Trudna sztuka wybaczania - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Trudna sztuka wybaczania

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 108 z 108 ]

66

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Ela210 napisał/a:

Zastanawiam się, czy do tego by wywalić na kogoś, przez kogo czujemy się skrzywdzeni, złość, to trzeba do niego czuć miłość  czy bliskość w takim ludzkim sensie.  Jak już tego nie ma, patrzymy na sytuację z góry niejako.
Ja tak patrzę na exa, który się miota, ma fazy przepraszania,  albo obwinianoa mnie, nawet zdarzyło mu się prosić bym wywalił na niego złość. Paslawek coś wspominal o robieniu sobie czyśćca. Otóż ja mu już zdać tego nie mogę, bo on jest dla mnie obcy, a po co komuś obcemu miałabym dawać swoje emocje.
Wiążą mnie z nim dzieci i sprawy, więc na pomoc możemy wzajemnie liczyć, ale to nic wynikającego z bliższej relacji.
Natomiast  nasze samopoczucie nie musi mieć  już nic ze sprawcą wspólnego, może mieć wiele wspólnego z nami, naszymi planami na przyszłość, naszym życiem i jego ogarnianiem.

Elu

Ale to już dalszy etap kiedy emocje wygasły. Mnie długo trzymała złość i napędzała do działania. Takie przebaczenie w pełni i wygaszenie emocji przyszło po latach. Dzisiaj to obcy człowiek. Trzymam dystans nawet fizyczny bo go nie lubię i nie szanuje.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Ela210 napisał/a:

Zastanawiam się, czy do tego by wywalić na kogoś, przez kogo czujemy się skrzywdzeni, złość, to trzeba do niego czuć miłość  czy bliskość w takim ludzkim sensie.  Jak już tego nie ma, patrzymy na sytuację z góry niejako.

Tu istotne wydaje się czy dana osoba kiedykolwiek była nam bliska, bo przecież możemy być na kogoś źli, choć nigdy nie byliśmy z nim emocjonalnie związani. Ponadto, zgodnie z tym co napisała Faja, upływający czas powoduje złagodzenie emocji, w efekcie czego zarówno sama sytuacja, jak i ludzie, którzy je wywołują, stają się nam coraz bardziej obojętni - na tym etapie złości też już nie ma, nawet jeśli wcześniej nami aż szarpało.

Swoją drogą mówi się, że w związkach najgorsza jest obojętność, bo kiedy ludzie się ze sobą kłócą, złoszczą się na siebie, to są w tym przynajmniej jeszcze jakieś emocje, próby walki o ułożenie sobie relacji, sposoby, by zmienić to, co nam nie pasuje, czasem wiara, że jeszcze się uda. Kiedy jednak pojawia się obojętność, oznacza ona poddanie się, pokazuje, że już nam nie zależy. Obojętność mówi wyraźnie, że druga osoba może nie istnieć i niczego to już dla nas nie zmienia, a złość jest emocją intensywną. I to nie nienawiść jest na drugim biegunie miłości, ale właśnie obojętność.

68

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:
Bullinka napisał/a:
biankax99 napisał/a:

Mam takie rzeczy, których nigdy nie wybaczyłam...

Chyba kazdy je ma...

Mozna czasami zaakceptowac, ze sie staly, ale nie wybaczyc...

Nie mam takich rzeczy.

Najwidoczniej nie przytrafilo ci sie nic w zyciu co mogloby wywolac takowy stan. I oby tak bylo nadal.

69 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-22 10:37:20)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Bullinka napisał/a:
Piegowata'76 napisał/a:
Bullinka napisał/a:

Chyba kazdy je ma...

Mozna czasami zaakceptowac, ze sie staly, ale nie wybaczyc...

Nie mam takich rzeczy.

Najwidoczniej nie przytrafilo ci sie nic w zyciu co mogloby wywolac takowy stan. I oby tak bylo nadal.

Być może.
Zastanawia mnie czasem, czy potrafiłabym wybaczyć taką krzywdę jak np. w przytoczonym wcześniej przykładzie Eleni. Nie podejmuję się odpowiedzi.
Myślę jednak, że wybaczenie bardzo mocno łączy się ze zrozumieniem.

Nie czuję się jakoś ekstremalnie skrzywdzona, ale posłużę się przykładem mojego byłego męża, przez którego wylałam wiele łez, zrobił mi niejedno świństwo i niejedną złośliwość.
Nie akceptuję takiego postępowania, ale znam jego uwarunkowania, trudności, traumy itd. Znam swój "wkład" w sytuację, a więc takie czy inne reagowanie, uruchamianie mechanizmów itd. Wiem, że i on, i ja byliśmy na takim etapie życia i rozwoju, a nie innym. Co w takiej sytuacji zostaje oprócz wybaczenia? Jemu i sobie.
Nie pozwoliłabym się już dzisiaj krzywdzić, ale nie chowam urazy. Jest mi przykro, że za życia nie dał mi szansy na poprawną porozwodową relację, na przeproszenie go za moje błędy.
Nieraz zadaję pytanie, nie wiem, komu, co myślał i czuł wiedząc, że już odchodzi. Bo nie było rozmowy przy tzw. łożu śmierci. On był półprzytomny, wszystko, co mogłam dla niego zrobić, to podać szklankę wody, pomóc się napić i potrzymać go za rękę na ostatniej już prostej.
Mam tylko nadzieję, że nie chował złości, że odszedł wolny. Sądzę, że jeśli jest życie po śmierci, to niesie właśnie zrozumienie i wybaczenie.

Mam jeszcze o wybaczaniu świetny cytat z ks. Twardowskiego na podorędziu. Jak odgrzebię, to napiszę.

70

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Psychoterapeuta Jerzy Melibruda w książce "Pułapka niewybaczonej krzywdy” napisał: Osoby, które nie potrafią wybaczyć cierpią podwójnie. Po pierwsze z racji wyrządzonej im krzywdy, po drugie z powodu pielęgnowania urazy. Wybaczyć oznacza zrezygnować z tego drugiego. Wybaczyć to przestać się już tym zajmować. To pogodzić się z tym co jest.

Widzę to w ten sam sposób. W końcu na to, co się stało, nie mamy już najmniejszego wpływu, bo przeszłości nie da się cofnąć, mamy jednak wpływ na to, co zrobimy z własnymi emocjami po doznanej krzywdzie.

71 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-09-24 12:24:22)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Ale tak wybaczyć po prostu? Bez ukorzenia się sprawcy? Bez posypywania przez niego głowy popiołem? Ot, tak?
A czym żyć? Czym się karmić?

72 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-24 13:26:10)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

Psychoterapeuta Jerzy Melibruda w książce "Pułapka niewybaczonej krzywdy” napisał: Osoby, które nie potrafią wybaczyć cierpią podwójnie. Po pierwsze z racji wyrządzonej im krzywdy, po drugie z powodu pielęgnowania urazy. Wybaczyć oznacza zrezygnować z tego drugiego. Wybaczyć to przestać się już tym zajmować. To pogodzić się z tym co jest.

Widzę to w ten sam sposób. W końcu na to, co się stało, nie mamy już najmniejszego wpływu, bo przeszłości nie da się cofnąć, mamy jednak wpływ na to, co zrobimy z własnymi emocjami po doznanej krzywdzie.

Dlatego w pierwszym swoim tutejszym poście napisałam, że za leniwa i za wygodna jestem na hołubienie krzywd.

73

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Nie sadze, by ktos holubil krzywdy. Szczegolnie te osobiste. Nikt po jakims czasie nie zastanawia sie dlaczego tak sie stalo itd. Akceptuje to co sie stalo, rozumie i godzi sie z tym.

Jednak wybaczyc sprawcy sie zwyczajnie nie da. Po prostu zrozumienie, akceptacja tego co sie wydarzylo nie zawsze idzie w parze w wybaczeniem.

74 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-24 13:42:18)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Bullinka napisał/a:

Nie sadze, by ktos holubil krzywdy. Szczegolnie te osobiste. Nikt po jakims czasie nie zastanawia sie dlaczego tak sie stalo itd. Akceptuje to co sie stalo, rozumie i godzi sie z tym.

Jednak wybaczyc sprawcy sie zwyczajnie nie da. Po prostu zrozumienie, akceptacja tego co sie wydarzylo nie zawsze idzie w parze w wybaczeniem.

Więc co to znaczy wybaczyć? Dla mnie wlaśnie zrozumieć, zaakceptować, że się stało i może nie odstanie, nie płakać nad rozlanym mlekiem. Puścić wolno, zostawić za sobą. Jasne, czasem wróci wspomnienie, ale mną nie rządzi.

75

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Bullinka napisał/a:

Nie sadze, by ktos holubil krzywdy. Szczegolnie te osobiste. Nikt po jakims czasie nie zastanawia sie dlaczego tak sie stalo itd. Akceptuje to co sie stalo, rozumie i godzi sie z tym. (...)

Są osoby, i wcale ich niemało, które rozpamiętują swe krzywdy. Są osoby, które nie zaakceptowały tego, co się im/z nimi stało, nie pogodziły się z tym, żyją przeszłością i wciąż myślą o sobie jak o ofiarach.

(...) Jednak wybaczyc sprawcy sie zwyczajnie nie da. Po prostu zrozumienie, akceptacja tego co sie wydarzylo nie zawsze idzie w parze w wybaczeniem.

Nie wiem czy zwyczajnie, czy też niezwyczajnie, ale wybaczyć się da. Są jednak i tacy, którzy na taki krok się nie zdecydowali i - wedle ich opinii - na niego sie nie zdecydują. Dlaczego? Powody są zawarte także w tym wątku.

76 Ostatnio edytowany przez Bullinka (2020-09-24 13:56:17)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:
Bullinka napisał/a:

Nie sadze, by ktos holubil krzywdy. Szczegolnie te osobiste. Nikt po jakims czasie nie zastanawia sie dlaczego tak sie stalo itd. Akceptuje to co sie stalo, rozumie i godzi sie z tym.

Jednak wybaczyc sprawcy sie zwyczajnie nie da. Po prostu zrozumienie, akceptacja tego co sie wydarzylo nie zawsze idzie w parze w wybaczeniem.

Więc co to znaczy wybaczyć? Dla mnie wlaśnie zrozumieć, zaakceptować, że się stało i może nie odstanie, nie płakać nad rozlanym mlekiem. Puścić wolno, zostawić za sobą. Jasne, czasem wróci wspomnienie, ale mną nie rządzi.

To dla mnie jest przerobienie problemu. Nie rozpamietuje tego o sie stalo, nie placze nad rozlanym mlekiem, zostawiam za soba itd,
Jednak nigdy nie wybacze sprawcy, ze mnie czegos pozbawil, odebral. Nie ma to nic wspolnego z poczuciem krzywdy czy nienawisci.
Wspomnienia, jak sama nazwa mowi sa wspomnieniami i z czasem sie zacieraja

Wybaczenie to np powiedzenie, ( chocby sobie w myslach ), ze daruje sprawcy czyn czy jaki mi wyrzadzil.
Jak mowie, rozumienie, przerobienie problemu nie jest tozsame z wybaczeniem czynu, ktory nam wyrzadzil sprawca.

77 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-24 14:07:13)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Bullinka napisał/a:

Jak mowie, rozumienie, przerobienie problemu nie jest tozsame z wybaczeniem czynu, ktory nam wyrzadzil sprawca.

Dla mnie jest.
Według mnie puszczenie wolno jest równoznaczne z wybaczeniem. Nie twierdzę, że nic się nie stało, ale odejdź, żyj, bądź szczęśliwy. Nie życzę źle, nie szukam zemsty, po prostu daję sobie i winowajcy spokój.

78 Ostatnio edytowany przez Gary (2020-09-24 14:23:36)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Hmmm... cóż może znaczyć akceptacja tego co się stało? Pogodzenie się?

Moje rozumowanie mogłoby by być nasßepujące...

Jakiś czas temu doznałem krzywdy. I było to złe. Dzisiaj też myślę, że to było złe. Sprawca źle postąpił i on jest winowajcą mojej krzywdy. Gdybym się cofnął w czasie to bym wolał, aby tej krzywdy mi nie zrobił. Być może powinienem był wtedy inaczej postąpić, szkoda, że nie broniłem się odpowiednio.

Minął czas, teraz jest obecna chwila, od której zaczyna się przyszłość. Jestem w takiej-a-takiej sytuacji, tu i teraz. Muszę tak się zachowywać, aby przyszłość, która teraz się rozpoczyna była maksymalnie szczęśliwa dla mnie i wszystkich wokół. Nie mam już nic wspólnego ze sprawcą. Nie oczekuję dla niego kary, bo pewnie karę otrzyma(ł), nie oczekuję pojednania, nic nie oczekuję, jest mi on całkowicie obojętny, nie jest częścią mojego świata, mojej przyszłości, nawet nie chcę słyszeć jego przeprosin, ani żalu -- oczekuję, że całkowicie zniknie z mojej przestrzeni (*). Jestem silniejszy dzięki temu trudnemu doświadczeniu.

Sam proces lub fakt wybaczania jakby nie istnieje, skoro nic mnie ze sprawcą nie łączy. Również nie mam do siebie pretensji, bo gdybym się cofnął w czasie i wiedział tyle co wiedziałem wtedy, to bym podjął takie same decyzje jak wtedy.

Dlatego liczy się tylko przyszłość, albo jak w piosence    "Ważne są tylko te dni, których nie znamy"...


PS. (*) jeśli ze sprawcą mamy ciągły kontakt, to może zniknąć duchowo.. czyli można żyć obok siebie... fizycznie blisko, duchowo daleko

79 Ostatnio edytowany przez Bullinka (2020-09-24 14:31:27)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:
Bullinka napisał/a:

Jak mowie, rozumienie, przerobienie problemu nie jest tozsame z wybaczeniem czynu, ktory nam wyrzadzil sprawca.

Dla mnie jest.
Według mnie puszczenie wolno jest równoznaczne z wybaczeniem. Nie twierdzę, że nic się nie stało, ale odejdź, żyj, bądź szczęśliwy. Nie życzę źle, nie szukam zemsty, po prostu daję sobie i winowajcy spokój.

Ofiara w koncu puszcza wolno wszystkie zle rzeczy jakie ja spotkaly. Nie szuka zemsty, nie zyczy zle sprawcy, bo zaakceptowalya to co sie stalo z nia stalo. Zaakceptowala CZYN, ale nie wybaczyla OSOBIE, ktora ten czyn dokonala.
Zly czyn jest tozsamy z osoba sprawcy i tu nie zawsze ofiara jest w stanie mu wybaczyc. Wybaczenie bowiem jest jednoznaczne ze zrozumieniem dlaczego sprawca to w ogole zrobil i dlaczego akurat mi. To przyzwolenie na dopuszczenie przez winnego dokonanego czynu mysli, ze dwa lata w wiezieniu, prace spoleczne czy inna kara wystarczy by mogl czuc sie niejako "obmyty" z winy, bo "zaplacil".

80

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Oj, nie zawsze zły czyn jest tożsamy z osobą. Są przecież przypadki niepoczytalności.

81

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:

Oj, nie zawsze zły czyn jest tożsamy z osobą. Są przecież przypadki niepoczytalności.

I to wlasnie jest przyklad zrozumienia postepowania i myslenia sprawcy. Droga do wybaczenia mu.

Moge rozumiec, ze jest chory, ale nie wybaczam mu tego co mi zrobil. Jedno nie ma nic wspolnego z drugim.

82

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Po raz tysięczny, nie setny, dochodzę do wniosku, że często wiedziemy spory o słowa.
Skoro zrozumiałam, to wybaczam. Owszem, nie można pozwalać na bezkarne krzywdzenie, ale nawet wtedy mogę wybaczyć, nie trzymać w sobie żalu, chęci zemsty. Wybaczenie to dla mnie rodzaj emocji, ma też wiele podobieństw z procesem wychodzenia z żałoby.
Przecież pamięć o stracie nie oznacza tkwienia przez całe życie w jej okowach. Idzie się dalej, choć są ludzie, którzy się nie podniosą. Nie mogą czy nie chcą? Nie odważę się oceniać.

83

Odp: Trudna sztuka wybaczania

W związku z tym, że do kin wszedł film "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", nasunęło mi się skojarzenie z tematem będącym istotą naszej dyskusji. Filmu jeszcze nie widziałam, ale sądzę, że większość z nas zna sprawę, bo swego czasu żyła nią cała Polska. Jeśli jednak nie, to wyjaśniam, że jest to historia chłopaka, który trafił do więzienia za zbrodnię, której nie popełnił. Stał się ofiarą społecznego, ale i politycznego nacisku, by jak najszybciej znaleźć i ukarać sprawcę gwałtu i zabójstwa 15-letniej dzieczyny, przy czym nieważne okazało się, że po drodze popełniono mnóstwo błędów i nie dopełniono należytej staranności, by ukarać właściwą osobę. Najważniejsze było, że cel został osiągnięty. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tej bezsilności i krzyku rozpaczy, które musiały pojawić się w psychice zarówno samego Tomasza, jak i jego najbliższych, w tym matki, która nawet przez moment nie zwątpiła w niewinność syna. Mężczyzna w więzieniu przeszedł piekło, wyszedł po 18 latach, kiedy tematem zainteresowali się ludzie chcący sprawę rzetelnie wyjaśnić i doprowadzić do końca. Teraz powoli od nowa zaczyna układać sobie życie na wolności, ale w społeczeństwie właściwie dopiero raczkuje.
Na szczęście znaleźli się ludzie, którym jego los nie jest obojętny i wyciągają pomocną dłoń - prawnicy, którzy wywalczyli ogromne odszkodowanie, ostatnio pracodawca oferujący intratną posadę. Układa też sobie życie osobiste - oświadczył się, zaręczyny zostały przyjęte, a niebawem zostanie ojcem.

Dążę do tego, by zadać pytanie czy sądzicie, że coś takiego można wybaczyć? To jest przecież połowa życia tego mężczyzny, w dodatku traumatyczna, odbierająca nadzieję i rujnująca psychikę. 

Na marginesie dodam, bo to też wydaje się ważne, że rodzice zgwałconej i zamordowanej 15-latki są żądni zemsty i do dziś z ich strony pojawiają się głosy, że Tomasz Komenda powinien wrócić za kratki, pomimo że przecież został oczyszczony z zarzutów i uniewinniony.

84 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-09-24 17:01:14)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

(...)
Dążę do tego, by zadać pytanie czy sądzicie, że coś takiego można wybaczyć? To jest przecież połowa życia tego mężczyzny, w dodatku traumatyczna, odbierająca nadzieję i rujnująca psychikę.

Olinko, ostatnio zastanawiałam się nad tym, też przy okazji filmu opartego na faktach „Jak nas widzą”. To o grupie pięciu czarnoskórych i latynoskich nastolatków, którzy zostali oskarżeni i skazani za napaść i gwałt w Central Parku na białej biegaczce, podczas gdy w rzeczywistości byli niewinni.
Już zostawiając na marginesie to poczucie bezsilności wobec niesprawiedliwości, jakie ma się oglądając te wydarzenia jako widz, to trudno sobie nawet wyobrazić, jak się czuje osoba, która zostaje osądzona za tak haniebny czyn i trafia na wiele lat za kratki, gdzie przeżywa horror.
W tym filmie, o którym piszę, są sceny (UWAGA! spojler!), jak po pojawieniu się prawdziwego sprawcy i wszczęciu ponownego postępowania, trwają rozmowy z ówczesnymi śledczymi i panią prokurator, która oskarżała mimo ewidentnych błędów, nieścisłości i braku dowodów, ale oni wszyscy są przekonani, że wykonali kawał dobrej roboty, bo znaleźli sprawców i oczyścili z nich miasto i w ogóle nie chcą się konfrontować z tym, że sami naciągali rzeczywistość, nie licząc się zupełnie z tym, że rujnują życie niewinnym de facto jeszcze dzieciakom. Jak zatem w ogóle wybaczyć osobom, które nie widzą swoich błędów, nie chcą wziąć na siebie winy i odpowiedzialności za cudze cierpienie oraz nie proszą o wybaczenie?
Mnie się wydaje, że można wybaczyć wtedy, kiedy zobaczy się w tym, co się wydarzyło, mimo całego zła/krzywdy jednak też coś dobrego. No nie wiem, np. w częstym na tym forum temacie zdrady, to gdy osoba zdradzona zobaczy, że jej związek już od dłuższego czasu był tylko dobrze funkcjonującym przedsiębiorstwem a partnerzy oddalili się od siebie, a zdrada pozwoli im zobaczyć jakaś nową wartość w ich relacji, bo np. przestaną żyć na autopilocie i do tego zdrajca żałuje swojego czynu i prosi o przebaczenie, to wtedy wybaczenie jest możliwe. W innym przypadku, to tylko chyba można odstąpić od odwetu i nie zawracać sobie głowy sprawcą krzywdy, w sensie nie mielić tego w myślach tylko żyć, ale stosunku do sprawcy nie zmieni się z negatywnego w neutralny.

85

Odp: Trudna sztuka wybaczania

No właśnie. Już wcześniej napisałam, że moim zdaniem skrucha, wypowiedziane słowo "przepraszam", uznanie wyrządzonej krzywdy, chęć jej naprawienia i świadomość dokonanego zła - ma spory wpływ na proces wybaczania. Pomijając jednak kwestię postawy 'kata', to czy w niektórych sytuacjach, jak choćby u Tomasza Komendy albo w przytoczonym przez Ciebie, MagdaLeno, filmie "Jak nas widzą" wybaczenie przypadkiem nie przerasta ludzkiej psychiki i stąd moje pytanie czy w ogóle jest możliwe? W końcu krzywdy mogą mieć różny kaliber, wyrządzić mniejsze lub większe zło, czasem takie, które rujnuje nam życie. Oczywiście możemy silić się na poprawności, ale spróbujmy podejść do tematu zupełnie po ludzku, dokładnie tak, jakbyśmy sami mieli znaleźć się w takiej sytuacji.

86

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

16 lat zajęło mi wybaczenie mojemu byłemu mężowi tego, że mnie zostawił z rocznym dzieckiem na pastwę losu, oraz tego że nie miał z nim praktycznie kontaktu przez 16 lat. Dziś mają dobre relacje, syn ma 22 lata. Dopiero kilka lat temu, kiedy były mąż okazał skruchę i postarał się o akceptację syna udało mi się wybaczyć mu to co zrobił. Uwolnienie się od wszystkich negatywnych emocji i myśli było dla mnie formą Katharsis, poczułam jakbym zrzuciła cały zbędny bagaż. Dziś mamy wszyscy poprawne relacje, utrzymujemy stały kontakt. Przebaczenie tak naprawdę uwalnia przede wszystkim nas samych, ale muszę przyznać, że zdecydowanie nie jest to łatwy proces smile

87

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Mnie się nasuwa jeszcze jedna forma aktywności, dzięki której wybaczanie staje się łatwiejsze.
Jest nią uczynienie świata lepszym.
Nadal twierdzę, że uzyskanie przeprosin lub skruchy ze strony sprawcy dość często bywa nieosoiągalne. Często sprawca może nawet już nie żyć lub z innych powodów być nieuchwytny.

Można jednak wytoczyć działo przeciwko wadliwemu systemowi, całemu komplowtowi, który produkuje ucisk, krzywdę, niesprawiedliwość, ból. Ktokolwiek by nie był powodem naszego cierpienia: osiedlowi rozrabiacy, niesprawiedliwi nauczyciele, księża-pedofile, pschopaci na stanowiskach dyrektorskich [...wstaw swoje], można im się przeciwstawić kolektywnie.

Zamiast zgorzknieć i zatruć samego siebie od środka w nienawiści do sprawcy, możemy z naszą prawdą wyjść do świata. Nagłośnić ją, uczynić przedmiotem publicznej debaty. Nie jako atak przeciwko danej osobie, tylko jako protest przeciwko całemu systemowi. Można wystatrować z inicjatywą: pomóc innym ofiarom podobnych sprawców, tworzyć grupy wsparcia, nagłaśniać pewne problemy, zakładać stowarzyszenia, napisać książkę, założyć bloga czy zastosować inne formy niebezpośredniej "walki ze złem".

Są to działania transformujące krzywdę w zwycięstwo, nadające cierpieniu znaczenia, przestaje ono być tylko bezsennsowne.
Czy taki Viktor Frankl powinien był ot tak "radykalnie wybaczyć" i już? Nie, on swoją historię przepracował i dał światu coś dobrego, na grunice jego obozowego cierpienia (getto, Oświęcim, matkę zagazowano, żona zginęła w obozie itd.) wyrosła nadzieja dla człowieka poszukującego sensu. Sensu w doświadczeniu okrucieństwa, brutalności, bezsilności... Sensu w bezsensie.

88 Ostatnio edytowany przez acine (2020-09-25 22:35:45)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

na ta bezsilnosc ze juz nigdy nie uslyszymy slowa przepraszam, zaluje i ten paradox ze krzywda tak naprawde nie jest jakas moja jednostkowa ale tysiace ja dokladnie w taki sam sposob przechodzi jest dla mnie mysl ze swiat nie jest sprawiedliwy i moze nawet nie mozna znalezc nikogo winnego tego stanu. Co wtedy robic by nie oszalec?
szukac sensu pomimo tej wady swiata. Przypomina mi sie sekwencja filmikow na youtybe slicznej mlodej dziewczyny podobnej do mojej pierwszej narzecznonej ktora tylko skorke ma jak moja byla narzeczona bo wewnatrz jest lesbijka. I ta sliczna dziewczyna opowiada w sekwencji kolejnych filmikow o swoim okropnym dziecinstwie by pozniej zaanonsowac wyjaz z kumplem przez kraj a nastepny filmik jaki sie pojawia to ta 19 letnia dziwczyna lezy w szpitalu z ucieta noga bo podczas tej eskapady z kolega samochod wypad z trasy i ona stracila noge. Kolejne jej filmiki pokazuja jej proces walki o proteze dzieki ktorej moglaby w miare funkjonowac niestety bezduszny system medyczny skazuje ja na cierpienia ze zle dobrana proteza.  Walka nie konczy sie gdyz kontaktuje sie z nia specjalista ktory zobowaiazal sie pomoc jej w calym procesie odkrecenia celej procedury i dobral jej prawidlowa dla niej proteze dzieki ktorej stala sie znowu szczesliwa. Ten czlowiek jest dla mnie wlasnie taka forma znalezienia sobie sensu w tym bezdusznym bezsensie. Moze on tez mial kiedys jakas traume i ogolnie refleksje nad otaczajacym swiatem? Taka moja o nim spekujacja,niemiej dziewczyna jest realna i jej kanal na youtube nazywa sie Ash Murdock    https://www.youtube.com/watch?v=F61A6tTiIgc

89

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Idaca na spacer dziewczyna zostaje pobita przez faceta, ktory w ataku szalu skatowal ja i pozbawil dwojki dziecki, ktore w sobie nosila...
Samochod prowadzony przez alkoholika wjezdza w czyjsc i pozbawia go zony/meza, dzieci, rodziny, przyszlosci...
Gosc, niewinnie skazany za gwalt jest traktowany w wiezieniu podobnie a nawet gorzej przez iles lat...
Maz zmusza zone/12 letnia corke do prostytucji ze swoimi kolegami...
Ludzie molestowani, w tym dzieci, czesto przez czlonkow rodziny...
Maz zakatowal dziecko, bo uznal, ze jest konkurencja dla zony...

I wiele, wiele innych takich...

Moge sprawic, aby ci ludzie pogodzili sie z tym co sie stalo, dac im sile do akceptacji i pojscia do przodu, ale nie mam prawa dazyc do tego, aby wybaczyli...

Kazdy z nas podchodzi do wybaczania inaczej. Ja, poprzez doswiadczenie, wlasnie tak.
Szanuje zdanie innych, ale oczekuje takze uszanowania mojego a nie opowiadania herezji o walce na slowa.
Mowimy tu o czynach a nie teoretyzujemy o rzeczach, ktore mogly ewentualnie sie zdarzyc i czy wowczas daloby sie to wybaczyc.
Sadze, ze trzeba samemu doswiadczyc ogromnej krzywdy aby byc w stanie zrozumiec o czym teraz mowie.

90

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Wielokropek napisał/a:

Ale tak wybaczyć po prostu? Bez ukorzenia się sprawcy? Bez posypywania przez niego głowy popiołem? Ot, tak?
A czym żyć? Czym się karmić?

Ja wybaczyłam najpierw oficjalnie, bo wydało mi się, że to taki wspaniały akt "łaski" wobec sprawcy. Potrzebowałam po prostu oficjalnie powiedzieć "wybaczam" i cieszyć się własną wspaniałomyślnością. Potem wybaczyłam w sercu i w głowie. Wybaczyć nie nie znaczy zapomnieć, ja pamiętam, ale nie mam żalu. I jak napisała Piegowata, mam na uwadze swój wkład w czyn, który stał się przedmiotem wybaczenia.

91

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Symbi napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

Ale tak wybaczyć po prostu? Bez ukorzenia się sprawcy? Bez posypywania przez niego głowy popiołem? Ot, tak?
A czym żyć? Czym się karmić?

Ja wybaczyłam najpierw oficjalnie, bo wydało mi się, że to taki wspaniały akt "łaski" wobec sprawcy. Potrzebowałam po prostu oficjalnie powiedzieć "wybaczam" i cieszyć się własną wspaniałomyślnością. Potem wybaczyłam w sercu i w głowie. Wybaczyć nie nie znaczy zapomnieć, ja pamiętam, ale nie mam żalu. I jak napisała Piegowata, mam na uwadze swój wkład w czyn, który stał się przedmiotem wybaczenia.

Dla mnie to jest niezrozumiałe, albo inaczej zrozumiałe na poziomie intelektualnym, ale niezrozumiale emocjonalnie, więc budzi dysonans poznawczy, że ktoś wybacza deklaratywnie. To ma jakieś korzenie w religii, gdzie wybaczenie często ma status cnoty albo powinności (że już o nadstawieniu drugiego policzka nie wspomnę), a de facto jest to sprzeczne z naturą ludzką, która dąży do odwetu jako obrony siebie.
Mamy tutaj to o czym jakby w kontrze pisała Ajko, czyli, że robi się coś wbrew sobie, bo jeżeli wybaczam tylko deklaratywnie to po prostu nie kieruję się tym, co czuję, ale tym, co „otoczenie” uważa za słuszne. W psychologii to chyba jest rezygnacja z ja-realnego na rzecz ja-idealnego.

To, że ktoś czuje się współwinny za rozwój zdarzeń, to rzeczywiście pomaga w wybaczeniu, pomaga zrozumieć ciąg przyczynowo-skutkowy i w ten sposób zrozumieć sprawcę.

92

Odp: Trudna sztuka wybaczania
szyszka76 napisał/a:
Olinka napisał/a:

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

16 lat zajęło mi wybaczenie mojemu byłemu mężowi tego, że mnie zostawił z rocznym dzieckiem na pastwę losu, oraz tego że nie miał z nim praktycznie kontaktu przez 16 lat. Dziś mają dobre relacje, syn ma 22 lata. Dopiero kilka lat temu, kiedy były mąż okazał skruchę i postarał się o akceptację syna udało mi się wybaczyć mu to co zrobił. Uwolnienie się od wszystkich negatywnych emocji i myśli było dla mnie formą Katharsis, poczułam jakbym zrzuciła cały zbędny bagaż. Dziś mamy wszyscy poprawne relacje, utrzymujemy stały kontakt. Przebaczenie tak naprawdę uwalnia przede wszystkim nas samych, ale muszę przyznać, że zdecydowanie nie jest to łatwy proces smile

Bardzo podobnie widzę swoją możliwość wybaczenia. Dopuszczam możliwość "pogodzenia się z faktem, że porzucił mnie z 7 miesięcznym dzieckiem" ale wybaczenia raczej nie, zwłaszcza mając na uwadze sam proces jak to przebiegało. Jak się zachował w trakcie i po (fakt utrzymuje kontakt z córką ale walczyłam o to mocno), oraz jakie były jego motywacje. Dla mnie wybaczyć, to nie jest pogodzić się z faktem, bo to owszem można zrobić, dla mnie wybaczenie to jest powiedzenie sobie, że nie czuję do tego człowieka żalu za to co zrobił i że to co zrobił było słuszne z jego punktu widzenia. A to niestety jest obecnie ponad moje siły... Może gdyby okazał skruchę, może gdyby się zaczął starać budować więź z małą (nie bo ja nalegam, tylko tak od siebie) to może tak...

93

Odp: Trudna sztuka wybaczania
MagdaLena1111 napisał/a:
Symbi napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

Ale tak wybaczyć po prostu? Bez ukorzenia się sprawcy? Bez posypywania przez niego głowy popiołem? Ot, tak?
A czym żyć? Czym się karmić?

Ja wybaczyłam najpierw oficjalnie, bo wydało mi się, że to taki wspaniały akt "łaski" wobec sprawcy. Potrzebowałam po prostu oficjalnie powiedzieć "wybaczam" i cieszyć się własną wspaniałomyślnością. Potem wybaczyłam w sercu i w głowie. Wybaczyć nie nie znaczy zapomnieć, ja pamiętam, ale nie mam żalu. I jak napisała Piegowata, mam na uwadze swój wkład w czyn, który stał się przedmiotem wybaczenia.

Dla mnie to jest niezrozumiałe, albo inaczej zrozumiałe na poziomie intelektualnym, ale niezrozumiale emocjonalnie, więc budzi dysonans poznawczy, że ktoś wybacza deklaratywnie. To ma jakieś korzenie w religii, gdzie wybaczenie często ma status cnoty albo powinności (że już o nadstawieniu drugiego policzka nie wspomnę), a de facto jest to sprzeczne z naturą ludzką, która dąży do odwetu jako obrony siebie.
Mamy tutaj to o czym jakby w kontrze pisała Ajko, czyli, że robi się coś wbrew sobie, bo jeżeli wybaczam tylko deklaratywnie to po prostu nie kieruję się tym, co czuję, ale tym, co „otoczenie” uważa za słuszne. W psychologii to chyba jest rezygnacja z ja-realnego na rzecz ja-idealnego.

To, że ktoś czuje się współwinny za rozwój zdarzeń, to rzeczywiście pomaga w wybaczeniu, pomaga zrozumieć ciąg przyczynowo-skutkowy i w ten sposób zrozumieć sprawcę.

Religijna nie jestem i nigdy nie bylam. Może i było to deklaratoryjne wybaczenie, ale wtedy wydawało mi się, że sprawca [mojego cierpienia] tego potrzebuje, że to jemu będzie się żyło lżej. Czułam że słusznie robię. Potrzebowałam tego symbolicznego gestu, by dokonało się we mnie prawdziwe wybaczenie. Od czegoś trzeba było zacząć. Kiedy przeszedł mi żal do sprawcy, odkryłam, że jest mi obojętna jego wiedza na temat moich uczuć.

94

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Pikupik2019 napisał/a:
szyszka76 napisał/a:
Olinka napisał/a:

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

16 lat zajęło mi wybaczenie mojemu byłemu mężowi tego, że mnie zostawił z rocznym dzieckiem na pastwę losu, oraz tego że nie miał z nim praktycznie kontaktu przez 16 lat. Dziś mają dobre relacje, syn ma 22 lata. Dopiero kilka lat temu, kiedy były mąż okazał skruchę i postarał się o akceptację syna udało mi się wybaczyć mu to co zrobił. Uwolnienie się od wszystkich negatywnych emocji i myśli było dla mnie formą Katharsis, poczułam jakbym zrzuciła cały zbędny bagaż. Dziś mamy wszyscy poprawne relacje, utrzymujemy stały kontakt. Przebaczenie tak naprawdę uwalnia przede wszystkim nas samych, ale muszę przyznać, że zdecydowanie nie jest to łatwy proces smile

Bardzo podobnie widzę swoją możliwość wybaczenia. Dopuszczam możliwość "pogodzenia się z faktem, że porzucił mnie z 7 miesięcznym dzieckiem" ale wybaczenia raczej nie, zwłaszcza mając na uwadze sam proces jak to przebiegało. Jak się zachował w trakcie i po (fakt utrzymuje kontakt z córką ale walczyłam o to mocno), oraz jakie były jego motywacje. Dla mnie wybaczyć, to nie jest pogodzić się z faktem, bo to owszem można zrobić, dla mnie wybaczenie to jest powiedzenie sobie, że nie czuję do tego człowieka żalu za to co zrobił i że to co zrobił było słuszne z jego punktu widzenia. A to niestety jest obecnie ponad moje siły... Może gdyby okazał skruchę, może gdyby się zaczął starać budować więź z małą (nie bo ja nalegam, tylko tak od siebie) to może tak...

Też tak myślałam kiedyś, że to nie możliwe, ale czas zrobił swoje. Dziś czuję się wolna od negatywnych emocji i żalu do byłego męża. Powiem Ci nawet, że w zeszłym roku byłam z synem u niego na majówce (mieszka za granicą) i dawno się tak dobrze nie bawiłam. Rozpieszczał nas, gotował, podsuwał wszystko pod nosek. Było bardzo przyjemnie. Jesteśmy cały czas w kontakcie, dzwonimy do siebie przynajmniej raz w tygodniu. Oczywiście to był długi trudny proces, rozmowy, przeprosiny. Bywało, że płakaliśmy oboje. Dziś mamy to za sobą i chyba obojgu nam lżej.

95

Odp: Trudna sztuka wybaczania

".............dla mnie wybaczenie to jest powiedzenie sobie, że nie czuję do tego człowieka żalu za to co zrobił i że to co zrobił było słuszne z jego punktu widzenia..."

Myślę teraz ciężko nad tym Twoim zdaniem Pikupik,  bo jakkolwiek mogę zgodzić się z pierwszą częścią... to coś mi zgrzyta w następnej, podstawiam siebie i swoją sytuację,  chyba to jest tak u mnie.... że wybaczam, myślę tak bo widzę że spotkania z mężem, które są częste, jak dla mnie za częste ale konieczne, nie wyzwalają już we mnie  emocji, nie mam potrzeby udowadniać mu cokolwiek, nawet mi go żal czasami że tak się wmanewrował w układ, który zbudowany na kłamstwie nigdy nie będzie powiedzmy 'grzechu wart' a czas działa tam na niekorzyść, wybaczanie nie zmienia mojego zdania na temat tego co zrobił i nie powiem że to było słuszne bo z jego punktu widzenia, nie, miał dużo możliwości postąpienia uczciwie a wybrał źle, jednak nawet do złego wyboru miał prawo i z tym nie dyskutuję, ja z upływem czasu widzę  że człowiek dokonujący takich wyborów jak zdrada nie jest kandydatem na mojego partnera, na pewno,  gdyby to był mój kolega to może nawet lubiłabym go nadal bo jeśli z kimś  nie mieszkam, nie sypiam, nie mam planów to i odpuszczam więcej i traktuję pobłażliwiej.
                     Jestem pewna że nie pielęgnując uraz i wybaczając robimy przysługę sobie, przede wszystkim sobie bo uwalniamy siebie z toksycznej relacji i nie znaczy to  że wybaczając zmieniam zdanie na jakiś temat czy sytuację, po prostu dopuszczam prawo innych do swojego postrzegania sytuacji, do swoich zachowań , swoich decyzji, swoich wniosków
                     Uważam że w procesie wybaczania bardzo pomocny jest czas, pod warunkiem że chcemy pozbyć się uraz, nie karmimy ich , nie podsycamy, dystansujemy się nawet jak mamy kontakt, wygaszamy niepożądane myśli, człowiek naprawdę dużo może ale tylko wtedy kiedy tego chce
   Najłatwiej wybaczać mi swoim dzieciom,  jeszcze nie zdążą mnie zranić a już im wybaczam, osoby z którymi nie mam więzi nie są w stanie mnie zranić , osobom bliskim staram się odpuszczać szybko,  zdrada to już duży kaliber do wybaczenia i parę czynników temu pomaga, dużo zmienia rezygnacja z jakichkolwiek oczekiwań od tej osoby , świadomość i zrozumienie sytuacji,  kontakt jeśli już to bez udziału ego, spokojnie i asertywnie, jak z dobrym, starym znajomym, z takim co to nie do końca mu ufamy że czegoś nam nie wywinie, powiedziałabym że wybaczyłam bo nie czuję już bólu związanego z tą sytuacją,nie obchodzi mnie czy mąż jest z kochanką czy nie, nie wiem,  przeszłam proces żałoby po małżeństwie, nie wyobrażam sobie obecnie że miałabym mieć fizyczny kontakt z jm, czasami jak tak kontrolnie zaprojektuję wyobraźnię to jestem przerażona że coś takiego mogłoby nastąpić, pół roku po 'radosnej nowinie' smile wszystko było możliwe, dziś już nie

96

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Ranna_Panna napisał/a:

Myślę teraz ciężko nad tym Twoim zdaniem Pikupik,  bo jakkolwiek mogę zgodzić się z pierwszą częścią... to coś mi zgrzyta w następnej, podstawiam siebie i swoją sytuację,  chyba to jest tak u mnie.... że wybaczam, myślę tak bo widzę że spotkania z mężem, które są częste, jak dla mnie za częste ale konieczne, nie wyzwalają już we mnie  emocji, nie mam potrzeby udowadniać mu cokolwiek, nawet mi go żal czasami że tak się wmanewrował w układ, który zbudowany na kłamstwie nigdy nie będzie powiedzmy 'grzechu wart' a czas działa tam na niekorzyść, wybaczanie nie zmienia mojego zdania na temat tego co zrobił i nie powiem że to było słuszne bo z jego punktu widzenia, nie, miał dużo możliwości postąpienia uczciwie a wybrał źle, jednak nawet do złego wyboru miał prawo i z tym nie dyskutuję, ja z upływem czasu widzę  że człowiek dokonujący takich wyborów jak zdrada nie jest kandydatem na mojego partnera, na pewno,  gdyby to był mój kolega to może nawet lubiłabym go nadal bo jeśli z kimś  nie mieszkam, nie sypiam, nie mam planów to i odpuszczam więcej i traktuję pobłażliwiej.

Mnie zapadła w pamięć taka myśl, nie pamiętam w tej chwili, czyja ona była. Ale ten ktoś powiedział, że gdybyśmy to my byli na miejscu tamtego człowieka [który nas skrzywdził], czyli mielibyśmy ten sam bagaż doświadczeń, to samo wychowanie, ten sam tok myślenia, odczuwalibyśmy te same emocje, co ta osoba to... postąpilibyśmy w danej sytuacji dokładnie tak samo.
To się wydaje takie abstrakcyjne, bo chyba każdy myśli: "Ja bym tak NIGDY nie postąpił/-a!".
No pewnie. Bo masz inny bagaż doświadczeń, inne wychowanie, inne myślenie i inne towarzyszące temu emocje.
Jednakże... będąc w czyjejś skórze, postąpilibyśmy dokładnie tak samo. wink
Czasem wejście w cudzą sytuację też pomaga. Podobnie jak uświadomienie sobie, że tamten ktoś w owym czasie lepiej nie potrafił się zachować. Było to poza jego zasięgiem.
(Ale to ćwiczenia dla tych, co pragną wybaczyć, bo wcale do tego aktu nikogo nie namawiam!)

97

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lovelynn napisał/a:

Mnie zapadła w pamięć taka myśl, nie pamiętam w tej chwili, czyja ona była. Ale ten ktoś powiedział, że gdybyśmy to my byli na miejscu tamtego człowieka [który nas skrzywdził], czyli mielibyśmy ten sam bagaż doświadczeń, to samo wychowanie, ten sam tok myślenia, odczuwalibyśmy te same emocje, co ta osoba to... postąpilibyśmy w danej sytuacji dokładnie tak samo.
To się wydaje takie abstrakcyjne, bo chyba każdy myśli: "Ja bym tak NIGDY nie postąpił/-a!".
No pewnie. Bo masz inny bagaż doświadczeń, inne wychowanie, inne myślenie i inne towarzyszące temu emocje.
Jednakże... będąc w czyjejś skórze, postąpilibyśmy dokładnie tak samo. wink
Czasem wejście w cudzą sytuację też pomaga. Podobnie jak uświadomienie sobie, że tamten ktoś w owym czasie lepiej nie potrafił się zachować. Było to poza jego zasięgiem.
(Ale to ćwiczenia dla tych, co pragną wybaczyć, bo wcale do tego aktu nikogo nie namawiam!)

Moze to ciekawe narzedzie taka wizualizacja tyle ze mozna ja podciagnac pod przebaczanie przyslowiowemu Hitlerowi czy czlonkowi gangu z patologicznej dzielnicy - takie wczucie sie w nich by...moc przebaczyc. Rozciagnalem to cwiczenie nie komus na zlosc ale po prostu "przeskalowalem" by pokazac do czego mozna je probowac wykorzystac.

98

Odp: Trudna sztuka wybaczania
acine napisał/a:

Moze to ciekawe narzedzie taka wizualizacja tyle ze mozna ja podciagnac pod przebaczanie przyslowiowemu Hitlerowi czy czlonkowi gangu z patologicznej dzielnicy - takie wczucie sie w nich by...moc przebaczyc. Rozciagnalem to cwiczenie nie komus na zlosc ale po prostu "przeskalowalem" by pokazac do czego mozna je probowac wykorzystac.

Haha smile No tak, ale co jest złego w przebaczeniu "przysłowiowemu" Hitlerowi? Osobiście nie łączą mnie z nim jakieś relacje karmiczne wink. Wiesz, myślę, że on naprawdę wierzył w to, co robił i w słuszność swojego myślenia.

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Zadziwia mnie, jak różnie jest rozumiane dzisiaj słowo wybaczenie.

Dla mnie wybaczenie odnosi się do relacji ze sprawcą krzywdy. Czyli: jeśli wybaczam, to relacja zostaje odbudowana, może dalej trwać, w pewnych sytuacjach nawet rozkwitać. Sprawca musi o wybaczenie poprosić, musi też rozumieć, że wyrządził krzywdę i żałować wyrządzonego ofierze bólu. To ważne: chodzi o żal sprawcy za ból wyrządzony ofierze, a nie smutek z powodu przykrych konsekwencji, których doznał sprawca na skutek swojego wyczynu. Ważny jest aspekt zadośćuczynienia, naprawienia krzywdy na tyle, na ile to możliwe. Sprawca musi być też emocjonalnie ważny dla ofiary, bo wtedy jest sens podejmowania wysiłku wybaczenia mu. I oczywiście pisząc o krzywdzie mam na myśli coś dużego, a nie drobiazgi i błahe urazy dnia codziennego.

Zawsze zdumiewa mnie, gdy ludzie piszą o wybaczeniu sobie w kontekście krzywd, które zadał im ktoś inny. Bo wybaczenie zakłada "winę". A wina jest dla mnie przy sprawcy. Jeśli ktoś wyrządza mi krzywdę, to czuję złość, urazę wobec sprawcy, nie wobec siebie, więc nie mam sobie czego wybaczać. Z kolei przebaczenie sprawcy, który nie żałuje albo nie jest dla mnie emocjonalnie ważny, nie jest mi do niczego potrzebne. Może jest do czegoś potrzebne sprawcy, ale nie mi. Los "krzywdziciela" mnie nie interesuje. Mogę natomiast "zaopiekować się" samą sobą, zadbać o przeżycie bólu w taki sposób, żeby mnie to nie zniszczyło, uszanować mój smutek i gniew, dać sobie czas. Jest to dbania o siebie, a w dalszej perspektywie pogodzenie się z losem, pójście do przodu, przeniesienie uwagi z doświadczonych nieszczęść na inne sprawy. Ale nie nazwałabym tego przebaczeniem.

Natomiast sobie mogę wybaczać tę część winy, która jest przy mnie, czyli moje błędy, czy zaniechania, rzeczy na które miałam wpływ, jeśli takowe są.

100

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lucy-on-the-roof napisał/a:

To ważne: chodzi o żal sprawcy za ból wyrządzony ofierze, a nie smutek z powodu przykrych konsekwencji, których doznał sprawca na skutek swojego wyczynu.

To jest cenna uwaga, nawet jeśli wyjść poza kontekst wybaczania. Zauważyłam, że nader często sprawcy czyichś krzywd nie tyle szczerze żałują tego co zrobili, ile w gruncie rzeczy żałują, że się wydało i w ostatecznym efekcie coś im się wyraźnie pogorszyło, na przykład jakość życia albo relacja z drugim człowiekiem, co zresztą też łączy się z tym pierwszym. Jednym słowem niby ze strony sprawcy mamy żal, ale tak naprawdę jest on wyrażony głównie przez pryzmat własnego egoizmu.

101

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:
Lucy-on-the-roof napisał/a:

To ważne: chodzi o żal sprawcy za ból wyrządzony ofierze, a nie smutek z powodu przykrych konsekwencji, których doznał sprawca na skutek swojego wyczynu.

To jest cenna uwaga, nawet jeśli wyjść poza kontekst wybaczania. Zauważyłam, że nader często sprawcy czyichś krzywd nie tyle szczerze żałują tego co zrobili, ile w gruncie rzeczy żałują, że się wydało i w ostatecznym efekcie coś im się wyraźnie pogorszyło, na przykład jakość życia albo relacja z drugim człowiekiem, co zresztą też łączy się z tym pierwszym. Jednym słowem niby ze strony sprawcy mamy żal, ale tak naprawdę jest on wyrażony głównie przez pryzmat własnego egoizmu.

Poniewaz oni nie zaluja czynu, ktory zrobili, tylko tego, ze zostali zlapani... Zaluja siebie...a o ofierze mowia: przypadkowa, "mial/a to cos" itd a oni to tylko "wykorzystali okolicznosci"...

102

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Ranna_Panna napisał/a:

".............dla mnie wybaczenie to jest powiedzenie sobie, że nie czuję do tego człowieka żalu za to co zrobił i że to co zrobił było słuszne z jego punktu widzenia..."

Myślę teraz ciężko nad tym Twoim zdaniem Pikupik,  bo jakkolwiek mogę zgodzić się z pierwszą częścią... to coś mi zgrzyta w następnej, podstawiam siebie i swoją sytuację,  chyba to jest tak u mnie.... że wybaczam, myślę tak bo widzę że spotkania z mężem, które są częste, jak dla mnie za częste ale konieczne, nie wyzwalają już we mnie  emocji, nie mam potrzeby udowadniać mu cokolwiek, nawet mi go żal czasami że tak się wmanewrował w układ, który zbudowany na kłamstwie nigdy nie będzie powiedzmy 'grzechu wart' a czas działa tam na niekorzyść, wybaczanie nie zmienia mojego zdania na temat tego co zrobił i nie powiem że to było słuszne bo z jego punktu widzenia, nie, miał dużo możliwości postąpienia uczciwie a wybrał źle, jednak nawet do złego wyboru miał prawo i z tym nie dyskutuję, ja z upływem czasu widzę  że człowiek dokonujący takich wyborów jak zdrada nie jest kandydatem na mojego partnera, na pewno,  gdyby to był mój kolega to może nawet lubiłabym go nadal bo jeśli z kimś  nie mieszkam, nie sypiam, nie mam planów to i odpuszczam więcej i traktuję pobłażliwiej.
                     Jestem pewna że nie pielęgnując uraz i wybaczając robimy przysługę sobie, przede wszystkim sobie bo uwalniamy siebie z toksycznej relacji i nie znaczy to  że wybaczając zmieniam zdanie na jakiś temat czy sytuację, po prostu dopuszczam prawo innych do swojego postrzegania sytuacji, do swoich zachowań , swoich decyzji, swoich wniosków
                     Uważam że w procesie wybaczania bardzo pomocny jest czas, pod warunkiem że chcemy pozbyć się uraz, nie karmimy ich , nie podsycamy, dystansujemy się nawet jak mamy kontakt, wygaszamy niepożądane myśli, człowiek naprawdę dużo może ale tylko wtedy kiedy tego chce
   Najłatwiej wybaczać mi swoim dzieciom,  jeszcze nie zdążą mnie zranić a już im wybaczam, osoby z którymi nie mam więzi nie są w stanie mnie zranić , osobom bliskim staram się odpuszczać szybko,  zdrada to już duży kaliber do wybaczenia i parę czynników temu pomaga, dużo zmienia rezygnacja z jakichkolwiek oczekiwań od tej osoby , świadomość i zrozumienie sytuacji,  kontakt jeśli już to bez udziału ego, spokojnie i asertywnie, jak z dobrym, starym znajomym, z takim co to nie do końca mu ufamy że czegoś nam nie wywinie, powiedziałabym że wybaczyłam bo nie czuję już bólu związanego z tą sytuacją,nie obchodzi mnie czy mąż jest z kochanką czy nie, nie wiem,  przeszłam proces żałoby po małżeństwie, nie wyobrażam sobie obecnie że miałabym mieć fizyczny kontakt z jm, czasami jak tak kontrolnie zaprojektuję wyobraźnię to jestem przerażona że coś takiego mogłoby nastąpić, pół roku po 'radosnej nowinie' smile wszystko było możliwe, dziś już nie

No bo to właśnie o to chodzi, że tym istotnym elementem wybaczenia moim zdaniem jest postawienie się w sytuacji tej drugiej osoby. Czyli to o czym pisze post niżej Lovellyn. Że zrobił tak, bo mając pewien bagaż, zestaw cech osobowościowych to była jedyna decyzja jaką mógł podjąć, bo innej nie potrafił.... Przykładowo brak cywilnej odwagi powoduje np. że ktoś oszukuje i zdradza zamiast powiedzieć nie kocham i odejść a tym samym przyjąć na klatę pełne konsekwencje. Nie ma tej odwagi więc postępuje tchórzliwie i zdradza licząc na to, że się nie wyda i nie będzie musiał zmierzyć się z niekomfortowymi dla siebie zdarzeniami. Więc w takim pełnym wybaczeniu właśnie chodzi moim zdaniem o to zrozumienie okoliczności w których dany czyn został popełniony. Bez tego nie ma pełnego wybaczenia, bo zawsze będzie z tyłu głowy, że mógł postąpić inaczej. Nie mógł. Gdyby mógł to by postąpił. No ale ja to jeszcze daleko jestem od takiego myślenia big_smile

Tak czy siak wybaczenie mojemu ex, bez elementu jego choćby minimalnej skruchy jest jeszcze daleko poza moim zasięgiem myślowym. Nawet jeśli wiem, że bez tego nie zaznam pełnego spokoju... Zdaję sobie jednak sprawę, że on może też potrzebować czasu, żeby jakakolwiek skrucha mogła w nim zakiełkować... Czas pokaże. To wszystko jest jeszcze u mnie dość świeże ...

103

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

Wybaczenie jest obowiązkiem takim samym jak uczenie się języka, by móc funkcjonować normalnie.
Kto nie wybacza sam sobie utrudnia.

104 Ostatnio edytowany przez Bullinka (2020-10-07 07:56:07)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
mmJUTnetPL napisał/a:
Olinka napisał/a:

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

Wybaczenie jest obowiązkiem takim samym jak uczenie się języka, by móc funkcjonować normalnie.
Kto nie wybacza sam sobie utrudnia.

W takim razie wielu ludzi sobie utrudnia.

Powiedz kobiecie, ktorej facet porwal 9 lenia corke a potem zgwalcil i zamordowal, zeby wybaczyla oprawcy.
Powiedz matce, zeby wybaczyla zieciowi, ze skatowal na smierc jej corke, bedaca w 7 mscu ciazy.
Powiedz dziewczynie, aby wybaczyla pijanemu w sztok facetowi, ktory zabil jej meza i dziecko.
itd itp

Slogany typu: wybacz aby zyc dalej, postaw sie na miejscu sprawcy ( ze co prosze??? ) sa po prostu zlepkiem nic nie znaczacych slow dla tych osob.

Oni zaakceptowali straty, ale nigdy nie wybaczyli sprawcom tych czynow. Zadne wiezienie i "przepraszam" tego nie zmieni.

105

Odp: Trudna sztuka wybaczania
mmJUTnetPL napisał/a:

Wybaczenie jest obowiązkiem takim samym jak uczenie się języka, by móc funkcjonować normalnie.
Kto nie wybacza sam sobie utrudnia.

Moim zdaniem zdecydowanie nie jest obowiązkiem, jest pewnego rodzaju decyzją, którą podejmujemy.

106

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Bullinka napisał/a:

W takim razie wielu ludzi sobie utrudnia.

Powiedz kobiecie, ktorej facet porwal 9 lenia corke a potem zgwalcil i zamordowal, zeby wybaczyla oprawcy.
Powiedz matce, zeby wybaczyla zieciowi, ze skatowal na smierc jej corke, bedaca w 7 mscu ciazy.
Powiedz dziewczynie, aby wybaczyla pijanemu w sztok facetowi, ktory zabil jej meza i dziecko.
itd itp

Slogany typu: wybacz aby zyc dalej, postaw sie na miejscu sprawcy ( ze co prosze??? ) sa po prostu zlepkiem nic nie znaczacych slow dla tych osob.

Oni zaakceptowali straty, ale nigdy nie wybaczyli sprawcom tych czynow. Zadne wiezienie i "przepraszam" tego nie zmieni.

Ale też jednak wiele ludzi wybacza nawet największe zbrodnie i przewinienia włącznie z takimi które opisałaś. To nie jest jakaś totalna abstrakcja.... tylko że to nie działa tak, że ktoś ci powie "wybacz aby żyć dalej". Człowiek musi sobie to sam wewnętrznie powiedzieć i tyle. Musi być na to gotowy. Ja na przykład jeszcze nie jestem. No i nie każdy to potrafi, lub potrafi dopiero po długim czasie lub po tym jak sprawca (nawet tych największych zbrodni) wyrazi skruchę lub pod innymi warunkami dla niego ważnymi. Więc jest to możliwe i dzieje się przecież.

107

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Pikupik2019 napisał/a:

Ale też jednak wiele ludzi wybacza nawet największe zbrodnie i przewinienia włącznie z takimi które opisałaś. To nie jest jakaś totalna abstrakcja.... tylko że to nie działa tak, że ktoś ci powie "wybacz aby żyć dalej". Człowiek musi sobie to sam wewnętrznie powiedzieć i tyle. Musi być na to gotowy. Ja na przykład jeszcze nie jestem. No i nie każdy to potrafi, lub potrafi dopiero po długim czasie lub po tym jak sprawca (nawet tych największych zbrodni) wyrazi skruchę lub pod innymi warunkami dla niego ważnymi. Więc jest to możliwe i dzieje się przecież.

Ja nie mowie, ze nie istnieje taka mozliwosc. Kazdy ma swoje predyspozycje.
Twierdze jedynie, ze mozliwe jest zaakceptowania tego co sie stalo, ale wybaczenie sprawcy juz niekoniecznie.

Wybaczenie nie jest potrzebne do akceptacji wlasnej tragedii i mozliwosci w miare normalnego dalszego zycia.

108 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2020-10-08 10:24:50)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

Wybaczenie to nie jest nawet ten moment, od którego oczekujemy, że wszystkie złe emocje i myśli, których doświadczamy, nagle nas opuszczą. To pełna świadomość doznanej krzywdy, ale pozbawiona pierwiastka chęci wymierzenia kary.

Zaskakuje mnie taka definicja, która kładzie nacisk na chęć wymierzenia kary. To by znaczyło, że wybaczyłam moim rodzicom . A jednak nie wydaje mi się, żeby mój proces wybaczania się zakończył..

Olinka napisał/a:

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

Wydaje mi się, że wybaczenie jest zostawieniem za sobą krzywd. Nie oddziałują już na nasze życie i akceptujemy, że się po prostu wydarzyły. U mnie na pewno wybaczenie rodzicom jest długim procesem. Miałam potrzebę zrozumienia czemu pewne rzeczy się wydarzyły i trudność z zaakceptowaniem, że nie jestem w stanie niektórych rzeczy wyjaśnić (teraz już to zaakceptowałam). Nie ułatwia, że pewne zachowania wydarzają się nadal. Trudno mi wybaczyć działania, które były celowe i te, które silnie wracają  w postaci przykrych wspomineń w momencie słabości.
Kilka lat temu odkryłam, że mam w sobie pokłady złości na matkę, z których sobie nie zdawałam sprawy i przeżycie tego zajęło mi sporo czasu. Ta złość była bardzo duża, ale czułam, że nie była akceptowana, więc wcześniej wyrażałam ją jako smutek.

Tak sobie myślę, że usilna chęć zrozumienia rodziców, analizowanie i stawianie się w ich sytuacji oraz oczekiwanie, że wyrażą zrozumienie dla mnie i przeproszą utrudniła mi proces wybaczenia.

Posty [ 66 do 108 z 108 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Trudna sztuka wybaczania

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024