Niestety nic się nagle jak z dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie zmieni.
Musisz stosować metodę małych kroków. Zmierzyć się tez z jego niezadowoleniem.
131 2021-01-23 19:29:50 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-23 19:30:50)
Być może gdzieś już padło takie pytanie, jeśli tak, to przepraszam, bo możliwe, że przeoczyłam, ale czy Twój partner ma świadomość, że jesteś z nim tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, a przynajmniej w taki sposób postrzegasz swoją obecną sytuację?
czy Twój partner ma świadomość, że jesteś z nim tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, a przynajmniej w taki sposób postrzegasz swoją obecną sytuację?
Oczywiście, że nie wie. Facetowi zdaje się, że jest w związku, a de facto jest w układzie sponsorskim. On ją utrzymuje, w zamian dostaje trochę udawanego zainteresowania i pewnie czasem seks. Niestety, nie ma świadomości czym w rzeczywistości jest ta relacja...
a może to co czujesz względem tego związku to jeden z twoich lęków? ma podłoże psychiczne.
czy poza terapią bierzesz jakieś leki na te swoje problemy (lęki, spadek nastroju itp)?
135 2021-01-24 10:03:31 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2021-01-24 10:13:21)
Być może gdzieś już padło takie pytanie, jeśli tak, to przepraszam, być może przeoczyłam, ale czy Twój partner ma świadomość, że jesteś z nim tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, a przynajmniej w taki sposób postrzegasz swoją obecną sytuację?
Niewykluczone że wie i mu taki układ pasuje. Możliwe też, że stosuje wobec autorki coś na kształt biernej przemocy, co przejawia się w ciągłym stawianiu autorki przed faktem, że musi być jak on chce. Nie zauważa, bo nie chce widzieć, że ona potrzebuje odrobiny własnej przestrzeni (ta sławetna osobna kołdra do spania, na którą nie wyraził zgody). W normalnie funkcjonującym związku z kobietą która nie ma tych wszystkich lęków, jest samowystarczalna i samodzielna ona przyholowałaby któregoś dnia tę kołdrę do domu i tyle. Ciągły lęk autorki o to, że gdy zacznie zbyt mocno egzekwować swoje prawa w związku, to on ją po prostu wywali za drzwi, też wiele mówi. Można w związku stosować "przemoc w białych rękawiczkach", taką którą często trudno zauważyć nie tylko komuś postronnemu, ale nawet osobie, która jej doświadcza.
Dlatego ważne jest, aby autorka o wszystkim co dzieje się w jej związku mówiła terapeucie.
Być może gdzieś już padło takie pytanie, jeśli tak, to przepraszam, być może przeoczyłam, ale czy Twój partner ma świadomość tego, że jesteś z nim tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, a przynajmniej w taki sposób postrzegasz swoją obecną sytuację?
Nie tak postrzegam. Partner jest jedyną mi bliską osobą, jestem nim bo jest dla mnie dobry, bo jest dobrym człowiekiem. Jeśli chodzi o szaleńcze zakochanie i motylki w brzuchu, to etap takich związków miałam kiedy byłam 20-30letnią dziewczyną. Chciałam po prostu mieć dobrego człowieka przy sobie. Być może gdyby nie moja przeszłość (rodzina, exprace) myślałabym innymi kategoriami i dobierała partnerów innym kluczem, ale jestem tu gdzie jestem.
Olinka napisał/a:czy Twój partner ma świadomość, że jesteś z nim tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, a przynajmniej w taki sposób postrzegasz swoją obecną sytuację?
Oczywiście, że nie wie. Facetowi zdaje się, że jest w związku, a de facto jest w układzie sponsorskim. On ją utrzymuje, w zamian dostaje trochę udawanego zainteresowania i pewnie czasem seks. Niestety, nie ma świadomości czym w rzeczywistości jest ta relacja...
Proszę wytłumacz mi, dlaczego w takim razie On też zachowuje się jak w układzie sponsorski?
Utrzymuje Autorkę w zamian za nic ma Jej potrzeby.
Jej potrzeby spania pod dwoma kołdrami.
Jej potrzeby, aby w ciszy mogła pooglądać przez okno tramwaju nowe miasto.
Jej potrzeby, aby o 22.00 ściszył muzykę i nie prowokował psa do ujadania.
Serio uważasz, że po 3 latach!!! mieszkania ze sobą to jest normalne, że Oni się tak traktują?
Naprawdę Twoim zdaniem Facet myśli, że jest w normalnym związku?
A może dla Ciebie to jest też normalny związek, gdzie druga strona nie respektuje dobra swojego partnera?
138 2021-01-24 11:01:31 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2021-01-24 11:10:24)
Olinka napisał/a:Być może gdzieś już padło takie pytanie, jeśli tak, to przepraszam, być może przeoczyłam, ale czy Twój partner ma świadomość, że jesteś z nim tylko dlatego, że nie masz innego wyjścia, a przynajmniej w taki sposób postrzegasz swoją obecną sytuację?
Nie tak postrzegam. Partner jest jedyną mi bliską osobą, jestem nim bo jest dla mnie dobry, bo jest dobrym człowiekiem. Jeśli chodzi o szaleńcze zakochanie i motylki w brzuchu, to etap takich związków miałam kiedy byłam 20-30letnią dziewczyną. Chciałam po prostu mieć dobrego człowieka przy sobie. Być może gdyby nie moja przeszłość (rodzina, exprace) myślałabym innymi kategoriami i dobierała partnerów innym kluczem, ale jestem tu gdzie jestem.
Co to znaczy, że jest dobrym czlowiekiem?
Mogłabyś wymienić Jego pare cech "dobrego człowieka", proszę.
No i najważniejsze, czym charaktryzuje się to Jego dobro względem Ciebie?
Jak to się stało, że jesteście w związku?
Wiem sławetnych motylków nie było, więc co było?
Czy Twój Partner był już kiedyś w związku, mieszkał z kobietą?
P.S. Droga Moderacjo, przepraszam za post pod postem.
139 2021-01-24 11:21:01 Ostatnio edytowany przez Lambadziunia (2021-01-24 11:29:02)
Co to znaczy, że jest dobrym czlowiekiem?
Mogłabyś wymienić Jego pare cech "dobrego człowieka", proszę.
No i najważniejsze, czym charaktryzuje się to Jego dobro względem Ciebie?Jak to się stało, że jesteście w związku?
Wiem sławetnych motylków nie było, więc co było?Czy Twój Partner był już kiedyś w związku, mieszkał z kobietą?
P.S. Droga Moderacjo, przepraszam za post pod postem.
Droga Krejzolko, jak mam Ci w kilku słowach wytłumaczyć dla czego jest dobrym człowiekiem?:) No jest, musisz mi uwierzyć na słowo:) Pomaga mi finansowo jak i psychicznie, daje wsparcie, zapewnia o mojej wartości (już wspominałam, że mam adekwatne do swoich osiągnięć zawodowych poczucie wartości- czyli zerowe), kibicuje, trzyma kciuki, pomaga, załatwia, opłaca terapeutę, sam czasem jest moim terapeutą, np kiedy pomaga mi wyjść z głębokich dołków. To w nim cenię. Problem który opisałam to inne pojmowanie bycia w związku, a nie przemoc.
Jak to się stało że jesteśmy w związku- normalnie, poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i zamieszkaliśmy razem.
Tak, był w związku już kiedyś.
EDIT:
Nie zgadzam się, że ZA NIC MA potrzeby. Partner nie lekceważy tych potrzeb, tylko bardziej się nimi zadręcza i zachodzi w głowę czemu ja się odgradzam. On chce być blizko, wszystko razem, para, związek, misie pysie, na zawsze razem. Ja tych interakcji tyle nie potrzebuję, może z 10 procent tego potrzebuję, reszta jest dla mnie przejedzeniem. Ale nei zgodzę się w zadnym wypadku, że partner "lekceważy". Z tą kołdrą to już zamówiłam tak btw. Partner nie jest jakimś tyranem, który mówi stanowcze nie kołdrze i moim potrzebom. On poprostu zachodzi w głowę dla czego ja chcę się tak odgradzać, dla czego nie możemy spać przyklejeni do siebie, dla czego nie chcę z nim nawijać 24/7. Jego to martwi i alarmuje, że coś jest nie tak w związku.
140 2021-01-24 11:23:09 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-24 11:52:05)
Wydaje mi się że nieświadomie partner ciągnie Cię w dół..
Jeśli próby szarpnięcia się o swoje nawet w takich sprawach jak wycie psa czy głośna muzyka wywołują sprzeciw..
Zrób ten test kołdry zresztą.
Powiedz ,e chcesz byście kupili kołdrę osobną bo łatwiej Ci zasnąć wtedy.
Bo na razie jego reakcja jest w Twoich wyobrażeniach.
Z pozycji ja mam pieniądze i będzie po mojemu to można się rządzić w firmie. Bo skutki bankructwa ponosi właściciel nie pracownik.
Może Ci się wydawać że partner to jedyna dobra rzecz która teraz masz ale może to nieprawda i masz coś lepszego w sobie tylko trzeba do tego dotrzec.
Czasami ludzie są tak niedobobrani że ciągną się w dół chociaż na początku się wydaje że jedno ma lepiej.
A czasem ktoś kwitnie kosztem drugiej osoby nieświadomie..do czasu bo tak naprawdę ciągną się w dół.
Więc do wyboru na dzień dzisiejszy mam trzymać się partnera i cieszyc się że mam dach nad głową lub zaryzykować i stawiać na swoim, wtedy nie wiadomo tak na prawdę jak to się skończy, być może wywalczę sobie trochę wolności a być może wywalczę sobie bezdomność. Partner jest osobą dobrą, szczerą, nie jest tyranem, co do tego nie mam wątpliwości. Na pewno nie chce mojej krzywdy. Jednak to od tego jak atrakcyjną towarzyszką życia dla niego jestem zależy moje być albo nie być na dzień dzisiejszy i jeżeli on zdecyduje, że nie po drodze mu z kobietą, z którą nie może prowadzić tyle interakcji ile chce, to ma pełne prawo wycofać się ze związku i nie będzie to nic złego, każdy ma prawo chcieć odejść.
!!!!
Tu jest pies pogrzebany, w tych twoich słowach. Boisz się że zostaniesz bez dachu nad głową, więc gdzieś jest tego przyczyna. Jeśli on jest taki wspaniały jak mówisz, to dlaczego ten strach?
142 2021-01-24 11:35:06 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2021-01-24 11:40:55)
Jak to się stało że jesteśmy w związku- normalnie, poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i zamieszkaliśmy razem.
Tak, był w związku już kiedyś.
U mnie było tak: poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy się, pokochaliśmy się* i zamieszkaliśmy razem.
Jeszcze było po drodze "zakochaliśmy się", ale nie wiem czy było przed czy po "zaprzyjaźniliśmy się".
*chodzi o czywiście o miłość a nie akt fizyczny.
Ten post jest na rozluźnienie, ale też chciałabym, aby droga Autorka zobaczyła, jakie etapy są w innych związkach .
Tu jest pies pogrzebany, w tych twoich słowach. Boisz się że zostaniesz bez dachu nad głową, więc gdzieś jest tego przyczyna. Jeśli on jest taki wspaniały jak mówisz, to dlaczego ten strach?
A co, wspaniały człowiek nie może zmienić zdania co do bycia z kimś? Jak ktoś kogoś rzuci to oznacza, że jest złym człowiekiem? Trzeba się trzymać swojego pierwszego związku i ma być to już ten jedyny, bo jak nie to co? Będzie się ostatnią świnią, która porzuciła? Partner ma prawo zmienić zdanie co do naszej relacji w każdej chwili tak samo jak i ja mam prawo. I nie oznacza to, że jest się wtedy złym człowiekiem, ludzie się rozstają, poprostu.
144 2021-01-24 11:38:34 Ostatnio edytowany przez Lambadziunia (2021-01-24 11:40:20)
przepraszam moderacje za post pod postem, nie umiem skasować już aaa
Salomonka napisał/a:Tu jest pies pogrzebany, w tych twoich słowach. Boisz się że zostaniesz bez dachu nad głową, więc gdzieś jest tego przyczyna. Jeśli on jest taki wspaniały jak mówisz, to dlaczego ten strach?
A co, wspaniały człowiek nie może zmienić zdania co do bycia z kimś? Jak ktoś kogoś rzuci to oznacza, że jest złym człowiekiem? Trzeba się trzymać swojego pierwszego związku i ma być to już ten jedyny, bo jak nie to co? Będzie się ostatnią świnią, która porzuciła? Partner ma prawo zmienić zdanie co do naszej relacji w każdej chwili tak samo jak i ja mam prawo. I nie oznacza to, że jest się wtedy złym człowiekiem, ludzie się rozstają, poprostu.
Fakt, bywa że się rozstają. Nie zmienia to faktu, że jeśli rozstają się bo nie zdołali podporządkować sobie partnera w 100% to już ani zdrowe, ani normalne nie jest. Tym gorzej, jeśli wykopany z życia partner obwinia o to siebie, bo nie widzi i nie czuje, że związek powinien wyglądać inaczej.
146 2021-01-24 11:44:32 Ostatnio edytowany przez Lambadziunia (2021-01-24 11:44:47)
Fakt, bywa że się rozstają. Nie zmienia to faktu, że jeśli rozstają się bo nie zdołali podporządkować sobie partnera w 100% to już ani zdrowe, ani normalne nie jest. Tym gorzej, jeśli wykopany z życia partner obwinia o to siebie, bo nie widzi i nie czuje, że związek powinien wyglądać inaczej.
A co mi po tym czy się partner będzie obwiniał czy nie jak ja bez dachu nad głową zostanę..
Strasznie dużo sprzeczności w tym, co piszesz Autorko.. Z jednej strony mówisz, żę spełnia Twoje oczekiwania, zachwalasz go, jak bardzo jest dobry, ale coś Ci w nim przeszkadza, co ciężko jest Ci zmienić..Niby wszystko jest OK, bo partner zaspokaja Twoje potrzeby, ale i tak pewnych rzeczy nie widzi czy raczej nie che zrozumieć. Tobie niby to przeszkadza, ale boisz się, żę odejdzie, jeśli nie przyjmiesz jego zasad czy nie zaczniesz patrzeć na waszą relację tak, jak on to widzi..
To ja jeszcze jedno pytanie zadam, no może trzy.
Lambadziunio, tak szczerze, kochasz Go?
Ale nie myl z wdzięcznością, po prostu czy żywisz do Niego prawdziwe uczucie miłości?
I tak wiem, sławetnych motylków nie miałaś, ale one nie są wyznacznikiem, prawdziwej, szczerej miłości.
Czy czujesz, że On Cię prawdziwie kocha?
Salomonka napisał/a:Fakt, bywa że się rozstają. Nie zmienia to faktu, że jeśli rozstają się bo nie zdołali podporządkować sobie partnera w 100% to już ani zdrowe, ani normalne nie jest. Tym gorzej, jeśli wykopany z życia partner obwinia o to siebie, bo nie widzi i nie czuje, że związek powinien wyglądać inaczej.
A co mi po tym czy się partner będzie obwiniał czy nie jak ja bez dachu nad głową zostanę..
To może inaczej: Są kobiety które zniosą wszystko, aby tylko mieć dach nad głową i kąt do spania. Niektóre pozwalają nawet na przemoc fizyczną wobec siebie. Układ chory, ale czasem funkcjonuje latami i mniejsza o powody, bo twoje już nam tutaj wyłuszczyłaś.
Albo więc usamodzielnisz się i coś zmienisz w swoim życiu, albo pogódź się z tym co jest, bo charakteru partnera nie uda ci się zmienić.
Twój terapeuta wie, w jakiej psychicznej matni żyjesz? Czy też mu szczędzisz informacji, jak nam na początku.
150 2021-01-24 11:58:37 Ostatnio edytowany przez Lambadziunia (2021-01-24 11:59:34)
To ja jeszcze jedno pytanie zadam, no może trzy.
Lambadziunio, tak szczerze, kochasz Go?
Ale nie myl z wdzięcznością, po prostu czy żywisz do Niego prawdziwe uczucie miłości?I tak wiem, sławetnych motylków nie miałaś, ale one nie są wyznacznikiem, prawdziwej, szczerej miłości.
Czy czujesz, że On Cię prawdziwie kocha?
To są trudne pytania. Facet wyrwał mnie z bagna. Kocham ludzi, którzy są tak znaczący w moim życiu.
To uczucie, które do niego żywisz, po tym, co teraz opisałaś, wygląda raczej na taką wdzięczność z okazanej pomocy, ale czy to można miłością nazwać?
152 2021-01-24 12:07:05 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-24 12:08:17)
Z tego co widzę autorka napisała,że związki na motylkach już miała te miał być oparty na innych podstawach i partner jakieś zalety dla niej ma i przecież z łapanki nie jest.
Z takiej bardziej rozsądnej strony też zaczynają się związki
Ale!
w związku trzeba się traktowac jako team bo inaczej wszystko się powali.
Więc niestety muszą się wzajemnie wspierać nawet jak jest w tym jakąś indywidualna nierówność i musi być lojalność. Jak nie ma empatii to jest jeszcze proste słowo jako ostateczna broń nawet metoda zdartej płyty.
W związku niestety nie możesz myśleć że coś Ci się nie należy bo nie masz pracy czy jesteś w dołku. Czy nawet że nie możesz od kogoś wymagać bo może tyle nie dasz..
Nawet jak to bardziej z rozsądku związek.
Więc albo dasz sobie z nim spokój albo wymagasz od niego kołdry ciszy jak potrzebujesz kasy na dokształcenie byś mogła niec pracę itd
Bo to jest w waszym interesie.
I Ty też się angażujesz wspierasz go i działasz w waszym interesie.
W rozkroku stanie długo jest strasznie niewygodne.
Krejzolka82 napisał/a:To ja jeszcze jedno pytanie zadam, no może trzy.
Lambadziunio, tak szczerze, kochasz Go?
Ale nie myl z wdzięcznością, po prostu czy żywisz do Niego prawdziwe uczucie miłości?I tak wiem, sławetnych motylków nie miałaś, ale one nie są wyznacznikiem, prawdziwej, szczerej miłości.
Czy czujesz, że On Cię prawdziwie kocha?
To są trudne pytania. Facet wyrwał mnie z bagna. Kocham ludzi, którzy są tak znaczący w moim życiu.
Nie, to są bardzo łatwe pytania a jeszcze łatwiejsze odpowiedzi.
Prawdziwa miłość związkowa nie jest równoznaczna z wdzięcznością o wyrwanie kogoś z bagna.
Jasne ja też jestem wdzieczna Mojemu, wdzięczna, że żywi do mnie prawdziwą miłość.
Strasznie mi Ciebie żal.
154 2021-01-24 12:18:41 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-24 12:22:18)
Krejzolko nie mylmy miłości , zakochaniem. Nawet dla par które zaczynają od zakochania drogą do miłości jest długa..jak przyjdą dzieci życiowe sprawy się testuje wszystko.
Oni już mają 40 50 lat..w tym wieku motyle są możliwe;) ale wiele też związków z rozsądku:
Jeśli książę ratuje Panią z opresji i chce ją za towarzyszkę to musi sytuację wyrównać a ona o to też walczyć bez wstydu że jest tym co ją z bagien wyciągnął.
Tu jest to o czym pisała Magdalena:
Potrzebna walka z przekonaniem że na miłość i szacunek trzeba sobie zasłużyć.
W takim sensie że nie można go od początku wymagać.
155 2021-01-24 12:25:49 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2021-01-24 12:26:21)
Krejzolko nie mylmy miłości , zakochaniem. Nawet dla par które zaczynają od zakochania drogą do miłości jest długa..jak przyjdą dzieci życiowe sprawy się testuje wszystko.
Oni już mają 40 50 lat..w tym wieku motyle są możliwe;) ale wiele też związków z rozsądku:
Jeśli książę ratuje Panią z opresji i chce ją za towarzyszkę to musi sytuację wyrównać a ona o to też walczyć bez wstydu że jest tym co ją z bagien wyciągnął.
Czekaj bo zgłupiałam.
Nie rozumiem tych słów: "Krejzolko nie mylmy miłości, zakochaniem."
Czyli, że ja mylę miłość z zakochaniem?
156 2021-01-24 12:38:37 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-24 12:42:17)
Ela210 napisał/a:Krejzolko nie mylmy miłości , zakochaniem. Nawet dla par które zaczynają od zakochania drogą do miłości jest długa..jak przyjdą dzieci życiowe sprawy się testuje wszystko.
Oni już mają 40 50 lat..w tym wieku motyle są możliwe;) ale wiele też związków z rozsądku:
Jeśli książę ratuje Panią z opresji i chce ją za towarzyszkę to musi sytuację wyrównać a ona o to też walczyć bez wstydu że jest tym co ją z bagien wyciągnął.Czekaj bo zgłupiałam.
Nie rozumiem tych słów: "Krejzolko nie mylmy miłości, zakochaniem."
Czyli, że ja mylę miłość z zakochaniem?
Z zakochaniem miało być.
Miałam na myśli to że do miłości wbrew pozorom można też dojść od związku z rozsądku czy nawet z wdzięczności wbrew pozorom.
Życie też może boleśnie przetestować związek z zakochania.
No chyba że autorka nie widzi żadnych zalet w partnerze i to związek na siłę się zaczal 3 lata temu
Strasznie mi Ciebie żal.
Mi siebie też. Wolałabym być samodzielną, silną, pewną siebie business woman I przeżywać miłość jak z telenoweli. Ale nie jestem. życie.
Krejzolka82 napisał/a:Ela210 napisał/a:Krejzolko nie mylmy miłości , zakochaniem. Nawet dla par które zaczynają od zakochania drogą do miłości jest długa..jak przyjdą dzieci życiowe sprawy się testuje wszystko.
Oni już mają 40 50 lat..w tym wieku motyle są możliwe;) ale wiele też związków z rozsądku:
Jeśli książę ratuje Panią z opresji i chce ją za towarzyszkę to musi sytuację wyrównać a ona o to też walczyć bez wstydu że jest tym co ją z bagien wyciągnął.Czekaj bo zgłupiałam.
Nie rozumiem tych słów: "Krejzolko nie mylmy miłości, zakochaniem."
Czyli, że ja mylę miłość z zakochaniem?Z zakochaniem miało być
Jeszcze raz: czy Twoim zdaniem ja mylę miłość z zakochaniem?
159 2021-01-24 12:40:53 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-01-24 12:43:50)
Przecież autorka jasno już powiedziała, że go nie kocha taką miłością romantyczną, a przynajmniej nie na tyle, żeby ciągnąć ten związek, padły słowa: gdybym mogła odejść to bym odeszła. Ale jest z nim, bo bez niego będzie bezdomna, samotna, bez pieniędzy na terapię.
Krejzolka82 napisał/a:Taka mała prośba, mogłabyś sobie coś wyobrazić?
Jakbyś miała ustabilizowaną sytuację materialną, nie byłabyś zależna od Partnera to potrafisz sobie wyobrazić, że odchodzisz od Niego, albo przynajmniej, że nie będziecie ze sobą mieszkać?
Tak. To w sferze marzeń oczywiście bo na taką sytuację się nie zanosi.
Ja się nie dziwię, że facet się jej kurczowo łapie, wyobrażam sobie, że on się zakochał, ratuje ją jak może, przykleja się do niej, dlatego, że wie, że to już niedługo się skończy. Ona jest oddalona, nieobecna, bo nie chce być w tym związku w taki sposób, on nie dostaje tego, czego by potrzebował (podskórnie wie, że to pozory, że ona to znosi, bo nie ma wyjścia, ale to nie karmi).
Chce być przyklejony, bo boi się jej odejścia, i myśli, że coś tak zdziała. Tak jak w wątku obok z odwróconymi rolami - ona nie zaspokaja jego potrzeb, ten kontakt, więź jest powierzchowna, więc on zadowala się ILOŚCIĄ, a nie jakością.
160 2021-01-24 12:43:48 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-01-24 12:46:06)
Edytowalam poprzedni post. Mam nadzieję że wyjaśniłam.
Nie idealizowalabym tak motywacji księcia wyciągającego z bagna:) Monoceros.
Krejzolka82 napisał/a:Strasznie mi Ciebie żal.
Mi siebie też. Wolałabym być samodzielną, silną, pewną siebie business woman I przeżywać miłość jak z telenoweli. Ale nie jestem. życie.
Jak sama nazwa wskazuje "miłość jak z telenoweli" występuje tylko w telenowelach.
Więc to nie wyznacznik.:)
Ja Ci życzę takiej normalnej miłości związkowej!!!
A i szczerze życzę Ci, abyś pokonała wszelkie demony i odnalazła wewnętrzny spokój.
I abyś w końcu była niezależna we wszystkich aspektach życia!!!
162 2021-01-24 12:52:03 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-24 12:55:06)
Nie idealizowalabym tak motywacji księcia wyciągającego z bagna:) Monoceros.
W punkt!
Po prostu wyciągnięcie dziewczyny z bagna jest ... łatwe.
Spróbowałby że zwyczajną dziewczyną (niekoniecznie businesswoman) nie wymagającą wspierania jej w podstawowych życiowych kwestiach.
PS. Jakiś czas temu funkcjonowało na forum pojęcie „padlinożerca” - mniej więcej o to mi chodzi.
Krejzolka82 napisał/a:Ela210 napisał/a:Krejzolko nie mylmy miłości , zakochaniem. Nawet dla par które zaczynają od zakochania drogą do miłości jest długa..jak przyjdą dzieci życiowe sprawy się testuje wszystko.
Oni już mają 40 50 lat..w tym wieku motyle są możliwe;) ale wiele też związków z rozsądku:
Jeśli książę ratuje Panią z opresji i chce ją za towarzyszkę to musi sytuację wyrównać a ona o to też walczyć bez wstydu że jest tym co ją z bagien wyciągnął.Czekaj bo zgłupiałam.
Nie rozumiem tych słów: "Krejzolko nie mylmy miłości, zakochaniem."
Czyli, że ja mylę miłość z zakochaniem?Z zakochaniem miało być.
Miałam na myśli to że do miłości wbrew pozorom można też dojść od związku z rozsądku czy nawet z wdzięczności wbrew pozorom.
Życie też może boleśnie przetestować związek z zakochania.
No chyba że autorka nie widzi żadnych zalet w partnerze i to związek na siłę się zaczal 3 lata temu
Nie znam się na związkach z rozsądku, ale to co piszę Autorka to nie wydaję mi się, że to jest nawet związek z rozsądku.
Dla mnie związek z rozsądku, jest wtedy, kiedy wiadomo, nie ma niczego związanego z zakochaniem, pożądaniem, jest za to szacunek, może i przyjaźń. Wiadomo od samego początku, jakie są ustalenia.
A tutaj nie ma nawet elementarnych praw do bycia na chwilę sam ze sobą bo zaraz obraza, że związek to ciągłe przebywanie ze sobą.
Ja nie idealizuję związku z miłości, bo doskonale wiem, jak się czasem kończy.
Ale wiem doskonale, że nie mogłabym się odnaleźć w takim układzie, w jakim jest Autorka.
Wiem, że nie ma łatwo i naprawdę bardzo Jej współczuję, ale chociażby ten ciągły strach, że Ją opuści bo nie będzie wystarczająco dobra, to już pokazuje, że to z żadnym związkiem nawet i z rozsądku nie ma nic wspólnego.
Wiem, że nie ma łatwo i naprawdę bardzo Jej współczuję, ale chociażby ten ciągły strach, że Ją opuści bo nie będzie wystarczająco dobra, to już pokazuje, że to z żadnym związkiem nawet i z rozsądku nie ma nic wspólnego.
Z takim podejściem, że ktoś ją opuści jak nie będzie wystarczająco dobra to nie stworzy żadnego zdrowego (choćby względnie) związku, bez względu na motywy jego powstania, czy uczucie czy rozsądek.
Przecież autorka jasno już powiedziała, że go nie kocha taką miłością romantyczną, a przynajmniej nie na tyle, żeby ciągnąć ten związek, padły słowa: gdybym mogła odejść to bym odeszła. Ale jest z nim, bo bez niego będzie bezdomna, samotna, bez pieniędzy na terapię.
Lambadziunia napisał/a:Krejzolka82 napisał/a:Taka mała prośba, mogłabyś sobie coś wyobrazić?
Jakbyś miała ustabilizowaną sytuację materialną, nie byłabyś zależna od Partnera to potrafisz sobie wyobrazić, że odchodzisz od Niego, albo przynajmniej, że nie będziecie ze sobą mieszkać?
Tak. To w sferze marzeń oczywiście bo na taką sytuację się nie zanosi.
Ja się nie dziwię, że facet się jej kurczowo łapie, wyobrażam sobie, że on się zakochał, ratuje ją jak może, przykleja się do niej, dlatego, że wie, że to już niedługo się skończy. Ona jest oddalona, nieobecna, bo nie chce być w tym związku w taki sposób, on nie dostaje tego, czego by potrzebował (podskórnie wie, że to pozory, że ona to znosi, bo nie ma wyjścia, ale to nie karmi).
Chce być przyklejony, bo boi się jej odejścia, i myśli, że coś tak zdziała. Tak jak w wątku obok z odwróconymi rolami - ona nie zaspokaja jego potrzeb, ten kontakt, więź jest powierzchowna, więc on zadowala się ILOŚCIĄ, a nie jakością.
Zakochane osoby, które wiedzą, że ta druga osoba nie odzwzajemnia ich uczuć, zrobią wszystko nawet wbrew sobie, aby zadowolić tę osobę.
Będą desperatami.
Tutaj tego nie ma.
Tutaj Pan wie, że ma przewagę nad Autorką i to wykorzystuje w perfidny sposób.
166 2021-01-24 13:25:03 Ostatnio edytowany przez Pronome (2021-01-24 13:25:31)
Niezle rozdmuchaliscie sprawe .
Autorka jest z nim, bo nie ma innego wyjscia (nie tworzy sobie alternatyw).
Nie jest z nim szczesliwa (tytul watku i z czym tutaj przyszla), ale nie potrafi sie z tej historii wyplatac, cos tam sobie racjnalizuje, aby zagluszyc to, co ja meczy.
On, skoro wyciagnal ja ''z bagna'', ma jakies korzysci, daje sobie (swiadomie lub nie) prawo do splaty ''zadluzenia'' na swoich warunkach.
Malo takich zwiazkow, gdzie jedno jest od drugiego finansowo i mieszkaniowo zalezne? Rzeklabym, ze spora czesc.
No właśnie do jasności obrazu partnera autorki brakuje mi tej zdecydowanej jej reakcji by wiedzieć czy on tak ma czy niektóre rzeczy w jej głowie się toczą .bo o czytanie w myślach go nie posądzam.
Nie jest on też z tych mężczyzn co dają dużo wolności i przestrzeni, ale tacy to nie wyciągsja z bagna tylko mówią masz nogi ksiezniczko dasz radę.:)
168 2021-01-24 13:55:30 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-01-24 13:55:58)
Autorce być może WYDAJE się, że czuje do faceta to coś, co jest wyznacznikiem normalnego związku, jak zostało wyżej wspomniane. Dostaje raczej wspracie i pomoc, które uznaje za ważne a w rzeczywistości można coś takigo dostać od bliskiego przyjaciela, który kogoś "wyciągnie" z owego bagna lub przynajmniej pomaga wyciągnąć się samemu. Gdyby tylko pozbyła się swoich lęków, to pewnie zupełnie inaczej by patrzyła na to wszystko.
Lambadziuniu, to może inaczej, bo bardzo się ślizgasz - czy on wie, że jesteś z nim tylko dlatego, że dzięki jego dobroci masz dach nad głową, ale gdyby Twoja sytuacja była inna, byłabyś samodzielna i sama mogła sobie zapewnić jakieś lokum, to nie czułabyś się na tyle przywiązana, by nadal z nim być i żyć, "służąc" swoim towarzystwem? Jesteś z nim na tyle szczera, a jedynie on udaje, że nie słyszy, ewentualnie godzi się na to świadomie, bo z jakiegoś powodu ten układ mu odpowiada? Czy może przyciśnięta sytuacją zaciskasz zęby i udajesz, że Ci na nim bezinteresownie zależy?
W moim odczuciu teoria z dobrocią służy poukładaniu sobie tego jakoś w głowie, ewentualnie zagłuszaniu własnych wyrzutów sumienia.
Lambadziunia ale ty masz jakiś wyrok, że musisz być w związku? Nie do końca rozumiem jaki jest sens tego wątku?
A ty jakbyś wytrzymał gdyby non stop kobieta chciała się tulić do ciebie odpowiadać na sms-y np pracował gdzie ty itp.
Lambadziuniu, to może inaczej, bo bardzo się ślizgasz - czy on wie, że jesteś z nim tylko dlatego, że dzięki jego dobroci masz dach nad głową, ale gdyby Twoja sytuacja była inna, byłabyś samodzielna i sama mogła sobie zapewnić jakieś lokum, to nie czułabyś się na tyle przywiązana, by nadal z nim być i żyć, "służąc" swoim towarzystwem? Jesteś z nim na tyle szczera, a jedynie on udaje, że nie słyszy, ewentualnie godzi się na to świadomie, bo z jakiegoś powodu ten układ mu odpowiada? Czy może przyciśnięta sytuacją zaciskasz zęby i udajesz, że Ci na nim bezinteresownie zależy?
W moim odczuciu teoria z dobrocią służy poukładaniu sobie tego jakoś w głowie, ewentualnie zagłuszaniu własnych wyrzutów sumienia.
Trochę nie rozumiem zasadności zadawania takich pytań. W myśl tej retoryki powinnam wyskoczyć z wyznaniem mu, że gdybym była kimś innym nie byłabym z nim, czy jak? Jakbym miała inną przeszłość, była niezależna, silna I pewna siebie to bym z sie z Tobą nawet nie spotkała? Ale nie jestem jak powyżej, jestem sobą, kobietą w trudnej sytuacji o trudnej przeszłości. Może on, gdyby był bogatszy też by się nie wiązał ze mną a z 19letnia modelką z Instagrama ale nie byłoby mi potrzebne takie wyznanie z jego strony. Trochę nie rozumiem dokąd mnie prowadzisz, Olinka. Bo od takiego teoretyzowania I gdybania nie stanę się nagle silną osobą, nie wezmę walizki I nie ruszę ku "przygodzie".
Naprawdę nie rozumiesz? Chodzi o zwykłą uczciwość i szczerość w relacji.
Cały czas podkreślasz, że jesteś z nim, bo masz trudną przeszłość i znajdujesz się w trudnej sytuacji, dlatego pytam czy on ma tego świadomość? Będąc na jego miejscu wolałabym o tym wiedzieć, ewentualnie świadomie zdecydować, że się na to piszę, choćby dlatego, że można się spodziewać, że jeśli sytuacja się zmieni, to Ciebie już tam nie będzie. Przecież jego uczucia też są ważne.
To może inaczej. Czy uważasz, że mówiąc mu jak jest, wciąż będzie chciał z Tobą być?
Nie jest on też z tych mężczyzn co dają dużo wolności i przestrzeni, ale tacy to nie wyciągsja z bagna tylko mówią masz nogi ksiezniczko dasz radę.:)
Mniej więcej to mi się tłucze po głowie, od kiedy autorka zdradziła nieco więcej szczegółów na temat tego, co jej partner robi dobrego. Wspiera, kibicuje, pociesza, opłaca psychoterapię, sam robi za psychoterapeutę, motywuje i co tam jeszcze było. No, mocno zaangażowany facet chcący dla swojej damy jak najlepiej; autorka to docenia. Super. Tylko że te jego mile widziane działania są czymś spowodowane - zapewne mieszanką zaangażowania, upodobań, cech charakteru. Dokładnie tak samo jak te działania, które już autorce się nie podobają. Czyli: autorka wzięła sobie mocno zaangażowanego i okazującego to zaangażowanie pana, ale chciałaby wybrać tylko te zachowania-wynikające-z-zaangażowania, które są dla niej korzystne. Jak pan jest taki zaangażowany, że pociesza, płaci, kibicuje, wysłuchuje itd. - super, bo to są rzeczy "dla dobra autorki". Jak pan jest taki zaangażowany, że szuka rozmowy, towarzystwa, bliskości itp., to już źle, bo autorka potrzebuje przestrzeni. Tylko dziwne, że ta potrzeba przestrzeni zupełnie nie przeszkadza wtedy, kiedy to autorkę trzeba wspierać itd.
Wracając do tego, co napisała Ela210: przecież nie problem znaleźć faceta, który potrzebuje tak samo dużo przestrzeni, co autorka. Ile to było? 10% tego, co oferuje obecny? Problem w tym, że jeżeli znalazłaby podobnego do siebie, to on by w tych 10% nie znalazł na to wszystko czasu/ochoty - nie byłoby płacenia na autorkę, nie byłoby "wyciągania z bagna", służenia za psychoterapeutę itd., bo kiedy autorka przyszłaby się wygadać/po wsparcie, usłyszałaby, że ma teraz być cicho, bo on podziwia widok za oknem. Ale - jako się rzekło - taki też by nie zamęczał autorki swoją obecnością. A autorka chciałaby po prostu zjeść ciastko i mieć ciastko. Kiedy ona potrzebuje, partner ma być wzorem zaangażowania, ale kiedy nie - nagle zaangażowanie staje się czymś niepożądanym.
174 2021-01-24 19:29:09 Ostatnio edytowany przez Lambadziunia (2021-01-24 19:32:48)
Naprawdę nie rozumiesz? Chodzi o zwykłą uczciwość i szczerość w relacji.
Cały czas podkreślasz, że jesteś z nim, bo masz trudną przeszłość i znajdujesz się w trudnej sytuacji, dlatego pytam czy on ma tego świadomość? Będąc na jego miejscu wolałabym o tym wiedzieć, ewentualnie świadomie zdecydować, że się na to piszę, choćby dlatego, że można się spodziewać, że jeśli sytuacja się zmieni, to Ciebie już tam nie będzie. Przecież jego uczucia też są ważne.To może inaczej. Czy uważasz, że mówiąc mu jak jest, wciąż będzie chciał z Tobą być?
jasne, jeszcze dziś powiem mu: wiesz kochanie, gdybym była kimś innym, urodziła się w innej rodzinie, miała inną przeszłość to siedziałabym teraz w jakimś barze na Zanzibarze i miała w dupie ciebie i cały rodzaj męski. Na pewno pomoże mi i jemu -.-
I tak, jestem z nim, bo mam taką przeszłość i taką sytuację, bo główne cechy na jakie zwracam uwagę u potencjalnego partnera to zaradność, opiekuńczość. Gdyby przeszłość ukształtowała mnie inaczej pewnie na inne cechy zwracałbym uwagę, może szukałabym lekkoduchów, gdybym taki wzorzec rodzinny otrzymała. Na prawdę nie rozumiem po co tu gdybać.
jasne, jeszcze dziś powiem mu: wiesz kochanie, gdybym była kimś innym, urodziła się w innej rodzinie, miała inną przeszłość to siedziałabym teraz w jakimś barze na Zanzibarze i miała w dupie ciebie i cały rodzaj męski. Na pewno pomoże mi i jemu -.-
Po co ta ironia? Spróbuj, bądź uczciwa i pozwól mu świadomie zdecydować, zobaczysz co z tego wyniknie. Bo może on takim układem wcale NIE jest zainteresowany i wolałby, aby Cię nie było, jeśli nie kochasz i nie widzisz się u jego boku? Sama zresztą masz świadomość jak bardzo się angażuje, martwi o Ciebie, ile uwagi Tobie poświęca, a przy tym jak bardzo nie rozumie dlaczego się od niego odsuwasz. Uważasz, że jeśli odejdziesz za rok czy dwa, kiedy już staniesz na własne nogi, to wtedy jemu będzie łatwiej? Naprawdę sądzisz, że to w jaki sposób postępujesz jest w stosunku do niego w porządku? Zaraz się okaże, że w ogóle robisz to z uwagi na jego dobro.
I tak, jestem z nim, bo mam taką przeszłość i taką sytuację, bo główne cechy na jakie zwracam uwagę u potencjalnego partnera to zaradność, opiekuńczość. Gdyby przeszłość ukształtowała mnie inaczej pewnie na inne cechy zwracałbym uwagę, może szukałabym lekkoduchów, gdybym taki wzorzec rodzinny otrzymała. Na prawdę nie rozumiem po co tu gdybać.
Tylko widzisz, to wszystko podszyte jest zwykłym egoizmem. Ciągle jest tylko ja, ja, ja, a on i jego uczucia nie są ważne? Jego zaangażowanie jest bez znaczenia?
Temat zaczęłaś od żalenia się na partnera, narzekania, że już nie dajesz rady, usiłowałaś wejść w rolę ofiary, co biorąc pod uwagę Twoje nastawienie do tej relacji i rzeczywiste intencje nabrało zupełnie innego wymiaru. Okazuje się bowiem, że to wszystko opiera się na udawaniu i na zwykłym - nazywając rzeczy po imieniu - wyrachowaniu. Dla mnie takie podejście jest nieetyczne, dla Ciebie zaś jak najbardziej w porządku.
Okazuje się bowiem, że to wszystko opiera się na udawaniu i na zwykłym - nazywając rzeczy po imieniu - wyrachowaniu..
Wow, jestem wyrachowana bo chcę mieć za partnera osobę zaradną i wpierającą. Serio uważasz, że szukając takich cech u faceta jest się wyrachowanym? Nie no faktycznie, może powinnam szukać wśród bezrobotnych spod budki z piwem, taki pan też może mieć dobre serduszko. Nie chce mi się nawet dalej tłumaczyć tego. Powiem tylko tyle, że gdyby partner był inną osobą, z innymi potrzebami niż ma (np potrzebą bycia opiekuńczym, wspierającym wobec kogoś, być może w ten sposób się spełnia) to też by na mnie nie spojrzał.
I tak, jestem z nim, bo mam taką przeszłość i taką sytuację, bo główne cechy na jakie zwracam uwagę u potencjalnego partnera to zaradność, opiekuńczość.
No to przecież masz opiekuńczego. Dziwi w takim razie, że irytuje Cię to, że np. martwi się, kiedy Ty się dystansujesz. Nie ma szans, żebyś znalazła faceta opiekuńczego tylko wtedy, kiedy Ci to odpowiada. To tak, jakbyś wybrała pracoholika imponującego Ci zaradnością, stanowiskiem, umiejętnościami, ale jednocześnie narzekała na to, że ma dla Ciebie mało czasu, bo dużo pracuje. Chciałaś jakiejś cechy u mężczyzny i ją masz, ze wszystkimi plusami i minusami.
Inna rzecz to to, że Ty w ogóle nie widzisz, że pod tym względem chcesz tylko brać. Mało tego, przeszkadza Ci fakt, że on śmie oczekiwać, że coś dostanie. Jak to jest, że napisałaś, że cenisz w nim to, że robi za Twojego psychoterapeutę, że wspiera itp., a jednocześnie drażni Cię sam fakt, że on też może potrzebować rozmowy? Olinka ma rację, wyjaśnij panu, jakie masz motywy i powiedz dokładnie, co w nim cenisz. Ciekawe, jak długo będzie chciał być z kimś, kto jest z nim tylko dlatego, że został wyrwany z bagna. To nie związek tylko sponsoring.
Nie ma szans, żebyś znalazła faceta opiekuńczego tylko wtedy, kiedy Ci to odpowiada.
Inna rzecz to to, że Ty w ogóle nie widzisz, że pod tym względem chcesz tylko brać. Mało tego, przeszkadza Ci fakt, że on śmie oczekiwać, że coś dostanie. Jak to jest, że napisałaś, że cenisz w nim to, że robi za Twojego psychoterapeutę, że wspiera itp., a jednocześnie drażni Cię sam fakt, że on też może potrzebować rozmowy? Olinka ma rację, wyjaśnij panu, jakie masz motywy i powiedz dokładnie, co w nim cenisz. Ciekawe, jak długo będzie chciał być z kimś, kto jest z nim tylko dlatego, że został wyrwany z bagna. To nie związek tylko sponsoring.
Absolutnie nie zgadzam się z tym, że wspieranie kogoś w związku musi iść w parze z totalnym zabluszczeniem. Tak jak można pracować dużo i nadal znajdować czas dla partnera, kwestia organizacji.
Temat jest nie o tym jak całościowo wygląda nasz związek, tylko o jednym jego aspekcie, więc dla czego wysnuwacie wniosek, że ja się nie przyczyniam do dobrostanu partnera i myślę tylko o sobie? Naskoczyłyście na mnie bo wybrałam sobie partnera nie kierując się szaleńczym biciem serca tylko mózgiem? Ok, niektórych to może razi, mnie nie, może jak miałam 16 lat to bym się oburzyła. Przyszłam na forum pogadać o jednym, jedynym aspekcie tak skomplikowanej i złożonej relacji jaką jest związek partnerski a dostałam co powyższe. Niemniej dziękuję za niektóre podtrzymujące na duchu odpowiedzi.
Wow, jestem wyrachowana bo chcę mieć za partnera osobę zaradną i wpierającą. Serio uważasz, że szukając takich cech u faceta jest się wyrachowanym?
Oczywiście, bo tu chodzi o Twoje główne motywy i intencje, którymi się kierujesz. W zdrowej relacji powinna istnieć równowaga, a w Twoim podejściu do związku tego nie ma, jesteś tylko Ty - chłodno kalkulująca ile możesz od partnera otrzymać. To dlatego tak drażni Cię, kiedy on oczekuje jakiejś wzajemności.
Cała ideologia, jaką sobie do tego dorobiłaś i tak uparcie forsujesz, to już tylko próba zatarcia tego wrażenia.
180 2021-01-24 21:11:35 Ostatnio edytowany przez Panna z Kapeluszem (2021-01-24 21:12:56)
Panna z Kapeluszem napisał/a:Ja podziwiam niektóre kobiety że aż tak wiele akceptują w partnerze,
wytrzymują, często bardzo niemile rzeczy, mężczyzna znęca się psychicznie,
bądź fizycznie, bądź bardzo egoistyczny,
nie jest do nich lojalny - zdradza je,
czasami one o tym wiedzą, i dalej są z nim, nie wiem, boja się tak bardzo same być?
I dlatego to akceptują?/lepsze to niż całkowita samotność?Czasami mam wrażenie ze za dużo akceptują, ja bym nie wytrzymała i uciekła.
Tylko, że nie o tym jest temat.
Poniekąd jest,
autorce przeszkadzają/męczą
niby „błahe” rzeczy/sprawy, chodź rozumiem ją,
czasami po prostu człowiek z niby błahymi rzeczami ma spory problem,
ale warto przemyśleć,
próbować to jakoś naprawić, próbować, szukać rozwiązania,
bo później można jeszcze gorzej trafić,
o czym pisałam wyżej.
181 2021-01-24 21:13:05 Ostatnio edytowany przez SaraS (2021-01-24 21:14:38)
Oczywiście, że nie musi się wiązać z byciem bluszczem. Pytanie, czy on jest faktycznie bluszczem, czy po prostu wyjątkowo lubi towarzystwo itp., a Ty odbierasz to negatywnie, bo Ty nie lubisz? Poza tym jednak opiekuńczym można być w różnym stopniu. Jednej wystarczy, że facet ją okryje marynarką, gdy jej zimno, żeby go uznać za opiekuńczego, a druga będzie potrzebowała złotego pakietu. Biorąc pod uwagę to, że Ty specjalnie szukałaś tej zaradności i opiekuńczości, oraz to, ile wynikającej z nich pomocy potrzebowałaś/potrzebujesz, zupełnie mnie nie dziwi, że Twój partner się tak zachowuje. Bo raz, że to rzeczywiście musi być wyjątkowo opiekuńczy/pomocny/zaangażowany facet, a dwa, że często jedna cecha idzie w parze z drugą. Czyli skoro on miał być aż tak bardzo opiekuńczy, to bardzo prawdopodobne, że przy tym będzie osobą, która dąży do bliskości i ceni wspólnie spędzony czas; zapewne w tym samym stopniu, co jest opiekuńczy, czyli bardzo. W każdym razie znacznie większa szansa niż na to, że znajdziesz kogoś, kto będzie na tyle zaangażowany/opiekuńczy, żeby cię zawsze wysłuchać, wesprzeć, utrzymywać, ale jednocześnie nie będzie miał żadnych innych potrzeb związanych z Tobą/relacją.
Autorko, pierwsze, co się rzuca w oczy, to owa sprzeczność na temat sytuacji w Twoim związku i motywów działania. Mówisz, że to jego podejście Ci przeszkdza a następnie twierdzisz, żę doceniasz go właśnie z tego powodu, że jest tak bardzo zaradny, opiekuńczy czy wspierający. W oczach wielu osób tutaj dziwi Cię oczywistość dotycząca charakteru faceta, wynikająca bezpośrednio z tego, jaki jest Twój partner i co Ciebie w nim tak pociąga. Nie można mieć wszystkiego i zwyczjanie jedne cechy wykluczają te inne.
Myślę, że jeden wątek to to, że wybrałaś sobie takiego faceta na partnera to go masz. Chciałaś opiekuńczego, to niestety ma swoje dobre i złe strony. Wybrałaś gadatliwego, absorbującego i każdego dnia, zostając z nim, ciągle go wybierasz. No, Twój wybór.
Inny wątek to jest taki, czy jesteś wobec niego w porządku, będąc z nim w związku z rozsądku, a nie z miłości. Czy on o tym wie i czy się godzi na taki układ? Czy raczej jest tak, że Tobie jest na rękę, że on myśli, że to z miłości, bo on chce związku, w którym jest miłość, a Ty po prostu nie wyprowadzasz go z błędu.
184 2021-01-24 22:49:33 Ostatnio edytowany przez Panna z Kapeluszem (2021-01-24 23:21:04)
Autorko, Przemyśl dobrze,
zanim się rozstaniesz...
Samotność jest bardzo ciężka, niby robisz co chcesz, nie musisz znosić „śmierdzących skarpet faceta” ale całkiem samemu jest bardzo ciężko,
i wartosciowego człowieka nadającego
się związku trudno znaleźć.
Niestety dużo jest mężczyzn nie nadających się na partnera/do związku,
nadającego się do założenia rodziny.
Dużo cwaniaków, kłamców, nieodpowiedzialnych,
egoistów wyrachowanych,
zepsutych babiarzy.
Jeżeli nie będziesz chciała być
z kimś żeby tylko być,
to będziesz szukała i szukała,
jak szczęście Ci dopisze to może kogoś znajdziesz, albo i nie,
i szukać będziesz, tęsknić
„za tym odpowiednim”.
Autorko, pierwsze, co się rzuca w oczy, to owa sprzeczność na temat sytuacji w Twoim związku i motywów działania. Mówisz, że to jego podejście Ci przeszkdza a następnie twierdzisz, żę doceniasz go właśnie z tego powodu, że jest tak bardzo zaradny, opiekuńczy czy wspierający. W oczach wielu osób tutaj dziwi Cię oczywistość dotycząca charakteru faceta, wynikająca bezpośrednio z tego, jaki jest Twój partner i co Ciebie w nim tak pociąga. Nie można mieć wszystkiego i zwyczjanie jedne cechy wykluczają te inne.
Ja również widzę wiele sprzeczności w kolejnych wypowiedziach Lambadziuni. Niektóre treści wręcz się ze sobą wykluczają. Odnoszę przy tym wrażenie, że Autorka tak bardzo nie chce dopuścić do siebie myśli, że jej postawa jest egoistyczna, że za wszelką cenę usiłuje to sobie jakoś tłumaczyć, niestety chwilami bardzo pokrętnie, co niestety skutkuje tak wyraźnym myślowym bałaganem.
Bo owszem, każdy ma prawo szukać i jeśli znajdzie, to mieć takiego partnera, jakiego sobie wymarzył, ale w tym wszystkim ważna jest jeszcze szczerość intencji i uczciwość.
Myślę, że jeden wątek to to, że wybrałaś sobie takiego faceta na partnera to go masz. Chciałaś opiekuńczego, to niestety ma swoje dobre i złe strony. Wybrałaś gadatliwego, absorbującego i każdego dnia, zostając z nim, ciągle go wybierasz. No, Twój wybór.
Prawdę mówiąc coraz bardziej zastanawiam się czy partner istotnie jest tak irytujący, jak to Lambadziunia opisuje, a jej potrzeba ciszy i spokoju tak bardzo niezaspokajana, że stało się to nie do zniesienia, czy może to jednak sytuacja, w której się znalazła, tak bardzo ją frustruje, że nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest stale rozdrażniona, w efekcie czego partner irytuje ją już z samego faktu istnienia. Dążę do tego, że to mogą być tzw. emocje wtórne, co znaczy, że szuka tematów zastępczych, bo te wszystkie bodźce same w sobie mogą nie być aż tak męczące, a reakcja jest do nich nieadekwatna właśnie z uwagi na ogólną sytuację i negatywne nastawienie do partnera, którego MUSI znosić. Ten mechanizm przecież tak działa.
Rzecz w tym, że tu wina partnera może być żadna, za to stał się obiektem, na który przelewana jest Autorki złość i wspomniana frustracja.
bagienni_k napisał/a:Autorko, pierwsze, co się rzuca w oczy, to owa sprzeczność na temat sytuacji w Twoim związku i motywów działania. Mówisz, że to jego podejście Ci przeszkdza a następnie twierdzisz, żę doceniasz go właśnie z tego powodu, że jest tak bardzo zaradny, opiekuńczy czy wspierający. W oczach wielu osób tutaj dziwi Cię oczywistość dotycząca charakteru faceta, wynikająca bezpośrednio z tego, jaki jest Twój partner i co Ciebie w nim tak pociąga. Nie można mieć wszystkiego i zwyczjanie jedne cechy wykluczają te inne.
Ja również widzę wiele sprzeczności w kolejnych wypowiedziach Lambadziuni. Niektóre treści wręcz się ze sobą wykluczają. Odnoszę przy tym wrażenie, że Autorka tak bardzo nie chce dopuścić do siebie myśli, że jej postawa jest egoistyczna, że za wszelką cenę usiłuje to sobie jakoś tłumaczyć, niestety chwilami bardzo pokrętnie, co niestety skutkuje tak wyraźnym myślowym bałaganem.
Bo owszem, każdy ma prawo szukać i jeśli znajdzie, to mieć takiego partnera, jakiego sobie wymarzył, ale w tym wszystkim ważna jest jeszcze szczerość intencji i uczciwość.Monoceros napisał/a:Myślę, że jeden wątek to to, że wybrałaś sobie takiego faceta na partnera to go masz. Chciałaś opiekuńczego, to niestety ma swoje dobre i złe strony. Wybrałaś gadatliwego, absorbującego i każdego dnia, zostając z nim, ciągle go wybierasz. No, Twój wybór.
Prawdę mówiąc coraz bardziej zastanawiam się czy partner istotnie jest tak irytujący, jak to Lambadziunia opisuje, a jej potrzeba ciszy i spokoju tak bardzo niezaspokajana, że stało się to nie do zniesienia, czy może to jednak sytuacja, w której się znalazła, tak bardzo ją frustruje, że nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest stale rozdrażniona, w efekcie czego partner irytuje ją już z samego faktu istnienia. Dążę do tego, że to mogą być tzw. emocje wtórne, co znaczy, że szuka tematów zastępczych, bo te wszystkie bodźce same w sobie mogą nie być aż tak męczące, a reakcja jest do nich nieadekwatna właśnie z uwagi na ogólną sytuację i negatywne nastawienie do partnera, którego MUSI znosić. Ten mechanizm przecież tak działa.
Rzecz w tym, że tu wina partnera może być żadna, za to stał się obiektem, na który przelewana jest Autorki złość i wspomniana frustracja.
Najwygodniej dla autorki byłoby, gdyby partner zapewniał jej dach nad głową, przynosił do domu pieniądze, ale spał na sofie albo w przedpokoju, do tego zjawiając się w domu najwyżej raz na tydzień, albo dwa. Też "kochałabym" takiego gościa:)
Tylko życie to nie koncert życzeń.
Facet za swoje usługi też czegoś chce, czegoś wymaga, ma być jak on chce i tu zaczyna się problem.. Bo autorka chce brać, ale z dawaniem to już nie tak ochoczo. Nie nauczono jej, że za wszystko w życiu trzeba zapłacić.
Facet za swoje usługi też czegoś chce, czegoś wymaga, ma być jak on chce i tu zaczyna się problem.. Bo autorka chce brać, ale z dawaniem to już nie tak ochoczo. Nie nauczono jej, że za wszystko w życiu trzeba zapłacić.
Niekoniecznie, bo zauważ jak Autorka to sobie tłumaczy - skoro jest to typ opiekuńczy, to przecież na tej relacji też coś zyskuje:
Powiem tylko tyle, że gdyby partner był inną osobą, z innymi potrzebami niż ma (np potrzebą bycia opiekuńczym, wspierającym wobec kogoś, być może w ten sposób się spełnia) to też by na mnie nie spojrzał.
Jednym słowem do wszystkiego można sobie dorobić ideologię .
Salomonka napisał/a:Facet za swoje usługi też czegoś chce, czegoś wymaga, ma być jak on chce i tu zaczyna się problem.. Bo autorka chce brać, ale z dawaniem to już nie tak ochoczo. Nie nauczono jej, że za wszystko w życiu trzeba zapłacić.
Niekoniecznie, bo zauważ jak Autorka to sobie tłumaczy - skoro jest to typ opiekuńczy, to przecież na tej relacji też coś zyskuje:
Właśnie Wcześniej już napisałam, że to on zyskuje najwięcej, ale teraz już tego taka pewna nie jestem. Zaczynam przychylać się do wniosku, że ci dwoje naprawdę dobrali się w korcu maku i najzwyczajniej w świecie uzupełniają się z wyciąganiem zysków dla siebie z tego związku.
"Małżeństwo stanowi nieraz doskonałe wyjście z trudnych sytuacji. Wyjście i fortecę, w której można się zabarykadować przeciw zbyt uporczywej rozpaczy..."
Guy de Maupassant
189 2021-01-25 07:14:24 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-01-25 07:39:27)
Naskoczyłyście na mnie bo wybrałam sobie partnera nie kierując się szaleńczym biciem serca tylko mózgiem? Ok, niektórych to może razi, mnie nie, może jak miałam 16 lat to bym się oburzyła.
Ale to właśnie jest przyczyna Twojego problemu. Brak miłości i wyższych uczuć do parntera. Wybralas zaradnego i dobrego partnera- bardzo słusznie! Problem jest tylko taki , ze nie wybralas takiego, którego Ty będziesz kochać i dawaćmu cos z siebie. Ja mam 34 lata i jestem oburzona.
Niestety , ale mimo tego ze mialas zle w życiu nie wszystko będzie się kręcić w koło Ciebie i Twojego problemu. Twoj parter nie będzie przynosil pieniędzy do domu a potem kladl na sofie w pokoju obok żebyś Ty nie czula się " zabluszczona". Wiesz dlaczego ? Bo on tez ma swoje potrzeby. Jestes trochę jak alkoholik w związku. W rodzinie gdzie jest alkoholik wszystko się kreci w okolo nalogu i domownicy muszą zepchnąć swoje pitezeby na dalszy plan. W Twoim przypadku wszystko też ma się kręcić dokoloka Twoich potrzeb. Powiem może troche na wyrost, ale jak juz staniesz na nogi to wtedy zepchniesz partera calkiem w kat a może z nim rozstaniesz. Przestanie być potrzebny.
Z Twoich opisów nie wynika ze jest on typem bluszczu. Zabrania Ci mieć znajomych ? Każe zerwać kontakt z rodziną? Kontroluje rozowy? Czy po prostu jest facetem, który po ciężkim dniu w pracy potrzebuje się przytulić do kogos kpgo kocha ?
Założyłas ten wątek ponieważ nie umiesz żyć z kimś pod jednym dachem. Wniosek tych wszytskich dyskusji jwst jeden " tak nie umiesz".Czy jest jakieś rozwiązanie? Tylko jedno Twoje usamodzielnienie do tego stopnia ze będziesz mogła żyć jako osobna jednostka. Bardzo dobrze , że podjęłas się leczenia i może niedlugo stanie się to faktycznie realne.
Lambadziunia napisał/a:Naskoczyłyście na mnie bo wybrałam sobie partnera nie kierując się szaleńczym biciem serca tylko mózgiem? Ok, niektórych to może razi, mnie nie, może jak miałam 16 lat to bym się oburzyła.
Ale to właśnie jest przyczyna Twojego problemu. Brak miłości i wyższych uczuć do parntera. Wybralas zaradnego i dobrego partnera- bardzo słusznie! Problem jest tylko taki , ze nie wybralas takiego, którego Ty będziesz kochać i dawaćmu cos z siebie.
O ile nie musi być nic złego w wybieraniu partnera mózgiem a nie sercem czy wchodzenie w związek z rozsądku- to zdecydowanie wymaga to pewnej "pokory" i świadomości z czym to się będzie jadło- a lambadziuniu Tobie tego chyba brakuje i chcesz wyciągnąć tylko dla siebie to co się da, a o nim zapominasz. Myślę, że wchodząc w związek z rozsądku trzeba to robić z pełnymi konsekwencjami tego i musi być przyjaźń, otwartość na siebie i pociąg seksualny, by druga osoba nie działała na nas tak, jak na Ciebie działa Twój partner. Ot, taka transakcja i tyle. Też uważam, że póki co tylko chcesz brać, a dawać od siebie już nie. Nie umiesz w związek z rozsądku.
Ok, dziękuję za tyle odpowiedzi. Czy wobec tego macie dla mnie jakieś rady co do dalszego postepowania? Bo może się okazać że któraś rada okaże się pomocna, może naświetli mi sytuację. Tyko prosiłbym o rady z wzięciem pod uwagę mojej sytuacji, o ktorej pisałam wczesniej, inaczej będzie to bezużyteczne gadanie.
Ok, dziękuję za tyle odpowiedzi. Czy wobec tego macie dla mnie jakieś rady co do dalszego postepowania? Bo może się okazać że któraś rada okaże się pomocna, może naświetli mi sytuację. Tyko prosiłbym o rady z wzięciem pod uwagę mojej sytuacji, o ktorej pisałam wczesniej, inaczej będzie to bezużyteczne gadanie.
Znalezc prace, wyprowadzic sie, zyc po swojemu, przestac wykorzystywac tego faceta.
Albo:
wykorzystywac go dalej i nie narzekac. Skoro on daje Ci kase i dach nad glowa, to potraktuj to jak umowe, on daje cos z siebie, Ty tez cos z siebie daj zamiast narzekac na sama jego obecnosc.
Czy wobec tego macie dla mnie jakieś rady co do dalszego postepowania? Bo może się okazać że któraś rada okaże się pomocna, może naświetli mi sytuację. Tyko prosiłbym o rady z wzięciem pod uwagę mojej sytuacji, o ktorej pisałam wczesniej, inaczej będzie to bezużyteczne gadanie.
Ja bym Ci radziła nic nie zmieniać tylko chodzić na terapię tak jak do tej pory i dać sobie czas aby stanąć na dwie nogi. W złej kondycji psychicznej nie powinno podejmować się decyzji mających znaczący wpływ na dalsze życie.
Co do Twojego współdzielenia życia z partnerem to sama słusznie zauważyłaś ,że nie wychodzi Ci to. Na pewno ciężko oczekiwać ,że partner schowa się za szafą i będzie udawać ,że go nie ma.
Skoro bez niego sobie nie radzisz a z nim jest źle to może warto poczekać na rozwój Twojej terapii a do obecnej sytuacji jakoś się póki co przystosować.
Znalezc prace, wyprowadzic sie, zyc po swojemu, przestac wykorzystywac tego
Pisałam o swoich problemach wczesniej. W tym momencie oznaczałoby to dla mnie powrót do tułaczki, przerwanie terapii I praktycznie już zero perspektyw bo z tej spirali śmieciowych prac mogę już nigdy nie wyjść.
Właśnie się zastanawiam co na to wszystko Twój terapeuta i czy długo na tej terapii jesteś? Padło też pytanie czy rozmawiasz na terapii o swoim związku.? Bo nie odpowiedziałaś.