Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 154 ]

66

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Cześć Żółta Gwiazdko : ) Czy możesz do mnie napisać? Mam podobne przemyślenia o życiu co Ty i chciałbym z Tobą chwilę pogadać. Pozdrawiam

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
polis napisał/a:

Kto ci takie wioskowe mądrości sprzedaje, że każda kobieta chce mieć dziecko i ma silny instynkt macierzyński.

Moja mama. Dla niej rodzina zawsze była najważniejsza. Lubiła dzieci i miałaby więcej niż mnie i siostrę, gdyby mogła. I często też nawiązywała do mojej macicy (dosłownie) w przeszłości, co mnie strasznie wkurzało. Przykładowo: "Załóż dłuższą kurtkę, bo wyziębisz sobie macicę!". Albo było przemeblowanie, nie tak dawno, bo rok temu, moi rodzice 50+ nieśli szafkę, a ja chciałam chwycić, no bo młoda osoba to jednak zawsze sprawniejsza (szczególnie że moja mama ma stawy w bardzo złym stanie) i znowu słyszę :"Nie podnoś tej szafy! To jest ciężkie! Uszkodzisz sobie macicę!", a ja mówię, że nie chcę dzieci, a ona "No szkoda! Moje wnuczki!". Mnie dzieci denerwują strasznie. Nawet jak na nie patrzę to mnie wkurzają. Nie znoszę się nimi zajmować i jestem wściekła, jak ktoś mnie do tego zmusza, dlatego nie wyobrażam sobie mieć dzieci w przyszłości. Poza tym miałam i miewam czasami stany depresyjne, depresja poporodowa zdarza się nawet zdrowym kobietom, a co dopiero takim, które już miały z tym problemy. Czasem na myśl o dzieciach tak się tym denerwuje, tak mi skaczę ciśnienie, że mam ochotę jechać za granicę i podwiązać jajowody i mówić, że nie mogę mieć dzieci i tyle. Do tego mam ogromną tokofobię- to paniczny strach przed ciążą i porodem. Tak paniczny, że wręcz odbierał mi przyjemność z seksu, bo chłopak miał lekkie podejście do prezerwatyw, raz się zsunęła i od tej pory boję się z kimś przespać. Trochę mnie uspokaja fakt, że jak się z 10 tyś zapłaci to są prywatne kliniki, które bez problemu robią cc na życzenie, wpisują jakieś fałszywe powody i nie robią problemu, to tylko kosztuje. I to jeszcze jedyny powód, dla którego w ogóle myślę o dzieciach, bo gdyby nie było takiej możliwości, to nawet bym się zastanawiała. Poród naturalny wyparłam z umysłu już w liceum. Na myśl o cc jestem spokojniejsza, a o sn jak tylko myślę, to oblewa mnie pot, czuję narastającą panikę, złość. Nie mogłabym nawet tak rodzić, bo w panice ludzie różne głupoty robią, mogłabym takie dziecko udusić albo coś (a były już takie przypadki). Tylko zaś mi ktoś pisał, że prywatne kliniki też umawiają się z nami na konkretny dzień i możemy mieć cc prywatnie, ale jeśli poród zacznie się przedwcześnie (a są przecież takie przypadki) to się ląduje w państwowym szpitalu i rodzi sn, a tego sobie nie wyobrażam. Czytałam kiedyś wypowiedź kobiety, która też miała tokofobię, ale chciała mieć dziecko. Miała kochanego i troskliwego męża, który ją kochał, zaakceptował to i powiedział, że ma nie robić nic wbrew sobie i zaadoptowali wspólnie dziecko i je kochają. To też super rozwiązanie, bo da się jakiemuś dziecku schronienie, ale czy jakiś facet to zaakceptuje? Ogólnie mam wrażenie, że to właśnie większość facetów chce dzieci.
Ogólnie mam fobię związaną z wszystkimi ginekologicznymi sprawami, bo ginekologów też nienawidzę. Nawet nie mam problemu, żeby iść do dentysty, jak widzę ginekologów, to aż wzbiera we mnie takie gniew wewnętrzny. I zazdroszczę niektórym moim wykładowczyniom, które są starymi pannami, że nie musiały zachodzić w ciążę i rodzić dzieci
W każdym razie moja mama kocha dzieci i mówi, że mi się odwidzi i nie traktuje mnie poważnie, dlatego mam czasem ochotę zrobić rodzicom na złość. Tak samo wkurzają mnie jej teksty, bo jak mówię, że jakiś tam mój kolega coś tam mówił (jakaś losowa sytuacja) to ta zarazy pyta, czy fajny kolega, czy wolny i czy może by się koło niego nie zakręcić

polis napisał/a:

Niektórzy, wręcz żałują, że mają dzieci jak się okazało, że życie z dzieckiem nie takie piękne i cudowne.

Ja to wiem i sądzę, że 13% to jest i tak mało i sądzę, że jest tych żałujących dużo dużo więcej. Nawet jedna kobieta w wywiadzie "miasto kobiet" mówiła, że no ma 2 córki, kocha je bardzo, ale drugi raz by się nie zdecydowała na dzieci i szacun, że mówi to publicznie
Dla mnie moment urodzenia dziecka jest równoznaczny z końcem wolności. Niby mówi się, że jesteśmy równi, ale to wszystko spada na kobietę. Najpierw ciąża, rosnący brzuch, opuchnięcie, nudności i inne okropne dolegliwości. Potem poród: naturalny to nie wyobrażam sobie jaki to ból, cesarka to też operacja, a nie pójście na łatwiznę, więc oba rozwiązania do kitu. Potem połóg, karmienie piersią, kupki, kaszki. I też wielu facetów tego nie wytrzymuje i albo ucieka w pracę, żeby tylko nie słyszeć płaczącego dziecka, albo co gorsza zdradza żonę, bo żona figurę po ciąży ma średnią. Nieliczni tak na prawdę się w dużym stopniu angażują w dzieci, większość spada na kobietę. I wiele kobiet mówi, że to ich mężowie naciskali na dzieci, potem pobawią się z tymi dziećmi może z pół godziny dziennie, a to na nich spada cała robota i taka jest prawda. A była jedna kobieta, co opisywała, że w ciąży była fit i ćwiczyła, cesarkę wzięła na życzenie, nie karmiła dziecka piersią i szybko wróciła do pracy, jak tylko doszła do siebie to był na nią ogromny lincz, że jest wyrodną matką

polis napisał/a:

Nie pchaj się w byle jakie związki na siłę, tylko biedy sobie nagrabisz. Możesz być sama, ale nie musisz być samotna.

Nie pcham się, dlatego jestem sama. Spotykałam się rok temu z takich chłopakiem, niecałe 2 miesiące. Fajnie było się poprzytulać, całować i ogólnie intymność jest dla mnie ważna, ale od początku widziałam w nim wady i jego złe strony i gdyby nie to, że tak długo jestem sama to bym na niego nawet nie spojrzała, ale co samotność robi z człowiekiem...i on był okropny, do dzisiaj gdy przypomnę sobie jego zachowanie to aż się wkurzam na samą myśl, ale z drugiej strony tęsknię za przytulaniem, za męskimi perfumami, za wspólnym spędzaniem czasu z facetem. Nawet znajoma radziła, żebym odpaliła badoo albo tindera i poszukała kogoś do relacji friends with benefits, bo ile można bez seksu, ale no z doświadczenia innych koleżanek wiem, że tam nikogo ciekawego nie poznam

polis napisał/a:

Czy lubisz siebie i swoje towarzystwo?

Lubię. Lubię chodzić sama na spacery, biegać, oglądać filmy na komputerze, czytać książki czy ogólnie siedzieć sama. Nawet często tego potrzebuję i jak jestem za długo w tłumie to się męczę. Jednak czasem bardzo brakuje mi tej drugiej osoby. Do dzisiaj wspominam, jak spotykałam się z jakimś chłopakiem, choćby na luzie, albo z moim byłym, z którym byłam w bliższych relacjach...strasznie mi tego dotyku, bliskości drugiej osoby brakuje. Już nie mówiąc o tym, że libido mam wysokie. Ja wiem, że dzisiaj facet nie stanowi wartości kobiety, że dzisiaj bez męża i dzieci też się da. Owszem, da się, szczególnie bez dzieci, ale czasami jest ciężko. Jak jest dobrze to jest dobrze, co najwyżej trochę się posmucę, że jestem sama, ale to tyle. Jednak czasami potrafią być stresujące momenty w życiu, coś przykrego, nerwowego i obecność drugiej osoby jest bardzo ważna. Np. ja potrafię się tak stresować przed jakimś egzaminem, że dzwonię do mamy, cioci, dziadków, siostry i rozmawiam z nimi, bo mnie to uspokaja, bo na co dzień siedzę sama. Koleżanka widzą jak ja się stresuję sama powiedziała, że gdybym miała faceta to nie byłabym tak nerwowa (i to prawda, jak się spotykałam z byłym to czułam się bardziej wyluzowana) i sama znajoma mówi, że no bycie samemu jakiś czas jest okej, ale za długo też nie można, bo na mózg siada, co widać po naszych wykładowczyniach, co nie mają życia prywatnego (najwredniejsze to te bez mężów)
Ja w pewnym momencie miałam status, że dzieci nie chciałam, ale niedawno stwierdziłam, że jakbym miała mieć super męża, którego bym kochała to może byłaby w stanie się poświęcić, pójść na kompromis i z jedno dziecko mieć, ale nawet ta myśl mnie przeraża. Nie chcę też dzieci może z tego powodu, że przy żadnym facecie nie czułam się nigdy bezpiecznie. Jak się komuś podobałam to komuś zależało bardziej na rozebraniu mnie tylko i wyłącznie, co widać gołym okiem, więc odmawiałam. Ogólnie mnie to wkurza. Wiem, że dla mężczyzn ważny jest wygląd, ale to już mnie zniesmacza. Wyglądam jak typowa słowianka: popielaty odcień włosów, wysokie kości policzkowe, jasna oprawa oczu i brwi, delikatne rysy twarzy. Jak się ubiorę na sportowo i idę na spacer czy biegać to nie widzę nic specjalnego, może starsi panowie się obejrzą (a nie wyglądam jak lump, po prostu jestem niepomalowana, ale mam dobrane ciuchy sportowe), ale jak już się lepiej ubiorę tj:spodnie rurki podkreślające nogi, obcisła bluzka (jestem szczupła, więc to ładnie podkreśla) do tego rozpuszczę włosy, zrobię delikatny makijaż to nagle wszyscy się oglądają, czuję na sobie spojrzenia facetów. Czuję się wtedy jak towar na półce. Czuję się tak, jakby dla innych liczył się tylko wygląd i to daje mi takie poczucie braku stabilności i bezpieczeństwa i daje do zrozumienia, że jak będę wyglądać trochę gorzej (i tu nie chodzi, że dużo gorzej, bo można mieć ładną cerę, ale być bez makijażu) to nie zwróci nikt na mnie uwagi. A przecież są różne sytuacje w życiu: choroby, albo ciąża, po której na początku nie ma szans, żeby wyglądać jak gwiazda i co wtedy? Dlatego ja nie myślałam nigdy o dzieciach, bo ja się trochę boję facetów, bo wiele razy byłam zraniona

I ja wiem, że sama =/= samotna, ale jednak dla mnie to jest równoznaczne. Moje koleżanki mają w większości chłopaków. Z jedną nawet nie tak dawno gadałam. Gadałyśmy o jednej naszej wykładowczyni, która niedługo idzie na emeryturę, a jest, no żeby brzydko nie mówić zgorzkniała, nie ma męża, dzieci i często wyżywa się na studentach. Nie tak dawno miała jakieś problemy rodzinne i znajoma mówiła, że jej jest szkoda tej kobiety, bo wracała do pustego domu, nie miała wsparcia, została z tym sama, a wiadomo, że koleżanki to nie facet. Trochę mnie to zabolało, ale wiem, że ma rację. Mam 24 lata, to młody wiek, ale już widzę, jak ludzie się parują i zmieniają priorytety, a za kilka lat już w ogóle te koleżanki nie będą miały dla mnie czasu. Ja bym chciała chociaż raz w tygodniu z kimś gdzieś wyskoczyć, na spacer czy do kina, a bywają tygodnie, że cały weekend spędzam sama


Lady Loka napisał/a:

póki co skup się na tym, żeby Tobie z Tobą samą było dobrze. Facet to drugorzędna sprawa. A jak faceta spotkasz fajnego, to będziesz sama ułożona wewnętrznie na tyle, że nie będziesz miała buca i buraka. I nie weźmiesz pierwszego lepszego, tylko takiego, który będzie fajny i który będzie Ci pasował stylem życia.

Nie biorę pierwszego lepszego, jeszcze. Są dwie opcje: albo będę tak zdesperowana za x lat, że wezmę kogo popadnie i nawet się w tej osobie zakocham z braku laku i wyboru, albo przez bycie wieczną singielką stracę w ogóle umiejętność współdzielenia życia z drugą osobą i nie będę potrafiła z kimś po prostu być

Lady Loka napisał/a:

osobiście z moim mężem stwierdziliśmy, że parcia na dzieci nie mamy. Będzie to będzie, nie będzie to świat się nie zawali i wydaje mi się to całkiem zdrowym podejściem tak generalnie.

Zazdroszczę męża. Niestety wielu mężów naciska na dzieci, a potem obowiązki przy tym dziecku spadają na kobietę. Czytałam o tym, jak kobiety się na to żaliły

Lady Loka napisał/a:

ciąża wcale nie musi oznaczać, że nagle będziesz miała rozstępy i flak zamiast brzucha. A nawet jeśli, to wszystko da się potem wypracować. Wiadomo, że organizm się zmienia, ale jak przywiązujesz się do tego, jak wyglądasz teraz i boisz się stracić jędrny brzuch i pupę, to jak widzisz sama siebie jak zaczną pojawiać się zmarszczki, a skóra przestanie być jędrna za 20 lat?

Wiesz, moi rodzice mając ponad 50 lat mają na prawdę dobrą skórę i liczę, że odziedziczyłam po nich, bo też nie narzekam jak na razie. Poza tym są różne zbiegi medycyny estetycznej, dzięki którym na prawdę można dobrze wyglądać
A z tego co wiem, rozstępy jest ciężko usunąć. Moja mama urodziła 2 dzieci i nie miała jednego rozstępu. Ja rozstępy mam na tyłku. W 1 klasie gimnazjum bardzo urosłam, bo we wrześniu ważyłam 38kg, a w styczniu prawie 20kg więcej. Co prawda urosłam też wzwyż, ale rozstępy pojawiły mi się na całych pośladkach, były okropne. Może gdyby mama zareagowała (ona je zauważyła pierwsza) i zabrała mnie na jakieś zabiegi to by nie było tak źle, ale minęło 10 lat, a one nadal są. Co prawda dużo mniejsze, z daleka niewidoczne, ale ja je widzę i przez to mój tyłek wiecznie wygląda, jakby nie był jędrny. Denerwuje mnie to i po studiach, jak będę normalnie zarabiać, a nie dorabiać to uzbieram choćby te 2 tyś i postaram się je usunąć laserem. Czy to będzie możliwe to nie wiem, ale pójdę do kliniki i zapytam. Jednak na tyle lubię swoje ciało, że nie przyjmuję do wiadomości, żebym miała cały brzuch, tyłek w rozstępach. Mam na studiach koleżankę, która wpadła na 1 roku studiów. Jak była już ze 2 lata po porodzie podciągnęła koszulkę. Byłam w szoku. Ogólnie bardzo szczupła dziewczyna, z niewystającym brzuchem, ale brzuch był cały w paski i wyglądał jak pognieciony worek na śmieci. Chyba bym się popłakała, jakby mi ktoś coś takiego zrobił. A dziewczyna niezbyt wysoka, szczupła, drobnej postury jak ja (może na większych kobietach tego nie widać, ale ja jestem drobniutka i brzuch by mi bardzo urósł, bo inaczej nie byłoby miejsca dla dziecka nawet). I owszem, wszystko jest do wypracowania, ale trzeba mieć na to siłę i czas. A czytałam historie, gdzie to perfekcyjny mąż nalegał na dziecko, a jak już się pojawiło, to mężulek się zniechęcił, bo tu dziecko trzeba nakarmić, tu przewinąć, tu płacze, jego to męczy i woli iść z kolegami na piwo. I co wtedy? Co zrobić z tym dzieckiem? Nie wszystkich stać na nianię, nie wszyscy mają rodziców czy teściów na emeryturze, którzy chcieliby się jeszcze tym dzieckiem zajmować


Lady Loka napisał/a:

Znam ojców którzy więcej zajmują się dziećmi niż ich żony.

Serio? Ja chyba nie wierzę, że na kogoś takiego trafię. Ja się boję, że trafię na kogoś, kto mnie będzie tylko wykorzystywał. Mój ex też próbował ze mnie zrobić kucharkę, sprzątaczkę, a jak grzecznie odmówiłam, to znalazł sobie inną. Z jednej strony dobrze wyszło, bo po co mi taki, z drugiej strony takie mam szczęście. Mam wrażenie, że w moim wieku każdy fajniejszy facet już jest zajęty, bo np. na roku co mam rozsądniejszego chłopaka to już w długoletnim związku, niektórzy zaręczeni, jeden po ślubie, więc kobiety wiedzą, co dobre i tacy szybko schodzą
I niby wiem, że to jest wszystko do dogadania się, do ustalenia, ale boję się, że trafię na kogoś, kto będzie mną rządził. Jak wcześniej napisałam- rodzice mnie często do różnych rzeczy podmuszali w przeszłości (do zajęć dodatkowych, na które chodzić nie chciałam, jak odmawiałam, to krzyczeli) i teraz tak panicznie się boję, że z facetem będzie to samo, że nie potrafię normalnie myśleć. Niby to moja decyzja i niby o tym wiem, ale w praktyce jest jak jest. Żebym miała na koncie chociaż jeden szczęśliwy związek i jakieś dobre wspomnienia to nie byłoby źle, nie miałabym pewnie takiego lęku, ale jak się ileś razy sparzyłam. I z tym ostatnim chłopakiem tak samo- też mi niby miło, ale próbował manipulować, zarzekał, że będziemy gotować na zmianę, po czym skończyło się tak, że ja gotowałam częściej, on powiedział, że nie lubi wytykania kolejności po tym, jak go upomniałam, że 3 dzień z rzędu robię obiad. I gotowałam za swoją kasę, a on był chłop i lubił mięso, a to kosztuje
Dlatego ja nie mam takiego poczucia bezpieczeństwa. Mnie powoli związek kojarzy się z czymś nieprzyjemnym, bo co mi się ktoś podobał to musiałam się odkochiwać. Niby cieszę się, jak czytam, że np. Ty masz męża, czuję wtedy takie ciepło na sercu, że ktoś jest szczęśliwy, albo jak widzę przytulającą się parę, to nie zazdroszczę, to nawet mi miło. Jednak jak sobie pomyślę o swoim życiu uczuciowym to mi gorzej.
Mam taką rozterkę- z jednej strony czasem samotność mnie dobija, smutno mi samej i chciałabym kogoś poznać, a z drugiej strony czuję już takie obrzydzenie do tego wszystkiego, nie mam siły biegać za facetami ani się o nich starać, bo już to kiedyś robiłam i jestem tym zmęczona. Przestałam szukać i zdaję się na los, który łaskawy nie jest. Bo kiedyś chciałam poznać chłopaka. Szczególnie pod koniec liceum stwarzałam różne sytuacje, żeby jakiegoś chłopaka poznać. A teraz już jestem tak zrezygnowana i mam dość
Co gorsza mam młodszą siostrę, która chłopaka znalazła, a ja nigdy do domu nikogo nie przyprowadziłam. Już siostra jak się ze mną pokłóciła to mi wykrzyczała "Ciebie nikt nie chce!" i w sumie ma trochę racji, ale co ja mogę? Nigdy nie spoczywałam na laurach, nie wybrzydzałam, jak mi się ktoś spodobał to zagadywałam, ale przez to, że nigdy nie byłam w szczęśliwym związku i nie wiem jak to jest być szczęśliwie zakochanym to już mi się nawet nie chce

68

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Też myślę, że nie masz co się śpieszyć z dziećmi. Sądzę, że potrzebujesz dłuższego czasu, gdzie będziesz miała swobodę, wreszcie dasz sobie prawo do bycia ważną, odkrywania siebie. Za bardzo rodzice zawłaszczyli twoją młodość, teraz poświęcasz się całkowicie studiom. Obawiasz się, że zawłaszczy twoje życie mężczyzna a potem dziecko (tak by było, dzieci szczególnie małe są ogromnie angażujące, to naturalne i konieczne by później zdrowo się rozwijały). Jeśli teraz wpakowałabyś sie w rodzinę, to pewnie miałabyś żal. Może za jakiś czas jak zrealizujesz swoje potrzeby będziesz inaczej myśleć o dzieciach i rodzinie. Nie śpiesz się z tym. Na razie kojarzy ci się z opresją. Gdyby w twojej rodzinie było wszystko w porządku, nie miałabyś aż tak negatywnych skojarzeń mimo jakichś cudzych historii, o których przeczytałaś.

Teksty twojej mamy o macicy są na prawdę dziwne. Odbieram je jako naruszanie twoich granic. Ten strach czy wstręt do ginekologów też chyba jest pokłosiem tego (przez skojarzenie z naruszaniem intymnych granic). Tu mogłabyś popracować z psychoterapeutą.

Z tymi odkrytymi plecami to ja raczej słyszałam o nerkach i układzie moczowym. Dźwiganie ciężarów o ile wiem faktycznie może zaszkodzić ale chyba przez hmm nadmierne obciążenie mięśni dna miednicy. Nie pamiętam już na czym to dokładnie polegało ale słyszałam w kontekście kobiet ćwiczących podnoszenie ciężarów, że trzeba mieć odpowiednią technikę, bo może się skończyć problemami z popuszczaniem moczu. O problemach z ciążą nie słyszałam. Raczej o tym, że po ciąży mogą podobnego rodzaju problemy się pojawiać ( z nietrzymaniem moczu, obniżeniem narządów.. jakoś tak).

69

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Nie myślałaś, żeby iść z tym do psychoterapeuty? Czujesz na sobie presję na założenie rodziny. Zrozumiałe czytając to co piszesz o swojej matce. Dwa, że rodzice Ci krzywdę zrobili upychając na zajęcia dodatkowe i nie dając się bawić i widać, że masz sporo emocji z tym związanych. No i chcesz bliskości, ale nie potrafisz jej zbudować. Boisz się, że nie postawisz chłopakowi granicy i on na tobie wymusi zostanie matką, tak jak rodzice wymuszali chodzenie na zajęcia dodatkowe.

Moim zdaniem masz co przedyskutować i emocje do przepracowania.

70

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

To, jakie będziesz mieć życie, to kwestia Twoich granic. Związek to relacja w obie strony raz Ty robisz obiad, raz facet.

71

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

Też myślę, że nie masz co się śpieszyć z dziećmi. Sądzę, że potrzebujesz dłuższego czasu, gdzie będziesz miała swobodę, wreszcie dasz sobie prawo do bycia ważną, odkrywania siebie. Za bardzo rodzice zawłaszczyli twoją młodość, teraz poświęcasz się całkowicie studiom. Obawiasz się, że zawłaszczy twoje życie mężczyzna a potem dziecko (tak by było, dzieci szczególnie małe są ogromnie angażujące, to naturalne i konieczne by później zdrowo się rozwijały). Jeśli teraz wpakowałabyś sie w rodzinę, to pewnie miałabyś żal. Może za jakiś czas jak zrealizujesz swoje potrzeby będziesz inaczej myśleć o dzieciach i rodzinie. Nie śpiesz się z tym. Na razie kojarzy ci się z opresją. Gdyby w twojej rodzinie było wszystko w porządku, nie miałabyś aż tak negatywnych skojarzeń mimo jakichś cudzych historii, o których przeczytałaś.

Masz rację. Czuję po prostu się tak, jakby ktoś mi ukradł ileś lat z życia, ukradł młodość. Nie mogę oglądać filmów młodzieżowych, bo jak pokazują licealistów, którzy przeżywają pierwsze zakochanie, pierwszą miłość, pierwszy seks, mają czas na spotykanie się ze znajomymi, jakieś życie to aż mi się płakać chce, bo jak byłam młodsza- podstawówka, gimnazjum- to tak właśnie wyobrażałam sobie dojrzewanie. Może to tylko filmy, ale no jednak są licealiści, co mają swoje drugie połówki, jakieś życie. A ja jakbym miała streścić swoje życie to wyglądałoby to tak, że w latach szkolnych głównie nauka i masa korków albo zajęć dodatkowych. Nie miałam prawie w ogóle znajomych, o przyjaciołach nie wspomnę. Czułam się tragicznie samotna, miałam depresję. Czułam, że nie mam wsparcia. Uratował mnie internet i pewne forum młodzieżowe, na którym się żaliłam i to, że ludzie mi pisali miłe słowa to mnie trzymało na duchu. Na imprezy nie chodziłam. Pod koniec liceum zaczęłam poważniej myśleć o chłopakach. Chciałam iść do pracy takiej, że byłaby szansa poznać kogoś wartościowego, ale mnie nie wzięli. Może to zabrzmi okropnie, ale decyzja o studiach też była taka, że wybrałam trudniejsze studia, bardziej prestiżowe, bo wiedziałam, że tam będzie większa szansa kogoś poznać (i chłopaki byli, ale co fajniejszy to zajęty już na początku). Potem jak studia się rozkręciły to tylko modliłam się, żeby zdać z semestru na semestr. Kiedyś bardziej o siebie dbałam: układałam włosy, ładnie się ubierałam, malowałam się. Te studia mnie tak wykończyły, że związuję niechlujnie włosy, ubieram jakieś pierwsze lepsze dżinsy i bluzkę (nic specjalnego) i nie maluję się, bo po pierwsze nie chce mi się, po drugie nie ma dla kogo, po trzecie niektórzy prowadzący starszej daty źle patrzą na makijaż. I to nie żart. Byłam na egzaminie ustnym z koleżanką. Ja związałam włosy w kucyk nisko nad karkiem, nie pomalowałam się, byłam niewyspana, założyłam tylko koszulę i tyle. Do tego krótkie, niepomalowane paznokcie. Znajoma ubrana w super sukienkę, rozpuszczone włosy, makijaż, paznokcie i do mnie profesorka wyskoczyła, że wyglądam porządnie, a ją zwrzeszczała, co prawda nie wprost o wygląd, bo by wtedy mogła na nią naskarżyć, ale bardziej na nią najeżdżała pytaniami i oblała
I masz rację. Musiałabym poczuć, że żyję. Musiałabym trochę gdzieś wyjechać/podróżować, zająć się jakimś hobby, ogólnie jakoś się rozerwać. Bo niestety dla mnie dziecko równa się z utratą czasu, zaniedbaniem. Ja już teraz chodzę zaniedbana i to strasznie. A lubię się pomalować czy ozdobić paznokcie, ale no nie za bardzo teraz mogę. A jakbym miała urodzić dziecko to nie będzie już na nic czasu, a ja byłabym tak zmęczona, że pewnie nie miałabym znowu sił i ochoty na nic i pewnie wróciłabym do takiego samopoczucia, jakie mam teraz
A wiesz to wszystko nie jest takie proste. Mam 24 lata. Zanim skończę studia, zrobię staże, obronię magisterkę i przeprowadzę się do większego miasta to obliczyłam, że będę miała 27 lat. To już jest bliżej 30stki niż 20stki jednak i mam koleżanki singielki w tym wieku i widzę, jak im mentalnie ciężko

aniuu1 napisał/a:

Teksty twojej mamy o macicy są na prawdę dziwne. Odbieram je jako naruszanie twoich granic. Ten strach czy wstręt do ginekologów też chyba jest pokłosiem tego (przez skojarzenie z naruszaniem intymnych granic). Tu mogłabyś popracować z psychoterapeutą.

No dla mnie to obleśne. Ja rozumiem, że bez tabu, ale to przesada. No ja przez tą tokofobię właśnie w ogóle nie lubię, gdy ktoś mi "tam" grzebie. I to nie chodzi o nieśmiałość. Przed facetem się rozbiorę i nie mam z tym problemów, nawet mnie to kręci, ale na ginekologów i położne mam jakieś nerwy, jakąś wewnętrzną niechęć i odkładam to jak mogę, nawet głupią wizytę, a bycia w ciąży sobie nawet nie wyobrażam, poród sn dla własnej psychiki wyparłam ze świadomości

aniuu1 napisał/a:

Z tymi odkrytymi plecami to ja raczej słyszałam o nerkach i układzie moczowym. Dźwiganie ciężarów o ile wiem faktycznie może zaszkodzić ale chyba przez hmm nadmierne obciążenie mięśni dna miednicy. Nie pamiętam już na czym to dokładnie polegało ale słyszałam w kontekście kobiet ćwiczących podnoszenie ciężarów, że trzeba mieć odpowiednią technikę, bo może się skończyć problemami z popuszczaniem moczu. O problemach z ciążą nie słyszałam. Raczej o tym, że po ciąży mogą podobnego rodzaju problemy się pojawiać ( z nietrzymaniem moczu, obniżeniem narządów.. jakoś tak).

Możesz mieć rację. Właśnie mnie to wkurza, bo kurczę no są różne narządy, nie tylko macica. A szczerze? Gdybym teraz usłyszała diagnozę, że jestem bezpłodna to byłabym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, bo nie stresowałabym się, że spoczywa na mnie ten ciężar, że aby utrzymać faceta to muszę urodzić dziecko, bo nie będę prawdziwą kobietą (tak, faceci nawet dzisiaj serio tak myślą), a tak to bym powiedziała, że sorry nie da się i już
Doszłam nawet do wniosku, że mi by najbardziej odpowiadał za partnera starszy facet. Taki nawet 5-12 lat starszy, który jest ustatkowany, ma kolegów i widzi, że przy dzieciach jest kupa roboty i przez to sam nie chciałby ich mieć->znajoma ma takiego chłopaka i sam powiedział, że widzi, ile kumple się męczą z dziećmi i on by tak nie chciał. Tylko gdzie takiego szukać?


polis napisał/a:

Nie myślałaś, żeby iść z tym do psychoterapeuty? Czujesz na sobie presję na założenie rodziny. Zrozumiałe czytając to co piszesz o swojej matce. Dwa, że rodzice Ci krzywdę zrobili upychając na zajęcia dodatkowe i nie dając się bawić i widać, że masz sporo emocji z tym związanych. No i chcesz bliskości, ale nie potrafisz jej zbudować. Boisz się, że nie postawisz chłopakowi granicy i on na tobie wymusi zostanie matką, tak jak rodzice wymuszali chodzenie na zajęcia dodatkowe.

Moim zdaniem masz co przedyskutować i emocje do przepracowania.

Byłam rok temu i mnie tylko kobieta wkurzyła. Koszt bardzo wysoki, bo 100 zł za 50 minut. Usłyszałam porady identyczne, jak mi pisali kiedyś rówieśnicy na forum młodzieżowym, czyli: szukaj znajomych w internecie, zapisuj codzienne odczucia, zapisuj sny, wychodź na słońce, uprawiaj sport, a potem mi wmawiała, że widzi poprawę. Dawno tak bardzo nie żałowałam wydania kilkuset zł i jestem bardzo zła z tego powodu
Byłam dobrze nastawiona, ale no cena ogromnie wysoka, nieadekwatna do jakości. Nie mówię, że nie spróbuję. Zamierzam iść na psychoterapię w przyszłości. Tylko muszę mieć swoją kasę i zarabiać wreszcie w miarę rozsądnie, bo teraz jako student to czasem coś dorobię sobie i tyle, ale no to jeszcze mi sporo czasu zostało


Lady Loka napisał/a:

To, jakie będziesz mieć życie, to kwestia Twoich granic. Związek to relacja w obie strony raz Ty robisz obiad, raz facet.

Ja wiem. Wtedy, z moim byłym było tak, że to on to zasugerował- jak wspomniałam wcześniej to był mój współlokator, powiedział, że na zmianę będziemy gotować, bo fajnie tak się wymieniać smakami itp. Skończyło się tak, że on jako że codziennie był na siłowni to chciał mięso, więc nawet musiałam moje wegetariańskie burgery przerobić na takie z kurczakiem, bo inaczej był niezadowolony. Ja mięso jadałam max 2 razy w tygodniu. Jak ugotowałam coś na 2 dni to on tyle jadł, że poszło na raz. Ja jadłam może 1/3 tego co on albo mniej, więc tak powinniśmy się dzielić. Kasy mi poszło mnóstwo na jedzenie nagle. A on czasami gdy była jego kolej potrafił iść z kolegami na miasto, nie napisać mi, że dzisiaj obiadu nie będzie, a ja wróciłam z zajęć o 17 i myślałam, że będę miała jedzenie a tu pusto, a panicz nie raczył napisać nawet, a ja nie miałam nic kupionego
Do tego wyszło tak, że np.w piątek ugotowałam spory obiad, który starczył na 2 dni, stałam nad nim 1,5 godziny. Było też na sobotę. W niedzielę on nic nie robił, więc zaczęłam robić spaghetti to się chętnie dołączył do jedzenia. Powiedziałam, że już 3 dzień z rzędu robię dla nas obiad, a ten zaczął kręcić nosem, że nie lubi takiego wytykania, że on zrobił rano jajecznicę (robił ją 10 minut i była niedobra, nie zjadłam jej). W poniedziałek też coś zrobiłam, bo on się wykręcił. We wtorek łaskawie wziął się za gotowanie, ale wziął z lodówki piersi z kurczaka, które ja kupiłam, moje warzywa i jedynie ryż tylko dołożył swój (a najdroższe jak wiadomo mięso). Wkurzyłam się i powiedziałam, że kończymy ten układ, bo mi się nie podoba. Na prawdę dużo kasy mi wtedy poleciało na jedzenie, aż mi rodzice zwrócili uwagę, że no co się stało, że tyle kasy poszło. Dlatego posiadanie faceta w ogóle kojarzy mi się z dużymi wydatkami, także kolejny uraz

72

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Autorko jak Cie czytam to przeraza mnie fakt, ze podobnie bedzie niedlugo pisac moja corka, ktorej "organizuje" czas.... tylko moja corka ma chorobe, ktorej niestety juz nie cofnie, ale poprzez rehabilitacje moze zatrzymac postep.. nie zmienia to faktu, ze musi duzo cwiczyc, jezdzic po lekarzach, na turmusy, wciaz cos ma i jest ograniczana, ma zaleglisci w nauce bo duzo w szkole nie ma i tak wciaz z czasem krucho.. ma nascie lat a juz nam wyrzuca, ze to jej zycie, a nie nasze, nie rozumie (niestety rzeczowa rozmowa nie trafia - taki wiek), ze to dla jej dobra... i my i Twoi rodzice chcieli jak najlepiej, jakies tam wzorce przejelas ale tak byc nie musi (mnie moj ojciec  i mama tez,  nigdy nie powiedzieli ze mnie kochaja ale ja to wiedzialam, to bylo oczywiste jakos)...
Wszystko masz przeanalizowane, rozpracowane ale nie wszystko pojdzie akurat w najgorszym wariancie choc dobrze ze jestes przygotowana - lepiej milo sie rozczarowac -  co do dziecka to jak trafisz na wlasciwego to nie bedziesz zwracac uwagi na.. rozstepy (ja nie mam w ogole, figure mam chyba lepsza jak przed ciazami, wiec to nie zawsze zlo konieczne).. z facetami dobrze robisz - nie ma co sie meczyc, aczkolwiek idealow nie ma... szukaj dalej kompromisow, nie zrazaj sie.. wszystko w swoim czasie smile

73

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

"A wiesz to wszystko nie jest takie proste. Mam 24 lata."
No wiem. Sama nie byłam w lepszej sytuacji. Niestety, stracone dziecinstwo czy młodość mają swoje konsekwencje. Gdzieś tam braknie czegoś w rozwoju. Jestem zdania, że takie rzeczy wracają, warto sobie pozwolić by przeżyć to czego zabrakło wcześniej. Niestety z wiekiem jest coraz trudniej, ludzie mają większe oczekiwania wobec ciebie. Dlatego wszystko powinno mieć swój czas. Trudno od razu od dziecka być dorosłym, dojrzałym i odpowiedzialnym człowiekiem. Nie wierzę w drogi na skróty. Okazuje się potem, że to pozory, a w rzeczywistości czegoś brakuje.

Poszukaj sobie jakiegoś kursu lub książek o asertywności, stawianiu granic. Powinno ci to trochę pomóc poczuć się bezpieczniej. Będziesz miała jakieś schematy jak możesz się zachować, jak bronić swojego i jak nie czuć się z tym źle.

74

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Ech.
Twój post składa się praktycznie w całości z Twoich przekonań. Z przekonań, które możesz zmienić, jeżeli tylko nad tym popracujesz.
1. Życie nastolatkóa.nie wygląda tak jak w filmach. Akurat gwarantuję Ci, że większość ludzi ma tak jak Ty, a nie tak jak na filmach. Wiesz czemu? Bo to tylko filmy.
2. Jeżeli chcesz o siebie zadbać, to po prostu o siebie zadbaj. Dziecko nie sprawia z automatu, że jesteś zaniedbana, że nie masz kiedy się uczesać czy pomalować albo jechać na wakacje. Znam masę młodych rodziców, którzy normalnie z dzieckiem podróżują. Oczywiście, do dziecka trzeba się dostosować, ale bez przesady, że nagle magicznie zmienisz się w jakąś zaniedbaną i przetyraną życiwm kurę domową.
3. Mentalnie ciężko jest tym, które szukają na siłę, bo nie mają innego celu w życiu.
4. Nie musisz rodzić dziecka, żeby utrzymać przy sobie faceta. Tak samo nie musisz mu gotować obiadów. Związek opiera się na komunikacji od samego początku. Twój związek  który opisałaś był słaby, a Twój ex był bucem. Dojrzałe związki nie trzymają się dlatego, że w pewnym momencie pojawia się dziecko. Po prostu szukając faceta musisz brać poprawkę na to, żeby go poinformować o tym, że Ty dzieci nie chcesz. I jak on będzie chciał i to będzie dla niego ważne, to po prostu nie po drodze Wam ze sobą i trzeba się rozstać. To tylko jedno z kryterium wyboru. Nie jedyne, jedno z kilku. Nie oznacza od razu, że nie ma dla Ciebie żadnego faceta.
5. Przepotwornie się fiksujesz. Tak jak pisałam wyżej, Twój ex brzmi bucowato z Twojego opisu. Albo po prostu oboje byliście za młodzi na bycie z kimś. Związek to nieustanna komunikacja. W dobrym związku nie masz poczucia, że coś musisz robić albo że to Cię jakoś ogranicza. Powinnaś popracować nad samooceną i stawianiem granic.

Generalnie fiksacja totalna. Naprawdę powinnaś iść na terapię. Swoją drogą 100zł za 50min terapii w większym mieście to jest malutko, naprawdę. Teraz ceny to od 180-200zł startują. Może dlatego tamta babka była taka słaba? Są też darmowe terapie na NFZ, może z tego skorzystaj?
Twoje zafiksowanie na temacie tego, jak bardzo ciąża i dziecko Ci zaszkodzą, paradoksalnie bardzo Cię ograniczają. Poza tym koleżanek to Ci takie poglądy też nie dadzą. Zdrowych koleżanek, bo przyciągniesz tylko podobnie sobie zafiksowane.
I ja tu nie piszę tego, żeby Cię przekonać, że chcesz mieć dziecko, bo mnie to totalnie obojętne. Natomiast sam fakt bycia w ciąży, porodu i opieki nad dzieckiem może, ale nie musi wyglądać tak, jak w Twojej głowie. Można byc super zorganizowaną matką, mieć czas dla siebie, podróżować, dbać o siebie i jednocześnie mieć małe dziecko. I to jest bardzo zdrowy objaw.
Można też wrzucić na luz, olać makijać, poświęcić się dziecku i nie narzekać, że się nie pojechało za granicę. I to też jest zdrowy objaw.
A powiem Ci, że ja akurat w swoim otoczeniu mam same zorganizowane matki wink takis które bez problemu już w tydzień po porodzie prowadziły normalne życie towarzyskie, tyle, że z dziećmi. I nie wychodziły do ludzi z nieumytymi włosami i w rozciągniętych dresach.
Więc może jednak warto popracować nad własnymi opiniami i przekonaniami? Nie po to nawet, żebyś sama przekonała się do ciąży, ale choćby po to, żeby swoim myśleniem nie zranić i nie stereotypizować kobiet, które masz w otoczeniu? Bo takie teksty mogą zaboleć.

A druga sprawa jesf taka, że musisz na terapii przepracować to rządzenie się Twoich rodziców. Inaczej ze swoimi lękami będziesz przyciągać tylko tych niewłaściwych facetow. A jak najbardziej da sie znaleźć takich, którzy nie chcą kobietą rządzić tylko są sobie równymi partnerami. Ciężko mi uwierzyć, że nie masz w swoim otoczeniu przykładów takich relacji.

75 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-25 09:41:40)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Dostalas w rodzinie role bohatera, ktora czesto przypada najstarszym. To jest rola polegajaca na realizowaniu ambicji, oczekiwań rodzicow. Ty je realizujesz wiec mlodsza siostra nie miala juz takiej presji na spełnianie oczekiwan rodzicow (problemem mlodszego dziecka moze byc natomiast to, ze nie jest w stanie dorownac starszemu, czuje sie glupsze i mniej zdolne).
Mozesz zaczac stawiac granice rodzicom, zeby zrozumieli, że nie jestes po prostu ich przedluzeniem tylko osobną istotą. Łatwo niestety sterowac kimś kto jest od dziecka przyzwyczajony, że jest dla innych a nie dla siebie, przekracza sie jego granice.

76 Ostatnio edytowany przez polis (2021-10-25 14:00:44)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Szukaj innego terapeuty i spróbuj iść na terapię na NFZ.

No niestety czasu już nie cofniesz i nie odzyskasz tamtego czasu na zabawę i znajomości. Problem do przerobienia na terapii. Masz prawo teraz czuć żal i złość na rodziców, że odebrali Ci tę możliwość swoim postępowanie i ciśnięciem na szkołę.

Możesz sobie poczytać: Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odzyskać i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko - John Bradshaw

On tam opisuje między innymi, że czas na zabawę i bycie z rówieśnikami jest potrzebny dzieciom do prawidłowego rozwoju, a te które go nie miały kończą właśnie u psychologa. Zresztą nie tylko u niego spotkałam się z tym, że zabawa i spędzanie czasu z rówieśnikami jest dzieciom potrzebna i rodzice naciskający na szkołę do tego stopnia, że dziecko nie ma na to czasu, żadnej przysługi dziecku nie robią.

Ogólnie możesz szukać książek i podcastów o wewnętrznym dziecku, bo widać z Twoich postów, że twoja przeszłość rzutuje na teraźniejszość.

77 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-25 14:51:20)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

"On tam opisuje między innymi, że czas na zabawę i bycie z rówieśnikami jest potrzebny dzieciom do prawidłowego rozwoju, a te które go nie miały kończą właśnie u psychologa. Zresztą nie tylko u niego spotkałam się z tym, że zabawa i spędzanie czasu z rówieśnikami jest dzieciom potrzebna i rodzice naciskający na szkołę do tego stopnia, że dziecko nie ma na to czasu, żadnej przysługi dziecku nie robią."
Tak jest.
Uważam, że w jakimś sensie warto sobie ten czas podarować nawet później w życiu. Oraz inne rzeczy, które możemy dla siebie zrobić a których nam bardzo brakowało w dzieciństwie, tak, że mamy dalej żal. Dlatego np jeśli zawsze chciałaś chodzić na tance albo nauczyć się rysować, lub fotografować, to znajdź na to czas. To co inni uważają za najlepsze, czy godne podziwu nie koniecznie musi być tym co dla nas jest najlepsze, sprawia nam radość, pozwala nam wyrażać własną osobowość, rozwjać się w kierunku, którym chcemy. Dla rodziców może to byla strata czasu, a dla Ciebie to może być coś bardzo ważnego w życiu, co decyduje o jakości i poczuciu sensu w życiu, tożsamości. Czas zabawy, swobody pozwala odkrywać siebie.

78

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
cześka8 napisał/a:

Autorko jak Cie czytam to przeraza mnie fakt, ze podobnie bedzie niedlugo pisac moja corka, ktorej "organizuje" czas.... tylko moja corka ma chorobe, ktorej niestety juz nie cofnie, ale poprzez rehabilitacje moze zatrzymac postep.. nie zmienia to faktu, ze musi duzo cwiczyc, jezdzic po lekarzach, na turmusy, wciaz cos ma i jest ograniczana, ma zaleglisci w nauce bo duzo w szkole nie ma i tak wciaz z czasem krucho.. ma nascie lat a juz nam wyrzuca, ze to jej zycie, a nie nasze, nie rozumie (niestety rzeczowa rozmowa nie trafia - taki wiek), ze to dla jej dobra... i my i Twoi rodzice chcieli jak najlepiej, jakies tam wzorce przejelas ale tak byc nie musi (mnie moj ojciec  i mama tez,  nigdy nie powiedzieli ze mnie kochaja ale ja to wiedzialam, to bylo oczywiste jakos)...
Wszystko masz przeanalizowane, rozpracowane ale nie wszystko pojdzie akurat w najgorszym wariancie choc dobrze ze jestes przygotowana - lepiej milo sie rozczarowac -  co do dziecka to jak trafisz na wlasciwego to nie bedziesz zwracac uwagi na.. rozstepy (ja nie mam w ogole, figure mam chyba lepsza jak przed ciazami, wiec to nie zawsze zlo konieczne).. z facetami dobrze robisz - nie ma co sie meczyc, aczkolwiek idealow nie ma... szukaj dalej kompromisow, nie zrazaj sie.. wszystko w swoim czasie smile

Kochana, ja dobrze wiem, że to dla mojego dobra. Z perspektywy czasu jak widzę, ile rodzice dla mnie robili, jak się starali to na prawdę jestem pełna podziwu, że im się chciało. Mama zamiast wydać na kosmetyczkę to puszczała mnie i siostrę na zajęcia dodatkowe. Tata zamiast kupić sobie wypasiony rower to najpierw kupił nam. To drobne gesty, ale to wyrazy prawdziwej troski i uczucia. U moich rodziców wynikało to z faktu, że sami mieli rodziców, którzy mieli ich dosłownie gdzieś (moi dziadkowie), znaczy niby ich lubili, ale rodzice chcieli np.nauczyć się gry na fortepianie to była odmowa, chcieli się nauczyć czegoś tam i znowu odmowa i dlatego nam wrzucili tyle zajęć (szczególnie mi, na siostrę machnęli ręką). Jak byłam nastolatką to jeszcze się tak o to nie denerwowałam, uznawałam, że to część mojego życia, jednak od jakiś 2 lat jestem na nich o to zła, bo czuję się, jakbym obudziła się z ręką w nocniku: na imprezy za dużo nie chodziłam, bo miałam nieciekawych znajomych w liceum, które wybrali mi rodzice (ja chciałam do innego); tańczyć nie umiem, bo nie miałam chłopaka, przy którym mogłabym się tego nauczyć; jestem totalna noga technologiczna- często jak psuje się jakiś sprzęt to panikuję, bo nie umiem tego naprawić, nie umiem obsługiwać komputera w inny sposób, niż ten najprostszy, gdzie moje koleżanki są bardziej ogarnięte w temacie, bo im ich chłopaki to wytłumaczyli, jak co zrobić, a ja miałam problem jak przyszły zajęcia zdalne, bo nie umiałam obsługiwać tych programów; nie wyjeżdżałam nigdzie indziej, niż z rodzicami na wakacje do hotelów za granicę- nie wiem, co znaczy biwak pod namiotami ani nic. Jeździłam kiedyś na obozy pływackie i mimo że od ostatniego minęło ponad 6 lat to ja nadal je wspominam z sentymentem, bo niczego innego ciekawego od tamtej pory nie przeżyłam. Na studiach w akcie desperacji chodziłam do klubów ze znajomymi z roku, ale nie dlatego, że chciałam. Męczyło mnie to, ale gdyby nie to, to siedziałabym sama w domu, więc z braku laku wolałam iść i udawać, że się dobrze bawię
Dlatego ja się czuję po prostu cofnięta w rozwoju. Byłam u psychologa, który mi powiedział, że ja po prostu za szybko stałam się dorosła, że zamiast beztrosko bawić się ze znajomymi to byłam zmuszana do czegoś, czego nie chciałam. Jedne zajęcia dodatkowe by wystarczyły, nie kilka. Do tego zakaz spotykania się ze znajomymi w środku tygodnia, bo szkoła, do której psychicznie nie miałam siły się uczyć. I teraz z perspektywy czasu czuję, że po prostu marnuję sobie życie. I wiem, że moi rodzice lubią dzieci i wiem, że podświadomie nie mając tych dzieci zrobiłabym na złość im, żeby wreszcie nie było zawsze tak, jak oni chcą i jak oni mi kazali. Ja zawsze wyobrażałam sobie, że w liceum znajdę pierwszą miłość, na studiach może drugą, zaręczę się, wyjdę za mąż, będę miała dziecko, ale ktoś wyżej słusznie powiedział- "to były twoje plany czy podświadomie wsączone przez rodziców?" (czy coś w tym stylu). I no sama się nad tym zaczęłam zastanawiać i nie wiem, czy to nie jest właśnie prawda.
Pewnie chciałabym dziecko, ale z facetem, do którego będę coś czuć. Nie wyobrażam sobie wziąć pierwszego lepszego, do którego nic nie czuję i robić sobie z nim dziecko, czułabym do siebie obrzydzenie i brak szacunku
A najbardziej wkurza mnie mama, bo w liceum zamiast dać mi rozwijać znajomości to wypychali mnie na zajęcia dodatkowe i zamiast integrować się z ludźmi to musiałam siedzieć nad książkami albo ze starszymi nauczycielami. A teraz zdziwienie, że nikogo nie mogę sobie znaleźć. Od jakiś 2 lat rzucane są takie dwuznaczne teksty typu "A fajny kolega? Może zagadaj?"- jak tylko mówię o jakimś moim znajomym; albo "Wolny jest kolega?". Już hitem było, jak w zeszłe wakacje mama z siostrą strasznie na mnie wsiadły, żebym zagadała do jednego kolegi- syna znajomych rodziców. Byłam z nim kilka lat temu na 2 weselach, na jedno on zaprosił mnie, na drugie ja jego, nie odezwał się potem, zainteresowany nie był, bo to widać, ale mama stwierdziła, że to dobry materiał na męża. I miała rację, bo chłopak teoretycznie w moim guście, ale no takie swatanie na siłę i zachęcanie na siłę mi tak działało na nerwy, że już miałam serdecznie dość namawiania mnie, żebym do niego napisała. Mało brakowało, a mama sama chciała do niego dzwonić, albo odnawiać kontakt z tymi znajomymi (z którymi nie gadała od kilku lat) tylko po to, żebym mogła się poznać z ich synem. A ja byłam z nim na tych weselach, na tym drugim, gdy się ostatni raz widzieliśmy to na koniec był wyraźnie znudzony, nie zwracał na mnie uwagi, miał mnie gdzieś, a po wszystkim nawet nie napisał (ja już go zaprosiłam, poza tym jak facetowi zależy to napisze). Dlatego takie swatanie na siłę mnie strasznie męczy. Czasem chciałabym zostać starą panną tylko dlatego, żeby zdenerwować rodziców, żeby zrobić coś wbrew nim i pokazać, że też mam prawo do swojego zdania, a nie rządzenie mną całe życie
Nikt nie lubi, gdy się nim dyryguje


aniuu1 napisał/a:

Trudno od razu od dziecka być dorosłym, dojrzałym i odpowiedzialnym człowiekiem. Nie wierzę w drogi na skróty. Okazuje się potem, że to pozory, a w rzeczywistości czegoś brakuje.

Poszukaj sobie jakiegoś kursu lub książek o asertywności, stawianiu granic. Powinno ci to trochę pomóc poczuć się bezpieczniej. Będziesz miała jakieś schematy jak możesz się zachować, jak bronić swojego i jak nie czuć się z tym źle.

No właśnie też tak uważam. Ze mną w liceum było o wiele gorzej. Z perspektywy czasu widzę, że niektóre moje zachowania były po prostu dziwne. Nie będę konkretnie pisać, bo dużo by było. Po prostu dziwne. Pamiętam wtedy, że ktoś się dziwnie na mnie patrzył, a dla mnie to było normalne. Poszłam na studia, trochę się usamodzielniłam i już jest lepiej, mam wrażenie, że aż tak dziwna nie jestem, ale mam kompleksy, że nie mam i nigdy nie miałam osoby, dla której byłabym najważniejsza. Owszem, teraz nie jestem tak samotna jak w latach szkolnych. Mam jakiś znajomych, ale to tylko znajomi. Koleżanka potrafi mi długo nie odpisywać, bo jest z chłopakiem. Z inną przez kilka miesięcy nie mogłam się spotkać, bo albo jechała do chłopaka albo chłopak do niej. Czasem wyskoczę na jakiś obiad ze znaną parą, o dziwo nie czuję się jak piąte koło u wozu, ale chodzi o sam fakt, że mam to poczucie, że nie mam osoby, dla której ja bym była najważniejsza i która dla mnie byłaby najważniejsza, brak takiego wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, zawsze musiałam sobie z problemami radzić sama, a potem znajome się dziwią, czemu stresuję się każdą drobnostką i czemu tak bardzo przejmuję się tym, co kto o mnie mówi- ano dlatego, że nie mam nikogo bliskiego. Z resztą nawet bliska koleżanka powiedziała mi w kontekście pewnej sytuacji, że "no przyjaciółki przyjaciółkami, ale to nie to samo co chłopak..." i ja wiem, że nie miała nic złego na myśli a także wiem, że ma rację, ale no jednak to mnie zabolało, bo swojego nowo poznanego chłopaka, z którym była wtedy miesiąc postawiła wyżej w hierarchii niż mnie, tak podświadomie

Teraz problemów z asertywnością nie mam. Ogólnie ja kiedyś też mówiłam, wręcz krzyczałam, że nie chce, ale nikt mnie nie słuchał, czułam się taka bezsilna. Do tego rodzice na mnie nie krzyczeli, tylko kulturalnie wmawiali, wsączali do głowy, że tak trzeba. Czysta manipulacja. Dlatego teraz się panicznie boję, że jakbym wyszła za mąż to znowu nie będę miała nic do gadania, bo do dzisiaj pamiętam to uczucie otępienia i bezsilności i robienia czegoś wbrew sobie, dlatego poniekąd boję się małżeństwa. Jeszcze zwykły związek wyobrażam sobie jako taki bez zobowiązań, ale boję się małżeństwa, bo właśnie boję się, że znowu będę ubezwłasnowolniona, że będę do czegoś zmuszana, małżeństwo mi się kojarzy z tym, że facet od razu będzie namawiał na dziecko, że będzie masa obowiązków, że będę musiała mężowi gotować (czego nie znoszę), bo jak nie to odejdzie. I takie rzeczy mam w głowie. A przez to, że nie byłam nigdy w szczęśliwym związku nie mogę się tych myśli pozbyć, tylko się nasilają. Tak więc z jednej strony mam syndrom piotrusia pana, boję się małżeństwa, z drugiej strony chciałabym kogoś mieć i jak ostatnio sobie pomyślałam, że miałabym z 40 lat i byłabym sama, to aż mi się niedobrze zrobiło, bo wyobraziłam sobie, że w tym wieku już prawie wszyscy mają rodziny i dla mnie czasu nie będzie, bo teraz to jeszcze czasem coś znajdą, ale za 10-15 lat nie ma na to szans, ja o tym dobrze wiem. Z resztą u mnie na uczelni niektóre prowadzące to stare panny. Niestety takie stereotypowe, zgorzkniałe stare panny, które męczą strasznie studentów, bo siedzą całe życie tylko w tematach naukowych, nie mają życia prywatnego, więc tylko praca i praca. Ciężko się z takimi dogadać. I niby ktoś wyżej napisał, że małżeństwo i dziecko nie jest kobiecie potrzebne do szczęścia, bo kobiety są samowystarczalne to prawda, ale pytanie na ile komuś to nie siądzie na psychikę i nie zgorzknieje po czasie, bo nie znam żadnej wyzwolonej starej panny, wszystkie plują jadem bardziej lub mniej

Lady Loka:
1.Owszem, ale jak wypytuję o to koleżanki to nie, mało kto miał tak jak ja. Większość korzystała z życia w mniejszym lub większym stopniu. Znajoma też miała ambitnych rodziców, pozapisywali ją na zajęcia dodatkowe, ale nie ingerowali w to bardziej, ona chodziła na imprezy, miała pierwszych chłopaków i sama mówiła "ej laska, nie myśl tyle o tym, było minęło"- czyli nie ma takiego skrzywienia, bo pomimo zajęć dodatkowych jakieś życie miała. Ja nie
2. No ja się w taką zamieniłam na studiach. Ze zmęczenia psychicznego i fizycznego przestałam się malować, bo jestem tak tym wszystkim zmęczona. Przestałam się malować, ciuchy na uczelnię też ubieram raczej te nie najnowsze, żeby się nie zniszczyły. Ogólnie czuję się jak zaniedbana, więc no wiem, jakie to uczucie i chcę skończyć studia i nigdy tego nie poczuć już
3. Prawda. Jednak każdy chyba jednak bardziej lub mniej podświadomie szuka, tylko jedni mają szczęście i znajdują w liceum/na studiach inni czekają i znajdują koło 30stki a jeszcze inni muszą się nauczyć żyć sami, ale zasada jest taka, że każdy szuka. Nawet jak mówi, że nie szuka, bo człowiek nie jest stworzony do samotności, dlatego sami czujemy się źle
4. Rozmawiałam kiedyś w komentarzach na jednym forum z takim gościem, który mówił, że kobieta musi przekonać faceta, żeby się z nią związał: musi lubić porządek, dobrze gotować, lubić dzieci i stworzyć atmosferę ogniska domowego, bo inaczej taki facet nie będzie jej chciał, bo po co miałby zostać przy tej jednej, skoro mógłby mieć tysiąc innych bez podpisywania niekorzystnego dla niego dokumentu jakim jest aktu ślubu...i te słowa zostały tak w mojej głowie
5. Za młodzi? A gdzie tam. Ja miałam 22 albo 23 a on był kilka lat starszy. Po prostu szukał naiwnej

100 zł dla mnie to ogrom pieniędzy. Mam niby z wakacji coś odłożone, ale nie chcę tego przeznaczać na terapię, bo i tak by nie starczyło. 100 zł to przesada, bo psycholog to nie lekarz specjalista, więc bez przesady. Szczególnie, że potem rzucą rady rodem z forów dla młodzieży. Znaczy nie mówię, że nie. Zamierzam spróbować, ale muszę na to sama zarobić, bo na studia dostaję kasę od rodziców, ale no to by nie starczyło. Chciałam iść rok temu, ale pani powiedziała, że nie przyjmie mnie raz na miesiąc- a tylko tyle byłam w stanie na to przeznaczyć. Mam część zajęć na studiach online, ale to pół biedy- komputer na studiach jest ważny do pracy. A ja pracuję na takim starym laptopie rodziców, który był już kilka razy naprawiany, często nie działa, psuje się, a ja się denerwuję, stresuję, bo no wiecie jak to jest ze sprzętem, co ma 10 lat lub więcej, więc gdzie tu mowa o psychologu
Myślę o NFZ, ale słyszałam raczej złe opinie, już pomijając fakt, że terminy są tak odległe, że skończę studia zanim dostanę termin

"I ja tu nie piszę tego, żeby Cię przekonać, że chcesz mieć dziecko, bo mnie to totalnie obojętne. Natomiast sam fakt bycia w ciąży, porodu i opieki nad dzieckiem może, ale nie musi wyglądać tak, jak w Twojej głowie. Można byc super zorganizowaną matką, mieć czas dla siebie, podróżować, dbać o siebie i jednocześnie mieć małe dziecko. I to jest bardzo zdrowy objaw."
Ja wiem sad
Moja znajoma ma siostrę. Założyła niedawno rodzinę. To taki mój wymarzony model rodziny, oboje wykształceni, bo ona jest lekarzem, on farmaceutą. Oboje zadbani, skończyli dość prestiżowe studia, są bardzo kulturalni, on jest uroczy, aż miło się patrzy na takiego dobrego męża: jest spokojny, pomaga jej, bierze pod uwagę jej zdanie, troszczy się o rodzinę i oboje dzielą się pracą. Taki mąż to skarb i widać, że oboje lubią swoje życie, nie są sfrustrowani, a zadowoleni. Jakbym ja trafiła na takiego faceta, to najprawdopodobniej chciałabym mieć z nim choćby to jedno dziecko. Tak sądzę, bo raz mi się podobał facet, przyśniło mi się, że jestem z nim w związku i zaszłam w ciążę i byłam niesamowicie szczęśliwa. Szkoda tylko, że potem się obudziłam, ale to pokazuje moją mentalność.
A ja właśnie trafiam albo na takich jak mój ex, albo takich, którzy patrzą na mnie tylko jak na sex-zabawkę, albo podobam się takim, którzy są z charakteru totalnym przeciwieństwem tego, co mi się podoba (lubię spokojnych, nawet nieśmiałych facetów, a do mnie przystawiali się goście z wygórowanym mniemaniem o sobie, chwalipięty itp). Dlatego ja wiem, o czym mówisz, tylko takiego faceta trzeba najpierw znaleźć

"A powiem Ci, że ja akurat w swoim otoczeniu mam same zorganizowane matki wink takis które bez problemu już w tydzień po porodzie prowadziły normalne życie towarzyskie, tyle, że z dziećmi. I nie wychodziły do ludzi z nieumytymi włosami i w rozciągniętych dresach."
Ja wiem. Tylko znowu punkt wyżej- jak chce się wyjść z koleżankami na miasto to tatuś musi z dzieckiem zostać. A często czytam historie, jak tatusiowie, co chcieli dzieci potem uciekają z domów do pracy czy kolegów, żeby tylko nie mieć obowiązków przy dziecku

"Więc może jednak warto popracować nad własnymi opiniami i przekonaniami? Nie po to nawet, żebyś sama przekonała się do ciąży, ale choćby po to, żeby swoim myśleniem nie zranić i nie stereotypizować kobiet, które masz w otoczeniu? Bo takie teksty mogą zaboleć."
Ale jakie teksty mogą zaboleć? Ja się tego boję, bo na takich facetów trafiłam i ktoś kto mnie zna to wie o tym, bo mówiłam wiele razy. Opinię zmienię, jak w końcu trafi mi się szczęśliwy związek. Bo wiesz, można być przejściowo singlem w wieku lat 25 ale można mieć przynajmniej jeden lub dwa dłuższe, szczęśliwe związki na koncie, które nie wyszły, ale nie wyjdzie się z tego ze skrzywioną psychiką, natomiast jak nie wychodzi cały czas, albo trafia się na dupków, to już jest co innego. I nie, to nie tak, że ja ich dopuszczam, ja po prostu nie  trafiam na tych dla mnie odpowiednich, albo są dla mnie w jakiś sposób nieosiągalni (spodobał mi się kiedyś jeden mój prowadzący na uczelni, ale nawet nie próbowałam, bo wiadomo, że grozi to wylotem z uczelni, poza tym pewnie nawet by nie był zainteresowany, bo ma masę studentek wokół siebie), tylko mówię, że mam pecha

"A druga sprawa jesf taka, że musisz na terapii przepracować to rządzenie się Twoich rodziców. Inaczej ze swoimi lękami będziesz przyciągać tylko tych niewłaściwych facetow. A jak najbardziej da sie znaleźć takich, którzy nie chcą kobietą rządzić tylko są sobie równymi partnerami. Ciężko mi uwierzyć, że nie masz w swoim otoczeniu przykładów takich relacji."
Przykłady jak najbardziej mam. I to jest piękne i trzymam za nich kciuki. Tylko ja nigdy w takim związku nie byłam. Więc ja wierzę, że są takie związki i jak sobie myślę, że też miałabym taki związek to aż się uśmiecham. Tylko no jakoś trafić na odpowiedniego faceta nie mogę

aniuu1:
"Dostalas w rodzinie role bohatera, ktora czesto przypada najstarszym. To jest rola polegajaca na realizowaniu ambicji, oczekiwań rodzicow. Ty je realizujesz wiec mlodsza siostra nie miala juz takiej presji na spełnianie oczekiwan rodzicow (problemem mlodszego dziecka moze byc natomiast to, ze nie jest w stanie dorownac starszemu, czuje sie glupsze i mniej zdolne)."
Pierwsza część owszem i zauważyła to moja babcia, która bardzo mi takiego czegoś współczuła. Ale co do drugiej części to się nie zgodzę. Ja byłam zawsze ta nieśmiała i spokojna, a moja siostra była ta temperamentna i ona często mi potrafiła dokuczać, żeby nie powiedzieć ubliżać. To ja czułam, że mnie mają za tą głupszą, często bagatelizowali co ja mówię np. zainteresowałam się jakimś faktem historycznym, opowiadałam o tym, a mi rodzina mówiła, że to jest mało ważne i siostra wtedy opowiadała o jakiś tak swoich wydarzeniach historycznych i jej wszyscy słuchali. Ja się właśnie w tym domu czułam jak głupia, która jednocześnie miała spełniać ambicje rodziców. Dlatego możesz sobie wyobrazić, co ja teraz czuję

"Mozesz zaczac stawiac granice rodzicom, zeby zrozumieli, że nie jestes po prostu ich przedluzeniem tylko osobną istotą. Łatwo niestety sterowac kimś kto jest od dziecka przyzwyczajony, że jest dla innych a nie dla siebie, przekracza sie jego granice."
Ale rodzice już odpduścili. Widzą, że jestem pełnoletnia i teraz dają mi wolną amerykankę. Tylko no to trochę późno. I są zdziwieni, czemu nie mogę sobie znaleźćfaceta

polis:
" zukaj innego terapeuty i spróbuj iść na terapię na NFZ."
Interesowałam się i zanim dostanę termin to już studia skończę, albo będę tuż przed końcem

"No niestety czasu już nie cofniesz i nie odzyskasz tamtego czasu na zabawę i znajomości. Problem do przerobienia na terapii. Masz prawo teraz czuć żal i złość na rodziców, że odebrali Ci tę możliwość swoim postępowanie i ciśnięciem na szkołę"
Z jednej strony ich kocham, z drugiej jestem wściekła, to fakt, bo czasu się nie cofnie. Dzieciństwo do gimnazjum kojarzę na prawdę super. Nie miałam super dużo znajomych, ale bawiłam się lalkami sama ze sobą i mi było dobrze. Od gimnazjum wszystko się zaczęło: zajęcia dodatkowe, zwiększona ilość nauki w szkole i wtedy zaczęłam mieć pierwsze objawy depresji
I czuję się taka rozbita, bo z jednej strony mam nerwy na rodziców za to wszystko, z drugiej wiem, że chcieli dobrze, poza tym nadal jestem na ich utrzymaniu, więc jestem od nich zależna finansowo a także jestem zależna emocjonalnie, bo nie mam chłopaka, więc jak mam problem to nie mogę zadzwonić do faceta z pytaniem o radę, muszę zadzwonić do mamy

"Zresztą nie tylko u niego spotkałam się z tym, że zabawa i spędzanie czasu z rówieśnikami jest dzieciom potrzebna i rodzice naciskający na szkołę do tego stopnia, że dziecko nie ma na to czasu, żadnej przysługi dziecku nie robią."
Ja to wiem. Za to moi rodzice mogli się pochwalić przed znajomymi, jakie mają zdolne dziecko, bo jeździ konno, pływa, uczy się angielskiego, niemieckiego...
Jak byłam młodsza to mi to sami powiedzieli, bo nie miałam średniej z czerwonym paskiem i tata powiedział, że no jego pracownica ma córkę, która ma średnią z wyróżnieniem, a on mówi jej, że ja robię to to i to ale no ona dopytywała o średnią z paskiem i co on miał jej biedny powiedzieć....to pokazuje mentalność moich rodziców. A to wykształceni ludzi. Czasem zazdrościłam moim koleżankom, którzy rodzice mieli na nie brzydko mówiąc wywalone, ale mogły robić to co chciały, decydować o sobie, spotykać się ze znajomymi, wybrać same studia...ja jak powiedziałam, że chcę iść na jakieś słabsze studia to na mnie rodzice zaczęli krzyczeć. Teraz jestem na 4 roku i jestem sfrustrowana, bo okazało się, że ten "prestiżowy" kierunek wcale taki przyszłościowy nie jest, a rodzice mówią, że przecież mnie nie zmuszali...

"Ogólnie możesz szukać książek i podcastów o wewnętrznym dziecku, bo widać z Twoich postów, że twoja przeszłość rzutuje na teraźniejszość."
Nawet nie wiesz, jak bardzo...

Mój tata jest lekarzem rodzinnym. Poproszę go w takim razie, żeby mi wypisał skierowanie do psychologa. Nie czuję jakiejś ogromnej depresji, żebym miała psychotropy brać, więc psychiatra odpada, ale właśnie macie rację, rozmowa będzie mi potrzebna
Terminy oczekiwania są długie, ale no może coś się zwolni, poza tym zawsze będę mogła powiedzieć, że spróbowałam
Tylko na NFZ ci psychologowie mają złe opinie. Czytałam, że mają często wywalone, że prywatnie bardziej się starają, ale no chyba lepszy rydz niż nic?
Jak sądzicie?
Kiedyś już mi tata skierowanie wypisał, ale czas oczekiwania długi, termin miałam dostać na za 10 miesięcy, w środę o godz 12, a ja wtedy mogłam mieć zajęcia, bo to jest w godzinach moich zajęć na uczelni, których nikt mi nie usprawiedliwi, a przez nieobecność nieusprawiedliwioną nie dopuszczają u nas do egzaminów i to nie żart, bo bywały takie sytuacje. Co w takim przypadku się robi? Oni przesunęliby wizytę, gdyby była taka sytuacja?

79

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

To normalne, że z jednej strony ich kochasz, a z drugiej jesteś wściekła. Rzadko jest tak, że rodzice są totalnie do niczego. Zazwyczaj jest właśnie tak jak u Ciebie, że coś spieprzyli, ale też chcieli dobrze albo coś innego zrobili dobrze. Możesz czuć obie emocje, nawet jeśli są skrajnie różne. Możesz czuć wściekłość mimo tego co zrobili dobrze. Ona zresztą jest dla Ciebie informacją, że przekroczono Twoje granice.

Powiem Ci, że mało który rodzic potrafi normalnie dziecku doradzić na jakie studia ma iść, zwłaszcza jeśli wybrany przez dziecko kierunek nie spełnia ich oczekiwań. To jest właśnie to o czym piszesz krzyki i wrzaski. Zamiast uczenia jak podejmować taką ważną decyzję, że warto patrzeć na to co się będzie potem robić, a niekoniecznie jakie przedmioty się lubiło w szkole, że warto porozmawiać z ludźmi o takim wykształceniu jak się potoczyły ich losy, że warto porozmawiać z ludźmi, którzy wykonują daną pracę (Internet daje taki możliwości, są grupy na facebook’u, itd.), czy są zadowoleni, jak widzę swoje możliwości kariery, jaki jest rynek pracy w Polsce w danym zawodzie, itp., to zamiast rzeczowej rozmowy jest histeria, krzyki i wymuszanie pójścia na bardziej przyszłościowe w ich mniemaniu studia. Być może nawet mają rację, ale to jak przekazują informację ma bardzo duże znaczenie. 

No to faktycznie klops z tymi zajęciami, nie wiem, czy psycholog może wypisać usprawiedliwienie. Możesz spróbować się dopytać, czy jest możliwość innego terminu. Albo cóż, czekać aż znajdziesz pracę i wtedy pójść prywatnie, a do tego czasu zostaje youtube oraz książki. Zawsze to coś na początek.

Myślę, że niestety ciężko Ci będzie znaleźć normalnego partnera, dopóki nie przepracujesz tematu. Ludzi, którzy doświadczyli jakiejś traumy w późniejszym życiu potrafią ja powtarzać, dopóki tego nie zrobią. Ty przynajmniej jesteś świadoma, że masz problem, to zawsze coś. Z tą świadomością nie wpakujesz się raczej w długotrwały toksyczny związek i nie urodzisz takiemu co będzie chciał Tobą rządzić dzieci. Z tego możesz być dumna. Pełno kobiet wkopuje się w takie toksyczne związki, gdzie syreny alarmowe wyją od początku, a z Twoich postów widać, że Ty ten alarm słyszysz i go nie ignorujesz. Jesteś młoda, ale trzeźwo myślisz i trzeźwo ocenisz faceta, nie przez różowe okulary i motylki w brzuchu, myślę, że dzięki temu ominie cię wiele cierpienia w życiu i masz spore szanse przeżyć resztę życia w zupełnie innej jakości.

80

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

28 października mija 2 miesiące odkąd napisałaś tutaj pierwszego posta.

Możesz wskazać co zrobiłaś, aby zmienić swoją sytuację.
Chodzi o działania, a nie rozmowy.

Pytam życzliwie... nie złośliwie. Bo trzeba działać, a nie mówić.

81

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

To, że Ty się takimi przekonaniami otaczasz to jest Twoja sprawa. One są fałszywe. Jeżeli uważasz, że każdy facet będzie chciał Cię zamienić w matkę polkę gotującą obiadki, to takich będziesz do siebie ściągać.

Powiem Ci coś, co Cię zszokuje, u mnie gotuje mąż. I jak zajdę w ciążę i urodzę dziecko, to mąż będzie na urlopie wychowawczym. Mamy to omówione. W związku powinno być tak, żeby obu stronom pasowało, a nie tak, że ktoś Cię do czegoś zmusza.

Dopóki nie zmienisz swojego myślenia, to nie zmienisz rzeczywistości.

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Dlugie wywody YellowStar. Przylanczam sie do pytania Garego na ilu szbkich randkach juz bylas od 2 miesiecy? Ciekawi mnie czy nadal sie rozczulasz nad swoim zyciem czy cos wreszcie robisz zeby je zmienić.
Nikt nie ma leprzego zycia poprostu wszyscy przerabiamy inne scenariusze jednym bsrdziej pasuja innym mniej . Na pewne zwrotnice mamy wplyw na inne nie. Dostalas tu kilka bardzo cennych rad i co dalej?

83

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
polis napisał/a:

To normalne, że z jednej strony ich kochasz, a z drugiej jesteś wściekła. Rzadko jest tak, że rodzice są totalnie do niczego. Zazwyczaj jest właśnie tak jak u Ciebie, że coś spieprzyli, ale też chcieli dobrze albo coś innego zrobili dobrze. Możesz czuć obie emocje, nawet jeśli są skrajnie różne. Możesz czuć wściekłość mimo tego co zrobili dobrze. Ona zresztą jest dla Ciebie informacją, że przekroczono Twoje granice.

No dokładnie. Z jednej strony jestem na nich zła, z drugiej za rodzinę dałabym się pokroić

polis napisał/a:

Powiem Ci, że mało który rodzic potrafi normalnie dziecku doradzić na jakie studia ma iść, zwłaszcza jeśli wybrany przez dziecko kierunek nie spełnia ich oczekiwań. To jest właśnie to o czym piszesz krzyki i wrzaski. Zamiast uczenia jak podejmować taką ważną decyzję, że warto patrzeć na to co się będzie potem robić, a niekoniecznie jakie przedmioty się lubiło w szkole, że warto porozmawiać z ludźmi o takim wykształceniu jak się potoczyły ich losy, że warto porozmawiać z ludźmi, którzy wykonują daną pracę (Internet daje taki możliwości, są grupy na facebook’u, itd.), czy są zadowoleni, jak widzę swoje możliwości kariery, jaki jest rynek pracy w Polsce w danym zawodzie, itp., to zamiast rzeczowej rozmowy jest histeria, krzyki i wymuszanie pójścia na bardziej przyszłościowe w ich mniemaniu studia. Być może nawet mają rację, ale to jak przekazują informację ma bardzo duże znaczenie.

Nooo. Znaczy wiem, że rodzice chcieli dobrze. Nie chcę pisać, w jakim zawodzie jestem, bo nie chcę być rozpoznana, ale ogólnie w moim środowisku szkolnym zawód ten był uważany za prestiżowy i ciężki. Praca po tym jest, tylko często nie daje satysfakcji i możliwości rozwoju, pensja przeciętna 3,5-5 (5 to w większych miastach typu stolica), dopiero na kierowniczych stanowiskach można zarobić więcej. W skrócie mówiąc to praca, gdzie zaraz po studiach praca będzie, więc nie będzie stresu, że nie mam na chleb, to jedyny plus, ale odpowiedzialność spora, zmęczenie, stres i praca z niezbyt uprzejmymi ludźmi. Kiedyś stwierdziłam, że nie chcę pracować stricte w zawodzie tylko zostać na uczelni, robić doktora, prowadzić zajęcia ze studentami. Podobałoby mi się to, ale mnie moja rodzina straszy, że trzeba mieć znajomości, żeby zostać na uczelni
A co do moich rodziców to ja ich rozumiem po części, bo moi kuzyni pokończyli łatwe i przyjemne kierunki, tylko mają 30+ lat i brak stałej pracy ludzi ch po tych studiach rodzice utrzymują. Ale właśnie dobrze zaznaczyłaś- sposób, w jaki się to przedstawia jest ważny



polis napisał/a:

No to faktycznie klops z tymi zajęciami, nie wiem, czy psycholog może wypisać usprawiedliwienie. Możesz spróbować się dopytać, czy jest możliwość innego terminu. Albo cóż, czekać aż znajdziesz pracę i wtedy pójść prywatnie, a do tego czasu zostaje youtube oraz książki. Zawsze to coś na początek.

Tak dokładnie. No niestety u nas tak jest, wiem, że ciężko to sobie wyobrazić, ale taka polityka uczelni. Gdybym powiedziała, że mam psychologa i nie przyjdę na zajęcia to mogłabym mieć z tym związane spore problemy. Moja znajoma wylądowała na egzaminie warunkowym, ponieważ była chora we wrześniu, ale nie akceptują zwolnień lekarskich i przepada termin
Z resztą słyszałam raczej marne opinie o psychologach na nfz, jednak mam postanowienie, że jak tylko pójdę do pracy to na pewno do kogoś pójdę, a co innego, gdy już się samemu zarabia, a co innego student, co tylko czasami sobie dorabia i często brakuje kasy

polis napisał/a:

Myślę, że niestety ciężko Ci będzie znaleźć normalnego partnera, dopóki nie przepracujesz tematu. Ludzi, którzy doświadczyli jakiejś traumy w późniejszym życiu potrafią ja powtarzać, dopóki tego nie zrobią. Ty przynajmniej jesteś świadoma, że masz problem, to zawsze coś. Z tą świadomością nie wpakujesz się raczej w długotrwały toksyczny związek i nie urodzisz takiemu co będzie chciał Tobą rządzić dzieci. Z tego możesz być dumna. Pełno kobiet wkopuje się w takie toksyczne związki, gdzie syreny alarmowe wyją od początku, a z Twoich postów widać, że Ty ten alarm słyszysz i go nie ignorujesz. Jesteś młoda, ale trzeźwo myślisz i trzeźwo ocenisz faceta, nie przez różowe okulary i motylki w brzuchu, myślę, że dzięki temu ominie cię wiele cierpienia w życiu i masz spore szanse przeżyć resztę życia w zupełnie innej jakości.

A tu też prawda. Aż jestem zdziwiona, że tak trzeźwo myślę. Znaczy to też zawdzięczam rodzicom, bo w domu często mówiło się o toksycznych zachowaniach, o wyzyskiwaniu kogoś, dlatego ja jestem bardzo na to wyczulona. Ogólnie jestem miła, spokojna, wiele osób wtedy myśli, że jestem też głupia, ale swój rozum mam i ogólnie jestem taką osobą, dla której jak ktoś jest miły to ja wszystko zrobię. Mam takie koleżanki, które są lojalne wobec mnie a ja wobec nich, ale jeśli ktoś próbuje na mnie takich gierek, jak mój ex to mnie to po prostu podświadomie wkurza. Ja jak się z nim rozstałam to byłam w szoku, jak można być tak bezczelnym (z czego gadanę to miał, dlatego sporo osób mogło się na to dobierać). Ja się tylko boję, że nie trafię na nikogo odpowiedniego. Ja serio nie wymagam super dużo. Chciałabym tylko wykształconego, spokojnego, kulturalnego faceta. Nie musi być bogaty (sama po swoich studiach nie będę zarabiać kokosów), bo uważam, że samemu można dojść do w miarę dobrego poziomu, ale no ja mam słabość do spokojnych, trochę nieśmiałych facetów, tylko mam wrażenie, ze takim właśnie podoba się totalne ich (i moje) przeciwieństwo, czyli głośne dziewczyny

Gary napisał/a:

28 października mija 2 miesiące odkąd napisałaś tutaj pierwszego posta.

Możesz wskazać co zrobiłaś, aby zmienić swoją sytuację.
Chodzi o działania, a nie rozmowy.

Pytam życzliwie... nie złośliwie. Bo trzeba działać, a nie mówić.

Nie, nic się nie zmieniło. Co miałam zrobić?
Koleżanka zaprosiła mnie na urodziny chłopaka. Byli tam jego koledzy, więc sądziłam, że wreszcie kogoś poznam. Miałam przyjść, niestety dzień przed dopadła mnie jelitówka, nie mogłam wstać z łóżka. Plułam sobie w brodę, bardzo chciałam iść i czułam, że może wreszcie kogoś poznam, że wreszcie jest szansa, ale no choroba nie wybiera...zaraził mnie kolega z grupy, który przyszedł chory na zajęcia. A na prawdę chciałam iść
Niestety na co dzień nie mam za bardzo jak poznawać nowych ludzi sad
Ale jak będzie kolejna impreza to na pewno pójdę

Lady Loka napisał/a:

To, że Ty się takimi przekonaniami otaczasz to jest Twoja sprawa. One są fałszywe. Jeżeli uważasz, że każdy facet będzie chciał Cię zamienić w matkę polkę gotującą obiadki, to takich będziesz do siebie ściągać.

Powiem Ci coś, co Cię zszokuje, u mnie gotuje mąż. I jak zajdę w ciążę i urodzę dziecko, to mąż będzie na urlopie wychowawczym. Mamy to omówione. W związku powinno być tak, żeby obu stronom pasowało, a nie tak, że ktoś Cię do czegoś zmusza.

Dopóki nie zmienisz swojego myślenia, to nie zmienisz rzeczywistości.

Właśnie mi to mama mówiła, że jest teoria, że jak się w coś mocno wierzy to się to przyciąga np. jeśli mocno wierzymy, że nie zdamy egzaminu, to faktycznie go nie zdamy...

Masz świetnego męża <3

I to nie tak, że ja sądzę, że wszyscy faceci są źli. Nie. Dużo koleżanek ma takich chłopaków, jak Ty swojego, takie układy już znam. Tylko ja się boję, że ja na nikogo takiego nie trafię. Często co widuję kogoś fajniejszego, to się okazuje, że od dawna zajęty sad
I czasem po prostu tracę wiarę w to, że się kiedyś uda. Znaczy z jednej strony marzę o facecie, o ślubie i wyobrażam sobie normalną, zdrową relację, ale nikogo takiego na swojej drodze nie spotykam i tak to leci sad

Ja mówię, że gdybym miała jakiś szczęśliwy związek na koncie to pewnie bym nie miała czegoś takiego, ale czekam, czekam, niektórzy dookoła pozaręczani a u mnie nic, lub ktoś taki jak ex

edek z krainy kredek napisał/a:

Dlugie wywody YellowStar.

No wybacz

edek z krainy kredek napisał/a:

sie do pytania Garego na ilu szbkich randkach juz bylas od 2 miesiecy? Ciekawi mnie czy nadal sie rozczulasz nad swoim zyciem czy cos wreszcie robisz zeby je zmienić.
Nikt nie ma leprzego zycia poprostu wszyscy przerabiamy inne scenariusze jednym bsrdziej pasuja innym mniej . Na pewne zwrotnice mamy wplyw na inne nie. Dostalas tu kilka bardzo cennych rad i co dalej?

Robię. Znaczy od zawsze robiłam. Tylko nie wychodzi sad

Nawet mówią, że się miłości na siłę nie szuka, więc w sumie nie powinnam nic robić. A kiedyś robiłam bardzo dużo, a efekt jest jaki jest

Co dalej? A co ma być? Co mogę zrobić, żeby kogoś poznać? Przejść się do sklepu z męską odzieżą, żeby tam kogoś poznać? No bo tak to otaczają mnie w większości kobiety

84 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-27 14:44:07)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

"Co dalej? A co ma być? Co mogę zrobić, żeby kogoś poznać? Przejść się do sklepu z męską odzieżą, żeby tam kogoś poznać? No bo tak to otaczają mnie w większości kobiety"

Jeźdź na wyjazdy studenckie, kiedy są ferie, przerwy świąteczne, wakacje. Kiedy znajomi proponują wyjazdy, spotkania kombinuj jak tam być, nie odmawiaj.

85 Ostatnio edytowany przez polis (2021-10-27 15:32:35)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:

Nooo. Znaczy wiem, że rodzice chcieli dobrze. Nie chcę pisać, w jakim zawodzie jestem, bo nie chcę być rozpoznana, ale ogólnie w moim środowisku szkolnym zawód ten był uważany za prestiżowy i ciężki. Praca po tym jest, tylko często nie daje satysfakcji i możliwości rozwoju, pensja przeciętna 3,5-5 (5 to w większych miastach typu stolica), dopiero na kierowniczych stanowiskach można zarobić więcej. W skrócie mówiąc to praca, gdzie zaraz po studiach praca będzie, więc nie będzie stresu, że nie mam na chleb, to jedyny plus, ale odpowiedzialność spora, zmęczenie, stres i praca z niezbyt uprzejmymi ludźmi. Kiedyś stwierdziłam, że nie chcę pracować stricte w zawodzie tylko zostać na uczelni, robić doktora, prowadzić zajęcia ze studentami. Podobałoby mi się to, ale mnie moja rodzina straszy, że trzeba mieć znajomości, żeby zostać na uczelni
A co do moich rodziców to ja ich rozumiem po części, bo moi kuzyni pokończyli łatwe i przyjemne kierunki, tylko mają 30+ lat i brak stałej pracy ludzi ch po tych studiach rodzice utrzymują. Ale właśnie dobrze zaznaczyłaś- sposób, w jaki się to przedstawia jest ważny

Z tym pozostaniem na uczelni to się zorientuj. Wiem, że w przypadku humanistycznych kierunków rzeczywiście jest bardzo ciężko, natomiast na ścisłych jest łatwiej o tyle, że ludzie po takich kierunkach łatwiej znajdują pracę na rynku i jest mniejsza konkurencja na uczelni do prowadzenia takich przedmiotów. Jeśli lubisz w dydaktykę i takie rzeczy, to warto się rozejrzeć. Plus zależy czego byś chciała uczyć i jak popularny jest to kierunek. Co innego studia humanistyczne, za które często nikt nie chce płacić zaocznie, bo i dziennie nie mają za wiele sensu, a co innego kierunki ścisłe jak finanse, logistyka czy informatyka, gdzie chętni do studiowania są, więc i kadra jest potrzebna.

W polskiej szkole to tak wygląda, humanistów nie brakuje, a nauczycieli od fizyki czy informatyki jak najbardziej.

Humanista chyba ma fajnie jak zna języki obce, najlepiej angielski + jakiś inny, wtedy się zawsze może w korpo zaczepić.

Z poznawanie nowych ludzi, nie myślałaś o dołączeni do jakiegoś klubu, gdzie mogłabyś porozmawiać z ludźmi o podobnych zainteresowaniach?

86 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-27 16:03:48)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

" Wiem, że w przypadku humanistycznych kierunków rzeczywiście jest bardzo ciężko, natomiast na ścisłych jest łatwiej o tyle, że ludzie po takich kierunkach łatwiej znajdują pracę na rynku i jest mniejsza konkurencja na uczelni do prowadzenia takich przedmiotów"

Tylko, że praca na uczelni też może rozczarować. (na technicznych, o humanistycznych nic nie wiem). Raczej warto jako dodatek do zwykłej pracy, hobby. Problemy na które narzekały osoby, które znam to wyizolowanie polskiej nauki, brak współpracy, małe środki, mało się działo w tych instytutach. Starsze towarzystwo wzajemnej adoracji z niewielkim dorobkiem naukowym. Brak kontaktów i współpracy z zagranicą. W lepiej działających instytutach (rzadko) świetni fachowcy, który głównie mają inne prace, a na uczelni biuro, gdzie robią dla nich doktoranci jakieś fuszki. Ci przynajmniej mieli jakąś aktualną wiedzę.
Ktoś z rodziny teraz chce robić doktorat i ma dylemat. Zdecydował, że w Polsce nie ma sensu tego robić, ale też na razie zmaga się z tym aby zaczepić się za granicą, bo tu nikt nie ma kontaktów zagranicznych aby go zarekomendować. To samo było u mnie na wydziale. Koleżanka, która w końcu wyjechała na doktorat, na konferencjach jak spotkała ludzi z polskiego wydziału to się wstydziła, bo oni nawet z nikim nie gadali, nie mieli wiele do zaprezentowania.

87

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

"Co dalej? A co ma być? Co mogę zrobić, żeby kogoś poznać? Przejść się do sklepu z męską odzieżą, żeby tam kogoś poznać? No bo tak to otaczają mnie w większości kobiety"

Jeźdź na wyjazdy studenckie, kiedy są ferie, przerwy świąteczne, wakacje. Kiedy znajomi proponują wyjazdy, spotkania kombinuj jak tam być, nie odmawiaj.

Zazwyczaj domówek nie odmawiam. Ostatnio musiałam, bo nie byłam w stanie wstać z łóżka, no ale trudno się mówi, takie życie. A wyżej już pisałam, że kiedyś nawet do klubów chodziłam na imprezy, nie dlatego, że lubię, tylko dlatego, że liczyłam, że kogoś się pozna
Niestety u nas zbyt wielu domówek nie ma sad
Ale jak ktoś robi, to idę
Tylko na nich też często są same kobiety, byłam na takiej na początku października, znajoma mnie zaprosiła, same koleżanki były
Co do wyjazdów studenckich- polecasz jakieś biuro podróży stricte dla studentów?

polis napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Nooo. Znaczy wiem, że rodzice chcieli dobrze. Nie chcę pisać, w jakim zawodzie jestem, bo nie chcę być rozpoznana, ale ogólnie w moim środowisku szkolnym zawód ten był uważany za prestiżowy i ciężki. Praca po tym jest, tylko często nie daje satysfakcji i możliwości rozwoju, pensja przeciętna 3,5-5 (5 to w większych miastach typu stolica), dopiero na kierowniczych stanowiskach można zarobić więcej. W skrócie mówiąc to praca, gdzie zaraz po studiach praca będzie, więc nie będzie stresu, że nie mam na chleb, to jedyny plus, ale odpowiedzialność spora, zmęczenie, stres i praca z niezbyt uprzejmymi ludźmi. Kiedyś stwierdziłam, że nie chcę pracować stricte w zawodzie tylko zostać na uczelni, robić doktora, prowadzić zajęcia ze studentami. Podobałoby mi się to, ale mnie moja rodzina straszy, że trzeba mieć znajomości, żeby zostać na uczelni
A co do moich rodziców to ja ich rozumiem po części, bo moi kuzyni pokończyli łatwe i przyjemne kierunki, tylko mają 30+ lat i brak stałej pracy ludzi ch po tych studiach rodzice utrzymują. Ale właśnie dobrze zaznaczyłaś- sposób, w jaki się to przedstawia jest ważny

Z tym pozostaniem na uczelni to się zorientuj. Wiem, że w przypadku humanistycznych kierunków rzeczywiście jest bardzo ciężko, natomiast na ścisłych jest łatwiej o tyle, że ludzie po takich kierunkach łatwiej znajdują pracę na rynku i jest mniejsza konkurencja na uczelni do prowadzenia takich przedmiotów. Jeśli lubisz w dydaktykę i takie rzeczy, to warto się rozejrzeć. Plus zależy czego byś chciała uczyć i jak popularny jest to kierunek. Co innego studia humanistyczne, za które często nikt nie chce płacić zaocznie, bo i dziennie nie mają za wiele sensu, a co innego kierunki ścisłe jak finanse, logistyka czy informatyka, gdzie chętni do studiowania są, więc i kadra jest potrzebna.

W polskiej szkole to tak wygląda, humanistów nie brakuje, a nauczycieli od fizyki czy informatyki jak najbardziej.

Humanista chyba ma fajnie jak zna języki obce, najlepiej angielski + jakiś inny, wtedy się zawsze może w korpo zaczepić.

Z poznawanie nowych ludzi, nie myślałaś o dołączeni do jakiegoś klubu, gdzie mogłabyś porozmawiać z ludźmi o podobnych zainteresowaniach?

Nie, nie jest to kierunek humanistyczny. Studiuję na uczelni medycznej jeden z kierunków tzw "stanowionych" (czyli w całym kraju są obowiązkowe te same przedmioty, nie tak, że się wybiera, są odgórnie narzucone)
Ogólnie chętnych jest sporo, kiedyś ten kierunek miał większy prestiż, ale nadal ludzie na to jednak idą
Tylko mi siostra powtarza, że żeby zostać na uczelni to trzeba mieć znajomości. Moja znajoma z roku mówi, że nie, że jak się rekrutowaliśmy to były miejsca na studia doktoranckie. Mnie by to bardzo odpowiadało, wiem, że nie jest kolorowo, pensja średnia, ale pisanie publikacji czy uczenie studentów wydaje mi się fajne i ciekawie by było choćby na pół etatu spróbować...i do tego zrobić doktorat, ale nie jestem najlepszą studentką, jestem przeciętna, dlatego boję się, że biorą tych albo ze znajomościami albo z bardzo wysoką średnią, więc no może być ciężko, z drugiej strony nie wiem, czy aż takie tłumy się tam pchają...
Właśnie najgorsze jest to, że kiedyś na uczelni medycznej były tylko 2 wydziały. Dzisiaj są 3. Sporo ludzi z wydziału nauk o zdrowiu chce robić doktoraty, bo często ich rynek pracy jest średni. I zastanawiam się, jak to z tym jest, bo np.kierunek lekarski ma bardzo ciężką anatomię i tam ludzie modlą się, żeby dostać 3, nie mówiąc, że coś więcej, sporo osób poprawia przedmiot i w ogóle. A mój współlokator studiuje fizjoterapię, anatomię miał bardzo łatwą, miał 4 albo 5 na koniec bez większych problemów i teraz ciekawa jestem na jakiej zasadzie rekrutują ludzi- wezmą fizjoterapeutę, który ma lepszą średnią, ale łatwą anatomię czy lekarza, który ma słabą średnią, ale jest specjalistą? To się tylko tak mówi, ale u nas na katedrze anatomii lekarzy jest mało, są to ratownicy medyczni, pielęgniarki, dieteycy....to mnie trochę martwi

88 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-10-27 16:54:24)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Ja nie jestem już dawno studentką, a za czasów studenckich nie jeździłam, więc nie polecę. Na pewno znajdziesz jakieś opinie w necie czy u znajomych.
Za czasów studenckich sporo par było właśnie z wyjazdów różnego rodzaju. Nie ograniczaj się do swojej uczelni. Bierz jakąś koleżankę, lub jedź sama, raz, drugi, dziesiąty. Najlepsza opcja moim zdaniem. Przyjemne z pożytecznym.
Mnie się nie musisz tłumaczyć czemu nie byłaś na domówce. Jak będzie możliwość to chodź, jak będzie wyjście z nowymi ludźmi, to idź. Poznawaj znajomych znajomych znajomych..

89

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:

Ja serio nie wymagam super dużo. Chciałabym tylko wykształconego, spokojnego, kulturalnego faceta. Nie musi być bogaty (sama po swoich studiach nie będę zarabiać kokosów), bo uważam, że samemu można dojść do w miarę dobrego poziomu, ale no ja mam słabość do spokojnych, trochę nieśmiałych facetów, tylko mam wrażenie, ze takim właśnie podoba się totalne ich (i moje) przeciwieństwo, czyli głośne dziewczyny

YellowStar : ) smile  Żółta Gwiazdko....  Spróbuję 3 raz ale 4 już nie będzie : ) Czy możesz kliknąć po lewej stronie przy moim awatarze E-mail i napisać do mnie smile Przeczytałem Twoją całą historię i bardzo mnie zainteresowała. Chciałbym Ci poznać, pogadać z Tobą bo Twoja historia wydała mi się znajoma... (Na marginesie dodam smile że jestem spokojnym, trochę nieśmiałym facetem który lubi właśnie takie kobiety smile Jestem w podobnym wieku, ogarnięty życiowo, może trochę staroświeci, dobry... ) Nie trzeba iść do sklepu z męską odzieżą żeby poznać kogoś fajnego.. Czasem wystarczy napisać "Cześć, co słychać, masz ochotę na chwilę rozmowy" smile czasem kilka słów wystarczy żeby zmienić życie : )

Miłego wieczoru smile

90

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

Ja nie jestem już dawno studentką, a za czasów studenckich nie jeździłam, więc nie polecę. Na pewno znajdziesz jakieś opinie w necie czy u znajomych.
Za czasów studenckich sporo par było właśnie z wyjazdów różnego rodzaju. Nie ograniczaj się do swojej uczelni. Bierz jakąś koleżankę, lub jedź sama, raz, drugi, dziesiąty. Najlepsza opcja moim zdaniem. Przyjemne z pożytecznym.
Mnie się nie musisz tłumaczyć czemu nie byłaś na domówce. Jak będzie możliwość to chodź, jak będzie wyjście z nowymi ludźmi, to idź. Poznawaj znajomych znajomych znajomych..

Jakoś nie znam specjalnie koleżanek, co by wyjeżdżały. W większości wyjeżdżają z chłopakami. A jak któraś jest singielka to nie wyjeżdża albo ciężko się dogadać. 2 lata temu miałam się zgadać z dziewczynami, to nie dało się terminu ustalić, bo jednej pasował lipiec, drugiej wrzesień, trzeciej sierpień
Sama nienawidzę jeździć


Merkury28 napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Ja serio nie wymagam super dużo. Chciałabym tylko wykształconego, spokojnego, kulturalnego faceta. Nie musi być bogaty (sama po swoich studiach nie będę zarabiać kokosów), bo uważam, że samemu można dojść do w miarę dobrego poziomu, ale no ja mam słabość do spokojnych, trochę nieśmiałych facetów, tylko mam wrażenie, ze takim właśnie podoba się totalne ich (i moje) przeciwieństwo, czyli głośne dziewczyny

YellowStar : ) smile  Żółta Gwiazdko....  Spróbuję 3 raz ale 4 już nie będzie : ) Czy możesz kliknąć po lewej stronie przy moim awatarze E-mail i napisać do mnie smile Przeczytałem Twoją całą historię i bardzo mnie zainteresowała. Chciałbym Ci poznać, pogadać z Tobą bo Twoja historia wydała mi się znajoma... (Na marginesie dodam smile że jestem spokojnym, trochę nieśmiałym facetem który lubi właśnie takie kobiety smile Jestem w podobnym wieku, ogarnięty życiowo, może trochę staroświeci, dobry... ) Nie trzeba iść do sklepu z męską odzieżą żeby poznać kogoś fajnego.. Czasem wystarczy napisać "Cześć, co słychać, masz ochotę na chwilę rozmowy" smile czasem kilka słów wystarczy żeby zmienić życie : )

Miłego wieczoru smile

Heeej
Napisz proszę na maila yellowstarmadzia@interia.pl, bo ten email, który mam na forum nie mam obecnie hasła, więc nie mam jak się zalogować
Nic nie obiecuję, tyle tu napisałam o sobie, że nie wiem, czy chciałabym, żeby ktoś znał moje dane, ale tak na wstępie można popisać, czemu nie big_smile

91

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:

Heeej
Napisz proszę na maila yellowstarmadzia@interia.pl, bo ten email, który mam na forum nie mam obecnie hasła, więc nie mam jak się zalogować
Nic nie obiecuję, tyle tu napisałam o sobie, że nie wiem, czy chciałabym, żeby ktoś znał moje dane, ale tak na wstępie można popisać, czemu nie big_smile

Chłopak pisze do Ciebie tutaj kolejn raz.
Tutaj na grupie.
Za pierwszym razem go zingorowałaś.
Z powodu? Takiego że czytał twoje posty?

Cóż... obyś w realu tak nei działała.

92

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Gary cicho bądź smile ,bo spłoszysz ,zostawmy ich w spokoju ,natura niech działa smile

93

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:

Heeej
Napisz proszę na maila **** bo ten email, który mam na forum nie mam obecnie hasła, więc nie mam jak się zalogować
Nic nie obiecuję, tyle tu napisałam o sobie, że nie wiem, czy chciałabym, żeby ktoś znał moje dane, ale tak na wstępie można popisać, czemu nie big_smile

Hej smile Fajnie że się odezwałaś. Zaraz napiszę. Możesz usunąć swój e-mail.


Gary Cześć, Ciebie też proszę o zedytowanie postu i usunięcie tego e-maila z cytatu. Akcja poszukiwawcza zakończona, chorońy swoją prywatność w sieci smile W sumie też nie powinno się  oceniać, nigdy nie wiemy jak jest na prawdę, może ktoś ma silną depresję i czasem podstawowe rzeczy są dla niego nie do wykonania, może ktoś chciał pogadać anonimowo.. a może ktoś jest po prostu nieśmiały i potrzebuje innej formy poznania się.

paslawek O, i to jest głos rozsądku : )


Miłego poranka wszystkim i świeżo zmielonej kawy smile

94

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Merkury28 napisał/a:

Gary Cześć, Ciebie też proszę o zedytowanie postu i usunięcie tego e-maila z cytatu.

Nie mogę edytować, a dziewczyna na pewno ma jakieś anonimowe konto, więc nie ma stresu.



Akcja poszukiwawcza zakończona,

Dobrze, że tak naciskałeś... gratuluję wytrwałości. Tak mężczyzna powinien robić.



... W sumie też nie powinno się  oceniać, ......nigdy nie wiemy ... może ktoś ...  może ktoś chciał ... a może ktoś ...

Zapadłem w sen... nic więcej nie mówię... a Wam życzę spotkania w realu...

https://ak.picdn.net/shutterstock/videos/1015163719/thumb/1.jpg

95 Ostatnio edytowany przez YellowStar (2021-10-31 14:45:20)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Gary napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Heeej
Napisz proszę na maila yellowstarmadzia@interia.pl, bo ten email, który mam na forum nie mam obecnie hasła, więc nie mam jak się zalogować
Nic nie obiecuję, tyle tu napisałam o sobie, że nie wiem, czy chciałabym, żeby ktoś znał moje dane, ale tak na wstępie można popisać, czemu nie big_smile

Chłopak pisze do Ciebie tutaj kolejn raz.
Tutaj na grupie.
Za pierwszym razem go zingorowałaś.
Z powodu? Takiego że czytał twoje posty?

Cóż... obyś w realu tak nei działała.

No wybacz, że jestem ślepa, ale czasem tak mam, że potrafię przeoczyć jakąś wiadomość
Ale  nie powinno Cię to już interesować, bo to tylko ode mnie zależy, czy chcę ujawnić swoje dane, czy nie i mam do tego pełne prawo, jakbyś nie zauważył, a takie wywieranie na kimś presji jest mega słane

Merkury28 napisał/a:
YellowStar napisał/a:

Heeej
Napisz proszę na maila **** bo ten email, który mam na forum nie mam obecnie hasła, więc nie mam jak się zalogować
Nic nie obiecuję, tyle tu napisałam o sobie, że nie wiem, czy chciałabym, żeby ktoś znał moje dane, ale tak na wstępie można popisać, czemu nie big_smile

Hej smile Fajnie że się odezwałaś. Zaraz napiszę. Możesz usunąć swój e-mail.


Gary Cześć, Ciebie też proszę o zedytowanie postu i usunięcie tego e-maila z cytatu. Akcja poszukiwawcza zakończona, chorońy swoją prywatność w sieci smile W sumie też nie powinno się  oceniać, nigdy nie wiemy jak jest na prawdę, może ktoś ma silną depresję i czasem podstawowe rzeczy są dla niego nie do wykonania, może ktoś chciał pogadać anonimowo.. a może ktoś jest po prostu nieśmiały i potrzebuje innej formy poznania się.

paslawek O, i to jest głos rozsądku : )


Miłego poranka wszystkim i świeżo zmielonej kawy smile

Nie mogę zedytować postu, bo minęły 24h, ale to nie mój oficjalny email tylko pomocniczy, na którym piszę z różnymi ludźmi, więc na luzie big_smile
I dziękuję za wyrozumiałość, bardzo cenię kulturę w ludziach

Gary napisał/a:
Merkury28 napisał/a:

Gary Cześć, Ciebie też proszę o zedytowanie postu i usunięcie tego e-maila z cytatu.

Nie mogę edytować, a dziewczyna na pewno ma jakieś anonimowe konto, więc nie ma stresu.

Dokładnie tak. Jedzenie z pyszne.pl zamawiam z tego konta z koleżankami big_smile


Ludzie najbardziej lubią oceniać innych, zmuszać do czegoś, manipulować, bo czegoś nie przeżyli, więc nie mają pojęcia, dlatego to ocenianie Gary'ego mnie nie dziwi. Dziwi mnie, jak ktoś to akceptuje



P.S.
Wyżej ktoś pisał o podziale obowiązków w domu, że facet też może iść na tacierzyński, że facet też może gotować. W teorii tak, ale jak to wygląda w praktyce? Wczoraj gadałam z mamą. Tata w tym czasie stał obok i przykręcał coś do ściany, taka techniczna zabawa. Ja powiedziałam, że jestem noga techniczna i że chciałabym się nauczyć coś przykręcać, dokręcać itp., a mama na to "No szkoda! A co chłop w domu będzie robił?", a ja mówię "Zajmie się dzieckiem" a mama takim sarkastycznym tonem "mmmhhhmmmm, już to widzę". A ja mówię "To kto ma się nim zająć? Bo ja na pewno nie", a mama "Ja się będę zajmować waszymi dziećmi!", ja mówię, że niby jak tak na odległość a mama "To się przeprowadzę!". A niestety oboje wiemy, że to nie będzie prawda, bo moi rodzice mieszkają w małym miasteczku, tam mają dom i nie przeprowadzą się nagle do większego, żeby się moimi dziećmi zajmować
A z facetami też różnie bywa. Ostatnio czytałam historię pewnej kobiety. Nie chciała dzieci, ale mąż nalegał, więc zgodziła się, kazała mu zapłacić za cesarkę prywatnie na życzenie, bo ona sn rodzić nie będzie (i nie dziwię się, mnie też to brzydzi), minęło 9 miesięcy, urodziła, jak doszła do siebie, to chciała wrócić do pracy, bo taki mieli układ, że to mąż miał się dzieckiem zająć, a ona wrócić do pracy. I co? Mąż zdziwiony, bo liczył, że jej się to odwidzi i jednak zostanie z dzieckiem w domu. A często się czyta, że facetów zaczęło to drażnić, więc wycofywali się od dzieci. Ci też się nie dogadali, jak ona się zdenerwowała, tak złożyła pozew o rozwój i zrzekła się praw rodzicielskich. Tak więc jak widać to, że są jakieś umowy, jak to facet pójdzie na tacierzyński to z tym też bywa różnie, bo facetowi się odwidzi, nie będzie chciał się zajmować dzieckiem, nie będzie chciał zmieniać pieluch, kąpać i co wtedy?

96

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

... za bardzo negatywnie sie nastawiasz chyba.. duzo jest zmiennych lacznie z tym ze Tobie sie odwidzi, zakochasz sie w dziecku, ze nie bedziesz chciala wrocic do pracy i go zostawiac...
Nie odebralam wypowiedzi Garego negatywnie, wrecz w sumie tez nie wiemy co Gary przezyl.. Autorko wyluzuj troche .. smile

97

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Oyesu, Yellow, ale po co Ty się przejmujesz tym, co opowiada Twoja mama?
Co jak facetowi się nie zachce? To masz na to cały czas chodzenia ze sobą, narzeczeństwa i ciąży żeby zobaczyć, z jakim facetem masz do czynienia.
Z takim nastawieniem jak Twoje nie wróżę sukcesów nigdzie.

Wczoraj dostałam śniadanie do łóżka, mąż zrobił obiad, a wieczorem zabrał mnie na miasto na kawę. I u nas to nie są wyjątkowe dni. Przestań tworzyć najczarniejsze scenariusze, tylko znajdź faceta, który po prostu nie chce mieć dzieci. Są tacy.

98

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Autorko bardzo cię rozumiem. Sama przez większość czasu w gimnazjum, liceum byłam samotna. Wiem jak samotność umie dać w kość.

Ja jedynie dostrzegam, że dużo zależy od szczęścia czy znajdziemy fajnego partnera. Nie ważny jest wygląd, charakter tylko być w odpowiednim miejscu i czasie. Brzydkie osoby są w związku oraz te nieśmiałe, wredne, fałszywe. Nie ma reguły. Jest to dość smutne i ciężkie do zaakceptowania, bo nie wiem jak ty, ale chciałabym być kochana i kochać i być w fajnym związku. Oczywiście dużo też zależy od nas samych, ale jak tak patrzę to dużo zależy też od szczęścia i przypadku.

Trudno zaakceptować samotność. Szczególnie w tak młodym wieku. Ja mam lat 19 i nie mogę tego zrozumieć, czym sobie zasłużyłam aby być aż tak sama jak palec. Wiadomo w szkole się pogada, ale po szkole nie mam nikogo, nikt też do mnie nie pisze. Również się starałam, ale być może za mało wychodziłam ze strefy komfortu. Nie wiem jak ty, ale ja chciałabym aby ten etap już minął abym już sobie wszystko poukładała, miała partnera, jakiś wspólnych znajomych. Tylko, że nie wiadomo kiedy to nastąpi, bo nikt nie wie co nas czeka w przyszłości. Nie wiem jak ty, ale ja się obawiam, że zostanę sama do końca życia, że już nic nie da się zrobić

99

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
cześka8 napisał/a:

... za bardzo negatywnie sie nastawiasz chyba.. duzo jest zmiennych lacznie z tym ze Tobie sie odwidzi, zakochasz sie w dziecku, ze nie bedziesz chciala wrocic do pracy i go zostawiac...
Nie odebralam wypowiedzi Garego negatywnie, wrecz w sumie tez nie wiemy co Gary przezyl.. Autorko wyluzuj troche .. smile

Owszem, jest wiele zmiennych, tylko po prostu wiem, że przychodzi taki moment w życiu człowieka, że trzeba na te tematy poważnie porozmawiać. I co wtedy? Ja się boję, że facet mnie w ogóle nie potraktuje powaznie, powie, że tokofobia to mój wymysł i że miliony kobiet przede mną było w ciąży i żyją. Serio tak niektórzy tą fobię postrzegają. Często myślę, czy nie dać sobie kilku lat, a potem wyjechać do Niemiec, podwiązać jajowody i mieć spokój, nie stresować się zajściem w ciążę i wywieraniem presji, tylko mówić "Sorry nie mogę, co najwyżej adopcja"
Owszem, wiele rzeczy może się odmienić, mogę nagle zapragnąć dziecka, ale tokofobia nie minie, fobie są trwałe, można je złagodzić, ale nie uciekną od tak. Do tego też nie zmieni mi się nastawienie do życia i nie zapragnę o zostaniu w domu z dzieckiem i zajmowaniem się nim. Skąd to wiem? Bo znam siebie. Duszę się siedząc sama w domu zbyt długo. W czasie pandemii, na początku, gdy były wszystkie zajęcia online to siedziałam w domu pół roku. To był przyjemny dla mnie czas, bo odpoczęłam od uczelni, ale po tym pół roku zaczęło mi odbijać, płakałam w środku nocy, krzyczałam, bo tak źle się czułam w zamknięciu. Gdyby do tego doszło dziecko to chyba wyskoczyłabym z balkonu.
Do tego praca...przecież gdybym chciała bardziej ambitną pracę, to nie mogę np. zniknąć na macierzyński na rok czy dłużej. Musiałabym w ciąży (chociaż pierwsze 2 trymestry) pracować, po urodzeniu szybko wrócić do pracy (a kto się zajmie 2-3 miesięcznym dzieckiem? Chyba nawet do żłobków takich nie biorą, a nianie są strasznie drogie, a nie wszyscy mają rodziców do pomocy pod ręką). Niestety chciałabym pracować w korpo, do tego przechodzi mi myśl o doktoracie. W takim wypadku nie mogę na długo zniknąć, bo na takie miejsca czai się dużo osób i zaraz by mnie kimś zastąpili

Lady Loka napisał/a:

Oyesu, Yellow, ale po co Ty się przejmujesz tym, co opowiada Twoja mama?

Bo rodzice i siostra to najbliższe dla mnie osoby. Na ich zdaniu i opinii najbardziej mi zależy i często się ich w jakiś sprawach radzę. Gdybym miała bliską paczkę przyjaciół albo chłopaka to by mi na ich zdaniu zależało, ale no nie mam nikogo takiego. Nawet najbliższa mi koleżanka uważa, że przyjaciółka to przecież nie to samo co facet i mówi mi to w twarz. Ja wiem, że ma rację, ale staram się oszukać sama siebie i zaprzeczam, że brak faceta to nic, bo znajomi też są super, a dobrze wiem, że to nieprawda...

Lady Loka napisał/a:

Co jak facetowi się nie zachce? To masz na to cały czas chodzenia ze sobą, narzeczeństwa i ciąży żeby zobaczyć, z jakim facetem masz do czynienia.
Z takim nastawieniem jak Twoje nie wróżę sukcesów nigdzie.

Niby tak, ale na pewnym etapie każdy chce deklaracji, bo chłopak może chcieć dzieci i straci x lat przy lasce, która ich nie chce, a nie będzie o tym wiedział. Jedna moja znajoma tak ma. Jest z chłopakiem kilka tygodni a się pokłócili, bo się okazało, że on dzieci uwielbia, ona nienawidzi i się zastanawia, co teraz z nimi będzie, bo on uważa, że jej się odwidzi
I to prawda. Z takim nastawieniem ciężko o sukces na tym polu. Ktoś wyżej napisał, że dobrze, że widzę czerwone flagi. I to prawda. Widzę je, dlatego już na początku, po miesiącu czy dwóch spotykania się potrafię urwać kontakt, bo te czerwone flagi wręcz wyją. Tylko nie potrafię tego zmienić. Umawiałam się w swoim życiu z chłopakami, to nie tak, że jestem święta, ale nigdy nie spotykałam się z kimś, kto by powodował, że czułabym "motyle" w brzuchu, ekscytację, entuzjazm. Szłam, bo ktoś mnie zaprosił, z braku laku, bez większego przekonania. Raz nawet była sytuacja, że poszłam na kilka randek z chłopakiem, a podobał mi się ktoś inny, ale z pewnego powodu był dla mnie niedostępny

Lady Loka napisał/a:

Wczoraj dostałam śniadanie do łóżka, mąż zrobił obiad, a wieczorem zabrał mnie na miasto na kawę. I u nas to nie są wyjątkowe dni. Przestań tworzyć najczarniejsze scenariusze, tylko znajdź faceta, który po prostu nie chce mieć dzieci. Są tacy.

Na prawdę zazdroszczę męża <3
Z Twojego opisu wnioskuję, że to świetny koleś!
Tylko trzeba mieć szczęście, żeby na takiego trafić. Wiesz, niby są faceci, którzy nie chcą dzieci, legenda głosi, że ktoś o takich kiedyś słyszał, jednak no z moich obserwacji w realu wynika, że to w większości faceci chcą mieć dzieci. W internecie też wyczytałam masę historii na ten temat i czytam albo o kobietach, które uległy namowom i nienawidzą swojego życia i lecą tam bardzo ostre słowa krytyki o dzieciach, albo grupy dla bezdzietnych, gdzie jest masa samotnych dziewczyn, które piszą, że każdy facet chciał mieć dziecko i dlatego musiały wybierać i są teraz same.
Także wydaje mi się, że jest zdecydowanie więcej kobiet, które nie chcą dzieci, niż faceci. No bo nie oszukujmy się- kobiety widzą, na czym to polega, z czym to się wiąże i jakie są konsekwencje urodzenia dziecka i prawda jest brutalna, ale powiedzmy sobie szczerze- większość obowiązków przy dziecku spada na kobietę. Facet może pomagać, ale nie zajdzie w ciążę, nie urodzi, nie będzie karmił piersią itp., często ta pomoc się dość szybko kończy, jak facet dochodzi do wniosku, że nie tak to sobie wyobrażał
Dlatego jak pisałam wyżej- czasem mnie nachodzi chęć, żeby jechać za granicę i podwiązać jajowody i mieć psychiczny spokój. Powiem wprost, że nie mogę mieć dzieci, a jak ktoś chce to jest adpocja (którą uważam za super pomysł, bo można pomóc biednemu dziecku, a nie robić bezmyślnie kolejne- to tylko moja opinia, nie hejtuję cieżarnych) i nie będzie dyskusji, tłumaczeń czy nakłaniania tylko wszystko jasne. Jestem na grupie, gdzie sporo dziewczyn jest po takim zabiegu od kilku lat i sobie to chwalą
Ja już nie mówię o moim egoiźmie, ale miałam kiedyś duże stany depresyjne a ciąża i poród mogłyby być dla mnie i dziecka tragiczne w skutkach
Mam w rodzinie jedną taką parę. Pobrali się jakieś 9-10 lat temu i nadal dziecka nie mają. Moja mama mówi, że oni tacy dobrze ludzie a tacy biedni, bo dziecka nie mają, a ja im strasznie zazdroszczę. Nie zazdroszczę wujkowi co ma 3 dzieci, nie zazdroszczę cioci z 2 dzieci, nawet kuzynce z 1 dzieckiem. Zazdroszczę im. Oboje się bardzo dobrali, podobne charaktery, wykształceni, kulturalni ludzie z klasą i cieszą się sobą i bardzo im tego zazdroszczę. Nie wiem, czy dziecka nie mają, bo nie mogą, czy nie chcą. Za daleka rodzina, żebym ich mogła zapytać, ale to nieważne, chodzi o fakt, że moja podświadomość sama chyba mi podpowiada tą podświadomą zazdrością, czego bym najbardziej chciała....tylko znowu ile jest takich małżeństw...

Polly01 napisał/a:

Autorko bardzo cię rozumiem. Sama przez większość czasu w gimnazjum, liceum byłam samotna. Wiem jak samotność umie dać w kość.

Ja jedynie dostrzegam, że dużo zależy od szczęścia czy znajdziemy fajnego partnera. Nie ważny jest wygląd, charakter tylko być w odpowiednim miejscu i czasie. Brzydkie osoby są w związku oraz te nieśmiałe, wredne, fałszywe. Nie ma reguły. Jest to dość smutne i ciężkie do zaakceptowania, bo nie wiem jak ty, ale chciałabym być kochana i kochać i być w fajnym związku. Oczywiście dużo też zależy od nas samych, ale jak tak patrzę to dużo zależy też od szczęścia i przypadku.

Trudno zaakceptować samotność. Szczególnie w tak młodym wieku. Ja mam lat 19 i nie mogę tego zrozumieć, czym sobie zasłużyłam aby być aż tak sama jak palec. Wiadomo w szkole się pogada, ale po szkole nie mam nikogo, nikt też do mnie nie pisze. Również się starałam, ale być może za mało wychodziłam ze strefy komfortu. Nie wiem jak ty, ale ja chciałabym aby ten etap już minął abym już sobie wszystko poukładała, miała partnera, jakiś wspólnych znajomych. Tylko, że nie wiadomo kiedy to nastąpi, bo nikt nie wie co nas czeka w przyszłości. Nie wiem jak ty, ale ja się obawiam, że zostanę sama do końca życia, że już nic nie da się zrobić

Bardzo Ci współczuję sad
Na prawdę wiem, jak to jest. Okres 18-19 lat wspominam chyba najgorzej. Czułam się tak źle, byłam w takim dole, że nie pamiętam nawet tego okresu czasu, mój mózg potraktował jako traumę i wyrzucił z pamięci. Brak nawet znajomych może dać potwornie w kość. A powiedzmy sobie szczerze- gadanie ze znajomymi na korytarzu o pracy domowej to nie to samo, co nawiązywanie głębszych więzi w różnych sytuacjach poza szkołą
I ja na prawdę miałam potworną depresję z tego powodu. I to nie tak, że to wymyśliłam. Z perspektywy czasu jestem w szoku, że nic głupiego sobie nie zrobiłam (aczkolwiek to chyba tylko dlatego, że się bałam i nie umiałabym sobie czegoś zrobić)
Dochodziło też do tego, że plułam jadem w internecie. Udzielałam się sporo na youtube i jak widziałam zdanie "bo mój chłopak coś tam zrobił" to pisałam pod tym coś nieprzyjemnego w stylu "ciesz się, że chociaż masz chłopaka" i różne rzeczy w tym stylu. Byłam bardzo nieszczęśliwa w tej samotności i nie rozumiałam (w sumie dalej nie rozumiem), czemu akurat mnie to spotkało.
Szukałam winy w sobie, czułam się do niczego. Jednak z perspektywy czasu widzę, ze to nie ze mną było coś nie tak, bo osoby bardziej chamskie i dwulicowe miały chłopaków/dziewczyny i znajomych a ja sama jak palec (to było dla mnie ogromne ukłucie niesprawiedliwości) tylko tak jak mówisz- potrzeba szczęścia, żeby znaleźć odpowiednich dla siebie ludzi. Tak jak mówisz- trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i można kogoś poznać na przystanku, na spacerze, na uczelni, w szkole, w pracy, na siłowni...i niestety nie jest to zależne od nas
Tutaj Gary tak namawiał mnie do założenia Tindera, jednak jestem przeciwnikiem tego typu aplikacji, bo właśnie wierzę w to "szczęście" lub jego brak. Z tindera nie znam zbyt dużo związków, a jeśli już, to takie, które się i tak rozpadły . Pomijając fakt, jakie zboki tam potrafią być....więc nie, dziękuję. Tam męża szukać nie będę. Jak będę szukała pana na jedną noc to się zaloguję, ale na razie tak zdesperowana nie jestem
Wiem też, że najgorsza jest ta niepewność, bo to sytuacja od nas niezależna. Jak masz liceum to wiesz, że się skończy. Ja mam studia i też wiem, że się skończą i że czekają mnie zmiany po tym. Jak Ci praca nie odpowiada to zmieniasz. A niestety sprawy sercowe nie są od nas zależne, bo nawet jeśli nas amor strzeli to nie mamy pewności, czy druga osoba poczuje to samo. Dobrze o tym wiem, bo zakochałam się kiedyś w chłopaku i prawie stawałam na głowie, a dostałam kosza i nie, nie był to Christian Grey, tylko jego totalne przeciwieństwo, więc to nie tak, że mierzyłam za wysoko
Wiesz, mi pomógł wyjazd na studia. Poczułam trochę wolności, mogłam wracać późno z imprez i nikt mi nie mówił, co mam robić. Może nie mam przyjaciół, ale mam znajomych, mam z kim pogadać, wyżalić się w trudnych momentach. Nie czuję się nawet w połowie tak źle jak w liceum
Ale Ty też masz tylko 19 lat. To, że ja na studiach nikogo nie poznałam, nie znaczy, że Ty też nie poznasz. Są pary, co się na studiach dobrały i niektórzy widziałam na fejsie, że w tym roku wzięli śluby, sporo tego miałam na tablicy, więc nic nie jest powiedziane
Ja też się czasem obawiam, że zostanę sama do końca życia i ten strach mi towarzyszy dość długo, ale przez te ostatnie kilka lat nauczyłam się żyć sama. Czuję się lepiej z tym teraz niż kiedyś, bo mam jakiś tam znajomych. Owszem, jak zasypiam, to wyobrażam sobie, ze zasypiam koło jakiegoś kochającego mężczyzny, ale no kiedyś z samotności płakałam po nocach, dzisiaj traktuję to jako część życia. Lubię spokój, ciszę, nie przeszkadza mi to
Jednak jest inny problem. Kiedyś natknęłam się na wypowiedź anonimowej dziewczyny:"Mam 25 lat, nigdy nie byłam w związku i nie wiem, czy potrafiłabym teraz w takim w ogóle być"- i to też niestety prawda. Bycie samemu ma też swoje plusy i jak zaakceptujemy życie w pojedynkę i zacznie nam się to podobać to możemy nawet utracić zdolność bycia w związku i to nie żart, bo związek to umiejętność wspólnego życia, którą nabywa się żyjąc z kimś, a im ktoś dłużej i permanentnie jest sam to potem ani nie umie za bardzo funkcjonować przy drugiej osobie, albo będzie się czuć niekomfortowo, albo nie będzie chodzić na kompromisy, bo nie będzie potrafić. I tego się boję

100

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

1. Jak masz dziecko, to nie ma szans, że przez 6 miesięcy nie wyjdziesz wcale z domu.
2. Korpo to akurat takie środowiska pracy, że nikt Cię nie wykopie bo urodziłaś dziecko i poszłaś na wychowawczy. Odwrotnie, to idealne środowisko do tego, żeby z dzieckiem w domu siedzieć jak najdłużej. Swoją drogą zdrowa ciąża nie jest chorobą i jak nie ma przeciwskazań to nikt Ci nie zabroni pracować i do 35. tygodnia...
3. Ty już wiesz, że miałabyś depresję poporodową i robiłabyś przy dziecku większość sama. To absurd. Nie masz ani faceta ani dziecka, tak Ci przypomnę. Na dodatek dodam, że tokofobię, jak każdą fobię, można leczyć. I dodam, że bardzo dużo rzeczy sobie wkręcasz. Czytam Twoje posty i tak naprawdę 95% tego co piszesz to Twoje wyobrażenia na temat życia zawodowego, związkowego, facetów, pracy, ciąży i zajmowania siś dzieckiem. Nie wiem skąd czerpissz wzorce, kolejny raz piszę Ci, że są one błędne.
Ty tymczasem zamiast zająć się tym, żeby wyjść z błędnych przekonań, oczekujesz klepania po głowie i pocieszania. Ode mnie tego nie dostaniesz. A mój mąż nie jest wyjątkiem faceta. Po prostu ja nis ignorowałam czerwonych flag i nie szłam na łatwiznę tylko znalazłam kogoś, kto do mnie pasuje. Tak wygląda życie.

Chcesz coś zmienić? Terapia.
Nie chcesz? Nie zmieniaj. Ale nie wyj, że jest źle.

101

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Sam zastanawiam się, jak będzie wyglądało budowanie z kimś związku po 10 latach (na ten moment) bycia samemu. Co do posiadania dzieci, to mam wrażenie, że większość kobiet jednak by chciała, kiedy ja nie chcę tongue

102 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-11-01 01:38:50)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Apropos dziecka to nie jest tak, że musisz siedzieć rok czy dlużej z dzieckiem w domu. Wiem, że wiele kobiet ma podejście, że jak dają chętnie zwolnienie to posiedzą sobie w domu, ale tak na prawdę, to w nielicznych przypadkach jest konieczne.  W pozostałych kobieta po prostu nie powinna siedzieć cały dzień nieruchomo, może jak najbardziej chodzić do pracy, ale powinna sobie robić przerwy (ale w sumie to każdy powinien).
Niektóre moje koleżanki, niemal do ostatniego dnia chodziły do pracy. Raz nawet jednej odeszły wody w pracy XD. I po 4-6 miesiącach od porodu wracaly do pracy. Jedna się dogadała, że po 6 miesiącach przez pół roku pracowała na pół etatu.

Nad fobiami można z tego co wiem pracować.

Ale nie zachęcam by mieć dziecko, a szczególnie szybko. Moim zdaniem lepiej dla Ciebie, żebyś nie śpieszyła się z dzieckiem.

103 Ostatnio edytowany przez KaszmirC (2021-11-01 06:09:46)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

chceic to moc. zawsze mozna poszukac takiej oosby ktora mysli tak samojak my i po problemie. Ludzie nie mysla jak sie dobieraja a potem tak wychodzi ze nieszczesliwe malzenstwa itd.

104

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Przeczytałem kilka ostatnich postów i jeszcze bardziej dochodzę do wniosku że po prostu trzeba znaleźć do życia drugą odpowiedzialną, fajną osobę. I tylko wtedy we 2 takie życie jest do udźwignięcia. Fakt, jest dużo przypadków gdzie facet okazuje się........ i macie racje że wtedy nie warto mieć dzieci, trzeba być samodzielnym itd.  Ale jak znajdzie się faceta który będzie drugim kółkiem rydwanu smile to można z kolei daleko zajechać.

Szczerze, to dla mnie nie problem opiekowanie się dzieckiem w takim samym stopniu co jego matka i nawet nie wyobrażam sobie żebym miał mniejszy udział w życiu malucha. Nie wyobrażam sobie też nie zapewnić mojej kobiecie przestrzeni, możliwości, wsparcia tak żeby nie musiała się o wszystko martwić tylko mogła korzystać z macierzyństwa, młodości, miłości, małżeństwa itd. Wiele ludzi zaczyna żyć bo "jest fajnie" i potem kończy się to tak jak z nowym telefonem... jest ok. przez rok a potem do końca się zacina i zawiesza. Trafić na 2 odpowiednią osobę z którą można iść przez życie jest kluczem do sukcesu.

105

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

... przez neta tez mozna spotkac kogos fajnego (nie mowie o tinder), z mojego kregu znajomych i rodziny jest kilka fajnych par, ktore poznaly sie na jakichs sympatiach czy tym podobne, kwestia dogadywania sie, rozmawiania, komunikacji w tych sprawach ktore sa dla Ciebie istotne. Zobacz powyzej, dla niektorych panow zajmowanie sie dzieckiem to nie problem, i nie wszyscy chca miec dzieci.. Trzeba tylko sie odnalezc..
I.. wyj ze Ci zle, po to jest forum.. by inni podpowiedzieli, podzielili sie doswiadczeniem, poradzili...

106 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-11-01 11:55:59)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

... przez neta tez mozna spotkac kogos fajnego (nie mowie o tinder), z mojego kregu znajomych i rodziny jest kilka fajnych par, ktore poznaly sie na jakichs sympatiach czy tym podobne, kwestia dogadywania sie, rozmawiania, komunikacji w tych sprawach ktore sa dla Ciebie istotne. Zobacz powyzej, dla niektorych panow zajmowanie sie dzieckiem to nie problem, i nie wszyscy chca miec dzieci.. Trzeba tylko sie odnalezc..
I.. wyj jak Ci zle, po to jest forum.. by inni podpowiedzieli, podzielili sie doswiadczeniem, poradzili...

107

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

"Bardzo Ci współczuję sad
Na prawdę wiem, jak to jest. Okres 18-19 lat wspominam chyba najgorzej. Czułam się tak źle, byłam w takim dole, że nie pamiętam nawet tego okresu czasu, mój mózg potraktował jako traumę i wyrzucił z pamięci. Brak nawet znajomych może dać potwornie w kość. A powiedzmy sobie szczerze- gadanie ze znajomymi na korytarzu o pracy domowej to nie to samo, co nawiązywanie głębszych więzi w różnych sytuacjach poza szkołą
I ja na prawdę miałam potworną depresję z tego powodu. I to nie tak, że to wymyśliłam. Z perspektywy czasu jestem w szoku, że nic głupiego sobie nie zrobiłam (aczkolwiek to chyba tylko dlatego, że się bałam i nie umiałabym sobie czegoś zrobić)
Dochodziło też do tego, że plułam jadem w internecie. Udzielałam się sporo na youtube i jak widziałam zdanie "bo mój chłopak coś tam zrobił" to pisałam pod tym coś nieprzyjemnego w stylu "ciesz się, że chociaż masz chłopaka" i różne rzeczy w tym stylu. Byłam bardzo nieszczęśliwa w tej samotności i nie rozumiałam (w sumie dalej nie rozumiem), czemu akurat mnie to spotkało.
Szukałam winy w sobie, czułam się do niczego. Jednak z perspektywy czasu widzę, ze to nie ze mną było coś nie tak, bo osoby bardziej chamskie i dwulicowe miały chłopaków/dziewczyny i znajomych a ja sama jak palec (to było dla mnie ogromne ukłucie niesprawiedliwości) tylko tak jak mówisz- potrzeba szczęścia, żeby znaleźć odpowiednich dla siebie ludzi. Tak jak mówisz- trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i można kogoś poznać na przystanku, na spacerze, na uczelni, w szkole, w pracy, na siłowni...i niestety nie jest to zależne od nas
Tutaj Gary tak namawiał mnie do założenia Tindera, jednak jestem przeciwnikiem tego typu aplikacji, bo właśnie wierzę w to "szczęście" lub jego brak. Z tindera nie znam zbyt dużo związków, a jeśli już, to takie, które się i tak rozpadły . Pomijając fakt, jakie zboki tam potrafią być....więc nie, dziękuję. Tam męża szukać nie będę. Jak będę szukała pana na jedną noc to się zaloguję, ale na razie tak zdesperowana nie jestem
Wiem też, że najgorsza jest ta niepewność, bo to sytuacja od nas niezależna. Jak masz liceum to wiesz, że się skończy. Ja mam studia i też wiem, że się skończą i że czekają mnie zmiany po tym. Jak Ci praca nie odpowiada to zmieniasz. A niestety sprawy sercowe nie są od nas zależne, bo nawet jeśli nas amor strzeli to nie mamy pewności, czy druga osoba poczuje to samo. Dobrze o tym wiem, bo zakochałam się kiedyś w chłopaku i prawie stawałam na głowie, a dostałam kosza i nie, nie był to Christian Grey, tylko jego totalne przeciwieństwo, więc to nie tak, że mierzyłam za wysoko
Wiesz, mi pomógł wyjazd na studia. Poczułam trochę wolności, mogłam wracać późno z imprez i nikt mi nie mówił, co mam robić. Może nie mam przyjaciół, ale mam znajomych, mam z kim pogadać, wyżalić się w trudnych momentach. Nie czuję się nawet w połowie tak źle jak w liceum
Ale Ty też masz tylko 19 lat. To, że ja na studiach nikogo nie poznałam, nie znaczy, że Ty też nie poznasz. Są pary, co się na studiach dobrały i niektórzy widziałam na fejsie, że w tym roku wzięli śluby, sporo tego miałam na tablicy, więc nic nie jest powiedziane
Ja też się czasem obawiam, że zostanę sama do końca życia i ten strach mi towarzyszy dość długo, ale przez te ostatnie kilka lat nauczyłam się żyć sama. Czuję się lepiej z tym teraz niż kiedyś, bo mam jakiś tam znajomych. Owszem, jak zasypiam, to wyobrażam sobie, ze zasypiam koło jakiegoś kochającego mężczyzny, ale no kiedyś z samotności płakałam po nocach, dzisiaj traktuję to jako część życia. Lubię spokój, ciszę, nie przeszkadza mi to
Jednak jest inny problem. Kiedyś natknęłam się na wypowiedź anonimowej dziewczyny:"Mam 25 lat, nigdy nie byłam w związku i nie wiem, czy potrafiłabym teraz w takim w ogóle być"- i to też niestety prawda. Bycie samemu ma też swoje plusy i jak zaakceptujemy życie w pojedynkę i zacznie nam się to podobać to możemy nawet utracić zdolność bycia w związku i to nie żart, bo związek to umiejętność wspólnego życia, którą nabywa się żyjąc z kimś, a im ktoś dłużej i permanentnie jest sam to potem ani nie umie za bardzo funkcjonować przy drugiej osobie, albo będzie się czuć niekomfortowo, albo nie będzie chodzić na kompromisy, bo nie będzie potrafić. I tego się boje.

Wiesz ja patrzę przez perspektywę tego, że teraz zdałam sobie sprawę, że zostałam sama jak palec i chyba sama już przesadzam, bo jak sięgam pamięcią to choćby w technikum od 1 klasy miałam koleżankę. Taka Karolinę z którą można powiedzieć się przyjaźniłam, codziennie pisałyśmy, spotykałyśmy się czasem po szkole. W szkole zawsze razem, na każdej lekcji siedziałyśmy razem. Tylko ja zawsze chciałam więcej i nie doceniałam, że mam chociaż ją. Chciałam wiesz być towarzyska i mieć grupkę znajomych i bardzo przeżywałam, że nie umiem się wbić do tej większej grupki i miałam różne myśli negatywne, bo widziałam, że w klasie są osoby które razem trzymają, chodzą na imprezy i też chyba tak chciałam, ale zarazem jak mogłam należeć do takiej wpływowej grupki jak byłam mega nieśmiała i prawie w ogóle się nie odzywałam. Jedynie z tą koleżanką dużo rozmawiałam i tyle. No więc ja dostrzegam swoje błędy jakie popełniałam.
W 2 klasie też przez jakiś okres pojawił się taki kolega co chciał ze mną i z nią ciągle spędzać czas i chodziliśmy razem do szkoły i do maka i spędzaliśmy razem ciągle czas w szkole i wtedy chyba było najlepiej. Tylko, że przeżyłam toksyczną znajomość z starszym facetem i miałam stany depresyjne, nie umiałam spać w nocy i chodziłam jak zabita, pełna lęków. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje czemu ja nie umiem spać w nocy. No i też myślę, że mogłam więcej dawać z siebie, bo ja skoncentrowałam się tylko na sobie co też zrozumiałe jak cierpiałam i  miałam stany depresyjne. Do dzisiaj żałuje, że nie utrzymałam tej znajomości.
3 klasa był koronawirus, ale przez wakacje poznałam kogoś i byłam z tą osobą pół roku. Był w twoim wieku ja miałam 18 i fakt była różnica wieku. 7 lat jakby nie patrzeć dość sporo. Myślę, że to najlepszy facet którego spotkałam do dziś, najbardziej dojrzały i ogarnięty, dobry. Miał bardzo dużo zalet. Myślę, że by ci się spodobał jak tak patrzę, że piszesz jakiego faceta byś chciała. Był fizjoterapeutą, miał pasję. Chodził na teatr i grał na gitarze. Skończył magistra (poszedł na studia jak miał 18 lat po liceum) i miał w planach zrobić doktorat i chyba teraz robi. W wolontariacie się udzielał i pomagał osobom chorym na raka. Ogólnie to był właśnie spokojny, poukładany, dojrzały, czuły dla mnie i opiekuńczy. Na początku naszego naszego związku to ciągle gdzieś mnie zabierał, zrobił super prezent w formie kupienia biletu na koncert bo wiedział kogo najbardziej słucham. Naprawdę każdemu życzę takiego chłopaka jakim on był. Też w między czasie odnowiłam kontakt z koleżanką z gimnazjum i często wychodziliśmy przez wakacje, nawet u mnie nocowała i ja u niej.
Tylko dalej tego nie doceniałam i miałam problemy sama ze sobą, myśli samobójcze, ale 3 klasa to chyba była najlepsza jeśli chodzi o kontakty towarzyskie. Może bardziej wakacje i do końca roku. Potem 2021 rok i najbardziej samotny. Ta koleżanka z którą trzymałam znalazła sobie nowe towarzystwo i zaczęła mnie olewać i okazała się mega fałszywa. Więc zostałam sama jak palec. Potem miałam kolejnego chłopaka który był mega niedojrzały w związku i jego zachowania były czasem tragiczne więc stwierdziłam, że nie będę się męczyć. W czasie związku poznałam kolejną osobę i się pospotykaliśmy. Nawet 2 tygodnie temu byliśmy nad morzem, bo mi ta osoba zaproponowała, ale nie wyszło. Zdałam też sobie sprawę, że wchodzę na siłę  w związku trochę, bo czuje się samotna a na siłę nigdy nie wypali. Mimo, że ten chłopak serio był dla mnie okej i zabrał mnie nad morze to i tak nie było jakiegoś silnego uczucia oraz ja jestem jeszcze dość niedojrzała i mam dziwne odpały.
Więc w sumie od 2 tygodni jestem sama jak palec. No może też nie do końca bo pisze z moim byłym, tym niedojrzałym ale czysto koleżeńsko i taka relacja czysto koleżeńska mi odpowiada najbardziej. A tak to nie mam żadnej koleżanki a kontakt z tym co mnie zabrał nad morzem jest pod wielkim zdaniem zapytania, bo doszliśmy do wniosku oboje, że będziemy teraz znajomymi co raz na jakiś czas się spotykają, czasem ze sobą popiszą, ale nie wiem, bo kontaktu od 4 dni nie ma żadnego. No i też w trakcie spotykania zapewniał mnie że pojedziemy na sylwestra z jego znajomymi, ale przez to, że kontakt się zmienił to nie wiem czy będzie pamiętał i też kontakt by musiał jakiś wrócić. A tak to sylwestra spędzę sama, bo nie ma z kim.
Więc tak patrząc z perspektywy czasu to nie można powiedzieć, że byłam sama, ale teraz wiem, że czeka mnie przynajmniej do końca 4 klasy najbardziej samotny okres. Jedyna zaleta to taka, że mam bardzo dużo czasu na nauke do matury, egzaminów i na pasję, treningi bo nikt mi tego czasu nie zabiera więc mogę się rozwijać.

Co mogę ci napisać to to, że tych facetów poznawałam przez internet. Ten mój pierwszy był naprawdę fajny mimo, że poznałam go w necie. Po prostu nie pasowaliśmy do siebie, bo ja nie byłam na tyle dojrzała jak on i też nie wiem czy nie weszłam na siłe a nic nie czułam. Chodzi o to, że jako osoba był wporządku, normalny fajny facet i myślę, że takie perełki się zdarzają, ale trzeba poszukać. Nie wszyscy w necie są powaleni, zboczeni. Wiadomo może być facet normalny i dobry, ale nic nie poczujesz i będzie fajny jako kolega, ale do związku nie, ale myślę, że radość może sprawić samo spotykanie się z facetami (normalnymi) i takie obycie, poznanie kogoś niekoniecznie od razu do związku, ale na luzie. Po prostu mam wrażenie jak zauważyła lady, że często sobie wkręcasz mimo, że nie byłaś w związku i to co tam wymieniła. Po prostu tworzysz sobie scenariusze i wymyślasz, że pewnie jest tak czy siak. Z poznawaniem przez neta robisz to samo. Nie założysz portalu randkowego, bo pewnie będzie tak czy siak i przez swoje doświadczenia z przeszłości się zamykasz na poznawanie przez neta. A to właśnie trzeba spróbować jeszcze raz i się nie poddawać i nie zniechęcać. Z różnych opinii na necie słyszałam, że trzeba dużo czasu spędzić na takich portalach, zrobić selekcję i nie poddawać się i szukać. Niektóre panie miały tindera pół roku i dopiero po pół roku znalazły. A myślę, że duża część kobiet może robić tak, że kilka niepowodzeń przez dajmy na to miesiąc czy dwa i odinstalowuje. Najlepiej mieć silną psychikę i próbować w realu i mieć ciągle dostepną tą aplikację, bo może ktoś fajny nagle wejdzie z ciekawości . Oczywiście są panie które nie znlazły tam ale opinie są podzielone i czemu ty nie miałabyś być w tej grupie szczęśliwców. Czy nie warto spróbować choćby na te pół roku?.

Chodzę do takiej kosmetyczki. Kobieta ma 28 lat, zadbana, piękne kręcone długie blond włosy. Po studiach z pasji jest też makijażystką. Z rozmowy też jest bardzo miła. Niestety myślę z tego co opowiadała mi jej siostra która zawsze miała dużo znajomych i są przeciwieństwem siebie totalnie, że jest mega nieśmiała osobą i zamkniętą na facetów. Jak gada z jakimś facetem to odpowiada tylko pojedyńczymi słowkami i trudno do takiej dotrzeć, bo ma pancerz ochronny. Miała też konto na portalu randkowym ale usunęła po 3 dniach bo były zboki typu pokaż cycki a ona jest poważną osobą więc się przeraziła i usunęła. Ja rozumiem, że może to zniechęcić, ale każda kobieta dostaje takie wiadomości i takich typów się od razu blokuje i szuka dalej a nie rezygnuje po 3 dniach. Szkoda mi jej, bo bardzo fajna kobieta i nic jej nie brakuje, ale jednak takie zamknięcie na facetów dużo robi nawet jak się jest zadbaną i atrakcyjną kobietą.
Zastanów się nad tym portalem randkowym. Może akurat to jest to i tu się zgadzam z Garym, że warto mieć i się spotykać, ale mieć nie tydzień czy dwa, ale kilka miesięcy.

ps: ten co weszłam w związek jako pierwszy miał 24 czyli jak ty i w związku nie widziałam jakiś dziwnych zachowań żeby nie nadawał się do związku. Teraz ma 4 miesiące nową dziewczyne ( widziałam na fb) i napisał nawet ze ja kocha więc chyba są szczęśliwi. A też do 24 (rocznikowo  25) był sam. Randkował tylko z dziewczynami.

108

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Lady Loka napisał/a:

1. Jak masz dziecko, to nie ma szans, że przez 6 miesięcy nie wyjdziesz wcale z domu.
2. Korpo to akurat takie środowiska pracy, że nikt Cię nie wykopie bo urodziłaś dziecko i poszłaś na wychowawczy. Odwrotnie, to idealne środowisko do tego, żeby z dzieckiem w domu siedzieć jak najdłużej. Swoją drogą zdrowa ciąża nie jest chorobą i jak nie ma przeciwskazań to nikt Ci nie zabroni pracować i do 35. tygodnia...
3. Ty już wiesz, że miałabyś depresję poporodową i robiłabyś przy dziecku większość sama. To absurd. Nie masz ani faceta ani dziecka, tak Ci przypomnę. Na dodatek dodam, że tokofobię, jak każdą fobię, można leczyć. I dodam, że bardzo dużo rzeczy sobie wkręcasz. Czytam Twoje posty i tak naprawdę 95% tego co piszesz to Twoje wyobrażenia na temat życia zawodowego, związkowego, facetów, pracy, ciąży i zajmowania siś dzieckiem. Nie wiem skąd czerpissz wzorce, kolejny raz piszę Ci, że są one błędne.
Ty tymczasem zamiast zająć się tym, żeby wyjść z błędnych przekonań, oczekujesz klepania po głowie i pocieszania. Ode mnie tego nie dostaniesz. A mój mąż nie jest wyjątkiem faceta. Po prostu ja nis ignorowałam czerwonych flag i nie szłam na łatwiznę tylko znalazłam kogoś, kto do mnie pasuje. Tak wygląda życie.

Chcesz coś zmienić? Terapia.
Nie chcesz? Nie zmieniaj. Ale nie wyj, że jest źle.

1. Nie chodzi mi o zwykłe spacery z wózkiem, tylko masa kobiet się żali, że życie ich mężów nie zmieniło się za bardzo po pojawieniu się dziecka, a one musiały zrezygnować z pasji, przyjemności, często też pracy, bo dziecko
2. Ja wiem, że nikt nie zabroni, moja mama pracowała do ostatniego dnia ciąży, ale ona miała swój interes. Więc to też co innego. A też placówka placówce nierówna. Jeden da pracę zdalną do domu, drugi będzie wkurzony, że pracownika nie ma
3. Wiem, że można leczyć. Jestem w grupie właśnie przeznaczonej tokofobii. Tam kobiety myślały podobnie do mnie, ale przepracowały problemy z psychologiem i zdecydowały się w większości na cesarskie cięcie. Nawet tłumaczyły, że można dostać skierowanie od psychiatry i że wbrew pozorom nie robią z tego problemu, ale tłumaczyły też, że same zbierały i składały się z mężami na prywatną placówkę, gdzie CC robią na życzenie (tylko problem takich placówek jest taki, że co zrobisz, jak masz wykupione cc a poród zacznie się za wcześnie?). Ale dzięki tej grupie wiem, że nie jestem ze swoimi odczuciami sama. Dziewczyny decydują się właśnie na cc i chwalą sobie, mówią, że żadnych traum nie mają

Na terapię chodziłam w zeszłym roku. Byłam kilka razy i nic nie pomogło, tylko się wkurzałam. Sądzę, że mi by pomogła zmiana sytuacji: fajni znajomi, fajny chłopak, bo co z tego, że psycholog mi powie "wyjdź na słońce" albo "zapisuj sny", skoro od tego lepiej mi się nie robi. Jednak jak zacznę już porządnie zarabiać to najprawdopodobniej pójdę na terapię

Serberys napisał/a:

Sam zastanawiam się, jak będzie wyglądało budowanie z kimś związku po 10 latach (na ten moment) bycia samemu. Co do posiadania dzieci, to mam wrażenie, że większość kobiet jednak by chciała, kiedy ja nie chcę tongue

Wiesz co...jestem grupie dla bezdzietnych z wyboru. Tam większość kobiet jest samotna, bo pisały, że każdy ich facet wcześniej czy później chciał dziecka
Więc nie wiem
Może zależy od otoczenia

aniuu1 napisał/a:

Apropos dziecka to nie jest tak, że musisz siedzieć rok czy dlużej z dzieckiem w domu. Wiem, że wiele kobiet ma podejście, że jak dają chętnie zwolnienie to posiedzą sobie w domu, ale tak na prawdę, to w nielicznych przypadkach jest konieczne.  W pozostałych kobieta po prostu nie powinna siedzieć cały dzień nieruchomo, może jak najbardziej chodzić do pracy, ale powinna sobie robić przerwy (ale w sumie to każdy powinien).
Niektóre moje koleżanki, niemal do ostatniego dnia chodziły do pracy. Raz nawet jednej odeszły wody w pracy XD. I po 4-6 miesiącach od porodu wracaly do pracy. Jedna się dogadała, że po 6 miesiącach przez pół roku pracowała na pół etatu.

Nad fobiami można z tego co wiem pracować.

Ale nie zachęcam by mieć dziecko, a szczególnie szybko. Moim zdaniem lepiej dla Ciebie, żebyś nie śpieszyła się z dzieckiem.

Ja wiem, wiem, tym bardziej, że i tak nie mam teraz faceta. Ogólnie na dzieci przed 30stką raczej się nie zdecyduję, bo po studiach nie chciałabym się ładować w pieluchy, chciałabym odpocząć od ciągłego stresu i wreszcie coś zarobić dla siebie
Co do pracy w ciąży to wiem, bo jak pisałam wyżej- tak pracowała mama. Tylko właśnie u mnie w domu było tak, że mama pracowała, do tego zajmowała się domem, dziećmi, gotowała, bo tata był tak wychowany, że w domu nic nie zrobił. Znaczy technicznie był dobry, bo jak się urwie kontakt, to przykręci (ale ile się przykręca w domu kontaktów w ciągu roku), ale żeby wstawić pranie, powiesić, wyprasować, umyć nie ma mowy. Nawet z jedzeniem potrafił czekać, aż mama wróci z pracy. To kochany człowiek, ale nie wiem, czy przez taki wzorzec właśnie się tego tak bardzo nie boję- że mi się też takie coś trafi. I jak dla mnie moja mama miała bardzo ciężkie życie i ja bym wykitowała na jej miejscu przy takiej ilości roboty. A tata tak był wychowany i tak zostało. Mama na tydzień pojechała do sanatorium to ojcu nagotowała na tydzień na zapas, bo sam by nic nie ugotował. Dlatego mi się małżeństwo i dzieci kojarzy z niezłą harówką i czymś nieprzyjemnym przynajmniej dla kobiety. Bo tak to przynajmniej robię co chcę, wychodzę kiedy chcę, gotuję co chcę. A jak chwilę spotykałam się z moim ex, o którym tu pisałam, to on właśnie niby umiał gotować, niby mieliśmy gotować na zmianę, ale skończyło się, tak, że ja potrafiłam gotować kilka dni z rzędu. I to jeszcze on miał dietę, lubił mięso. Pamiętam, że to mnie strasznie męczyło. A tak to jak mi się nie chce gotować to zrobię makaron z serem i żyję, czego mój ex by nie przetrawił, bo tak dużo jadał. I dlatego mama potrafi rzucić, że po co ja mam skręcać meble, od czego jest chłop, ale z drugiej strony niech się nie łudzę, że facet będzie coś przy dziecku robił. A ja bym wolała na odwrót- nauczyć się skręcać meble i nie musieć siedzieć przy dziecku
Może dlatego tak się boję tego, bo miałam tak w domu? Moja mama niby lubi dzieci, niby nas kocha, ale ja bym takiego życia nie chciała. I całe życie harówka

Merkury28 napisał/a:

Przeczytałem kilka ostatnich postów i jeszcze bardziej dochodzę do wniosku że po prostu trzeba znaleźć do życia drugą odpowiedzialną, fajną osobę. I tylko wtedy we 2 takie życie jest do udźwignięcia. Fakt, jest dużo przypadków gdzie facet okazuje się........ i macie racje że wtedy nie warto mieć dzieci, trzeba być samodzielnym itd.  Ale jak znajdzie się faceta który będzie drugim kółkiem rydwanu smile to można z kolei daleko zajechać.

Szczerze, to dla mnie nie problem opiekowanie się dzieckiem w takim samym stopniu co jego matka i nawet nie wyobrażam sobie żebym miał mniejszy udział w życiu malucha. Nie wyobrażam sobie też nie zapewnić mojej kobiecie przestrzeni, możliwości, wsparcia tak żeby nie musiała się o wszystko martwić tylko mogła korzystać z macierzyństwa, młodości, miłości, małżeństwa itd. Wiele ludzi zaczyna żyć bo "jest fajnie" i potem kończy się to tak jak z nowym telefonem... jest ok. przez rok a potem do końca się zacina i zawiesza. Trafić na 2 odpowiednią osobę z którą można iść przez życie jest kluczem do sukcesu.

Na prawdę miło się to czyta <3

cześka8 napisał/a:

... przez neta tez mozna spotkac kogos fajnego (nie mowie o tinder), z mojego kregu znajomych i rodziny jest kilka fajnych par, ktore poznaly sie na jakichs sympatiach czy tym podobne, kwestia dogadywania sie, rozmawiania, komunikacji w tych sprawach ktore sa dla Ciebie istotne. Zobacz powyzej, dla niektorych panow zajmowanie sie dzieckiem to nie problem, i nie wszyscy chca miec dzieci.. Trzeba tylko sie odnalezc..
I.. wyj ze Ci zle, po to jest forum.. by inni podpowiedzieli, podzielili sie doswiadczeniem, poradzili...

Dziękuję <3
Właśnie mi wyżalenie się na tym forum mega pomaga. Na pewno więcej jak wizyta u psychologa

Do Polly01:
Kochana, współczuję bardzo stanów depresyjnych oraz lękowych sad
Ale fajnie, że masz jakieś doświadczenia z facetami, w relacjach z ludźmi też. Zawsze coś. Moja sytuacja była trochę inna, bo trzymałam się tylko z koleżanką z ławki i to nie super blisko, tylko u niej byłam na 18stce. A tak to mnie nikt nie zapraszał. Raz miałam nawet sytuację, że mieliśmy 2godziny polskiego pod rząd. Mogliśmy zostać w sali, więc siedziałyśmy z koleżanką. Ja musiałam wyjść na chwilę do toalety. Wróciłam, to widziałam, że ta koleżanka włożyła w zakładkę od zeszytu zaproszenie na imprezę, widziałam, że zajrzała do tego i spojrzała na tylne ławki. Nawet nie wiedziałam od kogo to, ale to smutne, że ktoś specjalnie czekał na moje wyjście, żeby dać jej zaproszenie. I cieszę się, że nie uległa presji i trzymała ze mną. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć tyle- nie byłam idealna, miałam wady, ale bez przesady, były osoby głupsze, chamskie, wredne i miały znajomych, a ja mam wrażenie, że mi się oberwało za nie wiem co. W pewnym momencie nawet myślałam, ze mam paczkę znajomych, bo zaczęłam trzymać z dziewczyną, która miała 2 kolegów, ale jak 2 z nich odeszło na inne profile, to ten jeden chłopak zaczął trzymać z kimś inną dziewczyną. Próbowałam zainicjować spotkania, ale non stop mi odmawiali, bo coś "wypadało", aż odpuściłam i kontakt się urwał.
Dlatego jak miałaś choć jednego fajnego znajomego to pomyśl o tej osobie, zadbaj o tą osobę. Z facetami też jakiś kontakt miałaś, więc to też już sukces big_smile
Wiesz, do końca 4 roku już niedaleko. Postaraj się wyznaczyć sobie cel np. dobrze napisaną maturę i się tego ucz
Co trenujesz, jeśli mogę spytać?

Wiesz, ja też poznawałam ludzi w internecie. I to nie jedną osobę, a kilka. Nawet dochodziło do spotkań. Co prawda nie przez portale randkowe, ale przez youtube albo jakieś inne fora podobne do tego, więc to nie tak, że ja nie chcę spróbować. Ja wiem, z czym to się je. Za każdym razem był niewypał mały lub większy i to czasem tak, że po spotkaniu czułam ogromną niechęć do facetów. Jeden chłopak wydawał się bardzo rozsądny i wyglądał nawet fajnie, do tego wykształcony, na prawdę mi się spodobał. Napisał komentarz na jednej grupie na fb. Napisałam mu odpowiedź, że jakby chciał pogadać to żeby napisał na priv, ale się nie odezwał
A to były osoby poznane przypadkowo. Na tinderze ponoć jeszcze gorzej, bo znajome mówią, że tam jest zbiór patologii i ludzi na jedną noc, do poważnego związku średnio.
A ja po prostu tego nie chcę. Jak poznaję ludzi w realu to widzę ruchy danej osoby, mimikę, gesty i mogę szybko zobaczyć, czy ten ktoś mi odpowiada czy nie. Na necie tego nie ma. Poza tym dla mnie to dziwne: wystawiasz zdjęcie, opis i lajkujesz, jak towar w sklepie
Poza tym założyłam tindera, na początek takie fejk konto, żeby zobaczyć, kto tam w ogóle jest. Ustawiłam odległość 15 km ode mnie, bo to tak akurat, żeby dojechać busem. I co? Same gołe klaty z siłowni, łyse karki spod bloku, a ich wzrok inteligencją nie grzeszył. Napisałam do koleżanek, które dość długo są na tinderze, czy to norma, czy mi coś nie działa w tej apce, a one mówią, że to norma i mam za dużo nie oczekiwać
Tak to prawda, wkręcam sobie masę rzeczy. Mam taki pesymistyczny tok myślenia, bo ostatnie kilka lat wszystko co się mogło zawalić to się waliło
Moje znajome i od kilka lat siedzą na tinderze. I nic. Są załamane i zażenowane. Jak mieszkasz w centrum Warszawy to masz jakiś wybór. Wiem, bo znajoma pokazywała mi swoich kolegów ze stolicy i na prawdę do pozazdroszczenia. U mnie w mieście studenckim są jakby ogryzki tego, co zostało. Wiem, że to brutalne, ale taka prawda. Np. u mnie na kierunku jest masa ładnych i ogarniętych życiowo dziewczyn, a chłopaki to takie fajtłapy, którzy nie potrafią sami rodzaju kawy wybrać (nie żartuję). Dlatego tinder i to wszystko jest spoko, nie mówię, że nie, ale nie w moim aktualnym mieście, bo to taka trochę czarna dziura. Niby duże miasto, wojewódzkie, ale to nie Wrocław czy Kraków

"Niektóre panie miały tindera pół roku i dopiero po pół roku znalazły. "- sukces. Koleżanki 3-4 lata siedzą na tinderze i nic. Jedna nie znalazła nadal, inne dopiero powyjeżdżały do większych miast i tam znalazły w miarę dobrych kandydatów na mężów. I ja wierze, że też znajdę, tylko muszę się wyprowadzić

"A myślę, że duża część kobiet może robić tak, że kilka niepowodzeń przez dajmy na to miesiąc czy dwa i odinstalowuje."- tak szybko to raczej mało kto się poddaje

"Jak gada z jakimś facetem to odpowiada tylko pojedyńczymi słowkami i trudno do takiej dotrzeć, bo ma pancerz ochronny. "- pewnie introwertyczka i bardzo konkretna osoba. Jak trafi na ścisłowca, równie konkretnego jak ona to będą razem szczęśliwi

"Szkoda mi jej, bo bardzo fajna kobieta i nic jej nie brakuje, ale jednak takie zamknięcie na facetów dużo robi nawet jak się jest zadbaną i atrakcyjną kobietą."- wiesz, też nie wiemy, co przeżyła w przeszłości i czy nie sparzyła się na kimś...

"Zastanów się nad tym portalem randkowym. Może akurat to jest to i tu się zgadzam z Garym, że warto mieć i się spotykać, ale mieć nie tydzień czy dwa, ale kilka miesięcy."- zastanawiałam się nad aplikacją facebook randki, bo to działa tak, że nie pokazujemy się wtedy naszym znajomym, a to by było spoko. U nas niektórzy mają tindera i wyśmiewają zdjęcia innych osób, dlatego wolałabym tego uniknąć

Moja znajoma mówi, żebym znalazła kogoś chociaż do relacji fwb i założyła tego tindera. Zastanawiałam się nad tym, ale no waham się od roku. Aż sama dała spokój z namawianiem mnie. Po prostu chyba to nie dla mnie. Szczeólnie, że założyłam i jak zobaczyłam, kto tam jest, to podziękowałam

Widzisz, to nie jest wszystko takie proste. Niestety często trzeba mieć szczęście. Znam takich, co od liceum cały czas, bez przerwy są w związku, a tindera nigdy nie mieli. Mam koleżanki, które po kilkuletnim związku rzucą chłopaka, a po tygodniu mają kolejnego poznanego na jakiejś imprezie. Zazdroszczę, że tak szybko potrafią się odkochać i zakochać znowu

109 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-11-01 21:11:15)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

No cóż w dzisiejszych czasach nadal nie brakuje facetów mających podobne oczekiwania jaktwój ojciec. Wiele zależy od wychowania. Ani skręcanie mebli ani gotowanie nie jest jakąś wielką sztuką. Ja wiele razy skręcałam meble i nikt mnie nie uczył tego. Co do gotowania to w dzisiejszych czasach wystarczy internet otworzyc i wybrac przepis. Robisz wg instrukcji czy filmu i cala filozofia. Tak wielu facetów cwanialuje i stara się w domu nic nie robić a powody są banalne: nikt za to nie płaci a to dużo roboty. Poza tym można liczyć, że kobieta się złamie pierwsza, albo będzie robić bo "porządek w domu o niej świadczy".
Dlatego lepiej jak facet mieszkał trochę sam jeśli w domu rodzinnym nie miał obowiązków. Jak mieszkał sam to miał szanse nadrobić albo przynajmniej można zobaczyć jak sobie radzi w domu.
Można ew ustalić, że się opłaca sprzątaczkę.
W sumie to i tak na ten moment nie masz takich problemów, bo nie masz faceta.

Co do tego, że to faceci chcą mieć dzieci, nie zaobserwowałam tego. Tzn moje znajome chciały dzieci. Jedna koleżanka której facet nie chcial twierdziła, że w znanych jej przypadkach to kobiety namawialy facetów na dzieci i uważała, że faceci nie chcą dzieci. Ja w realu poznałam jedynie pojedyńcze osoby, o których wiem, że nie chciały dzieci.

"Mama na tydzień pojechała do sanatorium to ojcu nagotowała na tydzień na zapas, bo sam by nic nie ugotował."
Mógł ugotować albo iść gdzies zjesc. Twoja mama ugotowala bo chciala to dla niego zrobic.
Nie musisz byc jak twoja mama.

110

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Cóż. Ostatni raz powtórzę to, co powiedziałam już wcześniej: masz w małżeństwie tak, jak chcesz mieć. Możesz znaleźć faceta na wzór Twojego ojca, a możesz znaleźć takiego, który będzie partnerem w każdym calu.

To jest Twój wybór, jakiego wolisz szukać.

Problem sporej części kobiet, też z pokolenia naszych rodziców jest taki, że traktowały swoich mężów jak matki dzieci. Stąd to gotowanie na zapas czy to, że same zajmowały się dziecmi.
Tylko wtedy był inny kontekst kulturowy, kobiety mniej zarabiały, mniej karier robiły, teraz jest inaczej. Dopoki sama w to nie uwierzysz, to nikt Cię nie przekona.

111

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Swojemu byłemu też nie musiałaś gotować skoro umawialiście się inaczej. Miał gotować a zamiast tego gdzieś łazi i nie ma nawet zakupów? Ugotowałaś dla siebie to co chciałaś a on niech się martwi co zjeść. On się jakoś nie martwił, że jak nie ugotuje, to Ty będziesz głodna czekać.

112 Ostatnio edytowany przez Polly01 (2021-11-02 13:01:58)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
YellowStar napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

1. Jak masz dziecko, to nie ma szans, że przez 6 miesięcy nie wyjdziesz wcale z domu.
2. Korpo to akurat takie środowiska pracy, że nikt Cię nie wykopie bo urodziłaś dziecko i poszłaś na wychowawczy. Odwrotnie, to idealne środowisko do tego, żeby z dzieckiem w domu siedzieć jak najdłużej. Swoją drogą zdrowa ciąża nie jest chorobą i jak nie ma przeciwskazań to nikt Ci nie zabroni pracować i do 35. tygodnia...
3. Ty już wiesz, że miałabyś depresję poporodową i robiłabyś przy dziecku większość sama. To absurd. Nie masz ani faceta ani dziecka, tak Ci przypomnę. Na dodatek dodam, że tokofobię, jak każdą fobię, można leczyć. I dodam, że bardzo dużo rzeczy sobie wkręcasz. Czytam Twoje posty i tak naprawdę 95% tego co piszesz to Twoje wyobrażenia na temat życia zawodowego, związkowego, facetów, pracy, ciąży i zajmowania siś dzieckiem. Nie wiem skąd czerpissz wzorce, kolejny raz piszę Ci, że są one błędne.
Ty tymczasem zamiast zająć się tym, żeby wyjść z błędnych przekonań, oczekujesz klepania po głowie i pocieszania. Ode mnie tego nie dostaniesz. A mój mąż nie jest wyjątkiem faceta. Po prostu ja nis ignorowałam czerwonych flag i nie szłam na łatwiznę tylko znalazłam kogoś, kto do mnie pasuje. Tak wygląda życie.

Chcesz coś zmienić? Terapia.
Nie chcesz? Nie zmieniaj. Ale nie wyj, że jest źle.

1. Nie chodzi mi o zwykłe spacery z wózkiem, tylko masa kobiet się żali, że życie ich mężów nie zmieniło się za bardzo po pojawieniu się dziecka, a one musiały zrezygnować z pasji, przyjemności, często też pracy, bo dziecko
2. Ja wiem, że nikt nie zabroni, moja mama pracowała do ostatniego dnia ciąży, ale ona miała swój interes. Więc to też co innego. A też placówka placówce nierówna. Jeden da pracę zdalną do domu, drugi będzie wkurzony, że pracownika nie ma
3. Wiem, że można leczyć. Jestem w grupie właśnie przeznaczonej tokofobii. Tam kobiety myślały podobnie do mnie, ale przepracowały problemy z psychologiem i zdecydowały się w większości na cesarskie cięcie. Nawet tłumaczyły, że można dostać skierowanie od psychiatry i że wbrew pozorom nie robią z tego problemu, ale tłumaczyły też, że same zbierały i składały się z mężami na prywatną placówkę, gdzie CC robią na życzenie (tylko problem takich placówek jest taki, że co zrobisz, jak masz wykupione cc a poród zacznie się za wcześnie?). Ale dzięki tej grupie wiem, że nie jestem ze swoimi odczuciami sama. Dziewczyny decydują się właśnie na cc i chwalą sobie, mówią, że żadnych traum nie mają

Na terapię chodziłam w zeszłym roku. Byłam kilka razy i nic nie pomogło, tylko się wkurzałam. Sądzę, że mi by pomogła zmiana sytuacji: fajni znajomi, fajny chłopak, bo co z tego, że psycholog mi powie "wyjdź na słońce" albo "zapisuj sny", skoro od tego lepiej mi się nie robi. Jednak jak zacznę już porządnie zarabiać to najprawdopodobniej pójdę na terapię

Serberys napisał/a:

Sam zastanawiam się, jak będzie wyglądało budowanie z kimś związku po 10 latach (na ten moment) bycia samemu. Co do posiadania dzieci, to mam wrażenie, że większość kobiet jednak by chciała, kiedy ja nie chcę tongue

Wiesz co...jestem grupie dla bezdzietnych z wyboru. Tam większość kobiet jest samotna, bo pisały, że każdy ich facet wcześniej czy później chciał dziecka
Więc nie wiem
Może zależy od otoczenia

aniuu1 napisał/a:

Apropos dziecka to nie jest tak, że musisz siedzieć rok czy dlużej z dzieckiem w domu. Wiem, że wiele kobiet ma podejście, że jak dają chętnie zwolnienie to posiedzą sobie w domu, ale tak na prawdę, to w nielicznych przypadkach jest konieczne.  W pozostałych kobieta po prostu nie powinna siedzieć cały dzień nieruchomo, może jak najbardziej chodzić do pracy, ale powinna sobie robić przerwy (ale w sumie to każdy powinien).
Niektóre moje koleżanki, niemal do ostatniego dnia chodziły do pracy. Raz nawet jednej odeszły wody w pracy XD. I po 4-6 miesiącach od porodu wracaly do pracy. Jedna się dogadała, że po 6 miesiącach przez pół roku pracowała na pół etatu.

Nad fobiami można z tego co wiem pracować.

Ale nie zachęcam by mieć dziecko, a szczególnie szybko. Moim zdaniem lepiej dla Ciebie, żebyś nie śpieszyła się z dzieckiem.

Ja wiem, wiem, tym bardziej, że i tak nie mam teraz faceta. Ogólnie na dzieci przed 30stką raczej się nie zdecyduję, bo po studiach nie chciałabym się ładować w pieluchy, chciałabym odpocząć od ciągłego stresu i wreszcie coś zarobić dla siebie
Co do pracy w ciąży to wiem, bo jak pisałam wyżej- tak pracowała mama. Tylko właśnie u mnie w domu było tak, że mama pracowała, do tego zajmowała się domem, dziećmi, gotowała, bo tata był tak wychowany, że w domu nic nie zrobił. Znaczy technicznie był dobry, bo jak się urwie kontakt, to przykręci (ale ile się przykręca w domu kontaktów w ciągu roku), ale żeby wstawić pranie, powiesić, wyprasować, umyć nie ma mowy. Nawet z jedzeniem potrafił czekać, aż mama wróci z pracy. To kochany człowiek, ale nie wiem, czy przez taki wzorzec właśnie się tego tak bardzo nie boję- że mi się też takie coś trafi. I jak dla mnie moja mama miała bardzo ciężkie życie i ja bym wykitowała na jej miejscu przy takiej ilości roboty. A tata tak był wychowany i tak zostało. Mama na tydzień pojechała do sanatorium to ojcu nagotowała na tydzień na zapas, bo sam by nic nie ugotował. Dlatego mi się małżeństwo i dzieci kojarzy z niezłą harówką i czymś nieprzyjemnym przynajmniej dla kobiety. Bo tak to przynajmniej robię co chcę, wychodzę kiedy chcę, gotuję co chcę. A jak chwilę spotykałam się z moim ex, o którym tu pisałam, to on właśnie niby umiał gotować, niby mieliśmy gotować na zmianę, ale skończyło się, tak, że ja potrafiłam gotować kilka dni z rzędu. I to jeszcze on miał dietę, lubił mięso. Pamiętam, że to mnie strasznie męczyło. A tak to jak mi się nie chce gotować to zrobię makaron z serem i żyję, czego mój ex by nie przetrawił, bo tak dużo jadał. I dlatego mama potrafi rzucić, że po co ja mam skręcać meble, od czego jest chłop, ale z drugiej strony niech się nie łudzę, że facet będzie coś przy dziecku robił. A ja bym wolała na odwrót- nauczyć się skręcać meble i nie musieć siedzieć przy dziecku
Może dlatego tak się boję tego, bo miałam tak w domu? Moja mama niby lubi dzieci, niby nas kocha, ale ja bym takiego życia nie chciała. I całe życie harówka

Merkury28 napisał/a:

Przeczytałem kilka ostatnich postów i jeszcze bardziej dochodzę do wniosku że po prostu trzeba znaleźć do życia drugą odpowiedzialną, fajną osobę. I tylko wtedy we 2 takie życie jest do udźwignięcia. Fakt, jest dużo przypadków gdzie facet okazuje się........ i macie racje że wtedy nie warto mieć dzieci, trzeba być samodzielnym itd.  Ale jak znajdzie się faceta który będzie drugim kółkiem rydwanu smile to można z kolei daleko zajechać.

Szczerze, to dla mnie nie problem opiekowanie się dzieckiem w takim samym stopniu co jego matka i nawet nie wyobrażam sobie żebym miał mniejszy udział w życiu malucha. Nie wyobrażam sobie też nie zapewnić mojej kobiecie przestrzeni, możliwości, wsparcia tak żeby nie musiała się o wszystko martwić tylko mogła korzystać z macierzyństwa, młodości, miłości, małżeństwa itd. Wiele ludzi zaczyna żyć bo "jest fajnie" i potem kończy się to tak jak z nowym telefonem... jest ok. przez rok a potem do końca się zacina i zawiesza. Trafić na 2 odpowiednią osobę z którą można iść przez życie jest kluczem do sukcesu.

Na prawdę miło się to czyta <3

cześka8 napisał/a:

... przez neta tez mozna spotkac kogos fajnego (nie mowie o tinder), z mojego kregu znajomych i rodziny jest kilka fajnych par, ktore poznaly sie na jakichs sympatiach czy tym podobne, kwestia dogadywania sie, rozmawiania, komunikacji w tych sprawach ktore sa dla Ciebie istotne. Zobacz powyzej, dla niektorych panow zajmowanie sie dzieckiem to nie problem, i nie wszyscy chca miec dzieci.. Trzeba tylko sie odnalezc..
I.. wyj ze Ci zle, po to jest forum.. by inni podpowiedzieli, podzielili sie doswiadczeniem, poradzili...

Dziękuję <3
Właśnie mi wyżalenie się na tym forum mega pomaga. Na pewno więcej jak wizyta u psychologa

Do Polly01:
Kochana, współczuję bardzo stanów depresyjnych oraz lękowych sad
Ale fajnie, że masz jakieś doświadczenia z facetami, w relacjach z ludźmi też. Zawsze coś. Moja sytuacja była trochę inna, bo trzymałam się tylko z koleżanką z ławki i to nie super blisko, tylko u niej byłam na 18stce. A tak to mnie nikt nie zapraszał. Raz miałam nawet sytuację, że mieliśmy 2godziny polskiego pod rząd. Mogliśmy zostać w sali, więc siedziałyśmy z koleżanką. Ja musiałam wyjść na chwilę do toalety. Wróciłam, to widziałam, że ta koleżanka włożyła w zakładkę od zeszytu zaproszenie na imprezę, widziałam, że zajrzała do tego i spojrzała na tylne ławki. Nawet nie wiedziałam od kogo to, ale to smutne, że ktoś specjalnie czekał na moje wyjście, żeby dać jej zaproszenie. I cieszę się, że nie uległa presji i trzymała ze mną. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć tyle- nie byłam idealna, miałam wady, ale bez przesady, były osoby głupsze, chamskie, wredne i miały znajomych, a ja mam wrażenie, że mi się oberwało za nie wiem co. W pewnym momencie nawet myślałam, ze mam paczkę znajomych, bo zaczęłam trzymać z dziewczyną, która miała 2 kolegów, ale jak 2 z nich odeszło na inne profile, to ten jeden chłopak zaczął trzymać z kimś inną dziewczyną. Próbowałam zainicjować spotkania, ale non stop mi odmawiali, bo coś "wypadało", aż odpuściłam i kontakt się urwał.
Dlatego jak miałaś choć jednego fajnego znajomego to pomyśl o tej osobie, zadbaj o tą osobę. Z facetami też jakiś kontakt miałaś, więc to też już sukces big_smile
Wiesz, do końca 4 roku już niedaleko. Postaraj się wyznaczyć sobie cel np. dobrze napisaną maturę i się tego ucz
Co trenujesz, jeśli mogę spytać?

Wiesz, ja też poznawałam ludzi w internecie. I to nie jedną osobę, a kilka. Nawet dochodziło do spotkań. Co prawda nie przez portale randkowe, ale przez youtube albo jakieś inne fora podobne do tego, więc to nie tak, że ja nie chcę spróbować. Ja wiem, z czym to się je. Za każdym razem był niewypał mały lub większy i to czasem tak, że po spotkaniu czułam ogromną niechęć do facetów. Jeden chłopak wydawał się bardzo rozsądny i wyglądał nawet fajnie, do tego wykształcony, na prawdę mi się spodobał. Napisał komentarz na jednej grupie na fb. Napisałam mu odpowiedź, że jakby chciał pogadać to żeby napisał na priv, ale się nie odezwał
A to były osoby poznane przypadkowo. Na tinderze ponoć jeszcze gorzej, bo znajome mówią, że tam jest zbiór patologii i ludzi na jedną noc, do poważnego związku średnio.
A ja po prostu tego nie chcę. Jak poznaję ludzi w realu to widzę ruchy danej osoby, mimikę, gesty i mogę szybko zobaczyć, czy ten ktoś mi odpowiada czy nie. Na necie tego nie ma. Poza tym dla mnie to dziwne: wystawiasz zdjęcie, opis i lajkujesz, jak towar w sklepie
Poza tym założyłam tindera, na początek takie fejk konto, żeby zobaczyć, kto tam w ogóle jest. Ustawiłam odległość 15 km ode mnie, bo to tak akurat, żeby dojechać busem. I co? Same gołe klaty z siłowni, łyse karki spod bloku, a ich wzrok inteligencją nie grzeszył. Napisałam do koleżanek, które dość długo są na tinderze, czy to norma, czy mi coś nie działa w tej apce, a one mówią, że to norma i mam za dużo nie oczekiwać
Tak to prawda, wkręcam sobie masę rzeczy. Mam taki pesymistyczny tok myślenia, bo ostatnie kilka lat wszystko co się mogło zawalić to się waliło
Moje znajome i od kilka lat siedzą na tinderze. I nic. Są załamane i zażenowane. Jak mieszkasz w centrum Warszawy to masz jakiś wybór. Wiem, bo znajoma pokazywała mi swoich kolegów ze stolicy i na prawdę do pozazdroszczenia. U mnie w mieście studenckim są jakby ogryzki tego, co zostało. Wiem, że to brutalne, ale taka prawda. Np. u mnie na kierunku jest masa ładnych i ogarniętych życiowo dziewczyn, a chłopaki to takie fajtłapy, którzy nie potrafią sami rodzaju kawy wybrać (nie żartuję). Dlatego tinder i to wszystko jest spoko, nie mówię, że nie, ale nie w moim aktualnym mieście, bo to taka trochę czarna dziura. Niby duże miasto, wojewódzkie, ale to nie Wrocław czy Kraków

"Niektóre panie miały tindera pół roku i dopiero po pół roku znalazły. "- sukces. Koleżanki 3-4 lata siedzą na tinderze i nic. Jedna nie znalazła nadal, inne dopiero powyjeżdżały do większych miast i tam znalazły w miarę dobrych kandydatów na mężów. I ja wierze, że też znajdę, tylko muszę się wyprowadzić

"A myślę, że duża część kobiet może robić tak, że kilka niepowodzeń przez dajmy na to miesiąc czy dwa i odinstalowuje."- tak szybko to raczej mało kto się poddaje

"Jak gada z jakimś facetem to odpowiada tylko pojedyńczymi słowkami i trudno do takiej dotrzeć, bo ma pancerz ochronny. "- pewnie introwertyczka i bardzo konkretna osoba. Jak trafi na ścisłowca, równie konkretnego jak ona to będą razem szczęśliwi

"Szkoda mi jej, bo bardzo fajna kobieta i nic jej nie brakuje, ale jednak takie zamknięcie na facetów dużo robi nawet jak się jest zadbaną i atrakcyjną kobietą."- wiesz, też nie wiemy, co przeżyła w przeszłości i czy nie sparzyła się na kimś...

"Zastanów się nad tym portalem randkowym. Może akurat to jest to i tu się zgadzam z Garym, że warto mieć i się spotykać, ale mieć nie tydzień czy dwa, ale kilka miesięcy."- zastanawiałam się nad aplikacją facebook randki, bo to działa tak, że nie pokazujemy się wtedy naszym znajomym, a to by było spoko. U nas niektórzy mają tindera i wyśmiewają zdjęcia innych osób, dlatego wolałabym tego uniknąć

Moja znajoma mówi, żebym znalazła kogoś chociaż do relacji fwb i założyła tego tindera. Zastanawiałam się nad tym, ale no waham się od roku. Aż sama dała spokój z namawianiem mnie. Po prostu chyba to nie dla mnie. Szczeólnie, że założyłam i jak zobaczyłam, kto tam jest, to podziękowałam

Widzisz, to nie jest wszystko takie proste. Niestety często trzeba mieć szczęście. Znam takich, co od liceum cały czas, bez przerwy są w związku, a tindera nigdy nie mieli. Mam koleżanki, które po kilkuletnim związku rzucą chłopaka, a po tygodniu mają kolejnego poznanego na jakiejś imprezie. Zazdroszczę, że tak szybko potrafią się odkochać i zakochać znowu

Tak nawet na takim tinderze trzeba mieć szczęście.
Co do relacji bwf to nie jest to taki głupi pomysł, bo byś miała osobę z którą możesz pogadać i też seks, zdobyłabyś doświadczenie. Tylko, że to by musiał być kolega którego lubisz a nie tylko chodzicie do łóżka i naura bo nie wiem, ale mnie by takie coś nie satysfakcjonowało. No, ale co do kolegii to jest ryzyko, że się zakochasz i będziesz cierpieć.

A niewypały jak wyglądały? z tymi poznanymi przez neta?. Bo mam nadzieję nie twierdzisz, że nie wypał, bo ktoś nie był w twoim typie wizualnym, ale do pogadania był spoko.

Trenuje sobie w domu z obciążeniem. Tyłek i nogi tak z 25-30 min 3 razy w tygodniu. No i trening na brzuch też wykonuje, ale nie zawsze w tygodniu to robię. Nawet jak weźmiesz sobie małe obciążenie i 3 miesiące regularnie ćwiczysz to są fajne efekty. No i ja też w przyszłości chce sobie te obciążenie podwyższać, ale też nie jakieś duże, bo nie chce mieć jakiś rozbudowanych nóg, bardziej jędrnę i robie dużo ćwiczeń na pośladki aby były jędrne i troszkę większe, bo jest moda na troche większy tyłek i jędrny. Znaczy mi się nie podobają jakieś duże zady i uda, ale jak uda są szczupłe dość a pupa podniesiona i kształtna to mega ładnie to wygląda i mi się podoba big_smile. No i też dbam sobie o włoski. Nie wiem jak ciebie, ale mnie takie dbanie o ciało np balsamy czy peelingi, twarz to świadoma pielegnacja np maseczki, peeling z glinki czy enzematyczny ( jakoś tak xd), no i tam reszta pielegnacji twarzy podnosi na duchu i czuję się tak lepiej. Mi się wydaje też że zaniedbanie  może pogorszyć nastrój i ciebie to dodatkowo dobijać. Rozumiem, że nie masz na to czasu, ale czy czasem nie jest to wytłumaczenie trochę?. Po 20 robisz sobie codziennie 30 min spa. Jak masz zniszczone włosy w sensie końcówki to obcinasz z4-5 cm zaczynasz dbać mocno o włosy. Jakoś tak nie chce mi się wierzyć,że po 21 nie znajdujesz choćby 30 min aby przeznaczyć dla siebie i twoje ciało, zrelaksować się i zrobić spa. Nawet myślę te 30 min ćwiczeń dałoby się robić w ciągu tygodnia. Tylko sama byś musiała chcieć i czy takie coś sprawiało by ci przyjemność? nie każdemu to sprawia przyjemność więc pytam, ale serio jak widzisz, że twoja skóra wygląda lepiej, skóra twarzy, ciało przez ćwiczenia to aż jesteś taka zadowolona bardziej z siebie. Podobno masz długie włosy i pomyśl każda kobieta marzy o zadbanym, ładnych włosach. Nie każda lubi długie, ale długie włosy to ogromny atut ( takie za łokcie) ładne, błyszczące. Od razu kobieta z zadbanymi włosami wygląda lepiej a z długimi to dodaje jej to takiej kobiecości. Więc może warto zadbać o włosy? doda ci to też takiego zadowolenia z siebie i pewności siebie i wtedy człowiek emanuje dobra energią. Też chodzi o to abyś ty się dobrze czuła z samą sobą a nie, że robisz to dla facetów. Tylko dla samej siebie aby poprawić sobie nastrój i do czegoś dążyć a nie tylko nauka i nauka. No i ogólnie wiadomo, że osoby zadbane robią lepsze wrażenie na płci przeciwnej a sama piszesz, że się zaniedbałaś dodatkowo zła energia i tylko nauka. Wiadomo w twojej sytuacji trudno znaleźć faceta, bo studia ci zajmują większość czasu, ale na zadbanie i zrobienie czegoś wokół siebie i rozpieszczanie siebie nie znajdziesz choćby codziennie 30 min?. No i też makijaż rano zajmuje 15 min i wystarcza podstawy. Podkład, korektor, rzęsy, brwi, jakiś róż, roświetlacz, nawet bronzera jak chcesz i ładna pomadka w super kolorze. No i też makijaż dodaje nieco pewności siebie i też jest się odbieranym bardziej jako zadbanym. Zrób to proszę dla siebie aby ci się lepiej żyło. Oczywiście nie zmuszam, to tylko pewien mój punkt widzenia z którym nie musisz się zgadzać smile

Najważniejsza i tak jest głowa a nie wygląd. Chodzi o to mi, że dbanie o siebie sprawia np ja tak mam, że lepiej się czuje w swojej skórze, bo nie wiem jakbym tak teraz skupiła sie tylko na nauce i bym sie zaniedbala to pewnie by mnie to dobijało.

113

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

@ Polly01 a jakiego faceta/związek chciałabyś konkretnie? To fajne że będąc tak młodą osobą chcesz czegoś na poważnie. Może warto to określić i znaleźć...? : ) Popełniłem ten błąd że nie zrobiłem tego sam tylko martwiłem się, czekałem.. W życiu nie ma na co czekać smile

114

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Merkury28 napisał/a:

@ Polly01 a jakiego faceta/związek chciałabyś konkretnie? To fajne że będąc tak młodą osobą chcesz czegoś na poważnie. Może warto to określić i znaleźć...? : ) Popełniłem ten błąd że nie zrobiłem tego sam tylko martwiłem się, czekałem.. W życiu nie ma na co czekać smile

Aktualnie nie wierzę, że kogoś fajnego poznam. Nie wierzę, że w ogóle kogoś poznam w całym moim życiu. Mi się wydaję, że ja będę właśnie z tych osób jak użytkowniczka tego tematu, że do 24 nie będę w związku. Kompletnie się do tego nie nadaję, jestem zmęczona i nie wierzę, że ktoś fajny zwróci na mnie uwagę, bo zawsze jestem ta niewidoczna. Mam jakąś chyba klątwe jak autorka wątku albo jakieś fatum. Osoby z mojego otoczenia totalnie mnie olewają i straciłam nadzieję na to że znajdę chłopaka a co dopiero fajnego. No nie nadaje się do relacji romantycznych czy międzyludzkich kompletnie. Zaczynam nawet myśleć co zrobić aby mi się dobrze żyło jako osoba samotna, bo ja uważam, że będę całe życie sama i to się nie zmieni, nie ma bata, żeby jakimś cudem być osobą atrakcyjną dla otoczenia i nie chodzi o wygląd, bo dbam o siebie a o tą moją aurę i osobowość, ja fajnego chłopa nigdy nie przyciągnę. Ja nawet tych nie fajnych nie przyciągam. A relacje przez neta się nie liczą, bo chodzi mi tylko o real. Ja już się z tym zaczynam godzić, że stare panny też muszą być, ale chce być zajebistą starą panną, taką co mimo, że jest sama to ani się nie zapuściła i sama potrafi fajnie spędzić czas sama z sobą, bo nic mi innego nie pozostało. Nie chce całe życie przepłakać w poduszkę, bo nie przyciągam do siebie ludzi, nie chce marnować życia...

A jeśli pytasz jakiego bym chciała faceta jakbym wierzyła i miała możliwości aby go mieć to mam taki typ w głowie..
Chciałabym takiego mega inteligentnego, najlepiej jakby był na jakiś studiach medycznych ( nie pasuje do takiego, bo tacy wiążą się zazwyczaj z mądrymi wykształconymi kobietami i ja chce iść na studia, ale myślę, że taki zwróci bardziej na kobietę która ma na studiach jakiś odłam biologii np dietetyka czy psycholog, psychiatra. Mi się wydaje, że większość par tak się łączy. No chyba, że żyje w błędzie i może być facet po medycynie który związał się z kobietą która jest po studiach administracja i jest sekretarką. Jak ktoś ma swoje spostrzeżenie to może napisać jak to jest?. Może to takie proste nie jest i różne są pary, choć myślę że lekarz nie byłby z kobietą która nie ma nawet matury, bo chodzi o takie braki intelektualne, że chciałby z partnerką pogadać na jakieś tematy a ona by mało wiedziała i by mu to nie pasowało...)
Miał pogodne usposobienie, spokojny, ale nie nudy czy cichy. Bardziej uspodobienie takie pogodne, miłe, uśmiechnięty i co jest dla mnie ważne aby lubił sobie ze mną pogadać np długie rozmowy przy spacerze na dużo tematów. Bardzo ważne są dla mnie rozmowy aby były ciekawe i abym z partnerem mogła na każdy temat pogadać.
Chodzi o to aby miał też łagodne usposobienie żeby w czasie kłótni bardziej uspokajał a nie nakręcał, nie krzyczał.
Takie coś mi się podoba... ale jak pisałam straciłam już jakąkolwiek nadzieję...

115

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

No cóż w dzisiejszych czasach nadal nie brakuje facetów mających podobne oczekiwania jaktwój ojciec. Wiele zależy od wychowania. Ani skręcanie mebli ani gotowanie nie jest jakąś wielką sztuką. Ja wiele razy skręcałam meble i nikt mnie nie uczył tego. Co do gotowania to w dzisiejszych czasach wystarczy internet otworzyc i wybrac przepis. Robisz wg instrukcji czy filmu i cala filozofia. Tak wielu facetów cwanialuje i stara się w domu nic nie robić a powody są banalne: nikt za to nie płaci a to dużo roboty. Poza tym można liczyć, że kobieta się złamie pierwsza, albo będzie robić bo "porządek w domu o niej świadczy".
Dlatego lepiej jak facet mieszkał trochę sam jeśli w domu rodzinnym nie miał obowiązków. Jak mieszkał sam to miał szanse nadrobić albo przynajmniej można zobaczyć jak sobie radzi w domu.
Można ew ustalić, że się opłaca sprzątaczkę.
W sumie to i tak na ten moment nie masz takich problemów, bo nie masz faceta.

Co do tego, że to faceci chcą mieć dzieci, nie zaobserwowałam tego. Tzn moje znajome chciały dzieci. Jedna koleżanka której facet nie chcial twierdziła, że w znanych jej przypadkach to kobiety namawialy facetów na dzieci i uważała, że faceci nie chcą dzieci. Ja w realu poznałam jedynie pojedyńcze osoby, o których wiem, że nie chciały dzieci.

"Mama na tydzień pojechała do sanatorium to ojcu nagotowała na tydzień na zapas, bo sam by nic nie ugotował."
Mógł ugotować albo iść gdzies zjesc. Twoja mama ugotowala bo chciala to dla niego zrobic.
Nie musisz byc jak twoja mama.

Wiesz, tu nawet nie chodzi o skręcanie mebli, bo to faktycznie nie jest filozofia, ale nigdy nie kosiłam trawy. Mówiłam tacie wiele razy, że chcę mu pomóc, a on mnie zbywał. Nie potrafię przykręcić kontaktu do ściany. Wiertarki też nie umiem obsługiwać. A przecież ludzie potrafią majsterkować w domu, tylko ja taka do niczego, beztalencie techniczne

No to prawda, dużo facetów liczy, że kobieta złamie się pierwsza i często mają rację. Ja też z moim byłym (który był też moim współlokatorem) wymiękałam i wstyd było nawet kogoś przyprowadzić i chodzić tak ogólnie starałam się ogarnąć syf, choćby raz na 2, 3-4 tygodnie łazienkę umyć, bo ten mało, że nie sprzątał, to nie widział problemu i w dodatku syfił. Potrafiłam umyć łazienkę, a ten wszedł, ogolił się, włosy z zarostu były wszędzie: na toalecie, na umywalce, na wannie, na podłodze, na pralce (mała łazienka) i zachlapana podłoga po kąpieli. Taki brak szacunku nawet do mojej pracy. A gość teoretycznie mieszkał od wielu lat sam, z dala od rodziców, więc to nie tak, że byłam jego pierwsza współlokatorka, a wcześniej tylko z mamusią w domu siedział

Co do chęci posiadania dzieci to zależy od środowiska. Ja potrafię czytać różne blogi i wpisy dot. bezdzietności z wyboru to pod spodem wylewają się bardzo przykre komentarze, w większości pisane przez kobiety, które pisały, że dzieci nigdy nie chciały, ale mąż nalegał, a mąż teraz w pracy, a one siedzą "ze smrodem" (to cytat) same i nienawidzą go tak bardzo jak swojego życia- serio, takie rzeczy czytałam

Ja wiem, że nie muszę być jak moja mama i nie będę, bo jestem za leniwa, tylko jakoś podświadomie boję się, że będę trafiać na takich, co to by mnie chętnie wykorzystali (na pierwszy rzut oka wyglądam na spokojną i uległą) i albo się z tym pogodzę, albo będę sama jak palec...

Lady Loka napisał/a:

Cóż. Ostatni raz powtórzę to, co powiedziałam już wcześniej: masz w małżeństwie tak, jak chcesz mieć. Możesz znaleźć faceta na wzór Twojego ojca, a możesz znaleźć takiego, który będzie partnerem w każdym calu.

To jest Twój wybór, jakiego wolisz szukać.

Problem sporej części kobiet, też z pokolenia naszych rodziców jest taki, że traktowały swoich mężów jak matki dzieci. Stąd to gotowanie na zapas czy to, że same zajmowały się dziecmi.
Tylko wtedy był inny kontekst kulturowy, kobiety mniej zarabiały, mniej karier robiły, teraz jest inaczej. Dopoki sama w to nie uwierzysz, to nikt Cię nie przekona.

Jakby faktycznie było tak, że mój tata zarabiał, a mama zajmowała się domem to luz. U mnie było tak, że mama miała własny biznes, który szedł bardzo dobrze. Ona sama stała po 12h w pracy (wyszła z pracy dzień przed porodem, wróciła 2 tygodnie po urodzeniu mnie). Wybudowała dom, kupiła nieruchomość, 3 samochody. A tata w tym czasie zarabiał 1/4 dzisiejszej najniższej krajowej. Tak, tak właśnie było. Przy czym to brzmi, jakby mój tata był wyzyskiwaczem. Nie nie nie. To jest bardzo dobry człowiek i bardzo go kocham. I on teraz zarabia i pracuje więcej jak mama (która biznes musiała zamknąć), on jest żywicielem rodziny więc mama robi czynności domowe, bo pracuje na pół etatu, ale to teraz, kiedyś było inaczej
Ja wiem, że moje małżeństwo będzie takie jak ja chcę, tylko cały czas się boję, że nie spotkam nikogo odpowiedniego. Bardzo się cieszę, że Ty masz tak wspaniałego męża i bardzo zazdroszczę, ale no niestety nie każdy może mieć tyle szczęścia
A mogę zapytać, w jakim wieku wyszłaś za mąż?

aniuu1 napisał/a:

Swojemu byłemu też nie musiałaś gotować skoro umawialiście się inaczej. Miał gotować a zamiast tego gdzieś łazi i nie ma nawet zakupów? Ugotowałaś dla siebie to co chciałaś a on niech się martwi co zjeść. On się jakoś nie martwił, że jak nie ugotuje, to Ty będziesz głodna czekać.

Ale nie gotowałam później. W ogóle w ten układ nie chciałam wchodzić, ale no zmanipulował mnie i wciągnął mnie w to. Na początku się jeszcze wywiązywał z tego, ale potem się wymigiwał. Zrobiłam duży obiad (za swoją kasę) w czwartek. Starczyło też na piątek. W sobotę też coś dorobiłam, mniejszego, ale jednak, w niedzielę zrobiłam super proste danie, bo się wkurzyłam. Wygarnęłam mu, że teraz jest od dawna jego kolej, a ten zaczął kręcić nosem, że nie lubi, jak się mu wytyka kolejność, poza tym on zrobił jajecznicę (tak, tylko jajecznicę robi się 10 minut, a ja przy garach godzinę stałam). Po niecałych 3 tygodniach takiego "układu" powiedziałam mu, że to jest dla mnie nieopłacalne, straciłam dużo kasy i niech sobie gotuje sam. Powiedział, ze okej, że nie wiedział, blabla. Zobaczył, że ja do niego nabieram dystans, więc żeby wzbudzić we mnie zazdrość zaczął sprowadzać do siebie na noc swoje koleżaneczki (nawet jak nie spali ze sobą, to jednak leżeli obok siebie na łózku) i wkurzyłam się o to. Skończyłam z nim i życzyłam mu powodzenia. Był zdezorientowany, nie spodziewał się tego, a to tylko mówi o tym, że musiał się przede mną spotykać z bardzo naiwnymi dziewczynami. Zamieniłam się wynajmującymi pokojami z koleżanką, bo nie chciałam z nim mieszkać. On szybko przygruchał sobie inną. Ta inna to dziewczyna, która za nim biegała kilka miesięcy a do mnie marudził, jaka to ona zła i niedobra, a związał się z nią z braku laku. Czasami siedzę u tej koleżanki, czyli w moim starym pokoju i obie jesteśmy zbulwersowane, bo słyszymy, jak on się do niej odzywa. Zero kultury. Przyszedł do niego kolega, ona stałą w kuchni i gotowała dla nich obiad, prosiła go o pomoc a ten ją olał i nie przyszedł nawet jej pokazać, gdzie coś tam trzyma (bo pytała o to). Bardzo źle to wyglądało. Cieszę się, że szybko z nim skończyłam, ale no coś jest ze mną nie tak, że przyciągam takich ludzi....

Do Polly01:
"Tak nawet na takim tinderze trzeba mieć szczęście."
Wiem. Znam jedną parę, co się poznała na tinderze. Rozstali się po roku, ale jak na tindera to i tak okej

"Co do relacji bwf to nie jest to taki głupi pomysł, bo byś miała osobę z którą możesz pogadać i też seks, zdobyłabyś doświadczenie. Tylko, że to by musiał być kolega którego lubisz a nie tylko chodzicie do łóżka i naura bo nie wiem, ale mnie by takie coś nie satysfakcjonowało."
Prawda. Seks to przyjemność, ale z nowo poznaną osobą bym nie mogła, a jak kumpel to zawsze coś. Oficjalnie nie byłam w takiej relacji, nieoficjalnie byłego tak trochę traktowałam, bo nie chciałabym mieć nigdy takiego męża jak on, a jednak no sypiałam z nim

"No, ale co do kolegii to jest ryzyko, że się zakochasz i będziesz cierpieć."
Szansa zawsze jest, ale ja się tak łatwo nie zakochuję

"Bo mam nadzieję nie twierdzisz, że nie wypał, bo ktoś nie był w twoim typie wizualnym, ale do pogadania był spoko."
Głównie mi chodzi o pogadanie właśnie. Wygląd jest często mylny na 1 rzut oka, ale jak ktoś od początku zachowuje się jak buc, to choćby wyglądał jak model, to sorry, ale nie

"Trenuje sobie w domu z obciążeniem. Tyłek i nogi tak z 25-30 min 3 razy w tygodniu. No i trening na brzuch też wykonuje, ale nie zawsze w tygodniu to robię."
Ooo super big_smile
Też kupiłam jakiś czas temu miniband i też sobie ćwiczę smile

"Nawet jak weźmiesz sobie małe obciążenie i 3 miesiące regularnie ćwiczysz to są fajne efekty."
Prawda. Nie wiem jak Ty, ale ja mam np. taką budowę ciała, że szybko mi się sylwetka rzeźbi. Może nie wyglądam jak "pudzian" (na szczęście), ale ujędrnia się szybko, więc wiem, o czym mówisz

"Znaczy mi się nie podobają jakieś duże zady i uda, ale jak uda są szczupłe dość a pupa podniesiona i kształtna to mega ładnie to wygląda i mi się podoba"
Tzn dużego tyłka i chudych nóg nie da się uzyskać bez operacji, bo zawsze przy ćwiczeniach pośladków uda w jakimś stopniu biorą udział, ale to na plus, bo te dziewczyny z nogami jak patyki i implantami w tyłkach wyglądają...no srednio

"no i tam reszta pielegnacji twarzy podnosi na duchu i czuję się tak lepiej."
Mnie kiedyś też to sprawiało radochę. Pamiętam, że w czasach licealnych kolekcjonowałam Ziaję, bo ta marka miała super wybór kosmetyków. Wszystko od nich miałam. Teraz przerzuciłam się na Isanę, bo równie tania, a ma lepsze składy kosmetyków. Teraz dbam o siebie tak bardziej z przyzwyczajenia, kiedyś mi to chyba więcej frajdy sprawiało
Jakich kosmetyków używasz?

"Mi się wydaje też że zaniedbanie  może pogorszyć nastrój i ciebie to dodatkowo dobijać"
A to prawda. Pamiętam, jak we wrześniu zdałam poprawę bardzo ważnego egzaminu, delikatnie się pomalowałam, rozpuściłam włosy, założyłam trochę lepszej jakości ciuchy i nagle mi wszyscy mówią, że super wyglądam i czy idę na randkę. Jak nie ma stresu, jak człowiek odetchnie sobie to zupełnie co innego. Ogólnie cerę mam ładną, podkładu używam rzadko, ale przy brązowych włosach mam jasne brwi i rzęsy i jak na co dzień chodzę niepomalowana to wyglądam jak chora, więc jak tylko użyję tuszu i pomady do brwi to jest niebo a ziemia

"Po 20 robisz sobie codziennie 30 min spa"
Powiem Ci, że zaczęłam robić kilkuminutowe masaże bańką chińską pośladków, bo mam na nich lekki cellulit, a to już uważam, jest coś. Na co dzień używam kosmetyków, żeby nie było, a na sam prysznic z myciem włosów, wyjściem, wybalsamowaniem schodzi 30, więc mogę to chyba uznać za spa?
Wiesz, to nie tak, że ja o siebie nie dbam. Dbam. Regularnie robię peelingi, olejuję włosy itp. Pisząc "zaniedbana" miałam na myśli to, że często na uczelnię jak idę, to muszę wstać wcześnie, więc mam wory pod oczami, wkładam gorsze jakościowo ciuchy (w sensie zamiast ulubionych rurek to przeciętne dżinsy, sweter), makijażu nie robię, bo prowadzący się na to nie zawsze dobrze patrzą. Mówię serio, gorzej jak w szkole
Fajnie się mówi, że makijaż to tylko 15 minut, ale mam traumę, bo kiedyś na studiach wyglądałam na prawdę dobrze. Malowałam się, ubierałam ładnie. Słyszałam nawet od kolegi, że nie mam konkurencji na roku. Tylko że w pewnym momencie z trudnego przedmiotu wsiadła na mnie profesorka. Na mnie ikilak innych w miarę ładnych koleżanek. Prawie nas nie wywaliła ze studiów, tak nas dojechała na egzaminie ustnym. Od tamtej pory się nie maluję na studia. Na moją koleżankę też wsiadła inna prowadząca. Cały czas jej zadawała pytania i ją męczyła. W czerwcu mieliśmy egzamin ustny. Ja weszłam w przetłuszczonych włosach związanych w kucyk nad karkiem, koszula, niby elegancka, ale nie żadna "seksi", do tego sweterek, dżindy, balerinki. Usłyszałam kilka razy, że "wygląda pani tak porządnie" a wyglądałam jak siódme dziecko stróża. I zdałam. Zaraz po mnie weszła moja koleżanka z grupy. Bardzo mądra dziewczyna, ale też zadbana:makijaż, sukienka. Nakrzyczała na nią baba i uwaliła. Wiecie, kompleksy. Na studiach i tak mam grupę samych dziewczyn, na roku też większość to dziewczyny, więc jeśli mam wybrać makijaż i użeranie się z zakompleksionym starym babskiem, a wyglądanie na chorą, ale mającą spokój to wolę to drugie
Ogólnie to bardzo lubię lekki makijaż. Od kilku lat, jak gdzieś wychodzę to nakładam korektor pod oczy, puder, tusz i pomadę. To wszystko, a twarz się jednak zmienia, szczególnie, jak człowiek nie ma grubych naturalnych i ciemnych brwi

Dziękuję serdecznie za wszystkie rady :*
Właśnie mam założenie, żeby więcej dbać o siebie

116

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

@Polly01


Trochę Cię rozumiem, bo sam już odpuściłem. Nie szukam nikogo a jak trafnie zauważyłaś wyjątków czyli fajnych osób które są same (rzecz jasna oprócz nas i autorki wątku! smile ) jest mega mało, minimalnie, iluzorycznie...

Ale wiesz co, nie poddawaj się. Na pewno jesteś świetna. Często wiele rzeczy na początku wydaje się tragedią a potem.. największym fuksem życia. Może przez takie podejście nie narobisz sobie teraz problemów, nie stracisz zaufania do facetów itd. Możesz wszystko, po prostu zrób to smile znajdź kogoś fajnego.

Ale to nie jest tak że coś z nami jesst nie tak. Każdy jest inny ale to nie zmniejsza szans na dobranie się z inną osobą i stworzenie super związku. Nie musisz niczego spełniać, niczemu sprostać itd. po prostu bądź sobą i poczekaj aż trafisz na drugą taką osobę. Może patrząc na ogólne kanony i mody nie będziecie najpopularniejsi ale za to naszczęśliwsi smile

Mądrość i inteligencja to 2 różne sprawy. Można mieć doktorat i.. nie mieć nic do powiedzenia a co dopiero płomiennie dyskutować smile Myślisz że ktoś mądry, inteligentny, błyskotliwy będzie wolał nudną panią doktor czy kogoś z kim będzie mógł wyskoczyć na weekend do Paryża i przegadać fajnie 3 dni : )

Masz bardzo fajną wizję faceta. Wypisz wymaluj ja sprzed kilku lat smile

Nie trać nadzei smile

117

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

@Polly01


Trochę Cię rozumiem, bo sam już odpuściłem. Nie szukam nikogo a jak trafnie zauważyłaś wyjątków czyli fajnych osób które są same (rzecz jasna oprócz nas i autorki wątku! smile ) jest mega mało, minimalnie, iluzorycznie...

Ale wiesz co, nie poddawaj się. Na pewno jesteś świetna. Często wiele rzeczy na początku wydaje się tragedią a potem.. największym fuksem życia. Może przez takie podejście nie narobisz sobie teraz problemów, nie stracisz zaufania do facetów itd. Możesz wszystko, po prostu zrób to smile znajdź kogoś fajnego.

Ale to nie jest tak że coś z nami jesst nie tak. Każdy jest inny ale to nie zmniejsza szans na dobranie się z inną osobą i stworzenie super związku. Nie musisz niczego spełniać, niczemu sprostać itd. po prostu bądź sobą i poczekaj aż trafisz na drugą taką osobę. Może patrząc na ogólne kanony i mody nie będziecie najpopularniejsi ale za to naszczęśliwsi smile

Mądrość i inteligencja to 2 różne sprawy. Można mieć doktorat i.. nie mieć nic do powiedzenia a co dopiero płomiennie dyskutować smile Myślisz że ktoś mądry, inteligentny, błyskotliwy będzie wolał nudną panią doktor czy kogoś z kim będzie mógł wyskoczyć na weekend do Paryża i przegadać fajnie 3 dni : )

Masz bardzo fajną wizję faceta. Wypisz wymaluj ja sprzed kilku lat smile

Nie trać nadzei smile

118

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Do Polly01:
"Tak nawet na takim tinderze trzeba mieć szczęście."
Wiem. Znam jedną parę, co się poznała na tinderze. Rozstali się po roku, ale jak na tindera to i tak okej

"Co do relacji bwf to nie jest to taki głupi pomysł, bo byś miała osobę z którą możesz pogadać i też seks, zdobyłabyś doświadczenie. Tylko, że to by musiał być kolega którego lubisz a nie tylko chodzicie do łóżka i naura bo nie wiem, ale mnie by takie coś nie satysfakcjonowało."
Prawda. Seks to przyjemność, ale z nowo poznaną osobą bym nie mogła, a jak kumpel to zawsze coś. Oficjalnie nie byłam w takiej relacji, nieoficjalnie byłego tak trochę traktowałam, bo nie chciałabym mieć nigdy takiego męża jak on, a jednak no sypiałam z nim

"No, ale co do kolegii to jest ryzyko, że się zakochasz i będziesz cierpieć."
Szansa zawsze jest, ale ja się tak łatwo nie zakochuję

"Bo mam nadzieję nie twierdzisz, że nie wypał, bo ktoś nie był w twoim typie wizualnym, ale do pogadania był spoko."
Głównie mi chodzi o pogadanie właśnie. Wygląd jest często mylny na 1 rzut oka, ale jak ktoś od początku zachowuje się jak buc, to choćby wyglądał jak model, to sorry, ale nie

"Trenuje sobie w domu z obciążeniem. Tyłek i nogi tak z 25-30 min 3 razy w tygodniu. No i trening na brzuch też wykonuje, ale nie zawsze w tygodniu to robię."
Ooo super big_smile
Też kupiłam jakiś czas temu miniband i też sobie ćwiczę smile

"Nawet jak weźmiesz sobie małe obciążenie i 3 miesiące regularnie ćwiczysz to są fajne efekty."
Prawda. Nie wiem jak Ty, ale ja mam np. taką budowę ciała, że szybko mi się sylwetka rzeźbi. Może nie wyglądam jak "pudzian" (na szczęście), ale ujędrnia się szybko, więc wiem, o czym mówisz

"Znaczy mi się nie podobają jakieś duże zady i uda, ale jak uda są szczupłe dość a pupa podniesiona i kształtna to mega ładnie to wygląda i mi się podoba"
Tzn dużego tyłka i chudych nóg nie da się uzyskać bez operacji, bo zawsze przy ćwiczeniach pośladków uda w jakimś stopniu biorą udział, ale to na plus, bo te dziewczyny z nogami jak patyki i implantami w tyłkach wyglądają...no srednio

"no i tam reszta pielegnacji twarzy podnosi na duchu i czuję się tak lepiej."
Mnie kiedyś też to sprawiało radochę. Pamiętam, że w czasach licealnych kolekcjonowałam Ziaję, bo ta marka miała super wybór kosmetyków. Wszystko od nich miałam. Teraz przerzuciłam się na Isanę, bo równie tania, a ma lepsze składy kosmetyków. Teraz dbam o siebie tak bardziej z przyzwyczajenia, kiedyś mi to chyba więcej frajdy sprawiało
Jakich kosmetyków używasz?

"Mi się wydaje też że zaniedbanie  może pogorszyć nastrój i ciebie to dodatkowo dobijać"
A to prawda. Pamiętam, jak we wrześniu zdałam poprawę bardzo ważnego egzaminu, delikatnie się pomalowałam, rozpuściłam włosy, założyłam trochę lepszej jakości ciuchy i nagle mi wszyscy mówią, że super wyglądam i czy idę na randkę. Jak nie ma stresu, jak człowiek odetchnie sobie to zupełnie co innego. Ogólnie cerę mam ładną, podkładu używam rzadko, ale przy brązowych włosach mam jasne brwi i rzęsy i jak na co dzień chodzę niepomalowana to wyglądam jak chora, więc jak tylko użyję tuszu i pomady do brwi to jest niebo a ziemia

"Po 20 robisz sobie codziennie 30 min spa"
Powiem Ci, że zaczęłam robić kilkuminutowe masaże bańką chińską pośladków, bo mam na nich lekki cellulit, a to już uważam, jest coś. Na co dzień używam kosmetyków, żeby nie było, a na sam prysznic z myciem włosów, wyjściem, wybalsamowaniem schodzi 30, więc mogę to chyba uznać za spa?
Wiesz, to nie tak, że ja o siebie nie dbam. Dbam. Regularnie robię peelingi, olejuję włosy itp. Pisząc "zaniedbana" miałam na myśli to, że często na uczelnię jak idę, to muszę wstać wcześnie, więc mam wory pod oczami, wkładam gorsze jakościowo ciuchy (w sensie zamiast ulubionych rurek to przeciętne dżinsy, sweter), makijażu nie robię, bo prowadzący się na to nie zawsze dobrze patrzą. Mówię serio, gorzej jak w szkole
Fajnie się mówi, że makijaż to tylko 15 minut, ale mam traumę, bo kiedyś na studiach wyglądałam na prawdę dobrze. Malowałam się, ubierałam ładnie. Słyszałam nawet od kolegi, że nie mam konkurencji na roku. Tylko że w pewnym momencie z trudnego przedmiotu wsiadła na mnie profesorka. Na mnie ikilak innych w miarę ładnych koleżanek. Prawie nas nie wywaliła ze studiów, tak nas dojechała na egzaminie ustnym. Od tamtej pory się nie maluję na studia. Na moją koleżankę też wsiadła inna prowadząca. Cały czas jej zadawała pytania i ją męczyła. W czerwcu mieliśmy egzamin ustny. Ja weszłam w przetłuszczonych włosach związanych w kucyk nad karkiem, koszula, niby elegancka, ale nie żadna "seksi", do tego sweterek, dżindy, balerinki. Usłyszałam kilka razy, że "wygląda pani tak porządnie" a wyglądałam jak siódme dziecko stróża. I zdałam. Zaraz po mnie weszła moja koleżanka z grupy. Bardzo mądra dziewczyna, ale też zadbana:makijaż, sukienka. Nakrzyczała na nią baba i uwaliła. Wiecie, kompleksy. Na studiach i tak mam grupę samych dziewczyn, na roku też większość to dziewczyny, więc jeśli mam wybrać makijaż i użeranie się z zakompleksionym starym babskiem, a wyglądanie na chorą, ale mającą spokój to wolę to drugie
Ogólnie to bardzo lubię lekki makijaż. Od kilku lat, jak gdzieś wychodzę to nakładam korektor pod oczy, puder, tusz i pomadę. To wszystko, a twarz się jednak zmienia, szczególnie, jak człowiek nie ma grubych naturalnych i ciemnych brwi

Dziękuję serdecznie za wszystkie rady :*
Właśnie mam założenie, żeby więcej dbać o siebie

To super, że dbasz o siebie, bo myślałam, że się właśnie totalnie zapuściłaś hah.
Już też rozumiem czemu makijażu nie wykonujesz jeśli jest jak piszesz to serio lepiej nie nosić makijażu aby te baby się nie czepiały...

Kurczę też nie przypuszczałam, że ćwiczysz. To dobrze, że dbasz o ciało i pewnie ładnie wygląda...

Jak tak czytam co piszesz to naprawdę cytuję słowa twojej koleżanki "Jakim cudem taka laska jak ty nie ma chłopaka i nigdy nie miała (fajnego) tylko jakiegoś przez kilka miesięcy buca". Serio myślałam, że po prostu nic z sobą nie robisz tylko nauka i nauka. A ty jeśli chodzi o wygląd to dbasz o siebie i robisz nawet więcej niż nie jedna dziewczyna, bo basen i ćwiczenia z tymi gumami... Napewno twoja sylwetka się ładnie prezentuje. To ja już się poddaje czemu przez te lata nie znalazłaś jakiegoś w porządku faceta z którym byłaś choćby rok czy dwa (bo z różnych przyczyn może nie wyjść). Chodzi mi przede wszystkim czemu nie weszłaś w fajny poważny związek skoro im więcej piszesz to tym fajną laskę widzę i się po prostu dziwię na maksa. Ile jest dziewczyn które nie dbają w ogóle o swoją sylwetkę, nie mają pasji ( jak ty pływanie), jędzą sobie co popadnie co przekłada się na grubszą sylwetkę i wchodzą normalnie w związki i to wcale nie z jakimiś najgorszymi facetami. Jakoś zawsze się słyszy, że ten wygląd dużo daje w relacjach damsko-męskich a tu nie wiem czemu tak się u ciebie podziało...

Dodatkowo w czasie studiów byłaś mega wylaszczona. To czemu ja się pytam będąc mega wylaszczoną i otwartą ( wtedy najwięcej wychodziłaś ze znaj) nie weszłaś w jakaś fajną relację z chłopakiem co by się przerodziło w związek. Serio zaczynam uważać, że to jakiś pech...
Jeśli tak kolega powiedział to na pewno urody i umiejętności podkreślenia urody ci nie brakuje...

Jesteś szczupła, ładna, na dobrym kierunku studiów, masz pasje, jak tak piszesz to też nie uważam abyś staraszyła charakterem  tylko pewnie można z tobą fajnie pogadać. Ja widzę same zalety naprawdę. Może faceci się kierują czymś innym, ale czym w takim razie?. Może jednak ta pewność siebie jest kluczowa?

ps: na pocieszenie ci napisze tak. Mój były mega wartościowy facet, z pasjami, ogarnięty. Ja byłam jego pierwszą taką dziewczyną na poważnie (wcześniej randki), po roku (ma 26) ma nową dziewczynę z kilka miesięcy dopiero, ale wydaje mi się, że jest z nią szczęśliwy. Więc może twoje życie uczuciowe ruszy jak będziesz miała 25-26. Skończysz studia, będziesz miała więcej czasu na zadbanie aby wyglądać jak ta laska z 1 roku studiów i miała też czas na pasje oraz uwaga wyprowadzisz się, założysz tindera czy ogólnie w nowym mieście będzie o wiele więcej facetów i tam znajdziesz swojego pierwszego fajnego chłopaka. Spokojnie 24 to nie 34 bez związku. Jeszcze do 30 masz naprawdę sporo czasu.

A i pytałaś o kosmetyki. Ja używam z polecenia kosmetyczki (chodzę co miesiąc na jakieś zabiegi typu kwas czy oczyszczanie). Moja kosmetyczka zawsze mi coś fajnego poleci do mojego typu skóry, ale co ci polecam ogólnie to maska z glinki zielonej, produkty z nacomi (maska nacomi agua hydra skin), w twoim wieku też mogłabyś sie zainteresować świadomą pielegnacją i tutaj polecam ci ebooka pewniej youtuberki która ma nazwę "Jak dbać o skóre? po dwudziestce". Jest z zawodowem kosmetologiem i z tego co wiem to bardzo siedzi w pielegnacji i ten ebook jest mega pomocny i nawet kosmetyki przykładowe daje co z czym łączyć. A i pamiętaj o codziennym stosowaniu kremów z spf to mega ważne.

119

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Wyszłam za mąż mając 29 lat. Znaliśmy się 4 lata, 3 lata razem mieszkaliśmy.

I wiesz, mój mąż syfiarzem był przeokropnym big_smile wcześniej sam mieszkał i masakra co się działo na tamtym mieszkaniu big_smile ale tam mieszkał on, ja nie sprzątałam. Zapowiedziałam mu tylko, że jak chce ze mną zamieszkać to musi sprzątać, bo ja nie będę robić wszystkiego.
Mistrzem porządku dalej nie jest, ja też nie, ale jak mu przypomnę, żeby coś zrobił, to zrobi. Czasami sam z siebie zrobi. Jakby nie wykazywał chęci ku temu, to bym z nim nie zamieszkała.
Tak samo z gotowaniem. Ja nie zawsze mam czas.

Tak masz w związku, jak się zgodzisz mieć.
Moim zdaniem lepiej nie mieć nikogo niż zgadzać się na coś, w czym się będzjesz czuła źle. Tak samo z dziećmi. Nie chcesz, to szulasz partnera, który też nie chce zamiast takiego, który będzie czekał aż zmienisz zdanie.
Tylko taka postawa wymaga bardzo mocno postawionych granic i dużej szczerości od samego początku związku.

Btw. Ja też nie umiem obsługiwać wiertarki, przykręcać kontaktów i kosić trawy. Nie umiem też wkręcać żarówek i nie widzę w tym nic złego.

120 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-11-04 09:03:08)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Zrobilas po prostu blad ze za dlugo sie z nim spotykalas mimo ze ci to nie odpowiadalo. Niestety pozniej zostaja urazy. Wiele osob popelnilo podobne bledy wlacznie ze mna, ale czlowiek uczy sie na bledach. Nie musisz kolejny raz popelniac tego samego bledu. A jak popelnisz to za kolejnym razem mozesz zachowac sie juz inaczej.
I tak bardzo prawdopodobne ze jeszcze wiele razy trafisz na rozne dziwne osoby albo leniwe, manipulujace.. Roznych ludzi sie spotyka. Mozesz jednak reagowac. Jak ktos szuka uleglej osoby, to wlasne zdanie czy nie zgadzanie sie mu sie nie spodoba i sie raczej zmywa. Ja jak spotykalam nowych facetow to wiele razy mialam wrazenie ze sprawdzaja czy lubie sprzatac i gotowac ;-). Nauczylam sie zeby sie nie wyrywac do takich rzeczy bo wszystkie niechciane rzeczy latwo wyladuja na twojej glowie. Raczej zawsze podkreslam ze gotowanie nie jest moim hobby. Potrafie ale nie lubie spedzac godzin przy garach. I interesuje sie czy facet potrafi sprzatac i gotowac :-p

Co z tego, że nie umiesz teraz jakichś rzeczy (koszenie trawy??, obsługa wiertarki?). Mozesz sie nauczyc jak bedziesz chciala. Nie wiem czemu tak to drążysz.

121

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

Zrobilas po prostu blad ze za dlugo sie z nim spotykalas mimo ze ci to nie odpowiadalo. Niestety pozniej zostaja urazy. Wiele osob popelnilo podobne bledy wlacznie ze mna, ale czlowiek uczy sie na bledach. Nie musisz kolejny raz popelniac tego samego bledu. A jak popelnisz to za kolejnym razem mozesz zachowac sie juz inaczej.
I tak bardzo prawdopodobne ze jeszcze wiele razy trafisz na rozne dziwne osoby albo leniwe, manipulujace.. Roznych ludzi sie spotyka. Mozesz jednak reagowac. Jak ktos szuka uleglej osoby, to wlasne zdanie czy nie zgadzanie sie mu sie nie spodoba i sie raczej zmywa. Ja jak spotykalam nowych facetow to wiele razy mialam wrazenie ze sprawdzaja czy lubie sprzatac i gotowac ;-). Nauczylam sie zeby sie nie wyrywac do takich rzeczy bo wszystkie niechciane rzeczy latwo wyladuja na twojej glowie. Raczej zawsze podkreslam ze gotowanie nie jest moim hobby. Potrafie ale nie lubie spedzac godzin przy garach. I interesuje sie czy facet potrafi sprzatac i gotowac :-p

Co z tego, że nie umiesz teraz jakichś rzeczy (koszenie trawy??, obsługa wiertarki?). Mozesz sie nauczyc jak bedziesz chciala. Nie wiem czemu tak to drążysz.

Właśnie nie spotykałam się za długo. To były niecałe 2 miesiące. I to nie tak, że byłam po uszy zakochana. Wręcz przeciwnie- on mi się od początku nie podobał. Niby z wyglądu niebrzydki, ale lubię ludzi inteligentnych, elokwentnych, a on był tego przeciwieństwem. To ja mu się spodobałam. Wiedziałam o tym od początku. On mi nie przypasił charakterem, wygląd też średnio (ale to przecież nie jest najważniejsze), nawet nie lubiłam zapachu jego ciała, był dla mnie odpychający, ale byłam dłuższy czas sama, 1,5 roku wtedy minęło od czasu, gdy dostałam kosza. Od dłuższego czasu byłam sama i od dawna nie byłam na żadnej randce. Dlatego zagryzałam zęby, żeby nie było, że wybrzydzam i spuszczam każdego, któremu się podobam i czekam na księcia na białym rumaku. Normalnie bym na takiego typa nawet nie spojrzała, ale no długotrwała samotność dawała się we znaki. I wiecie, teraz mam takie podświadome myślenie, że albo się nie podobam nikomu, albo takim jak mój ex. Po prostu dopóki nie będę miała chociaż jednego szczęśliwego związku na koncie to tak będzie. Jak wejdę w związek z osobą z podobnym charakterem to nagle się okaże, że jednak związki mogą nie być toksyczne big_smile
Ciebie też tak podpytują o gotowanie i sprzątanie? Masakra. Tak bezpośrednio czy raczej między wierszami?
Wiesz....moja koleżanka potrafi kosić trawę. Ja w domu piorę, sprzątam, coś tam gotuję (chociaż nie lubię), czyli podstawy, ale żeby coś technicznego zrobić, to nie ma szans. Do wszystkiego muszę kogoś wzywać

Lady Loka napisał/a:

Wyszłam za mąż mając 29 lat. Znaliśmy się 4 lata, 3 lata razem mieszkaliśmy.

I wiesz, mój mąż syfiarzem był przeokropnym big_smile wcześniej sam mieszkał i masakra co się działo na tamtym mieszkaniu big_smile ale tam mieszkał on, ja nie sprzątałam. Zapowiedziałam mu tylko, że jak chce ze mną zamieszkać to musi sprzątać, bo ja nie będę robić wszystkiego.
Mistrzem porządku dalej nie jest, ja też nie, ale jak mu przypomnę, żeby coś zrobił, to zrobi. Czasami sam z siebie zrobi. Jakby nie wykazywał chęci ku temu, to bym z nim nie zamieszkała.
Tak samo z gotowaniem. Ja nie zawsze mam czas.

Tak masz w związku, jak się zgodzisz mieć.
Moim zdaniem lepiej nie mieć nikogo niż zgadzać się na coś, w czym się będzjesz czuła źle. Tak samo z dziećmi. Nie chcesz, to szulasz partnera, który też nie chce zamiast takiego, który będzie czekał aż zmienisz zdanie.
Tylko taka postawa wymaga bardzo mocno postawionych granic i dużej szczerości od samego początku związku.

Btw. Ja też nie umiem obsługiwać wiertarki, przykręcać kontaktów i kosić trawy. Nie umiem też wkręcać żarówek i nie widzę w tym nic złego.

Bardzo się cieszę big_smile
Uwielbiam czytać, że ktoś jest w szczęśliwym związku <3
Wiesz, jak chłop nic nie sprzątał, ale się ogarnął to nie ma nic w tym złego. Mój ex natomiast uważał, że jest czysto (nawet jak zaczynało w kuchni śmierdzieć od brudu) i że tylko mi to przeszkadza, więc sama mam sobie sprzątać, a on szedł sobie na piwo z kolegami
Tak wiem, że lepiej być samemu niż z takim toksykiem. Tak też przecież zrobiłam. W sumie to nie tak, że ja zerwałam. Coraz bardziej mnie zaczęło brzydzić co robił (to przenocowanie koleżanki z grupy, gdy byłam w pokoju obok to już chyba podchodzi pod zdradę) i się zaczęłam odsuwać, on się dziwił, że za nim nie biegam. Potem ograniczyłam kontakt, powiedziałam, że nie chcę tego tolerować i się wyprowadziłam

Polly01 napisał/a:

To super, że dbasz o siebie, bo myślałam, że się właśnie totalnie zapuściłaś hah.
Już też rozumiem czemu makijażu nie wykonujesz jeśli jest jak piszesz to serio lepiej nie nosić makijażu aby te baby się nie czepiały...

Kurczę też nie przypuszczałam, że ćwiczysz. To dobrze, że dbasz o ciało i pewnie ładnie wygląda...

Jak tak czytam co piszesz to naprawdę cytuję słowa twojej koleżanki "Jakim cudem taka laska jak ty nie ma chłopaka i nigdy nie miała (fajnego) tylko jakiegoś przez kilka miesięcy buca". Serio myślałam, że po prostu nic z sobą nie robisz tylko nauka i nauka. A ty jeśli chodzi o wygląd to dbasz o siebie i robisz nawet więcej niż nie jedna dziewczyna, bo basen i ćwiczenia z tymi gumami... Napewno twoja sylwetka się ładnie prezentuje. To ja już się poddaje czemu przez te lata nie znalazłaś jakiegoś w porządku faceta z którym byłaś choćby rok czy dwa (bo z różnych przyczyn może nie wyjść). Chodzi mi przede wszystkim czemu nie weszłaś w fajny poważny związek skoro im więcej piszesz to tym fajną laskę widzę i się po prostu dziwię na maksa. Ile jest dziewczyn które nie dbają w ogóle o swoją sylwetkę, nie mają pasji ( jak ty pływanie), jędzą sobie co popadnie co przekłada się na grubszą sylwetkę i wchodzą normalnie w związki i to wcale nie z jakimiś najgorszymi facetami. Jakoś zawsze się słyszy, że ten wygląd dużo daje w relacjach damsko-męskich a tu nie wiem czemu tak się u ciebie podziało...

Dodatkowo w czasie studiów byłaś mega wylaszczona. To czemu ja się pytam będąc mega wylaszczoną i otwartą ( wtedy najwięcej wychodziłaś ze znaj) nie weszłaś w jakaś fajną relację z chłopakiem co by się przerodziło w związek. Serio zaczynam uważać, że to jakiś pech...
Jeśli tak kolega powiedział to na pewno urody i umiejętności podkreślenia urody ci nie brakuje...

Jesteś szczupła, ładna, na dobrym kierunku studiów, masz pasje, jak tak piszesz to też nie uważam abyś staraszyła charakterem  tylko pewnie można z tobą fajnie pogadać. Ja widzę same zalety naprawdę. Może faceci się kierują czymś innym, ale czym w takim razie?. Może jednak ta pewność siebie jest kluczowa?

ps: na pocieszenie ci napisze tak. Mój były mega wartościowy facet, z pasjami, ogarnięty. Ja byłam jego pierwszą taką dziewczyną na poważnie (wcześniej randki), po roku (ma 26) ma nową dziewczynę z kilka miesięcy dopiero, ale wydaje mi się, że jest z nią szczęśliwy. Więc może twoje życie uczuciowe ruszy jak będziesz miała 25-26. Skończysz studia, będziesz miała więcej czasu na zadbanie aby wyglądać jak ta laska z 1 roku studiów i miała też czas na pasje oraz uwaga wyprowadzisz się, założysz tindera czy ogólnie w nowym mieście będzie o wiele więcej facetów i tam znajdziesz swojego pierwszego fajnego chłopaka. Spokojnie 24 to nie 34 bez związku. Jeszcze do 30 masz naprawdę sporo czasu.

A i pytałaś o kosmetyki. Ja używam z polecenia kosmetyczki (chodzę co miesiąc na jakieś zabiegi typu kwas czy oczyszczanie). Moja kosmetyczka zawsze mi coś fajnego poleci do mojego typu skóry, ale co ci polecam ogólnie to maska z glinki zielonej, produkty z nacomi (maska nacomi agua hydra skin), w twoim wieku też mogłabyś sie zainteresować świadomą pielegnacją i tutaj polecam ci ebooka pewniej youtuberki która ma nazwę "Jak dbać o skóre? po dwudziestce". Jest z zawodowem kosmetologiem i z tego co wiem to bardzo siedzi w pielegnacji i ten ebook jest mega pomocny i nawet kosmetyki przykładowe daje co z czym łączyć. A i pamiętaj o codziennym stosowaniu kremów z spf to mega ważne.

Nie, nie, o pielęgnację dbam. Boję się zmarszczek, haha
Nie no, kiedyś bardzo dobrze wyglądałam na uczelni, ale jak jedna pani profesor na mnie strasznie wsiadła to mi przeszło

Tak, tak ćwiczę. Pracowałam kiedyś nawet jako instruktor sportu smile
Dużo trenowałam pływanie, kiedyś też jazdę konną, przelotnie tenis ziemny. A Ty?

"Serio myślałam, że po prostu nic z sobą nie robisz tylko nauka i nauka."
Tzn ostatnie kilka lat tak było. W sensie moja uczelnia zajmowała mi 5 dni w tygodniu od rana do wieczora i nie mogłam chodzić na zajęcia dodatkowe. Jednak ćwiczenia w domu zawsze były. Układam nawet swoje własne treningi, nie ćwiczę z fit trenerkami, wolę sama zebrać ulubione ćwiczenia. Kiedyś jednak dużo w sporcie siedziałam, potrafiłam kilka razy w tygodniu chodzić na treningi

"To ja już się poddaje czemu przez te lata nie znalazłaś jakiegoś w porządku faceta z którym byłaś choćby rok czy dwa (bo z różnych przyczyn może nie wyjść)."
No niektóre moje bliższe znajome mówią to samo albo wprost albo po prostu są bardzo zdziwione. Ja to zrzucam na swój charakter. Rodzice chcieli dla mnie dobrze, w latach szkolnych pozapisywali mnie na masę zajęć dodatkowych, rówieśników poza szkołą nie widziałam prawie wcale. Nawet pani psycholog mi powiedziała, że musiałam po prostu mentalnie szybciej dorosnąć. Do tego rodzice mieli biznes, który kilka lat podupadał. Ja czułam się samotna. Miałam stany depresyjne, i choć na siłę się uśmiechałam to to jednak nie to samo, co prawdziwy uśmiech. W latach szkolnych ze szkoły ani nikt mi się specjalnie nie podobał, ani nie zabiegał. Tak neutralnie. Jeździłam na obozy sportowe i tam faktycznie ktoś ciekawy się zawsze trafił, ale po 2 tygodniach się wszyscy rozjeżdżali w różne części kraju, więc wiesz
W klasie maturalnej trafiło mi się pewne wesele. Byłam zaproszona tam ja z rodziną. Żenił się znajomy nasz wspólny. Było tam dużo osób z naszego miasteczka, w tym znajomi rodziców, którzy mieli syna, który mi się kiedyś podobał, ale potem kilka lat go nie widziałam. Gadaliśmy, tańczyliśmy, bo byliśmy oboje sami, więc postanowiliśmy się bawić razem, ale wiesz- miałam wtedy depresję i to taką, że do końca nie pamiętam tamtego okresu czasu, czułam się fatalnie. Jego rodzice mnie lubili i chcieli mnie z nim zeswatać, ale on widział we mnie tylko smutną i ponurą, sztywną laskę, co się bawić nie potrafi. Kilka miesięcy później wychodziła za mąż moja kuzynka, zaprosiłam go na to wesele, bo nie miałam z kim iść. Niby było okej, ale jakoś sztywno, on przestał ze mną rozmawiać, tylko siedział, patrzył w ścianę a jak chciałam podtrzymać rozmowę to odpowiadał tylko tak lub nie. Potem nawet się do mnie nie odezwał. Z jednej strony sama robię sobie wyrzuty, że zaprzepaściłam fajną znajomość, a z drugiej- to nie do końca była moja wina. Starałam się, ale jak ktoś bardzo źle się czuje wewnętrznie to nawet uśmiechając się ędzie to nieszczere

"Chodzi mi przede wszystkim czemu nie weszłaś w fajny poważny związek skoro im więcej piszesz to tym fajną laskę widzę i się po prostu dziwię na maksa"
Chyba to co wyżej- depresja, która zniechęca ludzi, do tego obracałam się zawsze w damskim gronie. Chyba nie było nigdy żadnego okresu w moim życiu, żeby w moim otoczeniu było po równo kobiet i mężczyzn. Podstawówka, gimnazjum, liceum chłopaki to co najwyżej 40% klasy lub mniej a teraz na studiach z chłopakami nie mam żadnych zajęć, jakieś pojedyncze jednostki u nas są. Jak chodziłam do klubu sportowego trenować to albo były grupy dzieciaków albo głównie dorośli mężczyźni 40+, więc wybór średni jak dla licealistki

"jędzą sobie co popadnie co przekłada się na grubszą sylwetkę i wchodzą normalnie w związki i to wcale nie z jakimiś najgorszymi facetami. "
Wydaje mi się, że dużo siedzi w głowie. Poza tym ja jestem spokojną osobą. Średnio lubię duże zgromadzenia, praktycznie w ogóle, imprezy to najlepiej domówki, klubów nie cierpię, jestem raczej spokojna i stonowana. Cenią to wykładowcy na uczelni, którzy poznają mnie bliżej, mówią, że jestem porządna, ale no dla innych ludzi, szczególnie młodych to nudne. I czytałam w jakiejś psychologicznej książce, że takie dziewczyny sprawiają wrażenie uległych i często przyciągają takich toksyków, którzy by chcieli ustawić pod siebie. A ja dla niektórych mogę się wydawać po prostu nudna. W 2020 w lato pojechałam na obóz pływacki jako instruktor. Byli tam ludzie, co albo studiów nie mieli wcale, albo skończyli jakieś łatwe kierunki i oni byli bardzo wyluzowani a ja ich nawet wkurzałam momentami, mówili, że czemu biorę tyle rzeczy na poważnie. To wszystko mówi samo za siebie

"Jakoś zawsze się słyszy, że ten wygląd dużo daje w relacjach damsko-męskich a tu nie wiem czemu tak się u ciebie podziało..."
Nie wiem, serio. Znaczy ja jestem z urody przeciętna. Mam bardzo popularny rozmiar 36, but 38, więc takie wymiary, jakie nosi większość dziewczyn (zawsze na wyprzedażach nic nie zostaje z ych rozmiarów, haha). Włosy mam proste za biust, jestem szczupła (może nawet trochę za bardzo, choć szkieletem nie jestem). Jednak nie wyglądam jak miss. Ot zwykła laska, jakich pełno na ulicach. Nawet mi kiedyś kolega powiedział, że niczym się nie wyróżniam i gdyby mnie nie znał to by mnie w tłumie nie zauważył

"Dodatkowo w czasie studiów byłaś mega wylaszczona. To czemu ja się pytam będąc mega wylaszczoną i otwartą ( wtedy najwięcej wychodziłaś ze znaj) nie weszłaś w jakaś fajną relację z chłopakiem co by się przerodziło w związek. Serio zaczynam uważać, że to jakiś pech..."
No ja zrzucam to na pech. Np. na pierwszym roku studiów jak tylko ktoś mnie na jakąś imprezę zapraszał to chodziłam. Jak pisałam wyżej- nie znoszę klubów. Nienawidzę, ale przełamywałam się, żeby poznać nowych ludzi. I fakt, trochę osób poznałam, to prawda. Nawet na roku miałam ze 2 chłopaków, którzy mi wpadli w oko, niestety oboje już wtedy byli w długich poważnych związkach, więc nawet nie próbowałam podbijać, ale na prawdę super faceci. Ja spodobałam się dwóm, ale charakterki mieli straszne. Jeden wyśmiewał i umniejszał każdy mój problem i zmartwienie, dosłownie wyśmiewał, zamiast wspierać. Hejtował moje wybory (byliśmy na pizzy, powiedział, że nie wie co chce i mam wybrać a potem krytykował, że złą pizzę wybrałam). Drugi zaś myślał, że pozjadał wszelkie rozumy. Miał grupę ludzi, z którymi się trzymał od początku studiów, a przy mnie każdego hejtował "ta ma kilo tapety na twarzy, ten jest wredny" i tak obgadywał ich, aż się sama bałam, czy mnie tak nie obgaduje do nich. Też był taki ą i ę, straszny cwaniak. Nie podobało mi się to

"jak tak piszesz to też nie uważam abyś staraszyła charakterem  tylko pewnie można z tobą fajnie pogadać."
Dzięki <3
Ale jestem chyba strasznie nudna i sztywna, jak pisałam wyżej

"Ja widzę same zalety naprawdę. Może faceci się kierują czymś innym, ale czym w takim razie?. Może jednak ta pewność siebie jest kluczowa?"
Oj chłopaki kochają pewność siebie. Jak tylko mam dobry moment w życiu, coś mi się udało, tryskam energią, potrafię się z kimś droczyć to facetów to kręci. A czym kierują się faceci? Hmmm. Sądzę, że gdybym weszła w środowisko, gdzie jest więcej facetów to byłoby inaczej

"Więc może twoje życie uczuciowe ruszy jak będziesz miała 25-26."
No tak, wiadomo. Tylko no mam sąsiadkę, która ma córkę. Przeprowadzili się obok nas gdy miałam 10 lat, więc znałam ich trochę, dziewczyna starsza ode mnie o 13 lat. Też kończyła dość trudny kierunek na politechnice. Pamiętam, że ciągle tylko nauka i nauka i jak przyjeżdżała do domu na święta to też ją widywałam tragicznie zmęczoną. Zbliżała się 30stki i dalej była sama. Szybko ją rodzice zeswatali z pewnym gościem. Prawie od razu ślub, tuż po ślubie staranie o dziecko, potem zaś wychowywanie tego dziecka, praca. Ja takiego życia nie chcę. Z resztą jak ją widuję czasem, gdy odwiedza dom rodzinny to jest po prostu przemęczona i zajechana i chyba widać, że zrozumiała, że to nie tak. No bo to nie jest życie. Cały czas sama, stres, praca, potem na szybko ślub i dziecko. A gdzie w tym wszystkim radość? Ja bym chciała nacieszyć się seksem, wspólnie zwiedzić trochę miejsc, bo przy dziecku tego się nie zrobi. Ona nie jest jedyna, znam w sumie ze 2 albo 3 takie osoby. Nie podoba mi się taka wizja

"Jeszcze do 30 masz naprawdę sporo czasu."
Prawda, ale szybko zleci. Niedawno szłam do liceum, a nawet nie wiem, kiedy te 8 lat zleciało

Dziękuję za polecenie kosmetyków :*

122 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-11-07 01:56:39)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

"Ciebie też tak podpytują o gotowanie i sprzątanie? Masakra. Tak bezpośrednio czy raczej między wierszami?
Wiesz....moja koleżanka potrafi kosić trawę. Ja w domu piorę, sprzątam, coś tam gotuję (chociaż nie lubię), czyli podstawy, ale żeby coś technicznego zrobić, to nie ma szans. Do wszystkiego muszę kogoś wzywać"
Tak, nieraz ktoś pytał. Bezpośrednio lub pośrednio.
Nie wiem czemu tak się przejmujesz tym. Wszystkiego się samemu nie zrobi. Trzeba kogoś wezwać to wezwiesz. Remontu nikt codziennie nie robi. Można robić swoje a za remonty i naprawy komuś płacić.

Już się tak nie przejmuj tym co robił twój ex, który nawet ci się nie podobał i byłaś z nim tylko chwile. Niech sobie robi co chce. Też mi się zdarzyło mieć podobne relacje. W sumie nie myślę o nich nawet jako o związkach, bo nie zaangażowałam się w nie emocjonalnie.

123

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
aniuu1 napisał/a:

Tak, nieraz ktoś pytał. Bezpośrednio lub pośrednio.
Nie wiem czemu tak się przejmujesz tym. Wszystkiego się samemu nie zrobi. Trzeba kogoś wezwać to wezwiesz. Remontu nikt codziennie nie robi. Można robić swoje a za remonty i naprawy komuś płacić.

Już się tak nie przejmuj tym co robił twój ex, który nawet ci się nie podobał i byłaś z nim tylko chwile. Niech sobie robi co chce. Też mi się zdarzyło mieć podobne relacje. W sumie nie myślę o nich nawet jako o związkach, bo nie zaangażowałam się w nie emocjonalnie.

Masakra. Niech oni się lepiej zajmą swoim gotowaniem i sprzątaniem. Pisałam tu wcześniej, że pisałam na youtube z pewnym starszym gościem, który "uczył" mnie, jak być dobrą żoną. Pisał, że faceci lubią ognisko domowe, dzieci, lubią dobrze zjeść, lubią czystość, ale to nie pod kątem robienia tego, tylko właśnie że odpowiedni materiał na żonę powinien lubić dzieci, sprzątać, gotować, bo jak nie to facet odejdzie do takiej, która mu to zapewni, że ślub to umowa bardzo niekorzystna dla faceta i cały czas zadawał pytanie:"Co możesz dać facetowi, żeby podpisał niekorzystną umowę właśnie z Tobą, a nie odszedł do Kasi, Basi, Joli czy tysiąca innych". I w sumie to pytanie wiele miesięcy mi chodziło po głowie i wprowadziło w takie poczucie winy, że jak będę chciała podziału obowiązków to facet zwieje
Ja mu nawet pisałam, że jest coś takiego jak uczucie, a niekoniecznie patrzenie na korzyści z tego płynące, a on tylko, że naiwna jestem (tylko ładniej to ujął, nie wprost), sarkastycznie rzucał "ach miłość". Potem dodał, że jak facet młody, interesuje go seks to się da na takie coś złapać, ale faceci 30+ są bardziej świadomi i z samej miłości się nie oświadczą. Jego słowa

Czemu się tym przejmuję? Bo mam na tym punkcie kompleks. Jak pisałam wcześniej moja mama potrafi rzucić tekstem, że "Ta, już widzę, jak facet się dzieckiem zajmuje, nie licz na to, więc niech chociaż ogarnie naprawy domowe"- i dlatego mam taki tok myślenia, podświadomie, że już wolę też umieć coś zrobić w domu i żeby facet coś ogarniał a nie, że naprawi kran czy coś raz na kilka miesięcy, a pranie, sprzątanie, gotowanie to czynności codzienne i bardzo męczące
Ja wiem, że to idiotyczny tok myślenia i wielu facetów sami nie potrafią niczego naprawić, ale no przez takie gadanie mamy tak mi się zakotwiczyło, że jeśli będę umiała coś zrobić w domu, wtedy będę miała prawo wymagać od faceta równego podziału obowiązku. Wiem, że to głupie, ale no to moja podświadomość

Tym chłopakiem staram się nie przejmować. Też nie traktuję tego jako związek, bardziej jak przygodę czy wypadek przy pracy, ale łatwiej mi tu napisał "mój ex" niż "chłopak, któremu się spodobałam, ale był narcyzem, socjopatą i mnie wkurzał, ale byłam tak stęskniona za czyimś uściskiem, że uległam", więc wolę pisać krótszą wersję smile
I ja nadal czasami o tym chłopaku myślę. Nie to, że zazdrość, bo ma już nową, nie to, że chciałabym do niego wrócić, o nieee. Bardziej tęsknię za przytulaniem, wspólnym spędzaniem czasu. Miałam poczucie, że wreszcie nie jestem sama. Nawet przestałam się stresować czy mieć stany lękowe, bo wreszcie nie czułam się aż tak osamotniona, a to, że wkurzał mnie jego charakter to już osobny temat
Dlatego z jednej strony zawsze powtarzam, że lepiej być samemu niż z byle kim, a z drugiej boję się, że jak będę miała już te 30 lat i nadal będę w tym samym miejscu to ulegnę i wezmę pierwszego lepszego, któremu wpadnę w oko. Trochę się tego boję, ale z drugiej strony samotność potrafi dobić. I nie mówię, że mam jakieś traumy. Nie. Lubię spędzać czas sama ze sobą, znajomych jakiś tam mam, z którymi od czasu do czasu gdzieś wyskoczę, ale jednak biologia potrafi robić swoje, bo zawsze powtarzam to, że nie można ulegać desperacji, a potem wylądowałam w łóżku z takim jak ten ex, mimo że świadomie mi się nie podobał. Boję się trochę tego

124

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

No i czego się nauczyłaś z tej rozmowy z panem z youtube?
Może następnym razem nie dac sie pouczac albo w ogole nie kontynuowac z takim dyskusji? Jak zwiazek jest niekorzystnym ukladem dla niego to niech idzie swoja droga. Jak w szeregu sie do pana ustawiaja Kasie, Basie.. to "good for you". Są tacy co chcą być w związku i tacy co nie chcą. Nie jeden facet szuka kogoś kto zajmie się domem i nie jednej kobiecie pewnie bedzie to pasowac o ile pan jest w stanie zapewnic odpowiedni poziom życia. Jak nie, to pan jest cwaniaczkiem, który sam nie ma wystarczająco wiele do zaoferowania w stosunku do oczekiwan. Szkoda czasu na kogoś kto szuka czegos zupełnie innego niż Ty.

125 Ostatnio edytowany przez polis (2021-11-07 23:21:20)

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Wyśmiałabym typa. Ciekawe czy zarabia na tyle dużo, żeby partnerka nie pracowała. Jak nie to sobie pewnie może pomarzyć tylko, że będzie miał darmowe usługi sprzątające albo będzie musiał długo polować na jakąś naiwną mamusiującą facetowi. Jak dużo zarabia, to można zatrudnić kogoś do tej roboty jak mu się nie chce sprzątać. Stary dziadek szuka frajerki. Oczywiście można brać takich, ale po co? Jesteś sama, to sprzątasz tylko swój syf, a tak taki pan dokładałby Ci tylko obowiązków i zabierał czas.

126

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
polis napisał/a:

Wyśmiałabym typa. Ciekawe czy zarabia na tyle dużo, żeby partnerka nie pracowała. Jak nie to sobie pewnie może pomarzyć tylko, że będzie miał darmowe usługi sprzątające albo będzie musiał długo polować na jakąś naiwną mamusiującą facetowi. Jak dużo zarabia, to można zatrudnić kogoś do tej roboty jak mu się nie chce sprzątać. Stary dziadek szuka frajerki. Oczywiście można brać takich, ale po co? Jesteś sama, to sprzątasz tylko swój syf, a tak taki pan dokładałby Ci tylko obowiązków i zabierał czas.

Nie no. Ja mu napisałam, że nie wyobrażam sobie rezygnować z pracy, żeby zajmować się domem i usługiwać mężowi (nawet jakbym miała wyjść za milionera). Udusiłabym się w takim układzie. A ten mówi mi, że nie nie, on też sobie nie wyobraża posiadania niepracującej żony. Żona musi pracować, ale nie może być karierowiczką np. może pracować na kasie w biedronce, ale jak urodzi 3 dzieci i zajmuje się domem to git, ale już jak się marzy kariera na uczelni to wtedy z automatu zimna karierowiczka
Mówił też, że najlepsze związki to takie, gdzie mężczyzna jest chociaż te 10 lat starszy od kobiety i był ostatnio na 3 ślubach, gdzie tyle różnica wynosiła
Ja mu mówię, że taka młoda laska nie będzie chciała starego dziada, żeby przy nim robić, gotować, sprzątać i niańczyć jego dzieci i do tego pracować. Jak kobieta bierze starszego to przeważnie dlatego, że też ten człowiek ma pewną stabilizację materialną. Odpisał tylko "haha ale mało wiesz o życiu"

aniuu1 napisał/a:

No i czego się nauczyłaś z tej rozmowy z panem z youtube?
Może następnym razem nie dac sie pouczac albo w ogole nie kontynuowac z takim dyskusji? Jak zwiazek jest niekorzystnym ukladem dla niego to niech idzie swoja droga. Jak w szeregu sie do pana ustawiaja Kasie, Basie.. to "good for you". Są tacy co chcą być w związku i tacy co nie chcą. Nie jeden facet szuka kogoś kto zajmie się domem i nie jednej kobiecie pewnie bedzie to pasowac o ile pan jest w stanie zapewnic odpowiedni poziom życia. Jak nie, to pan jest cwaniaczkiem, który sam nie ma wystarczająco wiele do zaoferowania w stosunku do oczekiwan. Szkoda czasu na kogoś kto szuka czegos zupełnie innego niż Ty.

Nic się nie nauczyłam. Byłam wtedy smutna, chłopak, który mi się podobał dał mi kosza. Czułam się beznadziejnie, chciałam z kimś pogadać i jak gość powiedział, że da mi kilka lekcji pt"jak zdobyć faceta"
Tylko on mi pisał jaka ja mam być, żeby facet mnie łaskawie nie rzucił. Jak napisałam, gdzie mam szukać faceta, jak na co dzień widuję same kobiety, a on na to, że pewnych rzeczy nie będzie pisał publicznie, potem wymijanie i się nie dowiedziałam
Ogólnie powtarzam coś podobnego, ale z drugiej strony podświadomie jednak trochę się tego boję

127

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Bez sensu wchodzisz w takie rozkminy z ludźmi. I potem Ci to siedzi w głowie.
Zawsze będą ludzie, którym nie będzie się podobało to, jak chcesz zyc. Takich ludzi się olewa, a nie dyskutuje z nimi.

128

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Za bardzo sie przejmujesz. Znam to, ale powinnaś zacząć inaczej do tego podchodzić.
Takie podejście cholernie przeszkadza w życiu a do tego moze być męczące dla otoczenia. Sama zobacz ile razy wracasz do tych samych spraw.
W życiu różnych ludzi spotykamy, nie wszyscy są mili, kulturalni, niektorzy chca od nas rzeczy, ktorych my nie chcemy, inni są chamscy itp..
Takie rzeczy lepiej zostawiac za sobą a nie dręczyć się. Stawaj po swojej stronie. Nie musisz sie dopasowywac do wymagan kazdej osoby

129

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić
Lady Loka napisał/a:

Bez sensu wchodzisz w takie rozkminy z ludźmi. I potem Ci to siedzi w głowie.
Zawsze będą ludzie, którym nie będzie się podobało to, jak chcesz zyc. Takich ludzi się olewa, a nie dyskutuje z nimi.

W 100% racja
Mam po prostu słabą psychikę

aniuu1 napisał/a:

Za bardzo sie przejmujesz. Znam to, ale powinnaś zacząć inaczej do tego podchodzić.
Takie podejście cholernie przeszkadza w życiu a do tego moze być męczące dla otoczenia. Sama zobacz ile razy wracasz do tych samych spraw.
W życiu różnych ludzi spotykamy, nie wszyscy są mili, kulturalni, niektorzy chca od nas rzeczy, ktorych my nie chcemy, inni są chamscy itp..
Takie rzeczy lepiej zostawiac za sobą a nie dręczyć się. Stawaj po swojej stronie. Nie musisz sie dopasowywac do wymagan kazdej osoby

Wiem, tylko czasem mam nieodparte wrażenie, że coś jest ze mną nie tak, że nie potrafię po prostu rozmawiać z ludźmi. Jestem trochę intro, trochę ekstrawertyk, czasem stoję wycofana, na imprezach nie mówię za dużo, ale się śmieję z ludźmi
A czasem mam wrażenie, że jestem po prostu dziwna, nie wiem, czemu
A ja w pewnym momencie życia spotykałam się prawie z samym chamstwem. Głównie w liceum. Nieważne, gdzie byłam, wszędzie chamstwo. Nawet robiłam licencję instruktora pływania to też mi panie dały odczuć, że za moje pieniądze mi łaskę robią
I od tamtego momentu stałam się bardzo niepewna siebie. Jedna znajoma nawet mówi "Nie przepraszaj za to, że żyjesz", bo sprawiam chyba takie wrażenie
Ale no nasze doświadczenie kształtuje nasz charakter, miałam takie przeżycia, a nie inne, więc jestem jaka jestem. Może gdybym nie miała depresji w przeszłości, zaufanych przyjaciół, fajne związki, jakieś doświadczenia związane z relacjami z innymi ludźmi to pewnie bym była zupełnie innym człowiekiem, ale jest jak jest i mogę tylko chcieć to zrobić i starać się, co robię teraz, ale no sama siebie nie przeskoczę. Sytuacja musiałaby się zmienić

130

Odp: Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

No ok, ja też jestem trochę intro, trochę ekstrawertyczką, mam swoją przeszłość (nie chce mi się o tym pisać, ale zapewniam Cię, że miałaś normalniejszy dom), z różnymi rzeczami się spotkalam, też często miałam poczucie, że jestem dziwna, nie dopasowana i za bardzo się tlumaczyłam, choć tego nie dostrzegałam, nie mogłam pogodzić się z różnymi rzeczami. Więc nie jesteś jedyna taka dziwna a wszyscy inni idealni.

Wiadomo, że doświadczenia wpływają na życie, tylko, że wymówki nikogo w zwykłym życiu nie obchodzą. Obchodzi ich jaka jesteś, co może wnieść relacja z tobą. Jesteś dorosła i sama jesteś odpowiedzialna za swoje życie, za to gdzie jesteś.

Takie żałowanie, że tego czy tamtego się nie miało w życiu nic nie wnosi, to ślepa uliczka. To tylko zabiera energię i karmi poczucie, że ktoś powinien Ci to zrekompensować. To nie nastąpi. Samemu można sobie niektóre rzeczy rekompensować. Czasu się nie cofnie, więc trzeba zaakceptować przeszłość.

Posty [ 66 do 130 z 154 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Negatywne doświadczenia z przeszłości a dorosłość- jak sobie radzić

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024