetnie to napisałaś bez filozofowania, mądrzenia się - przedstawiłas goła prawdę, takie jest życie.

101 Ostatnio edytowany przez ŚwiatbezBarw (2022-10-03 22:36:49)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Nie, odejście od niego nie było próbą szantażu czy stawiania ultimatum. Po prostu doszłam do momentu kiedy zderzyłam się ze ścianą. Kiedy zrozumiałam, że jeśli nie odejdę, to to będzie tak sobie trwać i trwać, a mi lata będą lecieć. Jego dzieci będą rosnąć, małżeństwo będzie istnieć dalej, a ja będę spędzała kolejne święta sama, oczywiście z SMS "zastanawiam się co by było gdyby, gdybyś to Ty tu przy mnie była, ale... marzenia się spełniają. Wierzę, że będzie nam to dane". Teraz, nawet, jak to piszę, to rzygać mi się chce, jak bardzo mydliłam sobie oczy i jak bardzo wierzyłam w swoją zajebistość i wyjątkowość, bo on mi coś takiego pisze. ŻENADA
Nie chcę zakładać tej biżuterii, ma swoje miejsce w szafie i tak zostanie, tak samo, jak biżuteria od innych byłych partnerów. To koniec pewnego etapu w moim życiu i jest to świadoma decyzja.
Myśląc o tym, że krzywdziłam żonę nie chodzi mi o to, żeby się biczować, jaka ja zła byłam, tylko postawiłam się na jej miejscu. Nie chciałabym, żeby inna kobieta świadomie wchodziła w taką relację z moim partnerem, a wiadomo - nowe i nieodkryte jest ciekawsze niż to co w domu... Tak, nie chciałabym, a ja to zrobiłam i to bez żadnych wyrzutów sumienia...
Nie chcę analizować ich małżeństwa, nie chcę się nad tym zastanawiać. Niech sobie mają to co im pasuje. To już nie mój cyrk i nie moje małpy.
Problem Elu jest w tym, że ja z tego związku wbrew pozorom miałam dużo dla siebie i wcale nie uważam, że on mnie wykorzystywał. Dlatego teraz tak cierpię. Bo mi go zwyczajnie w świecie brakuje. Nie umniejszam swoim uczuciom, nie umniejszam emocjom, nie umniejszam swojej miłości do niego, ale to nie zmienia faktu, że mam do siebie żal, że poszłam tak daleko, że pozwoliłam siebie karmić pustymi słowami. Żałuję, że nie powiedziałam STOP.
Zastanawiałam się, jakbym zareagowała, jakby do mnie napisał. I nie oszukując tu przede wszystkim siebie, bo Wam mogę napisać co mi ślina na język przyniesie - z jednej strony czułabym, że kamień spada z serca, a z drugiej.. nie zrobiłabym nic. Nie odpisałabym, nie wykazałabym żadnej ochoty na jakikolwiek kontakt, spotkanie, rozmowę itp.
Ale jednak gdzieś ten kamień jest. I bardzo chcę się go pozbyć.

102

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Nie chcę zakładać tej biżuterii, ma swoje miejsce w szafie i tak zostanie, tak samo, jak biżuteria od innych byłych partnerów.

Znaczy...fundusz emerytalny? smile
Zawsze się dziwię jak można tak bardzo być/stać się naiwnym żeby wierzyć osobie która
- kłamała
- oszukiwała
- zdradzała
dlaczego wzięłaś się za tak bezwartościowego - moralnie -  człowieka? Dlaczego uwierzyłaś i nadal wierzysz w jego słowa o jego małżeństwie/żonie/uczuciach do siebie - uwierzyć kłamcy?
Jak to się stało że weszłaś w romans z żonatym?
To miał być tylko seks a wkradło się uczucie?

Czy żona wiedziała...może ulle ma racje i nie jesteś pierwsza.
A może tamta jest tak naiwna...jak Ty?

Zablokuj gnojka wszędzie i nie zmykaj się w domu i wychodź do ludzi, umysł odpocznie, złapiesz dystans.

103 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-10-03 23:29:32)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

CZy ten kamień  to nie przekonanie przypadkiem,  że byłaś jakąś gorszą od żony kobietą?
Że gdyby napisał,  to by potwierdził Twoją wartość w jego życiu?
Mężczyźni  nie są emocjonalni, gdy już na jakąś sytuację nałożą  jakąś organizację  myślenia,  to się tego trzymają.
Są w tym lepsi od kobiet, potrafią się mocniej zdyscyplinować.
Kobiety się kierują emocjami, Ciebie też do działania w jakimś kierunku popchnęły emocje.
Ja osobiście uważam że emocje trafniej kierują w zakresie dotarcia do szczęścia, a racjonalność w dotarciu do spokoju.
Nie stawiaj się w miejscu żony.
Nie znasz jej, nie przypisuj jej swoich pragnień  i motywacji.
Nie wybiera się kochanki takiej samej jak żony.
Dla mnie naiwnością  jest myślenie, że obrączka coś  gwarantuje sama z siebie.
Wiesz o co mam żal do kochanki męża?
Nie o to, że z nim weszła w relację, że coś w nim zobaczyła  takiego, że chciała z nim być  wiedząc że ma żonę  i dzieci, ale o to, że gdy zrobił to czego chciała, czyli postanowił odejść,  ona się wycofała, gdy nie miał już do czego wracać. Bezmyślne działanie.
Po wielu przemysleniach: żona  to wcale nie jest taka najlepsza fucha u boku mężczyzny,  wbrew wszelkim pozorom.
Ja w każdym  razie takiej fuchy już sie nie podejmę  nigdy.
Ale rozumiem, że Ty chcesz mieć dzieci, rodzinę.
Więc za tym idż.

104 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2022-10-04 10:05:48)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Cześć!


Moja prośba do Was.
Jak się wyleczyć?
Nie jak się wyleczyć z miłości do niego, tylko jak się wyleczyć z niemiłości do siebie.
Dziś zdałam sobie sprawę, że tak długi romans i oszukiwanie samej siebie nie jest normalne. Z jakiegoś powodu w to weszłam, z jakiegoś powodu pokochałam tego człowieka całą sobą, z jakiegoś powodu pozwoliłam sobie wejść na głowę, z jakiegoś powodu odsunęłam wszystkie swoje potrzeby na bok, z jakiegoś powodu pozwoliłam się nie szanować i karmić mrzonkami.
Pytanie z jakiego?
Moja sytuacja nie pozwala mi na terapię, więc w miarę możliwości chciałabym zrobić to sama. Jakie książki przeczytać, od czego zacząć?
Jak zrozumieć siebie, jak przepracować to i nie popełnić więcej tego błędu?
Każdy mój związek był całym moim światem. Nie miałam nic poza nim. Wszystko kręciło się wokół faceta. Nie miałam swojego zdania, swoich przyjaciół, znajomych, hobby. Każda choćby wzmianka, że mój facet planuje nie spędzić jakiegoś dnia ze mną czasu powodował ataki paniki. Kołatanie serca, zimne poty, kołowrotek myśli.
Chcę się zmienić, nie dla byłęgo kochanka, bo to między innymi mogło spowodować, że nie chciał ze mną żyć, ale dla siebie. Nie chciałabym popełniać w kolejnej relacji tych samych błędów.
Choć raz chcę wyciągnąć z relacji wnioski i naprawić siebie.

Ano, z takiego powodu, że tak bardzo chciałaś mieć partnera, który będzie miał te cechy, których, jak uważałaś, bardzo ci brakuje. To tylko moja teoria na podstawie tego, co napisałaś. I za mało myślałaś na temat żony, którą on zdradzał, że też była karmiona mrzonkami. Nie wiem czy mam takie prawo, ale proponowałabym trochę empatii w kierunku innych osób, a nie zamykanie się na związek, który okazał się .... nie będę kończyć. Teraz jesteś rozżalona, a potem co? Przestaną działać emocje, zaczniesz wtedy myśleć, na razie wobec tej burzy uczuć przydałaby się terapia (powtórzyłam za kimś,wiem).

105

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Nie ma szans by zona nie zauważyła wieloletniego romansu.

Czytam różne fora od wielu miesięcy i przepraszam, że tak wpadam w "słowo" bez przedstawienia swojej historii, ale nieustannie mnie rozbraja rzucanie takich stwierdzeń w rozmowach o zdradzie. Otóż jest szansa i to całkiem realna. Jestem jej żywym dowodem. Podstawowym wymogiem by taka szansa zaistniała jest autentyczna, trwająca w danym czasie miłość do drugiej osoby i bezgraniczne zaufanie. Jeśli się kogoś kocha i mu ufa, to jest się skłonnym wytłumaczyć sobie na korzyść zdrajcy dowolne przesłanki a nawet wyprodukować poczucie winy, że się jest przesadnie podejrzliwą. Miłość naprawdę jest nie tylko ślepa, ale również głucha i dość mocno upośledzona poznawczo. Można też kogoś kochać po kilkunastu latach małżeństwa na tyle, by niewzruszenie tkwić w przekonaniu, że uczucie jest odwzajemniane mimo (co dostrzega się dopiero później) wyraźnych objawów sugerujących, że tak nie jest.

106

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Nanna napisał/a:

Nie ma szans by zona nie zauważyła wieloletniego romansu.

Czytam różne fora od wielu miesięcy i przepraszam, że tak wpadam w "słowo" bez przedstawienia swojej historii, ale nieustannie mnie rozbraja rzucanie takich stwierdzeń w rozmowach o zdradzie. Otóż jest szansa i to całkiem realna. Jestem jej żywym dowodem. Podstawowym wymogiem by taka szansa zaistniała jest autentyczna, trwająca w danym czasie miłość do drugiej osoby i bezgraniczne zaufanie. Jeśli się kogoś kocha i mu ufa, to jest się skłonnym wytłumaczyć sobie na korzyść zdrajcy dowolne przesłanki a nawet wyprodukować poczucie winy, że się jest przesadnie podejrzliwą. Miłość naprawdę jest nie tylko ślepa, ale również głucha i dość mocno upośledzona poznawczo. Można też kogoś kochać po kilkunastu latach małżeństwa na tyle, by niewzruszenie tkwić w przekonaniu, że uczucie jest odwzajemniane mimo (co dostrzega się dopiero później) wyraźnych objawów sugerujących, że tak nie jest.

Żona mogła nie przyjmować do wiadomości albo wiedzieć i nic z tym nie robić, nie wiadomo.

Jak dla mnie to dziwi mnie zachowanie kochanek i brzydzi zachowanie zdradzaczy, którzy uchodzą za dobrych przykładnych mężów. Chyba na koniec sami utoną w tych kłamstwach.

107

Odp: Koniec wieloletniego romansu

I to jest prawda.Zdradzacze najpierw kłamią w małżeństwie żonę a potem dalej kłamią...choć już nie muszą ,ale już chyba mają to we krwi.

108

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Nie opowiadacie bajek koleżanki
Jeśli się swojego męża zna, a nie obchodzi jak niepotrzebny mebel, albo koncentruje na sobie, wyczuwa się inną kobietę  natychmiast.
A nie latami udaje że wszystko jest ok.
Chyba że którejś wygodniej nie wiedzieć.
Denerwuje mnie na tym forum taka nieszczerosc że sobą.

109

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

Nie opowiadacie bajek koleżanki
Jeśli się swojego męża zna, a nie obchodzi jak niepotrzebny mebel, albo koncentruje na sobie, wyczuwa się inną kobietę  natychmiast.
A nie latami udaje że wszystko jest ok.
Chyba że którejś wygodniej nie wiedzieć.
Denerwuje mnie na tym forum taka nieszczerosc że sobą.

Po fakcie łatwo mówić. Sama ile się oszukiwalas?

110 Ostatnio edytowany przez Nanna (2022-10-04 21:04:02)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Żona mogła nie przyjmować do wiadomości albo wiedzieć i nic z tym nie robić, nie wiadomo.

Mogła to, mogła tamto, wszystko mogła. Tylko na pewno nie chciała z powodu (wstaw dowolną wadę, nieostrość wzroku, wygodę) bo przecież zdrada to jest tak fenomenalna sprawa, że aż głupio zdrajcy i kochance przerywać, prawda? Lepiej udawać, że się nie wie. Tylko skąd potem te pretensje, depresje i zdruzgotana psychika? Przecież wiedziała. Jakaś niepoważna chyba.

Ja jestem na takie hocki klocki za prosta. Jak się ma zaufanie, to się je ma i jeśli mąż mówi, że jedzie do kolegi, to znaczy że jedzie do kolegi. A jak mówi, że musiał zostać dłużej w pracy, to znaczy, że był w pracy. Czemu z jednej strony mówi się o zaufaniu, ale z drugiej oczekuje jakimś cudem, że tego zaufania nie ma i jest wyczulenie na każdą zmianę z założeniem, że jest ona podejrzana jako coś złego?

Ja widziałam zmiany, które mnie cieszyły. Większa otwartość do ludzi, w końcu jacyś bliżsi koledzy, wreszcie trochę dbałości o wygląd. To nie były w moich oczach oznaki zdrady tylko rozwoju męża, na który, jak mi się wydawało, oboje pracowaliśmy. Ja nie widzę złych rzeczy w zmianach jeśli ufam, bo wierzę, że są wynikiem i skutkiem czegoś dobrego.

Edit: A przynajmniej wierzyłam. Teraz ten optymizm zwyczajnie został zarżnięty. Teraz jest ponura rzeczywistość, brak zaufania i brak wiary w cokolwiek.

111 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-10-04 21:26:51)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

W czym się oszukiwalam?
Że coś  nie gra wiedziałam od razu, a szansę dałam świadomie, tę pierwszą:)
I nie żałuję że tak zrobiłam.
Ale że coś jest inaczej nie da się przeoczyć.
Jak ktoś miał w miarę normalnie funkcjonujący związek.

112 Ostatnio edytowany przez 123Sprawdzam (2022-10-04 22:13:46)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

W czym się oszukiwalam?
Że coś  nie gra wiedziałam od razu, a szansę dałam świadomie, tę pierwszą:)
I nie żałuję że tak zrobiłam.
Ale że coś jest inaczej nie da się przeoczyć.
Jak ktoś miał w miarę normalnie funkcjonujący związek.

Ela, zgadzam się z Tobą, nagle ta pojawiająca się obojętność zaskakuje i totalnie dezorientuje, jeszcze się nie zna powodu tych zmian, ale te zmiany w stosunku do siebie od razu się odczuwa. I mówię to jako facet.

113

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

W czym się oszukiwalam?
Że coś  nie gra wiedziałam od razu, a szansę dałam świadomie, tę pierwszą:)
I nie żałuję że tak zrobiłam.
Ale że coś jest inaczej nie da się przeoczyć.
Jak ktoś miał w miarę normalnie funkcjonujący związek.

Czytając Twoją historię można odnieść inne wrażenie
Przypomnę

Ela210 napisał/a:

Po 2 miesiacach od rozpoczęcia terapii mąż stwierdził, ż mnie nie kocha i chce się wyprowadzić. Był to dla mnie taki szok, ze mnie zamurowało po prostu.

Połapałaś się czy on Ci powiedział? Później oczywiście łapałaś co i jak ale przez te dwa miesiące wychodzi że nie.

123Sprawdzam napisał/a:

Ela, zgadzam się z Tobą, nagle ta pojawiająca się obojętność zaskakuje i totalnie dezorientuje, jeszcze się nie zna powodu tych zmian, ale te zmiany w stosunku do siebie od razu się odczuwa. I mówię to jako facet.

No właśnie że nie, wszystko zależy od zdradzacza i tego jak bardzo on jest zaangażowany - zobacz ile jest historii gdzie partner dowiadywała się po latach o zdradzie. Lub przypadkiem w trakcie - czy oni wszyscy byli ślepi czy tamta strona dobrze grała? Oczywiście również są osoby które nie chcą dostrzec znaków i wychodzą z założenia że nie sprawdzi bo...i tu można wpisać ich tłumaczenia.

114 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-10-05 09:06:46)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Mylisz 2 rzeczy  Maku: czuć że jest coś nie tak, a stwierdzić że ktoś kogoś nie kocha i chce się wyprowadzić to chyba inny ciężar gatunkowy?.

Po prostu nie wierzę, że żona nie zauważa takiego  wieloletniego zaangażowania w inną kobietę, jak w przypadku romansu autorki wieloletniego.
Naprawdę  wiele jest małżeństw gdzie ludzie żyją obok siebie, rzadko że sobą sypiają albo w ogóle, mało o sobie wiedzą.
Wtedy może być tak, że nie zobaczą że coś się zmieniło w podejściu.
Więc jeśli żona  kochanka autorki nie zareagowala: to albo nie zauważyła bo nie są blisko, albo mają otwarty związek, albo zauważyła ale wygodniej jej nie zauważać i być w małżeństwie.

115

Odp: Koniec wieloletniego romansu

tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono więc byłabym daleka od patrzenia czarno-białego. większość ludzi nie wytrzymuje presji romansu i dlatego te się wydają. ale potrafię sobie wyobrazić że jeśli ktoś tą presję wytrzymuje, ba, jest zadowolony że ma super odskocznię i dodatkowo próbuje "wynagrodzić" to żonie, seks jest lepszy,  kwiaty, wycieczki, etc. to można pewnych rzeczy nie widzieć. i owszem, znaczy to że związek się osłabił, ale przypomina się choćby jak Pain pisała ile mieli z mężem rozmów wieczorami "szczerych do bólu" i przez rok nie zauważyła że mąż zszedł do podziemia. a to było juz po odkryciu zdrady.

dodatkowo człowiek może widzieć że się z drugą połówką oddalił ale właśnie nie wiedzieć dlaczego, szukać innych przyczyn. jakby mój ex był odrobinę sprytniejszy i nie nosił dowodów zdrady w swoim plecaku to bym w życiu nie posądziła go o takie coś. szukałabym powodów aktualnej sytuacji gdzie indziej - a było gdzie szukać.

116

Odp: Koniec wieloletniego romansu

A po czym pozna zdradę? Nie chodzi mi onaglw znalezienie smsow od i do kochanki, kochanka, czy przyłapanie ich na mieście, czy w domu w lozku(typu mąż wraca z delegacji). Naprawdę są sytuację, że niczego się nie podejrzewa, aż romans wychodzi na jaw albo małżonek odchodzi? Czy można aż tak dobrze się kryć?

117

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

CZy ten kamień  to nie przekonanie przypadkiem,  że byłaś jakąś gorszą od żony kobietą?
Że gdyby napisał,  to by potwierdził Twoją wartość w jego życiu?
 


Wiesz o co mam żal do kochanki męża?
Nie o to, że z nim weszła w relację, że coś w nim zobaczyła  takiego, że chciała z nim być  wiedząc że ma żonę  i dzieci, ale o to, że gdy zrobił to czego chciała, czyli postanowił odejść,  ona się wycofała, gdy nie miał już do czego wracać. Bezmyślne działanie.

Elu, możliwe, że ten kamień to właśnie myśl, że może jednak coś znaczyłam (choć wiem o tym, że byłam kimś ważnym), że tak samo jak ja cierpi i tęskni, że byłam wartościowa (ha ha ha.....).
Ale zdaję sobie sprawę, że to też niczego nie zmienia. Nie zmieni to mojej sytuacji. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której on odchodzi od żony, a ja się jednak wycofuję. Ja tego człowieka naprawdę pokochałam i zrobiłabym wszystko, żeby to się udało. Nie chce? Trudno, ale ja idę dalej. Koniec rozdziału.

Ciężko mi się wypowiadać, bo materacem nie byłam, ale jak dla mnie, to oni z żoną blisko nie byli. Pod sam koniec naszego romansu, po tylu latach, kiedy została w domu sama, bo dzieciaki wyjechały na wakacje - zauważyła, że coś nie gra, że go w ogóle nie ma, że to już nie wygląda tak jak kiedyś. Przeprowadziła z nim rozmowę, że się wszystko wali, że przestali ze sobą rozmawiać i dlaczego tak jest- powiedział jej, że to już trwa latami, a ona dopiero się obudzuła, po czym wyszedł z domu i przyjechał do mnie.... Czy zorientowała się, że kogoś ma? Nie wiem. Pytałam go, ale mówił, że nigdy z jej strony takie przypuszczenie nie padło. Spędzał w domu tyle czasu, co na sen, ale zawsze tak to u nich wyglądało. Jak nie było mnie, to wieczne delegacje, albo pasje.

118

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której on odchodzi od żony, a ja się jednak wycofuję. Ja tego człowieka naprawdę pokochałam i zrobiłabym wszystko, żeby to się udało. Nie chce? Trudno, ale ja idę dalej. Koniec rozdziału.

a nie bałabyś się że Tobie zrobi to samo?

119 Ostatnio edytowany przez Lazuryt35 (2022-10-05 13:02:16)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której on odchodzi od żony, a ja się jednak wycofuję. Ja tego człowieka naprawdę pokochałam i zrobiłabym wszystko, żeby to się udało. Nie chce? Trudno, ale ja idę dalej. Koniec rozdziału.

A powinna Pani, bo minęło już trochę czasu a Pani dalej nie ma żadnego trzeźwego osądu tej sytuacji. Dalej rozdziela Pani włos na czworo nad Pani interpretacją faktów, a nie nad samymi faktami. Dalej robi Pani sobie sama krzywdę.
Ale do rzeczy.

Po co Pani "miłość" faceta, który przez 3 (?) lata kłamie bezczelnie w oczy kobiecie, z którą przeżywał młodość, wszelkie pierwsze razy, przysięgał miłość, wierność i uczciwość, przeżywał najbardziej intymne chwile - radość z ciąży, narodziny dzieci, ich dzieciństwo? Dzielił troski i radości dnia codziennego, zasypiał się i budził koło niej przez wiele lat. A nie ma oporu łgać że idzie do pracy czy kolegi, a tak naprawdę posuwa w tym czasie inną, w dodatku opowiadając o żonie, jaka to zimna czy tam nieczuła kobieta.

Po co Pani facet, który przez tyle lat przygląda się temu, co robi z Panią romans - jak Pani cierpi, jak się miota, jak przeżywa samotne chwile, jak się Pani angażuje- czas, urodę, środki, swoje szanse na znalezienie człowieka tylko dla Pani, zostania matką, bo mu tak kur... de wygodnie? Bo jest tchórzem, złym, zepsutym człowiekiem niezdolnym do poświęcenia własnego komfortu dla kobiety, którą rzekomo kocha?? Bo tak się boi wychylić, wziąć na klatę sprawy majątkowe, ból żony i inne okoliczności, że nie robi dosłownie nic- ale Pani też puścić nie chce??? Czy Pani to w ogóle widzi?

Obie zrobiłyście ze swojego życia, Pani i żona, ołtarze dla biednego,skrzywdzonego Misia, który nie umie sobie radzić z trudami życia i trzeba go wspierać i ratować. A on oba te ołtarze bezcześci od lat w imię własnej WYGODY i egoizmu.
Żal mi bardziej żony, bo ona nie wie do końca z kim ma do czynienia. Ale Pani?? I dalej by Pani poleciała, gdyby ten potwór tylko kiwnął palcem.

Byłoby cudownie, bo on robiłby przez lata zapewne wszystko, aby to co poświęcił- dobre imię, majątek i to co stracił, opłaciło mu się. Czyli zaciskałby zęby w nowym związku z Panią, nawet gdyby mu było nie po nosie nie z miłości do Pani, ale przed utratą tej nowej stabilizacji, którą stworzył na zgliszczach poprzedniej. Pani też zresztą, żyjąc mitem miłości wielkiej, jedynej i zwyciężonej po tylu przeszkodach, stawałaby na rzęsach, aby to trwało.

Ale po kilku latach, Pani partner czy mąż, znów obrósł by w piórka, bo skoro raz sobie poradził z takim pożarem, to w sumie z kolejnym też by sobie poradził. W dodatku, miałby większe doświadczenie w ukrywaniu się, bo przecież rat to już przerabiał.  I w przypadku konfliktów, zmęczenia, problemów, poszedłby starą ścieżką- ucieczki. Może w czyjeś ramiona, a może w nałóg czy "pasje". I zapewniam Panią, że kolejna wybawicielka biednego Misia szybko by się znalazła i cieszyła by się z tego, że wygrywa z nudną, nieczułą żoną, tak jak Pani cieszyła się niedawno. A Pani- co Pani by przeżywała, kiedy on by pisał: kochanie, muszę dzisiaj zostać dłużej w pracy; wyjeżdżam na delegację; idę na piwo po pracy, wrócę później...
Naprawdę, warto to sobie robić?
Napisałam Pani już to wcześniej- proszę zacząć kochać i szanować siebie.
A jemu życzyć tylko jednego- żeby kiedyś poniósł konsekwencje swoich decyzji i niszczenia życia ludzi, których niby pokochał, a nawet sprowadził na świat, bo dopiero wtedy będzie miał okazję stanąć w prawdzie przed sobą samym i zawalczyć o to, aby umierać już jako człowiek, a nie dwulicowa kanalia.
--
"Ciężko mi się wypowiadać, bo materacem nie byłam, ale jak dla mnie, to oni z żoną blisko nie byli."

Trudno żeby byli, skoro mąż nie chciał konfrontować się z "ale" żony i jej zarzutami, tylko uciekał do Pani po poklask- tam mógł przedstawić swoją jedyną i prawdziwą wersję wydarzeń i uzyskać aprobatę.
--

"Pod sam koniec naszego romansu, po tylu latach, kiedy została w domu sama, bo dzieciaki wyjechały na wakacje - zauważyła, że coś nie gra, że go w ogóle nie ma, że to już nie wygląda tak jak kiedyś."

He he, no oczywiście, bo wcześniej miała cały dom na głowie i problemy dzieci sama, bo książę żył albo pasjami i pracą , albo uniesieniami w innym związku...
--

"Przeprowadziła z nim rozmowę, że się wszystko wali, że przestali ze sobą rozmawiać i dlaczego tak jest- powiedział jej, że to już trwa latami, a ona dopiero się obudzuła, po czym wyszedł z domu i przyjechał do mnie...."

Kur... Bo nie wytrzymam. Co za facet bez jaj. Żona staje przed nim, wyznaje, że czuje że coś jest nie tak, prosi o rozmowę, o zaangażowanie, a on się odwraca na pięcie i jedzie do kochanki. No tchórz to chyba najłagodniejsze określenie. Totalnie niezaangażowany facet, naprawdę dla żony byłoby lepiej, gdyby pozbyła się takiego balastu.
Dodam jeszcze, proszę pomyśleć o żonie, jaka to jest silna kobieta, która na swoich odpowiedzialnych barkach dźwiga życie rodzinne, zajmuje się dziećmi, organizuje codzienność i zapewne jeszcze w międzyczasie martwi się o męża- że ma jakiś problem,bo chodzi ciągle zamyślony, że może umówi mu lekarza, bo w sumie jakieś badania w jego wieku trzeba by zrobić... Szykuje mu na obiad ulubione danie. Bo go kocha, troszczy się o niego. A on, czy taki ktoś zasługuje choćby na jeden procent poświęcenia zarówno od żony, jak i od Pani?
--

"Spędzał w domu tyle czasu, co na sen, ale zawsze tak to u nich wyglądało. Jak nie było mnie, to wieczne delegacje, albo pasje"

I Pani by naprawdę kogoś takiego chciała? Kto ucieka, zamiast wspierać i konfrontować się z problemami? Żona już sobie z nim życie zmarnowała, ale Pani ma jeszcze wybór i może wybrać dobrze- znaleźć człowieka, dla którego to Pani i Wasze dzieci będziecie najważniejsze, z Panią będzie chciał pracować nad Waszym związkiem i dobrobytem, a nie uciekał tu czy tam, kiedy pojawi się proza dnia codziennego. Naprawdę Pani tego życzę.

120

Odp: Koniec wieloletniego romansu
rossanka napisał/a:

A po czym pozna zdradę? Nie chodzi mi onaglw znalezienie smsow od i do kochanki, kochanka, czy przyłapanie ich na mieście, czy w domu w lozku(typu mąż wraca z delegacji). Naprawdę są sytuację, że niczego się nie podejrzewa, aż romans wychodzi na jaw albo małżonek odchodzi? Czy można aż tak dobrze się kryć?

Czy można? oczywiste że tak np. historia SukDuken - trzy lata wierzył aż sprawdził co i jak schematycznie gdy ona chciała odejść obarczając go winą.

121

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Elu, możliwe, że ten kamień to właśnie myśl, że może jednak coś znaczyłam (choć wiem o tym, że byłam kimś ważnym), że tak samo jak ja cierpi i tęskni, że byłam wartościowa (ha ha ha.....).
Ale zdaję sobie sprawę, że to też niczego nie zmienia. Nie zmieni to mojej sytuacji. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której on odchodzi od żony, a ja się jednak wycofuję. Ja tego człowieka naprawdę pokochałam i zrobiłabym wszystko, żeby to się udało. Nie chce? Trudno, ale ja idę dalej. Koniec rozdziału.

Nie będę Ciebie żałował bo masz na co zasłużyłaś, weszłaś z buciorami do czyjegoś małżeństwa mając w d.pie żonę i ich dzieci pod hasłem - im się nie układa. Nie wiem co Tobą powodowało czy na początku seks a później uczucia czy odwrotnie ale naprawdę uwierzyłaś kłamcy, oszustowi w jego słowa? Nie zorientowałaś się po roku czy dwóch że jesteś czasomierzem?

ŚwiatbezBarw napisał/a:

Ciężko mi się wypowiadać, bo materacem nie byłam, ale jak dla mnie, to oni z żoną blisko nie byli. Pod sam koniec naszego romansu, po tylu latach, kiedy została w domu sama, bo dzieciaki wyjechały na wakacje - zauważyła, że coś nie gra, że go w ogóle nie ma, że to już nie wygląda tak jak kiedyś. Przeprowadziła z nim rozmowę, że się wszystko wali, że przestali ze sobą rozmawiać i dlaczego tak jest- powiedział jej, że to już trwa latami, a ona dopiero się obudzuła, po czym wyszedł z domu i przyjechał do mnie.... Czy zorientowała się, że kogoś ma? Nie wiem. Pytałam go, ale mówił, że nigdy z jej strony takie przypuszczenie nie padło. Spędzał w domu tyle czasu, co na sen, ale zawsze tak to u nich wyglądało. Jak nie było mnie, to wieczne delegacje, albo pasje.

I tu się zgodzę - materacem nie byłaś tylko całą wiedzę oparłaś na słowie - oszusta.
Cztery lata...facet musi mieć gadane...Ciebie zbajerował...żonę zbajerował...tak, ma gadane.

122

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

Wiesz o co mam żal do kochanki męża?
Nie o to, że z nim weszła w relację, że coś w nim zobaczyła  takiego, że chciała z nim być  wiedząc że ma żonę  i dzieci, ale o to, że gdy zrobił to czego chciała, czyli postanowił odejść,  ona się wycofała, gdy nie miał już do czego wracać. Bezmyślne działanie.

A ja bym pogratulowała wręcz kochance otrzeźwienia na czas. Bo cóż to za puchar ona wygrała? Przepraszam, że tak piszę o Pani mężu, z którym wiele lat Pani przeżyła i ma Pani dzieci. Ale sądzę, że zawiódł Panią na tyle czy raczej pokazał swoje prawdziwe oblicze, że nie ma czego żałować. Kochanka dała szansę zarówno Pani, jak i Pani mężowi, ale z analizy Pani dalszych wpisów (śledziłam Pani wątki), wnioskuję, że on swojej lekcji nie odrobił. Dalej jest skrzywdzonym przez świat i ludzi człowiekiem, który karmi swoje ego i uzupełnia swoje niedobory żerując na innych- kolejnych kobietach i niestety dalej na Pani, bo wiem że dalej Panią oskarża o to czy tamto. Ale nie chce spojrzeć, jakim słabym człowiekiem jest on, nie pracuje nad zmianą siebie i nie zadośćuczynił wszystkim, których skrzywdził. Ta pierwsza kochanka postąpiła mądrze- wyrzuciła na czas do kosza to, co mogłoby ją niszczyć przez kolejne miesiące czy lata. Co nie zmazuje oczywiście jej odpowiedzialności i nie wybiela jej cech charakteru. Ale ten romans to może była szansa i dla niej, pochylenia się nad swoimi ułomnościami. Być może z niej przynajmniej w części skorzystała, rezygnując z Pani męża.

123 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-10-05 16:53:56)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Maku , ten mężczyzna w niczym nie oszukiwał autorki.
Już bardziej mnie zastanawia jak to jest, że dopiero gdy zniknęły dzieci, żoną zauważyła że coś w ich małżeństwie jest nie tak?
Czyli co? W jakiej roli to potrzebowała?
Autorko powinnaś powiedzieć mu czego  chcesz, a nie tylko to, czego nie chcesz.

124

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Zazwyczaj nie jestem współczująca wobec kochanek, sama byłam zdradzona plus moje podejście, że żonaty facet jest aseksualny. Ale Twoja refleksja. Mi się wydaje, że samo pozwolenie na bycie druga, tzn ta która nie jest pierwsza, jedyna, wybrana jest problemem. Z jakiegoś powodu godzisz się z tym, że na więcej nie zasługujesz. To jest chyba problem.

125 Ostatnio edytowany przez Lazuryt35 (2022-10-05 17:44:34)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Autorki może i nie oszukiwał, choć to sprawa mocno dyskusyjna, bo widział jak się zaangażowała i liczyła na więcej, a jednak dalej trzymał ją na smyczy mrzonek, typu "co by było gdyby", karmił ją ciepłymi słowami, podbudowywał ego, w dalszym ciągu utrzymując- dla własnych korzyści- tę relację bez szans na finał, którego ona oczekiwała, bo wiedział, że z rodziny nie zrezygnuje. Dla mnie to jednak oszustwo i wykorzystywanie zależności słabszej osoby- zakochanej kobiety. No ale jak kto uważa. Natomiast, na pewno można go nazwać oszustem przez wzgląd na postępowanie wobec swojej żony oraz dzieci. Jedno już kłamstwo- jestem w pracy, a tak naprawdę u kochanki, uprawnia do takiego stwierdzenia. A co dopiero 3 lata... Kłamania i okradania rodziny z czasu i uwagi jej należnej.

126 Ostatnio edytowany przez maku2 (2022-10-05 17:47:24)

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

Maku , ten mężczyzna w niczym nie oszukiwał autorki.

Uważam że oszukał, jak?
Owszem na początku stopował autorkę ale później przestał a nawet pozwolił by jej uczucie do niego rozkwitło przyćmiewając osąd autorki - oszukał bo było mu tak wygodnie. Przecież on od początku wiedział że nie odejdzie od rodziny.

Ela210 napisał/a:

Już bardziej mnie zastanawia jak to jest, że dopiero gdy zniknęły dzieci, żoną zauważyła że coś w ich małżeństwie jest nie tak?

Czy tak było w rzeczywistości? mamy tylko słowa autorki

ŚwiatbezBarw napisał/a:

Pod sam koniec naszego romansu, po tylu latach, kiedy została w domu sama, bo dzieciaki wyjechały na wakacje - zauważyła, że coś nie gra, że go w ogóle nie ma, że to już nie wygląda tak jak kiedyś.

Jak dla mnie autorka sobie dopisuje historię do sytuacji.
Bo czy do tej pory dzieci nie wyjeżdżały na kolonie/wakacje bez rodziców/matki?(ciekawe ile lat mają dzieci?)
Czy na pewno dopiero gdy została sama zauważyła pusty dom?
A może wybrała ten czas gdy dzieci nie ma w domu na rozmowę/kłótnię/awanturę na temat ich relacji w małżeństwie? Po co do tego je mieszać?
Czy żona podejrzewa męża o romans? Z tego co gach autorki mówił nigdy go o to nie zapytała - oczywiście możemy rozkminiać jak/dlaczego i dziwować się że jest ślepa. A może on ma dobrą gadkę a żona niepoprawnie/idiotycznie/ślepo go kocha i ufa?

Ela210 napisał/a:

Autorko powinnaś powiedzieć mu czego  chcesz, a nie tylko to, czego nie chcesz.

Zdaje się że są ze sobą 4 lata - myślisz że tego nie zrobiła wcześniej? Według mnie zrobiła to.

127

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Nanna napisał/a:

Żona mogła nie przyjmować do wiadomości albo wiedzieć i nic z tym nie robić, nie wiadomo.

Mogła to, mogła tamto, wszystko mogła. Tylko na pewno nie chciała z powodu (wstaw dowolną wadę, nieostrość wzroku, wygodę) bo przecież zdrada to jest tak fenomenalna sprawa, że aż głupio zdrajcy i kochance przerywać, prawda? Lepiej udawać, że się nie wie. Tylko skąd potem te pretensje, depresje i zdruzgotana psychika? Przecież wiedziała. Jakaś niepoważna chyba.

Ja jestem na takie hocki klocki za prosta. Jak się ma zaufanie, to się je ma i jeśli mąż mówi, że jedzie do kolegi, to znaczy że jedzie do kolegi. A jak mówi, że musiał zostać dłużej w pracy, to znaczy, że był w pracy. Czemu z jednej strony mówi się o zaufaniu, ale z drugiej oczekuje jakimś cudem, że tego zaufania nie ma i jest wyczulenie na każdą zmianę z założeniem, że jest ona podejrzana jako coś złego?.

Jak ja się z Tobą zgadzam dziewczyno, wszystko w punkt. Zaufanie to podstawa związku, nawet jeśli są problemy. Niestety jak życie pokazuje, nadmierne zaufanie czasem kończy się tym, że ten/ta któremu ufamy perfidnie to wykorzystuje. Ja się w końcu połapałam, ale 2 lata żyłam w błogiej niewiedzy.

128 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-10-05 20:29:29)

Odp: Koniec wieloletniego romansu

Melancholia ,akurat nie chce mi się wracać do Twojego wątku, ale sama tam przyznajesz, jak bardzo miałaś  w d...swojego męża, dopóki nie dowiedziałaś  się o zdradzie,że żyliście jak współlokatorzy.
I do momentu kiedy on nie znalazł sobie innej, nie bardzo Ci to przeszkadzało.
Więc może tamtej żonie też to nie przeszkadza, małżeństwo jakie mają.
Czy autorka mówiła kochankowi że chce z nim być,  nie mam pojęcia.
Czy coś by to zmieniło, tez nie mam pojęcia.
Ale trzeba było to wprost powiedzieć.

129

Odp: Koniec wieloletniego romansu
ŚwiatbezBarw napisał/a:

Nie, odejście od niego nie było próbą szantażu czy stawiania ultimatum. Po prostu doszłam do momentu kiedy zderzyłam się ze ścianą. Kiedy zrozumiałam, że jeśli nie odejdę, to to będzie tak sobie trwać i trwać, a mi lata będą lecieć. Jego dzieci będą rosnąć, małżeństwo będzie istnieć dalej, a ja będę spędzała kolejne święta sama, oczywiście z SMS "zastanawiam się co by było gdyby, gdybyś to Ty tu przy mnie była, ale... marzenia się spełniają. Wierzę, że będzie nam to dane". Teraz, nawet, jak to piszę, to rzygać mi się chce, jak bardzo mydliłam sobie oczy i jak bardzo wierzyłam w swoją zajebistość i wyjątkowość, bo on mi coś takiego pisze. ŻENADA
Nie chcę zakładać tej biżuterii, ma swoje miejsce w szafie i tak zostanie, tak samo, jak biżuteria od innych byłych partnerów. To koniec pewnego etapu w moim życiu i jest to świadoma decyzja.
Myśląc o tym, że krzywdziłam żonę nie chodzi mi o to, żeby się biczować, jaka ja zła byłam, tylko postawiłam się na jej miejscu. Nie chciałabym, żeby inna kobieta świadomie wchodziła w taką relację z moim partnerem, a wiadomo - nowe i nieodkryte jest ciekawsze niż to co w domu... Tak, nie chciałabym, a ja to zrobiłam i to bez żadnych wyrzutów sumienia...
Nie chcę analizować ich małżeństwa, nie chcę się nad tym zastanawiać. Niech sobie mają to co im pasuje. To już nie mój cyrk i nie moje małpy.
Problem Elu jest w tym, że ja z tego związku wbrew pozorom miałam dużo dla siebie i wcale nie uważam, że on mnie wykorzystywał. Dlatego teraz tak cierpię. Bo mi go zwyczajnie w świecie brakuje. Nie umniejszam swoim uczuciom, nie umniejszam emocjom, nie umniejszam swojej miłości do niego, ale to nie zmienia faktu, że mam do siebie żal, że poszłam tak daleko, że pozwoliłam siebie karmić pustymi słowami. Żałuję, że nie powiedziałam STOP.
Zastanawiałam się, jakbym zareagowała, jakby do mnie napisał. I nie oszukując tu przede wszystkim siebie, bo Wam mogę napisać co mi ślina na język przyniesie - z jednej strony czułabym, że kamień spada z serca, a z drugiej.. nie zrobiłabym nic. Nie odpisałabym, nie wykazałabym żadnej ochoty na jakikolwiek kontakt, spotkanie, rozmowę itp.
Ale jednak gdzieś ten kamień jest. I bardzo chcę się go pozbyć.

Jesteś bogatsza o te doświadczenia.
Nie ma raczej człowieka dobrego jak i nie ma złego, jest taki co ma w sobie tak dobro jak i zło. Możesz uważać się za dobrego lub złego człowieka, wg. matki możesz być złą córką, nawet jeśli jesteś dla niej dobra, a wg. ojca dobrą, nawet gdy jesteś dla niego złą.
Człowiek przychodzi na świat, w głębi czuje, że coś jest z tym światem nie tak i powiedzmy ma na odkrywanie tego te paredziesiąt pare lat. Trudność polega na tym, że nikt inny w tym nie wyręczy. A naszą uwagę kieruje się właśnie jak najdalej od nas samych, to i jest zawód, frustracja, szukanie odpowiedzialności za to co spotyka gdzie popadnie byle nie u siebie. Zapomina się, że to nasze życie, że żyjemy sobą i dla siebie, a nie tak jak chcą tego inni, innymi i dla innych, bo tak wypada, żeby wyglądać, żeby nie gadali. To twoja decyzja co z nim robisz, podejmujesz decyzje, po decyzjach są konsekwencje, no i tutaj byle nie chować przy nich głowy w ziemie.

Jak chcesz się czuć wartościowa, to nikt tego nie poczuje za Ciebie. To zależy od Ciebie. Wola, chęci i działanie. Masz czas, masz siebie, można się czasem zatrzymać w tym biegu i spróbować poznać wreszcie siebie choć troszeczkę. Jak się poznać lepiej to i lepiej można sobie odpowiedzieć na te czy tamte pytania, bo jak przestaje się być dla siebie nieznajomym - to można zacząć mówić coś więcej, nieznajomemu swoich sekretów się raczej nie opowiada. Tylko jeszcze trzeba się dopuszczać do głosu, a nie hałasem z zewnątrz zabawiać. To może i zniknie potrzeba oszukiwania, okłamywania, zwodzenia samego siebie, a pojawi się czyste solidne zaufanie. Jak się chce kochać drugiego to myślę dobrze jest się najpierw nauczyć kochać siebie. Na swoją miłość chyba zasługujesz? Bo przecież bez Ciebie nie istnieje.

I boli i się cierpi i problem za problemem, to daje w kość, na tamtym można złamać serce. Tu motylki, radość i szczęście, to raz dobre raz złe chwile, tu się coś zbuduje a tam rozwali, tu się zagoi tam się skaleczy, można coś osiągnąć i można osiągnąć nic, może coś być a może tego nie być. Łódka sobie płynie można obserwować, odważnie wychylić, znaleźć siłę by powiosłować, chwilę zastanowić, dziure zalepić, smacznie pospać.

Bajki kończą się 'żyli długo i szczęśliwie'. Czyli tak nudno, że nie ma o czym pisać. To np. uciekają z tej małżeńskiej nudy w kochanka czy kochankę i znów jest ciekawie i nieszczęśliwie.

130

Odp: Koniec wieloletniego romansu
Ela210 napisał/a:

Melancholia ,akurat nie chce mi się wracać do Twojego wątku, ale sama tam przyznajesz, jak bardzo miałaś  w d...swojego męża, dopóki nie dowiedziałaś  się o zdradzie,że żyliście jak współlokatorzy.
I do momentu kiedy on nie znalazł sobie innej, nie bardzo Ci to przeszkadzało.
Więc może tamtej żonie też to nie przeszkadza, małżeństwo jakie mają.
Czy autorka mówiła kochankowi że chce z nim być,  nie mam pojęcia.
Czy coś by to zmieniło, tez nie mam pojęcia.
Ale trzeba było to wprost powiedzieć.

Ela, ja nie będę z Tobą dyskutować, bo to nie mój wątek, ale nie wiem gdzie wyczytałaś, że miałam męża w d.... Jeśli między wierszami, to źle przeczytałaś.
A mnie chodzi o to, że nie wierzę, żeby żona kochasia autorki wiedziała o romansie i nic z tym nie zrobiła. No po prostu nie wierzę w takie rzeczy. Może to małżeństwo wcale nie było takie złe, bo znamy tylko wersję jednej strony. A autorka oczekiwała czegoś więcej niż bycia kochanką, tak ja wyczytałam w pierwszym wpisie. Większość kochanek tego oczekuje, a nie wszystkie mówią wprost, bo boją się, że się kochaś wystraszy i koniec wielkiej miłości. W tym przypadku to autorka nie wytrzymała bycia tą trzecią w związku.

Posty [ 66 do 130 z 135 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Koniec wieloletniego romansu

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024