Wszystko zależy od sytuacji...
Powiem szczerze tak:
Gdybym miała swoje mieszkanie na własność (i kredyt) i wprowadzałby się do mnie chłopak, sama bym zaproponowała, żeby płacił tylko za połowę rachunków. Gdyby sam zaproponował większą kwotę, to zależy od mojej sytuacji finansowej - gdyby była ok, to bym go wyśmiała, ale gdyby miało mi to mocno podnieść sytuację życiową to pewnie bym przystała.
Gdyby mój chłopak miał swoje mieszkanie i miałabym się wprowadzić, sama bym zaproponowała kwotę wyższą niż tylko rachunki, bo nienawidzę uczucia bycia na czyjejś łasce. Jeśli by naciskał to starałabym się to wynagrodzić w inny sposób np. więcej sprzątając czy dekorując mieszkanie. Gdyby zaś sam on wyszedł z inicjatywą, że mam mu się dokładać do rat kredytu bo i tak będę mieć lepiej - prawdopodobnie bym mocno się zastanowiła, czy chcę z nim być.
Dlaczego?
A no właśnie dlatego, że ja sama bym tak nie postąpiła i do głowy by mi nie przyszło takie rozwiązanie, ponieważ ja czerpię przyjemność z dawania bliskim. Czy są to uczucia, uczynki, czy coś co można załatwić pieniędzmi. Ja bym się cieszyła, że mój partner nie musi już nigdzie wynajmować mieszkania i ma więcej pieniędzy dla siebie. Przecież mi jego wprowadzenie się nagle kosztów życia by nie zmieniło. Przecież chciałabym z nim mieszkać nie ze względów finansowych a dlatego, że chciałabym go w swoim życiu! Taka jego propozycja uświadomiłaby mi, że pod tym względem mamy zupełnie inne wartości i najpewniej z tego związku nie byłabym zadowolona, jeśli on ciągle przelicza na wartość różne rzeczy, to nie mam co liczyć na jego troskę i opiekę kiedy nie będę mogła się zrewanżować.
Dla przykładu: jako 17 latka pracowałam dorywczo jako hostessa, a chłopak mój robił na etacie. On przewalał na przyjemności, a później ja za niego płaciłam na mieście bo inaczej nigdzie nie wychodziliśmy. Trwało to kilka lat, aż kiedyś kazałam mu oddać sobie za taksówkę czy jakieś fancy drinki na mieście - bo co innego jak płacę za nas, a co innego jak bierze ode mnie pieniądze tylko na siebie i nie oddaje. Zaczął mi od tej kwoty odliczać nagle 2,50 za sok czy 1,80 za bilet autobusowy. Wtedy się zakończył nasz 5-letni związek. Powodów było oczywiście więcej, ale przelał tym czarę goryczy.
Na studiach mieszkałam z innym chłopakiem, on pracował a ja miałam skromną kwotę na życie. Podejście miał podobne do pieniędzy jak ja i sam zaproponował płacić więcej za jedzenie, bo przecież więcej je. Było to uczciwe.
Z ostatnim z którym mieszkałam - i to jest ewenement - pracował na etacie a ja straciłam swoją ze względu na covid. Chłop jadł potężne ilości jedzenia, a do tego ja gotowałam, sprzątałam, robiłam zakupy. On wracał i było wszystko gotowe. Wszystko było 50/50, więc zaproponowałam by coś więcej dorzucił. Jasno dał mi znać że chyba mi się coś pomyliło. Tak - on był tą pomyłką. Nie powiedziałam już nigdy więcej nic na temat pieniędzy bo stwierdziłam, że nie będę się prosić, a związek był świeży i na szczęście zakończył się niewiele później.
Teraz wiem, że będę się wiązać tylko z osobą, która ma podobne podejście do mnie. Ja jestem niesamowicie niezależna i nawet podwieźć się nie dam za darmo, a mimo to sama uwielbiam dawać. Nie może mi nikt zarzucić, że chciałabym być utrzymywana przez mężczyznę, bo nie.