Polly01 napisał/a:Bardzo rozumiem twoją frustrację, że chciałabyś jak koleżanki mieć partnera i inaczej sobie to wszystko wyobrażałaś. To pewnie bardzo boli i czasami są dni kiedy to cię przerasta, ale może pomyśl sobie tak, że jeśli do 50 czy 40 nie znajdę i nie wejdę w żaden poważny związek to mogę zacząć się martwić, ale do tego czasu nie mam czym, bo miłość może czekać właśnie za rogiem. Za rok mogę być już w świetnym związku więć po co się zamartwiać tym wszystkim, mogę cierpliwie poczekać i sama czerpać radości z życia i znaleźć 4 cele, pasję które sprawiają mi radość, bo moim zdaniem my się chyba niepotrzebnie martwimy. Nie mamy 50 a zaledwie ja 19 a ty również jesteś młodą kobietą. Myślę, że sztuka nie tylko jest bycie samym ze sobą (bo często takie rady padają). To nie tak, że musisz jedynie się nauczyć żyć ze sobą i samodzielnie, ale jakby nauczyć się być szczęśliwą tak po prostu, wstajesz i jesteś szczęśliwa, pogodna. To bardzo trudna sztuka, ale myślę najważniejsza. Pokochanie siebie i swojego życia. Na dodatek masz pasję, zajęcia i widzisz, że życie nie tylko opiera się na byciu w związku. To nie tak, że wejdziesz w związek i nagle polubisz swoje życie na maksa, siebie i jesteś zadowolona i tryskasz energią ciągle. Może na początku jak jest się w fazie silnego zakochania to człowiek pogodnieje, ale potem z partnerem nie jest tak idealnie, aby utrzymać dobry związek trzeba dużo pracy, kompromisów, docierania się. Jak będziesz miała jakieś lęki (one ciągle będą występować to nie tak, że jak znajdziesz partnera to znikną, sama piszesz, że będziesz się bała, że odejdzie) to one popsują ci związek i przelejesz swoje problemy na związek którego go zabiją. Dlatego jak mi piszesz, że aż masz bóle brzucha i aż takie objawy, bo nie masz chłopaka to nie jest to zbyt zdrowe i normalne. Masz może jakieś braki z dzieciństwa, pustkę i próbujesz ją zalać partnerem. A to uwierz nigdy nie jest dobre. Byłam cholernie nieszczęśliwa, z lękami i psułam tylko związki. Chciałam być w związku, bo nie chciałam być sama i to nie jest zdrowe. W takim stanie jak jesteś teraz nie stworzysz dobrego związku, będziesz się ciągle lękać. Więc moim zdaniem jak już masz takie objawy to leki i fajna terapia. Nauka bycia szczęśliwym mimo nie bycia w związku, zobaczenie, że posiadanie partnera to nie wszystko. Rozumiem, że brakuje bliskości itd, bo sama mam dużo lęków ale staram sie na tym pracować a najbardziej na tym aby być szczęśliwa sama z sobą. Spróbuj docenić swoje życie, że kurczę mam tyle możliwości, mogę się rozwijać, gdzieś jechać, coś ciekawego zobaczyć i może postaraj sobie wytłumaczyć, że masz dopiero 24 lata, są przypadki osób które później wchodziły w związki. Nie wmawiaj sobie, że ty będziesz z tych osób do 50 które są samotne bez partnera całe życie, bo tego nie wiesz czy będziesz w takich osobach. Ja sie bardziej boje u siebie, że ja nigdy nie stworzę zdrowego, normalnego zwiazku, bo mam dużo braków i dużo błędów popełniam... to też jest nieco męczace. Są osoby po 6 związkach co nie wierzą, że im sie uda zaznać fajnego związku też, że nie stworzą fajnej, normalnej relacji.
polecam ci kanał na yt Tatiana Mitkowa o pokochaniu siebie.
Wiesz, już nawet nie chodzi o przykro. Odzywa się we mnie wewnętrzna frustracja i smutek. Ostatnio byłam na jakiś 3 domówkach. Trochę nowych osób poznałam, ale bez szału. Na takich imprezach u znajomych często są pary. I z jednej strony cieszę się, że idę do ludzi, ale z drugiej strony dzień po takiej imprezie mam okropnego doła psychicznego. Wcześniej tego nie miałam, teraz to wyszło. Bo widzę te wszystkie pary (a większość to pary), śmieję się, rozmawiam z nimi. Wracam do domu, a na drugi dzień budzę się i mam mega doła i poczucie samotności, beznadziei
To, że "miłość czeka za rogiem" albo "masz jeszcze dużo czasu na poznanie kogoś" lub nawet "nigdy nie wiesz, może ta osoba siedzi z tobą na sali wykładowej" to ja słyszę od lat
Serio
Cele i pasje też zawsze miałam. Tylko zawsze jak coś robimy są wzloty i upadki. To normalne, bo nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Jak są wzloty to jest okej, ale często są upadki i wtedy tak bardzo potrzebuję rozmowy, przytulenia (a jestem osobą, która nie lubi być dotykana, więc możesz sobie wyobrazić, jak się wtedy czuję)
"ale jakby nauczyć się być szczęśliwą tak po prostu, wstajesz i jesteś szczęśliwa, pogodna"- a to są bardzo mądre słowa
Tylko jak się tego nauczyć, jak w życiu co chwila stres i troski?
"w fazie silnego zakochania to człowiek pogodnieje, ale potem z partnerem nie jest tak idealnie, aby utrzymać dobry związek trzeba dużo pracy, kompromisów, docierania się."- dokładnie tak jest. Dlatego często po np.2 latach związki się rozpadają (bo szacuje się, że tyle wynosi właśnie długość tych różowych okularów). Tylko żeby nauczyć się żyć z drugą osobą potrzeba doświadczenia z tym związanego. Bo skąd ja mam wiedzieć, czy w ogóle będzie mi się podobało życie z drugą osobą, jak nigdy nie byłam w szczęśliwym związku? Spotykałam się z chłopakami bez uczucia i wiem, że na pewno z takimi bym nie potrafiła żyć pod jednym dachem, ale doświadczyłam tego i wiem. Poza tym to dość niebezpieczne, taka długotrwała samotność. Znam dziewczynę, która całe życie dużo się uczyła i pracowała (była na medycynie, a medycyna to beznadziejne studia, bo 5 lat nauki+drugie tyle specjalizacji) i ona wiecznie taka umęczona (przynajmniej jak ja ją widziałam). Nikogo nie miała, w wieku lat 26-27 zaczęła się robić złośliwa do otoczenia, jak stereotypowa stara panna. Tuż przed 30stką ją szybko rodzice zeswatali. Była wtedy szczęśliwa, zapatrzona w niego. Szybko dziecko. A po latach widzę, że średnio jest ze swojego życia zadowolona. Dlatego że wcześniej nie wiedziała, co to związek i wydawało jej się, że złapała Pana Boga za nogi. A może jakby była wcześniej w związkach to by wiedziała, czego dokładnie chce
A ja mam to samo. Na innym forum w komentarzach nie tak dawno pisałam, że panicznie boję się, że trafię na faceta, który mnie zostawi sam z obowiązkami domowymi, z dzieckiem i będę taką nieszczęśliwą, zapuszczoną matką polką za przeproszeniem, bo nie będę miała nawet jak o siebie dbać, a przecież takie przypadki to nie jest super rzadkość. I mi ludzie piszą, że więcej luzu, że nie mogę się dać wykorzystywać. Ja to wiem, ale mam taki wewnętrzny niepokój, bo nie byłam nigdy w szczęśliwym związku, bo mój ostatni facet był toksykiem i chciał zrobić ze mnie kucharkę i sprzątaczkę...dlatego dopóki na kogoś fajnego nie trafię, to będę się męczyć właśnie takimi przekonaniami. Jak trafię na kogoś wartościowego to zobaczę, że zdrowy związek jest możliwy. Tylko no muszę najpierw trafić...
"Dlatego jak mi piszesz, że aż masz bóle brzucha i aż takie objawy, bo nie masz chłopaka to nie jest to zbyt zdrowe i normalne"- wiesz co, to nie do końca tak, źle to ujęłam. Bóle brzucha, jelit, żołądka są charakterystyczne dla przewlekłego stresu. Ja jednak często się czymś stresuję. Jak się spotykałam z ex, to niby był toksykiem, ale jak się mogłam do kogoś przytulić, opowiedzieć, jak mi dzień minął i też wysłuchać od drugiej osoby to spuściłam z tonu. Wtedy mnie tak już brzuch nie bolał, wyluzowałam, bo czułam, że wreszcie nie jestem tak samotna. A tak to denerwuję się byle czym i stąd te bóle. A czasami czuję się potwornie samotna, co też to potęguje, ponieważ tym się denerwuję. Ot taki mechanizm. Nawet mi znajoma mówiła, żebym sobie kogoś znalazła, to się tak życiem nie będę stresować i wiem, że ma rację, ale co mam zrobić? Wyczarować faceta? No niestety tak łatwo nie ma
"Masz może jakieś braki z dzieciństwa, pustkę i próbujesz ją zalać partnerem."- pewnie tak, ale czasu nie cofnę
"Więc moim zdaniem jak już masz takie objawy to leki i fajna terapia."- byłam rok temu na kilku spotkaniach u psychologia po Uniwersytecie Warszawskim (teoretycznie jeden z lepszych w kraju) i powiem tak: lepiej się nie czuję, nic się nie zmieniło, żadnych nowych rad nie dostałam, tylko takie, które czytałam już w internecie. Czułam się tylko gorzej z tym, że straciłam kilkaset zł, które mogłam wydać na coś ciekawszego. Nie mówię, że nie pójdę w przyszłości do psychologa. Nie wykluczam tego, jednak na razie finansowo nie mam takich możliwości, bo psycholog to super droga impreza. Chcę iść, ale muszę sama zacząć zarabiać, a liczyłam, że to nastąpi za jakieś 2-3 lata. No bo teraz sobie dorabiam, ale nie na tyle dużo czy regularnie, żeby z tego wyżyć. Muszę sama zarabiać i tyle.
"Nauka bycia szczęśliwym mimo nie bycia w związku, zobaczenie, że posiadanie partnera to nie wszystko"- oczywiście, że nie wszystko, jednak nie ukrywajmy- partner, zwłaszcza taki nietoksyczny może nas wyciągnąć z największego doła. A samotność wprowadzić w depresję. Ot taka różnica
"Spróbuj docenić swoje życie"- ale czy ja gdzieś mówiłam, że nie doceniam swojego życia? Doceniam, mam plany i staram się rozwijać
"masz dopiero 24 lata, są przypadki osób które później wchodziły w związki"- wiesz co, ja za bardzo nie staram się patrzeć na to, co robią inni tylko na swoje odczucia. Jakbym super hiper chciała być sama a wszyscy dookoła mi krakali, że związek musi być to bym miała to gdzieś, bo dla mnie liczą się moje odczucia, ale ja żadnej presji na sobie nie mam, czasem coś mama żartobliwie rzuci, ale ani znajomi, ani rodzina nie naciskają. Ja wewnętrznie czuję, że brakuje mi bliskości. I to tak bardzo, że ze mnie to wychodzi. Poszłam do pracy, bardzo się starałam być zabawna, uśmiechnięta, zagadywać, a potem szef mnie pyta, co ja taka smutna, wystraszona i przybita. A ja taka zdziwiona, bo się starałam i myślałam, że właśnie jestem super uśmiechnięta. Dlatego mówię, że ja sobie mogę wmawiać, że jest mi samej super dobrze (co jest po części prawdą), ale ten wewnętrzny smutek ze mnie wychodzi. 2 lata temu zakochałam się w chłopaku, to chodziłam cały czas uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do życia i nie stresowałam się tak, bo czułam, że mam kogoś bliskiego (mimo że dostałam kosza)
"Nie wmawiaj sobie, że ty będziesz z tych osób do 50 które są samotne bez partnera całe życie, bo tego nie wiesz czy będziesz w takich osobach."- ja wiem, tylko wiesz, ciężko myśleć pozytywnie, jak tyle rozczarowań po drodze. Znajoma, która od liceum co chwila jest w jakimś związku jakoś nie widzi się jako stara panna, a ja, jako osoba, która w związku udanym i poważnym nie była nie mogę powiedzieć o sobie tego samego. Poza tym ktoś mi kiedyś powiedział "Wygląda na to, że ty oczekujesz od życia jakiejś rekompensaty za to, co przeszłaś. Rekompensaty w postaci fajnego faceta i znajomych, ale nie myśl tak o tym, bo to może nigdy nie nadejść" i taka jest prawda
"Ja sie bardziej boje u siebie, że ja nigdy nie stworzę zdrowego, normalnego zwiazku, bo mam dużo braków i dużo błędów popełniam"- kochana, jesteś młodsza ode mnie, byłaś w wielu związkach. Jesteś bardzo miła, empatyczna, zapewne też ładna, dlatego sądzę, że nie masz się czym martwić
A na kanał Tatiany na pewno zerknę 
aniuu1 napisał/a:Hej, trafiłam w ostatnich dniach na wzmiankę o metodzie pracy z lękami, traumami. Metoda się nazywa eft i można na przykład znaleźć informacje i sesje ukierunkowane na różne tematy na youtube za darmo. Możesz sobie poczytać i wypróbować nawet sama i zobaczyć czy ci coś to da. Ja będę testowac.
Nie wiele ci napiszę, bo nie wiem zabardzo co ci odpowiedzieć. Sama też mam pewne ograniczenia, nie jestem spelniona na niektórych polach, ale szczerze mówiąc nie mam cierpliwości do dyskutowania cudzych problemach tego typu i pocieszania. Na dłuższą metę strasznie mnie to męczy.
"Ja wiem. Tylko czuję, jakby czas mi się przelewał przez palce. Od 10 lat niewiele się w moim życiu nie zmieniło"
To Ty zarządzasz swoim czasem, a jak nie zarządzasz, to ten czas ucieka. To Ty możesz coś zmienić albo nie.
Eft?
Sprawdzę to!
Dziękuję za wsparcie
Czasem muszę się wygadać, bo w normalnym życiu powiem połowę tego, co napisałam tu, a tak to mi trochę lżej i nie czuję się taka samotna jak wiem, że ktoś czyta te wypociny