Nikt mnie nie chce... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Nikt mnie nie chce...

Strony 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 208 ]

Temat: Nikt mnie nie chce...

Witam,
Jestem Sirubia i jestem bardzo samotna.
W tym momencie już lata samotności odcisnęły wielkie piętno na moim podejściu do życia, psychice, na wszystkim co robię.
Tkwią we mnie ogromne pokłady żalu ale i złości. Najmniejszy impuls wywołuje we mnie przeogromną złość lub niesamowity smutek. Nie mogę patrzeć na pary, bo to mi bardzo uświadamia jak bardzo nikt mnie nie chce.
Jeśli mam być szczera nigdy nie byłam typem dziewczyny na którą faceci zwracaliby uwagę, ale nigdy nie sądziłam, że jestem do tego stopnia odrażająca, że nikt się mną nie zainteresuje.
W całym swoim życiu miałam tylko jednego mężczyznę, który związał się ze mną tylko po to by mieć dzieci.
To pewnie jest dodatkowy punkt wykluczający mnie z kręgu zainteresowania.
Najgorsze są wieczory. Wtedy najbardziej odczuwam samotność. Wtedy boli podwójnie, bo odczuwam to też fizycznie.
Nie wiem, co mam robić. Straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek się coś odmieni.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Nikt mnie nie chce...

to, co odczuwasz wewnątrz generujesz na zewnątrz.  Jeśli potrafisz stanąć z boku i spojrzeć na siebie jako na odrębną jednostkę to pomyśl, czy będąc facetem, chciałabyś związać się z taką smutną, pełną złości i nie lubiącej siebie kobietą?
Jesteś tak skupiona i skoncentrowana na sobie i swoim smutku oraz nieszczęściu, że przyciągać możesz tylko podobne wibracje.

3 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2020-12-20 22:07:12)

Odp: Nikt mnie nie chce...
adiafora napisał/a:

to, co odczuwasz wewnątrz generujesz na zewnątrz.  Jeśli potrafisz stanąć z boku i spojrzeć na siebie jako na odrębną jednostkę to pomyśl, czy będąc facetem, chciałabyś związać się z taką smutną, pełną złości i nie lubiącej siebie kobietą?
Jesteś tak skupiona i skoncentrowana na sobie i swoim smutku oraz nieszczęściu, że przyciągać możesz tylko podobne wibracje.

Hmm, ale co to są te "wibracje"?
Są ludzie, którzy się nikomu albo prawie nikomu nie podobają, to trudno zagadać; i to jest na ogół pierwsze, a dopiero potem doły, kompleksy i brak wiary w siebie, co oczywiście jeszcze bardziej utrudnia zainteresowanie sobą przeciwnej płci. Ale gdzieś jest początek. Myślenie skądś się bierze (z doświadczeń?).

4

Odp: Nikt mnie nie chce...

Zdradź mi proszę przepis na to jak po latach samotności, stracie nadziei i patrzeniu jak kolejni faceci mają cię gdzieś zachować radość życia i dobry humor?
Kiedyś byłam radosna i umiałam się śmiać a mimo wszystko nawet wtedy nikt na mnie nie zwracał uwagi.
Jak mam więc teraz się cieszyć?

5 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-12-20 22:47:31)

Odp: Nikt mnie nie chce...

co to są wibracje? Podobne przyciąga podobne. Smutek, złość, żal to energie o niskiej częstotliwości.
Nie ma ludzi ktorzy nikomu się nie podobają. Na świecie jest kilka miliardów ludzi, uważasz, że ktoś jest tak wyjątkowy w swej "nieurodzie", że nikomu z tej grupy się nie spodoba? Właśnie takie założenia są niczym kula u nogi w umyśle. 

Początek jest tam, gdzie go sobie nie uświadamiasz. Brak wiary w siebie i niskie poczucie wartości mają zazwyczaj korzenie w dziecinstwie.  Potem każde krzywe spojrzenie interpretujesz zgodnie z utrwalonym schematem - że jesteś do niczego, że się nie podobasz, że nie jesteś dość dobra itd. A ktoś może się skrzywił z powodu zupełnie niezwiązanego z Tobą.  Negatywne przekonania na własny temat generują potem negatywną rzeczywistość.  Niektórzy mówią na to samospełniająca się przepowiednia, inni prawo akcji i reakcji... Wszystko jest energią na pewnym poziomie. Jeśli wibrujesz myślami w okolicy dna to nie wypłyniesz na powierzchnię.


Nie ma przepisu. To nie ciasto z jabłkiem. Każdy musi sam znaleźć własną drogę. Jedni idą na terapię, inni czytają książki o samorozwoju, ktore im otwierają oczy na wiele spraw... W dobie internetu można znaleźć wiele ciekawych podcastów z zakresu psychologii i pokrewnych dziedzin.
Niska samoocena to nie wyrok. Najprościej usiąść i stwierdzić, że nic już mnie nie czeka.
Nie bardzo wierzę w te opowieści, że... kiedyś byłam taka... fajna i nikt nie zwracał na mnie uwagi...

6

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

Zdradź mi proszę przepis na to jak po latach samotności, stracie nadziei i patrzeniu jak kolejni faceci mają cię gdzieś zachować radość życia i dobry humor?
Kiedyś byłam radosna i umiałam się śmiać a mimo wszystko nawet wtedy nikt na mnie nie zwracał uwagi.
Jak mam więc teraz się cieszyć?

Normalnie, jak ja. Nie miałam faceta, trochę mi tego brakuje, nie sprawia to, że zaraz zaczne tracić nadzieję w życie i być samotna. Mój dobry humor zależy ode mnie, a nie do tego, czy się komuś podobam. Moja samoocena nie zależy od tego, czy kogoś pociągam seksualne. Śmieję się z zabawnych rzeczy, a nie dlatego, że jest obok mnie jakiś mężczyzna. Nie jestem samotna, bo mam wokół siebie ludzi i nie stawiam całego swojego życia na jedną kartę, na jedną osobę.

W życiu wiele się wydarzy poza jakimś romansem czy związkiem. Nie rozumiem ludzi, którzy upierają się, że ta "jedna, jedyna rzecz" da im szczęście, czy to będzie partner, czy jakaś praca, czy kariera, czy dziecko, czy pieniądze. A potem się okazuje, że się je ma - i człowiek nadal jest nieszczęśliwy, bo i tak nie potrafi być ze sobą. Albo jeszcze inaczej, okazuje się, że nie może tej rzeczy mieć, traci pracę, ukochany partner zdradza, jest się bezpłodnym, traci się pieniądze w jakiś sposób.
Prosty przepis? Przestań czekać, żyj.

7

Odp: Nikt mnie nie chce...
adiafora napisał/a:

Nie ma ludzi ktorzy nikomu się nie podobają. Na świecie jest kilka miliardów ludzi, uważasz, że ktoś jest tak wyjątkowy w swej "nieurodzie", że nikomu z tej grupy się nie spodoba?

Wydaje mi się, że jest taka szansa. W sensie otaczamy się jakas grupa ludzi, oczywiście im więcej tym lepiej, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że Autorka nie spodobała się nikomu kogo spotkała na swojej życiowej drodze. Sporo osób tak ma. Wcale nie jest w tym osamotniona.

adiafora napisał/a:


Niska samoocena to nie wyrok. Najprościej usiąść i stwierdzić, że nic już mnie nie czeka.
Nie bardzo wierzę w te opowieści, że... kiedyś byłam taka... fajna i nikt nie zwracał na mnie uwagi...

Nie jest prosto stwierdzić, czy może dostrzec fakt, że nikt mnie nie chce, niestety tak bywa. Naprawdę sądzisz, że Autorka nie była kiedyś inna osoba niż teraz, jednak życie nas doświadcza i zmieniamy się. Myślę, że to naturalne i jest nieuniknione. Faktem jest natomiast, że Autorka powinna starać się ogarnąć, albo na własną rękę, albo z pomocą psychologa. Spokój można odzyskać, zaakceptować sytuację zapewne też, tylko to wymaga ogromu pracy

8 Ostatnio edytowany przez adiafora (2020-12-20 23:54:23)

Odp: Nikt mnie nie chce...

owszem, życie nas doświadcza, ale spojrz na wypowiedz Monoceros, jakie ma podejście.  A moglaby usiąść w kącie i być "zasmutana" jak Autorka, patrzeć na pary i myśleć - ale im zazdroszczę, a mnie nikt nie chce, bo jestem do dupy...
Kwestia podejścia wiele zmienia. Nie ma faceta, ale przynajmniej nie jest nieszczęsliwa z tego powodu i nie ma poczucia winy, że coś z nią nie tak.  Podejrzewam, że facet w jej życiu to kwestia czasu. Bo jest otwarta na związek . Autorka jest wewnętrznie zamknięta, bo ma przekonanie, że nikt jej nie chce i że będzie sama.
Reasumując, dostanie to, czego nie chce i czego się boi, bo tak to zazwyczaj działa.

Zdaję sobie sprawę, że to brzmi trochę jak czary mary, ale to tak działa. Piszę nie tylko z teorii, ale też na podstawie własnych doświadczeń.
Przekonania sterują naszym życiem.
"Zmień sposób w jaki patrzysz na rzeczy a rzeczy, na które patrzysz zmienią się".

9

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

Zdradź mi proszę przepis na to jak po latach samotności, stracie nadziei i patrzeniu jak kolejni faceci mają cię gdzieś zachować radość życia i dobry humor?
Kiedyś byłam radosna i umiałam się śmiać a mimo wszystko nawet wtedy nikt na mnie nie zwracał uwagi.
Jak mam więc teraz się cieszyć?

A co jeszcze definiuje Ciebie jako osobę poza tym, że nie masz partnera?

Bo jeżeli całe swoje obecne życie skupiasz na tym, to jak masz być radosna, skoro sama sobie nie dajesz na to szansy? Jedyną opcją jest pogodzenie się z tym, że ten stan rzeczy taki jest i taki zostanie i poszukanie radości w innych miejscach. Możesz naprawdę robić wiele rzeczy bez partnera.

10

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

Witam,
Jestem Sirubia i jestem bardzo samotna.
W tym momencie już lata samotności odcisnęły wielkie piętno na moim podejściu do życia, psychice, na wszystkim co robię.
Tkwią we mnie ogromne pokłady żalu ale i złości. Najmniejszy impuls wywołuje we mnie przeogromną złość lub niesamowity smutek. Nie mogę patrzeć na pary, bo to mi bardzo uświadamia jak bardzo nikt mnie nie chce.
Jeśli mam być szczera nigdy nie byłam typem dziewczyny na którą faceci zwracaliby uwagę, ale nigdy nie sądziłam, że jestem do tego stopnia odrażająca, że nikt się mną nie zainteresuje.
W całym swoim życiu miałam tylko jednego mężczyznę, który związał się ze mną tylko po to by mieć dzieci.
To penie jest dodatkowy punkt wykluczający mnie z kręgu zainteresowania.
Najgorsze są wieczory. Wtedy najbardziej odczuwam samotność. Wtedy boli podwójnie, bo odczuwam to też fizycznie.
Nie wiem, co mam robić. Straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek się coś odmieni.

Co się wydarzyło z tym facetem co chciał mieć dzieci?
Czy zdarzali się faceci, którzy się tobie nie podobali? Proszę o szczerość.

11

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

A co jeszcze definiuje Ciebie jako osobę poza tym, że nie masz partnera? Bo jeżeli całe swoje obecne życie skupiasz na tym, to jak masz być radosna, skoro sama sobie nie dajesz na to szansy? Jedyną opcją jest pogodzenie się z tym, że ten stan rzeczy taki jest i taki zostanie i poszukanie radości w innych miejscach. Możesz naprawdę robić wiele rzeczy bez partnera.

Zazwyczaj wygląda to tak, że długo (latami) akceptujemy stan bycia samemu. Niestety im dłużej to trwa tym ciężej się go znosi, zwłaszcza jeśli gdzieś tam jest marzenie o założeniu rodziny,a w naszym otoczeniu jakoś ludziom się układa. Nie przeczę, że radość można znaleźć w robieniu różnych rzeczy, samemu czy ze znajomymi/rodzina, ale o spełnieniu nie ma mowy. Osoby w związkach tego nie zrozumieją.

12

Odp: Nikt mnie nie chce...
Monoceros napisał/a:

Normalnie, jak ja. Nie miałam faceta, trochę mi tego brakuje, nie sprawia to, że zaraz zaczne tracić nadzieję w życie i być samotna. Mój dobry humor zależy ode mnie, a nie do tego, czy się komuś podobam. Moja samoocena nie zależy od tego, czy kogoś pociągam seksualne. Śmieję się z zabawnych rzeczy, a nie dlatego, że jest obok mnie jakiś mężczyzna. Nie jestem samotna, bo mam wokół siebie ludzi i nie stawiam całego swojego życia na jedną kartę, na jedną osobę.

Myślę, że Autorka nie to miała na myśli. Na samoocenę jednak w jakimś stopniu ma wpływ, czy się komuś podobamy (zwłaszcza jeśli od zawsze jestem sami). To prawda, że różne rzeczy cieszą, śmiejemy się w danej chwili, bardziej chodzi o samotne wieczory, święta, uroczystości rodzinne na ktorych zawsze jesteśmy sami. Sam fakt, że mamy dookoła siebie ludzi nic nie znaczy, można być samotnym w tłumie.

Monoceros napisał/a:

W życiu wiele się wydarzy poza jakimś romansem czy związkiem. Nie rozumiem ludzi, którzy upierają się, że ta "jedna, jedyna rzecz" da im szczęście, czy to będzie partner, czy jakaś praca, czy kariera, czy dziecko, czy pieniądze. A potem się okazuje, że się je ma - i człowiek nadal jest nieszczęśliwy, bo i tak nie potrafi być ze sobą. Albo jeszcze inaczej, okazuje się, że nie może tej rzeczy mieć, traci pracę, ukochany partner zdradza, jest się bezpłodnym, traci się pieniądze w jakiś sposób.Prosty przepis? Przestań czekać, żyj.

Faktycznie wydaje nam się wiele, ale dobrze by było mieć szanse na zweryfikowanie tych marzeń. W pragnieniu posiadania rodziny nie ma nic złego. Jako osoba samotna od wielu lat jestem już przyzwyczajona do tego stanu. Znalazłam spokój, ogarnęłam się życiowo, mam sporo pasji i znajomych, ale szczęśliwa nie jestem. Nie rozpaczam, nie rozmyślam nad moim stanem bo to generuje niepotrzebny ból, zwyczajnie jak to nazwałaś - żyje smile

13

Odp: Nikt mnie nie chce...
Stella_ napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

A co jeszcze definiuje Ciebie jako osobę poza tym, że nie masz partnera? Bo jeżeli całe swoje obecne życie skupiasz na tym, to jak masz być radosna, skoro sama sobie nie dajesz na to szansy? Jedyną opcją jest pogodzenie się z tym, że ten stan rzeczy taki jest i taki zostanie i poszukanie radości w innych miejscach. Możesz naprawdę robić wiele rzeczy bez partnera.

Zazwyczaj wygląda to tak, że długo (latami) akceptujemy stan bycia samemu. Niestety im dłużej to trwa tym ciężej się go znosi, zwłaszcza jeśli gdzieś tam jest marzenie o założeniu rodziny,a w naszym otoczeniu jakoś ludziom się układa. Nie przeczę, że radość można znaleźć w robieniu różnych rzeczy, samemu czy ze znajomymi/rodzina, ale o spełnieniu nie ma mowy. Osoby w związkach tego nie zrozumieją.

W oewnym momencje trzeba się nauczyć go znosić tak, żeby nie wpływał na resztą życia. To, że jestem w związku nie znaczy, że nie miałam takiego momentu w życiu.

14

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

W oewnym momencje trzeba się nauczyć go znosić tak, żeby nie wpływał na resztą życia. To, że jestem w związku nie znaczy, że nie miałam takiego momentu w życiu.

Znosić się da, ale nie tak powinno wyglądać szczęśliwe życie smile Widzisz Lady Loka u Ciebie był zaledwie moment, u niektórych on trwa całe zycie. Stella ma rację, nie zrozumiemy się

15

Odp: Nikt mnie nie chce...
nina01p napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

W oewnym momencje trzeba się nauczyć go znosić tak, żeby nie wpływał na resztą życia. To, że jestem w związku nie znaczy, że nie miałam takiego momentu w życiu.

Znosić się da, ale nie tak powinno wyglądać szczęśliwe życie smile Widzisz Lady Loka u Ciebie był zaledwie moment, u niektórych on trwa całe zycie. Stella ma rację, nie zrozumiemy się

Nieprawda. Bo też nie wiecie ile ten moment ma, a wyrzucanie kogoś z dyskusji w ten sposób sprawi tylko, że będziecie się dusić we własnym sosie smutku i rozpaczy i nigdy nie zmienicie swojego życia na choćby trochę szczęśliwsze.

Prawda jest też taka, że jeżeli sensem Waszego życia jest brak partnera, to same nigdy nie będziecie odpowiednimi partnerkami na związek.

16

Odp: Nikt mnie nie chce...

Zgodzę się z koleżankami powyżej. Jak byłam rok czy dwa sama, owszem narzekała, Ale dużo jednocześnie wychodziłam, spotykałem się że znajomymi, pozapisywalam się  na różne pilatesy języki , miałam dużo aktywności. Ale mi było samej Ale też potrzebowałam przerwy po byłym związku, aby sobie poukładać w głowie  . Historia jakich wiele i w tym momencie, jak się często czyta powinien się ktoś pojawić. Nie pojawił się wtedy, a lata poleciały . Myślę, że na takie A nie inne podejście wpływa też czas bycia samemu  . Jak jesteś sama rok, dwa, trzy, zdarza się. A jak 10 lat? To już coś nie halo. I ciągle czytasz, że ktoś też był sam dwa lata i nie wiesz, czy się śmiać czy płakać. Z resztą jakby teraz niektórym związki się posypały, to też szukaliby po czasie drugiej osoby, a nie osiedli i stwierdzili, że Już teraz chca być zawsze sami.
Inaczej podchodzi do tego osoba będąca rok sama A inaczej od wielu lat sama.

17

Odp: Nikt mnie nie chce...

No dobra, tylko czy Wy serio chcecie spędzić kolejne 40-50 lat życia użalając się nad sobą? Bo mi o to chodzi. I to jest i coś, co robi osoba będąca sama 2-3 lata i osoba, która jest sama lat 20.
Wybór jest taki, że albo można się pławić w smutku i rozpaczy, albo można wziąć życie w swoje ręce i żyć na 100% wywalając na tył głowy to, że chciałoby się, żeby ten facet był.
Nie będzie dla wszystkich. Trzeba się z tym po prostu pogodzić.

18

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
nina01p napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

W oewnym momencje trzeba się nauczyć go znosić tak, żeby nie wpływał na resztą życia. To, że jestem w związku nie znaczy, że nie miałam takiego momentu w życiu.

Znosić się da, ale nie tak powinno wyglądać szczęśliwe życie smile Widzisz Lady Loka u Ciebie był zaledwie moment, u niektórych on trwa całe zycie. Stella ma rację, nie zrozumiemy się

Nieprawda. Bo też nie wiecie ile ten moment ma, a wyrzucanie kogoś z dyskusji w ten sposób sprawi tylko, że będziecie się dusić we własnym sosie smutku i rozpaczy i nigdy nie zmienicie swojego życia na choćby trochę szczęśliwsze.

Prawda jest też taka, że jeżeli sensem Waszego życia jest brak partnera, to same nigdy nie będziecie odpowiednimi partnerkami na związek.

Tu nikt nie napisał, że sensem życia jest znalezienie partnera, tylko, że by się chciało żyć z kimś a nie samemu.
Loka ile masz lat, jesteś przed 30? Jesteś w związku tak? Masz inne spojrzenie niż np ja, po 40 sama około 7 lat A i przed tem z zero związków na koncie przed 30ką. Umiem być samą, radzę sobie sama że wszystkim, ale stwierdzam, tzn już dawno do tego doszlam, że nie dla mnie życie samej. Pewnie podobnie jak dla 99 procent uczestników forum, inaczej nie wchodziliby w związki. Rozwiesv się z ukochaną osobą też nie jest żaden problem. Można to zrobić i żyć samemu . Podobnie jak się facet oświadcza  przecież nie trzeba brać ślubu. Ba, nawet nie trzeba się z nikim spotykac, wystarczy powiedzieć, że chcesz być samą.

19

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Nie będzie dla wszystkich. Trzeba się z tym po prostu pogodzić.

Tego się właśnie obawiam.

20

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

W całym swoim życiu miałam tylko jednego mężczyznę, który związał się ze mną tylko po to by mieć dzieci.

A potem piszesz "jak kolejni faceci mają Cię gdzieś"...
W końcu jeden, czy byli kolejni?



dzieci...
To penie jest dodatkowy punkt wykluczający mnie z kręgu zainteresowania.

O serio? A dlaczego? Potrzebujesz pieniędzy na dzieci? Czy zmieniasz im pieluchy?


Najgorsze są wieczory. Wtedy najbardziej odczuwam samotność. Wtedy boli podwójnie, bo odczuwam to też fizycznie.
Nie wiem, co mam robić. Straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek się coś odmieni.

Samotność jest straszna... Ale często myślę, że Ci co nie są samotni robią coś inaczej niż Ci co są samotni. Owe "coś inaczej", to są rzeczy, które samotni ludzie uznaliby za głupotę i niewłaściwe postępowanie.
Przyszło mi to do głowy, gdy powiedziałaś, że dzieci stanowią przeszkodę...

21

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Nieprawda. Bo też nie wiecie ile ten moment ma, a wyrzucanie kogoś z dyskusji w ten sposób sprawi tylko, że będziecie się dusić we własnym sosie smutku i rozpaczy i nigdy nie zmienicie swojego życia na choćby trochę szczęśliwsze.
Prawda jest też taka, że jeżeli sensem Waszego życia jest brak partnera, to same nigdy nie będziecie odpowiednimi partnerkami na związek.

Przepraszam jeśli poczułaś się wyrzucona z dyskusji, nie taki miałam cel. Ja osobiście jestem w dość dobrej kondycji psychicznej (fizycznej zawsze smile) i daleko mi do rozpaczy, smutek czasami nachodzi, ale za dużo na głowie, żeby go analizować. Sensem życia myślę, że jest samo szczęście, które może mieć różny wymiar (dla mnie obecnie to praca i możliwość pomocy tym, którzy mnie potrzebują) i absolunie zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie nie jestem partnerką na związek .. i co z tego. Tak bywa wink

22

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Nie będzie dla wszystkich. Trzeba się z tym po prostu pogodzić.

Tego się właśnie obawiam.

Jest duże prawdopodobieństwo, że tak będzie. Wsomniałaś, że życie samej nie jest dla Ciebie .. jak dla wielu z nas. Lady Loka ma jednak rację w kwestii smutku/użalania się nad sobą/rozpaczania (nie wiem jak to konkretnie wygląda), ale domyślam się, że sensu nie ma. Ja zwiększyłam jeszcze aktywności, wrzuciłam piąty bieg, ledwo czas na spanie i jakoś leci. Mi jest może łatwiej bo już się pogodziłam z samotnością, próbowałam ją zrozumieć, wytłumaczyć sobie, ale nie udało mi się ... więc odpuściłam i ciśnienie ze mnie zeszło wink Życzę Ci Rossanka, żeby w NOwym Roku spotkało Cię coś/ktoś zaskakująco pozytywnego co zmieni Twoje myślenie na bardziej pozytywne smile

23

Odp: Nikt mnie nie chce...
nina01p napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Nie będzie dla wszystkich. Trzeba się z tym po prostu pogodzić.

Tego się właśnie obawiam.

Jest duże prawdopodobieństwo, że tak będzie. Wsomniałaś, że życie samej nie jest dla Ciebie .. jak dla wielu z nas. Lady Loka ma jednak rację w kwestii smutku/użalania się nad sobą/rozpaczania (nie wiem jak to konkretnie wygląda), ale domyślam się, że sensu nie ma. Ja zwiększyłam jeszcze aktywności, wrzuciłam piąty bieg, ledwo czas na spanie i jakoś leci. Mi jest może łatwiej bo już się pogodziłam z samotnością, próbowałam ją zrozumieć, wytłumaczyć sobie, ale nie udało mi się ... więc odpuściłam i ciśnienie ze mnie zeszło wink Życzę Ci Rossanka, żeby w NOwym Roku spotkało Cię coś/ktoś zaskakująco pozytywnego co zmieni Twoje myślenie na bardziej pozytywne smile

Ale ja tylko tu rozpaczam . Kolezanki z pracy myślą że jest mi tak dobrze i to życie z wyboru. Podobnie jak sąsiadki, dalsza rodzina, ciotki wujkowie. Tu się mogę wyzalic i wrócić do życia.

24

Odp: Nikt mnie nie chce...
nina01p napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Nie będzie dla wszystkich. Trzeba się z tym po prostu pogodzić.

Tego się właśnie obawiam.

Jest duże prawdopodobieństwo, że tak będzie. Wsomniałaś, że życie samej nie jest dla Ciebie .. jak dla wielu z nas. Lady Loka ma jednak rację w kwestii smutku/użalania się nad sobą/rozpaczania (nie wiem jak to konkretnie wygląda), ale domyślam się, że sensu nie ma. Ja zwiększyłam jeszcze aktywności, wrzuciłam piąty bieg, ledwo czas na spanie i jakoś leci. Mi jest może łatwiej bo już się pogodziłam z samotnością, próbowałam ją zrozumieć, wytłumaczyć sobie, ale nie udało mi się ... więc odpuściłam i ciśnienie ze mnie zeszło wink Życzę Ci Rossanka, żeby w NOwym Roku spotkało Cię coś/ktoś zaskakująco pozytywnego co zmieni Twoje myślenie na bardziej pozytywne smile

Zwiększenie aktywności świadczy jednak o czymś innym. Rozum a emocje i potrzeby to dwa różne światy.

25

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Ale ja tylko tu rozpaczam . Kolezanki z pracy myślą że jest mi tak dobrze i to życie z wyboru. Podobnie jak sąsiadki, dalsza rodzina, ciotki wujkowie. Tu się mogę wyzalic i wrócić do życia.

Haha ... u mnie rodzina też myśli, że jestem tak wybredna, wyrachowana, że nikt mi nie pasuje. Dobrze, że mamy to forum, można się wygadać smile

26

Odp: Nikt mnie nie chce...
Syl napisał/a:

Zwiększenie aktywności świadczy jednak o czymś innym. Rozum a emocje i potrzeby to dwa różne światy.

Radzimy sobie jak możemy smile

27 Ostatnio edytowany przez Sirubia (2020-12-21 17:39:55)

Odp: Nikt mnie nie chce...

#Gary - po pierwsze nie musisz być ani złośliwy ani niemiły. Ale odpowiadając na twoje ''uwagi'':
nie, nie było innych facetów. To było tylko i wyłącznie moje zainteresowanie z mojej strony, które nie było odwzajemnione. I żebyś mnie źle nie zrozumiał, nie jestem osobą, która rzuca się na faceta tylko dlatego, że mi się podoba. Nie prześladuję, nie narzucam się. Ale potrafię wyczuć kiedy ktoś nie chce mojego towarzystwa i mnie unika. Uwierz, że po latach takiego traktowania, człowiek się poddaje i nabiera przeświadczenia, że coś z nim jest nie tak.
Jeśli chodzi o dzieci: nie, nie potrzebuję na nie pieniędzy. Pracuję jeśli koniecznie musisz wiedzieć i finansowo jestem samowystarczalna. Nie szukam faceta, żeby mieć zabezpieczenie finansowe. I boli mnie za każdym razem gdy zostaję (tak jak teraz) podpięta pod ten stereotyp. Ale właśnie twoja wypowiedź dokładnie zobrazowała podejście wielu facetów w kwestii dzieci: ''potrzebuje woła bo sama nie daje rady z dziećmi'' albo ''nie będę się zajmował babą z cudzymi bachorami'' OTÓŻ NIE!!!
I tak jak nie zaprzeczam, że istnieją takie kobiety, tak też zapewniam, że są takie które zwyczajnie pragną partnera na którym nie chcą żerować, ale też mu coś zaoferować od siebie.

#AJKO - Ten facet od dzieci był przez pewien czas moim mężem. I dopóki dostawał wszystko czego chciał (w tym dzieci) powiedzmy, że było dobrze. Nie wiem czy kiedykolwiek szczerze mnie kochał. Nigdy nic nie zrobił bezinteresownie. Jeśli nie miał z tego żadnej korzyści, po prostu tego nie robił. Nawet pomoc z mojej strony traktował jako atak. Nigdy nie mówił mi co czuje albo o czym myśli. Bardziej ufał koleżankom z pracy, mnie traktował jak wroga, mimo, że nieraz udowodniłam mu, że mu pomogę i będę z nim nawet kiedy jest źle.
Natomiast czy zdarzali się faceci, którzy się mnie nie podobali? Owszem, ale jeśli jednocześnie ja im się nie podobałam to o czym tu mówić?

Co się tyczy użalania się nad sobą... Był czas, że myślałam podobnie, że nie wolno użalać się nad sobą, że trzeba być silnym, myśleć o jutrze itp. Ale przyszedł taki czas, że zwyczajnie życie mnie pokonało. Zaczęło docierać do mnie, że być może do końca życia będę sama.
W momencie, kiedy ma się świadomość, że mężczyzna którego się bardzo kochało nigdy mnie nie kochał, strach przed samotnością atakuje ze zdwojoną siłą. ''Rośnie'' niska samoocena i człowiek zwyczajnie przestaje widzieć jasną stronę życia.
''Nie przejmuj się i żyj'' ''Emanujesz negatywną energią, negatywną energię dostajesz'' BARDZO ŁATWO POWIEDZIEĆ. Ale czasami potrzebna jest pomoc z zewnątrz.

28

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

Co się tyczy użalania się nad sobą... Był czas, że myślałam podobnie, że nie wolno użalać się nad sobą, że trzeba być silnym, myśleć o jutrze itp. Ale przyszedł taki czas, że zwyczajnie życie mnie pokonało. Zaczęło docierać do mnie, że być może do końca życia będę sama. W momencie, kiedy ma się świadomość, że mężczyzna którego się bardzo kochało nigdy mnie nie kochał, strach przed samotnością atakuje ze zdwojoną siłą. ''Rośnie'' niska samoocena i człowiek zwyczajnie przestaje widzieć jasną stronę życia. ''Nie przejmuj się i żyj'' ''Emanujesz negatywną energią, negatywną energię dostajesz'' BARDZO ŁATWO POWIEDZIEĆ. Ale czasami potrzebna jest pomoc z zewnątrz.

Bardzo chciałabym Ci pomóc, ale nie wiem jak. Zdaję sobie sprawę, że motywujące frazesy w stylu 'Nie przejmuj się i żyj' niczego nie załatwią, a nawet budzą irytację. Nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz, moja samotność jest inna. Jedyne co mi przychodzi do głowy to terapia, psycholog. Sama zaczęłam korzystać z porad, bo są chwile, że samemu się nie da przetrwać tej 'nocy'. Rozumiem, że masz dziecko/i więc nie do końca jesteś sama. Porady w stylu 'skup się na dzieciach' też wydają się mało pomocne, bo nie można rezygnować z własnych potrzeb i marzeń. Mam chyba za małą głowę i jeszcze mniejsze serce, bo nie wiem jak Ci pomóc, a bardzo bym chciała;/

29

Odp: Nikt mnie nie chce...
Sirubia napisał/a:

#Gary - po pierwsze nie musisz być ani złośliwy ani niemiły. Ale odpowiadając na twoje ''uwagi'':
nie, nie było innych facetów. To było tylko i wyłącznie moje zainteresowanie z mojej strony, które nie było odwzajemnione.

OK! Myślałem, że byłaś w relacji, a oni potem znikali.


I żebyś mnie źle nie zrozumiał, nie jestem osobą, która rzuca się na faceta tylko dlatego, że mi się podoba. Nie prześladuję, nie narzucam się. Ale potrafię wyczuć kiedy ktoś nie chce mojego towarzystwa i mnie unika. Uwierz, że po latach takiego traktowania, człowiek się poddaje i nabiera przeświadczenia, że coś z nim jest nie tak.

Dawno, dawno temu czułem się samotnym nastolatkiem i bardzo to przeżyłem. Dlatego wiem że samotność boli. Od tego czasu minęło wiele lat i nigdy nie byłem samotny. Ale wydaje mi się, że pewne rzeczy, które zrobiłem, aby nie być samotnym, byłyby ocenione przez osobę, która jest samotna, jako działania niestosowne. W młodości było chyba łatwiej -- w związki wchodziliśmy ponieważ druga osoba miała cechy, które nam odpowiadały. Jak się jest starszym to NIE wiążemy się, bo druga osoba ma cechy, które nam nie odpowiadają. Ale każda osoba ma cechy które nam odpowiadają i cechy które nam nie odpowiadają.


osobą, która rzuca się na faceta tylko dlatego, że mi się podoba.

A może to jest właściwe?



... Ale potrafię wyczuć kiedy ktoś nie chce mojego towarzystwa i mnie unika.

A może to były złe sygnały?



Jeśli chodzi o dzieci: nie, nie potrzebuję na nie pieniędzy. Pracuję jeśli koniecznie musisz wiedzieć i finansowo jestem samowystarczalna. Nie szukam faceta, żeby mieć zabezpieczenie finansowe. I boli mnie za każdym razem gdy zostaję (tak jak teraz) podpięta pod ten stereotyp. Ale właśnie twoja wypowiedź dokładnie zobrazowała podejście wielu facetów w kwestii dzieci: ''potrzebuje woła bo sama nie daje rady z dziećmi'' albo ''nie będę się zajmował babą z cudzymi bachorami'' OTÓŻ NIE!!!
I tak jak nie zaprzeczam, że istnieją takie kobiety, tak też zapewniam, że są takie które zwyczajnie pragną partnera na którym nie chcą żerować, ale też mu coś zaoferować od siebie.

No widzisz... ledwie napisałem parę zdań a Ty się już irytujesz.
Bo ja uważam, że dzieci nie są żadną przeszkodą o ile Ty sobie radzisz, masz swoje życie, pracę.
Zatem dlaczego dzieci przeszkadzają tym panom których poznajesz? To jest dobre pytanie.


Zaczęło docierać do mnie, że być może do końca życia będę sama. .

Hmm... niektórzy powiedzą, że życie się ułoży, że trzeba być pogodnie nastawionym do życia, chodzić z podniesioną głową. Że szczęście sprawi, że kogoś poznasz i będziecie razem.

Moja opinia jest jednak inna... Nic się nie ułoży... Szczęście nie przyjdzie...
Aby się ułożyło to trzeba ciężko pracować... czyli trzeba szczęścia bardzo intensywnie szukać, choć nawet nie wiadomo jak szukać. Ale niektórzy znajdują. Przysłowie "Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie sami". Może się więc nie poddawaj i nie zniechęcaj? Szukaj bratniej duszy? W końcu jest wielu samotnych mężczyzn...

Historie o jakich słyszałem były takie, że jedna kobieta szukała mężczyzny "projektowo" czyli jeden za drugim aż do celu (co może się wydawać beznadziejną radą... ale jej się udało). Druga -- nie poddawała się, poznawała różnych, relacje upadały, ale w końcu kogoś poznała... nie wiadomo czy to też nie upadnie.

Ale może piszę bzdury -- jak syty doradzający głodnemu...

30

Odp: Nikt mnie nie chce...
Gary napisał/a:

Moja opinia jest jednak inna... Nic się nie ułoży... Szczęście nie przyjdzie...
Aby się ułożyło to trzeba ciężko pracować... czyli trzeba szczęścia bardzo intensywnie szukać, choć nawet nie wiadomo jak szukać. Ale niektórzy znajdują. Przysłowie "Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie sami". Może się więc nie poddawaj i nie zniechęcaj? Szukaj bratniej duszy? W końcu jest wielu samotnych mężczyzn...

Historie o jakich słyszałem były takie, że jedna kobieta szukała mężczyzny "projektowo" czyli jeden za drugim aż do celu (co może się wydawać beznadziejną radą... ale jej się udało). Druga -- nie poddawała się, poznawała różnych, relacje upadały, ale w końcu kogoś poznała... nie wiadomo czy to też nie upadnie.

Ale może piszę bzdury -- jak syty doradzający głodnemu...

Gary, nie. Własnie jak zaibserwowałam, to przychodzi samo i znienacka.
Im bardziej ktoś szukał tym bardziej nie znajdował.
No może faktycznie jak się zawziął na jakiegoś Tindera czy inna Badoo i umówił się z wieloma, ale to wieloma osobami i to nie było 10 osób czy 20 ale i 100ka to moiże rzeczywiście sie udało, ale to hardcore.
Patrząc po rodzinie,l znajomych bliższych i dalszych, te wszystkie związki powstały nie wiadomo skąd, ludzie poznawali się zupełnie przypadkiem w codziennych okolicznościach. Również typowi domatorzy, co to tylko trasa praca-dom.
Koleżanki, które najbardziej szukały (i szukają) długo bardzo były same, albo są do dziś same.

31

Odp: Nikt mnie nie chce...
Monoceros napisał/a:
Sirubia napisał/a:

Zdradź mi proszę przepis na to jak po latach samotności, stracie nadziei i patrzeniu jak kolejni faceci mają cię gdzieś zachować radość życia i dobry humor?
Kiedyś byłam radosna i umiałam się śmiać a mimo wszystko nawet wtedy nikt na mnie nie zwracał uwagi.
Jak mam więc teraz się cieszyć?

Normalnie, jak ja. Nie miałam faceta, trochę mi tego brakuje, nie sprawia to, że zaraz zaczne tracić nadzieję w życie i być samotna. Mój dobry humor zależy ode mnie, a nie do tego, czy się komuś podobam. Moja samoocena nie zależy od tego, czy kogoś pociągam seksualne. Śmieję się z zabawnych rzeczy, a nie dlatego, że jest obok mnie jakiś mężczyzna. Nie jestem samotna, bo mam wokół siebie ludzi i nie stawiam całego swojego życia na jedną kartę, na jedną osobę.

W życiu wiele się wydarzy poza jakimś romansem czy związkiem. Nie rozumiem ludzi, którzy upierają się, że ta "jedna, jedyna rzecz" da im szczęście, czy to będzie partner, czy jakaś praca, czy kariera, czy dziecko, czy pieniądze. A potem się okazuje, że się je ma - i człowiek nadal jest nieszczęśliwy, bo i tak nie potrafi być ze sobą. Albo jeszcze inaczej, okazuje się, że nie może tej rzeczy mieć, traci pracę, ukochany partner zdradza, jest się bezpłodnym, traci się pieniądze w jakiś sposób.
Prosty przepis? Przestań czekać, żyj.

Oo, więcej takich opinii poproszę big_smile

32

Odp: Nikt mnie nie chce...

Prawda jest taka ze kazdy z nas "ma" coś czego ..nie ma smile W sensie lukę, której zapełnienie nie bedzie możliwe nigdy albo nie w takim samym stopniu jak maja to inni. Takie jest życie i jak napisala Lady Loka "nie będzie dla wszystkich" i odnosi się to do różnych sfer życia.  Pytanie tylko co z tym zrobimy. Bo możemy przezyc życie skupiając się na tym czego brakuje albo na tym co mamy i co jeszcze mieć możemy.
Rossanko piszesz ze samotność nie definiuje i nie dominuje Twojego życia ale mam wrażenie że jednak tak jest. Co z tego ze koleżanki widza i myślą ze Ci tak pasuje, ze praca, zajęcia, kursy,zakupy robią Ci za cały świat a facet nie jest potrzebny skoro Ty sama wewnętrznie tak nie czujesz i udajesz przed nimi? Bo jeśli Cie ta praca, kursy, zakupy prawdziwie nie cieszą i nie angażujesz się w nie bo chcesz tylko stanowią temat zastępczy dla posiadania partnera i wypelniacz czasu to czy Ty nadal nie żyjesz tak po prawdzie byciem singielka? Bo takie mam wrażenie i nie chce by to zabrzmiało oskarżycielsko a raczej z troską. Widzisz ja mam też coś czego mieć nie będę, dzieci. Swiadoma bede tego do końca życia ale to mi nie dominuje świata. Bo ja poza tym mam inne osoby, sprawy które mnie cieszą i to cieszą prawdziwie a nie na siłę bo musze jakoś zabić instynkt macierzyński. Może pomyślę o adopcji kto wie a może nie. Mam poczucie niepełności mojego życia i nie zamierzam udawać ze tak nie jest ale dla mnie to jest chyba naturalne odczucie u każdego człowieka. Jeden nie może chodzić i nigdy nie pobiegnie, inny ma chore ciężko dziecko i nigdy nie zobaczy jak ono tanczy na swoim ślubie a jeszcze ktoś inny nie ma partnera, dzieci. Masz tyle lat ile masz wiec pewnie dzieci biologicznych się nie doczekasz podobnie jak ja ale pojawienie się kogos w Twoim życiu to jeszcze otwarta gra, kto wie może na 60tke się znajdzie ktoś z kim zechcesz dzielić życie i będzie to 20 najpiękniejszych lat związku, których nie zamienilabys na długoletnie zwiazki Twoich znajomych. Zyj kochana, poprostilu zyj ale prawdziwie a nie żeby zabić czas, smutek. Kup zwierzaka i tul go jak Ci smutno, poza tym kto wie może na spacerze z azorem poznasz miłość życia smile  A nawet jeśli nie to będziesz miała przyjaciela, zajęcie i pretekst do ruszenia się z domu.Nie marnuj czasu który  jeszcze masz (miejmy nadzieję dłuuuugiego czasu) nad rozpamiętywaniem brakow bo to trochę tak jakbyś żałowała każdego grosza i przeżyła zycie w skrajnym ubóstwie mając pełne konto.

33 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-22 15:59:58)

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Gary napisał/a:

Moja opinia jest jednak inna... Nic się nie ułoży... Szczęście nie przyjdzie...
Aby się ułożyło to trzeba ciężko pracować... czyli trzeba szczęścia bardzo intensywnie szukać, choć nawet nie wiadomo jak szukać. Ale niektórzy znajdują. Przysłowie "Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie sami". Może się więc nie poddawaj i nie zniechęcaj? Szukaj bratniej duszy? W końcu jest wielu samotnych mężczyzn...

Historie o jakich słyszałem były takie, że jedna kobieta szukała mężczyzny "projektowo" czyli jeden za drugim aż do celu (co może się wydawać beznadziejną radą... ale jej się udało). Druga -- nie poddawała się, poznawała różnych, relacje upadały, ale w końcu kogoś poznała... nie wiadomo czy to też nie upadnie.

Ale może piszę bzdury -- jak syty doradzający głodnemu...

Gary, nie. Własnie jak zaibserwowałam, to przychodzi samo i znienacka.
Im bardziej ktoś szukał tym bardziej nie znajdował.
No może faktycznie jak się zawziął na jakiegoś Tindera czy inna Badoo i umówił się z wieloma, ale to wieloma osobami i to nie było 10 osób czy 20 ale i 100ka to moiże rzeczywiście sie udało, ale to hardcore.
Patrząc po rodzinie,l znajomych bliższych i dalszych, te wszystkie związki powstały nie wiadomo skąd, ludzie poznawali się zupełnie przypadkiem w codziennych okolicznościach. Również typowi domatorzy, co to tylko trasa praca-dom.
Koleżanki, które najbardziej szukały (i szukają) długo bardzo były same, albo są do dziś same.

No ale skoro statystyka wymaga, by poznać 100 osób a nie 10 to moze trzeba własnie na te 100 randek iść?
niektórzy tylko mówią. ze szukają..i sami siebie oszukują.
poza tym podpisuję się pod opinią Feniks. I obawiam się, że gdybyś weszła w skórę moją, Feniks czy Garego znalazłabyś powody do narzekania i płakania nad swoim losem, więc problem sama sobie tworzysz.

34

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Widzisz ja  mam też coś czego mieć nie będę, dzieci. Swiadoma bede tego do końca życia ale to mi nie dominuje świata. Bo ja poza tym mam inne osoby, sprawy które mnie cieszą i to cieszą prawdziwie a nie na siłę bo musze jakoś zabić instynkt macierzyński. Może pomyślę o adopcji kto wie a może nie. Mam poczucie niepełności mojego życia i nie zamierzam udawać ze tak nie jest ale dla mnie to jest chyba naturalne odczucie u każdego człowieka. Jeden nie może chodzić i nigdy nie pobiegnie, inny ma chore ciężko dziecko i nigdy nie zobaczy jak ono tanczy na swoim ślubie a jeszcze ktoś inny nie ma partnera, dzieci.

Czy to nie jest tak, że Twój ból/brak rozkłada się na dwie osoby - Ciebie i męża/partnera. Myślę, że każdy brak jest inny, radzimy sobie z tym również różnie. Tylko, że za brakiem drugiej połówki ciągną się też inne braki tj, brak potomstwa, rodzinnych Świąt, przekazywania mądrości, dzielenia się doświadczeniem. Oczywiście, że jesteśmy otoczeni mnóstwem ludzi (rodziną, znajomymi, współpracownikami, sąsiadami) i mamy swoje pasje (i jest ich co raz więcej smile) i są momenty, że o wszystkim co boli zapominamy .. ale to wraca, a czasami ze zdwojoną siła. Tak już jest .. wzloty i upadki .. oby tych wzlotów było więcej smile

feniks35 napisał/a:

Masz tyle lat ile masz wiec pewnie dzieci biologicznych się nie doczekasz podobnie jak ja ale pojawienie się kogos w Twoim życiu to jeszcze otwarta gra, kto wie może na 60tke się znajdzie ktoś z kim zechcesz dzielić życie i będzie to 20 najpiękniejszych lat związku, których nie zamienilabys na długoletnie zwiazki Twoich znajomych.

To już bardzo 'grubymi nićmi szyte', w sensie bardzo mało prowdopodobne. Poza tym sama myśl życia 80 lat to jakaś udręka, 60 wydaje się być starsznie dużo. Zawsze miałam nadzieję, żę szybko się zawinę wink

feniks35 napisał/a:

Zyj kochana, poprostilu zyj ale prawdziwie a nie żeby zabić czas, smutek. Kup zwierzaka i tul go jak Ci smutno, poza tym kto wie może na spacerze z azorem poznasz miłość życia smile  A nawet jeśli nie to będziesz miała przyjaciela, zajęcie i pretekst do ruszenia się z domu. Nie marnuj czasu który  jeszcze masz (miejmy nadzieję dłuuuugiego czasu) nad rozpamiętywaniem brakow bo to trochę tak jakbyś żałowała każdego grosza i przeżyła zycie w skrajnym ubóstwie mając pełne konto.

Każda/y z nas daje z siebie wszystko smile

35

Odp: Nikt mnie nie chce...
Ela210 napisał/a:

No ale skoro statystyka wymaga, by poznać 100 osób a nie 10 to moze trzeba własnie na te 100 randek iść?
niektórzy tylko mówią. ze szukają..i sami siebie oszukują. poza tym podpisuję się pod opinią Feniks. I obawiam się, że gdybyś weszła w skórę moją, Feniks czy Garego znalazłabyś powody do narzekania i płakania nad swoim losem, więc problem sama sobie tworzysz.

My się tu dzielimy problemami, czasami łatwiej wylać żale na Forum, pomaga nam to łatwiej się podnieść i wrócić w lepszej formie do codzienności. To trochę jak terapia wink .. a Ty Elu210 nie bądź taka 'hop do przodu', coś mi się wydaje, że w skórze Rossanki  też nie byłabyś skowronkiem smile

36

Odp: Nikt mnie nie chce...
Ela210 napisał/a:
rossanka napisał/a:
Gary napisał/a:

Moja opinia jest jednak inna... Nic się nie ułoży... Szczęście nie przyjdzie...
Aby się ułożyło to trzeba ciężko pracować... czyli trzeba szczęścia bardzo intensywnie szukać, choć nawet nie wiadomo jak szukać. Ale niektórzy znajdują. Przysłowie "Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie sami". Może się więc nie poddawaj i nie zniechęcaj? Szukaj bratniej duszy? W końcu jest wielu samotnych mężczyzn...

Historie o jakich słyszałem były takie, że jedna kobieta szukała mężczyzny "projektowo" czyli jeden za drugim aż do celu (co może się wydawać beznadziejną radą... ale jej się udało). Druga -- nie poddawała się, poznawała różnych, relacje upadały, ale w końcu kogoś poznała... nie wiadomo czy to też nie upadnie.

Ale może piszę bzdury -- jak syty doradzający głodnemu...

Gary, nie. Własnie jak zaibserwowałam, to przychodzi samo i znienacka.
Im bardziej ktoś szukał tym bardziej nie znajdował.
No może faktycznie jak się zawziął na jakiegoś Tindera czy inna Badoo i umówił się z wieloma, ale to wieloma osobami i to nie było 10 osób czy 20 ale i 100ka to moiże rzeczywiście sie udało, ale to hardcore.
Patrząc po rodzinie,l znajomych bliższych i dalszych, te wszystkie związki powstały nie wiadomo skąd, ludzie poznawali się zupełnie przypadkiem w codziennych okolicznościach. Również typowi domatorzy, co to tylko trasa praca-dom.
Koleżanki, które najbardziej szukały (i szukają) długo bardzo były same, albo są do dziś same.

No ale skoro statystyka wymaga, by poznać 100 osób a nie 10 to moze trzeba własnie na te 100 randek iść?
niektórzy tylko mówią. ze szukają..i sami siebie oszukują.
poza tym podpisuję się pod opinią Feniks. I obawiam się, że gdybyś weszła w skórę moją, Feniks czy Garego znalazłabyś powody do narzekania i płakania nad swoim losem, więc problem sama sobie tworzysz.

Podepnę się jeszcze.
Wielokrotnie tutaj na forum mówiłam, że paradoksalnie nie będąc w związku było mi dużo wygodniej niż jak już w związku jestem.
Wcześniej nie musiałam swojego czasu dostosowywać do drugiej osoby. Nie musiałam z nikim konsultować kiedy chcę iść do kina, na co chcę iść, co chcę zjeść, gdzie jechać na wakacje. Po prostu brałam i to robiłam. Nie musiałam się zastanawiać czy jak pójdę na kurs szydełkowania to partner mi powie, że nie poświęcam mu wystarczająco czasu. Brałam i szłam.

Wchodząc w związek świadomie podjęłam decyzję, że sama siebie ograniczę, ale dopiero jak w ten związek weszłam to zauważyłam, ile czasu wcześniej poświęciłam na marudzenie, że nikt mnie nie chce, a mogłam robić tyle różnych rzeczy, że głowa mała.
I dlatego poza tym, że uważam, że na randki po prostu trzeba chodzić, bo samo nie przyjdzie, to warto przepracować problem samemu w sobie i stanąć samemu ze sobą w sytuacji, kiedy partner się w życiu już nie pojawi. Przeboleć, przepłakać, przemarudzić i wywalić ten smutek ze swojego życia. To jest jak najbardziej wykonalne, trudne, ale wykonalne i jest bardzo uwalniające psychicznie.

Ja mam szansę na biologiczne dzieci, ale ta szansa jest na tyle mała, że przepracowywałam w sobie sytuację, co będzie, jeżeli nie będzie dzieci. Płakałam, marudziłam, przeżywałam niesamowicie. Ale kiedy się z tym pogodziłam, poczułam ulgę. Mam scenariusz na życie z dziećmi i bez dzieci i nawet momentami to życie bez dzieci jawi mi się jako dużo bardziej atrakcyjne.

I wiecie, dopiero wtedy będziecie w stanie cieszyć się z tego, co Wam życie przyniesie i z tego, jakie życie macie. Bo facet to tylko jedna część życia. A jedna część życia nie powinna definiować całej reszty.

37

Odp: Nikt mnie nie chce...
nina01p napisał/a:
feniks35 napisał/a:

Widzisz ja  mam też coś czego mieć nie będę, dzieci. Swiadoma bede tego do końca życia ale to mi nie dominuje świata. Bo ja poza tym mam inne osoby, sprawy które mnie cieszą i to cieszą prawdziwie a nie na siłę bo musze jakoś zabić instynkt macierzyński. Może pomyślę o adopcji kto wie a może nie. Mam poczucie niepełności mojego życia i nie zamierzam udawać ze tak nie jest ale dla mnie to jest chyba naturalne odczucie u każdego człowieka. Jeden nie może chodzić i nigdy nie pobiegnie, inny ma chore ciężko dziecko i nigdy nie zobaczy jak ono tanczy na swoim ślubie a jeszcze ktoś inny nie ma partnera, dzieci.

Czy to nie jest tak, że Twój ból/brak rozkłada się na dwie osoby - Ciebie i męża/partnera. Myślę, że każdy brak jest inny, radzimy sobie z tym również różnie. Tylko, że za brakiem drugiej połówki ciągną się też inne braki tj, brak potomstwa, rodzinnych Świąt, przekazywania mądrości, dzielenia się doświadczeniem. Oczywiście, że jesteśmy otoczeni mnóstwem ludzi (rodziną, znajomymi, współpracownikami, sąsiadami) i mamy swoje pasje (i jest ich co raz więcej smile) i są momenty, że o wszystkim co boli zapominamy .. ale to wraca, a czasami ze zdwojoną siła. Tak już jest .. wzloty i upadki .. oby tych wzlotów było więcej smile

feniks35 napisał/a:

Masz tyle lat ile masz wiec pewnie dzieci biologicznych się nie doczekasz podobnie jak ja ale pojawienie się kogos w Twoim życiu to jeszcze otwarta gra, kto wie może na 60tke się znajdzie ktoś z kim zechcesz dzielić życie i będzie to 20 najpiękniejszych lat związku, których nie zamienilabys na długoletnie zwiazki Twoich znajomych.

To już bardzo 'grubymi nićmi szyte', w sensie bardzo mało prowdopodobne. Poza tym sama myśl życia 80 lat to jakaś udręka, 60 wydaje się być starsznie dużo. Zawsze miałam nadzieję, żę szybko się zawinę wink

Tak faktycznie u mnie bol  brak potomstwa rozkłada się na dwie osoby, mnie i męża. Tylko ze to miecz obosieczny. Bo oznacza ze moja niepłodność uderza tez w niego i nie jest wcale cudownym uczuciem wiedzieć ze przez moje problemy zdrowotne maz nie będzie nigdy ojcem swoich biologicznych dzieci, dzieci które tak lubi. I tak jak piszesz ten brak pociaga również inne braki za soba: Święta rodzinne gdzie wszystkie szwagierki maja swoje brzdące i mowia o nich non stop, wyjazdy ze znajomymi którzy zabierają ze sobą swoje pociechy, dzien matki i ojca którego nie obchodzimy jak również dzien babci i dziadka którego  nie mieli nigdy szansy obchodzić moi rodzice ( jestem jedynaczka). I mogłabym tak mnożyć zle rzeczy które się ciagna za faktem bycia niepłodną i dojść w sumie do wniosku że zaraz mnie maz zostawi pewnie bo może lepsza zdrowa zona ktora może jeszcze mu urodzić dziecko. Tylko ze ja tak nie zamierzam zyc. Każdy ma swój krzyz który niesie, dlaczego ja miałabym go nie mieć? I wcale nie jest to jedyny problem w moim życiu. Poza tym ile mam fajnych spraw w moim życiu. Rodzine i męża ktorzy mnie kochaja, fajnych przyjaciół, dom niebrzydki, prace stabilną, jestem całkiem atrakcyjna jak na swoj wiek ( i skromna big_smile) i ogólnie jestem chyba spoko babką ktora da się lubić bo ludzie do mnie lgną wiec i radości w życiu mam sporo. No i wysypiam się w weekendy do oporu wink  Czasem oczywiście myślę o tym ze brakuje dziecka i o utraconych ciążach, ile lat miałyby dzis moje dzieci gdyby dane im było się urodzić. Ale to sa chwile, świadomość z którą jestem pogodzona a nie myślenie na zasadzie żyję bo żyję ale co to za życie.
A wiek 80 lat wcale nie musi być meka. Moja mama ma 70 i uczy się nowych rzeczy. Ma czas na emeryturze dla siebie i spokoj którego brakowało jej w pedzie życia zawodowego.  Mój ojciec podobnie.

38

Odp: Nikt mnie nie chce...

Loka chapeau bas! smile

39

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Gary, nie. Własnie jak zaibserwowałam, to przychodzi samo i znienacka.
Im bardziej ktoś szukał tym bardziej nie znajdował.
No może faktycznie jak się zawziął na jakiegoś Tindera czy inna Badoo i umówił się z wieloma, ale to wieloma osobami i to nie było 10 osób czy 20 ale i 100ka to moiże rzeczywiście sie udało, ale to hardcore.

Właśnie chodzi o hardcore... W liceum było kilka klas, gdzie było pewnie w 100 dziewczyn, a z tego powstały dwie-trzy pary.


Patrząc po rodzinie,l znajomych bliższych i dalszych, te wszystkie związki powstały nie wiadomo skąd, ludzie poznawali się zupełnie przypadkiem w codziennych okolicznościach. Również typowi domatorzy, co to tylko trasa praca-dom.
Koleżanki, które najbardziej szukały (i szukają) długo bardzo były same, albo są do dziś same.

Dokładnie... mieli wiele możliwości poznania wielu osób i gdzieś-tam iskra przeskoczyła.

Teraz gdy nie mamy tak wielu możliwości to pozostaje internet i spotkania. Trzeba odrzucić wiele osób, aby poznać kilka naprawdę fajnych.

40 Ostatnio edytowany przez Gary (2020-12-22 22:35:38)

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

... paradoksalnie nie będąc w związku było mi dużo wygodniej niż jak już w związku jestem.
Wcześniej nie musiałam swojego czasu dostosowywać do drugiej osoby. Nie musiałam z nikim konsultować kiedy chcę iść do kina, na co chcę iść, co chcę zjeść, gdzie jechać na wakacje. Po prostu brałam i to robiłam. Nie musiałam się zastanawiać czy jak pójdę na kurs szydełkowania to partner mi powie, że nie poświęcam mu wystarczająco czasu. Brałam i szłam.

To jest przykra prawda o związkach...
Dlaczego nie można iść do kina kiedy się chce i na co się chce? W imię czego?
I dlaczego trzeba poświęcać czas, a nie po prostu być ze sobą?
Dużo egoizmu, który szkodzi drugiej osobie, jest w związkach.

Przeczytanie akapitu LadyLoka jest bolesne...

Kiedyś myślałem, że gdybym miał iść do kina sam na dowolny film bez fochów, to musiałbym to zrobić potajemnie. A skoro potajemnie, to jaka zabawa byłaby najlepsza? Seks oczywiście...


Ja mam szansę na biologiczne dzieci, ale ta szansa jest na tyle mała, że przepracowywałam w sobie sytuację, co będzie, jeżeli nie będzie dzieci. Płakałam, marudziłam, przeżywałam niesamowicie. Ale kiedy się z tym pogodziłam, poczułam ulgę. Mam scenariusz na życie z dziećmi i bez dzieci i nawet momentami to życie bez dzieci jawi mi się jako dużo bardziej atrakcyjne.

Oby tylko ten ciąg pogodzenia się z takimi lub innymi rozstrzygnięciami losu nie stał się normą. Człowiek który nie ma celu jest nieszczęśliwy. Cele sami wyznaczamy. Warto walczyć o cele.

Pokonanie samotności to bardzo ważny cel.
Posiadanie dzieci również.

Można przegrać w ważnej dla nas kwestii, byleśmy będąc starsi o 20 lat mogli sobie powiedzieć "Zrobiłam WTEDY wszystko co należało zrobić. Nie udało się. Taki los.".


@moderacja: napisałem posta pod postem bo myślałem, że ktoś pisał w międzyczasie...

41 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-22 23:19:13)

Odp: Nikt mnie nie chce...
nina01p napisał/a:
Ela210 napisał/a:

No ale skoro statystyka wymaga, by poznać 100 osób a nie 10 to moze trzeba własnie na te 100 randek iść?
niektórzy tylko mówią. ze szukają..i sami siebie oszukują. poza tym podpisuję się pod opinią Feniks. I obawiam się, że gdybyś weszła w skórę moją, Feniks czy Garego znalazłabyś powody do narzekania i płakania nad swoim losem, więc problem sama sobie tworzysz.

My się tu dzielimy problemami, czasami łatwiej wylać żale na Forum, pomaga nam to łatwiej się podnieść i wrócić w lepszej formie do codzienności. To trochę jak terapia wink .. a Ty Elu210 nie bądź taka 'hop do przodu', coś mi się wydaje, że w skórze Rossanki  też nie byłabyś skowronkiem smile

aż się uśmiechnęłam smile w skórze Rossanki czyli 43 letniej singielki nie straszącej bynajmniej wyglądem jak powiedział netfacet Naprędce tu kiedyś więc mu wierzę smile szukałabym Pana do kochania  i bym na pewno znalazła smile
Tylko co z moją cielesną powłoką? Duch Rossanki wystraszyłby wszystkich moich wielbicieli tongue wróciłabym na ruinę big_smile
Naprawdę nie wiem co jest strasznego w skórze Rossanki smile W myśleniu raczej ma swojego własnego wroga smile

42

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

Rossanko piszesz ze samotność nie definiuje i nie dominuje Twojego życia ale mam wrażenie że jednak tak jest. Co z tego ze koleżanki widza i myślą ze Ci tak pasuje, ze praca, zajęcia, kursy,zakupy robią Ci za cały świat a facet nie jest potrzebny skoro Ty sama wewnętrznie tak nie czujesz i udajesz przed nimi? Bo jeśli Cie ta praca, kursy, zakupy prawdziwie nie cieszą i nie angażujesz się w nie bo chcesz tylko stanowią temat zastępczy dla posiadania partnera i wypelniacz czasu to czy Ty nadal nie żyjesz tak po prawdzie byciem singielka?


Te zajęcia wypełniają mi lukę tych zajęć: np potrzebuje nowych ubrań - idę na zakupy - jestem zadowolona. ALbo: chce poćwiczyć- biore rowr - jade na wycieczke - jestem zadowolona. Czasem faktycznie "zabijam tym" problem, ale sądze, że lepsze to niż siedzenie w domu i rozmyślanie?





feniks35 napisał/a:

Bo takie mam wrażenie i nie chce by to zabrzmiało oskarżycielsko a raczej z troską. Widzisz ja mam też coś czego mieć nie będę, dzieci. Swiadoma bede tego do końca życia ale to mi nie dominuje świata.

Ja też. I pomyślałam: dobrze, dzieci mieć nie będziesz, ok, zdarza się, odpuszczam . ALe kiedyś też pomyślałam: ale partnera też mam nie mieć i też odpuścić? ANi tego ani tego. tROCHĘ KANAŁ.
sad



feniks35 napisał/a:

Bo ja poza tym mam inne osoby, sprawy które mnie cieszą i to cieszą prawdziwie a nie na siłę bo musze jakoś zabić instynkt macierzyński. Może pomyślę o adopcji kto wie a może nie. Mam poczucie niepełności mojego życia i nie zamierzam udawać ze tak nie jest ale dla mnie to jest chyba naturalne odczucie u każdego człowieka. Jeden nie może chodzić i nigdy nie pobiegnie, inny ma chore ciężko dziecko i nigdy nie zobaczy jak ono tanczy na swoim ślubie a jeszcze ktoś inny nie ma partnera, dzieci. Masz tyle lat ile masz wiec pewnie dzieci biologicznych się nie doczekasz podobnie jak ja ale pojawienie się kogos w Twoim życiu to jeszcze otwarta gra, kto wie może na 60tke się znajdzie ktoś z kim zechcesz dzielić życie i będzie to 20 najpiękniejszych lat związku, których nie zamienilabys na długoletnie zwiazki Twoich znajomych. Zyj kochana, poprostilu zyj ale prawdziwie a nie żeby zabić czas, smutek. Kup zwierzaka i tul go jak Ci smutno, poza tym kto wie może na spacerze z azorem poznasz miłość życia smile  A nawet jeśli nie to będziesz miała przyjaciela, zajęcie i pretekst do ruszenia się z domu.Nie marnuj czasu który  jeszcze masz (miejmy nadzieję dłuuuugiego czasu) nad rozpamiętywaniem brakow bo to trochę tak jakbyś żałowała każdego grosza i przeżyła zycie w skrajnym ubóstwie mając pełne konto.

Poza tymi jękami na forum, to ja cos ciągle robię, ale o tym nie pisze, już Poegowatej to pisałam, więc to wygląda jakbym cały czas tylko o tym jednym myślała.
Coś jak forum cukrzyków, gdzie osoba pisze o swojej cukrzycy i wygląda na to, ze nie ma swojego życia tylko tą cukrzycę.
Ostatnio przeszło mi też przez głowę, że to nie jest akurat dziwne. Tyle lat bycia samej, każdemu by już się wylewało uszami i nie ma się co dziwić. Bywały okresy, gdy zastanawiałam się, czy ja się jeszcze nadaje do życia w związku i mieszkania razem.

43

Odp: Nikt mnie nie chce...

no ale moze powinnaś ppisać o innych aspektach siebie jak większośc ludzi tutaj.. Moze daj się poznać z innej strony..

44

Odp: Nikt mnie nie chce...
Ela210 napisał/a:

no ale moze powinnaś ppisać o innych aspektach siebie jak większośc ludzi tutaj.. Moze daj się poznać z innej strony..

Ten problem mnie nurtuje i z nim tu przyszłam. Dziwne, ale o innych rzeczach nie mam jakoś chęci tu pisać. Co innego prywatnie, albo przy osobistym poznaniu.
Ja ogólnie chę zostać anonimowa, o ile się da, po parę osob tu ma moje namiary. Mam nadzieję że sie one nie wydadzą yikes

45

Odp: Nikt mnie nie chce...
Gary napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

... paradoksalnie nie będąc w związku było mi dużo wygodniej niż jak już w związku jestem.
Wcześniej nie musiałam swojego czasu dostosowywać do drugiej osoby. Nie musiałam z nikim konsultować kiedy chcę iść do kina, na co chcę iść, co chcę zjeść, gdzie jechać na wakacje. Po prostu brałam i to robiłam. Nie musiałam się zastanawiać czy jak pójdę na kurs szydełkowania to partner mi powie, że nie poświęcam mu wystarczająco czasu. Brałam i szłam.

To jest przykra prawda o związkach...
Dlaczego nie można iść do kina kiedy się chce i na co się chce? W imię czego?
I dlaczego trzeba poświęcać czas, a nie po prostu być ze sobą?
Dużo egoizmu, który szkodzi drugiej osobie, jest w związkach.

Przeczytanie akapitu LadyLoka jest bolesne...

Kiedyś myślałem, że gdybym miał iść do kina sam na dowolny film bez fochów, to musiałbym to zrobić potajemnie. A skoro potajemnie, to jaka zabawa byłaby najlepsza? Seks oczywiście...

Ale to nie o to chodzi, że nie mogę. Zawsze mogę bo sama o sobie stanowię. I chodzę do kina sama i chodzś z partnerem. Chodziło mi o to, że jak jesteśmy sami, to decydujemy sami. Jak razem, to decydujemy razem. Analogiczna sytuacja do wychodzenia do kina z przyjaciólmi.

A poświęcanie czasu też jest logiczne. Jak się czasu z partnerem nie spędza, to ludzie się od siebie oddalają. Jak się jest w relacji, to się nad nią pracuje.

46

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Zawsze mogę bo sama o sobie stanowię.

Teoretycznie ja też mogę, ale praktycznie jest to niemożliwe. Coś w stylu -- jeśli odłożę każdego dnia 1zł, to w końcu będę miał milion.

47

Odp: Nikt mnie nie chce...
Gary napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Zawsze mogę bo sama o sobie stanowię.

Teoretycznie ja też mogę, ale praktycznie jest to niemożliwe. Coś w stylu -- jeśli odłożę każdego dnia 1zł, to w końcu będę miał milion.

Czemu jest to niemożliwe? Dla mnie to nie jest coś niemożliwego. Częścią mojego decydowania o sobie jest to, że weszłam w zwiazek. Ale dalej partner niczego mi nie może zabronić ani nakazać.

48

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

A poświęcanie czasu też jest logiczne. Jak się czasu z partnerem nie spędza, to ludzie się od siebie oddalają. Jak się jest w relacji, to się nad nią pracuje.

Poświęcanie czasu - to zabrzmiało tak, jakby sie myślało, kurcze, jutro musze dwie godziny spędzić z moim Maćkiem, bo jestem w związku to tak trzeba. Muszę wygospodarować dla niego czas.
Myślę, że to ma przyjść naturalnie, chce się z kimś spędzać czas, a nie myśli o tym, że powinno się z kimś czas spędzać bo to związek i trzeba dbać o związek.

Nawet z koleżankami. Po prostu chcesz, to spędzasz z nimi czas. A nie myślisz- kurcze z Kaśką ostatnio mam mniejszy kontakt,l musze jej poświęcić więcej czasu , może jutro między 13 a 14tą. Takie rzeczy wychodzą naturalnie.

49

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

A poświęcanie czasu też jest logiczne. Jak się czasu z partnerem nie spędza, to ludzie się od siebie oddalają. Jak się jest w relacji, to się nad nią pracuje.

Poświęcanie czasu - to zabrzmiało tak, jakby sie myślało, kurcze, jutro musze dwie godziny spędzić z moim Maćkiem, bo jestem w związku to tak trzeba. Muszę wygospodarować dla niego czas.
Myślę, że to ma przyjść naturalnie, chce się z kimś spędzać czas, a nie myśli o tym, że powinno się z kimś czas spędzać bo to związek i trzeba dbać o związek.

Nawet z koleżankami. Po prostu chcesz, to spędzasz z nimi czas. A nie myślisz- kurcze z Kaśką ostatnio mam mniejszy kontakt,l musze jej poświęcić więcej czasu , może jutro między 13 a 14tą. Takie rzeczy wychodzą naturalnie.

Oczywiście, że wychodzą.
Niemniej jest to czas, który poświęcasz dla drugiej osoby kosztem czegoś innego, co mogłabyś robić.
Kwestia tego, że w dalszym ciągu bycie z drugą osobą nie powinno być sensem życia. Można robić wiele innych rzeczy.

50

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

A poświęcanie czasu też jest logiczne. Jak się czasu z partnerem nie spędza, to ludzie się od siebie oddalają. Jak się jest w relacji, to się nad nią pracuje.

Poświęcanie czasu - to zabrzmiało tak, jakby sie myślało, kurcze, jutro musze dwie godziny spędzić z moim Maćkiem, bo jestem w związku to tak trzeba. Muszę wygospodarować dla niego czas.
Myślę, że to ma przyjść naturalnie, chce się z kimś spędzać czas, a nie myśli o tym, że powinno się z kimś czas spędzać bo to związek i trzeba dbać o związek.

Nawet z koleżankami. Po prostu chcesz, to spędzasz z nimi czas. A nie myślisz- kurcze z Kaśką ostatnio mam mniejszy kontakt,l musze jej poświęcić więcej czasu , może jutro między 13 a 14tą. Takie rzeczy wychodzą naturalnie.

Oczywiście, że wychodzą.
Niemniej jest to czas, który poświęcasz dla drugiej osoby kosztem czegoś innego, co mogłabyś robić.
Kwestia tego, że w dalszym ciągu bycie z drugą osobą nie powinno być sensem życia. Można robić wiele innych rzeczy.

Ti ja tak tego nie czuje, że poświęcam czas komuś kosztem czeghoś.
Okres przebywania z daną osobą w ogóle nie traktuje jak poświęcenie czegoś.
Chyba, ze byłoby to spotkanie z osobą, z którą się nie chcę spotkać.

51 Ostatnio edytowany przez R_ita (2020-12-23 14:47:07)

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
ladyloka napisał/a:

Oczywiście, że wychodzą.
Niemniej jest to czas, który poświęcasz dla drugiej osoby kosztem czegoś innego, co mogłabyś robić.
Kwestia tego, że w dalszym ciągu bycie z drugą osobą nie powinno być sensem życia. Można robić wiele innych rzeczy.

Ti ja tak tego nie czuje, że poświęcam czas komuś kosztem czeghoś.
Okres przebywania z daną osobą w ogóle nie traktuje jak poświęcenie czegoś.
Chyba, ze byłoby to spotkanie z osobą, z którą się nie chcę spotkać.

Trochę nie rozumiem tej kwestii... w sensie interpretowania tematu przez Lokę. 
Ogólnie uważam jak Rossanka, przecież ja świadomie podejmuje decyzję, że chce ten czas spędzić z drugą osobą i jest to dla mnie czysta przyjemność skoro jesteśmy razem, a nie kalkulacja i "wrzucenie w koszty" konieczności poświęcania komuś czasu by zachować status bycia z kimś? Czy jak?

52

Odp: Nikt mnie nie chce...

Łapiecie mnie za słówka i analizujecie jak opowiadanie na polskim tongue i dlatego nie rozumiecie.

Nigdzie nie napisałam, że spędzanie czasu z drugą osobą jest wielkim poświęceniem i liczy się to jako koszta bycia w związku.
Napisałam natomiast, że będąc w związku nie ma się siłą rzeczy takiej swobody jak w momencie, kiedy jest się singlem. Wiadomo, że wchodząc w związek rezygnujemy z niej świadomie i dobrowolnie.
Natomiast jak się w związku nie jest, to warto wykorzystać ten czas na coś innego niż gorzkie żale.

53 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2020-12-23 16:14:15)

Odp: Nikt mnie nie chce...

A ja Lokę rozumiem bo sądzę że jej nie chodzi o poświęcanie sensu stricte ze ja się zmuszam heroicznie do dania uwagi partnerowi. Choci raczej o inne kwestie, np on potrzebuje się poprzytulać a ja wiem ze w domu jest syf i powinnam juz dawno posprzątać ale ważniejsze niż lśniący dom jest partner i trudno posprzątam później, jutro albo wcale tongue
Albo on bardzo lubi opowiadać mi o autach a ja niekoniecznie się tym interesuje ale ponieważ to jego pasja to dlatego ze go kocham i wiem ze mu tym zrobię przyjemnosc to posłucham o tym cierpliwie. Będę miała frajdę z samego faktu ze jemu jest milo chociaz w czasie kiedy on mówi o tych autach chętnie poczytałabym książkę ktora mnie interesuje. Albo padam z nóg jestem polorzytomna i marze żeby juz spać ale widzę że coś go gryzie, może zle się czuje i zaczynam rozmowę co się dzieje. Czy to od razu zbrodnia ze nie robie tego cala w skowronkach bo od spania powinnam wolec pelne doby przegadane z ukochanym a spanie, jedzenie czy poświęcenie chwili na coś innego jest juz bee? To jest życie a nie jakas utopijna sielanka i czasem robi się coś na co się nie ma wielkiej ochoty ale właśnie przez to ze sie kocha to się to robi i gdyby nie ta miłość to by się mogło robic akurat zupełnie coś innego. To nie jest heroizm i postawa cierpietnicza tylko wybór dobrowolny ale nie popadajmy w przesade  ze nigdy nie mamy ochoty pobyć akurat same, obejrzeć filmu, iść spać ale wybieramy czas z partnerem bo widzimy / czujemy ze tego potrzebuje.
Edit: Podobnie jest z dziećmi. Matki by się rzuciły pod pociag dla nich i kochaja je niezmiernie ale czasem nawet one wolalyby walnąć się też na kanapę z gazeta albo wyjechać na weekend same i zresetować umysl w chwili ciszy. Czy to znaczy ze sa złymi matkami bo nie rzygają tecza jak jednorożce?

54

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Łapiecie mnie za słówka i analizujecie jak opowiadanie na polskim tongue i dlatego nie rozumiecie.

Nigdzie nie napisałam, że spędzanie czasu z drugą osobą jest wielkim poświęceniem i liczy się to jako koszta bycia w związku.
Napisałam natomiast, że będąc w związku nie ma się siłą rzeczy takiej swobody jak w momencie, kiedy jest się singlem. Wiadomo, że wchodząc w związek rezygnujemy z niej świadomie i dobrowolnie.
Natomiast jak się w związku nie jest, to warto wykorzystać ten czas na coś innego niż gorzkie żale.

Też tak kiedyś myslałam, że to rezygnacja z niektórych rzeczy, ale sądzę że to było niewłaściwe.
Jedyne co by się u mnie w zwiazku zmieniło to to, że nie bywałabym na portalach randkowych i nie umawiała na randki z innymi.
Poza tym nic by się nie zmieniło. Pracy  nie musiałabym amieniać, nie zrezygnowałabym np z jazdy na rowerze, z telefonów do koleżanek, z zakupów odzieżowych, z nauki,  z czytania takich a nie innych ksiązek i tak dalej. Kompletnie nic by się tu nie zmieniło.
Doszłyby za to rozmowy, wsparcie wzajemne, seks, no i na zakupy czy na rower czasami moglibyśmy jezdzić razem. Chyba, ze on nie lubiłby hipotetycznie roweru, to bym jezdziła sama.
A to, ze np więcej czasu bym spędzała z partnerem i np na rower zamiast 2 godzin zostałaby godzina - tego tak nie widzę, bo samą radością byłoby przebywanie z partnerem, a nie z rowerem wink

55

Odp: Nikt mnie nie chce...
feniks35 napisał/a:

A ja Lokę rozumiem bo sądzę że jej nie chodzi o poświęcanie sensu stricte ze ja się zmuszam heroicznie do dania uwagi partnerowi. Choci raczej o inne kwestie, np on potrzebuje się poprzytulać a ja wiem ze w domu jest syf i powinnam juz dawno posprzątać ale ważniejsze niż lśniący dom jest partner i trudno posprzątam później, jutro albo wcale tongue
Albo on bardzo lubi opowiadać mi o autach a ja niekoniecznie się tym interesuje ale ponieważ to jego pasja to dlatego ze go kocham i wiem ze mu tym zrobię przyjemnosc to posłucham o tym cierpliwie. Będę miała frajdę z samego faktu ze jemu jest milo chociaz w czasie kiedy on mówi o tych autach chętnie poczytałabym książkę ktora mnie interesuje. Albo padam z nóg jestem polorzytomna i marze żeby juz spać ale widzę że coś go gryzie, może zle się czuje i zaczynam rozmowę co się dzieje. Czy to od razu zbrodnia ze nie robie tego cala w skowronkach bo od spania powinnam wolec pelne doby przegadane z ukochanym a spanie, jedzenie czy poświęcenie chwili na coś innego jest juz bee? To jest życie a nie jakas utopijna sielanka i czasem robi się coś na co się nie ma wielkiej ochoty ale właśnie przez to ze sie kocha to się to robi i gdyby nie ta miłość to by się mogło robic akurat zupełnie coś innego. To nie jest heroizm i postawa cierpietnicza tylko wybór dobrowolny ale nie popadajmy w przesade  ze nigdy nie mamy ochoty pobyć akurat same, obejrzeć filmu, iść spać ale wybieramy czas z partnerem bo widzimy / czujemy ze tego potrzebuje.
Edit: Podobnie jest z dziećmi. Matki by się rzuciły pod pociag dla nich i kochaja je niezmiernie ale czasem nawet one wolalyby walnąć się też na kanapę z gazeta albo wyjechać na weekend same i zresetować umysl w chwili ciszy. Czy to znaczy ze sa złymi matkami bo nie rzygają tecza jak jednorożce?

No ale inne rzeczy też tak wyglądają, do tego nie trzeba partnera. Jesteś singielką, chcesz odpocząć po pracy, ale musisz sprzątnąć kuchnie, bo jest syf i nie nie możesz tego zrobić rANO, BO BĘDZIE ŚMIERDZIAŁO. Albo chcesz sobie poczytać książkę, a tu koleżanka dzwoni cała w nerwach, bo się pokłóciła z mężem, a że ją lubisz, to posłuchasz jej gadania, choć wolałabyś mieć czAS DLA SIEBIE (JASNE, CZASEM JEJ ODMAWIASZ, ALE PRZECIEŻ NIE ZA KAŻDYM RAZEM), wiesz, że jest to dla niej ważne, to wsparcie.
Czasami jedziesz do rodziców, słuchasz co tam w M jak miłość, albo, ze ojciec dokupił kolejny gadżet do auta - nic Cię to nie obchodzi, ale słuchasz uprzejmie.
Albo byudzisz się rano, niewyspana, bo cos miałaś bezsenną noc i kiepsko spałaś a tu trzeba wstać do pracy.

A dwa, jak już komuś nie pasuje, to może odejść ze związku w każdej chwili, a mimo tego nie robi tego. wink

56

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Łapiecie mnie za słówka i analizujecie jak opowiadanie na polskim tongue i dlatego nie rozumiecie.

Nigdzie nie napisałam, że spędzanie czasu z drugą osobą jest wielkim poświęceniem i liczy się to jako koszta bycia w związku.
Napisałam natomiast, że będąc w związku nie ma się siłą rzeczy takiej swobody jak w momencie, kiedy jest się singlem. Wiadomo, że wchodząc w związek rezygnujemy z niej świadomie i dobrowolnie.
Natomiast jak się w związku nie jest, to warto wykorzystać ten czas na coś innego niż gorzkie żale.

Aaa widzisz, dzięki. Czyli dobrze interpretowałam. Wybacz dociekliwość big_smile

57

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Łapiecie mnie za słówka i analizujecie jak opowiadanie na polskim tongue i dlatego nie rozumiecie.

Nigdzie nie napisałam, że spędzanie czasu z drugą osobą jest wielkim poświęceniem i liczy się to jako koszta bycia w związku.
Napisałam natomiast, że będąc w związku nie ma się siłą rzeczy takiej swobody jak w momencie, kiedy jest się singlem. Wiadomo, że wchodząc w związek rezygnujemy z niej świadomie i dobrowolnie.
Natomiast jak się w związku nie jest, to warto wykorzystać ten czas na coś innego niż gorzkie żale.

Też tak kiedyś myslałam, że to rezygnacja z niektórych rzeczy, ale sądzę że to było niewłaściwe.
Jedyne co by się u mnie w zwiazku zmieniło to to, że nie bywałabym na portalach randkowych i nie umawiała na randki z innymi.
Poza tym nic by się nie zmieniło. Pracy  nie musiałabym amieniać, nie zrezygnowałabym np z jazdy na rowerze, z telefonów do koleżanek, z zakupów odzieżowych, z nauki,  z czytania takich a nie innych ksiązek i tak dalej. Kompletnie nic by się tu nie zmieniło.
Doszłyby za to rozmowy, wsparcie wzajemne, seks, no i na zakupy czy na rower czasami moglibyśmy jezdzić razem. Chyba, ze on nie lubiłby hipotetycznie roweru, to bym jezdziła sama.
A to, ze np więcej czasu bym spędzała z partnerem i np na rower zamiast 2 godzin zostałaby godzina - tego tak nie widzę, bo samą radością byłoby przebywanie z partnerem, a nie z rowerem wink

Rossanka, ja NIGDZIE, ale to absolutnie nigdzie nie napisałam, że to jest niewłaściwe. Ale siłą rzeczy doby nie rozciągniesz. I tu nie chodzi o cierpiętnicze wybory i postawę, że teraz nie ma mnie, jest tylko partner.
Ale bycie z kimś jest inne od bycia samemu. Obie te postawy mają swoje plusy, ale obie mają też minusy. Tak, są minusy bycia w związku. I tak jak nie idealizujemy singielstwa, tak nie idealizujmy też związku.

58

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Łapiecie mnie za słówka i analizujecie jak opowiadanie na polskim tongue i dlatego nie rozumiecie.

Nigdzie nie napisałam, że spędzanie czasu z drugą osobą jest wielkim poświęceniem i liczy się to jako koszta bycia w związku.
Napisałam natomiast, że będąc w związku nie ma się siłą rzeczy takiej swobody jak w momencie, kiedy jest się singlem. Wiadomo, że wchodząc w związek rezygnujemy z niej świadomie i dobrowolnie.
Natomiast jak się w związku nie jest, to warto wykorzystać ten czas na coś innego niż gorzkie żale.

Też tak kiedyś myslałam, że to rezygnacja z niektórych rzeczy, ale sądzę że to było niewłaściwe.
Jedyne co by się u mnie w zwiazku zmieniło to to, że nie bywałabym na portalach randkowych i nie umawiała na randki z innymi.
Poza tym nic by się nie zmieniło. Pracy  nie musiałabym amieniać, nie zrezygnowałabym np z jazdy na rowerze, z telefonów do koleżanek, z zakupów odzieżowych, z nauki,  z czytania takich a nie innych ksiązek i tak dalej. Kompletnie nic by się tu nie zmieniło.
Doszłyby za to rozmowy, wsparcie wzajemne, seks, no i na zakupy czy na rower czasami moglibyśmy jezdzić razem. Chyba, ze on nie lubiłby hipotetycznie roweru, to bym jezdziła sama.
A to, ze np więcej czasu bym spędzała z partnerem i np na rower zamiast 2 godzin zostałaby godzina - tego tak nie widzę, bo samą radością byłoby przebywanie z partnerem, a nie z rowerem wink

Rossanka, ja NIGDZIE, ale to absolutnie nigdzie nie napisałam, że to jest niewłaściwe. Ale siłą rzeczy doby nie rozciągniesz. I tu nie chodzi o cierpiętnicze wybory i postawę, że teraz nie ma mnie, jest tylko partner.
Ale bycie z kimś jest inne od bycia samemu. Obie te postawy mają swoje plusy, ale obie mają też minusy. Tak, są minusy bycia w związku. I tak jak nie idealizujemy singielstwa, tak nie idealizujmy też związku.

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

59

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

Oczywiście, że wychodzą. Niemniej jest to czas, który poświęcasz dla drugiej osoby kosztem czegoś innego, co mogłabyś robić.
Kwestia tego, że w dalszym ciągu bycie z drugą osobą nie powinno być sensem życia. Można robić wiele innych rzeczy.

Nie o samo bycie z drugą osobą chodzi, to jest bardziej skomplikowane. Dla niektórych sensem życia jest posiadanie rodziny i wszystkiego co się z tym wiąże .. kupno mieszkania, wychowywanie dzieci, wspólne święta/wakacje, przekazywanie doświadczeń, dzielenie się radościami i smutkami. Osobiście nie uważam, żeby to było coś złego, albo ograniczającego człowieka jako jednostkę

60

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

Kompletnie nic by się tu nie zmieniło.
Doszłyby za to rozmowy, wsparcie wzajemne, seks, no i na zakupy czy na rower czasami moglibyśmy jezdzić razem. Chyba, ze on nie lubiłby hipotetycznie roweru, to bym jezdziła sama.

Rossanka, masz bardzo nierealistyczne spojrzenie na związek. Brzmi jakbyś uważała, ze bycie w związku to robienie wszystkiego co dotychczas + rozmowy, wsparcie i seks. Pewnie dlatego tak idealizujesz bycie w związku. W praktyce wyglada to inaczej. Poza wymienionymi plusami, masz jeszcze sprzeczki, przemyślenia, dyskusje mające na celu wypracowanie różnych kompromisów itd. Ponadto towarzyszysz partnerowi w jakichś tam jego spotkaniach rodzinnych, albo w spotkaniach ze znajomymi, poznajesz jego pasje  itd. To są fajne sprawy, ale siłą rzeczy nie masz już tyle czasu dla siebie i Twoje życie się zmienia. Jednak z wielu rzeczy musisz zrezygnować. Wiadomo, ze ogolnie bycie w związku jest fajniejsze od bycia samemu, ale ma tez minusy, a bycie samemu ma tez plusy. Ja rozumiem o czym pisze Loka.

61

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

Bo niektórzy nigdy nie wykształcili w sobie umiejętności prawdziwego bycia samemu i spędzania czasu samemu ze sobą.
Nie mówię o byciu singlem. Mówię właśnie o stanie, kiedy człowiek akceptuje sam siebie na tyle, że singielstwo mu nie przeszkadza. Wtedy i tylko wtedy człowiek jest w stanie naprawdę stworzyć dobry związek, bo drugi człowiek nie służy mu do zapełnienia jego potrzeb.
A jeżeli człowiek akceptuje siebie, poświęcił czas na zaakceptowanie także swojej samotności i tego, że drugi człowiek nigdy nie da rady uczynić nas szczęśliwymi, bo tylko my możemy takimi siebie uczynić, to nie ma problemów z odejściem od partnera w momencie, kiedy związek nie spełnia naszych oczekiwań (co nie wyklucza pracy nad związkiem, jak już się w tym związku jest).

Osoba, która jest pogodzona ze sobą i potrafi ze sobą spędzać czas może znaleźć sobie partnera, ale nie określiłabym tego jako ochocze porzucenie stanu singielstwa tylko jako świadome budowanie relacji z drugim człowiekiem.

I tego Wam życzę. Ale to jest długa praca nad sobą.

62

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:

I tego Wam życzę. Ale to jest długa praca nad sobą.

Jaka długa ,już nie ściemniej smile i nie strasz ludzi tę "pracą nad sobą " ,raptem 4 lata Ci to zajęło smile
Co to jest ? smile w skali życia.Ach te "bohatery zmęczone" tongue
to taki żarcik płochy smile
Oczywiście pozdrowienia

63

Odp: Nikt mnie nie chce...
paslawek napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

I tego Wam życzę. Ale to jest długa praca nad sobą.

Jaka długa ,już nie ściemniej smile i nie strasz ludzi tę "pracą nad sobą " ,raptem 4 lata Ci to zajęło smile
Co to jest ? smile w skali życia.Ach te "bohatery zmęczone" tongue
to taki żarcik płochy smile
Oczywiście pozdrowienia

Dobra dobra tongue ja tam ciągle się tego uczę, myslę, ze to nauka na całe życie smile bo to po prostu zmiana nawykow i myślenia.

64

Odp: Nikt mnie nie chce...
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

Bo niektórzy nigdy nie wykształcili w sobie umiejętności prawdziwego bycia samemu i spędzania czasu samemu ze sobą.
Nie mówię o byciu singlem. Mówię właśnie o stanie, kiedy człowiek akceptuje sam siebie na tyle, że singielstwo mu nie przeszkadza. Wtedy i tylko wtedy człowiek jest w stanie naprawdę stworzyć dobry związek, bo drugi człowiek nie służy mu do zapełnienia jego potrzeb.
A jeżeli człowiek akceptuje siebie, poświęcił czas na zaakceptowanie także swojej samotności i tego, że drugi człowiek nigdy nie da rady uczynić nas szczęśliwymi, bo tylko my możemy takimi siebie uczynić, to nie ma problemów z odejściem od partnera w momencie, kiedy związek nie spełnia naszych oczekiwań (co nie wyklucza pracy nad związkiem, jak już się w tym związku jest).

Osoba, która jest pogodzona ze sobą i potrafi ze sobą spędzać czas może znaleźć sobie partnera, ale nie określiłabym tego jako ochocze porzucenie stanu singielstwa tylko jako świadome budowanie relacji z drugim człowiekiem.

I tego Wam życzę. Ale to jest długa praca nad sobą.

To ja pracuje nad sobą 20. I nadal nie widzę siebie jako singielki. To już lepiej byl9, jak nigdy nikogo nie miałam. Potem był związek i dopiero wtedy poczułam się jak na właściwym miejscu, że to tak ma być w moim życiu i to jest to.
Potem mi tego brakowało.
Ale co poradzić. Jest jak jest. Nie jest źle, ale zawsze jest jakieś Ale.

65

Odp: Nikt mnie nie chce...
rossanka napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
rossanka napisał/a:

To czemu jak singielka spotyka odpowiedniego mężczyznę ochoczo porzuca stan singielstwa?
A Kobieta będąca w związku nie odchodzi od partnera? (pomijam alkoholików, problemy ze zdradami, nieustanne kłótnie, czy małżeństwo, bo jest dziecko to się trzeba pobrać pomimo, ze miało być rozstanie).

Bo niektórzy nigdy nie wykształcili w sobie umiejętności prawdziwego bycia samemu i spędzania czasu samemu ze sobą.
Nie mówię o byciu singlem. Mówię właśnie o stanie, kiedy człowiek akceptuje sam siebie na tyle, że singielstwo mu nie przeszkadza. Wtedy i tylko wtedy człowiek jest w stanie naprawdę stworzyć dobry związek, bo drugi człowiek nie służy mu do zapełnienia jego potrzeb.
A jeżeli człowiek akceptuje siebie, poświęcił czas na zaakceptowanie także swojej samotności i tego, że drugi człowiek nigdy nie da rady uczynić nas szczęśliwymi, bo tylko my możemy takimi siebie uczynić, to nie ma problemów z odejściem od partnera w momencie, kiedy związek nie spełnia naszych oczekiwań (co nie wyklucza pracy nad związkiem, jak już się w tym związku jest).

Osoba, która jest pogodzona ze sobą i potrafi ze sobą spędzać czas może znaleźć sobie partnera, ale nie określiłabym tego jako ochocze porzucenie stanu singielstwa tylko jako świadome budowanie relacji z drugim człowiekiem.

I tego Wam życzę. Ale to jest długa praca nad sobą.

To ja pracuje nad sobą 20. I nadal nie widzę siebie jako singielki. To już lepiej byl9, jak nigdy nikogo nie miałam. Potem był związek i dopiero wtedy poczułam się jak na właściwym miejscu, że to tak ma być w moim życiu i to jest to.
Potem mi tego brakowało.
Ale co poradzić. Jest jak jest. Nie jest źle, ale zawsze jest jakieś Ale.

Może nie warto odpuszczać tematu?
Ja po kilku latach samotności spotkałam świetnego faceta, a też myślałam, że raczej będę już sama. To znaczy, gdybym  chciała tylko "kogoś mieć", to nie byłoby żadnego problemu, ale nie uznaję związków na siłę i nigdy w takim nie byłam.
Nie jest bezproblemowo, bo oboje mamy już swoje przyzwyczajenia utrwalone przez lata, ale kiedy się czuje, że to jest to, to można takie rzeczy przepracować smile

Posty [ 1 do 65 z 208 ]

Strony 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » Nikt mnie nie chce...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024