Wieka: ja nie traktuję tej szeptuchy jak wyrocznia, ale faktem jest, że to co mi pisze to naprawdę wszystko się bardzo mocno klei, a drobne nie związane ze sprawą szczegóły, które ona tak trafnie przewiduje, podnoszą jej wiarygodność, jakkolwiek dziwacznie nie miałoby to zabrzmieć.
Agnes76 napisał/a:Granie wycofanego jak również obojętnego nie jest dobre, tym bardziej, że wcale tego nie chcesz i tak nie jest. Bądź sobą, skoro Ci zależy to spokojnie to okazuj. Nie wręczaj żonie kwiatów, bo to byłoby sztuczne, za to na wspólne rozrywki zapraszaj. Tylko, na Boga, nie rób tego tak:
-może byśmy zrobili sobie wycieczkę po obiedzie?
-a gdzie?
-a gdzie byś chciała?
bo zjebka murowana. Masz mieć pomysł, bo inaczej znowu wyjdzie, że wszystko na nią zwalasz, a ona już nie chce myśleć za Was dwoje.
Takich dialogów ten sposób nigdy nie prowadziliśmy
Zazwyczaj była konkretna propozycja z jej, albo mojej strony. Myślę nawet, że lepiej by zabrzmiało "choć zrobimy sobie wycieczkę" zamiast "a może byśmy zrobili wycieczkę"
Agnes76 napisał/a:Jak odmówi też nie ma tragedii - spokojnie oświadcz, że proponujesz, bo podobno tego oczekuje.
"Ja już nic od ciebie nie oczekuję, tyle czasu się o to prosiłam, a teraz już nie chcę". Mogę próbować walić głową w mur i dalej pokazywać, że mi zależy, ale jeśli miałbym to robić to faktycznie tylko konkretami. Problem w tym, że i mój dzbanek już się kończy, sama wcześniej mi przyznała po drugim kryzysie, że mało który facet by z nią takie coś wytrzymał. Nie wiem czy chcę iść tą drogą, bo odbieram to trochę jak poniżanie samego siebie i nie wiem, czy nie została ostatnia już droga taka, gdzie grałbym tymi samymi kartami co ona. Przykładowo - niedawno robiliśmy sprzątanie u dzieci i oddaliśmy sporo starych zabawek, z których oni wyrośli. Ja bym wtedy mógł powiedzieć, że niektóre zostawię, bo kto wie może tu zamieszkam z kobietą, która będzie miała dziecko w tym wieku, albo może i nasze dziecko to będzie. Podobno wizja poczucia realnej straty potrafi ściągnąć na ziemię, choć nie wiem czy w jej przypadku to by zadziałało. Dzisiaj pierwszy raz po 10 dniach wysłała mi na messengerze ciekawe zdjęcie z grupy o architekturze, bo często sobie takie rzeczy wysyłaliśmy, nie wiem jak na to zareagować. Nie chcę być na każde jej zawołanie. Jeszcze jedna sytuacja mi się przypomniała: Na początku drugiego kryzysu rok temu pojechała do innego miasta do koleżanek, tam spędziła fajnie czas i pamiętam, że przed snem napisała, że była tu i tu plus jakieś jeszcze szczegóły. Ja jej odpisałem wtedy "To super. Dobranoc". Relacje były wówczas takie same jak dzisiaj (nic od ciebie już nie chcę). Niedługo potem wypomniała mi to, że ona się otworzyła na mnie a ja to zlałem. Naprawdę trudno mi utrafić w odpowiednią chwilę z właściwą dla niej reakcją.
Agnes76 napisał/a:No i to są bardzo dobre cytaty. Należy zrozumieć, że miłości i akceptacji nie trzeba szukać na zewnątrz, bo jeśli sami w sobie jej nie mamy to nikt nas nie uszczęśliwi.
OK, dzięki. Nie wiem czy ona tego nie interpretuje w inny sposób postrzegając mnie jako główną przyczynę jej zagubienia? Bo jakiś powód bezpodstawnej agresji słownej musi być.
Agnes76 napisał/a:Dawanie bez umiaru a potem wystawianie rachunku za dar, to nie jest żaden dar tylko kredyt do spłaty. Nie powinna wylewać wszystkiego i zostać pustą, zrobiła błąd i sama jest za niego odpowiedzialna. Możesz jej pomóc ten dzban napełnić ( jakieś rozrywki i co tam jej pomoże) a potem niech już tego błędu nie robi.
Ja niedawno powiedziałem jej w podobny sposób o tym kredycie. Albo się daje komuś bo ma się taką potrzebę, albo daje się po to, żeby dostać coś w zamian. Ja jej od dawna mówię, że jedną z zasad, jakimi kieruję się w życiu to jest nie mieć oczekiwań. Po prostu. Oczywiście to jest uproszczenie, bo np miłości od niej oczekuję, ale chodzi o dawanie i branie w ogólnym znaczeniu w odniesieniu do kogokolwiek.
Agnes76 napisał/a:No i dobrze, że nie szuka siebie na zewnątrz, Ty tez nie szukasz. Jak coś robisz to z potrzeby serca i miłości, a nie dla przypodobania się i sztucznych pochwał.
Tu warto jeszcze powiedzieć o czymś - bardzo często zarzuca mi, że robię coś z głowy, a nie z serca. Przyznam, że mnie tym potrafi irytować, bo nie jestem tak uduchowiony jak ona i nie dostrzegam różnicy co jest z czego. Wiem, że z serca to robi się coś, gdy ma się taką ochotę, a z głowy wtedy, gdy się myśli, że powinno się to zrobić. Niemniej jednak gdy robiłem dla niej coś miłego, czy cokolwiek mówiłem w niedawnych trudnych dyskusjach, to słyszałem wielokrotnie "Nie, ty to mówisz z głowy, a nie z serca". Nie idzie wtedy prowadzić normalnej dyskusji z taką kontrami, jakie daje.
Agnes76 napisał/a:Mam wrażenie, że boisz się jej niezależności, a w jej samodzielności upatrujesz powodu rozstania. Jedno z drugim niewiele ma wspólnego. Pamiętaj, że najszybciej pies się zerwie z krótkiego łańcucha. Niech się rozwija, realizuje te swoje projekty, a Ty w tym czasie też dbaj o siebie i jednocześnie bądź bardziej obecny w życiu rodzinnym, bo o to przede wszystkim szła batalia. Jak najbardziej coś organizuj, żebyś się kojarzył z przyjemnym spędzaniem czasu.
Absolutnie nie boję się jej niezależności, o czym jej mówiłem wiele razy, a ona mi nieraz potrafi zarzucić, że ją w pewnym sensie ubezwłasnowolniłem, żeby ją kontrolować, gdzie ja nie miałem nigdy takiego zamiaru. Zeszłym razem nazwała mnie nawet "psychopatą w białych rękawiczkach". To też był cios z grubej rury, bo ja naprawdę jej nigdy niczego nie zabraniałem.