Nie uważam, żeby w ogóle jej na Tobie nie zależało. Nie wiem też, czy kogoś pozna czy nie. Myślę jedynie, że nie zależało jej na Tobie wystarczająco, żeby zaryzykować relację z matką = relacja z Tobą była dla niej mniej istotna. Ona dostosowywała się do życzeń matki i oczekiwała tego samego od Ciebie, tymczasem gdyby myślała o "was" poważnie, nie traktowałaby Cię w ten sposób; decyzje podejmowalibyście wspólnie, mając na celu dobro waszego związku. To matka musiałaby to zaakceptować (bądź strzelić focha, nieistotne, bo dziewczyna nie pozwoliłaby, żeby to miało na was jakikolwiek wpływ), a na razie jest tak, że to Ty musisz akceptować ich dziwny układ albo idziesz w odstawkę. Gdzie tu wielka miłość, gdzie oznaki tego, że jej naprawdę zależy? Tak nie traktujesz osoby, z którą wiążesz przyszłość.
A co do innego faceta, to chodziło mi o to, że istnieje szansa, że jak ona pozna kogoś, na kim TAK NAPRAWDĘ będzie jej zależeć i kto jednocześnie nie zgodzi się absolutnie tańczyć tak, jak mamusia zagra, to dziewczyna szybko poustawia priorytety i - jakkolwiek źle by to nie brzmiało - pokaże mamie, gdzie jest jej miejsce. Czyli poza związkiem. No chyba że jest z nią tak źle, że rzeczywiście do końca życia zostanie córeczką mamusi i nic bez jej aprobaty nie zrobi. Tak czy siak - żadna z tych opcji nie jest dla Ciebie dobra.
Majk645 napisał/a:Myślę, że nie chodzi o benefity ale prędzej strach (2 lata temu gdy się postawiła konsekwencje były przykre - pisalem chyba o tym wcześniej)
Przepraszam, ale zabranie kluczyków do samochodu przez kogos kto nie ma do tego żadnego uprawnienia, nie jest powodem do strachu, ale do porządnego wkurzenia się i błyskawicznego znalezienia sobie własnego mieszkania. Widać, tej dziewczynie nie przeszkadza tak bardzo, że rodzice traktują ją jak niewolnicę, bo inaczej to juz dawno by z tej klatki spierniczała.
Stary, będę ostra, bo żal mi Ciebie i Twojego zmarnowanego czasu z tą panną: z tej mąki nigdy nie bedzie chleba. Jedyny kandydat jaki ma powodzenie zostac mężem tej pani, to taki, którego wybiorą jej rodzice i który bedzie wchodzil im w odwloki i robil wszystko czego sobie zazyczą. Nawet jeżeli pewnego pieknego dnia nagle ona sobie uzmyslowi, że nie ma 15 lat i sama znajdzie sobie faceta do oltarza, to ten bidny Zenek będzie przez cały okres, pewnie niedlugiego lub okropnie nieszcześliwego, małżeństwa mial ciosane kolki na glowie i będzie celem intryg oraz szkalowania ze strony szanownej mamusi i tatusia.
Nigdy nie miałeś szans w tym układzie. Mógłbys chodzącym idealem być, a i tak bys był tym najgorszym. Ciesz się, że zmarnowaleś 2 lata a nie 20 na ten cyrk.
Dosadnie napisane, ale podpisuję się pod tym.
Ona na pierwszą randkę do kina wzięła ze sobą mamusię, trzeba było już wtedy odpuścić i randkę i dziewczynę
Czy inny ma w tym układzie szanse? Może tylko ktoś, kto wyprowadzi się z nią bardzo, bardzo daleko. Ale i wtedy rodzice mogą nad nią sprawować kontrolę, dzwoniąc o każdej porze, wywołując presję, poczucie winy itp. Żal tej dziewczyny w sumie.
Właśnie na randke wtedy nie pojechałem z nikim, po prostu wróciłem do domu.
Sprawa zakończona, napisała jednym zdaniem, że dłużej tak nie umie i przeprasza, bo mi nie potrafi mizaufać (nawet nie miałem szansy na rozmowe w cztery oczy, trudno). Zerwanie totalnie bez rozmowy z jakiego powodu to kompletna dziecinada, mówi się trudno. Obecnie wydaje mi się, że drugiej takiej pod względem charakteru nie znajdę (oprócz jej rodziców dogadywaliśmy się ze wszystkim) ale jak to mówią czas leczy rany.
Myślę, że wyjdzie Ci to na dobre, nawet jeśli na razie uważasz inaczej. Z tym super charakterem też bym nie przesadzała, bo to nie tak, że powodem konfliktu była matka, tylko właśnie kombinacja cech charakteru dziewczyny; matka była utrudnieniem, ale to dziewczyna "nie zdała egzaminu".
Dogadywaliście się dobrze, kiedy było /względnie/ dobrze, a to żadna sztuka; kiedy pojawił się problem, zostałeś z nim w gruncie rzeczy sam. Tyle z waszego dogadywania się.
No nic, trzymaj się tam i powodzenia.
Możliwe, że masz rację z tym charakterem. Czuję po prostu, że ona jest osobą niedojrzałą do stworzenia dorosłej relacji i dopiero w przyszłości zrozumie to o czym tu wszyscy pisaliśmy. Ja swoją winę widzę i mam wnioski na przyszłość (chociaż nigdy jeszcze nie spotkałem tak dziwnych ludzi). Dzięki za Wasze zaangażowanie
"Ona na pierwszą randkę do kina wzięła ze sobą mamusię, trzeba było już wtedy odpuścić i randkę i dziewczynę "
Ja też bym tak zrobiła. No ale ludzie są różni.
Majk
Ty wyniosłeś z domu, że o problemach się rozmawia i że dorosłe dzieci traktuje się po partnersku. Ich relacje domowe dały Ci popalić na tak wczesnym etapie. Wybrażasz sobie, co by było, gdybyście zostali małżeństwem i zamieszkali w pobliżu? Te niezapowiedziane wizyty mamuśki? Na wakacje by pewno chciała jechać z wami Dzwoniłaby z każdą duperelą, a nie daj Boże jakbyście mieli jakieś problemy związkowe (a każdy prawie kiedyś je ma).
Poczytaj sobie na forum wątki o nie obciętej pępowinie i nadopiekuńczych rodzicach. To się zawsze bardzo źle kończy. Trzymaj się!
Otóż to, to najpotężniejszy argument, że dobrze się stało teraz a nie po ślubie... wtedy to by jeszcze większe podsycanie było.
Czuję po prostu, że ona jest osobą niedojrzałą do stworzenia dorosłej relacji i dopiero w przyszłości zrozumie to o czym tu wszyscy pisaliśmy.
Po pierwsze, i najważniejsze, musi nauczyć się określać, a potem wyznaczać własne granice, ustawić sobie priorytety i postępować zgodnie z tą ustaloną przez siebie hierarchią, wziąć odpowiedzialność za swoje życie i potrafić samodzielnie o siebie zadbać, przestać się bać otwarcie wyrażać swojego zdania i... jeszcze trochę by tego było.
Osoba, którą opisałeś, na tym etapie swojego emocjonalnego rozwoju, nie jest zdolna do stworzenia zdrowo funkcjonującego związku, bo za dużo w niej zależności od rodziców i lęku przed podejmowaniem autonomicznych decyzji. Nie jest też chyba wystarczająco silna, aby umieć ponosić konsekwencje samodzielnie dokonanych wyborów. To dlatego jej pępowina przypuszczalnie jeszcze długo nie zostanie odcięta, pomimo że relacja, w którą jest uwikłana, jest toksyczna. Swoją drogą ciekawa jestem czy ona w ogóle zdaje sobie z tego sprawę, a przecież samoświadomość jest jedną z istotniejszych oznak dojrzałości.
Czy władczy rodzice również mogą mieć psychiczny wpływ na odczuwanie potrzeb seksualnych lub jakieś zahamowania? Niestety partnerka zmagała się z pochwicą od początku związku ale uważała, że ona tak po prostu ma i z czasem się to będzie zmieniać (oczywiście się nic nie zmieniało) i nie zna przyczyny dlaczego tak jest. To tak po za tematem i z czystej ciekawości bo sprawa jest dla mnie zakończona
Czy władczy rodzice również mogą mieć psychiczny wpływ na odczuwanie potrzeb seksualnych lub jakieś zahamowania? Niestety partnerka zmagała się z pochwicą od początku związku ale uważała, że ona tak po prostu ma i z czasem się to będzie zmieniać (oczywiście się nic nie zmieniało) i nie zna przyczyny dlaczego tak jest. To tak po za tematem i z czystej ciekawości bo sprawa jest dla mnie zakończona
No generalnie to, jak podchodzimy do seksu jest efektem tego, jak jesteśmy wychowani i jak seks się nam przedstawia. Jeżeli rodzice opowiadają dziecku, że seks jest brudny, okropny czy coś, to nie ma co się spodziewać, że dziecko wejdzie w świat seksu z radością.
Pochwicę się leczy u lekarza, samo nie przejdzie.
Czyli pochwica może być skutkiem wychowania czy bardziej jakiś traumatycznych przeżyć?
Może, ale nie musi.
Czyli pochwica może być skutkiem wychowania czy bardziej jakiś traumatycznych przeżyć?
Tak jak napisała Wielokropek.
Nie analizuj jej przypadłości i nie szukaj wszelkiego zła w jej wychowaniu. Nie jestes lekarzem terapeutą.