Po ostatnich życiowych niepowodzeniach (więcej o tym w założonym przeze mnie drugim wątku) i kumulacji negatywnych emocji na temat swojej osoby oraz wykrzywionych obrazów powróciłem na chwilę do pisania wierszy, zapomnianej obecnie i pogardzanej gałęzi literatury.
Już swego czasu odkryłem, że odpowiednia muzyka + poezja są w stanie przekuć wewnętrzne, werterowskie cierpienie na jakieś rymowane wypocinki.
To mi nawet trochę pomaga, uwolnić i kanalizować negatywne emocje.
Na fali ogólnego niezadowolenia z siebie i zwątpienia w niewymierną wartość swej egzystencji, spłodziłem ostatnio małe dziełka liryczne pt. "Wiersz prawdziwy 1" i "Wiersz prawdziwy 2", wiersze były już oceniane przez zawodowego poetę, który ocenił je, a jakże, negatywnie, ale mimo wszystko wrzucam jeden z nich, może trafi na jakieś mniej wybredne gusta. Jak to określiła moja siostra brzmi to "prawie jak spowiedź Quasimodo", tak że przestrzegam bardziej wrażliwych przed śmiercią z nudów ...
Brzydkie kaczęcie w świecie łabędzi,
fragmenty, puzzle bez rozwiązania.
Noc będzie wieczna, wschód nie nadejdzie,
Mocą Darwina tę prawdę wyłaniam.
Słyszę te tańce i śmiechy przy stole,
sam uwięziony we wrzącej smole.
Już Platon objawił, co na mnie czeka,
zmysły są martwe, wyschła ta rzeka.
W baśniach, podaniach, gdzie smoki, niewiasty,
bestią szkaradną jawię się światu.
Jak w pięknym ogrodzie ohydne chwasty,
tak psuję harmonię gnijącą szmatą
wątłego ciała, zepsutej duszy,
strumykiem jadu, co niewiast nie wzruszy,
najwyżej spojrzą więc na mnie z odrazą,
o świecie wnet pięknym beze mnie marząc.
Z politowaniem, z ironią uśmiechu,
innym młodzieńcom swych wdzięków nie szczędząc,
szyderczo ujmując mi resztki oddechu,
na nowo poznają z istnienia nędzą.
To nie czas, gdy uratuję dzień, krocząc śmiało, gromiąc swój cień,
choćbym i przebiegł tysiąc mil, drogi, bezdroża w tak wiele chwil,
Nie ma nadziei, że urok czysty zrodzi się z gnoju jak zarazy cysty,
moją kochanką więc Angerona i tylko w niej pożądanie wywołam.
Rzekłem...
-------------------------------------------------------------------------------------
Od razu zaznaczam, wyraz "kaczęcie" nie istnieje w języku polskim, to neologizm (i jednocześnie zgrubienie) mający na celu podkreślić brzydotę.
Rymy częstochowskie pozostawiłem, bo mimo wszystko dobrze obrazowały stan moich uczuć w tamtej chwili.
Jestem bytem nadmiarowym, emocjonalną czarną dziurą i wartością ujemną.