Doprowadzenie męża do orgazmu nie jest chyba jakimś wielkim wysiłkiem dla żony -- coś jak zrobić kawę?
Dawniej się śmiałem z "obowiązku małżeńskiego", z rad starych babć, aby mężowi robić dobrze, z kawału:
Baba wstała wczesnym rankiem, posprzątała dom, wydoiła krowę, wygnała na pastwisko, zbudziła dzieci, nakarmiła i wyprawiła je do szkoły, naostrzyła kosę, poszła na łąkę, nakosiła trawy, narąbała drewna,przygotowała obiad, nakarmiła dzieci, zrobiła pranie, po czym znów poszła w pole, kosiła do zmierzchu, przygnała krowę do obory, wydoiła, przygotowała kolację, nakarmiła dzieci, wykąpała i położyła je spać, sama się wykąpała,przekąsiła kromkę chleba, zmówiła pacierz i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku położyła się spać.
Nagle zrywa się :
- O matko boska, przecie chłop niewyru**any od rana !!!Ale to chyba wcale do śmiechu nie jest...
No dla chłopa na pewno nie