ja mam w sumie pytanie do mężatych i żonatych tutaj
jak już wchodzimy na takie okołozwiązkowe tematy.
Jak sobie ułożyliście relacje z teściowymi?
bo ja kurczaki nie potrafię. Przede wszystkim moja teściowa mieszka 700km od nas, ja ją widzę w porywach raz w roku (i to tak zostanie) i ja po prostu zupełnie nie mam potrzeby z nią budować relacji. Nie wyobrażam sobie mówić do niej per mamo. Mamę mam, jedna mi wystarczy.
Ona twierdzi, że powinnam do niej dzwonić i z nią gadać, ale ja nawet nie wiem o czym.
Zresztą ona włożyła w to cegiełkę, bo na początku było spoko, a potem coś jej totalnie odwaliło po roku i całkowicie mnie obgadała (żeby było śmiesznie przy moim facecie) do całej jej strony rodziny. Że jak wszyscy razem byliśmy na weselu kuzynki, to ja nie chodziłam między stolikami i się wszystkim nie przedstawiłam
no cyrk na kółkach.
Więc ogólnie relacje mamy takie mocno napięte, ona mnie u siebie nie chce (nie powiedziała tego oficjalnie, ale wyraźnie to sygnalizuje), zaprasza tylko mojego faceta, zawraca mu głowę, dzwoni przynajmniej raz dziennie z jakimiś pierdołami totalnymi (ale dobra, nie mnie oceniać, niech mają kontakt, jaki mają).
Z mojej strony przelało się to wszystko w dwóch momentach. W pierwszym, jak w wakacje 2020 polecieli sobie do Turcji i zabrali mojego faceta, a przede mną skrzętnie to ukrywali (w sensie mój partner nie ukrywał, od razu mi powiedział, że ma taką propozycję, a ja mu kazałam z niej skorzystać, ale żal mi został), ona jak wiedziała, że słyszę ich rozmowy, to słowem nie wspominała. A ja bym zapłaciła za siebie za taką wycieczkę bez problemu.
Drugi raz, już po zaręczynach, jak strzeliła focha i powiedziała, że ona żadnego ślubu i wesela nie chce i że wcale, ewentualnie możemy ze 2 lata poczekać i dopiero wtedy ona pomyśli. Też śmieszne. Na dodatek my chcemy wziąć kredyt i kupić mieszkanie pod koniec tego roku albo na początku przyszłego, a ona już mu w każdej rozmowie tłucze do głowy, żeby nie brać kredytu, bo jak to tak z kredytem. Aż mam ochotę jej powiedzieć, że jak sypnie kasą, to możemy kupić bez kredytu, ale znając życie, to moi rodzice nas wspomogą, a ona nie ruszy palcem i jeszcze będzie narzekać.
Teraz już zaczyna mówić, że przez covid M. nie przyjechał do nich na Wielkanoc, ale niech przyjedzie na Boże Narodzenie SAM. Gdzie w Boże Narodzenie to my już będziemy 3 miesiące po ślubie i ja sobie nie wyobrażam, żebyśmy spędzali jakiekolwiek święta osobno.
Ogólnie na miejscu mamy moich rodziców i jak coś potrzebujemy to oni nam pomagają. Tata pomaga w remontach czy jak coś się zepsuje, mama podrzuca czasami jakieś jedzenie
jakby coś się stało, to oni pomogą, to ich odwiedzamy, z nimi gdzieś idziemy na wycieczkę czy coś. Ona jest daleko i ja też nie chcę, żeby M się całkowicie urwał kontakt z mamą i bratem, bo to nie o to chodzi, ale ja kompletnie nie wiem jak mam sama sobie ten kontakt ustawić, bo ta kobieta mnie po prostu irytuje całą sobą i ja po prostu totalnie tego nie widzę. Chciałabym, żeby w tej relacji była neutralność, bo chyba na sympatię nie mamy co liczyć, ja też jej nie potrzebuję.
Ktoś, coś?
help?
sorry, wylało mi się już, bo przed chwilą słuchałam 40min rozmowy mojego partnera z nią, a że akurat trzaskałam kilometry na rowerku stacjonarnym, to nie mogłam wyjść na spacer 