6 lat po slubie bez dzieci...
1 rok po slubie diagnoza nieplodnosc... Szanse na posiadanie dziecka rowne zero.
3 lata drogiego bezskutecznego leczenia...
Wyrzuty sumienia...
Ciagle klamstwa gdyz brak odwagi i wstyd ze jestesmy gorsi od innych ze nie mamy dzieci nie pozwala sie przyznac publicznie dlaczego ciagle mamy tylko kota.
Ten ciagly bol w srodku gdy z uśmiechem mowisz nie jeszcze nie teraz moze pozniej...
Zazdrość ze wszyscy maja dzieci a ja nie...
Ten bol na widok kobiety w ciazy...
To wszystko staje sie coraz wiekszym ciezarem...
Adopcja?
Chyba nie potrafie przeraza mnie to wszystko... I to czekanie kilka lat na dziecko a czasem czekanie bez konca...
A najgorsze wygadywanie przez "siostre" pan bog cie pokaral... Nigdy nie bedziesx miec dzieci!
Jestes beznadziejna...
Nienawidze jej mam ochote ja zabic i spedzic reszte zycia za kratami zeby tylko nie ogladac tego falszywego usmiechu...
Wspolczuje tylko jej dziecia ze maja taka matke 2 dzieci kazde z innym... Wyzywanie ich imprezy ...
Zal mi ich ale matka ja broni jak jest ok to jest ok ... Jak dostaje szalu to awantura placz dzieci trzaskanie drzwiami i wyzywanie matki ktora pomaga i prawie ja utrzymuje od najgorszych...
Mam juz dosc tego wszystkiego...
Dosc tego popieprz... Niesprawiedliwego zycia...
Czym sobie zasluzylam na to...
Chcialabym skonczyc z soba ale nie mam odwagi...
Dusze wszystko w sobie..
Mam nerwice zoladka....
Czasami mam ochote ich wszystkich pozabijac... Nie sluchac jyz tego wszystkiego...
Albo wsiasc w auto i zatrzymac sie na drzewie...
Placz po nocach a w dzien usmiech na twarzy...
Ze niby wszystko jest ok.
Ale to ja jestem wybrakowana...
To ja jestem do niczego...
To ja nienawidze sama siebie
Nie moge patrzec na inne dzieci ..
Mam dosc...
Nienawidze tego swiata...
Ale jestem zbyt slaba by to skonczyc...
Sztuczne zycie na pokaz...