MagdaLena1111 napisał/a:Mój najukochańszy małżonek dzisiaj znowu uczy Snakopodobnych, więc nadrabiam zaległości.
A też na pokaz żeby były ładne fotki w propagandowych wpisach na fejsie i innych kanałach siania propagandy o sprawnej i silnej armii? 
Szczerze mówiąc jako obserwator z zewnątrz ale zainteresowany tematem nie zdawałem sobie do końca rozmiarów z tego jak ta propaganda utkana jest na bajkach z mchu i paproci 
Można się nad tym pastwić na wielu przykładach. Zaczynając od tego (dla lubiących żarty z zaopatrzenia rosyjskich żołnierzy), że poziom wyposażenia polskich żołnierzy jest tragiczny. Zresztą pisałem o tym parę razy. Że wciąż są żołnierze wojsk operacyjnych (zawodowych) biegający w stalowych hełmach, że takie też wydaje się pełnym entuzjazmu ochotnikom do dobrowolnej służby zasadniczej. Że nie ma kamizelek balistycznych (kuloodpornych), że nawet w temacie kamizelek taktycznych czyli podstawowego oporządzenia żołnierza królują śmieszne kamizelki chyba sprzed Afganistanu i Iraku, nie mówiąc o klasycznych pasoszelkach (szelkach dusicielkach). A w wojskach operacyjnych nie ma, że kupisz sobie sam lepsze, bo ma być osprzęt z MON-u, bo taki każe beton. Chujowo ale jednakowo! Naczelna zasada MON!
Że nie ma mundurów i butów. Ludzie po 5 lat służby nie mogą się doprosić o nowy mundur, bo stary już złachany i z dziurami, buty się rozleciały. Nie ma! A kiedy będą? Nie wiem, dzwoń...
Nawet nowo wcielani żołnierze nie dostają pełnych sortów, każdy ma jakieś braki. Stać nas wielomiliardowe zakupy rakiet i czołgów ale nie ma na berety, mundury w różnych rozmiarach, buty, rękawice, okulary. Acha, okulary. W wojskach operacyjnych (zawodowych) do tej pory nie przyswojono sobie, że w XXI wieku żołnierz strzela w okularach balistycznych żeby mu np. przypadkowa łuska oka nie wybiła. A w wojskach terytorialnych dają żołnierzom okulary balistyczne przynajmniej na papierze, bo ja dla przykładu nie dostałem ale mam swoje. Jedno ministerstwo, a jedni to twardziele o stalowych oczach, a drudzy to miękiszony, którym trzeba oczy chronić
Tak na marginesie, bardzo dobrze, że tych okularów nie dostałem, bo nie daj Boże urwałbym w futerale jakąś pętelkę albo ta przypadkowa łuska zarysowałaby szkło okularów i już musiałbym bulić MON-owi kasę. Rozumiecie? MON daje mi okulary żebym chronił oczy podczas strzelania ale jeśli coś przed czym te okulary chronią uszkodzi te okulary, to muszę zapłacić MON-owi za uszkodzenie sprzętu!
Dalej creme de la creme, czyli szkolenie. 5 miesięcy w wojsku i wiem tylko tyle, że jestem w kompanijnym plutonie wsparcia. Ani jednego szkolenia w ramach tego plutonu wsparcia, nie wiem w jakiej sekcji tego plutonu jestem, kto jest moim bezpośrednim przełożonym. A wiecie, to jest służba czynna, jeden telefon i za kilka godzin jest się na froncie... O i tam można sobie przybić piątkę z rosyjskimi mobikami, pewnie mają podobne odczucia 
To są zresztą bardzo zabawne kwestie, bo choćby moja specjalność. Ja prywatnie wiem jak wygląda moja specjalność w zwykłym plutonie piechoty tzn. jak jest umiejscowiona w strukturze sekcji i plutonu. No ale pluton wsparcia, to co innego i tam moja specjalność jest inaczej zorganizowana. Na przykład działam w parze z pomocnikiem. Halooo! Czy ktoś wie kto jest moim pomocnikiem, bo ja nie dowiedziałem się przez 5 miesięcy. Acha, zapomniałem dodać, że o tym pomocniku i strukturze plutonu wsparcia wyczytałem w guglu, bo rzecz jasna jak już wspomniałem w wojsku uznano to za tak wielką tajemnicę, że najwidoczniej mam zbyt słaby dostęp do informacji tajnych żeby takie informacje mi zdradzić.
No i coś dla koneserów. Moja specjalistyczna broń, której jestem operatorem. Przez 5 miesięcy nie widziałem jej na oczy, nie odbyłem żadnego przeszkolenia z jej budowy, działania, obsługi i konserwacji. Nie otrzymałem od wojska nawet jednej kartki ściągawki na temat tej broni. Otrzymałem za to test ze znajomości tej broni i jej obsługi, który uwaga, uwaga - musiałem zdać! Tak to wygląda w polskim wojsku. Nie masz? To sobie naruchaj. To kolejna, kluczowa zasada MON!
I wiecie, za pierwszym podejściem tego testu nie zdałem, bo się wkurwiłem i celowo nie odpowiedziałem na wszystkie pytania. Za drugim razem zdałem, bo sympatyczna pani kapral mówiła, że muszę ten test zdać. Jak zdałem? Ano ściągnąłem sobie z internetu starą instrukcję z 1986 roku, podrukowałem, zrobiłem notatki i na teście wprost przepisywałem całe zdania z instrukcji. Bo oczywiście nikogo nie obchodzi, że rozwiązujesz test przepisując ze ściągawki. Przecież i tak wszyscy wiedzą, że to fikcja i ściema. Acha, bo wojsko ściemą stoi. Kolejna złota zasada MON!
I tak to wygląda również w innych specjalnościach. Rano strzelanie na poligonie z UKM (uniwersalny karabin maszynowy). 90 % celowniczych UKM, którym je wydano na strzelanie nigdy ich nie obsługiwało, co zresztą nikogo specjalnie nie interesuje, a to co interesuje, to to czy mają zdany test ze znajomości UKM. Masz zdany test, to jutro strzelasz. Nie masz zdanego? No to po prostu 2 dni sobie biegasz z ośmioma kilogramami żelastwa. Pewnie ktoś naiwny mógłby napisać, że w takim razie logika nakazałaby zorganizować wieczorem krótkie szkolenie dla ludzi, którym wydano UKM-y, bo taką mają specjalność i pokazać co i jak z tą bronią, i zakończyć to owym sławetnym testem. O nie! Tak to tylko w bajkach dla naiwnych spijaczy propagandy.
A po tym kompania organizuje wielkie ćwiczenia i jej elementem jest zasadzka na konwój ciężarówek. Siedzimy plutonem w krzakach i montowana jest grupa szturmowa. Jej grotem będzie UKM, do którego wydano dwie taśmy ślepaków więc nie wystarczy pobiec pół kilometra i zrobić paszczowo pif-paf! Nie, ktoś musi z tego UKM-a te dwie taśmy wystrzelić, czyli załadować taśmy, przeładować, usunąć zacięcie, bo lubi się zacinać, wyjąć jedną taśmę, załadować drugą, przeładować i robić to już po ciemku. Pluton ma 3 UKM-y i pada żenujące pytanie kto kiedyś strzelał z UKM-a? Zgłasza się jeden żołnierz, bynajmniej nie etatowy celownicy UKM, więc dobra! Ty bierzesz UKM-a i dalej, hurraaa, husariaaaa...!!!
Te wielkie ćwiczenia kompanii są elementem szkolenia, który kończy jego rok i jeden z etapów. Sami podoficerowie mówią, że kompania nie realizowała tego ćwiczenia od ponad 2 lat. Bo pandemia, punkty szczepień, noszenie zakupów ludziom zamkniętym w domach decyzją administracyjną, robienie wymazów w szpitalach, dyżury na szpitalnych śluzach, granica i smętne łażenie od słupka do słupka... To są ważne tematy, a szkolenie to potem, potem...
Na szkolenia stawia się może 50-60 % stanu kompanii. Reszta ma to w dupie. I nic dziwnego, bo jak wróciłeś z 2 tygodni na granicy i za 2 dni masz szkolenie weekendowe, to masz je w dupie, bo za tydzień znów jedziesz na granicę, na tydzień albo dwa. A na granicy od słupka, do słupka...
Dziewczyna, 3 lata w wojsku i rozcina sobie policzek o przeziernik karabinka podczas strzelania, bo nie potrafi prawidłowo złożyć się do strzelania ale chyba ma medal od ministra za ilość dni na granicy...
Co i rusz na szkolenia wpadają ekipy obsługi medialno - propagandowej. Biegają z aparatami fotograficznymi i tworzą fikcję dla odbiorców, którzy muszą czuć się bezpieczni!
Mamy cały dzień zajęć na wodzie ale akurat potrzebny jest reportaż z taktyki miejskiej? Żaden problem. Wydziela się grupę żołnierzy, których maluje się farbkami żeby wyglądali bojowo i profesjonalnie, zbiera się po całej kompanii monowskie kamizelki taktyczne, bo przecież nie można w reportażu pokazać, że 3/4 żołnierzy ma prywatne kamizelki i każdy inną i bach jedzie ta grupa szturmowa do najbliższej wsi odstawić jakąś szopkę na potrzeby ekipy propagandowej.
Zresztą ta propaganda ma też śmieszne przejawy. Na przykład oficjalna propaganda zachęca panów, że mogą przychodzić do wojska z zarostem, bo to jest inna służba, są ochotnikami, mają swoje życie.
No a propaganda, propagandą, a życie życiem. Na kompanii ochotnik usłyszy od podoficera lub oficera, że chuj go obchodzi co tam gdzieś wyczytał, a na jego kompanii ma być gładki jak pupa niemowlaka i koniec. Żeby było zabawniej niektórzy przełożeni mają tą kwestią całkowicie w dupie na co dzień za to kiedy dowiadują się, że będzie wizytacja jakiegoś majora lub co gorzej pułkownika, wtedy pada rozkaz, że wszyscy mają być ogoleni i koniec...
Co tam jeszcze z fajnych szkoleń...? A wiecie jak fajnie jest wystrzelać 40 tysięcy złotych w tekturowe pudełka, gdzieś w krzakach, tak całkiem dla jaj i fanu, bo wydano nam amunicję ćwiczebną kilka razy droższą niż bojowa i coś trzeba z nią zrobić, a już pierwsze 40 tysięcy wystrzelaliśmy w zaplanowanych ćwiczeniach? Bo wiecie, nie ma zwrotów. Amunicja pobrana, to trzeba ją wystrzelać! Ej, ludzie! Jest 2000 sztuk amunicji do UKM, kto chce sobie postrzelać? Ja, ja, ja i ja! No to chodźcie! Cóż, my przynajmniej wystrzeliwujemy amunicję do końca, a nie jak dawniej w operacyjnych, że nie wykorzystaną amunicję zakopywało się na poligonie.
Śmieszne nie? No nie dla szefa kompanii, który musiałby wypełniać stertę kwitów dlaczego nie wykorzystał całej amunicji, na którą zgłosił zapotrzebowanie w zeszłym roku.
Acha, jak na zajęciach taktycznych albo po strzelaniu znajdzie się ostry nabój, to co się robi? Najpierw zasypuje butem, że niby się nie widziało, a jak się już było wystarczająco głupim, że się podniosło, to bierze się duży zamach i wypierdala ten nabój tak daleko jak się da w jakieś krzaczory
Najgłupsi biorą ten nabój i odnoszą do dowódcy, pełni dumy, że uratowali świat przed niewypałem. Dowódca klepie takiego szczęśliwego żołnierza po ramieniu, dziękuje za obywatelską postawę po czym jak już odeśle wojsko gdzieś dalej, to co robi? Zgadliście
bierze duży rozmach i wypierdala ten nabój tak daleko jak się da....
Co tam jeszcze...
Dowódcy i ogólnie kadra. Wiecie w wojsku liczy się szarża. Najlepiej ma zwykły szeregowy. Jedni co prawda mówią, że takim szeregowym to każdy pomiata ale drudzy mówią, że za to szeregowy może mieć wszystko w dupie. Jak myślicie, czemu kiedyś, gdy istniała jeszcze służba kontraktowa, to ludzie po 12 lat nie wykazywali inicjatywy żeby awansować do korpusu podoficerskiego co umożliwiałoby pozostanie w armii po zakończeniu 12 lat kontraktu? Ano dlatego, że wbrew pozorom możliwości gnębienia szeregowego jest mniej niż gnębienia każdego wyższego stopniem. Jesteś już starszym szeregowym? A to już można cię obciążyć jakąś funkcją! Kapral? Uuuu, tu już drżenie rozkoszy ile rzeczy można zrzucić na barki kaprala. Za całe 10 złotych dniówki więcej niż u szeregowego 
Bo wiecie, na przykład ćwiczenia i obowiązkowe grupy do zajęć tematycznych, oczywiście grupy tworzone z dupy tj. do pięciu odlicz! Jest w grupie jakiś podoficer? A starszy szeregowy? O jest! To bierzesz grupę i prowadzisz na miejsce zajęć. To oczywiście nic zdrożnego poprowadzić grupę na zajęcia ale na przykład grupa ćwiczy temat zajęć skontaktować się przez radio z naszym rannym, ustalić jego miejsce pobytu, dotrzeć tam i ewakuować w bezpieczne miejsce. Ooo, w grupie jest pan kapral, to pan kapral dowodzi, proszę realizować temat zajęć. W efekcie realizacji tematu zajęć grupa ćwiczebna co najmniej kilka razy się zgubiła, ze 2 razy dała się wystrzelać w wyniku nieostrożnego przemarszu przez teren niebezpieczny oraz doprowadziła do zgonu rannego. Pan kapral zagubiony, niedecyzyjny ale jak ma być decyzyjny skoro on nie wie co robi i jak ma to robić? Pan kapral to ochotnik, starszy pan, który jak sam mówi prawie ćwierć wieku temu był w zasadniczej służbie wojskowej dowódcą czołgu, gdzie dochrapał się stopnia kaprala ale nigdy, przenigdy nie szkolił się w taktyce piechoty. No ale teraz jest kapralem lekkiej piechoty i proszę panie kapralu, pan realizuje temat zajęć... 
Wiecie trochę tu ściemniałem, bo nie jest już prawdą, że po pół roku nie wiem, gdzie, w jakiej sekcji jestem i co w niej robię. No nie jest to prawdą, bo wczoraj, wreszcie po 5 miesiącach się dowiedziałem!
Co prawda dowiedziałem się, że już nie jestem w plutonie wsparcia, bo w wyniku ciągłego procesu trwającej reorganizacji przeniesiono mnie do plutonu lekkiej piechoty ale nie ma co marudzić. Wreszcie wiem, który jestem pluton, która sekcja, kto jest moim bezpośrednim przełożonym. Cała kompania się tego dowiedziała i ta radosna wiadomość pomogła nam przystąpić do egzaminu kończącego etap szkolenia zgrywającego kompanii i teraz będziemy już kompanią zaawansowaną! To bardzo podniosło morale żołnierzy kompanii, normalnie krew się w nas gotuje i gotowiśmy z tą świeżo pozyskaną wiedzą ruszyć w bój i rozrywać przeciwnika na strzępy.
Zresztą podniosło to morale również z innych powodów. Bo wiecie, trzeba być gotowym na każdą ewentualność. Na przykład biorą cię do niewoli, podpinają akumulator do jaj, świecą lampą w oczy i gadaj! Która kompania, który pluton i sekcja!? Kto jest twoim dowódcą?! A ty się kurwa od razu pocisz, bo nie wiesz w jakiej sekcji jesteś, kto jest twoim bezpośrednim dowódcą i kurwa jak czegoś szybko nie wymyślisz, to ci jaja usmażą! I jeszcze nie pomylić się, gdy będą o to pytać drugi, trzeci i dziesiąty raz...
No ale spoko, nie przejmujcie się tymi moimi wypocinami. W razie czego nie oddamy ani guzika i tej wersji stanowczo się trzymajmy!
Alleluja i do przodu!