Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Strony Poprzednia 1 2 3

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 154 z 154 ]

131

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

No ok, ja też jestem trochę intro, trochę ekstrawertyczką, mam swoją przeszłość (nie chce mi się o tym pisać, ale zapewniam Cię, że miałaś normalniejszy dom), z różnymi rzeczami się spotkalam, też często miałam poczucie, że jestem dziwna, nie dopasowana i za bardzo się tlumaczyłam, choć tego nie dostrzegałam, nie mogłam pogodzić się z różnymi rzeczami. Więc nie jesteś jedyna taka dziwna a wszyscy inni idealni.

Wiadomo, że doświadczenia wpływają na życie, tylko, że wymówki nikogo w zwykłym życiu nie obchodzą. Obchodzi ich jaka jesteś, co może wnieść relacja z tobą. Jesteś dorosła i sama jesteś odpowiedzialna za swoje życie, za to gdzie jesteś.

Takie żałowanie, że tego czy tamtego się nie miało w życiu nic nie wnosi, to ślepa uliczka. To tylko zabiera energię i karmi poczucie, że ktoś powinien Ci to zrekompensować. To nie nastąpi. Samemu można sobie niektóre rzeczy rekompensować. Czasu się nie cofnie, więc trzeba zaakceptować przeszłość.

Nie no, ja nie mówię, że miałam nienormalny dom. Właśnie ja uważam, że sporo rzeczy w życiu miałam z górki i powinnam być ultra szczęśliwa. Powinnam doceniać to, co miałam
Tylko że nie miałam czegoś, czego bardzo pragnęłam- przyjaciół i/lub miłości ze strony mężczyzny. A już w czasach szkolnych to było takie moje marzenie
Bo gdyby nie ten szczegół, to moje życie było na prawdę spoko, miałam rodziców, którzy mnie kochają
Wiem właśnie, że jest masa osób, co ma gorzej, a jakoś sobie w życiu radzą. Ja się czuję taka właśnie nieporadna życiowo, bo ludzie wychodzą z na prawdę ciężkich sytuacji życiowych i nie biadolą jak ja
Dlatego się zastanawiam, co jest ze mną nie tak
Właśnie sama podświadomie przez to, że ostatnie 10 lat spędziłam praktycznie tylko nad książkami to tak wewnętrznie czuję, że czekam na rekompensatę. Wierzę w to, że w przyszłości będę miała bliskich przyjaciół, super faceta i nadrobię ten taki trochę no...stracony jednak czas
Tylko to może nigdy nie nadejść

Zobacz podobne tematy :

132 Ostatnio edytowany przez Polly01 (2021-11-10 13:33:18)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:
aniuu1 napisał/a:

No ok, ja też jestem trochę intro, trochę ekstrawertyczką, mam swoją przeszłość (nie chce mi się o tym pisać, ale zapewniam Cię, że miałaś normalniejszy dom), z różnymi rzeczami się spotkalam, też często miałam poczucie, że jestem dziwna, nie dopasowana i za bardzo się tlumaczyłam, choć tego nie dostrzegałam, nie mogłam pogodzić się z różnymi rzeczami. Więc nie jesteś jedyna taka dziwna a wszyscy inni idealni.

Wiadomo, że doświadczenia wpływają na życie, tylko, że wymówki nikogo w zwykłym życiu nie obchodzą. Obchodzi ich jaka jesteś, co może wnieść relacja z tobą. Jesteś dorosła i sama jesteś odpowiedzialna za swoje życie, za to gdzie jesteś.

Takie żałowanie, że tego czy tamtego się nie miało w życiu nic nie wnosi, to ślepa uliczka. To tylko zabiera energię i karmi poczucie, że ktoś powinien Ci to zrekompensować. To nie nastąpi. Samemu można sobie niektóre rzeczy rekompensować. Czasu się nie cofnie, więc trzeba zaakceptować przeszłość.

Nie no, ja nie mówię, że miałam nienormalny dom. Właśnie ja uważam, że sporo rzeczy w życiu miałam z górki i powinnam być ultra szczęśliwa. Powinnam doceniać to, co miałam
Tylko że nie miałam czegoś, czego bardzo pragnęłam- przyjaciół i/lub miłości ze strony mężczyzny. A już w czasach szkolnych to było takie moje marzenie
Bo gdyby nie ten szczegół, to moje życie było na prawdę spoko, miałam rodziców, którzy mnie kochają
Wiem właśnie, że jest masa osób, co ma gorzej, a jakoś sobie w życiu radzą. Ja się czuję taka właśnie nieporadna życiowo, bo ludzie wychodzą z na prawdę ciężkich sytuacji życiowych i nie biadolą jak ja
Dlatego się zastanawiam, co jest ze mną nie tak
Właśnie sama podświadomie przez to, że ostatnie 10 lat spędziłam praktycznie tylko nad książkami to tak wewnętrznie czuję, że czekam na rekompensatę. Wierzę w to, że w przyszłości będę miała bliskich przyjaciół, super faceta i nadrobię ten taki trochę no...stracony jednak czas
Tylko to może nigdy nie nadejść

Kochana to, że nie spotkałaś miłości w czasach szkolnych gimnazjum czy liceum to normalne. Tak czasem jest, że niektórzy po 20 doświadczają dopiero takich bardziej romantycznych relacji i tworzą związki. Każdy ma swój "czas" na te sprawy i nie ważne czy ktoś znajdzie miłość w wieku 18 lat czy w wieku 24,25,26 lat. Czytałam na różnych forach i ludzie naprawdę różnie spotykają swoją miłość. Nie ma co porównywać się do kogoś a zawsze znajdziesz przykład gdzie ktoś starszy o kilka lat dopiero wszedł w fajny związek.

Mój przykład to ten facet z którym byłam pół roku jak miałam 17 lat. Fajny, dojrzały, ogarnięty facet. Z pasjami, miał świetne cele w życiu, pomagał innym bo był wolontariuszem. Ja byłam jego pierwszą dziewczyną a miał 25 lat, rocznikowo 26, ja rocznikowo 18. Wcześniej chodził tylko na randki i miał chyba związek na odległość. Po pół roku ma dziewczynę z którą jest najprawdopodobnie szczęśliwy, bo pisał pod zdjęciem z nią że ją bardzo kocha coś w tym stylu i wyglądali na szczęśliwych. Wiadomo to internet i nie warto we wszystko wierzyć, ale zakładam, że jest tak jak pisał. Czyli w wieku 27 lat znalazł super drugą dziewczynę i pewnie dojrzalsza i lepszą ode mnie.

Tym przykładem chce ci pokazać, że na spokojnie masz jeszcze szansę na znalezienie miłości swojego życia. Co do przyjaciół to ja zaczynam mniej w ich wierzyć, im jest się starszym to znajomości się powierzchowne i najlepiej mieć przyjaciół z dzieciństwa jeśli ktoś takie kontakty dalej ma to zazdroszcze, bo to mi się wydaje najbardziej szczere i wartościowe. A w życiu dorosłym to wiesz inne są priorytety i dla większości najważniejszy jest partner, rodzina, bliscy czy skupiają się na pracy. Mało kto chyba ma takich bliskich przyjaciół z którymi widzi się co tydzień, ma się znajomych z którymi się spotyka co jakiś tam czas, ale nie są to jakieś bliskie przyjaźnie. Na przykładzie moich rodziców mają dużo znajomych. Małżeństwa i te małżeństwa ich zapraszają do siebie albo gdzieś wyjść na rower (moi rodzice lubią jeździć na rowerze czy chodzić po górach). No, ale jak tak przeanalizowałam to takie wyjścia ze znaj sa raz na miesiąc MOŻE dwa razy i to są takie spotkania aby się spotkać, pogadać, pośmiać, ale nie są to jakieś mocne więźi aby się spotykać co tydzień, co dwa, pisać ze sobą. Dorośli chyba inaczej do tego podchodzą. A ty wkraczasz już coraz bardziej w dorosłe życie i tak to wygląda z tymi bliskimi przyjaźniami. Chyba ktoś ci nawet napisał, że masz bardzo nierealne podejście to przyjaźni w dorosłym życiu. Moim zdaniem chyba najlepiej skupić się na tym aby znaleźć faceta (skoro jesteś hetero) który do ciebie pasuje i wiesz, że to jest to i z nim tworzyć cudowną więź i kontakt, bo to ten partner będzie spędzać z tobą najwięcej czasu i warto pielęgnować związek. A jak będziecie już dość długo razem to możecie też znaleźć parkę i z parką się czasem spotykać. Oczywiście możecie mieć osobno przyjaciół, ale ja bym się aż tak nie nastawiała na super bliskie przyjaźnie jak będziesz starsza, bo w dorosłym życiu większość ma partnerów i jedynie to się właśnie spotykają parami od czasu do czasu albo osobno, ale to też nie jest jakieś bliskie tylko bardziej powierzchowne. Tak to niestety wygląda. Znaczy to z mojej perspektywy bardziej i z tego co zaobserwowałam na przykładzie moich rodziców, moje koleżanki co mają partnerów też się na nich skupiają a na koleżanki nie mają już tak czasu. Taka chyba kolei rzeczy.

Dlatego życzę ci abyś znalazła jedną osobę przy której będziesz szczęśliwa i będziesz tworzyła z nią super związek. Może też będzie tak, że chłopak będzie miał przyjaciół i cię wkręci do ich grupki i poznasz tam jakaś fajną koleżankę, różnie bywa.

Moim zdaniem i tak nadajemy zbyt dużej wartości związkom i przyjaźni, że to najważniejszy aspekt życia i jak tego nie mamy to cierpimy, bo od małego nam troszkę wpajano taki model na całe życie. Inne aspekty też mogą być ważne w życiu. Tylko już sama byś musiała sobie to przemyśleć czy aż tak ważne jest posiadanie chłopaka, przyjaciół, że może coś innego też jest dla ciebie ważne, inny aspekt w życiu na którym się skupisz. Ludzie często odchodzą, relacje nigdy nie są stałe. Przyjaciółka może okazać się fałszywa, wyjechać, umrzeć. Chłopak może zdradzić, zostawić, umrzeć, wasze drogi się rozejdą i tak zostaniesz sama. Nie chodzi o to aby przez to nie wchodzić w związki, ale zawsze trzeba mieć z tyłu głowy, że z relacjami różnie bywa i tak naprawdę rodzimy się sami i umieramy sami. Więc myślę, że najważniejsze jest to jak ty będziesz się czuć na tym świecie i nie opieraj tego na innych ludziach, bo zawsze ktoś może się od nas odwrócić i zostaniemy sami.

133

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:

Nie no, ja nie mówię, że miałam nienormalny dom. Właśnie ja uważam, że sporo rzeczy w życiu miałam z górki i powinnam być ultra szczęśliwa. Powinnam doceniać to, co miałam
Tylko że nie miałam czegoś, czego bardzo pragnęłam- przyjaciół i/lub miłości ze strony mężczyzny. A już w czasach szkolnych to było takie moje marzenie
Bo gdyby nie ten szczegół, to moje życie było na prawdę spoko, miałam rodziców, którzy mnie kochają
Wiem właśnie, że jest masa osób, co ma gorzej, a jakoś sobie w życiu radzą. Ja się czuję taka właśnie nieporadna życiowo, bo ludzie wychodzą z na prawdę ciężkich sytuacji życiowych i nie biadolą jak ja
Dlatego się zastanawiam, co jest ze mną nie tak
Właśnie sama podświadomie przez to, że ostatnie 10 lat spędziłam praktycznie tylko nad książkami to tak wewnętrznie czuję, że czekam na rekompensatę. Wierzę w to, że w przyszłości będę miała bliskich przyjaciół, super faceta i nadrobię ten taki trochę no...stracony jednak czas
Tylko to może nigdy nie nadejść

No to staraj się myśleć pozytywnie, doceniaj to co masz i działaj tak jak potrafisz. Nikt nie ma gwarancji, że wszystko w życiu pójdzie gładko, że będzie miał idealne życie. Sama decydujesz o swoim działaniu, możesz siedzieć nad książkami, bo to twoja decyzja, ważne dla Ciebie i uważasz, że ci się opłaci albo inaczej dysponować swoim czasem. Marudzenie nie poprawi Ci samopoczucia ani relacji z ludźmi. Trochę można pomarudzić ale raczej w końcu każdy zaczyna mieć dosyć cudzych lęków, rozterek, żali, wymówek.

134

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Polly01 napisał/a:

Kochana to, że nie spotkałaś miłości w czasach szkolnych gimnazjum czy liceum to normalne. Tak czasem jest, że niektórzy po 20 doświadczają dopiero takich bardziej romantycznych relacji i tworzą związki. Każdy ma swój "czas" na te sprawy i nie ważne czy ktoś znajdzie miłość w wieku 18 lat czy w wieku 24,25,26 lat. Czytałam na różnych forach i ludzie naprawdę różnie spotykają swoją miłość. Nie ma co porównywać się do kogoś a zawsze znajdziesz przykład gdzie ktoś starszy o kilka lat dopiero wszedł w fajny związek.

Mój przykład to ten facet z którym byłam pół roku jak miałam 17 lat. Fajny, dojrzały, ogarnięty facet. Z pasjami, miał świetne cele w życiu, pomagał innym bo był wolontariuszem. Ja byłam jego pierwszą dziewczyną a miał 25 lat, rocznikowo 26, ja rocznikowo 18. Wcześniej chodził tylko na randki i miał chyba związek na odległość. Po pół roku ma dziewczynę z którą jest najprawdopodobnie szczęśliwy, bo pisał pod zdjęciem z nią że ją bardzo kocha coś w tym stylu i wyglądali na szczęśliwych. Wiadomo to internet i nie warto we wszystko wierzyć, ale zakładam, że jest tak jak pisał. Czyli w wieku 27 lat znalazł super drugą dziewczynę i pewnie dojrzalsza i lepszą ode mnie.

Tym przykładem chce ci pokazać, że na spokojnie masz jeszcze szansę na znalezienie miłości swojego życia. Co do przyjaciół to ja zaczynam mniej w ich wierzyć, im jest się starszym to znajomości się powierzchowne i najlepiej mieć przyjaciół z dzieciństwa jeśli ktoś takie kontakty dalej ma to zazdroszcze, bo to mi się wydaje najbardziej szczere i wartościowe. A w życiu dorosłym to wiesz inne są priorytety i dla większości najważniejszy jest partner, rodzina, bliscy czy skupiają się na pracy. Mało kto chyba ma takich bliskich przyjaciół z którymi widzi się co tydzień, ma się znajomych z którymi się spotyka co jakiś tam czas, ale nie są to jakieś bliskie przyjaźnie. Na przykładzie moich rodziców mają dużo znajomych. Małżeństwa i te małżeństwa ich zapraszają do siebie albo gdzieś wyjść na rower (moi rodzice lubią jeździć na rowerze czy chodzić po górach). No, ale jak tak przeanalizowałam to takie wyjścia ze znaj sa raz na miesiąc MOŻE dwa razy i to są takie spotkania aby się spotkać, pogadać, pośmiać, ale nie są to jakieś mocne więźi aby się spotykać co tydzień, co dwa, pisać ze sobą. Dorośli chyba inaczej do tego podchodzą. A ty wkraczasz już coraz bardziej w dorosłe życie i tak to wygląda z tymi bliskimi przyjaźniami. Chyba ktoś ci nawet napisał, że masz bardzo nierealne podejście to przyjaźni w dorosłym życiu. Moim zdaniem chyba najlepiej skupić się na tym aby znaleźć faceta (skoro jesteś hetero) który do ciebie pasuje i wiesz, że to jest to i z nim tworzyć cudowną więź i kontakt, bo to ten partner będzie spędzać z tobą najwięcej czasu i warto pielęgnować związek. A jak będziecie już dość długo razem to możecie też znaleźć parkę i z parką się czasem spotykać. Oczywiście możecie mieć osobno przyjaciół, ale ja bym się aż tak nie nastawiała na super bliskie przyjaźnie jak będziesz starsza, bo w dorosłym życiu większość ma partnerów i jedynie to się właśnie spotykają parami od czasu do czasu albo osobno, ale to też nie jest jakieś bliskie tylko bardziej powierzchowne. Tak to niestety wygląda. Znaczy to z mojej perspektywy bardziej i z tego co zaobserwowałam na przykładzie moich rodziców, moje koleżanki co mają partnerów też się na nich skupiają a na koleżanki nie mają już tak czasu. Taka chyba kolei rzeczy.

Dlatego życzę ci abyś znalazła jedną osobę przy której będziesz szczęśliwa i będziesz tworzyła z nią super związek. Może też będzie tak, że chłopak będzie miał przyjaciół i cię wkręci do ich grupki i poznasz tam jakaś fajną koleżankę, różnie bywa.

Moim zdaniem i tak nadajemy zbyt dużej wartości związkom i przyjaźni, że to najważniejszy aspekt życia i jak tego nie mamy to cierpimy, bo od małego nam troszkę wpajano taki model na całe życie. Inne aspekty też mogą być ważne w życiu. Tylko już sama byś musiała sobie to przemyśleć czy aż tak ważne jest posiadanie chłopaka, przyjaciół, że może coś innego też jest dla ciebie ważne, inny aspekt w życiu na którym się skupisz. Ludzie często odchodzą, relacje nigdy nie są stałe. Przyjaciółka może okazać się fałszywa, wyjechać, umrzeć. Chłopak może zdradzić, zostawić, umrzeć, wasze drogi się rozejdą i tak zostaniesz sama. Nie chodzi o to aby przez to nie wchodzić w związki, ale zawsze trzeba mieć z tyłu głowy, że z relacjami różnie bywa i tak naprawdę rodzimy się sami i umieramy sami. Więc myślę, że najważniejsze jest to jak ty będziesz się czuć na tym świecie i nie opieraj tego na innych ludziach, bo zawsze ktoś może się od nas odwrócić i zostaniemy sami.

Dzięki, ja serio wiem, że miłość można spotkać i w wieku 40, nawet 50 lat. Tylko do tego czasu trzeba jakoś przeżyć. Wiesz, ja już mam objawy fizyczne braku bliskości. Gdy siedzę daleko od domu, w mieście studenckim, bardzo często czuję uczucie tęsknoty. Wspominam lata wczesnego dzieciństwa, gdy wszystko było łatwe, proste, zabawę z siostrą w piaskownicy. Czuję takie ogromne uczucie tęsknoty, szczególnie, gdy mam jakiś stresujący moment. Przez to często miewam też stany lękowe, pesymistyczne wizje przyszłości (to, co tutaj z resztą zauważył ktoś, tylko ja tak mam we wszystkich aspektach życia, zawsze czarny scenariusz). Często potrafi mnie boleć brzuch. Właśnie z nerwów. Nawet jak nie mam nic stresującego, to potrafię obudzić się w sobotę rano z bólem brzucha, który utrzymuje się wiele dni, a jak przyjeżdżam do domu rodzinnego to znika prawie natychmiast. Nie czuję też takiego lęku. Także brak bliskich osób może wyniszczyć człowieka i nie mówię tu o psychice, bo psychicznie jakoś sobie radzę, ale mój organizm odczuwa to fizycznie. I boję się, że w końcu coś sobie zrobię, np. mam już objawy wrzodów żołądka, biorę leki, pomagają, ale no ile można. Mam koleżanki, nie mogę powiedzieć, że nie, tylko one też często mają chłopaków i potrafią mi nie odpisywać cały dzień, dwa, czasem nawet trzy, bo siedzi u nich: Kamilek, Krzyś, Maciuś czy inny Adaś i czasem mnie to już wkurza mimo że wiem, że mają do tego pełne prawo. Podświadomie mnie to wkurza, że one mają kogoś bliskiego, a ja nie. I owszem, miłość można spotkać zawsze, ale powiedzmy sobie szczerze- prawda jest brutalna. Im człowiek dłużej jest sam, tym potem ciężej mu wejść w związek, bo tak przyzwyczai się do "wygody" bycia samemu. Związek to przecież kompromisy, dzielenie życia z drugą osobą, to nie sielanka wbrew pozorom. Do tego im człowiek starszy tym ma większe wymagania. Jak spojrzę na chłopaków, którzy mi się podobali w latach szkolnych to dzisiaj nie wiem, co mogłam w nich widzieć. Teraz podoba mi się zupełnie kto inny. A im człowiek młodszy tym bardziej elastyczny, więc fajnie się mówi, ale prawda jest jaka jest. Nawet mi znajoma powiedziała "Bardzo mi cię szkoda, tyle się stresujesz, znajdź sobie chłopaka, nie będziesz się tyle stresować, wyluzujesz trochę" a ja jej mówię, że nie mam za bardzo gdzie tych chłopaków poznać, ale jeśli jej chłopak ma kolegów to chętnie poznam, ale no zignorowała to w ogóle, więc to na zasadzie "znajdź se chłopa, ale ja mam to gdzieś". Poradziła mi tindera. Sama na tinderze nigdy nie była. A mam znajome, co od lat na tinderze siedzą i mówią, że jest źle lub gorzej, że w innych miastach, większych jest trochę lepiej, ale tu nie ma czego szukać i ja w to wierzę, bo założyłam konto na krótki czas, ale to, co tam widziałam to było straszne

Nie no, super, że ten chłopak znalazł w tym wieku miłość, ale faceci jednak trochę inaczej podchodzą do związków. Ja mam koleżanki, co jak były wiecznymi singielkami, to w wieku 23-24 lat uruchamiał im się tryb desperacji i na siłę kogoś próbowały znaleźć, więc to inna sytuacja. Oczywiście wychodziły na tym często po prostu niezbyt ciekawie

Co do znajomości z dzieciństwa czy lat szkolnych to właśnie mam odwrotne spostrzeżenia. W latach szkolnych niby jacyś ludzie trzymają się razem, ale potem każdy się rozchodzi czy to na studia, czy zakłada rodzinę i tyle go widzieli, a jednak co ktoś pozna kogoś na studiach lub później, jako dojrzały, dorosły człowiek to jednak jest to innej jakości relacja. Ja z lat szkolnych nie utrzymuję kontaktu prawie z nikim. Raz na ruski rok widuję koleżankę z ławki w liceum. A tak to nic, nikt nie pisze, nie odzywa się. Ze studiów mam lepszych znajomych

No ja wiem, że mam nierealne podejście do przyjaźni w dorosłym życiu, ale co z tym faktem zrobić? No to albo mam chłopa, albo znajomych. Nie da się siedzieć tak długo samemu.
Niby codziennie z kimś piszę, ale często mi to po prostu już nie wystarcza. Zjada mnie rutyna. Czasem jest fajnie. Tydzień temu- w czwartek i piątek- byłam na imprezie, na którą mnie zaprosili znajomi. Wtedy czułam się dobrze. Znaczy w miarę dobrze, bo na takich imprezach często są pary i wtedy mi dziwnie, ale przynajmniej nie czuję się sama
Ja wiem, że przyjaźnie w dorosłym życiu to nie przyjaźnie tylko co najwyżej znajomości. Nawet mi bliska znajoma (która nie miała nigdy problemów ze znalezieniem faceta) powiedziała- nie żeby mnie wkurzyć tylko powiedziała to co myśli)- że "Pani X (jedna prowadząca z uczelni) jest biedna, tak mi jej szkoda. Pewnie jest tak wredna dla studentów bo jest starą panną. A wiesz, koleżanki koleżankami, ale to nie to samo co facet" i trochę mi było przykro, bo to był wyraźny sygnał, że ja zawsze będę stała niżej niż jej nowo poznany facet, którego zna od miesiąca, co jest przykre. Dlatego mam taki ból tyłka, bo mam świadomość, że prócz rodziców nie ma osoby, której by na mnie bardziej zależało, a samo "lubienie" to trochę mało. I ja wiem, że nie mam prawa wymagać od nich uwagi, bo wiem, że facet będzie zawsze dla nich najważniejszy, ale no trochę mnie to frustruje, że jak tylko jakaś znajdzie faceta, to ja jestem bardziej olewana, gdzie ja mam pecha do facetów i nie mogę sobie nikogo znaleźć. To już nie chodzi o zazdrość, tylko mi jest po prostu przykro. I jak widać to mnie zjada i psychiczni i fizycznie. Fizycznie już opisywałam, ale psychika też może nie jest w tragicznym stanie, bo jestem w dużym stopniu introwertykiem, ale przez te porażki z facetami jestem niepewna siebie. Zawsze, jak mam coś zrobić to mówię sobie "przecież są lepsi, ładniejsi, bardziej uśmiechnięci'. Wkurza mnie ta niepewność siebie, ale no też wiem, że dopóki sobie kogoś nie znajdę to choćbym sobie nie wmawiała jaka nie jestem zajeb*sta to będę miała tą podświadomość, że praktycznie całe życie jestem sama (bo tych przelotnych randek, czy krótkich związków nawet nie liczę, szczególnie, że nie byłam szczęśliwie zakochana)

Tak, masz rację, tylko ja nie opieram się na innych. Ja wiem, ze przyjaciółka może odejść, że facet może rzucić. Serio to wiem. Nawet wyżej pisałam chyba, że panicznie się boję, że nawet jak już założę rodzinę to facet mnie zostawi z dzieckiem, bo przerosną go obowiązki domowe. Więc ja mam fioła na tym punkcie, bo nie mam zbyt dużego poczucia własnej wartości. I wiesz, to nie jest tak, że ja bez ludzi nie potrafię żyć. Praktycznie większą część życia czuję się samotna (pierwszy raz poznałam to uczucie w wieku lat 13), boję się nawet, że nie będę potrafiła być w związku z kimś, bo będę tak samolubna i tak przyzwyczajona do swoich nawyków, ale o tym się przekonam dopiero w poważnym związku. Chodzi mi o to, że ja całe życie coś robiłam. Rodzice mnie pozapisywali na zajęcia dodatkowe. Sport był nieodłączną częścią mojego życia. Teraz mi czasami brakuje treningów. Pytałam rodziców, powiedzieli, że na rozwój zawsze jest kasa, że nie jesteśmy super biedni i żebym tak na wszystkim nie oszczędzała i mam się gdzieś na zajęcia dodatkowe zapisać. Tylko problem z zajęciami dodatkowymi jest taki, że zajęcia są w określonych godzinach. Np. poniedziałek o 16, czwartek o 18 itp. Po południu, bo uznają, że ludzie kończą wtedy pracę. Okej, ludzie tak, ale studenci niekoniecznie. Np. ja miałam się gdzieś zapisać, ale mam ruchomy plan zajęć i już mi wskoczyło kilka zajęć na studiach popołudniami, które są obowiązkowe, tutaj mam kolokwium (często kolokwia piszemy całym rokiem w piątek po południu, bo wtedy wszyscy mają czas) i nawet do domu nie mam wrócić kiedy, a co dopiero zajęcia, do których ja się mam dostosować. Indywidualne zajęcia z trenerem to zaś koszt 120-150zł, co mnie przerasta . Ogólnie udzielam się też w miarę studencko na uczelni, więc to nie tak, że ja nic nie robię. Robię, na prawdę się staram


aniuu1 napisał/a:

No to staraj się myśleć pozytywnie, doceniaj to co masz i działaj tak jak potrafisz. Nikt nie ma gwarancji, że wszystko w życiu pójdzie gładko, że będzie miał idealne życie. Sama decydujesz o swoim działaniu, możesz siedzieć nad książkami, bo to twoja decyzja, ważne dla Ciebie i uważasz, że ci się opłaci albo inaczej dysponować swoim czasem. Marudzenie nie poprawi Ci samopoczucia ani relacji z ludźmi. Trochę można pomarudzić ale raczej w końcu każdy zaczyna mieć dosyć cudzych lęków, rozterek, żali, wymówek.

Ja wiem. Tylko czuję, jakby czas mi się przelewał przez palce. Od 10 lat niewiele się w moim życiu nie zmieniło. W latach szkolnych powtarzałam sobie, że na studiach będzie inaczej, że poznam super paczkę, ze będę miała świetnego faceta i chyba po prostu mocno zderzyłam się z rzeczywistoscią, aczkolwiek nie uważam, żeby moje ówczesne marzenia były jakieś nierealne, bo dużo osób ma właśnie taką sytuację. Mam koleżanki w moim wieku, które wyszły już za mąż nie tak dawno i nie, to nie są laski ze wsi. To wykształcone dziewczyny, które mają wykształconych mężów
Dlatego niby mam własne życie, zainteresowania, cele, ale uznaję, że łatwiej by się szło przez życie z kimś, a nie wiecznie sama. Czasem z tej samotności potrafi mnie łapać histeria. Jakaś sytuacja, która idzie niezgodnie z planem a ja panikuję i się stresuję, że nie idzie z planem, gdzie moje zajęte koleżanki by podeszły z luzem. Tego mi brakuje. Boję się, że wykończę się w ten sposób

135 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-11-15 12:08:51)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Hej, trafiłam w ostatnich dniach na wzmiankę o metodzie pracy z lękami, traumami. Metoda się nazywa eft i można na przykład znaleźć informacje i sesje ukierunkowane na różne tematy na youtube za darmo. Możesz sobie poczytać i wypróbować nawet sama i zobaczyć czy ci coś to da. Ja będę testowac.

Nie wiele ci napiszę, bo nie wiem zabardzo co ci odpowiedzieć. Sama też mam pewne ograniczenia, nie jestem spelniona na niektórych polach, ale szczerze mówiąc nie mam cierpliwości do dyskutowania cudzych problemach tego typu i pocieszania. Na dłuższą metę strasznie mnie to męczy.

"Ja wiem. Tylko czuję, jakby czas mi się przelewał przez palce. Od 10 lat niewiele się w moim życiu nie zmieniło"

To Ty zarządzasz swoim czasem, a jak nie zarządzasz, to ten czas ucieka. To Ty możesz coś zmienić albo nie.

136

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:
Polly01 napisał/a:

Kochana to, że nie spotkałaś miłości w czasach szkolnych gimnazjum czy liceum to normalne. Tak czasem jest, że niektórzy po 20 doświadczają dopiero takich bardziej romantycznych relacji i tworzą związki. Każdy ma swój "czas" na te sprawy i nie ważne czy ktoś znajdzie miłość w wieku 18 lat czy w wieku 24,25,26 lat. Czytałam na różnych forach i ludzie naprawdę różnie spotykają swoją miłość. Nie ma co porównywać się do kogoś a zawsze znajdziesz przykład gdzie ktoś starszy o kilka lat dopiero wszedł w fajny związek.

Mój przykład to ten facet z którym byłam pół roku jak miałam 17 lat. Fajny, dojrzały, ogarnięty facet. Z pasjami, miał świetne cele w życiu, pomagał innym bo był wolontariuszem. Ja byłam jego pierwszą dziewczyną a miał 25 lat, rocznikowo 26, ja rocznikowo 18. Wcześniej chodził tylko na randki i miał chyba związek na odległość. Po pół roku ma dziewczynę z którą jest najprawdopodobnie szczęśliwy, bo pisał pod zdjęciem z nią że ją bardzo kocha coś w tym stylu i wyglądali na szczęśliwych. Wiadomo to internet i nie warto we wszystko wierzyć, ale zakładam, że jest tak jak pisał. Czyli w wieku 27 lat znalazł super drugą dziewczynę i pewnie dojrzalsza i lepszą ode mnie.

Tym przykładem chce ci pokazać, że na spokojnie masz jeszcze szansę na znalezienie miłości swojego życia. Co do przyjaciół to ja zaczynam mniej w ich wierzyć, im jest się starszym to znajomości się powierzchowne i najlepiej mieć przyjaciół z dzieciństwa jeśli ktoś takie kontakty dalej ma to zazdroszcze, bo to mi się wydaje najbardziej szczere i wartościowe. A w życiu dorosłym to wiesz inne są priorytety i dla większości najważniejszy jest partner, rodzina, bliscy czy skupiają się na pracy. Mało kto chyba ma takich bliskich przyjaciół z którymi widzi się co tydzień, ma się znajomych z którymi się spotyka co jakiś tam czas, ale nie są to jakieś bliskie przyjaźnie. Na przykładzie moich rodziców mają dużo znajomych. Małżeństwa i te małżeństwa ich zapraszają do siebie albo gdzieś wyjść na rower (moi rodzice lubią jeździć na rowerze czy chodzić po górach). No, ale jak tak przeanalizowałam to takie wyjścia ze znaj sa raz na miesiąc MOŻE dwa razy i to są takie spotkania aby się spotkać, pogadać, pośmiać, ale nie są to jakieś mocne więźi aby się spotykać co tydzień, co dwa, pisać ze sobą. Dorośli chyba inaczej do tego podchodzą. A ty wkraczasz już coraz bardziej w dorosłe życie i tak to wygląda z tymi bliskimi przyjaźniami. Chyba ktoś ci nawet napisał, że masz bardzo nierealne podejście to przyjaźni w dorosłym życiu. Moim zdaniem chyba najlepiej skupić się na tym aby znaleźć faceta (skoro jesteś hetero) który do ciebie pasuje i wiesz, że to jest to i z nim tworzyć cudowną więź i kontakt, bo to ten partner będzie spędzać z tobą najwięcej czasu i warto pielęgnować związek. A jak będziecie już dość długo razem to możecie też znaleźć parkę i z parką się czasem spotykać. Oczywiście możecie mieć osobno przyjaciół, ale ja bym się aż tak nie nastawiała na super bliskie przyjaźnie jak będziesz starsza, bo w dorosłym życiu większość ma partnerów i jedynie to się właśnie spotykają parami od czasu do czasu albo osobno, ale to też nie jest jakieś bliskie tylko bardziej powierzchowne. Tak to niestety wygląda. Znaczy to z mojej perspektywy bardziej i z tego co zaobserwowałam na przykładzie moich rodziców, moje koleżanki co mają partnerów też się na nich skupiają a na koleżanki nie mają już tak czasu. Taka chyba kolei rzeczy.

Dlatego życzę ci abyś znalazła jedną osobę przy której będziesz szczęśliwa i będziesz tworzyła z nią super związek. Może też będzie tak, że chłopak będzie miał przyjaciół i cię wkręci do ich grupki i poznasz tam jakaś fajną koleżankę, różnie bywa.

Moim zdaniem i tak nadajemy zbyt dużej wartości związkom i przyjaźni, że to najważniejszy aspekt życia i jak tego nie mamy to cierpimy, bo od małego nam troszkę wpajano taki model na całe życie. Inne aspekty też mogą być ważne w życiu. Tylko już sama byś musiała sobie to przemyśleć czy aż tak ważne jest posiadanie chłopaka, przyjaciół, że może coś innego też jest dla ciebie ważne, inny aspekt w życiu na którym się skupisz. Ludzie często odchodzą, relacje nigdy nie są stałe. Przyjaciółka może okazać się fałszywa, wyjechać, umrzeć. Chłopak może zdradzić, zostawić, umrzeć, wasze drogi się rozejdą i tak zostaniesz sama. Nie chodzi o to aby przez to nie wchodzić w związki, ale zawsze trzeba mieć z tyłu głowy, że z relacjami różnie bywa i tak naprawdę rodzimy się sami i umieramy sami. Więc myślę, że najważniejsze jest to jak ty będziesz się czuć na tym świecie i nie opieraj tego na innych ludziach, bo zawsze ktoś może się od nas odwrócić i zostaniemy sami.

Dzięki, ja serio wiem, że miłość można spotkać i w wieku 40, nawet 50 lat. Tylko do tego czasu trzeba jakoś przeżyć. Wiesz, ja już mam objawy fizyczne braku bliskości. Gdy siedzę daleko od domu, w mieście studenckim, bardzo często czuję uczucie tęsknoty. Wspominam lata wczesnego dzieciństwa, gdy wszystko było łatwe, proste, zabawę z siostrą w piaskownicy. Czuję takie ogromne uczucie tęsknoty, szczególnie, gdy mam jakiś stresujący moment. Przez to często miewam też stany lękowe, pesymistyczne wizje przyszłości (to, co tutaj z resztą zauważył ktoś, tylko ja tak mam we wszystkich aspektach życia, zawsze czarny scenariusz). Często potrafi mnie boleć brzuch. Właśnie z nerwów. Nawet jak nie mam nic stresującego, to potrafię obudzić się w sobotę rano z bólem brzucha, który utrzymuje się wiele dni, a jak przyjeżdżam do domu rodzinnego to znika prawie natychmiast. Nie czuję też takiego lęku. Także brak bliskich osób może wyniszczyć człowieka i nie mówię tu o psychice, bo psychicznie jakoś sobie radzę, ale mój organizm odczuwa to fizycznie. I boję się, że w końcu coś sobie zrobię, np. mam już objawy wrzodów żołądka, biorę leki, pomagają, ale no ile można. Mam koleżanki, nie mogę powiedzieć, że nie, tylko one też często mają chłopaków i potrafią mi nie odpisywać cały dzień, dwa, czasem nawet trzy, bo siedzi u nich: Kamilek, Krzyś, Maciuś czy inny Adaś i czasem mnie to już wkurza mimo że wiem, że mają do tego pełne prawo. Podświadomie mnie to wkurza, że one mają kogoś bliskiego, a ja nie. I owszem, miłość można spotkać zawsze, ale powiedzmy sobie szczerze- prawda jest brutalna. Im człowiek dłużej jest sam, tym potem ciężej mu wejść w związek, bo tak przyzwyczai się do "wygody" bycia samemu. Związek to przecież kompromisy, dzielenie życia z drugą osobą, to nie sielanka wbrew pozorom. Do tego im człowiek starszy tym ma większe wymagania. Jak spojrzę na chłopaków, którzy mi się podobali w latach szkolnych to dzisiaj nie wiem, co mogłam w nich widzieć. Teraz podoba mi się zupełnie kto inny. A im człowiek młodszy tym bardziej elastyczny, więc fajnie się mówi, ale prawda jest jaka jest. Nawet mi znajoma powiedziała "Bardzo mi cię szkoda, tyle się stresujesz, znajdź sobie chłopaka, nie będziesz się tyle stresować, wyluzujesz trochę" a ja jej mówię, że nie mam za bardzo gdzie tych chłopaków poznać, ale jeśli jej chłopak ma kolegów to chętnie poznam, ale no zignorowała to w ogóle, więc to na zasadzie "znajdź se chłopa, ale ja mam to gdzieś". Poradziła mi tindera. Sama na tinderze nigdy nie była. A mam znajome, co od lat na tinderze siedzą i mówią, że jest źle lub gorzej, że w innych miastach, większych jest trochę lepiej, ale tu nie ma czego szukać i ja w to wierzę, bo założyłam konto na krótki czas, ale to, co tam widziałam to było straszne

Nie no, super, że ten chłopak znalazł w tym wieku miłość, ale faceci jednak trochę inaczej podchodzą do związków. Ja mam koleżanki, co jak były wiecznymi singielkami, to w wieku 23-24 lat uruchamiał im się tryb desperacji i na siłę kogoś próbowały znaleźć, więc to inna sytuacja. Oczywiście wychodziły na tym często po prostu niezbyt ciekawie

Co do znajomości z dzieciństwa czy lat szkolnych to właśnie mam odwrotne spostrzeżenia. W latach szkolnych niby jacyś ludzie trzymają się razem, ale potem każdy się rozchodzi czy to na studia, czy zakłada rodzinę i tyle go widzieli, a jednak co ktoś pozna kogoś na studiach lub później, jako dojrzały, dorosły człowiek to jednak jest to innej jakości relacja. Ja z lat szkolnych nie utrzymuję kontaktu prawie z nikim. Raz na ruski rok widuję koleżankę z ławki w liceum. A tak to nic, nikt nie pisze, nie odzywa się. Ze studiów mam lepszych znajomych

No ja wiem, że mam nierealne podejście do przyjaźni w dorosłym życiu, ale co z tym faktem zrobić? No to albo mam chłopa, albo znajomych. Nie da się siedzieć tak długo samemu.
Niby codziennie z kimś piszę, ale często mi to po prostu już nie wystarcza. Zjada mnie rutyna. Czasem jest fajnie. Tydzień temu- w czwartek i piątek- byłam na imprezie, na którą mnie zaprosili znajomi. Wtedy czułam się dobrze. Znaczy w miarę dobrze, bo na takich imprezach często są pary i wtedy mi dziwnie, ale przynajmniej nie czuję się sama
Ja wiem, że przyjaźnie w dorosłym życiu to nie przyjaźnie tylko co najwyżej znajomości. Nawet mi bliska znajoma (która nie miała nigdy problemów ze znalezieniem faceta) powiedziała- nie żeby mnie wkurzyć tylko powiedziała to co myśli)- że "Pani X (jedna prowadząca z uczelni) jest biedna, tak mi jej szkoda. Pewnie jest tak wredna dla studentów bo jest starą panną. A wiesz, koleżanki koleżankami, ale to nie to samo co facet" i trochę mi było przykro, bo to był wyraźny sygnał, że ja zawsze będę stała niżej niż jej nowo poznany facet, którego zna od miesiąca, co jest przykre. Dlatego mam taki ból tyłka, bo mam świadomość, że prócz rodziców nie ma osoby, której by na mnie bardziej zależało, a samo "lubienie" to trochę mało. I ja wiem, że nie mam prawa wymagać od nich uwagi, bo wiem, że facet będzie zawsze dla nich najważniejszy, ale no trochę mnie to frustruje, że jak tylko jakaś znajdzie faceta, to ja jestem bardziej olewana, gdzie ja mam pecha do facetów i nie mogę sobie nikogo znaleźć. To już nie chodzi o zazdrość, tylko mi jest po prostu przykro. I jak widać to mnie zjada i psychiczni i fizycznie. Fizycznie już opisywałam, ale psychika też może nie jest w tragicznym stanie, bo jestem w dużym stopniu introwertykiem, ale przez te porażki z facetami jestem niepewna siebie. Zawsze, jak mam coś zrobić to mówię sobie "przecież są lepsi, ładniejsi, bardziej uśmiechnięci'. Wkurza mnie ta niepewność siebie, ale no też wiem, że dopóki sobie kogoś nie znajdę to choćbym sobie nie wmawiała jaka nie jestem zajeb*sta to będę miała tą podświadomość, że praktycznie całe życie jestem sama (bo tych przelotnych randek, czy krótkich związków nawet nie liczę, szczególnie, że nie byłam szczęśliwie zakochana)

Tak, masz rację, tylko ja nie opieram się na innych. Ja wiem, ze przyjaciółka może odejść, że facet może rzucić. Serio to wiem. Nawet wyżej pisałam chyba, że panicznie się boję, że nawet jak już założę rodzinę to facet mnie zostawi z dzieckiem, bo przerosną go obowiązki domowe. Więc ja mam fioła na tym punkcie, bo nie mam zbyt dużego poczucia własnej wartości. I wiesz, to nie jest tak, że ja bez ludzi nie potrafię żyć. Praktycznie większą część życia czuję się samotna (pierwszy raz poznałam to uczucie w wieku lat 13), boję się nawet, że nie będę potrafiła być w związku z kimś, bo będę tak samolubna i tak przyzwyczajona do swoich nawyków, ale o tym się przekonam dopiero w poważnym związku. Chodzi mi o to, że ja całe życie coś robiłam. Rodzice mnie pozapisywali na zajęcia dodatkowe. Sport był nieodłączną częścią mojego życia. Teraz mi czasami brakuje treningów. Pytałam rodziców, powiedzieli, że na rozwój zawsze jest kasa, że nie jesteśmy super biedni i żebym tak na wszystkim nie oszczędzała i mam się gdzieś na zajęcia dodatkowe zapisać. Tylko problem z zajęciami dodatkowymi jest taki, że zajęcia są w określonych godzinach. Np. poniedziałek o 16, czwartek o 18 itp. Po południu, bo uznają, że ludzie kończą wtedy pracę. Okej, ludzie tak, ale studenci niekoniecznie. Np. ja miałam się gdzieś zapisać, ale mam ruchomy plan zajęć i już mi wskoczyło kilka zajęć na studiach popołudniami, które są obowiązkowe, tutaj mam kolokwium (często kolokwia piszemy całym rokiem w piątek po południu, bo wtedy wszyscy mają czas) i nawet do domu nie mam wrócić kiedy, a co dopiero zajęcia, do których ja się mam dostosować. Indywidualne zajęcia z trenerem to zaś koszt 120-150zł, co mnie przerasta . Ogólnie udzielam się też w miarę studencko na uczelni, więc to nie tak, że ja nic nie robię. Robię, na prawdę się staram


aniuu1 napisał/a:

No to staraj się myśleć pozytywnie, doceniaj to co masz i działaj tak jak potrafisz. Nikt nie ma gwarancji, że wszystko w życiu pójdzie gładko, że będzie miał idealne życie. Sama decydujesz o swoim działaniu, możesz siedzieć nad książkami, bo to twoja decyzja, ważne dla Ciebie i uważasz, że ci się opłaci albo inaczej dysponować swoim czasem. Marudzenie nie poprawi Ci samopoczucia ani relacji z ludźmi. Trochę można pomarudzić ale raczej w końcu każdy zaczyna mieć dosyć cudzych lęków, rozterek, żali, wymówek.

Ja wiem. Tylko czuję, jakby czas mi się przelewał przez palce. Od 10 lat niewiele się w moim życiu nie zmieniło. W latach szkolnych powtarzałam sobie, że na studiach będzie inaczej, że poznam super paczkę, ze będę miała świetnego faceta i chyba po prostu mocno zderzyłam się z rzeczywistoscią, aczkolwiek nie uważam, żeby moje ówczesne marzenia były jakieś nierealne, bo dużo osób ma właśnie taką sytuację. Mam koleżanki w moim wieku, które wyszły już za mąż nie tak dawno i nie, to nie są laski ze wsi. To wykształcone dziewczyny, które mają wykształconych mężów
Dlatego niby mam własne życie, zainteresowania, cele, ale uznaję, że łatwiej by się szło przez życie z kimś, a nie wiecznie sama. Czasem z tej samotności potrafi mnie łapać histeria. Jakaś sytuacja, która idzie niezgodnie z planem a ja panikuję i się stresuję, że nie idzie z planem, gdzie moje zajęte koleżanki by podeszły z luzem. Tego mi brakuje. Boję się, że wykończę się w ten sposób

Bardzo rozumiem twoją frustrację, że chciałabyś jak koleżanki mieć partnera i inaczej sobie to wszystko wyobrażałaś. To pewnie bardzo boli i czasami są dni kiedy to cię przerasta, ale może pomyśl sobie tak, że jeśli do 50 czy 40 nie znajdę i nie wejdę w żaden poważny związek to mogę zacząć się martwić, ale do tego czasu nie mam czym, bo miłość może czekać właśnie za rogiem. Za rok mogę być już w świetnym związku więć po co się zamartwiać tym wszystkim, mogę cierpliwie poczekać i sama czerpać radości z życia i znaleźć 4 cele, pasję które sprawiają mi radość, bo moim zdaniem my się chyba niepotrzebnie martwimy. Nie mamy 50 a zaledwie ja 19 a ty również jesteś młodą kobietą. Myślę, że sztuka nie tylko jest bycie samym ze sobą (bo często takie rady padają). To nie tak, że musisz jedynie się nauczyć żyć ze sobą i samodzielnie, ale jakby nauczyć się  być szczęśliwą tak po prostu, wstajesz i jesteś szczęśliwa, pogodna. To bardzo trudna sztuka, ale myślę najważniejsza. Pokochanie siebie i swojego życia. Na dodatek masz pasję, zajęcia i widzisz, że życie nie tylko opiera się na byciu w związku. To nie tak, że wejdziesz w związek i nagle polubisz swoje życie na maksa, siebie i jesteś zadowolona i tryskasz energią ciągle. Może na początku jak jest się w fazie silnego zakochania to człowiek pogodnieje, ale potem z partnerem nie jest tak idealnie, aby utrzymać dobry związek trzeba dużo pracy, kompromisów, docierania się. Jak będziesz miała jakieś lęki (one ciągle będą występować to nie tak, że jak znajdziesz partnera to znikną, sama piszesz, że będziesz się bała, że odejdzie) to one popsują ci związek i przelejesz swoje problemy na związek którego go zabiją. Dlatego jak mi piszesz, że aż masz bóle brzucha i aż takie objawy, bo nie masz chłopaka to nie jest to zbyt zdrowe i normalne. Masz może jakieś braki z dzieciństwa, pustkę i próbujesz ją zalać partnerem. A to uwierz nigdy nie jest dobre. Byłam cholernie nieszczęśliwa, z lękami i psułam tylko związki. Chciałam być w związku, bo nie chciałam być sama i to nie jest zdrowe. W takim stanie jak jesteś teraz nie stworzysz dobrego związku, będziesz się ciągle lękać. Więc moim zdaniem jak już masz takie objawy to leki i fajna terapia. Nauka bycia szczęśliwym mimo nie bycia w związku, zobaczenie, że posiadanie partnera to nie wszystko. Rozumiem, że brakuje bliskości itd, bo sama mam dużo lęków ale staram sie na tym pracować a najbardziej na tym aby być szczęśliwa sama z sobą. Spróbuj docenić swoje życie, że kurczę mam tyle możliwości, mogę się rozwijać, gdzieś jechać, coś ciekawego zobaczyć i może postaraj sobie wytłumaczyć, że masz dopiero 24 lata, są przypadki osób które później wchodziły w związki. Nie wmawiaj sobie, że ty będziesz z tych osób do 50 które są samotne bez partnera całe życie, bo tego nie wiesz czy będziesz w takich osobach. Ja sie bardziej boje u siebie, że ja nigdy nie stworzę zdrowego, normalnego zwiazku, bo mam dużo braków i dużo błędów popełniam... to też jest nieco męczace. Są osoby po 6 związkach co nie wierzą, że im sie uda zaznać fajnego związku też, że nie stworzą fajnej, normalnej relacji.
polecam ci kanał na yt Tatiana Mitkowa o pokochaniu siebie.

137

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Polly01 napisał/a:

Bardzo rozumiem twoją frustrację, że chciałabyś jak koleżanki mieć partnera i inaczej sobie to wszystko wyobrażałaś. To pewnie bardzo boli i czasami są dni kiedy to cię przerasta, ale może pomyśl sobie tak, że jeśli do 50 czy 40 nie znajdę i nie wejdę w żaden poważny związek to mogę zacząć się martwić, ale do tego czasu nie mam czym, bo miłość może czekać właśnie za rogiem. Za rok mogę być już w świetnym związku więć po co się zamartwiać tym wszystkim, mogę cierpliwie poczekać i sama czerpać radości z życia i znaleźć 4 cele, pasję które sprawiają mi radość, bo moim zdaniem my się chyba niepotrzebnie martwimy. Nie mamy 50 a zaledwie ja 19 a ty również jesteś młodą kobietą. Myślę, że sztuka nie tylko jest bycie samym ze sobą (bo często takie rady padają). To nie tak, że musisz jedynie się nauczyć żyć ze sobą i samodzielnie, ale jakby nauczyć się  być szczęśliwą tak po prostu, wstajesz i jesteś szczęśliwa, pogodna. To bardzo trudna sztuka, ale myślę najważniejsza. Pokochanie siebie i swojego życia. Na dodatek masz pasję, zajęcia i widzisz, że życie nie tylko opiera się na byciu w związku. To nie tak, że wejdziesz w związek i nagle polubisz swoje życie na maksa, siebie i jesteś zadowolona i tryskasz energią ciągle. Może na początku jak jest się w fazie silnego zakochania to człowiek pogodnieje, ale potem z partnerem nie jest tak idealnie, aby utrzymać dobry związek trzeba dużo pracy, kompromisów, docierania się. Jak będziesz miała jakieś lęki (one ciągle będą występować to nie tak, że jak znajdziesz partnera to znikną, sama piszesz, że będziesz się bała, że odejdzie) to one popsują ci związek i przelejesz swoje problemy na związek którego go zabiją. Dlatego jak mi piszesz, że aż masz bóle brzucha i aż takie objawy, bo nie masz chłopaka to nie jest to zbyt zdrowe i normalne. Masz może jakieś braki z dzieciństwa, pustkę i próbujesz ją zalać partnerem. A to uwierz nigdy nie jest dobre. Byłam cholernie nieszczęśliwa, z lękami i psułam tylko związki. Chciałam być w związku, bo nie chciałam być sama i to nie jest zdrowe. W takim stanie jak jesteś teraz nie stworzysz dobrego związku, będziesz się ciągle lękać. Więc moim zdaniem jak już masz takie objawy to leki i fajna terapia. Nauka bycia szczęśliwym mimo nie bycia w związku, zobaczenie, że posiadanie partnera to nie wszystko. Rozumiem, że brakuje bliskości itd, bo sama mam dużo lęków ale staram sie na tym pracować a najbardziej na tym aby być szczęśliwa sama z sobą. Spróbuj docenić swoje życie, że kurczę mam tyle możliwości, mogę się rozwijać, gdzieś jechać, coś ciekawego zobaczyć i może postaraj sobie wytłumaczyć, że masz dopiero 24 lata, są przypadki osób które później wchodziły w związki. Nie wmawiaj sobie, że ty będziesz z tych osób do 50 które są samotne bez partnera całe życie, bo tego nie wiesz czy będziesz w takich osobach. Ja sie bardziej boje u siebie, że ja nigdy nie stworzę zdrowego, normalnego zwiazku, bo mam dużo braków i dużo błędów popełniam... to też jest nieco męczace. Są osoby po 6 związkach co nie wierzą, że im sie uda zaznać fajnego związku też, że nie stworzą fajnej, normalnej relacji.
polecam ci kanał na yt Tatiana Mitkowa o pokochaniu siebie.

Wiesz, już nawet nie chodzi o przykro. Odzywa się we mnie wewnętrzna frustracja i smutek. Ostatnio byłam na jakiś 3 domówkach. Trochę nowych osób poznałam, ale bez szału. Na takich imprezach u znajomych często są pary. I z jednej strony cieszę się, że idę do ludzi, ale z drugiej strony dzień po takiej imprezie mam okropnego doła psychicznego. Wcześniej tego nie miałam, teraz to wyszło. Bo widzę te wszystkie pary (a większość to pary), śmieję się, rozmawiam z nimi. Wracam do domu, a na drugi dzień budzę się i mam mega doła i poczucie samotności, beznadziei
To, że "miłość czeka za rogiem" albo "masz jeszcze dużo czasu na poznanie kogoś" lub nawet "nigdy nie wiesz, może ta osoba siedzi z tobą na sali wykładowej" to ja słyszę od lat hmm Serio

Cele i pasje też zawsze miałam. Tylko zawsze jak coś robimy są wzloty i upadki. To normalne, bo nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Jak są wzloty to jest okej, ale często są upadki i wtedy tak bardzo potrzebuję rozmowy, przytulenia (a jestem osobą, która nie lubi być dotykana, więc możesz sobie wyobrazić, jak się wtedy czuję)

"ale jakby nauczyć się  być szczęśliwą tak po prostu, wstajesz i jesteś szczęśliwa, pogodna"- a to są bardzo mądre słowa
Tylko jak się tego nauczyć, jak w życiu co chwila stres i troski?

"w fazie silnego zakochania to człowiek pogodnieje, ale potem z partnerem nie jest tak idealnie, aby utrzymać dobry związek trzeba dużo pracy, kompromisów, docierania się."- dokładnie tak jest. Dlatego często po np.2 latach związki się rozpadają (bo szacuje się, że tyle wynosi właśnie długość tych różowych okularów). Tylko żeby nauczyć się żyć z drugą osobą potrzeba doświadczenia z tym związanego. Bo skąd ja mam wiedzieć, czy w ogóle będzie mi się podobało życie z drugą osobą, jak nigdy nie byłam w szczęśliwym związku? Spotykałam się z chłopakami bez uczucia i wiem, że na pewno z takimi bym nie potrafiła żyć pod jednym dachem, ale doświadczyłam tego i wiem. Poza tym to dość niebezpieczne, taka długotrwała samotność. Znam dziewczynę, która całe życie dużo się uczyła i pracowała (była na medycynie, a medycyna to beznadziejne studia, bo 5 lat nauki+drugie tyle specjalizacji) i ona wiecznie taka umęczona (przynajmniej jak ja ją widziałam). Nikogo nie miała, w wieku lat 26-27 zaczęła się robić złośliwa do otoczenia, jak stereotypowa stara panna. Tuż przed 30stką ją szybko rodzice zeswatali. Była wtedy szczęśliwa, zapatrzona w niego. Szybko dziecko. A po latach widzę, że średnio jest ze swojego życia zadowolona. Dlatego że wcześniej nie wiedziała, co to związek i wydawało jej się, że złapała Pana Boga za nogi. A może jakby była wcześniej w związkach to by wiedziała, czego dokładnie chce
A ja mam to samo. Na innym forum w komentarzach nie tak dawno pisałam, że panicznie boję się, że trafię na faceta, który mnie zostawi sam z obowiązkami domowymi, z dzieckiem i będę taką nieszczęśliwą, zapuszczoną matką polką za przeproszeniem, bo nie będę miała nawet jak o siebie dbać, a przecież takie przypadki to nie jest super rzadkość. I mi ludzie piszą, że więcej luzu, że nie mogę się dać wykorzystywać. Ja to wiem, ale mam taki wewnętrzny niepokój, bo nie byłam nigdy w szczęśliwym związku, bo mój ostatni facet był toksykiem i chciał zrobić ze mnie kucharkę i sprzątaczkę...dlatego dopóki na kogoś fajnego nie trafię, to będę się męczyć właśnie takimi przekonaniami. Jak trafię na kogoś wartościowego to zobaczę, że zdrowy związek jest możliwy. Tylko no muszę najpierw trafić...

"Dlatego jak mi piszesz, że aż masz bóle brzucha i aż takie objawy, bo nie masz chłopaka to nie jest to zbyt zdrowe i normalne"- wiesz co, to nie do końca tak, źle to ujęłam. Bóle brzucha, jelit, żołądka są charakterystyczne dla przewlekłego stresu. Ja jednak często się czymś stresuję. Jak się spotykałam z ex, to niby był toksykiem, ale jak się mogłam do kogoś przytulić, opowiedzieć, jak mi dzień minął i też wysłuchać od drugiej osoby to spuściłam z tonu. Wtedy mnie tak już brzuch nie bolał, wyluzowałam, bo czułam, że wreszcie nie jestem tak samotna. A tak to denerwuję się byle czym i stąd te bóle. A czasami czuję się potwornie samotna, co też to potęguje, ponieważ tym się denerwuję. Ot taki mechanizm. Nawet mi znajoma mówiła, żebym sobie kogoś znalazła, to się tak życiem nie będę stresować i wiem, że ma rację, ale co mam zrobić? Wyczarować faceta? No niestety tak łatwo nie ma

"Masz może jakieś braki z dzieciństwa, pustkę i próbujesz ją zalać partnerem."- pewnie tak, ale czasu nie cofnę

"Więc moim zdaniem jak już masz takie objawy to leki i fajna terapia."- byłam rok temu na kilku spotkaniach u psychologia po Uniwersytecie Warszawskim (teoretycznie jeden z lepszych w kraju) i powiem tak: lepiej się nie czuję, nic się nie zmieniło, żadnych nowych rad nie dostałam, tylko takie, które czytałam już w internecie. Czułam się tylko gorzej z tym, że straciłam kilkaset zł, które mogłam wydać na coś ciekawszego. Nie mówię, że nie pójdę w przyszłości do psychologa. Nie wykluczam tego, jednak na razie finansowo nie mam takich możliwości, bo psycholog to super droga impreza. Chcę iść, ale muszę sama zacząć zarabiać, a liczyłam, że to nastąpi za jakieś 2-3 lata. No bo teraz sobie dorabiam, ale nie na tyle dużo czy regularnie, żeby z tego wyżyć. Muszę sama zarabiać i tyle.

"Nauka bycia szczęśliwym mimo nie bycia w związku, zobaczenie, że posiadanie partnera to nie wszystko"- oczywiście, że nie wszystko, jednak nie ukrywajmy- partner, zwłaszcza taki nietoksyczny może nas wyciągnąć z największego doła. A samotność wprowadzić w depresję. Ot taka różnica

"Spróbuj docenić swoje życie"- ale czy ja gdzieś mówiłam, że nie doceniam swojego życia? Doceniam, mam plany i staram się rozwijać

"masz dopiero 24 lata, są przypadki osób które później wchodziły w związki"- wiesz co, ja za bardzo nie staram się patrzeć na to, co robią inni tylko na swoje odczucia. Jakbym super hiper chciała być sama a wszyscy dookoła mi krakali, że związek musi być to bym miała to gdzieś, bo dla mnie liczą się moje odczucia, ale ja żadnej presji na sobie nie mam, czasem coś mama żartobliwie rzuci, ale ani znajomi, ani rodzina nie naciskają. Ja wewnętrznie czuję, że brakuje mi bliskości. I to tak bardzo, że ze mnie to wychodzi. Poszłam do pracy, bardzo się starałam być zabawna, uśmiechnięta, zagadywać, a potem szef mnie pyta, co ja taka smutna, wystraszona i przybita. A ja taka zdziwiona, bo się starałam i myślałam, że właśnie jestem super uśmiechnięta. Dlatego mówię, że ja sobie mogę wmawiać, że jest mi samej super dobrze (co jest po części prawdą), ale ten wewnętrzny smutek ze mnie wychodzi. 2 lata temu zakochałam się w chłopaku, to chodziłam cały czas uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do życia i nie stresowałam się tak, bo czułam, że mam kogoś bliskiego (mimo że dostałam kosza)

"Nie wmawiaj sobie, że ty będziesz z tych osób do 50 które są samotne bez partnera całe życie, bo tego nie wiesz czy będziesz w takich osobach."- ja wiem, tylko wiesz, ciężko myśleć pozytywnie, jak tyle rozczarowań po drodze. Znajoma, która od liceum co chwila jest w jakimś związku jakoś nie widzi się jako stara panna, a ja, jako osoba, która w związku udanym i poważnym nie była nie mogę powiedzieć o sobie tego samego. Poza tym ktoś mi kiedyś powiedział "Wygląda na to, że ty oczekujesz od życia jakiejś rekompensaty za to, co przeszłaś. Rekompensaty w postaci fajnego faceta i znajomych, ale nie myśl tak o tym, bo to może nigdy nie nadejść" i taka jest prawda

"Ja sie bardziej boje u siebie, że ja nigdy nie stworzę zdrowego, normalnego zwiazku, bo mam dużo braków i dużo błędów popełniam"- kochana, jesteś młodsza ode mnie, byłaś w wielu związkach. Jesteś bardzo miła, empatyczna, zapewne też ładna, dlatego sądzę, że nie masz się czym martwić

A na kanał Tatiany na pewno zerknę big_smile

aniuu1 napisał/a:

Hej, trafiłam w ostatnich dniach na wzmiankę o metodzie pracy z lękami, traumami. Metoda się nazywa eft i można na przykład znaleźć informacje i sesje ukierunkowane na różne tematy na youtube za darmo. Możesz sobie poczytać i wypróbować nawet sama i zobaczyć czy ci coś to da. Ja będę testowac.

Nie wiele ci napiszę, bo nie wiem zabardzo co ci odpowiedzieć. Sama też mam pewne ograniczenia, nie jestem spelniona na niektórych polach, ale szczerze mówiąc nie mam cierpliwości do dyskutowania cudzych problemach tego typu i pocieszania. Na dłuższą metę strasznie mnie to męczy.

"Ja wiem. Tylko czuję, jakby czas mi się przelewał przez palce. Od 10 lat niewiele się w moim życiu nie zmieniło"

To Ty zarządzasz swoim czasem, a jak nie zarządzasz, to ten czas ucieka. To Ty możesz coś zmienić albo nie.

Eft?
Sprawdzę to!
Dziękuję za wsparcie
Czasem muszę się wygadać, bo w normalnym życiu powiem połowę tego, co napisałam tu, a tak to mi trochę lżej i nie czuję się taka samotna jak wiem, że ktoś czyta te wypociny

138

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Dodam jeszcze jedną odpowiedź, bo nie mogę edytować poprzedniej

No więc mówiłam tutaj, że chciałabym zrobić jakąś tam choćby mniejszą karierę np. w korporacji. Lady Loka mnie tu pocieszała, że przecież w korporacjach można wziąć pracę zdalną, że nie zwalniają od razu. To właśnie na jednym forum przeczytałam wypowiedź jednej dziewczyny, która była w takiej sytuacji. Opowiadała, że pracowała w korporacji przed zajściem w ciążę. Skończyła dwa kierunki studiów (techniczny i orientalistyczny) + podyplomówkę z funduszy unijnych + kilka kursów i staży. Pracowała w zagranicznej firmie (azjatyckiej) i zaraz po macierzyńskim ją zwolniono. Twierdzi, że od tamtej pory nie może znaleźć żadnej pracy, nawet w głupim sklepie. Nie zatrudnili jej jako sprzedawcę w sklepie z garniturami, bo woleli młodszą wydekoltowaną laskę, bo taka lepiej przyciągnie wzrok mężczyzn i zachęci ich do zakupu. Do żabki jej nie wzięli, bo zna 4 języki i jest mądrzejsza od innych pracowników i będzie się mądrzyć. Chodzi na rozmowy do firm, to ci mówią, że oddzwonią, ale telefon milczy. Nie chcą jej zatrudnić, bo przyznają, że się boją, że albo z powodu małego dziecka będzie brała masę zwolnień. I nikt jej nie chce zatrudnić. Tłumaczeń za dużo nie ma, w szkole językowej zaproponowali jej najniższą krajową i to 5h w tygodniu. A wcześniej w firmie zarabiała kilkanaście tysięcy zł, więcej jak jej mąż
Przyznam, że zmroziło mnie to jak przeczytałam. Nie znam szczegółów, tylko tyle, co napisałam. Może siedziała strasznie długo na macierzyńskim i ją zwolnili zaraz po długiej przerwie? A może przerwę miała krótką? Nie mam pojęcia.
Co prawda moja rodzina zawsze była pracowita. Mama miała własny biznes, na początku utrzymywała rodzinę. Dzień przed porodem wieczorem wyszła z pracy, urodziłam się w południe następnego dnia, a mama wróciła po 2 tygodniach do pracy. Tylko fakt, że ona też bardzo źle ciąży nie znosiła, pracowała bardzo dużo, cały dzień na nogach po 8-10h!! A ja urodziłam się cała i zdrowia. Siostra później też. Jednak ciąże są różne. Mama czuła się dobrze. Ja jakbym czuła się dobrze to też bym nie zrezygnowała z pracy, lub w gorszych chwilach przeszła na zdalną (bo w korpo się da podobno), po porodzie to samo- jak najkrótsza przerwa, a potem albo powrót do pracy stacjonarnie albo poprosić o zdalne, a dla dziecka albo niania albo niech tata też się wykaże i weźmie np. tacierzyński albo zmniejszy etat. Jednak czy nawet takie 2-3 miesiące nie spowodowałyby za dużej dziury?
Bardzo mi zależy na pracy w korpo
I tak, wiem, że mam masę czasu do namysłu, ale ciekawa jestem Waszego zdania- co o tym sądzicie? Bo przyznam, że mnie zmroziło, że wykształcona kobieta z głową na karku zarabiająca kilkanaście tyś miesięcznie nagle nie może znaleźć pracy nawet w żabce. To nie jest normalne przecież i nawet nie wyobrażam sobie, jaką frustrację musi czuć ta kobieta
Co sądzicie o tym?

139

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Hello, ale przecież i tak nie planujesz dziecka. Za mało się jeszcze martwisz, że musisz się martwić scenariuszami z ciążą, której i tak nie chcesz?
Poza tym nie znasz tej dziewczyny i nie wiesz jak wygląda to na prawdę.

140 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-11-22 17:54:09)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Ale przesadzasz.
Ja jestem mężatką, mam podwójne nazwisko, więc wszyscy wiedzą, że ten mąż jest, nie mam zdjęcia w CV, więc nie wiedzą jak wyglądam, a właśnie będę zmieniać pracę po raz drugi. I też korpo.
A i jestem w ciąży. I w trakcie ciąży zmieniam pracę. I nie jest to żadnym problemem. Jak Polska chce mieć prorodzinną politykę to musi to przełknąć. Takie sytuacje sie zdarzają.

korporacje są miejscami pracy, które po pierwsze cały czas zatrudniają i jak ona nie może znaleźć pracy, to może ma problem z wymaganiami/źle napisane CV?
Korporacje są też miejscami, które do bólu przestrzegają prawa pracy. A na macierzyńskim nie możesz siedzieć za długo lub za krótko, bo on jest określony prawem pracy. Potem jest jeszcze płatny rodzicielski. No i w korpo masz umowę o pracę, więc dziewczyna powinna normalnie poznać powód zwolnienia. Powód "dziecko" nadaje się od razu do sądu pracy. Dostałaby ładne odszkodowanie.
Poza tym jakoś nie widzę, że wzięta babeczka z korporacji nagle idzie pracować do Żabki albo do sklepu z garniturami. To nie te progi. Jak masz doświadczenie w innym zakresie, to w tym zakresie szukasz pracy.

No i na koniec dodam tylko tyle, że ja do tej pory nie miałam rozmowy o pracę, której nie przeszłabym do końca i nie dostała oferty zatrudnienia.
Tylko trzeba faktycznie być specjalistą w swojej dziedzinie, a nie pierdoły opowiadać.

No i na rozmowach o pracę nie mówisz, że masz dziecko. A rekruter nie ma prawa o to zapytać.

Poza tym skoro Ty nie chcesz dzieci, to w czym problem?

141

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

Hello, ale przecież i tak nie planujesz dziecka. Za mało się jeszcze martwisz, że musisz się martwić scenariuszami z ciążą, której i tak nie chcesz?
Poza tym nie znasz tej dziewczyny i nie wiesz jak wygląda to na prawdę.

Teraz nie planuję, ale nie wiem, czy za x lat się nie odmieni
Poza tym sądzę, tak czuję wewnętrznie, że moja niechęć do dzieci wynika nie z tego, że nie chcę dzieci, bo tak, tylko przewlekły stres, brak stabilizacji, brak wartościowego partnera to spowodował. Jedna kobieta mi to niedawno zasugerowała, że ona była przekonana, że nie chce dzieci, aż w wieku lat 28 trafiła na faceta, z którym wzięła ślub, zdecydowała się na 1 dziecko i jest zadowolona
Obstawiam, że gdybym znalazła kogoś, kogo bym kochała ze wzajemnością, czułabym się bezpiecznie to by było inne granie, a ja mam negatywne doświadczenia z facetami to jak mam niby chcieć dzieci...
Ja wiem, że się mówi "I tak nie masz faceta, martw się tym później", ale no jednak jak się z kimś spotykamy to wypadałoby na początku związku określić, czego się oczekuje, żeby nie marnować czasu ani sobie ani drugiej osobie


Lady Loka napisał/a:

Ale przesadzasz.
Ja jestem mężatką, mam podwójne nazwisko, więc wszyscy wiedzą, że ten mąż jest, nie mam zdjęcia w CV, więc nie wiedzą jak wyglądam, a właśnie będę zmieniać pracę po raz drugi. I też korpo.
A i jestem w ciąży. I w trakcie ciąży zmieniam pracę. I nie jest to żadnym problemem. Jak Polska chce mieć prorodzinną politykę to musi to przełknąć. Takie sytuacje sie zdarzają.

korporacje są miejscami pracy, które po pierwsze cały czas zatrudniają i jak ona nie może znaleźć pracy, to może ma problem z wymaganiami/źle napisane CV?
Korporacje są też miejscami, które do bólu przestrzegają prawa pracy. A na macierzyńskim nie możesz siedzieć za długo lub za krótko, bo on jest określony prawem pracy. Potem jest jeszcze płatny rodzicielski. No i w korpo masz umowę o pracę, więc dziewczyna powinna normalnie poznać powód zwolnienia. Powód "dziecko" nadaje się od razu do sądu pracy. Dostałaby ładne odszkodowanie.
Poza tym jakoś nie widzę, że wzięta babeczka z korporacji nagle idzie pracować do Żabki albo do sklepu z garniturami. To nie te progi. Jak masz doświadczenie w innym zakresie, to w tym zakresie szukasz pracy.

No i na koniec dodam tylko tyle, że ja do tej pory nie miałam rozmowy o pracę, której nie przeszłabym do końca i nie dostała oferty zatrudnienia.
Tylko trzeba faktycznie być specjalistą w swojej dziedzinie, a nie pierdoły opowiadać.

No i na rozmowach o pracę nie mówisz, że masz dziecko. A rekruter nie ma prawa o to zapytać.

Poza tym skoro Ty nie chcesz dzieci, to w czym problem?

Jesteś w ciąży? WOOOOW Gratulacje big_smile <3

Pracujesz w korpo, jesteś w ciąży i zmieniałaś pracę w  korpo i Ciebie przyjęli....więc to możliwe!
To ja nie wiem, ale to, co napisała ta kobieta jest mocno podejrzane
No ona napisała, że pracowała coś związanego z oprogramowaniem, miałam właśnie branżę IT za specjalistów, dlatego się przeraziłam

Ano właśnie....nie mogli jej wpisać powodu dziecko przecież...

"A na macierzyńskim nie możesz siedzieć za długo lub za krótko, bo on jest określony prawem prac"- to znaczy?

"Poza tym jakoś nie widzę, że wzięta babeczka z korporacji nagle idzie pracować do Żabki albo do sklepu z garniturami"- właśnie też mnie to bardzo zdziwiło

"To nie te progi. Jak masz doświadczenie w innym zakresie, to w tym zakresie szukasz pracy."- szczególnie, że słyszałam, że korporacje lubią, jak ktoś ma doświadczenie właśnie w tej branży

"No i na koniec dodam tylko tyle, że ja do tej pory nie miałam rozmowy o pracę, której nie przeszłabym do końca i nie dostała oferty zatrudnienia"- Woow <3
Mega szacun! A mogę zapytać- jeśli to nie tajemnica- robisz coś specjalnego, że masz takie branie?

"Tylko trzeba faktycznie być specjalistą w swojej dziedzinie, a nie pierdoły opowiadać."- tak, prawda, tylko sądziłam, że programiści są rozchwytywani na rynku pracy...

"No i na rozmowach o pracę nie mówisz, że masz dziecko. A rekruter nie ma prawa o to zapytać."- właśnie ja też nie wiem, po co się z tego tłumaczyć. Jakby mnie zapytali, to bym powiedziała kulturalnie, spokojnie, że to nie jest temat rozmowy o pracę i niech lepiej powiedzą, ile pieniędzy proponują

"Poza tym skoro Ty nie chcesz dzieci, to w czym problem?"- tak jak napisałam aniuu- teraz nie chcę, ale czy mi się w przyszłości nie odmieni, tego już nie wiem

142 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-11-24 01:24:50)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Nie no wiele razy już mówiłas jaki masz stosunek do posiadania dzieci. Ja to popieram, bo z tego co piszesz, to myślę, że może kiedyś, ale teraz to nie byloby dobre. Z tego powodu, że masz masę lękow teraz, nie miałaś swobodnej mlodości, gdzie mogłabyś czas poświęcić na poznawanie siebie. Lepiej jak znajdziesz ten czas a nie wpakujesz sie w więcej zobowiązań. Serio mi się wydaje, że byłabyś matką, która popadlaby w depresję i żałowałaby decyzji o dziecku na tym etapie życia. Miałabyś żal, że zawłaszczyło twoje życie, że tak wiele masz mu dać, a zbyt mało dałaś sobie aby mu nie wypominać. Tak sądzę na podstawie pewnych doświadczeń (obserwacji mojej matki i wlasnych reakcji, kiedy zajmowałam się dzieckiem w ramach wolontariatu, bo sama nie mam dzieci)

"przewlekły stres, brak stabilizacji, brak wartościowego partnera to spowodował"
Musisz zadziałać na polu walki z tym przewlekłym stresem i lękami. Teraz opowiadasz sobie historie o tym co jeszcze ci grozi jak zajdziesz w ciążę. To nie służy zmniejszeniu lęków, stresu. Musisz zacząć opowiadać sobie inne historie, uczyć się dbać o siebie. Stopniowo działać, ciągle szukać sposobów by sobie pomóc.
Ludzie niechętnie wchodzą w rolę kogoś, kto będzie cały czas uspokajał osobę, która ciągle ma stresy, lęki, trzyma się ich i za nic nie chce puścić. Nasze lęki oddziałują na innych, nawet przeczytałam ostatnio, że "lęk jest bardzo zaraźliwą emocją". Życie w lęku jest słabe. Lęk jest w opozycji do miłości. Lęk jest u podstaw różnych zaburzen i chorób. Utrudnia radzenie sobie w życiu. Lękowa matka z ogromnym prawdopodobieństwem przekaże lęki dzieciom.
Ten przewlekły stres w jakimś stopniu fundujemy sobie sami, przez to w jaki sposób kierujemy swoimi myślami, przez swoje decyzje.

A z tą utratą pracy po ciąży - nie jest tak do końca. Moje znajome nie traciły pracy po ciąży. Tylko, że raczej pokazywały, że chcą pracować, zależy im. Jedna owszem bo chciała wrócić miesiąc później niż szefowie sobie życzyli. Ale ona miała mobbingujących szefów, którzy mieli szczęście, że jako jedna z niewielu jak nie jedyna pracowała tam kilkanaście lat, kiedy inni odchodzili. Bez problemu znalazła pracę jak ją zwolnili. W ciągu miesiąca miała dwie oferty i teraz spokojnie pracuje sobie z domu dla nowej firmy, i tam jest kompletny luzik.
Jednak słyszałam o pewnych przypadkach, kiedy firmy chciały zwalniać dziewczyny po ciążach, ale raczej dlatego, że po nich było widać, że nie bardzo chcą już tam wracać i pracować. Z tego co wiem, to nie jest takie rzadkie, że kobiety po ciąży chcą zmienić coś zawodowo.

143

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

- długość uelopu macierzyńskiego jest określona w prawie pracy. Nie możesz więc mieć za długiego albo za krótkiego urlopu, bo on jest jaki jest i w tej długości musisz go wziąć. Potem jest płatny rodzicielski, który również jest określony w prawie pracy. Wzięte od razu po sobie urlopy mogą trwać max rok.

- co do CV, to ja po prostu celuję w stanowiska związane z tym co robię i mam mocno wykokszone CV, to znaczy mam tam wpisane wszystko, co do tej pory robiłam. Stanowisko pracy i wszystkie obowiązki, które tam miałam.

IT potrzebuje ludzi cały czas, może ta dziewczyna wcale nie była tak dobra w tym co robila?

144

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

można przekazać część macierzyńskiego ojcu (chyba ok. 100dni wtedy a nie rok i wtedy jak bez rodzicielskiego to 100% płatne chyba - trzebaby sprawdzic), i mozna wczesniej wrocic do pracy, mozna skrocic godziny pracy na "karmienie", mozna na inny wymiar powrócic - zależnie jakie ma się w pracy możliwości i zwierzchnika. W korpo chyba nie byłoby problemu z takimi "kombinacjami", tylko trzeba się doinformować w przepisach... jak dobra robota i dobry pracownik to idą na rękę, czas szybko leci...

145

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
cześka8 napisał/a:

można przekazać część macierzyńskiego ojcu (chyba ok. 100dni wtedy a nie rok i wtedy jak bez rodzicielskiego to 100% płatne chyba - trzebaby sprawdzic), i mozna wczesniej wrocic do pracy, mozna skrocic godziny pracy na "karmienie", mozna na inny wymiar powrócic - zależnie jakie ma się w pracy możliwości i zwierzchnika. W korpo chyba nie byłoby problemu z takimi "kombinacjami", tylko trzeba się doinformować w przepisach... jak dobra robota i dobry pracownik to idą na rękę, czas szybko leci...

Macierzyńskiego można przekazać 2 tygodnie. Rodzicielski cały, ale to koło 30 tygodni chyba jest. Matka tak czy inaczej musi wziąć pozostały macierzyński.

Co do płatności to można albo mieć 100% płatny macierzyński i 60% płatny rodzicielski albo mieć oba płatne 80%.

Karmienie to 2x po 30min dodatkowej przerwy wliczonej w czas pracy, które faktycznie można skumulować na konoec dnia i wyjść wcześniej, o ile ma się zaświadczenie, że się karmi piersią.

146

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Ja się w tych sprawach związanych z urlopami słabo orientuję, a w przypadku tamtej nie pamiętam do końca czy pracodawca chcial aby wróciła trochę wcześniej, czy ona chciała miesiąc dłużej niż jej pierwornie wypadalo. Są jakieś sposoby by wrócić później, wzięcie zwykłego urlopu, L4 a może jeszcze jakieś opcje. W przypadku tamtej koleżanki to firma miała problem, bo nie byli w stanie znaleźć nikogo do pracy, ludzie uciekali ze względu na mobbing po okresie próbnym. (chyba ze 3 czy 4 księgowe w ciągu jednego roku, nie mieli nikogo do pracy XD)
Teraz inna koleżanka sobie "przedłużyła" - jest na L4, dzieci chorują, ma też urlop do wybrania.
Z kolei miałam też koleżanki, które wracały częściowo lub w pełnym zakresie po 6 miesiącach. A jeszcze podczas nieobecności zaglądały do pracy czasem.
Więc różnie z tymi powrotami, nie jest to tak do końca na sztywno wszystko

147

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

YellowStar

czytam i mam wrażenie, że nic niestety nie ruszyłaś. W zamian za to zamartwiasz się tematami, które póki co Cię nie dotyczą. Po co się tak katujesz dziewczyno??

ps. córka dziś była na pierwszych zajęciach z pole, jest zachwycona big_smile Uda ją bolą niemiłosiernie, ale się cieszy, że dała radę, myślała, że będzie trudniej.
Wyluzowały by Cię takie zajęcia smile

148

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

nie o tym temat... robię offtop, ale "Nie można też z niego w dowolnym momencie zrezygnować. Ustawodawca przewidział co prawda możliwość rezygnacji z urlopu macierzyńskiego przez matkę, ale dopiero po wykorzystaniu po porodzie co najmniej 14 tygodni tego urlopu i to tylko pod warunkiem, że pozostałą część urlopu „przejmie” ojciec dziecka (art. 180 § 5)."
czyli matka może zrzec się na rzecz ojca.. 20-14 = 6tygodni macierzynskiego?  nieaktualne?? prawo się cały czas zmienia...

149 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-11-24 13:33:32)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
cześka8 napisał/a:

nie o tym temat... robię offtop, ale "Nie można też z niego w dowolnym momencie zrezygnować. Ustawodawca przewidział co prawda możliwość rezygnacji z urlopu macierzyńskiego przez matkę, ale dopiero po wykorzystaniu po porodzie co najmniej 14 tygodni tego urlopu i to tylko pod warunkiem, że pozostałą część urlopu „przejmie” ojciec dziecka (art. 180 § 5)."
czyli matka może zrzec się na rzecz ojca.. 20-14 = 6tygodni macierzynskiego?  nieaktualne?? prawo się cały czas zmienia...

Pewnie aktualne. Ale to się zmienia co chwilę. Tak czy inaczej części urlopu nie może się zrzec i musi go wybrać i to jest bardzo dobre bo obliguje pracodawcę. 14 tygodni to 3.5 miesiąca urlopu. Część można wykorzystać zamiast L4 przed porodem też.

Ps. I długość macierzyńskiego zależy od tego, które to dziecko smile przy kolejnych jest dłuższy.

150 Ostatnio edytowany przez Wiatrwewlosach (2021-11-24 19:05:14)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Lady Loka napisał/a:

A i jestem w ciąży. I w trakcie ciąży zmieniam pracę. I nie jest to żadnym problemem.

Z ciekawosci: to Twoj nowy pracodawca wie o Twojej ciazy, czy mowisz, ze to nie jest problem pod wzgleden swojej osoby? W sensie, ze mimo, ze jestes w ciazy to i tak dalej sie rozwijasz i dajesz rade?

151

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Wiatrwewlosach napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

A i jestem w ciąży. I w trakcie ciąży zmieniam pracę. I nie jest to żadnym problemem.

Z ciekawosci: to Twoj nowy pracodawca wie o Twojej ciazy, czy mowisz, ze to nie jest problem pod wzgleden swojej osoby? W sensie, ze mimo, ze jestes w ciazy to i tak dalej sie rozwijasz i dajesz rade?

Nie wie. Chodziło mi o to, że pod kątem prawa pracy to nie jest problem. Generalnie ja nie jestem zwolenniczką dopasowywania życia pod ciążę, bo co mi z tego, że zostanę w starej pracy i będę mniej zarabiać jak mamy takie czasy, że spora część ciąż kończy się poronieniem.
Nie to, że chcę, żeby tak się skończyło, natomiast stwierdziłam, że nie ma sensu się nad tym bardziej zastanawiać.

Ja o ciąży też dowiedziałam się jak już złożyłam wypowiedzenie w starej pracy, teoretycznie mam prawo je wycofać a pracodawca musi to zaakceptować, ale nie chcę.

Dużo czytałam na ten temat, dużo się zastanawiałam i stwierdzam, że nie ma sensu robić dobrze wszystkim dookoła. Kobieta w ciąży po 12 tc jest chroniona przed zwolnieniem, ja w nowej pracy powiem o ciąży dopiero jak będzie cokolwiek widać i będzie wiadomo, że wszystko jest ok, co pewnie będzie koło 20tc.
Kobiety zachodzą w ciążę i zmieniają pracę, więc nie jestem ewenementem smile nie zmieniałam też pracy zakładając, że zrobię ich w bambuko, nie planuję iść na L4 od razu, więc myślę, że też nie będzie problemow. A jak będą? To wezmę macierzyński i rodzicielski, które i tak będę mieć płatne, a potem zacznę szukać innej pracy:)

Byle mi mdłości minęły do tego czasu big_smile

152

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

Nie no wiele razy już mówiłas jaki masz stosunek do posiadania dzieci. Ja to popieram, bo z tego co piszesz, to myślę, że może kiedyś, ale teraz to nie byloby dobre. Z tego powodu, że masz masę lękow teraz, nie miałaś swobodnej mlodości, gdzie mogłabyś czas poświęcić na poznawanie siebie. Lepiej jak znajdziesz ten czas a nie wpakujesz sie w więcej zobowiązań. Serio mi się wydaje, że byłabyś matką, która popadlaby w depresję i żałowałaby decyzji o dziecku na tym etapie życia. Miałabyś żal, że zawłaszczyło twoje życie, że tak wiele masz mu dać, a zbyt mało dałaś sobie aby mu nie wypominać. Tak sądzę na podstawie pewnych doświadczeń (obserwacji mojej matki i wlasnych reakcji, kiedy zajmowałam się dzieckiem w ramach wolontariatu, bo sama nie mam dzieci)

"przewlekły stres, brak stabilizacji, brak wartościowego partnera to spowodował"
Musisz zadziałać na polu walki z tym przewlekłym stresem i lękami. Teraz opowiadasz sobie historie o tym co jeszcze ci grozi jak zajdziesz w ciążę. To nie służy zmniejszeniu lęków, stresu. Musisz zacząć opowiadać sobie inne historie, uczyć się dbać o siebie. Stopniowo działać, ciągle szukać sposobów by sobie pomóc.
Ludzie niechętnie wchodzą w rolę kogoś, kto będzie cały czas uspokajał osobę, która ciągle ma stresy, lęki, trzyma się ich i za nic nie chce puścić. Nasze lęki oddziałują na innych, nawet przeczytałam ostatnio, że "lęk jest bardzo zaraźliwą emocją". Życie w lęku jest słabe. Lęk jest w opozycji do miłości. Lęk jest u podstaw różnych zaburzen i chorób. Utrudnia radzenie sobie w życiu. Lękowa matka z ogromnym prawdopodobieństwem przekaże lęki dzieciom.
Ten przewlekły stres w jakimś stopniu fundujemy sobie sami, przez to w jaki sposób kierujemy swoimi myślami, przez swoje decyzje.

A z tą utratą pracy po ciąży - nie jest tak do końca. Moje znajome nie traciły pracy po ciąży. Tylko, że raczej pokazywały, że chcą pracować, zależy im. Jedna owszem bo chciała wrócić miesiąc później niż szefowie sobie życzyli. Ale ona miała mobbingujących szefów, którzy mieli szczęście, że jako jedna z niewielu jak nie jedyna pracowała tam kilkanaście lat, kiedy inni odchodzili. Bez problemu znalazła pracę jak ją zwolnili. W ciągu miesiąca miała dwie oferty i teraz spokojnie pracuje sobie z domu dla nowej firmy, i tam jest kompletny luzik.
Jednak słyszałam o pewnych przypadkach, kiedy firmy chciały zwalniać dziewczyny po ciążach, ale raczej dlatego, że po nich było widać, że nie bardzo chcą już tam wracać i pracować. Z tego co wiem, to nie jest takie rzadkie, że kobiety po ciąży chcą zmienić coś zawodowo.

Nie no, ja nie mówię, że teraz. Teraz to po pierwsze nie mam faceta, nie mam mieszkania ani zarobków, więc te moje dywagacje nie są na teraz a na kiedyś. Owsem, można powiedzieć "masz jeszcze czas", ale czas szybko leci a trzeba w końcu się określić, czego się chce a czego nie
Z przewlekłym stresem trochę nauczyłam się walczyć. Cały zeszły rok trenowałam, teraz już aż tak tego nie odczuwam, trochę rzadziej, poza tym studia się kiedyś skończą, wiadomo w pracy też stres, ale te moje studia uchodzą też za wyjątkowo ciężkie
Ja wiem właśnie, że ludzie nie lubią osób z lękami, bo do takiej osoby trzeba podejść odpowiednio, a nie każdemu się chce, tylko długo też się nie da udawać. Kilka razy tak miałam, że udawałam wyluzowaną, roześmianą osobę, co ma na wszystko wywalone i spodobało się to poszczególnym chłopakom (m.in. temu mojemu ex), ale jak to udawanie długo tak się pociągnąć nie da i w końcu zamiast udawać, że się ma wywalone to wychodzą w zyciu codziennym problemy, obawy, troski

No tak, fakt też taki, że niektórym kobietom się nie chce. Ja tam lubię się rozwijać. Poza tym siedzę w takiej branży, że za dużych przestojów robić nie mogę ze względów politycznych

Lady Loka napisał/a:

- długość uelopu macierzyńskiego jest określona w prawie pracy. Nie możesz więc mieć za długiego albo za krótkiego urlopu, bo on jest jaki jest i w tej długości musisz go wziąć. Potem jest płatny rodzicielski, który również jest określony w prawie pracy. Wzięte od razu po sobie urlopy mogą trwać max rok.

- co do CV, to ja po prostu celuję w stanowiska związane z tym co robię i mam mocno wykokszone CV, to znaczy mam tam wpisane wszystko, co do tej pory robiłam. Stanowisko pracy i wszystkie obowiązki, które tam miałam.

IT potrzebuje ludzi cały czas, może ta dziewczyna wcale nie była tak dobra w tym co robila?

Okej, jest rok, ale o jeśli np. do 7-8 miesiąca ktoś chce pracować (choćby na pół etatu) i wrócić niedługo po porodzie (np. 2-3 miesiące) to co wtedy?

Aaa rozumiem, po prostu dbasz o samorozwój, bardzo szanuję, serio
I jak napisałaś, że w ciąży zmieniałaś pracę to już w ogóle się uspokoiłam

No właśnie nie wiem, co z tą laską, nigdy o takim przypadku jak ona nie słyszałam
Nawet słaby programista w końcu znajdzie robotę, bo są zapotrzebowania na rynku

Lady Loka napisał/a:

Macierzyńskiego można przekazać 2 tygodnie. Rodzicielski cały, ale to koło 30 tygodni chyba jest. Matka tak czy inaczej musi wziąć pozostały macierzyński.

Co do płatności to można albo mieć 100% płatny macierzyński i 60% płatny rodzicielski albo mieć oba płatne 80%.

Karmienie to 2x po 30min dodatkowej przerwy wliczonej w czas pracy, które faktycznie można skumulować na konoec dnia i wyjść wcześniej, o ile ma się zaświadczenie, że się karmi piersią.

Ja już się zgubiłam i nie wiem, czym jest rodzicielski a czym macierzyński

mallwusia napisał/a:

YellowStar

czytam i mam wrażenie, że nic niestety nie ruszyłaś. W zamian za to zamartwiasz się tematami, które póki co Cię nie dotyczą. Po co się tak katujesz dziewczyno??

ps. córka dziś była na pierwszych zajęciach z pole, jest zachwycona big_smile Uda ją bolą niemiłosiernie, ale się cieszy, że dała radę, myślała, że będzie trudniej.
Wyluzowały by Cię takie zajęcia smile

Ale co miałam ruszyć?
Znalazłam dorywczą pracę zdalną i poznałam przez to kilka osób (tylko na messie), zainteresował mnie pewien chłopak, ale tak ogólnie, bo nie znam go ani osobiście, ani w ogóle i rozmawiam przez fb tylko na tematy związane z robotą, poza tym mieszka jakieś 300km ode mnie. Dlatego nie łudzę się, ale no zawsze pozytywna odmiana i przynajmniej wiem, że nie jestem taka super bez uczuć i że jednak mi się chłopaki podobają, tylko zależy kto po prostu, a nie wszyscy
Ale dla mnie to i tak jest już postęp, bo czuję, że się trochę otworzyłam

Serio? Marzę o tym pole dance! Tylko najgorsze są dla mnie te studia, bo widzisz, zajęcia sportowe odbywają się w określonych godzinach. To idealna opcja dla osób, które kończą pracę o 16-17 i popołudnie mają dla siebie
Ja mam plan zajęć, który często się zmienia (w jeden np. poniedziałek mam popołudnie wolne, w drugi nie) i nigdy nie wiem, kiedy mi to wypadnie. Chciałam się zapisać z koleżanką, ale no nie wolno nam uciec z zajęć na studiach, bo nam nie zaliczą semestru
Ale myślę o tym cały czas, nawet w decathlonie przeglądałam stroje, bo są śliczne

Lady Loka napisał/a:

Pewnie aktualne. Ale to się zmienia co chwilę. Tak czy inaczej części urlopu nie może się zrzec i musi go wybrać i to jest bardzo dobre bo obliguje pracodawcę. 14 tygodni to 3.5 miesiąca urlopu. Część można wykorzystać zamiast L4 przed porodem też.

Ps. I długość macierzyńskiego zależy od tego, które to dziecko smile przy kolejnych jest dłuższy.

O a to jest spoko opcja, żeby wykorzystać np. trochę przed porodem, trochę po i wrócić do domu

Lady Loka napisał/a:

Nie wie. Chodziło mi o to, że pod kątem prawa pracy to nie jest problem. Generalnie ja nie jestem zwolenniczką dopasowywania życia pod ciążę, bo co mi z tego, że zostanę w starej pracy i będę mniej zarabiać jak mamy takie czasy, że spora część ciąż kończy się poronieniem.
Nie to, że chcę, żeby tak się skończyło, natomiast stwierdziłam, że nie ma sensu się nad tym bardziej zastanawiać.

Ja o ciąży też dowiedziałam się jak już złożyłam wypowiedzenie w starej pracy, teoretycznie mam prawo je wycofać a pracodawca musi to zaakceptować, ale nie chcę.

Dużo czytałam na ten temat, dużo się zastanawiałam i stwierdzam, że nie ma sensu robić dobrze wszystkim dookoła. Kobieta w ciąży po 12 tc jest chroniona przed zwolnieniem, ja w nowej pracy powiem o ciąży dopiero jak będzie cokolwiek widać i będzie wiadomo, że wszystko jest ok, co pewnie będzie koło 20tc.
Kobiety zachodzą w ciążę i zmieniają pracę, więc nie jestem ewenementem smile nie zmieniałam też pracy zakładając, że zrobię ich w bambuko, nie planuję iść na L4 od razu, więc myślę, że też nie będzie problemow. A jak będą? To wezmę macierzyński i rodzicielski, które i tak będę mieć płatne, a potem zacznę szukać innej pracy:)

Byle mi mdłości minęły do tego czasu big_smile

Aż się miło czyta o takich kobietach sukcesu, jak Ty
Serio
Zainspirowałaś mnie
Po prostu dużo się naczytałam, jak to zwalniają w pracy kobiety, które tylko wrócą po macierzyńskim i teraz mam skrzywiony obraz rzeczywistości

A jak się kochana czujesz? Te mdłości Ci nie przeszkadzają?
Dobrze, że na razie nikomu nie mówisz, tylko nie czujesz się czasami za bardzo przemęczona?

153

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Przeszkadzają potwornie. Poki co stwierdzam, że to dziecko będzie jedynakiem big_smile nie wymiotuję wprawdzie, ale dzisiaj rano jadłam kanapkę na raty, bo po każdym gryzie zastanawiałam się czy iść już do łazienki czy jeszcze nie. Nie wiem po co kobiety się decydują przez to przechodzić. Mam nadzieję, że faktycznie po 12 tygodniu książkowo przejdzie big_smile
Pewnie potem będę się z tego śmiać jak dojdą kolejne objawy i jak dziecko zacznie kopać w pęcherz. Ale ja też nie z tych, które by traktowały ciążę jako jakiś magiczny i piękny czas. Trzeba przez to przejść, urodzić, jak będzie źle, to sobie darujemy drugie, żeby się więcej nie męczyć smile

W kwestii urlopów to jest ich kilka. Masz ten obowiązkowy macierzyński, który ma koło 20 tygodni i z którego nie możesz zrezygnować, ale część możesz wziąć przed porodem, resztę po i te 6 tygodni możesz oddać na tacierzyński ojcu dziecka. Potem po skończeniu macierzyńskiego możesz wziąć dodatkowo 32 tygodnie rodzicielskiego. Rodzicielski jest płatny 60% w przypadku kiedy macierzyński wybierzesz płatny 100%, ale możesz też złożyć wniosek, żeby oba były płatne 80%, trzeba przeliczyć co się bardziej opłaca. Rodzicielski nie musi być wykorzystany w całości, można go dzielić (są określone ilości tygodni do wzięcia na każdą częśc, ale nie pamiętam), ale pierwsza część musi być wzięta zaraz po macierzyńskim. Rodzicielski może być wymieniany między matką a ojcem i jest jakiś określony czas do koedy trzeba go wykorzystać.
Jest jeszcze urlop wychowawczy, ale on jest bezpłatny.

Poza tym przy pracy zdalnej też dużo się da zrobić wink no i ja to tak szczerze nie patrzyłabym na to, czy możesz brać długie przerwy w pracy czy nie, nie patrzyłabym na pracodawcę, tylkp brałabym tyle, ile potrzeba. Sama zawsze starałam się robić dobrze ludziom naokoło i nigdy na tym dobrze nie wyszłam. Dlatego teraz robię tak, żeby to mnie było dobrze smile

154

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Lady Loka napisał/a:

Przeszkadzają potwornie. Poki co stwierdzam, że to dziecko będzie jedynakiem big_smile nie wymiotuję wprawdzie, ale dzisiaj rano jadłam kanapkę na raty, bo po każdym gryzie zastanawiałam się czy iść już do łazienki czy jeszcze nie. Nie wiem po co kobiety się decydują przez to przechodzić. Mam nadzieję, że faktycznie po 12 tygodniu książkowo przejdzie big_smile
Pewnie potem będę się z tego śmiać jak dojdą kolejne objawy i jak dziecko zacznie kopać w pęcherz. Ale ja też nie z tych, które by traktowały ciążę jako jakiś magiczny i piękny czas. Trzeba przez to przejść, urodzić, jak będzie źle, to sobie darujemy drugie, żeby się więcej nie męczyć smile

W kwestii urlopów to jest ich kilka. Masz ten obowiązkowy macierzyński, który ma koło 20 tygodni i z którego nie możesz zrezygnować, ale część możesz wziąć przed porodem, resztę po i te 6 tygodni możesz oddać na tacierzyński ojcu dziecka. Potem po skończeniu macierzyńskiego możesz wziąć dodatkowo 32 tygodnie rodzicielskiego. Rodzicielski jest płatny 60% w przypadku kiedy macierzyński wybierzesz płatny 100%, ale możesz też złożyć wniosek, żeby oba były płatne 80%, trzeba przeliczyć co się bardziej opłaca. Rodzicielski nie musi być wykorzystany w całości, można go dzielić (są określone ilości tygodni do wzięcia na każdą częśc, ale nie pamiętam), ale pierwsza część musi być wzięta zaraz po macierzyńskim. Rodzicielski może być wymieniany między matką a ojcem i jest jakiś określony czas do koedy trzeba go wykorzystać.
Jest jeszcze urlop wychowawczy, ale on jest bezpłatny.

Poza tym przy pracy zdalnej też dużo się da zrobić wink no i ja to tak szczerze nie patrzyłabym na to, czy możesz brać długie przerwy w pracy czy nie, nie patrzyłabym na pracodawcę, tylkp brałabym tyle, ile potrzeba. Sama zawsze starałam się robić dobrze ludziom naokoło i nigdy na tym dobrze nie wyszłam. Dlatego teraz robię tak, żeby to mnie było dobrze smile

Jejku współczuję. Ja tak mam ze stresu, że jem suchą bułkę na raty, bo mam tak ściśnięty żołądek, że nie mogę zjeść, ale z drugiej strony umrę z głodu, jak nic nie zjem, a w ciąży to pewnie jest spotęgowane, więc współczuję
Nooo a kobiety decydują się na kilkoro to już w ogóle...

Ciąża i magiczny czas? Serio ktoś w to jeszcze wierzy?
Dla mnie ciąża to prawie same minusy i cenię kobiety, które robi wszystko, by zapobiec "zniszczeń", jakie ciąża w organizmie kobiety sieje

A ten macierzyński jest obowiązkowy? Nie no, chyba można wrócić wcześniej? Widziałam kiedyś wypowiedź kobiety, która pisała, że po 3 miesiącach po porodzie już jej się nudzi w domu i chce do pracy wrócić

No ja też staram się zawsze wszystkim dobrze robić i też średnio na tym wychodzę. Chodzi mi o to, że staram się o dobrą pracę i jakby mnie mieli za x lat wywalić za dziecko...to za co ja to dziecko utrzymam? Owszem korpo jest wiele, ale no i tak mam jakieś dziwne obawy
Nie wiem, ja jakaś zagubiona jestem. Kiedyś bardzo rodziny chciałam. Mi jeden chłopak powiedział, że jestem po prostu zniechęcona, bo mam negatywne doświadczenia i na każdego faceta patrzę nieufnie, wręcz się boję, dlatego jak kiedyś myślałam o rodzinie to teraz mam najgorsze myśli, że zostanę albo sama albo będę czyjąś służącą
Jakbym była w tak szczęśliwym związku jak Ty to pewnie też bym inaczej patrzyła. Pamiętam, jak się kiedyś zakochałam w chłopaku, ze 2,5 roku temu, to właśnie przyszła mi na myśl rodzina, stabilizacja, dał mi kosza to długo dochodziłam do siebie, nikogo sobie nie znalazłam i po prostu zniechęciłam się. Jednak czuję, że gdybym spotkała odpowiedniego faceta to też bym się chociaż na jedno dziecko zdecydowała, bo rodzina zawsze była dla mnie ważna. Skąd to wiem? Podoba mi się teraz jeden chłopak. Właściwie to wyobrażenie o nim. Dorabiam sobie zdalnie w takiej firmie, gdzie sporo studentów sobie dorabia. On jest kilka lat starszy. Kilka razy z nim gadałam i na prawdę mi zaimponował tym swoim opanowaniem, inteligencją. To pomocnik szefowej. Kontaktuję się w jednych sprawach z szefową, w innych z nim. Wiem, że nie mam szans, bo on mieszka daleko (300-350km ode mnie na oko), do tego ma masę podwładnych w postaci studentów, ja jestem jedną z wielu, gadam z nim tylko służbowo. Poza tym nie znam gościa. Nie widziałam go na żywo. Wiem, że ma fb, bo zaprosił wszystkich współpracowników do znajomych, żeby kontakt był łatwiejszy, ze zdjęć też mi się podoba, w moim guście- wysoki brunet z chyba piwnymi oczami. Tylko to jest wyobrażenie o nim. Nie wiem, jaki jest w rzeczywistości i nie sprawdzę tego, nie będę miała go raczej okazji poznać, bo to praca dorywcza, jednak i tak się cieszę, bo myślałam, że coś ze mną nie tak, że nikt mi się nie podoba, a tak to poczułam nadzieję, że gdzieś na świecie są faceci w moim typie i właśnie przemknęła mi myśl "Ten facet jest odpowiedzialny, z takim mogłabym mieć dziecko"- dlatego tak wam o tym mówię. O mamo, znowu tutaj jakieś żal posty, haha. W każdym razie wiadomo, o co chodzi

A tak ogólnie, to bardzo się cieszę Twoim szczęściem, życzę Ci dużo zdrowia i dla maluszka też <3
P.S. W Sinsayu widziałam fajną odzież ciążową. I do tego tanią. Wiem, że jeszcze nie ten etap, ale tak po prostu mówię, bo zdziwiło mnie to na początku, ale przejrzałam i wygląda na prawdę nieźle

I uspokoiłaś mnie serio tą pracą. Tak sądzę, że ta babka to mógłbyć fejk. Brzmiała wiarygodnie w komentarzach, aż jej współczuć zaczęłam, ale no specjaliście z doświadczeniem są pożądani, więc wątpię, że z powodu dziecka ją wywalili i wypytywali na rozmowach, czy ma dziecko. Poza tym nie wierzę, że jako jedyna w korpo ma dzieciaka, że ją zwolnili

Posty [ 131 do 154 z 154 ]

Strony Poprzednia 1 2 3

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024