Trudna sztuka wybaczania - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Trudna sztuka wybaczania

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 108 ]

1

Temat: Trudna sztuka wybaczania

Ludzie się ranią. Niemal każdy z nas doświadczył choć raz poczucia krzywdy doznanej ze strony rodziców, partnera, przyjaciół, innych osób, które w jakiś sposób są dla nas ważne. Zarówno w życiu, jak i tu, na forum, często pojawia się pojęcie wybaczania. Wiemy już, że wybaczenie to proces, który przynosi ulgę, że wybaczamy nie dla drugiej osoby, ale dla siebie samego, a mimo to nie zawsze potrafimy się na to zdobyć.

Kilka dni temu słuchałam naprawdę mądrej osoby, która na przykładzie rodziców przekonywała, że wybaczenie to nie jest to samo, co zaakceptowanie tego wszystkiego, co ktoś nam zrobił. To jest po prostu uwolnienie się od trudnej relacji, pogodzenie się ze swoją historią, pozbycie żalu, niewidzenie zła i tego, co nam w jakiś sposób przeszkodziło, a co było błędem. Warto spojrzeć na nich (tu: na rodziców) jak na ludzi słabych, grzesznych, kochanych, znienawidzonych, doskonałych, niedoskonałych, czyli takich, którzy mogą posiadać całe spektrum ludzkich cech. Niektórzy mieli niestety pecha, że urodzili się w domu, który ich w jakiś sposób obciążył, ale warto przyjąć, że negatywne działanie rodziców nie było intencjonalne i coś im po prostu nie wyszło. Oczywiście, że to budzi wewnętrzny sprzeciw, ale jak się na tym głębiej zastanowić, to takie spojrzenie może okazać się bardzo pomocne.

Spotkałam się też z teorią, że wybaczyć to nie znaczy usprawiedliwiać, bagatelizować krzywdę, której się doznało, zaufać ponownie albo być blisko z osobą, która nas skrzywdziła, uznać, że coś nie zaistniało, a tym bardziej zapomnieć. Wybaczenie to nie jest nawet ten moment, od którego oczekujemy, że wszystkie złe emocje i myśli, których doświadczamy, nagle nas opuszczą. To pełna świadomość doznanej krzywdy, ale pozbawiona pierwiastka chęci wymierzenia kary. W tej definicji nazwano to dojrzałością, choć zastanawiam się czy ja sama potrafię w ten sposób na to spojrzeć, choćby z uwagi na to, że widzę dookoła siebie mnóstwo bardzo mądrych, świadomych i odpowiedzialnych osób, które przez całą swoją dorosłość noszą w sobie balast w postaci trudności dokonania aktu wybaczenia. Są bowiem takie sytuacje, które zwyczajnie w świecie mogą nas przerastać i wydaje mi się, że trzeba również umieć dać sobie na to przyzwolenie.
 
A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Myślę, że nie mam problemu z wybaczaniem, bo jestem zbyt... wygodna. Rozpamiętywanie, międlenie krzywdy to ogromne i niepotrzebne obciążenie.
Jasne, że odreaguję, odcierpię, ale na dłuższą metę nie zawracam sobie głowy tym, co mi kto złego zrobił. Jeśli to krzywda niezamierzona, dogadamy się, jeśli celowa - odcinam się od tej osoby i tyle.

3 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-09-17 12:54:08)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Nie wiedzieć kiedy nauczyłam się wybaczać, dzięki temu żyje mi się łatwiej, spokojniej, przyjemniej; choć na amnezję nie cierpię i pamiętam zadane mi rany, nie ma we mnie jakiejkolwiek chęci odwetu/zemsty.

4

Odp: Trudna sztuka wybaczania

.... jestem od kilku lat świadkiem zawziętosci osób starszych w rodzinie, którzy niestety pielęgnują swoje "poczucie krzywdy" bo życie okazało się inne niż ich oczekiwania wobec własnych dzieci, które no nie zachowują się tak jak sobie zaplanowali, jak sobie wyobrazili że powinny dzieci się zachowywać (bo np pracują duzo i czesto i ich nie ma i nie mają tyle czasu co rodzice na emeryturze.. a przeciez to dziecko powinno odwiedzac rodzica a nie odwrotnie - szacunek musi byc... a tu.. praca wazniejsza)... tracą na tym bardzo niczemu winne wnuki, ale cóż... taka to jest trudna sztuka wybaczania..
ja wybaczyłam choc nie zapomniałam, było minęlo.. niestety wraca, wybaczam bo życie krótkie jest ... ale...jak przekonać kogos do wybaczenia?

5 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-09-17 15:45:32)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Zrozumienie wybaczenia u mnie przebiegało etapowo, być może jeszcze gdzieś czeka jakieś odkrycie przede mną.
Na początku był gniew i niezgoda na wybaczenie (bardzo ważne emocje, bez których nie nauczyłabym się wybaczać). Gniew pozwolił mi stanąć po mojej stronie, sprawił, ze zaczęłam istnieć. Potem było wybaczenie sobie swoich błędów, zrozumienie dlaczego je popełniałam, współczucie, że nie potrafiłam inaczej, bo nikt mnie tego nie nauczył, żal, że nie miałam szansy ich nie popełnić. Potem w tym etapie dobroci dla siebie, zrozumiałam dlaczego ta osoba jest taka jaka jest, przyszło odpuszczenie sobie i jej wyrządzonych mi krzywd. Potem przyszedł dzień gdy poczułam, że jestem gotowa wybaczyć, współczuć nie tylko tej osobie, ale wszystkim osobom z przeszłości, które jak te kręgi na wodzie wywołały moją krzywdę, krzywdząc innych z pokolenia na pokolenie. Wybaczyłam im wszystkim (nie zapomniałam), ale współczuję, że nie umieli tego wszystkiego zatrzymać. Chciałabym żeby na mnie się skończyło, ale życie dzieci mojej rodziny pokaże. Moje wybaczenie nie sprawia, że chcę utrzymywać z tą osobą kontakt, nie chcę. Jednak to odpuszczenie uwolniło mnie od dźwigania w myślach tego co mi robiła.
Co do obcych mi ludzi, nie od razu udaje mi się znaleźć spokój, ale analizuję często dlaczego robią cos co krzywdzi innych, znajduję wytłumaczenie, zrozumienie, bo wiem, że człowiek daje drugiemu tylko to co sam sobie i swoim bliskim potrafi dać. Nie wybaczam nie mam takiej potrzeby, nie naprawiam relacji, tam gdzie tego 2 strona nie chce, dystansuję się bo w sumie są to obcy ludzie z którymi mi nie po drodze. Uważam, że jeśli człowiek nie czuje się gotowy na wybaczenie, to nie powinien tego robić, bo to jest zdradzanie siebie.

6

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Nigdy nie zapomnieć, nigdy nie przebaczyć. Przebaczenie to forma pokazania człowiekowi zadającego ból, że ostatecznie nie spotkają go żadne konsekwencje. To nic tylko zachęcanie do kontynuowania takiej działalności.

7

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lucyfer666 napisał/a:

Nigdy nie zapomnieć, nigdy nie przebaczyć. Przebaczenie to forma pokazania człowiekowi zadającego ból, że ostatecznie nie spotkają go żadne konsekwencje. To nic tylko zachęcanie do kontynuowania takiej działalności.

W moim odczuciu wybaczenie odbywa się w nas samych. To nie jest coś, co w ogóle musimy drugiemu człowiekowi przekazać i okazać, a już na pewno nie jest przyzwoleniem na kontynuowanie krzywdzących zachowań.

Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta, redaktor portalu Psychologia.net twierdzi, że wybaczyć oznacza: zrezygnować z pielęgnowania urazy, zrezygnować z zemsty (w tym karania samego siebie), pogodzić się z brakiem rekompensaty za doznane krzywdy, pogodzić się z tym miejscem w życiu, w którym się jest. Rozumiem to w ten sposób, że jest to coś, co pozwala nam iść do przodu bez pielęgnowania w sobie urazy i negatywnych emocji.

8

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lucyfer666 napisał/a:

(...) nigdy nie przebaczyć. (...)

Na ogół nie informuję nikogo o tym, że wybaczyłam. To moja sprawa i wybaczam dla siebie, by nie zżerać się od środka.

9

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Cóż ja nie wybaczam i mściwym człowiekiem jestem i się tego nie wstydzę. Nie wierzę w karmę, a w realizację powiedzenia "Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę". Zemsta jest logiczną konwekwencją.

10 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-17 14:59:36)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Widzę, jak w każdej innej sprawie, wielość definicji i interpretacji.
Dla mnie wybaczenie nie wyklucza ani gniewu, ani nie oznacza przyzwolenia.
Dla mnie to po prostu brak przywiązania do starych urazów. A po co mi to? To tylko bagaż, niepotrzebne nerwy i stres.
Wybucham gniewem, bo gwałtowa jestem, w dziób też zdarzyło mi się komuś dać, pyszczydło rozedrzeć, ale to doraźne reakcje, uraz nie trzymam, a raczej - powiedziałabym - urazy nie trzymają mnie. Musiałabym podjąć świadomy wysiłek, by rozpamiętywać, prowadzić wewnętrzny rejestr, co kto mi złego zrobił.
Wygodniej mi być ponad. Taki rodzaj lenistwa wink
No i czy warto przydawać ważności krzywdzicielom poświęcając im uwagę? Czy zasługują na to?

Lucek, choć na forum Cię lubię, przyznam, że mściwość jest na jednym z pierwszych miejsc listy tych cech, których w ludziach nie znoszę. Mój były mąż był mściwy.

11 Ostatnio edytowany przez Lucyfer666 (2020-09-17 15:07:35)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Ale widzisz Piegowata smile
Sama napisałaś, że to kwestia doświadczeń, interpretacji.
Po prostu w życiu za dużo razy zostałem w swoim czasie skrzywdzony, żeby przyjąć postawę odpuszczającą.
Do tego oczywiście nie mówimy tutaj o byle pierdołach, że ktoś o mnie źle powiedział czy coś, bo tak to by człowiek w paranoję wpadł.
Niemniej są tego typu czynności, którym nie można nigdy odpuścić. Dla mnie to pewna forma kary, po której mówimy koniec i idziemy dalej.
Ale jest jeszcze inna kwestia. Ja nie mam nic do stracenia - więc bardzo ważna jest perspektywa, jak i fakt, że nie przekroczy się prawa.

12 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-17 15:20:11)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Twoja sprawa, Lucyfer. Ciekawie jest obserwować tę różnorodność wśród ludzi. Niekiedy zaskakująco, czasem inspirująco, a czasami zdumiewająco.
Dla mnie pamiętanie o doznanych krzywdach to męczący balast. Nie mam na myśli oczywiście takiej dosłownej amnezji, jestem świadoma, że jakiś fakt miał miejsce, ale wolę to z siebie strzepnąć jak - cytując pewną książkę - popiół  papierosowy z ubrania. Albo mniej poetycznie - śmierdzące g... Wytrzeć buty w trawę i pomaszerować dalej.

13

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:

Twoja sprawa, Lucyfer. Ciekawie jest obserwować tę różnorodność wśród ludzi. Niekiedy zaskakująco, czasem inspirująco, a czasami zdumiewająco.
Dla mnie pamiętanie o doznanych krzywdach to męczący balast. Nie mam na myśli oczywiście takiej dosłownej amnezji, jestem świadoma, że jakiś fakt miał miejsce, ale wolę to z siebie strzepać jak - cytując z pewnej książki - popiół po papierosie z ubrania. Albo mniej poetycznie - śmierdzące g...

Ja to po prostu robiłem zbyt wiele razy i żadnego ukojenia mi to nie przyniosło wink

14 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-17 22:11:32)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lucyfer666 napisał/a:

Ja to po prostu robiłem zbyt wiele razy i żadnego ukojenia mi to nie przyniosło wink

To chyba też kwestia temperamentu. Mnie to przychodzi bez wysiłku, bo jestem człowiekiem, który gwałtownie wybucha i szybko wygasa. Ukojenie nie jest mi potrzebne, bo we mnie negatywne emocje nie zalegają, zamęczyłyby mnie, gdybym natychmiast ich z siebie nie wyrzuciła.
Mój mąż nie mógł się z tym pogodzić, że łatwo przychodzi mi roztrzaskać talerz o podłoge, a za chwilę zachowywać się jakby się nic nie stało. Mnie bolało okropnie, gdy już nie czułam żalu, wyciągałam rękę do zgody, a on mnie odtrącał - wtedy to dopiero miałam chęć wytłuc wszystko w domu i jego na dodatek! Wiedział o tym, skubany i bardzo wykorzystywał. Trochę go rozumiem, potrzebował więcej czasu na dojście do równowagi, ale było też elementem zemsty. Nienawidzę mściwości.

Z PP byliśmy do siebie podobni. Nawet gdy trafiła się jakaś utarczka, szybko się godziliśmy, prawie natychmiast. Och, jaki to był komfort psychiczny! I nie było przy nim "potrzeby" trzaskać talerzami, bo emocje na bieżąco rozbrajane, nie eskalowały do gigantycznych rozmiarów.

15

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Oj to nie - brońcie bogowie, żebym tutaj scenki robił, czy coś wink
Może pojęcie zemsty też inaczej rozumiemy.

16 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-17 15:39:58)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lucyfer666 napisał/a:

Oj to nie - brońcie bogowie, żebym tutaj scenki robił, czy coś wink
Może pojęcie zemsty też inaczej rozumiemy.

Nie, scena z talerzami to nie zemsta tylko nadmierna ekspresja - bynajmniej nie godna pochwały.
Zemsta to, według mnie, zrobienie komuś krzywdy z premedytacją, tak, żeby zabolało.
Byłemu potrafiłam współczuć, gotowa byłam żyć po rozstaniu w pokojowej relacji, ale z powrotem w ten związek nie zaciągnięto by mnie końmi. Nie szukałam zemsty, ale... brrrr! Wspomnienia są bardzo, bardzo negatywne.
Wybaczyłam jednak, bo rozumiem i jego, i moje uwarunkowania.

17

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:
Lucyfer666 napisał/a:

Oj to nie - brońcie bogowie, żebym tutaj scenki robił, czy coś wink
Może pojęcie zemsty też inaczej rozumiemy.

Nie, scena z talerzami to nie zemsta tylko nadmierna ekspresja - bynajmniej nie godna pochwały.
Zemsta to, według mnie, zrobienie komuś krzywdy z premedytacją, tak, żeby zabolało.
Byłemu potrafiłam współczuć, gotowa byłam żyć po rozstaniu w pokojowej relacji, ale z powrotem w ten związek nie zaciągnięto by mnie końmi. Nie szukałam zemsty, ale... brrrr! Wspomnienia są bardzo, bardzo negatywne.
Wybaczyłam jednak, bo rozumiem i jego, i moje uwarunkowania.

To nie - ja uznaję możliwość zemsty, tylko w przypadku osób, które świadomie krzywdziły ludzi, a jeszcze potem oczekiwały uznania, bo w końcu robiły to w dobrej intencji, a tak ogólnie to nic złego nie robiły.

18

Odp: Trudna sztuka wybaczania

???
Może podaj jakiś przykład, bo nie wiem, czy rozumiem.
Skojarzyło mi się wręcz z jakimś Hitlerem, a chyba o takich ekstremach nie mówimy.
Takie ekstrema to trzeba bezwzględnie za mordę trzymać.

19

Odp: Trudna sztuka wybaczania

No to już wiesz, dlaczego mojemu ojcu w swoim nie odpuszczę, mimo tego, że po przeprowadzce itd. utrzymujemy normalny kontakt.

20 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-09-17 16:21:12)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

Wiemy już, że wybaczenie to proces, który przynosi ulgę, że wybaczamy nie dla drugiej osoby, ale dla siebie samego, a mimo to nie zawsze potrafimy się na to zdobyć.

Z mojej perspektywy, bo ostatnio sobie o tym myślałam, to czasami największą trudnością bywa uznanie swojej krzywdy i przyznania, że to, co się wydarzyło było krzywdzące. Z tej perspektywy, to chyba osobie, która czuje się ofiarą jest łatwiej ;-)
Przynajmniej tak to u mnie wygląda, z czego zdałam sobie sprawę niedawno. Bo takie wydawałoby się niewielkie zranienia traktuję jak duperele, więc mówię sobie w myślach „spoko Magda, ludzie są słabi, egoistyczni i zawodzą, uśmiechnij się i idź dalej” i po jakimś czasie zdaję sobie sprawę, że jestem w tym samym emocjonalnym miejscu, bo już tyle danej osobie puściłam różnych drobnych zranień płazem, albo nawet padało przepraszam, wybacz, ale te słowa były niewiele warte, że nie mam najmniejszej ochoty na dalszy z nią kontakt. Najgorsze jest to, że zupełnie nie pamiętam tych dupereli, w sensie nie pamiętam sytuacji, zostaje tylko emocjonalny śmieć, potem kolejny, aż jest ich już tak wiele, że tej drugiej osoby nie widzę i w sumie jest mi z tym dobrze i nie chcę jej widzieć. Zatem chyba nie potrafię wybaczać. Robię wręcz przeciwnie, zapominam, w sensie usuwam z pamięci epizodycznej, ale zostaje pamięć emocjonalna, skutkująca niechęcią.


PS. Dużych, jednoznacznych przewiń wobec mnie nie wybaczam. Jedna taka w sumie była, długo trwało zanim uznałam, że nie miałam na to wpływu, tylko po to, żeby wreszcie stać się ofiarą, ale na niewiele się to zdało.

21 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-09-17 20:39:53)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Z jednej strony nie widzę sensu międlenia urazy, ciągłego rozpamiętywania, pielęgnowania siebie w roli ofiary itp.
Byłam w takim miejscu i nie polecam. Pod względem emocjonalnym bezustanne wskrzeszanie przeszłości jest procesem wyczerpującym, drenującym energię i prędzej stanowi zemstę na samym sobie, niż na kimś. Druga strona żyje zaś sobie w błogiej nieświadomości, a to my się męczymy z bolesnymi wspomnieniami, czy też własną interpretacją tych wspomnień.
Usłyszałam kiedyś, że najlepszą zemstą jest bycie szczęśliwym . Przykład: ktoś brutalnie i chamsko nas zdradził, porzucił, a my latami nie możemy dojść do siebie. Wtedy przecież ten ktoś jeszcze będzie miał dodatkową satysfakcję, jeśli po latach nadal będziemy o nim myśleć, rozpaczać.  Prędzej tego kogoś ukłuje zawiść i złość, gdy dostrzeże, że wiedzie nam się przednio i nawet nie pamiętamy, jak w ogóle miał na imię.

Jednak uwolnienie się od balastu nie oznacza dla mnie że:
- będę dążyła do kontynuowania znajomości, pogodzenia się lub
- zaniecham zadośćuczynienia.

Mam taki przypadek. Wybaczyłam (w sensie: pogodziłam się z przeszłością), ale zrobiłam to dla siebie i tylko dla siebie. Ale gdyby nadarzyła się okazja do wymierzenia sprawiedliwości, to bez wahania przyłożyłabym do tego rękę. Nie lubię, kiedy wykroczenia nie mają konsekwencji i tu nie chodzi o zemstę, tylko o poczucie sprawiedliwości. Nie chcę, nie dopuszczam, żeby złoczyńcy pozostawali bezkarni, bo to dla mnie oznacza nieme przyzwolenie na krzywdzenie. Czym się brzydzę.

Dlatego wybaczam, ale pamiętam. Nie śledzę życia tamtego człowieka, ale gdyby przypadkiem nadarzyła się w moim życiu okazja, abym stała się narzędziem wymierzenia sprawiedliwości, to wiem, że to zrobię. Chwycę za miecz i bez mrugnięcia powieką dokonam swojego obowiązku.

22

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Temat przebaczania jest tematem który jest dla mnie bardzo ważny od wielu miesięcy. W takim ujęciu jak przedstawiliście nie mam problemu. Jednak ostatnio słuchałam pewnej wypowiedzi,która wylała na mnie kubeł zimnej wody. Mianowicie że przebaczenie jest złączone z pojednaniem. Nie można powiedzieć wybaczam Ci ale nie znam Cię. Nie jest to wtedy prawdziwe wybaczenie.

23

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Chio napisał/a:

Temat przebaczania jest tematem który jest dla mnie bardzo ważny od wielu miesięcy. W takim ujęciu jak przedstawiliście nie mam problemu. Jednak ostatnio słuchałam pewnej wypowiedzi,która wylała na mnie kubeł zimnej wody. Mianowicie że przebaczenie jest złączone z pojednaniem. Nie można powiedzieć wybaczam Ci ale nie znam Cię. Nie jest to wtedy prawdziwe wybaczenie.

A co, jak druga strona się pojednać nie chce? Związać i torturować, żeby było "prawdziwe pojednanie"? wink

24

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Chio napisał/a:

Temat przebaczania jest tematem który jest dla mnie bardzo ważny od wielu miesięcy. W takim ujęciu jak przedstawiliście nie mam problemu. Jednak ostatnio słuchałam pewnej wypowiedzi,która wylała na mnie kubeł zimnej wody. Mianowicie że przebaczenie jest złączone z pojednaniem. Nie można powiedzieć wybaczam Ci ale nie znam Cię. Nie jest to wtedy prawdziwe wybaczenie.

Eeee tam, jeśli tamta osoba ma takie zdanie niech tak robi. Każdy ma prawo mieć swoje. Nie musimy wszyscy kopiować od siebie. Ważne żeby w tym wybaczaniu i niewybaczaniu wszystko było w zgodzie z nami, a nie że robię coś wbrew sobie bo jakiś "ekspert " tak powiedział. Np masz pedofila i co, należy, nie dość, że mu wybaczyć, to jeszcze pojednać się? To jest praktyka dla bezwolnych ludzi, którzy potrzebują wykonywać polecenia, bo sami nie czują się na siłach decydować o swoim życiu.

25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-09-17 21:04:23)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

zemsta to zemsta ma związek ze sprawiedliwością, a wybaczanie jest potrzebne oprawcy, nie ofiarze i ma związek z miłością.
Jak ofiara potrzebuje wybaczenia, by lepiej się poczuć to musi wybaczyć, ale samej sobie, że była ofiarą.
jeśli taką sytuację uzna za niezawinioną przez siebie, a nie ma miłości, to idzie w zapomnienie, jak pisała Magdalena.

26

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Zaiste trudny temat.
Podchodzę do tego tak: zależy co wybaczyć. Pewnych rzeczy się nie da, zależy jak bardzo zostało się skrzywdzonym przez kogoś. Zazwyczaj stosuję wtedy metodę: mam Cię w d.., znikaj z mojego życia. Nie muszę sobie, ani tej osobie wybaczać. Wystarczy, że zniknie mi z pola widzenia. Mam takie przeświadczenie, że rzeczą ludzką jest błądzić, ale mamy też mózg i należy go odpowiednio używać. Jeśli ktoś celowo robi krzywdę lub wie, że jego działanie w końcowych skutkach będzie prowadziło do krzywdy, to jest skreślony. Nie potrzebuję zemsty, wybaczenia, przebaczenia, po prostu odejdź.
Ale, ale..
To nie jest takie proste. Czasami sam sobie stawiam pytanie czy mógłbym wybaczyć żonie zdradę? W pierwszym odruchu chciałbym, bo nie chcę stracić tego cennego czasu, który poświęciłem na budowanie związku i domu rodzinnego. Myślałbym, że zdrada, to jej chwilowa słabostka i mogę jej wybaczyć. Z drugiej strony dzieje się wielka krzywda na sercu, duszy i ciele. Nie łatwa do zapomnienia, do sprzątnięcia pod dywan. To ciągnęło by się za mną pewnie już do końca życia. Widzę to w relacjach moich najbliższych, gdzie mam podejrzenie zdrady.
Czy byłbym w stanie wybaczyć córkę, gdyby zeszła na złą drogę, bo wpadła w narkotyki? Poszła by na odwyk, wyzdrowiała, wróciła. Wybaczyłbym, bo swoje dzieci kocham nad życie. Mogą mnie chlastać po twarzy raz po razie, ale nie odpuszczę miłości do nich, bo są dziełem mojego życia. Cierpiałbym, ale wybaczył.

Także, zaiste trudny temat.

27

Odp: Trudna sztuka wybaczania

To akurat dość proste, jeśli chciałbyś być z żoną dalej, myślę że przebaczyłbyś bez tortur własnych i żylibyście dalej.
Jak ktoś niby przebacza, ale dalej dręczy małżonka, ma coś z głową.
ale mogłoby dojść do sytuacji, że coś by się w układzie na tyle złamało, że nie chciałbyś już z nią być. wtedy na zasadzie: stałaby się obcą osobą, od której niczego nie chcesz, tylko żeby zeszła z oczu.
takie przebaczanie z własnym cierpiętnictwem to jakieś przedstawienie na użytek nie wiadomo czego.

28

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Ajko napisał/a:
Chio napisał/a:

Temat przebaczania jest tematem który jest dla mnie bardzo ważny od wielu miesięcy. W takim ujęciu jak przedstawiliście nie mam problemu. Jednak ostatnio słuchałam pewnej wypowiedzi,która wylała na mnie kubeł zimnej wody. Mianowicie że przebaczenie jest złączone z pojednaniem. Nie można powiedzieć wybaczam Ci ale nie znam Cię. Nie jest to wtedy prawdziwe wybaczenie.

Eeee tam, jeśli tamta osoba ma takie zdanie niech tak robi. Każdy ma prawo mieć swoje. Nie musimy wszyscy kopiować od siebie. Ważne żeby w tym wybaczaniu i niewybaczaniu wszystko było w zgodzie z nami, a nie że robię coś wbrew sobie bo jakiś "ekspert " tak powiedział. Np masz pedofila i co, należy, nie dość, że mu wybaczyć, to jeszcze pojednać się? To jest praktyka dla bezwolnych ludzi, którzy potrzebują wykonywać polecenia, bo sami nie czują się na siłach decydować o swoim życiu.

Racja :-)

Jeśli w wybaczenie chodzi o zmianę nastawienia osoby skrzywdzonej do sprawcy owej krzywdy z negatywnej na neutralną/pozytywną, to chyba pojednanie nie jest istotne. Bo jest to proces INTRA a nie INTERpersonalny.
Pojednanie jest dla mnie tak samo kontrowersyjne jak zadośćuczynienie, które dla wielu jest warunkiem wybaczenia.

29

Odp: Trudna sztuka wybaczania
MagdaLena1111 napisał/a:
Ajko napisał/a:
Chio napisał/a:

Temat przebaczania jest tematem który jest dla mnie bardzo ważny od wielu miesięcy. W takim ujęciu jak przedstawiliście nie mam problemu. Jednak ostatnio słuchałam pewnej wypowiedzi,która wylała na mnie kubeł zimnej wody. Mianowicie że przebaczenie jest złączone z pojednaniem. Nie można powiedzieć wybaczam Ci ale nie znam Cię. Nie jest to wtedy prawdziwe wybaczenie.

Eeee tam, jeśli tamta osoba ma takie zdanie niech tak robi. Każdy ma prawo mieć swoje. Nie musimy wszyscy kopiować od siebie. Ważne żeby w tym wybaczaniu i niewybaczaniu wszystko było w zgodzie z nami, a nie że robię coś wbrew sobie bo jakiś "ekspert " tak powiedział. Np masz pedofila i co, należy, nie dość, że mu wybaczyć, to jeszcze pojednać się? To jest praktyka dla bezwolnych ludzi, którzy potrzebują wykonywać polecenia, bo sami nie czują się na siłach decydować o swoim życiu.

Racja :-)

Jeśli w wybaczenie chodzi o zmianę nastawienia osoby skrzywdzonej do sprawcy owej krzywdy z negatywnej na neutralną/pozytywną, to chyba pojednanie nie jest istotne. Bo jest to proces INTRA a nie INTERpersonalny.
Pojednanie jest dla mnie tak samo kontrowersyjne jak zadośćuczynienie, które dla wielu jest warunkiem wybaczenia.

Zadośćuczynienia, pojednania  nie wszyscy chcą z różnych powodów to wiem z doświadczenia .Natomiast jak ktoś wybacza na prośbę autentycznie wtedy jest przepięknie uwolnienie jest czymś wspaniałym podobnie jak zrobienie wszystkiego co było możliwe .
Wybaczenie sobie i zrozumienie siebie  jest podstawą i to nie jest żadne swoje sobie przyzwolenie na zaś robienia dalej krzywdy innym .To są dwie zupełnie różne sprawy kto to zrobił ten wie i czuje różnicę.
Innym można wybaczyć i odpuścić przede wszystkim dla siebie żeby nie ciągnąć uraz za sobą, inni nie muszą wiedzieć o tym że im się odpuściło nigdy nie wiadomo na kogo się trafi czy uzna wybaczanie za słabość czy nie uzna.

30

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Uzupełniając wypowiedź pochodziła ona od Księdza. Mówił o tym, że co to za wybaczenie jeśli nie ma pojednania. Jakie wybaczenie byłoby gdyby Jezus powiedział wybaczam Wam ale nie znam Was. Ja w każdym razie tak zrozumiałam tą wypowiedź. Osobiście uważam takie wybaczenie za największy przejaw miłosierdzia, do którego ja osobiście nie dojrzałam i nie wiem czy kiedykolwiek dojrzeję.

31

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Chio napisał/a:

Uzupełniając wypowiedź pochodziła ona od Księdza. Mówił o tym, że co to za wybaczenie jeśli nie ma pojednania. Jakie wybaczenie byłoby gdyby Jezus powiedział wybaczam Wam ale nie znam Was. Ja w każdym razie tak zrozumiałam tą wypowiedź. Osobiście uważam takie wybaczenie za największy przejaw miłosierdzia, do którego ja osobiście nie dojrzałam i nie wiem czy kiedykolwiek dojrzeję.

No wszystko jest jak najbardziej w temacie,
Takie przebaczenie często się nam kłóci z poczuciem sprawiedliwości.
Ale Jezus mówił: sprawiedliwość moja nie jest z tego świata, jak pamiętam smile
Co do przebaczenia jest aktem miłosierdzia faktycznie..
Tylko że jak za pierwszym razem np w moim przypadku wszystkie pokrzywdzenia poszły w zapomnienie, to na pewnym etapie ex  wypowiadał się  o tym z pogardą, i mówił że wziął to za słabość. To mnie zamknęlo na jego osobę.
A ludzie mają cięzszego kalibru rzeczy do wybaczenia.
Ja straciłam tylko wiarę w pewne rzeczy, inni życie, zdrowie, czy bliskich.

32

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:

Kilka dni temu słuchałam naprawdę mądrej osoby, która na przykładzie rodziców przekonywała, że wybaczenie to nie jest to samo, co zaakceptowanie tego wszystkiego, co ktoś nam zrobił. To jest po prostu uwolnienie się od trudnej relacji, pogodzenie się ze swoją historią, pozbycie żalu, niewidzenie zła i tego, co nam w jakiś sposób przeszkodziło, a co było błędem.

A czym dla Was jest wybaczenie? Przychodzi Wam łatwo czy z ogromnym trudem? A może są takie osoby i takie sytuacje, w stosunku do których czujecie, że absolutnie nie jesteście zdolni się na nie zdobyć?


Na podstawie swoich doświadczeń mogę z pełną świadomością podpisać się pod powyższym zdaniem. Kilka lat temu ktoś bardzo mocno mnie skrzywdził, było to też związane z tragedią jaka miała miejsce w moim życiu. Długo się zbierałam po tym co mnie spotkało, dziś z perspektywy czasu widzę, że zbierałam się tak długo i wręcz katowałam przez to, bo pielęgnowałam w sobie tą krzywdę. Nie umiałam pozbyć się tej złości, poczucia krzywdy, żalu. Nie dałam sobie nawet prawa do wybaczenia, długo się przed tym broniłam, bo tak. Myślę, że przez taką moją postawę i pielęgnowanie w sobie tej krzywdy zabrałam sobie sporo czasu.
Ostatecznie dałam sobie prawo do wybaczenia, sobie i innym. Nigdy nie usłyszałam słowa przepraszam za tamte wydarzenia, ale myślę, że aby wybaczyć nie potrzeba przeprosin czy żalu drugiej osoby, bo w wybaczeniu bardziej chyba chodzi o to aby pogodzić się w sobie z tym co się wydarzyło i dać sobie szanse na życie.

33 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-18 10:24:34)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Chyba nie doznałam naprawdę poważnych, tragicznych krzywd.
Przyszła mi na myśl piosenkarka Eleni i pamiętne morderstwo jej córki.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak postąpiłabym na miejscu tej matki. Może wybaczyłabym na zasadzie: nie chcę widzieć, nie chcę znać, żyj i bądź szczęśliwy (jeśli potrafisz), ale z daleka ode mnie.
Takich krzywd nie da się zapomnieć, taki ból zostaje do końca życia.

Paslawku, wybaczyć samemu sobie czasami najtrudniej. Ja kilka lat miałam do siebie pretensje za błahą, jak później ze zdumieniem odkryłam, rzecz. Dziś mam w sobie wiele zrozumienia dla siebie i samoakceptacji, co nie znaczy, że zwalniam się z odpowiedzialności za siebie.

34 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-09-18 10:44:00)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
paslawek napisał/a:

Innym można wybaczyć i odpuścić przede wszystkim dla siebie żeby nie ciągnąć uraz za sobą, inni nie muszą wiedzieć o tym że im się odpuściło nigdy nie wiadomo na kogo się trafi czy uzna wybaczanie za słabość czy nie uzna.

I wychodzi na to, że wybaczenie może być ryzykowne.

Lecz nie tylko dlatego, że może zostać odczytane jako słabość. Jeszcze sprawca może uznać, że być może nie było to wcale tak dotkliwe dla jego ofiary. Może to być „zaproszenie” do kolejnych zranień. Wiąże się też z ryzykiem niedocenienia. A jak sprawca nie ma poczucia winy, to wręcz może wybaczenie odczytać jako akt manipulacji, chęć obrazy (pojednanie totalnie wtedy mija się z celem). Już nie wspominając, że może być zbyt dużym obciążeniem dla sprawcy krzywdy, co z kolei może go skłonić przeciwko wybaczającemu.

W kwestii zadośćuczynienia, to wybaczenie może odbrać sprawcy krzywdy szansę zadośćuczynienia. 

Generalnie wybaczenie to temat-rzeka.

35

Odp: Trudna sztuka wybaczania

taa... temat rzeka..
jak rozmawiac z rodzicem, który wypomina cos co było dawno temu a nie zna całej sprawy i nie dopuszcza jej bo on wie lepiej i nie dązy do wyjasnienia,  ale jątrzy, wypomina, kole przy każdej okazji..   na dodatek złość (i poczucie krzywdy w opinii tego rodzica) takze przenosi na wnuki , im się tez przy okazji obrywa, sprawa nie rozwiązana, nie wyjasniona, nie zrozumiana i wybaczona tylko obrasta dodatkowym żalem na dalszych czlonków rodziny...  i po co? wnuki mają jeszcze drugich dziadków - sobie poradzą,  dziwnym zbiegiem wszystkie dzieci tych rodziców są takie "niewychowane " i niewdzięczne .. chyba się te dzieci oczywiscie zmówiły więc Ci .. skrzywdzeni rodzice nie mają za bardzo kontaktów ani z wlasnymi dziecmi ani z wnukami..
ryzyko niedocenienia.. niektórzy rodzice uwazają że skoro tyle dziecku dali mają zawsze rację i nie dopuszczają innej mozliwości jak zbieg okoliczności - tylko nie - specjalnie czegos nie zrobiles, zapomniałes o rodzicach ktorzy tyle dla Ciebie poswiecili... jescze zeby to jakos z czasem cichło ale co chwila rodzic obraca coś co się dzieje jako specjalnie, jako niedocenianie, brak szacunku....
jak skłonić drugą stronę do wybaczenia kiedy ta pierwsza nie do konca uznaje ze się krzywdy dopuscila.. a jesli juz to nieswiadomie... jak skoro nie potrafią ze sobą juz za bardzo nawet normalnie rozmawiać?....  temat rzeka...

36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-09-18 12:14:05)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Mało mnie interesuje, jak kto odczyta moje wybaczenie. Jeśli w czymkolwiek pomoże winowajcy - to dobrze, a jeśli wręcz przeciwnie - no, cóż, nie odpowiadam za cały świat. Jasne jest dla mnie, że poczynania o dużej szkodliwości należy ukrócić, sprawca powinien ponieść konsekwencje i odpowiedzialność - ale czy to wyklucza wybaczenie?

__________________________

Czytałam rano wywiad z Natalią Kukulską w "Wysokich Obcasach". Padły w nim mądre, moim zdaniem, i bardzo zgodne ze mną słowa. Otóż wśród ludzi panuje zero-jedynkowość, brak zgody na ambiwalencję, wieloznaczność, brak odwagi, by przyznać: nie wiem.

Do mojej mamy miałam sporo żalu i zarzutów, ale dziś wiem, że dawny żal, który i dziś lubi wracać, nie wyklucza, że jest to ktoś, kogo kocham, ktoś, kto wiele dla mnie zrobił dobrego. A gdy czasem próbuje swoich dawnych "akcji", wiem, że nie jestem już małą dziewczynką i nie muszę być we władzy jej emocji. Wiem też, że moja mama wyszła z niełatwego domu, ma swoje trudności i urazy, tak a nie inaczej ukształtowaną osobowość.
Dziś się dogadujemy, chociaż nie jest to mama z moich dziecięcych marzeń.
Tak, wybaczyłam jej dawne, bardzo nieciekawe "akcje". Pamiętam, nie robię tego mojemu dziecku, a z nią mam relację na tyle dobrą, na ile to możliwe.

______________________

cześka8 napisał/a:

jak skłonić drugą stronę do wybaczenia kiedy ta pierwsza nie do konca uznaje ze się krzywdy dopuscila.. a jesli juz to nieswiadomie... jak skoro nie potrafią ze sobą juz za bardzo nawet normalnie rozmawiać?....  temat rzeka...

Nie skłaniam. Przepraszam, jeśli uznaję to za stosowne, ale jeśli ktoś nie chce się dogadać, to trudno. Domyślam się, jak może to być bolesne, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Można wybaczyć też brak wybaczenia i nie zawracać sobie głowy, uznać, że zrobiło się w danej sprawie wszystko i skoro to nic nie dało - odpuścić. Odpuszczanie bardzo mi się z wybaczaniem łączy, to słowo zresztą funkcjonuje nawet w religii.

-------------

P.S. Szczerze mówiąc, wolałabym pisać posty pod postami niż tworzyć takie elaboraty. Chce się to komuś czytać?

37 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-09-18 12:01:32)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Piegowata'76 napisał/a:

Mało mnie interesuje, jak kto odczyta moje wybaczenie. Jeśli w czymkolwiek pomoże winowajcy - to dobrze, a jeśli wręcz przeciwnie - no, cóż, nie odpowiadam za cały świat. Jasne jest dla mnie, że poczynania o dużej szkodliwości należy ukrócić, sprawca powinien ponieść konsekwencje i odpowiedzialność - ale czy to wyklucza wybaczenie?

No właśnie tak powinno się w tym temacie działać, wszystko ma zadziałać w zgodzie ze sobą, a nie według Ikeowych instrukcji obsługi. Wybaczenie nie jest niczyim obowiązkiem do stania się "lepszym człowiekiem". Jak przychodzi na to czas to się wie co i jak. Czasami może nie przyjść nigdy, czasem po wielu dekadach, a czasem od razu. Każda opcja jest właściwa, jeśli tak czujemy.

38

Odp: Trudna sztuka wybaczania
cześka8 napisał/a:

jak skłonić drugą stronę do wybaczenia kiedy ta pierwsza nie do konca uznaje ze się krzywdy dopuscila.. a jesli juz to nieswiadomie... jak skoro nie potrafią ze sobą juz za bardzo nawet normalnie rozmawiać?....  temat rzeka...

Poruszyłaś bardzo ważną, przynajmniej w moim odczuciu, kwestię - uznanie krzywdy. Sądzę, że jeśli ta się pojawia, to dużo szybciej i dużo łatwiej przychodzi nam wybaczenie sprawcy tego, co nam zrobił. Co prawda wybaczamy dla siebie, ale są takie czynniki, które nam to ułatwiają lub utrudniają, a jeśli mamy poczucie, że sprawca nie żałuje, niczego nie zrozumiał, nie widzi problemu, to może dojść do takiej sytuacji, że w pewnym momencie ofiara chcąc dokonać tego aktu, nawet tylko wewnątrz siebie, może zacząć czuć się jakby była naiwnym frajerem (nie jest to ładne słowo, ale ono wydaje mi się tutaj bardzo trafne). Wtedy rzeczywiście to może być długi proces dojrzewania do decyzji, o ile nie zupełnie przerastający danej osoby.

39 Ostatnio edytowany przez Gary (2020-09-18 16:24:41)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Mówi się, że jesteśmy tak silni na ile nas sprawdzono. Dlatego być może piszę z perspektywy osoby, która nie została sprawdzona, albo z perspektywy osoby, która automatycznie wszystko wybacza.

Jest taka książka "Radykalne wybaczanie" w której twierdzi się, iż wybaczać trzeba na siłę, a nawet miłować wroga swojego. To samo niby mówił Jezus w Biblii o nadstawianiu drugiego policzka.

Uważam, że jedno i drugie jest przekłamaniem.

Dlaczego w ogóle chcemy wybaczać? Chcemy, aby poczuć się szczęśliwymi, aby poczuć, że stała się sprawiedliwość.

Wierzę w sprawiedliwość losów ludzi. I wierzę w karmę. Jeśli dzieje mi się krzywda, to staram się minimalizować skutki. Rozliczenie działań drugiej strony zostawiam karmie. NIEzależnie czy ta osoba jest świadoma że źle działa, czy nie jest świadoma.

Obrona przed krzywdzeniem nas jest konieczna. Trzeba dużo myśleć, działać intelektualnie, aby wiedzieć którą drogą iść. Czasem trzeba przyjąć ciosy, czasem walczyć, czasem uciekać. Byle skutki negatywne zmniejszyć.


Olinka napisał/a:
cześka8 napisał/a:

jak skłonić drugą stronę do wybaczenia kiedy ta pierwsza nie do konca uznaje ze się krzywdy dopuscila.. a jesli juz to nieswiadomie... jak skoro nie potrafią ze sobą juz za bardzo nawet normalnie rozmawiać?....  temat rzeka...

Poruszyłaś bardzo ważną, przynajmniej w moim odczuciu, kwestię - uznanie krzywdy. Sądzę, że jeśli ta się pojawia, to dużo szybciej i dużo łatwiej przychodzi nam wybaczenie sprawcy tego, co nam zrobił. Co prawda wybaczamy dla siebie, ale są takie czynniki, które nam to ułatwiają lub utrudniają, a jeśli mamy poczucie, że sprawca nie żałuje, niczego nie zrozumiał, nie widzi problemu, to może dojść do takiej sytuacji, że w pewnym momencie ofiara chcąc dokonać tego aktu, nawet tylko wewnątrz siebie, może zacząć czuć się jakby była naiwnym frajerem (nie jest to ładne słowo, ale ono wydaje mi się tutaj bardzo trafne). Wtedy rzeczywiście to może być długi proces dojrzewania do decyzji, o ile nie zupełnie przerastający danej osoby.

W świetle powyższego...

1. "skłanianie drugiej osoby aby uznała i zrozumiała krzywdę jakiej się dopuściła" -- to jest spalanie się, złe działanie; ból w duszy bierze się stąd, że chcemy aby druga strona zrozumiała nas, i dopiero wtedy wybaczymy;     ja mówię -- "sorki! ale druga strona nie zrozumie... przykro mi że dostałaś krzywdy... trzeba z tym żyć";           to tak jakby tłumaczyć żmiji że jej ukąszenie boli, powoduje paraliż i że źle zrobiła, bo dziecko chciało ją tylko pogłaskać...    żmija nie rozumie i trudno jej wybaczyć, a cała sytuacja boli

2. poczucie "bycia frajerem" bierze się stąd, że mamy wyrzut sumienia iż nie poczyniliśmy odpowiednich starań, nie bronimy siebie wystarczając dobrze;

Przykłady.

Dziewczyna była pijana na imprezie, padłą do łóżka, pamięta, że przyszedł chłopak, pewnie też pijany, zaczął ją obmacywać, włożył rękę do majtek, dotykał cipki...            Dziewczyna nie zareagowała, nie broniła się, ale w końcu go przegoniła, bo uznała, że jest pijana i nie kontroluje sytuacj. Na drugi dzień opowiedziała o tym matce, a matka chce iść na policję i gwałt zgłaszać...     dziewczyna zaś myśli "O kurczę! Nie mogę tak pić, bo mnie ktoś następnym razem zgwałci... Wyciągnę z tego ważną lekcję...". Matka choć chce dobrze ("muszę bronić córki, nie puścimy gwałciciela płazem"), to tak naprawdę czyni zło... Z powodu działań na policji dziewczyna dozna większej traumy. Działania matki budują i poczucie winy i poczucie bycia frajerem, który się nie broni.

Inny przykład. Dziecko wyrastało w domu, gdzie były awantury, a ono było cały czas dołowane, przez co upadło jego poczucie wartości. Gdy stało się dorosłe, to zrozumiało, że rodzice zrobili mu krzywdę. W dorosłości jednak dręczy go chęć pokazania rodzicom jak bardzo źle go traktowali i ta skrucha rodziców jest warunkiem koniecznym do wybaczenia. Niestety... to żadna droga do wybaczenia. To wręcz pielęgnowanie bólu... bo rodzice nie zrozumieją nigdy, zatem i przebaczenia nie będzie nigdy, zatem to dziecko do końća życia będzie nosić żal do rodziców.

jaka droga wybaczenia w tym przypadku?    1. uświadomić sobie, że rodzice byli głupi krzywdząc dziecko; tacy oni byli... może źli...    2. dziecko trafiło na takich rodziców, tak mu się życie ułożyło, że doznało krzywdy      3. krzywdy go zniszczyły i musiał się z takiego upadku podnosić, przez co jego życie było trudne     4. ale mimo tych trudów powstało i może dalej wieść szczęsliwe życie, a swoim dzieciom zapewnić lepszy los.

To nawet nie jest wybaczenie... to jest w zasadzie działanie tu-i-teraz.       

Polecam -- Carnegie, "Jak żyć i rpzestać się martwić"   10 godzin słuchania na yutubie.

Perspektywa z tej książki daje trzy kroki:

1 co najgorszego może się stać, jaki jest najgorszy scenariusz
2. wymyśleć najlepszą drogę ucieczki od tego najgorszego scenariusza
3. wdrożyć rozwiązania szybko i skutecznie, jak robot, jak wojsko

W przykładach powyżej:

niby-zgwałcona dziewczyna... nic najgorszego się nie wydarzy, bo w ciąży nie jest, a chłopak miejmy nadzieję ręce miał czyste... zatem trzba na przyszłość nie upijać się, albo tylko z zaufanymi osobami

dziecko skrzywdzone przez rodziców -- nagorsza konsekwencja, to załamanie przyszłego życia;    zatem trzeba się wziąć za przyszłe życie;     zatem od teraz, od dzisiaj, od zaraz wziąć się za organizację dobrego życia...         i chrzanić rodziców -- to historia.

40 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-09-18 18:08:24)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

A mnie ciekawi jeszcze odwrotna perspektywa:

Czy sami również kiedykolwiek byliście przez kogoś uznani za kata/sprawcę/ złoczyńcę, ale ze swojej perspektywy nie czujecie się winni, bo działaliście jedynie w zgodzie ze sobą, a drugą stronę rozczarowaliście tylko dlatego, że miała wobec Was inne oczekiwania?

Przykłady takich sytuacji:
1. Rozstanie z eks, rozwód - bez żadnych zdrad czy innych ekscesów za plecami. Po prostu uczciwie się rozstaliście z braku dopasowania - jednak tą drugą osobę Wasze odejście kompletnie złamało, bo wyobrażała sobie związek do grobowej deski za wszelką cenę (nawet braku miłości);
2. Rodzice wyobrażali sobie, że przejmiecie po nich firmę czy gospodarkę, a Wy postanowiliście żyć według własnych wyobrażeń- rodzice uważają, że zniszczyliście im życie.
3. Na skutek Waszego rozwoju osobistego przestało Wam odpowiadać dotychczasowe grono "przyjaciół", więc ograniczyliście lub zerwaliście z nimi stosunki - ludzie Ci do dziś uważają Was za zdrajcę.

Ze swojej perspektywy wszystkie te ofiary mają "rację", bo w jakiś sposób na pewno cierpią i autentycznie uważają, że przyczyna ich cierpienia leży w Was.
Wy to widzicie szerzej i pojmujecie, że nie macie obowiązku dopasowywać się do wyobrażeń i scenariuszy innych ludzi. Ze zawsze byliście wobec nich szczerzy i autentyczni i to oni w sumie raczej szantażują Was swoim cierpieniem po to, żeby ich zawsze było na wierzchu.

Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

41

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Kazda sprawa jest osobna moim zdaniem. Jezeli chodzi o bledy moich rodzicow, to nie mialam takiej ochoty czy umiejetnosci by wybaczyc, ale za to jak zrozumialam mechanizm psychologiczny za bledami to wtedy nie bylo co wybaczac. Tutaj trzeba pogodzenia sie z rzeczywistoscia.
Jezeli chodzi o zle postepowanie mojego przyjaciela, wybaczylam mu bez rozumienia, ale tez dlatego, ze sie go pozbylam z zycia. Wiec oczywiscie, ze wybaczam bo nie mam zali jak mysle o nim, ale to jest tak jakby byl martwy.
Moj maz popelnil pewne 'zbrodnie' przeciwko mnie na poczatku relacji i ja rzeczywiscie jestem w stanie chowac uraz i chowalam uraz. Ostatecznie jednak z powodu innego wydarzenia (nie zwiazanego z nasza relacja) zrozumialam, ze co zrobil to zrobil, ale jego lojalnosc w stosunku do mnie i nie przerwane proby w pomaganiu mi bym dostala czego chce rekompensuja to i udowadniaja jego stosunek do mnie. Jego oddanie mi jest zadziwiajace i nie ma sensu chowac urazy w takim wypadku i trzeba wybaczyc dawne bledy.
Wybaczyc mam na mysli: Nie widziec relacji przez pryzmat jakiegos zachowania.

42

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lovelynn napisał/a:

A mnie ciekawi jeszcze odwrotna perspektywa:

Czy sami również kiedykolwiek byliście przez kogoś uznani za kata/sprawcę/ złoczyńcę, ale ze swojej perspektywy nie czujecie się winni, bo działaliście jedynie w zgodzie ze sobą, a drugą stronę rozczarowaliście tylko dlatego, że miała wobec Was inne oczekiwania?

Przykłady takich sytuacji:
1. Rozstanie z eks, rozwód - bez żadnych zdrad czy innych ekscesów za plecami. Po prostu uczciwie się rozstaliście z braku dopasowania - jednak tą drugą osobę Wasze odejście kompletnie złamało, bo wyobrażała sobie związek do grobowej deski za wszelką cenę (nawet braku miłości);
2. Rodzice wyobrażali sobie, że przejmiecie po nich firmę czy gospodarkę, a Wy postanowiliście żyć według własnych wyobrażeń- rodzice uważają, że zniszczyliście im życie.
3. Na skutek Waszego rozwoju osobistego przestało Wam odpowiadać dotychczasowe grono "przyjaciół", więc ograniczyliście lub zerwaliście z nimi stosunki - ludzie Ci do dziś uważają Was za zdrajcę.

Ze swojej perspektywy wszystkie te ofiary mają "rację", bo w jakiś sposób na pewno cierpią i autentycznie uważają, że przyczyna ich cierpienia leży w Was.
Wy to widzicie szerzej i pojmujecie, że nie macie obowiązku dopasowywać się do wyobrażeń i scenariuszy innych ludzi. Ze zawsze byliście wobec nich szczerzy i autentyczni i to oni w sumie raczej szantażują Was swoim cierpieniem po to, żeby ich zawsze było na wierzchu.

Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

Wg mnie to są 3 zupełnie różne sytuacje. Wszystkie osoby z tych sytuacji mają prawo do swoich rozczarowań  daną osobą, ale widocznie ona nie podzieliła ich poglądow,  pytanie jak to się stało że myśleli że podziela?

43

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Gary napisał/a:

W świetle powyższego...

1. "skłanianie drugiej osoby aby uznała i zrozumiała krzywdę jakiej się dopuściła" -- to jest spalanie się, złe działanie; ból w duszy bierze się stąd, że chcemy aby druga strona zrozumiała nas, i dopiero wtedy wybaczymy;     ja mówię -- "sorki! ale druga strona nie zrozumie... przykro mi że dostałaś krzywdy... trzeba z tym żyć";           to tak jakby tłumaczyć żmiji że jej ukąszenie boli, powoduje paraliż i że źle zrobiła, bo dziecko chciało ją tylko pogłaskać...    żmija nie rozumie i trudno jej wybaczyć, a cała sytuacja boli

To brzmi tak, jakbyś zakładał, że człowiek nie ma w sobie zdolności do refleksji. Przecież nie zawsze działa się z premedytacją, czyli tutaj świadomym zamiarem wyrządzenia komuś krzywdy. To raz, a dwa - są ludzie do których dopiero po czasie dociera, że zachowali się nie w porządku, wtedy mogą pojawić się wyrzuty, a nawet chęć naprawienia uczynionej szkody. Nie wszyscy, którzy postępują niewłaściwie są pozbawionymi jakiejkolwiek empatii psychopatami. Czasem zło pojawia się w efekcie braku dojrzałości, zwykłej głupoty, zaniedbania, pod wpływem działania alkoholu czy innych używek albo nawet w efekcie uzależnienia, które w danym okresie życia stoi ponad wszystkim innym. Oczywiście nie twierdzę, że tak jest zawsze, dążę jedynie do tego, że takie sytuacje są i temacie wybaczania jak najbardziej warto brać je pod uwagę.

Gary napisał/a:

2. poczucie "bycia frajerem" bierze się stąd, że mamy wyrzut sumienia iż nie poczyniliśmy odpowiednich starań, nie bronimy siebie wystarczając dobrze;

Prawdę mówiąc pisząc o byciu naiwnym frajerem miałam na myśli te sytuacje, kiedy usiłujemy wybaczyć komuś, kto swoją postawą pokazuje nam, że na to nie zasługuje. To może być partner, który zdradził, ale którego kochamy i z którym nadal chcielibyśmy być, a jednak nie wykazuje postawy osoby, która żałuje tego, co się stało, rodzic, którego jednak wolelibyśmy mieć w swoim życiu albo jakikolwiek inny człowiek, który był dla nas ważny, zawiódł i nie widać w nim nawet cienia skruchy. Sądzę, że tu nie chodzi o brak naszej własnej przezorności, ale o wewnętrzny dysonans, który pojawia się w efekcie potrzeby wybaczenia komuś, kto z całą mocą pokazuje nam, że na to nie zasługuje.
Oczywiście w całym tym "wywodzie" ważny jest też kontekst poprzedniego posta. 

Lovelynn napisał/a:

A mnie ciekawi jeszcze odwrotna perspektywa:

Czy sami również kiedykolwiek byliście przez kogoś uznani za kata/sprawcę/ złoczyńcę, ale ze swojej perspektywy nie czujecie się winni, bo działaliście jedynie w zgodzie ze sobą, a drugą stronę rozczarowaliście tylko dlatego, że miała wobec Was inne oczekiwania?
(...)

Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

To wcale nie są łatwe sytuacje, nawet jeśli jest się przekonanym, że działało się w zgodzie z sobą samym i tak, żeby nie robić niczego wbrew sobie, a tym bardziej na własną szkodę. Osobiście, jeśli jestem przekonana, że podejmowane decyzje są dla mnie słuszne, a jednak druga strona ma problem z ich zaakceptowaniem, staram się wyjaśniać swój punkt widzenia i pokazać, że to absolutnie nie jest przeciwko komukolwiek wymierzone, ale jest sprzeczne z moim własnym dobrem.
Uważam, że tu jednak trzeba wykazać się pewnego rodzaju dojrzałością i spróbować zrozumieć drugą stronę, ale równocześnie my też jak najbardziej mamy prawo oczekiwać wzajemności. Jeśli to tak nie działa, warto konsekwentnie trzymać się własnego zdania, a na pewno nie ulegać presji, szantażom czy innego typu próbom manipulacji. Swoją drogą takie ostentacyjne okazywanie zawodu, jaki komuś wyrządziliśmy, oczywiście jego zdaniem, jest toksyczne i nie należy sobie na to pozwalać. Ja sama dojrzałam już do tego, by nikomu nie dawać wbijać się w poczucie winy, ale skłamałabym twierdząc, że zawsze tak było. Co ciekawe, zauważyłam, że inni przestali już sobie na to pozwalać.

44 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-09-19 07:09:02)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lovelynn napisał/a:

A mnie ciekawi jeszcze odwrotna perspektywa:

Czy sami również kiedykolwiek byliście przez kogoś uznani za kata/sprawcę/ złoczyńcę, ale ze swojej perspektywy nie czujecie się winni, bo działaliście jedynie w zgodzie ze sobą, a drugą stronę rozczarowaliście tylko dlatego, że miała wobec Was inne oczekiwania?

Przykłady takich sytuacji:
1. Rozstanie z eks, rozwód - bez żadnych zdrad czy innych ekscesów za plecami. Po prostu uczciwie się rozstaliście z braku dopasowania - jednak tą drugą osobę Wasze odejście kompletnie złamało, bo wyobrażała sobie związek do grobowej deski za wszelką cenę (nawet braku miłości);
2. Rodzice wyobrażali sobie, że przejmiecie po nich firmę czy gospodarkę, a Wy postanowiliście żyć według własnych wyobrażeń- rodzice uważają, że zniszczyliście im życie.
3. Na skutek Waszego rozwoju osobistego przestało Wam odpowiadać dotychczasowe grono "przyjaciół", więc ograniczyliście lub zerwaliście z nimi stosunki - ludzie Ci do dziś uważają Was za zdrajcę.

Ze swojej perspektywy wszystkie te ofiary mają "rację", bo w jakiś sposób na pewno cierpią i autentycznie uważają, że przyczyna ich cierpienia leży w Was.
Wy to widzicie szerzej i pojmujecie, że nie macie obowiązku dopasowywać się do wyobrażeń i scenariuszy innych ludzi. Ze zawsze byliście wobec nich szczerzy i autentyczni i to oni w sumie raczej szantażują Was swoim cierpieniem po to, żeby ich zawsze było na wierzchu.

Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

Jak mozna sie zachowywac? Zignorowac to, to nie sa juz wtedy nasze problemy tylko tej osoby jezeli ta osoba z czyms nie umie sie pogodzic.
Jezeli ktos ma jakies absurdalne myslenie, jakie tutaj jest podajesz za przyklad to nie mam na to czasu. Nie chce tracic na to zycia.

45

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lovelynn napisał/a:

Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

Czyli chodzi o to, że ktoś znalazł w nas winnego, ale wątpliwe jest, czy w ogóle miało miejsce „przestępstwo” albo „wykroczenie”?

Trudno oczekiwać przyznania się do „winy” i wyrażenia skruchy za coś, w czym, w moim odczuciu, żadnej mojej przewiny nie ma. Chyba można tylko wyrazić swoje ubolewanie, że ktoś boleśnie odbiera wydarzenia, ale zbyt wiele więcej zrobić się nie da.

46 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-09-19 10:33:30)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Winter.Kween napisał/a:

Jak mozna sie zachowywac? Zignorowac to, to nie sa juz wtedy nasze problemy tylko tej osoby jezeli ta osoba z czyms nie umie sie pogodzic.
Jezeli ktos ma jakies absurdalne myslenie, jakie tutaj jest podajesz za przyklad to nie mam na to czasu. Nie chce tracic na to zycia.

Chodziło mi o to, żeby odwrócić role i pokazać, jak się sprawy mają "od drugiej strony".

Bo wychodzi mi, że nie tylko z Twojej perspektywy, ale też z perspektywy niemal każdej osoby oskarżanej, stawiane jej zarzuty są jedynie "absurdalnym myśleniem"!

Przestudiowałam dziesiątki sytuacji i historii z rodzaju kat-ofiara i wyłania mi się z moich obserwacji jednen obraz: nawet jak ktoś jest Breivikiem, pedofilem, mordercą, to zazwyczaj i tak do końca życia przekonany będzie o swojej niewinności!
Akurat niedawno czytałam historię morderycy Francisa Crowleya, który u kresu swojego życia napisał taki oto list pożegnalny: "W mojej piersi bije zmęczone, ale dobrotliwe serce - serce, które nikomu niebyłoby w stanie wyrządzić niesprawiedliwości". big_smile
Zazwyczaj tak to właśnie działa: morderca uważa, że działał z konieczności, albo że miał do wypełnienia misję, pedofil uważa, że kochał wykorzystywane przez niego dzieci i to one w zasadzie go uwiodły, mąż, który zdradza żonę będzie argumentował, że zrobił to w sumie dla jej dobra i dobra rodziny...

Ci ludzie najczęściej faktycznie działali jedynie zgodnie ze swoim aktualnym poziomem świadomości i często rzeczywiście nie widzieli, że coś nie jest w porządku. Na przykład naziści czy mężczyźni obecnie postawieni pod ścianą przez ruch "Me too". Naziści w większości uważają, że nie mieli wyboru, tylko wykonywali rozkazy (co też często jest prawdą), natomiast mężczyźni napastujący kobiety - że wtedy takie po prostu były czasy i tym kobietom się ich zachowanie najzwyczajniej podobało.

Nawet czytając tutaj na forum liczne historie, zazwyczaj jestem ciekawa, jak druga strona ze swojej perspektywy opisałaby daną sytuację. Obawiam się, że mielibyśmy dwie, zupełnie różne historie.

Wybaczanie polega na tym, żeby przepracować krzywdę, uświadomić światu, że dzieją się pewne bolesne rzeczy, nazwać problem, przetransformować ból i uczynić tym świat trochę lepszym. Ale szanse na uzyskanie zrozumienia, przeprosin, żalu i skruchy od oprawcy, są tak naprawdę bardzo, bardzo nikłe. Lepiej na to nie liczyć.

47

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Jestem z natury człowiekiem łatwo wchodzącym w rolę ofiary, pielęgnującym urazy. A raczej byłam takim człowiekiem. Wybaczanie było dla mnie trudne, trwało bardzo długo. Więc wypracowałam sobie pewne wytyczne.

Bliskie jest mi odróżnianie wybaczenia od pojednania. To dwie zupełnie różne sprawy. Wybaczenia jest aktem wewnętrznym i dotyczy mnie, a pojednanie jest aktem zewnętrznym i dotyczy przynajmniej dwóch osób.

Przecież nawet Jezus nie pojednał się ze swoimi krzywdzicielami, bo ci nie byli na to gotowi. W chwili Jego śmierci oprawcy się nad nim znęcali, więc pojednanie nie było możliwe, choć Jezus powiedział „Boże wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Więc można domniemywać, że Jezus był gotowy do pojednania, a jego oprawcy nie. Pojednanie to akt dwustronny, możliwy wtedy, gdy przynajmniej dwie strony są dojrzale i gotowe do pojednania i chcą to zrobić. Nie można pojednać się w pojedynkę, chyba, że przebaczenie dotyczy siebie i wtedy pojednanie jest aktem wewnętrznym. Ale to jedyny wyjątek.

Wybaczenie da mnie jest aktem wewnętrznym i dotyczy mojej postawy, woli, emocji. Nie dotyczy krzywdziciela i jego działań, a tylko mojego odbioru tych działań i mojej reakcji na nie.  Najpierw jest decyzja, potem postawa, akt woli, a na końcu wyciszają się negatywne emocje, uczucia. Wybaczam komuś i robię to głównie dla siebie. Pamiętam co mi uczyniono, nie akceptuję tego, nie wymazuję  win krzywdziciela, ale wybaczam mu, bo nie chcę ponosić dalszych konsekwencji jego zachowania, nie chcę dalej już sama siebie krzywdzić swoimi reakcjami na jego złe zachowania. Chcę poczuć się wolna, szczęśliwa, więc pozwalam oprawcy odejść w spokoju, nie mszczę się, życzę mu dobrze, wysyłam dobrą energię, a nawet życzę nawrócenia, błogosławię mu.  Po mojej stronie jest spokój, bo zrobiłam wszystko co mogłam dla siebie, a nawet pośrednio dla tej osoby.
Ale wszystko to robię sama w sobie, nikogo o tym nie informuję, nawet oprawcy. Bo on na to raczej nie jest gotowy i takim zewnętrznym wybaczeniem mogłabym mu zrobić nawet krzywdę. Ja mam spokój i jest mi z tym dobrze, żyję dalej już bez obciążeń. To brzmi łatwo, ale to proces i w trudnych sprawach ten proces może trwać latami. Do czasu, aż koło wybaczania się zamknie i do decyzji, aktu woli doskoczą emocje, uczucia. Wtedy wybaczenie jest pełne.
Ja sobie daję na to tyle czasu ile będzie potrzebne, kiedyś trwało to długo, teraz krócej. Dużo zależy także od rodzaju krzywdy, osoby sprawcy, jego zachowania po tej krzywdzie. Zachowanie sprawcy może pomagać (przeproszenie, zadośćuczynienie itd.) ale może także przeszkadzać (zawziętość, zaprzeczanie, przerzucanie winy na ofiarę itd.)

Wybaczając, nie zajmuję się  oprawcą, życzę mu dobrze i to wystarczy. Nie latam za nim i nie mówię, że czekam na pojednanie. Jezus też nie latał za krzywdzicielami i nie prosił o pojednanie, raczej czekał i był gotowy, aż ktoś do niego przyjdzie. Jeśli kiedyś ten człowiek przyjdzie do mnie i poprosi o wybaczenie, będzie chciał pojednać się, spróbuje zadośćuczynić, to wtedy powiem, że wybaczyłam mu już… dawno temu. A reszta zależeć będzie już od przynajmniej dwóch osób, ich wzajemnej gotowości do pojednania. Mam nadzieję, że ja będę na to pojednanie gotowa bez stawiania jakichś warunków itd.

To model dla mnie idealny, a w życiu nie ma spraw czarnych i białych, więc wychodzi rożnie. Ale staram się i to wystarczy, nie spinam się, daję sobie dużo czasu i to jest dla mnie najlepsze.

48 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-09-19 10:15:58)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
MagdaLena1111 napisał/a:
Lovelynn napisał/a:

Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

Czyli chodzi o to, że ktoś znalazł w nas winnego, ale wątpliwe jest, czy w ogóle miało miejsce „przestępstwo” albo „wykroczenie”?

Trudno oczekiwać przyznania się do „winy” i wyrażenia skruchy za coś, w czym, w moim odczuciu, żadnej mojej przewiny nie ma. Chyba można tylko wyrazić swoje ubolewanie, że ktoś boleśnie odbiera wydarzenia, ale zbyt wiele więcej zrobić się nie da.

Tak. Tutaj wchodzimy na grząski grunt relatywizmu moralnego, gdzie wartości są kwestią umowną.
"Czij ojca swego i matkę swoją".
Rodzice twierdzą, że wychowali potomka wspaniale, dziecko twierdzi, że się nad nimi znęcali.
Obie strony cierpią, a strona cierpiąca zazwyczaj uważa, że cierpienie jest dowodem na niesprawiedliwość.
Kto więc ma "rację"?
Wszyscy? Nikt? wink

49 Ostatnio edytowany przez Gary (2020-09-19 11:36:30)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Olinka napisał/a:
Gary napisał/a:

W świetle powyższego...

1. "skłanianie drugiej osoby aby uznała i zrozumiała krzywdę jakiej się dopuściła" -- to jest spalanie się, złe działanie; ból w duszy bierze się stąd, że chcemy aby druga strona zrozumiała nas, i dopiero wtedy wybaczymy;     ja mówię -- "sorki! ale druga strona nie zrozumie... przykro mi że dostałaś krzywdy... trzeba z tym żyć";           to tak jakby tłumaczyć żmiji że jej ukąszenie boli, powoduje paraliż i że źle zrobiła, bo dziecko chciało ją tylko pogłaskać...    żmija nie rozumie i trudno jej wybaczyć, a cała sytuacja boli

To brzmi tak, jakbyś zakładał, że człowiek nie ma w sobie zdolności do refleksji. Przecież nie zawsze działa się z premedytacją, czyli tutaj świadomym zamiarem wyrządzenia komuś krzywdy. To raz, a dwa - są ludzie do których dopiero po czasie dociera, że zachowali się nie w porządku, wtedy mogą pojawić się wyrzuty, a nawet chęć naprawienia uczynionej szkody. Nie wszyscy, którzy postępują niewłaściwie są pozbawionymi jakiejkolwiek empatii psychopatami. Czasem zło pojawia się w efekcie braku dojrzałości, zwykłej głupoty, zaniedbania, pod wpływem działania alkoholu czy innych używek albo nawet w efekcie uzależnienia, które w danym okresie życia stoi ponad wszystkim innym. Oczywiście nie twierdzę, że tak jest zawsze, dążę jedynie do tego, że takie sytuacje są i temacie wybaczania jak najbardziej warto brać je pod uwagę.

Masz rację, szlachetne są działania mające na celu edukację/naprawę/poprawę moralności osoby, która jest sprawcą krzywdy. Jednak oczekiwania wobec sprawcy krzywdy mogą być kotwicą do wolnego życia, do przebaczenia.


Gary napisał/a:

2. poczucie "bycia frajerem" bierze się stąd, że mamy wyrzut sumienia iż nie poczyniliśmy odpowiednich starań, nie bronimy siebie wystarczając dobrze;

Prawdę mówiąc pisząc o byciu naiwnym frajerem miałam na myśli te sytuacje, kiedy usiłujemy wybaczyć komuś, kto swoją postawą pokazuje nam, że na to nie zasługuje.

To jest własnie ta kotwica. Jestesmy uwiązani do sprawcy. Jakie znaczenie dla nas ma postawa sprawcy po wyrządzonej krzywdzie?



To może być partner, który zdradził, ale którego kochamy i z którym nadal chcielibyśmy być, a jednak nie wykazuje postawy osoby, która żałuje tego, co się stało,

Pewnie byłbym takim partnerem, który nie żałuje i nie zmieni się.





rodzic, którego jednak wolelibyśmy mieć w swoim życiu albo jakikolwiek inny człowiek, który był dla nas ważny, zawiódł i nie widać w nim nawet cienia skruchy.

Oczekwianie skruchy jest kotwicą. To boli. Edukacja jest stratą czasu. Rozwijają się moralnie tylko Ci co chcą.



Sądzę, że tu nie chodzi o brak naszej własnej przezorności, ale o wewnętrzny dysonans, który pojawia się w efekcie potrzeby wybaczenia komuś, kto z całą mocą pokazuje nam, że na to nie zasługuje.

Co masz na myśli mówiąc "wybaczenie"? Bo to zdanie brzmi jak uniewinnienie...?

Zgubne jest przekonanie, że jeśli czynimy zło, to karma do nas nie wróci, bo Bóg wybacza grzechy. Wierzę, że karma wróci, wróci bez względu na stan wiedzy czy wiary tej osoby.

Warunkowanie wybaczenia postawą sprawcy jest kotwicą... "Wybaczę, jeśli przeprosi", "Wybaczę, jeśli szczerze żałuje". Zostawmy rozrachunki, żale, wyliczenia Bogu/losowi/karmie. Zajmijmy się sobą.

Zdecydowanie łatwiej jest przebaczyć, gdy sprawca chce naprawić krzywdę.
Ale chyba rozważamy beznadziejny przypadek w którym sprawdza nie prezentuje oczekiwanej przez nas postawy.


Czy sami również kiedykolwiek byliście przez kogoś uznani za kata/sprawcę/ złoczyńcę, ale ze swojej perspektywy nie czujecie się winni, bo działaliście jedynie w zgodzie ze sobą, a drugą stronę rozczarowaliście tylko dlatego, że miała wobec Was inne oczekiwania?
(...)
Jak zachowywujecie się, gdy to od Was oczekuje się zrozumienia Waszej "winy", a obiektywnie żadnej winy w Was nie ma?

W kontekście seksu poza małżeństwem mam właśnie taki pogląd, że nie jestem winny, a oczekiwanie wierności jest nieuzasadnione, a tym bardziej oczekiwanie że będę żałował.    Gdyby żona dowiedziała się o zdradzaniu, to nie ma szans na wybaczenie, jeśli uzależnia swoją sytuację od mojej postawy.   


To wcale nie są łatwe sytuacje, nawet jeśli jest się przekonanym, że działało się w zgodzie z sobą samym i tak, żeby nie robić niczego wbrew sobie, a tym bardziej na własną szkodę. Osobiście, jeśli jestem przekonana, że podejmowane decyzje są dla mnie słuszne, a jednak druga strona ma problem z ich zaakceptowaniem, staram się wyjaśniać swój punkt widzenia i pokazać, że to absolutnie nie jest przeciwko komukolwiek wymierzone, ale jest sprzeczne z moim własnym dobrem.

Chętnie bym wtedy żonie wyjasnił wszystko szczerze i otwarcie. Ale poglądy są tak przeciwne, że nie będzie porozumienia.


Uważam, że tu jednak trzeba wykazać się pewnego rodzaju dojrzałością i spróbować zrozumieć drugą stronę, ale równocześnie my też jak najbardziej mamy prawo oczekiwać wzajemności.

Hmmm... i wypracować kompromis? Pewnie czasami się nie da.



... dojrzałam już do tego, by nikomu nie dawać wbijać się w poczucie winy, .... Co ciekawe, zauważyłam, że inni przestali już sobie na to pozwalać.

Po prostu przestałaś być dobrym dawcą energii dla wampirów energetycznych. smile smile



To, co faja napisała wydaje mi sie bliskie:

faja napisał/a:

Bliskie jest mi odróżnianie wybaczenia od pojednania. To dwie zupełnie różne sprawy. Wybaczenia jest aktem wewnętrznym i dotyczy mnie, a pojednanie jest aktem zewnętrznym i dotyczy przynajmniej dwóch osób.

Przy czym pojednanie musi wyjść od sprawcy. Warunkowanie wybaczenia od tego, czy nastąpiło pojednanie jest właśnie tą kotwicą, która nas trzyma uwiązanych ze sprawcą.



Wybaczenie da mnie jest aktem wewnętrznym i dotyczy mojej postawy, woli, emocji. Nie dotyczy krzywdziciela i jego działań, a tylko mojego odbioru tych działań i mojej reakcji na nie.  Najpierw jest decyzja, potem postawa, akt woli, a na końcu wyciszają się negatywne emocje, uczucia. Wybaczam komuś i robię to głównie dla siebie. Pamiętam co mi uczyniono, nie akceptuję tego, nie wymazuję  win krzywdziciela, ale wybaczam mu, bo nie chcę ponosić dalszych konsekwencji jego zachowania, nie chcę dalej już sama siebie krzywdzić swoimi reakcjami na jego złe zachowania. Chcę poczuć się wolna, szczęśliwa,

Dokładnie taki jest cel -- uwolnienie się od złych zdarzeń. Nie umniejszamy krzywdy, nie umniejszamy winy sprawcy. Nawet sobie mówimy "Tak! Oni zrobili bardzo źle. Tak! Zostałam przez nich bardzo skrzywdzona. Tak! Cierpiałam, mam straty w życiu. Jestem w obecnej sytuacji, tutaj zaczyna się nowa przyszłość. Mimo tych strat postaram się maksymalizować moje szczęście -- od tej chwili do przyszłości... "


... więc pozwalam oprawcy odejść w spokoju, nie mszczę się, życzę mu dobrze, wysyłam dobrą energię, a nawet życzę nawrócenia, błogosławię mu.  Po mojej stronie jest spokój, bo zrobiłam wszystko co mogłam dla siebie, a nawet pośrednio dla tej osoby.

Z tym nie do końca się zgodzę. To jest w pewnym sensie pogląd z "Radykalne wybaczanie", albo "nadstawianie drugiego policzka". Kult cierpienia.

Od sprawcy się odcinamy. Staramy sie zneutralizować wpływ jego na nasze życie. Nie zajmujemy się już sprawcą, nie dajemy mu ani czasu, ani myśli, ani energii. Żadnego błogosłąwieństwa. Kasujemy całą przestrzeń w naszej osobowości jaką ten sprawca mógł zajmować. Budujemy mur, odgradzamy się. Jak Donald Trump od Meksyku.


Ale wszystko to robię sama w sobie, nikogo o tym nie informuję, nawet oprawcy.

Słusznie.


Bo on na to raczej nie jest gotowy i takim zewnętrznym wybaczeniem mogłabym mu zrobić nawet krzywdę.

Co więcej -- poświęciłabyś kolejne porcje własnej energii, własnego życia na kogoś kto Cię skrzywdził.



Wybaczając, nie zajmuję się  oprawcą, życzę mu dobrze i to wystarczy. Nie latam za nim i nie mówię, że czekam na pojednanie.

Słusznie. Ale życzenie dobrze to bym sobie darował. Trzeba się odciąć i niech się z nim dzieje co chce... To już nie nasz los.


Jeśli kiedyś ten człowiek przyjdzie do mnie i poprosi o wybaczenie, będzie chciał pojednać się, spróbuje zadośćuczynić, to wtedy powiem, że wybaczyłam mu już… dawno temu.

Staropolskie podziękowanie "Bóg zapłać" -- czyli jak ktoś nam zrobił coś dobrego, to przymujemy to dla siebie i wiemy, że los/Bóg/karma mu wynagrodzi dobrem.

To samo można powiedzieć jak ktoś nam robi coś złego... "Bóg zapłać" smile smile

50

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Gary napisał/a:

W kontekście seksu poza małżeństwem mam właśnie taki pogląd, że nie jestem winny, a oczekiwanie wierności jest nieuzasadnione, a tym bardziej oczekiwanie że będę żałował.    Gdyby żona dowiedziała się o zdradzaniu, to nie ma szans na wybaczenie, jeśli uzależnia swoją sytuację od mojej postawy.

Dzięki Gary, zawsze na Ciebie można liczyć!

Do tego zmierzam, żeby pokazać, że najczęściej "winny" działa w zgodzie ze swoją sprawiedliwością i nawet jak rozumie racje drugiej strony, to z dużym prawdopodobieństwem ich nie uzna.
Ja rozumiem Garego, choć się z nim nie zgadzam, rozumiem moich rodziców, choć utrzymuję z nimi jedynie bardzo ograniczony kontakt i rozumiem moją przyjaciółkę, z którą czułam się zmuszona ten kontakt zerwać całkowicie.
Czasem na własną rekę doprowadzam do tego, żeby "karma" zadziałała i nawet się z kimś będę ciągała po sądach. To jest wtedy, gdy wiem, że mam rację przed sądem "ludzkim", a nie boskim.
Na przykład będąc na miejscu zdradzanej żony, wewnętrznie bym wybaczyła, ale wyegzekwowałabym wszelkie możliwe konsekwencje i kary dla niewiernego małżonka...
"Oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie."

51

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Gary napisał/a:

Co masz na myśli mówiąc "wybaczenie"? Bo to zdanie brzmi jak uniewinnienie...?

Zgubne jest przekonanie, że jeśli czynimy zło, to karma do nas nie wróci, bo Bóg wybacza grzechy. Wierzę, że karma wróci, wróci bez względu na stan wiedzy czy wiary tej osoby.

Warunkowanie wybaczenia postawą sprawcy jest kotwicą... "Wybaczę, jeśli przeprosi", "Wybaczę, jeśli szczerze żałuje". Zostawmy rozrachunki, żale, wyliczenia Bogu/losowi/karmie. Zajmijmy się sobą.

Zdecydowanie łatwiej jest przebaczyć, gdy sprawca chce naprawić krzywdę.
Ale chyba rozważamy beznadziejny przypadek w którym sprawdza nie prezentuje oczekiwanej przez nas postawy.

Dokładnie tak. Cały czas usiłuję naświetlić, że skrucha i zrozumienie wyrządzonej krzywdy nie jest warunkiem koniecznym do wybaczenia, ale może ten proces znacząco przyspieszyć.

Pytasz co mam na myśli mówiąc wybaczenie - na pewno nie jest to uniewinnienie. Uniewinnić można kogoś, kogo oskarża się o krzywdzące działanie, a kto w rzeczywistości wcale tego nie dokonał, jednym słowem kiedy pozostawaliśmy w błędzie. Dla mnie wybaczenie to jest ten proces, który odbywa się w nas samych, a który przynosi spokój. To zaakceptowanie, że coś się w naszym życiu wydarzyło. To pozbycie się nienawiści, złości, nie nadawanie temu większego sensu niż konieczny.
Raz jeszcze powtórzę - skrucha i zrozumienie nie jest warunkiem koniecznym, ale bardzo pomocnym, bo łatwiej przychodzi nam zaakceptować coś, co jest dla nas trudne i bolesne, kiedy druga osoba ostatecznie uznaje naszą krzywdę i pokazuje chęć jej zadośćuczynienia. W moim odczuciu to jest bardzo ludzkie podejście. Zresztą nikt tu raczej nie powinien oczekiwać, że będziemy nadludźmi.

52 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-09-20 05:57:48)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lovelynn napisał/a:
Winter.Kween napisał/a:

Jak mozna sie zachowywac? Zignorowac to, to nie sa juz wtedy nasze problemy tylko tej osoby jezeli ta osoba z czyms nie umie sie pogodzic.
Jezeli ktos ma jakies absurdalne myslenie, jakie tutaj jest podajesz za przyklad to nie mam na to czasu. Nie chce tracic na to zycia.

Chodziło mi o to, żeby odwrócić role i pokazać, jak się sprawy mają "od drugiej strony".

Bo wychodzi mi, że nie tylko z Twojej perspektywy, ale też z perspektywy niemal każdej osoby oskarżanej, stawiane jej zarzuty są jedynie "absurdalnym myśleniem"!

Przestudiowałam dziesiątki sytuacji i historii z rodzaju kat-ofiara i wyłania mi się z moich obserwacji jednen obraz: nawet jak ktoś jest Breivikiem, pedofilem, mordercą, to zazwyczaj i tak do końca życia przekonany będzie o swojej niewinności!
Akurat niedawno czytałam historię morderycy Francisa Crowleya, który u kresu swojego życia napisał taki oto list pożegnalny: "W mojej piersi bije zmęczone, ale dobrotliwe serce - serce, które nikomu niebyłoby w stanie wyrządzić niesprawiedliwości". big_smile
Zazwyczaj tak to właśnie działa: morderca uważa, że działał z konieczności, albo że miał do wypełnienia misję, pedofil uważa, że kochał wykorzystywane przez niego dzieci i to one w zasadzie go uwiodły, mąż, który zdradza żonę będzie argumentował, że zrobił to w sumie dla jej dobra i dobra rodziny...

Ci ludzie najczęściej faktycznie działali jedynie zgodnie ze swoim aktualnym poziomem świadomości i często rzeczywiście nie widzieli, że coś nie jest w porządku. Na przykład naziści czy mężczyźni obecnie postawieni pod ścianą przez ruch "Me too". Naziści w większości uważają, że nie mieli wyboru, tylko wykonywali rozkazy (co też często jest prawdą), natomiast mężczyźni napastujący kobiety - że wtedy takie po prostu były czasy i tym kobietom się ich zachowanie najzwyczajniej podobało.

Nawet czytając tutaj na forum liczne historie, zazwyczaj jestem ciekawa, jak druga strona ze swojej perspektywy opisałaby daną sytuację. Obawiam się, że mielibyśmy dwie, zupełnie różne historie.

Wybaczanie polega na tym, żeby przepracować krzywdę, uświadomić światu, że dzieją się pewne bolesne rzeczy, nazwać problem, przetransformować ból i uczynić tym świat trochę lepszym. Ale szanse na uzyskanie zrozumienia, przeprosin, żalu i skruchy od oprawcy, są tak naprawdę bardzo, bardzo nikłe. Lepiej na to nie liczyć.

Oczywiscie w wielu wypadkach masz racje, ale w wielu nie.
Myslenie, ze jest sie niewinnym jak jest sie winnym to tez jest 'absurdalne myslenie'.
Podalas za przyklady sytuacje, gdzie druga osoba jest pokrzywdzona bo nie moze zniesc autonomii 'oprawcy', a nie bo jest rzeczywiscie pokrzywdzona.
Osobiscie nie mam problemu z zauwazeniem, ze zrobilam wiele zlych rzeczy. Nie jestem idealna i nie chce byc idealna i krysztalowa.
Jak czlowiek mysli, ze jest bez winy (kiedy ma wine) to relacje sie same rozwalaja.

Logika Gary'ego jest egocentryczna, a wiec moim zdaniem nie wystarczajaco zrownowazona.
Gdybym zdecydowala sie zdradzic meza to wiedzialabym, ze ja robie cos zlego. Dlaczego? Bo wiem, ze maz nie toleruje klamstw w relacji zadnej. Wiec, wybierajac oklamywanie go dla mojej osobistej korzysci jest brakiem szacunku do jego osoby. Jezeli nie mam do niego szacunku to jaki jest w pierwszej istancji sens tego zwiazku? Jezeli bym go zdradzila i oklamala to znaczy, ze wybieram zle zachowanie i to jest dla mnie wiadome wtedy.
Tak samo jak wiadome jest dla mnie, ze jak komus specjalnie wiele razy podstawialam noge w zyciu to nie robilam tego w ramach sprawiedliwosci bo ta osoba nie byla fajna, ale dlatego, ze odczuwalam w tym satysfakcje.
Przypomina mi sie taka scena z egzorcysty gdzie demon atakuje Ksiedza Markusa i mowi mu, ze Markusowi sprawilo przyjemnosc jak zabil swojego przemocowego brutalnego ojca, ze to nie byla tylko samoobrona. Demon mowi to zeby wyprowadzic go z rownowagi, ale jest to niemozliwe bo Markus WIE, ze sprawilo mu to przyjemnosc i nie ukrywa tego przed soba i nie udaje swietego.
To jest podstawa. Kazdy kto sam siebie rozgrzesza ma sam ze soba problem, tworzy drugie dno umyslu i tylko powieksza swoj cien.

Oczekiwanie wiernosci nie ma sensu, jezeli jasno powiesz, ze od Ciebie nie mozna jej oczekiwac. Jak wchodzilam w luzne relacje to mowilam od poczatku 'nigdy nie bede cie kochac'.
Jak na moje to wszystko co wymaga klamstw, ukrywania, gimnastyki mentalnej przed soba samym i tak dalej...jest zwyczajnie nie zdrowe.
Jezeli ktos chce tak robic, to ok. Osobiscie nie mam na to energii bo to marnuje za duzo tej energii.
Jezeli robie cos zlego to robie cos zlego, jezeli robie cos ze zlych powodow to robie to ze zlych powodow.

53

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Gary napisał/a:


... więc pozwalam oprawcy odejść w spokoju, nie mszczę się, życzę mu dobrze, wysyłam dobrą energię, a nawet życzę nawrócenia, błogosławię mu.  Po mojej stronie jest spokój, bo zrobiłam wszystko co mogłam dla siebie, a nawet pośrednio dla tej osoby.

Z tym nie do końca się zgodzę. To jest w pewnym sensie pogląd z "Radykalne wybaczanie", albo "nadstawianie drugiego policzka". Kult cierpienia.

Od sprawcy się odcinamy. Staramy sie zneutralizować wpływ jego na nasze życie. Nie zajmujemy się już sprawcą, nie dajemy mu ani czasu, ani myśli, ani energii. Żadnego błogosłąwieństwa. Kasujemy całą przestrzeń w naszej osobowości jaką ten sprawca mógł zajmować. Budujemy mur, odgradzamy się. Jak Donald Trump od Meksyku.

Wybaczając, nie zajmuję się  oprawcą, życzę mu dobrze i to wystarczy. Nie latam za nim i nie mówię, że czekam na pojednanie.

Słusznie. Ale życzenie dobrze to bym sobie darował. Trzeba się odciąć i niech się z nim dzieje co chce... To już nie nasz los.

Jeśli kiedyś ten człowiek przyjdzie do mnie i poprosi o wybaczenie, będzie chciał pojednać się, spróbuje zadośćuczynić, to wtedy powiem, że wybaczyłam mu już… dawno temu.

Staropolskie podziękowanie "Bóg zapłać" -- czyli jak ktoś nam zrobił coś dobrego, to przymujemy to dla siebie i wiemy, że los/Bóg/karma mu wynagrodzi dobrem.

To samo można powiedzieć jak ktoś nam robi coś złego... "Bóg zapłać" smile smile

Z wieloma rzeczami się zgadzam, z tym odcięciem się także. Ale można odciąć się i jednocześnie starać się życzyć komuś dobrze.  Bo po co mam mu życzyć źle? Zgodnie z tym, co piszesz, to karma do mnie wróci. Jeśli życze mu źle, to wróci do mnie zło. A jeśli będę mu życzyć dobrze, to wróci do mnie dobro. Także więc z egoistycznego punktu widzenia lepiej życzyć sprawcy dobrze.  Nie jest to łatwe, ale w perspektywie całego życia, to właśnie się opłaca. Myśli kreują rzeczywistość moją jako Obserwatora. Myślenie o złym jest więc marnowaniem energii życiowej.

No i całkowicie nie zgadzam się z Twoim podejściem do zdrady. Że nie masz wyrzutów sumienia.
Ja byłam osobą zdradzaną, dowiedziałam się prawie rok po rozstaniu o wieloletniej, wrednej w przeprowadzeniu zdradzie. I co ciekawe, to nie ta fizyczna, a nawet emocjonalna zdrada najmocniej mnie bolała. Najmocniej bolał mnie sposób przeprowadzenia tej zdrady. Te wszystkie manipulacje (wiele klocków mi się potem ułożyło, puzzle powskakiwały na swoje miejsce), przerzucanie na mnie winy, obrzucanie mnie g...em, knucie z kochanką przeciwko swojej rodzinie, wizyty kochanki z jej rodziną u nas. To wszystko złożyło się na to, gdzie mój mąż rzeczywiście miał mnie, swoje dzieci, stworzoną przez siebie rodzinę. Mój mąż najbardziej zdradził w sumie siebie, swoje przekonania, wartości życiowe, swoje dotychczasowe życie. I poszedł w całkowite zaprzeczenie w stylu "ona (żona) taka okropna była, więc ja mogłem zrobić wszystko" (donosili znajomi). W takiej sytuacji odcięcie się jest koniecznością. Dużo czasu i pracy nad sobą  kosztowało mnie dojście do sytuacji, by życzyć mu dobrze i osiągnąć spokój.
Ty żyjesz w zaprzeczeniu z podobnym wyparciem winy i przerzucaniem winy na żonę. Napiszę Ci więc to co mówiłam swojemu mężowi (nie wiedząć nawet jeszcze o zdradzie)
" Gary, podejdź do lustra, spójrz w nie, powiedz sobie, że jesteś ch...m, otwórz drzwi, przejdź przez nie i ... dobrze zamknij drzwi od drugiej strony". I piszę to do Ciebie w dobrze pojętym Twoim interesie. Jeśli weźmiesz odpowiedzialność całkowitą za SWOJE działania, spojrzysz sobie w oczy.... dopiero wtedy może zacząć się dziać w Twoim życiu dobro. Dopiero od tego momentu.

54

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Z tym się całkowicie zgadzam:

Olinka napisał/a:

Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta, redaktor portalu Psychologia.net twierdzi, że wybaczyć oznacza: zrezygnować z pielęgnowania urazy, zrezygnować z zemsty (w tym karania samego siebie), pogodzić się z brakiem rekompensaty za doznane krzywdy, pogodzić się z tym miejscem w życiu, w którym się jest.

Na pewno trudno jest taki punkt osiągnąć. W tym punkcie uczucia do sprawcy są całkowicie neutralne. Zaczynamy iść od tego "miejsca w życiu" w przyszłość. Nie wiem czy to możliwe mieszkając pod jednym dachem ze sprawcą...

Mistrz twierdził, że karma generuje się w duszy wtedy gdy powstają uczucia. Ktokolwiek wywołał jakiekolwiek uczucia w drugiej osobie, to takie same uczucia będą wywołane u niego za jakiś czas. Jest sprawca uczuć i odbiorca uczuć. Odbiorca uczuć powinien wiedzieć kto jest sprawcą i wszystkie krzywdy, te złe emocje, płyną do sprawcy i obciążają jego duszę. Jeśli się nie wie kto jest sprawcą, albo źle go ustali, to te złe emocje odbijają się jak od lustra i do nas wracają i krzywda boli jeszcze bardziej (podwójnie). Zatem negatywne emocje lepiej przeżyć w ramach oczyszczenia i na tym poprzestać. Obdarzanie sprawcy miłością i zrozumieniem, nadstawianie drugiego policzka, dążenie do pojednania to jest tylko trwonienie energii, którą należy przeznaczyć dla siebie.

To wszystko zgadza się z poglądem pana Włodawca. Wielokropek też celnie to określiła.


PS. ... o sobie powyżej przeczytałem...

55

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Mam takie rzeczy, których nigdy nie wybaczyłam...

56 Ostatnio edytowany przez faja (2020-09-20 09:57:09)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Gary
Możesz podać namiar na tego Mistrza? Chętnie o tym poczytam, to raczej nowość dla mnie.
Osobiście lubię tak sobie poszufladkować, co jest moje, a co nie jest, na co mam wpływ, a na co nie mam, co powinnam robić, a czego nie powinnam.

Co do tych dobrych, złych uczuć do sprawcy po krzywdzie. Sprawa się komplikuje, kiedy sprawcą jest osoba bliska np. małżonek i to wieloletni. Bo początkowo to liczy się tylko krzywda i generują się głownie bardzo złe emocje. Więc wysyła się nawet podświadomie za sprawcą głównie te złe. I może dlatego to potem ofiara źle się czuje (czytając to wyżej o tym Mistrzu), bo to wszystko może wracać. Sprawca bowiem często ma nas w d..pie i nawet nie musi mieć złych emocji. Po prostu w amoku zdrady i radzenia sobie z tym może ranić nas bez intencji, rykoszetem nijako. Ale co wtedy z perfidią w zachowaniu, świadomą manipulacją? A skoro rani nas bez złych intencji to nic do niego nie wraca? Ciekawa teoria, bo przecież odpowiadamy za uczucia, które wzbudzamy u innych. A może tylko za te, które wzbudzamy intencjonalnie?
Chętnie poczytam.
Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako sczyściło temat w naszym sercu. Pisząc wysłać dobro mam na myśli wzbudzić w sobie dobre uczucia do sprawcy i wysłać mu je mentalnie. Nie ma to nic wspólnego z informowaniem go o tym, bo po co, czy z robieniem mu dobra w działaniu. To byłoby szkodliwe. Dotyczy to tylko wzbudzania dobrych uczuć w naszym sercu. I tyle. Sczyszczamy ten temat w sobie, a nie w sprawcy. Sprawcę odcinamy fizycznie. Tym bardziej, że zaczynamy dopuszczać do siebie obraz zachowania sprawcy z wielu lat, a nie tylko z okresu zdrady, rozstania. I jest on szary, najczęściej.
Ale to jest to co po naszej stronie. A sprawca niech robi, co chce, tutaj pełna zgoda.

Jestem ciekawa, co odpiszesz po zastanowieniu, bo w końcu nie wiem, jak to u Ciebie naprawdę jest. Ale uważam, że zawsze warto się SOBIE przyjrzeć, swoim intencjom, uczuciom, emocjom. No i głównie należy wziąć pod uwagę interes całej rodziny, głównie dzieci. Bo za nie jesteśmy najbardziej odpowiedzialni. Za to, co im pokazujemy, jakie wzorce kształtujemy tym co robimy, a nie tym, co mówimy.

57 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-09-20 10:28:22)

Odp: Trudna sztuka wybaczania
faja napisał/a:

Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako szczyściło temat w naszym sercu.

Dobra, muszę się zapytać.
Pomimo, że interesuję się ezoteryką, rozwojem duchowym itp., to jestem też zainteresowana nauką wraz z jej empirycznymi dowodami.
I ciężko jest mi wierzyć w powyższe. Dobro wraca - to znaczy co się dzieje? Skąd wiadomo, że to, co do mnie wraca jest skutkiem tego, że coś tam wysłałam do sprawcy? A nie czegoś innego?
Jak tak sobie to przeanalizuję, to takie myślenie jest (oprócz tego, że "magiczne") również nieco... wyrachowane?
Zmuszę się do myślenia o tym dupku dobrze, bo  mi się to w sumie opłaci. Wróci do mnie przecież dobro - wow, świetna inwestycja! big_smile
To ja już bym wolała szczerze kogoś zrównać z ziemią, niż zmuszać się do wysokich uczuć, których akurat w danej chwili nie potrafię odczuwać.
Stała mi się krzywda, to szalaję, a nie wysyłam dobro - wydaje mi się to uczciwsze i prawdziwsze.

58

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Lovelynn napisał/a:
faja napisał/a:

Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako szczyściło temat w naszym sercu.

Dobra, muszę się zapytać.
Pomimo, że interesuję się ezoteryką, rozwojem duchowym itp., to jestem też zainteresowana nauką wraz z jej empirycznymi dowodami.
I ciężko jest mi wierzyć w powyższe. Dobro wraca - to znaczy co się dzieje? Skąd wiadomo, że to, co do mnie wraca jest skutkiem tego, że coś tam wysłałam do sprawcy? A nie czegoś innego?
Jak tak sobie to przeanalizuję, to takie myślenie jest również nieco... wyrachowane?
Zmuszę się do myślenia o tym dupku dobrze, bo  mi się to w sumie opłaci. Wróci do mnie przecież - wow, świetna inwestycja! big_smile
To ja już bym wolała szczerze kogoś zrównać z ziemią, niż zmuszać się do wysokich uczuć, których akurat nie potrafię odczuwać.
Stała mi się krzywda, to szalaję, a nie wysyłam dobro - wydaje mi się to uczciwsze i prawdziwsze.

Myślę, ze najważniejsze to nie robić niczego wbrew sobie..
Więc początkowo oczywiście należy pozwolić uczuciom, emocjom przepływać swobodnie. nie tłumić ich, nie zakłamywać, niczego na siłę nie zmieniać. Raczej skupić się na tym, na co mamy wpływ, czyli starać się nie podejmować złych działań, nie mścić się. A potem stopniowo myśleć racjonalnie, czyli najpierw podjąć decyzje o wybaczeniu dla SIEBIE (no bo jak dla tego d...) taki akt woli, by sobie pomóc. Potem przyjąć stosowną postawę wybaczenia (czyli nie podejmuję złych działań w stosunku do sprawcy, pozwalam przepływać złych uczuciom, emocjom, staram się wzbudzać początkowo sztucznie dobre wspomnienia, czasami dobre uczucia). To jest proces i ma prawo trwać tak długo, jak potrzeba, nawet lata. Owocem tego jest spokój ducha u mnie, pogodzenie się z rzeczywistością, i brak oczekiwań w stosunku do sprawcy (bo jak oczekiwać od kogoś takiego czegokolwiek dobrego?). Wszystko to dzieje się u mnie i ze sprawcą ma mało wspólnego. Owoce tego procesu są także moje. Sprawcę najlepiej odciąć nawet fizycznie i nie zajmować się nim wcale. Wzbudzenie dobrych uczuć do niego we mnie ma pomóc mnie. Jemu może pomóc jeśli jakoś tam mentalnie, duchowo do niego dotrze, czy zobaczy obojętność, brak wrogich uczuć. Ale to jego sprawa, nie moja. Ja nie mam oczekiwań w stosunku do niego.

Co do reszty to nie wiem, jak to działa.
Na pewno owoce są we mnie, bo mam spokój i dobre uczucia, nie niszczę więc siebie. Jestem lepszym człowiekiem, wysyłam lepsza energię, oczekuję na dobro, nie na zło, widzę więcej dobra, niż zła więc...
Moje życie pokazało mi, że dostaję najczęściej to, czego oczekuję, czego się boję, czemu nadaję moc (chyba głównie emocjonalną, duchową). Widać dostaję to, czego potrzebuję, by odrobić jakąś lekcję, by zmierzyć się z czymś ważnym. Jeśli się zmierzę, lekcje odrobię to nie ma potrzeby to do mnie wracać po raz kolejny. Więc przychodzi inne, o czym myślę, na co czekam, czemu nadaję moc. A jeśli to co robię to dobro, i widzę więcej dobra, i odbieram więcej dobra, to raczej jest to dobro.

59

Odp: Trudna sztuka wybaczania
faja napisał/a:

Gary
Możesz podać namiar na tego Mistrza? Chętnie o tym poczytam, to raczej nowość dla mnie.

To było kilkanaście lat temu... tearz nie mogę znaleźć stron, plus rozmowy z ludźmi. Brzmiało to "Karma czyli konsekwencja wyborów własnych". Za pseudonimami się kryli tak jak my tutaj na forum. 
Natomiast jak wpiszesz w google "jak działa karma i energia moralna"   to trafimy na stronę, która mniej więcej tak brzmi.

Piszeœ wszystko z zastrzeżęniem, że rozmowa o karmie jest śliska, bo to rozmowa o tym w co wierzymy, a nie mamy żadnych dowodów. 


Sprawa się komplikuje, kiedy sprawcą jest osoba bliska np. małżonek i to wieloletni. Bo początkowo to liczy się tylko krzywda i generują się głownie bardzo złe emocje. Więc wysyła się nawet podświadomie za sprawcą głównie te złe. I może dlatego to potem ofiara źle się czuje (czytając to wyżej o tym Mistrzu), bo to wszystko może wracać. Sprawca bowiem często ma nas w d..pie i nawet nie musi mieć złych emocji.

Jeśli ofiara przeżywa negatywne emocje to obdarza nimi sprawcę. I to wystarczy. Nie trzeba kierować tymi emocjami.
Ale jeśli ofiara źle wyczuwa krzywdę to będzie cierpieć podwójnie. Na przykład pasożytująca osoba zostanie zablokowana przez potencjalnego dawcę... Pasożytująca uzna, że dzieje się jej krzywda, że została odtrącona, i że winowajcą jest ten "dawca". Ale skoro się pomyliła, to prawdopodobnie sumienie zaboli podwójnie.


Po prostu w amoku zdrady i radzenia sobie z tym może ranić nas bez intencji, rykoszetem nijako. Ale co wtedy z perfidią w zachowaniu, świadomą manipulacją? A skoro rani nas bez złych intencji to nic do niego nie wraca? Ciekawa teoria, bo przecież odpowiadamy za uczucia, które wzbudzamy u innych. A może tylko za te, które wzbudzamy intencjonalnie?
Chętnie poczytam.

Prawdopodobnie odpowiadamy za wszystkie uczucia. Wiedza i intencjonalność niekoniecznie mają tutaj znaczenie.



Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako sczyściło temat w naszym sercu. Pisząc wysłać dobro mam na myśli wzbudzić w sobie dobre uczucia do sprawcy i wysłać mu je mentalnie.

Zgodnie z tym w co wierzę -- musiałabyś w sprawcy wzbudzić dobre emocje, czyli musiałby stać się adresatem twoich dobrych uczynków. A tego nie robisz, tylko masz jakiś proces sama w sobie. Może nawet sobie sama krzywdę robisz.



Dotyczy to tylko wzbudzania dobrych uczuć w naszym sercu. I tyle.

Wierzę, że uczucia trzeba przezyć takimi jakie one są. Nie wzbudzać, nie hamować.



Jestem ciekawa, co odpiszesz po zastanowieniu, ....

Jeśli masz na myśli zdradę, to jest cały wątek "Moralność vs zdrada", ale może o zdradzie tutaj nie mówmy (?), aby nie rozdrapywać ran (?) i nie robić offtopu (?).



Lovelynn napisał/a:
faja napisał/a:

Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako szczyściło temat w naszym sercu.

Dobra, muszę się zapytać.
Pomimo, że interesuję się ezoteryką, rozwojem duchowym itp., to jestem też zainteresowana nauką wraz z jej empirycznymi dowodami.
I ciężko jest mi wierzyć w powyższe. Dobro wraca - to znaczy co się dzieje? Skąd wiadomo, że to, co do mnie wraca jest skutkiem tego, że coś tam wysłałam do sprawcy? A nie czegoś innego?
Jak tak sobie to przeanalizuję, to takie myślenie jest (oprócz tego, że "magiczne") również nieco... wyrachowane?
Zmuszę się do myślenia o tym dupku dobrze, bo  mi się to w sumie opłaci. Wróci do mnie przecież dobro - wow, świetna inwestycja! big_smile
To ja już bym wolała szczerze kogoś zrównać z ziemią, niż zmuszać się do wysokich uczuć, których akurat w danej chwili nie potrafię odczuwać.
Stała mi się krzywda, to szalaję, a nie wysyłam dobro - wydaje mi się to uczciwsze i prawdziwsze.

Po pierwsze -- ja nie rozumiem co znaczy "wysyłać dobrą energię" -- to chyba modlić się za kogoś? Życzyć mu dobrze? Powiedzieć "jestem z Tobą"?

Po drugie "wysyłanie dobra" nie może się dziać u nas w głowie. Dobro musi ktoś odczuć. To samo dotyczy zła.
Myśli dobre i złe dzieją się w nas samch. Sterując myślami, np. pielęgnując w sobie nienawiść zazdrość lub lenistwo, sami sobie robimy krzywdę. Może coś na zasadzie że czynimy sobie zło, a potem zło do nas dodatkowo wraca, czyli cierpimy podwójnie.

Po trzecie w końcu -- gdybyś gościa zrównała z ziemią, to być może byłoby to bardzo oczyszczające.

Przykład... dziecko wie, że nie może dotykać kwiatków, bo rozbije wazon. Jak mama nie widzi, to dziecko dotyka kwiatków, rozbija wazon. Przypadek pierwszy: matka się wkurzyła, dała mu w tyłek (nie zbiła... tylko dała klapsa, aby pokazać że źle zrobiło i to jest natychmiastowe pouczenie), popłakało, wybaczyła, przytulili się, uznali, że dziecko musi słuchać rodziców, bo potem są szkody. To przypadek moralny chyba (?).     Przypadek drugi: matka się wurzyla, zacisnęła zęby, pogłaskała dziecko, powiedziała, że nic się nie stało, ale aby dziecko nie robiło tak więcej. Negatywne emocje matki poszły w duszę dziecka. Dziecko dodatkowo otrzymało porcję poczucia winy -- zawaliło świadomie, a nie dostało kary, zostaje z poczuciem winy.



Lovelynn napisał/a:

Dobro wraca - to znaczy co się dzieje? Skąd wiadomo, że to, co do mnie wraca jest skutkiem tego, że ...

I tutaj jest największy trik... bo Bóg dał ludziom wolną wolę. Wynika z tego, że mogą wybierać działania dobre lub złe. W szczególności mogą w Boga nie wierzyć lub wierzyć. Zatem Bog aby tej wolnej woli nie łamać nie może w sposób jednoznaczny karać/nagradzać (Bóg=karma=los... zwał jak zwał). Jeśli w życiu zaznajemy dobra, to nie wiemy czy to nagroda, czy może zadanie jakieś przed nami stoi, taki kredyt dobra na realizację trudnych rzeczy... Jak zaznajemy zła, to nie wiemy czy to kara, czy może zadanie do rozwiązania, zadanie na drodze rozwoju osobowego, trudna nauka, jak obóz przetrwania.

Niektórzy wierzą, że karma wraca w ciągu kilku lat. Wierzą, że dusza na nowo sie rodzi w nowym ciele za jakiś czas. I ta karma dobra lub zła przechodzi na następne zycie.

60

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Gary napisał/a:

quote]Dotyczy to tylko wzbudzania dobrych uczuć w naszym sercu. I tyle.

Wierzę, że uczucia trzeba przezyć takimi jakie one są. Nie wzbudzać, nie hamować.

Tutaj zgoda, jeśli są jakiekolwiek to należy je przeżyć. Ale wzbudzić uczucia dobrymi myslami można i nie jest to w sprzeczności z ich przeżywaniem.


Lovelynn napisał/a:
faja napisał/a:

Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako szczyściło temat w naszym sercu.

Dobra, muszę się zapytać.
Pomimo, że interesuję się ezoteryką, rozwojem duchowym itp., to jestem też zainteresowana nauką wraz z jej empirycznymi dowodami.
I ciężko jest mi wierzyć w powyższe. Dobro wraca - to znaczy co się dzieje? Skąd wiadomo, że to, co do mnie wraca jest skutkiem tego, że coś tam wysłałam do sprawcy? A nie czegoś innego?
Jak tak sobie to przeanalizuję, to takie myślenie jest (oprócz tego, że "magiczne") również nieco... wyrachowane?
Zmuszę się do myślenia o tym dupku dobrze, bo  mi się to w sumie opłaci. Wróci do mnie przecież dobro - wow, świetna inwestycja! big_smile
To ja już bym wolała szczerze kogoś zrównać z ziemią, niż zmuszać się do wysokich uczuć, których akurat w danej chwili nie potrafię odczuwać.
Stała mi się krzywda, to szalaję, a nie wysyłam dobro - wydaje mi się to uczciwsze i prawdziwsze.

Po pierwsze -- ja nie rozumiem co znaczy "wysyłać dobrą energię" -- to chyba modlić się za kogoś? Życzyć mu dobrze? Powiedzieć "jestem z Tobą"?

Po drugie "wysyłanie dobra" nie może się dziać u nas w głowie. Dobro musi ktoś odczuć. To samo dotyczy zła.
Myśli dobre i złe dzieją się w nas samch. Sterując myślami, np. pielęgnując w sobie nienawiść zazdrość lub lenistwo, sami sobie robimy krzywdę. Może coś na zasadzie że czynimy sobie zło, a potem zło do nas dodatkowo wraca, czyli cierpimy podwójnie.

Po trzecie w końcu -- gdybyś gościa zrównała z ziemią, to być może byłoby to bardzo oczyszczające.

quote]

Tutaj sie nie zgodzę i mam nawet jakieś tam dowody. Ustawienia Hellingera działają tak, że robi się porządek w rodzinie. Nie ma osobiście np. sprawcy, jest jego przedstawiciel. I dokonuje się pewnych zachowań, mówi sie pewne rzeczy, by ustanowić porządek. I to pracuje, to działa. Nie wiem do sprawcy (którego wtedy nie ma) dochodzi to, co się dzieje. Ale z moich osobistych doświadczeń i innych uczestników ustawień wynika, że sprawy się czyszczą, np. przeszłość zostaje załatwiona, ludzie się zmieniają. Nie było więc działania w rzeczywistości, bo sprawcy nie było, ale potem życie pokazuje, że sytuacje się zmieniają. Dotyczy to np. także zmarłych. więc jakiś przekaz (energetyczny, duchowy, świadomość tzw. pola?) istnieje. Więc i ten mój przekaz może wyjść na zewnątrz, czy pracować we mnie. tak to widzę.

61 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-09-20 12:40:50)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Karma to nic innego jak zwykla mentalna gimnastyka i pocieszanie sie.
Moja znajoma sie upiera, ze karma istnieje bo zawsze jak zrobi cos ze zlych powodow to dostaje jakas karme. Ona mysli, ze to ezoteryczne, a to zero ma zwiazku z ezoteryka i caly zwiazek z podswiadomoscia.
Jak sobie do glowy wmowi, ze cos sie dzieje to juz jej podswiadomosc sie upewni, ze tak sie bedzie dzialo.
Raz miala stluczke bo oklamala szefowa czemu sie spozni. Tylko kto prowadzil samochod? Raz poparzyla reke, raz ktos byl dla niej nie mily.
Nie mamy kontroli komepletnej i swiadomej nad swoim umyslem bo wiekszosc wiadomosci idzie prosto do podswiadomosci. Wystarczy, ze specjalnie lazla tam gdzie ktos bedzie nie mily lub gadala z taka osoba.
Ot caly sekret.
Swietnym przykladem jest moja prababka, ktora byla robila mase zlych rzeczy dla zabawy. Karmy nie bylo, miala wszystko czego chciala i osiagnela najwiecej ze wszystkich osob jakie znalam (mam na mysli, ze osiagnela szczescie i brak kompleksow na wszystkich polach)
Bo nie miala konfliktu i nie szukala podswiadomie sposobow jak sie zranic.

Oj, jak czlowiek mysli, ze jest zly i okropny czy zrobil cos zlego to ile rzeczy mu zaraz nie wychodzi. Sama wiem najlepiej bo to byl moj konflikt.

Ludzie zapominaja ile informacji przyjmuje mozg na raz, a jak malo samo z tego swiadomie wiedza. Stad tez jest 'przeczucie'.
Tutaj masz strone naukowa tego problemu.

Ludzie, wydaje mi sie, ze czesto zamiast stanac twarza w twarz ze swoimi prawdziwymi motywami i sie z nimi pogodzic to wola karme albo udaja, ze sa niewinni i szukaja wymowek. Udaja, ze to co robia jest dobre, ma logiczne powody, ma sens.
Prawda czasem nie jest szlachetna.
Kiedy gwalciciel mnie zaatakowal, a pozniej ja go prawie zabilam to nie czulam, ze mam cos do wybaczania jemu.
On mnie zaatakowal bo widzial mnie przedmiotowo, jak rzecz, ktora moze wykorzystac do spelnienia mrocznej fantazji i wyladowac sie. Wybral mnie bo weszlam do tamtej lazienki.
Z kolei ja widzialam jego przedmiotowo, jak rzecz, ktora moge wykorzystac do wyladowania wscieklosci i zlej energii, ktora gotowala sie pod moja skora od dziecinstwa. Wybralam jego bo dal mi wymowke.
Powstrzymalam sie tylko i wylacznie dlatego, ze nie chcialam problemow z prawem. Do dzis mysl o tym sprawia mi czesciowa satysfakcje i frustracje bo odmowienie sobie zabicia go bylo bardzo bardzo trudna decyzja.

62

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Gary
Dzięki za info, poczytam.

faja napisał/a:
Gary napisał/a:

quote]Dotyczy to tylko wzbudzania dobrych uczuć w naszym sercu. I tyle.

Wierzę, że uczucia trzeba przezyć takimi jakie one są. Nie wzbudzać, nie hamować.

Tutaj zgoda, jeśli są jakiekolwiek to należy je przeżyć. Ale wzbudzić uczucia dobrymi myslami można i nie jest to w sprzeczności z ich przeżywaniem.


Lovelynn napisał/a:
faja napisał/a:

Po jakimś czasie sądzę, że warto wysłać (chociaż raz) do sprawcy dobro, by ono do nas wróciło i niejako szczyściło temat w naszym sercu.

Dobra, muszę się zapytać.
Pomimo, że interesuję się ezoteryką, rozwojem duchowym itp., to jestem też zainteresowana nauką wraz z jej empirycznymi dowodami.
I ciężko jest mi wierzyć w powyższe. Dobro wraca - to znaczy co się dzieje? Skąd wiadomo, że to, co do mnie wraca jest skutkiem tego, że coś tam wysłałam do sprawcy? A nie czegoś innego?
Jak tak sobie to przeanalizuję, to takie myślenie jest (oprócz tego, że "magiczne") również nieco... wyrachowane?
Zmuszę się do myślenia o tym dupku dobrze, bo  mi się to w sumie opłaci. Wróci do mnie przecież dobro - wow, świetna inwestycja! big_smile
To ja już bym wolała szczerze kogoś zrównać z ziemią, niż zmuszać się do wysokich uczuć, których akurat w danej chwili nie potrafię odczuwać.
Stała mi się krzywda, to szalaję, a nie wysyłam dobro - wydaje mi się to uczciwsze i prawdziwsze.

Po pierwsze -- ja nie rozumiem co znaczy "wysyłać dobrą energię" -- to chyba modlić się za kogoś? Życzyć mu dobrze? Powiedzieć "jestem z Tobą"?

Po drugie "wysyłanie dobra" nie może się dziać u nas w głowie. Dobro musi ktoś odczuć. To samo dotyczy zła.
Myśli dobre i złe dzieją się w nas samch. Sterując myślami, np. pielęgnując w sobie nienawiść zazdrość lub lenistwo, sami sobie robimy krzywdę. Może coś na zasadzie że czynimy sobie zło, a potem zło do nas dodatkowo wraca, czyli cierpimy podwójnie.

Po trzecie w końcu -- gdybyś gościa zrównała z ziemią, to być może byłoby to bardzo oczyszczające.

quote]

Tutaj sie nie zgodzę i mam nawet jakieś tam dowody. Ustawienia Hellingera działają tak, że robi się porządek w rodzinie. Nie ma osobiście np. sprawcy, jest jego przedstawiciel. I dokonuje się pewnych zachowań, mówi sie pewne rzeczy, by ustanowić porządek. I to pracuje, to działa. Nie wiem do sprawcy (którego wtedy nie ma) dochodzi to, co się dzieje. Ale z moich osobistych doświadczeń i innych uczestników ustawień wynika, że sprawy się czyszczą, np. przeszłość zostaje załatwiona, ludzie się zmieniają. Nie było więc działania w rzeczywistości, bo sprawcy nie było, ale potem życie pokazuje, że sytuacje się zmieniają. Dotyczy to np. także zmarłych. więc jakiś przekaz (energetyczny, duchowy, świadomość tzw. pola?) istnieje. Więc i ten mój przekaz może wyjść na zewnątrz, czy pracować we mnie. tak to widzę.
Drugi temat to medytacja, która bardzo zmienia medytującego, ale i energię świata. Stąd duża moc zbiorowych medytacji np. w miejscach zagłady. trzeci to  modlitwa, która dla mnie jest forma medytacji (kontemplacji co tam chcesz) najbardziej zmienia modlącego się i też służy najpierw zmiany złej energii w dobrą, a potem wysyłanie tej energii (duchowości czy co tam chcesz) w świat.

63

Odp: Trudna sztuka wybaczania
biankax99 napisał/a:

Mam takie rzeczy, których nigdy nie wybaczyłam...

Chyba kazdy je ma...

Mozna czasami zaakceptowac, ze sie staly, ale nie wybaczyc...

64 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-09-20 16:44:06)

Odp: Trudna sztuka wybaczania

Zastanawiam się, czy do tego by wywalić na kogoś, przez kogo czujemy się skrzywdzeni, złość, to trzeba do niego czuć miłość  czy bliskość w takim ludzkim sensie.  Jak już tego nie ma, patrzymy na sytuację z góry niejako.
Ja tak patrzę na exa, który się miota, ma fazy przepraszania,  albo obwinianoa mnie, nawet zdarzyło mu się prosić bym wywalił na niego złość. Paslawek coś wspominal o robieniu sobie czyśćca. Otóż ja mu już zdać tego nie mogę, bo on jest dla mnie obcy, a po co komuś obcemu miałabym dawać swoje emocje.
Wiążą mnie z nim dzieci i sprawy, więc na pomoc możemy wzajemnie liczyć, ale to nic wynikającego z bliższej relacji.
Natomiast  nasze samopoczucie nie musi mieć  już nic ze sprawcą wspólnego, może mieć wiele wspólnego z nami, naszymi planami na przyszłość, naszym życiem i jego ogarnianiem.

65

Odp: Trudna sztuka wybaczania
Bullinka napisał/a:
biankax99 napisał/a:

Mam takie rzeczy, których nigdy nie wybaczyłam...

Chyba kazdy je ma...

Mozna czasami zaakceptowac, ze sie staly, ale nie wybaczyc...

Nie mam takich rzeczy.

Posty [ 1 do 65 z 108 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Trudna sztuka wybaczania

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024