dla mnie jakieś czynnosci w domu były bardziej moje, a inne bardziej męza.
nigdy nie zajmowałam sie wcześniej żadnymi męskimi sprawami- byle co odpadło, śrubka- czekałam na niego.
załatwianie spraw w elektrowni i takie tam- też on.
wiec obiady były moje. i nie walczyłam tu o równowagę.
Poza tym przez wiele czasu to mąż zarabiał wiecej, wiec było to w ramach równowagi.
moze niesłusznie.
O zgrozo Roxann, nawet prasowałam mu koszule, bo to lubiłam, w sumie gotowanie też.
ale jak było malowanie w domu nie dotykałam się wałka
żarówek nie wymieniałam też o sprzętach typu coś się zepsuło w domu to nawet nie wspomnę..
teraz naprawiam 100 rzeczy, nawet mi się zdarzyło przeprogramowywać zdalnie sprzęt dostepny na miescie, bo serwis nie mógł dojechać, a cos mi tam utkwiło
ale i tak bym to wymieniła na prasowanie koszul
261 2021-06-07 13:50:26 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-06-07 13:55:03)
[ ale są inne rzeczy (każdy co innego lubi).
.
No właśnie, są różne języki miłości, czy też jak wolisz - każdy co innego lubi.
Ajko napisał/a:Nie no ale Roxann, nie mów, że nie byłoby ci przykro kiedy ty się starałaś, a ta 2 osoba szukała tylko do czego się dowalić. Poza tym nawet to jak są przekazywane informacje o tych kwiatach, bardzo często nie w formie wskazówki "Lubię dostawać kwiaty, masz mi je kupować i już : D", tylko pretensji (Chociaz nie wiem w jakiej formie informacje dostał Britan)
Kiedy tłumaczyła dlaczego chce zerwać kontakt i mówiła, że nie widziała u mnie żadnych czynów świadczących, że mi zależy. Że jej językiem miłości są prezenty. Tylko problem jest w tym, że ona mi też prezentów nie dawała, a to jej język miłości, tak? Miałem urodziny nie dostałem od niej nic co prezent by przypominało. Tylko życzenia.
To mnie zabolało i dało do myślenia.
Raczej trafiłeś na materialistkę i tyle.
264 2021-06-07 14:06:46 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-06-07 14:08:09)
Dla mnie też obowiązki domowe to jest normalna sprawa, coś co dotyczy każdej osoby. Zawsze spodziewam się, że facet też to robi. Nie napiszę, że spodziewam się, że umie, bo co to za wielka umiejętność. Nie wiesz jak ugotować, to otwierasz przepis z internetu lub youtuba i tam masz dokładną instrukcję. Dla mnie jest to zaskakujące jeśli ktoś oczekuje, że mam go chwalić np że odkurzył. Byłoby zaskakujące gdyby ktoś się zachwycał jak ja ślicznie odkurzyłam. Nie mówię, można docenić, czy być wdzięcznym, szczególnie jeśli samemu nie ma się siły wykonać swojej porcji obowiązków.
W praktyce to niestety wiele razy obserwowałam jak faceci potrafią się elegancko wymiksować z większości obowiązków domowych, mogłabym tonę przykładów tu podać :-) Zwykle świetnym pretekstem jest "ale ja nie umiem tak dobrze/ szybko tego zrobić jak ty, więc ty to zrób".
A kwiatki bym doceniła, bo dla mnie to jest szczególny gest i coś ekstra. Jak widać podejścia są różne.
dla mnie jakieś czynnosci w domu były bardziej moje, a inne bardziej męza.
nigdy nie zajmowałam sie wcześniej żadnymi męskimi sprawami- byle co odpadło, śrubka- czekałam na niego.
załatwianie spraw w elektrowni i takie tam- też on.
wiec obiady były moje.i nie walczyłam tu o równowagę.
Poza tym przez wiele czasu to mąż zarabiał wiecej, wiec było to w ramach równowagi.
moze niesłusznie.
O zgrozo Roxann, nawet prasowałam mu koszule, bo to lubiłam, w sumie gotowanie też.
ale jak było malowanie w domu nie dotykałam się wałka
żarówek nie wymieniałam teżo sprzętach typu coś się zepsuło w domu to nawet nie wspomnę..
teraz naprawiam 100 rzeczy, nawet mi się zdarzyło przeprogramowywać zdalnie sprzęt dostepny na miescie, bo serwis nie mógł dojechać, a cos mi tam utkwiło![]()
ale i tak bym to wymieniła na prasowanie koszul
Ela, ale Ty mówisz o wieloletnim związku małżeńskim z dziećmi, a to co innego. Tu rzecz rozbiega o nowe czy jeszcze z małym stażem związki osób w wieku ok. 40. Weź na to poprawkę.
Ja mimo, że nie mam takich doświadczeń jak Ty, domyślam się, że po laaatach zupełnie inaczej ten związek wygląda.
Ajko napisał/a:Nie no ale Roxann, nie mów, że nie byłoby ci przykro kiedy ty się starałaś, a ta 2 osoba szukała tylko do czego się dowalić. Poza tym nawet to jak są przekazywane informacje o tych kwiatach, bardzo często nie w formie wskazówki "Lubię dostawać kwiaty, masz mi je kupować i już : D", tylko pretensji (Chociaz nie wiem w jakiej formie informacje dostał Britan)
Symbi napisał/a:Ja bym chciała, żeby facet za mnie zajął sie obiadem, myciem garów czy koszeniem trawnika. Zawsze uznawałam to za dowód miłości i zaangażowania.
Wy tak serio dziewczyny? No kurde! Ja mam traktować za wyczyn to, że facet zajmie obiadem (kiedy późno z pracy wracam) czy umyje naczynia (kiedy źle się czuję) a tym bardziej skosi trawnik? Jak widać nie tylko matki ale i my kobiety przyczyniamy się do ich "kastracji" wyręczając we wszystkim (jak mamusie).
Tak Ajko, gdybym źle się czuła i facet w tym czasie "poświęcił" zmywając jak sam stwierdził STOS garów, owszem podziękowałabym ale ja nawet dziękuję, jak mi przyniesie kawę czy herbatę ale no sorry, nie jest to jakiś wyczyn, że ma to robić TYLKO kiedy nie mogę wstać z łóżka, bo po pierwsze dla mnie to absolutnie normalne i naturalne, a po drugie jak mi źle to oczekiwałabym też jakiegoś innego gestu od niego. Akurat za bardzo nie przepadam za dostawaniem kwiatów chyba, że doniczkowych, a ich już mamy pełno... ale są inne rzeczy (każdy co innego lubi).
No bo odpowiedzmy sobie szczerze, skoro wszystkim same możemy zająć, na siebie zarobić, to po co nam facet? Tylko do seksu i by mu usługiwać, a na dodatek okazywać mu "ciepło, wsparcie, wyrozumiałość, doceniać"?
Już pal licho te naczynia czy obiad (choć jak dla mnie to powinna być reguła a nie "prezent")... ale skosić trawnik?
Serio, jak czytam, że kobieta pisze, że wołałaby by facet skosił trawnik niż podarował przysłowiowe kwiatki i to jest dla niej dowód miłości, to mi ręce opadają. Jak wymieni żarówkę, to też znaczy, że kocha? No dziewczyny, litości!Britan napisał/a:Kiedy tłumaczyła dlaczego chce zerwać kontakt i mówiła, że nie widziała u mnie żadnych czynów świadczących, że mi zależy. Że jej językiem miłości są prezenty. Tylko problem jest w tym, że ona mi też prezentów nie dawała, a to jej język miłości, tak? Miałem urodziny nie dostałem od niej nic co prezent by przypominało. Tylko życzenia.
To mnie zabolało i dało do myślenia.A czy Ty jej prezenty dawałeś? Piszesz: "ona mi TEŻ prezentów nie dawała". No sorry....kiedyś to by było nie do pomyślenia.
Przyznaj, ale tak szczerze, co robiłeś by pokazać, że Ci zależy?
Nie, zmycie STOSU naczyń, kiedy źle się czuła o tym nie świadczy.
Ja tak na serio. Doceniam kiedy ktoś cos dla mnie robi i jestem doceniana. Wychodzi to zazwyczaj automatycznie, ale jak chcę więcej podziękowań to się domagam. Kiedy czegoś chcę mówię jak chcę. Kiedy ktos chce mi zrobic przyjemność a nie wie, pyta się jak chcę. Kiedy jest mi np. smutno mówię, że potrzebuję pogadania i przytulenia i to dostaję. Naprawdę jest miło. Milej niż szukanie w kimś ciągle tego złego, zacofanego, niedomyślnego, krzywdzacego. Tylko to o czym pisze jest zarezerwowane dla naprawdę bliskich mi osób.
ja sobie właśnie uświadomiłam że nie gdybym miała jeszcze z kimś mieszkać, to wcale nie chcę by robił w domu to samo co ja
no chyba ze sytuacja by tego wymagała, albo był to jakiś czuły gest typu obiad jak wracam póżno, czy wyprasowanie mojej bluzki jak się spieszę.
i nie wyobrazam sobie, że wyciągam kosiarkę
dobrze że nie mieszkam w domu- ilość rzeczy do naprawy podwoiłaby się pewnie
268 2021-06-07 14:18:26 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-06-07 14:20:21)
Ja tak na serio. Doceniam kiedy ktoś cos dla mnie robi i jestem doceniana. Wychodzi to zazwyczaj automatycznie, ale jak chcę więcej podziękowań to się domagam. Kiedy czegoś chcę mówię jak chcę. Kiedy ktos chce mi zrobic przyjemność a nie wie, pyta się jak chcę. Kiedy jest mi np. smutno mówię, że potrzebuję pogadania i przytulenia i to dostaję. Naprawdę jest miło. Milej niż szukanie w kimś ciągle tego złego, zacofanego, niedomyślnego, krzywdzacego. Tylko to o czym pisze jest zarezerwowane dla naprawdę bliskich mi osób.
Z tym co teraz napisałaś, w zupełności zgadzam.
Może inaczej odebrałyśmy post Britana bo mnie od razu poraziło zestawienie "pozmywałem STOS naczyń kiedy NIE MOGŁA WSTAĆ Z ŁOŻKA" a ona "nie doceniła i stwierdziła, że wolała dostać kwiaty".
Każdy inaczej to może rozumieć. Jeden, że nie rzeczywiście nie doceniła i tylko pretensje i oczekiwania, a drugi, że pozmywanie naczyń ogólnie nie jest wyczynem a co dopiero w takiej sytuacji i że kobieta najpewniej potrzebowała jakiegoś innego wsparcia, a kwiatki to raczej taka metafora (ja z tych drugich ).
269 2021-06-07 14:20:12 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-06-07 14:21:24)
ja sobie właśnie uświadomiłam że nie gdybym miała jeszcze z kimś mieszkać, to wcale nie chcę by robił w domu to samo co ja
![]()
no chyba ze sytuacja by tego wymagała, albo był to jakiś czuły gest typu obiad jak wracam póżno, czy wyprasowanie mojej bluzki jak się spieszę.
i nie wyobrazam sobie, że wyciągam kosiarkę
dobrze że nie mieszkam w domu- ilość rzeczy do naprawy podwoiłaby się pewnie
No i zielsko,mnóstwo zielska ,w ogródku, zielone piekło zewsząd, tylko człek odwróci głowę już zdążyło odrosnąć
ale co począć napalm jest nieekologiczny i zabroniony
270 2021-06-07 14:24:16 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-06-07 14:25:02)
Ajko napisał/a:Ja tak na serio. Doceniam kiedy ktoś cos dla mnie robi i jestem doceniana. Wychodzi to zazwyczaj automatycznie, ale jak chcę więcej podziękowań to się domagam. Kiedy czegoś chcę mówię jak chcę. Kiedy ktos chce mi zrobic przyjemność a nie wie, pyta się jak chcę. Kiedy jest mi np. smutno mówię, że potrzebuję pogadania i przytulenia i to dostaję. Naprawdę jest miło. Milej niż szukanie w kimś ciągle tego złego, zacofanego, niedomyślnego, krzywdzacego. Tylko to o czym pisze jest zarezerwowane dla naprawdę bliskich mi osób.
Z tym co teraz napisałaś, w zupełności zgadzam.
Może inaczej odebrałyśmy post Britana bo mnie od razu poraziło zestawienie "pozmywałem STOS naczyń kiedy NIE MOGŁA WSTAĆ Z ŁOŻKA" a ona "nie doceniła i stwierdziła, że wolała dostać kwiaty".
Każdy inaczej to może rozumieć. Jeden, że nie rzeczywiście nie doceniła i tylko pretensje i oczekiwania, a drugi, że pozmywanie naczyń ogólnie nie jest wyczynem a co dopiero w takiej sytuacji i że kobieta najpewniej potrzebowała jakiegoś innego wsparcia, a kwiatki to raczej taka metafora (ja z tych drugich).
A ja to widzę inaczej.
Jest środek tygodnia. Ona choruje na depresję (stwierdzoną u psychiatry). Miała ten gorszy okres, nawrót choroby. Pytam czy jej w czymś pomóc. Odpowiedziała, że tak, że nie daje sobie rady z życiem i chce abym przyjechał. Co ja robię? Rzucam wszystko, biorę wolne w pracy i jadę autobusem przez godzinę (nie miałem wtedy dostępu do auta) do niej. Przyjeżdżam ona zmarnowana w kocu otwiera drzwi. Ogarnąłem jej mieszkanie, CV do pracy, laptopa i wróciłem do siebie.
Według mnie to jest gest miłości.
Czy dawałem jej prezenty? Kilka razy kwiatki z biedronki, czekoladki.
Może w tym był problem.
Na koniec wysłałem jej własnoręcznie robiony duży czerwony magnes na lodówkę w kształcie serco-róży z naszymi inicjałami. Tydzień czasu go robiłem i malowałem.
271 2021-06-07 14:26:32 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-06-07 14:32:48)
W sumie masz rację Roxann, to jest fajne, ze teraz rozbiłaś to na różny odbiór sytuacji. I faktycznie może być tak, jak ty poczułaś. Przecież my nie znamy szczegółów tamtej sytuacji. Britan mógł nam opowiedzieć tylko to co jego zraniło, a pominąć wiele istotnych spraw. Jedno jest pewne oboje mieli do siebie pretensje i nie umieli się dogadać.
[Czy dawałem jej prezenty? Kilka razy kwiatki z biedronki, czekoladki.
Może w tym był problem.
Na koniec wysłałem jej własnoręcznie robiony duży czerwony magnes na lodówkę w kształcie serco-róży z naszymi inicjałami. Tydzień czasu go robiłem i malowałem.
Britan, ale problem, że z Biedry?
Taka trochę prywata ode mnie. Jeżeli chodzi o mnie to ja nie widzę sensu dostawania kwiatów, ale ten sercowy magnes robiony tydzień czasu by wisiał na honorowym miejscu:).
272 2021-06-07 14:31:51 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-06-07 14:32:23)
.
273 2021-06-07 14:33:33 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-06-07 14:36:28)
ja sobie właśnie uświadomiłam że nie gdybym miała jeszcze z kimś mieszkać, to wcale nie chcę by robił w domu to samo co ja
![]()
no chyba ze sytuacja by tego wymagała, albo był to jakiś czuły gest typu obiad jak wracam póżno, czy wyprasowanie mojej bluzki jak się spieszę.
i nie wyobrazam sobie, że wyciągam kosiarkę
dobrze że nie mieszkam w domu- ilość rzeczy do naprawy podwoiłaby się pewnie
O to właśnie mi chodzi. Bynajmniej, by facet (jak już go mam) robił wszystko za mnie i dla mnie ale... jak źle się czuję, to może pozmywać naczynia, ale nie tylko wtedy. Gdyby facet np. wyjechał na delegację czy z innego powodu nie mógł skosić trawnika czy wymienić żarówki jasne, że sama bym to zrobiła.
Ja dokładnie pamiętam jak kiedyś jak jeszcze przed A. z kimś spotykałam, w całkiem luźnej rozmowie powiedziałam, że mam jakiś "problem" w domu (nie ważne jaki ale chodziło o usterkę), rany! Jak się 'przejął i od razu zaproponował swoją pomoc. Ja wtedy jako jeszcze "Zosia samosia" w niewłaściwy sposób chciałam mu zaimponować i jak się spotkaliśmy pochwaliłam, że sama sobie z tą usterką poradziłam. Natomiast on był mega zawiedziony, że nie mógł wykazać i dał mi wykład o "kastracji" mężczyzn.
Tak wiem, że to zwykle tak tylko na początku ale coś w tym jest.
274 2021-06-07 14:38:30 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-06-07 14:58:28)
Moim językiem miłości jest słowo, ale nie jakiś tani bajer, tylko fakt, że mam z kim rozmawiać, że mój facet nie żyje milcząc obok mnie. I dotyk, ten nieerotyczny, bo erotyczny jest oczywisty.
Potrzebuję być zauważana i doceniana: przytulona, przywitana rano czy po powrocie do domu jakimś "cześć". opowiadać i słuchać, co kogo z nas spotkąło w ciągu dnia, dzielić się przemyśleniami.
Pomoc w zwykłej codzienności doceniam jak najbardziej - w ogólę lubię doceniać i frajdę mi sprawia, gdy mogę to robić, podziękować choćby za te naczynia, jeżeli umyto je za mnie (bo same w sobie naczynia to zakichany, codzienny obowiązek i żadna łaska).
PP zawsze mówił, że podoba mu się to, jak cieszę się z jego przysług, a mnie cieszyło, że mi to mówi.
Ba! Gdy sobie człowiek ze wszystkim radził przez 6 lat, choćby i nieźle, to docenia, jaką ulgą jest wsparcie drugiego człowieka. To było piękne, gdy leżąc z bólem brzucha słyszałam: "leż sobie, ja to zrobię". Albo gdy mogłam poprosić: "zrób mi herbaty" - i dostawałam ją. W małżeństwie nie miałam takich luksusów,
275 2021-06-07 14:40:40 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-06-07 14:48:45)
Britan, ale problem, że z Biedry?
Taka trochę prywata ode mnie. Jeżeli chodzi o mnie to ja nie widzę sensu dostawania kwiatów, ale ten sercowy magnes robiony tydzień czasu by wisiał na honorowym miejscu:).
Ja tylko strzelam i robię domysły. Nie dałem rady z nią pogadać, mimo usilnych prób. Z dnia na dzień zerwała relację przez sms i tyle ją widziałem.
Co do prezentów. Nie mam w zwyczaju dawania kwiatów czy czekoladek.
Wolę zrobić coś samemu. Trochę to trwa, ale taki ze mnie typ człowieka. Lubię tworzyć.
Ten magnes robiłem w sumie miesiąc. Sporo czasu zajęły nieudane prototypy. Do tego czekanie na farbę, na materiały, na narzędzia.
Mówiłem jej, że dostanie coś fajnego ode mnie. Ale potraktowała to jako puste słowa. W zasadzie się jej nie dziwię. Bo to ile ja w tej relacji napsułem to wystarczy mi na 10 lat. Więc na sam koniec wysłałem jej te serce pocztą.
Nie mam pojęcia co z nim zrobiła.
Do tego hodowałem zacząłem hodować specjalnie dla niej kwiatki. Monsterę i maciejki (uwielbia je). Miałem je jej dać jak wyrośnie.
276 2021-06-07 14:45:17 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-06-07 14:53:51)
Hmm, jeśli warunkiem sprzyjającym do bycia incelem jest wychowywanie przez samą matkę, to muszę uważać
A tak na poważnie, to naprawdę trzeba w życiu wiele przejść, aby się w określony sposób zachowywać czy wypowiadać. Z drugiej strony pewne przypadki czy zachowania mogą wywoływać po prostu gniew. Tak jest moim zdaniem z wieloma kwestiami, które przypisuje się albo kobietom, albo facetom. W zasadzie i u jednej i u drugiej strony się je spotyka.
Z tym wyglądem czy elegancją i porządnąścią, to naprawadę trzeba podchodzić ostrożnie. Nie wiem, musiałbym się chyba spytać pierwszej losowo wybranej kobiety na ulicy Natomiast ciężko mi jest się dostosować do trendów czy pewnych kanonów. Wszystko zależy od tego, GDZIE akurat się wybieram. Stram się wychodzić na miasto umyty, w schludnym i dobrze pasującym ubraniu, ale i tak dla niektórych pewnie byłbym niechlujem lub pozbawionym gustu, bo noszę głównie luźne, sportowe ubrania. Nosimy to, w czym się czujemy swobodnie
Pewne okazje są oczywiście wyjatkowe, ale na codzień nie zamierzam paradować w koszuli czy garniturze, jeśli sytuacja ode mnei tego nei wymaga.
Teraz widzę post Britaina i właśnie takie postępowanie, jakie opisał, jest dla mnie najlepszym chyba przykładem, jak można wyrazić miłość i uczucie do drugiej osoby -CZYNAMI, nie zaś prezentami czy nie daj Boże tylko słowami. Możemy oceniać czy analizować to, co widzimy i czytamy. Kolega podał tutaj jasno pewne zachowania i ja się z nim zgadzam. Tak zawsze wyobrażałem sobie miłość W przeważającej mierze
edit: Britain, pewnie skończyłbym tak samo, bo czuje, że mam bardzo podobną perspektywę I pewnie do końca nie widziałbym niczego złego w tym, że sam chciałem coś od siebie dać a nie kupowąć gotowce
A ja to widzę inaczej.
Jest środek tygodnia. Ona choruje na depresję (stwierdzoną u psychiatry). Miała ten gorszy okres, nawrót choroby. Pytam czy jej w czymś pomóc. Odpowiedziała, że tak, że nie daje sobie rady z życiem i chce abym przyjechał. Co ja robię? Rzucam wszystko, biorę wolne w pracy i jadę autobusem przez godzinę (nie miałem wtedy dostępu do auta) do niej. Przyjeżdżam ona zmarnowana w kocu otwiera drzwi. Ogarnąłem jej mieszkanie, CV do pracy, laptopa i wróciłem do siebie.
Według mnie to jest gest miłości.Czy dawałem jej prezenty? Kilka razy kwiatki z biedronki, czekoladki.
Może w tym był problem.
Na koniec wysłałem jej własnoręcznie robiony duży czerwony magnes na lodówkę w kształcie serco-róży z naszymi inicjałami. Tydzień czasu go robiłem i malowałem.
Tu nie były problemem prezenty, tylko depresja kobiety.
Btw, to zatrważające jak wiele ludzi na nią teraz choruje...
278 2021-06-07 14:52:10 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-06-07 14:53:10)
PP zawsze mówił, że podoba mu się to, jak cieszę się z jego przysług, a mnie cieszyło, że mi to mówi.
Ba! Gdy sobie człowiek ze wszystkim radził przez 6 lat, choćby i nieźle, to docenia, jaką ulgą jest wsparcie drugiego człowieka. To było piękne, gdy leżąc z bólem brzucha słyszałam: "leż sobie, ja to zrobię". Albo gdy mogłam poprosić: "zrób mi herbaty" - i dostawałam ją. Z mężem takich luksusów nie miałam.
O to chodzi. Ja jak źle się czuję czy nie mogę wstać z łóżka to zazwyczaj jest 1 dzień okresu (bardzo ciężko go przechodzę) i wtedy doceniam wszystko, bynajmniej nie mycie naczyń, choć też ale choćby "herbatkę" taką jak lubię.
U kobiety (ex?) Britana inna sytuacja, bo jak z ostatnich postów wynika, kobieta miała depresję.
279 2021-06-07 14:52:34 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-06-07 14:54:53)
Bagienniku ja ci powiem, że ty chyba byłbyś ostatnim człowiekiem, którego posądzałabym o zgorzknienie i nienawiść do 2 człowieka. Ty masz często buddystyczne podejście do życia. Nie mogę mieć tego to zajmę się czymś innym co lubię. Szkoda życia w ciągłym smutku.
Ja też miłość, dobroć dostrzegam w czynach. Słowa są miłe, ale mogą, nie mówić prawdy, albo mogą być tylko gadane bo tak wypada.
280 2021-06-07 14:52:41 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-06-07 14:54:20)
Britan napisał/a:A ja to widzę inaczej.
Jest środek tygodnia. Ona choruje na depresję (stwierdzoną u psychiatry). Miała ten gorszy okres, nawrót choroby. Pytam czy jej w czymś pomóc. Odpowiedziała, że tak, że nie daje sobie rady z życiem i chce abym przyjechał. Co ja robię? Rzucam wszystko, biorę wolne w pracy i jadę autobusem przez godzinę (nie miałem wtedy dostępu do auta) do niej. Przyjeżdżam ona zmarnowana w kocu otwiera drzwi. Ogarnąłem jej mieszkanie, CV do pracy, laptopa i wróciłem do siebie.
Według mnie to jest gest miłości.Czy dawałem jej prezenty? Kilka razy kwiatki z biedronki, czekoladki.
Może w tym był problem.
Na koniec wysłałem jej własnoręcznie robiony duży czerwony magnes na lodówkę w kształcie serco-róży z naszymi inicjałami. Tydzień czasu go robiłem i malowałem.Tu nie były problemem prezenty, tylko depresja kobiety.
Btw, to zatrważające jak wiele ludzi na nią teraz choruje...
A wiesz co jest najgorsze? Teraz spotykam się z kobietą która jest psychiatrą i specjalizuje się w depresji.
Zaczęła opowiadać czym na prawdę jest ta choroba. Ludzie na prawdę nie mają pojęcia i bagatelizują sprawę.
Teraz jak mam odpowiednią wiedzę to jest mi tak głupio i smutno. Tak wiele rzeczy rozumiałem na opak. Tak wiele razy źle postąpiłem, bo nie wiedziałem co robić.
Mój terapeuta powiedział abym przelał całą historię na papier. Za jakiś czas pewnie opiszę całość na forum.
281 2021-06-07 14:55:46 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-06-07 15:02:25)
Roxann napisał/a:Britan napisał/a:A ja to widzę inaczej.
Jest środek tygodnia. Ona choruje na depresję (stwierdzoną u psychiatry). Miała ten gorszy okres, nawrót choroby. Pytam czy jej w czymś pomóc. Odpowiedziała, że tak, że nie daje sobie rady z życiem i chce abym przyjechał. Co ja robię? Rzucam wszystko, biorę wolne w pracy i jadę autobusem przez godzinę (nie miałem wtedy dostępu do auta) do niej. Przyjeżdżam ona zmarnowana w kocu otwiera drzwi. Ogarnąłem jej mieszkanie, CV do pracy, laptopa i wróciłem do siebie.
Według mnie to jest gest miłości.Czy dawałem jej prezenty? Kilka razy kwiatki z biedronki, czekoladki.
Może w tym był problem.
Na koniec wysłałem jej własnoręcznie robiony duży czerwony magnes na lodówkę w kształcie serco-róży z naszymi inicjałami. Tydzień czasu go robiłem i malowałem.Tu nie były problemem prezenty, tylko depresja kobiety.
Btw, to zatrważające jak wiele ludzi na nią teraz choruje...A wiesz co jest najgorsze? Teraz spotykam się z kobietą która jest psychiatrą i specjalizuje się w depresji.
Zaczęła opowiadać czym na prawdę jest ta choroba. Ludzie na prawdę nie mają pojęcia i bagatelizują sprawę.
Teraz jak mam odpowiednią wiedzę to jest mi tak głupio i smutno. Tak wiele rzeczy rozumiałem na opak. Tak wiele razy źle postąpiłem, bo nie wiedziałem co robić.
Depresja jest wciąż nową chorobą, nierozumianą. Podobnie jak wspomniani w tym wątku Incele choć to chyba nie choroba ale nie wiem czy nią nie stanie bo jak depresja dotyczy umysłu. Ja jak o nich czytałam to pierwsze, o czym pomyślałam, że powinni leczyć. Może to nawet jakaś pochodna depresji ale nie chcę wymądrzać bo jestem umysłem ścisłym i absolutnie nie jestem psychologiem Jednak jako ten umysł ścisły chce pewne rzeczy po prostu zrozumieć (logicznie) na ile się da.
282 2021-06-07 15:01:42 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-06-07 15:02:29)
Ajko Dla mnie słowo jest bezużyteczne i bezbarwne, dopóki nie zamienia się w czyn, przynajmniej w odniesieniu do drugiego człowieka. Dlatego zamiast mówić 10 x dziennie "Kocham Cię", wolałbym po prostu coś dobrego zrobić dla takiej osoby, co by to nie było, jak choćby podanie szklanki herbaty
Dlatego tak często widać rozdźwięk, między tym, co ludzie robią a tym, co mówią. Słowo "Kocham Cię" czy inne tego typu jest dla mnie puste, póki nie idą za tym żadne czyny. Można sobie takie słodkie słówka szeptać, ale czy ich zwiększona ilość zwiększa nasze uczucie do kogoś? Sam osobiście nigdy tak nie myślałem a dotyczy to zresztą nie tylko miłości do partnera, ale choćby rodzicielskiej czy dzieci względem rodziców.
Budda - mądry gość Przydałoby się kilku takich dzisiaj
Akurat filozofia wschodu kryje w sobie wiele wartościowych kwestii.
283 2021-06-07 15:02:33 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-06-07 15:21:31)
Moim językiem miłości jest słowo, ale nie jakiś tani bajer, tylko fakt, że mam z kim rozmawiać, że mój facet nie żyje milcząc obok mnie. I dotyk, ten nieerotyczny, bo erotyczny jest oczywisty.
Potrzebuję być zauważana i doceniana: przytulona, przywitana rano czy po powrocie do domu jakimś "cześć". opowiadać i słuchać, co kogo z nas spotkąło w ciągu dnia, dzielić się przemyśleniami.
Pomoc w zwykłej codzienności doceniam jak najbardziej - w ogólę lubię doceniać i frajdę mi sprawia, gdy mogę to robić, podziękować choćby za te naczynia, jeżeli umyto je za mnie (bo same w sobie naczynia to zakichany, codzienny obowiązek i żadna łaska).
PP zawsze mówił, że podoba mu się to, jak cieszę się z jego przysług, a mnie cieszyło, że mi to mówi.
Ba! Gdy sobie człowiek ze wszystkim radził przez 6 lat, choćby i nieźle, to docenia, jaką ulgą jest wsparcie drugiego człowieka. To było piękne, gdy leżąc z bólem brzucha słyszałam: "leż sobie, ja to zrobię". Albo gdy mogłam poprosić: "zrób mi herbaty" - i dostawałam ją. Z mężem takich luksusów nie miałam.
Dobrze że napisałaś o tym że nie posługujemy się tylko i wyłącznie jednym językiem miłości .Mówimy i słuchamy,nadajemy i odbieramy.
Dla mnie na pewnym etapie "nasycenia" tym co otrzymałem od kobiety ,ważne stało się nie tylko to co odbieram w sensie słucham przyjmuje jej mowę miłości , ale czy przypadkiem to jak ja mówię do niej na różne sposoby tymi językami ,to czy to nie jest słowotok, bełkot,mowa trawa ,gaworzenie niemowlaka i jak ja działam nadając swoimi językami na nią - równowaga to fundament we wzajemności .
w śród tych języków na pierwszym miejscu jest dotyk u mnie ,na drugim drobne przysługi, ona ma podobnie z prezentami mamy trochę inaczej
ona lubi je dawać ,ja niespecjalnie zwracam uwagę na otrzymywane prezenty, nie jest to tak istotne ,ale ona ma z tym otrzymywaniem prezentów akurat podobnie też lubi dawać ale nie kręci nosem na otrzymane prezenty,najlepsze robi sobie sama,z oszczędzaniem miała mały kłopot,ale pod moim wpływem nauczyła się trwonić krwawicę na prezenty dla siebie.
284 2021-06-07 15:02:48 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-06-07 15:11:35)
O to chodzi. Ja jak źle się czuję czy nie mogę wstać z łóżka to zazwyczaj jest 1 dzień okresu (bardzo ciężko go przechodzę) i wtedy doceniam wszystko, bynajmniej nie mycie naczyń, choć też ale choćby "herbatkę" taką jak lubię.
Pamiętam, jak przykro mi było, gdy mój mąż wrócił do domu, a ja leżalam. Owszem, poszedł do kuchni i bez słowa zmył gary, ale nawet nie zapytał, dlaczego lezę i co się dzieje. Pozmywał i poszedł do drugiego pokoju, a na mnie nawet nie spojrzał.
Poczułam się zupełnie zignorowana.
Bez łaski z takimi garami, sama se umyję jak wstanę
Te gary nie miały ze mną nic wspólnego, on po prostu zrobił swoje, bo u nas zmywał ten, kto akurat zauważył taką potrzebę .
Kiedyś byłam tak chora, że nawet nie miałam siły go zawołać i poprosić o tę całą herbatę, a on miał mnie w d...
Ajko Dla mnie słowo jest bezużyteczne i bezbarwne, dopóki nie zamienia się w czyn, przynajmniej w odniesieniu do drugiego człowieka. Dlatego zamiast mówić 10 x dziennie "Kocham Cię", wolałbym po prostu coś dobrego zrobić dla takiej osoby, co by to nie było, jak choćby podanie szklanki herbaty
![]()
Dlatego tak często widać rozdźwięk, między tym, co ludzie robią a tym, co mówią. Słowo "Kocham Cię" czy inne tego typu jest dla mnie puste, póki nie idą za tym żadne czyny. Można sobie takie słodkie słówka szeptać, ale czy ich zwiększona ilość zwiększa nasze uczucie do kogoś? Sam osobiście nigdy tak nie myślałem a dotyczy to zresztą nie tylko miłości do partnera, ale choćby rodzicielskiej czy dzieci względem rodziców.
Własnie dlatego napisałam o tym koszeniu trawnika. Śpiewała Dalida "Paroles, paroles".
Kiedyś byłam tak chora, że nawet nie miałam siły go zawołać i poprosić o tę całą herbatę, a on miał mnie w d...
Wiesz co, nie wiem co gorsze, nie mieć kogo zawołać czy mieć ale nie móc (z różnych powodów).
Tu w tym wątku ale też innych często jest myślenie, że jak ludzie W KOŃCU spikneli, to im udało. Guzik udało, chyba tylko spiknąć. Związek to 'harówa', i tylko ludzie, którzy go tworzą zrobią z tego albo fajną przygodę albo udrękę.
Umówmy się, nie ma związków idealnych, ale jak jest uczucie, szacunek i chęć rozmowy, rozwiazywania problemów to już sukces.
287 2021-06-07 15:29:28 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-06-07 15:30:21)
Wcale nie oczekuję wyłącznie sielanki w życiu, ale jeśli mam w związku "harować" - wole być singlem.
Co do ostatniego faceta, pół forum wie, dlaczego z niego zrezygnowałam, ale będąc z nim nie czułam, że haruję i ogromnie mi się to podobało.
Oczywiście domyślam się, że nie o harowanie na roli chodzi
Wcale nie oczekuję wyłącznie sielanki w życiu, ale jeśli mam w związku "harować" - wole być singlem.
Co do ostatniego faceta, pół forum wie, dlaczego z niego zrezygnowałam, ale będąc z nim nie czułam, że haruję i ogromnie mi się to podobało.
Oczywiście domyślam się, że nie o harowanie na roli chodzi
Ja specjalnie wzięłam to w cudzysłów. Bynajmniej nie o zwykłą harówę chodzi ale choćby o to, że ludzie muszą po pierwsze sami dotrzeć, potem za sobą nadążyć itd. Bardziej mi chodziło o to by odróżnić etap poznania i chęci być razem (który, szczególnie w pewnym wieku jest jak widać mega trudny), a ten kiedy już jesteśmy razem.
Po prostu bez wdawania w szczegóły, to że ktoś kogoś pozna i "piknie", nawet w wieku ok 40l, to nie znaczy, że już żyli długo i szczęśliwie. Przygoda dopiero zaczyna
Piegusko, jak wyglądał poczatek związku z twoim mężem, tak do ok roku? Jaki twój mąż był w stosunku do syna?
290 2021-06-07 15:38:47 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-06-07 15:40:32)
Piegowata'76 napisał/a:Kiedyś byłam tak chora, że nawet nie miałam siły go zawołać i poprosić o tę całą herbatę, a on miał mnie w d...
Wiesz co, nie wiem co gorsze, nie mieć kogo zawołać czy mieć ale nie móc (z różnych powodów).
Tu w tym wątku ale też innych często jest myślenie, że jak ludzie W KOŃCU spikneli, to im udało. Guzik udało, chyba tylko spiknąć. Związek to 'harówa', i tylko ludzie, którzy go tworzą zrobią z tego albo fajną przygodę albo udrękę.
Umówmy się, nie ma związków idealnych, ale jak jest uczucie, szacunek i chęć rozmowy, rozwiazywania problemów to już sukces.
Z tym się zgadzam,dla mnie "harówa" oznaczała głównie i na pierwszym miejscu tak zwaną pracę nad sobą (brrrry) ,a nie na wymuszaniu zmian i moich różnych nieraz odlotowych księżycowych oczekiwań na niej kontrolując jej postępy w jej rozwoju, ważne jest nie tylko czego się oczekuje ale też jak i co samemu się od siebie daje, chociaż z tym oczywiście też miewałem i miewam problemy
Z tym się zgadzam,dla mnie harówa oznaczała głównie tak zwaną pracę nad sobą (brrrry) ,a nie na wymuszaniu zmian i moich różnych nieraz odlotowych księżycowych oczekiwań na niej ważne jest nie tylko czego się oczekuje ale też jak
i co samemu się od siebie daje, chociaż z tym oczywiście też miewałem i miewam problemy
OOOO właśnie to jest to. Dopiero jak ja zaczęłam pracować nad sobą, dopiero wtedy zauważyłam człowieka w 2 człowieku. Tak to z pozycji ofiary ciągle widziałam siebie jako tą poświęcającą się, krzywdzoną, niezrozumianą, czekałam na to domyślanie się, byłam bardzo roszczeniowa, głównie wytykałam błędy, widziałam dobre strony ale przesłaniał je cały śmietnik tylko złych.
Ja dopiero teraz od niedawna zrozumiałam, zauważyłam, że nie tylko mój pierwszy mąż schrzanił nasze małżeństwo, ale robiłam to też bardzo mocno ja.
Teraz dopiero potrafię zauważyć dlaczego pewne sprawy się potoczyły, tak jak potoczyły. Potrafię dostrzec wiele jego mądrości. Trudno oboje byliśmy bez dobrych przykładów z domu, oboje reagowalismy tak jak umielismy. Byliśmy zagubieni w realiach życia.
292 2021-06-07 15:53:03 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-06-07 15:56:20)
Niby obowiązki domowe sa oczywiste, ale akurat dziewczyny ujęły to w innym kontekście Chodziło zapewne o docenienie czegoś, co i tak jest normalne, ale gdyby w danej chwili nie zaszła sytuacja, że jedna osoba tego zrobić nie może, to zapewne by to zrobiła
A tutaj zachodzi sytuacja, kiedy już coś mamy z głowy, na co musielibyśmy poświęcić czas i energię. Zresztą tu nawet nie chodzi o jakieś domowe roboty, ale bardziej przyziemne i rzeczywiste sprawy a nie słodkie słówka i gadżety. Cho ćby jakiś fajny pomysł na spędzenie razem czasu
Dlatego podzielam zdanie Ajko, że należy właśnie (też) doceniać takie proste rzeczy. Są one proste i nie wymagają poświęcenia, bo to nie jest przecież zbudowanie LHC w 2 minuty, ale skoro w danym momencie ktoś tego nie jest w stanie zrobić, to tym bardziej można choćby podziękować za to, kiedy czynność zostanie załatwiona. Nie wiązałbym też żadnej "kastracji" z faktem, że ktoś oczekuje, że takie proste sprawy będą docenione. Słowo daję, gdyby moja relacja miałaby się opierać przede wszystkim na tych wszelakich sentymentalno -romantycznych podstawach, to długo bym nie wytrzymał...
Nigdy jakoś nie wyobrażałem sobie życia jako sielanki, możę dlatego doceniam takie proste gesty i znaczą one akurat dla mnei o niebo więcej niż prezenciki, które wyzwalają euforię, ale są chwilową uciechą. Chociaż już lepiej, jak prezent zostaje na dłużej.
293 2021-06-07 16:09:38 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-06-07 16:31:54)
Trudno oboje byliśmy bez dobrych przykładów z domu, oboje reagowalismy tak jak umielismy. Byliśmy zagubieni w realiach życia.
Wiecie co, ja się tak zastanawiam nad tymi "przykładami z domu" i zaczęłam nad tym bardziej zastanawiać (ja też na to zwalałam choć u mnie patologia ale mniejsza o większość). Jednak lubimy czy inni lubią mówić "w tamtych czasach". Ja nie uważam za "starą" ale aż trudno uwierzyć, że szkołę, studia skończyłam bez netu. Była jakaś sala komputerowa ale mało kto miał wtedy własny laptop. Komórkę może tak ale tylko do dzwonienia.
Także z tej strony patrząc, jak nie ma zdrowej relacji, gdzie rodzice "nadążają" za młodzieżą (choć i tak nigdy nie nadążą) to te wzorce nawet jeśli "zdrowe" to i tak nieaktualne. To młodzi ludzie SAMI muszą dostosowywać do tej zmieniającej rzeczywistości, a ci starsi z nimi.
Nawet gdyby moi rodzice byli przykładnym małżeństwem, to ich wzorce i tak by się już przedawniły.
To jest niesamowite w jakim czasie teraz żyjemy, a w jakim żyli nasi rodzice czy dziadkowie. "Czasy" jednak nie stanęły w miejscu tylko nadal rozwijają/zmieniają.
Ja przyznam szczerze, że jak rozmawiam z obecnymi nastolatkami, to też już wiele rzeczy nie rozumiem A ciągle myślałam, że jestem "na czasie"
EDIT: serio teraz poważnie nad tym zaczęłam zastanawiać bo jeszcze nie straciłam nadziei, że będę mieć dziecko ale.. Jak ja miałabym go wychować? Przecież mi znane sposoby są anachroniczne. Trzymać z daleka od świata "tych młodych", którego notabene sama nie rozumiem? Przecież nie chodzi o to by wychować dziecko, które nauczy się podstawowych rzeczy i najlepiej wyśle na indywidualne nauczanie bo przecież "teraz" dzieci/świat to koszmar.
Serio musiałabym się chyba spiknąć z jakąś 20-latką, która jest "na czasie" i by mi wszystko przetłumaczyła.
Także myślę, że to jest też ten problem dojrzałych matek, że po prostu żyją w innym świecie i starają to dziecko w nim uchować czy wręcz chronić przed tym co mamy teraz.
Roxann, ja w sumie przyznaję, że nie mam do czynienia teraz z nastolatkami, ale mam wrażenie po tym co czytam na tym forum, że w tych sprawach związkowych, rodzinnych niewiele się zmieniło. Cały czas młodzi ludzie wchodzacy w związki, albo tęskniący za zwiazkiem piszą o tym samym co przeżywałam ja w ich wieku.
Przyznaję, że czasy obecne, internet, otwarte granice dają tyle możliwości. Coś fantastycznego.
Roxann ale to nie jest chyba nawet problem dojrzalszy matek tylko matek ogólnie ja jestem tą 20-kilku latką "na czasie" i gwarantuje że jakbym teraz urodziła dziecko to będąc w Twoim wieku (czyli dziecko będzie wówczas nastoletnie) też przecież nie będę już pewnie ogarniać najnowszych technologii, mody, schematów w których ludzie żyją
Roxann ale to nie jest chyba nawet problem dojrzalszy matek tylko matek ogólnie
ja jestem tą 20-kilku latką "na czasie" i gwarantuje że jakbym teraz urodziła dziecko to będąc w Twoim wieku (czyli dziecko będzie wówczas nastoletnie) też przecież nie będę już pewnie ogarniać najnowszych technologii, mody, schematów w których ludzie żyją
Ale chyba szybciej ogarniesz jedno pokolenie, niż dwa.
Może tak zabawnie i szczęśliwie zdarzy, że razem zajdziemy w ciąże, ja i córka A Ja bym chciała. Nawet wolałabym by ona pierwsza
Mimo, że ok 15l ode mnie młodsza
Wiesz ze nie wiem czy szybciej? Postęp idzie z każdym pokoleniem coraz gwaltowniej. Mam w rodzinie dziewczynę w wieku nastoletnim ok 10 lat młodsza ode mnie i ja już czasem nie ogarniam jak ona rozmawia z kolezankami......
298 2021-06-07 17:03:33 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-06-07 17:04:24)
Później to rozwinę ponieważ teraz nie mam dostępu do komputera Ale mam całkowitą świadomość że I ja walnie przyczyniłam się do rozpadu naszego małżeństwa. Na swoje i męża usprawiedliwianie mam fakt, że oboje weszliśmy w związek z ogromnymi deficytami, bez świadomości i doświadczeń.
natomiast słowo harówka ma dla mnie wybitnie negatywny wydźwięk. praca, nawet trudna, nie zawsze jest harówką. ta, w odniesieniu do związku, kojarzy mi się z daremnym trudem nie przynoszącym efektów wysiłkiem. dla mnie w związku harować to próbować z psa zrobić kota jak to ktoś niedawno napisał na forum.
I ja Zdecydowanie wolę wziąć od razu kota niż harować.
zwykła praca nad sobą nie kojarzy mi się z harowaniem, nie powoduje tego potężnego wyczerpania znanego mi z małżeństwa
Później to rozwinę ponieważ teraz nie mam dostępu do komputera Ale mam całkowitą świadomość że I ja walnie przyczyniłam się do rozpadu naszego małżeństwa. Na swoje i męża usprawiedliwianie mam fakt, że oboje weszliśmy w związek z ogromnymi deficytami, bez świadomości i doświadczeń.
natomiast słowo harówka ma dla mnie wybitnie negatywny wydźwięk. praca, nawet trudna, nie zawsze jest harówką. ta, w odniesieniu do związku, kojarzy mi się z daremnym trudem nie przynoszącym efektów wysiłkiem. dla mnie w związku harować to próbować z psa zrobić kota jak to ktoś niedawno napisał na forum.
I ja Zdecydowanie wolę wziąć od razu kota niż harować.
zwykła praca nad sobą nie kojarzy mi się z harowaniem, nie powoduje tego potężnego wyczerpania znanego mi z małżeństwa
Piegowata, ja to wiem i już pisałam, że specjalnie wzięłam w cudzysłów słowo "harówa", może za mocne, mogłam wybrać "praca", "staranie". Mi chodziło tylko i przede wszystkim o oddzielenie dwóch kwestii, a mianowicie poznania kogoś w tym użyjmy słowa "średnim" wieku i chęci bycia razem a ... już etapem w związku.
Nie wiem czy też tak macie czy takie spostrzeżenia, że jak ludzie poznają, to inni już gratulują, albo jak biorą ślub (ale w tych wątkach nie o tym mowa). No nie, nie wystarczy by kogoś poznać i już "żyli długo i szczęśliwie". Dopiero zaczyna docieranie itd. Nie musi być to "harówą" (tak, nieudolnie użyte słowo) ale chyba wszyscy wiemy o co chodzi
300 2021-06-07 17:55:23 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-06-07 17:56:05)
całkowicie się zgadzam że Sam poryw uczucia nie wystarczy.
ale wiem że z jednymi Ludźmi łatwiej dojść do porozumienia, a z innym Jest to niemal niewykonalne.
jeżeli przez większość czasu Jest mi z kimś ciężko i źle, to dla mnie jakieś nieporozumienie.
całkowicie się zgadzam że Sam poryw uczucia nie wystarczy.
ale wiem że z jednymi Ludźmi łatwiej dojść do porozumienia, a z innym Jest to niemal niewykonalne.
jeżeli przez większość czasu Jest mi z kimś ciężko i źle, to dla mnie jakieś nieporozumienie.
Tylko zanim zaczniemy z kimś spotykać, musimy dopuścić go do niego. Ja jeśli chodzi o ten wątek nie jestem przekonana czy na tym etapie Autorka zrobiła słusznie. Ja np. nie obraziłabym się za "ty stara d*jesteś" bo jak Ela wspomniała odebrałabym to jako żart z filmu. Oczywiście gdyby dalej facet był burakiem to nie... ale ten żart na pewno by mnie nie zniechęcił. Tak ogólnie rzecz biorąc.
Natomiast jak się chce być razem to trzeba czasu, decyzji, wysiłku w budowanie relacji a nie jak u Moni, tylko "weekendowe" spotkania, a dalej facet jada i sypia u mamy mimo 30-40l. No szlag mnie trafia
302 2021-06-07 19:03:24 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2021-06-07 19:04:04)
No, u mnie akurat tekst "dupa" o kobiecie Skreśla Delikwenta. nawet jeśli powiedziane żartem, to na takie poufałości przyjdzie czas.
natomiast fakt mieszkania z rodzicami w dojrzałym wieku nie oznacza dla mnie z automatu maminsynka i ciamajdy. czasami układy z rodzicami są na tyle dobre, a warunki mieszkaniowe na tyle korzystne, że nic nie stoi na przeszkodzie by z nimi mieszkać, czasami wręcz to rodzice potrzebują wsparcia i opieki.
Oj, jak często tutaj, w opisywanych historiach ów porym uczucia(zauroczenia) jest podstawą do wszystkiego..
Autorka zaś bardziej przejęła się zacytowaną wypowiedzią Bogusia, niż tym, jak wygląda ich "związek".
czasami wręcz to rodzice potrzebują wsparcia i opieki.
Nic mi o tym nie mów. U nas każdy wyprowadzał z "toksycznego domu". Mam 4 starszego rodzeństwa, a zostałam z tym (Rodzicami) sama bo najdłużej tam byłam i wszystko na mnie (choć nie wiem jak będzie po ich śmierci). Bynajmniej nie o majątek chodzi tylko łatwo zwiać i odciąć jak komuś coś nie pasuje i zwalić wszystko na tego kto nie tyle został ale przez to, że został to na niego. Jednak to są lata i nie będzie lepiej.. ludzie nie zrobią młodsi, sprawniejsi itd.
To jest bardzo trudny temat.
305 2021-06-07 19:15:16 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-06-07 19:20:46)
Ta zależy jaki rodzaj relacji i układu się przyjmie oraz jaką dynamikę rozwoju więzi w danej relacji.
Nie można być blisko znaczy jeszcze bliżej nie mieszkając razem, moim zdaniem utknie się na pewnym etapie przywiązania do swoich nawyków i obrony jakichś swoich uprzedzeń,nie przechodząc prędzej czy później fazy dostrajania się i etapu konfliktów.kompromisów sprzeczek , nie da się pewnych zjawisk zweryfikować za chiny ludowe tylko w weekendy,przedłużając "przechodząc" związek będąc jeszcze mentalnie bardziej dzieckiem rodziców,kwestia wspólnej przestrzeni też jest ważna,a nie tylko obrona własnej ,czy kontrolowanie cudzej.
tu bardziej chodzi mi o perspektywę dłuższej i bardziej stałej relacji takiej jak małżeństwo,lub podobnie, ślub niekoniecznie.
Nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, żebym całkiem zerwać kontakt z rodzicami. Wiem, że Mama ma swoje lata i zwyczajnie pewnych rzeczy po prostu nie zrobi a nie ma ich komu zrobić.
Chociaż nasłuchałem się neico dziwnych relacji rodzinnych w moim bliskim otoczeniu i się zastanawiam czasami, czy to nie jakieś krzywe zwierciadło albo inny Monthy Python..Choć raczej mało tam komu do śmiechu..
Nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, żebym całkiem zerwać kontakt z rodzicami. Wiem, że Mama ma swoje lata i zwyczajnie pewnych rzeczy po prostu nie zrobi a nie ma ich komu zrobić.
To masz szczęście. U nas naprawdę każdy z rodzeństwa uciekał z domu. Ja byłam najmłodsza, jeszcze córka, więc najbardziej zmanipulowana i współuzależniona. Też w końcu wyrwałam i przez kilka dobrych lat był spokój. No ale moi Rodzice są już w sędziwym wieku. Tata skończył 90l. Trzeba nimi zająć. Spadło na mnie.
308 2021-06-07 20:21:49 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-06-07 20:29:28)
Apropos wychowania dzieci:
Może mnie zablokują, lub nie ale teraz ten film obejrzałam i jestem w jeszcze większym szoku i w obawie jak teraz wychowywać dzieci?
https://www.youtube.com/watch?v=RZP0OCBPD-w
MASAKRA
Jak żyć, jak wychować dziecko?
Kończę off top.
309 2021-06-07 21:07:36 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-06-07 21:30:04)
Czym skorupka za mlodu nasiąknie, czy jakoś tak to było. Dzieci wynoszą wzorce zachowań z domu. Jeśli w domu rodzice wykazują się tolerancją, bezkonfliktowością i zwyczajną kulturą, to dzieci prawdopodobnie też takie będą i odwrotnie. Jeśli słuchają w domu chamskich odzywek, są swiadkami aroganckich zachowań swoich rodziców, to same inne nie będą. Ostatnio oglądałam taki filmik czyba z wiadomości z Polski, jak doszło do bójki dwóch facetów o miejsce parkingowe dla samochodu. Przecież to była lekcja pokazowa chamstwa, prostactwa i nieokrzesania. Ci ludzie mieli dzieci, bo byli z rodzinami i co te dzieci widziały? Jak tatuś rozwiązuje pięściami swój problem z parkowaniem? Co widziały to jedno, ale wyobrażam sobie czego świadkami były później, gdy tatuś już to miejsce "wywalczył". Nauka pewnie w las nie poszła.
1,,5 lat wlewo w prawo to nie problem ..wazne by 2osob sie dogadywalo,,ja mam43 ,,i ciezki okres za sobo,,troche przedemno...chcesz porozm,pryw,,lub na forum,,pozdr
Startować ,zawsze mogą, ale może ja dziwna jestem ale jak miałam 25 lat to taki 40 latek był dla mnie jak starszy wujek dobra rada, nic erotycznego bynajmniej mi po głowie nie chodziło owszem 30 niewielkie plus już było brane pod uwagę.
Ale może teraz dziewczyny są inne.
Nie, nie są. Miałam 21 lat to startował do mnie gość, który miał jakieś 38-39 lat i dla mnie był on prawie emerytem. Śmiałyśmy się z niego wraz z koleżankami, że stary kozioł a chce sobie podłechtać ego. Teraz mam 24 lata i taki facet idealny dla mnie to starzy o 5-12 lat. 10 lat jeszcze jest do zaakceptowania i jak ktoś wyżej napisał- zawsze będzie kobieta młoda dla faceta, co też jest plusem. Natomiast tak powyżej 15 lat różnicy to nie wiem, czy ma w ogóle sens. Jak dla mnie zbyt duża przepaść mentalna
I serio lubię starszych od siebie facetów, ale wszystko z umiarem
Już pomijając fakt, że ja patrzę z niesmakiem na takich, co mają siwe włosy a oglądają się za studentkami
Dlaczego coraz więcej kobiet decyduje się na późne macierzyństwo lub rezygnuje z dzieci? Bo nie jest w stanie znaleźć odpowiedniego partnera, który byłby w stanie zapewnić jej i nowej rodzinie komfort bytowy. Poza tym coraz więcej kobiet ceni sobie niezależność i wie, że najpierw musi sama zadbać o siebie, a nie oglądać na kogoś. Ten ktoś dziś jest, a jutro może nie być. A to wymaga czasu, studiów, poświęcenia w pracy itd. Do tych 35 lat, to przecież jedynie 10 lat pracy (jak ktoś dziennie studiuje).
To prawda. Ogromną zaletą posiadania starszego faceta jest to, że można urodzić wcześniej dziecko, np.przed 30stką i samej szybko wrócić do pracy, ciągnąć karierę a niech facet, który już tyle w tej pracy siedzi już dla urozmaicenia dzieckiem się zajmie, a kobieta niech do pracy wróci
Dzisiaj nieruchomości są absurdalnie drogie. 2pokojowa klitka w większych miastach kosztuje 400 tyś, a ludzie nawet po dobrych studiach potrafią zarabiać 3,5-5 tyś, co nie jest niby złe, ale spłać ten kredyt...a co dopiero mówić o czymś większym, żeby chociaż jedno dziecko się zmieściło
Ja już nie mówię nawet o komforcie bytowym, ciężko dzisiaj o kogoś dojrzałego. Co na studiach widzę jakiegoś ogarniętego i inteligentnego chłopaka to już albo jest zajęty od kilku lat, albo zaręczony albo nawet zaobrączkowany. Ciężko o takie poczucie bezpieczeństwa, gdy na rynku zostają sami niepewni, którzy są nieodpowiedzialni i tylko im zabawa w głowie
Zatem jednym słowem faceci 30- czy 40+, którzy w związku nie byli(lub mają małe doświadczenie) będą z góry skazywani na porażkę. Inaczej mówiąc, będą uważani zawsze za gorszy sort, mimo najszczerszych chęci do stworzenia takiego związku.
To ja jestem jakaś dziwna, ale ja bym doceniła, że facet się szanuje, a nie zaliczył pół miasta. Mi się kiedyś spodobał taki facet starszy o 10 lat. To mój prowadzący na studiach, nie ma żony, nigdy nie miał. Zawsze poważny, stonowany, wręcz zimny, ale zawsze studentom pomagał, jak mógł i to mi się w nim spodobało, ale no nie podbijałam nawet do niego, bo to prowadzący, a za to grozi wyrzucenie z uczelni. Do tego on sam mną zainteresowany nie był i nie pamiętał nawet, jak się nazywam
""Ela102""Dlaczego coraz więcej kobiet decyduje się na późne macierzyństwo lub rezygnuje z dzieci? Bo nie jest w stanie znaleźć odpowiedniego partnera, który byłby w stanie zapewnić jej i nowej rodzinie komfort bytowy. Poza tym coraz więcej kobiet ceni sobie niezależność i wie, że najpierw musi sama zadbać o siebie, a nie oglądać na kogoś. Ten ktoś dziś jest, a jutro może nie być. A to wymaga czasu, studiów, poświęcenia w pracy itd. Do tych 35 lat, to przecież jedynie 10 lat pracy (jak ktoś dziennie studiuje).
To prawda. Ogromną zaletą posiadania starszego faceta jest to, że można urodzić wcześniej dziecko, np.przed 30stką i samej szybko wrócić do pracy, ciągnąć karierę a niech facet, który już tyle w tej pracy siedzi już dla urozmaicenia dzieckiem się zajmie, a kobieta niech do pracy wróci
Dzisiaj nieruchomości są absurdalnie drogie. 2pokojowa klitka w większych miastach kosztuje 400 tyś, a ludzie nawet po dobrych studiach potrafią zarabiać 3,5-5 tyś, co nie jest niby złe, ale spłać ten kredyt...a co dopiero mówić o czymś większym, żeby chociaż jedno dziecko się zmieściło
Ja już nie mówię nawet o komforcie bytowym, ciężko dzisiaj o kogoś dojrzałego. Co na studiach widzę jakiegoś ogarniętego i inteligentnego chłopaka to już albo jest zajęty od kilku lat, albo zaręczony albo nawet zaobrączkowany. Ciężko o takie poczucie bezpieczeństwa, gdy na rynku zostają sami niepewni, którzy są nieodpowiedzialni i tylko im zabawa w głowie
Witaj Yellow, a ja bym przewrotnie powiedział że kobiety decydują się na późne macierzyństwo bo często tyle im zajmuje dostrzeżenie że prawdziwi faceci to nie Ci wymuskani chodzący od klubu do klubu za którymi owe kobiety biegają. Choć to przerysowane to coś w tym jest. Do pewnego wieku - kiedy nie trzeba już zakładać rodziny ogarnięci faceci są wręcz niezauważani.. do czasu.
Mam 29 lat, dobrą pracę na własne konto więc i elastyczną, marzę o założeniu rodziny, budowaniu czegoś, załatwiam właśnie sobie mieszkanie ( da się w polsce załatwić mieszkanie na własność bez kasy i kredytu - od ręki, choćby Nowy Nikiszowiec w Katowicach. Kilkaset mieszkań wynajem z dojściem do własności) i jedyne zainteresowanie którę budze to u kobiet 30-40. Dla tych młodszych przecież jestem "troszkę zbyt poważny" bo chodzę w koszuli i oxfordach albo wiem kto to Kalman... I w sumie tak, jesteś dziwna co mnie też intryguje.. bo jak bagienni_k napisał(a) faceci bez przebiegu to ryzykowna karta.. a może po prostu chcą raz a porządnie odbić pieczątkę w dowodzie a nie tak od przeglądu do przeglądu :-)
Każdy ma inne doświadczenia, mam 34 lata (ogolnie jestem gorszą partią niż jak miałem 26/27 lat, plan na siebie, dobra praca, oszczędności) mi wystarczył ten rok by zrezygnować z szukania miłości. Moje doświadczenia jako wieczny romantyk, szukający miłości i ciepła rodzinnego to była tragedia co się okazało trafiałem tylko na kobiety które szukały luźnej znajomości te które chciały czegoś poważnego często z powodu że zostały przyciśnięte do ściany bo bąbelek czasami nawet nie wiedziała z kim, lub takie które już z daleka miały dwie czerwone flagi (dziecko z taką to jak kula w łeb).
Dzisiaj w żadnym wypadku nie jestem dobrą partią, zaufanie rodzinie, rok depresji i co przez 2 lata oszczędności papa, sam musiałem poskładać się w całości psychicznie, porzuciłem zainteresowania na których też dorabiałem. Jestem w związku z kobietą która jest chyba zemną bardziej ze strachu niż z miłości (ja to tak odbieram), czasami wracam do hobby to parę groszy wpadnie, ale tak naprawdę nie ma dużych wymagania, a robić to dla mojej nie jest warta wysiłku. Rodzinny nie planujemy (kiedyś marzyłem o córeczce może w powodu że jestem emocjonalny itp.) nawet ślubu nie planuję.