wieka napisał/a:Nie, tu mają lecieć wióry, żeby sytuacja się wyjaśniła, a to kochanie też sobie darować, bo najwyrażniej jest jednostronne.
Michał traktował żonę jak księżniczkę i ma efekt, ona nie czuje, że ma faceta w domu, tylko współlokatora w swoim mieszkaniu, który płaci za pobyt, pomaganiem w domu.Ale co ma się wyjaśnić na skutek lecenia wiórów?
Nie chodzi Ci wcale o jakiekolwiek wyjaśnienie, bo sytuacja jest jasna. Ty chcesz awanturą albo psychiczną przemocą zmusić żonę do uległości. On ma być twardy a nie miętki i pokazać, kto w domu nosi spodnie.Nie na każdą kobietę działa siła i szantaż. W mojej ocenie na żonę Michała nie zadziała.
Myślę, że jest dobrym mężem, ma wiele atutów, dużo w życiu osiągnął i tylko ta dziedzina jego życia lezy. Z czasem zaczął ją traktować jako swój punkt honoru, bo jego męskie ego cierpi. On by nawet poszedł na terapię, byle nie sam, bo za nic w świecie się nie przyzna, że może mieć jakieś braki. Jemu staje to z jego strony wszystko w porządku, żona nie chce to problem jest po jej stronie. Jego racja i koniec, kropka.
Między wierszami w postach można wyczytać, że żona dla dobra rodziny ma się zgadzać, żeby mąż mógł sobie zrobić dobrze, nawet jeśli jej to nie sprawia przyjemności. Jej ciało z chwilą ślubu przestało być jej własnością, i małżonek ma prawo go używać wedle własnych potrzeb, bo ma prawo do zaspokojenia swojej przyjemności. Według niektórych akurat taka jest definicja małżeństwa, że jak pan chce to pani musi dać, bo jego prawo jest nadrzędne. Tymczasem nawet nauka kościoła nie idzie tak daleko. Ma z nim dwoje dzieci, jest mu wierna, jest dobrą żoną ( gdyby nie była to już by wyliczył jej zaniedbania) jest matką i nie musi uprawiać seksu w celu innym niż prokreacja, tak więc obowiązki żony wypełniała dotychczas należycie.
Ja się przyznaje że mam jakieś braki. Nigdy nie twierdziłem że jestem idealny. Jak widać że moja Żona też ma braki. Różnica między nami ( to nawet ja już widzę bardzo dokładnie ) jest taka że jak ja widzę problem to walczę z nim na różne sposoby. Próbuje rozwiązać zagadkę. No bo kto powiedział, że małżeństwo musi być męczarnią. Dla mnie zmiana może okazać się błahostką a dla mojej partnerki jest to sól w oku.
Z drugiej strony moja Żona nie podziela ze mną takiej recepty na problemy. Wg niej ma wady czy niedociągnięcia ale tak już jest i mam się dostosować i to jest istota problemu. Póki ja się na wszystko godzę to będzie ok. Ja tak nie chce. Uważam, że jedno i drugie musi walczyć o związek.
Zgłosiłem się do Was z problemem seksu, a teraz widzę, że nie tylko na tym polu spotykam się z bardzo wysokim i ciężkim do sforsowania murem. Taktyka mojej Żony: ani kroku wstecz.
Dziwi mnie to biorąc pod uwagę dobro naszej rodziny.
Oczywiście zgodziłbym się na taki obrót spraw tzn. jestem uległy i robię wszystko co potrzebuje kosztem wielu moich zmian tylko w takiej sytuacji ONA jest nieszczęśliwa. Widzi, że jest źle.
Tutaj przytoczę słowa Alberta Einsteina na temat OBŁĘDU:powtarzanie w kółko tej samej czynności, oczekując innych rezultatów.
Wg mnie chcesz zmienić efekty zmień czynności codzienne i tyle. Dlatego ja kombinuje jak koń pod górę ale idę i próbuje, a moja Żona ... to już pisałem.