Cześć!
Podczytuję Was od jakiegoś czasu, dlatego chciałabym się tu wygadać i prosić o Waszą pomoc.
Dziś zakończyłam wieloletni romans. Emocje buzują, łzy lecą, myśli się kotłują.
Nie jest to pierwszy raz kiedy zrywam z nim kontakt, ale pierwszy raz kiedy jestem tego pewna. Zawsze w głębi duszy miałam nadzieję, że coś się zmieni, że zrozumie i doceni.
Jadąc autem po całej tej sytuacji pomyślałam sobie - co za uj... pozbawił mnie możliwości układania sobie życia z kimś, kto by mnie kochał i szanował, że mogłam być już w zupełnie innym miejscu. A tak, to zaczynam poraz kolejny wszystko od nowa. I nagle jeeeeeb. Dotarło do mnie, że to nie on mnie tego pozbawił, tylko ja sama. Nikt inny - tylko ja. Owszem, łudziłam się i pozwalałam karmić nadzieją na wspólne życie, słuchałam z uśmiechem, jak opowiadał, że rozmawiał z mamą, że planuje wywrócić swoje życie do góry nogami, bo pytała co się u nich dzieje. Serce mi rosło, jak jego żona w dniu rocznicy zadzwoniła, czy on ma zamiar poświęcić jej chociaż chwilę, a on jej odpowiedział, że nie. Cieszyłam się, że między nimi się psuło, że ona to dostrzega, próbuje coś z tym zrobić, a on ją ignorował, to był dla mnie znak, że niedługo się wszystko zmieni. Łapałam się tego, jak niczego innego, bo czułam, że powoli wybiera mnie! Widziałam jego rozterki, jak walczy sam ze sobą, rozmowy a co by było gdyby, różne pytania z jego strony dawały wręcz pewność, że od niej odejdzie.
Myślałam tak do dziś.
Za kilka dni kończę 30 lat - powiedziałam mu, że to dzień, w którym chciałabym rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. I do tego czasu chcę wiedzieć na czym stoję, bo mija kolejny dzień, tydzień, miesiąc, a my nadal w tym samym miejscu.
Dziś pytam - co dalej, jaką decyzję podjął. Wściekł się, że stawiam go pod murem (od miesięcy rozmawialiśmy na ten temat, od miesięcy powtarzałam, że jadę na ostatkach sił, od miesięcy coraz bardziej upadałam na psychice, bo nie dawałam sobie już z tym rady), powiedział, żebyśmy najpierw spędzili miło moje urodziny, a później będziemy myśleć.
Powiedziałam STOP, bo bardzo poważnie podeszłam do tego symbolicznego "nowego rozdziału". Obiecałam samej sobie, że spędzę ten dzień tylko z kimś, kto mnie naprawdę chce, a nie tylko tak mówi. Krzyczał, że on nie wie co ma zrobić, że startujemy z innego miejsca w życiu, bo on ma bagaż w postaci rodziny, który będzie musiał dźwigać już do końca życia, że cały czas rozważa życie ze mną, ale nie wie czy temu podoła, czy ja podołam, czy po roku się nie rozejdziemy i straci wtedy już wszystko, bo będziemy się tylko żreć. Wyrzygał mi, że stałam się straszna, bo każdy powód stał się dobry, żeby zrobić spinę - tak, tu się zgodzę, tylko, że to się nie stało z dnia na dzień, to kumulowało się we mnie od lat i w końcu zaczynało mieć ujście. Ulewało mi się.
I teraz...
Moja prośba do Was.
Jak się wyleczyć?
Nie jak się wyleczyć z miłości do niego, tylko jak się wyleczyć z niemiłości do siebie.
Dziś zdałam sobie sprawę, że tak długi romans i oszukiwanie samej siebie nie jest normalne. Z jakiegoś powodu w to weszłam, z jakiegoś powodu pokochałam tego człowieka całą sobą, z jakiegoś powodu pozwoliłam sobie wejść na głowę, z jakiegoś powodu odsunęłam wszystkie swoje potrzeby na bok, z jakiegoś powodu pozwoliłam się nie szanować i karmić mrzonkami.
Pytanie z jakiego?
Moja sytuacja nie pozwala mi na terapię, więc w miarę możliwości chciałabym zrobić to sama. Jakie książki przeczytać, od czego zacząć?
Jak zrozumieć siebie, jak przepracować to i nie popełnić więcej tego błędu?
Każdy mój związek był całym moim światem. Nie miałam nic poza nim. Wszystko kręciło się wokół faceta. Nie miałam swojego zdania, swoich przyjaciół, znajomych, hobby. Każda choćby wzmianka, że mój facet planuje nie spędzić jakiegoś dnia ze mną czasu powodował ataki paniki. Kołatanie serca, zimne poty, kołowrotek myśli.
Chcę się zmienić, nie dla byłęgo kochanka, bo to między innymi mogło spowodować, że nie chciał ze mną żyć, ale dla siebie. Nie chciałabym popełniać w kolejnej relacji tych samych błędów.
Choć raz chcę wyciągnać z relacji wnioski i naprawić siebie.
Jedynie terapia może coś by pomogła, sama widzisz swoje błędy, a w to brniesz.
Jesteś jaka jesteś, pozostaje pracować nad sobą. Nie wiem jaka lektura Ci pomoże, jak wszystko wiesz, tylko nie potrafisz wprowadzić w życie, więc sama raczej niewiele zmienisz.
Najlepsza byłaby terapia ale samemu też można sobie pomóc. Ale potrzeba pracy.Na początek retrospekcja.
Odpowiedź sobie na pytania
1 co kierowało, tobą przy wyborze partnera
2 dlaczego te cechy zrobiły wrażenie
3 czego ci brak bylo w życiu jak go poznałaś
A potem jaką potrzebę on zaspokoił w twoim życiu.
Dlaczego przepedzilas rozum w chwili gdy on Cię zbywał.
Czy wiesz że mężczyzna zakochany jest bardzo szybki w działaniu i potrafi rzucić żone w przeciągu dwóch miesięcy...gdy trwa to dłużej to znaczy że nigdy tego nie zrobi.
Czy masz wysoka samoocenę? Czy jesteś dla siebie kimś?
Czy masz samoświadomość że żonaty facet ma żonę która wybrał i która mu się podoba..i raczej szuka tylko rozrywki w życiu, nie zmian.
4 2022-08-28 19:15:16 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-08-28 19:18:46)
Powtórzę za Paeonia - zapamietaj do końca życia to mianowicie, że skoro facet ożenił się z daną kobieta, to musiał tego chcieć i musiał mieć powód, by dla tej kobiety zmienić swój stan cywilny.
On wybrał tę kobietę na swoją żonę, więc według niego ona była tego godna.
Z nią założył rodzinę, ponieważ chciał właśnie z nią założyć swoją prywatną rodzinę.
Nie rzuci więc dorobku swojego życia, a rodzina jest dorobkiem życia, tylko dlatego, że spotkał kobietę, która wpadła mu w oko i zgodziła się na boczny układ.
Owszem istnieją wyjątki, ale to już naprawdę rzadkość.
Kiedyś o tym pisałam, ale napiszę raz jeszcze.
Znam prawdziwy przypadek z życia pewnego żonatego faceta, który praktycznie od samego początku swojego małżeństwa zawsze miał jakąś boczną.
Te romanse kończyły się, kobiety albo same odchodziły, albo on je spławiali, nigdy nie było awantury z żadną.
Aż trafiło że jedna z jego kochanek zaczęła go szantażować, robić sceny i wygrażać mu na różne sposoby.
Siedzimy więc kiedyś przy okazji jakiejś imprezy i rozmowa zeszła na TE sprawy.
I wiesz co miałam okazję usłyszeć z ust tego znajomego?
A co? Mam rozwalić swoją rodzinę dla zwykłej kur...wy?
Jak to?- ktoś zapytał - dlaczego ty tak o niej mówisz?
A nie puszczała się z żonatym gościem? Puszczała się, to tylko czekać, gdy puści się z innym i ja miałbym brać sobie taką?
Chłopie!
Tak, moja kochana. Zapamiętałam tę wypowiedź i wyciągnęłam odpowiednie wnioski. W swoim życiu popełniłam wiele błędów, ale nigdy nie zadałam się z żonatym, może właśnie dzięki temu znajomemu? Żeby był złoty i brylantowy i gadał nie wiadomo co, dla mnie żonaci zawsze byli aseksualni.
Nie wiadomo czy byłaś jego pierwsza kochanka, czy któraś tam kolejną, jednak pewne jest, że on po przekroczeniu tej granicy w swoim małżeństwie dalej będzie zdradzał żonę.
Cieszyłas się, gdy w Twojej obecności on spławial żonę, ponieważ myślałaś, że to dobrze dla Ciebie.
Nie, to nie było dobre dla Ciebie. To tylko był dowód na to, że za jakiś czas Ty znajdziesz się w położeniu jego żony.
Żonaty gościu leżąc na nagim brzuchu swojej kochanki pisał do żony czułe SMSy - oboje pękali ze śmiechu, oczywiście żonaty i jego kochanka. Kochanka była zachwycona.
Życie jest piękne, ale potrafi być też bardzo brutalne.
Co możesz teraz zrobić?
Pierwszą rzecz już zrobiłaś, ogromny krok naprzód - uświadomiłas sobie, że to nie ten żonaty zmarnował Ci ileś tam lat życia. Bo to Ty sama sobie zrobiłaś.
To że Cię zwodził, a Ty byłaś zakochana to żadne tłumaczenie. To normalne, że on Cię zwodził, chciał przecież spotykać się z Tobą, bo było mu z Tobą fajnie. To jak miał inaczej postępować? Był miły i przyjazny.
To że się w nim zakochałaś, to też normalne. Większość kochanek zakochuje się w swoich żonatych.
Problem tylko w tym, że przez własną głupotę, kompletny brak wyobraźni i doświadczenia straciłaś kontrole nad sobą i może nawet swoje zasady, jeśli wcześniej je miałaś.
Tak więc duży Twój sukces, ponieważ uświadomiłas sobie, że wszystko to masz na swoje własne życzenie.
Plan masz dobry - za moment kończysz 30-sci lat.
To bardzo dobry moment na to, by zacząć wszystko od początku, by zacząć Nowe Życie.
Ja ze swojej strony życzę Ci życiowej roztropności oraz siły, byś podniosła się teraz po tej porażce.
Wszystkiego dobrego.
Tutaj pięknie użytkowniczki wykonały swoją rolę i zrobiły z ciebie ofiarę. Ale niestety twoje zachowanie było bardzo egoistyczne. Cieszyło cię gdy zona prosiła o kontakt tego buca. Niestety nie wolno budować na krzywdzie innych. To zawsze obraca się przeciw nam.
Cześć!
Podczytuję Was od jakiegoś czasu, dlatego chciałabym się tu wygadać i prosić o Waszą pomoc.
Dziś zakończyłam wieloletni romans. Emocje buzują, łzy lecą, myśli się kotłują.
Nie jest to pierwszy raz kiedy zrywam z nim kontakt, ale pierwszy raz kiedy jestem tego pewna. Zawsze w głębi duszy miałam nadzieję, że coś się zmieni, że zrozumie i doceni.
Jadąc autem po całej tej sytuacji pomyślałam sobie - co za uj... pozbawił mnie możliwości układania sobie życia z kimś, kto by mnie kochał i szanował, że mogłam być już w zupełnie innym miejscu. A tak, to zaczynam poraz kolejny wszystko od nowa. I nagle jeeeeeb. Dotarło do mnie, że to nie on mnie tego pozbawił, tylko ja sama. Nikt inny - tylko ja. Owszem, łudziłam się i pozwalałam karmić nadzieją na wspólne życie, słuchałam z uśmiechem, jak opowiadał, że rozmawiał z mamą, że planuje wywrócić swoje życie do góry nogami, bo pytała co się u nich dzieje. Serce mi rosło, jak jego żona w dniu rocznicy zadzwoniła, czy on ma zamiar poświęcić jej chociaż chwilę, a on jej odpowiedział, że nie. Cieszyłam się, że między nimi się psuło, że ona to dostrzega, próbuje coś z tym zrobić, a on ją ignorował, to był dla mnie znak, że niedługo się wszystko zmieni. Łapałam się tego, jak niczego innego, bo czułam, że powoli wybiera mnie! Widziałam jego rozterki, jak walczy sam ze sobą, rozmowy a co by było gdyby, różne pytania z jego strony dawały wręcz pewność, że od niej odejdzie.
Myślałam tak do dziś.
Za kilka dni kończę 30 lat - powiedziałam mu, że to dzień, w którym chciałabym rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. I do tego czasu chcę wiedzieć na czym stoję, bo mija kolejny dzień, tydzień, miesiąc, a my nadal w tym samym miejscu.
Dziś pytam - co dalej, jaką decyzję podjął. Wściekł się, że stawiam go pod murem (od miesięcy rozmawialiśmy na ten temat, od miesięcy powtarzałam, że jadę na ostatkach sił, od miesięcy coraz bardziej upadałam na psychice, bo nie dawałam sobie już z tym rady), powiedział, żebyśmy najpierw spędzili miło moje urodziny, a później będziemy myśleć.
Powiedziałam STOP, bo bardzo poważnie podeszłam do tego symbolicznego "nowego rozdziału". Obiecałam samej sobie, że spędzę ten dzień tylko z kimś, kto mnie naprawdę chce, a nie tylko tak mówi. Krzyczał, że on nie wie co ma zrobić, że startujemy z innego miejsca w życiu, bo on ma bagaż w postaci rodziny, który będzie musiał dźwigać już do końca życia, że cały czas rozważa życie ze mną, ale nie wie czy temu podoła, czy ja podołam, czy po roku się nie rozejdziemy i straci wtedy już wszystko, bo będziemy się tylko żreć. Wyrzygał mi, że stałam się straszna, bo każdy powód stał się dobry, żeby zrobić spinę - tak, tu się zgodzę, tylko, że to się nie stało z dnia na dzień, to kumulowało się we mnie od lat i w końcu zaczynało mieć ujście. Ulewało mi się.
I teraz...
Moja prośba do Was.
Jak się wyleczyć?
Nie jak się wyleczyć z miłości do niego, tylko jak się wyleczyć z niemiłości do siebie.
Dziś zdałam sobie sprawę, że tak długi romans i oszukiwanie samej siebie nie jest normalne. Z jakiegoś powodu w to weszłam, z jakiegoś powodu pokochałam tego człowieka całą sobą, z jakiegoś powodu pozwoliłam sobie wejść na głowę, z jakiegoś powodu odsunęłam wszystkie swoje potrzeby na bok, z jakiegoś powodu pozwoliłam się nie szanować i karmić mrzonkami.
Pytanie z jakiego?
Moja sytuacja nie pozwala mi na terapię, więc w miarę możliwości chciałabym zrobić to sama. Jakie książki przeczytać, od czego zacząć?
Jak zrozumieć siebie, jak przepracować to i nie popełnić więcej tego błędu?
Każdy mój związek był całym moim światem. Nie miałam nic poza nim. Wszystko kręciło się wokół faceta. Nie miałam swojego zdania, swoich przyjaciół, znajomych, hobby. Każda choćby wzmianka, że mój facet planuje nie spędzić jakiegoś dnia ze mną czasu powodował ataki paniki. Kołatanie serca, zimne poty, kołowrotek myśli.
Chcę się zmienić, nie dla byłęgo kochanka, bo to między innymi mogło spowodować, że nie chciał ze mną żyć, ale dla siebie. Nie chciałabym popełniać w kolejnej relacji tych samych błędów.
Choć raz chcę wyciągnać z relacji wnioski i naprawić siebie.
Piszesz, że to nie pierwsza próba zerwania kontaktu. Znaczy, że już się rozstawaliscie i kończyło się powrotem. Myślę, że teraz najważniejsze co masz do zrobienia to wytrwać w decyzji. Nerwy Ci w końcu puściły, uświadomiłaś sobie to i owo i bardzo dobrze. Ale to nie jest czas na nowy początek. Za kilka dni nerwy Ci miną, poczujesz, że jeszcze trochę cierpliwości z siebie wydobędziesz, on się odezwie, poczaruje, może coś obieca i ani się obejrzysz, a zaś będziesz siedzieć po uszy w bagnie. Teraz WYTRWAĆ w decyzji. Jak to się uda, to będzie Twój wielki sukces. Już samo to doda Ci skrzydeł. Mnie się nie udało do tej pory, chociaż były momenty, że wszystkie znaki na niebie na to wskazywały.
Co zrobić?
Mnie pomaga Grabska z youtuba i kanał, cos w rodzaju "Grzeczna już byłam..". Bardzo fajnie kobieta opowiada tam o małej dziewczynce, która jest w nas. Selfmastery też do mnie trafia.
"Uciekanie" w pasje, w sport, chodzenie po górach, w znajomych, dodatkową pracę.
Ksiazka, która zmieniła moje życie to "Jak przestać się martwić i zacząć żyć".
Założyłam instagrama, śledzę wielu psychologów, terapeutów, motywujących ludzi z pasją. Dobrym sposobem jest również prowadzenie pamiętnika. Takiego jak Ci pasuje, wg swojego widzi mi się. Np. spisywanie emocji, reakcji na konkretne wydarzenia..
Niczego nie zmienisz w jeden dzień, to bardzo długi proces. Trzymam kciuki.
ja obiektywna nie jestem bo jesteś dla mnie uosobieniem kochanki mojego narzeczonego, uosobieniem zła i moralnego dna. nie wiem jak można zachowywać się w taki sposób - cieszyć się z krzywdy innej kobiety, rozbijać rodzinę. oczywiście jakbyś to nie była Ty to by była inna, wciąż jednak dołożyłaś dużą cegiełkę do nieszczęścia żony z pełną świadomością. i nie wiem jak można mieć takie klapki na oczach widząc co gach robi swojej kobiecie, którą kiedyś wybrał, że przecież kochance tak nie zrobi. swoją drogą - jeśli byłabyś w stanie mi na to pytanie odpowiedzieć to z chęcią posłucham bo do tej pory nie mogę pojąć jak dwudziestokilkulatka może w taki związek wejść.
życzę Ci żebyś odkupiła swoje grzechy, żeby Twoja historia była przestrogą i żebyś przepracowała faktycznie swoje krzywdy bo pewnie Twoje zachowanie też z krzywdy wynika. nie wiem co znaczy że nie możesz pójść do terapeuty, czy to kwestia finansowa czy inna ale jednak bym do tego zachęcała, bo będąc w takim układzie parę lat to masz dużo pracy przed sobą i dobry terapeuta będzie tu bezcenny.
Ty 30 lat, a tamten?
9 2022-08-28 20:09:16 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-08-28 20:10:54)
Tutaj pięknie użytkowniczki wykonały swoją rolę i zrobiły z ciebie ofiarę. Ale niestety twoje zachowanie było bardzo egoistyczne. Cieszyło cię gdy zona prosiła o kontakt tego buca. Niestety nie wolno budować na krzywdzie innych. To zawsze obraca się przeciw nam.
O czym Ty piszesz?
Zanim Ty napisałeś tylko ja się wypowiedziałam - skąd więc ta liczba mnoga?
I ja zrobiłam z autorki ofiarę? Co ja takiego napisałam, że Ty uznales, iż zrobiłam z niej ofiarę?
A jeśli nawet, to ofiarę jej głupoty, a nie tego żonatego. On po prostu korzystał z okazji, nawet jeśli zaangażował się uczuciowo, to przecież nie zmienia to faktu, że korzystał z okazji. Niektórzy uważają, że posiadanie dwóch albo więcej kobiet w tym samym czasie, to branie z życia pełnymi garściami - ot, takie mają życiowe standardy i wartości.
Autorka jest przede wszystkim wielką egoistką i zmarnowała kawał życia na zwykle lajdaczenie się za plecami kobiety, która nie zrobiła jej żadnej krzywdy.
Czy takie moje poglądy są według Ciebie użalaniem się nad nią i robieniem z niej biednej ofiary?
Pierwszy raz rozstaliśmy się w połowie lutego, trwało to miesiąc. Pękłam. Brakowało mi go jak powietrza.
Drugi raz odeszłam na samym początku czerwca. Odezwał się na początku lipca, że kocha, że się gubi, że się boi, że nie daje sobie rady i prosi o czas, czas by sobie wszystko poukładać. Dałam mu go - z zaznaczeniem, że maksymalnie do moich urodzin. Miał na to prawie 2 miesiące. Po upływie tego czasu usłyszałam, że on dalej nie wie, że się boi. A do mnie dotarło, że kolejne dni, tygodnie, miesiące czy lata niczego nie zmienią. Totalnie niczego. Dlatego odeszłam. Nie było w tym żadnej złości, nie zrobiłam tego w emocjach. Choć raz dotrzymałam danej sobie obietnicy.
Tak jak on dla siebie zostaje w tym małżeństwie, tak ja dla siebie odeszłam od niego, żeby ratować resztki tego co ze mnie zostało.
Nie chcę analizować tu dlaczego mnie nie wybrał, dlaczego ON SIĘ TAK ZACHOWYWAŁ.
Chcę zrozumieć dlaczego ja na to wszystko pozwalałam, dlaczego pozwalałam sobie na obdzieranie mnie z godności, dlaczego ja sama nie miałam dla siebie szacunku, dlaczego miałam w dupie swoje potrzeby i go stawiałam na pierwszym miejscu.
Nie chciałabym już tego nigdy w życiu więcej powtórzyć, ale dziś dotarło do mnie, że każdy mój związek był okropnie toksyczny, nie tylko ten.
Czy jestem ofiarą? Jeśli tak, to tylko samej siebie, bo gdybym potrafiła postawić granice, to nie byłoby mnie tutaj.
11 2022-08-28 21:08:55 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-08-28 21:13:52)
Rozwiązanie Twojego problemu jest banalnie proste.
Wystarczy że zrozumiesz, ze ludzie których spotykasz w życiu nie są po to, by dostosowywać się do Twoich planów i przestać ignorować ich pragnienia.
Prawdopodobnie sam z siebie Twój kochanek nie wyrywal się do planowania życia z Tobą, a rozmowy o tym były z Twojej inicjatywy.
On nie zaprzeczał kategorycznie bo nie chciał zerwania układu.
Proszę Cię, nie mów o miłości tam gdzie każde z was myśli p sobie.
Po prostu pewnie dobrze wam było pod różnymi względami, ale każdy ciągnął w swoją stronę.
Więc szukaj po prostu kogoś z kim będzie Ci po drodze, wtedy nikt nie będzie nikogo naginać do niczego.
Nom i bez melodramatow typu odbieranie z godności itd.
Przecież gdyby nie było Ci dobrze przy nim, to byś z nim.nie była tyle lat
Więc jak nie będziesz że sobą szczerą to znowu zaczniesz w jakiś ślepy zaułek.
Po prostu jesteś zła, że nie jest po Twojemu i tyle.
Ile lat tak się z żonatym bujałaś, Autorko?
13 2022-08-28 22:52:01 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-08-28 23:20:47)
Tutaj pięknie użytkowniczki wykonały swoją rolę i zrobiły z ciebie ofiarę. Ale niestety twoje zachowanie było bardzo egoistyczne. Cieszyło cię gdy zona prosiła o kontakt tego buca. Niestety nie wolno budować na krzywdzie innych. To zawsze obraca się przeciw nam.
Jako zdradzana żona nie rozumiem takich komentarzy.
Nie ulega chyba wątpliwości, że Autorka robiła źle. Nie dlatego tylko, że sama sobie x lat życia zabrała (co sobie uświadomiła), tkwiąc w jakimś zawieszeniu i naiwnie czekając na łaskę Pana i tracąc możliwości i czas na poznanie kogoś wartościowego. Razi oczywiście w jej wypowiedzi ZERO empatii i skruchy wobec tej żony - to pewnie nas, zdradzane ofiary takich choojków boli najbardziej. No ale pewnie Autorka słyszała jak to biedny misio nieszczesliwy z tą zołzą, jaka to ona straszna, czeluściom piekieł wyrwana I zadziałal jakiś tam mechanizm odhumanizowania tej biedaczki, która z dużą dozą prawdopodobieństwa może być zwyczajną, a nawet bardzo fajną żoną - bo gdyby było inaczej to Pan nie tkwiłby z takim potworem latami, mając już w życiu "miłość życia" (=kochankę). Nie wiem jak sobie ten fakt tłumaczą kochanki - że facet masochistą jest?
Pytanie tylko po co teraz o tym gadac, dojeżdżać ją? Sama stwierdziła,że chce się zmienić, poprawnie zdiagnozowała powód wdania się w takie coś (=brak miłości włąsnej), więc jest na dobrej drodze, by...zejść na dobrą drogę:)
Odpowiadając na pytanie:
Ja uważam, że każdy z nas ma w sobie możliwości samouleczenia, niekoniecznie terapia musi się zadziać. Moja terapia wyglądała tak, że przychodzilam i mowilam, Pani niby jakies tam pytania zadawala ale sprowadzalo sie do tego, ze kasowala 150zl wtedy za 50 min mojego mowienia...Cała rewolucja w mojej głowie zadziała się bez terapeuty. Potrzeba było do tego uważności, trochę literatury i słuchania mądrych ludzi.
Ja na Twoim miejscu zaczęłabym od:
- "Jak być szcześliwym singlem?" Pawlikowskiej (wiem wiem, forma "taniego" poradnika ale do mnie bardzo trafiła w pewnym momencie życia)
- wykłady Ajahna Brahma na youtube
- medytowanie
- praktykowanie bycia dobrej i łaskawej dla siebie, wybaczenie sobie. Mozesz to robić w formie afirmacji codziennych. Polecam książki Louise Hay
Pierwszy raz rozstaliśmy się w połowie lutego, trwało to miesiąc. Pękłam. Brakowało mi go jak powietrza.
Drugi raz odeszłam na samym początku czerwca. Odezwał się na początku lipca, że kocha, że się gubi, że się boi, że nie daje sobie rady i prosi o czas, czas by sobie wszystko poukładać. Dałam mu go - z zaznaczeniem, że maksymalnie do moich urodzin. Miał na to prawie 2 miesiące. Po upływie tego czasu usłyszałam, że on dalej nie wie, że się boi. A do mnie dotarło, że kolejne dni, tygodnie, miesiące czy lata niczego nie zmienią. Totalnie niczego. Dlatego odeszłam. Nie było w tym żadnej złości, nie zrobiłam tego w emocjach. Choć raz dotrzymałam danej sobie obietnicy.
Tak jak on dla siebie zostaje w tym małżeństwie, tak ja dla siebie odeszłam od niego, żeby ratować resztki tego co ze mnie zostało.
Nie chcę analizować tu dlaczego mnie nie wybrał, dlaczego ON SIĘ TAK ZACHOWYWAŁ.
Chcę zrozumieć dlaczego ja na to wszystko pozwalałam, dlaczego pozwalałam sobie na obdzieranie mnie z godności, dlaczego ja sama nie miałam dla siebie szacunku, dlaczego miałam w dupie swoje potrzeby i go stawiałam na pierwszym miejscu.
Nie chciałabym już tego nigdy w życiu więcej powtórzyć, ale dziś dotarło do mnie, że każdy mój związek był okropnie toksyczny, nie tylko ten.
Czy jestem ofiarą? Jeśli tak, to tylko samej siebie, bo gdybym potrafiła postawić granice, to nie byłoby mnie tutaj.
Ofiarą to jest ta biedna żona i ich dzieci, tkwiące w szambie i o tym nie wiedzące. Powinnaś tę kobietę uświadomić. Poważnie piszę. Niech zrobi co chce, to będzie jej decyzja. Ale będzie miała KONTROLĘ nad swoim życiem, którym obecnie bawi się jakiś niedorobiony typ z manią wielkości.
Idąc dalej. Co to znaczy, że brakowało Ci go jak powietrza? To jest drugi czlowiek, który do tego traktował Cię ewidentnie jako laskę na boku. To nie jest jedzenie, picie ani właśnie powietrze. Blokujesz. Płaczesz w poduszke lub przyjaciolce. I zajmujesz sie swoim życiem. Tez uwazam, ze powinnas sobie zadac pytanie CO dostawalas tam, ze tkwilas w takim czyms? Najlepiej wez zeszyt i zacznij pisac. Wszystko co Ci do glowy przyjdzie. Bo wiesz, zdradze Ci sekret - mozesz zyc bez faceta. I kolejny - i mozesz byc w tym solo zyciu szczesliwa. Jest tylko jeden warunek. Musisz kochac siebie. I wtedy nie bedziesz nikogo "potrzebowala jak powietrza" - bo nie bedziesz tkwila w czymkolwiek byle portki były. Ale ta droga dopiero przed Tobą. To nie wyklucza zakochania jednakże. Mozesz czuc motylko, ale bedziesz miala swoje granice i bedziesz chciala tylko zdrowego zwiazku, gdzie jest jakas rowna wymiana, a nie namiastka bliskosci. Ja osobiscie uwazam, ze romanse z żonatymi, zwlaszcza te wieloletnie - to autosabotaże. Podświadome poczucie, że nie zasługuje się na "normalny" związek gdzie ktos nas bierze w 100% - i godzenie się na takie tam nic. Zreszta sama zauważasz. że wszystkie Twoje zwiazki byly toksyczne. Ciekawa jestem jakie mialas wzorce i relacje w rodzinie pochodzenia - najczesciej to tłumaczy całość obrazka...
Kolejna sprawa - czyny nie słowa. Kobiety nagminnie popelniają ten błąd! Patrzą na to co gość klepie jęzorem, a nie rozliczają go z tego co faktycznie robi. Wiesz co by było testem jego "miłości" (sorry, celowo piszę w cudzysłowie bo to koło miłości nie stało, co najwyżej tego gacha do siebie samego)? Gdybys na spokojnie i z klasą postawiła mu ultimatum, już dawno temu. Chce być z Tobą to odchodzi w ciągu miesiąca. Kropka. Nie zrobi tego - urywasz kontakt, blokujesz, zapominasz. I decyzję podjęłą patrząc na to zo ZROBIŁ, a nie co mówił. Tyle ze wiesz co by było? No nic. Wasz romans by sie skonczyl. Jest taka stara mądrość ludowa, którą pewnie znasz - jak siebie nie szanuejsz to nikt Cię nie bedzie szanowal. To dziala i w zwiazkach, i relacjach ze znajomymi i w pracy. Jezeli notorycznie pozwalasz na przekraczanie swoich granic, nie upominasz sie o swoje, nie pokazujesz, ze siebie sama cenisz - to zawsze w oczach innych bedziesz potencjalną ofiarą. Oczywiscie porzadni ludzie tego nie wykorzystają. Gorzej, ze swiat jest pełen takich poyyyebów jak ten Twoj.
I jeszcze jedna rzecz na koniec. W tym obrazku jest jakaś kobieta, któa Ci nic nie zrobiła. Są pewnie jakieś dzieci. Zdaj sobie proszę sprawę, że to oni są prawdziwymi ofiarami. Zdrajcy kłamią. Najpierw raz, potem dwa, a potem 50 razy dziennie. Przyzwyczajają się do tego tak, ze kłamią już odruchowo. Dam sobie rękę uciąć, że 95% rzeczy, które Ci gach naopowiadał o żonie nie jest prawdziwa. Miało to na celu wywołanie w Tobie współczucia, dziwnej więzi "wspólnej tajemnicy" i zaciągnięcia Cię tym samym do łóżka. Ktoś kto latami oszukuje żone i dzieci jest zaburzony, bo umie funkocjonować w relacji z drugim człowiekiem, gdzie patrzy mu w oczy i kłamie. Uprawia z nią seks, a potem z Tobą. Przytula dzieci, wiedząc, że za ich plecami sabotuje ich szczęśiwe dzieciństwo. To nie jest dobry człowiek, nie daj się nabrać na łzawe teksty. Zaufaj nam tutaj, byłyśmy po drugiej stronie i ogrom umysłowego łajna tych ludzi zyjących na dwa życia jest ogromny. szkoda czasu na nich. Ale proszę, uznaj krzywdę tej żony i tych dzieci. Nie po to zeby się biczować. Po to, żeby nigdy więcej nikogo tak nie ranić.
Legat napisał/a:Tutaj pięknie użytkowniczki wykonały swoją rolę i zrobiły z ciebie ofiarę. Ale niestety twoje zachowanie było bardzo egoistyczne. Cieszyło cię gdy zona prosiła o kontakt tego buca. Niestety nie wolno budować na krzywdzie innych. To zawsze obraca się przeciw nam.
O czym Ty piszesz?
Zanim Ty napisałeś tylko ja się wypowiedziałam - skąd więc ta liczba mnoga?
I ja zrobiłam z autorki ofiarę? Co ja takiego napisałam, że Ty uznales, iż zrobiłam z niej ofiarę?
A jeśli nawet, to ofiarę jej głupoty, a nie tego żonatego. On po prostu korzystał z okazji, nawet jeśli zaangażował się uczuciowo, to przecież nie zmienia to faktu, że korzystał z okazji. Niektórzy uważają, że posiadanie dwóch albo więcej kobiet w tym samym czasie, to branie z życia pełnymi garściami - ot, takie mają życiowe standardy i wartości.Autorka jest przede wszystkim wielką egoistką i zmarnowała kawał życia na zwykle lajdaczenie się za plecami kobiety, która nie zrobiła jej żadnej krzywdy.
Czy takie moje poglądy są według Ciebie użalaniem się nad nią i robieniem z niej biednej ofiary?
Ten czlowiek co napisal ten komentarz nie rozumie ogolnie sedna rozmów i zawsze wyciaga wnioski niczym czarodziej krolika z kapelusza.Ani ja ani TY, nie zrobilyśmy ofiary z autorki.To jest nonsens. Cytuje ...ze piekne uzytkowniczki zrobily ofiare.Kolega jak widac ma potezne problemy z interpretacją
Smiem nawet twierdzic, ze najbardziej niezawiniona jest tu żona..Ktora poki co i tak o niczym nie wie.Od facetów zdradzaczy to trzeba trzymac sie z daleka..niczego dobrego nie wnoszą w zyciu jedynie sobie przyjemnosc.Taki to jest kłamcą na dwoch frontach
Legat napisał/a:Tutaj pięknie użytkowniczki wykonały swoją rolę i zrobiły z ciebie ofiarę. Ale niestety twoje zachowanie było bardzo egoistyczne. Cieszyło cię gdy zona prosiła o kontakt tego buca. Niestety nie wolno budować na krzywdzie innych. To zawsze obraca się przeciw nam.
Jako zdradzana żona nie rozumiem takich komentarzy.
A czego nie rozumiesz? Bo Twój dalszy wywód tego nie wyjaśnia.
Legat, czytaj dalej.
Co sprawiło, że mloda, ładna, mające perspektywy kobieta uwikłała się w romans z żonatym gościem? Twierdzisz, że brakowało ci go jak powietrza, a w zamian co dostałaś? Koszyczek obiecanek bez pokrycia, bo facet tymczasem ma żonę i dzieci i wcale nie ma ochoty opuszczać rodziny, przynajmniej na dłużej. Co się stało że zostałaś "tą drugą", czyli kobietą postrzeganą jako ta zła, podła, bez ambicji i honoru?
Jak jest z poczuciem wartości własnej u ciebie? Nikt nie cieszy się z cudzego nieszczęścia a ciebie radowalo to, że kobieta która ci nic złego nie zrobiła, z dnia na dzień i bez ostrzeżenia zostanie bez rodziny i faceta któremu przecież zaufała bezgranicznie zostając jego żoną i rodząc mu dzieci? Co z tobą jest nie tak? Gdzie zwyczajna empatia? Postawiłaś się choć przez moment na jej miejscu?
Gdy z poczuciem wartości jest coś nie tak, szczęście jawi się jak coś, na co nie zasługujemy. To sprawia, że wplątujemy się w związki gdzie możemy od najgorszej strony "pokarmić" nieco nasze ego. Czy nie myślałaś wtedy czasami; -Ooo.. jaka jestem wspaniała, bo ktoś mnie chce i gotów jest dla mnie zrobić wszystko, nawet rozwalić swoje i czyjeś życie, to dowód, że jestem wyjątkowa.- Nie myślałaś tak?
Jakie masz deficyty, że do tego doszło?
Dlaczego dziś odbierasz zakończenie tego związku jako porażkę? Bo jednak nie wybrał ciebie? Przecież to wielkie szczęscie dla ciebie bo za jakiś czas na 100% byłabyś tą zdradzaną. Tacy faceci jakiego sobie wybrałaś zwykle nie kończą na jednym razie. Masz teraz szansę na ułożenie sobie życia z kimś jak ty, potrzebującym stabilizacji, związku dającego poczucie bezpieczeństwa i do tego wolnym.
Zdaj sobie sprawę że bycie kochanką to nie powód do dumy, to zmarnowany w życiu czas którego powinnaś się wstydzić, głównie przed sobą samą.
Ratunkiem jest psychoterapia i praca nad poczuciem własnej wartości.
Ratunkiem jest psychoterapia i praca nad poczuciem własnej wartości.
Tak sobie wziąłem pierwszy lepszy portal o zdrowiu. Na temat egoizmu cytuję:
Egoizm to cecha osobowości, z którą człowiek się rodzi. We wczesnym dzieciństwie egoizm i egocentryzm to zjawiska zupełnie naturalne – małe dzieci nie potrafią poświęcić uwagi innej osobie, skupiają się tylko na zaspokajaniu swoich potrzeb. Gdy rodzice zaczynają obdarzać zainteresowaniem inną osobę (np. młodsze rodzeństwo) reagują niezrozumieniem, złością, agresją.
Z egoizmu wyrasta się wraz z wiekiem. Dzieci w wieku szkolnym potrafią już nawiązywać zdrowe relacje i wykazywać empatię w stosunku do innych ludzi. Niektórzy jednak z tego nie wyrastają i na razie wciąż nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje.
Cześć!
Jak się wyleczyć?
Nie jak się wyleczyć z miłości do niego, tylko jak się wyleczyć z niemiłości do siebie.
1. Nie brać się za zajętych facetów.
2. Przeczytać książkę Welcome Home: A Guide to Building a Home For Your Soul https://www.swiatksiazki.pl/welcome-hom … iazka.html
z bardzo mocnym uwzględnieniem tego fragmentu:
The biggest mistake that we make is that we build our homes in other people. We build those homes and we decorate them with the love and care and respect that we want to come home to at the end of the day. We invest in homes in other people, and we evaluate our self worth based on how much those homes welcome us. And when those people walk away, those homes walk away with them, and all of a sudden we feel empty because everything that we had within us, we put in those homes. We trusted someone else with pieces of us. That emptiness that we feel doesn't mean that we have nothing to give, or that we have nothing within us. It's just that we built our home in the wrong place.
3. Zająć się sobą, spędzić samotnie jakiś czas, nie wskakiwać przez dobrą chwilę w nowe związki.
Salomonka napisał/a:Ratunkiem jest psychoterapia i praca nad poczuciem własnej wartości.
Tak sobie wziąłem pierwszy lepszy portal o zdrowiu. Na temat egoizmu cytuję:
Egoizm to cecha osobowości, z którą człowiek się rodzi. We wczesnym dzieciństwie egoizm i egocentryzm to zjawiska zupełnie naturalne – małe dzieci nie potrafią poświęcić uwagi innej osobie, skupiają się tylko na zaspokajaniu swoich potrzeb. Gdy rodzice zaczynają obdarzać zainteresowaniem inną osobę (np. młodsze rodzeństwo) reagują niezrozumieniem, złością, agresją.
Z egoizmu wyrasta się wraz z wiekiem. Dzieci w wieku szkolnym potrafią już nawiązywać zdrowe relacje i wykazywać empatię w stosunku do innych ludzi. Niektórzy jednak z tego nie wyrastają i na razie wciąż nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje.
Hmm... Uważam że zaniżone poczucie wartości własnej ma niewiele wspolnego z egoizmem, choć na pierwszy "rzut oka" obie postawy mogą wydawać się podobne.
Przesłuchaj sobie podcasty Kasi Miller i Marty Niedźwiedzkiej na YouTube w ramach autopracy nad sobą.
Mężowie bardzo rzadko porzucają żony dla kochanek. Wiesz że masz z tym jakiś problem i trzeba to rozpracować.
Rozwiązanie Twojego problemu jest banalnie proste.
Wystarczy że zrozumiesz, ze ludzie których spotykasz w życiu nie są po to, by dostosowywać się do Twoich planów i przestać ignorować ich pragnienia.
Prawdopodobnie sam z siebie Twój kochanek nie wyrywal się do planowania życia z Tobą, a rozmowy o tym były z Twojej inicjatywy.
On nie zaprzeczał kategorycznie bo nie chciał zerwania układu.
Nie wiem czy to jest rozwiązanie mojego problemu, bo jak na razie, to ja się dostosowuję do czyichś planów i ignoruję swoje pragnienia.
Co do tego czy on sam się wyrywał do planowania życia ze mną - ja nie namawiałam go do rzucenia rodziny, on sam poruszył ten temat na początku roku, wtedy, kiedy ja zaczęłam się wycofywać. Między innymi dlatego odeszłam w lutym, bo nie chciałam już dłużej słuchać, że jestem fajna, aleee.... dobrze mi z toba, aleee... kocham cie, aleeee... jesteś cudowna, aleee...
Myślę, że od każdej reguły są wyjątki i może każdy romans to jedno wielkie gówno, które w większości kończy się tak samo, ale każdy wygląda inaczej, bo tworzą go inni ludzie.
Ty 30 lat, a tamten?
40
Ile lat tak się z żonatym bujałaś, Autorko?
Stanowczo za długo, prawie 4 lata.
Pain...
Faktycznie brak mi empatii i pokory wobec jego żony czy dzieci. Czy opowiadał, jaka to ona straszna i beznadziejna? Raczej nie. Bardziej słyszałam, że nigdy nie był to związek, który go satysfakcjonował w 100%. Wywarta presja otoczenia, zwłaszcza rodziny - sprawiła, że wzięli ślub. Później ponoć latała za nim, jak głupia, bo chciała dziecka, potem drugiego i wszystko się zmieniło. Od tamtej pory brak czasu dla niego, całkowite poświęcenie się dzieciom, seks raz na jakiś czas, zero szczerych rozmów, brak zainteresowania jego osobą, więc uciekł w pracę. W domu stał się gościem, bo ciągle był albo w delegacjach, albo spełniał się w swoim hobby. Na każdą próbę wyciągnięcia jej z domu, czy oddania dzieciaków dziadkom, żeby mogli spędzić razem czas reagowała brakiem chęci.
Lata mijały i pojawiłam się ja. Może przez to mam podejście jakie mam, bo skoro przez kilka lat nie wykazała się zainteresowaniem co robi, gdzie i z kim, dlaczego nie ma go w domu, bo tak się przyzwyczaiła, to w mojej głowie pojawił się obraz kogoś, kto chciał spełnić swoją potrzebę bycia matką, ale nie żoną. Czy słusznie? Czy faktycznie tak to u nich wygląda? Mogę tylko domniemywać, że dużo było tam rutyny, oddalenia od siebie, a przede wszystkim życie obok siebie, a nie ze sobą. Nie czułam, żebym odbierała jej coś, czego chce. Nawet gdy siedział w domu byliśmy w stałym kontakcie, nie takim sporadycznym raz na kilka godzin, tylko wiadomość co kilka minut. Obudziła się w lipcu, kiedy poprosił mnie o czas. Wtedy chyba zauważyła, że coś się dzieje. Zaczęła przeprowadzać rozmowy, że wszystko się między nimi wali, że chciałaby to naprawić, że dzieciom brakuje ojca, bo go nie ma w domu.. Moje podejrzenie jest takie, że została sama, w pustym domu, bo dzieciaki wyjechały na obozy, on był poza domem i zobaczyła, jak to wygląda.
Mówisz, że gdyby była taka zła i okropna, to nie tkwiłby tyle lat, zwłaszcza teraz gdy jestem ja, w tak nieudanym małżeństwie. Pytanie czym się kieruje zostając z nią, bo na pewno nie z miłości do niej.
Po naszych rozmowach wnioskuję, że jego "nie wiem" obarczone jest ogromnym strachem. Boi się straty tego co zbudował przez lata, boi się opinii innych ludzi (tutaj mam wrażenie, że aż panicznie boi się- co powiedzą rodzice, którzy tak bardzo ją kochają), boi się, że nie dźwignę ciężaru jakim będzie droga przez rozwód, że nie dźwignę jego dzieci i tego, że mogą mnie nigdy nie zaakceptować, a on się od nich nie odwróci z tego powodu, boi się, że jego rodzina się od niego odwróci, albo ja nie będę miała do nich wstępu, boi się, że nie udźwignę tego, że jego żona byłaby już zawsze w naszym życiu, bo jest matką jego dzieci i zawsze będą mieli jakiś kontakt, boi się, że sobie nie poradzę w nowej sytuacji i od niego odejdę zostawiając go samego z tym całym bagnem, który dla mnie narobił, boi się, że nigdy mu nie zaufam, że mi nie zrobi tego samego co jej, boi się, że zakocham się w kimś młodszym bez bagażu i się od niego odwrócę, boi się, jak poradzi sobie finansowo w nowej sytuacji, czy nie będzie pomiędzy nami kłótni na ten temat. Cały czas mi powtarzał, że życie nie jest 01, że świat ma inne kolory niż czarny i biały, bo to nie jest decyzja na pstryknięcie palcami, że wszystko będzie odtąd piękne, gładkie i pachnące. Ja wiem, że on ma już poukładany swój świat, który zwyczajnie mu pasuje. W domu ogarnięte, dzieci bezpieczne, nakarmione i zadbane, hajs się zgadza, na nic mu nie brakuje, a i on ma swoją wolność i przestrzeń tylko dla siebie. Ciężko zmienić coś co w jakiś sposób mu pasuje, bo przez lata ma to wypracowane, na coś co jest niewiadomą. Więc nie sądzę, że chodzi tu o nią, nie trzyma się kurczowo żony, bo mu z nią dobrze, tylko trzyma się komfortu, który ma.
Co dostawałam tam, że tyle w tym tkwiłam? Nie wiem... Muszę nad tym siąść i się dobrze zastanowić. Na pewno podzielę się z Wami swoimi wnioskami, ale na ten moment jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że na pewno nic ponad to, co mógłby dać mi ktoś, kto jest wolny, a nawet mniej.. Smutne...
Poczucie własnej wartości jest poniżej zera. Nie kocham siebie, mam poczucie, że na wszystko co dobre - muszę sobie zasłużyć. Jak będę dobra i miła, to może spotka mnie coś fajnego. Zastanawiam się skąd we mnie ta satysfakcja, gdy on zlewał żonę, skąd ta radość. Może z wewnętrznego poczucia rywalizacji, bo im bardziej ją olewa, tym bardziej ja jestem górą... Więc może naprawdę mnie chce. Jakie to śmieszne i żałosne.
W mojej rodzinie od dziecka były zdrady. Ojciec odkąd pamiętam miał kochanki, mama wyrzucała go z domu, a koniec końców i tak wracał. Ja jako dziecko o wszystkim wiedziałam. Co jest ironią losu - nie ma we mnie choć odrobiny szacunku do niego. Nawet ostatnio przez przypadek odczytałam wiadomość od "moje kochanie".... Mama już tego nie drąży. Odnoszę wrażenie, że zaakceptowała ten fakt, że on taki po prostu jest i to się nie zmieni.
Pain, masz tak bardzo dużo racji, że aż mnie ściska w środku. Tu były słowa, dużo słów, nawet bardzo dużo słów. Czyny też były, ale nie takie, które dawałyby stabilizację i bezpieczeństwo, a ja ślepo wierzyłam, że przecież to się zmieni. Mam noc z głowy, przepłakałam ją całą. Tylko czemu? Za czym? Chyba za tym, że czułam się choć trochę kochana, odpychałam wszystkie inne jebitnie wielkie czerwone flagi, pozwalałam na przesuwanie moich granic, tylko po to by pozornie być szczęśliwa.
Salomonka,
nie mam pojęcia dlaczego weszłam w romans.
Bardziej skupiam się na Twoim pytaniu, dlaczego zakończenie tej relacji odbieram jako porażkę, bo jeszcze przedwczoraj uważałam, że w obu przypadkach rozwiązania tej sytuacji będę wygrana. Jeśli odejdzie od żony i będę z nim, no to będę mogła zacząć nowy rozdział z kimś kogo kocham.
Jeśli odejdzie ode mnie - będę miała szansę na stworzenie relacji z kimś, kto ma czystą kartę, bez całego tego bagażu i ogromnej dozy cierpliwości, którą musiałabym się wykazać
Ale dziś emocje strasznie mną szarpią, cały czas płaczę. Płaczę za utratą kogoś, kto był dla mnie cholernie ważny, pomimo tak pokręconej relacji czułam, że mu na mnie zależy. Widziałam, jak się o mnie martwił czy troszczył. Nie byłam typową kochanką od cichych spotkań w hotelu na seks i nara, ale.... nie byłam też kimś wartym, żeby schować swoje tchórzostwo do kieszeni i zaryzykować.
Bardziej słyszałam, że nigdy nie był to związek, który go satysfakcjonował w 100%. Wywarta presja otoczenia, zwłaszcza rodziny - sprawiła, że wzięli ślub. Później ponoć latała za nim, jak głupia, bo chciała dziecka, potem drugiego i wszystko się zmieniło. Od tamtej pory brak czasu dla niego, całkowite poświęcenie się dzieciom, seks raz na jakiś czas, zero szczerych rozmów, brak zainteresowania jego osobą, więc uciekł w pracę. W domu stał się gościem, bo ciągle był albo w delegacjach, albo spełniał się w swoim hobby.
*****
Sorry, ale ojciec z niego taki jak z koziej dupy trąba.I to w jaki sposob dawal siebie rodzinie, to raczej jego stawia w pozycji tego przez, ktorego zwiazek jest beznadziejny.Jest konsumpcyjny, chce brać, a nie dawac dzieci i żona, to wyrzeczenie .Czas skupia sie wtedy na odpowiedzialnosci za rodzine..On wolal bara bara na boku miec, niz pomoc żonie i wychowywać dzieciaki.Dzieci to ciężka praca.I te prace wykonywala ta biedna żona...A on jeszcze odpłacał jej sie tym, że plamił jej honor i obgadywał.A jak przyszło co do czego to raptem stracił do ciebie zaufanie i wolał zostać w cieplym zakątku.Przynajmniej gospodarna żona nakarmi wypierze a ty co bez doswiadczenia...może sprzatasz nie tak jak on lubi i gotujesz nie tak jak gwiazdor chce.
Glupio go tlumaczysz.Bardzo powierzchownie wciaz nakrecasz sie ze on taki niby strachliwy.On nie strachliwy tylko kocha zone i kocha dzieci bylas dla niego jedynie przystankiem.Zobacz co pisalaś w pierwszym poście co Ci powiedzial.Weź to pod uwage a nie swoje nie prawdziwe stwierdzenia.
Kiepsko sie dzieje.Ale lepiej teraz niz potem jakbys to ty stala sie żoną którą by zdradzal i obarczal cie winą za rozpad..A teraz to co robi? Kto niby jest winny temu wszystkiemu?
Lepiej idz do niego wybierz terapię i daj mu pod nos oplaty za krzywdy ktore tobie wyrządził.Nie oplaci Ci lekarza.A Ty ofpowiedz sobie na pytanie, jakie cechy powinien miec dobry partner.
24 2022-08-29 20:45:55 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-08-29 20:50:52)
Autorko, nie pisze złośliwie ale Twoja naiwność sięga zenitu. Zenitu. Te gadki o odsunięciu się od żony, braku miłości... Wiesz jak wygląda życie z dziećmi gdzie są obowiazki? Ten Twój gach nie odsunalby się od żony gdyby zamiast bzykać na boku wracał do domu i razem z żoną tymi dziećmi się zajmował i dbał o swoją rodzinę. Tak, dzieci to duże wyzwanie ale jak ludzie są dojrzali to podejmują rękawice i nie odwracają się od siebie skuszeni wizja motylków bez zobowiazan tylko razem pchają ten wozek. Po jakimś czasie dzieci odrosną i wtedy może być trochę lżej. Ale to potrzeba dwójki dojrzałych ludzie nie skupionych tylko na swoim ego. Nie jesteś lepsza od tej żony bo porownujesz jabłka z gruszkami. Ty bez zobowiązań, spotkania pełne uniesień i jakichś tam ckliwych wyznan
I ona, uwalona w domu i z dzieciakami. Myślisz, że gdybyś Ty była na jej miejscu on by siedział z Tobą w domu i radośnie przewijal z Tobą pieluchy?? To nie chodzi o Ciebie jako osobe. Nie jesteś lepsza od zony. Jesteś inna, nowa, bez obowiązków i rutyny codzienności. Nie da się Ciebie porównać z tamtą. Mogłabyś gdybyś dzieliła z n życie już wiele lat i miała z nim dzieci. Dopiero wtedy byś dowiedziała się czy on chce Ciebie bo tak Cię kocha (yeah right;) czy dlatego że jesteś po prostu odskocznią.
Nie rozumiesz, że on najprawdopodobniej ma spoko małżeństwo a cała gadka o żonie potrzebna by była właśnie żebyś miała te uczucia co masz? Że on musiał, że nieszczęśliwy, że się oddalili bla bla bla. Na koniec mój ex mąż mi i kochance mówił że już 3 miesiące po ślubie chciał rozwodu:D A ja pamiętam że dużo czułości, seksu i tak dalej było wiele lat. Że to on nawet chciał trzecie dziecko i to ja się dzięki Bogu nie zgodzilam.Mi szczęka opadała jak slyszalam co on mówił o naszych wspólnych latach, które były ogólnie spokojne i względnie szczęśliwe. kosmos. On te swoje wielkie nieszczęście uświadomił sobie jak poznał kochankę i wtedy przepisał historię na nowo. Narcyzi tak robią. Polecam książkę "W cieniu narcyza", myślę że może sporo rzeczy o swoim ukochanym się dowiesz...
Naprawdę wiele takich historii widziałam. Czujesz się góra bo niestety mania wyższości zawsze bierze się z poczucia niższości i kompleksów. A fakt jest taki, że uczestniczyłas w niszczeniu życia jakiejś kobiecie i jej dzieciom,nie znając nawet wersji tej kobiety. Usiądź i powiedz to na głos: " Uwierzyłam w wersję faceta który latami okłamuje kobietę, z którą codziennie zasypia i dzieli życie". Czujesz ten paradoks? Tak jakbyś wiedziała że ktoś jest złodziejem i mu pożyczała pieniądze. Właśnie to robicie. Nawet sąd rozpatruje zawsze wersje dwóch stron, dając każdemu prawo do obrony. Ty osądziłas tę kobietę nie wiedząc NIC o niej. Sugerujesz się tylko tym co powiedział nagminny kłamca. Serio nigdy nie zrozumiem głupoty kochanek i podstawowego błędu logicznego, który popełniają. A to poczucie lepszosci jest tak naprawdę przykrywką do ogromnej czarnej dziury wewnątrz. Życze Ci mimo wszystko żebys te dziurę zaczęła powoli wypełniać czymś dobrym wartościowym. Miłością do siebie, spokojem, prawdziwymi relacjami z porządnymi ludźmi, jakimś hobby.
Autorko, będziesz to ciągnęła, choćby dlatego, że mnóstwo ludzi o Was wie, więc ten smród pociągnie się za Tobą.
Załóżmy, że poznasz innego faceta i co mu powiesz? Ukryjesz to, że przez lata spotykałas się z żonatym?
A nawet jeśli to ukryjesz, to przecież tylko kwestia czasu będzie, gdy nowy się o tym dowie.
Tylko naprawde durny facet poznawszy prawdę o Tobie zostanie i będzie traktował Cię poważnie.
Nie chcę być złym prorokiem, ale prawda jest taka, że Ty nie masz już szans u porządnych gości. Będziesz musiała brać odpady. Usadowilas się na bardzo niskiej półce.
W życiu bowiem nie uwierzę w to, że nikt przez tyle lat nie zorientował się, jakie Ty życie prowadzisz.
Ludzie wszystko wiedzą. Wiedzą nawet, co gotujesz na obiad.
Ciągnie się więc za Tobą smród.
Pół biedy, jeśli mieszkasz w wielkim mieście, jednak to i tak Ci nie pomoże, ponieważ obracasz się przecież w swoim kręgu znajomych.
Jeśli obracasz się w takim środowisku, w którym wszyscy nawzajem się zdradzają i jest to dla tych ludzi norma, to znaczy, że generalnie w ogóle nie będziesz miała szansy odbić się od szamba.
Kolejny Twój facet też będzie z tych bardziej nowoczesnych.
Dlatego wrócisz do tego żonatego, jeśli on rzeczywiście zdecyduje się zostawić rodzinę.
Czasem kochanki stosują takie gierki, że stawiają żonatego pod ścianą na zasadzie albo ja, albo żona.
Niektórzy żonaci łapią się na to i idą do kochanki.
Moim zdaniem Ty właśnie na to liczysz.
Sądzę tak na podstawie tego, co napisałaś o jego żonie. Według Ciebie to żadna z niej rywalka dla Ciebie. Ona nawet do pięt Ci nie dorasta. Piszesz o niej tak, jakbyś pisała o rzeczy, nijakiej, szarej poczciwej myszy.
Ty barwna kochanka miłość życia tego żonatego i ona bidula siedząca przy garach i dzieciach.
Pewnie prasowała mu koszule, gdy on szedł na randkę z Tobą i prała jego ospermione gacie.
To wszystko niemądra kobieto wróci kiedyś do Ciebie, gdyż pycha zawsze idzie przed upadkiem.
Zmarnowałas sobie życie.
Ulle wyluzuj. Jeśli zadba o siebie, przemysli, popracuje nad samoocena to bez przesady, może wyjść na prostą. Każdy ma prawo do wybaczenia. Pytanie czy z tej szansy skorzysta. Ale to już jej decyzja i jej życie
Autorko, będziesz to ciągnęła, choćby dlatego, że mnóstwo ludzi o Was wie, więc ten smród pociągnie się za Tobą.
Załóżmy, że poznasz innego faceta i co mu powiesz? Ukryjesz to, że przez lata spotykałas się z żonatym?
A nawet jeśli to ukryjesz, to przecież tylko kwestia czasu będzie, gdy nowy się o tym dowie.
Tylko naprawde durny facet poznawszy prawdę o Tobie zostanie i będzie traktował Cię poważnie.
Nie chcę być złym prorokiem, ale prawda jest taka, że Ty nie masz już szans u porządnych gości. Będziesz musiała brać odpady. Usadowilas się na bardzo niskiej półce.
W życiu bowiem nie uwierzę w to, że nikt przez tyle lat nie zorientował się, jakie Ty życie prowadzisz.
Ludzie wszystko wiedzą. Wiedzą nawet, co gotujesz na obiad.
Ciągnie się więc za Tobą smród.
Pół biedy, jeśli mieszkasz w wielkim mieście, jednak to i tak Ci nie pomoże, ponieważ obracasz się przecież w swoim kręgu znajomych.
Jeśli obracasz się w takim środowisku, w którym wszyscy nawzajem się zdradzają i jest to dla tych ludzi norma, to znaczy, że generalnie w ogóle nie będziesz miała szansy odbić się od szamba.
Kolejny Twój facet też będzie z tych bardziej nowoczesnych.
Dlatego wrócisz do tego żonatego, jeśli on rzeczywiście zdecyduje się zostawić rodzinę.
Czasem kochanki stosują takie gierki, że stawiają żonatego pod ścianą na zasadzie albo ja, albo żona.
Niektórzy żonaci łapią się na to i idą do kochanki.
Moim zdaniem Ty właśnie na to liczysz.
Sądzę tak na podstawie tego, co napisałaś o jego żonie. Według Ciebie to żadna z niej rywalka dla Ciebie. Ona nawet do pięt Ci nie dorasta. Piszesz o niej tak, jakbyś pisała o rzeczy, nijakiej, szarej poczciwej myszy.
Ty barwna kochanka miłość życia tego żonatego i ona bidula siedząca przy garach i dzieciach.
Pewnie prasowała mu koszule, gdy on szedł na randkę z Tobą i prała jego ospermione gacie.
To wszystko niemądra kobieto wróci kiedyś do Ciebie, gdyż pycha zawsze idzie przed upadkiem.
Zmarnowałas sobie życie.
A po co tyle jadu?
Wcale sobie życia nie zmarnowała. Wiadomo, że szkoda 4 lat, ale mogło być gorzej. Lepiej późno niż później jak mówią. Zobowiązań z nim nie ma, dzieci nie urodziła, ma czystą kartę.
Ma DOPIERO 30 lat. Jeszcze wszystko może się zdarzyć w jej życiu.
Nowemu facetowi wcale nie musi mówić o szczegółach. Czemu jej przyjaciele mieliby mu donosić o jej życiu seksualnym? I dlaczego miałoby mieć to jakiekolwiek znaczenie? Gdy teraz to każdy z każdym. Dziecko z tym, dziecko z tamtym.
Dzisiaj jest na wygranej pozycji. Albo jej facio ocknie się i stwierdzi że z nią jednak chce być. Albo będzie definitywny koniec i zrobi się przestrzeń na nową miłość. W każdym razie decyzją, aby odejść już wygrała.
Ulle wyluzuj. Jeśli zadba o siebie, przemysli, popracuje nad samoocena to bez przesady, może wyjść na prostą. Każdy ma prawo do wybaczenia. Pytanie czy z tej szansy skorzysta. Ale to już jej decyzja i jej życie
To prawda, że świat bardzo się zmienił i istnieją środowiska, gdzie zdrada jest czymś normalnym i nikogo nie bulwersuje itd.
Wiem też o tym, że ona otrzepie się porządnie po tych żonatym, głowę podniesie wysoko, bo będzie dumna z siebie i zacznie jskgdyby nigdy nic z jakim innym.
Pain, główna moja myślą była chęć przekazania autorce, że straciła szansę na ułożenie sobie życia z porządnym człowiekiem, żaden mądry facet nie będzie jej przecież chciał.
Jeśli jest w środowisku tych bardziej nowoczesnych,to raz ona będzie zdradzana, a raz ona kogoś zdradzi, oni tak żyją ci ludzie. Zdrada już tej kobiety nie opuści.
Musiałaby zmienić środowisko, może kraj i tam zacząć od nowa. Tu ta kobieta jest spalona i skazana na odpad męski.
Autorko, będziesz to ciągnęła, choćby dlatego, że mnóstwo ludzi o Was wie, więc ten smród pociągnie się za Tobą.
Załóżmy, że poznasz innego faceta i co mu powiesz? Ukryjesz to, że przez lata spotykałas się z żonatym?
A nawet jeśli to ukryjesz, to przecież tylko kwestia czasu będzie, gdy nowy się o tym dowie.
Tylko naprawde durny facet poznawszy prawdę o Tobie zostanie i będzie traktował Cię poważnie.
Nie chcę być złym prorokiem, ale prawda jest taka, że Ty nie masz już szans u porządnych gości. Będziesz musiała brać odpady. Usadowilas się na bardzo niskiej półce.
W życiu bowiem nie uwierzę w to, że nikt przez tyle lat nie zorientował się, jakie Ty życie prowadzisz.
Ludzie wszystko wiedzą. Wiedzą nawet, co gotujesz na obiad.
Ciągnie się więc za Tobą smród.
Pół biedy, jeśli mieszkasz w wielkim mieście, jednak to i tak Ci nie pomoże, ponieważ obracasz się przecież w swoim kręgu znajomych.
Jeśli obracasz się w takim środowisku, w którym wszyscy nawzajem się zdradzają i jest to dla tych ludzi norma, to znaczy, że generalnie w ogóle nie będziesz miała szansy odbić się od szamba.
Kolejny Twój facet też będzie z tych bardziej nowoczesnych.
Dlatego wrócisz do tego żonatego, jeśli on rzeczywiście zdecyduje się zostawić rodzinę.
Czasem kochanki stosują takie gierki, że stawiają żonatego pod ścianą na zasadzie albo ja, albo żona.
Niektórzy żonaci łapią się na to i idą do kochanki.
Moim zdaniem Ty właśnie na to liczysz.
Sądzę tak na podstawie tego, co napisałaś o jego żonie. Według Ciebie to żadna z niej rywalka dla Ciebie. Ona nawet do pięt Ci nie dorasta. Piszesz o niej tak, jakbyś pisała o rzeczy, nijakiej, szarej poczciwej myszy.
Ty barwna kochanka miłość życia tego żonatego i ona bidula siedząca przy garach i dzieciach.
Pewnie prasowała mu koszule, gdy on szedł na randkę z Tobą i prała jego ospermione gacie.
To wszystko niemądra kobieto wróci kiedyś do Ciebie, gdyż pycha zawsze idzie przed upadkiem.
Zmarnowałas sobie życie.
Totalnie nie zgodzę się z całą Twoją wypowiedzią. Zastanawia mnie skąd ten jad w Tobie. Czy Ciebie mąż zdradził i nosisz w sobie cały czas ten ból obarczając za to inne kochanki, które tu spotykasz?
Wiele błędów popełniłam, mam wiele do przepracowania sama ze sobą, ale serio uważasz, że zmarnowałam sobie życie? Bo co? Bo byłam kochanką przez 4 lata? Całe szczęście, że ja tak nie uważam. Czy czuję się lepsza od jego żony? W jakiś sposób tak - czy to błąd? Na pewno. Czy chcę dalej żyć w takim przeświadczeniu? Nie. Dotarło do mnie, że to wszystko, cała ta sytuacja wynika z 0 poczucia własnej wartości, z tego, że nie kocham siebie. Mam wbite do głowy różne przekonania na swój temat które sprowadziły mnie na złą ścieżkę, ale chcę nad tym popracować.
A co do przyszłego faceta. Na ten moment, póki się nie zmienię - nie mam zamiaru wchodzić w nowe relacje. Nie czuję się również w obowiązku informowania wszystkich o swoim życiu i jak ono przebiegało. Czy skreśla mnie cała ta sytuacja u wszystkich porządnych facetów? Nie sadzę. Ludzie różne błędy w życiu popełniają, ale to nie znaczy, że są już niczym.
Czy chcę powrotu do kochanka? Nie. Po prostu nie. Chcę powrotu siebie, nie jego.
30 2022-08-29 21:40:15 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-08-29 21:42:26)
Ulle to nie jest 12 wiek, że ma szkarłatna literę na czole i jest shanbiona w całej wsi...
Chyba już mnie trochę kojarzysz i czy ja bagatelizuje zdradę? Błagam Cię, to była trauma mojego życia. Ale nie bądźmy zgorzkniałymi ofiarami kamienujacymi kochanki. Bądźmy od nich bardziej świadome. To co one robią pewnie robią z dużej nieświadomości, braku miłości do siebie, krzywd z dzieciństwa. Nie tłumacze ich. Ale po co nam ta zła energia? Z ofiary chcesz się zamienić w kata? Żaden smród się za nią ciągnąć nie będzie jeśli autorka postanowi być lepszym człowiekiem. Nie zmarnowała życia bo 4 lata to nie całe życie.
Dajmy jej szansę bo widać, że próbuje coś zmienić
Pain, główna moja myślą była chęć przekazania autorce, że straciła szansę na ułożenie sobie życia z porządnym człowiekiem, żaden mądry facet nie będzie jej przecież chciał.
Jeśli jest w środowisku tych bardziej nowoczesnych,to raz ona będzie zdradzana, a raz ona kogoś zdradzi, oni tak żyją ci ludzie. Zdrada już tej kobiety nie opuści.
Musiałaby zmienić środowisko, może kraj i tam zacząć od nowa. Tu ta kobieta jest spalona i skazana na odpad męski.
Bardzo bardzo chcesz, aby istniała jakaś sprawiedliwość dziejowa. Karma wróci i takie pierdoły. Ale to jest myślenie magiczne.
Autorka ma takie same szanse zostać zdradzoną jak przed romansem. Takie same jak osoba która nigdy nie uwikłała się w taki układ.
I psa z kulawą nogą nie będzie obchodziło, że była kiedyś z żonatym.
32 2022-08-30 07:30:13 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-08-30 07:45:00)
ulle napisał/a:Pain, główna moja myślą była chęć przekazania autorce, że straciła szansę na ułożenie sobie życia z porządnym człowiekiem, żaden mądry facet nie będzie jej przecież chciał.
Jeśli jest w środowisku tych bardziej nowoczesnych,to raz ona będzie zdradzana, a raz ona kogoś zdradzi, oni tak żyją ci ludzie. Zdrada już tej kobiety nie opuści.
Musiałaby zmienić środowisko, może kraj i tam zacząć od nowa. Tu ta kobieta jest spalona i skazana na odpad męski.Bardzo bardzo chcesz, aby istniała jakaś sprawiedliwość dziejowa. Karma wróci i takie pierdoły. Ale to jest myślenie magiczne.
Autorka ma takie same szanse zostać zdradzoną jak przed romansem. Takie same jak osoba która nigdy nie uwikłała się w taki układ.
I psa z kulawą nogą nie będzie obchodziło, że była kiedyś z żonatym.
Nie chodzi mi o żadna sprawiedliwość dziejową, o jakąś karmę, ponieważ nie wierzę w takie rzeczy, jestem na coś takiego za bardzo racjonalna, a zresztą życie wiele razy pokazuje, że kawał uja dobrze się ma przez całe życie, włos z głowy nigdy mu nie spadł i umarł w swoim dobrostanie, a biedny żeby nawet wychodził że skóry, to i tak zawsze ma pod górkę.
Pod tym względem nie mam złudzeń.
Ja pisząc, że wszystko to co niej wróci mam na myśli zupełnie coś innego.
Co zasiejesz w życiu, to zbierzesz - zasiejesz pietruszkę, to zbierzesz pietruszkę a nie marchew. Chodzi o konsekwencje swoich czynów. Skoro ta kobieta przez kilka lat żyła jako boczna przyssana do jakiegoś małżeństwa, to nie ma siły, żeby taka sprawa rozeszła się po kościach i żeby nie miała żadnych konsekwencji. Już chociażby to, jak ona dzisiaj się czuje jest konkretna konsekwencja jej działań.
Nawet mimo tego, że dzisiaj czasy są takie, jakie są i coraz więcej ludzi patrzy przez palce na tak prowadzące się kobiety, to jednak nie znaczy, że nie ma już ludzi, których odrzuca od tego typu klimatów.
Mnie np odrzuca od takich ludzi, a nie sądzę, żebym była jedyna taka osoba na świecie.
To żaden powód do dumy że było się kochanka jakiegoś żonatego.
Wiem Pain o co Ci chodzi - jesteś teraz na etapie odrzucenia pogardy, nienawiści i żalu do bocznej swojego byłego męża. Nienawiść niszczy, a Ty chcesz żyć, a nie zatruwać sobie życie jakąś babą.
Ja nie mam z czymś takim żadnych problemów, bo minęło już tyle lat i tyle innych spraw zaprzatnelo moja uwagę, że naprawdę los jakiejś kobiety, która weszła w układ z byłym mężem jest mi zupełnie obojętny. Nawet więcej, czasem Bogu dziękuję, że znalazła się taka, która sprawiła, że uwolniłam się od tego człowieka. Był to bardzo przykry człowiek, by można było z nim dobrze żyć pod jednym dachem. Naprawdę.
Ja po prostu nie lubię ludzi, którzy zdradzają, nie znoszę przemocy, a zdrada jest przemocą. Zdrada to brutalny gwałt na drugim człowieku, to napaść na człowieka, który nie zrobił katowi żadnej krzywdy.
Ja rzecz oceniam na takiej płaszczyźnie, troszkę inaczej do tego podchodzę niż stereotypowo.
Ja wręcz boję się takich ludzi, jak autorka.
Naprawdę trzeba mieć odpowiedni charakter, żeby wejść w vis takiego. Nazwać to błędem? To tak jakby nic nie powiedzieć.
Nie, ja czegoś takiego nie przyjmuje do wiadomości.
Psa z kulawą noga nie będzie obchodziło to, że była boczniarka? Bo dzisiaj takie czasy, że każdy z każdym i każde dziecko z innym / inną. ( Twoje słowa)
M!ri, jeśli tak się stanie, to znaczy, że jest jeszcze gorzej niż myślałam, że chyba już totalnie odbiłam się od rzeczywistości. Dla mnie to smutna wiadomość.
33 2022-08-30 08:03:51 Ostatnio edytowany przez acine (2022-08-30 08:04:59)
A co do przyszłego faceta. Na ten moment, póki się nie zmienię - nie mam zamiaru wchodzić w nowe relacje. Nie czuję się również w obowiązku informowania wszystkich o swoim życiu i jak ono przebiegało. Czy skreśla mnie cała ta sytuacja u wszystkich porządnych facetów? Nie sadzę. Ludzie różne błędy w życiu popełniają, ale to nie znaczy, że są już niczym.
Tutaj sie grubo myslisz bo twoje dotychczasowe zycie rodzi konsekwencje. Tzw "porzadny" mezczyna nie zaakceptuje zycia z "byla" kochanka wiec bedziesz zyla w klamstwie oszukujac takiego mezczyzne. I myslac "porzadny" nie mam na mysli np chodzacy do kosciola . Odwroc sytuacje i pomysl czy porzadny jest dla ciebie mezczyzna ktory ma lub mial kochanke ?
34 2022-08-30 08:17:42 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-08-30 08:20:20)
Porządny, to nie zawsze znaczy zaściankowy, zakompleksiony i zahamowany. Dla pewnego siebie faceta przeszłość kobiety z którą związalo go uczucie prawie nigdy nie gra żadnej roli. Ludzie którzy tworzą związek po 30-tce zawsze mają za sobą jakąś przeszłość w tym temacie i nie każdy chce robić retrospekcję tego co było a nie jest.
Autorka nie była przestępcą i nie ma na koncie wyroku aby musieć o tym informować swojego przyszłego męża ze strachem o jego reakcję, a związek z kimś, nawet wieloletni nie skreśla jej jako kobiety. Podobnie jak faceta nie skreśla jego przeszlość, nawet gdyby był kochankiem męzatki kiedyś tam. Co więcej, ludzie którzy dostali swego czasu porządnie po siedzeniu od życia, tworzą później bardziej dojrzałe związki o które dbają i starają się ze wszystkich sił.
ŚwiatbezBarw napisał/a:A co do przyszłego faceta. Na ten moment, póki się nie zmienię - nie mam zamiaru wchodzić w nowe relacje. Nie czuję się również w obowiązku informowania wszystkich o swoim życiu i jak ono przebiegało. Czy skreśla mnie cała ta sytuacja u wszystkich porządnych facetów? Nie sadzę. Ludzie różne błędy w życiu popełniają, ale to nie znaczy, że są już niczym.
Tutaj sie grubo myslisz bo twoje dotychczasowe zycie rodzi konsekwencje. Tzw "porzadny" mezczyna nie zaakceptuje zycia z "byla" kochanka wiec bedziesz zyla w klamstwie oszukujac takiego mezczyzne. I myslac "porzadny" nie mam na mysli np chodzacy do kosciola
. Odwroc sytuacje i pomysl czy porzadny jest dla ciebie mezczyzna ktory ma lub mial kochanke ?
Właśnie w tym rzecz, dokładnie to miałam na myśli i dobrze, że dodałeś, iż porządny to nie znaczy chodzący do kosciola ( kompletnie nie pomyślałam, że ktoś może uważać, że tylko porządni chodzą do kościoła, ja np w ogóle nie chodzę do kościoła, a jestem porządnym człowiekiem)
żaden porządny i zdrowo myślący mężczyzna nie weźmie sobie takiej kobiety do życia. Stanowczo za duże ryzyko.
Myślę autorko, że według Twoich standardów, ten żonaty to porządny gościu.
To można wywnioskować na podstawie Twojego opisu jego osoby.
Tak, to bardzo porządny facet.
I właśnie takich porządnych będziesz w życiu miała i pisząc vis takiego miałam na myśli, że jesteś skazana na męski odpad.
Takie będą konsekwencje Twojego pojmowania życia.
Nie wiem czy teraz udało mi się wyjaśnić już tak dokładnie, co miałam na myśli pisząc wczorajszy post.
Autorko, Ty dalej jesteś bardzo butna osobą, więc średnio wierzę w to, żebyś chociaż w części rozumiała, co do Ciebie napisałam.
Będziesz zdradzała, okłamywała ludzi i będziesz zdradzana - Ty w takim świecie żyjesz. Kiedyś być może się obudzisz.
Ja pisząc, że wszystko to co niej wróci mam na myśli zupełnie coś innego.
Co zasiejesz w życiu, to zbierzesz - zasiejesz pietruszkę, to zbierzesz pietruszkę a nie marchew. Chodzi o konsekwencje swoich czynów. Skoro ta kobieta przez kilka lat żyła jako boczna przyssana do jakiegoś małżeństwa, to nie ma siły, żeby taka sprawa rozeszła się po kościach i żeby nie miała żadnych konsekwencji. Już chociażby to, jak ona dzisiaj się czuje jest konkretna konsekwencja jej działań.
Tak to co teraz ona czuje jest konsekwencją, ale poboli i przejdzie. Jak ból po każdym innym związku.
To żaden powód do dumy że było się kochanka jakiegoś żonatego.
Tak samo jak żadnym powodem do dumy jest bycie żoną i przymykanie oczu na romanse męża.
Żadnym powodem do dumy jest bycie z (i wybaczanie) przemocowcomi.
Żadnym powodem do dumy jest każdy zły związek w którym się było.
Ja po prostu nie lubię ludzi, którzy zdradzają, nie znoszę przemocy, a zdrada jest przemocą. Zdrada to brutalny gwałt na drugim człowieku, to napaść na człowieka, który nie zrobił katowi żadnej krzywdy.
Ja rzecz oceniam na takiej płaszczyźnie, troszkę inaczej do tego podchodzę niż stereotypowo.
Ja wręcz boję się takich ludzi, jak autorka.
Naprawdę trzeba mieć odpowiedni charakter, żeby wejść w vis takiego. Nazwać to błędem? To tak jakby nic nie powiedzieć.
Nie, ja czegoś takiego nie przyjmuje do wiadomości.
Gdyby mnie zdrada spotkała to do głowy by mi nie przyszło, aby winić kochankę. Nie kochanka zdradziła tylko mąż. Nie kochanka krzywdziła tylko mąż. Nie kochanka kłamała tylko mąż. Kochanka nie ma żadnych powinności względem kogoś kogo nie zna (żony). Męża przecież nie ukradła, bo mąż nie jest rzeczą którą można sobie wziąć. On sam podjął taką decyzję.
W życiu kochanki nie ma żony ponad jakiś abstrakt, jest za to obecny duszą i ciałem gołąbeczek gruchający kochance czułe słówka, wyznania o prawdziwej miłości i snujący plany wiecznej szczęśliwości gdy tylko uda mu się przezwyciężyć zły świat.
Co do współczesnych czasów. Ilu to mężczyzn podbijało do mnie chociaż dobrze wiedzieli, że jestem w związku. Ba, czasami byli to znajomi mojego partnera. Tak więc… Chyba obecnie wychodzi się z założenia, że nie ma takiego wagonika, którego nie da się odczepić.
Totalnie nie zgodzę się z całą Twoją wypowiedzią. Zastanawia mnie skąd ten jad w Tobie.
Bez sensu się wszyscy spinacie. Ulle napisał co myśli. I ma swój styl pisania co łatwo wychwycić, nie nazwałbym tego jadem, tylko szczerością do bólu, być może obarczoną doznaną krzywdą, ale to bez znaczenia.
Znaczenie ma fakt, że wszyscy w swoich wypowiedziach mają trochę racji, ale uogólniają. Taka nasza natura.
Nie ma MZ sensu zastanawianie się "skąd ten jad", tylko "co z wypowiedzi ulle jest dla mnie istotne".
I myślę że każdy lekko ogarnięty, jest w stanie wyciągnąć z komentarza Ulle coś dla siebie.
I choćby to: Tak, nie musisz nikogo o niczym informować, autorko, ale jeśli twój przyszły facet Cię zapyta o przeszłość a Ty skłamiesz, to na czym chcesz budować relację? Kłamstwo jako fundament?
Daleki jestem od skreślania Ciebie, bo w tym co piszesz widać sporo samokrytyki, za to szacunek.
Kubeł zimnej wody zawsze się przyda.
Bardzo bardzo chcesz, aby istniała jakaś sprawiedliwość dziejowa. Karma wróci i takie pierdoły. Ale to jest myślenie magiczne.
Brawo, ktoś to w końcu napisał.
Zdradzeni używają tego w ramach poprawiania sobie samopoczucia: "Karma wraca", "Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy". "Nie można zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu".
No przykro mi, ale to nie działa. Wszystko się może zdarzyć, także to że nic z tego co powyżej nie będzie miało miejsca.
A jak ktoś ma wątpliwości, to polecam poczytać "Rozwód po polsku".
ŚwiatbezBarw napisał/a:Totalnie nie zgodzę się z całą Twoją wypowiedzią. Zastanawia mnie skąd ten jad w Tobie.
Bez sensu się wszyscy spinacie. Ulle napisał co myśli. I ma swój styl pisania co łatwo wychwycić, nie nazwałbym tego jadem, tylko szczerością do bólu, być może obarczoną doznaną krzywdą, ale to bez znaczenia.
Znaczenie ma fakt, że wszyscy w swoich wypowiedziach mają trochę racji, ale uogólniają. Taka nasza natura.
Nie ma MZ sensu zastanawianie się "skąd ten jad", tylko "co z wypowiedzi ulle jest dla mnie istotne".
I myślę że każdy lekko ogarnięty, jest w stanie wyciągnąć z komentarza Ulle coś dla siebie.
I choćby to: Tak, nie musisz nikogo o niczym informować, autorko, ale jeśli twój przyszły facet Cię zapyta o przeszłość a Ty skłamiesz, to na czym chcesz budować relację? Kłamstwo jako fundament?
Daleki jestem od skreślania Ciebie, bo w tym co piszesz widać sporo samokrytyki, za to szacunek.
Kubeł zimnej wody zawsze się przyda.
Witoldzie, właśnie o to chodzi - żaden jad.
To kubeł zimnej wody, który czasem trzeba komuś wylać na głowę.
Jeśli ja czytam wywody autorki na temat tego faceta, który wyłania się jako postać pozytywna poświęcająca się dla dzieci, zagubiona i nieszczęśliwa, bo tkwiąca w związku małżeńskim z kompletnie niekochana kobieta itd, to kurczę, co ja mam sobie myśleć? Mam przyjmować słowa autorki bezrozumne i razem z nią kiwać głową ze zrozumieniem nad strasznym losem tego żonatego?
Jeśli ja czytam opis żony, jako szarej myszki stojącej przy garach i nadgorliwi mamuśki, która nawet na weekend nie chciała oddać dzieci do dziadków, bo wolała być z dziećmi itd, to co ja mam sobie myśleć? Mam myśleć że ta kobieta zasłużyła na to, by mąż ją zdradzał? Też mam kiwać głową i razem z autorka dziwić się temu żonatemu, że musi tak się męczyć z tą swoją żoną?
No ludzie kochani. Nawet głupota ma swoje granice.
Jeśli ja czytam, jaka to autorka jest pod każdym względem lepsza od żony tego żonatego, jak wielką miłością jego życia ona jest i że tylko popełniła błąd ( bagatela błędem nadawała kilkuletni romans z żonatym) itd, to proszę mi uwierzyć, ale nie mogłam czytać tego spokojnie.
To tyle.
Witold41 napisał/a:ŚwiatbezBarw napisał/a:Totalnie nie zgodzę się z całą Twoją wypowiedzią. Zastanawia mnie skąd ten jad w Tobie.
Bez sensu się wszyscy spinacie. Ulle napisał co myśli. I ma swój styl pisania co łatwo wychwycić, nie nazwałbym tego jadem, tylko szczerością do bólu, być może obarczoną doznaną krzywdą, ale to bez znaczenia.
Znaczenie ma fakt, że wszyscy w swoich wypowiedziach mają trochę racji, ale uogólniają. Taka nasza natura.
Nie ma MZ sensu zastanawianie się "skąd ten jad", tylko "co z wypowiedzi ulle jest dla mnie istotne".
I myślę że każdy lekko ogarnięty, jest w stanie wyciągnąć z komentarza Ulle coś dla siebie.
I choćby to: Tak, nie musisz nikogo o niczym informować, autorko, ale jeśli twój przyszły facet Cię zapyta o przeszłość a Ty skłamiesz, to na czym chcesz budować relację? Kłamstwo jako fundament?
Daleki jestem od skreślania Ciebie, bo w tym co piszesz widać sporo samokrytyki, za to szacunek.
Kubeł zimnej wody zawsze się przyda.
Witoldzie, właśnie o to chodzi - żaden jad.
To kubeł zimnej wody, który czasem trzeba komuś wylać na głowę.
Jeśli ja czytam wywody autorki na temat tego faceta, który wyłania się jako postać pozytywna poświęcająca się dla dzieci, zagubiona i nieszczęśliwa, bo tkwiąca w związku małżeńskim z kompletnie niekochana kobieta itd, to kurczę, co ja mam sobie myśleć? Mam przyjmować słowa autorki bezrozumne i razem z nią kiwać głową ze zrozumieniem nad strasznym losem tego żonatego?Jeśli ja czytam opis żony, jako szarej myszki stojącej przy garach i nadgorliwi mamuśki, która nawet na weekend nie chciała oddać dzieci do dziadków, bo wolała być z dziećmi itd, to co ja mam sobie myśleć? Mam myśleć że ta kobieta zasłużyła na to, by mąż ją zdradzał? Też mam kiwać głową i razem z autorka dziwić się temu żonatemu, że musi tak się męczyć z tą swoją żoną?
No ludzie kochani. Nawet głupota ma swoje granice.
Jeśli ja czytam, jaka to autorka jest pod każdym względem lepsza od żony tego żonatego, jak wielką miłością jego życia ona jest i że tylko popełniła błąd ( bagatela błędem nadawała kilkuletni romans z żonatym) itd, to proszę mi uwierzyć, ale nie mogłam czytać tego spokojnie.
To tyle.
Mnie też ruszyła ta historia strasznej matce co to sie zajeła tylko dziećmi.Ale autorka nie pomyslala, ze ojciec wypiął sie na rodzine i teraz matka zastępuje równiez ojca.Dzieci tesknily za tatą.Wiec jako matka, uznała ze jesli wyjedzie z ojcem, to ich tesknota zdwoi sie..Zresztą moze ten caly tatus w oczach matki był kims kto sie odsunął od nich..a na sex, aby zrobic wypad z ojcem , zostawiac pociech nie chciala.Delegacje ,emocjonalne odduniecie brak fizycznej rowniez pomocy.A teraz autorka nawet pojąć nie chce ze on jej nie kochał.Tylko angazowal sie w sex i sie przy tym bawil bez kosztów, jakie musiałby dac swojej rodzinie.Do tego jeszcze doszlo jego hobby.No facet jak marzenie ))))))
Dla pewnego siebie faceta przeszłość kobiety z którą związalo go uczucie prawie nigdy nie gra żadnej roli. Ludzie którzy tworzą związek po 30-tce zawsze mają za sobą jakąś przeszłość w tym temacie i nie każdy chce robić retrospekcję tego co było a nie jest.
Mylisz się.
Pewny siebie facet nawet nie weźmie pod uwagę takiej kobiety, jeśli chodzi o trwały i rokujący związek.
Przeszłość kobiety ma ogromne znaczenie dla budowania związku, bo pokazuje jak i jakie podejmuje ona decyzje oraz jak żyje z ich skutkami.
Związek dla mężczyzny, to nie tylko seks, to ogrom obowiązków o większości których kobiety nawet sobie nie zdają sprawy.
Dlatego też do związku dobieramy kobiety po selekcji.
Związek z byłą kochanką innego mężczyzny to zagrożenie.
Kobieta sama akceptuje takie postępowanie, to znaczy, że ryzyko zdrady przez nią jest dużo większe.
Nie liczy się z uczuciami innych, gdyby tak nie było, to po informacji, że były ma żonę i/lub dzieci od razu by z nim zerwała.
Taka kobieta jest też bardzo podatna na manipulację. 4 lata "obiecanek" o czymś świadczy.
Pewny siebie facet zrobiłby z niej zabawkę, a nie partnerkę do związku.
No oczywiście że macie po trochu wszyscy rację. Ja kiedyś już pisałam że odrzuciłam zaloty gościa który naprawdę wydawał się fajny, ale po lampce wina się wysypał mi, że zdradzał żonę. Całe, dosłownie całe zainteresowanie nim uciekło mi w sekundę. Skubani próbował potem jeszcze przez pół roku, ale nie dałam się nawet na kawę wyciągnąć. Bo tak, uważam, że jeśli ktoś ma taki Modus operandi, że jak robi się rutyna albo ciężko w związku to zamiast wziąć na siebie część odpowiedzialności i popracować nad rozwiązaniem - ucieka w łatwo, miło i motylki - to nie reprezentuje cech, których ja szukam u potencjalnego partnera. Podejrzewam, że faceci mogą myśleć podobnie.
Ale też bym z drugiej strony nie robiła już z autorki wiedźmy. Ona jest po prostu niedokochana, nieświadoma i chcąc tak bardzo utrzymać iluzję, że ktoś ją jednak kocha - uwierzyła bez żadnej weryfikacji w wersję o złej żonie, "zaniedbującej" męża*. Jasne, ona jest dorosła i powinna wiedzieć w ci się pakuja ale z tego co czytam to chce się zmienić. I na tym bym się skupiła.
* Zawsze mnie bawi to określenie. Jakby trzeba było między pracą, dziećmi, obowiązkami domowymi etc jeszcze skupiać się na tym by okazać dostarczająco dużo uwagi biedulkowi, inaczej skoczy w bok i to będzie wina tej kobiety. To dla mnie zabranie całej sprawczości i wpływu na zwiazek mężczyźnie i sprowadzenie go do roli dziecka, który nie umie wyrazić swoich potrzeb, coś sam zainicjować i zrobić.
No oczywiście że macie po trochu wszyscy rację. Ja kiedyś już pisałam że odrzuciłam zaloty gościa który naprawdę wydawał się fajny, ale po lampce wina się wysypał mi, że zdradzał żonę. Całe, dosłownie całe zainteresowanie nim uciekło mi w sekundę. Skubani próbował potem jeszcze przez pół roku, ale nie dałam się nawet na kawę wyciągnąć. Bo tak, uważam, że jeśli ktoś ma taki Modus operandi, że jak robi się rutyna albo ciężko w związku to zamiast wziąć na siebie część odpowiedzialności i popracować nad rozwiązaniem - ucieka w łatwo, miło i motylki - to nie reprezentuje cech, których ja szukam u potencjalnego partnera. Podejrzewam, że faceci mogą myśleć podobnie.
Ale też bym z drugiej strony nie robiła już z autorki wiedźmy. Ona jest po prostu niedokochana, nieświadoma i chcąc tak bardzo utrzymać iluzję, że ktoś ją jednak kocha - uwierzyła bez żadnej weryfikacji w wersję o złej żonie, "zaniedbującej" męża*. Jasne, ona jest dorosła i powinna wiedzieć w ci się pakuja ale z tego co czytam to chce się zmienić. I na tym bym się skupiła.* Zawsze mnie bawi to określenie. Jakby trzeba było między pracą, dziećmi, obowiązkami domowymi etc jeszcze skupiać się na tym by okazać dostarczająco dużo uwagi biedulkowi, inaczej skoczy w bok i to będzie wina tej kobiety. To dla mnie zabranie całej sprawczości i wpływu na zwiazek mężczyźnie i sprowadzenie go do roli dziecka, który nie umie wyrazić swoich potrzeb, coś sam zainicjować i zrobić.
To twoje odczucie ze sie robi z autorki wiedzme.Pozwol jednak miec innym ludziom tez swoje mysli na temat zaistnialej sytuacji.Kobiety ktore maja dzieci wiedza co to znaczy wychowywac.Autorka powinna isc na terapie ze wzgledu na depresje obecna i na checi zmiany swojego zycia na lepsze bez uwiklania sie w romanse.Ona juz swoja cene placi za brak rozsądku.Wiec nikt tu nie stara sie jej dowalać.Tylko sprawa ma wiele odcieni ktore kazdemu tu wypowiadajacemu sie, da moze bardziej klarowny wymiar.
44 2022-08-30 11:13:09 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-08-30 11:14:50)
Salomonka napisał/a:Dla pewnego siebie faceta przeszłość kobiety z którą związalo go uczucie prawie nigdy nie gra żadnej roli. Ludzie którzy tworzą związek po 30-tce zawsze mają za sobą jakąś przeszłość w tym temacie i nie każdy chce robić retrospekcję tego co było a nie jest.
Mylisz się.
Pewny siebie facet nawet nie weźmie pod uwagę takiej kobiety, jeśli chodzi o trwały i rokujący związek.
Przeszłość kobiety ma ogromne znaczenie dla budowania związku, bo pokazuje jak i jakie podejmuje ona decyzje oraz jak żyje z ich skutkami.Związek dla mężczyzny, to nie tylko seks, to ogrom obowiązków o większości których kobiety nawet sobie nie zdają sprawy.
Dlatego też do związku dobieramy kobiety po selekcji.Związek z byłą kochanką innego mężczyzny to zagrożenie.
Kobieta sama akceptuje takie postępowanie, to znaczy, że ryzyko zdrady przez nią jest dużo większe.
Nie liczy się z uczuciami innych, gdyby tak nie było, to po informacji, że były ma żonę i/lub dzieci od razu by z nim zerwała.
Taka kobieta jest też bardzo podatna na manipulację. 4 lata "obiecanek" o czymś świadczy.
Pewny siebie facet zrobiłby z niej zabawkę, a nie partnerkę do związku.
Farmer, ty masz takie spostrzeżenia a ja mam inne. Choćby - dziewczyna 18 letnia, która dała się uwieść żonatemu i dzieciatemu facetowi i żyła z nim przez 10 lat. W końcu się ocknęła, może dojrzała, może jej się znudzilo, tego nie wiem, ale rzuciła go w diabły i za jakiś czas poznała wolnego faceta w swoim wieku. Dziś są małżeństwem i to bardzo zgodnym, mają dwóch synów i żyją naprawdę fajnie. Jej mąż to nie jakaś "popierdółka", tylko naprawdę ktoś z charakterem. I doskonale wie, że dziewczyna żyła w takim związku bo jej były partner nie mogąc się pogodzić że ją stracił robił jej "jazdy" z prześladowaniami wlącznie. Tymczasem rozpadło się jego malżeństwo, bo rozpaść się w końcu przecież musiało i facet został z ręką w nocniku.
Wprawdzie to jedyny przykład jaki znam osobiście, bo więcej byłych kochanek nie znam tyle co z forum, ale jeśli istnieje jeden taki to pewnie jest ich więcej
PainIsFinite napisał/a:No oczywiście że macie po trochu wszyscy rację. Ja kiedyś już pisałam że odrzuciłam zaloty gościa który naprawdę wydawał się fajny, ale po lampce wina się wysypał mi, że zdradzał żonę. Całe, dosłownie całe zainteresowanie nim uciekło mi w sekundę. Skubani próbował potem jeszcze przez pół roku, ale nie dałam się nawet na kawę wyciągnąć. Bo tak, uważam, że jeśli ktoś ma taki Modus operandi, że jak robi się rutyna albo ciężko w związku to zamiast wziąć na siebie część odpowiedzialności i popracować nad rozwiązaniem - ucieka w łatwo, miło i motylki - to nie reprezentuje cech, których ja szukam u potencjalnego partnera. Podejrzewam, że faceci mogą myśleć podobnie.
Ale też bym z drugiej strony nie robiła już z autorki wiedźmy. Ona jest po prostu niedokochana, nieświadoma i chcąc tak bardzo utrzymać iluzję, że ktoś ją jednak kocha - uwierzyła bez żadnej weryfikacji w wersję o złej żonie, "zaniedbującej" męża*. Jasne, ona jest dorosła i powinna wiedzieć w ci się pakuja ale z tego co czytam to chce się zmienić. I na tym bym się skupiła.* Zawsze mnie bawi to określenie. Jakby trzeba było między pracą, dziećmi, obowiązkami domowymi etc jeszcze skupiać się na tym by okazać dostarczająco dużo uwagi biedulkowi, inaczej skoczy w bok i to będzie wina tej kobiety. To dla mnie zabranie całej sprawczości i wpływu na zwiazek mężczyźnie i sprowadzenie go do roli dziecka, który nie umie wyrazić swoich potrzeb, coś sam zainicjować i zrobić.
To twoje odczucie ze sie robi z autorki wiedzme.Pozwol jednak miec innym ludziom tez swoje mysli na temat zaistnialej sytuacji.Kobiety ktore maja dzieci wiedza co to znaczy wychowywac.Autorka powinna isc na terapie ze wzgledu na depresje obecna i na checi zmiany swojego zycia na lepsze bez uwiklania sie w romanse.Ona juz swoja cene placi za brak rozsądku.Wiec nikt tu nie stara sie jej dowalać.Tylko sprawa ma wiele odcieni ktore kazdemu tu wypowiadajacemu sie, da moze bardziej klarowny wymiar.
A gdzie ja Ci nie pozwalam mieć swojego zdania? Sama zostałam porzucona dla kochanki mając dwójkę małych dzieci więc wiem co to znaczy wychowywać dzieci:) rozumiem że tu dyskutujemy i każdy może mieć swoją opinie
To ciekawa jestem co byście powiedzieli o kochance mojego ex ( teraz już dziewczynie ,miłości życia czy jak tam zwał ),która nie raz spala z żonatym ,nawet już jako panienka .Nawet w swojej miejscowosci ma opinię " dupodajki".I w takiej mój ex się zakochał i dla takiej rodzinę zostawił.Wiec myślę ,że autorka też ma jeszcze szansę ...
47 2022-08-30 12:45:22 Ostatnio edytowany przez anna.zakochana (2022-08-30 12:48:57)
Manuelka, u nich to nie wiadomo jescze jak się to skończy jak będą razem >3 lata to będzie cud. a chyba mówimy o takich rokujących związkach. i porządnych acetach, a nie takich co rozbijają rodzinę z dwóją dzieci zamiast naprawiać.
ciekawa dyskusja ogólnie, ja bym na pewno nie wzięła się za kolesia który zdradził lub który był kochankiem zamężnej. myślę, że będą osoby (i kobiety i mężczyźni) dla któych to nie będzie miało znaczenia, niemniej wydaje mi się że w większości nie zdają sobie sprawy z ryzyka i mają ogólnie małe doświadczenie w związkach i mało widzieli. ale mogę się mylić.
48 2022-08-30 12:48:04 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-08-30 12:49:50)
To ciekawa jestem co byście powiedzieli o kochance mojego ex ( teraz już dziewczynie ,miłości życia czy jak tam zwał ),która nie raz spala z żonatym ,nawet już jako panienka .Nawet w swojej miejscowosci ma opinię " dupodajki".I w takiej mój ex się zakochał i dla takiej rodzinę zostawił.Wiec myślę ,że autorka też ma jeszcze szansę ...
Może ma szansę?
Życie pisze różne scenariusze.
Tylko że ja nie wiem o co Ci dokładnie chodzi. Czyżbyś chciała napisać nam, że Twój były mąż, który zostawił Cie dla dupodajki jest mądrym i porządnym facetem?
No ja bym tu dyskutowała na temat Twojego byłego męża.
Odpad związał się z odpadem, a Ty widzisz w tym przykład, jak to dobrze wychodzi się na lajdactwie?
Salomonka podala argument (niby z najblizszego kregu znajomych czy rodzinyy, a jak prawdziwy czy zdeformowany to obraz to tego nie wiemy )ze 28 latka po 10 letnim romansie z zonatym zwiazala sie z niby "porzadnym" rowiesnikiem i ze niby "on wie i akceptuje" no i nie jest popeirdulka Ja tam bym dystkutowal czy on jest "porzadnym"mezczyzna ale wiadomo, ze moze jak kanony piekna sa rozne to moze i kanony "porzadnosci" tez cechuja sie plynnoscia
Salomonka podala argument (niby z najblizszego kregu znajomych czy rodzinyy, a jak prawdziwy czy zdeformowany to obraz to tego nie wiemy )ze 28 latka po 10 letnim romansie z zonatym zwiazala sie z niby "porzadnym" rowiesnikiem i ze niby "on wie i akceptuje" no i nie jest popeirdulka
Ja tam bym dystkutowal czy on jest "porzadnym"mezczyzna ale wiadomo, ze moze jak kanony piekna sa rozne to moze i kanony "porzadnosci" tez cechuja sie plynnoscia
A widzisz Są na świecie rzeczy o których ci się nawet nie śniło
Rozumiem do czego Wy wszyscy pijecie.
Z tym, że ok, byłam boczniarą, ale nigdy nikogo nie zdradziłam. Nigdy nie patrzyłam w oczy, nie mówiłam, że kocham i szłam do kogoś innego. Owszem, brałam udział w zdradzie, nie byłam empatyczna wobec tej kobiety, ale niestety opierałam się na tym co słyszałam i wierzyłam, bo chciałam wierzyć. Brak empatii do niej wynika z moich deficytów. Nie wiem czy ktoś, kto ma poczucie własnej wartości na wysokim poziomie zgodziłby się na taką relację. Sądzę że nie. Na szczęście - ludzie się zmieniają, oczywiście jeśli chcą. Ja chcę. A jak na tym wyjdzie, to czas pokaże.
Ulle, możesz mi wrzucać, mówić, jaka to ja przegrana jestem, jak bardzo mi się to wszystko należy, jak beznadziejnych i nieporządnych facetów teraz będę miała, ale... Ja nigdy nie byłam z siebie dumna, nigdy nie byłam dumna z tego, że jestem kochanką, nigdy się tym nie chwaliłam i nie budowałam, jaka ja zajebista, bo koleś wybrał sobie mnie na kochankę. Cierpiałam, bo romans w takiej konfiguracji to cierpienie, ale wmawiałam sobie, że to się zmieni. Twierdzisz, że mnóstwo osób wie o moim romansie, że znajomi już dawno się zorientowali co robię.
Tu Cię zdziwię, bo pomimo tak długiego stażu romansu wiedzą o tym tylko 2 osoby. Raczej przyznać się do tego, że jest się w czymś takim i ciężko jest to przerwać, jest wstydem, a nie chlubą.
Miałam 3 podejścia do terapii u 3 różnych osób. Kończyło się po kilku spotkaniach. Ani razu nie wyniosłam z niej nic, oprócz pustego portfela. Dlatego teraz próbuję poradzić sobie z tym sama. Analizuję krok po kroku co się wydarzyło. Ale już nie pod kątem, BO ON, tylko bo ja.
Salomonka podala argument (niby z najblizszego kregu znajomych czy rodzinyy, a jak prawdziwy czy zdeformowany to obraz to tego nie wiemy )ze 28 latka po 10 letnim romansie z zonatym zwiazala sie z niby "porzadnym" rowiesnikiem i ze niby "on wie i akceptuje" no i nie jest popeirdulka
Ja tam bym dystkutowal czy on jest "porzadnym"mezczyzna ale wiadomo, ze moze jak kanony piekna sa rozne to moze i kanony "porzadnosci" tez cechuja sie plynnoscia
Jeżeli zdefiniujemy porządnego jako takiego, który oczekuje nienagannego prowadzenia się wybranki to faktycznie, nie jest porządny.
Niektórzy są tak porządni, że wymagają czystości aż do ślubu. A cała reszta jest “nieporządna”…
Ciekawe gdyby tu zjawił się facet z informacją, że właśnie przestał być kochankiem męzatki po iluś latach, czy dostałby także informacje że z nim to już koniec, że spalił za sobą wszystkie mosty i że najlepiej żeby za granicę uciekł bo na normalny związek to już nie ma właściwie szans, bo go żadna "porządna" kobieta na męża nie wybierze?
Zależy, kto jak definiuje kogoś, jako porządnego. Jednemu coś będzie przeszkadzać i będzie go skreślało z góry, a drugiemu nie będzie to w żaden sposób wadzić.
Czy ja bym się związała z kimś, kto kiedyś był czyimś kochankiem? Jeśli wyciągnął z tego wnioski i przepracował to ze sobą, to dlaczego nie? Przecież nie jest seryjnym mordercą, czy pedofilem.
Ciekawe gdyby tu zjawił się facet z informacją, że właśnie przestał być kochankiem męzatki po iluś latach, czy dostałby także informacje że z nim to już koniec, że spalił za sobą wszystkie mosty i że najlepiej żeby za granicę uciekł bo na normalny związek to już nie ma właściwie szans, bo go żadna "porządna" kobieta na męża nie wybierze?
No właśnie, podwójne standardy.
Ja bym takiego mężczyznę wzięła, czemu nie. W końcu lepszy taki “związek” na koncie niż gdyby miał być przez lata singlem radośnie zaliczającym panienki z tindera.
56 2022-08-30 13:41:51 Ostatnio edytowany przez Ajko (2022-08-30 13:58:26)
ŚwiatbezBarw masz dar opowiadania. Wciągnęła mnie twoja historia.
Poczucie własnej wartości jest potrzebne wszystkim, jest takim buforem, który często nas chroni. Nie jest też dziwnym, że gardzisz kimś, kogo uważasz za gorszego, skoro też i dla siebie nie masz współczucia i empatii. Swoją wartość budowałaś na innych ludziach, to oni byli od tego, aby poczuła się ładna, mądra, właściwa, lepsza... bezpieczna. Ty gdy weszłaś w ten związek miałaś 26 lat. Jeszcze czas gdy czułaś się młoda (dalej jesteś jakby co, ale jest dużo zjebów, którzy lubią uświadamiać kiedy zaczyna się starość, zwłaszcza kobietom) atrakcyjna, lepsza od innych, paradoksalnie to nie wyklucza poczucia niskiej wartości. Tego co się dostało w dziecięcym życiu się nie oszuka, to będzie wracać jak opryszczka, która wyłazi jak jest z nami źle. Nie piszę tego tego jako krytykę, tylko jako schemat myślenia bardzo często młodych ludzi, ogólnie ludzi.
To jest odwieczne koło życia. Zaburzeni rodzice, a ich nie brakuje, nigdy nie wychowają normalnego, zdrowo myślącego o sobie dziecka. Dodatkowo doświadczenia, porównywanie się, obserwacje, również utrudniają budowanie dobrego podejścia do siebie. Czego my jako kobiety (wiem, że mężczyźni też mają swoje "prawdy najprawdziwsze" od społeczeństwa)uczymy się w życiu, że liczy się twój wiek, uroda, płodność, dyspozycyjność, uległość, pracowitość, oddanie, inteligencja może być, ale w sumie po co to kobiecie, tylko może przeszkadzać w umilaniu życia innym, dobry humor i mężczyzna. Jeśli jest ten mężczyzna to podbija twoją "wartość". Inne umiejętności, zalety no mogą być jak podnoszą przy okazji budżet domowy, ale jakby co to może ich nie być. I tak wychodzisz młoda dziewczyna, córka zdradzanej matki, zdradzającego ojca w świat. Matki, która nie potrafiła uwolnić się od ojca i od ojca, który nie wiedzieć czemu nie odszedł definitywnie od matki. Idzie 30, schemat starości, nasza ludzka idiotyczna pułapka, która odbiera nam radość życia, zaczyna działać. Chcesz zrobić porządki, ale czy na pewno zrobisz to czas pokaże, bo może tak tylko zawodzisz, a potem znowu schemat rodziców zadziała.
Przede wszystkim spójrz logicznie, ale bez oskarżania siebie, tylko z intencją zrozumienia, na swoje życie. Szukaj w nim tych schematów, które cię ukształtowały i je zmieniaj. To się dzieje, latami, bardzo wolno, ale od ciebie zależy czy się pochylisz nad sobą. Zacznij od najwcześniejszych, wracających momentów z dzieciństwa, one ci pokażą dalszą drogę.
Powodzenia dziewczyno, obyś nie wróciła do swojego "powietrza", bo to nie powietrze, a śmierdzący "narkotyk".
Terapia na pewno ci się bardzo przyda, bo jak napisałaś ciągle wchodzisz w toksyczne relacje. Szkoda czasu by się za to nie zabrać. Bo to się samo nie naprawi.
Rozumiem do czego Wy wszyscy pijecie.
Z tym, że ok, byłam boczniarą, ale nigdy nikogo nie zdradziłam. Nigdy nie patrzyłam w oczy, nie mówiłam, że kocham i szłam do kogoś innego. Owszem, brałam udział w zdradzie, nie byłam empatyczna wobec tej kobiety, ale niestety opierałam się na tym co słyszałam i wierzyłam, bo chciałam wierzyć. Brak empatii do niej wynika z moich deficytów. Nie wiem czy ktoś, kto ma poczucie własnej wartości na wysokim poziomie zgodziłby się na taką relację. Sądzę że nie. Na szczęście - ludzie się zmieniają, oczywiście jeśli chcą. Ja chcę. A jak na tym wyjdzie, to czas pokaże.
Ulle, możesz mi wrzucać, mówić, jaka to ja przegrana jestem, jak bardzo mi się to wszystko należy, jak beznadziejnych i nieporządnych facetów teraz będę miała, ale... Ja nigdy nie byłam z siebie dumna, nigdy nie byłam dumna z tego, że jestem kochanką, nigdy się tym nie chwaliłam i nie budowałam, jaka ja zajebista, bo koleś wybrał sobie mnie na kochankę. Cierpiałam, bo romans w takiej konfiguracji to cierpienie, ale wmawiałam sobie, że to się zmieni. Twierdzisz, że mnóstwo osób wie o moim romansie, że znajomi już dawno się zorientowali co robię.
Tu Cię zdziwię, bo pomimo tak długiego stażu romansu wiedzą o tym tylko 2 osoby. Raczej przyznać się do tego, że jest się w czymś takim i ciężko jest to przerwać, jest wstydem, a nie chlubą.Miałam 3 podejścia do terapii u 3 różnych osób. Kończyło się po kilku spotkaniach. Ani razu nie wyniosłam z niej nic, oprócz pustego portfela. Dlatego teraz próbuję poradzić sobie z tym sama. Analizuję krok po kroku co się wydarzyło. Ale już nie pod kątem, BO ON, tylko bo ja.
I to dobra droga. Jak z alkoholikiem - wszystko zaczyna się od uświadomienia sobie problemu. Trzymam kciuki!
Wprawdzie to jedyny przykład jaki znam osobiście, bo więcej byłych kochanek nie znam tyle co z forum, ale jeśli istnieje jeden taki to pewnie jest ich więcej
Wyjątki nie stanowią reguły.
W podanym przez Ciebie przykładzie kobieta podporządkowała się silnemu mężczyźnie.
Gdyby tego nie zrobiła, to by nic z tego nie wyszło.
A teraz powiedź z ręką na sercu ile kobiet by to zrobiło?
Ciekawe gdyby tu zjawił się facet z informacją, że właśnie przestał być kochankiem męzatki po iluś latach, czy dostałby także informacje że z nim to już koniec, że spalił za sobą wszystkie mosty i że najlepiej żeby za granicę uciekł bo na normalny związek to już nie ma właściwie szans, bo go żadna "porządna" kobieta na męża nie wybierze?
Niech się kobiety wypowiedzą, zakładając jednak że:
1. Mężczyzna cały czas coś czuje do byłej kochanki
2. Ma z nią kontakt
3. Nie była to pierwsza kobieta, z która miał taki układ
4. Spotykał się z nią wiedząc, że rujnuje tym rodzinę
Autorko, wczoraj o 12.21 napisałaś post, w którym ja przeczytałam, że ten żonaty był dobrym człowiekiem, który poświęcił swoje życie dla żony, dzieci czyli dla rodziny oraz to, jaka bezplciowa jest jego żona, kura domowa i matka roku, która obudziła się dopiero w maju tego roku, a także o tym za kogo Ty się miałaś w tym układzie.
Sorry, ale czytając Twoje wywody robiłam oczy jak pięć złotych, gdyż zobaczyłam w Tobie wyjątkowa egoistyczna osobę z przerostem ambicji i wielkim mniemaniem o sobie.
Ten post sprowokował mnie, by napisać Ci parę słów na lekkie otrzeźwienie.
Dopóki nie przeczytałam tego posta nawet Ci współczułam.
Po tym, co napisałaś zobaczyłam te rodzinę, do której byłaś przyssana przez lata, zobaczyłam żonę tego człowieka, jego samego i pewna siebie egoistyczna zadbana i pachnąca kochankę, której żona do pięt nie dorasta.
Jeszcze dzisiaj rano pisałaś, że owszem czujesz się od niej lepsza.
Teraz dochodzi piętnasta, a Ty już rzekomo masz takie refleksje, jakbyś była przynajmniej miesiąc PO po głębokich przemyśleniach.
Szybko to się u Ciebie toczy.
Nie mam do Ciebie nic osobiście i niech wiedzie Ci się jak najlepiej, jednak nie wyobrażaj sobie, że nie poniesiesz żadnych konsekwencji oprócz tego, że drugi dzień płaczesz w poduszkę.
Będą konsekwencje i jeszcze wiele razy zapłacisz wysoką cenę za te historię.
Naprawdę wierzysz w to, że o wszystkim wiedza tylko dwie osoby? Litości dziewczyno.
Kompletnie nie znasz się na ludziach.
Manuelka11 napisał/a:To ciekawa jestem co byście powiedzieli o kochance mojego ex ( teraz już dziewczynie ,miłości życia czy jak tam zwał ),która nie raz spala z żonatym ,nawet już jako panienka .Nawet w swojej miejscowosci ma opinię " dupodajki".I w takiej mój ex się zakochał i dla takiej rodzinę zostawił.Wiec myślę ,że autorka też ma jeszcze szansę ...
Może ma szansę?
Życie pisze różne scenariusze.
Tylko że ja nie wiem o co Ci dokładnie chodzi. Czyżbyś chciała napisać nam, że Twój były mąż, który zostawił Cie dla dupodajki jest mądrym i porządnym facetem?
No ja bym tu dyskutowała na temat Twojego byłego męża.
Odpad związał się z odpadem, a Ty widzisz w tym przykład, jak to dobrze wychodzi się na lajdactwie?
Chodzi mi o to ,że kobieta ,która nie ma skrupułów ,wartości i bierze się za żonatych często znajduje "jelenia" ,który nie patrzy jaką ona ma przeszłość ( no chyba ,że akurat mój ex o tym nie wiedział ) i tworzą razem związek nie patrząc na krzywdę innych.Mysle więc ,że nawet jesli facet wie,że wybranka miała wcześniej relacje z żonatymi ale się zakochał - to jej przeszłość nie ma znaczenia.Chyba ,że może potem przychodzi jakaś refleksja...
Salomonka napisał/a:Wprawdzie to jedyny przykład jaki znam osobiście, bo więcej byłych kochanek nie znam tyle co z forum, ale jeśli istnieje jeden taki to pewnie jest ich więcej
Wyjątki nie stanowią reguły.
W podanym przez Ciebie przykładzie kobieta podporządkowała się silnemu mężczyźnie.
Gdyby tego nie zrobiła, to by nic z tego nie wyszło.
A teraz powiedź z ręką na sercu ile kobiet by to zrobiło?
Chyba znasz ich lepiej niż ja W tym związku nikt nikomu nie jest podporządkowany. Skąd ty czerpiesz wiedzę o kobietach i związkach, bo wychodzisz mi na gościa którego lepiej omijać szerokim łukiem.
Co do twojego pytania, to mogę tylko odpowiedzieć za siebie, a ja bym się nigdy nikomu nie "podporządkowala" i z żadnych powodów. Dawno już z takiej głupoty wyrosłam.
Salomonka napisał/a:Ciekawe gdyby tu zjawił się facet z informacją, że właśnie przestał być kochankiem męzatki po iluś latach, czy dostałby także informacje że z nim to już koniec, że spalił za sobą wszystkie mosty i że najlepiej żeby za granicę uciekł bo na normalny związek to już nie ma właściwie szans, bo go żadna "porządna" kobieta na męża nie wybierze?
Niech się kobiety wypowiedzą, zakładając jednak że:
1. Mężczyzna cały czas coś czuje do byłej kochanki
2. Ma z nią kontakt
3. Nie była to pierwsza kobieta, z która miał taki układ
4. Spotykał się z nią wiedząc, że rujnuje tym rodzinę
1. Nie da się zweryfikować czy na pewno nie czuje. Ale nie ma różnicy między kochanką, a zwykłą ex.
2. Tak samo jak kontakt z jakąkolwiek ex.
3. Gdyby już z 3 razy z rzędu tak miał to bym była ostrożna.
4. Nie on rujnuje rodzinę tylko zdradzający.
Napiszę z punktu widzenia zdradzacza kilka słów: Mi żona zawsze powtarzała, ze jak jest w domu dobrze, to się na zewnątrz przygód nie szuka i jest w tym dużo prawdy, chyba że ktoś ma po prostu kurwienie się wpisane w DNA. Ja przez kilkanaście lat byłem jej wierny i inne kobiety dla mnie nie istniały, po czym żona się kimś zauroczyla, kto wg niej bardziej zwracał na nią uwagę (po prostu chciałby ją tylko przelecieć) i pomimo że skończyło się na samym flircie to ją po prawie 20 latach olśniło I stwierdziła ze nie pasujemy już do siebie, po czym powiedziała, żebym poszukał sobie kogoś innego, co też w końcu (po 2 latach) uczyniłem. Gdy powiedziałem o tym żonie to nagle zmieniła zdanie i zapragnęła wrócić wybaczając nawet zdradę. Do czego zmierzam:
Autorka absolutnie nie powinna się biczować za te lata, kiedy żyła nadzieją, nie znamy dokładnie jej przypadku i wyciąganie lekko wniosków nie zawsze jest dobre. Nie myślę też, że ta kobieta jest napiętnowana u płci przeciwnej, mi absolutnie ta historia by nie przeszkadzała, mowilaby mi bardziej, że ona jest wręcz stała w uczuciach.
To co zauważyłem na tym forum to ten sam wciąż powtarzajacy się schemat:
Terapia = tabletka na wszystko
Powiedzenie "serce nie sługa"- już dawno wyszło z mody.
Ja osobiście tego faceta rozumiem, bo pewnie w domu nie ma tego, co jest na boku, A na boku nie ma tego co jest w domu i dąży do tego, żeby mieć jedno i drugie, co oczywiście nigdy nie nastąpi. W naturze każdego człowieka jest chęć polepszenia swojego statusu, czy to materialnego, czy zdrowia, związku itp. Tu jest klasyczna pułapka, w której są 3 osoby, ja po części tego gościa rozumiem, bo naprawdę trudno jednym cięciem rozwalić coś na co się ciężko pracowało latami, myślę że kobietom to latwiej przychodzi. Kobieta zostaje z dziećmi, w które włożyla wiele serca i energii, facet natomiast zostaje zazwyczaj z niczym.
Znam też np taki przypadek, gdzie kobieta romansowala z kumplem z pracy prawie 10 lat i zdarzyło się tak, że jego żona zachorowała i zmarła. Teraz od 5 lat dawni kochankowie tworzą szczęśliwą parę. I tak w życiu bywa.
no tak, jak już żona zabiegana z dziećmi i zero pomocy bo misiu hobby praktykuje to biedny misiu może sobie pójść w bok i to już nie jest kurwienie tylko spełnianie swoich potrzeb.
kurwi to się logika w Twojej wypowiedzi.
serce sercem ale rozum i moralność też fajnie mieć.