Nikt mnie nie chce... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Nikt mnie nie chce...

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 208 ]

131

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Zastanawia mnie, z jakiego powodu ludzie wchodzą w związki,  mieszkają razem, planują przyszłość itd. Przecież to wszystko moga robić sami, żyjąc samemu.

I masa ludzi tak robi.
Ale człowiek jest istotą stadną. Chcą mieć kogoś obok, mieć dzieci. Poza tym mamy to wgrane latami spolecznych zachowań i wychowania. Większośc modeli, które widzimy właśnie takie są. Gdybyśmy mieli inne modele, prawdopodobnie innych rzeczy byśmy szukali
Ciebie też coś przecież motywuje do szukania.

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:

Zastanawia mnie, z jakiego powodu ludzie wchodzą w związki,  mieszkają razem, planują przyszłość itd. Przecież to wszystko moga robić sami, żyjąc samemu.

I masa ludzi tak robi.
Ale człowiek jest istotą stadną. Chcą mieć kogoś obok, mieć dzieci. Poza tym mamy to wgrane latami spolecznych zachowań i wychowania. Większośc modeli, które widzimy właśnie takie są. Gdybyśmy mieli inne modele, prawdopodobnie innych rzeczy byśmy szukali
Ciebie też coś przecież motywuje do szukania.

Kto tak robi? Osobiście nie znam przypadku osoby samotnej z wyboru.

133

Odp: Nikt mnie nie chce...

Rossanka, dlaczego wybiorą szczęśliwy związek niż szczęśliwe bycie samemu? Bo nie oszukasz natury i biologii. Bez względu jakie cuda będzie nam wciskał współczesny świat. Życie w pojedynkę nie jest w naszej naturze. Po prostu. Jesteśmy na tyle rozwinięci i inteligentni, by nie godzić się na złe i niszczące nas związki i wybieramy życie samemu. Ale nikt świadomie nie wybiera samotności i nie odrzuca życia z kimś- i nie wiadomo jakby temu zaprzeczał, to problem jest zawsze głębszy jeśli taką ma wizje życia.

I nie wiem, czy podejście do wpojonych modeli jest takie całkiem super... w najbardziej rozwiniętych krajach, gdzie z marszu propaguje się życie singla i brak zaangażowania uczuciowego dalej pozostaje najwyższy stopień depresji i samobójstw. Bo.. stadni jesteśmy.

Stella... pisze o miłości. Miłość to postawa ciągnąca za sobą to, co opisała Niepodobna. Udany związek nie równa się idealny związek.

134

Odp: Nikt mnie nie chce...
R_ita napisał/a:

Rossanka, dlaczego wybiorą szczęśliwy związek niż szczęśliwe bycie samemu? Bo nie oszukasz natury i biologii. Bez względu jakie cuda będzie nam wciskał współczesny świat. Życie w pojedynkę nie jest w naszej naturze. Po prostu. Jesteśmy na tyle rozwinięci i inteligentni, by nie godzić się na złe i niszczące nas związki i wybieramy życie samemu. Ale nikt świadomie nie wybiera samotności i nie odrzuca życia z kimś- i nie wiadomo jakby temu zaprzeczał, to problem jest zawsze głębszy jeśli taką ma wizje życia.

I nie wiem, czy podejście do wpojonych modeli jest takie całkiem super... w najbardziej rozwiniętych krajach, gdzie z marszu propaguje się życie singla i brak zaangażowania uczuciowego dalej pozostaje najwyższy stopień depresji i samobójstw. Bo.. stadni jesteśmy.

Stella... pisze o miłości. Miłość to postawa ciągnąca za sobą to, co opisała Niepodobna. Udany związek nie równa się idealny związek.

Udany związek jest idealnym związkiem konkretnie dla tych osób.  Mimo różnych rzeczy jakie się zdarzają po drodze, żadna nie chce mimo tego opuścić drugiej i żyć bez tej osoby. Pomijam patologie, typu mąż pije i leje żonę,  ale ona latami czeka aż on się zmieni. I inne takie przykłady.

135 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-01-06 01:11:59)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Nie do końca się zgadzam z tym, że udany równa się idealny. To zbyt duże uproszczenie. To, że coś mieści się w polu naszej akceptacji nie musi równać się temu, że tego właśnie w pełni oczekiwaliśmy. Po prostu, wrzucamy to w koszty, bo to nas nie rani, nie uderza w nas, i akceptujemy to jako składową drugiej strony. Więc... udany, bo to przepracowaliśmy,  ale nie idealny.
Ja tak to widzę.

136

Odp: Nikt mnie nie chce...
R_ita napisał/a:

Nie do końca się zgadzam z tym, że udany równa się idealny. To zbyt duże uproszczenie.

Dla danej osoby. Ludzie lubią różne cechy a innych ludziach. Dla jednego domatorka będzie idealem. A dla innego o będzie duża wada.

137

Odp: Nikt mnie nie chce...

Zdążyłam edytować post przed napisaniem Twojego. Nie wiem czy widziałaś.

138

Odp: Nikt mnie nie chce...
R_ita napisał/a:

Nie do końca się zgadzam z tym, że udany równa się idealny. To zbyt duże uproszczenie. To, że coś mieści się w polu naszej akceptacji nie musi równać się temu, że tego właśnie w pełni oczekiwaliśmy. Po prostu, wrzucamy to w koszty, bo to nas nie rani, nie uderza w nas, i akceptujemy to jako składową drugiej strony. Więc... udany, bo to przepracowaliśmy,  ale nie idealny.
Ja tak to widzę.

Czyli dla nas idealny, bo te rzczeczy, które są wadami (co kolwiek by to nie bylo), jak mówisz nie uderza w nas, jest może czasami denerwujące,  ale ogólnie nie robi większej różnicy,  jest małego kalibru.

139

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:

Zastanawia mnie, z jakiego powodu ludzie wchodzą w związki,  mieszkają razem, planują przyszłość itd. Przecież to wszystko moga robić sami, żyjąc samemu.

I masa ludzi tak robi.
Ale człowiek jest istotą stadną. Chcą mieć kogoś obok, mieć dzieci. Poza tym mamy to wgrane latami spolecznych zachowań i wychowania. Większośc modeli, które widzimy właśnie takie są. Gdybyśmy mieli inne modele, prawdopodobnie innych rzeczy byśmy szukali
Ciebie też coś przecież motywuje do szukania.

Kto tak robi? Osobiście nie znam przypadku osoby samotnej z wyboru.

Ja nie znam nikogo kto miałby amputowaną nogę. Czy to znaczy, że amputacje nie istnieją?

140

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

I masa ludzi tak robi.
Ale człowiek jest istotą stadną. Chcą mieć kogoś obok, mieć dzieci. Poza tym mamy to wgrane latami spolecznych zachowań i wychowania. Większośc modeli, które widzimy właśnie takie są. Gdybyśmy mieli inne modele, prawdopodobnie innych rzeczy byśmy szukali
Ciebie też coś przecież motywuje do szukania.

Kto tak robi? Osobiście nie znam przypadku osoby samotnej z wyboru.

Ja nie znam nikogo kto miałby amputowaną nogę. Czy to znaczy, że amputacje nie istnieją?

Wierzysz w to, że ktoś tam był wolny poznał innego wolnego,  było im razem świetnie,  świetny seks, podobali się sobie nawzajem, dogadywali się wyśmienicie,  przegadane godziny, te same poglądy,  spojrzenie na świat,  ale jedna z osób nagle mówi,  fajnie stary, ale ja to wolę być sama?
Mało na forum było przypadków,  gdzie dziewczyny pisały, że dobrze im samym, są szczesliwe,  nikogo nie szukają,  wystarczyło jednak, by pojawił się odpowiedni mężczyzna,  one momentalnie  wchodziły z nim w relacje. Jakos żadna nie napisała,  że podobał mi się,  był wolny, bez z obowiązan, nawet się zauroczylam,  lubię z nim  rozmawiać,  podoba mi się fizycznie i tak dalej, ale nie będę z nim, bowybieram życie samej.
Potem te osoby znikają często z forum.
Samotnych z wyboru nie ma. Może jedynie jakiś ksiądz czyzakonnica ale i to nie zawsze. Albo starsza wdową czy wdowiec.  Ale i Ci sobie kogoś czasem znajdują.

141

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:

Kto tak robi? Osobiście nie znam przypadku osoby samotnej z wyboru.

Ja nie znam nikogo kto miałby amputowaną nogę. Czy to znaczy, że amputacje nie istnieją?

Wierzysz w to, że ktoś tam był wolny poznał innego wolnego,  było im razem świetnie,  świetny seks, podobali się sobie nawzajem, dogadywali się wyśmienicie,  przegadane godziny, te same poglądy,  spojrzenie na świat,  ale jedna z osób nagle mówi,  fajnie stary, ale ja to wolę być sama?
Mało na forum było przypadków,  gdzie dziewczyny pisały, że dobrze im samym, są szczesliwe,  nikogo nie szukają,  wystarczyło jednak, by pojawił się odpowiedni mężczyzna,  one momentalnie  wchodziły z nim w relacje. Jakos żadna nie napisała,  że podobał mi się,  był wolny, bez z obowiązan, nawet się zauroczylam,  lubię z nim  rozmawiać,  podoba mi się fizycznie i tak dalej, ale nie będę z nim, bowybieram życie samej.
Potem te osoby znikają często z forum.
Samotnych z wyboru nie ma. Może jedynie jakiś ksiądz czyzakonnica ale i to nie zawsze. Albo starsza wdową czy wdowiec.  Ale i Ci sobie kogoś czasem znajdują.

Rossanka, jaki masz cel w tym momencie poza jakimś własnym rozgoryczeniem?

Różnica jest taka, że jak ktoś nie szuka to nie szuka i tyle. I ja znam takich ludzi, którzy po prostu nie szukają. Więc tam nie ma po prostu sytuacji z pierwszego zdania Twojego komentarza, bo to nie następuje. Tam jest od razu zupełnie inny poziom relacji, bo dana osoba nie jest otwarta na tworzenie innej relacji niż przyjacielska. I tak, ja znam takich ludzi. Więc nie muszę w to wierzyć, ja po prostu wiem, że to tak wygląda smile i znam takich ludzi którzy mają po 20-30 lat i takich, którzy są po 60tce i w pewnym momencie swojego życia weszli na ten etap.

A ci, którzy są szczęśliwi sami ze sobą, ale jednocześnie są otwarci na znalezienie partnera to zupełnie inna grupa. I to nie wyklucza tego, że są szczęśliwi sami i że są też potem szczęśliwi w parze. Przede wszystkim dla takich ludzi brak związku nie jest powodem do zgorzknienia i uważania, że nigdy w życiu nie będą już szczęśliwi, bo są sami. I to jest to, co powtarzałam wcześniej, że warto w sobie przepracować problem i dojść właśnie do takiego etapu, bo tacy ludzie są dużo bardziej otwarci na innych i przede wszystkim paradoksalnie łatwiej im się szuka pary, bo nie mają w sobie parcia na to, że każdy poznany facet koniecznie musi być potencjalnym partnerem życiowym.

Ja uważam, że jak ktoś nie jest szczęśliwy sam ze sobą, to nigdy nie będzie szczęśliwy w związku.

142

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Rossanka, jaki masz cel w tym momencie poza jakimś własnym rozgoryczeniem?

A jaki Ty masz cel? Po prostu poza zakonnikami, osobami bo ja wiem ze skrajnym lękiem przed ludzmi, oraz takimi, którzy nie nadają się do relacji (np faceci co bzykają na lewo i prawo i chcą się tylko bawić), nie ma ludzi, którzy odeszliby z satysfakcjonującego zwiazku, bo uznali, że chcą być sami, albo poznali naprawde kogoś fajnego, który się im spodobał ale zdecydowali, ze nie chcą z nim relacji.
Nawet Ty. Jesteś w związku. Rówie dobrze możesz powiedzieć narzeczonemu: Słuchaj Maciek, dobrze mi z tobą, wszystko mi odpowiada, ale od jutra będę sama, więc kończę relację z Tobą bo sama tez będę szczęśliwa, do niczego mi nie jesteś potrzebny.




Lady Loka napisał/a:

Różnica jest taka, że jak ktoś nie szuka to nie szuka i tyle. I ja znam takich ludzi, którzy po prostu nie szukają. Więc tam nie ma po prostu sytuacji z pierwszego zdania Twojego komentarza, bo to nie następuje. Tam jest od razu zupełnie inny poziom relacji, bo dana osoba nie jest otwarta na tworzenie innej relacji niż przyjacielska. I tak, ja znam takich ludzi. Więc nie muszę w to wierzyć, ja po prostu wiem, że to tak wygląda smile i znam takich ludzi którzy mają po 20-30 lat i takich, którzy są po 60tce i w pewnym momencie swojego życia weszli na ten etap.

To tak jak ja . Nie szukam, a jak już kogos poznam, to niczego nie zakłądam, poznaję go jako człowieka.




Lady Loka napisał/a:

A ci, którzy są szczęśliwi sami ze sobą, ale jednocześnie są otwarci na znalezienie partnera to zupełnie inna grupa. I to nie wyklucza tego, że są szczęśliwi sami i że są też potem szczęśliwi w parze. Przede wszystkim dla takich ludzi brak związku nie jest powodem do zgorzknienia i uważania, że nigdy w życiu nie będą już szczęśliwi, bo są sami.

Tego nie wiesz. Tzn co oni myślą naprawdę. O mnie dużo koleżanek, znajomych też mówi, że wyglądam na taką co to jest zadowolona, ma sukcesy w życiu, nie szuka nikogo i dobrze jest jej samej przez tyle lat.
Oni pojęcia nie mają co ja tu wypisuję. Pojecia też nie mają o tym, że odkilkudziesięciu lat cierpię na nerwicę że od prawie 20 lat co jakiś czas lecze się psychiatrycznie i biorę antydepresanty na moje lęki i objawy somatyczne.  Pewnie też by napisali co Ty o znajomych. A jaka jest prawda tego nie wiesz. Tu pisżę to o czym nie zamęczam otoczenia na codzień, bo co to da?



Lady Loka napisał/a:

I to jest to, co powtarzałam wcześniej, że warto w sobie przepracować problem i dojść właśnie do takiego etapu, bo tacy ludzie są dużo bardziej otwarci na innych i przede wszystkim paradoksalnie łatwiej im się szuka pary, bo nie mają w sobie parcia na to, że każdy poznany facet koniecznie musi być potencjalnym partnerem życiowym.


Przepracowałam i doszłam do wniosku, ze ze mną w sumie jest wszystko w porządku. Przez jakiś czas myślałm, ze jestem jedną z tych desperatek, które chcą kogoś byle kogo kogokolwie, aby miec portki w domu. Owszem, jakoś do 30 miałam coś takiego, bo pamiętam, ze umawiałam się z mężczyznami, którzy nic a nic mnie nie interesowali. W nadziei że to będzie związek. Ale jak mówię to było dawno temu.
Teraz nie kazdy facet musi być partnerem życiowym - to już wiem od dawna. A to, że człowiek ma potrzebę bycia z kimś to nic nienormalnego ani chorego czy coś, co trzebaby przepracować.
Ogólnie irytuje mnie to na forach, że gdziekolwiek ktośby napisał, ze szuka kobiety, faceta, zaraz jest doagnoza, naucz się najpierw być sam ze sobą, na pewno jesteś desperatem, sam też możesz być szczęśliwy, oraz, ze na pewno masz nieprzepracowaną przeszłość, bo kogoś chcesz.

Dla mnie desperat, czy osoba, która powinna być na terapii, bo faktycznie nie nadaje się do zwoiązku w danym momencie to np kobieta, która wchodzi ze związku w związek
"na zakładkę", albo taka, która nie ma pracy, mieszkania i szuka kogoś, kto ją utrzyma, albo tsaka która koniecznie chce być matką i szuka byle kogo by zajść w ciąże, a potem trzyma faceta dzieckiem przy sobie, albo taka co wcale sobie nie radzi w życiu, musi być prowadzona za rękę (facet jezdzi do mechanika, dzwoni po urzędach, załatwoa okna do mieszkania, a ona tylko jest obok i sama jest jak dziecko).

Poza tym tak sobie myśle, ze lata samotności też robią swoje. Jak ktoś jest tydzień po rozstaniu, czy miesiąc i się chce od razu wpakować w nowy związek - trochę to przesada, bo powinien pierw ochłonąć. Ja jestem już od 2013 roku sama z tego co pamiętam, to kawał czasu.
Jeżeli słyszałam wtedy "daj sobie czas" - myślałam, faktycznie ma to sens. Jeśłi po 8 latach nadal słyszysz, ze naucz się być sama ze sobą - to jest już creepy trochę. Przecież umiem być sama ze sobą. przez te 8 lat samiusienka jestem nikt mi nie pomaga.  Co mam jeszcze zrobić, czy zdusić potrzebę? Na tej zasadzie jak już pisałam mam propozycje, wszycy w udanych związkach niech idajdą z tych związków i żyją sami. I w ogóle po co wchodzili w te związki, wystarczyło powiedzieć "nie". A jednak z jakichś powodów ludzie decydują się w nie wchodzić i nie odrzucają osoby, która im pasuje.


Lady Loka napisał/a:

Ja uważam, że jak ktoś nie jest szczęśliwy sam ze sobą, to nigdy nie będzie szczęśliwy w związku.

Ja jestem szczęśliwa sama ze sobą nawet bardzo.
Ale jestem nieszczęśliwa, jeśli chodzi o związek.
Z resztą pewnie jakby ci się o zgrozo posypał związek (nie piszę złośliwiw, ale nawet na forum widać jak bywa), to też pewnie nie skakałabyś z radości, nie byłoby nagle drugiego człowieka obok, rozmów, wsparcia, wspólnych wygłupów, planów życiowych, seksu, dotyku, czułości - byłabyś zadowolona z pracy, mieszkania czy wyglądu etc, ale nie byłabyś szczęśliwa z powodu, ze nie masz już udanej relacji.

Mam 43 lata, wiem co mówię, też kiedyś wpadłam na to, ze bądz szczęsliwy sam ze sobą, ale jak samotność jest przez rok, dwa, trzy, cztery... osiem - to już człowiek nie chce tego dalej.  Nie uważam, ze to jest jakieś chore myślenie. To normalne myślenie.

143 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-01-06 11:48:46)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Dwa błędy. Pierwszy błąd, że zakładasz, że ja jestem w tej grupie, która chciałaby być sama z wyboru. Nie jestem, nie byłam i jestem tego świadoma. Nie powiedziałabym narzeczonemu, żeby sobie poszedł, bo ja teraz chcę być sama.
Nie przeczytałaś ze zrozumieniem tego, co Ci napisałam wcześniej, więc pozwolę sobie wkleić jeszcze raz:
"Różnica jest taka, że jak ktoś nie szuka to nie szuka i tyle. I ja znam takich ludzi, którzy po prostu nie szukają. Więc tam nie ma po prostu sytuacji z pierwszego zdania Twojego komentarza, bo to nie następuje. Tam jest od razu zupełnie inny poziom relacji, bo dana osoba nie jest otwarta na tworzenie innej relacji niż przyjacielska. I tak, ja znam takich ludzi. Więc nie muszę w to wierzyć, ja po prostu wiem, że to tak wygląda smile i znam takich ludzi którzy mają po 20-30 lat i takich, którzy są po 60tce i w pewnym momencie swojego życia weszli na ten etap."

Widzisz, różnica jest taka, że u tych ludzi nie ma etapu wejścia w narzeczeństwo czy w związek. Oni po prostu nie wskakują na ten poziom w żadnej relacji i robią to z wyboru. A nawet jeżeli ktoś taki stwierdza, że skoro już spotkał kogoś podobnego i chce spróbować związku, to co w tym złego? To nie przekreśla całego życia i postawy. To po prostu otwarcie się na to, na co wcześniej było się zamkniętym.

A drugi Twój błąd to zakładanie co ja bym czuła, gdyby mi się związek posypał. Jasne, że to nie jest najszczęśliwszy moment w życiu, ale nie rozpaczałabym z tego powodu. Chcę mieć rodzinę, ale nie mam problemu z samotnością i z byciem samą. Jasne, że byłoby dziwnie, bo zniknąłby ktoś, kto jest od lat. Ale nie zawaliłby mi się świat i nie skończyłoby mi się życie, bo mam życie poza związkiem, mam relacje z przyjaciółmi poza związkiem i mam to przepracowane w sobie. Po prostu poszłabym dalej przed siebie i zobaczyłabym, kogo mi życie przyniesie.

Edit. to o czym piszesz tutaj:

ale jak samotność jest przez rok, dwa, trzy, cztery... osiem - to już człowiek nie chce tego dalej.  Nie uważam, ze to jest jakieś chore myślenie. To normalne myślenie.

To jest właśnie to nieprzepracowanie, o którym pisałam wcześniej. Bo skupiasz się nie na tym co masz, ale na tym czego nie masz. To szczęście jest pozorne i łatwo je zburzyć, bo nie ma dobrych fundamentów. To tak jak komuś się mówi, żeby zajął się sobą, to prędzej czy później ktoś się pojawi. I ta osoba zajmuje się sobą tak pozornie, ale realnie ciągle wyczekuje i wyczekuje i tego kogoś nie ma, bo nie ma pracy nad sobą i nad otwarciem się na innych ludzi.
Tak samo tutaj. Jest niby pozorne szczęście, ale skoro ono się kończy po kilku latach i już nie wiesz co ze sobą zrobić i skupiasz się na tym, że faceta nie ma, to na jakiej bazie to szczęście w samotności było zbudowane?

144

Odp: Nikt mnie nie chce...

Rossanko z całym szacunkiem i nie po to zeby Cie dołować, dokładać Ci czy cokolwiek z tych rzeczy. Nie żeby Cie urazić, absolutnie. Czytając Twoje posty jasno widać, że masz sporo  nieprzepracowanych rzeczy i to nie tylko na tym wątku. Gdzieś w Tobie to wszystko siedzi. Pozornie myślisz, że masz poukładane, zaakceptowane. Jednak tak nie jest. Popatrz w głąb siebie, bardzo dokładnie.

145

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Dwa błędy. Pierwszy błąd, że zakładasz, że ja jestem w tej grupie, która chciałaby być sama z wyboru. Nie jestem, nie byłam i jestem tego świadoma. Nie powiedziałabym narzeczonemu, żeby sobie poszedł, bo ja teraz chcę być sama..

No to tak jak ja. Ale Tobie można, a mi nie można. Dlaczego?


Lady Loka napisał/a:

Nie przeczytałaś ze zrozumieniem tego, co Ci napisałam wcześniej, więc pozwolę sobie wkleić jeszcze raz:
"Różnica jest taka, że jak ktoś nie szuka to nie szuka i tyle. I ja znam takich ludzi, którzy po prostu nie szukają. Więc tam nie ma po prostu sytuacji z pierwszego zdania Twojego komentarza, bo to nie następuje. Tam jest od razu zupełnie inny poziom relacji, bo dana osoba nie jest otwarta na tworzenie innej relacji niż przyjacielska. I tak, ja znam takich ludzi. Więc nie muszę w to wierzyć, ja po prostu wiem, że to tak wygląda smile i znam takich ludzi którzy mają po 20-30 lat i takich, którzy są po 60tce i w pewnym momencie swojego życia weszli na ten etap."

Po pierwsze to nie wiesz czy nie szukają, moze nawet piszą tu na forum, że nie mogą sobie nikogo znaleźć, a Ty nawet nie masz o tym pojęcia, bo przecież nie chwalą się o tym dookoła. Już mówiłam, o mojej nerwicy mało kto wie z otoczenia. Mało tego jestem odbierana jako poukładana i zrównoważona. Co oczywiście nie jest prawdą, ale wystarczy zachować pozory tongue smile
Po drugie - no wiesz, samotnych z wyboru to paru emerytów ja znam. Może jak dożyje 70 tki to też nie w głowie mi będą akcje , romanse, miłości i zakładanie rodziny tongue



Lady Loka napisał/a:

Widzisz, różnica jest taka, że u tych ludzi nie ma etapu wejścia w narzeczeństwo czy w związek. Oni po prostu nie wskakują na ten poziom w żadnej relacji i robią to z wyboru. A nawet jeżeli ktoś taki stwierdza, że skoro już spotkał kogoś podobnego i chce spróbować związku, to co w tym złego? To nie przekreśla całego życia i postawy. To po prostu otwarcie się na to, na co wcześniej było się zamkniętym..


Ja Ci powiem dlaczego oni nie wchodzą w etap narzeczeństwa czy poważnego związku, bo też znam takich. Pierwsi to żonaci, którzy mają latami kochanki, oni się z nimi nie zaręczają, bo żony to oni już mają i ani im w głowie rozwód (dopóki im inna w głowie nie zawróci ale to tak na maksa, z resztą pełno tu takich wątków pisanych przez obie płcie).
Drudzy, to tacy, co rzeczywiście nie wchodzą w związek latami, może i spotykają się z kimś, ale to nigdy nie jest na poważnie, raczej luźna relacja, spotykają się tak i spotykają i nagle spotykają osobę, którą "zaklepują" sobie niemal od razu pierścionkiem, a potem otoczenie się dziwi: jak to taki wieczny kawaler, a nagle się żeni?





Lady Loka napisał/a:

A drugi Twój błąd to zakładanie co ja bym czuła, gdyby mi się związek posypał. Jasne, że to nie jest najszczęśliwszy moment w życiu, ale nie rozpaczałabym z tego powodu. Chcę mieć rodzinę, ale nie mam problemu z samotnością i z byciem samą. Jasne, że byłoby dziwnie, bo zniknąłby ktoś, kto jest od lat. Ale nie zawaliłby mi się świat i nie skończyłoby mi się życie, bo mam życie poza związkiem, mam relacje z przyjaciółmi poza związkiem i mam to przepracowane w sobie. Po prostu poszłabym dalej przed siebie i zobaczyłabym, kogo mi życie przyniesie.

A jak Ci nikogo nie przyniesie? Zgodzisz się być kolejnych 50 lat sama?
A dwa, bez obrazy, masz 28 lat. W tym wieku to jeszcze sama byłam skłonna myśleć, ze jakoś się jeszcze ułoży w tym aspekcie tych związków.
Pobądz sama prawie 20 lat to morozmawiamy. Znów nie piszę złośliwie, tylko mamy inną perspektywę z racji wieku i doświadczenia.
Pometam jak byłam w związku to często dziwiłam się samej sobie, że tak przeżywałam nop na studiach to , że nie mam chłopaka, a to przecież nie był naprawde dramat, bo odpowiednia osoba znajdzie się kiedyś, jak się nie będzie o tym myśleć i,ze niepotrzebnie się sama tym dołowałam. Tak myślałm jeszcze będąc w związku. W związku ma się inna perspektywę, co i na forumowych wpisach widać.



Lady Loka napisał/a:

Edit. to o czym piszesz tutaj:
ale jak samotność jest przez rok, dwa, trzy, cztery... osiem - to już człowiek nie chce tego dalej.  Nie uważam, ze to jest jakieś chore myślenie. To normalne myślenie.

To jest właśnie to nieprzepracowanie, o którym pisałam wcześniej. Bo skupiasz się nie na tym co masz, ale na tym czego nie masz. To szczęście jest pozorne i łatwo je zburzyć, bo nie ma dobrych fundamentów. To tak jak komuś się mówi, żeby zajął się sobą, to prędzej czy później ktoś się pojawi. I ta osoba zajmuje się sobą tak pozornie, ale realnie ciągle wyczekuje i wyczekuje i tego kogoś nie ma, bo nie ma pracy nad sobą i nad otwarciem się na innych ludzi.
Tak samo tutaj. Jest niby pozorne szczęście, ale skoro ono się kończy po kilku latach i już nie wiesz co ze sobą zrobić i skupiasz się na tym, że faceta nie ma, to na jakiej bazie to szczęście w samotności było zbudowane?

Ale to jest normalne i zdrowe podejście każdego człowieka. Człowiek chce żyć w parze. I 13 latki "chodzą ze sobą", i rozwódki po 40 chcą sobie jeszcze z kimś ułożyć życie. Rozwodnicy też.
Co tu jest do układania, aby zniszczyć sobie tę potrzebę?   Co tu przepracowywać? "Od dzis będę szczęśliwa sama ze sobą i jak ktoś się pojawi, to zrezygnuję bo nie chcę być z kimś"? - zupełnie bez sensu.
Na poziomie relacji można być nieszczesliwym - o to jest normalne. Nie znaczy to że całe życie jest do kitu. Tylko ten wycinek relacji. I to trzeba zmienić.
To tak jakby kobieta miała męża, dzieci, piękny dom, ale nie miała pracy. Przecież jej nie powiesz: nie musisz mieć tej pracy, praca Ci szczęściqa nie da, a w ogóle to masz męża, dzieci i dom i przejmujesz się pracą. - Raczej każdy będzie podsuwał pomysły, gdzie by szukać pracy, moze po znajomości, może zdobyć wcześniej idpoeiwdnie wykształcenie, może poszukać w innej branży itd. Nikt nie powie, daj sobie spokój, bez pracy też można żyć. Tak samo jak nikt nie powie: daj sobie spokój, nie musisz schudnąć, możesz ważyć nadal 80 kg, po co się chcesz odchudzać, albo: daj spokój, możesz mieszkać z rodzicami, po co Ci marzenie o własnym M3, albo nie ucz się, nie kończ stuiów, bez tego też możesz życ.
Jedynie w temacie związków zazwyczaj się słyszy, że ktoś cos musi przepracować, bo nie chce życ sam tylko w parze. To jest dziwne.

146

Odp: Nikt mnie nie chce...
KoloroweSny napisał/a:

Rossanko z całym szacunkiem i nie po to zeby Cie dołować, dokładać Ci czy cokolwiek z tych rzeczy. Nie żeby Cie urazić, absolutnie. Czytając Twoje posty jasno widać, że masz sporo  nieprzepracowanych rzeczy i to nie tylko na tym wątku. Gdzieś w Tobie to wszystko siedzi. Pozornie myślisz, że masz poukładane, zaakceptowane. Jednak tak nie jest. Popatrz w głąb siebie, bardzo dokładnie.

Które dokładnie? Mi się wydaje, że już wszystko przepracowałam. Jakis czas temu myslałam znów o terapii, ale myślę że nie miałabym już tam o czym mówić. Już wszystko powiedziałam terapeucie, wszystko przeanalizowałam i zobaczyłam jak przeszłość wpłynęła na moje późniejsze losy. Nie wiem co jeszcze miałabym przepracować.
Powiem na przykład: pani, chcę mieć miięża i dzieci  - a terapeuta powie. wie pani, ale to nic nadzwyczajnego, większość ludzi tego chce.
Z resztą ile tu jest o tym wątków: ona jest sama, albo on, po rozwodzie, albo panna kawaler, ktoś kogoś szuka, albo jest długo sam, albo jest w nieudanym związku i boi się , że innego już nie spotka - wszyscy oni mogą kogoś szukać, ale nie ja. Mnie nie wolno. Dlaczego?

147

Odp: Nikt mnie nie chce...

Rossanko, dyskusja z Tobą jest bez sensu. Nie czytasz ze zrozumieniem, robisz wielkie nadinterpretacje i twierdzisz, że wiesz lepiej ode mnie, co myślą moje koleżanki, bo Ty myślisz inaczej. Do tego wyrzucasz mi wiek, bo nie wierzysz, że mogę myśleć inaczej niż Ty i być pewna tego, co myślę.

Z mojej strony pas. Tak się nie da rozmawiać.
Żal z Ciebie aż kipi i to nie jest dobry sposób na bycie z kimś, nawet jeżeli ten żal kipi z Ciebie tylko na forum. Bo jak kogoś znajdziesz, to i tak przed nim tego nie ukryjesz. A żaden normalny facet nie udźwignie takiego rozgoryczenia.

148

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Rossanko, dyskusja z Tobą jest bez sensu. Nie czytasz ze zrozumieniem, robisz wielkie nadinterpretacje i twierdzisz, że wiesz lepiej ode mnie, co myślą moje koleżanki, bo Ty myślisz inaczej. Do tego wyrzucasz mi wiek, bo nie wierzysz, że mogę myśleć inaczej niż Ty i być pewna tego, co myślę.

Z mojej strony pas. Tak się nie da rozmawiać.
Żal z Ciebie aż kipi i to nie jest dobry sposób na bycie z kimś, nawet jeżeli ten żal kipi z Ciebie tylko na forum. Bo jak kogoś znajdziesz, to i tak przed nim tego nie ukryjesz. A żaden normalny facet nie udźwignie takiego rozgoryczenia.

Przecież wiem , że nikogo nie znajdę. Już mi tu ktos tu napisał. I ze te terapie nic nie dały.
W realu staram się nie smęcić tylko tu mogę sobie pozwolić na upuszczenie emocji sad
Po prostu staram się dociec co i jak i znaleźć odpowiedzi.

149 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2021-01-06 13:40:59)

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
KoloroweSny napisał/a:

Rossanko z całym szacunkiem i nie po to zeby Cie dołować, dokładać Ci czy cokolwiek z tych rzeczy. Nie żeby Cie urazić, absolutnie. Czytając Twoje posty jasno widać, że masz sporo  nieprzepracowanych rzeczy i to nie tylko na tym wątku. Gdzieś w Tobie to wszystko siedzi. Pozornie myślisz, że masz poukładane, zaakceptowane. Jednak tak nie jest. Popatrz w głąb siebie, bardzo dokładnie.

Które dokładnie? Mi się wydaje, że już wszystko przepracowałam. Jakis czas temu myslałam znów o terapii, ale myślę że nie miałabym już tam o czym mówić. Już wszystko powiedziałam terapeucie, wszystko przeanalizowałam i zobaczyłam jak przeszłość wpłynęła na moje późniejsze losy. Nie wiem co jeszcze miałabym przepracować.
Powiem na przykład: pani, chcę mieć miięża i dzieci  - a terapeuta powie. wie pani, ale to nic nadzwyczajnego, większość ludzi tego chce.
Z resztą ile tu jest o tym wątków: ona jest sama, albo on, po rozwodzie, albo panna kawaler, ktoś kogoś szuka, albo jest długo sam, albo jest w nieudanym związku i boi się , że innego już nie spotka - wszyscy oni mogą kogoś szukać, ale nie ja. Mnie nie wolno. Dlaczego?

Dla mnie nic nie przepracowałaś bo miotasz się w zeznaniach aż miło. Raz piszesz ze sie pogodziłaś z byciem samotna i w sumie to juz nawet nie widzisz się w związku. Za chwilę przyznajesz ze odliczasz w sumie lata samotnosci i czujesz coraz większą irytacje ze ile można czekać na ten związek i być samemu. Zdecyduj się może wkoncu Rossanko  bo z tym podejściem albo odstraszysz każdego potencjalnego kandydata (w wersji desperackiej chęci zwiazku) albo nie zauważasz kogoś zainteresowanego ( w wersji wypierającej potrzebe związku).
A juz Twoje propozycje sa zupełnie bez logiki. To tak jakby kazac matce oddać swoje powiedzmy 10 letnie  dziecko do adopcji by udowodniła ze życie bez macierzyństwa tez ma sens. Jakbyś nie była swiadoma ze bycie juz matka czy partnerka nie oznacza tylko umiłowanie tego stanu partnerstwa czy macierzystwa ale również tej konkretnej osoby która staje się dla Ciebie rodziną i o ile gdy ta osoba nie istniała w Twoim życiu to mogłaś być spokojnie samotna czy bezdzietna tak teraz gdy już jest dlugie lata przy Tobie, przywiązałas się, kochasz, życie bys oddala za nią to cofnięcie sie do życia przed ta osoba, bez niej byłoby ciężkie i bolesne i nikt przy zdrowych zmysłach  raczej do tego nie będzie dążył.
Jak juz pisałam ja męża kocham i to dlatego nie chciałabym zycia bez niego i dlatego nie wole samotności tylko życie z nim.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

150

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

Feniks tylko to i tak byłoby inne singielstwo, bo już spotkałaś miłość, byłaś w związku. Inaczej jest kiedy samotność towarzyszy Ci od zawsze, nigdy nie było miłości ze wzajemnością. Nie zrozumiemy się, tak zwyczajnie jest smile

151

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Dla mnie nic nie przepracowałaś bo miotasz się w zeznaniach aż miło. Raz piszesz ze sie pogodziłaś z byciem samotna i w sumie to juz nawet nie widzisz się w związku. Za chwilę przyznajesz ze odliczasz w sumie lata samotnosci i czujesz coraz większą irytacje ze ile można czekać na ten związek i być samemu. Zdecyduj się może wkoncu Rossanko  bo z tym podejściem albo odstraszysz każdego potencjalnego kandydata (w wersji desperackiej chęci zwiazku) albo nie zauważasz kogoś zainteresowanego ( w wersji wypierającej potrzebe związku).

Myślę, że to jest akurat normalne. Będąc samemu człowiek ma okresy, że mu dobrz, że się pogodził, ale mija jakiś cza, miesiące, rok, może lata i dochodzi do wniosku, ze kurcze jednak chciałoby się być z kimś. Uważam, że nie jest to coś wzajemnie się wykluczającego.




feniks35 napisał/a:

A juz Twoje propozycje sa zupełnie bez logiki. To tak jakby kazac matce oddać swoje powiedzmy 10 letnie  dziecko do adopcji by udowodniła ze życie bez macierzyństwa tez ma sens. Jakbyś nie była swiadoma ze bycie juz matka czy partnerka nie oznacza tylko umiłowanie tego stanu partnerstwa czy macierzystwa ale również tej konkretnej osoby która staje się dla Ciebie rodziną i o ile gdy ta osoba nie istniała w Twoim życiu to mogłaś być spokojnie samotna czy bezdzietna tak teraz gdy już jest dlugie lata przy Tobie, przywiązałas się, kochasz, życie bys oddala za nią to cofnięcie sie do życia przed ta osoba, bez niej byłoby ciężkie i bolesne i nikt przy zdrowych zmysłach  raczej do tego nie będzie dążył.

Nie i to zupełnie chodziło. Mogła się zdecydować, ze nie będzie miała dzieci mimo tego, ze chciała, bo dziecko nie musi nadawać sensu jej życiu i bez dziecka też będzie szczęśliwa.


feniks35 napisał/a:

Jak juz pisałam ja męża kocham i to dlatego nie chciałabym zycia bez niego i dlatego nie wole samotności tylko życie z nim.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

Właśnie o tym pisze. Co innego, jak ktos owdowieje i nie może sobie wyobrazić innego partnera przy sobie - bo są takie przypadki, a co innego jak ktoś nie ma partnera n i mówi, hmm wybieram życie samemu już do końca. Oprócz zakonnic, księzy, osób z fobiami ale takimi, ze uniemożliwiają funkcjonowanie w społeczeństwie, albo osób bardzo zranionych (każdy kolejny partner to pijak, albo hazardzista, albo zdradzał itd) - i one nie tyle że wybierają singlostwo, ale po prostu zraziły się do związków.
Poza tym innym wolno szukać czy chcieć, a mi nie wolno dlaczego?
Niby mam coś nie przepracowane (moim zdaniem mam), ale popatrzmy na związki. W ilu związkach jeden ma depresje a drugi nerwice, trzeci był bity w dziecinstwie, jeszcze inny przeszedł coś innego - a są razem mimo swoich niedoskonałośći. Może ja nigdy nie będę doskonała. W sumie nie ma chyba ludzi, którzy nie mieliby problemów, jakichś swoich lęków, przyzwyczajeń, dziwactw, określonej psychiki a mimo to tworzą udane lub nieudane związki.
Ale mnie nie można. W przeszłości co bym nie napisała to słyszę na forum: naucz się być sama ze sobą - umiem, musisz potrafic sobie sama radzić w zyciu bez faceta- radze sobie, nie szukaj gorączkowo- nie szukam. Mam wrażenie, że wszystkim naokoło wolno, ale mi nie. DLaczego?
Cp dp terapii, to chciałam kontynuować jeszcze przez chwile, ale terapeuta stwoerdził ze tu nie ma już czego terapeutyzować, ze wszystkie narzędzia mam w ręku i teraz muszę sobie sama radzić.

152

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Jak juz pisałam ja męża kocham i to dlatego nie chciałabym zycia bez niego i dlatego nie wole samotności tylko życie z nim.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

Przypomniała mi się historia mojej cioci, a właściwie ciotecznej babci. Ciocia w młodości byłą zaręczona z facetem, który zginął w katastrofie samolotu. Podobno bardzo się kochali, on zginął pół roku przed planowanym ślubem. Ciocia nigdy nie wyszła za mąż, chociaż byłą atrakcyjną kobietą i nie brakowało chętnych.

153

Odp: Nikt mnie nie chce...
Stella_ napisał/a:
feniks35 napisał/a:

.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

Feniks tylko to i tak byłoby inne singielstwo, bo już spotkałaś miłość, byłaś w związku. Inaczej jest kiedy samotność towarzyszy Ci od zawsze, nigdy nie było miłości ze wzajemnością. Nie zrozumiemy się, tak zwyczajnie jest smile

O to mi włąśnie chodziło co pisze Stella.
Być może jakbym miała ukochanego męża i on zmarł być może świadomie nie chciałabym mieć już innego.
A  co innego, jak nie ma tej osoby, wiec nie ma komu kogo zastąpić. To jest coś innego.

Z resztą co do singielstwa to jak już mówiłam, też jest ciekawe zjawisko.Nie znacie przypadków, ze latami ktoś był sam (zwykle facet), bawił się, szalał, albo pzmieniał cop parę lat partnerki, a tu nagle dopadło go uczucie, sam z siebie kupił pierścionek a za rok po ślibie kościelnym(!) biegał z wózkiem po osiedlu? Po prostu singlostwo było dopóki nie pojawiła się odpowiednia osoba.

154

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:
feniks35 napisał/a:

Jak juz pisałam ja męża kocham i to dlatego nie chciałabym zycia bez niego i dlatego nie wole samotności tylko życie z nim.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

Przypomniała mi się historia mojej cioci, a właściwie ciotecznej babci. Ciocia w młodości byłą zaręczona z facetem, który zginął w katastrofie samolotu. Podobno bardzo się kochali, on zginął pół roku przed planowanym ślubem. Ciocia nigdy nie wyszła za mąż, chociaż byłą atrakcyjną kobietą i nie brakowało chętnych.

No i właśnie to jest inne singlostwo niż takie, gdyby Ciocia nigdy nie znała swojego narzeczonego. Wtedy peenie by szukała dalej do skutku. Z resztą zaręczyła się z nim, nie powiedziała: wiesz co, nie chcę pierścionka bo chce być singielką już zawsze.

155

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:
rossanka napisał/a:
KoloroweSny napisał/a:

Rossanko z całym szacunkiem i nie po to zeby Cie dołować, dokładać Ci czy cokolwiek z tych rzeczy. Nie żeby Cie urazić, absolutnie. Czytając Twoje posty jasno widać, że masz sporo  nieprzepracowanych rzeczy i to nie tylko na tym wątku. Gdzieś w Tobie to wszystko siedzi. Pozornie myślisz, że masz poukładane, zaakceptowane. Jednak tak nie jest. Popatrz w głąb siebie, bardzo dokładnie.

Które dokładnie? Mi się wydaje, że już wszystko przepracowałam. Jakis czas temu myslałam znów o terapii, ale myślę że nie miałabym już tam o czym mówić. Już wszystko powiedziałam terapeucie, wszystko przeanalizowałam i zobaczyłam jak przeszłość wpłynęła na moje późniejsze losy. Nie wiem co jeszcze miałabym przepracować.
Powiem na przykład: pani, chcę mieć miięża i dzieci  - a terapeuta powie. wie pani, ale to nic nadzwyczajnego, większość ludzi tego chce.
Z resztą ile tu jest o tym wątków: ona jest sama, albo on, po rozwodzie, albo panna kawaler, ktoś kogoś szuka, albo jest długo sam, albo jest w nieudanym związku i boi się , że innego już nie spotka - wszyscy oni mogą kogoś szukać, ale nie ja. Mnie nie wolno. Dlaczego?

Dla mnie nic nie przepracowałaś bo miotasz się w zeznaniach aż miło. Raz piszesz ze sie pogodziłaś z byciem samotna i w sumie to juz nawet nie widzisz się w związku. Za chwilę przyznajesz ze odliczasz w sumie lata samotnosci i czujesz coraz większą irytacje ze ile można czekać na ten związek i być samemu. Zdecyduj się może wkoncu Rossanko  bo z tym podejściem albo odstraszysz każdego potencjalnego kandydata (w wersji desperackiej chęci zwiazku) albo nie zauważasz kogoś zainteresowanego ( w wersji wypierającej potrzebe związku).
A juz Twoje propozycje sa zupełnie bez logiki. To tak jakby kazac matce oddać swoje powiedzmy 10 letnie  dziecko do adopcji by udowodniła ze życie bez macierzyństwa tez ma sens. Jakbyś nie była swiadoma ze bycie juz matka czy partnerka nie oznacza tylko umiłowanie tego stanu partnerstwa czy macierzystwa ale również tej konkretnej osoby która staje się dla Ciebie rodziną i o ile gdy ta osoba nie istniała w Twoim życiu to mogłaś być spokojnie samotna czy bezdzietna tak teraz gdy już jest dlugie lata przy Tobie, przywiązałas się, kochasz, życie bys oddala za nią to cofnięcie sie do życia przed ta osoba, bez niej byłoby ciężkie i bolesne i nikt przy zdrowych zmysłach  raczej do tego nie będzie dążył.
Jak juz pisałam ja męża kocham i to dlatego nie chciałabym zycia bez niego i dlatego nie wole samotności tylko życie z nim.Ale gdyby coś mu się stało i zostałabym sama to nie wiem jaki zajefajny musiałby być ten ktoś potencjalnie "nastepny" żebym chciała ponownie związku.Raczej miałabym poczucie ze związek w którym warto być juz przeżyłam..Podobnie miala moja ciocia. Po śmierci męża ( a zmarl bardzo mlodo) stwierdziła że milosc i związek życia juz przeżyła. I chociaż miala innych chętnych to przeżyła życie jako wdowa, z własnego wyboru. Także tak sa tacy ludzie którzy z własnej woli wybierają singielstwo

Poza tym co napisała Ci już Feniks, pod czym się również podpisuje. Widać gołym okiem, że jesteś strasznie rozgoryczona, że jesteś sama. Ze z jednej strony niby pozornie to akceptujesz, ale tak na prawdę w głębi serca tak nie jest. Bardzo złe masz podejście, które głosi ' ja już nikogo nie spotkam, ja będę sama '. I przez to podejście rzeczywiście, nie masz nawet szans na związek. Nie dlatego, ze jesteś niegodna, nie pociagasz facetow itp nic z tych rzeczy, tylko przez Twoje wlasne podejscie. Z jednej strony piszesz ze Ci dobrze samej, a każdy post jest tego zaprzeczeniem. Ty nie rozumiesz nadal czemu jestes sama. Uważam również, że to, że sama ze sobą nie jesteś fair również przyczynia się do Twojego stanu. Ty nawet z góry wiesz co powie terapeuta. Mówisz ze miałaś już terapie, ale widać nadal nie masz przepracowanych tematów. Powinnas znalesc taka osobe, ktora bedzie Ci umiala pomoc. Kazdy musi znalesc takiego terapeute ktory mu bedzie odpowiadal. Jeden uzna ze nie ma problemu i Cie oleje a inny, właściwy usiądzie z Tobą nad tematem. I ja bym na Twoim miejscu właśnie takiego szukała. Ponad to, nawet Twoja tutejsza rozmową z Loką - to szukanie na siły dziury we wszystkim co Ona napisze. Udowadnianie dziwnych tez, wybacz bo to piszesz jest po prostu hm no jakies takie dziwne podejscie. I zauważ że pisze to ja,  wyżej Feniks a jeszcze wyżej Loka. 3 osoby ze zdaniem ze masz cos do przepracowania. Powinno w jakiś sposób Cie to skłonić do refleksji choćby malutkich. Nie mamy żadnego celu w tym, żeby Ci dopiec.

156

Odp: Nikt mnie nie chce...
KoloroweSny napisał/a:

Poza tym co napisała Ci już Feniks, pod czym się również podpisuje. Widać gołym okiem, że jesteś strasznie rozgoryczona, że jesteś sama. Ze z jednej strony niby pozornie to akceptujesz, ale tak na prawdę w głębi serca tak nie jest. Bardzo złe masz podejście, które głosi ' ja już nikogo nie spotkam, ja będę sama '. I przez to podejście rzeczywiście, nie masz nawet szans na związek. Nie dlatego, ze jesteś niegodna, nie pociagasz facetow itp nic z tych rzeczy, tylko przez Twoje wlasne podejscie. Z jednej strony piszesz ze Ci dobrze samej, a każdy post jest tego zaprzeczeniem. Ty nie rozumiesz nadal czemu jestes sama. Uważam również, że to, że sama ze sobą nie jesteś fair również przyczynia się do Twojego stanu. Ty nawet z góry wiesz co powie terapeuta. Mówisz ze miałaś już terapie, ale widać nadal nie masz przepracowanych tematów. Powinnas znalesc taka osobe, ktora bedzie Ci umiala pomoc. Kazdy musi znalesc takiego terapeute ktory mu bedzie odpowiadal. Jeden uzna ze nie ma problemu i Cie oleje a inny, właściwy usiądzie z Tobą nad tematem. I ja bym na Twoim miejscu właśnie takiego szukała. Ponad to, nawet Twoja tutejsza rozmową z Loką - to szukanie na siły dziury we wszystkim co Ona napisze. Udowadnianie dziwnych tez, wybacz bo to piszesz jest po prostu hm no jakies takie dziwne podejscie. I zauważ że pisze to ja,  wyżej Feniks a jeszcze wyżej Loka. 3 osoby ze zdaniem ze masz cos do przepracowania. Powinno w jakiś sposób Cie to skłonić do refleksji choćby malutkich. Nie mamy żadnego celu w tym, żeby Ci dopiec.

Szczerze mówiąc to kompletnie nie wiem, co miałabym jeszcze przepracować.  Mogę i 100razy wrazać do dzieciństwa, ale co to da?
Feniks napisała coś ale Stella napisała już coś innego - i mniej więcej o takie podejście mi chodziło
Piszesz o rozgoryczeniu, to nie tak. tzn trochę tak. Ale zobacz, jeśli chodzi o związko: nastoletni czas byłam sama, nie miałam chłopaka. Pozniej, na studiach już - też byłam sama. Póżniej był czas pierwszej pracy, zmiana otoczenia, przeprowadzka z domu - też byłam sama, stuknęła i 30 stka, czyli ponad dekade byłam sama. Potem, już po 30 przytrafił mi się w końcu na jakiś czas związek, a potem, gdy się rozpadł trafiłam tutaj. Ja się sama podziwiam, ze mimo tego aż tak całkiem się nie załamałam i mimo moich zaburzeń nerwicowych normalnie pracuje, utrzymuje dom, jestem niezależna finansowo, kształce się dalej i tak dalej. Z moimi objawami to cud, że tak sobie teraz radze - w znaczeniu, że dobrze.
Poszesz o rozgoryczeniu - fakt bywa, ostatnio kuzynki córka (23letnia) zaręczyła się, ślub w niedalekiej przyszłości - a pamiętam, jak ją wózkiem woziłam i babki z piasku lepiłyśmy w piaskownicy/ A ja nadal nic. Takze widzisz róznie się ludziom układa. Wiem, ze może byłabym ciężka partnerką, ale staram się nad tym panować.

157 Ostatnio edytowany przez umajona (2021-01-06 14:40:41)

Odp: Nikt mnie nie chce...

A ja chyba wiem, o co chodzi rossance i dlaczego tak drąży temat. Bardzo dobrze ją rozumiem.

Ale jest tak, jak napisała Stella - po prostu nie zrozumiemy się wink


Rossanko, przyjmij, że inne osoby chcą dobrze pisząc, żebyś się nie przejmowała tym, że jesteś sama, tylko żebyś się nauczyła być szczęśliwą mimo to. Chcą wesprzeć i dodać otuchy smile A że nie rozumieją i nie wiedzą, jak to jest, to już kwestia niezależna.
Zresztą wszędzie się o tym czyta/słucha, więc chyba moda się zrobiła na bycie szczęśliwym singlem.

Swoją drogą, ja przez te dłuuugie lata już tak się nauczyłam być samą, że teraz ciężko mi znaleźć czas na randkowanie z chłopakiem, w którym jestem zakochana jak nastolatka. I wszystko się sypie. I tyle by było z tego - "naucz się być szczęśliwa będąc sama"... ;p

158

Odp: Nikt mnie nie chce...
umajona napisał/a:

A ja chyba wiem, o co chodzi rossance i dlaczego tak drąży temat. Bardzo dobrze ją rozumiem.

Ale jest tak, jak napisała Stella - po prostu nie zrozumiemy się wink


Rossanko, przyjmij, że inne osoby chcą dobrze pisząc, żebyś się nie przejmowała tym, że jesteś sama, tylko żebyś się nauczyła być szczęśliwą mimo to. Chcą wesprzeć i dodać otuchy smile A że nie rozumieją i nie wiedzą, jak to jest, to już kwestia niezależna.
Zresztą wszędzie się o tym czyta/słucha, więc chyba moda się zrobiła na bycie szczęśliwym singlem.

Swoją drogą, ja przez te dłuuugie lata już tak się nauczyłam być samą, że teraz ciężko mi znaleźć czas na randkowanie z chłopakiem, w którym jestem zakochana jak nastolatka. I wszystko się sypie. I tyle by było z tego - "naucz się być szczęśliwa będąc sama"...

Wiem, że nie chcą dopiec, w sumie się nie znamy, tylko, że mam wrażenie, z u mnie za długo już trwa ten stan, dlatego tak jest. Miałam taki okres, rok może , to chyba był 2014 czy 2015 , nie pamiętam, że naprawdę już nikogo nie szukałam, dobrze mi było tak jak było. Myśl;ę, że tu powinny pasc słowa jak to się często czyta:"i jak już sobie dałam spokój z szukaniem, dobrze mi było, nagle będąc u koleżanki spotkałam jej kuzyna i tak to się zaczeło" - czy podobna historia, po czym kobieta pisze, że dalej już się potoczyło. Zastanbawiam się wtedy, czy jakby ta kobieta jednak nie spotkała wtedy tego kuzyna  (czy tam kogos innego, nieważne sprzedawcy w sklepie, czy toważysza podróży w autokarze), jakby go nie spotkała, minął rok, pięć - czy nie zamiast tego pokrzepiającego wpisu nie byłaby rozgoryczona, że 5 lat już jest sama i nic? Dużo zależy wszak od przypadku.

159 Ostatnio edytowany przez umajona (2021-01-06 17:46:29)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Rossanko, ja myślę, że Twoje tęsknoty są jak najbardziej naturalne i absolutnie się za nie obwiniaj smile Wszystko jest ok!!! smile
I pewnie tak będzie, że te chwile spokoju i szczęście pomimo bycia samą, będą się na zmianę przeplatać ze smutkami i żalem, że wszystko się tak ułożyło... Tak jest w życiu - czasem uśmiech, czasem smutek. Czasem łatwiej, czasem trudniej. To normalne wink

160

Odp: Nikt mnie nie chce...

Ja nikomu nie bronie tęsknić do związku ( jakie miałabym zresztą do tego prawo?) Ale uderza mnie totalne zaprzeczanie samemu sobie i takie wewnętrzne pogmatwanie Rossanki. Związku chce ale nie w sumie nie chce, jest pogodzona z samotnością a jednocześnie nie jest, widzi możliwość ze mogłaby być z kimś a jednocześnie nie wyobraża sobie ze sie komus mogłaby spodobać ( coś takiego padło niedawno).  Brakuje mi tu jakiejś szczerości i pogodzenia sie samej ze sobą. Czegos na zasadzie: tak chciałabym związku i brakuje mi go. Mam jednak pewne kompleksy które mi utrudniają postrzeganie siebie jako atrakcyjną i ciekawą jako kandydatkę na partnerkę. A do tego jestem już zniechęcona czekaniem i nadzieją. Może warto nad tym popracować nawet dla własnego lepszego samopoczucia. Mam również świadomość ze może jednak jest mi pisana samotnosc. Jest to przykra świadomość ale chyba warto ja zaakceptować bo w życiu nikt nie ma wszystkiego. Szkoda życia na myślenie tylko o tym czego brakuje. Na tej zasadzie wszyscy powinnismy zyc w jakiejś żałobie i tęsknocie po czymś/kims za czymś/kims. A wbrew temu co Rossanka pisze ja odnoszę wrażenie że ona zyje głównie swoja samotnością. Praca zajęcia, zakupy itp to nie są dla niej autentyczne przyjemności tylko zapychacze na siłę czasu "zmarnowanego" byciem samotna.

161 Ostatnio edytowany przez Syl (2021-01-06 15:00:08)

Odp: Nikt mnie nie chce...
umajona napisał/a:

A ja chyba wiem, o co chodzi rossance i dlaczego tak drąży temat. Bardzo dobrze ją rozumiem.

Ale jest tak, jak napisała Stella - po prostu nie zrozumiemy się wink


Rossanko, przyjmij, że inne osoby chcą dobrze pisząc, żebyś się nie przejmowała tym, że jesteś sama, tylko żebyś się nauczyła być szczęśliwą mimo to. Chcą wesprzeć i dodać otuchy smile A że nie rozumieją i nie wiedzą, jak to jest, to już kwestia niezależna.
Zresztą wszędzie się o tym czyta/słucha, więc chyba moda się zrobiła na bycie szczęśliwym singlem.

Swoją drogą, ja przez te dłuuugie lata już tak się nauczyłam być samą, że teraz ciężko mi znaleźć czas na randkowanie z chłopakiem, w którym jestem zakochana jak nastolatka. I wszystko się sypie. I tyle by było z tego - "naucz się być szczęśliwa będąc sama"... ;p


Cześć, Umajona! Dlaczego się sypie? Nie można na to pozwolić... Jest zakochanie, jest wzajemność, czas nie nie może być przeszkodą smile

feniks35 napisał/a:

Ja nikomu nie bronie tęsknić do związku ( jakie miałabym zresztą do tego prawo?) Ale uderza mnie totalne zaprzeczanie samemu sobie i takie wewnętrzne pogmatwanie Rossanki. Związku chce ale nie w sumie nie chce, jest pogodzona z samotnością a jednocześnie nie jest, widzi możliwość ze mogłaby być z kimś a jednocześnie nie wyobraża sobie ze sie komus mogłaby spodobać ( coś takiego padło niedawno).  Brakuje mi tu jakiejś szczerości i pogodzenia sie samej ze sobą. Czegos na zasadzie: tak chciałabym związku i brakuje mi go. Mam jednak pewne kompleksy które mi utrudniają postrzeganie siebie jako atrakcyjną i ciekawą jako kandydatkę na partnerkę. A do tego jestem już zniechęcona czekaniem i nadzieją. Może warto nad tym popracować nawet dla własnego lepszego samopoczucia. Mam również świadomość ze może jednak jest mi pisana samotnosc. Jest to przykra świadomość ale chyba warto ja zaakceptować bo w życiu nikt nie ma wszystkiego. Szkoda życia na myślenie tylko o tym czego brakuje. Na tej zasadzie wszyscy powinnismy zyc w jakiejś żałobie i tęsknocie po czymś/kims za czymś/kims. A wbrew temu co Rossanka pisze ja odnoszę wrażenie że ona zyje głównie swoja samotnością. Praca zajęcia, zakupy itp to nie są dla niej autentyczne przyjemności tylko zapychacze na siłę czasu "zmarnowanego" byciem samotna.

Widzę to bardzo podobnie, Rossanko, Feniks ma rację... Nie jest tak, że wewnątrz, przed samą sobą i przed nami przyznajesz, że brakuje Ci drugiej osoby, ale już w świecie realnym i wśród otaczających Cię osób tego nie okazujesz i starasz się przekonać wszystkich, że tak jest Ci dobrze? Może roztaczasz wokół siebie aurę szczęśliwej singielki i to odstrasza potencjalnych kandydatów?

162

Odp: Nikt mnie nie chce...

Rossanko, mogłabyś przerobić podejście do życia i do samej siebie. Żebyś była jeszcze bardziej poukładana i w 100% szczęśliwa z tego jak jest. Z tego co piszesz wynika, że niby jesteś zadowolona dobrze Ci tak, no ale jednak nie do końca bo w gruncie rzeczy sama nie chcesz byc i jesteś rozgoryczona, że jednak sama. Później, niby chcesz poznawać nowe osoby nie zamykasz się na ludzi (super), ale ciągle twierdzisz, że Ty juz będziesz sama. Jedno jest zaprzeczeniem drugiego. Też mam wrażenie, że nie do końca jesteś autentyczna w tym 'szczęściu bycia samej'. Że owszem, przyzwyczailaś się do tego, ale nie do końca to akceptujesz. Że te wszystkie zajęcia, praca to takie odciąganie się od problemu. Napisałaś że tylko na forum wylewasz te wszystkie myśli - w takim razie na codzien wkładasz maske, udajesz że jest okej. Może powinnaś usiąśc i tak totalnie szczerze przyznać wiele spraw sama ze sobą. Nawet nie tutaj nam, tylko samej sobie. Nie wierze absolutnie, ze pózniej bedziesz taka pewna, że nie ma niczego do przepracowania.

163

Odp: Nikt mnie nie chce...

Ja już tutaj wiele dobrych rad napisałam. Napisałam nawet jak to u mnie wyglądało, bo pomimo, że mam 28 lat, to nie poznałam mojego narzeczonego mając 2 dni. Też przeszłam swoją drogę i też po drodze obserwowałam, jak znajomi się poznają, spotykają, żenią, a ja byłam ciągle sama. Na dodatek byłam w takim środowisku, gdzie ludzie brali śluby bardzo wcześnie.

I widzę, że lepszy popyt jest na teoretyzowanie i na narzekanie jaki to świat jest zły niż na odniesienie się do realnego doświadczenia drugiej osoby, która ten proces ma za sobą. Nie mam monopolu na prawdę i wiadomo, że każdy człowiek jest inny i inaczej reaguje, ale wypowiadam się w tym temacie tylko dlatego, że ja ten proces w jakimś stopniu po prostu mam za sobą i wiem jak to jest.
Jeżeli tak samo podchodziłaś do terapii, to co się dziwić, że ona nie działała. Terapia nie polega na tym, że narzekasz i niczego w życiu nie zmieniasz.
I to nie jest kwestia analizowania dzieciństwa po raz dziesiąty tylko popatrzenia na to, co jest nie tak w Twoim OBECNYM myśleniu.

164

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Ja już tutaj wiele dobrych rad napisałam. Napisałam nawet jak to u mnie wyglądało, bo pomimo, że mam 28 lat, to nie poznałam mojego narzeczonego mając 2 dni. Też przeszłam swoją drogę i też po drodze obserwowałam, jak znajomi się poznają, spotykają, żenią, a ja byłam ciągle sama. Na dodatek byłam w takim środowisku, gdzie ludzie brali śluby bardzo wcześnie.

I widzę, że lepszy popyt jest na teoretyzowanie i na narzekanie jaki to świat jest zły niż na odniesienie się do realnego doświadczenia drugiej osoby, która ten proces ma za sobą. Nie mam monopolu na prawdę i wiadomo, że każdy człowiek jest inny i inaczej reaguje, ale wypowiadam się w tym temacie tylko dlatego, że ja ten proces w jakimś stopniu po prostu mam za sobą i wiem jak to jest.
Jeżeli tak samo podchodziłaś do terapii, to co się dziwić, że ona nie działała. Terapia nie polega na tym, że narzekasz i niczego w życiu nie zmieniasz.
I to nie jest kwestia analizowania dzieciństwa po raz dziesiąty tylko popatrzenia na to, co jest nie tak w Twoim OBECNYM myśleniu.

Zgadzam się, terapia to nie tylko sesja i rozmowa, a potem powrót do swojego życia i niezmienianie niczego. Trzeba nowe schematy wprowadzać w życie, a to jest właśnie najtrudniejszy element terapii. Bez tego żadna nie będzie skuteczna.

Ja też zaczęłam późno, pierwsza i jednocześnie ostatnia poważna relacja w wieku 28 lat, obecnie sama, chociaż nie samotna - przynajmniej przez większość czasu smile

165

Odp: Nikt mnie nie chce...

Lady Loka, nie zrozum mnie źle, ale porównywanie Twojej sytuacji do sytuacji rossanki ma się nijak do wszystkiego. Masz dwadzieścia kilka lat! To zupełnie inny etap życia i inne doświadczenie. I inna perspektywa przyszłości, więcej nadziei.

Ja sprzeczności w tym, co pisze rossanka, nie widzę. Też raz mam dni bardziej przygnębiające, raz weselsze. I tak na zmianę. Więc moim zdaniem to normalne, że rossanka czasem czuje się dobrze ze swoją samotnością, a czasem jest w niej żal i smutek...

Syl, a jednak czas jest przeszkodą ;p A myślałam, że jak będę zakochana, to na każde spotkanie będę biec w skowronkach big_smile A jednak tak nie jest. Lata samotności i przyzwyczajenia robią swoją. I tyle by było z tego sławnego "naucz się być sama". No to się nauczyłam ;p

166 Ostatnio edytowany przez rossanka (2021-01-06 15:50:22)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Ja już tutaj wiele dobrych rad napisałam. Napisałam nawet jak to u mnie wyglądało, bo pomimo, że mam 28 lat, to nie poznałam mojego narzeczonego mając 2 dni. Też przeszłam swoją drogę i też po drodze obserwowałam, jak znajomi się poznają, spotykają, żenią, a ja byłam ciągle sama. Na dodatek byłam w takim środowisku, gdzie ludzie brali śluby bardzo wcześnie.

I widzę, że lepszy popyt jest na teoretyzowanie i na narzekanie jaki to świat jest zły niż na odniesienie się do realnego doświadczenia drugiej osoby, która ten proces ma za sobą. Nie mam monopolu na prawdę i wiadomo, że każdy człowiek jest inny i inaczej reaguje, ale wypowiadam się w tym temacie tylko dlatego, że ja ten proces w jakimś stopniu po prostu mam za sobą i wiem jak to jest.
Jeżeli tak samo podchodziłaś do terapii, to co się dziwić, że ona nie działała. Terapia nie polega na tym, że narzekasz i niczego w życiu nie zmieniasz.
I to nie jest kwestia analizowania dzieciństwa po raz dziesiąty tylko popatrzenia na to, co jest nie tak w Twoim OBECNYM myśleniu.

Nie nie nie, akurat na terapii bylam bardzo szczera i wewnetrznie zmotywowana. Ciezko pracowalam, mialam nadzieje i wewnetrzna potrzbe zmian. Zaczelam wierzyc, ze pokonam nerwice i uloze sobie jescze zycie uczuciowe. Co do narzekania to owszem bywaly sesje na ktorych narzekalam a terapeuta nie przerywała. Ale po jakims czasie mnie sama zaczelo to wkurzac .powiedzialam, ze nie chce juz wiecej narzekac ,bo to juz przeszlosc i nic mi nie da takie ciagle narzekactwo i juz wystarczy. Od tamtej pory terapia szla w innym kierunku. Myslalam ze ide do przodu, naprawde to czulam.  Po latach widze, ze nic nie zrobilam, zycie uczuciowe lezy, nerwica mi nie przeszla. Jedyny plus tego, ze wiem na czym polegaja objawy somatyczne, oraz to, co zrobilam zle w ex relacji. No i jak dziecinstwo wplywa na ukształtowanie czlowieka. I tyle.
Pod wzgledem mojego problemu z pierwszego watku nic sie nie zmienilo . Nerwice nadal tez mam. Ja chyba nigdy z tego nie wyjde.
Co do zwiazkow, to tez obserwowalam znajomych. Glowny wniosek nasunal mi sie taki, ze jak ktos mi sie podobal to sie odsuwalam jak po czasie zauwazalam, ze on nie jest jednak zainteresowany, nie walczylam aby go przekonac. Natomiast staralam sie wchodzix w relacje z facetami ktorzy mi sie nie podobali, ogolnie mowiac. Ale zwiazku z tego nigdy nie bylo. Myslalam, ze tylko u takich mam szanse, nie zalezalo mi ja nich nic a nic.
Uwazalam ze nie zasluguje na kogos kto mi sie podoba, moge miec tylko tego ktory mi sie nie podoba. Takie mialam myslenie, ale to bylo lata temu i bylo.złe.
Pozniej postaram sie odpisac reszcie bo pisze teraz z telefonu na szybko.

Ps Loka nie to, ze wymawiam Ci wiek, ze malo wiesz o zyciu czy co, ale noe masz jeszcze 30 lat. Ja mam w tym roku 44 to zupelnie inne etapy zyciowe. Ja juz wiem co czuja 40 latki bez zycia rodzinnego. Kiedys znalamnje z przesmiewczych komedii o zdesperowanych starych pannach. Czy z opowiadan rodzinnych o zgryzliwych starycg pannach. Po latac sywierdzam, ze ja sie tym pannom kompletnoe nie dziwie.

167 Ostatnio edytowany przez Syl (2021-01-06 16:05:00)

Odp: Nikt mnie nie chce...
umajona napisał/a:

Lady Loka, nie zrozum mnie źle, ale porównywanie Twojej sytuacji do sytuacji rossanki ma się nijak do wszystkiego. Masz dwadzieścia kilka lat! To zupełnie inny etap życia i inne doświadczenie. I inna perspektywa przyszłości, więcej nadziei.

Ja sprzeczności w tym, co pisze rossanka, nie widzę. Też raz mam dni bardziej przygnębiające, raz weselsze. I tak na zmianę. Więc moim zdaniem to normalne, że rossanka czasem czuje się dobrze ze swoją samotnością, a czasem jest w niej żal i smutek...

Syl, a jednak czas jest przeszkodą ;p A myślałam, że jak będę zakochana, to na każde spotkanie będę biec w skowronkach big_smile A jednak tak nie jest. Lata samotności i przyzwyczajenia robią swoją. I tyle by było z tego sławnego "naucz się być sama". No to się nauczyłam ;p

Ojej, ale szkoda... Inne zobowiązania wzywają?
Ech, mnie zawsze trochę śmieszą słowa: "naucz się żyć sama i ciesz się samotnością". A potem człowiek oducza się życia w parze big_smile
A te przyzwyczajenia są najgorsze, nie wiem, czy sama umiałabym je zmienić...

Rossanko, ja też się nie dziwię, że życie w pojedynkę może być przygnębiające i zupełnie normalna jest chęć zmiany takiego stanu. Ale wiek nie stanowi przeszkody, żeby znaleźć partnera. Pytanie tylko, co zrobić, aby się dobrać się tak, żeby dwoje chciało i co ewentualnie w sobie zmienić, żeby przyciągnąć tego właściwego.

168 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-01-06 16:06:55)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Kolejne wytknięcie wieku. Naprawdę nie macie innych argumentów, że celujecie akurat w to?
Żadna z Was nie ma pojęcia, poza tym co tu napisałam, co ja przeżyłam i co ja mam za sobą.
Ja Wam wieku nie wyrzucam.

Napisałam o swoim procesie uczenia się własnej samotności, bo wbrew młodemu wiekowi miałam z tym ogromniasty problem. I akurat kwestia podejścia i przeprocesowania tego jest niezależna od wieku. To się powinno zrobić przed wejściem w związek. I powinien to zrobić moim zdaniem każdy człowiek, bo to bardzo uwalnia.
Ale spoko, taplajcie się dalej we własnych głowach przekonane, że jak nie mam jeszcze 30 lat to się nie wczuję w Wasze sytuacje.
Super podejście.

169 Ostatnio edytowany przez rossanka (2021-01-06 16:28:10)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Kolejne wytknięcie wieku. Naprawdę nie macie innych argumentów, że celujecie akurat w to?
Żadna z Was nie ma pojęcia, poza tym co tu napisałam, co ja przeżyłam i co ja mam za sobą.
Ja Wam wieku nie wyrzucam.

Napisałam o swoim procesie uczenia się własnej samotności, bo wbrew młodemu wiekowi miałam z tym ogromniasty problem. I akurat kwestia podejścia i przeprocesowania tego jest niezależna od wieku. To się powinno zrobić przed wejściem w związek. I powinien to zrobić moim zdaniem każdy człowiek, bo to bardzo uwalnia.
Ale spoko, taplajcie się dalej we własnych głowach przekonane, że jak nie mam jeszcze 30 lat to się nie wczuję w Wasze sytuacje.
Super podejście.

No nie. 20parolatka nie wczuje sie w 40 larke, bo ona po prostu jeszcze nigdy nie byla w tym wieku. Odwrotnie jest latwiej, bo kazda 40 latka miala kiedys 20pare lat. Tak samo jak 40 latka nie wczuje sie w sytuacje 60 latki.
A przezycia, kazdy ma, nawet te zle. Tez mam ale nie pisze, bo co by to komu dalo.
Tylko sie wsciekam bo tyle lat pracy bad sobą a w wieku 43 lat stwierdzam, ze stanekam w miejscu. 
Chce uchwycic gdzue tkwi blad, ale nie jesten w stanie.
Czy to taplanie sie w nieszczesciu? No nie. Chyba, zebym przez lata nic nie robila. Nie pracowala nad charakterem, nad podejsciem do relacji, nad niesnialoscia  . Jakbym zamkneka sie w domu, nie wychodzila nigdzie po pracy, zapuscila sie fizycznie i tak dalej i ciagle narzekala nie robiac nic. To by byli cos nie halo.

170

Odp: Nikt mnie nie chce...
umajona napisał/a:

Rossanko, ja myślę, że Twoje tęsknoty są jak najbardziej naturalne i absolutnie się za nie obwiniaj smile Wszystko jest ok!!! smile
I pewnie tak będzie, że te chwile spokoju i szczęście pomimo bycia samą będą się na zmianę przeplatać ze smutkami i żalem, że wszystko się tak ułożyło... Tak jest w życiu - czasem uśmiech, czasem smutek. Czasem łatwiej, czasem trudniej. To normalne wink

Dokładnie... nie unikniemy smutku, ale to samo się tyczy radości. To jest bardzo dobra wiadomość smile

171

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Kolejne wytknięcie wieku. Naprawdę nie macie innych argumentów, że celujecie akurat w to?
Żadna z Was nie ma pojęcia, poza tym co tu napisałam, co ja przeżyłam i co ja mam za sobą.
Ja Wam wieku nie wyrzucam.

Napisałam o swoim procesie uczenia się własnej samotności, bo wbrew młodemu wiekowi miałam z tym ogromniasty problem. I akurat kwestia podejścia i przeprocesowania tego jest niezależna od wieku. To się powinno zrobić przed wejściem w związek. I powinien to zrobić moim zdaniem każdy człowiek, bo to bardzo uwalnia.
Ale spoko, taplajcie się dalej we własnych głowach przekonane, że jak nie mam jeszcze 30 lat to się nie wczuję w Wasze sytuacje.
Super podejście.

Wybacz Loka, ale się nie wczujesz w sytuację Rossanki i nie ma w tym nic złego. Jesteś jeszcze młodziutka, nie wątpię, że wiele przeszłas i jesteś bogata w doświadczenia, ale to nie to samo. Nie mniej jednak dziękujemy za Twoje spostrzeżenia, są bardzo cenne smile

172

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Kolejne wytknięcie wieku. Naprawdę nie macie innych argumentów, że celujecie akurat w to?
Żadna z Was nie ma pojęcia, poza tym co tu napisałam, co ja przeżyłam i co ja mam za sobą.
Ja Wam wieku nie wyrzucam.

Napisałam o swoim procesie uczenia się własnej samotności, bo wbrew młodemu wiekowi miałam z tym ogromniasty problem. I akurat kwestia podejścia i przeprocesowania tego jest niezależna od wieku. To się powinno zrobić przed wejściem w związek. I powinien to zrobić moim zdaniem każdy człowiek, bo to bardzo uwalnia.
Ale spoko, taplajcie się dalej we własnych głowach przekonane, że jak nie mam jeszcze 30 lat to się nie wczuję w Wasze sytuacje.
Super podejście.

No nie. 20parolatka nie wczuje sie w 40 larke, bo ona po prostu jeszcze nigdy nie byla w tym wieku. Odwrotnie jest latwiej, bo kazda 40 latka miala kiedys 20pare lat. Tak samo jak 40 latka nie wczuje sie w sytuacje 60 latki.
A przezycia, kazdy ma, nawet te zle. Tez mam ale nie pisze, bo co by to komu dalo.
Tylko sie wsciekam bo tyle lat pracy bad sobą a w wieku 43 lat stwierdzam, ze stanekam w miejscu. 
Chce uchwycic gdzue tkwi blad, ale nie jesten w stanie.
Czy to taplanie sie w nieszczesciu? No nie. Chyba, zebym przez lata nic nie robila. Nie pracowala nad charakterem, nad podejsciem do relacji, nad niesnialoscia  . Jakbym zamkneka sie w domu, nie wychodzila nigdzie po pracy, zapuscila sie fizycznie i tak dalej i ciagle narzekala nie robiac nic. To by byli cos nie halo.

Rossanko a może tu nie ma czego uchwytywac bo juz w sumie wiadomo o co mniejwiecej chodzi? Te lata najbardziej optymalne na znalezienie partnera do zalozenia rodziny przeżyłas w niewlasciwy sposób czyli tak jak pisałaś nie żyjąc zgodnie  z tym co dyktowało serce tylko niska samoocena - czytaj uderzając do facetów którzy Cie kompletnie nie kręcili i nie było szans z tego czegoś ulepić. Albo żyłas jakimiś fascynacjami które działy się głównie w Twojej glowie i nic z tym nie robilas zmieniał się tylko obiekt westchnien. Teraz lat masz 43 a w tym wieku ciężko będzie znaleźć kawalera bez zobowiązań (niedziwaka) tylko predzej gościa po przejściach, który ma dzieci, była zone albo doświadczenia które zniechęcają go do ponownego poważnego związku.Woli znajomość bez zobowiązań i raczej tylko na dobre bo na zle to juz się nawalcował z byłą. Romantyczne spacery przy księżycu i planowanie bobaska tez juz ma dawno za soba ( a to jest faza której Ty nie doświadczyłaś i podświadomie możesz jej szukać). Nie twierdzę ze po 40 stce tylko tacy Panowie zostają ale nie oszukujmy się, każdy juz patrzy bardziej pragmatycznie na życie. Dlatego zostaje albo szukać bardziej przyjaciela na wypady fajny seks i posiedzenie przy herbacie albo liczyć się z tym ze znalezienie tego jedynego do założenia rodzinnego gniazda może być bardzo trudne i długotrwałe oraz niekoniecznie zakonczy się sukcesem. I to nie żadne fatum które ciazy nad Toba konkretnie ani zadne czary ze związki dobre nie istnieją i ludzie kłamią że takowe widzieli tylko samo życie...gdzie pewnych rzeczy się nie nadrobi. Jak kobieta ktora się decyduje na dziecko za późno a potem się okazuje ze akurat jej biologia mowi juz pass. Nie pozostaje nic innego jak zyc dalej i korzystać z tego co zostało jak się da bo za chwilę obudzisz się po 50tce i stwierdzisz że 20 lat zmarnowałaś na zlym lokowaniu zainteresowania facetami a kolejne 10 na walkowaniu żalu, smutku,bledow i tak naprawdę nie żyłas nigdy a pewnych szans juz się nie odzyska bo nawet zdrowie juz może nie pozwalać. Podsumowując  dzis żałujesz ze nie szukałaś mądrze faceta a za 10 lat możesz żałować ze przez ostatnie lata nie korzystałaś z przyjemnością z tego co Ci życie oferowało a na co juz wtedy nie będzie Cie byc może stać finansowo, zdrowotnie albo czasowo. Możesz zostać Rossanko męczennicą brakow w Twoim życiu, masz do tego prawo, nikt Ci go nie zabiera ale czy to.naprawde ma sens tylko dlatego ze masz takie prawo? Coś Ci to da, poprawi ? Czy więcej odbierze?

173

Odp: Nikt mnie nie chce...

Dziewczyny sorry, ale w dalszym ciągu bagatelizowanie doświadczeń innych ludzi, nawet jeżeli ci ludzie są od Was prawie 20 lat młodsi i mówienie im czegoś w stylu "Jesteś jeszcze młodziutka, nie wątpię, że wiele przeszłas i jesteś bogata w doświadczenia, ale to nie to samo" jest nie na miejscu w każdej konwersacji jaka przychodzi mi do głowy. Stello, to jest tak niegrzeczny tekst, mam nadzieję, że nikt Ci nigdy wcześniej tak nie powiedział i nikt nigdy Ci czegoś takiego nie powie. To nie jest sprowadzenie do parteru. To jest pokazanie drugiej osobie, że masz jej zdanie w dupie tak głęboko, że za chwile będzie Ci wychodzić przełykiem.

Z takim podejściem to Wy chcecie grupy babeczek z podobnymi doświadczeniami, które będą nawzajem utwierdzać się w przekonaniu, jakie to są poszkodowane przez życie, a nie tematu, gdzie faktycznie ktoś może Wam pomóc i doradzić, bo zamiast się zastanowić nad tym, co człowiek pisze, to stwierdzacie "a gówniara, nie wie nic o życiu". Albo "A ona ma męża, to nie wie nic o tym jak to jest nie mieć".

174 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2021-01-06 22:40:52)

Odp: Nikt mnie nie chce...

Loka, ale to prawda, że osoba młodsza ma inną perspektywę. Osoba, dla której fakt, że w pewnym momencie możliwości się zamykaja jest na razie abstrakcją, czymś dalekim, o czym słyszała, ale nie odczuła na sobie, nie zrozumie w pełni kogoś, kto już tego boleśnie doświadcza i już nie bardzo może sobie powiedzieć, że "kiedyś" los sie odmieni, bo jak długo można czekać na to “kiedyś" do 50, 60-tki?
Forma w jakiej to było przekazane mogłaby być inns, ale istota jest prawdą. To oczywiście nie zmienia faktu, że Rossanka dużo robi, by jeszcze bardziej uprzykrzyć sobie życie..

175

Odp: Nikt mnie nie chce...

Tylko ja nigdzie nie napisałam, że kiedyś los się odmieni i trzeba czekać na to kiedyś.
Ja piszę, że przychodzi czas, kiedy trzeba się pogodzić z tym, że nie przyjdzie i przestać narzekać, a przepracować to w sobie, żeby nie tkwić w rozżaleniu i rozgoryczeniu przez kolejne 40 lat. A to, ile mamy lat jak się z tym godzimy to już jest zupełnie inna sprawa. Ja zresztą uważam, że każdy na początku swojego życia uczuciowego powinien chociaż spróbować w sobie coś takiego przerobić, bo paradoksalnie to bardzo pomaga i w późniejszym tworzeniu związku, jeżeli taki się pojawi, i przy okazji potencjalnych rozstań. Bo człowiek wie, że da radę sam i jak drugi człowiek jest obok, to super, ale jak go nie ma, to też nie ma większego problemu.

Tyle. Ale tak, nie mam jeszcze 30 lat, więc pewnie się nie znam smile

176

Odp: Nikt mnie nie chce...

Rossanka to jest ok, że jesteś sama,
to jest ok, że chciałabyś mieć kogoś bliskiego,
to jest ok, że szukasz,
to jest ok, że czasem czujesz się smutna i bezradna.

177

Odp: Nikt mnie nie chce...
umajona napisał/a:

Rossanko, ja myślę, że Twoje tęsknoty są jak najbardziej naturalne i absolutnie się za nie obwiniaj smile Wszystko jest ok!!! smile
I pewnie tak będzie, że te chwile spokoju i szczęście pomimo bycia samą, będą się na zmianę przeplatać ze smutkami i żalem, że wszystko się tak ułożyło... Tak jest w życiu - czasem uśmiech, czasem smutek. Czasem łatwiej, czasem trudniej. To normalne wink

To wiem, nie może być zawsze dobrze ale i nie może być zawsze źle. Przecież to rozumiem. Jest tak jak piszesz, dla mnie bywają okresy, w których jestem zadowolona, nawet się cieszę, ze jestem sama bo i to ma swoje plusy. A potem przychodzi moment, gdy jest mi źle z ego powodu. Kiedyś uważałam, ze to niewłaściwe podejście, a może tak jest? Tak jak matka ma dzieci, cieszy się, ale czasami ma ochotę wyjśćgdzieś i pojechać na 3 dni sama aby odpocząć. Uczucie do dzieci nie wyklucza tego, że czasami chce się ona gdzieś zaszyć i odpocząć.

feniks35 napisał/a:

Ja nikomu nie bronie tęsknić do związku ( jakie miałabym zresztą do tego prawo?) Ale uderza mnie totalne zaprzeczanie samemu sobie i takie wewnętrzne pogmatwanie Rossanki. Związku chce ale nie w sumie nie chce, jest pogodzona z samotnością a jednocześnie nie jest,

Wyżej napisałam już odpowiedz. Wg mnie jedno nie wyklucza drugiego. Zobacz jesteś w związku, kochasz męża nie chcesz go opuszczać, ale pewnie miewasz momenty, gdy chcesz być sama, wyjśc gdzieś sama bez męża, czy robić coś bez męża , tylko sama. Jedno drugiego nie wyklucza.



feniks35 napisał/a:

widzi możliwość ze mogłaby być z kimś a jednocześnie nie wyobraża sobie ze sie komus mogłaby spodobać ( coś takiego padło niedawno).,

Z wzajemnością. To prawda, jeszcze mi się nie zdarzyło :0


feniks35 napisał/a:

  Brakuje mi tu jakiejś szczerości i pogodzenia sie samej ze sobą. Czegos na zasadzie: tak chciałabym związku i brakuje mi go. Mam jednak pewne kompleksy które mi utrudniają postrzeganie siebie jako atrakcyjną i ciekawą jako kandydatkę na partnerkę. A do tego jestem już zniechęcona czekaniem i nadzieją. Może warto nad tym popracować nawet dla własnego lepszego samopoczucia.

Tak, tak myślałam i to zrobiłam. Zaczęłam od wyglądu, bo to łatwiejsze (odpowiednia waga, włosy, kosmetyczka ubiór, dobór elementów garderoby, paznokcie , depilacje i inne takie).
Chciałam być też ciekawa - dużo czytałam, umiem się wypowiedzieć na różne tematy, interesuje mnie wiele rzeczy (tak, wiem nie piszę tu o nich, tylko, ze ja to forum traktuje mniej towarzysko a bardziej jako wygadanie się na temat związków). Czasami poprawia mi to samopoczucie a czasami nic mi to nie daje. Ale tu też uważam, ze to normalne. Przecież inne kobiety też mają okresy, gdy posobają się sobie, są z siebie zadowolone, a potem jest czas, gdzie zarzucają sobie to czy tamto.
Z resztą jeśli mam być szczera - w udanych związkach są też kobiety, którym daleko do piękności, nie mają nienagannej figury, a ich jedyne zainteresowanie to wycieczki zagraniczne, albo Trudne sprawy i grill na działce. Wykształcenie i wiedza nie ma kompletnie tu nic do rzeczy.
Zniechęcona - tak, jestem, ale to też nie dziwne po tylu latach.


feniks35 napisał/a:

Mam również świadomość ze może jednak jest mi pisana samotnosc. Jest to przykra świadomość ale chyba warto ja zaakceptować bo w życiu nikt nie ma wszystkiego.

Wypluj te słowa! Ja sie zawsze panicznie bałam, ze skończe jak moja nieżyjąca już ciotka stara panna z kotami, którą cała rodzina uważała za dziwaczkę i zgryźliwą starą pannę.
Jestem tego świadoma jednak.




feniks35 napisał/a:

Szkoda życia na myślenie tylko o tym czego brakuje. Na tej zasadzie wszyscy powinnismy zyc w jakiejś żałobie i tęsknocie po czymś/kims za czymś/kims. A wbrew temu co Rossanka pisze ja odnoszę wrażenie że ona zyje głównie swoja samotnością. Praca zajęcia, zakupy itp to nie są dla niej autentyczne przyjemności tylko zapychacze na siłę czasu "zmarnowanego" byciem samotna.

No ale zobacz. Czy praca, zajęcia , zakupy zastąpiły by CI Twojego mężczyznę? No nie. Bo tego nic nie zastąpi. Tak jak pracy nie zastąpią dzieci. A dzieci nie zastąpi wykształcenie. I tak dalej

umajona napisał/a:

Ja sprzeczności w tym, co pisze rossanka, nie widzę. Też raz mam dni bardziej przygnębiające, raz weselsze. I tak na zmianę. Więc moim zdaniem to normalne, że rossanka czasem czuje się dobrze ze swoją samotnością, a czasem jest w niej żal i smutek...

Dokładnie  o tym mówię. Z resztą to można prześledzić w moich wpisach, jeśli komuś by się chcialo. Zwykle mam zniżkę formy pod koniec roku. Podsumowania, Święta - człowiek widzi co osoiągnął. A jeszcze jak dowiaduje się o kolejnych ciążach, ślubach młodych dziewczyn 15-20 lat młodszych ode mnie - czuję się dziwnie. Pamiętam jak do przedszkolka chodziły, a teraz mieszkają ze swoimi facetami, zachodzą w ciążę i td.

178

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Tylko ja nigdzie nie napisałam, że kiedyś los się odmieni i trzeba czekać na to kiedyś.
Ja piszę, że przychodzi czas, kiedy trzeba się pogodzić z tym, że nie przyjdzie i przestać narzekać, a przepracować to w sobie, żeby nie tkwić w rozżaleniu i rozgoryczeniu przez kolejne 40 lat. A to, ile mamy lat jak się z tym godzimy to już jest zupełnie inna sprawa. Ja zresztą uważam, że każdy na początku swojego życia uczuciowego powinien chociaż spróbować w sobie coś takiego przerobić, bo paradoksalnie to bardzo pomaga i w późniejszym tworzeniu związku, jeżeli taki się pojawi, i przy okazji potencjalnych rozstań. Bo człowiek wie, że da radę sam i jak drugi człowiek jest obok, to super, ale jak go nie ma, to też nie ma większego problemu.

Tyle. Ale tak, nie mam jeszcze 30 lat, więc pewnie się nie znam smile

Akurat tu wiek MA do rzeczy. Zobacz. dzieli nas 15 lat, byłabym 3 lata starsza, na legalu mogłabym mieć córkę w Twoim wieku.
Zobacz po raz drugi: jak przyszłam tu na forum, te 8 lat temu, Ty miałaś 20 lat - dopiero co z liceum wyszłaś. Ja już miałam 36 lat, powoli zbliżał się ostatni dzwonek na dzieci, z poszukiwaniami nowego partnera też miałam kłopoty. Ty byłaś młodziutką dziewczyną, ja dojrzałą kobietą zbliżającą się do 40 ki (niektóre w wieku 40lat już babciami zostają).
Wiek jesli chodzi o ten temat ma kolosalne znaczenie.
Piszesz, że przez te lata też pracowałaś nad sobą, bo miałaś swoje powody, swoje problemy - przepracowałaś je, teraz masz partnera, narzeczonego, w planach ślub, może i dzieci (jeśli chcecie). Zrobiłam to samo. tez poukładałam sobie różne rzeczy, pracowałam nad sobą - jeśli chodzi o własną rodzinę, dzieci - to sobie mogę pomarzyć tylko teraz. Gdybym była mężczyzną, nie byłoby problemu. Ale jako kobieta jestem tu skreślona. (ale z tym pomału się godzę, ale bywa ciężko.)
Jesteśmy w zupełnie innym punkcie życiowym. To tak jakby Twoje problemy związkowe porównać do problemów związkowych 15 latki. Ona też ma chłopaka , ale to zupełnie coś innego. (nie to, że porównuję Cię i Twój związek do nastolatki, ale to są zupełnie inne etapy w życiu, tak samo jak mogę doradzać coś 40 latce, to nie ośmielę się doradzać 60 latce, bo nie miałam jeszcze 60 lat),

179

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
umajona napisał/a:

Rossanko, ja myślę, że Twoje tęsknoty są jak najbardziej naturalne i absolutnie się za nie obwiniaj smile Wszystko jest ok!!! smile
I pewnie tak będzie, że te chwile spokoju i szczęście pomimo bycia samą, będą się na zmianę przeplatać ze smutkami i żalem, że wszystko się tak ułożyło... Tak jest w życiu - czasem uśmiech, czasem smutek. Czasem łatwiej, czasem trudniej. To normalne wink

To wiem, nie może być zawsze dobrze ale i nie może być zawsze źle. Przecież to rozumiem. Jest tak jak piszesz, dla mnie bywają okresy, w których jestem zadowolona, nawet się cieszę, ze jestem sama bo i to ma swoje plusy. A potem przychodzi moment, gdy jest mi źle z ego powodu. Kiedyś uważałam, ze to niewłaściwe podejście, a może tak jest? Tak jak matka ma dzieci, cieszy się, ale czasami ma ochotę wyjśćgdzieś i pojechać na 3 dni sama aby odpocząć. Uczucie do dzieci nie wyklucza tego, że czasami chce się ona gdzieś zaszyć i odpocząć.

feniks35 napisał/a:

Ja nikomu nie bronie tęsknić do związku ( jakie miałabym zresztą do tego prawo?) Ale uderza mnie totalne zaprzeczanie samemu sobie i takie wewnętrzne pogmatwanie Rossanki. Związku chce ale nie w sumie nie chce, jest pogodzona z samotnością a jednocześnie nie jest,

Wyżej napisałam już odpowiedz. Wg mnie jedno nie wyklucza drugiego. Zobacz jesteś w związku, kochasz męża nie chcesz go opuszczać, ale pewnie miewasz momenty, gdy chcesz być sama, wyjśc gdzieś sama bez męża, czy robić coś bez męża , tylko sama. Jedno drugiego nie wyklucza.



feniks35 napisał/a:

widzi możliwość ze mogłaby być z kimś a jednocześnie nie wyobraża sobie ze sie komus mogłaby spodobać ( coś takiego padło niedawno).,

Z wzajemnością. To prawda, jeszcze mi się nie zdarzyło :0


feniks35 napisał/a:

  Brakuje mi tu jakiejś szczerości i pogodzenia sie samej ze sobą. Czegos na zasadzie: tak chciałabym związku i brakuje mi go. Mam jednak pewne kompleksy które mi utrudniają postrzeganie siebie jako atrakcyjną i ciekawą jako kandydatkę na partnerkę. A do tego jestem już zniechęcona czekaniem i nadzieją. Może warto nad tym popracować nawet dla własnego lepszego samopoczucia.

Tak, tak myślałam i to zrobiłam. Zaczęłam od wyglądu, bo to łatwiejsze (odpowiednia waga, włosy, kosmetyczka ubiór, dobór elementów garderoby, paznokcie , depilacje i inne takie).
Chciałam być też ciekawa - dużo czytałam, umiem się wypowiedzieć na różne tematy, interesuje mnie wiele rzeczy (tak, wiem nie piszę tu o nich, tylko, ze ja to forum traktuje mniej towarzysko a bardziej jako wygadanie się na temat związków). Czasami poprawia mi to samopoczucie a czasami nic mi to nie daje. Ale tu też uważam, ze to normalne. Przecież inne kobiety też mają okresy, gdy posobają się sobie, są z siebie zadowolone, a potem jest czas, gdzie zarzucają sobie to czy tamto.
Z resztą jeśli mam być szczera - w udanych związkach są też kobiety, którym daleko do piękności, nie mają nienagannej figury, a ich jedyne zainteresowanie to wycieczki zagraniczne, albo Trudne sprawy i grill na działce. Wykształcenie i wiedza nie ma kompletnie tu nic do rzeczy.
Zniechęcona - tak, jestem, ale to też nie dziwne po tylu latach.


feniks35 napisał/a:

Mam również świadomość ze może jednak jest mi pisana samotnosc. Jest to przykra świadomość ale chyba warto ja zaakceptować bo w życiu nikt nie ma wszystkiego.

Wypluj te słowa! Ja sie zawsze panicznie bałam, ze skończe jak moja nieżyjąca już ciotka stara panna z kotami, którą cała rodzina uważała za dziwaczkę i zgryźliwą starą pannę.
Jestem tego świadoma jednak.




feniks35 napisał/a:

Szkoda życia na myślenie tylko o tym czego brakuje. Na tej zasadzie wszyscy powinnismy zyc w jakiejś żałobie i tęsknocie po czymś/kims za czymś/kims. A wbrew temu co Rossanka pisze ja odnoszę wrażenie że ona zyje głównie swoja samotnością. Praca zajęcia, zakupy itp to nie są dla niej autentyczne przyjemności tylko zapychacze na siłę czasu "zmarnowanego" byciem samotna.

No ale zobacz. Czy praca, zajęcia , zakupy zastąpiły by CI Twojego mężczyznę? No nie. Bo tego nic nie zastąpi. Tak jak pracy nie zastąpią dzieci. A dzieci nie zastąpi wykształcenie. I tak dalej

umajona napisał/a:

Ja sprzeczności w tym, co pisze rossanka, nie widzę. Też raz mam dni bardziej przygnębiające, raz weselsze. I tak na zmianę. Więc moim zdaniem to normalne, że rossanka czasem czuje się dobrze ze swoją samotnością, a czasem jest w niej żal i smutek...

Dokładnie  o tym mówię. Z resztą to można prześledzić w moich wpisach, jeśli komuś by się chcialo. Zwykle mam zniżkę formy pod koniec roku. Podsumowania, Święta - człowiek widzi co osoiągnął. A jeszcze jak dowiaduje się o kolejnych ciążach, ślubach młodych dziewczyn 15-20 lat młodszych ode mnie - czuję się dziwnie. Pamiętam jak do przedszkolka chodziły, a teraz mieszkają ze swoimi facetami, zachodzą w ciążę i td.

Eh a Ty wkolo Macieju o jednym. O zastępowaniu itp. A chrzanić zastępowanie. Poprostu korzystać z życia takiego jakie jest. Ja idąc na zakupy i kupując ciuchy kupuje je bo mi to sprawia frajdę  i lubie ladnie wyglądać a nie zastępuje sobie tym brak potomstwa.

180

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
umajona napisał/a:

Rossanko, ja myślę, że Twoje tęsknoty są jak najbardziej naturalne i absolutnie się za nie obwiniaj smile Wszystko jest ok!!! smile
I pewnie tak będzie, że te chwile spokoju i szczęście pomimo bycia samą, będą się na zmianę przeplatać ze smutkami i żalem, że wszystko się tak ułożyło... Tak jest w życiu - czasem uśmiech, czasem smutek. Czasem łatwiej, czasem trudniej. To normalne wink

To wiem, nie może być zawsze dobrze ale i nie może być zawsze źle. Przecież to rozumiem. Jest tak jak piszesz, dla mnie bywają okresy, w których jestem zadowolona, nawet się cieszę, ze jestem sama bo i to ma swoje plusy. A potem przychodzi moment, gdy jest mi źle z ego powodu. Kiedyś uważałam, ze to niewłaściwe podejście, a może tak jest? Tak jak matka ma dzieci, cieszy się, ale czasami ma ochotę wyjśćgdzieś i pojechać na 3 dni sama aby odpocząć. Uczucie do dzieci nie wyklucza tego, że czasami chce się ona gdzieś zaszyć i odpocząć.

feniks35 napisał/a:

Ja nikomu nie bronie tęsknić do związku ( jakie miałabym zresztą do tego prawo?) Ale uderza mnie totalne zaprzeczanie samemu sobie i takie wewnętrzne pogmatwanie Rossanki. Związku chce ale nie w sumie nie chce, jest pogodzona z samotnością a jednocześnie nie jest,

Wyżej napisałam już odpowiedz. Wg mnie jedno nie wyklucza drugiego. Zobacz jesteś w związku, kochasz męża nie chcesz go opuszczać, ale pewnie miewasz momenty, gdy chcesz być sama, wyjśc gdzieś sama bez męża, czy robić coś bez męża , tylko sama. Jedno drugiego nie wyklucza.



feniks35 napisał/a:

widzi możliwość ze mogłaby być z kimś a jednocześnie nie wyobraża sobie ze sie komus mogłaby spodobać ( coś takiego padło niedawno).,

Z wzajemnością. To prawda, jeszcze mi się nie zdarzyło :0


feniks35 napisał/a:

  Brakuje mi tu jakiejś szczerości i pogodzenia sie samej ze sobą. Czegos na zasadzie: tak chciałabym związku i brakuje mi go. Mam jednak pewne kompleksy które mi utrudniają postrzeganie siebie jako atrakcyjną i ciekawą jako kandydatkę na partnerkę. A do tego jestem już zniechęcona czekaniem i nadzieją. Może warto nad tym popracować nawet dla własnego lepszego samopoczucia.

Tak, tak myślałam i to zrobiłam. Zaczęłam od wyglądu, bo to łatwiejsze (odpowiednia waga, włosy, kosmetyczka ubiór, dobór elementów garderoby, paznokcie , depilacje i inne takie).
Chciałam być też ciekawa - dużo czytałam, umiem się wypowiedzieć na różne tematy, interesuje mnie wiele rzeczy (tak, wiem nie piszę tu o nich, tylko, ze ja to forum traktuje mniej towarzysko a bardziej jako wygadanie się na temat związków). Czasami poprawia mi to samopoczucie a czasami nic mi to nie daje. Ale tu też uważam, ze to normalne. Przecież inne kobiety też mają okresy, gdy posobają się sobie, są z siebie zadowolone, a potem jest czas, gdzie zarzucają sobie to czy tamto.
Z resztą jeśli mam być szczera - w udanych związkach są też kobiety, którym daleko do piękności, nie mają nienagannej figury, a ich jedyne zainteresowanie to wycieczki zagraniczne, albo Trudne sprawy i grill na działce. Wykształcenie i wiedza nie ma kompletnie tu nic do rzeczy.
Zniechęcona - tak, jestem, ale to też nie dziwne po tylu latach.


feniks35 napisał/a:

Mam również świadomość ze może jednak jest mi pisana samotnosc. Jest to przykra świadomość ale chyba warto ja zaakceptować bo w życiu nikt nie ma wszystkiego.

Wypluj te słowa! Ja sie zawsze panicznie bałam, ze skończe jak moja nieżyjąca już ciotka stara panna z kotami, którą cała rodzina uważała za dziwaczkę i zgryźliwą starą pannę.
Jestem tego świadoma jednak.




feniks35 napisał/a:

Szkoda życia na myślenie tylko o tym czego brakuje. Na tej zasadzie wszyscy powinnismy zyc w jakiejś żałobie i tęsknocie po czymś/kims za czymś/kims. A wbrew temu co Rossanka pisze ja odnoszę wrażenie że ona zyje głównie swoja samotnością. Praca zajęcia, zakupy itp to nie są dla niej autentyczne przyjemności tylko zapychacze na siłę czasu "zmarnowanego" byciem samotna.

No ale zobacz. Czy praca, zajęcia , zakupy zastąpiły by CI Twojego mężczyznę? No nie. Bo tego nic nie zastąpi. Tak jak pracy nie zastąpią dzieci. A dzieci nie zastąpi wykształcenie. I tak dalej

umajona napisał/a:

Ja sprzeczności w tym, co pisze rossanka, nie widzę. Też raz mam dni bardziej przygnębiające, raz weselsze. I tak na zmianę. Więc moim zdaniem to normalne, że rossanka czasem czuje się dobrze ze swoją samotnością, a czasem jest w niej żal i smutek...

Dokładnie  o tym mówię. Z resztą to można prześledzić w moich wpisach, jeśli komuś by się chcialo. Zwykle mam zniżkę formy pod koniec roku. Podsumowania, Święta - człowiek widzi co osoiągnął. A jeszcze jak dowiaduje się o kolejnych ciążach, ślubach młodych dziewczyn 15-20 lat młodszych ode mnie - czuję się dziwnie. Pamiętam jak do przedszkolka chodziły, a teraz mieszkają ze swoimi facetami, zachodzą w ciążę i td.

Eh a Ty wkolo Macieju o jednym. O zastępowaniu itp. A chrzanić zastępowanie. Poprostu korzystać z życia takiego jakie jest. Ja idąc na zakupy i kupując ciuchy kupuje je bo mi to sprawia frajdę  i lubie ladnie wyglądać a nie zastępuje sobie tym brak potomstwa.

181

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Rossanko a może tu nie ma czego uchwytywac bo juz w sumie wiadomo o co mniejwiecej chodzi? Te lata najbardziej optymalne na znalezienie partnera do zalozenia rodziny przeżyłas w niewlasciwy sposób czyli tak jak pisałaś nie żyjąc zgodnie  z tym co dyktowało serce tylko niska samoocena - czytaj uderzając do facetów którzy Cie kompletnie nie kręcili i nie było szans z tego czegoś ulepić. Albo żyłas jakimiś fascynacjami które działy się głównie w Twojej glowie i nic z tym nie robilas zmieniał się tylko obiekt westchnien.

Tyle to wiem, ale to już poszło, nic z tym nie zrobię. Głupia byłam wtedy i tyle.


feniks35 napisał/a:

Teraz lat masz 43 a w tym wieku ciężko będzie znaleźć kawalera bez zobowiązań (niedziwaka) tylko predzej gościa po przejściach, który ma dzieci, była zone albo doświadczenia które zniechęcają go do ponownego poważnego związku.Woli znajomość bez zobowiązań i raczej tylko na dobre bo na zle to juz się nawalcował z byłą. Romantyczne spacery przy księżycu i planowanie bobaska tez juz ma dawno za soba ( a to jest faza której Ty nie doświadczyłaś i podświadomie możesz jej szukać)..

Nie jestem zbyt romantyczna, spacery przy księżycu średnio to widzę. Szalona też nie, bobaska w tym wieku nie planuje. Dopiero by się porobiło yikes
Co do rozwodników to jest róznie. Zauważyłam,że dużo chce relacji bez zobowiązań ale druga część chce się jeszcze "ustatkować" po raz drugi (patrz mój kolega , po rozwodzie, 20 lat w małzeństwie, właśnie układa sobie na nowo życie z inną).

feniks35 napisał/a:

Nie twierdzę ze po 40 stce tylko tacy Panowie zostają ale nie oszukujmy się, każdy juz patrzy bardziej pragmatycznie na życie. Dlatego zostaje albo szukać bardziej przyjaciela na wypady fajny seks i posiedzenie przy herbacie albo liczyć się z tym ze znalezienie tego jedynego do założenia rodzinnego gniazda może być bardzo trudne i długotrwałe oraz niekoniecznie zakonczy się sukcesem. I to nie żadne fatum które ciazy nad Toba konkretnie ani zadne czary ze związki dobre nie istnieją i ludzie kłamią że takowe widzieli tylko samo życie...gdzie pewnych rzeczy się nie nadrobi. Jak kobieta ktora się decyduje na dziecko za późno a potem się okazuje ze akurat jej biologia mowi juz pass. Nie pozostaje nic innego jak zyc dalej i korzystać z tego co zostało jak się da bo za chwilę obudzisz się po 50tce i stwierdzisz że 20 lat zmarnowałaś na zlym lokowaniu zainteresowania facetami a kolejne 10 na walkowaniu żalu, smutku,bledow i tak naprawdę nie żyłas nigdy a pewnych szans juz się nie odzyska bo nawet zdrowie juz może nie pozwalać. Podsumowując  dzis żałujesz ze nie szukałaś mądrze faceta a za 10 lat możesz żałować ze przez ostatnie lata nie korzystałaś z przyjemnością z tego co Ci życie oferowało a na co juz wtedy nie będzie Cie byc może stać finansowo, zdrowotnie albo czasowo. Możesz zostać Rossanko męczennicą brakow w Twoim życiu, masz do tego prawo, nikt Ci go nie zabiera ale czy to.naprawde ma sens tylko dlatego ze masz takie prawo? Coś Ci to da, poprawi ? Czy więcej odbierze?

Próbowałam kiedyś umówić się na sam seks, ale nie dałam rady, nie potrafiłam się zmusić. Poznałam też kiedyś kolegę, z którym mogłam mieć sam seks(nie chciał się wiązać), ale ja nie chciałam jedynie seksu, ale też bardziej się poznać,spędzać razem czas, rozmawiać - nie umiałabym tak, zwłaszcza, że wiesz jak siękończą takie układy. Pan poznaje inna, z którą o dziwo sam seks mu nie wystarcza, sam łapie kobitę za rękę i leci z nią przed ołtarz, nawet jak już tych dzieci mieć razem nie będą mieli.
DLa mnie sam wygląd i pociąg to za mało aby iśc do łóżka, jeśli kogoś nie lubię, wygląd tego nie zrekompensuje. A jak kogoś lubię i czuję przyciąganie, to chcę go bardziej poznać jako człowieka. Masochizmem jest spotykanie się z taką osobą wiedząc, że za jakiś czas on sobie znajdzie inną na poważnie. A ja jakoś nie chcę być panią na przeczekanie póki sie nie trafi taka odpowiednia.

Z resztą czy to dobry pomysł? Dużo kobiet robi ten błąd , ze wchodzi w relacje tylko dla seksu mając za chwilę nadzieję, ze on zmieni zdanie, zakocha się. I on się wtedy faktycznie zakochuje ale w innej.

182

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Eh a Ty wkolo Macieju o jednym. O zastępowaniu itp. A chrzanić zastępowanie. Poprostu korzystać z życia takiego jakie jest. Ja idąc na zakupy i kupując ciuchy kupuje je bo mi to sprawia frajdę  i lubie ladnie wyglądać a nie zastępuje sobie tym brak potomstwa.

Bo ktoś tu wyżej wspomniał to się do tego odniosłam.
Jezu, a w romanse nie chce wchodzić. Nie chce chodzić do łózka z facetem, którego nie znam, pierwszy raz na oczy widzę, albo znam, ale nie lubie. A jak znam to chciałabym sie oprócz seksu  spotykać w innych okolicznościach. A dalej by się zobaczyło - tak sobie kiedyś wymyśłiłam.
Wiek mój ma też swoje zalety. Np jak miałam 35 lat i ciut więcej, miałam parcie na dziecko, wiec faktycznie wtedy trąciło desperacją. Teraz już za późno, a przynajmniej świadomie bym się już nie zdecydowała - tu podjęłam decyzję, więc akurat ta presja mi odpadła. Jasne, jakby ktoś chciał mieć dzieci to 43latka dla niego odpada, ale chyba chłop widzi sam , ma oczy i widzi kże ma przed sobą 40 latkę a nie 30 latkę.

183

Odp: Nikt mnie nie chce...

Forma przekazu "jesteś jeszcze młodziutka" była mocno lekceważąca, z pewną dozą wyższości. Taki mój odbiór, a stoję z boku, bez emocji.

184 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-01-06 21:02:03)

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Tylko ja nigdzie nie napisałam, że kiedyś los się odmieni i trzeba czekać na to kiedyś.
Ja piszę, że przychodzi czas, kiedy trzeba się pogodzić z tym, że nie przyjdzie i przestać narzekać, a przepracować to w sobie, żeby nie tkwić w rozżaleniu i rozgoryczeniu przez kolejne 40 lat. A to, ile mamy lat jak się z tym godzimy to już jest zupełnie inna sprawa. Ja zresztą uważam, że każdy na początku swojego życia uczuciowego powinien chociaż spróbować w sobie coś takiego przerobić, bo paradoksalnie to bardzo pomaga i w późniejszym tworzeniu związku, jeżeli taki się pojawi, i przy okazji potencjalnych rozstań. Bo człowiek wie, że da radę sam i jak drugi człowiek jest obok, to super, ale jak go nie ma, to też nie ma większego problemu.

Tyle. Ale tak, nie mam jeszcze 30 lat, więc pewnie się nie znam smile

Akurat tu wiek MA do rzeczy. Zobacz. dzieli nas 15 lat, byłabym 3 lata starsza, na legalu mogłabym mieć córkę w Twoim wieku.
Zobacz po raz drugi: jak przyszłam tu na forum, te 8 lat temu, Ty miałaś 20 lat - dopiero co z liceum wyszłaś. Ja już miałam 36 lat, powoli zbliżał się ostatni dzwonek na dzieci, z poszukiwaniami nowego partnera też miałam kłopoty. Ty byłaś młodziutką dziewczyną, ja dojrzałą kobietą zbliżającą się do 40 ki (niektóre w wieku 40lat już babciami zostają).
Wiek jesli chodzi o ten temat ma kolosalne znaczenie.
Piszesz, że przez te lata też pracowałaś nad sobą, bo miałaś swoje powody, swoje problemy - przepracowałaś je, teraz masz partnera, narzeczonego, w planach ślub, może i dzieci (jeśli chcecie). Zrobiłam to samo. tez poukładałam sobie różne rzeczy, pracowałam nad sobą - jeśli chodzi o własną rodzinę, dzieci - to sobie mogę pomarzyć tylko teraz. Gdybym była mężczyzną, nie byłoby problemu. Ale jako kobieta jestem tu skreślona. (ale z tym pomału się godzę, ale bywa ciężko.)
Jesteśmy w zupełnie innym punkcie życiowym. To tak jakby Twoje problemy związkowe porównać do problemów związkowych 15 latki. Ona też ma chłopaka , ale to zupełnie coś innego. (nie to, że porównuję Cię i Twój związek do nastolatki, ale to są zupełnie inne etapy w życiu, tak samo jak mogę doradzać coś 40 latce, to nie ośmielę się doradzać 60 latce, bo nie miałam jeszcze 60 lat),

Rossanko, na dobre by Ci wyszło, gdybyś chociaż jeden raz przeczytała któryś z moich postów ze zrozumieniem. Bo śmiem twierdzić, że jeszcze ani razu tego nie zrobiłaś, bo odpisujesz mi na zupełnie inny temat niż ja napisałam.

I w dalszym ciągu dosyć niegrzecznie wypominasz mi wiek. Czy ja mam teraz zacząć Ci pisać w każdym poście, że jesteś starą babką i Twoje zdanie ma się nijak do tego, co ja przeżywam, bo Ty już na pewno nie pamiętasz, jak to jest mieć mniej niż 30 lat, bo jesteś już za stara, żeby sobie to przypomnieć?

185

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Tylko ja nigdzie nie napisałam, że kiedyś los się odmieni i trzeba czekać na to kiedyś.
Ja piszę, że przychodzi czas, kiedy trzeba się pogodzić z tym, że nie przyjdzie i przestać narzekać, a przepracować to w sobie, żeby nie tkwić w rozżaleniu i rozgoryczeniu przez kolejne 40 lat. A to, ile mamy lat jak się z tym godzimy to już jest zupełnie inna sprawa. Ja zresztą uważam, że każdy na początku swojego życia uczuciowego powinien chociaż spróbować w sobie coś takiego przerobić, bo paradoksalnie to bardzo pomaga i w późniejszym tworzeniu związku, jeżeli taki się pojawi, i przy okazji potencjalnych rozstań. Bo człowiek wie, że da radę sam i jak drugi człowiek jest obok, to super, ale jak go nie ma, to też nie ma większego problemu.

Tyle. Ale tak, nie mam jeszcze 30 lat, więc pewnie się nie znam smile

Akurat tu wiek MA do rzeczy. Zobacz. dzieli nas 15 lat, byłabym 3 lata starsza, na legalu mogłabym mieć córkę w Twoim wieku.
Zobacz po raz drugi: jak przyszłam tu na forum, te 8 lat temu, Ty miałaś 20 lat - dopiero co z liceum wyszłaś. Ja już miałam 36 lat, powoli zbliżał się ostatni dzwonek na dzieci, z poszukiwaniami nowego partnera też miałam kłopoty. Ty byłaś młodziutką dziewczyną, ja dojrzałą kobietą zbliżającą się do 40 ki (niektóre w wieku 40lat już babciami zostają).
Wiek jesli chodzi o ten temat ma kolosalne znaczenie.
Piszesz, że przez te lata też pracowałaś nad sobą, bo miałaś swoje powody, swoje problemy - przepracowałaś je, teraz masz partnera, narzeczonego, w planach ślub, może i dzieci (jeśli chcecie). Zrobiłam to samo. tez poukładałam sobie różne rzeczy, pracowałam nad sobą - jeśli chodzi o własną rodzinę, dzieci - to sobie mogę pomarzyć tylko teraz. Gdybym była mężczyzną, nie byłoby problemu. Ale jako kobieta jestem tu skreślona. (ale z tym pomału się godzę, ale bywa ciężko.)
Jesteśmy w zupełnie innym punkcie życiowym. To tak jakby Twoje problemy związkowe porównać do problemów związkowych 15 latki. Ona też ma chłopaka , ale to zupełnie coś innego. (nie to, że porównuję Cię i Twój związek do nastolatki, ale to są zupełnie inne etapy w życiu, tak samo jak mogę doradzać coś 40 latce, to nie ośmielę się doradzać 60 latce, bo nie miałam jeszcze 60 lat),

Rossanko, na dobre by Ci wyszło, gdybyś chociaż jeden raz przeczytała któryś z moich postów ze zrozumieniem. Bo śmiem twierdzić, że jeszcze ani razu tego nie zrobiłaś, bo odpisujesz mi na zupełnie inny temat niż ja napisałam.

I w dalszym ciągu dosyć niegrzecznie wypominasz mi wiek. Czy ja mam teraz zacząć Ci pisać w każdym poście, że jesteś starą babką i Twoje zdanie ma się nijak do tego, co ja przeżywam, bo Ty już na pewno nie pamiętasz, jak to jest mieć mniej niż 30 lat, bo jesteś już za stara, żeby sobie to przypomnieć?

Jestem stara baba jestem i nie ma się co krygować. Wieku Ci nie wypominam, tylko logiczne, że nie wiesz co czuje 40 latka, tak jak ja nie wiem, co czuje 60 latka.

Już ochłonęłam trochę, jakiś mnie dół dziś złapał i skłębienie myśli.
Co ma być to będzie, będę sobie żyła sama albo z kimś, skąd mam wiedzieć, nie mogę sie tak na tym skupiac bo to nie zdrowe.  Czasem tak mam , że wpadam w spiralę myśli, trudno to wtedy przerwać. Nie wiem na ile to nerwica a na ile po prostu mój dziwaczny charakter.

Sorry, że się tak rozpisałam w cudzym wątku.
Dzieki wszystkim za odpowiedzi. smile

186

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Dziewczyny sorry, ale w dalszym ciągu bagatelizowanie doświadczeń innych ludzi, nawet jeżeli ci ludzie są od Was prawie 20 lat młodsi i mówienie im czegoś w stylu "Jesteś jeszcze młodziutka, nie wątpię, że wiele przeszłas i jesteś bogata w doświadczenia, ale to nie to samo" jest nie na miejscu w każdej konwersacji jaka przychodzi mi do głowy. Stello, to jest tak niegrzeczny tekst, mam nadzieję, że nikt Ci nigdy wcześniej tak nie powiedział i nikt nigdy Ci czegoś takiego nie powie. To nie jest sprowadzenie do parteru. To jest pokazanie drugiej osobie, że masz jej zdanie w dupie tak głęboko, że za chwile będzie Ci wychodzić przełykiem.

Z takim podejściem to Wy chcecie grupy babeczek z podobnymi doświadczeniami, które będą nawzajem utwierdzać się w przekonaniu, jakie to są poszkodowane przez życie, a nie tematu, gdzie faktycznie ktoś może Wam pomóc i doradzić, bo zamiast się zastanowić nad tym, co człowiek pisze, to stwierdzacie "a gówniara, nie wie nic o życiu". Albo "A ona ma męża, to nie wie nic o tym jak to jest nie mieć".

Loka Ty jesteś chyba przewrażliwiona. Wydaje mi się, że Stella nie miała nic złego na myśli, nie nazwala Cię 'gówniarą' (przynajmniej nie wyczytałam tego ..) i nikt tutaj tak nie myśli wink Jesteśmy w różnym wieku na Forum i każde doświadczenie się liczy, ale wiek wiekowi nie jest równy i trzeba miec na uwadze, że mozemy się nawzajem nie zrozumieć i nie ma w tym nic złego.

187

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

  Jestem stara baba jestem i nie ma się co krygować. Wieku Ci nie wypominam, tylko logiczne, że nie wiesz co czuje 40 latka, tak jak ja nie wiem, co czuje 60 latka. Już ochłonęłam trochę, jakiś mnie dół dziś złapał i skłębienie myśli. Co ma być to będzie, będę sobie żyła sama albo z kimś, skąd mam wiedzieć, nie mogę sie tak na tym skupiac bo to nie zdrowe.  Czasem tak mam , że wpadam w spiralę myśli, trudno to wtedy przerwać. Nie wiem na ile to nerwica a na ile po prostu mój dziwaczny charakter. Sorry, że się tak rozpisałam w cudzym wątku. Dzieki wszystkim za odpowiedzi. smile

Rossanka też tak mam czasami. Myślę, że to Forum jest świetnym miejscem do wygadania się, to pomaga. Pamiętaj, że jutro będzie inny, oby lepszy dzień smile

188

Odp: Nikt mnie nie chce...
niepodobna napisał/a:

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

To chyba najbardziej klarowne wyjaśnienie, jakie tu można znaleźć smile

Na temat swojego życia i zapatrywania się na tę sprawę już wiele razy się wypowiadałem i nie zamierzam się powtarzać..
Trudno pojąć, że w życiu można dokonywać świadomych wyborów w kwestiach, wydawałoby się oczywistych, bo widzi się i złe i dobre strony. I te złe strony zdecydowanie przeważają nad pozytywnymi.. To co mam na siłę wchodzić w coś, co wiem, że by mi nie odpowiadało?

Z wiekiem niby sprawa wydaje się oczywista, ale warto się wgłębić w życie danej osoby, żeby wydawać osądy. Dzisiaj zresztą pokolenie 20-kilku latków ma bogatsze doświadczenie życiowe niż ludzie z pokolenia wstecz.

189

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

To chyba najbardziej klarowne wyjaśnienie, jakie tu można znaleźć smile

Na temat swojego życia i zapatrywania się na tę sprawę już wiele razy się wypowiadałem i nie zamierzam się powtarzać..
Trudno pojąć, że w życiu można dokonywać świadomych wyborów w kwestiach, wydawałoby się oczywistych, bo widzi się i złe i dobre strony. I te złe strony zdecydowanie przeważają nad pozytywnymi.. To co mam na siłę wchodzić w coś, co wiem, że by mi nie odpowiadało?

Z wiekiem niby sprawa wydaje się oczywista, ale warto się wgłębić w życie danej osoby, żeby wydawać osądy. Dzisiaj zresztą pokolenie 20-kilku latków ma bogatsze doświadczenie życiowe niż ludzie z pokolenia wstecz.


Tylko widzisz, być może nie odpowiadałoby Ci w jakiejś wersji, którą często widziałeś i która Ci nie pasuje, ale teraz takie masz wyobrażenie związku. A może ta wersja nie jest jedyną możliwą. Może da się spotkać czy też stworzyć coś innego. Moim zdaniem to, że często się na takie tematy wypowiadasz i analizujesz je, w moim odczuciu - czasami emocjonalnie się do nich odnosisz,  już trochę pokazuje, że jednak nie jest Ci to obojętny temat, bo kiedy coś nas nie interesuje, nie ciągnie, to nie zajmujemy się tym po prostu, a tym bardziej nie budzi to emocji. To co piszę, nie jest w żadnej mierze złośliwe. Może warto mieć w sobie otwartość, bo przecież nie każda kobieta będzie chciała Cię uwięzić w niepożądanym i odrzucającym Ciebie sposobie życia. Partnerstwo może wyglądać różnie. Co sobie zrobimy, tak mamy smile

190

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:
niepodobna napisał/a:

Bo ludzie przeważnie mają potrzebę bliskości. I to, że większość woli związek, nie znaczy, że związek nie ma wad. Wchodzimy w związki ze świadomością tych wad, a niektórzy bez i dopiero potem się okazuje. Wiele związków się rozpada, wbrew temu co piszesz i nie tylko z powodów, o których wspominasz. W Polsce rozpada się prawie co drugie małżeństwo (znaczy w połowie małżeństw jest alkoholizm? no bez przesady..), wolne związki - nie wiadomo, bo można mówić tylko o zarejestrowanych związkach partnerskich, a to jest mniejszość. Wśród moich znajomych, którzy byli po ślubie rzeczywiście jakaś połowa jest już rozwiedziona... w tym jedno małżeństwo po 22 latach  razem.  Nie mam patologicznego towarzystwa...
Naprawdę nie wiem, w jaki sposób  potrzeba bycia w parze miałaby zaprzeczać temu, ze ten stan ma także minusy i nie zawsze udaje się wytrwać..

To chyba najbardziej klarowne wyjaśnienie, jakie tu można znaleźć smile

Na temat swojego życia i zapatrywania się na tę sprawę już wiele razy się wypowiadałem i nie zamierzam się powtarzać..
Trudno pojąć, że w życiu można dokonywać świadomych wyborów w kwestiach, wydawałoby się oczywistych, bo widzi się i złe i dobre strony. I te złe strony zdecydowanie przeważają nad pozytywnymi.. To co mam na siłę wchodzić w coś, co wiem, że by mi nie odpowiadało?

Z wiekiem niby sprawa wydaje się oczywista, ale warto się wgłębić w życie danej osoby, żeby wydawać osądy. Dzisiaj zresztą pokolenie 20-kilku latków ma bogatsze doświadczenie życiowe niż ludzie z pokolenia wstecz.

Nie zgodzę się z tym wytłuszczonym stwierdzeniem. Obecnie żyjemy w warunkach iście cieplarnianych wink

191

Odp: Nikt mnie nie chce...

niepodobna - jestem człowiekiem i emocje nie są mi obce, ale staram się z nich korzystać w bardzo umiarkowcejanym stopniu.. wink Nie świadczy to o tym, że widzę więcej cieni niż blasków w związkach..
Powstał teraz temat w sam raz dla mnie smile :
https://www.netkobiety.pl/t124810.html

assasin - może się źle wyraziłem smile Chodziło mi raczej, że właśnie młodzi ludzie dzisiaj, przez zwiększone możliwości doznają w życiu sporo więcej wrażeń wszelkiego typu, niż ich poprzednicy :0

192 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2021-01-07 00:34:47)

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

"...Teraz lat masz 43 a w tym wieku ciężko będzie znaleźć kawalera bez zobowiązań (niedziwaka) tylko predzej gościa po przejściach, który ma dzieci, była zone albo doświadczenia które zniechęcają go do ponownego poważnego związku.Woli znajomość bez zobowiązań i raczej tylko na dobre bo na zle to juz się nawalcował z byłą. Romantyczne spacery przy księżycu i planowanie bobaska tez juz ma dawno za soba ( a to jest faza której Ty nie doświadczyłaś i podświadomie możesz jej szukać). Nie twierdzę ze po 40 stce tylko tacy Panowie zostają ale nie oszukujmy się, każdy juz patrzy bardziej pragmatycznie na życie. Dlatego zostaje albo szukać bardziej przyjaciela na wypady fajny seks i posiedzenie przy herbacie albo liczyć się z tym ze znalezienie tego jedynego do założenia rodzinnego gniazda może być bardzo trudne i długotrwałe oraz niekoniecznie zakonczy się sukcesem.

Ja jestem po przejściach i wciąż finalizuje przeszłość - czekam na upragniony rozwód. Mam 42 lata i wychowuje syna. W dotychczasowym życiu miałem 1 związek (słownie: jeden), więc z pewnością jestem dziwakiem. Dla wielu wyda się to śmieszne, ale wierzyłem w słowa przysięgi, którą kiedyś składałem. Wierzyłem w mądrość kobiety, która stała przez lata u mego boku. I naiwnie powiem, że pomimo tego wszystkiego - że zdradziła mnie "pani żona" - wciąż wierze a co najważniejsze widzę wspaniałych ludzi - zarówno mężczyzn, jak i kobiet, którym mógłbym zaufać.
I odnosząc się do tego wszystkiego, uczciwie przyznam, że chciałbym jeszcze kiedyś mieć tzw. poważny związek. Nie chce znajomości bez zobowiązań. Od zawsze chciałem mieć więcej dzieci i to się wciąż nie zmieniło. Chciałbym mieć jeszcze takiego małego bobasa, jeśli będzie mi to oczywiście dane. Chciałbym móc doświadczyć opieki nad kobietą w ciąży (ten etap życia ominął mnie niestety). I mieć znów prawdziwy i pełny dom. Tęsknić za kobietą. Czuć i kochać.
Mam nadzieję, że dużo jest takich osób i to z każdej strony. Bo jeśli nie - to i ja będę sam.

193

Odp: Nikt mnie nie chce...
Kubuś_Puchatek napisał/a:
feniks35 napisał/a:

"...Teraz lat masz 43 a w tym wieku ciężko będzie znaleźć kawalera bez zobowiązań (niedziwaka) tylko predzej gościa po przejściach, który ma dzieci, była zone albo doświadczenia które zniechęcają go do ponownego poważnego związku.Woli znajomość bez zobowiązań i raczej tylko na dobre bo na zle to juz się nawalcował z byłą. Romantyczne spacery przy księżycu i planowanie bobaska tez juz ma dawno za soba ( a to jest faza której Ty nie doświadczyłaś i podświadomie możesz jej szukać). Nie twierdzę ze po 40 stce tylko tacy Panowie zostają ale nie oszukujmy się, każdy juz patrzy bardziej pragmatycznie na życie. Dlatego zostaje albo szukać bardziej przyjaciela na wypady fajny seks i posiedzenie przy herbacie albo liczyć się z tym ze znalezienie tego jedynego do założenia rodzinnego gniazda może być bardzo trudne i długotrwałe oraz niekoniecznie zakonczy się sukcesem.

Ja jestem po przejściach i wciąż finalizuje przeszłość - czekam na upragniony rozwód. Mam 42 lata i wychowuje syna. W dotychczasowym życiu miałem 1 związek (słownie: jeden), więc z pewnością jestem dziwakiem. Dla wielu wyda się to śmieszne, ale wierzyłem w słowa przysięgi, którą kiedyś składałem. Wierzyłem w mądrość kobiety, która stała przez lata u mego boku. I naiwnie powiem, że pomimo tego wszystkiego - że zdradziła mnie "pani żona" - wciąż wierze a co najważniejsze widzę tych wspaniałych ludzi - zarówno mężczyzn, jak i kobiet, którym mógłbym zaufać.
I odnosząc się do tego wszystkiego, uczciwie przyznam, że chciałbym jeszcze kiedyś mieć e. poważny związek. Nie chce znajomości bez zobowiązań. Od zawsze chciałem mieć więcej dzieci i bardzo chciałbym mieć jeszcze dziecko lub dzieci, jeśli będzie mi to dane. Chciałbym móc doświadczyć opieki nad kobietą w ciąży (ten etap życia ominął mnie niestety). I mieć znów prawdziwy i pełny dom. Tęsknić za kobietą. Czuć i kochać.e
Mam nadzieję, że dużo jest takich osób i to z każdej strony. Bo jeśli nie - to i ja będę sam.e

Są takie. Ale jesli o mnie chodzi, to dzieci nacprzyklad w moim wieku nie bede juz miec. I to np skresla mnie od razu u takich mezczyzn.

194

Odp: Nikt mnie nie chce...
bagienni_k napisał/a:

niepodobna - jestem człowiekiem i emocje nie są mi obce, ale staram się z nich korzystać w bardzo umiarkowcejanym stopniu.. wink Nie świadczy to o tym, że widzę więcej cieni niż blasków w związkach..
Powstał teraz temat w sam raz dla mnie smile :
https://www.netkobiety.pl/t124810.html

assasin - może się źle wyraziłem smile Chodziło mi raczej, że właśnie młodzi ludzie dzisiaj, przez zwiększone możliwości doznają w życiu sporo więcej wrażeń wszelkiego typu, niż ich poprzednicy :0

Jeden 20 latek ma duzo doswiadczenia a inny jedynie szkole i dom. To id czasow nie zalezy.

195 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2021-01-07 00:44:17)

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Są takie. Ale jesli o mnie chodzi, to dzieci nacprzyklad w moim wieku nie bede juz miec. I to np skresla mnie od razu u takich mezczyzn.

Rossanko,
Nie zgodzę się z Tobą. Jedna kwestia (jak dziecko dla przykładu) nie determinuje - przynajmniej u mnie kwestii być lub nie być z kimś w związku. Bardziej liczy się człowiek po drugiej stronie.
A dziecko - zawsze można adoptować. Nie ten, który "zrobi" a ten co wychowa jest rodzicem. Tak więc zawsze tą miłość jest komu przekazać...

Posty [ 131 do 195 z 208 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Nikt mnie nie chce...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024