Ajko napisał/a:Bo w świecie mężczyzn jest mało ciekawych autorytetów mających wiedzę na temat relacji damsko męskich. To jest ogólnie temat trudny, bo i kobiety i mężczyźni (zwłaszcza w naszych polskich klimatach) wychowują się w morzu podziałów, krytyki, toksyczności, nieszanowania, schematów, samobiczowania, kompleksów, porównywania. Zobaczcie, ze często nawet same matki, są osobami nienawidzącymi kobiety, widzącymi w nich zagrożenie.
Szkoda mi i tych chłopaków pełnych pogardy, oceniania i tych dziewczyn zapatrzonych na chłopaka jak na samca, który nie ma prawa mieć chwili słabości.
Bardzo ciekawie to opisuje właśnie Eichelberger w tym wywiadzie. To fragment:
"....Że mężczyzna nosi w sobie głęboko ukrytą animę, czyli dopełniający go kobiecy aspekt, który w trakcie męskiego życia domaga się samorealizacji. Jung brał pod uwagę wpływ kultury, ale uważał, że wbudowane w zarówno mężczyzn, jak i kobiety archetypy pochodzą z czegoś bardziej fundamentalnego niż kultura czy obyczaj. Współcześnie moglibyśmy przypuszczać, że to jakiś głęboko ukryty, reprodukujący się w męskim DNA gen albo kod domaga się swojej ekspresji.
A jak się tego kodu nie realizuje, to…?
– To toniemy w depresji, uzależnieniach w narcystycznej autokreacji lub agresji.
Jak wygląda ten kod?
– Kodu, jak wiadomo, nie widać. Interfejsem jest żywy człowiek, a kod przejawia się najwyraźniej wtedy, gdy życie i świadomość danego mężczyzny opóźniają się względem harmonogramu ukrytego kodu. Właśnie przeglądam napisaną przez jungistę książkę o męskości, która niedługo ukaże się w polskim tłumaczeniu. Opisane są w niej następujące po sobie zdaniem autora uniwersalne i pożądane stadia rozwoju męskiej świadomości. Pierwszym jest okres matki.
Na czym on polega?
– Mężczyźni, którym pomagam odnaleźć się w kryzysie, najczęściej są już po czterdziestce, społecznie i zawodowo dojrzali, ludzie stereotypowego sukcesu. Ale prawie wszyscy mają kłopoty w relacjach z kobietami. Źródło ich problemów ujawnia się, gdy zapytani o najważniejsze cechy ideału ich życiowej partnerki, wszyscy jak jeden mąż wymieniają: opiekuńcza, kochająca, ciepła, wspierająca, wyrozumiała, doceniająca...
To źle?
– Problem w tym, że są to cechy idealnej matki. Pokrywa się to z potoczną obserwacją wskazującą na to, że bardzo wielu współczesnych mężczyzn utknęło w swoim emocjonalnym rozwoju na tym pierwszym, dziecięcym przystanku podróży ku dorosłości.
Dlaczego utknęli?
– Jednym z powodów jest realny niedobór czasu i uwagi, jaki współczesne matki mogą ofiarować potomstwu. Coraz więcej z nich jest bardzo zajętych karierą zawodową, coraz więcej z nich wychowuje dzieci samodzielnie – bo ojciec dziecka odszedł albo od początku go nie było. Albo był, lecz uzależnił się od czegoś i sam wszedł w rolę dziecka wymagającego stałej opieki i wsparcia. Więc powszechnie brakuje matkom czasu i sił, a także ochoty, a często także emocjonalnych kompetencji, by skutecznie obdarować swoje dzieci ciepłem, troską, oparciem i uznaniem. Więc bardzo wielu współczesnych mężczyzn te niezaspokojone dziecięce potrzeby przenosi w przestrzeń swoich dorosłych związków partnerskich.
Pandemiczny kryzys, który pewnie się będzie nasilał, niestety, zmusi wielu młodych ludzi, żeby wrócić pod dach rodziców. Trudno powiedzieć, czy to przyniesie wyłącznie złe skutki, ale generalnie odradzam mężczyznom trwanie blisko matki w dorosłym życiu. Okres, gdy matka jest najważniejsza, jest niesłychanie istotny i cenny, ale niedobrze jest przedłużać tę fazę życia. Odklejenie się od mamy jest niezbędne, by móc w ogóle ruszyć w dalszą drogę.
A następnym etapem jest…?
– Okres ojca. To ojciec jest od tego, żeby chłopca zapatrzonego w mamę odwrócić w stronę świata. Ale ojca zabrakło, trzeba go więc odnaleźć. To niekoniecznie musi być ten, który ich spłodził, może to być też jakiś zapożyczony wzorzec męskości.
Gdzie go szukać?
– Gdzie się da. Albo mamy szczęście i spotykamy go przypadkowo, albo szukamy aktywnie. W różnym wieku szuka się różnie. To może być nauczyciel, trener albo bohater jakiejś powieści czy filmu. Ale najlepiej szukać go w sobie, po drodze tylko przymierzając się do tych zewnętrznych wzorców i inspirując się nimi. Pierwotne męskie rytuały przejścia wiązały się z oderwaniem syna od matki i kontrolowanym mierzeniem się z ryzykiem utraty życia. Syn musiał pokazać, że daje radę bez mamy, a w dodatku jest silny, nieustraszony, odporny na psychiczny i fizyczny ból, i że dzięki temu będzie w stanie zapewnić swojej przyszłej rodzinie bezpieczeństwo i przetrwanie w trudnych warunkach. Gdy syn przeszedł tę próbę, to ojciec mógł powiedzieć do niego: już nie jestem twoim ojcem – jestem twoim bratem. Dziś takich rytuałów nie ma i młodzi mężczyźni są tej męskości niepewni, bo nikt ich nigdy nie zapewnił: od teraz jesteś mężczyzną. Kobiety mają trochę łatwiej, bo takim momentem bywa pierwsza menstruacja.
Nie ma rytuałów, no i ojcowie też często znikli z radaru.
– Najczęściej w wyniku uzależnień – od substancji, od pracy, od seksu, od władzy albo od jakiejś organizacji czy ideologii. Ale nawet gdy byli dostępni, to synowie i tak nie mogli, tak jak kiedyś bywało, towarzyszyć ojcom w ich zadaniach i w pracy. Rewolucja przemysłowa zabrała ojców z domów do fabryk i biur. Chłopcy nie mieli przed oczami wzorca, a z kolei nieobecność ojca siłą rzeczy potęgowała udział matek w wychowaniu synów. Dopiero teraz w pandemii część ojców powróciła do domów wraz z warsztatem swojej pracy. Ciekawe, co z tego na dłuższą metę wyniknie.
No właśnie – co?
– Problem jest taki, że współczesna praca większości ojców to z punktu widzenia dziecka wysiadywanie przy komputerze. Więc dzieci i tak nie mogą tej pracy obserwować ani towarzyszyć w niej ojcom. Obawiam się, że dla wielu dzieci może to być kolejne rozczarowanie – bo niby ojciec w domu jest, ale nadal nieobecny, wpatrzony w ekran, opędzający się od nich, a w czasie wolnym bezsilny. Z drugiej strony jednak zarówno nieobecność, jak i pogubienie współczesnych ojców być może sprawią, że synowie nie zastygną na zawsze w przepisach i nawykach anachronicznej wersji męskości.
Co dzieje się po etapie matki i ojca?
– Powinna się realizować tak zwana faza bohatera.
Na czym polega to bohaterstwo?
– Mamy poczucie, że odnaleźliśmy naszą drogę i cel w życiu, że robimy coś ważnego i poświęcamy się temu z pasją i oddaniem. Można być bohaterem w każdej niemalże dziedzinie. Pracując w szpitalu, w przedszkolu, w domu seniora czy w restauracyjnej kuchni. Można i w korporacji oczywiście. Można być bohaterem w sporcie, w sztuce i w polityce, w religii – a także w mafii czy w bezdomności. Na tym etapie męskość realizuje się w odnalezionym etosie pracy i związanej z nią misji. Bo mężczyzna w tej fazie potrzebuje być w czymś przynajmniej dobry i nieustannie się doskonalić.
Ale wśród mężczyzn poszukujących siebie najczęściej spotkać można przypadki chybionego bohaterstwa. To mężczyźni zaangażowani w jakąś sprawę, misję, pracę w sposób obsesyjny, zaślepiony i często autoagresywny. Zapytani, czy mają frajdę i satysfakcję z tego, co robią, odpowiadają: to udręka i harówa, ale pieniądze są i kredyty jest z czego spłacać. Nie mają żadnej innej pasji ani aspiracji oprócz tego, żeby spłacić swoje długi i coraz więcej posiadać, co ich wewnętrznie nie buduje ani nie rozwija.
Bo utknęli na poprzednim etapie?
– Dokładnie tak. Będąc mentalnie i emocjonalnie dziećmi, przeskakują do fazy bohatera, a pracę traktują nadal jak zaliczanie szkoły podstawowej, gdzie nie jest ważne czego i dlaczego się uczysz, lecz pochwała nauczycieli i rodziców oraz czerwony pasek...."