Na wyborach byłam. Co więcej mogę zrobić? Nie jestem działaczką społeczną, ale nie mogę bezczynnie patrzeć na takie coś. Tyle mogę zrobić, nawet jeśli wiem, że być może niewiele to zmieni.
Córka pytałaby mnie, gdzie byłam w tym czasie?
A może fakt protestów w jakimś niewielkim chociaż stopniu rozjaśni komuś w głowie? Może jeden z drugim pomyśli " nie no, przeginają"? I nie mówię tu o wyborcach PiSu, że im się coś przestawi, ale na przykład o tych, którzy na wyborach nie byli?
A argument o rozsiewaniu zarazy jakoś nie podziałał, choć w październiku też był podnoszony.
Ja Cię całkowicie rozumiem i nie zniechęcam nikogo do protestowania. Te tłumy, ta młodzież wygląda pięknie i daje nadzieje na przyszłość. Ale jeśli o realne korzyści z tych protestów to nie ma co na nie liczyć. Musiałyby mieć naprawdę ogromną skalę i być długie, czyli po prostu bardzo dotkliwe dla władzy. A takie nie są i nie będą. Władza ma i tak teraz przesrane, bo nie daje sobie rady, więc tradycyjnie zrobiła wrzutkę z aborcją, żeby odwrócić uwagę od obecnych problemów. To już jest tak schematyczne w ich wydaniu, że aż nudne.
Ja naprawdę kibicuję protestującym kobietom.