ŚwiatbezBarw napisał/a:Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której on odchodzi od żony, a ja się jednak wycofuję. Ja tego człowieka naprawdę pokochałam i zrobiłabym wszystko, żeby to się udało. Nie chce? Trudno, ale ja idę dalej. Koniec rozdziału.
A powinna Pani, bo minęło już trochę czasu a Pani dalej nie ma żadnego trzeźwego osądu tej sytuacji. Dalej rozdziela Pani włos na czworo nad Pani interpretacją faktów, a nie nad samymi faktami. Dalej robi Pani sobie sama krzywdę.
Ale do rzeczy.
Po co Pani "miłość" faceta, który przez 3 (?) lata kłamie bezczelnie w oczy kobiecie, z którą przeżywał młodość, wszelkie pierwsze razy, przysięgał miłość, wierność i uczciwość, przeżywał najbardziej intymne chwile - radość z ciąży, narodziny dzieci, ich dzieciństwo? Dzielił troski i radości dnia codziennego, zasypiał się i budził koło niej przez wiele lat. A nie ma oporu łgać że idzie do pracy czy kolegi, a tak naprawdę posuwa w tym czasie inną, w dodatku opowiadając o żonie, jaka to zimna czy tam nieczuła kobieta.
Po co Pani facet, który przez tyle lat przygląda się temu, co robi z Panią romans - jak Pani cierpi, jak się miota, jak przeżywa samotne chwile, jak się Pani angażuje- czas, urodę, środki, swoje szanse na znalezienie człowieka tylko dla Pani, zostania matką, bo mu tak kur... de wygodnie? Bo jest tchórzem, złym, zepsutym człowiekiem niezdolnym do poświęcenia własnego komfortu dla kobiety, którą rzekomo kocha?? Bo tak się boi wychylić, wziąć na klatę sprawy majątkowe, ból żony i inne okoliczności, że nie robi dosłownie nic- ale Pani też puścić nie chce??? Czy Pani to w ogóle widzi?
Obie zrobiłyście ze swojego życia, Pani i żona, ołtarze dla biednego,skrzywdzonego Misia, który nie umie sobie radzić z trudami życia i trzeba go wspierać i ratować. A on oba te ołtarze bezcześci od lat w imię własnej WYGODY i egoizmu.
Żal mi bardziej żony, bo ona nie wie do końca z kim ma do czynienia. Ale Pani?? I dalej by Pani poleciała, gdyby ten potwór tylko kiwnął palcem.
Byłoby cudownie, bo on robiłby przez lata zapewne wszystko, aby to co poświęcił- dobre imię, majątek i to co stracił, opłaciło mu się. Czyli zaciskałby zęby w nowym związku z Panią, nawet gdyby mu było nie po nosie nie z miłości do Pani, ale przed utratą tej nowej stabilizacji, którą stworzył na zgliszczach poprzedniej. Pani też zresztą, żyjąc mitem miłości wielkiej, jedynej i zwyciężonej po tylu przeszkodach, stawałaby na rzęsach, aby to trwało.
Ale po kilku latach, Pani partner czy mąż, znów obrósł by w piórka, bo skoro raz sobie poradził z takim pożarem, to w sumie z kolejnym też by sobie poradził. W dodatku, miałby większe doświadczenie w ukrywaniu się, bo przecież rat to już przerabiał. I w przypadku konfliktów, zmęczenia, problemów, poszedłby starą ścieżką- ucieczki. Może w czyjeś ramiona, a może w nałóg czy "pasje". I zapewniam Panią, że kolejna wybawicielka biednego Misia szybko by się znalazła i cieszyła by się z tego, że wygrywa z nudną, nieczułą żoną, tak jak Pani cieszyła się niedawno. A Pani- co Pani by przeżywała, kiedy on by pisał: kochanie, muszę dzisiaj zostać dłużej w pracy; wyjeżdżam na delegację; idę na piwo po pracy, wrócę później...
Naprawdę, warto to sobie robić?
Napisałam Pani już to wcześniej- proszę zacząć kochać i szanować siebie.
A jemu życzyć tylko jednego- żeby kiedyś poniósł konsekwencje swoich decyzji i niszczenia życia ludzi, których niby pokochał, a nawet sprowadził na świat, bo dopiero wtedy będzie miał okazję stanąć w prawdzie przed sobą samym i zawalczyć o to, aby umierać już jako człowiek, a nie dwulicowa kanalia.
--
"Ciężko mi się wypowiadać, bo materacem nie byłam, ale jak dla mnie, to oni z żoną blisko nie byli."
Trudno żeby byli, skoro mąż nie chciał konfrontować się z "ale" żony i jej zarzutami, tylko uciekał do Pani po poklask- tam mógł przedstawić swoją jedyną i prawdziwą wersję wydarzeń i uzyskać aprobatę.
--
"Pod sam koniec naszego romansu, po tylu latach, kiedy została w domu sama, bo dzieciaki wyjechały na wakacje - zauważyła, że coś nie gra, że go w ogóle nie ma, że to już nie wygląda tak jak kiedyś."
He he, no oczywiście, bo wcześniej miała cały dom na głowie i problemy dzieci sama, bo książę żył albo pasjami i pracą , albo uniesieniami w innym związku...
--
"Przeprowadziła z nim rozmowę, że się wszystko wali, że przestali ze sobą rozmawiać i dlaczego tak jest- powiedział jej, że to już trwa latami, a ona dopiero się obudzuła, po czym wyszedł z domu i przyjechał do mnie...."
Kur... Bo nie wytrzymam. Co za facet bez jaj. Żona staje przed nim, wyznaje, że czuje że coś jest nie tak, prosi o rozmowę, o zaangażowanie, a on się odwraca na pięcie i jedzie do kochanki. No tchórz to chyba najłagodniejsze określenie. Totalnie niezaangażowany facet, naprawdę dla żony byłoby lepiej, gdyby pozbyła się takiego balastu.
Dodam jeszcze, proszę pomyśleć o żonie, jaka to jest silna kobieta, która na swoich odpowiedzialnych barkach dźwiga życie rodzinne, zajmuje się dziećmi, organizuje codzienność i zapewne jeszcze w międzyczasie martwi się o męża- że ma jakiś problem,bo chodzi ciągle zamyślony, że może umówi mu lekarza, bo w sumie jakieś badania w jego wieku trzeba by zrobić... Szykuje mu na obiad ulubione danie. Bo go kocha, troszczy się o niego. A on, czy taki ktoś zasługuje choćby na jeden procent poświęcenia zarówno od żony, jak i od Pani?
--
"Spędzał w domu tyle czasu, co na sen, ale zawsze tak to u nich wyglądało. Jak nie było mnie, to wieczne delegacje, albo pasje"
I Pani by naprawdę kogoś takiego chciała? Kto ucieka, zamiast wspierać i konfrontować się z problemami? Żona już sobie z nim życie zmarnowała, ale Pani ma jeszcze wybór i może wybrać dobrze- znaleźć człowieka, dla którego to Pani i Wasze dzieci będziecie najważniejsze, z Panią będzie chciał pracować nad Waszym związkiem i dobrobytem, a nie uciekał tu czy tam, kiedy pojawi się proza dnia codziennego. Naprawdę Pani tego życzę.