Roxann napisał/a:Lady Loka napisał/a:Tylko też ile można trwać w związku z braku laku bo w przyszłości nikt inny się już może nie trafić. A jak się trafi, a Autor będzie po ślubie z drugim dzieckiem w drodze? I będzie żal, bo wziął ślub z desperacji i wyszło jak wyszło. Sam gdzieś pisał, że ona go zechciała.
Mam takich znajomych, którzy wzięli ślub, bo oboje byli już bardzo zdesperowani i ona go zechciała, on ją. Wszyscy na zewnątrz widzą, jak bardzo to się nie układa, a oni uważają, że tak ma być. A mnie jest ich po prostu żal. Jak się chce z kimś być, to się ślubu nie boi, bo ślub nie jest karą i uwiązaniem. A dla Autora jest.
Lady loka, wybacz jeśli teraz Cię urażę ale jesteś z tego co kojarzę po postach tylko co po ślubie, nie wiesz co będzie za kilka lat, czy nie przydarzy kryzys (czego Ci nie życzę), i co też wtedy powiesz, lepiej rozstać bo po co męczyć? Bo jeśli nie gra, to lepiej odpuścić i poszukać dalej?
Już teraz wzrastające raty tyko co zaciągniętego kredytu powodują, że stopa życia Wam się zmniejszy. A niech jeszcze dojdą inne kwestie. Łatwo się mówi jak jest się w tzw "szczęśliwym związku". To nie przytyk, tylko refleksja.
No a myślisz, że ja ślub wzięłam tak bezrefleksyjnie na dobry humor? Też się zastanawiałam czy to to, też swoje przemyślałam i też swoje wiem. I oczywiście, że kryzysy były i będą. I wyobraź sobie, że rosnący kredyt nie jest nam aż tak straszny. Przeżyjemy. Ale miło, że się troszczysz naszym poziomem życia. A kryzysy też miewaliśmy. Większe i mniejsze i z róznymi rzeczami związane.
Ślub jest decyzją, że się chce z tą osobą iść przez życie. To jest decyzja, którą podejmuje się potem każdego dnia. A Autor takiej decyzji podjąć nie chce. A to, jak się przed nią broni mnie pokazuje, że po prostu ten ślub nie jest dobrym pomysłem. A dziewczyna naciska, bo ona chce już. Przepis na katastrofę. Może to nie ta, może do tego jeszcze nie dojrzał, ale w tym momencie rozmijają im się oczekiwania co do dalszego życia. I z tym trzeba coś zrobić.
Poza tym będąc w ciąży mogę ze 100% pewnością powiedzieć, że problemy, które Autor ma nie znikną dlatego, że nagle zmieni się jego sytuacja życiowa i nie będzie miał czasu na myślenie. Takie myśli zjadają od środka i są drogą do tego, żeby zamęczyć psychicznie siebie, żonę i dzieci w przyszłości.
Branie ślubu z braku laku i ze strachu przed samotnością to bardzo słaba opcja. Bardzo, bardzo słaba. I ilość kryzysów w moim małżeństwie tego nie zmieni. Poza tym lepiej się rozejść przed ślubem niż mieć na głowie rozwód i kredyt na mieszkanie, albo nawet sam kredyt na mieszkanie i się potem zastanawiać co z tym zrobić.
Poza tym ja akurat jako osoba która ciężko znosi zmiany rozumiem doskonale Autora i to, że ciężko mu się może mieszkać w Łodzi. Dlatego gorąco zachęcam do wspólnej przeprowadzki do Kalisza. Szkoda tylko, że tutaj partnerka już też nie jest tak wspaniałomyślna i nie ma ochoty na żadne kompromisy. Najlepiej niech się Autor uziemi mieszkaniem, zaobrączuje się i luz, piekła nie ma.
A ja też miałam ogromny kryzys mieszkaniowy i bardzo on w mojej głowie rzutował na związek. Nic mi się nie chciało, chciałam uciekać, wyprowadzić się, źle się w tamtym miejscu czułam. Co mi pomogło? Przeprowadzka w miejsce, które sama wybrałam i które polubiłam. I nie wyobrażam sobie, żeby mi mąż to zawetował i powiedział, że ma gdzieś to, że ja jestem nieszczęśliwa, bo on musi tu być i już.
Ona nie chce nawet spróbować mieszkać w innym miejscu. I to też sprawia, że ja do niej specjalnej sympatii nie mam.
Dziewczyna widzi, że z facetem jest coś nie halo. Bo na pewno to widzi od jakiegoś czasu. Takie kryzysy widać. I nie robi totalnie nic poza naciskaniem na ślub. Ja nie rozumiem, dla mnie priorytetem byłoby zrobienie tak, żeby partner poczuł się lepiej. Zapytałabym, jak mogę mu pomóc, zapytałabym, czego potrzebuje, jakie ma teraz priorytety, w jaki sposób mogę mu pomóc się w tym odnaleźć. A ona nic. Kryzys nie usprawiedliwia olania partnera w tak ważnej sprawie.
Edit. Miałabym podejście jak Wieka, gdyby partnerka go tak nie cisnęła. Bo tak, czas tutaj pewnie w końcu pomoże. Ale jak ona jeszcze wywiera presję, to nie jestem przekonana, czy jak jej powie, że czekaja do końca terapii, to się uda bez jej przytyków.